Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
W książce Niewinność, wiedza, zachwyt powracamy wraz z Osho do tych chwil w naszym życiu, kiedy byliśmy wciąż jeszcze niewinni, ciekawi świata, pełni zachwytu – do dzieciństwa.
Aby w pełni zrozumieć samego siebie i dostrzec to, kim się stałeś, musisz cofnąć się w czasie i wrócić do swojego „wewnętrznego dziecka”. To ono zna prawdę o tobie.
Osho wyjaśnia, że proces zdobywania wiedzy może uczynić z ciebie osobę otwartą, pełną akceptacji i zadziwienia tym, co przynosi życie albo człowieka, któremu się wydaje, że wszystko potrafi wyjaśnić i poznał wszystkie tajemnice życia.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 219
Pozwólcie, że na początku wyjaśnię, jakie są rodzaje głupców.
Pierwszy rodzaj to prości głupcy – nic nie wiedzą i nie wiedzą, że nie wiedzą.
Drugi rodzaj – bardziej złożony – to uczeni głupcy – nic nie wiedzą, ale myślą, że wiedzą.
Trzeci rodzaj to błogosławieni głupcy. Oni wiedzą, że nie wiedzą.
Każdy rodzi się jako prosty głupiec – znaczy to tyle co „prostak”. Dziecko jest prostym głupcem. Ono nie wie, że nie wie. Nie zdaje sobie jeszcze sprawy z możliwości posiadania wiedzy. O tym stanie mówi przypowieść o Adamie i Ewie. Bóg powiedział im: „Nie jedzcie owoców z drzewa poznania”. Byli oni wówczas prostymi głupcami. Nie wiedzieli nic. Oczywiście byli szczęśliwi, bo jeśli nic nie wiesz, nie możesz się stać nieszczęśliwy. Żeby stworzyć sobie powody do bycia nieszczęśliwym, trzeba trochę się postarać, popróbować tego i owego; trzeba mieć jakąś technikę. Bez wiedzy nie stworzysz piekła. Jak mógłbyś to zrobić?
Adam i Ewa byli zatem jak małe dzieci. Zawsze, gdy rodzi się dziecko, rodzi się Adam. I żyje jako Adam przez kilka lat – nie dłużej niż cztery – ilość tego czasu zmniejsza się nieuchronnie. Dziecko żyje w raju, nie umie bowiem stworzyć sobie nieszczęścia. Ufa życiu, z radością zbiera kamyczki lub muszelki na brzegu morza. Traktuje je jak skarby. Zwykłe kolorowe kamienie wydają mu się diamentami. Wszystko budzi jego zachwyt: krople rosy w porannym słońcu, gwiazdy nocą, księżyc, kwiaty, motyle.
Z czasem jednak dziecko zaczyna uważać, że motyl to po prostu motyl, a kwiat jest zwyczajnym kwiatem, że nie ma w nich niczego wyjątkowego. Poznaje nazwy przedmiotów: to jest róża, to stokrotka, to tulipan, a to lotos. Te nazwy z czasem stają się przeszkodami. Im więcej dziecko się dowiaduje, tym bardziej oddala się od prawdy życia. Stawia na umysł. Zaczyna żyć jedynie w głowie, nie żyje całym sobą. To właśnie oznacza skosztowanie owocu z drzewa poznania.
Każde dziecko musi skosztować tego owocu, bo w procesie dorastania jego charakter ewoluuje, staje się bardziej złożony. Oznacza to, że dziecko ewoluuje od prostej głupoty w stronę głupoty skomplikowanej. Głupota skomplikowana ma kilka poziomów. Jedni osiągają pierwszy poziom: poprzestają na szkole średniej. Inni wspinają się na kolejne poziomy: kończą wyższą uczelnię, robią studia podyplomowe, niektórzy piszą doktorat – każde dziecko ciągnie do tego, by skosztować wiedzy. Wszystko to, co jest nieznane, może być potencjalnie niebezpieczne. Trzeba to poznać, żeby wiedzieć, jak sobie z tym radzić. Jak inaczej można sobie poradzić? Każde dziecko jest wręcz skazane na zdobywanie wiedzy.
Głupiec pierwszego rodzaju staje się więc w sposób nieunikniony głupcem drugiego rodzaju. Czy stanie się głupcem trzeciego rodzaju – nie wiadomo; to nie jest ani konieczne, ani nieuniknione. Zdarza się, że bycie głupcem drugiego rodzaju zaczyna ciążyć – człowiek zgromadził za dużo wiedzy, rządzi nim tylko i wyłącznie głowa, stracił całą swoją wrażliwość, świadomość, żywotność. Stał się jedną wielką teorią, stał się dogmatem, jego umysł wypełniają słowa i tylko słowa. Pewnego dnia człowiek zdaje sobie sprawę, że musi to odrzucić. I wtedy staje się głupcem trzeciego rodzaju – powraca do dzieciństwa, ponownie jest dzieckiem: błogosławionym głupcem.
