12,49 zł
“I część. Krzyż człowieczy” to zbiór wierszy Krzysztofa Kamila Baczyńskiego. Poety czasów wojny, jednego z przedstawicieli pokolenia Kolumbów, który zginął w czasie powstania warszawskiego.
“Wiersze wybrane 1940-42” to zbiór 36 wspaniałych wierszy Krzysztofa Kamila Baczyńskiego. W skład tego zbioru wchodzą takie perły poezji jak: Pieśń o klęsce, Dzień sądu, W żalu najczystszym lub Z wiatrem.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 28
Wydawnictwo Avia Artis
2021
Pod nieba dłoniastą palmą nie daj mi chodzić samotnie
Agni. Otwórz rzeki, a sosny krzykiem z ognia i wiosny podpal i nagnij. W jakie zimy prowadzisz, jakich kolęd słuchać śmiertelnych? Otom jest syn wygnany z ziemi niepoznanej, niewiernej. Obco mi niebo czarne i białe zawieszasz nad czas samotny; oceany z kamienia, w które się przemieniam jak w lodach okręt. Nad dniem ostatnim stawiasz mi długie, woskowe świec rzędy, które są stare drzewa, kiedy w portów brzegach rżą argonauckie okręty. Odbierz mi ziemię, miłość rozumną oderwij i porwij, z pośród umarłych rzeczy, gdzie dojrzewa wieczór o woni morwy. Daj mi konia o Agni z żółtych, strasznych płomieni i białych, bo oto spadam owoc w grób ziemi pod sobą dojrzały.
Sny leżą na mnie warując milczenia
jak lwy z pomników co warują śmierci i liść opada czasem, śnieg, albo i obłok, albo ptaków pióropusz wzbije się i przejdzie. I niebo stoi. Wtedy mam podobną twarz do nieba, choć cienia niema w niej, ni żalu słyszę jak się sodomy w cichym trzasku palą. O nie sędzią ja czekam! Dzień płonie jak listek na płytę pieca opadły i zwija sieć żyłek delikatną, a z nim giną wszystkie chwile nerwem łączone. Noc i dzień przemija. I w katakumbach czasu od sklepień odbija głos, może napomnienie, może bitwa walna — — wszystko nierozróżnione i rozdarte wszystko. I noc przechodzi górą jak śmierć — triumfalna i spływa obraz do mórz wrzących pysków.
W huku werbli, w burz wrzawie, w łoskocie pokoleń idą chłopcy o oczach z największych przeznaczeń, idą, aż za daleko przechodzą — do ziemi, idą, kiedy za nimi i świt nie zapłacze mlekiem błękitnym. I tak stygną z niemi i przechodzą żelazem — karty czarnej ziemi.
A tyle rzeczy czeka jak spod dłoni — nowych na nadawanie imion. Jak zwierzęta stoją, tak smutnieją mijane i schylają głowy, aby przeżuwać zapomnienia zmierzch.
O zatrzymać! Płacz milknie. Znów przywala grób, znów sen się kładzie głazem mruczący jak lew i niebo jak kolumna. Stygnie w urnach krew, a burza ciężko pełznie nad doliną.
Noc. Po nocy powstają upiory i z ciała wychodzą, aby truć oczy i zmieniać je w popiół, aby smutnym dziewczynkom twarz jak orzech gnieść,
i słuchać w płaczu cichym zwycięstwa i śmiechu swojej strasznej postaci jak uschnięty badyl natchniony śmiercią, lub serc wodospadem, który się w ciemność toczy. Znowu dym spowija i snem przybity leżąc umieram. Wiek mija.
O! Zatrzymać! Milczenie. Widzę jeszcze ludy i naród pod kopułą, gdzie szalone wozy wypruwają z obłoków deszcze krwawych nożyc.
I pada mór i ludzie wypłoszeni do bram łomoczą, a bramy z kamieni więc przypadają do stóp drżącej ziemi, a ta otwiera paszcze, całuje i wchłania, a niebo drga, nie woła żaden głos.
Milczenie. Sny ziewają. Puszcze płyną górą i leżą tak, a w dłoniach kolumny z marmuru wbite warują ciszy. Nie przychodzi śmierć i tylko niebo błyszczy oparte o pierś,
a ciało jeszcze raz zmienia się w sypki popiół.
Mija godzina, która nie na tarczy: ciało zmienia się w popiół, a wzrok w ołów. Łez na powstanie z martwych nie starczy: poznanie — koło.
To tylko ziemia gaśnie — kula pusta, na