Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
W książce Życie jako podróż Osho porusza tyle trudnych, egzystencjalnych tematów, że wydaje się, jakby włożył kij w mrowisko. Czy to prawda, że bez utopijnych ideałów życie nie stawałoby się lepsze? Czy siedzisz w więzieniu? Czy zwyczajne życie może dawać poczucie szczęścia? Czemu robimy z igły widły? Skąd się biorą różnice międzypokoleniowe? Czym jest agonia, a czym ekstaza? Jak wyciszyć umysł? Jak stać się człowiekiem? Te i inne pytania znajdują tu swoje omówienie. Człowiek jest pomostem między tym, co zwierzęce, a tym, co boskie, a uświadomienie sobie tego pomaga zrozumieć tkwiące w nas sprzeczności. Miłość i nienawiść, siła i słabość, rozpacz i radość, szczodrość i skąpstwo. Osho zachęca do poznania tych uczuć, zaakceptowania i zrozumienia, że ich występowanie obok siebie jest nieuniknione. Tak jak ciemność jest po prostu brakiem światła, słabość wynika z braku siły – podobnie nienawiść, oschłość serca, jest rezultatem braku miłości. A jak zwykle motywem przewodnim nauk Osho jest wskazówka: Poznaj i pokochaj samego siebie.
„Ludzie mogą dzielić się swoimi doświadczeniami, ale to nie czyni z nich autorytetów. Do niczego was nie zmuszam, nie narzucam żadnych koncepcji. Dokładam starań, aby w jakiś sposób uwrażliwić was i uczulić na wszelkie autorytety. […] Nie wiesz, nie spodziewasz się nawet, jaka będzie twoja prawdziwa twarz, twoja prawdziwa istota. Dowiesz się wtedy, kiedy… się dowiesz, kiedy się zmierzysz sam ze sobą, kiedy pokonasz przeszkody i sam dotrzesz do tego miejsca. […] Zaakceptuj swoją samotność. Zaakceptuj swoją niewiedzę. Zaakceptuj swoją odpowiedzialność i patrz na cuda, które zaczynają się zdarzać. Któregoś dnia, nagle ujrzysz siebie w całkowicie innym świetle. To będą twoje narodziny”.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 184
Człowiek rodzi się z nieznanym, nieprzewidywalnym potencjałem. Kiedy przychodzi na świat, jego prawdziwa twarz nie jest jeszcze znana. Musi ją odszukać. Na tym polega różnica między istotą ludzką a rzeczą.
Rzecz nie ma potencjału – jest tym, czym jest. Stół jest stołem, krzesło jest krzesłem. Krzesło nie zamieni się w coś innego – nie ma takich możliwości. Nie jest nasieniem ani niczym mu podobnym.
Człowiek nie jest rzeczą. To powoduje wszystkie problemy, wszystkie radości, odkrycia, zawirowania. Dziecko przychodzi na świat czyste, niezapisane, bez wskazówek dotyczących tego, kim się stanie; wszystkie możliwości stoją przed nim otworem. Nie da się przewidzieć, dokąd dojdzie, jaki będzie ostateczny rezultat jego doświadczeń życiowych, cierpień, lęków, ekstaz; nie wiadomo, jakie na koniec będą ich proporcje. Podsumowanie życia nie jest możliwe w chwili urodzin. Noworodek nie przynosi ze sobą gotowego scenariusza. Astrolodzy was oszukują, jasnowidze was oszukują – pozwalacie im na to. Rodzice chcą wiedzieć, jakie będzie ich dziecko. Ich ciekawość wypływa z miłości i dlatego dają się oszukiwać przeróżnym kanciarzom.