Pamiętacie słowa Jezusa: „Kto nie przyjmuje Królestwa Bożego jak dziecko, nie zostanie do niego wpuszczony”? Zwróćcie uwagę, że Jezus mówi: „jak dziecko”. Nie chodzi mu o małe dzieci. Trzeba najpierw przejść drogę swojego życia, zostać obrzuconym błotem, a potem się z tego oczyścić. Takie doświadczenie jest konieczne. Słowo „jak” ma zasadnicze znaczenie. Chodzi o tych, którzy są jak dzieci, nie o dzieci. Dzieci są święte tylko dlatego, że nie doświadczyły pokusy popełnienia grzechu. Ich świętość jest prosta. Nie ma wielkiego ciężaru gatunkowego, bo nie została zdobyta, wypracowana. Dzieci nikt nie kusił.
Pokusy pojawiają się zawsze – wcześniej lub później. Setki pokus; dziecko będzie ciągnięte w wielu kierunkach. Nie mówię, że nie powinno za tym pójść. Jeśli będzie się powstrzymywać, nie spróbuje, nie sprawdzi – na zawsze pozostanie głupcem pierwszego rodzaju. Nie wejdzie do Królestwa Jezusa, nie weźmie udziału w paradzie proroka Mahometa. Pozostanie ignorantem. Jego ignorancja będzie wynikała ze stłumienia, nie z oczyszczenia. Najpierw trzeba zdobyć wiedzę, zgrzeszyć, a dopiero później – jako grzesznik, posiadacz wiedzy, bluźniący Bogu, buszujący na manowcach życia, zagubiony, żyjący jedynie swoim ego – można pewnego dnia odrzucić to wszystko.
Nie każdy to zrobi. Jak powiedziałem, wszystkie dzieci z głupców pierwszego rodzaju stają się głupcami drugiego rodzaju, ale głupcami trzeciego rodzaju zostaną nieliczni błogosławieni. Dlatego nazywam ich błogosławionymi głupcami.
Błogosławiony głupiec osiągnął najwyższy poziom zrozumienia – nie wątpi, że wiedza jest niczym i że stanowi barierę na drodze poznania. Z tego powodu odrzuca zapożyczoną wiedzę i zostawia tylko to, co wie, ponieważ to poznał. Staje się wiedzącym, widzi jasno. W jego oczach nie odbijają się już puste myśli i teorie. Jego umysł przestaje być umysłem i zamienia się w czystą inteligencję, której nie obciąża zapożyczona wiedza. Ten głupiec jest świadomy. Płonie ogniem świadomości.
Tertulian podzielił wiedzę na dwie kategorie. Pierwszą z nich nazwał wiedzą ignorancką. Ma ją wspomniany wyżej głupiec drugiego rodzaju – uczony głupiec. Uczony wie, ale jednocześnie nie wie, bo jego wiedza nie jest poparta doświadczeniem. Słuchał, zapamiętywał; jest papugą, w najlepszym razie komputerem. Tertulian twierdzi, że to nie wiedza, lecz ignorancja przebrana za wiedzę. Ona jest obciążeniem deprawującym umysł. Daje spryt, uczy przebiegłości – wykrzywia.
Druga kategoria – jak mówi Tertulian – to poznanie ignorancji. Następuje ono wtedy, gdy odrzucisz całą wiedzę, wszelkie teorie i patrzysz bezpośrednio na życie, widzisz je takim, jakie jest. Nie starasz się wpływać na rzeczywistość, doświadczasz jej bezpośrednio, na bieżąco, i tym samym umożliwiasz pełny rozkwit wszystkiemu, co istnieje. Wystarczy po prostu wsłuchać się w rzeczywistość, wejrzeć w nią i powiedzieć: „Nie wiem”. O kimś takim mówi Jezus – taki człowiek jest jak dziecko, choć nie jest już dzieckiem.
I mówię wam – błogosławieni głupcy, bo do nich należeć będzie błogosławieństwo egzystencji.
Powtórzę: z głupca pierwszego rodzaju stajesz się automatycznie głupcem drugiego rodzaju. Stanie się głupcem trzeciego rodzaju wymaga natomiast świadomej decyzji. Tym właśnie jest sannjas. Podejmujesz decyzję, że masz dość wiedzy i ponownie chcesz być ignorantem, dzieckiem. Chcesz się odrodzić. Jestem niejako pośrednikiem – mogę ci pomóc stać się ignorantem. Pamiętaj – jeśli nie staniesz się głupcem trzeciego rodzaju – zmarnotrawisz życie.
Adam sprzeciwił się Bogu. Każdy Adam musi się sprzeciwić, utracić łaskę. Każdy Adam jest skazany na upadek; musi zjeść zakazany owoc, musi posiąść wiedzę. To naturalny proces. Poznałem tysiące przypowieści, ale żadna z nich nie równa się z tą o upadku Adama. Jest ona najbardziej inspirująca ze wszystkich. Dlatego wracam do niej wciąż na nowo, odkrywam jej nowe znaczenia, które mi się ukazują.
Kiedy Adam zamienił się w Chrystusa, stał się głupcem trzeciego rodzaju. Chrystus jest głupcem trzeciego rodzaju – błogosławionym. Naprawił to, co zrobił Adam, powrócił w wielkiej pokorze, niewinności.
