Małe pająki - Łukasz Barys - ebook + książka
NOWOŚĆ

Małe pająki ebook

Barys Łukasz

4,3

122 osoby interesują się tą książką

Opis

(Nie)zwykłe życie. Miłość, literatura i poszukiwanie własnej drogi.

Nowa powieść laureata Paszportu „Polityki”!

Olę i Tobiasza, choć wywodzą się z różnych środowisk, łączy całkiem sporo. Poznają się w liceum, pochodzą z prowincji. Są u progu dorosłości, a główne wyzwanie, z jakim się mierzą, to próba tkania życia na własnych warunkach.

Ola mieszka we wsi pod Pabianicami. Studiuje zaocznie zarządzanie, na co dzień pracując jako recepcjonistka w szpitalu. Tobiasz jest przekonany, że jego powołaniem jest pisanie. I mimo że studiuje prawo, jego życie w Krakowie kręci się przede wszystkim wokół literatury.

Ich rzeczywistość składa się z domysłów i wyobrażeń, ale też nadziei, że gdzieś za rogiem czeka na nich wielka – a przynajmniej nierozczarowująca – przyszłość.

Czy ich pierwsze dorosłe wybory naprawdę należą do nich? I czy ocean możliwości, który się przed nimi roztacza, rzeczywiście jest na wyciągnięcie ręki? Poważne relacje Oli i Tobiasza budowane są na przemilczeniach, rywalizacji, ale i tęsknocie – w końcu niełatwo jest stworzyć prawdziwy związek, gdy nie wiemy, kim naprawdę jesteśmy.

A jeśli myślicie, że wiecie już, jak potoczy się fabuła Małych pająków – nic bardziej błędnego. Łukasz Barys nie raz nas zaskoczy!

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 441

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,3 (13 ocen)
6
5
2
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Opieka re­dak­cyjna: EWE­LINA KO­RO­STYŃ­SKA
Re­dak­cja: MAŁ­GO­RZATA TAR­NOW­SKA
Ko­rekta: JO­ANNA MIKA, AGNIESZKA STĘ­PLEW­SKA, ANETA TKA­CZYK
Pro­jekt okładki i stron ty­tu­ło­wych oraz opra­co­wa­nie gra­ficzne: KIRA PIE­TREK
Re­dak­tor tech­niczny: RO­BERT GĘ­BUŚ
© Co­py­ri­ght by Łu­kasz Ba­rys © Co­py­ri­ght for this edi­tion by Wy­daw­nic­two Li­te­rac­kie, 2024
Wy­da­nie pierw­sze
ISBN 978-83-08-07949-2
Wy­daw­nic­two Li­te­rac­kie Sp. z o.o. ul. Długa 1, 31-147 Kra­ków bez­płatna li­nia te­le­fo­niczna: 800 42 10 40 księ­gar­nia in­ter­ne­towa: www.wy­daw­nic­two­li­te­rac­kie.pl e-mail: ksie­gar­nia@wy­daw­nic­two­li­te­rac­kie.pl tel. (+48 12) 619 27 70
Kon­wer­sja: eLi­tera s.c.

Dla Ka­mili

Pa­jąk sre­brzy­stą kulę trzyma

W nie­do­strze­gal­nym ręku –

I ci­cho tań­cząc snuje so­bie

Per­łową nitkę cienką –

Od nic do nic kur­suje –

Ja­kież nie­re­alne za­ję­cie –

Nasz go­be­lin za­snuwa swoim –

Dwa razy prę­dzej –

Go­dziny trzeba mu, by wznieść

Kon­ty­nenty świe­tli­ste –

A po­tem zwisa ze szczotki –

Bo za­po­mniał o swo­ich gra­ni­cach –

Emily Dic­kin­son,przeł. Sta­ni­sław Ba­rań­czak

Ola nie wy­ja­wiła tego ni­gdy To­bia­szowi, ale już wcze­śniej wie­działa, że się spo­tkają. Kilka dni przed im­prezą uro­dzi­nową ob­ser­wo­wała go w szkole, czer­piąc przy­jem­ność ze świa­do­mo­ści, że on nie ma po­ję­cia o jej ist­nie­niu. Wie­działa, że to, co robi, mo­głoby się ko­muś wy­dać dzi­waczne, ale nie umiała się po­wstrzy­mać przed śle­dze­niem chło­paka. Raz tylko, od­nio­sła ta­kie wra­że­nie, spo­tkali się na chwilę wzro­kiem, lecz on za­raz się od­wró­cił i po­szedł na lek­cję.

