Mała księżniczka - Frances Hodgson Burnett - ebook

Mała księżniczka ebook

Frances Hodgson Burnett

3,0

Opis

“Mała księżniczka“ to powieść Frances Hodgson Burnett, słynnej brytyjskiej powieściopisarki i autorki sztuk teatralnych.

Siedmioletnia Sara Crewe, wychowana w Indiach przez czułego i pobłażliwego ojca, kapitana Ralfa Crewe, zostaje wysłana do Londynu, gdzie ma uczyć się na pensji dla dziewcząt prowadzonej przez Marię Minchin. Będąc pod wrażeniem fortuny Crewego i mając nadzieję na jak najdłuższy pobyt Sary na pensji, panna Minchin pozwala jej na o wiele więcej niż innym uczennicom.


Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 71

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,0 (2 oceny)
1
0
0
0
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Wydawnictwo Avia Artis

2021

ISBN: 978-83-8226-346-6
Ta książka elektroniczna została przygotowana dzięki StreetLib Write (http://write.streetlib.com).

CZĘŚĆ I

Miss Minchin mieszkała w Londynie, w bardzo obszernym, ponurym, wysokim domu, na obszernym ponurym placu, gdzie wszystkie domy były jednakowe i wszystkie wróble były jednakowe i gdzie wszystkie klamki z jednakowym zamykały się trzaskiem, który to trzask w dnie ciche i spokojne — prawie zaś wszystkie dnie były takie — zdawał się rozbrzmiewać przez cały szereg domów obok siebie stojących. Na drzwiach mieszkania Miss Minchin znajdowała się mosiężna tabliczka. Na tabliczce owej mosiężnej wypisane było czarnemi literami: MISS MINCHIN. PIERWSZORZĘDNY PENSYONAT DLA DYSTYNGOWANYCH PANIEN.  Mała Sara Crewe odczytywała napis ów ilekroć z domu wychodziła lub doń wchodziła i zastanawiała się nad nim głęboko. Sara miała wówczas lat dwanaście i doszła do przekonania, że wszystkie troski jej powstały z tej przyczyny, że — popierwsze nie jej miejsce było w »pierwszorzędnym« pensyonacie — powtóre że nie była »dystyngowaną panną«. Kiedy miała lat ośm została przywieziona do Miss Minchin i pozostawiona pod jej opieką. — Ojciec przywiózł ją był aż z odległych Indyi. Mamusia jej umarła, kiedy Sara była jeszcze niemowlęciem, ojciec zaś wychowywał ją przy sobie, jak tylko dało się najdłużej. Potem jednak, decydując, że klimat nazbyt gorący ujemnie wpływa na delikatne zdrowie dziecka, przywiózł ją do Anglii i powierzył opiece Miss Minchin, pozostawiając w »pierwszorzędnym pensyonacie dla dystyngowanych panien«. Sara, która była zawsze dzieckiem nader inteligentnem i bystrem, która pamięć miała wyborną, przypominała sobie doskonale, jak ojciec jej mawiał, że niema żadnych krewnych na świecie i że dla tej przyczyny umieścić musiał córkę w pensyonacie, że o zakładzie Miss Minchin słyszał zdania bardzo pochlebne. Tego samego zaraz dnia zabrał on z sobą małą Sarę i nakupił jej mnóstwo prześlicznych sukienek i ubrań, sukienek tak wspaniałych i zbytkownych, że tylko człowiek bardzo młody i niedoświadczony mógł kupić tego rodzaju stroje dla małego dziewczątka, które wychowane być miało na pensyi. Trzeba jednak wiedzieć, że był to człowiek bardzo żywy, młody, niedoświadczony i w danej chwili ogromnie smutny na myśl rozstania się ze swoją pieszczotką, która wszak była wszystkiem, co mu pozostało po śmierci żony, którą nad wszystko miłował. I dlatego tak pragnął, aby córeczka jego miała wszystko, czego najszczęśliwsze dziecko zapragnąć może; to też gdy uprzejme sprzedające zachęcały: »Oto ostatnia nasza kreacya w kapeluszach; takie same pióra kupiła u nas lady Diana Sincair...« kupował natychmiast przedmiot zachwalany i płacił ile zażądano. Skutkiem tego mała Sara doszła do zupełnie niezwykłej garderoby. Sukienki jej były jedwabne, aksamitne, lub z kaszmirów indyjskich, kapelusze i czapeczki przybrane suto piórami i wstążeczkami, bielizna i spódniczki przybrane przedziwnemi koronkami, a w dodatku wróciła na pensyę Miss Minchin z lalką tak prawie dużą jak ona sama i równie wspaniale ubraną.  Potem tatuś jej wręczył Miss Minchin pewną sumę pieniędzy i odjechał, a mała Sara przez dni kilka ani tknąć nie chciała swej lalki, ni śniadania, ni obiadu, ni kolacyi, siedziała tylko skulona w kątku przy oknie i płakała. Płakała zaś tak bardzo, że się z tego powodu pochorowała. Dziwne to było dziewczątko i o silnych, głębokich uczuciach, o manierach dorosłej osoby. Ojca uwielbiała i zrozumieć nie mogła, dlaczego Indye i pełen uroku domek drewniany nie miały być milszem i odpowiedniejszem miejscem pobytu, niż Londyn i »pierwszorzędny Pensyonat Miss Minchin dla dystyngowanych panien«. Z chwilą przestąpienia progu pensyi, poczuła wstręt do Miss Minchin i poczęła lekceważyć Miss Amelię Minchin, która była przysadkowata, niezbyt inteligentna, mówiła półgłosem i najwidoczniej, jak ognia bała się starszej siostry. Miss Minchin była wysoka i miała wielkie, zimne, rybie oczy i wielkie, zimne ręce, które też miały coś rybiego, zawsze bowiem były wilgotne i Sara dostawała gęsiej skóry, ilekroć się jej dotknęły, gdy Miss Minchin odgarnywała jej włosy z czoła i mówiła:  — Śliczne i obiecujące dziecko, panie kapitanie. Będzie to ulubiona wychowanka, napewno będzie faworytką wszystkich.  Przez pierwszy rok istotnie była ulubienicą; w każdym razie traktowano ją nader pobłażliwie, wiele zanadto niż tego potrzeba było dla jej dobra. A gdy »pierwszorzędny pensyonat« szedł na spacer, Sarę ubierano w najspanialsze sukienki i Miss Minchin sama ją za rękę prowadziła na czele sympatycznej gromadki. Kiedy zaś przyjeżdżali rodzice której z dziewczynek, wtedy zaraz ubierano ją ładnie i wprowadzono do salonu razem z lalką; słyszała też nieraz, jak Miss Minchin mówiła, że ojciec jej jest wybitnym oficerem w Indyach i że Sara będzie kiedyś dziedziczką wielkiej fortuny. O tem, że ojciec jej odziedziczył był ogromny majątek, Sara już przedtem słyszała; a także i to, że kiedyś to wszystko będzie jej własnością i że ojciec jej nie będzie już długo służył w wojsku, lecz osiędzie wraz z nią w Londynie. I ilekroć nadszedł list, dziewczątko się łudziło, że może już donosi o swem przybyciu i że już będą z sobą razem.  Tymczasem około połowy trzeciego roku jej pobytu na pensyi nadszedł list przynoszący wszakże wieści bardzo odmienne. Ponieważ kapitan Crewe sam nie znał się na interesach, przeto zarząd majątkiem oddał w ręce przyjaciela, któremu ufał. Przyjaciel ten go oszukał i ograbił. Cała fortuna przepadła, nikt nie wiedział jakim sposobem, ten cios był tak silny i niespodziewany, że biedny człowiek, taki młody i pełen życia, zapadłszy wkrótce potem na żółtą febrę, nie miał dość siły odpornej i umarł, pozostawiając biedną swoją córeczkę samą jedną bez żadnej opieki na świecie.  Nigdy zimne, rybie oczy Miss Minchin nie były tak zimne i rybie, jak w chwili, gdy mała Sara, po którą posłano, weszła do saloniku w kilka dni po otrzymaniu owego listu.  O żałobie nikt dziecku nie mówił, sama więc postanowiła wynaleźć sobie czarne ubranie i rzeczywiście znalazła czarną welwetową sukienkę, z której już była wyrosła i w nią ubrana weszła do pokoju; miała przytem wygląd najdziwniejszego stworzonka na świecie, a równocześnie czyniła wrażenie czegoś bezdennie smutnego. Sukienka jej była krótka i ciasna, twarzyczka śmiertelnie blada, oczy ciemne podkrężone, na ręku zaś dźwigała lalkę, otuloną w kawałek starej krepy. Sara nie była ładna. Drobna była bardzo, o zmęczonej lecz inteligentnej twarzyczce, z krótkiemi czarnemi włosami i ogromnemi szaro zielonemi oczyma, ocienionemi długą ciemną rzęsą.  — Jestem najbrzydsza na całej pensyi — powiedziała raz sama, przyglądając się sobie w lustrze przez kilka minut.  Ale była też na pensyi inteligentna i poczciwa nauczycielka Francuzka, która mówiła do nauczycielek muzyki:  — Ta mala Sahra! Tilko paczeć so to za dziecko! Taki brzidke piękność. Te oghromne oczi; ta inteligentna buzia. Poczekać aż ona będzie uhosnąć. Zobaczić, so to będzie!  Tego rana jednak, w ciasnej, krótkiej sukienczynie, wyglądała mała Sara jeszcze chudsza i dziwniejsza niż zwykle, oczy jej utkwione były z jakąś dziwną uporczywością w twarzy Miss Minchin, gdy wolno szła przez salonik, przyciskając do siebie lalkę.  — Odłóż tę lalkę! — rzekła Miss Minchin.  — Nie, pani, — odparła dziewczynka — lalki nie odłożę; chcę ją mieć przy sobie. To wszystko, co mam. Ona jedna nie opuszczała mnie, odkąd umarł mój biedny tatuś.  Posłuszeństwem nie grzeszyła ona nigdy. Wolę swoją musiała mieć zawsze od urodzenia i było w niej coś jakby wyraz cichej zaciętości, od którego Miss Minchin robiło się zawsze nieswojo. I godna dama czuła i teraz, że może lepiej będzie zbyt się przy swojem żądaniu nie upierać. Spojrzała tylko na nią, jak mogła najsurowiej.  — Nie będziesz teraz miała czasu na lalki, — rzekła; — będziesz musiała pracować, będziesz musiała zmienić się i starać się być użyteczną.  Sara utkwiła swoje wielkie, dziwne oczy w twarzy wychowawczyni i milczała.  — Wogóle wszystko bardzo się zmieni na przyszłość, — ciągnęła dalej Miss Minchin. — Posłałam po ciebie, aby z tobą pomówić i aby cię dokładnie objaśnić o wszystkiem. Ojciec twój umarł; nie masz przyjaciół, nie masz majątku, nie masz swego domu, nie masz nikogo na świecie, ktoby o ciebie dbał.  Drobna, pobladła, śniada twarzyczka drgnęła kilka razy nerwowo, lecz szaro-zielone oczy wpatrzone były nieruchomie w Miss Minchin i Sara nie odezwała się ani jednem słowem.  — Dlaczegóż tak patrzysz? — spytała Miss Minchin ostro. — Czyś tak nierozgarnięta, że nie rozumiesz, co do ciebie mówię? Powtarzam, że jesteś zupełnie sama na świecie i nie masz nikogo, ktoby coś dla ciebie mógł uczynić, o ile ja nie zechcę zatrzymać cię u siebie.  Jużto przyznać trzeba, że Miss Minchin w najokropniejszym była humorze. Pozbawiona została nagle dużej sumy pieniędzy rocznie i wychowanki na pokaz, natomiast na łasce jej została mała żebraczka; nic dziwnego, że było to więcej złego naraz, niż Miss Minchin znieść mogła.  — A teraz słuchaj, — ciągnęła dalej — i zapamiętaj dobrze, co powiem. Jeśli ostro weźmiesz się do pracy i będziesz się starała zostać mi użyteczną za lat kilka, to ci tu pozwolę pozostać. Jesteś jeszcze dzieciak, ale sprytu masz dosyć i orjentujesz się dobrze i pojmujesz rzeczy, których się nawet nie uczyłaś. Po francusku mówisz bardzo dobrze i za jakiś rok będziesz mogła być pomocną przy nauczaniu młodszych dziewczynek. Będziesz wtedy miała lat 15, powinnaś już módz robić choć tyle.  — Po francuzku mówię lepiej od pani, — odezwała się Sara; — w Indyach zawsze z tatusiem rozmawiałam po francuzku. — Nie było to bardzo uprzejmie, ale było to przykro prawda, bowiem Miss Minchin wcale nie umiała po francuzku i zresztą nie była wcale inteligentna. Była jednak kobietą wyrachowaną i gdy minęło pierwsze wstrząśnienie rozczarowania, zrozumiała, że bardzo małym kosztem zdolne to i energiczne dziewczątko stać się może dla niej ogromnie pożytecznem i oszczędzi jej wielkich pensyi wypłacanych nauczycielom języków obcych.  — Nie