Rabini, ludzie religijni, kapłani ze świątyni w Jerozolimie byli uczonymi głupcami. Nie potrafili zaakceptować Jezusa. Uczeni głupcy zawsze się obawiają błogosławionych głupców. Dlatego musieli zamordować Jezusa. Przeszkadzała im sama jego obecność. Promieniowało z niego tyle spokoju, miłości, współodczuwania, światła, że uczeni głupcy zrozumieli, jak bardzo to im zagraża. Dopóki Jezus żył, oni wyglądali jak głupcy. Nie mieli innego wyjścia: musieli go zabić, by odzyskać status uczonych.
Sokrates także został zamordowany przez ludzi uczonych. To samo spotkało Mansura. Zawsze, kiedy pojawia się głupiec trzeciego rodzaju, wokół niego narasta konflikt. Uczeni gromadzą się i zastanawiają, co robić, gdyż ich interes jest zagrożony. Taki człowiek rozpowiada, że wszystko, co oni wiedzą, jest głupie. Zresztą oni czują, że jest to głupie – nie przyniosło im przecież ukojenia ani błogości. Są tacy, jacy byli zawsze. Zdobyta przez nich wiedza nie poruszyła ich serc, nie wywołała w nich przemiany. A ponieważ zdają sobie z tego sprawę, dokucza im to jeszcze bardziej. Chcą zniszczyć takiego człowieka, bo czują się przy nim bezwartościowi. Przed Jezusem byli wielkimi kapłanami świątyni. Kiedy pojawił się Jezus – nagle przestali się liczyć. On samą obecnością dowodził swojej boskości, wobec niej byli najzwyklejszymi ludźmi.
Jedynie najodważniejsi są w stanie przeskoczyć z drugiego rodzaju głupoty do trzeciego, bo to jest skok kwantowy. Religia jest dla najodważniejszych, dla śmiałków – nie dla tchórzy.
Anegdota…
Pewien wykształcony i oczytany staruszek lubił się napić. Z tego powodu pewnego dnia stanął przed sądem w swoim mieście. Sędzia zwrócił się do niego:
– Jest pan oskarżony o zakłócanie po pijanemu porządku publicznego. Czy ma pan coś na swoje usprawiedliwienie?
Staruszek rozpoczął swoje wyjaśnienia jak wykład:
– Brak człowieczeństwa w relacjach międzyludzkich woła o pomstę do nieba. Nie jestem wszak tak nikczemny jak Poe, tak wyuzdany jak Byron, tak niewdzięczny jak Keats, tak niepowściągliwy jak Burns, tak strachliwy jak Tennyson, tak wulgarny jak Szekspir, tak…
– Dosyć! Skazuję pana na trzy miesiące aresztu! – przerwał mu sędzia.
I od razu zwrócił się do obecnego na sali policjanta:
– Proszę zanotować nazwiska tych osób. One także powinny zostać ukarane!
No cóż… Sędzia należy do głupców pierwszego rodzaju, oskarżony zaś – drugiego. Do tych dwóch rodzajów należy większość mieszkańców Ziemi. Do trzeciego rodzaju należy naprawdę niewielu – Jezus, Budda i kilku im podobnych.
Hinduskie określenie głupca: buddhu pochodzi od imienia Buddy. Kiedy Budda zrzekł się swojego królestwa, wielu podążyło za nim. W kraju powstało zamieszanie. Ludzie przekonywali się nawzajem: „Nie bądź buddhu, nie bądź głupcem; nie idź za tym człowiekiem”. Podążających za Buddą zaczęto nazywać buddhu. Mówiono: „On jest buddhu, jest głupcem, bo zostawił swoje królestwo. Kto o zdrowych zmysłach porzuciłby własne królestwo? Kto nie chciałby być królem? Ludzie marzą o królestwie, a on się go zrzekł. Musi być głupcem!”.
Jak powiedziałem, nieczęsto spotyka się głupców trzeciego rodzaju. Jeśli masz w sobie dość odwagi, możesz się stać takim głupcem, wykonać taki skok. Głupiec drugiego rodzaju nie jest zanadto odważny. Zbiera różności, skąd popadnie – gromadzi cudzą wiedzę, zamiast zdobywać ją samodzielnie. Jest to tańsze rozwiązanie, bo taką wiedzę kupuje się hurtem.
Bezpośrednie poznawanie rzeczywistości to proces żmudny i wymagający całkowitego poświęcenia. Głupiec drugiego rodzaju próbuje, ale tylko do pewnego stopnia. Nie ma nic przeciwko łatwemu pozyskiwaniu wiedzy. Rezygnuje zaś, kiedy trzeba podjąć ryzyko, kiedy trzeba się wysilić.
Bądź odważny. Jeżeli nie masz ogromnej odwagi, nie staniesz się błogosławionym głupcem.