Ro­bił to, co wszy­scy. Więk­szość przerw spę­dzał na dys­ku­sjach z ko­le­żan­kami, dziew­czy­nami z klasy hu­ma­ni­stycz­nej, do któ­rej cho­dził. Ola zda­wała so­bie sprawę, że dziew­czyny lu­bią To­bia­sza, ale nie wie­działa do­tąd, że roz­ma­wia z tak wie­loma z nich. Za­sta­na­wiała się, o czym, nie miała jed­nak po­my­słu i stre­so­wała się, czy też bę­dzie po­tra­fiła się z nim do­ga­dać, gdy wresz­cie spo­tkają się na osiem­na­stce Mi­chała Gra­bow­skiego w Tą­że­wach.

Ola po­ma­gała Mi­cha­łowi w or­ga­ni­za­cji im­prezy. Znali się z pod­sta­wówki. Przy­szedł do niej i ra­zem przy­go­to­wy­wali li­stę go­ści, wspól­nych zna­jo­mych. Po­wie­dział, że za­sta­na­wia się, czy za­pro­sić swo­jego ku­zyna z Pa­bia­nic. Nie roz­ma­wiał z nim co prawda od dawna, ale w dzie­ciń­stwie bar­dzo się lu­bili.

Zna­cie się pew­nie, cho­dzi z tobą do li­ceum, oznaj­mił Mi­chał.

Jak się na­zywa?, spy­tała.

To­biasz Frąt­czak, od­po­wie­dział.

Skoro to twój ku­zyn, to chyba mo­żesz go za­pro­sić.

Ale zna­cie się?

Ko­ja­rzę go, ale się nie znamy.

Nie chciała się przed Mi­cha­łem zdra­dzić ze swo­imi uczu­ciami, ale pod­eks­cy­to­wała ją myśl, że na osiem­na­stce bę­dzie ktoś z li­ceum – i to ktoś taki. To­biasz był przy­stojny, do­brze się ubie­rał, miał opi­nię in­te­li­gent­nego i za­baw­nego. Cho­dził na im­prezy z grupą naj­po­pu­lar­niej­szych osób, cho­ciaż nie był w tym to­wa­rzy­stwie naj­waż­niej­szy.

Ona cho­dziła do klasy bio­lo­giczno-che­micz­nej, a po szkole pra­co­wała w skle­pie z za­baw­kami. Wie­czo­rami wra­cała do Pod­stoły. Nie ko­le­go­wała się z tymi ludźmi co To­biasz, dla­tego jesz­cze ze sobą nie roz­ma­wiali. W ty­go­dniu miała bar­dzo mało czasu, dzie­liła go na do­jazdy do li­ceum, pracę i od­ra­bia­nie lek­cji. Je­śli z kimś wy­cho­dziła, to z Magdą albo Mi­cha­łem, zna­jo­mymi ze swo­jej wsi. W so­botę albo nie­dzielę, gdy miała wolną chwilę od na­uki i aku­rat nie pra­co­wała, szli po­sie­dzieć na sta­dio­nie. La­tem or­ga­ni­zo­wali ogni­ska, a w zimne dni od­wie­dzali się w do­mach, cza­sem je­chali sa­mo­cho­dem do cen­trum han­dlo­wego w Beł­cha­to­wie albo w Pa­bia­ni­cach.

Miała w li­ceum dwie ko­le­żanki, jed­nak nie czuła się z nimi spe­cjal­nie zwią­zana. Były za­mknięte w so­bie i hu­mo­rza­ste. Ni­gdy nie spo­ty­kała się z nimi po szkole. Cza­sami na­wet na lek­cjach sie­działa sama i zda­rzały się dni, gdy pra­wie się nie od­zy­wała. Od­no­siła wra­że­nie, że ko­le­żanki nie chcą, by im się na­rzu­cała. Inni, któ­rych może chcia­łaby po­znać, ob­ra­cali się w za­mknię­tych grup­kach. Ona miesz­kała da­leko, dla­tego była ska­zana na sa­mot­ność.