Ci kanciarze nie mogą przewidzieć, że dziecko będzie takie albo inne. Nie czynią jednak wielkiej szkody; po prostu nieco was wykorzystują. Ich przepowiednie nigdy się nie sprawdzają. Wielkie szkody czynią wam kapłani, politycy, pedagodzy. Polityka nie interesuje prawdziwy potencjał dziecka. Zależy mu tylko na tym, żeby dziecko przyczyniło się do jego sukcesu. Inwestuje w każde dziecko, bo może się ono stać wrogiem albo sprzymierzeńcem. Dobrze jest przygotować sobie grunt jak najwcześniej. Zanim dziecko stanie na własnych nogach, zostaje przygotowane do pójścia drogą wskazaną mu przez polityka; będzie realizowało cele polityka i zniszczy siebie w zalążku. Ksiądz robi to samo, bo ma w tym swój interes. Papież jest tym ważniejszy, im więcej ludzi wyznaje wiarę katolicką. Gdyby zabrakło katolików, jakie znaczenie miałby papież? Kto by się nim przejmował? Każde dziecko rodzi się z mocą, którą chcą wykorzystać politycy, kapłani…
Wkrótce dziecko stanie się pełnoprawnym obywatelem świata – trzeba je więc jak najszybciej pozyskać. Jeśli urodziło się w rodzinie katolickiej, powinno zostać katolikiem. A jeśli szczęśliwym trafem jest sierotą, może się nim zająć Matka Teresa i nawrócić je na katolicyzm. Biednych ludzi łatwo nawrócić na chrześcijaństwo.
Jezus mawiał, że nie samym chlebem człowiek żyje. To stwierdzenie nie dotyczy mas. Masy – wierz mi – żyją samym chlebem i wodą. Wokół istnieją tylko masy. Politycy, księża, wychowawcy nie dopuszczają do tego, by człowiek stał się prawdziwym sobą, zobaczył swoją prawdziwą twarz, odnalazł siebie samego. Oni potrzebują mas.
Mnóstwo ludzi chce realizować swoje cele, wykorzystując dzieci. Dziecko jest tabula rasa; każdego kusi, by coś na tej tablicy zapisać. Rodzice chcą zapisać swoją religię, kastę, filozofię, poglądy polityczne, bo dziecko ma ich reprezentować. Dziecko ma przejąć po nich spuściznę. Jeśli byli hinduistami, dziecko też ma być hinduistą, by przekazać dziedzictwo hinduizmu przyszłym pokoleniom. Nie są zainteresowani potencjałem dziecka. Ważna jest ich inwestycja. Rodzice tak wiele inwestują, wychowując dziecko, kształcąc je. Wszystko to robią pod pewnymi warunkami – nieważne, czy o tym mówią czy też nie. Pewnego dnia i tak stwierdzą: „Tak wiele poświęciliśmy dla ciebie. Nadeszła pora, żebyś się nam odwdzięczył i zrobił to, o co cię prosimy”. Mogą to zrobić automatycznie, bez refleksji, bo tak zostali wychowani przez swoich rodziców. Ten sam proces powtarza się z pokolenia na pokolenie. Nauczyciel jest zainteresowany tym, żeby uczeń godnie go reprezentował. Katecheta chce, by dziecko postępowało zgodnie z przekazanymi mu naukami.
Chcę, żebyście zapamiętali, że wszyscy interesują się dziećmi z powodów, którymi dzieci nie są wcale zainteresowane. Dziecko jest bezbronne – nie jest w stanie walczyć z rodzicami. Oni mają władzę, ono jest od nich zależne. Musi się dostosować do ich wymagań. Jeśli tego nie zrobi, jeśli sprzeciwi się rodzicom, będzie to oznaczało, że jest nieposłuszne, że ich zawiodło. Wymagania stawiają mu najpierw rodzice, potem księża, nauczyciele. Każdy przejaw bycia sobą traktowany jest jak przewinienie. Natomiast dostosowanie się do wymagań rodziców, kapłanów, nauczycieli, polityków bardzo się opłaca. Od początku dziecko uczy się hipokryzji, podłości. Jeśli będzie autentyczne, zostanie ukarane.
W lepszym społeczeństwie każdy będzie postrzegał drugiego człowieka jako odrębną całość, nawet małemu dziecku nie będzie niczego narzucał. Powstanie takiego społeczeństwa to sprawa niezwykle odległej przyszłości. Na razie jest tak, że każdy ma jakieś swoje interesiki i nie potrafi się powstrzymać od wykorzystywania innych.