Wyjaśniłem już, że głupcem drugiego rodzaju każdy staje się automatycznie, dorastając. Toteż przeważająca większość dorosłych to właśnie głupcy drugiego rodzaju. Jeśli uważasz się za przedstawiciela inteligencji, pamiętaj – na naukę nigdy nie jest za późno. Zgromadziłeś aż nadto wiedzy – teraz naucz się wiedzieć. Wiedza zaciemnia umysł tak jak kurz zaciemnia lustro, na którego powierzchni się zbiera. Jeśli masz wiedzę, to wcale nie oznacza, że wiesz. Jeśli czegoś dowiedziałeś się samodzielnie, oznacza to, że czegoś się nauczyłeś.
Pozwól, że wyjaśnię, w czym tkwi różnica. Nabywanie wiedzy polega na gromadzeniu informacji, kategoryzowaniu, zapamiętywaniu. Kiedy się uczysz, niczego nie gromadzisz; po prostu pozostajesz otwarty na wszystko, co się dzieje i co będzie się działo. Kiedy się uczysz, twój umysł jest otwarty. Ale im większą masz wiedzę, tym bardziej twój umysł się zamyka. Wiedza zawsze wchodzi ci w drogę, nie możesz jej zignorować. Jeśli jesteś uczonym i słuchasz mnie, nie przyjmujesz moich słów bezpośrednio. Ja mówię, a ty w swoim umyśle osądzasz, oceniasz, krytykujesz – nie prowadzisz dialogu, lecz debatujesz. Pozornie zachowujesz ciszę, ale nie ma w tobie ciszy – twoja wiedza tłucze ci się po głowie, niszczy wszystko, co powiem, wykrzywia… To, co do ciebie dociera, to nie są moje słowa.
Uczący się słucha uważnie. Nie przeszkadza mu nic, co wywodzi się z przeszłości. Jest otwarty, podobny do lustra, odzwierciedla bowiem wiernie to, co jest. Jeśli rozpoczniesz uczenie się, będziesz wiedział. Pomoże ci to dostrzec, że nic nie wiesz. Osoba, która poznała rzeczywistość, zdaje sobie sprawę z własnej ignorancji, wie, że nie wie.
Przeskocz więc – stań się błogosławionym głupcem. Ten stan ma wszelkie moje błogosławieństwa.
Ciekawość jest źródłem mądrości, ciekawość jest źródłem wszystkiego, co piękne, jest powodem podejmowania poszukiwań, prawdziwych poszukiwań. Ciekawość zabiera cię w podróż ku poznaniu tajemnic życia.
Spotyka to prawie wszystkich. Im więcej wiedzy zgromadzisz, tym mniej w tobie ciekawości. Zdobywasz coraz więcej wiedzy pod presją wywieraną przez rodziców, szkoły, uniwersytety, społeczeństwo. Dokładają oni wszelkich starań, żebyś otrzymał wiedzę. Twoją wewnętrzną przestrzeń szczelnie wypełnia wiedza, więc ciekawość znika, bo nie ma dla niej miejsca.
Dziecko patrzy z zaciekawieniem. Odczuwa zachwyt, wszystko wydaje mu się tajemnicze, zaskakują je nawet drobiazgi. Ono nieustannie dokonuje jakichś odkryć – to źródło pulsującej w nim radości.
Gromadzisz wiedzę – tego wymaga społeczeństwo. Z jego punktu widzenia wiedza jest potrzebna, ma wiele zastosowań. Natomiast ciekawość jest niebezpieczna, może bowiem sprawić, że staniesz się filozofem, poetą albo mistykiem, czyli kimś dla społeczeństwa bezużytecznym. Ono potrzebuje maszyn, zdolnych maszyn. Dostarczając ci coraz większej wiedzy, wypełniając cię wiedzą, zamienia cię w robota. Im więcej zgromadziłeś wiedzy, tym bardziej niemożliwe staje się zaciekawienie czymkolwiek. Przecież wszystko już wiesz.
Małe dziecko może być ciekawe, dlaczego drzewa są zielone, ale czy mogłoby to ciekawić ciebie? Wiesz, że to z powodu chlorofilu, i tyle ci wystarczy. Gdyby zadano ci pytanie, dlaczego dokładnie chlorofil sprawia, że drzewa są zielone, zapewne wzruszyłbyś ramionami. Aż tak szczegółowo w to nie wnikasz. Im więcej wiesz, tym mniej rzeczy cię dziwi i zaciekawia. Wówczas umiera w tobie wiara religijna, na którą składają się między innymi ciekawość i zachwyt. Wiedza odziera wszystko z tajemniczości. A przecież religia istnieje wtedy, gdy życie jest tajemnicą. Dlatego powinieneś znów obudzić w sobie ciekawość.
Powiedzmy sobie szczerze: właściwa edukacja nie zdusiłaby twojej ciekawości, choć dałaby ci wiedzę. Ta wiedza czyniłaby cię coraz bardziej zaciekawionym.
Małe dziecko nie będzie znało pojęcia „chlorofil”. Gdy otrzyma właściwą wiedzę, będzie mogło interesować się tym, że drzewa są zielone, albo dociekać, czym jest chlorofil.