Miała świa­do­mość, co po­wie­dzie­liby lu­dzie, gdyby za­uwa­żyli, że śle­dzi To­bia­sza – uzna­liby ją za wa­riatkę. Sama tro­chę się tak czuła, ale po pro­stu nie mo­gła się opa­no­wać. Gdy do­wie­działa się, że To­biasz bę­dzie na osiem­na­stce, za­częła za nim cho­dzić, utrzy­my­wała jed­nak od­po­wiedni dy­stans. Za­sta­na­wiała się, czy on wie, jak ona ma na imię. Po­wi­nien wie­dzieć, prze­cież w szkole wszy­scy mniej wię­cej się znali. Ale mógł też nie pa­mię­tać albo nie usły­szeć do­tąd jej imie­nia.

Na stud­niówce, mie­siąc temu, była sama. Tak na­prawdę nie za­mie­rzała przy­cho­dzić, wo­lała oszczę­dzić pie­nią­dze, dała się jed­nak na­mó­wić wy­cho­waw­czyni. Po wszyst­kim, gdy wró­ciła z tatą do domu, po­ło­żyła się do łóżka i za­częła pła­kać. Ba­wiła się tra­gicz­nie, wła­ści­wie cały wie­czór spę­dziła przy stole, mię­dzy swo­imi dwiema ko­le­żan­kami, które nie ode­zwały się do niej ani razu, tylko sztywno spo­glą­dały przed sie­bie. Kiedy po­de­szła w końcu do po­zo­sta­łych lu­dzi z klasy, by się z nimi na­pić, po­czuła się le­piej, przez mo­ment. Osta­tecz­nie wró­ciła na swoje miej­sce i tylko cza­sami wsta­wała, by za­tań­czyć w kółku albo znowu się na­pić. Głu­pio się czuła, gdy tak cho­dziła wzdłuż stołu z kie­lisz­kiem albo krę­ciła się na par­kie­cie. Gdy wsia­dła do sa­mo­chodu taty, po­czuła ulgę. Ża­ło­wała, że nie do­łą­czyła do tych, któ­rzy ba­wili się wspa­niale. Wśród nich był To­biasz.

Na osiem­na­stce Mi­chała Gra­bow­skiego bę­dzie ina­czej. Taką miała na­dzieję. W Tą­że­wach To­biasz nie bę­dzie ko­ja­rzył ni­kogo oprócz niej i Mi­chała. Na pewno ją roz­po­zna, a wtedy przed­sta­wią się so­bie i za­czną roz­mowę. Bo niby z kim miałby roz­ma­wiać w Tą­że­wach To­biasz, je­śli nie z nią? Na pewno nie z ko­le­gami Mi­chała, z Magdą też nie. Oni do niego nie pa­so­wali.

Nie­ustan­nie my­ślała o ich przy­szłym spo­tka­niu, nie mo­gła sku­pić się na ni­czym in­nym. Co po­winna po­wie­dzieć? Jak się za­cho­wać? Czy nie wyj­dzie na głu­pią? Bar­dzo chciała po­roz­ma­wiać z To­bia­szem i prze­czu­wała, że tak się sta­nie. To było eks­cy­tu­jące – pla­no­wać z my­ślą, że on o ni­czym nie ma po­ję­cia. Ukła­dać różne sce­na­riu­sze z nim i ze sobą w ro­lach pion­ków, eks­cy­to­wać się ja­ki­miś zu­peł­nie nie­praw­do­po­dob­nymi roz­wią­za­niami. Czuła się jak pa­ję­czyca, tka­jąca wo­kół swo­jej ofiary lepką sieć.

Tego dnia wró­ciła z pracy i sta­nęła przed lu­strem. Już dawno wy­brała krótką czarną su­kienkę, ale gdy te­raz ją za­ło­żyła, stwier­dziła, że źle na niej leży. Zdjęła ją i za­częła szu­kać in­nej. Żadna jej nie od­po­wia­dała. Miała jesz­cze jedną, tę ze stud­niówki. Nie chciała się po­wta­rzać, choć je­dyną osobą, która mo­gła tę su­kienkę ko­ja­rzyć, był wła­śnie To­biasz. Nie są­dziła, by pa­mię­tał, w co była ubrana, lecz prze­cież mógł – a wo­lała, by nie po­wią­zał jej z tamtą dziew­czyną.