Ktoś zostaje prezydentem. Nie myślisz, że odbyło się to twoim kosztem, że coś w tobie zabito, żeby tamten człowiek mógł zostać prezydentem. Gdyby każdy pozostał jedyny w swoim rodzaju, oryginalny, to rządzący światem i od tysięcy lat niszczący go prezydenci i inni politycy nie byliby w stanie kontynuować tego procederu.
Społeczeństwa składające się z osób niezindoktrynowanych wyglądałyby zupełnie inaczej – właściwie byłyby nie społeczeństwami, lecz wspólnotami. Nie istniałyby też narody, nie byłoby takiej potrzeby.
Komu potrzebne są narody? Cała Ziemia to jedność. Granice rysuje się jedynie na mapach, potem z ich powodu wybuchają wojny, ludzie się zabijają. Jest to takie głupie… Aż trudno uwierzyć, że nie zrezygnowano z granic. Komu potrzebne są narody? Komu potrzebne są paszporty, wizy i granice? Cała Ziemia należy do nas. Powinieneś móc być tam, gdzie chcesz być. Słońce, Ziemia, Księżyc nie są niczyją własnością. Podobnie wiatr, chmury, deszcz. Po co rysujesz te linie?
Narody są potrzebne jedynie politykom; gdyby nie było narodów, nie byłoby polityki. Gdyby nie było narodów, nie byliby potrzebni generałowie, bo nie wybuchałyby wojny. Gdyby nie było narodów, nie byłaby potrzebna broń. Co stałoby się z jej producentami i środkami zaangażowanymi w tę produkcję?
Najprostszy sposób na uratowanie ludzkości polega na usunięciu z map wszystkich tych narysowanych linii; wystarczy usunąć je z map, bo w rzeczywistości one nie istnieją. Zróbcie to, a nie będzie trzeciej wojny światowej, nie będziecie potrzebowali tylu żołnierzy. Miliony ludzi nie robią nic innego, tylko „w lewo zwrot, w prawo zwrot…”. Gdyby obserwował to ktoś z góry, nie mógłby się nadziwić. Po co miliony ludzi codziennie robią zwrot w prawo, w lewo i w tył, maszerują w te i we wte, a na koniec się rozchodzą? Taki obserwator pomyślałby, że to wariaci i trzeba ich leczyć.
Narody istnieją jedynie wtedy, kiedy macie fałszywe osobowości. Kościoły i religie mogą istnieć jedynie dzięki temu, że nosicie maski. Osoba prawdziwa nie miałaby żadnego powodu, żeby jeździć na wizyty do papieża. Po co? Nie ma żadnego powodu, dla którego należałoby chodzić do nauczycieli religijnych, do meczetu, kościoła albo synagogi. I dlaczego ktoś miałby stać się muzułmaninem, chrześcijaninem, żydem? Dlaczego?
Mając swoją prawdziwą twarz, byłbyś taki zadowolony, tak całkowicie spełniony i spokojny, że nie miałbyś potrzeby szukać niczego więcej.
Politycy, duchowni nie dopuszczą do tego, żebyś odnalazł swoją prawdziwą twarz. Będą ci w tym przeszkadzać. Powód jest prosty – oni mają swoje cele do zrealizowania, a ty musisz im w tym pomóc. Nikogo nie interesuje dziecko samo w sobie, ono musi zostać dopasowane do wzorców istniejących w społeczeństwie, narodzie, polityce, religii. Wszystkich poświęca się w imię głupiej ideologii, teologii, polityki, religii.
Dziecko pozwala na to z prostej przyczyny – ono jeszcze nie wie, kim zostanie. Jest to naturalne, że polega na rodzicach, dorosłych, którzy wiedzą lepiej. Nie rozumie, że oni wcale nie wiedzą lepiej. Są tak samo nieświadomi jak dzieci. Różnica polega na tym, że dzieci są niewinne. Dorośli są głupi, ale przebiegli i dlatego ukrywają swoją głupotę pod płaszczykiem zapożyczonej wiedzy. Nikt nikogo nie pyta: „Skąd wywodzi się twoja wiedza?”. Nikt nie mówi: „Jeśli to nie twoja wiedza – zostaw ją, bo jest bezwartościowa. Czy to, co robisz, wypływa z twoich aspiracji? Czy czujesz, że serce bije ci jak dzwon? Jeśli nie – nie marnuj już ani minuty dłużej”.
Ludzie robią rzeczy, do których zmuszają ich inni ludzie. Tak było, jest i będzie. Trudno mi uwierzyć, że rodzice przestaną zmuszać dzieci do tego, by szły w ich ślady, że nauczyciele przestaną uczyć tego, co „wiedzą”. Przecież tylko udają, że wiedzą.
Chcę, żebyście zwrócili na to uwagę. Do tej pory akceptowaliście wszystko, co wam mówiono. Pora zacząć to kwestionować, podawać w wątpliwość. Nie bójcie się autorytetów, nie ma autorytetów. Kryszna, Chrystus, Mahomet czy Mahawira – żaden z nich nie jest autorytetem. A jeśli autorytet istnieje, to jest autorytetem sam dla siebie, nie dla was.
Jeśli któregoś dnia dotrzesz do prawdy, dowiesz się, kim jesteś, wtedy staniesz się autorytetem sam dla siebie. Nikt nie może być autorytetem dla drugiego człowieka. Zabawa w autorytety powinna zniknąć z tego świata.
Ludzie mogą dzielić się swoimi doświadczeniami, lecz to nie czyni z nich autorytetów. Do niczego was nie zmuszam, nie narzucam wam żadnych koncepcji. Dokładam starań, aby w jakiś sposób uwrażliwić was na sprawę autorytetów. Kiedy tylko dotrze do was, że zaczęliście kogoś uważać za autorytet, natychmiast przestańcie to robić. Skończcie z tym, co wam wciśnięto – zaczniecie dostrzegać swoją prawdziwą twarz.
Nie wiesz, nie spodziewasz się nawet, jaka będzie twoja prawdziwa twarz, twoja prawdziwa istota. Dowiesz się wtedy, kiedy… się dowiesz, kiedy się zmierzysz sam ze sobą, kiedy pokonasz przeszkody i sam dotrzesz do tego miejsca.
Wszystkie istoty, które rozkwitły, rozkwitły dzięki samotności.
Nie rozkwitło ich zbyt wiele. Raz na jakiś czas jedna jedyna… To prawie jak tragedia – rodzi się tyle milionów ludzi, a rozkwita tylko jeden człowiek – rzadko. To dlatego uważam, że nie ma ogrodnika, nie ma boga, który by się temu wszystkiemu przyglądał, dbał o to. Miliony drzew, a kwitnie tylko jedno? Wiosna przychodzi i odchodzi, a kwitnie tylko jedno drzewko? Pozostałe pozostają jałowe, bezproduktywne. Co to za ogrodnik? Na pewno go nie ma; nie ma żadnego boga, co nie oznacza, że masz stać się pesymistą. Otwierają się nowe możliwości – musisz stać się swoim własnym ogrodnikiem. To dobrze, że nie ma boga, bo możesz zostać ogrodnikiem w swoim ogrodzie. Wtedy cała odpowiedzialność spoczywa na tobie; nie możesz winić nikogo innego.
Odbieram ci boga, żebyś tego starego biedaka nie mógł o nic winić. Obwiniają go o wszystko: stworzył świat, stworzył to i tamto… Usuwam wszystkie jego winy – on nie istnieje. Stworzyłeś go, żeby na niego zrzucać odpowiedzialność. Z powrotem przyjmij tę odpowiedzialność.
Zaakceptuj swoją samotność. Zaakceptuj swoją niewiedzę. Zaakceptuj swoją odpowiedzialność i patrz na cuda, które zaczną się zdarzać. Pewnego dnia nagle ujrzysz siebie w całkowicie innym świetle. To będą twoje narodziny. Wcześniej znajdowałeś się w stanie prenatalnym.
Człowiek jest jedyną istotą świadomą na Ziemi. Z tego wynika albo jego chwała, albo jego potępienie. Od ciebie zależy, co wybierzesz. Świadomość to miecz o dwóch ostrzach. Otrzymałeś coś tak cennego, lecz nie wiesz, co z tym uczynić. Używany właściwie może cię obronić; używany niewłaściwie może cię zranić. Wszystko, co może się stać błogosławieństwem, może się także stać przekleństwem; zależy, jak tego używasz.
Życie jest właśnie takie, ale człowiek stracił z nim kontakt. Stał się zbyt wyczulony na swoim punkcie. Ta nadwrażliwość tworzy barierę i powoduje, że człowiek jest niby to żywy, ale nie do końca. Uważam to za coś w rodzaju choroby.
Ptaki są szczęśliwe, drzewa są szczęśliwe, chmury i rzeki są szczęśliwe, ale nie są wyczulone na swoim punkcie. Nie wiedzą, że są szczęśliwe – po prostu takie są.
Jest wiele podobieństw między istotą nieświadomą a nadświadomą. Ani jedna, ani druga nie ma jaźni. Człowiek znajduje się pomiędzy nimi – nie jest już zwierzęciem, drzewem, skałą, ale jeszcze nie został buddą. Nieszczęścia są skutkiem tego stanu zawieszenia.
Niedawno dostałem list od jakiegoś poszukującego. Napisał on: „Osho, nie chcę zostać sannjasinem, nie chcę być nadczłowiekiem jak Budda lub Chrystus. Chcę być po prostu człowiekiem. Pomóż mi stać się człowiekiem”.
No cóż, jest to cel nazbyt ambitny, a poza tym – nieosiągalny. Nie jest możliwe bycie „po prostu” człowiekiem. Spróbujcie to zrozumieć. To jest jak prośba: „Pozwól mi się zatrzymać w połowie procesu”. Bycie człowiekiem jest nie stanem, lecz procesem. Jeśli dziecko prosi: „Nie chcę być nastolatkiem, nie chcę być dorosłym. Chcę pozostać dzieckiem” – czy to możliwe?
Dziecko już staje się nastolatkiem, przemieszcza się w tym kierunku. Bycie dzieckiem również nie jest stanem – nie możesz w nim pozostać, przylgnąć do niego. Dzieciństwo to proces, po nim nadchodzi młodość. To samo dzieje się z młodością – choć starasz się pozostać młodym, twoje starania spełzną na niczym, bo młodość już zaczęła zmieniać się w starość.
Chcesz być po prostu człowiekiem? Prosisz o coś niemożliwego. Jesteś zbyt ambitny. Możesz się stać buddą – to byłoby łatwiejsze. Możesz się stać bogiem – to byłoby łatwiejsze. Pragnienie bycia po prostu człowiekiem jest niemożliwe do spełnienia, bo człowieczeństwo jest podróżowaniem, pielgrzymką. Jest procesem, nie zaś – stanem. Nie możesz pozostać człowiekiem. Usiłując tego dokonać, stajesz się nieludzki. Zaczynasz upadać. Nie posuwasz się do przodu, więc się cofasz… Bo musisz się przemieszczać. Nie możesz pozostać w bezruchu.
Bycie człowiekiem oznacza pielgrzymowanie w kierunku bycia bogiem. Celem jest bóg. Bycie człowiekiem to pokonywanie pewnej drogi. Droga zawsze się gdzieś kończy, nie jest nieskończona, bo za bardzo by nas zmęczyła. Nigdy nie dotarłbyś do celu, tylko szedłbyś i szedł…
Mamy nadzieję stać się ludźmi, ale tak naprawdę mamy nadzieję na więcej, na przemianę. Ciągłe parcie do przodu leży w ludzkiej naturze… Cel jest gdzieś indziej.
Ten, kto zadał to pytanie, musi być wspaniałym człowiekiem, gotowym na przyjęcie sannjasu. Jednak nie rozumie, o co pyta.
Człowiek jest nieszczęśliwy, bo musi być nieszczęśliwy. Nie ma w tym jego winy, on nie popełnił żadnego błędu. Być człowiekiem oznacza być nieszczęśliwym, bo człowiek jest zawieszony w próżni: ani tu, ani tam. Odczuwa napięcie, które staje się udręką.
