Mord na Wołyniu. Przemilczane ludobójstwo na Polakach - Marek A. Koprowski - ebook

Mord na Wołyniu. Przemilczane ludobójstwo na Polakach ebook

Marek A. Koprowski

0,0
57,90 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Pełna historia ludobójstwa Polaków dokonanego przez ukraińskich nacjonalistów.

Wśród wielu książek o Wołyniu brakuje takich, które całościowo opisywałyby kontekst i przebieg dokonanej tam bestialskiej rzezi. Niniejsze opracowanie ma tę lukę wypełniać.

Autor dowodzi niezbicie, iż zbrodnie dokonane przez Ukraińców były wynikiem oddziaływania ideologii stworzonej przez Organizację Ukraińskich Nacjonalistów. Ukazuje kulisy współpracy OUN z Abwehrą w czasie agresji Niemiec na ZSRR oraz późniejszej, kiedy Niemcy oparli swą władzę właśnie na Ukraińcach, z których sformowali administrację i policję ‒ głównych sprawców holocaustu na Wołyniu. Przedstawia ośrodki polskiej samoobrony – ostatnie przyczółki nadziei i ocalenia dla mieszkańców mordowanych wsi i miasteczek.

Opisuje złożoność sytuacji Polaków, którzy broniąc się przed Ukraińcami, musieli balansować między Niemcami a silnymi zgrupowaniami partyzantki sowieckiej. Jej dowódcy nie ukrywali, że dla nich Wołyń stanowi część Związku Radzieckiego. Jakakolwiek współpraca mogła mieć więc jedynie charakter czasowy.

Ogrom ukraińskich zbrodni ukazany został w świetle zachowanych, nierzadko unikatowych, dokumentów, pamiętników, relacji i świadectw uczestników tamtych wypadków. Nie tylko polskich, ale także ukraińskich i rosyjskich. Obfitość zebranych materiałów pozwala wyrobić samodzielne spojrzenie na przebieg zdarzeń, które rozegrały się na Wołyniu w czasie II wojny światowej.

Marek Koprowski jest jednym z najciekawszych polskich popularyzatorów historii.

„Do Rzeczy”

Marek A. Koprowski

Pisarz, dziennikarz, historyk zajmujący się tematyką wschodnią i losami Polaków na Wschodzie. Plonem jego wypraw i poszukiwań jest wiele książek, z czego kilkanaście ukazało się nakładem Wydawnictwa Replika. Za serię Wołyń. Epopeja polskich losów 1939–2013 otrzymał Nagrodę im. Oskara Haleckiego w kategorii „Najlepsza książka popularnonaukowa poświęcona historii Polski w XX wieku”. Jest też laureatem nagrody „Polcul – Jerzy Bonicki Fundation” za działalność na rzecz utrzymania kultury polskiej na Wschodzie.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 639

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



 

 

 

 

 

 

 

WSTĘP

 

 

 

 

 

Osiemdziesiąta rocznica zbrodni wołyńskiej stała się zachętą do przygotowania drugiego wydania książki pt. Mord na Wołyniu. Czytelnicy są nadal zainteresowani tą tematyką. Poza tym niniejsze opracowanie nie straciło na aktualności.

O zbrodni na Wołyniu nadal trzeba przypominać, bo wciąż pojawiają się siły chcące tragedię Wołynia „zamieść pod dywan” lub przemilczeć. Są też i tacy, którzy pragną ją „załatwić” czy „odfajkować” jedną uroczystością albo przykryć bieżącymi wydarzeniami, twierdząc, że są one ważniejsze niż ludobójstwo na Wołyniu, które wymaga dodatkowych badań. Często słychać głosy, iż trzeba już zapomnieć i przebaczyć! Muszą one budzić zdziwienie, zwłaszcza kiedy są wypowiadane przez osoby duchowne, które przy innych okazjach skrupulatnie wyliczają warunki niezbędne do spełnienia przez osoby czy środowiska pragnące zasłużyć na chrześcijańskie przebaczenie. Stanowisko to jest tym dziwniejsze, że na Wołyniu umierała nie tylko polska ludność cywilna. Został tam również zamordowany Kościół, czyli diecezja łucka. Z rąk banderowców zginęło osiemnastu księży. Banderowcy spalili bądź zrujnowali trzydzieści cztery kościoły i dziewiętnaście plebanii. Niektóre do fundamentów. Z około 60 tys. zamordowanych, jak wynika z danych kurii łuckiej, od 1 stycznia 1943 r. do 1 stycznia 1944 r. zaledwie 2853 osoby zostały pogrzebane przez kapłanów, czyli dostąpiły chrześcijańskiego pochówku. Większość zamordowanych księży też nie miała katolickiego pogrzebu. Tylko o niektórych wiadomo, gdzie przypuszczalnie zostali zakopani.

Z najnowszej pracy Marii Dębowskiej wynika, że dwóch księży, Hieronim Szczerbicki i Jerzy Cimiński, spoczywają na dnie głębokiej na dziewiętnaście metrów studni w Wołkowyjach. Jak pisze autorka: Ofiary swoje związane drutem kolczastym i jeszcze żyjące, dla zadania im większego cierpienia, upowcy wrzucili do głębokiej studni.[1]

Kościół rzymskokatolicki też jakby zapomniał o kapłanach męczennikach zamordowanych na Wołyniu. Nie wydaje się, by jego milczenie w tej kwestii od wielu lat było zwykłym przeoczeniem czy kwestią przypadku…

Cerkiew prawosławna w Polsce już dawno beatyfikowała swych kilku księży i świeckich, którzy zginęli z rąk Polaków w latach czterdziestych, demonstrując tym, że pozostaje niezależna od politycznych nacisków. Brak analogicznej reakcji ze strony polskiego Kościoła katolickiego sprawia wrażenie, iż głównymi ofiarami w tamtym konflikcie z czasów II wojny światowej byli Ukraińcy. Środowiska kresowe, i nie tylko one, oceniają taką postawę hierarchów zdecydowanie negatywnie. Jako śmieszne traktują też tezy zgłaszane przez niektóre media, te najbardziej uległe politykom, że sprawa jest kontrowersyjna i wymaga dalszych badań.

Na szczęście pojawia się coraz więcej prac stawiających kropkę nad i, pozwalających jednoznacznie ocenić zbrodnie dokonane na Wołyniu przez ukraińskich nacjonalistów, z ich inspiracji i pod ich kierownictwem. Należy do nich między innymi wydane w bieżącym roku opracowanie Tomasza Turlejko pt. Zbrodnia wołyńska w świetle prawa międzynarodowego, wydane przez Instytut Pamięci Narodowej. Wynika z niego jednoznacznie, że zbrodnia dokonana przez OUN-B i UPA na polskiej ludności cywilnej wypełnia znamiona zbrodni ludobójstwa zarówno pod względem dokonanych przez sprawców czynów podstawowych, jak i zamiaru specjalnego. W pracy wykazano również, że zbrodnia została wymierzona w grupę chronioną przed ludobójstwem, tj. grupę narodową. Przy kwalifikacji uwzględniono dodatkową przesłankę, czyli powtarzalność ataków w ramach popełnianej zbrodni. Wszystkie wskazane wyżej okoliczności zostały przeanalizowane na podstawie literatury przedmiotu opracowanej przez autorów polskich i ukraińskich oraz dokumentów archiwalnych polsko- i ukraińskojęzycznych, zebranych na potrzeby niniejszej pracy. Ocena prawna oparta została na ONZ-owskiej Konwencji w sprawie zapobiegania i karania zbrodni ludobójstwa z 1948 r., Rzymskiego Statutu Międzynarodowego Trybunału Karnego z 1998 r.

Dla niżej podpisanego ustalenia autora tej pracy, jak zresztą dla większości uczciwych historyków, nie są nowością. Od dawna było przecież wiadomo, że zorganizowana przez Organizację Ukraińskich Nacjonalistów opcji banderowskiej Ukraińska Powstańcza Armia dokonała na Wołyniu zbrodni ludobójstwa na ludności polskiej, pędząc do tego ludność ukraińską. Książka Mord na Wołyniu stara się tę okrutną prawdę przedstawić w sposób zrozumiały i przystępny dla każdego czytelnika, nie posługując się przy tym prawniczymi uogólnieniami.

Zapoznając się ze zgromadzonym tu materiałem, można prześledzić dokumenty dotyczące ukraińskich zbrodni popełnionych na ludności polskiej, a także usłyszeć głos ich świadków. Ukazano tu cały kontekst wołyńskiej tragedii, wraz z korzeniami tego ludobójstwa, czyli nasilaniem oddziaływania nacjonalistycznej, banderowskiej ideologii.