Rzu­ciła się na łóżko i wzięła do ręki te­le­fon. Miała ochotę na­pi­sać Mag­dzie, że ni­g­dzie się nie wy­biera, że to bez sensu. Ale nie zro­biła tego. Le­żąc w łóżku, w czar­nej su­kience cia­sno przy­le­ga­ją­cej do ciała, zer­k­nęła w lu­stro na drzwiach szafy. W po­koju miała tylko nie­wiel­kie okno, przez które wpa­dało mało świa­tła, mimo to wi­działa się dość wy­raź­nie. Wpa­try­wała się w swoje od­bi­cie tak in­ten­syw­nie, że w pew­nej chwili wy­dała się so­bie piękna. Za­mknęła oczy i zo­ba­czyła inną osobę. Po­tem znowu je otwo­rzyła i się za­wsty­dziła.

Się­gnęła po le­żącą na sto­liku książkę, którą wy­po­ży­czyła ostat­nio z bi­blio­teki. Pró­bo­wała przez nią prze­brnąć od dłuż­szego czasu. Nie wie­działa, o czym wła­ści­wie jest, ale da­wała się po­nieść brzmie­niu słów. Była to, jak zdą­żyła się zo­rien­to­wać, li­te­ra­tura współ­cze­sna, na­pi­sana przez ży­ją­cego pi­sa­rza. Pierw­szy raz czy­tała coś ta­kiego. Od dawna pla­no­wała po­roz­ma­wiać o swo­ich od­czu­ciach z po­lo­ni­stą. Wy­po­ży­czyła tę książkę, po­nie­waż rzu­cił mi­mo­cho­dem, że warto ją znać, by na ma­tu­rze w roz­prawce po­słu­żyć się współ­cze­snym kon­tek­stem, ale nie była pewna, czy do­brze ro­zu­mie treść, i bała się, że po­lo­ni­sta zi­gno­ruje jej uwagi. Na lek­cjach ra­czej się nie od­zy­wała i nie miała po­ję­cia, jak za­re­aguje na­uczy­ciel, gdy na­gle do niego po­dej­dzie i za­cznie dys­ku­sję.

Prze­czy­tała za­le­d­wie kilka zdań, gdy otwo­rzyły się drzwi.

Nie idziesz na tę osiem­nastkę?, spy­tała mama.

Idę.

To po­śpiesz się, bo nie zdą­żysz.

Wiem, wiem.

No, odłóż już tę książkę i się ubie­raj.

Wiem, idę.

Po­szła do ła­zienki, a mama ru­szyła w ślad za nią.

Je­steś smutna?, spy­tała córkę.

Nie.

Tak wy­glą­dasz.

Wszystko w po­rządku, nie mu­sisz się mar­twić.

To do­brze. Je­steś piękna, wiesz?

Prze­stań, mamo.

Nie bę­dzie ci za zimno?

Nie, nie bę­dzie.

Po pro­stu się o cie­bie mar­twię.

Dzięki, mamo.

Jesz­cze za­nim Ola wy­szła, Re­nata Gór­ska się­gnęła po te­le­fon i zro­biła córce kilka zdjęć. Ola po­zo­wała po­słusz­nie, ob­ra­ca­jąc się, i po­wta­rzała, by mama nie wrzu­cała tych zdjęć na Fa­ce­bo­oka.

Ro­bię te zdję­cia na pa­miątkę, po­wie­działa Re­nata.

Po­każ, pew­nie wy­glą­dam szka­rad­nie.

Nie, nie po­każę ci. Idź już, bo się spóź­nisz.

Ola po­bie­gła do sa­mo­chodu, od­pa­liła go, za­wró­ciła na po­dwórku i wy­je­chała przez bramę na ulicę. Skrę­ciła w prawo, w stronę wsi. Za sobą miała ścianę lasu i ostat­nie go­spo­dar­stwa. Po chwili znowu skrę­ciła w prawo, w kie­runku Dłu­towa. Zgar­nęła Magdę i wkrótce były już w dro­dze do Tą­żew. Je­chała bar­dzo wolno, by nie wpaść w po­ślizg, a Magda opo­wia­dała jej o chło­paku, z któ­rym pi­sze. Do Oli do­tarło tylko, że ma na imię Ro­bert i jest sporo star­szy od nich. Nie mo­gła się sku­pić na sło­wach przy­ja­ciółki.

To­biasz wła­ści­wie nie miał ochoty od­wie­dzać Mi­chała Gra­bow­skiego, swo­jego ku­zyna z Tą­żew. Zro­bił to wy­łącz­nie po to, by za­do­wo­lić ojca. Ma­rek Frąt­czak miał praw­dziwą ob­se­sję na punk­cie więzi ro­dzin­nych, może dla­tego, że pra­wie z żad­nymi krew­nymi oprócz Gra­bow­skich nie utrzy­my­wał kon­taktu – w końcu wy­mógł na To­bia­szu, by po­szedł na im­prezę do Mi­chała. Prze­cież są ro­dziną, To­biasz nie po­wi­nien się wy­wyż­szać.

Za­pro­po­no­wał, że go pod­wie­zie. Je­chali pra­wie czter­dzie­ści mi­nut. Z Pa­bia­nic do Tą­żew mieli ka­wa­łek, na do­da­tek droga była ob­lo­dzona. To­biasz zro­bił się senny, przez co nie­mal upu­ścił na pod­łogę bu­telkę wina, którą ku­pił ku­zy­nowi. Nie wie­dział, co in­nego mógłby mu po­da­ro­wać. Był pewny, że za­nu­dzi się na śmierć i że nie bę­dzie miał z ko­le­gami Mi­chała o czym po­ga­dać. Ubrał się dość nie­chluj­nie, w starą ko­szulę, jakby chciał po­ka­zać, że wszystko mu jedno, co so­bie o nim po­my­ślą.

Osiem­nastka od­by­wała się w sali obok bo­iska lo­kal­nej dru­żyny. Nie są­dził, że spo­tka ko­goś zna­jo­mego. I rze­czy­wi­ście, na po­czątku nie spo­tkał. Za sto­łami sie­dzieli wy­łącz­nie ko­le­dzy Mi­chała, śmiali się z cze­goś i po­ka­zy­wali so­bie różne fil­miki na te­le­fo­nach, nie wcią­ga­jąc To­bia­sza w roz­mowę. Do­piero po chwili na salę we­szły dwie dziew­czyny. Jedną z nich skądś ko­ja­rzył, ale nie po­tra­fił so­bie przy­po­mnieć skąd. W końcu go olśniło. Ta dziew­czyna miała na imię Ola, cho­dziła do rów­no­le­głej klasy w jego li­ceum. Ale wy­glą­dała ina­czej niż zwy­kle. Po­czuł, że chciałby z nią po­roz­ma­wiać, tylko nie był pe­wien, czy ona go pa­mięta.

Usia­dła za sto­łem na­prze­ciwko niego i uśmiech­nęła się lekko, choć za­raz po­tem od­wró­ciła się do ko­le­żanki. Zer­kali na sie­bie co ja­kiś czas. To­biasz nie wie­dział, co zro­bić. Ola co chwilę wsta­wała, żeby za­tań­czyć z ja­kimś chło­pa­kiem, ale czuł, że wciąż go ob­ser­wuje albo po pro­stu spraw­dza, czy on ob­ser­wuje ją. Czuł się ża­ło­śnie – sie­dział sa­motny nad ta­le­rzem, nie miał na­wet z kim wyjść na pa­pie­rosa. Ko­le­dzy Mi­chała mu po­le­wali, ale to było tyle, je­śli cho­dzi o in­te­gra­cję. Jakby wy­czu­wa­jąc nie­chęć To­bia­sza, nie od­zy­wali się do niego wcale, a je­śli już, to zwra­cali się do niego z ja­kimś dy­stan­sem, jak do ko­goś star­szego od sie­bie. To­biasz z roz­rzew­nie­niem wspo­mi­nał lep­sze osiem­nastki.

W końcu po­sta­no­wił po­dejść do Oli. Aku­rat stała na ubo­czu i ro­biła so­bie her­batę, cze­kała, aż woda w war­niku za­cznie się go­to­wać. Mu­zyka na chwilę uci­chła. Ku­charki, które pra­co­wały na sali, roz­wo­ziły wóz­kami do sto­li­ków cie­płe da­nia. Udał, że też ma ochotę na her­batę. Sta­nął tuż za Olą, wi­dział białe wło­ski na jej karku i kro­ple potu we wło­sach, za­wi­nię­tych nad uszami. Gdy od­wró­ciła się do niego, po­my­ślał, że jest piękna, o wiele pięk­niej­sza, niż uznałby w szkole czy choćby na stud­niówce. Czy pa­mię­tał Olę ze stud­niówki? Nie, może mi­nęli się w dro­dze do to­a­lety, to tyle.

Jaką so­bie zro­bi­łaś?, za­gad­nął i od razu skar­cił się za tak głu­pie py­ta­nie.

Czarną.