Jeden dom stracił – ten, w którym wciąż śpiewają ptaki, chodzą zwierzęta, kwitną kwiaty; ogrody Edenu. Kiedy Adam mieszkał w ogrodach Edenu, był zwierzęciem, nie człowiekiem. Bóg wygnał go z Edenu i to sprawiło, że Adam stał się człowiekiem.
Został wypędzony z jednego domu, aby poszukiwać innego – większego, wyższego, głębszego, wspanialszego. Tęsknota za utraconym domem sprawia, że człowiek chciałby znowu być zwierzęciem. Trudno zapomnieć ogrody Edenu. Są tak piękne. I przychodzą chwile, kiedy stajemy się podobni zwierzętom – chwile wielkiej złości, używania przemocy.
Czemu złość daje ci taką satysfakcję? Czemu zniszczenie czegoś dostarcza ci tyle energii? Dlaczego w czasie wojny ludzie wyglądają bardziej promiennie, zdrowo, inteligentnie – jakby życie przestało być nudne? Co się wtedy dzieje? Człowiek się cofa. Choćby na kilka dni, na kilka miesięcy znów staje się zwierzęciem. Nie przestrzega prawa, nie dba o losy ludzkości, nie przejmuje się żadnym bogiem. Przestaje być przewrażliwiony na swoim punkcie, staje się nieświadomy i morduje, zabija, gwałci – w czasie wojny wszystko wolno. Dlatego ludzie potrzebują wojny. Wielka wojna jest potrzebna co dziesięć lat, małe wojny powinny być prowadzone nieprzerwanie. W przeciwnym razie człowiekowi będzie bardzo trudno żyć.
Człowiek staje się pijakiem, narkomanem. W ten sposób chce odzyskać utracony dom, utracony raj. Pod wpływem LSD jesteś znowu w ogrodach Edenu. Wszedłeś tylnymi drzwiami. LSD otwiera tylne drzwi do raju. Życie znów jest kolorowe, drzewa są tak świetliste, jak były za czasów Adama i Ewy; zapewne ptaki, tygrysy, małpy wciąż je takimi widzą. Zieleń jest jaskrawa, wszystko wygląda pięknie. Nie jesteś już człowiekiem – cofnąłeś się. Zmusiłeś swoją istotę do osunięcia się w tył. Z tego właśnie powodu narkotyki i alkohol są tak popularne. Od początku istnienia człowiek zawsze szukał narkotyków. W Wedach opisano napój soma, teraz używa się LSD. Gandzia, zioło, marihuana… Wszystko to ta sama stara zabawa.
Z pomocą chemii możesz się na trochę osunąć w tył, ale prawdziwe pójście do tyłu jest niemożliwe. Nie można się trwale cofnąć. Można się tylko posuwać do przodu.
Nie cofniesz się w czasie. Nie ma biegu wstecznego. Pierwszy samochód Forda nie miał biegu wstecznego i ludzie dość szybko zdali sobie sprawę, jak trudno przez to wrócić do domu. Trzeba było nadkładać drogi, przejeżdżać niepotrzebnie wiele kilometrów, żeby móc zawrócić. Bieg wsteczny został wymyślony później. Jednak czas go nie ma – nie cofa się.
Człowiek marzył o tym, fantazjował, pisał opowieści science fiction, w których można podróżować w czasie. Herbert G. Wells wymyślił wehikuł czasu: wrzucasz bieg wsteczny i trafiasz do przeszłości. Jesteś młody, jesteś dzieckiem, niemowlęciem, embrionem… Wehikuł czasu istnieje jedynie w umysłach pisarzy i poetów, w fantazjach.
Nie da się cofnąć w czasie. Jest tylko jedna możliwość – iść do przodu.
Człowiek jest skazany na udrękę. Ma tylko dwie drogi – albo się cofnąć do stanu zwierzęcego, albo wyjść ponad bycie człowiekiem. Człowieczeństwo jest mostem. Nie zbudujesz na nim domu. Tylko przez ten most przechodzisz.
Kiedy Akbar, cesarz z dynastii Wielkich Mogołów, budował swoją stolicę, Fatehpur Sikri, kazał mędrcom umieścić na moście łączącym ją z resztą świata jakieś wyjątkowe zdanie. Szukali, aż znaleźli zdanie wypowiedziane przez Jezusa. Nie pochodzi ono z Biblii, lecz najprawdopodobniej od sufich. Na dworze Akbara było wielu sufich. To zdanie brzmi: „Świat jest jak most – nie buduj na nim swego domu”. Te piękne słowa wciąż tam są.
Nie próbuj być człowiekiem, bo staniesz się nieludzki. Próbuj być bogiem, to jedyny sposób, by stać się człowiekiem. Nie ma innej drogi. Niech twój cel wybiega ku gwiazdom, bo jedynie wtedy wzrastasz.
Człowiek podlega procesowi ciągłych zmian. Jeśli nie ma celu, zatrzymuje się jego rozwój, pojawia się stagnacja. To właśnie dzieje się z milionami ludzi na całym świecie. Popatrz im w twarz – wyglądają jak zombi, jakby byli uśpieni, naćpani, nieprzytomni.
Co się dzieje w ich sercach? Nie ma w nich ożywienia, świeżości, iskry, płomyka… są martwe. Co się z nimi dzieje? Czegoś im brakuje. Nie robią tego, do czego zostali stworzeni, nie wypełniają swojego przeznaczenia.
Człowiek rodzi się po to, by w trakcie swojego życia przemienić się w nadczłowieka. Niech to będzie twoim celem. Dzięki temu w naturalny sposób staniesz się człowiekiem.
Im głębiej sięgnie twoja przemiana, tym mniej będzie w tobie niepokoju i udręki. Pąki wkrótce się pojawią i nadejdzie wielka radość. Rozkwitną kwiaty. Możesz czekać, możesz mieć nadzieję i marzyć.
Jeżeli donikąd nie zmierzasz i próbujesz być po prostu człowiekiem, rzeka w tobie przestaje płynąć, nie zmierza ku oceanowi. Płyniesz do oceanu tylko wtedy, kiedy masz pragnienie stania się oceanem. Oto powód: zmierzasz do oceanu, bo chcesz się nim stać.
Celem jest osiągnięcie boskości. Możesz być człowiekiem, jeśli dokładasz wszelkich starań, aby dotrzeć do boskości. Dzięki temu wysiłkowi twoje człowieczeństwo promienieje, a ty żyjesz pełnią życia.
Według Jeana-Paula Sartre’a człowiek niepotrzebnie robi tyle zamieszania wokół swojego życia, w którym nic nie ma… Wokół życia pozbawionego znaczenia. Im szczelniej zamykasz się w sobie, tym mniejsze znaczenie ma twoje życie. I wtedy stajesz się nieszczęśliwy. Ale ten stan przynosi pewne korzyści.
Kiedy jesteś szczęśliwy, jesteś kimś zwykłym, bo bycie szczęśliwym jest zgodne z naturą. Stanie się kimś nieszczęśliwym wyróżnia cię. W byciu szczęśliwym nie ma nic nadzwyczajnego – drzewa są szczęśliwe, ptaki są szczęśliwe, zwierzęta są szczęśliwe, dzieci są szczęśliwe. W całej egzystencji ten stan jest czymś zwyczajnym. Budulcem egzystencji jest szczęście. Tylko popatrz! Widzisz te drzewa? Są takie szczęśliwe. Widzisz śpiewające ptaki?
Ego nie pozwala ci na to, byś był zwyczajny. Dlatego ludzie tak wiele opowiadają o swoich nieszczęściach. Dzięki temu czują się wyjątkowi. Mówią o swoich chorobach, bólach głowy, brzucha i wielu innych dolegliwościach. Wszyscy są w pewnym stopniu hipochondrykami. Ty postępujesz podobnie. Jeśli ktoś bagatelizuje twoje opowieści, czujesz się urażony. A jeśli ktoś ci współczuje i wierzy w twoje nieszczęście, czujesz się… szczęśliwy. To idiotyczne, ale postaraj się to zrozumieć.
Człowiek nieszczęśliwy ma ego silniejsze niż człowiek szczęśliwy. Człowiek szczęśliwy nie ma ego. Im mniejsze ma ego, tym jest szczęśliwszy. On stapia się ze szczęściem, bo nie da się istnieć obok szczęścia.
Osiągając stan szczęścia – znikasz w nim. Kiedy kochasz – znikasz w miłości. Jeżeli miłość kiedykolwiek mieszkała w twoim sercu, choćby przez krótki czas, ciebie nie było. Kiedy widzisz piękny wschód słońca albo księżyc w pełni, albo kwiat lotosu, albo doświadczasz wszechogarniającej ciszy nad jeziorem – nagle w nich znikasz. Kiedy jest miłość, ty znikasz.
Słuchasz czyichś słów. Jeśli są prawdziwe, znikasz – nie ma ciebie, jest prawda. Jesteś oddzielony tylko wtedy, gdy jesteś nieszczęśliwy, gdy masz do czynienia z kłamstwem, gdy dzieje się coś złego.
Czujesz, że istniejesz, kiedy masz za ciasne buty. Gdy buty są dobrze dopasowane, nie czujesz ich na stopach. Zapominasz i o butach, i o stopach. Kiedy nie boli cię głowa, zapominasz, że ją masz. Do tego, by poczuć, że masz głowę, potrzebny jest ból.
Być znaczy cierpieć. Kiedy jesteś szczęśliwy, masz poczucie, jakby cię nie było. Dlatego Budda mówi, że jaźń nie istnieje. Otwiera w ten sposób przed tobą ścieżkę do pełni szczęścia. Mówi, że jaźń nie istnieje, więc łatwo ją odrzucić. Wystarczy zrozumieć, że jej nie ma, że ją sobie tylko wyobraziłeś.
Hodża Nasreddin powiedział któregoś dnia swoim kolegom: „Mam dziewięciu synów. Wszyscy to dobre chłopaki. Tylko Abdul jest wyjątkiem. On nauczył się czytać”.
Kiedy człowiek nauczy się czytać, pojawiają się problemy – tworzy się jaźń. Ludzie na wsi żyją blisko natury, są szczęśliwsi niż mieszkańcy Londynu, Tokio, Bombaju, Nowego Jorku.
Gdyby nagle kosmita wylądował w którymś z wielkich miast, nie znalazłby tam żadnych dowodów na istnienie Boga. Patrząc na Tokio czy Bombaj, można pomyśleć, że to człowiek stworzył świat. Te betonowe budowle, autostrady, samochody – wszystko zrobione przez człowieka. Im bardziej oddalasz się od natury, tym dalej jesteś od szczęścia. Im lepiej umiesz czytać…
Adam zjadł owoc z drzewa wiadomości dobrego i złego – zaczął uczyć się czytać. Zdobył wiedzę i został przez Boga wygnany z Edenu. Wiedza czyni człowieka nieszczęśliwym. Im więcej wiedzy ma człowiek, tym bardziej jest nieszczęśliwy.
Zdobywanie wiedzy łączy się z przebiegłością. Osobie wykształconej z trudem przychodzi powstrzymanie się od bycia przebiegłą. Jest to niemal niemożliwe, bo cały proces edukacji opiera się na logice, nie na miłości. Na wątpieniu i podejrzliwości, nie na ufności. Uczą was, że każdy chce was oszukać; oszukujcie więc, bo to jedyny sposób, by się obronić.
Ktoś, może Machiavelli, powiedział: „Najlepszą obroną jest atak”. Wszystkie rządy nazywają swoje organizacje militarne „obronnymi”. Nawet Hitler nazywał swoją armię „obronną”. Jak świat światem nikt nie mówi, że atakuje. Zawsze wszyscy się bronią. Słuchają Machiavellego. Szanują Mahawirę, Mahometa, Mojżesza, ale słuchają Machiavellego. Szukasz autorytetu? Idź do świątyni, czytaj Biblię. W codziennym życiu przyda ci się lektura Księcia Machiavellego albo traktatu Ćanakji.
Delhi – stolicę Indii, w której mieszkają politycy – nazywa się makiawelicznym miastem. Ćanakja to hinduski odpowiednik Machiavellego; jest nawet jeszcze bardziej niebezpieczny niż ten Włoch. Im więcej człowiek zdobywa wiedzy, tym bardziej przebiegły, makiaweliczny się staje.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki