Metaczłowiek - Deepak Chopra - ebook + książka

Metaczłowiek ebook

Chopra Deepak

0,0
54,50 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Autor bestsellerów „New York Timesa” powraca ze swoją najnowszą książką! Pokazuje w niej, jak stać się metaczłowiekiem! Opierając się na najnowszych badaniach naukowych, m.in. z dziedziny neuronauki czy kwantowości, a także medytacji, pokazuje, jak pokonać tworzone przez umysł ograniczenia, osiągnąć wyższy stan świadomości oraz wejść w nową rzeczywistość – metarzeczywistość. Z pomocą jego wskazówek wkroczysz na nową ścieżkę rozwoju duchowego! Ćwiczenia i praktyczny 31-dniowy program, na który składają się medytacje, afirmacje czy praktyka mindfulness pomogą ci przekroczyć iluzoryczne konstrukcje myślowe, obudzić podświadomość, przeprogramować mózg i osiągnąć pełnię swojego potencjału. Wkrocz w metarzeczywistość!

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI
PDF

Liczba stron: 390

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



REDAKCJA: Ewelina Kuryłowicz

SKŁAD: Emilia Dajnowicz

PROJEKT OKŁADKI: Emilia Dajnowicz

TŁUMACZENIE: Juliusz Poznański

Wydanie I

Białystok 2021

ISBN 978-83-8171-763-2

Tytuł oryginału: Metahuman: Unleashing your infinite potential

Copyright © 2019 by Deepak Chopra

This translation published by arrangement with Harmony Books,

an imprint of Random House, a division of Penguin Random House LLC

© Copyright for the Polish edition by Studio Astropsychologii, Białystok 2020

All rights reserved, including the right of reproduction in whole or in part in any form.

Wszelkie prawa zastrzeżone. Bez uprzedniej pisemnej zgody wydawcy żadna część tej książki nie może być powielana w jakimkolwiek procesie mechanicznym, fotograficznym lub elektronicznym ani w formie nagrania fonograficznego. Nie może też być przechowywana w systemie wyszukiwania, przesyłana lub w inny sposób kopiowana do użytku publicznego lub prywatnego – w inny sposób niż „dozwolony użytek” obejmujący krótkie cytaty zawarte w artykułach i recenzjach.

Poczyniono wszystkie starania, aby upewnić się, że informacje zawarte w tej książce są pełne i dokładne. Niemniej jednak, ani wydawca, ani autor nie zajmują się udzielaniem profesjonalnych porad poszczególnym czytelnikom. Pomysły, procedury i sugestie zawarte w tej książce nie mają na celu zastąpienia konsultacji z lekarzem. Wszystkie sprawy dotyczące zdrowia wymagają nadzoru medycznego. Ani autor, ani wydawca nie ponoszą odpowiedzialności za jakiekolwiek szkody, rzekomo wynikające z korzystania z informacji i sugestii zawartych w tej książce.

Bądź na bieżąco i śledź nasze wydawnictwo na Facebooku.

www.facebook.com/Wydawnictwo.Studio.Astropsychologii

15-762 Białystok

ul. Antoniuk Fabr. 55/24

85 662 92 67 – redakcja

85 654 78 06 – sekretariat

85 653 13 03 – dział handlowy – hurt

85 654 78 35 – www.talizman.pl – detal

strona wydawnictwa: www.studioastro.pl

Więcej informacji znajdziesz na portalu www.psychotronika.pl

PRZEDMOWA OD SERCAPrzekraczanie iluzji

Niniejsza książka to zaproszenie do tego, abyś się dowiedział, kim naprawdę jesteś, zadając sobie dwa proste pytania. Czy gdy czujesz się bardzo szczęśliwy, to obserwujesz siebie będącego szczęśliwym? Czy gdy zdarzy ci się rozzłościć, to pewna część ciebie jest całkowicie wolna od złości? Jeżeli na obydwa pytania odpowiedziałeś „tak”, możesz przestać czytać tę książkę. Osiągnąłeś już cel. Przekroczyłeś zwykłą świadomość, a tego właśnie trzeba, by się dowiedzieć, kim się naprawdę jest. Znajomość siebie będzie się pogłębiała z każdym dniem. Kiedyś – a może właśnie w tej chwili – zauważysz, że żyjesz w świetle. Można posłużyć się tu słowami wielkiego poety bengalskiego, Rabindranatha Tagorego: „To, że istnieję, nieustannie mnie zaskakuje”.

Wspaniale byłoby cię poznać, ponieważ twoje istnienie niewątpliwie jest niezwykłe – można by nawet założyć, że jesteś wyjątkowy. Wystarczy rozejrzeć się dookoła, by zobaczyć, że zdecydowana większość ludzi jest szczęśliwa, gdy jest szczęśliwa, i rozzłoszczona, gdy jest rozzłoszczona. Ale nie ty. Twój wzrok sięga dalej.

Gdy trzydzieści lat temu zacząłem pisać książki, nie ulegało wątpliwości, że bycie szczęśliwym i wpadanie w złość to coś zupełnie normalnego, nie istniał też dodatkowy element w postaci obserwacji samego siebie. Termin uważność nie był znany; przeciętny obywatel uważał medytację za coś podejrzanego, zaś do kwestii wyższej świadomości podchodzono skrajnie sceptycznie. Byłem wówczas młodym lekarzem w Bostonie z powiększającą się rodziną, a całe dnie wypełniała mi praca – przyjmowanie licznych pacjentów i codzienne krążenie między co najmniej dwoma szpitalami.

Czy gdy byłem szczęśliwy z powodu poprawiającego się stanu zdrowia pacjenta z chorobą tarczycy, to obserwowałem siebie będącego szczęśliwym? Absolutnie nie. Czy gdy nieuważny farmaceuta popełnił błąd, to jakaś część mnie nie była zdenerwowana i przyglądała się temu niczym niemy świadek? Nie. Podobnie jak wszyscy moi znajomi bywałem szczęśliwy lub zły – i nic ponadto. Jednak jako Hindus z pochodzenia kojarzyłem z dzieciństwa pewne wskazówki, zgodnie z którymi możliwy jest inny stan istnienia. W starożytnej księdze o tytule Upaniszady można przeczytać, że umysł przypomina dwa ptaki siedzące na gałęzi. Jeden zjada owoc tego drzewa, podczas gdy drugi czule się temu przygląda.

Gdy uczęszczałem do szkoły prowadzonej przez katolickich zakonników, zetknąłem się z innymi wskazówkami pochodzącymi z innego źródła, np. ze słowami wypowiedzianymi przez Jezusa do uczniów, aby „byli w świecie, lecz nie ze świata”. Po wpisaniu tej frazy w wyszukiwarkę Google otrzymuje się mnóstwo najróżniejszych interpretacji, które mącą w głowie, jednak sedno tej nauki zawiera się w myśli, że istnieje pewna różnica między angażowaniem się w ten świat a nieangażowaniem się weń. W tym drugim przypadku – uczy Jezus – jest się bliżej Boga.

Chciałbym móc powiedzieć, że te wskazówki dotyczące wyższej świadomości oczarowały mnie i odmieniły moje życie. Tak się nie stało. Upchnąłem je w zakamarkach umysłu i nigdy do nich nie wracałem w moim intensywnym i stresującym życiu. Nie budziła się we mnie świadomość Prawdy przez duże „P”, że ja i wszyscy inni na świecie ucieleśniamy tajemnicę istnienia. Właśnie dlatego Tagore nieustannie był zaskoczony. Przebudzenie do rzeczywistości skutkuje intymnym i osobistym zetknięciem z tajemnicą istnienia: bez ciebie nie byłoby tajemnicy.

Wiem, że upraszczam sprawę. Codzienne czynności – wstawanie z łóżka, ubieranie się, wychodzenie do pracy itd. – oraz tajemnicę istnienia dzieli gigantyczna przepaść. Społeczeństwo bazujące na rozumie i nauce sceptycznie patrzy na każde takie stwierdzenie jak „bycie w świecie, lecz nie ze świata”, albo Prawda przez duże „P”. Żyjemy w rzeczywistości, w której obowiązuje zasada „otrzymujesz to, co widzisz”. Konfrontujemy się ze światem fizycznym; mierzymy się z wieloma trudnościami; a gdy racjonalny umysł bada mroki nieznanego, pojawiają się nowe fakty i dane, a nie poczucie cudu, że w ogóle istniejemy.

Do zmierzenia się z tajemnicą życia – i tajemnicą siebie jako istoty ludzkiej – po raz pierwszy skłoniła mnie medycyna. Prowadziłem praktykę lekarza specjalisty endokrynologa; specjalizacja ta fascynowała mnie ze względu na hormony – substancje o wyjątkowych właściwościach. W przypadku niedoboru hormonu tarczycy jest się ociężałym i otępiałym, a w sytuacji zagrożenia życia (dzięki adrenalinie) jest się zdolnym do ucieczki lub walki. Za najczęstszą reakcję na widok lewitującego ulicznego magika, jeszcze zanim wróci się doń wzrokiem lub się go odeń odwróci, odpowiedzialne jest uwolnienie porcji adrenaliny.

Tak bardzo przywykliśmy uważać, iż reakcje te mają podłoże chemiczne, że niemal każdy tłumaczy zachowania nastolatków „burzą hormonów”. Nawet jeśli popęd seksualny jest wyciszony, to w istocie wcale tak nie jest, podobnie jak zakochanie nigdy nie jest racjonalne. Gdybym był się zadowolił przyjęciem tego zdroworozsądkowego związku między hormonami a wywoływanymi przez nie skutkami, nie miałbym nic więcej do powiedzenia.

W tej beczce miodu jest jednak łyżka dziegciu i mąci ona o wiele więcej niż tylko samą kwestię hormonów – potencjalnie wywraca ona do góry nogami całą rzeczywistość. Hormon mózgowy zwany oksytocyną zyskał przydomek „hormonu miłości”, ponieważ jego wysoki poziom w mózgu sprawia, że dana osoba jest bardziej uczuciowa i ufniejsza. Hormon ten, produkowany przez przysadkę mózgową, wywołuje jednak wiele innych skutków. Jest intensywnie wydzielany podczas porodu i w okresie karmienia piersią, budując silną więź matki z dzieckiem. Gdy właściciel głaska swego psa, poziom oksytocyny wzrasta u jednego i drugiego. Oksytocyna sprawia, że ludzie bardziej kochają własną flagę narodową, natomiast wobec flag innych państw przejawiają obojętność. Poziom oksytocyny wzrasta u kobiet podczas uprawiania seksu, co buduje w nich więź emocjonalną z partnerami, natomiast u mężczyzn zjawisko to nie zachodzi.

Dzieje się tu coś dziwnego, a jednak te skomplikowane odkrycia nie podważają przekonań większości endokrynologów. Ja byłem inny. Nie dawało mi spokoju to, że oksytocyna w rzeczywistości nie wywołuje żadnych skutków, które jej się przypisuje, jeżeli umysł z nią nie współdziała. Kobieta nie stanie się bardziej uczuciowa wobec partnera seksualnego, jeżeli będzie przymuszona, przestraszona, rozzłoszczona lub po prostu rozproszona myślami o czymś ważniejszym. Poziom oksytocyny nie wzrośnie, jeśli się pogłaska nielubianego psa. Nie pokocha się bardziej flagi własnego kraju, jeśli się zostanie przymuszonym do oddania jej honorów przez despotyczny reżim.

Zacząłem dostrzegać eksplozyjny skutek połączenia umysł-ciało. To tak, jakbyśmy byli dwoma stworzeniami: jedno to robot, którego można programować chemicznie, zaś drugie – wolna istota, która myśli, rozważa i podejmuje decyzje. Na pierwszy rzut oka kompletnie do siebie nie pasują. Nie mają prawa współistnieć, a jednak współistnieją, jak widać to w budowie ludzkiego układu nerwowego. Jedna część funkcjonuje automatycznie, a życie jest podtrzymywane bez potrzeby myślenia o nim. Nie trzeba myśleć o oddychaniu czy biciu serca, by te czynności zachodziły. Można jednak świadomie przejąć nad nimi kontrolę – somatyczny układ nerwowy umożliwia zmianę przebiegu oddechu, a nawet, przy odrobinie praktyki, pozwala spowolnić tętno.

Nagle stajemy u progu tajemnicy, ponieważ coś musi decydować, czy podjąć działanie czy nie. Tym czymś nie może być mózg, gdyż jemu jest wszystko jedno, którą stronę ośrodkowego układu nerwowego angażuje. Za pomocą autonomicznego (wegetatywnego) układu nerwowego mózg podnosi tętno, gdy biegniesz w maratonie, ale to ty zdecydowałeś, by w nim pobiec.

Kim więc jest ów „ty”?

To dręczące pytanie mąci rzeczywistość. W każdej chwili to ty – czyli twoja jaźń – decydujesz, który układ nerwowy zaangażować; nie możesz być zatem stworzeniem żadnego z nich. Gdy rozumiesz ten prosty fakt, jesteś na prostej drodze do samoświadomości. Możesz być szczęśliwy i jednocześnie obserwować siebie będącego szczęśliwym; zaczynasz doświadczać siebie całkowicie pozbawionego złości, nawet gdy okazujesz złość.

Powód tej przemiany jest prosty: przekroczyłeś mechaniczną stronę życia. Przebudziłeś się do bycia prawdziwym sobą – użytkownikiem mózgu, a nie mózgiem; podróżnikiem w ciele, a nie ciałem; myślicielem, który jest kimś więcej, o niebo więcej niż jego myśli. Z lektury tej książki dowiesz się, że twoja prawdziwa jaźń dalece wykracza poza czas i przestrzeń. Jeżeli utożsamiasz się ze swoją prawdziwą jaźnią, wypełniłeś słowa o „byciu w świecie, lecz nie ze świata”. Greckie słowo meta znaczy „poza”, dlatego posługuję się nim dla opisania rzeczywistości leżącej poza „otrzymujesz to, co widzisz”. Gdy żyjesz w metarzeczywistości, jesteś metaczłowiekiem.

Sporadycznie każdy tam bywa. Metarzeczywistość to źródło wszelkiej kreatywności, ponieważ bez wykraczania poza to, co stare i konwencjonalne, nie byłoby nowych myśli, dzieł sztuki, książek ani odkryć naukowych. Nieważne, ile myśli przejawiłeś w życiu – możesz mieć jeszcze nieskończenie wiele innych; nieważne, ile zdań napisali pisarze – istnieje jeszcze nieskończenie wiele zdań do napisania. Słowa i myśli nie są przechowywane w mózgu tak jak informacje w komputerze, by nimi dowolnie żonglować, gdy potrzebna jest nowa myśl. Shakespeare nie żonglował zwyczajnie elżbietańskim wokabularzem – posługiwał się słowami w sposób kreatywny. Van Gogh nie łączył ze sobą zwyczajnie standardowych kolorów spektrum – wykorzystywał je do ukazania nowego sposobu widzenia otaczającego go świata.

Przekraczając iluzję, decyduje się, czy życie jest wystarczająco satysfakcjonujące. Gdy pragnie się od życia więcej niż ono oferuje, wówczas to nie mózg pragnie więcej sensu ani ta zwyczajna osoba zabiegana codziennymi sprawami. Decyduje o tym jaźń widząca rzeczy z wyższej perspektywy. Decyduje ona również o tym, kogo kochać, czym jest prawda, czy zaufać itd. Gdy matka uważa, że marudny trzylatek potrzebuje drzemki, wykracza ona poza zwykłą ocenę tego, co dziecko robi i mówi. Marudne dzieci mówią najróżniejsze rzeczy i gdyby matki to kupowały, niczym by się od nich nie różniły.

Skoro przekroczenie iluzji jest nieodzowne, dlaczego jeszcze nie jesteśmy metaludźmi? Nie ma powodu, by powtarzać te same oklepane, wyświechtane opinie, przestrzegać przestarzałych norm społecznych ani ulegać konformistycznemu myśleniu. Wszystko to stwarza pułapki, w które wpadamy, a rezultatem jest eskalacja tych samych konfliktów, wojen, przemocy domowej, uprzedzeń rasowych i nierówności płci, których ofiarą padaliśmy w przeszłości. Wybieramy bycie własnymi więźniami. Ów paradoks, tzn. bycie zarazem więźniem i strażnikiem, jest przyczyną niewysłowionego ludzkiego cierpienia.

Zakończenie tego godnego pożałowania bałaganu wymaga jednego: przemiany z człowieka w metaczłowieka. Obydwa stany istnieją tu i teraz. Aby wkroczyć w metarzeczywistość, nie trzeba donikąd się udawać. Tak jak w przypadku wspomnianych dwóch ptaków siedzących na gałęzi, celebruje się życie i jednocześnie je obserwuje. Aspekt obserwacji jest jednak ignorowany, tłumiony, przeoczany i niedoceniany. W tradycjach duchowych świata transformacja z człowieka w metaczłowieka nazywana jest „przebudzeniem”. Gdy ktoś osiągnie stan metaczłowieka, jego stare, zwykłe ja wydaje się lunatykiem, ledwie świadomym oferowanych przez życie nieskończonych możliwości.

Przebudzić się znaczy być w pełni samoświadomym. Nasuwa się tu mnóstwo innych metafor. Metaczłowiek przypomina radio odbierające całe pasmo zamiast jednej stacji. Jest jak struna drgająca na wyższej częstotliwości. Jak dostrzeganie świata w ziarnku piasku. Ale jak to ograniczające słowo. Stanu metaczłowieka nie da się opisać, trzeba go doświadczyć; podobnie nie da się opowiedzieć niewidomemu od urodzenia, czym jest widzenie, ale gdyby odzyskał wzrok, byłby zachwycony.

Wydawcy zachęcają autorów, by wabili czytelników obietnicą czegoś nowego, świeżego i innego. Przebudzenie jest stare jak świat. Nie sposób obiecać czegoś takiego jak przebudzenie, którego nie da się nawet opisać. Spoglądając na swoje poprzednie prace, czuję, że ograniczało mnie to, jak dziwne i tajemnicze jest przebudzenie. Tym razem jednak wziąłem głęboki oddech i poszedłem na całość. Ufam, że czytelnik nie jest kimś w rodzaju niewidomego od urodzenia, który nie wie, czym jest widzenie. Dzięki odrobinie ufności wszystkim można pokazać, że już jesteśmy metaludźmi i że metarzeczywistość jest tu i teraz.

Nie wiem, kto się przekona, a kto nie. Ostatecznie tajemnica bycia człowiekiem rządzi się własnymi prawami. W jedno wszakże wierzę. Jeśli podczas lektury tej książki odczujesz, czym jest przebudzenie, to zrozumienie prawdy zajmie ci mniej czasu niż owe trzydzieści lat, na które właśnie spoglądam. Im szybciej metaczłowiek zaświta w naszym życiu, tym lepiej.

WSTĘPMetaczłowieczeństwo jako życiowy wybór

Ludzie starają się ulepszyć sobie życie na wiele sposobów. Można powiedzieć, że pod względem standardu życia społeczeństwa rozwinięte przeżywają złoty wiek. Oczekiwanie kilkudziesięciu lat dobrego zdrowia, jedzenie pełnowartościowej żywności organicznej ze sklepu za rogiem, nie wspominając o dostępności dóbr kiedyś niedostępnych dla przeciętnej osoby, takich jak własny dom czy względnie bezpieczne przejście na emeryturę, stało się realistyczne.

Dziwne zatem, że miliony ludzi starają się ulepszyć sobie życie, nie ulepszając rzeczywistości osobistej. Obydwie płaszczyzny są ze sobą ściśle powiązane, więc jeśli nie polepszy się własnej rzeczywistości, poprawa jakości życia będzie słaba i niepewna. Rzeczywistość to nie świat „zewnętrzny” – to coś bardzo osobistego. Dwie osoby jadące do takiej samej pracy mogą całkowicie odmienne patrzeć na świat: jedna może obawiać się o posadę i być przerażona wizją zwolnienia, druga zaś – zadowolona i optymistyczna. Dla dwóch świeżo upieczonych matek urodzenie dziecka może być doświadczeniem fizycznie identycznym, ale jedna z nich może cierpieć na depresję poporodową, a druga – cieszyć się macierzyństwem.

Rzeczywistość osobista to coś, co nas definiuje. Tworzą go nasze przekonania, emocje, unikalne wspomnienia oraz doświadczenia i związki. Nic bardziej nie decyduje o kształcie życia człowieka. To zatem dziwne – można by nawet powiedzieć, że niezwykle tajemnicze – iż budujemy nasze życie w oparciu o kompletny brak wiedzy na temat tego, kim naprawdę jesteśmy. Gdyby zagłębić się w dowolny aspekt ludzkiej egzystencji, to za fasadą w postaci opinii ekspertów ogarnęłaby nas konsternacja, choć jej miejsce powinna zajmować wiedza.

Nie mamy pojęcia, dlaczego człowiek jest tak samo zdolny do miłości jak do nienawiści, zaprowadzania pokoju i stosowania przemocy, przeskakiwania ze szczęścia w rozpacz oraz życia raz w pewności, raz w niepewności. Każdy urzeczywistnia te skrajności we własny sposób. Każdy jest dla siebie tajemnicą. Ludzi napędza codzienna życiowa rutyna i nadzieja, że nic strasznie złego się nie stanie.

Nie deprecjonuję tych dóbr, dla których większość ludzi żyje: rodziny, pracy ani związków. Ale bądźmy szczerzy – nawet z rzeczami najważniejszymi nie radzimy sobie z taką pewnością, by móc powiedzieć, że wiemy, co robimy. Nic zatem dziwnego, że tak dużo czasu poświęcamy polepszaniu życia, a tak mało poprawianiu własnej rzeczywistości. Rzeczywistość jest zbyt niejasna. Lepiej się czujemy, ignorując głębiny i pamiętając, gdzie jest bezpieczna płycizna.

Zaledwie garstka ludzi wypłynęła na głębokie wody i w każdej kulturze przetrwały ich relacje, że owe wody są tak samo obce jak inspirujące. Kochanie wrogów jest inspirujące, ale któż tak czyni? Wiadomość o tym, że boska miłość nie zna granic, nie zmienia niczyjej rzeczywistości. W każdej epoce wieczny pokój rywalizuje z groźbą przestępczości, wojny i przemocy. Garstkę ludzi ceni się jako świętych, choć często uznaje się ich za wariatów lub po prostu odrzuca jako zbyt dobrych jak na ten świat.

Jedno wszakże nie ulega wątpliwości – wszystko rozgrywa się w rzeczywistości osobistej. Zawiera ona cały ludzki potencjał, ale i wszystkie ograniczenia. Nowojorski psycholog, Abraham Maslow, który zmarł w roku 1970, znany jest do dziś, ponieważ popłynął pod prąd. Typowa kariera w dziedzinie psychologii polegała na badaniu chorób i defektów psychiki, ale Maslow przeczuwał, że ludzka natura dalece wykracza poza codzienne doświadczenia. Jego podstawowa idea, której rozkwit zapewne przekroczył jego najśmielsze wyobrażenia, głosi, że człowiek jest stworzony do przeżyć szczytowych; co więcej – powinien je tworzyć na co dzień. Wyglądało to tak, jakby wszystkie samochody na drogach były starymi gruchotami i nagle ktoś poinformował, że można wymienić swój rzęch na mercedesa albo jaguara.

Skoro po drogach jeżdżą same gruchoty, a mercedesy i jaguary istnieją wyłącznie za oceanem, niczyja rzeczywistość się nie zmieni. Maslow, czerpiąc z wielowiekowych dążeń duchowych, podkreślał jednak, że codzienne przeżycia szczytowe leżą w naszej naturze, że ich potrzebujemy i pragniemy. Trzeba tylko wykroczyć poza codzienność.

Idea przekraczania granic stała się inspiracją dla tej książki.

Aby odkryć, kim się naprawdę jest, trzeba wykroczyć poza to, za kogo się siebie uważa. Aby odnaleźć pokój, trzeba przekroczyć strach. Aby zaznać bezwarunkowej miłości, trzeba przekroczyć miłość warunkową – tę, która pojawia się i znika. Zastanawiałem się nawet, czy nie zatytułować tej książki Poza. Zdecydowałem się jednak na tytuł Metaczłowiek, wykorzystując greckie słowo meta, które – jak już pisałem – znaczy „poza”. Teza tej książki brzmi: stanie się metaczłowiekiem to zasadnicza zmiana tożsamości, której każdy może dokonać. Przeznaczenie do przeżyć szczytowych rodzi pytanie o to, czy mamy wybór. Najbardziej oświecające chwile życia zdają się samoczynnie spływać na nas z wyższego planu. Skąd mamy wiedzieć, że to nie przypadki?

Na niedawnej konferencji dotyczącej nauki i świadomości przedstawiła mi się pewna młoda kobieta i powiedziała, że pisze pracę magisterską na temat porozumiewania się z ptakami. Spytałem ją, w jaki sposób można to robić, na co odrzekła, że łatwiej będzie jej to zaprezentować niż o tym mówić. Wyszliśmy na zewnątrz. Dzień był słoneczny, dyskretnie usiedliśmy na ławce. Spojrzała na siedzące na pobliskim drzewie ptaki, po czym jeden z nich sfrunął i usiadł jej na podołku.

Jak to zrobiła? Czując, że słowa są zbędne, spojrzała na mnie wzrokiem mówiącym: „Widzi pan? To bardzo proste”. Moi dawni nauczyciele katoliccy wskazaliby na św. Franciszka z Asyżu, który często bywa przedstawiany w stanie błogości i w otoczeniu sfruwających nań ptaków. Patrząc na to przez pryzmat tradycji hinduskiej, przyszła mi na myśl pewna cecha świadomości określana terminem ahinsa, który oznacza „nieszkodliwość”, współczucie obejmujące wszystkie żywe istoty.

Tak czy inaczej, nie chodziło o mówienie do ptaków ani znajomość ich języka – wszystko zaszło przecież w ciszy. Był to doskonały przykład przekroczenia granicy – w tym przypadku: granicy moich oczekiwań. Chodziło – jak mi później wyjaśniła – o jasność umysłu i wyrażenie intencji, by ptak do niej przyfrunął. Innymi słowy wszystko zaszło w świadomości.

Tak niewiele osób miewa podobne doświadczenia, że tym bardziej korci, by pokazywać, jak bardzo różnie można przekraczać granice. Wyraźnie czuję, że mamy dużo większą kontrolę nad życiem niż nam się wydaje.

W moim rozumieniu metaczłowiek to życiowy wybór. Przeżycia szczytowe to zaledwie początek, zwiastun tego, co możliwe.

Termin przeżycie szczytowe na tyle się spopularyzował, że większość ludzi ma ogólne pojęcie, co on oznacza. Opisuje on chwile, w których znikają ograniczenia i pojawiają się przełomowe spostrzeżenia lub bezwysiłkowo osiąga się najwyższe wyniki. Rozgrywający Narodowej Ligi Futbolowej, który zbliża się do czterdziestki, a mimo to zdobywa kolejne zwycięstwo w finałowym meczu o mistrzostwo tej ligi; cudowne dziecko, które w wieku ośmiu lat odbywa debiut sceniczny, wykonując koncert fortepianowy Mozarta; matematyczny geniusz, który w kilka sekund mnoży w pamięci dwie osiemnastocyfrowe liczby – nie trzeba daleko szukać, by znaleźć opowieści o podobnych przeżyciach szczytowych, świadczących o nadzwyczaj rozwiniętym ludzkim potencjale. Osiągnięcia te, chociaż zdumiewające, są jednak niszowe. Gdy sława i fortuna stają się udziałem garstki wyjątkowych osób, umyka nam dużo większa możliwość, która stosuje się do rzesz.

Rzeczywistość jest dużo elastyczniejsza niż nam się wydaje. Większość ograniczeń, które ludzie odczuwają jako nałożone z zewnątrz, w istocie nakładają sobie sami. Z powodu niewiedzy, kim się naprawdę jest, trwa się przy obcych przekonaniach, rozdrapuje się stare rany, żyje się starymi uwarunkowaniami oraz cierpi z powodu zwątpienia w siebie i osądzania samego siebie. Nikt nie jest wolny od tych ograniczeń. Zwykły świat i nasze zwykłe życie w świecie są niewystarczające, by mogło się okazać, kim naprawdę jesteśmy. Zwykły świat nas oszukał, a oszustwo to sięga tak głęboko, że mu się podporządkowaliśmy. W prawie dowód pośrednio nielegalny to „owoc zatrutego drzewa”. Nie ma przesady w stwierdzeniu, że nawet w najlepszym życiu owe oszustwa, które mylnie uważamy za rzeczywistość, wysuwają swe zatrute macki. Nic, choćby było najpiękniejsze i najlepsze, nie zdołało uniknąć skażenia. Przekroczenie iluzji to jedyny sposób na umknięcie temu skażeniu.

Metaczłowiek to ktoś o osobowości opartej na wyższych wartościach; nie na przeżyciach szczytowych, lecz na miłości i poczuciu własnej wartości. Po ukończeniu pisania tej książki z prawdziwą przyjemnością odkryłem, że Maslow użył terminu metaczłowiek w takim właśnie znaczeniu. (Nie kojarzył go z komiksowymi superbohaterami – podobnie jak ja. Metaludzie rodem z fantastyki uważani są za dziwadła i zagrożenie dla społeczeństwa, dlatego należy bezwzględnie unikać takich skojarzeń).

Nie ma nic złego w uważaniu pewnych doświadczeń za tak wzniosłe, że wydają się boskie, bowiem właśnie tam Maslow umieszcza metaczłowieka. Deklaracja, że aspirowanie do dotknięcia Boga czy osiągnięcia wiecznego pokoju i miłości jest tak samo realne jak wbijanie gwoździa, była ważnym krokiem. Będę się jednak spierał, że stanie się metaczłowiekiem to nagląca konieczność. To jedyna droga ucieczki od iluzji, które w naszym życiu są przyczyną cierpień, zamętu i konfliktów.

Iluzja codzienności

Każdy zgodziłby się z tym, że lepiej żyć w rzeczywistości niż w iluzji. Byłbyś więc zszokowany, gdybyś usłyszał, że od początku żyjesz w iluzji. W tę wszechobecną iluzję zaczynamy wierzyć we wczesnym dzieciństwie. Nawet najrozsądniejsza, trzeźwo myśląca osoba przez cały czas pogrążona jest w iluzji. Nie mam na myśli bujnej wyobraźni, fantazji erotycznych ani marzeń o szybkim zdobyciu fortuny. Nic nie jest tym, czym się wydaje. Wszystko jest całkowitą iluzją.

Wyjmij smartfona i spójrz na pierwsze lepsze zapisane w nim zdjęcie. Obraz ma kilka cali niezależnie od tego, czy ukazuje Wielki Kanion, mysz czy mikroorganizm. Twoje oczy dzieli od tych obiektów taka odległość, jaka istnieje między nimi a ekranem smartfona, ale Wielki Kanion, mysz albo mikroorganizm postrzegasz jako obiekty o skrajnie różnych rozmiarach. W jaki sposób automatycznie dostosowujemy rozmiary obiektów ukazujących się na ekranie smartfona? Nikt tego nie wie, a sprawa staje się jeszcze bardziej zagadkowa, gdy się weźmie pod uwagę, że siatkówka znajdująca się na tylnej ściance oka jest zakrzywiona, a rzucany na nią obraz jest odwrócony do góry nogami. Dlaczego zatem świat nie jest tak powykrzywiany jak w gabinecie luster?

Można by wzruszyć ramionami i przypisać całą tę tajemnicę mózgowi przetwarzającemu docierające do oka surowe bodźce i dającemu nam realistyczny obraz świata. To jednak tylko pogłębia iluzję. Gdy mówimy, że oczy reagują na „światło widzialne”, wygodnie uciekamy od faktu, iż cząstki elementarne tworzące światło – fotony – są niewidoczne. Foton nie promieniuje, nie ma blasku ani koloru ani żadnej innej cechy, którą kojarzymy ze światłem. Tak jak licznik Geigera wariuje w obecności silnego promieniowania, lecz tylko lekko trzaska w przypadku słabego promieniowania, tak również siatkówka „szaleje”, gdy miliony fotonów stymulują pokrywającą ją warstwę pręcików i czopków, ale reaguje słabo, gdy światło jest nikłe (co nazywamy ciemnością).

Tak czy inaczej, wszystko, co myślisz, że widzisz, zostało przetworzone w mózgu, w specjalnym jego obszarze zwanym korą wzrokową, pogrążonym w całkowitej ciemności. Oślepiająca cię żarówka jest tak samo ciemna w mózgu jak najbledsza gwiazda na nocnym niebie. Podobnie sygnały docierające do kory wzrokowej pochodzące ze zdjęć, tym bardziej obrazy 3D. Obraz świata, który masz, został sfabrykowany przez twój mózg.

Analogicznie pozostałe cztery zmysły to tylko „trzaski” na powierzchni innego rodzaju komórek. Nie ma wytłumaczenia, dlaczego zakończenia nerwowe w nosie miałyby zamieniać bombardujące je cząsteczki, które krążą w powietrzu, w zapach róż albo smród śmieci. Cały trójwymiarowy świat opiera się na magicznej sztuczce, której nikt nie potrafi wyjaśnić, ale z pewnością nie jest to prawdziwy obraz rzeczywistości. Wszystko to zostało wytworzone przez mózg.

Neuronaukowiec przerwałby mi wywód i poprawił mnie, że postrzegany przez nas świat to wytwór mózgu. Twierdzenie to obala jednak kilka drobnych przykładów. Jeśli chodzi o mózg, to litery widoczne na tej stronie są czarnymi plamami, niczym nieróżniącymi się od plam, które powstałyby wskutek przypadkowego chlapnięcia farby z pędzla. Zanim nauczyłeś się czytać, litery były dla ciebie nic nieznaczącymi plamami, natomiast później nabrały znaczenia. Mózg masz jednak wciąż ten sam, o ile ciągle przetwarza informacje. To umysł uczy się czytać, a nie mózg. Podobnie wszystkie inne obiekty, które widzisz dookoła – drzewo, tabliczkę belgijskiej czekolady, kościół albo cmentarz – nabierają znaczenia, ponieważ twój umysł im je nadaje.

Inny przykład: gdy dzieciom niewidomym od urodzenia przywraca się wzrok dzięki ingerencji medycznej, zdumiewa je to, co dla nas oczywiste. Krowa w oddali jest tej samej wielkości co kot w pobliżu. Schody wydają im się namalowane na ścianie; ich własny cień to tajemnicza czarna plama, która uparcie za nimi chodzi. Dzieci te ominęła – i muszą to nadrobić – krzywa uczenia się, wedle której wszyscy nauczyliśmy się kształtować zwykłą rzeczywistość. (Świat widzialny tak bardzo przeszkadza dzieciom i dorosłym, którzy dopiero co zaczęli widzieć, że często chcą posiedzieć w ciemności, by odzyskać dobre samopoczucie).

Krzywa uczenia się jest konieczna, byś mógł żyć w tym świecie, ale przystosowałeś się w dziwny i niespodziewany sposób. Spójrz na to z dystansu. Powiedzmy, że śpisz, leżąc na łóżku, i ktoś dotyka twojego ramienia, by cię obudzić; postać, którą wtedy widzisz, nie ma szerokiego ciała z małą główką u góry. Ale zrób jej zdjęcie z tej pozycji, a zobaczysz, jak wygląda rzeczywistość. Tors tej osoby, znajdujący się na poziomie twoich oczu, będzie nienaturalnie szeroki, natomiast głowa, znacznie oddalona, będzie nienaturalnie mała. Z podobnym zjawiskiem masz do czynienia, gdy rozmawiasz z osobą siedzącą obok ciebie: jej nos jest nieproporcjonalnie duży. Gdy porównasz ten widok ze zdjęciem, okaże się, że oczy będą większe od dłoni spoczywającej na udzie.

Automatycznie blokujemy prawdziwy wygląd obiektów i za pomocą działania umysłu modyfikujemy informacje. Informacje docierające do oczu przekazują, że ściany pokoju, w którym siedzisz, zbliżają się do siebie w dalszym jego krańcu, ty jednak wiesz, że pokój jest kwadratowy, więc odpowiednio modyfikujesz informacje. Wiesz, że nos jest mniejszy od dłoni, więc dokonujesz podobnej modyfikacji.

Prawdziwie szokująca jest wieść, że wszystko, co postrzegasz, jest zmodyfikowane. Cząsteczki krążące po ogrodzie są zamieniane w zapachy. Drgania powietrza są zamieniane w dźwięki, które rozpoznajesz. Bez dwóch zdań żyjemy w świecie będącym wytworem umysłu. To zarazem błogosławieństwo i przekleństwo rodzaju ludzkiego. Gdy dwieście lat temu poeta William Blake przechadzał się ulicami Londynu, ubolewał nad tym, co widział:

Błądzę i widzę w każdej twarzy

Słabości i niedoli piętno.

Każdy głos, klątwa, krzyk urwany,

Płacz, którym Dziecko trwogę głuszy,

Dźwięczy w mym uchu jak kajdany

Wykute w kuźni ludzkiej duszy1.

To żałosny widok, spotykany także dziś. Ludzie zabrnęli we wszystkie rodzaje cierpień i trudów, powodowani głęboko zakorzenionym przekonaniem, że naszym przeznaczeniem jest wieść taką egzystencję. Nie ma alternatywy, dopóki się nie uwierzy, że to, co umysł wytworzył, można odczynić.

Witamy w świecie iluzji

Gdy się jest częścią zwykłego świata, nie można widzieć poza iluzją. Trzeba wyjść poza ten świat, dlatego niezbędna jest przemiana w metaczłowieka. Iluzja jest wszechstronna tylko wtedy, gdy jest w całości zwodnicza i oszukuje zarówno w sprawach wielkich, jak i małych. I tak właśnie jest w przypadku tego świata. Ludzki umysł skonstruował wszystko tak, by pasowało do niego w każdym calu. Książka ta powstała poniekąd po to, by cię przekonać, że twoja rzeczywistość osobista to w całości wytwór umysłu – lecz nie tylko twojego. Spędziwszy całe życie na przystosowywaniu się do sztucznej rzeczywistości, którą odziedziczyłeś w dzieciństwie, musisz odbyć podróż, by odkryć różnicę między rzeczywistością a iluzją.

Dla każdego, kto przyjmuje fizyczny świat „zewnętrzny” za całkowicie rzeczywisty, twierdzenie o świecie wytworzonym przez umysł brzmi absurdalnie. Porażenie ideą to jedno, ale porażenie piorunem to zupełnie co innego. Różnica jest tak oczywista, iż każdy, kto stwierdziłby, że to jedno i to samo, spotkałby się z nieufnością.

Jednak pewne wielkie umysły właśnie tak twierdziły. Max Planck, genialny niemiecki fizyk, jeden z ojców rewolucji kwantowej – ukuł termin fizyka kwantowa. W wywiadzie udzielonym londyńskiemu tygodnikowi „The Observer” w 1931 roku powiedział: „Świadomość uważam za fundament. Materię uważam za pochodną świadomości. Nie można wyjść poza świadomość. Wszystko, o czym rozmawiamy, wszystko, co uważamy za istniejące, wymaga świadomości”.

Innymi słowy świadomość to fundament. Jeśli to prawda, wówczas róże kwitnące w ogrodzie angielskim wywodzą się z tego samego źródła co obraz przedstawiający róże. Tym źródłem jest świadomość – twoja świadomość. Bez niej nie sposób dowieść, że cokolwiek istnieje. Zachowując świadomość, uczestniczysz w świecie wytworzonym przez umysł i codziennie wspierasz ten proces. Piękno tej wiedzy polega na tym, że skoro stworzenie bierze się ze świadomości, możemy przekształcać rzeczywistość u samego jej źródła.

Planck nie był osamotniony w swej reinterpretacji rzeczywistości, mniej fizycznej, bardziej mentalnej. Istotą rewolucji kwantowej była dekonstrukcja zdroworozsądkowego poglądu, że świat jest przede wszystkim materialny, trwały i namacalny. Inny wspaniały pionier fizyki kwantowej, Werner Heisenberg, stwierdził: „Obserwujemy nie naturę samą w sobie, lecz naturę ukazującą się naszym metodom badawczym”.

Implikacje tych słów są zdumiewające. Wyjrzyj za okno, a zobaczysz być może drzewo, chmurę, trawnik albo niebo. Wstaw któreś z tych słów do wypowiedzi Heisenberga, zastępując nim słowo natura. Widzisz drzewo, ponieważ tak chcesz. Podobnie chmurę i niebo. Dla ciebie jako obserwatora wszystko za oknem istnieje dzięki zadawanym przez ciebie pytaniom. Nie jesteś tego świadomy, ale tylko dlatego, że zostały zadane już dużo wcześniej. Gdy małe dzieci po raz pierwszy stykają się z drzewem, badają je, zadając pytania: „To jest twarde czy miękkie? Szorstkie czy gładkie? Wysokie czy niskie? Czym są te zielone rzeczy na gałęziach? Dlaczego szumią na wietrze?”. W ten sposób, posługując się świadomością względem wszystkiego we wszechświecie, otrzymujemy odpowiedzi przystające do ludzkiej świadomości. Ale nie sięgamy do rzeczywistości. Fizyka pozbawia drzewa wszystkich jego cech – twardości, wysokości, kształtu i koloru – ujawniając, że wszystkie obiekty to w istocie niewidzialne zmarszczki w polu kwantowym.

Jeżeli te rozważania wydają się zbyt abstrakcyjne, można je skonkretyzować. Twoje ciało jest tworzone w świadomości właśnie w tej chwili; w przeciwnym wypadku nie mogłoby istnieć. Ponownie odwołamy się do Heisenberga, który już dawno odkrył, że „atomy i cząstki elementarne same w sobie nie są rzeczywiste; tworzą one świat możliwości, czyli prawdopodobieństw”. Jednak w zdroworozsądkowym świecie, w którym ciało to nasze schronienie, układ podtrzymywania życia oraz osobisty wehikuł służący do poruszania się po przestrzeni, jego ochrona jest koniecznością. Myślenie o ciele jako iluzji umysłu byłoby zbyt niepokojące.

Przeciwko robotom

Odejście od fałszywego założenia, że świat jest trwały i fizyczny, jest niezgodne z coraz bardziej niepokojącym mnie trendem. Nauka uparcie usiłuje dowieść, że ludzie to maszyny, i choć kiedyś była to jedynie metafora służąca opisaniu złożoności ludzkiego organizmu, dziś sformułowanie „człowiek jako maszyna” traktuje się coraz dosłowniej. Wmawia nam się, że złożoność ludzkich emocji można zredukować do wzrostu i spadku poziomu hormonów produkowanych w mózgu. Rozjaśnione obszary mózgu ukazujące się w trakcie funkcjonalnego obrazowania metodą rezonansu magnetycznego (fMRI) rzekomo wskazują na przyczyny bądź mechanizmy odpowiedzialne za odczuwanie przygnębienia albo za skłonność do zachowań przestępczych i wiele innych. Poza tym, że jesteśmy marionetkami mózgu, mamy też wierzyć, iż jesteśmy silnie programowani przez geny – do tego stopnia, że „złe” geny skazują tę czy inną osobę na mnóstwo problemów: od schizofrenii po chorobę Alzheimera. Te wzięte tu za przykłady predyspozycje rozszerza się następnie na zachowania i cechy, takie jak skłonność do lęków i depresji.

Metaczłowiek ma wiele implikacji, a jedną z najważniejszych jest kategoryczne odrzucenie koncepcji człowieka jako przede wszystkim maszyny. Mimo że nauka dysponuje licznymi odkryciami dotyczącymi genów i mózgu, w żaden sposób nie potwierdzają one tej koncepcji. Ogół społeczeństwa nie wie np. tego, że zaledwie 5 procent mutacji genetycznych związanych z chorobami ostatecznie przekłada się na chorobę. Pozostałe 95 procent podwyższa lub obniża ryzyko zachorowania i – w bardzo skomplikowany sposób – wchodzi w interakcje z innymi genami.

Ludzie wciąż trwają przy błędnym mniemaniu, że pojedynczy gen, jak choćby „gen gejowski” czy „gen samolubstwa”, istnieje i tworzy nieodparte predyspozycje. Owo błędne mniemanie zostało obalone w procesie mapowania ludzkiego genomu. Aktualny obraz DNA jest niemal całkowicie odmienny od błędnego wyobrażenia społecznego. DNA nie ma charakteru stałego; jest płynne i dynamiczne, nieustannie wchodzi w interakcje ze światem zewnętrznym oraz z indywidualnymi myślami i uczuciami.

Pogląd, że geny rządzą naszym życiem, jest głęboko zakorzeniony nawet wśród ludzi wykształconych, dlatego warto przeczytać artykuł opublikowany na łamach czasopisma „Nature: Human Behaviour”, w którym zaprezentowano wyniki niedawno przeprowadzonego eksperymentu, ponieważ przedstawia zaskakujące fakty. Badacze z wydziału psychologii Uniwersytetu Stanforda dysponowali dwiema grupami uczestników, których przebadali pod kątem dwóch genów: jednego związanego z wysokim ryzykiem otyłości i drugiego związanego z wysokim ryzykiem niewydolności fizycznej.

Najpierw zajmę się genem otyłości. Uczestnicy spożywali posiłek, po czym byli pytani, jak bardzo najedzeni się czują; poza tym badano im krew na poziom leptyny – hormonu odpowiedzialnego za uczucie sytości po posiłku. Wyniki były takie same w przypadku osób genetycznie predysponowanych do otyłości i osób niemających takich predyspozycji. W kolejnym tygodniu ta sama grupa jadła taki sam posiłek, ale z jedną różnicą. Połowę tej grupy, całkowicie przypadkowo wyodrębnioną, poinformowano, że jest nosicielem genu chroniącego przed ryzykiem otyłości, natomiast drugą poinformowano, że jest nosicielem genu podwyższającego to ryzyko.

Ku zaskoczeniu badaczy wywołało to natychmiastowy i ogromny skutek. Badani, pod wpływem informacji, że mają gen ochronny, wykazywali dwuipółkrotnie wyższy poziom leptyny niż poprzednio. Ci natomiast, których poinformowano, że nie dysponują genem ochronnym, nie wykazywali żadnych zmian względem poprzednich wyników. Wynika stąd, że zwykła informacja na temat korzystnej cechy genetycznej sprawiła, że u uczestników eksperymentu zaszły zmiany fizjologiczne powiązane z danym genem. Ich przekonania wzięły górę nad rzeczywistymi predyspozycjami genetycznymi, ponieważ część osób, którym powiedziano, że są genetycznie chronione, w rzeczywistości nie dysponowała taką ochroną.

Podobnie zdumiewające rezultaty otrzymano w eksperymencie dotyczącym kondycji fizycznej. Uczestnikom powiedziano, że są nosicielami genu odpowiedzialnego za słabą wydolność wysiłkową układu krążenia i oddechowego. Mimo że w rzeczywistości nie byli nosicielami genu wysokiego ryzyka, pod wpływem samej tylko informacji, że taki gen mają, wykazali zmniejszoną pojemność płuc i byli zbyt wyczerpani, by dokończyć bieg na bieżni.

Krótko mówiąc, ciało dostosowuje się do rzeczywistości umysłu. Skoro w organizmie pojawiają się skutki genetyczne zaledwie pod wpływem informacji, że się jest nosicielem jakiegoś genu, mit o genach kontrolujących ludzkie życie rozpada się jak domek z kart. Nie twierdzę, że programowanie genetyczne jest nieistotne (dla pełnego obrazu rzeczy odsyłam do książki Supergeny, którą napisałem wspólnie z genetykiem z Harvardu, Rudym Tanzim), ale rzeczywistość jest tak skomplikowana jak ludzkie życie. Geny są jednym z czynników wpływających na ludzi. Nie sposób przewidzieć, jak silny wpływ mają na konkretną osobę, zaś w każdym obszarze zdrowia i zachowań istnieje szeroka strefa osobistego wyboru.

Mając wybór albo-albo, postrzegaj siebie jako wolną istotę, zdolną do wprowadzania świadomych zmian, a nie jako maszynę sterowaną przez geny i komórki mózgu. Życie rzadko bywa proste jak alternatywa albo-albo – jest tak również i tu. Jednak wbrew wyobrażeniu rozpowszechnianemu w społeczeństwie za pomocą artykułów popularnonaukowych nie jest prawdą, że człowiek to biologiczna marionetka. Dużo bliższa prawdy jest koncepcja, że jesteśmy świadomymi istotami o nieograniczonym potencjale twórczym i nieograniczonych możliwościach wprowadzania zmian. Stajemy się metaludźmi, podejmując przełomową decyzję, by nimi być.

Na rozdrożu metaczłowieczeństwa

Nie spodziewam się, że zgodzisz się z tym wnioskiem – w każdym razie nie od razu. Do podjęcia decyzji będzie ci potrzebny pełny obraz rzeczy. Nie zdajemy sobie sprawy z tego, że wszyscy jesteśmy zanurzeni w ukształtowanej wcześniej rzeczywistości, do której zaczynamy przystosowywać się w dzieciństwie. Wszystko, co w tej chwili postrzegasz za pośrednictwem pięciu zmysłów – twarde ściany pokoju, delikatny ruch powietrza w płucach, jasność światła wpadającego przez okno lub emitowanego przez lampę – to symulacja, która utrzymuje cię w rzeczywistości wirtualnej.

Z drugiej strony jesteśmy tak zaprogramowani – nasze mózgi, ciała i umysły – by dostosowywać się do rzeczywistości wirtualnej; to rezultat zbiorowego oszustwa, którego wytworzenie zajęło wiele tysięcy lat. Dlatego jest to tak bardzo podstępne. Więźnia korci, by wykopać tunel prowadzący na zewnątrz, ponieważ wie, że za murami więzienia coś się znajduje. Rzeczywistość wirtualna, której teraz doświadczasz, nie oferuje niczego „po drugiej stronie”, czego mógłbyś dotknąć, posmakować, poczuć, usłyszeć albo powąchać. Coś się jednak poza rzeczywistością wirtualną znajduje – nazywam to metarzeczywistością. Metarzeczywistość to pracownia, w której świadomość wszystko tworzy. To nasze źródło pochodzenia, pole czystego potencjału twórczego. Nie jest postrzegana pięcioma zmysłami, ponieważ nie ma kształtu ani lokalizacji. Jest jednak w pełni dostępna i oferuje jedyne środki ucieczki z rzeczywistości symulowanej.

Gdy zdasz sobie sprawę z tego, że jesteś zanurzony w symulacji, zrozumiesz, jak potężna – w istocie nieskończona – jest ludzka moc twórcza. Zaprojektowaliśmy nasz świat nie z użyciem cegieł i zaprawy, lecz jednego niewidzialnego materiału: świadomości. W erze nauki stwierdzenie to brzmi niewiarygodnie, jeśli nie absurdalnie. Z perspektywy wnętrza symulacji stworzenie może być postrzegane jako film o wszechświecie rozwijającym się z Wielkiego Wybuchu, wzdłuż linii czasu trwającej 13,7 miliarda lat. Jak to możliwe, że ten niewyobrażalny spektakl związany czasem, przestrzenią, materią i energią jest z gruntu fałszywy?

Udzielenie odpowiedzi na to pytanie wymaga nieco ciekawości i odrobiny śmiałości, by wyjść poza konwencjonalny rozum. Świadomość obecna jest w każdej chwili naszego życia, ale konwencjonalny rozum bierze to za oczywistość. Nie chodzi o to, że drzewa przesłaniają nam las, lecz o to, że będąc mieszkańcami lasu, w ogóle nie widzimy drzew.

Zajrzyjmy do niezwykle popularnej książki Homo Deus, której motywem przewodnim jest wymyślanie przyszłości. Jej autor, izraelski historyk Yuval Noah Harari, chce zaproponować nowy i lepszy punkt wyjścia dla przyszłości. O starych jak świat zmorach, które niegdyś wydawały się nieuchronne, Harari pisze:

Mieszkańców dwudziestowiecznych Chin, średniowiecznych Indii i starożytnego Egiptu pochłaniały te same trzy problemy. Głód, zaraza i wojna nigdy nie opuszczały pierwszych miejsc listy priorytetów ludzkości. (…) Dlatego wielu myślicieli i proroków dochodziło do wniosku, że głód, zaraza i wojna są po prostu integralną częścią boskiego kosmicznego planu, ewentualnie naszej niedoskonałej natury2.

Niesiony żywiołem optymizmu, bardzo rzadkiego wśród futurologów, Harari pisze dalej, że problemy te zasadniczo zostały już rozwiązane, mimo że gdzieniegdzie na świecie wciąż występują: „U zarania trzeciego millennium ludzkość uświadamia sobie jednak rzecz niezwykłą. (…) w ciągu paru ostatnich dziesięcioleci udało nam się poskromić głód, zarazę i wojnę”3. Czytelnicy Harariego ochoczo przyjmują jego wizję, że „w kosmicznej skali historii rodzaj ludzki może wytężyć wzrok i zacząć wypatrywać nowych horyzontów”4.

Co to za horyzonty? W Homo Deus Harari omawia kolejno wszystkie istniejące problemy i przedstawia listę możliwych rozwiązań, które futurolodzy uwielbiają zgłębiać. Dopiero w trzeciej części książki mówi o świadomości i zachwala przyszłość zdominowaną przez „technoreligie” – innymi słowy ewolucja ludzkości zmierza ku sztucznej inteligencji i superkomputerom, które udoskonalą surowiec ludzkiego mózgu. Stając w obliczu oszałamiającej inteligencji, która nas przewyższa, cóż nam pozostanie prócz jej kultu?

Wizja Harariego kończy się w złym miejscu, ponieważ w złym miejscu się zaczęła. Świadomość powinna była pojawić się już na pierwszej stronie, zaś ludzie powinni zmierzać ku przyszłości, do której prowadzi wyewoluowana świadomość. Każda przyszłość, która pojawiła się w historii ludzkości, opierała się na kierunku obranym przez umysł. Sztuczna inteligencja to w ostatecznym rozrachunku kolejny etap rozwoju ludzkiej inteligencji, dlatego przewidywanie, że przewyższy nas potworna rasa superkomputerów, jest bardzo przedwczesna. Zanim zaczniemy się zakładać o przyszłość, powinniśmy poznać pełnię własnych możliwości. Dopóki metarzeczywistość nie stanie się powszechnym doświadczeniem, bycie człowiekiem nie osiągnie pełni swego potencjału twórczego. Nie wystarczy zadowolić się lepszym snem – udoskonalona iluzja to wciąż iluzja.

W twoim życiu

METACZŁOWIEK – ANKIETA

Najlepszym dowodem przekroczenia iluzji, którym dysponujemy, jest to, że zwykli ludzie już doświadczają metarzeczywistości. Można sprawdzić, czy tak jest, m.in. za pomocą składającej się z dwudziestu pytań ankiety opracowanej przez Johna Astina i Davida Butleina, której nadano dziwaczną nazwę akademicką: Tematyczny Spis Ucieleśnień Niedualnych (Nondual Embodiment Thematic Inventory [NETI]). Ankieta ocenia, w skali od 20 do 100, jak ludzie klasyfikują siebie w zakresie przymiotów od dawna uznawanych za duchowe, psychologiczne lub moralne. Obejmują one cechy charakteryzujące metaczłowieka, które już wysoko cenimy, ponieważ są bardzo znaczące, a także inne cechy, które ułatwiają życie, np.:

Współczucie

Odporność

Tendencję do poddawania się

Zainteresowanie prawdą

Brak defensywności

Zdolność tolerowania dysonansu poznawczego (tzn. przejawiania sprzecznych myśli, przekonań lub zachowań)

Tolerowanie dyskomfortu emocjonalnego

Wdzięczność

Niski poziom lęku

Autentyczność

Pokorę

Cechy te charakteryzują człowieka uwolnionego od narzuconych norm społecznych i uwarunkowań. Osoba przejawiająca te cechy może osiągnąć stan świadomości metaludzkiej.

Poświęć kilka minut na tę ankietę. Oto kwestionariusz NETI, za pomocą którego oceniano „przeżycia niedualne”, czyli wyższy stan świadomości. Zdobędziesz od 20 do 100 punktów – i od nich za chwilę będziemy kontynuowali wątek.

KWESTIONARIUSZ NETI5

Instrukcja: wskaż, jak często zdarzają ci się opisane okoliczności (uwaga: w przypadku pytań 4, 8, 14 i 16 kolejność jest odwrócona).

1. Nigdy

2. Rzadko

3. Czasami

4. Przeważnie

5. Nieustannie

1. Wewnętrzne zadowolenie niezwiązane z okolicznościami, przedmiotami ani działaniami innych ludzi (i od nich niezależne).

1. Nigdy

2. Rzadko

3. Czasami

4. Przeważnie

5. Nieustannie

2. Akceptacja każdego możliwego doświadczenia (niewalczenie z nim).

1. Nigdy

2. Rzadko

3. Czasami

4. Przeważnie

5. Nieustannie

3. Pragnienie jasnego postrzegania rzeczywistości lub prawdy o sobie samym, świecie lub innych osobach, a nie chęć konkretnego samopoczucia.

1. Nigdy

2. Rzadko

3. Czasami

4. Przeważnie

5. Nieustannie

4. Poczucie, że chronię wizerunek własny, czyli ideę dotyczącą samego siebie.

5. Nigdy

4. Rzadko

5. Czasami

6. Przeważnie

7. Nieustannie

5. Głęboka miłość i docenienie względem każdej osoby spotykanej na drodze życia.

1. Nigdy

2. Rzadko

3. Czasami

4. Przeważnie

5. Nieustannie

6. Rozumienie, że ostatecznie nie ma oddzielenia między tym, co nazywam sobą a całym istnieniem.

1. Nigdy

2. Rzadko

3. Czasami

4. Przeważnie

5. Nieustannie

7. Poczucie głębokiego spokoju niezależnie od aktualnej sytuacji lub bieżących okoliczności.

1. Nigdy

2. Rzadko

3. Czasami

4. Przeważnie

5. Nieustannie

8. Poczucie, że działam powodowany lękiem lub nieufnością.

5. Nigdy

4. Rzadko

5. Czasami

6. Przeważnie

7. Nieustannie

9. Świadomość własnej formy nieoddzielonej od rzeczywistości, źródła, wyższej mocy, ducha, Boga itd. (istotowej z nimi jedności).

1. Nigdy

2. Rzadko

3. Czasami

4. Przeważnie

5. Nieustannie

10. Brak osobistego przywiązania do własnych idei i koncepcji.

1. Nigdy

2. Rzadko

3. Czasami

4. Przeważnie

5. Nieustannie

11. Niezmącona świadomość spokoju/ciszy, nawet w zamieszaniu i hałasie.

1. Nigdy

2. Rzadko

3. Czasami

4. Przeważnie

5. Nieustannie

12. Działanie pozbawione założeń dotyczących roli lub tożsamości opartej na własnych bądź cudzych oczekiwaniach.

1. Nigdy

2. Rzadko

3. Czasami

4. Przeważnie

5. Nieustannie

13. Stałe poczucie bezgranicznej wolności i nieograniczonych możliwości.

1. Nigdy

2. Rzadko

3. Czasami

4. Przeważnie

5. Nieustannie

14. Pragnienie bycia rozumianym przez innych.

5. Nigdy

4. Rzadko

5. Czasami

6. Przeważnie

7. Nieustannie

15. Zmartwienie lub dyskomfort z powodu przeszłości albo przyszłości.

1. Nigdy

2. Rzadko

3. Czasami

4. Przeważnie

5. Nieustannie

16. Poczucie lęku lub niepokoju paraliżującego działania.

5. Nigdy

4. Rzadko

5. Czasami

6. Przeważnie

7. Nieustannie

17. Poczucie ogromnej żywotności i energii.

1. Nigdy

2. Rzadko

3. Czasami

4. Przeważnie

5. Nieustannie

18. Działanie nieobarczone pragnieniem zmienienia kogoś lub czegoś.

1. Nigdy

2. Rzadko

3. Czasami

4. Przeważnie

5. Nieustannie

19. Uczucie wdzięczności za wszystkie doświadczenia i/lub otwartość na nie.

1. Nigdy

2. Rzadko

3. Czasami

4. Przeważnie

5. Nieustannie

20. Poczucie nieskazitelności i piękna względem wszystkiego i wszystkich takich, jakimi są.

1. Nigdy

2. Rzadko

3. Czasami

4. Przeważnie

5. Nieustannie

Suma punktów: _____

OCENA WYNIKÓW

Jeżeli nigdy nie doświadczyłeś żadnych cech świadomości metaludzkiej, twój wynik wyniesie 20. Jeżeli nieustannie doświadczasz świadomości metaludzkiej, twój wynik wyniesie 100. Obydwa należą do rzadkości. Poniżej znajdują się średnie wyniki dla trzech specyficznych grup wyodrębnionych ze społeczności terapeutów.

Studenci psychologii (studia magisterskie): 52

Psychoterapeuci: 71

Psychoterapeuci deklarujący ugruntowanie w świadomości niedualistycznej (tzn. metaludzkiej): 81,6

Co nam to mówi o ludziach w ich codzienności? Przede wszystkim zaś: czy wszyscy możemy rozwinąć wyższą świadomość tu i teraz? Aby się tego dowiedzieć, zespół badawczy, którego byłem członkiem, przeprowadził badanie nad krótkotrwałym przebudzeniem. Mieliśmy 69 ochotników, zdrowych dorosłych w wieku od 32 do 86 lat (średnia wieku wynosiła nieco powyżej 59 lat). Mieliśmy dwa wymagania: przez tydzień musieli stronić od alkoholu (wolno im było wypić jednego drinka dziennie) i w ciągu ostatniego roku nie mogli być uczestnikami odosobnieniowych warsztatów medytacyjnych ani jogicznych.

Uczestnicy zostali losowo podzieleni na dwie grupy zakwaterowane w Chopra Center w Carlsbadzie w Kalifornii, w którym znajduje się ośrodek spa. Jednej z grup polecono korzystanie ze spa przez kolejne sześć dni. Druga grupa wzięła udział w programie terapeutycznym umysł-ciało opartym na ajurwedzie, mającym na celu poprawę ogólnego dobrostanu. Obejmował on specjalną dietę (głównie wegetariańską, ale również dostosowaną do konkretnych typów ciała), masaż, medytację oraz zalecenia związane z ajurwedyjskim stylem życia. To daleko idący program, ponieważ obejmuje zdrowie emocjonalne i duchowe. Program ten, pod nazwą Perfect Health, realizowaliśmy od wielu lat, dlatego wiedzieliśmy, że po jego zakończeniu uczestnicy doniosą, iż czują się zdrowsi, mniej zestresowani, bardziej zrelaksowani i ogólnie szczęśliwsi.

Specyficzny profil naszego nowego badania polegał na porównaniu wspomnianych dwóch grup pod kątem odpowiedzi udzielonych na pytania zawarte w kwestionariuszu NETI przed i po sześciu dniach programu terapeutycznego. Uczestnicy programu umysł-ciało wykazali znaczącą poprawę wyników w porównaniu z grupą kontrolną, które następnie potwierdzono podczas powtórnej ewaluacji dokonanej miesiąc później6.

Uczestnicy badania przeprowadzonego przez Chopra Center zaczęli z wynikami powyżej przeciętnej, średnio 62, co jest wynikiem o 10 punktów wyższym od wyniku przeciętnego studenta psychologii. Grupa uczestnicząca w programie Perfect Health osiągnęła średni wynik 74 (wyższy od średniej psychoterapeutów), natomiast grupa korzystająca z sześciodniowej relaksacji w spa wykazała jedynie minimalną poprawę ze średnim wynikiem 68. Podczas ewaluacji dokonanej miesiąc później w grupie uczestniczącej w programie Perfect Health odnotowano niewielką poprawę – z 74 do 76, natomiast wynik grupy korzystającej ze spa pozostał bez zmian.

Otrzymany wynik miał dać pojęcie o aktualnym stanie – z zastrzeżeniem, że było to tylko jedno małe badanie. Uderzające i napawające nadzieją jest odkrycie, że tygodniowe skupienie na umyśle i ciele wzmaga te doświadczenia oraz że każdy, kto chce opracować jeszcze lepsze programy, ma przed sobą otwartą drogę.

Nie sugeruję, że podejście ukazane w opartym na ajurwedzie programie Perfect Health to ostatnie słowo w kwestii osiągania wyższej świadomości. Największe znaczenie mają ogólne implikacje. Doświadczenia metaludzkie są wszędzie, ale ludzie miewają je z różną częstotliwością. Niektórzy są w nich zaprawieni – w ciągu całego życia zdarzają im się często. Tacy ludzie mogą uważać odczucie błogiej energii w ciele za oczywistość. Innych natomiast podobne doświadczenie pojawiające się po raz pierwszy, ni stąd, ni zowąd, może wprawić w osłupienie. Obszar świadomości jest oczywiście nieporównanie szerszy niż kwestionariusz zdoła zmierzyć. Powstaje jednak bardzo ważne pytanie: po co żyć w ograniczeniach, skoro poszerzona świadomość oferuje wspaniałe korzyści, takie jak poczucie pokoju i zrozumienia, które się pojawia, gdy się wie, kim się naprawdę jest, oraz nieograniczony potencjał twórczy, do realizacji którego jest się powołanym?

CZĘŚĆ ISekrety metarzeczywistości

1Tkwimy w iluzji

Gdzieś w prehistorii homo sapiens wkroczył w rzeczywistość wirtualną, w której symulacja stworzona przez umysł stała się podstawą ścieżki ewolucyjnej. Kiedy tak się stało, nie dowiemy się nigdy, tak jak nie poznamy powodu, o ile w ogóle istniał, dla którego jeden gatunek miałby uzyskać taką władzę i być jej świadomym. Żadne inne stworzenie nie kształtuje świadomie własnej przyszłości. Żaden inny gatunek nie opowiada historii i nie przekonuje sam siebie, że są prawdziwe. Nasza przeszłość skrywa wiele tajemnic. W jakiś sposób, podążając krętą ścieżką, sprawiliśmy, iż symulacja stała się na tyle przekonująca, że się w niej zagubiliśmy.

Symulacja ta, chociaż bardzo przekonująca, na co dzień się rozpada. Bywają sytuacje, w których życie staje się dziwne, a świat nie wygląda na rzeczywisty ani ważny. Doświadczenia te zdarzają się regularnie, nam albo innym. Gdy w rodzinie ktoś nagle umiera albo następuje katastrofa, powiedzmy tornado bądź pożar trawiący dom, jesteśmy zszokowani. Pustym wzrokiem dostrzegamy, jak kruche jest nasze istnienie, i mówimy: „To niemożliwe. To się nie dzieje naprawdę” albo „Nic już nie ma znaczenia”.

Ów stan dysocjacji zazwyczaj mija i po jakimś czasie rzeczywistość znów nabiera realności. Niektórzy jednak nigdy z tego nie wychodzą – np. po załamaniu nerwowym pewien odsetek pacjentów z problemami psychicznymi popada w trwałą schizofrenię i ma halucynacje: do końca życia ma przywidzenia albo słyszy głosy. Odczucie w rodzaju „to się nie dzieje naprawdę; to chyba sen” nie musi być jednak wywoływane przez szok. Wielu ludzi fantazjuje o sławie, bogactwie lub czymś innym, co im się wydaje całkowicie rzeczywiste i co powoduje nimi przez całe życie. Gdy ktoś jest nagle ekstatycznie szczęśliwy, bez względu na powód, wtedy również wszystko może się wydawać surrealistyczne.

Fizyczny świat „zewnętrzny” wydaje się jednak rzeczywisty i ważny przez 99 procent czasu, co ewidentnie dowodzi – ktoś mógłby myśleć – że nie jesteśmy pod wpływem żadnego czaru. A jednak jesteśmy. Jak na ironię istnieje dziś technologia, która zmusza ludzi do tego, by skonfrontowali się z tym, co rzeczywiste, a co nie. Gdy zakłada się gogle rzeczywistości wirtualnej oparte na sztucznej inteligencji, symulacja otaczająca użytkownika przypomina trójwymiarowy film – tak żywy i plastyczny, że obezwładnia zmysły i wyciąga z codziennej rzeczywistości. Można znaleźć się na krawędzi stalowego dźwigara, wysoko ponad miastem. Mózg, oszukany przez doznania wizualne, uruchamia reakcję na stres, tak jakby się rzeczywiście balansowało na dźwigarze na ogromnej wysokości. W odruchu paniki można stracić równowagę, mimo że użytkownik faktycznie znajduje się w pomieszczeniu, gdzie jego stopy twardo spoczywają na podłodze i nie grozi mu śmierć z powodu upadku z ogromnej wysokości.

Iluzja rzeczywistości wirtualnej powstaje z obrazów – podobnie rzecz się ma z codziennym życiem. Wierzy się w to, co się widzi. To nieuzasadniona wiara, ponieważ nawet dziecko wie, że słońce tak naprawdę nie wschodzi na wschodzie ani nie zachodzi na zachodzie. A jednak gdy fizyka kwantowa stwierdza, że materia nie jest tym, czym się wydaje, mimo to trzymamy się odczuć ciężaru i solidności twardych obiektów fizycznych, jakby były niekwestionowalne. Czy pocisk byłby mniej niebezpieczny, gdyby się przejrzało iluzję? Nie. Pocisk i cały świat fizyczny pozostałyby nietknięte, ale towarzyszyłoby temu zrozumienie, że są efektami końcowymi procesu biorącego początek w świadomości.

Gdy się to zrozumie i w pełni przyswoi, rzeczywistość osobista stanie się dużo elastyczniejsza, ponieważ można udać się do źródła i być częścią procesu twórczego. Wyplątanie się z symulacji w postaci rzeczywistości wirtualnej nie jest łatwe. Nasze osobiste doświadczenie musiałoby się drastycznie zmienić, ale piękno tej zmiany polega na tym, że mamy możliwość wprowadzania zmian tam, gdzie dotąd jej nie mieliśmy lub były one znikome. Nie można zmienić pocisków w bawełniane waciki, jednak twierdzenie, że zmienianie zewnętrznej rzeczywistości leży poza naszymi możliwościami, jest nieprawdziwe.

Podstawowe zasady codziennego życia są dużo swobodniejsze niż nam się wydaje. Nawet jeśli ktoś czuje się całkowicie pogrążony w symulacji, istnieje droga ucieczki. I to nie jedna, lecz wiele. Tylko to ma sens. Metarzeczywistość jest dużo prawdziwsza niż jakakolwiek symulacja. Jej przebłyski powinniśmy traktować jako dowód tego, że w metastanie możemy przebywać przez cały czas. Tymczasem gmatwanina rzeczywistości wirtualnej przeinaczyła obraz rzeczy. Czytając zamieszczone poniżej opisy doświadczeń, będzie cię kusiło, by uważać je za nienormalne, dziwaczne albo niewiarygodne. Powrót do prawdy to proces zaczynający się od codziennego konfrontowania się z niewłaściwie ulokowaną wiarą.

„Coś się wydarzyło”

Rozpatrzmy jeden z najbardziej podstawowych aspektów rzeczywistości wirtualnej. Chyba nikt nie kwestionuje tego, że bycie w ciele to normalne, naturalne i prawdziwe doświadczenie. Pewność ta stoi jednak w sprzeczności ze zjawiskiem zwanym eksterioryzacją albo doświadczeniem poza ciałem (OBE), które od wieków dokumentowano w różnych kulturach. Najczęściej nagłaśnianym doświadczeniem poza ciałem jest „zmierzanie ku światłu”; donoszą o nim pacjenci, którzy przeszli śmierć kliniczną podczas wykonywania na nich ratowniczych procedur medycznych, zwłaszcza z powodu zawału serca7.