Spoko, to też zro­bię czarną.

Uśmiech­nęła się.

Jak ci się tu po­doba?, spy­tała.

W po­rządku.

Mia­łam wra­że­nie, że nie ba­wisz się za do­brze.

Nie, wręcz prze­ciw­nie. Jest su­per.

To faj­nie.

Nie spo­dzie­wa­łem się, że spo­tkam tu ko­goś z li­ceum. Mi­chał to mój ku­zyn, ale rzadko się od­wie­dzamy.

Wiem, mó­wił mi o to­bie.

Skąd się zna­cie?

Aaa, z pod­sta­wówki.

Se­rio? A miesz­kasz tu nie­da­leko?

Znów się uśmiech­nęła i upiła tro­chę her­baty. To­biasz po­my­ślał, że nie po­wi­nien za­da­wać tylu py­tań, tylko po pro­stu z nią za­tań­czyć.

Tak, nie­da­leko. W Pod­stole.

To ka­wa­łek masz do li­ceum.

Nie, bez prze­sady.

Czuli się ob­ser­wo­wani przez całą resztę i gdy chło­paki pu­ściły gło­śną mu­zykę, To­biasz miał wra­że­nie, że to ce­lowo, żeby prze­rwać im roz­mowę. Po­szli więc w stronę szatni, gdzie było strasz­li­wie zimno, ale tro­chę ci­szej.

Chło­pa­kom się chyba nie spodoba, że tak dużo z tobą roz­ma­wiam, po­wie­dział To­biasz.

Bez prze­sady, to tylko roz­mowa.

Nie będą za­zdro­śni?

Zmie­niła te­mat, bo To­biasz wciąż do­py­ty­wał, dla­czego tak się po­święca i co­dzien­nie do­jeż­dża do pa­bia­nic­kiego li­ceum, we­dług niego strasz­li­wie sła­bego. Od­po­wie­działa mu, że za­wsze lu­biła się uczyć i chciała do­brze zdać ma­turę. Je­śli cho­dzi o do­jazdy, to rze­czy­wi­ście, by­wały mę­czące, ale gdy skoń­czyła osiem­na­ście lat, do­stała od ro­dzi­ców sa­mo­chód, więc już nie ma pro­ble­mów z do­tar­ciem do Pa­bia­nic.

To­biasz za­sta­na­wiał się usil­nie, czemu ani razu nie za­mie­nili ze sobą słowa w szkole. Te­raz roz­ma­wiało im się wspa­niale. On też miał coś do po­wie­dze­nia o do­jaz­dach, prze­cież miesz­kał pod Pa­bia­ni­cami. Czemu nie zwró­cił na nią uwagi na stud­niówce? Mu­siała być wtedy rów­nie piękna jak dzi­siaj.

Może wyj­dziemy na ze­wnątrz?, za­py­tał.

Wszy­scy się zo­rien­tują, że znik­nę­li­śmy. Już i tak nas ob­ser­wują.

No tak.

Wró­cili do stołu. Do­piero po­tem dała mu znak ręką i uśmiech­nęła się, po­ru­sza­jąc lekko głową. Od razu zro­zu­miał, o co cho­dzi. Po­szedł za nią do szatni, prze­my­ka­jąc po sali jak cień.

Im­preza się roz­krę­ciła. Opu­ścili salę bar­dzo prędko, uwa­ża­jąc, by nikt nie zo­ba­czył, że wy­cho­dzą ra­zem. Ola cze­kała tuż za drzwiami, To­biasz pra­wie na nią wpadł. Mo­gli wyjść na ulicę albo iść w stronę bo­iska. Wo­leli bo­isko. Na mu­ra­wie le­żała cienka, błysz­cząca war­stwa śniegu. Wi­dzieli stąd salę, ko­lo­rowe świa­tła w środku. Lecz nikt nie mógł do­strzec ich dwojga, idą­cych ku bramce, za którą ro­sły drzewa i krzaki.

Ale ci­cho, po­wie­dział To­biasz.

Nie­sa­mo­wi­cie, szep­nęła Ola.

I biało.

Dawno nie spa­dło tak dużo śniegu.

No, mamy szczę­ście.