Niniejsze opracowanie przypomina również, że patronem Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów była Abwehra oraz to, że na Wołyniu w 1941 r. Niemcy oparli swą władzę właśnie na kolaborujących z nimi ukraińskich nacjonalistach. Podkreśla też, że tamtejszy mord był zaplanowaną przez OUN regularną eksterminacją ludności polskiej, którą tłumaczyła twierdzeniem, jakoby to Polacy zaczęli mordować Ukraińców, a oni się tylko bronili. Wskazuje, że straty wśród ludności polskiej byłyby o wiele wyższe, gdyby w jej obronie nie stanęło polskie podziemie, które stworzyło szereg ośrodków samoobrony, dającej schronienie ludności z mordowanych polskich wsi. Oddziały AK stanęły też do otwartej walki z oddziałami UPA.

Warto zarazem wspomnieć o roli, jaką w zbrodni wołyńskiej odegrała Cerkiew Prawosławna , inspirowana do tego przez ordynariusza Archireja Polikarpa Sikorskiego, związanego z OUN Bandery. Jak piszą Władysław i Ewa Siemaszkowie: zachęcał swymi kazaniami Ukraińców do rżnięcia Polaków.[2] Jego agitacji ulegali prawosławni popi, spośród których wielu również zachęcało do pozbycia się Polaków i święciło narzędzia zbrodni. Znane są przypadki osobistego zaangażowania duchowieństwa w mordy na Polakach. Istnieli oczywiście także księża prawosławni, którzy nie ulegli nacjonalistycznemu amokowi, ale tych było stosunkowo mało. Ci, którzy pozostali wierni przesłaniu Ewangelii, potępiali zbrodnie, ale ich UPA najzwyczajniej mordowała.

Książka ta napisana została przystępnie, przede wszystkim z myślą o czytelniku, który zaczyna dopiero poznawać wiedzę o tragedii, jaka rozegrała się na Wołyniu i pragnie dowiedzieć się o niej nieco więcej. Mogą jednak sięgnąć po nią także osoby, które swą znajomość tematu chcą poszerzyć lub skonfrontować z nowymi źródłami. Każdy może znaleźć w niej zachętę do dalszej lektury i poszukiwań.

Życzę pożytecznej lektury. Jestem głęboko przekonany, że nikt, kto po nią sięgnie, nie będzie zawiedziony.

 

Autor

 

 

 

[1] M. Dębowska, Ksiądz Hieronim Szczerbicki. 1910-1943. Męczennik wołyński, Biały Dunajec–Ostróg 2022, s. 25.

[2] W. Siemaszko, E. Siemaszko, Ludobójstwo dokonane przez nacjonalistów ukraińskich na ludności Wołynia 1939-1945, Tom I, Warszawa 2000, s. 657.

 

 

 

 

ROZDZIAŁ 1

 

OD SANU PO KAUKAZ

 

 

 

 

 

Rzeź wołyńska dokonana przez Ukraińców na ludności polskiej wciąż budzi emocje i trudno się temu dziwić. Sprawa jest nadal otwarta i kładzie się cieniem na stosunkach polsko-ukraińskich. Po obu stronach znajdują się też politycy, którzy pokrętnie tłumaczą eksplozję nienawiści po stronie ukraińskiej – spontanicznym wybuchem sprowokowanym przez Sowietów. Bazują na ludzkiej niewiedzy i rusofobii. Tymczasem prawda jest taka, że rzeź wołyńska nie była spontaniczną, ale starannie zaplanowaną akcją, wykonaną z azjatyckim wręcz okrucieństwem! Twierdzenie, że rzeź wołyńska nie była zaplanowana, odrzucają nawet ukraińscy uczeni. Ważnym głosem w tej kwestii jest zdanie prof. Myrosława Popowycza, znanego ukraińskiego filozofa, który pisał:

 

O tym, co nazywamy tragedią Wołynia, nie zadecydował przypadkowy strzał, lecz świadoma decyzja przeprowadzenia czystki etnicznej. […] Nie ma takiej idei i takiej krzywdy historycznej, która potrafiłaby zmusić człowieka, by z zimną krwią zarzynał swego bliźniego. Żeby położyć na podłodze twarzą do dołu całą rodzinę i każdemu strzelić w potylicę, żeby spędzić wszystkich do komory i spalić żywcem, słuchając jęków matek i dzieci, a potem spokojnie sobie żyć – trzeba zatracić ludzkie oblicze[3].

 

Uzupełniając słowa profesora Popowycza, można dodać, że aby dokonać takich zbrodni, trzeba przejść ounowskie szkolenie, a raczej pranie mózgu, i uczyć się dziesięcioro przykazań nacjonalisty, którego siódme przykazanie mówiło: „Nie zawahasz się spełniać największej zbrodni, jeśli będzie wymagać tego dobro sprawy”[4]. Ów „dekalog”, jeśli można użyć tego określenia do satanistycznego spisu wytycznych, potwierdzającego, że ukraińscy nacjonaliści nie bali się nawet Boga, zaczynał się od wstępu napisanego przez Dmytro Doncowa: „Ja jestem Duch odwiecznego żywiołu, który zachował Cię od tatarskiego potopu i postawił na krawędzi dwóch światów, abyś tworzył nowe życie”. Autorem przykazań zaś był Stepan Łenkawskyj, syn greckokatolickiego księdza.

 

1. Zdobędziesz Ukraińskie Państwo albo zginiesz za nie.

2. Nie pozwolisz nikomu splamić chwały ani honoru Twojego narodu.

3. Pamiętaj o wielkich dniach naszych walk.

4. Bądź dumny z tego, że jesteś spadkobiercą walki o chwałę Włodzimierzowego Trójzębu.

5. Pomścisz śmierć wielkich rycerzy.

6. O sprawie nie mów z kim można, ale z kim trzeba.

7. Nie zawahasz się wykonać najniebezpieczniejszej zbrodni, jeśli będzie wymagać tego dobro sprawy.

8. Nienawiścią i podstępem będziesz przyjmować wrogów Twojego narodu.

9. Ani prośby, ani groźby, ani tortury, ani śmierć nie zmuszą Cię do zdrady tajemnicy.

10. Będziesz dążyć do poszerzania siły, bogactwa i przestrzeni ukraińskiego państwa, nawet w drodze zniewolenia cudzoziemców[5].

 

Ze wspomnień Wasyla Hałasy Nasze żyttja i borotba można wnioskować, że dekalog robił ogromne wrażenie na adeptach OUN. Stanowił on pierwszy przedmiot nauki wstępujących do organizacji. Dopiero po nim nowi członkowie poznawali ideologię. Ze wspomnień Hałasy wynika, że ulegali oni wręcz fanatycznemu zauroczeniu hasłami OUN. Szkolenie ideologiczne, czyli polityczno-wychowawcze, było w organizacji najważniejsze. Nie polegało ono tylko na studiowaniu dekalogu, członkowie OUN uczyli się na pamięć 12 cech charakteru ukraińskiego nacjonalisty, 44 praw życia oraz Idei i czynu Dmytro Myrona „Orłyka”. W toku nauki i politycznego wychowania adepci uczyli się nienawiści do obcych, zwłaszcza do Moskali, Lachów i Żydów. Za sprawą tych szkoleń zbrodnia ludobójstwa na Wołyniu mogła się odbyć. Znaleźli się bowiem ludzie, którzy po wyrżnięciu określonej liczby osób mogli w nocy spokojnie spać. Na wyobraźnię młodych Ukraińców oddziaływały też bez wątpienia idee zawarte w pracy Nacjonalizm Dmytro Doncowa. Pisał w niej:

 

Fanatyzm narodowy jest bronią silnych narodów, którą dokonuje się wielkich czynów. Fanatyk uznaje swoją prawdę za jedyną słuszną, powszechną, jaką powinni przyjąć inni. Stąd jego agresywność i brak tolerancji wobec innych poglądów. […] Bądźcie agresorami i zdobywcami, póki nie możecie być władcami i posiadaczami. Wola życia równa się woli panowania. […] Sens życia to posiadać i panować; jego istotą jest walka o przewagę, o rozrost i o poszerzenie, o potęgę, ponieważ żądza potęgi jest właściwie żądzą życia […] Rodzaj ludzki, mimo że jest gatunkiem społecznym, zawsze był i pozostaje nadal gatunkiem drapieżnym. […] Prawo natury to prawo siły, ekspansji – nie tylko afirmacji własnej woli życia, lecz również zaprzeczania jej u innych. […] Wola wojny między narodami jest wieczna. Wieczna jest wojna. […] Natura i historia nie znają ras agresywnych i nieagresywnych, lecz tylko rasy silne i słabe. Silne rasy uwalniają się, gdy są podbite i rozszerzają się kosztem słabszych, gdy są wolne[6].