Ostatnie słowa Alberta Einsteina brzmiały: „Przez całe życie myślałem, że uda mi się odkryć tajemnicę wszechświata. Stało się odwrotnie. Im bardziej zagłębiałem się w egzystencji, tym głębsza była ta tajemnica. Umieram przepełniony ciekawością. Umieram z ciekawości”. Takie podejście jest niezwykle rzadkie i cechuje geniuszy. Geniuszem jest ten, kto nie pozwoli społeczeństwu, żeby zamieniło go w robota. Taka jest moja definicja geniusza. Każdy rodzi się geniuszem, a potem decyduje się na przeróżne kompromisy, co niszczy jego talenty, zabija inteligencję. Ludzie sprzedają swoją duszę w zamian za ziemskie korzyści, bezwartościowe przedmioty. Być może te przedmioty są przydatne w danym momencie, ale nie wtedy, kiedy nadejdzie śmierć.
Jeśli umierasz pełen ciekawości, z modlitwą w sercu, z poezją rodzącą się w tobie – oznacza to, że żyłeś właściwie i właściwie umierasz. Że jesteś człowiekiem uduchowionym. Albert Einstein był bardziej uduchowiony niż twój watykański papież albo niż Śankaraczarja. Zanim Einstein zmarł, ktoś go zapytał:
– Gdyby urodził się pan ponownie i Bóg pozwoliłby panu wybrać, kim chce pan być, zapewne chciałby pan się stać wielkim fizykiem i matematykiem?
– Nie! Nigdy! Gdybym mógł wybierać, wolałbym zostać hydraulikiem. Chciałbym prowadzić zwykłe, anonimowe życie, by cieszyć się nim i nie obawiać, że ktoś wejdzie mi w drogę. Żadnej sławy, żadnych odkryć. Chciałbym pozostawać w głębszej komunii z egzystencją.
Pytasz: „Dlaczego nie ma już we mnie tej ciekawości, którą miałem w dzieciństwie?”. Musisz być bardzo mądry.
Pewien aktor szukający pracy przyszedł do agenta. Agent zapytał:
– A co pan umie?
Bez słowa aktor rozpostarł ramiona, wyleciał przez okno, obleciał cały budynek, wleciał przez to samo okno i wylądował przed agentem.
– Dobrze, dobrze – powiedział agent. – Umie pan naśladować ptaki. Co jeszcze?
Tacy właśnie są ludzie, którzy zdobyli wiedzę. Nic nie może ich zaskoczyć. Nawet gdyby pojawił się przed nimi sam Bóg, powiedzieliby: „Dobrze. Jesteś Bogiem. Co jeszcze umiesz?”.
Zostaw tę wiedzę.
Max Doldum, impresario teatralny, rozmawiał z jednym z aktorów.
– Mam dla pana wyjątkową propozycję. Coś, dzięki czemu zarobi pan mnóstwo pieniędzy – powiedział aktor. – To przyciągnie ludzi z całego Londynu. Jeżeli wpłaci pan na konto mojej żony dziesięć tysięcy funtów, popełnię na scenie samobójstwo.
Nieco zdumiony Maks zastanowił się przez chwilę, po czym odparł:
– Całkiem interesujące… A co pan zrobi na bis?
Są ludzie, którzy koncentrują się na odnoszeniu korzyści i myślą tylko o tym: „A co pan zrobi na bis?”. Oni interesują się tylko przyziemnymi sprawami: zyskiem, towarem. Nic ich nie zaskoczy, nic nie jest w stanie obudzić ich świadomości. Żyją jak lunatycy. Krzew róży pokrył się kwiatami, ale oni tego nie widzą. Są ślepi. O poranku śpiewają ptaki, ale oni tego nie słyszą. Są głusi. Stracili wrażliwość. Stali się tak martwi i otępiali, że nic nie porywa ich do tańca, nic nie przywołuje piosenek na ich usta, nic nie rozjaśnia ich drogi. Powodem tego jest wiedza.
W świecie, w którym zapanuje większe zrozumienie, wiedza będzie nadal przekazywana, ale jednocześnie będzie się nauczać tego, jak każdy może ochronić swoją ciekawość. Na prawdziwym uniwersytecie jedynie połowa czasu będzie poświęcona na nauczanie rzeczy praktycznych. Druga połowa zostanie przeznaczona na przedmioty uznawane teraz za nieużyteczne: poezję, muzykę, malarstwo, taniec, medytację, modlitwę. Można będzie w tym czasie odpoczywać pod drzewem albo siedzieć w ciszy i nic nie robić. Poezja, która w tobie istnieje, nie zostanie przytłoczona ciężarem wiedzy.
Połowa czasu nauki na uniwersytetach powinna być poświęcana na rzeczy, które nie mają zastosowania praktycznego, które robi się dla samej radości z ich robienia. Dopiero wtedy istota ludzka zacznie żyć pełnią siebie.
Obecnie według mnie istnieją dwa typy ludzi. Pierwszy typ to ludzie należący do świata, mający stuprocentowo praktyczne nastawienie. Drugi typ to mnisi; ich nastawienie jest całkowicie niepraktyczne. Jedni i drudzy są zapętleni, czegoś im brak. Mnichom brakuje uroków tego świata – radości ze związków z ludźmi, obcowania z ludźmi pełnymi zalet. Mnich jest ubogi duchowo, bo omijają go wszelkie wzbogacające życie doświadczenia, wszelkie uczucia: miłość, przyjaźń, wrogość, złość, współczucie – to wszystko, co wzbogaca duszę. Mnich jest jak czyste płótno, niczego na nim nie namalowano.
Spotkałem wielu świętych i mogę wam z całą pewnością powiedzieć, że święty, który ma bogatą duszę, to rzadkość. Zwykle są oni nudni; całe ich życie to jedna wielka nuda. Jak święty może wytrzymać takie nudne życie? On stępił swoje zmysły; stępił swoją inteligencję do tego stopnia, że nie czuje tej nudy.
Czy wiecie, że ludzie są jedynymi przedstawicielami świata zwierząt, którzy się nudzą? Bizony się nie nudzą, osły się nie nudzą. Nie mają dość inteligencji, by odczuwać nudę. Tylko człowiek może się nudzić i tylko człowiek może się śmiać. Nuda i śmiech to dwie strony tej samej monety. A ci mnisi, święci, tak zwani ludzie religijni, ani nie odczuwają nudy, ani nie potrafią się śmiać. Dołączyli do bizonów i osłów.
Słyszałem o filozofie, który przechadzał się ulicami, patrząc w niebo, na gwiazdy, księżyc, słońce, chmury, ptaki w locie. Wielokrotnie zderzał się z innymi ludźmi albo wpadał na jakąś przeszkodę. Każdego, z kim się zderzył, pytał: „Czy jesteś osłem albo czymś w tym rodzaju?”. Wszyscy tolerowali to zachowanie, gdyż szanowali tego filozofa. Nikt nie czuł się urażony.
Pewnego dnia filozof wpadł na prawdziwego osła. Już zamierzał zadać swoje rutynowe pytanie, ale najpierw popatrzył uważnie, a potem roześmiał się i powiedział: „Pan jest po prostu sobą. Cóż mógłbym dodać…”.
Ludzie, którzy uciekają od świata, stają się jak bizony i osły; spadają poniżej poziomu ludzkiej świadomości, ludzkiej wrażliwości. Dlatego nie śmieją się ani nie nudzą. Upodabniają się do zwierząt – cofają się, tracą przywilej bycia istotą ludzką. Oczywiście życie zwierzęcia jest mniej nerwowe – nie ma w nim bólu ani udręki. Dlatego dostrzeżesz w zwierzętach pewien spokój. Jednak spokój bez inteligencji nie ma żadnej wartości.
Kiedy spokój łączy się w człowieku z inteligencją, rodzi się budda. Kiedy spokojowi nie towarzyszy inteligencja, człowiek cofa się do świata bizonów. Tak właśnie się dzieje. Niewielu ludzi ucieka samotnie od świata do spraw absolutnie niepraktycznych – nieustannej modlitwy, nieustannej medytacji. To nie jest i nie może być życie w pełni. Inni natomiast, całe miliony, żyją w sposób praktyczny, pragmatyczny – gromadzą coraz więcej przedmiotów, coraz więcej pieniędzy na rachunkach bankowych. I wcale ich to nie bawi. Zabawa zmieniła się w robienie interesów.
Ludzie nie potrafią po prostu grać w karty. Muszą grać na pieniądze, ustalić jakąś stawkę. Wtedy gra zamienia się w coś poważnego, przybiera formę biznesową. Gracze zachowują śmiertelną powagę. Nie widać, by ktokolwiek się przy tym bawił.
Świat nastawiony jest na działania o charakterze praktycznym, toteż ludzie zatracili umiejętność medytowania, modlitwy, zabawy, zadziwienia, zdumienia, obserwowania gwiazd, patrzenia na kwiaty, gry na gitarze, śpiewania piosenek dla samej radości czynienia tego. Ci ludzie są nieszczęśnikami.
Pragnę stworzyć zupełnie nowy typ człowieka, który nie będzie nieszczęśnikiem i który będzie prawdziwie bogaty. O jego bogactwie będą stanowiły jego relacje z innymi ludźmi, wyzwania, które stwarza egzystencja. Taki człowiek potrafi trwać w ciszy, medytować, bawić się…
Moja koncepcja sannjasina jest następująca: żyj w świecie, ale nie bądź jego częścią. Żyj w świecie, ale wykraczaj ponad niego. Nie chowaj się, nie wycofuj.
Sannjasinów w moim rozumieniu tego słowa można wychować dzięki właściwej edukacji; będą to ludzie naprawdę święci. Połowa wykształcenia powinna dotyczyć spraw tego świata, druga połowa powinna wykraczać poza nasz świat. Obie połowy powinny być ze sobą zharmonizowane i połączone. Wtedy sannjasin posiądzie wiedzę, lecz zachowa ciekawość. Będzie wiedział i jednocześnie będzie miał świadomość tajemnicy egzystencji.
Życie chwilą to niewinność, życie bez przeszłości to niewinność, życie bez wyciągania wniosków to niewinność, funkcjonowanie z poziomu niewiedzy to niewinność. I kiedy działasz w tej wspaniałej ciszy nieobciążonej przeszłością, z tym wspaniałym bezwiednym spokojem, zaczynasz doświadczać piękna.
Zawsze, gdy odczuwasz piękno – we wschodzącym słońcu, w gwiazdach, w kwiatach, w twarzy kobiety lub mężczyzny – obserwuj. Za każdym razem dostrzeżesz jedną powtarzającą się cechę: robisz to spontanicznie – bez angażowania umysłu, bez wyciągania wniosków. Ta chwila przykuła twoją uwagę tak skutecznie, że odcięła cię od przeszłości.
Odcięcie od przeszłości automatycznie powoduje także odcięcie od przyszłości, bo te dwa czasy stanowią dwie strony tej samej monety; są nierozdzielne. Kiedy rzucasz monetę, nieważne, którą stroną do góry upadnie. Druga strona, choć niewidoczna, jest także obecna.
Przeszłość i przyszłość to dwie strony monety, którą nazywamy umysłem. Kiedy odrzucisz umysł, pojawia się niewinność. Wtedy nie wiesz, kim jesteś, co cię otacza; nie masz wiedzy, ale przecież jesteś, egzystencja jest, a twoja małość spotyka się z nieskończonością egzystencji. To spotkanie, to połączenie, jest doświadczaniem piękna.
Niewinność to drzwi, przez które wejdziesz w piękno. Im więcej niewinności w sobie zgromadzisz, tym piękniejsza będzie egzystencja. Im więcej masz wiedzy, tym brzydsza staje się egzystencja, ponieważ na twoje funkcjonowanie wpływają wnioski wyciągane na podstawie tej wiedzy.
Zyskując wiedzę, niszczysz całą poezję. Zyskując wiedzę, zdając sobie sprawę z tego, że wiesz, tworzysz barierę między sobą a wszystkim, co istnieje. Stąd się biorą zniekształcenia: zamiast słyszeć na własne uszy, dokonujesz tłumaczeń, zamiast widzieć na własne oczy, interpretujesz. Nie doświadczasz sercem. Tylko ci się wydaje, że doświadczasz. Z tego powodu tracisz szansę natychmiastowego bliskiego spotkania z egzystencją. Oddaliłeś się.
To jest grzech pierworodny opisany w Biblii: Adam i Ewa zjedli owoc z drzewa poznania i musieli opuścić raj. Nikt ich nie wyrzucił, pan Bóg nie rozkazał im się wynosić; sami to odczuli. Zdali sobie sprawę, że nie są już niewinni, że oddzielili się od egzystencji, że mają ego i stworzyli żelazną barierę.
Pytasz mnie, czym jest niewinność.
Zwymiotuj wiedzę! Trzeba zwrócić owoc z drzewa poznania. Umożliwia to medytacja. Wyrzuć z siebie wiedzę – jest trucizną, czystą trucizną. Żyj bez niej, jednak zdawaj sobie sprawę z tego, że „nie wiesz”. Funkcjonuj na takim poziomie niewiedzy, a przekonasz się, czym jest piękno.
Sokrates wiedział, czym jest piękno, bo tak właśnie funkcjonował. Istnieje wiedza, która nie wie, i ignorancja, która wie. Stań się ignorantem – jak Sokrates – a doświadczysz całkowicie nowej jakości istnienia: odrodzisz się, staniesz się jak dziecko. W twoich oczach pojawi się zadziwienie, wszystko wokół będzie cię zachwycać. Ujrzysz ptaka na gałęzi i poczujesz radość – jakbyś to ty był tym ptakiem. Kropla rosy spływająca po liściu lotosu w świetle porannego słońca, które odbija się w niej tęczą, sprawi, że dostrzeżesz niewysłowione piękno… Kropla rosy spływa po liściu, by za chwilę spotkać się z wiecznością – wpaść do jeziora. Poczujesz się tak, jakbyś to ty spływał powoli do oceanu boskości.
W chwilach niewinności, braku wiedzy, zanika różnica między obserwatorem a obserwowanym. Nie jesteś oddzielony od tego, co widzisz i słyszysz.
Słuchasz mnie i możesz reagować dwojako: z pozycji wiedzy – komentując w duchu, osądzając, oceniając, myśląc cały czas o tym, czy mam rację czy może się mylę, czy mój wywód pasuje do twoich teorii, czy jest logiczny czy nielogiczny, naukowy czy nienaukowy, chrześcijański czy hinduistyczny, czy możesz to wprowadzić w życie, przełknąć. Tysiące myśli kłębią się w twojej głowie, rozmawiasz sam ze sobą, tworzysz wewnętrzny ruch – oto jeden ze sposobów słuchania. Słuchasz z tak wielkim dystansem, że nie będę w stanie do ciebie dotrzeć. Jesteś na innej planecie – nie tutaj i nie teraz. Jesteś hinduistą, chrześcijaninem, muzułmaninem, komunistą, ale nie ma cię tu i teraz. Pomiędzy nami jest Biblia, Koran albo Gita. Wychodzę ku tobie, ale napotykam barierę w postaci Koranu, wychodzę ku tobie i widzę, że stoi przede mną kolejka kapłanów. Tak wygląda droga wiedzy, sposób na pozostanie głuchym, ślepym i bez serca.
Istnieje jednak drugi sposób słuchania. Między mną a tobą nie ma żadnych przeszkód. Wtedy natychmiast następuje kontakt, spotkanie, komunia. Nie usiłujesz niczego interpretować, bo nie przejmujesz się tym, czy mam rację czy nie. Nic nie jest samo w sobie słuszne ani niesłuszne. W chwili niewinności niczego nie oceniasz. Nie masz możliwości oceny, nie masz kryteriów, pozyskanej a priori wiedzy, już ustalonych konkluzji, żadnych porównań. Możesz słuchać tak, jak słucha się szumu wody spływającej ze wzgórza, dźwięku fletu w lesie albo dźwięku gitary. Słuchasz.
Osoba, która przychodzi słuchać jako krytyk, w rzeczywistości nie słucha. Jeśli zaś przyjdziesz tu tylko po to, by słuchać, cieszyć się chwilą, usłyszysz muzykę. Nie musisz jej rozumieć. Nie ma tu niczego do zrozumienia. Jest za to coś, czego można spróbować, co można pić aż do upojenia. Ale co miałbyś z tego rozumieć?
Krytyk przychodzi tu nie po to, żeby skosztować, napić się, ale po to, żeby zrozumieć. Nie słucha muzyki, bo ma podejście matematyczne. Nieustannie krytykuje, rozmyśla. Nie ma w sobie niewinności. Zbyt wiele wie, żeby dostrzec piękno. Może dojść do jakichś głupich wniosków, natomiast ominie go chwila. A chwile są tak doniosłe!
Jeśli słuchasz, po prostu słuchaj; jeśli patrzysz – po prostu patrz. Takie chwile pozwolą ci pojąć, czym jest niewinność.
Jestem tutaj nie po to, żeby wyjaśniać, czym jest niewinność, ale żeby umożliwić wam spróbowanie jej.
Wypij tę filiżankę herbaty. Podaję ci ją. Skosztuj łyczek, poczuj ciepło tej chwili, jej muzykę; ciszę i miłość, które tu przepływają. Niech cię otoczą. Choć na chwilę zniknij wraz ze swoim umysłem, który chciałby patrzeć, oceniać, krytykować, wierzyć albo nie wierzyć, być za albo przeciw. Otwórz się na tę chwilę, a poznasz znaczenie niewinności – dzięki temu dowiesz się, czym jest piękno.
Piękno jest doświadczeniem, które pojawia się w stanie niewinności, jest kwiatem, który rozkwita za sprawą niewinności. Jezus powiedział: „Jeśli nie będziecie jak dzieci, nie wstąpicie do Królestwa Bożego”.
Zachwyt i zalęknienie to najwspanialsze przejawy duchowości. Zachwyt oznacza, że funkcjonujesz z pozycji niewiedzy. Człowiek, gdy już posiądzie wiedzę, nie odczuwa zachwytu. Nie potrafi go odczuwać, bo uważa, że już wie. Zna wszystkie głupie odpowiedzi, może przeczytał wszystkie hasła zamieszczone w jakiejś encyklopedii, toteż jego umysł natychmiast odpowiada na każde pytanie. Twój zachwyt pojawia się, gdy napotykasz to, co jest niepoznawalne, niemożliwe do wyjaśnienia ani dziś, ani w przyszłości. Odczuwasz w sobie pewien rodzaj lęku, jakby na chwilę stanęło twoje serce lub zatrzymał się twój oddech.
Kiedy doświadczasz zachwytu, odnosisz wrażenie, że wszystko się na chwilę zatrzymało. Zatrzymuje się cały świat: czas, umysł, ego. Przez chwilę znów jesteś dzieckiem zachwycającym się motylami i kwiatami, drzewami, kamykami na brzegu morza, muszelkami, każdą napotkaną rzeczą. Ponownie jesteś dzieckiem. Kiedy potrafisz odczuwać zachwyt i nieskończone piękno egzystencji, które sprawia, że aż przechodzą cię ciarki, kiedy wreszcie zawładnie tobą egzystencja, wtedy zatańczysz, będziesz celebrował tę chwilę, wtedy westchniesz: „Ach!”. Nic innego nie będziesz w stanie wypowiedzieć. Tylko westchniesz.
Człowiek wyuczony żyje w cieniu znaku zapytania. Człowiek odczuwający zdumienie, zachwyt posługuje się wykrzyknikiem. Wszystko wokół jest tak skomplikowane, ma taką głębię, że poznanie jest niemożliwe. Zdobycie wiedzy jest niemożliwe. Kiedy tego doświadczasz, cała twoja energia dokonuje skoku kwantowego – od umysłu do serca, od wiedzy do uczucia.
Kiedy nie masz wiedzy, twoja energia przestaje się poruszać w tym kierunku. Kiedy zdasz sobie sprawę z tego, że nie można niczego poznać, że tajemnica pozostanie tajemnicą, że nie można jej wyjaśnić, twoja energia popłynie ku sercu. Dlatego twierdzę, że miłość jest powiązana ze zdumieniem i zachwytem, z niewinnością dziecka. Jeśli nie popadasz w obsesję zdobywania wiedzy, potrafisz być kochającym człowiekiem.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki