O śwince, która zasłużyła na miłość - Nela Nielsen - ebook

O śwince, która zasłużyła na miłość ebook

Nela Nielsen

0,0

Opis

…„Nie zanieczyszczaj swojego serca nienawiścią i gniewem - rzekła po chwili wróżka. - Nie chowaj w swym sercu urazy. Świat wydaje się dużo piękniejszy, gdy spoglądasz nań przez czyste okna duszy"...

 

Mała świnka doświadczyła w swoim życiu wiele smutku i cierpienia, wyrusza więc w podróż przez dwanaście dolin, żeby dotrzeć do Wzgórza Wiedzy, gdzie ma nadzieję znaleźć odpowiedź na swoje pytania: dlaczego na świecie jest tyle zła i jak to zmienić. Po drodze spotyka wróżkę Sanabell, która daje jej siłę na dalszą podróż, jako że droga, którą ma przebyć będzie trudna i wyczerpująca, wiedzie bowiem przez Dolinę Smutku, Dolinę Nadziei, Dolinę Samotności, Dolinę Pewności Siebie, Dolinę Przebaczenia i wiele innych, które poruszą jej serce.

Bajkowa opowieść dla dzieci i dorosłych.

 

Wersję drukowaną znajdziesz tu:

 

👇🏻👇🏻👇🏻

 

Kup teraz

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 67

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Nela Nielsen

O śwince, która zasłużyła na miłość

IlustratorDazdraperma

© Nela Nielsen, 2024

© Dazdraperma, ilustracje, 2024

…„Nie zanieczyszczaj swojego serca nienawiścią i gniewem — rzekła po chwili wróżka. — Nie chowaj w swym sercu urazy. Świat wydaje się dużo piękniejszy, gdy spoglądasz nań przez czyste okna duszy…”

Mała świnka doświadczyła w swoim życiu wiele smutku i cierpienia, wyrusza więc w podróż przez dwanaście dolin, żeby dotrzeć do Wzgórza Wiedzy, gdzie ma nadzieję znaleźć odpowiedzi na pytania: dlaczego na świecie jest tyle zła i jak to zmienić.

ISBN 978-83-8369-652-2

Książka powstała w inteligentnym systemie wydawniczym Ridero

Narodziny — szczęście czy niedola

W ogromnej, zimnej hali, podzielonej na małe, brudne zagrody, urodziło się dwanaście prosiaczków. Wszystkie maleńkie, bezbronne i różowe, z maleńkimi zawiniętymi ogonkami. Ich mamę umieszczono w klatce z metalowych rur, tak, żeby pozostawała bez ruchu i tylko nieustannie karmiła niemowlaki. Cierpiała. Bezruch dotkliwie jej doskwierał. Pragnęła biegać po łąkach, tarzać się w błocie, ogrzewać w ciepłych promieniach słońca, czerpać radość z życia, ale człowiek jej to wszystko odebrał. Nogi drętwiały, ciało przeszywał ból, a biedna świnka nic nie mogła zrobić. Mogła tylko cichutko popłakiwać.

Matka kochała swoje różowe maleństwa i karmiła je z wielkim oddaniem. Nieustannie jednak po jej policzkach spływały perłowe łzy, a z oczu wyzierał ogromny smutek i jeszcze większa rozpacz.

Maleństwa piły mleko mamy i rosły jak na drożdżach. Nie minęło wiele czasu, a już biegały po zagrodzie, ciesząc się każdym nowym dniem i wymyślając coraz to nowsze zabawy.

Wszystko wzbudzało w nich radość, każda przeszkoda była wyzwaniem, każdy dzień szansą na promienny uśmiech skierowany do szczęśliwego rodzeństwa i nieodmiennie smutnej mamy.

Dzień mijał za dniem, tydzień za tygodniem. Sen, jedzenie, zabawa… Sen, jedzenie, zabawa… I tylko te zapłakane oczy mamy odbierały spokój ich małym serduszkom.

— Mamusiu — mała świnka podeszła do mamy, a gdy ta opuściła głowę, ryjkiem potarła o jej nosek. — Dlaczego ty ciągle jesteś smutna? Dlaczego płaczesz, mamusiu? Co cię tak zasmuca? — zapytała z nieukrywaną ciekawością.

Wilgotna łza potoczyła się po policzku mamy, a potem opadła w dół i ciężko uderzyła o betonową posadzkę.

— Gdybyś tylko wiedziała, córuś… Gdybyś tylko wiedziała, co was czeka, płakałabyś razem ze mną.

— A… co nas czeka?

— Czasami lepiej nie wiedzieć wszystkiego…, ale pamiętaj, gdy tylko nadarzy się okazja, uciekaj. Uciekaj stąd jak najdalej i nigdy więcej nie zbliżaj się do człowieka. Mała świnka wtuliła się w ciepłe ciało mamy i przez moment myślała o tym, co właśnie usłyszała.

Po chwili powieki zrobiły się ciężkie i powoli opadły, a maleństwo pogrążyło się we śnie.

Ze snu wyrwał ją nagły harmider i odgłosy chrumkania, biegania i okrzyków przestraszonego rodzeństwa.

Dwóch mężczyzn chodziło po zagrodzie i łapało przerażone prosiaczki. Podnosili je za nogi do góry, a potem wrzucali do worków. Mama prosiaczków chciała biec na pomoc swoim dzieciom, ale nie mogła wydostać się z metalowego ogrodzenia, które więziło jej ciało. Rzucała się w swojej klatce na wszystkie strony, raniąc skórę do krwi, i tylko krzyk jest zbolałego serca wylewał się gorzkim strumieniem z obolałej krtani.

— Mamo, mamo, co się dzieje? — wykrzyknęła świnka, nie rozumiejąc całej sytuacji.

Dopiero teraz, słysząc głos dziecka, którego omal nie podeptała, walcząc o wolność, przypomniała sobie, że nie jest sama. Spojrzała na siedzące obok niej maleństwo, chwilę później rzuciła wzrokiem na otwarte drzwi hali, potem znowu popatrzyła na prosiaczka i ze łzami w oczach rzekła:

— Pamiętasz o czym rozmawiałyśmy dzisiaj rano?

Świnka pokiwała potwierdzająco łebkiem.

— Spójrz, tam są otwarte dziwi. Musisz biec prosto przed siebie. Uciekaj, dziecko, uciekaj, ile sił w nogach i nie daj się złapać! Masz tylko jedną szansę. Od tego zależy całe twoje dalsze życie.

Mała świnka obejrzała się za siebie i spojrzała na otwarte drzwi. Nie wiedziała, co ją tam czeka. Przecież nigdy nie opuszczała zagrody. Ale krzyk uciekającego rodzeństwa, które płakało i wierzgało raciczkami w zawiązanych workach, brzmiał tak złowróżbnie, że aż serce zamierało ze strachu. Spojrzała pytająco na mamę po raz kolejny.

— Biegnij i nie oglądaj się za siebie — powtórzyła mama, po czym odwróciła się w kierunku intruzów porywających jej dzieci i znów zaczęła wyć z bólu i rzucać się z wściekłością, uderzając całym ciałem o metalową klatkę.

Mała świnka odwróciła się w kierunku otwartych drzwi i zaczęła biec przed siebie. Krzyki dochodzące zza jej pleców, tylko ją utwierdzały w podjętej decyzji. Musi stąd uciekać. Musi. Tak, jak nakazała mama.

Dobiegła do drzwi i wyskoczyła na zewnątrz. Jasne promienie słońca spowiły jej ciało i oślepiły nieprzyzwyczajone do dziennego światła oczy. Potknęła się, przewróciła i przetoczyła po twardych kamieniach. Zabolało. Ale natychmiast dźwignęła poturbowane ciało i zaczęła biec dalej. Na dziedzińcu nikogo nie było. Nikt na szczęście jej nie zauważył i nikt jej nie gonił. Dotarła do murowanego ogrodzenia i nie bardzo wiedziała, co robić dalej. Przycupnęła za workami śmieci i, dygocąc ze strachu, obserwowała rozwój wypadków.

Dwóch mężczyzn, z workami pełnymi małych prosiaczków, wyszło z hali i podeszło do stojącego nieopodal samochodu. Wrzucili z rozmachem worki do furgonetki, a uwięzione w workach stworzenia zawyły z bólu. Mężczyźni wsiedli do samochodu, odpalili silnik i ruszyli. Samochód zatrzymał się przed bramą wjazdową, która powoli zaczęła się otwierać. Gdy otworzyła się na oścież, ruszyli i odjechali w nieznanym kierunku.

Mała świnka pomyślała, że też powinna opuścić to miejsce, więc, gdy tylko samochód zniknął w oddali, zaczęła biec ku wyjściu. Ale brama zamykała się zbyt szybko. Jej małe nóżki nie nadążały. Gdy dobiegła do wyjścia, brama była już całkowicie zamknięta. Świnka schowała się za stojącymi nieopodal drewnianymi skrzyniami i czekała.

Minął dzień. Zapadł zmierzch. Na zewnątrz zrobiło się chłodno. Maleńka świnka dygotała z zimna, była głodna i wyczerpana, zaczęła więc zastanawiać się, czy czasami nie lepiej byłoby wrócić do zagrody. Ale gdy tylko ta myśl zrodziła się w jej maleńkiej główce, natychmiast w pamięci ożyły słowa mamy: „Uciekaj stąd i nigdy więcej nie wracaj”.

Świnka przycupnęła z powrotem przy skrzyniach i czekała. Noc była zimna i gwieździsta. Dreszcze wędrowały po jej maleńkim ciałku niczym mrówki po ściółce leśnej. Musiała jakoś dotrwać do rana.

Nowe życie

Gdy tylko pierwsze promienie słońca oświetliły horyzont, mała świnka zaczęła szukać drogi ucieczki. Szła przy ogrodzeniu i nagle natknęła się na dziurę w siatce. Zaczęła się usilnie przeciskać na zewnątrz. Pchała się i pchała, aż ostatecznie znalazła się po drugiej stronie ogrodzenia. Teraz biegła prosto przed siebie. Mijała pola, zagrody, domostwa i lasy. Biegła, gdzie ją nogi poniosą, nie wiedząc tak naprawdę, co ze sobą zrobić. Dzień powoli mijał, raciczki bolały, a w brzuszku burczało z głodu. Nagle na skraju łąki zobaczyła pasącą się krowę. Krowa była uwiązana, a koło niej wesoło podskakiwał młody cielaczek. Świnka postanowiła poszukać u nich ratunku. Podeszła i opowiedziała swoją historię. Mówiła o ucieczce, o swojej uwięzionej mamie, o porwanym rodzeństwie i o głodzie, który niemiłosiernie doskwierał. Krowa nakarmiła świnkę własnym mlekiem. Lizała na przemian ją i cielaczka. Wkrótce stała się dla niej drugą matką. W sercu świnki zawitała radość. Nowy braciszek był pogodny i wesoły, więc spędzali czas na zabawach.

Krowa dbała, aby nigdy nie byli głodni, a wieczorami otulała ich własnym ciałem. Świnka była ostrożna i zawsze chowała się w krzakach, gdy tylko zobaczyła na horyzoncie człowieka.

Sielanka skończyła się jakiś czas później. Któregoś dnia przyjechał rolnik, zabrał cielaczka, wsadził na przyczepę i odjechał. Krowa muczała, płakała, błagała, chciała biec za swym dzieckiem, ale była uwiązana i nikt nie zwracał uwagi na jej rozpacz. Nie mogła pogodzić się ze stratą dziecka. Ból rozszarpywał jej serce i mieszał zmysły. Wkrótce podupadła na zdrowiu. Już nie chciała karmić prosiaczka. Pragnęła tylko zasnąć i nigdy więcej się nie obudzić.

Świnka wiedziała, że musi ruszyć dalej, inaczej zginie z głodu. Pożegnała więc swoją drugą mamę i ruszyła w świat.

Szła przez las, nie zdając sobie sprawy z grożącego jej niebezpieczeństwa. Nie wiedziała bowiem, że świat pełen jest drapieżników, które tylko czyhają na zagubione, samotne dzieci. W pewnej chwili usłyszała wycie wilka. Chwilę później drapieżnik stał naprzeciwko niej i szczerzył kły. Struchlała, serce zaczęło walić jak oszalałe, a nogi odmówiły posłuszeństwa. Nie była w stanie uciekać, a zdawała sobie sprawę, że zaraz rozegra się przeraźliwy dramat jej krótkiego życia. Wilk powoli zbliżał się do świnki i był już gotowy do ataku, gdy nagle z zarośli wyskoczył dorodny dzik i z całej siły uderzył kłami w wilka. Rozpoczęła się zażarta walka. Odyniec był duży, silny i waleczny, więc ostatecznie wilk odbiegł z podkulonym ogonem.

Dzik zabrał świnkę do swojego stada. Dołączyła do gromady małych i radosnych warchlaków i na nowo odnalazła szczęście. W stadzie nauczyła się, jak zdobywać pożywienie, gdzie szukać trufli, a gdzie żołędzi. Jak wykopać kłącza czy korzenie i gdzie rosną pyszne owoce. Poznała również smak ziemniaków wykopywanych na polu uprawnym. W nowej rodzinie czuła się bezpieczna i spokojna. Tak było do czasu, aż któregoś dnia do lasu wtargnęła grupa myśliwych. Strzelali na oślep, raniąc i zabijając każdą istotę, jaką napotkali po drodze. Straciła kolejną rodzinę.

Siedziała wśród wysokiej trawy, ukrywając się przed oprawcami. Po raz kolejny uleciała z niej nadzieja na szczęśliwe i spokojne życie. Świnka traciła każdego, kogo pokochała. Nie wiedziała, co dalej ze sobą począć. Po policzku prosiaczka popłynęły łzy, a jego serce wypełniło się gniewem i żalem.

W pełnej chwili, na rosnącym tuż obok grzybie, przysiadł mały turkusowy elf. Był dobroduszny i śliczny. Skrzydła miał delikatne jak motyl. Siedział tam i patrzył na zapłakane stworzonko.

— Dlaczego człowiek odbiera mi wszystko, co kocham? Dlaczego świat jest taki podły? Ile jeszcze mogę znieść? No ile… — żal wylewał się ze zwierzątka.

— Nie znam odpowiedzi na twoje pytania — odpowiedział elf. — Musisz odnaleźć wróżkę Sanabell. Ona wyprostuje ścieżki twojego losu. Chodź, wskażę ci drogę.

Dolina wróżki Sanabell

W zielonej dolinie, gdzie magia płynęła swobodnie jak rzeki, niebo otaczało przestrzeń błękitem czystszym niż źródlana woda, a powietrze przepełnione było słodkim zapachem polnych kwiatów, istniała niezwykła polana. Na tej polanie każdego dnia odbywał się zapierający dech w piersiach spektakl. Każdego poranka, gdy pierwsze promienie słońca malowały korony drzew odcieniami złota i bursztynu, na samym środku polany pojawiała się wróżka Sanabell. Była piękna, stworzona z gracji i wdzięku. Miała delikatne rysy i współczujące serce. Posiadała dobroć i mądrość, i wszystkim tym, co posiadała w swym czystym sercu, chętnie dzieliła się z innymi. Każdego poranka, muśnięta pocałunkiem wschodzącego słońca, tańczyła na polanie swój taniec miłości, rzucając na wszystkie strony dobrotliwy uśmiech i wysyłając pozytywną energię, która przenikała swym dobrem każdą żywą istotę, znajdującą się w pobliżu. Tańczyła pod złotym baldachimem drzew, biegając boso po zroszonej trawie, a jej delikatne, białe skrzydła rzucały ciepły blask i wirowały wokół niej, wprawiając w zachwyt każdego, kto miał zaszczyt uczestniczyć w tym spektaklu.

Tańcząc, stawiała swoje stopy delikatnie, jakby unosiła się w powietrzu, tak, żeby nie uszkodzić żadnego kwiatka, nie zgnieść żadnego źdźbła trawy, a tym bardziej nie skrzywdzić jakiegokolwiek żyjącego na łące stworzenia.

Sanabell czuła głęboką więź ze wszystkimi żyjącymi istotami i z całą przyrodą. Wiedziała, że każda najmniejsza istota tego świata jest ważna, a jej istnienie jest świadectwem miłości Wszechświata do niebieskiej planety, na której przyszło im żyć. To było dla niej oczywiste, że wszelkie stworzenia są częścią połączonej i przenikającej się wzajemnie sieci życia, a każdy element tej układanki jest niezbędny, niepowtarzalny i niezwykle ważny.

Tańcząc, Sanabell roztaczała wokół siebie harmonię i piękno. Jednocześnie cichutko nuciła delikatną melodię, a głos miała tak słodki, że nawet cierniste zarośla rozluźniały swój uścisk na dźwięk jej barwnego głosu.

Sanabell była wróżką lasu i zielonej doliny. Dbała, aby nikomu nie działa się krzywda. Mieszkańcy lasu kochali ją za jej mądrość i dobroć. Czuli się przy niej komfortowo, wiedzieli bowiem, że zawsze mogą liczyć na jej pomoc. Wróżka nieodmiennie podawała pomocną dłoń, chroniła przed nieszczęściem, a nawet bezpiecznie prowadziła zagubionych podróżników po krętych ścieżkach lasu i prostowała zawiłe losy ich życia, jeżeli tylko o to poprosili. Na każdym kroku gotowa była podzielić się swą mądrością i udzielić rad, które w magiczny sposób potrafiły odmienić ludzkie życie.

Mała świnka dotarła na skraj polany jeszcze zanim pierwsze promienie słońca delikatnie oznajmiły, że nadszedł czas, aby świt przegonił ponury zmierzch i powoli pobudził do życia cały las i magiczną polanę. Przykucnęła przy ogromnym, stuletnim drzewie i siedziała po cichutku, osnuta nieprzeniknioną ciemnością mroku. Panujący chłód przeszył jej ciało, a dreszcze powędrowały od raciczek, aż po sam czubek głowy. Trzęsąc się z zimna, czekała aż nastanie poranek. Wreszcie powieki stały się ciężkie i opadły. Zapadła w głęboki sen.

Gdy otworzyła na powrót oczy, ujrzała na łące wróżkę tańczącą w porannych promieniach wschodzącego słońca. Patrzyła na ten taniec jak zaczarowana, jakby świat wokół niej zniknął, przestał istnieć, zamienił się w rozmazaną plamę zielonego tła. Las w niewyjaśniony sposób pogrążył się w niebycie. Istniała tylko ta piękna kobieta, jej taniec, jej zgrabne ciało otulone suknią z piór, pochodzących z jej własnych skrzydeł, oraz powalający wdzięk i niezwykły czar jej ruchów.

Gdy wróżka skończyła tańczyć, podniosła wzrok i spojrzała w kierunku ogromnego drzewa. Ujrzawszy małego, różowego gościa, Sanabell rozłożyła swe anielskie skrzydła i podleciała bliżej. Wylądowała na posłaniu utkanym z miękkiego mchu i przysiadła na nim z niebywałą lekkością i gracją. Najpierw rozłożyła swe ogromne skrzydła, jakby chciała je osuszyć w cieple słońca, a następnie zamknęła oczy i przechyliła twarz ku bursztynowym promieniom. Siedziała w milczeniu, odczuwając głębokie poczucie spokoju i zadowolenia. Ten spokój i beztroska w jakiś magiczny sposób udzieliły się prosiaczkowi. Świnka nagle poczuła, jak ciepło przenika przez skórę, wypełniając jej ciało spokojem i witalnością. Ona również zamknęła oczy. Słuchały w milczeniu szelestu liści na wietrze i delikatnego brzęczenia skrzydełek owadów latających w powietrzu. Zmysł węchu wypełniła przyjemna woń zroszonej trawy oraz słodki zapach kwiatów porastających polanę. Po chwili do ich uszu dotarł przepiękny ptasi śpiew, delikatny niczym szept, a ich ciało otulił powiew dobrodusznego wiatru, który, zdawać by się mogło, odgania złe myśli i przywraca poczucie błogiego spokoju. Świnka znalazła ukojenie w delikatnym uścisku słońca i czułym dotyku wiatru. Gdy wreszcie podniosła powieki, ujrzała wpatrzone w siebie niebieskie, przepełnione dobrem i delikatnością oczy Sanabell. To spojrzenie wypełnione było pewnym rodzajem czułości, rzekłbyś wręcz matczynej, pełnej oddania i zachwytu nad własnym dzieckiem. Sanabell patrzyła na małą świnkę jak na ósmy cud świata, coś niebywale pięknego i zachwycającego zarazem. Coś, co urzeka swym pięknem i dostojnością.

Świnka speszyła się. Opuściła onieśmielony wzrok, a wraz z nim pochyliła całą głowę, lecz Sanabell dotknęła delikatnie jej podbródka i podniosła główkę stworzenia wyżej, tak, że ich wzrok spotkał się ponownie.

— Jesteś piękna świnko — rzekła cichutko wróżka.

— Ja? Piękna???

— Tak! — głos wróżki zabrzmiał jak dźwięczna ballada. — Jesteś przepiękna. Masz takie dobre i czułe serce. Nie spotkałam jeszcze tak delikatnej duszyczki w żadnym innym stworzeniu — uśmiechnęła się łagodnie do małego prosiaczka i pogładziła dłonią po główce.

— No nie wiem… — powątpiewała w jej słowa świnka.

— Nie zanieczyszczaj swojego serca nienawiścią i gniewem — rzekła po chwili wróżka. — Nie chowaj w swym sercu urazy. Świat wydaje się dużo piękniejszy, gdy spoglądasz nań przez czyste okna duszy.

Świnka wydawała się zdumiona. Patrzyła na Sanabell szeroko otwartymi oczami.

Czuła się tak, jakby wróżka zajrzała w głąb jej duszy i zobaczyła wszystkie jej myśli, wszystkie bolączki, całe cierpienie, jakie w sobie nosiła. To spowodowało, że z jej oczu nagle popłynęły łzy. Najpierw pociekły powoli, a potem polały się strumieniami. Nie mogła ich powstrzymać, nie mogła zapanować nad własnymi emocjami. Wróżka delikatnie pogładziła ją po łebku, a potem wyciągnęła ramiona i mocno przytuliła stworzonko do serca.

— Płacz dziecinko, płacz. Niech to przyniesie Ci ukojenie i wypełni spokojem twoją duszę.

— Dlaczego?… Dla… dlaczego? Dlaczego świat i ludzie są tacy okrutni, wróżko? — łkała cichutko świnka — Dlaczego musimy przez nich tak cierpieć? Dlaczego odbierają nam najbliższych? Dlaczego?

— Są istoty, które idą przez życie bez hałasu, prosząc niejako o przebaczenie za to, że w ogóle istnieją — odpowiedziała łagodnie wróżka, wciąż głaszcząc stworzonko po łebku. — Cierpią niedolę, dopóki nie odejdą, a odchodzą tak, jak przyszły, z niczym, w pokorze i obojętności. Ci, którzy zadają im ból nie wiedzą, co czynią sami sobie. We wszechświecie, moja droga świnko, nic nie ginie, nic nikomu nie jest zapomniane. Wszystko zostanie rozliczone: i dobro, i zło. Widzisz, musisz zrozumieć, że wszystkie istnienia tego świata są ze sobą powiązane niewidzialną siecią życia. Dziś ty cierpisz przez nich, jutro oni będą cierpieć za własną niegodziwość. Więc bądź uprzejma i szanuj wszystkie żywe istoty. Nigdy nie wiesz, co przypadnie ci w udziale za twoje własne uczynki.

— Ja nikogo nie krzywdzę, wróżko. Dlaczego zatem inni krzywdzą mnie i moich najbliższych? Chciałabym to zrozumieć. Wędrowałam tak długo, żeby dotrzeć do ciebie, bo chcę poznać odpowiedź. Chcę zrozumieć, dlaczego ludzie kochają tylko pieski i kotki? Dlaczego ja nie zasługuję na miłość?

— Żeby to zrozumieć, musisz wyruszyć w daleką podróż — powiedziała Sanabell i zawiesiła na moment głos.

Świnka spojrzała na wróżkę, wyczekując dalszej wypowiedzi.

— Czeka cię długa i wyczerpująca droga — Sanabell czule pogładziła świnkę po łebku po raz kolejny. — Musisz przejść przez Dwanaście Dolin i dotrzeć do Wzgórza Wiedzy. Wzgórze to zamieszkuje czarnoksiążnik Ranakron. Gdy tam dotrzesz, znajdziesz odpowiedzi na wszystkie dręczące cię pytania. Ale to trudna podróż. Będziesz musiała zmierzyć się z całym mnóstwem wyzwań. Ta droga odbierze ci siły, a chwilami pozbawi nadziei. Być może nigdy nie dotrzesz do celu. Niewykluczone, że zginiesz po drodze. Niewątpliwie jednak ta podróż wywoła w tobie jeszcze większe cierpienie. Bo musisz wiedzieć, że im więcej dostrzegamy i im więcej rozumiemy, tym bardziej cierpimy z powodu tej wiedzy. Czy jesteś na to gotowa?

Świnka zamyśliła się przez moment, ale wewnątrz swojego serca wiedziała już, że jest gotowa na każdą podróż, która przyniesie jej zrozumienie.

— Potrzebujesz wsparcia w postaci magii, aby przetrwać trudy tej podróży. Chodź. Coś Ci pokażę — wróżka wstała, zwinęła swe anielskie skrzydła i poszła przodem. Mała świnka podreptała w ślad za nią. Sanabell płynęła dróżką, wiodącą przez las, z wdziękiem delikatnej bryzy, nie pozostawiając śladu swych bosych stóp na porosłej mchem ziemi. Drzewa wyciągały swe ramiona ku niebiosom, a promienie światła migotały kolorami wśród gałęzi poruszanych delikatnym muśnięciem wiatru. Dotarły do serca lasu. Tu wiatr tańczył już nieco bardziej ożywiony i szeptał im zaklęcia prosto do uszu. Wokół zebrały się leśne zwierzęta. Były sarny, jelenie, lisy, wilki, a nawet niedźwiedzie brunatne. Zdawać by się mogło, że drzewa i zwierzęta kłaniają się Sanabell, była bowiem obrońcą tego miejsca, jego głosem i ucieleśnieniem jego ducha. Gdziekolwiek się udawała, las jakby rozkwitał, a jego barwy stawały się bardziej wyraziste. Sanabell rozumiała potrzeby lasu, jego nieustanne zmagania, rytm jego życia, który pozwalał wszystkim istotom współistnieć w doskonałej harmonii.

W tym zielonym borze, w obecności eterycznej wróżki, świnka poczuła głęboką więź ze światem przyrody oraz niezwykły szacunek do piękna tego lasu.

— Magia tkwi w najbardziej nieoczekiwanych miejscach, świnko — wróżka spojrzała dobrotliwie na stworzonko. — Ona jest i czeka, aż zostanie odkryta przez tych, którzy mają dobre, szczere serca i otwarte umysły. Żeby dostrzec magię, musisz w nią mocno uwierzyć. Bo gdy wierzysz i bardzo czegoś pragniesz, osiągniesz cel. Pamiętaj, Wszechświat sprzyja odważnym i nagradza tych, którzy walczą do końca, którzy nie poddają się w swych zmaganiach oraz dbają o dobro innych. Bo cud istnienia tkwi w każdym oddechu życia.

To powiedziawszy, wróżka zbliżyła się do leżącego nieopodal ogromnego, porosłego mchem kamienia.

— Podejdź, proszę — zwróciła się do świnki. — Co widzisz? Na co patrzysz w tej chwili?

Świnka poczuła się zmieszana. Nie bardzo rozumiała, o co jest pytana.

— Nooo… widzę kamień.

— Przyjrzyj się dokładniej.

Świnka wpatrywała się w kamień, nie bardzo rozumiejąc, co powinna zobaczyć. Obiegła go dookoła, obwąchała ze wszystkich stron, ale nadal widziała to samo, co na początku.

— Zostań więc tu do rana, a rano opowiesz mi o swoich doświadczeniach — wróżka dobrotliwie uśmiechnęła się do prosiaczka, po czym rozłożyła swe anielskie skrzydła i wzbiła ponad konary drzew, znikając na tle błękitnego nieba. Razem z nią oddalili się wszyscy mieszkańcy lasu. Świnka została sama. Usiadła obok kamienia i rozejrzała się dookoła. Wszelkie zmartwienia i troski wydawały się rozpłynąć, zastąpione przez poczucie błogiego spokoju i zadowolenia. Była tam sama, ale nie czuła lęku czy niepokoju. Z jakiegoś względu nie doświadczała też samotności. Jej myśli były wolne od złych wspomnień, serce pozbawione tęsknoty. Jedyne, co odczuwała, to spokój.

Noc w lesie

Koniec darmowego fragmentu książki.

Zachęcamy do zakupu pełnej wersji.