 

Adepci OUN studiowali też dokumenty programowe organizacji, zwłaszcza te uchwalone przez I Zjazd i przyjmowali nakreślone przez niego cele jako własne. Zgodnie z odezwą I Zjazdu do narodu ukraińskiego podstawowym celem OUN było:

 

Całkowite wyrzucenie wszystkich zaborców z ukraińskich ziem, które nastąpi podczas rewolucji narodowej, otworzy możliwości szerokiego rozwoju Narodu Ukraińskiego w granicach własnego państwa.[…] W swej polityce zagranicznej Państwo Ukraińskie dąży do ustalenia granic, które ogarną wszystkie ukraińskie tereny etniczne. […] Tylko dyktatura narodowa, podczas rewolucji, zapewni potęgę wewnętrzną Narodu Ukraińskiego[7].

 

Przez pojęcie ukraińskich terenów etnicznych przyszli twórcy „dyktatury narodowej” rozumieli terytoria od Dunajca i ziem południowo-wschodniej Polski z Wołyniem, z Polesiem, od Brześcia po Pińsk aż po Wołgę i Kaukaz.

 

Mówi o tym hymn OUN:

Do boju nas prowadzi chwała poległych żołnierzy.

Dla nas najwyższym prawem i rozkazem

Zjednoczone państwo ukraińskie

Silne i jednorodne od Sanu po Kaukaz[8].

 

Wszyscy wstępujący do OUN byli uczeni bezwzględnego posłuszeństwa przełożonym. Organizacja ta od początku miała charakter totalitarny. Uchwała I Zjazdu stwierdzała: „Organizacja Ukraińskich Nacjonalistów została zbudowana na zasadach wszechukraiństwa, ponadpartyjności i monokratyzmu”. Wszystkie te trzy pojęcia, jak słusznie zauważył Mark Sołonin, we współczesnym języku politycznym nazywa się „totalitaryzmem”[9].

O totalitarnym charakterze OUN i obowiązku posłuszeństwa przełożonym przypominało jej członkom tzw. wielkie nacjonalistyczne przywitanie – polegające na tym, że witający podnosił do góry prawą rękę z otwartą dłonią i mówił: „Chwała Ukrainie!”. Witany zaś odpowiadał: „Chwała przywódcy!”. Dopiero znacznie później, po rozłamie organizacji na dwie frakcje: banderowców i melnykowców, ci pierwsi wprowadzili zwrot: „Bohaterom chwała!”[10]. W wielbieniu własnej nacji pomagała członkom OUN lektura Nacjokratii Mykoły Ściborskiego. Czwarty rozdział tego opasłego dziełka nosi tytuł Faszyzm. Czytamy w nim:

 

Faszyzm oraz inne ruchy narodowe otworzyły zapomniany świat wielkich idei; za podstawę swojej działalności obrały zdrowe zasady autorytaryzmu przywódców nacji, hierarchii, obowiązku i dyscypliny. Na tych ideach i zasadach oparta została ich wielka misja uzdrowicieli chorej epoki. […] Dyktatura jest twórczym, mobilizującym i wychowującym czynnikiem, który porywa za sobą masy i twardą ręką kieruje je do zbudowania duchowych i rzeczywistych wartości. Nie widzą tego tylko ślepi albo rozgoryczeni wyznawcy starych, zbankrutowanych Talmudów[11].

 

Jak wspomina Wasyl Hałasa, życie każdego Ukraińca, który wstąpił do OUN, zmieniało się radykalnie. Pisze on:

 

Po wstąpieniu do OUN mój roboczy czas dzielił się na dzień i noc. W dzień zajmowałem się zwyczajną pracą w gospodarstwie, a w nocy uczestniczyłem w kilometrowych marszach, zebraniach i spotkaniach. Po kilku miesiącach takiego życia zostałem mianowany rejonowym kierownikiem młodzieżowej organizacji OUN. Do podziemnej rejonowej struktury wchodziło 10 wsi i miasteczko Kozowa. Rejony OUN obejmowały powiat. Powiaty składały się na obwód, a obwody na kraj. Teraz już nie miałem nie tylko wolnej nocy, ale i niedzieli. Poczułem się nie bezimiennym najmitą, ale synem swojego wielkiego zniewolonego narodu, bojownikiem za jego wyzwolenie. […] Działalność OUN miała rozmaite oblicza i kierunki. Oprócz ideologicznych i wojskowych szkoleń, praktykowane były zebrania członków, a później sympatyków OUN. Ciemną nocą w lesie na polanie zbierało się do setki działaczy podziemia. Naokoło stała uzbrojona straż. […] W trakcie spotkań nie wolno było się zbliżać do nieznanych ich uczestników, a także z nimi rozmawiać. To było surowo zabronione. Emocjonalny ładunek takich zebrań był nadzwyczajny. […] Każdy z nas widział, jak jest nas dużo. Każdy z nas uświadamiał sobie, że jest częścią silnej tajemnej armii bojowników.

W niedzielę koło cerkwi, a częściej w pomieszczeniach „Proswity” podczas publicznych spotkań, występowali nielegalnie członkowie OUN z referatami. Ich wystąpienia były krótkie, emocjonalne, często poświęcone historycznym wydarzeniom. Każde wystąpienie było uzgodnione z kierownikiem wiejskiego ośrodka OUN. Przy pojawieniu się policji kierownik dawał sygnał i występujący znikał[12].

 

Jak słusznie zauważa Czesław Partacz, Organizacja Ukraińskich Nacjonalistów dążyła do budowy państwa opartego na chorej miłości do ojczyzny, czyli nacjonalizmie zbudowanym na szowinizmie, nienawiści do innych narodów.

Tylko biskup Hryhorij Chomyszyn z Cerkwi greckokatolickiej i ordynariusz diecezji stanisławowskiej w porę dostrzegł, do czego prowadzi ukraiński nacjonalizm. Ostro przeciwko niemu wystąpił, uznając go za sprzeczny z moralnością chrześcijańską. Stwierdził jednoznacznie:

 

U nas młodzież dała się wplątać w bardzo zgubną sieć, leci sama na oślep w przepaść i na naród swój sprowadza gorzki los. […] Hurra patrioci narodowi, szowiniści i krótkowzroczni politycy narodowi spowodowali również gorzki los narodu ukraińskiego. Ludzie ci, którzy postępowali raczej jak obłąkańcy, aniżeli jak przywódcy, oni właśnie wprowadzali ten duchowy rozkład w naradzie, oni to podkopywali wiarę i moralność, oni to oślepiali i zatruwali naród[13].

 

Według biskupa Chomyszyna:

 

[ounowski – przyp. M.A.K.] nacjonalizm należy uważać za największą aberrację umysłu ukraińskiego, za coś gorszego od pogaństwa […] nacjonalizm począł u nas przybierać cechy ducha pogańskiego, albowiem wprowadza pogańską etykę nienawiści, nakazując nienawidzić wszystkich, którzy są innej narodowości. […] Co gorsza na tle nacjonalizmu pojawiły się oznaki pewnego rodzaju satanizmu[14].

 

Ten ukraiński hierarcha, a zarazem patriota swego narodu, starał się ze swoimi poglądami dotrzeć do jak największej liczby Ukraińców, napisał książkę Problem ukraiński. Jego głos był jednak wołaniem na puszczy. To takich jak on Mykoła Ściborski nazywał „rozgoryczonymi wyznawcami starych zbankrutowanych Talmudów”.

Biskup Chomyszyn, starając się ograniczyć pole manewru nacjonalistom, występował przeciwko księżom wspomagającym OUN bądź tylko z nią sympatyzującym. W swojej diecezji zabronił księżom działalności nie tylko politycznej, ale i społecznej w organizacjach, które nie działały z aprobatą Kościoła[15]. Było to ważne, bo księża greckokatoliccy wspierali OUN, a z ich rodzin wywodziło się bardzo dużo działaczy nacjonalistycznych. Jako przykład może służyć Stepan Bandera, ponoszący główną odpowiedzialność moralną i polityczną za ludobójstwo ludności polskiej na Wołyniu i w Małopolsce. Wychowany został w rodzinie greckokatolickiego księdza Andrija z Uhrynowa Starego, pow. Kałusz. Nie był to zaś jedyny taki przypadek zarówno wśród kierownictwa OUN, jak i wśród szeregowych działaczy.

Organizacja Ukraińskich Nacjonalistów trafiła na Wołyniu na podatny grunt, stworzony przez ugrupowania konspiracyjne o komunistycznej proweniencji. O nacjonalistach z OUN na Wołyniu polska opinia publiczna usłyszała po raz pierwszy na początku lat trzydziestych XX wieku. Władze aresztowały wtedy wiele osób tworzących struktury Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów w powiatach kowelskim i łuckim. Uderzenia polskich władz bezpieczeństwa zdały się jednak na nic, bo kierownictwo OUN na Kongresie w Pradze podjęło decyzję o intensyfikacji antypolskich działań na Wołyniu. O ile w 1931 roku zanotowano na Wołyniu tylko dwa incydenty związane z OUN, to rok później było ich już 16, a w 1933 roku aż 100[16]. OUN zdobywała wpływy, zwłaszcza wśród inteligencji związanej z Cerkwią prawosławną. Przewodniczył jej Arsenij Riczynśkyj (ur. w 1892 r.), który pochodził z rodziny diakona. Był on lekarzem, który praktykował we Włodzimierzu Wołyńskim. Od 1924 roku wydawał miesięcznik „Na Warti”. Szybko związał się z OUN i starał się, wykorzystując pozycję świeckich w Cerkwi prawosławnej, podporządkować ją tej organizacji. On sam został aresztowany w 1935 roku i osadzony w Berezie za działalność przeciwko państwu polskiemu. Działalność nacjonalistów popierała też młodzież szkolna. Ounowcy wykorzystywali ją do kolportowania nielegalnych wydawnictw nacjonalistycznych. W 1933 roku jedna z takich grup została wykryta. Jesienią tego roku odbył się proces grupy złożonej z 20 chłopców i 11 dziewcząt. Wśród nich były m.in. córki Aleksandra Czerkawskiego, senatora II kadencji z ramienia UNDO, członka Centralnego Komitetu tej partii i adwokata, a także dwóch innych posłów, Kozubskiego i Czuczmaja. Poprzez dzieci OUN chciała zapewne nadzorować działalność rodziców funkcjonujących w legalnych partiach. Nie jest wykluczone, że wciągając w swą grę dzieci, ounowscy działacze chcieli ich też najzwyczajniej skompromitować. W orbitę swoich działań OUN wciągała także kształcących się we Lwowie na Uniwersytecie i Politechnice studentów pochodzących z Wołynia. Studenci ci wyszukiwali w swoich środowiskach na Wołyniu kolejnych chętnych nadających się do zwerbowania i tworzyli siatkę, która wykonywała zadania zlecone przez organizację. Z akt policji wynika, że pochodzili oni z powiatów rówieńskiego, krzemienieckiego i dubieńskiego[17].

W sierpniu 1933 roku Krajowa Egzekutywa OUN wysłała na Wołyń instrukcję do swoich struktur, nakazującą wznowienie walki o szkołę ukraińską. Policja Państwowa odnotowała blisko 30 przypadków akcji wymierzonych w polskie szkoły.

Ze sprawozdań sytuacyjnych ze stanu bezpieczeństwa na terenie województwa wołyńskiego wynika, że OUN bardzo szybko zapuściła na Wołyniu macki także na wołyńskiej wsi. W 1935 roku polskie organy bezpieczeństwa wykryły 25 czynnych wiejskich komórek OUN. Nie jest jednak wykluczone, że komórek tych było znacznie więcej. Najprawdopodobniej tylko część z nich została wykryta. Można to wnosić z dużej liczby aresztowanych chłopów zatrzymanych pod zarzutem przynależności do OUN. Wśród 206 osób aresztowanych od listopada 1938 roku do kwietnia 1939 roku zdecydowaną większość stanowili chłopi, z reguły młodzi, liczący po dwadzieścia parę lat. OUN, chcąc odnieść sukces na Wołyniu, weszła w koleiny wytyczone przez komunistów, którzy w dążeniu do wywołania na Wołyniu antypolskiego powstania, agitowali chłopów, bo robotników przecież na Wołyniu nie było. Za komunistami stali oczywiście Sowieci. Na Kongresie III Międzynarodówki w Moskwie utworzono organizację o nazwie „Zakordot”, której głównym zadaniem miało być przeprowadzanie akcji dywersyjnych i sabotażowych na Kresach Wschodnich i doprowadzenie do wybuchu powstań zbrojnych miejscowej ludności przeciwko władzom polskim[18]. Na Wołyniu „Zakordot” skierował główne działania przeciwko osadnikom wojskowym, oskarżając ich o zagrabienie ziemi należnej Ukraińcom. Był to oczywiście argument propagandowy i mocno naciągany. Pod osadnictwo wojskowe władze przeznaczyły ziemie należące wcześniej do Polaków i skonfiskowane im przez Rosjan za udział w powstaniach narodowych. Ziemi tej było niewiele, bo zaledwie 54 905 ha. Areał ten stanowił zaledwie 3,9 proc. gruntów w całym województwie. Liczba osadników sięgnęła zaś 18 165 osób, co stanowiło zaledwie 0,9 proc. ludności Wołynia[19]. Głównym powodem ataku na kolonistów był fakt, że osadnicy stanowili na Wołyniu patriotyczny element, wzmacniający polskość. Komuniści prowadzili ataki terrorystyczne na gospodarstwa osadników, angażując w nie Ukraińców, tworząc atmosferę zagrożenia i niepewności. Masowe były podpalenia i mordy. Okradano osadników z plonów, inwentarza i narzędzi. W 1924 roku komuniści, dążąc do pogłębienia niechęci społeczeństwa ukraińskiego wobec Polski, przystąpili do tworzenia masowej organizacji powstańczej, obejmującej swym zasięgiem kilka tysięcy ludzi. Policja Państwowa, aresztując 1500 osób, sparaliżowała całą akcję[20].

Komunistyczna Partia Zachodniej Ukrainy istniała jednak dalej. Według danych raportów organów bezpieczeństwa na dzień 1 lipca 1935 roku odnotowano 526 komórek organizacyjnych KPZU oraz 259 czynnych wystąpień komunistycznych tylko w II kwartale tego roku. Wśród nich odnotowano 137 przypadków podburzania ludności ukraińskiej przeciwko państwu, 81 prób zorganizowania manifestacji politycznych, 13 morderstw funkcjonariuszy państwowych i 28 przypadków stosowania przemocy wobec miejscowej społeczności[21].

Oprócz działań komunistów bardzo mocno aktywizowała się OUN. Z oficjalnych danych Urzędu Wojewódzkiego Wołyńskiego w pierwszej połowie lat trzydziestych XX wieku sieć organizacyjna OUN wzrosła o 492 proc., a liczba członków o 177,2 proc.[22].W 1935 roku odnotowano 108 akcji antypaństwowych ze strony nacjonalistów.

Dowódca Okręgu Korpusu Nr 2, gen. Mieczysław Smorawiński, zamordowany później przez Sowietów w Katyniu, w meldunku do Inspektoratu Armii z 10 sierpnia 1936 roku ostrzegał przełożonych przed narastaniem separatyzmu na Wołyniu[23].W opinii miejscowych władz wojskowych KPZU i OUN zawarło niepisany sojusz i dążyło do przygotowania formalnego powstania[24]. Wzrost tendencji separatystycznych notował także wywiad KOP[25].

Swoje macki zapuszczał na Wołyń coraz intensywniej sowiecki wywiad, penetrując wszystkie dziedziny życia. Tylko w 1934 roku zarzut szpiegostwa na rzecz ZSRR usłyszały 232 osoby. 108 z nich pochodziło z pogranicza, 75 proc. z nich było Ukraińcami[26].

Mimo przeciwdziałania polskich organów bezpieczeństwa Komunistyczna Partia Zachodniej Ukrainy (KPZU) rosła w siłę i w pierwszej połowie lat trzydziestych XX wieku liczyła według ocen policji około dwóch tysięcy członków. Tuż przed rozwiązaniem w 1937 roku zwiększyła ją do trzech tysięcy!

OUN, podejmując współpracę z komunistami, zintensyfikowała swoją działalność na Wołyniu. W 1935 roku ounowcy posunęli się do zabójstw o podłożu politycznym. Pierwszymi ich ofiarami było dwóch księży prawosławnych, którzy przeciwstawiali się przekształceniu Cerkwi w narzędzie nacjonalistów i publicznie przeciwko temu występowali. W 1935 roku OUN przystąpiła do organizowania zamachu na wojewodę Henryka Józewskiego. Polityk ten bowiem był gorącym orędownikiem współpracy Polaków i Ukraińców na Wołyniu i popierał, a nawet inspirował rozwój gospodarczych, politycznych i społecznych organizacji ukraińskich, stojących na stanowisku współpracy z Polską. Popierał też parcelację ziemi między Ukraińców. Nacjonaliści z OUN mordowali takich ludzi, ponieważ obawiali się, że ich działalność osłabi „rewolucyjnego ducha” wśród ich zwolenników. Sięgając po terror, OUN chciał rozbudzić między Polakami a Ukraińcami falę nienawiści oraz osłabić autorytet legalnie działających partii ukraińskich. Dzięki dobrej pracy wołyńskiej policji przygotowania do zamachu na wojewodę Józewskiego zostały wykryte. Kierujący akcją nacjonalistów Aleksander Kuc został aresztowany i skazany na 6 lat więzienia[27]. W 1935 roku kierownictwo OUN, wściekłe, że na Wołyniu nie udało mu się zabić wojewody, rozpoczęło mordować funkcjonariuszy bezpieczeństwa, a także inne osoby popierające władze RP. OUN zaczęła przenikać do legalnych ukraińskich towarzystw społecznych i kulturalnych, wykorzystując je jako przykrywkę do swojej działalności. Władze wojewódzkie zarządziły kontrakcję. W nocy z 24 na 25 czerwca 1935 roku rozpoczęto masowe obławy policyjne skierowane przeciwko nacjonalistom. Przeprowadzono je w 78 wsiach na terenie trzech powiatów. Wzięło w nich udział 11 oficerów i ponad 500 posterunkowych. W tajnym sprawozdaniu stwierdzono:

 

Przeprowadzona obława oczyściła teren od znacznej części dywersantów, przyczyniła się do uspokojenia terenu oraz złamania całego szeregu akcji zamierzonych przez element wywrotowy[28].

 

Akcja ta nie złamała jednak struktur OUN na Wołyniu. Musimy pamiętać, że organizacja ta nie działała tylko na własny rachunek. Miała sponsorów, którzy finansowali jej działalność. Należeli do nich Niemcy i Litwa, którzy za swoje pieniądze żądali od OUN konkretnych efektów. Jednym zaś z oczekiwanych przez nich była destabilizacja państwa polskiego[29]. Litwini przestali wspierać OUN – ponoć w 1936 roku pod naciskiem Warszawy i Moskwy, ale lider tej organizacji Jewhen Konowalec, jak pisze Mark Sołonin, do końca życia posiadał litewskie obywatelstwo i mógł bez przeszkód podróżować po Europie[30]. Cała afera ze wspieraniem ukraińskich nacjonalistów ukraińskich przez Kowno została ujawniona przypadkowo, po zbadaniu zawartości archiwum Senyka. Zawierało ono 418 oryginalnych dokumentów i 2055 fotografii dokumentów. Zostało ono przechwycone w Czechosłowacji i udostępnione Polsce[31]. W 1937 roku OUN podjęła próbę stworzenia na Wołyniu oddziału partyzanckiego. Próbę tę siły bezpieczeństwa sparaliżowały, dokonując licznych aresztowań. Ich konsekwencją był duży proces polityczny. Na ławie oskarżonych znalazło się 55 mieszkańców powiatu kostopolskiego oskarżonych o przynależność do OUN[32].

OUN na Wołyniu trwała jednak w podziemiu. Rozwiązanie Komunistycznej Partii Zachodniej Ukrainy było dla organizacji dużym prezentem. Stracili konkurencję i przejęli wszystkich jej zwolenników. Nie było to trudne, zważając na podobieństwo programowe. Ekonomiczny program OUN był przecież skrajnie lewicowy. Najwięcej zwolenników OUN zyskała na wołyńskiej wsi wśród nieuświadomionego chłopstwa, często nieumiejącego czytać i pisać. Rzeczypospolitej mimo wysiłków nie udało się bowiem zlikwidować do końca analfabetyzmu. Łatwo było nimi manipulować. Struktury OUN w terenie były dobrze zakonspirowane i trudno było z nimi walczyć. Dzieliły się one na okręgi, te na rejony odpowiadające powiatom, które dzieliły się na podrejony z trzech lub pięciu wsi. Najniższą jednostką była piątka lub trójka osób. W powiatach działała „powiatowa egzekutywa OUN”[33]. Jedyną szansą dla policji było pozyskanie w komórkach OUN współpracownika, inaczej rozpoznanie struktur było bardzo trudne. Zwłaszcza jeżeli nie udało się ująć jej członków na gorącym uczynku. Państwo polskie, co trzeba zauważyć, starało się zawężać pole działalności nacjonalistów poprzez podniesienie gospodarcze Wołynia. Jeżeli weźmiemy pod uwagę punkt wyjścia, to dorobek Rzeczypospolitej w tym regionie był ogromny. Jak pisze Robert Potocki, w latach trzydziestych XX wieku zmeliorowano na Wołyniu przeszło milion hektarów gruntów i rozparcelowano ponad 105 tysięcy hektarów ziemi, na której powstało 3 tysiące nowych gospodarstw. W wyniku inicjatywy wojewody Józewskiego podzielono między rolników 8 tysięcy hektarów ziemi. Otrzymało ją 3784 rolników, z czego 2190 było wyznania prawosławnego. O ich dyskryminacji nie może być mowy. Z inicjatywy społecznej rozparcelowano aż 27 tysięcy hektarów ziemi między 8511 rolników, wśród których gospodarzy prawosławnych (Ukraińców) było 6831[34]. Ukraińscy badacze, pisząc o eksploatacji wołyńskich chłopów, umęczonych pod polskim butem, pomijają te fakty. Nie sięgają też do innych danych, zwłaszcza dotyczących zbiorów. Z lat 1928-1936 wynika, że zbiory ziemniaków w porównaniu ze zbiorami z czasów rosyjskich wzrosły trzykrotnie![35] Istotną sprawą, co podkreśla Robert Potocki, było przełamanie konserwatywnego myślenia miejscowego chłopstwa oraz doprowadzenie do likwidacji serwitutów, w wyniku czego zyskali dalsze 78 tysięcy hektarów gruntów[36].

Atutem OUN w starciu z państwem polskim była sytuacja międzynarodowa, która z punktu widzenia Warszawy systematycznie się pogarszała. Kierownictwo OUN wierzyło, że wkrótce Niemcy zajmą Polskę, następnie wybuchnie wojna rosyjsko-niemiecka, w wyniku której powstaną państwa narodowe, a przede wszystkim niepodległa Ukraina. Tak sobie wyobrażali rozwój wypadków i taką wizję historii w swojej agitacji propagowali. Wizja Ukrainy od Dunajca po Kaukaz, będącej regionalnym mocarstwem, mogła przemawiać do umysłu młodych Ukraińców z Wołynia. Mogła też kształtować ich mentalność i świadomość.

W 1937 roku kontakty z OUN zintensyfikował niemiecki wywiad, który chciał wykorzystać Ukraińców podczas agresji Niemiec na Polskę. Canaris z Konowalcem planowali utworzenie konspiracyjnych jednostek do działań dywersyjnych na tyłach wojsk polskich[37]. Konowalec, który przyjaźnił się z Canarisem, miał nadzieję, że ziszczą się słowa ideologa NSDAP Alfreda Rosenberga, który w pracy Mit XX wieku pisał:

Kiedy zrozumiemy, iż zniszczenie państwa polskiego jest żywotną potrzebą Niemiec, sojusz między Kijowem a Berlinem i stworzenie wspólnej granicy staną się narodową i państwową koniecznością dla przyszłej polityki niemieckiej[38].

 

Sowieci, zaniepokojeni knowaniami Konowalca z szefem Abwehry, postanowili go zlikwidować. Po jego śmierci przewodniczącym OUN został Andrij Melnyk. Niemcy chcieli wykorzystać Ukraińców w dwojaki sposób. Tworzyli z nich oddziały dywersyjne i szkolili je w swoich ośrodkach. Poza tym wspierali działania OUN na rzecz wywołania przez Ukraińców antypolskiego powstania na kresach Rzeczypospolitej. Od wiosny 1939 roku OUN rozpoczęła na terenie Polski szkolenie młodzieży zrzeszonej w organizacjach sportowych: Łuh, Sokił, Orły, Katolicka Akcja Ukraińskiej Młodzieży i Płast. Ich członków uczono metod walki partyzanckiej. Na początku lata 1939 roku OUN zaleciła Egzekutywie Krajowej szkolenie kadr wojskowych i gromadzenie broni, amunicji i pieniędzy w związku ze zbliżającym się wybuchem wojny. Melnyk, który zastąpił Konowalca, liczył, że Niemcy po rozgromieniu Polski z pomocą OUN pozwolą organizacji stworzyć coś na kształt „mini Ukrainy”. W sierpniu 1939 roku razem z Mykołą Ściborskim ułożył tekst konstytucji przyszłego państwa. Zaczynała się ona tak: „Ukraina jest niezależnym, autorytarnym, totalitarnym, zawodowo-stanowym państwem”[39]. Na czele niezależnej i totalitarnej Ukrainy powinien stanąć mianowany dożywotnio Wódz Nacji, posiadający prawa powoływania i rozwiązywania rządu i parlamentu, przy tym w swoich czynach Wódz odpowiada tylko: „przed Bogiem, historią i własnym sumieniem”[40]. Rozwój sytuacji międzynarodowej przerósł jednak wyobrażenia i wizje ukraińskich nacjonalistów. Rokowania Francji i Wielkiej Brytanii ze Stalinem, mające zapobiec wojnie, zakończyły się wprawdzie niepowodzeniem, ale doszło do niespodziewanego sojuszu Hitlera ze Stalinem. Hitler zaoferował Stalinowi połowę Polski i kraje bałtyckie, co ten przyjął z entuzjazmem. Pakt Ribbentrop-Mołotow oznaczał, że wojna wybuchnie, ale ukraińscy nacjonaliści nie wyciągną z tego żadnych korzyści. Patron wystawił ich do wiatru. Nie zakończyło to jednak współpracy ukraińskich nacjonalistów z Niemcami. Wciąż karmili się iluzją, że upadek Polski przyczyni się do uzyskania przez Ukrainę niepodległości.

Jak pisze Ryszard Torzecki, ci ounowcy, którzy przebywali za granicą, wzięli udział w przygotowaniach do wojny u boku Niemiec w działaniach nakreślonych przez Abwehrę, a konkretnie przez jej ośrodki we Wrocławiu, w Wiedniu i Prusach Wschodnich. Mieli wykonywać działania dywersyjne i walczyć w oddziale Romana Suszki. W założeniach przewidywano przerzucenie do walki ludzi i broni przez Słowację lub drogą powietrzną z Prus Wschodnich. Miał powstać specjalny ukraiński sztab militarny. Sztab Suszki i jego opiekuna z ramienia Abwehry, majora Dehmela, przygotowywano w Wiedniu. Planowano utworzenie uderzeniowych grup partyzanckich. Ukraińcy twierdzili, że mogą rzucić do walki przeciwko Polsce 1500 oficerów i 12 tysięcy żołnierzy. Odpowiednio do ich deklaracji przewidywano utworzenie zaplecza materiałowego, przeszkolenie osób i instruktorów. Przygotowano też służbę wywiadowczą, a także propagandową, która miała nagłośnić ukraińskie powstanie i fakt współpracy Ukraińców z Niemcami. Ośrodki propagandowe zostały umiejscowione we Francji, w Kanadzie i USA[41].

Z badań Krzysztofa Łady wynika, że Hitler skorzystałby z usług Ukraińców, gdyby nie dogadał się z Sowietami lub ci nie wywiązali się ze zobowiązań i nie wkroczyli do Polski. Pisze on, że Hitler brał pod uwagę trzy scenariusze rozwiązania kwestii polskiej. Pierwszy zakładał czwarty rozbiór Polski razem z Sowietami i oddanie im terenów na wschód od linii Narew–Wisła–San. Drugi scenariusz przewidywał utworzenie uzależnionego od Rzeszy państewka polskiego. Trzeci, najbardziej pożądany przez Ukraińców, zakładał powstanie niezależnego państwa ukraińskiego[42].

Sowieci, jak wiadomo, umowy z Niemcami nie dotrzymali. Mieli wkroczyć na Kresy 12 września, a zrobili to dopiero 17 września. Dnia 15 września Canaris wydał rozkaz wprowadzenia OUN do akcji. Dnia 17 września Sowieci przekroczyli granicę wschodnią Polski i Canaris musiał wstrzymać ounowców. Zdaniem Krzysztofa Łady rozkazy o wstrzymaniu rebelii nie dotarły do wszystkich komórek OUN, które przystąpiły do walki i mordów ludności polskiej. Według zeznań (w Norymberdze) szefa II Departamentu Abwehry, Erwina Lahousena, na które powołuje się Krzysztof Łada, Canaris zakładał, że Ukraińcy sprawią Polakom krwawą łaźnię. Lahousen zeznawał następująco:

 

Canaris wyszedł z wagonu i miał jeszcze krótką rozmowę z Ribbentropem, który nawiązując do tematu Ukrainy powiedział mu jeszcze raz, że powstanie powinno być wywołane w taki sposób, że wszystkie gospodarstwa i domy mieszkalne Polaków spłoną, a wszyscy Żydzi zostaną zabici[43].

 

Według dalszej relacji Lahousena miało być to powstanie:

 

[…] którego celem byłą eksterminacja Polaków i Żydów, to znaczy przede wszystkim tych elementów, o których zawsze dyskutowaliśmy na konferencjach[44].

 

Dalej Lahousen wyjaśnił, że jeśli chodzi o Polaków, dotyczyło to szczególnie inteligencji i wszystkich tych osób, które posiadały narodową wolę oporu[45].Krótko mówiąc, OUN chciała wziąć udział w eksterminacji elity polskiej i żydowskiej w Małopolsce Wschodniej i na Wołyniu. Ci ounowcy, którzy nie dostali rozkazu, nie przystępowali do antypolskiego powstania. W ciągu paru dni, zanim Sowieci opanowali cały teren, zamordowali na Wołyniu ponad tysiąc Polaków. Tyle wynika z ustaleń Ewy i Władysława Siemaszków. Podają oni, że na Wołyniu doszło do ponad 155 różnego rodzaju aktów terroru i ponad 113 napadów ze skutkami śmiertelnymi, w których zginęło od 1036 do 1136 Polaków. Wśród nich było 222 żołnierzy WP, 130 uchodźców z centralnej i północno-zachodniej Polski oraz około 70 osadników wojskowych, przy czym są to dane daleko niepełne[46]. Prawdziwych być może nie da się nigdy ustalić. Ukraińcy napadali na Polaków we wsiach ukraińskich, w lasach, na drogach, czyli wszędzie tam, gdzie nie było świadków. Trzeba też wspomnieć, że tuż przed wybuchem wojny nacjonaliści ukraińscy utworzyli w okolicach Janowa w powiecie sarneńskim „Poliską Sicz” w sile około 500 ludzi. Miała ona stanowić zalążek zgrupowania Poliśkoho Łozowoho Kozactwa. Dowództwo tego zgrupowania tworzyli: W. Wijtiuk-Pohonia, kapitan WP, Romaszkiwśkyj – instruktor wojskowy z Łucka, Łoś-Adamśkyj, w którego chutorze mieściła się kwatera główna organizacji. W kierownictwie „Siczy” znaleźli się też A. Karyj – student ze Lwowa, Fedir z Janowa, A. Bulba z Brzeżan, W. Zahajkało-Biłyj ze Stryja, Oksana P. Rika z Wołynia. Podczas wojny niemiecko-polskiej „Sicz” rozbroiła kilka posterunków policji i dokonała wielu napadów na cofające się oddziały WP. Po przejściu bolszewików grupa ounowców z Galicji, która przybyła, by ubojowić Wołyń, udała się na emigrację do niemieckiej strefy okupacyjnej, a miejscowi rozeszli się do domów[47].

Rozpatrując kwestię antypolskiego powstania na Wołyniu, do którego szykowała się OUN, trzeba zauważyć, że myśl polityczna tej organizacji coraz bardziej się radykalizowała. Przodował w jej formowaniu Mykoła Ściborski, pierwszy zastępca przewodniczącego Prowidu OUN, jeden z najwybitniejszych ideologów tej organizacji. W 1939 roku wydał on w Paryżu pracę, która w polskim tłumaczeniu brzmi „Kwestia ziemska”, gdzie stwierdził bez ogródek, co Ukraińcy powinni zrobić z polskimi kolonizatorami w trakcie nacjonalistycznej rewolucji. Napisał m.in.:

 

Do tej wrogiej kolonizacji nacjonalistyczna władza podejdzie z najbardziej bezkompromisowym zdecydowaniem. Ta cudza pasożytnicza narośl na naszym organizmie będzie wyrwana z korzeniami. Trzeba wziąć pod uwagę, że wielka część tych moskiewsko-polskich i innych przybłędów osiadłych tutaj na Ukrainie zostanie materialnie i fizycznie wyniszczona już w pierwszych chwilach rewolucji[48].

 

Praca ta stanowiła rozwinięcie innej, wydanej w Pradze w 1933 roku, w której Ściborski usiłował uczulić OUN na potrzebę zdobycia poparcia chłopstwa, co miało być warunkiem do przeprowadzenia rewolucji narodowej. OUN miała wzbudzić w nich nienawiść, która miała być głównym motorem ich działań. Ściborski pisał:

 

Do wszystkich wrogów Ukrainy, którzy gwałtem przecięli drogi rozwoju naszego narodu, chłopstwo powinno odnosić się ze śmiercionośną i nieprzejednaną nienawiścią. […] Tak samo chłopi na Zachodnich Ziemiach, doprowadzeni przez Polskę do stanu najmity-fornala w znalezieniu jak najszybciej brutalnej zapłaty z gnębicielami[49].

 

Swoją broszurę Ściborski zakończył słowami:

 

Tylko mocno kochając Ukrainę i w tym samym stopniu nienawidząc jej wrogów, pragnąc ich zniszczenia, chłopstwo będzie zdolne do Wielkiego Czynu i będzie w stanie zdobyć wolność[50].

 

Chłopi, zdaniem Ściborskiego, powinni być wciągani do codziennej:

 

[…] masowej rewolucyjnej walki, która przywiedzie do Wielkiego Dnia ogólnonarodowego zbrojnego powstania… Do Rewolucji Narodowej![51]

 

Wracając do antypolskich wystąpień Ukraińców na Wołyniu we wrześniu 1939 roku, trzeba powiedzieć, że mogła do nich inspirować sowiecka propaganda skierowana przeciwko „Pańskiej Polsce” i nawołująca do „rozliczenia krzywd”. Jednak we wspomnieniach wołyniaków można znaleźć relacje stwierdzające, że wielu sowieckich żołnierzy i oficerów zachowywało się porządnie i hamowało działania „ukraińskich powstańców”. Zygmunt Mogiła-Lisowski wspomina, że zostałby rozstrzelany z rodzeństwem przez Ukraińców, gdyby nie sowiecki oficer, który zagroził jednemu z ich przywódców, że sam ich wszystkich rozstrzela, jeżeli będą mordowali ludzi[52].

Zachowało się też wiele relacji z zajęcia Ołyki, z których wynika, że Rosjanie uratowali polskich żołnierzy, których „powstańcy” chcieli rozstrzelać. Książę Janusz Radziwiłł, właściciel Ołyki, został aresztowany z rodziną i pod okiem NKWD osądzony przez lud. Za karą śmierci ze stu sprowadzonych sędziów opowiedziało się tylko dwóch. Reszta orzekła, że żadnej krzywdy od Radziwiłłów nie zaznali. NKWD aresztowało tych dwóch, co domagali się dla nich kary śmierci. Całą sprawa musiała być z góry ukartowana, bo kierujący akcją oficer NKWD został przedstawiony do odznaczenia[53].

Takie przykłady można by mnożyć. Sowieci, gdy zorientowali się, że za antypolskimi wystąpieniami stoją nacjonaliści, zaczęli je hamować. Z nimi nie było im po drodze.

Prowid OUN także wezwał swoich działaczy i młodzież ukraińską do ucieczki na tereny Polski okupowane przez Niemców. Tam kierowano członków OUN i młodzież do służby w Gestapo i innych policyjnych organów. Będąc w służbie niemieckiej, uczestniczyli oni w niszczeniu działaczy polskiego podziemia niepodległościowego oraz w przygotowaniach do przyszłej wojny[54].

Wraz z upadkiem Rzeczypospolitej na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej zakończył się okres stosunków między Polakami a Ukraińcami, których, co wiem i pamiętam z własnego doświadczenia, nie można nazwać wrogimi, mimo że OUN poprzez swoją fanatyczną działalność chciała, by takimi się jawiły. Przyznają to nawet autorzy ukraińscy. Przytoczę tu opinię znanego ukraińskiego intelektualisty Mychajły Horynia, który tak opisał ukraińsko-polskie stosunki panujące w Małopolsce Wschodniej:

 

Patrzyłem na to i nie mogłem pojąć: tu kłócą się bez opamiętania, a jak przychodzą święta, to świadczą sobie uprzejmości. Coś było specyficznego u ówczesnych naszych chłopów, jakaś taka wrodzona godność. Nasi chłopi, którzy nie mieli przecież żadnego wykształcenia, zachowywali się z godnością. […] Było nie do pomyślenia, by w polskie Boże Narodzenie nasi chłopi – Ukraińcy pojechali na przykład do lasu po drzewo, albo pracowali w obejściu. Nie świętowali polskich świąt, ale też nie robili niczego, co mogłoby te święta zakłócić. […] Ogólnie można powiedzieć, że w stosunkach sąsiedzkich obie społeczności odnosiły się do siebie tolerancyjnie[55].

 

Horyń zwraca też uwagę, że II Rzeczpospolita była państwem praworządnym. Stwierdza on:

 

Za Polski nikt nie zwracał uwagi na to, że tacy chłopcy jak ja […] nosili czapki […] z tryzubami. Kiedy organizowaliśmy festyny, to najpierw stawialiśmy słup, na którym wieszaliśmy niebiesko-żółtą flagę. Kiedy był teatr, to najpierw trzeba było wystawianą sztukę zarejestrować w starostwie i jeśli sztuka dotyczyła ukraińsko-polskich konfliktów, to na przedstawienie mógł przyjść policjant, ale nie miał prawa ingerować w to przedstawienie. […] Na wschodniej Ukrainie nikt na coś podobnego by sobie nie pozwolił. Ale za Polski takie rzeczy były możliwe. Polska policja miała świadomość jakiejś granicy, której nie wolno było przekroczyć. Polak nie pchał się do domu i nie próbował się w nim szarogęsić. Za Polski w domu mogliśmy mieć naszą narodową flagę, tryzub, nikt się tym nie interesował. A Moskale zaczęli od rządzenia się w naszych domach[56].

 

Te słowa jednej z głównych postaci ruchu dysydenckiego na Ukrainie w czasach ZSRR można zadedykować wszystkim tym, którzy twierdzą, że II Rzeczpospolita była państwem represyjnym, gdzie Ukraińcy żyli pod strasznym uciskiem i nie mogli nawet złapać oddechu. Wracając jednak do rzeczywistości, stwierdzić trzeba, że zajęcie Kresów przez Sowietów zmieniło plany nacjonalistów ukraińskich na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej. Część z nich przycupnęła, czekając na rozwój wypadków, a ci najbardziej znani i rozpracowani także przez sowieckie służby specjalne schronili się niemieckiej strefie okupacyjnej.

Dla Ukraińców po 17 września zakończyła się polska okupacja Wołynia, który uważali za ukraiński. Szybko jednak Ukraińcy rozczarowali się do władz sowieckich. Kolektywizacja, nacjonalizacja i indoktrynacja nie spodobała się Ukraińcom. Zaczęły wśród nich odżywać proniemieckie nastroje. Ukraińcy łudzili się, że wkrótce Hitler pomoże im stworzyć „samostijną Ukrainę”. Nacjonaliści zaczęli się przygotowywać na wkroczenie Niemców na Wołyń. Na konferencji w Belgradzie zorganizowanej przez Komendanta Głównego Związku Walki Zbrojnej w maju 1940 roku, w referacie o sytuacji na ziemiach okupowanych przez ZSRR, stwierdzono:

 

Stosunek Ukraińców do sprawy polskiej na ogół wrogi; liczą na stworzenie w tej czy innej formie „samostijnej Ukrainy”. Na tle rozczarowania do bolszewików nastąpił wyraźny zwrot w kierunku Niemiec. Na federację z Polską nie chcą iść. Mają pretensję do rządu polskiego: „Rząd polski nawet w warunkach, w jakich znaleźli się Polacy i Ukraińcy, nie znalazł dla nas dość ciepłych słów”. Stwierdzić trzeba coraz większe postępy ukrainizacji[57].

 

Sowieci szybko umacniali swoją władzę. Przeprowadzili wybory do Rady Najwyższej, które były zwykłą farsą. Przymusowo nadali obywatelstwo sowieckie wszystkim Polakom. W grudniu 1939 roku podzielili Wołyń na dwa obwody: wołyński i rówieński. Rozpoczęły się represje przeciwko polskiemu elementowi. Aresztowano wszystkich polskich oficerów, policjantów, funkcjonariuszy wymiaru sprawiedliwości, urzędników, ziemian itp. – wszystkich przywódców polskiej społeczności. O ich zaciekłości świadczy fakt, że tylko do grudnia 1939 roku aresztowali 57 księży. Mieli doskonałe rozpoznanie, aresztowali wszystkich kapłanów, którzy wygłaszali za polskich czasów antybolszewickie kazania. Uznano ich za wrogów władzy sowieckiej i postanowiono najpierw odizolować, a później zlikwidować[58]. Dnia 10 lutego 1940 roku przeprowadzono pierwszą deportację na Sybir i do Kazachstanu. Objęła ona osadników z rodzinami, urzędników samorządowych, leśniczych itp. Z 336 miejscowości obwodu wołyńskiego wywieziono w sumie 1670 rodzin (9240 osób), a z obwodu rówieńskiego, z 391 miejscowości, wywieziono 1701 rodzin (8760 osób)[59].

Był to początek wielkiej akcji depolonizacji Wołynia, realizowanej pod hasłem usunięcia „elementów niebezpiecznych” i „elementów antysowieckich”. Do czerwca 1941 roku takich deportacji z Wołynia przeprowadzono w sumie cztery, co znacznie osłabiło polski element, a później miało dla niego opłakane skutki. Ogółem wywieziono około 150 tysięcy osób![60] Społeczność polska została „odgłowiona”. Znaczna część polskiego elementu uważanego przez Sowietów za potencjalnie niebezpieczny została deportowana.

Ludność polska tworzyła oczywiście od początku struktury podziemne stawiające opór sowieckiej okupacji, ale na Wołyniu było to bardzo trudne. Sowieci stworzyli tu gęstą sieć organów NKWD. Wykorzystując miejscowych Ukraińców, zorganizowali bardzo dobry system obserwacji ludności. Udało im się też zwerbować konfidentów, wśród których nie brakowało niestety Polaków. Powołane przez NKWD komitety domowe, tzw. domuprawy, i dozorcy dzień i noc śledzili prywatne mieszkania, ruch na drogach i ulicach, kontrolowali lokatorów. Organizatorzy konspiracji musieli stale zmieniać miejsca pobytu, aby uchronić się przed denuncjacją i aresztowaniem. Duże trudności sprawiła sprawa legalizacji i ustalenia alibi, albowiem każdy mieszkaniec musiał mieć dowód osobisty, tzw. paszport, wydawany przez władze sowieckie i ściśle ewidencjonowany. W tych warunkach tworzona z wielkim trudem siatka konspiracyjna Związku Walki Zbrojnej została szybko rozpoznana i unicestwiona masowymi aresztowaniami w połowie 1940 roku. Po tym uderzeniu aż do końca sowieckiej okupacji konspiracja nie została odbudowana. Większość aresztowanych wywieziono na Wschód, a resztę Sowieci zamordowali w więzieniach na kilka godzin przed wkroczeniem wojsk niemieckich. Na Wołyniu znów przelała się krew.

W ciągu dwóch lat okupacji sowieckiej na Wołyniu dokonały się olbrzymie zmiany demograficzne, społeczne, ekonomiczne i polityczne. Ludność polska poniosła duże straty, przede wszystkim jakościowe, które powstały na skutek represji i eksterminacji najbardziej patriotycznych grup ludności polskiej. Generał Stefan Rowecki, komendant AK, tak oceniał możliwości polskiego podziemia na Wołyniu po przejściu sowieckiego walca:

 

[…] Po ciężkim okresie okupacji sowieckiej teren został ogołocony z elementu wartościowego. Zupełny brak oficerów zawodowych, a nawet rezerwy utrudnia odbudowę komend okręgów i obwodów. Muszę wysyłać ludzi z Generalnego Gubernatorstwa[61].

 

Ciąg dalszy w wersji pełnej

 

 

 

 

[3] M. Popowycz, Wołyń: nasze i nenasze hore, Krytyka 2003, Nr 5, s. 2.

[4] K. Łada, Treść i znaczenie „Dekalogu” nacjonalistycznego OUN, [w:] Materiały i studia z dziejów stosunków polsko-ukraińskich, pod red. B. Grotta, Kraków 2008, s. 65-80.

[5] Tamże.

[6] Cyt. za M. Sołonin, Nasza władza będzie okrutna, [w:] Nic dobrego na wojnie, przeł. A. Pawłowska, Poznań 2011, s. 167.

[7] Tamże, s. 168.

[8] G. Motyka, Ukraińska partyzantka 1942-1960, Warszawa 2006, s. 47.

[9] M. Sołonin, Nasza władza będzie okrutna, dz. cyt., s. 169.

[10] Tamże.

[11] Tamże, s. 171.

[12] W. Hałasa, Nasze żyttja i borotba, Spogady, Lwiw 2005, s. 19-20.

[13] Cyt. za K. Krasowski, Biskupi katoliccy II Rzeczypospolitej. Słownik biograficzny, Poznań 1996, s. 270.

[14] Cyt. za Cz. Partacz, Razem czy przeciw sobie. Studia z przeszłości Polaków i Ukraińców (Rusinów i Haliczan), Koszalin 2013, s. 276.

[15] K. Krasowski, Biskupi katoliccy II Rzeczypospolitej, dz. cyt., s. 23.

[16] W. Mędrzecki, Województwo wołyńskie 1921-1939. Elementy przemian cywilizacyjnych, społecznych i politycznych, Wrocław–Warszawa–Kraków–Gdańsk–Łódź 1988, s. 111.

[17] Tamże, s. 111-112.

[18] A. Misiuk, Służby Specjalne II Rzeczypospolitej, Warszawa 1988, s. 100.

[19] Szerzej: W. Mędrzecki, Województwo wołyńskie 1921-1939, dz. cyt., s. 125-127.

[20] Tamże, s. 110.

[21] R. Potocki, Polityka państwa polskiego wobec zagadnienia ukraińskiego w latach 1930-1939, Lublin 2003, s. 154.

[22] Tamże, s. 154.

[23] Tamże, s. 155.

[24] Tamże, s. 155.

[25] Tamże, s. 154.

[26] Tamże, s. 154.

[27] W. Mędrzecki, Województwo wołyńskie 1921-1939, dz. cyt., s. 112.

[28] R. Potocki, Polityka państwa polskiego…, dz. cyt., s. 144-145.

[29] M. Sołonin, Nic dobrego na wojnie, dz. cyt., s. 176-177.

[30] Tamże, s. 176.

[31] Tamże.

[32] K. Grunberg, Bolesław Sprengel. Trudne sąsiedztwo. Stosunki polsko-ukraińskie w XX wieku, Warszawa 2005, s. 56.

[33] R. Torzecki, Kwestia ukraińska w Polsce w latach 1923-1929, Kraków 1989, s. 256-257.

[34] R. Potocki, Polityka państwa polskiego…, dz. cyt., s. 149.

[35] Tamże.

[36] Tamże.

[37] K. Grunberg, Bolesław Sprengel…, dz. cyt., s. 422.

[38] Tamże.

[39] M. Sołonin, Nic dobrego na wojnie, dz. cyt., s. 169.

[40] Tamże.

[41] R. Torzecki, Polacy i Ukraińcy. Sprawa ukraińska w czasie II wojny światowej na terenie II Rzeczypospolitej, Warszawa 1993, s. 33.

[42] Cz. Partacz, K. Łada, Polska wobec ukraińskich dążeń niepodległościowych w czasie II wojny światowej, Toruń 2003, s. 280-281.

[43] Tamże, s. 282.

[44] Tamże.

[45] Tamże.

[46] W. Siemaszko, E. Siemaszko, Ludobójstwo dokonane przez nacjonalistów ukraińskich…, dz. cyt., s. 1034-1035.

[47] P. Mirczuk, Ukrajinśka Powstanśka Armija 1942-1952. Dokumenty i materiały, Lwów 1991, s. 192.

[48] M. Ściborski, Zemelne pytannija, Paryż 1939, s. 85.

[49] M. Ściborski, OUN i Selanstwo. Wydamnia Rozbudowy Naciji, Praha 1933, s. 27.

[50] Tamże.

[51] Tamże, s. 30.

[52] Z. Mogiła-Lisowski, Moja droga z Wołynia do Warszawy, Warszawa 2009, s. 12.

[53] J. Durka, J. Radziwiłł, Biografia polityczna 1880-1967, Warszawa 2011, s. 274-275.

[54] S.A. Kokin, Anotowanyj pokażczyk dokumentiw z istorii OUN i UPA w Fondach Derżawnoho Archiwu SBU, Kijów 2000, s. 148.

[55] Mieliśmy wielką misję przed sobą… Rozmowa z Mychajłą Horyniem, [w:] B. Berdychowska, O. Hnatiuk, Bunt pokolenia. Rozmowy z intelektualistami ukraińskimi, Lublin 2000, s. 164-165.

[56] Tamże, s. 167.

[57] Cyt. za K. Grunberg, Bolesław Sprengel…, dz. cyt., s. 544.

[58] W. Serhijczuk, Poljaki na Wołyni u roki drugoi switonoj wijni. Dokumenti z ukraińskich archiwów i polśki publikacji, Kijiw 2003, s. 16.

[59] Tamże, s. 17.

[60] K. Grunberg, Bolesław Sprengel…, dz. cyt., s. 548-549.

[61] Armia Krajowa w dokumentach 1939-1945, t. 2, Wrocław–Warszawa –Kraków 1990, s. 247.