Spo­glą­dali na sie­bie, wy­pusz­cza­jąc z ust parę, która nie­mal za­ma­rzała przed ich twa­rzami. Ma­sze­ro­wali, zo­sta­wia­jąc za sobą ślady, w stronę srebr­nej bramki. Już dawno zdjęto z niej siatkę. Me­ta­lowe ob­ra­mo­wa­nie po­środku ni­czego, przez które prze­szli na drugą stronę. To­biasz zła­pał się słupka i pa­trząc to na dwie li­nie śla­dów cią­gnące się za nimi, bie­gnące od środka bo­iska ku bramce, to na ciemne krzaki za bramką, na­chy­lił się nad Olą. Le­dwo się te­raz wi­dzieli, ale im to nie prze­szka­dzało. Sala znik­nęła da­leko w ciem­no­ściach, tak samo domy i ulica. Znowu za­czął pa­dać lekki, pu­szy­sty śnieg.

Chciał­bym cię po­ca­ło­wać, mogę?, rzekł To­biasz.

Nie mu­sisz o to py­tać, po­wie­działa.

Okej.

Ale za­miast co­kol­wiek zro­bić, wciąż stał przed nią, trzy­ma­jąc się słupka. W końcu Ola wy­jęła rękę z kie­szeni i opie­ra­jąc opuszki pal­ców na jego bro­dzie, po­ca­ło­wała go w spierzch­nięte usta. Miała wra­że­nie, że to sen. Nie wie­rzyła, że oka­zała się tak sku­teczną pa­ję­czycą.

To­biasz sta­rał się wy­my­ślić, co cie­ka­wego mógłby po­wie­dzieć, ale nic nie przy­cho­dziło mu do głowy. Ola wpa­try­wała się w niego z wy­cze­ki­wa­niem. Te­raz on ją po­ca­ło­wał, dość nie­spo­dzie­wa­nie, aż się za­chwiała i pra­wie prze­wró­ciła. Zro­biła krok do tyłu i po­czuła ból w ko­la­nie, lecz za­raz od­zy­skała rów­no­wagę. Opie­rali się o słu­pek i ca­ło­wali, błą­dząc pal­cami po swo­ich kurt­kach. Ola wci­skała palce w pu­chówkę To­bia­sza, nie mo­gąc się prze­bić przez grubą war­stwę ma­te­riału. On dość ła­two zna­lazł piersi Oli i ści­skał je przez ma­te­riał kurtki. Od­su­nęła się po chwili. Przy­tknęła dłoń do swo­ich czer­wo­nych warg.

Zła­pała go za rękę i po­cią­gnęła za sobą. Wra­cali po swo­ich śla­dach aż do sali. W drzwiach uwol­nił dłoń z uści­sku Oli. We­szli do środka osobno, uda­jąc, że nic mię­dzy nimi nie za­szło. Nie wie­dzieli na­wet, ile mi­nęło czasu.

Nie­długo po­tem po To­bia­sza przy­je­chał tata. To­biasz uśmiech­nął się do Oli, ubrał się i wy­szedł na zimne po­wie­trze. Wsiadł do sa­mo­chodu i nie­mal na­tych­miast za­snął. Obu­dził się do­piero przed do­mem.

W po­nie­dzia­łek spo­tkali się w szatni. Ola uśmiech­nęła się do To­bia­sza, ale on od­wró­cił się w stronę ko­legi, który opo­wia­dał coś o spraw­dzia­nie z ra­chunku praw­do­po­do­bień­stwa, i po­zwo­lił, by go mi­nęła. Usia­dła więc na ławce i po­woli zmie­niała buty, zer­ka­jąc w jego stronę. Wciąż się łu­dziła, że za­raz po­dej­dzie i się z nią przy­wita, może na­wet ją po­ca­łuje, choćby w po­li­czek.

Jed­nak za­raz roz­brzmiał dzwo­nek i To­biasz po­biegł w stronę klasy. Po­tem kil­ku­krot­nie spo­tkali się wzro­kiem na prze­rwach. Ola nie od­wa­żyła się po­dejść bli­żej. Wsty­dziła się przed klasą To­bia­sza, miała też wra­że­nie, że on po­czułby się za­kło­po­tany, gdyby się z nim przy­wi­tała. To­biasz raz zwró­cił uwagę na jej kurtkę, wy­da­wała mu się inna niż ta, którą miała na im­pre­zie. To dziwne, ale w Pod­stole wprost nie mógł się po­wstrzy­mać przed roz­mową z Olą, a tu, w li­ceum, coś spra­wiało, że nie po­tra­fił się prze­móc, by się do niej ode­zwać.

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki