Mały książę - Antoine de Saint-Exupéry - ebook + audiobook

Mały książę ebook i audiobook

Antoine de Saint-Exupery

5,0

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Mały książę” to nie tylko książka, to podróż do wnętrza duszy, która uczy, jak znaleźć piękno w prostocie i prawdę w niewinności. Antoine de Saint-Exupéry kreśli historię małego chłopca z dalekiej asteroidy, który przemierza wszechświat, aby odkryć esencję ludzkiego istnienia. Każda postać i każda planeta, z którymi się spotyka, odsłaniają nowe perspektywy na to, co w życiu naprawdę liczy. W tej magicznej opowieści, pełnej ciepła i głębokiej ludzkiej mądrości, Mały książę przypomina nam o sile miłości, przyjaźni i odpowiedzialności, które łączą wszystkich ludzi, niezależnie od wieku.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 62

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 1 godz. 39 min

Lektor: Fundacja Nowoczesna Polska

Oceny
5,0 (1 ocena)
1
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




 

 

LEONOWI WERTHOWI

Proszę o wybaczenie wszystkie dzieci za to, że śmiałem zadedykować tę książkę dorosłemu. Mam ku temu ważny powód: ten dorosły jest moim najlepszym przyjacielem na świecie. Inny powód: ten dorosły jest w stanie zrozumieć wszystko, nawet książki dla dzieci. Jeszcze inny powód: ta osoba mieszka we Francji, gdzie panuje głód i chłód. Trzeba dodać mu otuchy. Jeśli te wszystkie powody nie wystarczają, chciałbym poświęcić tę książkę temu samemu dorosłemu, ale z czasów, gdy był jeszcze dzieckiem. Wszyscy dorośli byli kiedyś dziećmi. Ale niewielu z nich o tym jeszcze pamięta. Zmieniam więc moją dedykację:

LEONOWI WERTHOWI,gdy był małym chłopcem.

I

Kiedy miałem sześć lat, zobaczyłem pewnego razu wspaniały obrazek w książce opisującej Puszczę Dziewiczą. Książka była zatytułowana Opowieści prawdziwe. Obrazek przedstawiał węża boa pożerającego drapieżne zwierzę. Oto kopia rysunku:

W książce było napisane: „Węże boa pożerają schwytane zwierzęta w całości. Potem nieruchomieją i w takim stanie śpią przez sześć miesięcy, to jest tyle, ile trwa trawienie”.

I to właśnie sprawiło, że zacząłem wiele rozmyślać o życiu dżungli i że kolorową kredką namalowałem mój pierwszy rysu­nek. Rysunek numer 1. Wyglądał on tak:

Pokazałem moje dzieło sztuki dorosłym i zapytałem, czy ich nie przeraża.

Odpowiedzieli mi: „A dlaczego kapelusz miałby nas przera­żać?”.

Mój rysunek wcale nie przedstawiał kapelusza, ale węża boa, który trawił słonia. Następnie narysowałem przekrój węża, aby dorosłym łatwiej było zrozumieć. Zawsze trzeba im wszystko wy­jaśniać. Mój rysunek numer 2 wyglądał właśnie tak:

Dorośli poradzili mi, żebym przestał rysować węże boa, ot­warte czy zamknięte, i zaczął interesować się geografią, historią, matematyką i gramatyką. W ten właśnie sposób, w wieku sześciu lat porzuciłem wspaniałą karierę malarską. Byłem zniechęcony brakiem zrozumienia dla mojego rysunku numer 1 i numer 2. Dorośli nie potrafią niczego zrozumieć, a dzieci muszą im ciągle wszystko objaśniać aż do znużenia. Musiałem więc wybrać sobie inny zawód i zostałem pilotem. Latałem po różnych zakątkach świata i muszę przyznać, że znajomość geografii bardzo mi się przydała. Byłem w stanie jednym rzutem oka odróżnić Chiny od Arizony. To bardzo przydatne, szczególnie jeżeli człowiek traci orientację nocą.

Mój zawód pozwolił mi na rozległe kontakty z wieloma po­ważnymi ludźmi. Wiele czasu przebywałem z dorosłymi. Mogłem ich obserwować z bliska. Ale wcale nie zmieniałem zdania na ich temat.

Gdy spotkałem dorosłego człowieka, według mnie trochę mądrzejszego od pozostałych, robiłem na nim doświadczenie z moim rysunkiem numer 1, który zawsze nosiłem przy sobie. Chciałem sprawdzić, czy mam do czynienia z osobą prawdziwie pojętną. Ale za każdym razem słyszałem tę samą odpowiedź: „To jest kapelusz”. Wobec tego nie rozmawiałem z nim ani o wężach boa, ani o puszczach dziewiczych, ani o gwiazdach. Starałem się dostosować do poziomu mojego rozmówcy. Dyskutowałem z nim o brydżu, golfie, polityce i krawatach. A dorosły był niezmiernie zadowolony, że poznał innego rozsądnego człowieka.

II

W ten oto sposób prowadziłem żywot samotnika, nie znajdu­jąc z nikim wspólnego języka, aż do pamiętnej awarii mojego samolotu nad Saharą przed sześcioma laty. Coś się zepsuło w mo­torze. Nie było ze mną ani mechanika, ani pasażerów, więc sam musiałem podjąć się bardzo trudnej naprawy. To była dla mnie kwestia życia i śmierci. Wody mogło mi wystarczyć tylko na osiem dni.

Pierwszego wieczoru zasnąłem w odległości tysiąca mil od najbliższego domostwa. Byłem jeszcze bardziej osamotniony niż rozbitek na tratwie na samym środku oceanu. Toteż trzeba wyo­brazić sobie moje zdziwienie, gdy o bladym świcie obudził mnie czyjś głosik. Usłyszałem:

– Proszę, narysuj mi baranka.

– Co takiego?

– Narysuj mi baranka.

Stanąłem jak wryty. Te słowa były dla mnie jak grom z jas­nego nieba. Przetarłem oczy. Wytężyłem wzrok i ujrzałem osobli­wego człowieczka, który badawczo mi się przyglądał. Oto jego najlepszy portret, który udało mi się później narysować:

Oczywiście mój rysunek jest o wiele mniej doskonały niż mo­del. To nie moja wina. Gdy miałem sześć lat, dorośli zniechęcili mnie do kariery malarskiej i dlatego umiem rysować tylko węże boa zamknięte i otwarte.

Patrzyłem na tę istotę oczyma wytrzeszczonymi ze zdziwienia. Nie zapominajcie, że znajdowałem się w odległości tysiąca mil od najbliższego domostwa. A tymczasem człowieczek nie wyglądał ani na zagubionego, ani też na umierającego z głodu, z pragnienia czy ze strachu. W niczym nie przypominał dziecka zagubionego w sercu pustyni, o tysiące mil od najbliższego domostwa. Kiedy wreszcie odzyskałem mowę, powiedziałem:

– Ale… co ty tu robisz?

A on powtórzył bardzo powoli, jakby chodziło o sprawę nie­zwykłej wagi:

– Proszę, narysuj mi baranka…

Z łatwością ulegamy zauroczeniu. Pomimo całej tej absurdal­nej sytuacji – byłem przecież na pustyni i to w odległości tysiąca mil od najbliższego domostwa – wyjąłem z kieszeni kartkę papieru i wieczne pióro. Przypomniałem sobie jednak, że uczyłem się przede wszystkim geografii, historii, matematyki oraz gramatyki, więc z żalem przyznałem, że nie umiem rysować. A on powie­dział:

– Nie szkodzi. Narysuj mi baranka.

Ponieważ nigdy jeszcze nie rysowałem baranka, pokazałem mu jeden z dwóch rysunków, jakie potrafiłem zrobić: rysunek węża boa zamkniętego. Byłem zdumiony, słysząc odpowiedź człowieczka:

– Nie, nie, nie chcę słonia we wnętrznościach węża. Boa jest niebezpieczny, a słoń zajmuje za dużo miejsca. A u mnie jest cias­no. Potrzebny jest mi baranek. Narysuj mi baranka.

Narysowałem.

Człowieczek przyjrzał mu się uważnie, po czym stwierdził:

– Nie, ten baranek już jest bardzo chory. Narysuj mi innego.

Narysowałem.

Mój mały przyjaciel uśmiechnął się grzecznie, choć z pobła­żaniem:

– Przyjrzyj mu się dobrze… To nie jest wcale baranek, ale baran. Ma przecież rogi.

Mój kolejny rysunek również został odrzucony:

– Ten baranek jest stanowczo za stary. Chcę mieć takiego ba­ranka, który by długo żył.

Zacząłem już tracić cierpliwość, chcąc wreszcie zabrać się do naprawy motoru. Nabazgrałem to, co widać na rysunku, i powie­działem:

– To jest skrzynka. Baranek, którego chciałeś mieć, jest w środku.

Jakże byłem zdziwiony, widząc jaśniejący uśmiech na buzi małego mądrali.

– Czegoś takiego właśnie chciałem! Jak sądzisz, czy mój bara­nek jada dużo trawy?

– Dlaczego?

– Bo u mnie jest tak ciasno…

– Z pewnością wystarczy. Dałem ci maleńkiego baranka.

Pochylił głowę nad rysunkiem.

– Nie takiego znowu maleńkiego. Zobacz, już zasnął…

Tak oto poznałem Małego Księcia.