Kontrakt - Sonrisa Fortuna - ebook

Kontrakt ebook

Sonrisa Fortuna

4,4

Opis

Seria Przyciąganie #3 Kontrakt
To świat nieprzyzwoitych i gorących fantazji z tajemnicą w tle!
Ciąg dalszy losów Kate i Marcosa oraz nowy wątek. Tym razem Ann i Ayaz (na okładce) będą poddani elektryzującej sile przyciągania, które porwie ich w wir emocji, niespodzianek i...
Marcos stawia ultimatum Ann. Jak jej decyzje wpłyną na bezpieczeństwo Kate i autentyczność kontraktu małżeńskiego? Jaką rolę odegra Ayaz, przystojny Turek, który pogrywa z Ann, raz pomagając jej, raz Marcosowi?
Kate walczy o życie. Budzi się w nowym, obcym świecie w szpitalu. Nie pamięta Pięknego, który twierdzi, że jest jej mężem. Marcos uczy ją na nowo mapy swojego ciała i rozbudza jej wewnętrzny ogień. Podsyca go. Jest gotowy na każdy krok, aby skusić Kate na życie u jego boku. Magią erotyzmu przedziera się przez cienie i odkrywa skrawki pamięci. Przeszłość jednak ginie w Mroku, który nawiedza ją w koszmarach.
Czy Mrok zapłaci za porwanie, czy wywinie się z rąk policji? Co jest prawdziwe?
Kto mówi prawdę, a kto kłamie? Komu wierzyć?
Czy Kate odzyska pamięć i będzie potrafiła wybaczyć serię kłamstw? Czy osądzi i skreśli wybawcę, zanim pozna intencje, jakimi się kierował?

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 556

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,4 (8 ocen)
5
1
2
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
feelfeel

Nie oderwiesz się od lektury

Super książka ❤️
00
malinka9100

Nie oderwiesz się od lektury

Polecam całą serię i czeka na kolejną część.
00

Popularność




SKRAWEK DUSZY

Kiedy dopada cię los, a ty nie wiesz, jak ocalić resztki duszy.

W głowie pustka. Każdy mówi swoje, swoją prawdę.

Komu wierzyć? Komu zaufać? Im czy sobie?

Sobie też nie potrafisz.

Rozum płata ci figle, te luki w pamięci,

przeplatane obrazami nocy. Czy to skrawki przeszłości?

Kim byłam? Jak wyglądało moje życie?

Kim jest ten mężczyzna, który nawiedza sny? Mrok.

Zamykam oczy i widzę koszmar. To scena z horroru.

Co to za film? To musi być jakiś kiepski, chory film.

Nie chcę, aby tak wyglądała moja przeszłość.

Moje życie musiało wyglądać inaczej. Było lepsze.

Tak mówi mi moje serce. Dusza spragniona ukojenia.

Zacznę wszystko od nowa. Nowe życie.

Krok po kroku. Nauczę się wszystkiego.

Piękny mówi, że mogę być, kim zapragnę, i robić, co chcę.

Carte blanche. Czysta biała karta życia.

Jak ją zapisać? Co zrobić najpierw? Komu uwierzyć?

ROZDZIAŁ 1 – KATE– BRAK PAMIĘCI

Kiedy budzisz się i wszystko wydaje ci się obce, wszystko, co cię otacza, jest nieznane i przerażające, leżysz na szpitalnym łóżku i słyszysz słowa staruszka:

– Operacja się udała. Stopniowo odzyska pani czucie. Pielęgniarka będzie podawać pani leki przeciwbólowe.

W głowie z głębin otchłani rodzą się jedynie strzępy pytań.

Operacja? Co to jest? Czucie. Ruszam palcami rąk. Tak. Mogę nimi poruszyć. Próbuję poruszyć nogami. Zero reakcji. Serce ogarnia mi paniczny strach. Coś jest nie tak. Dlaczego?

Pragnę jedynie zamknąć oczy i spać. To jakiś koszmar.

Zamknę oczy i jak się obudzę, to będę w… domu. Próbuję sobie przypomnieć dom. W głowie pustka. Jak wygląda mój dom? Muszę mieć przecież jakiś dom.

Nicość. Czarna ściana, która blokuje coś, co kryje się pod nią. Tam coś na pewno musi być. Muszę jedynie odkryć, jak dostać się do środka. Klucz. Potrzebuję klucza, aby otworzyć sekretne drzwi. W głowie pojawia się obraz drzwi i zamka z dziurką na klucz, którego nigdzie nie mogę znaleźć. Ciemność.

Nie wiem, gdzie mogę znaleźć wytrych do drzwi pamięci. Otwieram oczy. Rozglądam się. Jacyś mężczyźni wiozą mnie na łóżku białym korytarzem. Obok idzie kobieta w jasnym kitlu.

Wyjeżdżamy za metalowe drzwi. Nowy korytarz.

Jakiś obcy mężczyzna dopada do mojego łóżka. Łapie za dłoń. Pielęgniarka krzyczy, aby mnie puścił, bo im przeszkadza.

– Jestem jej mężem! – krzyczy przystojny nieznajomy. – Żądam odpowiedzi. Co z moją żoną?

Żona, mąż? Mój mąż? Jego twarz wydaje się znajoma.

Nie znam go. Nie mogę sobie przypomnieć życia z nim.

Pielęgniarka zbywa Pięknego, że nie będzie z nim rozmawiać na korytarzu i aby ich przepuścił, bo jadą do pokoju.

Wwożą mnie do niebieskiego pokoju. Kładą na łóżku. Montują jakieś urządzenia. Podłączają kroplówkę. Pielęgniarka podkłada mi przycisk alarmu pod palce prawej ręki.

– Proszę nacisnąć, jak zacznie panią boleć głowa. Proszę zamrugać dwa razy, że pani rozumie.

Mrugam dwa razy. Piękny blokuje pielęgniarce wyjście z pokoju. Nie chce jej wypuścić bez odpowiedzi na jego pytania.

– Co z moją żoną? Wyjdzie z tego? Pamięta mnie?

– Za dwie godziny przyjdzie lekarz i będzie mógł udzielić panu odpowiedzi. Mogę jedynie przekazać, że operacja się udała.

– Co mogę teraz dla niej zrobić? – pyta dalej Piękny.

– Obserwować i dać mi znać przyciskiem, jeśli pacjentka źle się poczuje. Utrzymać z nią kontakt do przyjścia lekarza.

– Tylko tyle? Niech pani powie mi coś więcej. Zapłacę!

– Więcej nie wiem. Mam dopilnować, aby brała leki.

Pielęgniarka wyszła. Piękny patrzył na mnie. Podszedł.

Usiadł na krześle obok łóżka i wziął mnie za lewą dłoń. Masował ją uspokajająco. Całował każdy palec po kolei. To było miłe. Ciepło rozchodziło się po moim ciele.

Jego dotyk był mi tak znajomy. Delikatny. Czuły.

W głowie pustka. Kim jest ten piękny nieznajomy?

Odpowiedział mi, tak jakby czytał w moich myślach.

– Jestem Marcos Montez. A ty jesteś Kate Montez.

Trzymał moją dłoń i przyłożył sobie do policzka. Czułam pod palcami, jak łaskocze mnie jego króciutki zarost.

Piękny przesunął moją rękę na swoje włosy. Wplotłam palce w jego ciemną burzę włosów. Moje ciało budziło się do życia, napinało się w oczekiwaniu na coś. Na co? Znowu pustka.

Piękny delikatnie dotknął palcami mojej twarzy. Masował ją. Jego palce dotykały moich ust. Jego wzrok mnie hipnotyzował. Nie bałam się tego. Nie chciałam uciekać. Wręcz przeciwnie.

Oczekiwałam na coś, bo czułam, że będzie przyjemne. Piękny nachylił się nade mną i pocałował lekko w usta. Obserwował moją reakcję. Czy pozwolę mu na więcej? Instynktownie mrugnęłam dwa razy. Tak jak wcześniej. Ta odpowiedź bardzo go zadowoliła. Uśmiechnął się. Całował moje usta od jednego kącika do drugiego. Badał je, oswajał mnie ze swoim dotykiem.

– Kate Ford Montez. Moja żona – powiedział Piękny.

Pocałował. Poruszał ustami i zachęcał mnie do tego samego.

Odwzajemniłam pocałunek. Podtrzymywał mi dłoń, a ja bawiłam się jego włosami. To było takie znajome. Cudowne.

Moje ciało odprężało się, relaksowało. Pocałunek napełniał mnie radością. Liczyła się tylko ta chwila. Nic więcej.

Czerpanie przyjemności z pocałunku. Czysta rozkosz.

Mogłabym tak cały czas. Całą wieczność. Nic innego nie miało znaczenia. Czułam, jak w mojej głowie z chaosu przebijają się pierwsze ciepłe jasne promienie światła. Drzwi do sekretnego pokoju uchylają się i mogę zajrzeć do niego do środka przez maleńką szparkę. Zbliżam się do drzwi.

Piękny przerywa pocałunek i mówi tuż przy moich ustach:

– Kate, sprawię, że przypomnisz sobie rozkosz, pokochasz…

Przyciągam jego twarz do swojej, nie czekając, aż dokończy. W głowie świta mi myśl, że to on jest moim kluczem do jasności.

Teraz ja go całuję. Jestem już blisko drzwi swojej pamięci.

Marcos. Mój kochanek. Pamiętam to, jak się całowaliśmy. Tak jak teraz. Pożeraliśmy się w namiętnym pocałunku. Moje ciało zalewa fala rozkoszy. Tak jak wtedy, kiedy całował mnie i pieścił moje nagie piersi. W głowie pojawiają się skrawki czarno-białych kadrów z filmu. Namiętne sceny rozkoszy.

Pragnęłam go. Rozpaczliwie chciałam poczuć jego siłę. Jego cudowne, umięśnione, opalone ciało na spragnionej pieszczot skórze. To on rozbudził we mnie kobietę. To on sprawił, że czułam się pożądana. Uwodził moje ciało dotykiem. Pamiętam to.

Mój mąż? Ślub? Dlaczego nie pamiętam ceremonii? Pustka.

Może jeśli pozwolę mu na więcej, to sobie i to przypomnę?

Ktoś otworzył drzwi. Marcos przerwał pocałunek, aby zobaczyć, kto wszedł. Odwróciłam lekko głowę w kierunku wejścia. Poczułam ukłucie bólu w skroni. Zamknęłam oczy i po ich otworzeniu pojawiła się piękność. Urodziwa, wysoka szatynka stała już przy łóżku z prawej strony i delikatnie trzymała mnie za dłoń, aby nie ruszyć rurki wystającej z niej. Była przerażona. Jej oczy skakały od mojej twarzy do Pięknego, który objaśniał:

– Miała operację. Nie znam szczegółów. Około dwudziestej ma przyjść lekarz. Wtedy będziemy wiedzieć coś więcej.

Przyglądałam się szatynce. Szczupła. Zgrabne nogi. Czarne proste włosy do połowy pleców. W ładnej zwiewnej sukience.

Znajoma twarz, sylwetka. Czy ja ją znam? Znowu pustka.

Drzwi do sekretnego pokoju pamięci zamknięte. Żadnego promyka światła. Niestety ciemność. Smak rozczarowania.

– Ale jak to? – dopytała szatynka.

– Po waszym wyjściu zabrali ją na tomografię i podjęli decyzję o operacji. Nawet nie musiałem nic podpisywać. Oznacza to, że jej stan był krytyczny i operacja była ostatnim ratunkiem.

– Kate. Kochanie. Tak mi przykro. – Szatynka ściskała mnie za rękę. – Pamiętasz mnie? To ja, Ann, twoja przyjaciółka.

Cisza. Nie reagowałam. Znowu pustka.

– Dlaczego ona nic nie mówi? Co oni ci zrobili, Kate? – dopytywała szatynka. – Kate, powiedz coś, cokolwiek.

– Pielęgniarka powiedziała, że Kate może nie mówić, dopóki znieczulenie miejscowe głowy w całości nie zejdzie. Jest świadoma i słyszy nas. Niestety w dalszym ciągu nie pamięta. Pielęgniarka zadawała jej pytania, Kate jedynie mruga. Dwa razy na tak. Raz na nie.

– Nie, to nieprawda. Kate pamięta. Prawda, Kate? – Ann nachyliła się nade mną. – Kate, poznajesz mnie, prawda?

Ann czekała. Jedno mrugnięcie.

– Kate, to ja, Ann. Twoja przyjaciółka. Znamy się od szkoły średniej. Musisz mnie pamiętać. Mrugnij, że tak. Dwa razy.

Jedno mrugnięcie.

– Nie wierzę ci, Kate. Chcesz wykręcić mi głupi żart. Tak?

Nie zareagowałam wcale. Po prostu na nią patrzyłam.

– Nie. To nieprawda. Obie je straciłam. – Ann zwiesiła głowę. Zamilkła. Podszedł do niej inny mężczyzna. Położył jej dłonie na barkach. Przemówił do niej:

– Musisz być silna dla niej. Możesz jej opowiadać o niej, o jej rodzinie, to może aktywować jej pamięć. Miłe wspomnienia są kluczem do jej przeszłości. Wasze wspólne przeżycia. Zacznij od tych, które miały miejsce tutaj, w Turcji, może łatwiej jej będzie sobie przypomnieć.

Ann odwróciła twarz do nieznajomego.

– Dobrze, Ayaz. Obyś miał rację. Warto spróbować.

Turek przystawił krzesło Ann. Usiadła bardzo blisko mojej twarzy, tak abym mogła ją widzieć, jak mówi.

– Nie wiem, od czego zacząć – zwróciła się do Ayaza.

– To nie ma znaczenia. Nie wiadomo, na co zareaguje. Po prostu mów, wszystko, co wpadnie ci do głowy, a co ma związek z nią, stworzy jej świat na nowo. Zacznij od prostych informacji.

– Kate, jesteśmy przyjaciółkami od szesnastu lat – mówiła powoli szatynka, akcentując słowa. – Nazywasz się Kate Ford – zaczęła zgodnie ze wskazówką Ayaza.

– Ford Montez – poprawił ją Piękny. Ann spojrzała na niego krzywo. – Ustaliliśmy to już. Tak będzie dla niej bezpieczniej.

– A ty znowu swoje – zwróciła się do Pięknego. – Wiesz, że nie zgodzę się na to kłamstwo. Ja będę mówiła jej prawdę. To, co zna.

– Ann, wiesz, że robię to dla niej. Ona też musi w to uwierzyć, aby wszystko wyglądało prawdziwie – upierał się przy swoim Piękny. Ann kłóciła się z nim.

Komu mam wierzyć? Kto mówi prawdę? Oboje trzymali mnie za ręce. Szatynka miała takie zimne dłonie. A Piękny ciepłe.

Od tego przeskakiwania wzrokiem od jednego do drugiego kręciło mi się w głowie. Zaczęłam odczuwać w skroni mocniejszy, przyśpieszony puls. Znieczulenie stopniowo puszczało. Czułam, jak moją głowę ogarnia pulsujący ból.

Zamknęłam oczy. Oddychałam głęboko.

Nie znam ich. Dlaczego denerwuję się ich kłótnią?

Nie widzę ich. Ich podniesione głosy przerywa silny krzyk drugiego mężczyzny.

– Kłótnią niczego nie zwojujecie! Kate was nie słucha. Kłócąc się, zapomnieliście o najistotniejszym celu na teraz. Oboje musicie się opamiętać. Najważniejsze jest, aby Kate zachowała świadomość do przyjścia lekarza. Kłócić będziecie się później.

– Ann, Ayaz ma rację – zaczął Piękny – proponuję rozejm. Kate jest zarejestrowana w szpitalu jako moja żona. Obojgu nam zależy na tym, aby Kate z tego wyszła cała. Jak tylko odzyska pamięć, powiem lub ty powiesz jej prawdę.

– Marcos, odsuń się od niej. To, że podałeś się za jej męża, nie oznacza, że masz go udawać – usłyszałam głos szatynki i poczułam, jak Piękny puszcza moją dłoń. – Kate, otwórz oczy.

Szatynka szarpała mnie za rękę. Dotykała mojej twarzy. Jej zimne dłonie chłodziły gorączkę, jaka ogarniała moją głowę.

Po co mam otwierać oczy? Nie chcę ich oglądać. Robiło mi się gorąco. W głowie pustka. Odczuwałam, jak moją głowę dociska jakiś wielki ciężar. Zimny ciężar. Głowa mi pulsowała. Czułam mrowienie na całej twarzy. Wykręcałam głowę na boki, aby uciec od tego dziwnego uczucia. Na darmo. Skręty głową potęgowały nasilenie bólu w skroni. Gorąco mieszało się z zimnem lodu.

– Kate, otwórz oczy. To ja, Ann. Obronię cię.

Nie chcę cię! W głowie pojawiła się natrętna myśl. To przez ciebie nie czuję ciepła jego dłoni.

– Ann, widzisz sama, że Kate nie chce się obudzić – słyszę głos Pięknego – pozwól mi spróbować. Raz już ją obudziłem.

Czuję jego ciepłą dłoń na swojej drugiej dłoni. Pocałunek na jej wewnętrznej części. Tak jak poprzednio. Piękny budzi we mnie ciekawość, co zrobi dalej. Całuje mnie w nadgarstek i przytula moją dłoń do swojego policzka. Tak jak wcześniej.

Czekałam na jego pocałunek w usta. Jednak to nie następowało. Dlaczego? Otworzyłam oczy.

Dopiero wtedy nachylił się nade mną. Patrzył mi głęboko w oczy. Musnął mnie w usta lekko gorącymi wargami.

– Kate, pocałuję cię za każdym razem, kiedy otworzysz powieki. – Całował delikatnie w jeden i drugi kącik ust, w sam ich środek. – Tak jak teraz. – Ogrzewał je swoim oddechem, czułam, jak jego energia wnika we mnie. Otula od środka wewnętrznym spokojem. – Kate, lubię cię całować. Podobało ci się? Chcesz tego, Kate? – dopytywał mnie Piękny, zawieszony tak blisko mojej twarzy.

Mrugnęłam dwa razy.

– Właśnie tak. Pragnę całować twoje cudowne miękkie usta – mówił do mnie i gładził mi twarz opuszkami palców. – Pocałować cię raz jeszcze?

Mrugnęłam dwa razy.

Poczułam jego usta na moich. Całował mnie mocno. Wciskał język w moje rozsunięte usta. Podobało mi się to. Zatracałam się w pocałunku, zapominając o mrowieniu twarzy.

– Puść ją natychmiast! – usłyszałam krzyk Ann, kiedy Piękny przestał mnie całować. – Nie pozwolę ci mieszać jej w głowie.

Teraz dopiero dostrzegłam, że szatynka wczepiła się w koszulkę Pięknego. Szarpała go za nią. On nie wyrywał się.

Ayaz złapał szatynkę za dłonie i odczepił ją od Pięknego.

– Ann, uspokój się. Kate patrzy i może się wystraszyć – przemawiał do niej łagodnie Turek. – Nie zrozumie twojego ataku na Marcosa. Ona nawet nie wie, kim jest. Jest wystraszona. Otaczają ją obcy ludzie. Na poprzednią kłótnię zareagowała ucieczką w sen.

Dziewczyna spuściła dłonie wzdłuż ciała zrezygnowana. Ayaz masował jej ramiona uspokajająco.

– Ann, to właśnie chciałem ci pokazać. Przyznaj to sama. Widzisz to, jak Kate na mnie reaguje. Łączy nas więź, której nie potrafię wytłumaczyć. Oboje intensywnie odczuwamy każdy dotyk. Proszę cię jedynie, zgódź się na to do czasu, aż odzyska pamięć lub zapewnię wam bezpieczny wyjazd z kraju.

– A mam wybór? – zapytała retorycznie.

– Możemy oboje jej pomóc – przekonywał spokojnie Piękny, cały czas masując mi dłoń. – Ty znasz jej przeszłość. Opowiesz jej o tym. A ja będę pobudzał jej pamięć dotykiem.

– Na to ci nie pozwolę. Będę miała cię na oku. Żadnego obmacywania… – zaczęła, ale Piękny przerwał jej w połowie zdania.

– Ann, za kogo ty mnie uważasz? Za jakiegoś zboczeńca, który rzuca się na nieprzytomne kobiety? Kochałem się już z Kate. Dotykając jej, czuję, jak na mnie reaguje. Wiem, co lubi.

– Co? O czym ty mówisz? – Ann raptownie wstała z krzesła, które, gdyby Ayaz go nie złapał, przewróciłoby się na podłogę.

Coraz trudniej było mi się skupić na słowach, które mówili.

– Widzę, że Kate nie zdążyła ci powiedzieć, że spędziła ze mną upojną noc. A może chciała ten sekret zostawić dla siebie.

– Nie wierzę ci. Kate nie zrobiłaby tego z nieznajomym. Zresztą cały czas była z nami. Każdą noc imprezowałyśmy. – Ann zamrugała gwałtownie. – Poza jedną.

– Noc po wypadku Moni w aquaparku.

– Nie. To niemożliwe. Boże, nie.

– Kate przyszła do mnie w nocy. Zrozpaczona tym, co stało się Moni, szukająca pocieszenia. Kochaliśmy się. Dzięki temu wiem, jaki dotyk lubi. Pocałunek i dotyk twarzy.

Ann opadła ciężko na krzesło. Zakryła dłońmi twarz.

Słowa docierały do mnie jak przez wełniany gruby koc.

Pomimo tego, że słyszałam je wyraźnie, nie rozumiałam ich znaczenia. Ann mówiła po angielsku, nie wiedziałam dlaczego. Zamykałam oczy. Męczyło mnie składanie słów w całość.

Głowa bolała z każdą minutą coraz bardziej intensywnie. Czułam, jak krew buzuje w żyłach. Rozsadza mi czaszkę.

– Kate. Otwórz oczy. Nie zasypiaj – powiedział Piękny.

Poczułam, jak uciska moją dłoń. Całuje jej wewnętrzną część. Otworzyłam oczy i patrzyłam na niego. Był moją kotwicą.

Trzymał mnie w świecie, w którym nie chciałam być.

Piękny, patrząc na mnie, mówił do szatynki:

– Ann, mów do niej w waszym ojczystym języku. Będzie jej łatwiej. Sama mówiła, że nie lubi języka angielskiego.

Dziewczyna siedziała bez ruchu.

– Ann, co z tobą? – Ayaz przykucnął przy dziewczynie i podniósł jej twarz, aby spojrzeć jej w oczy. – Co cię tak zdenerwowało?

Szatynka powiedziała coś tak cicho, że nie zrozumiałam.

Turek spojrzał wymownie na mnie i na Marcosa, przytrzymał twarz szatynki w dłoniach i powiedział:

– Ann, Kate bardzo cię potrzebuje. Skup się na niej. Nie na tym, co się stało, ani też na tym, co może być. Bądź całą sobą tu i teraz. Od twojego działania zależy jej życie. Marcos ma rację. Mów do swojej przyjaciółki po polsku. My nie musimy tego rozumieć. Ważne, żeby Kate rozumiała i była świadoma. Zacznij od czegoś śmiesznego. Zainteresuj ją. Rozśmiesz. Daj się poznać na nowo, niech cię polubi. Jakąś śmieszną historyjkę z waszego dzieciństwa.

– Oczywiście, że też sama o tym nie pomyślałam – powiedziała jeszcze po angielsku, po czym zaczęła mówić do mnie melodyjnym polskim językiem.

Opowiadała śmieszną historyjkę, jak zdawaliśmy egzamin z historii. Każdy uczeń siedział w oddzielnej ławce. Przyszedł nauczyciel. Położył złożoną gazetę na stole. Zanotował pytania na tablicy. Każdy liczył, że jak zacznie czytać gazetę, to będzie można ściągać, a ten zrobił nam psikusa. Rozłożył gazetę, a w niej była ogromna dziura na środku, wychylił przez nią głowę, mówiąc: „Mam was. U mnie nie ma ściągania”.

Ann opowiadała. Było mi łatwiej skupić się na jej słowach. Jej historyjki wydawały się takie obce. Tak jakbym je widziała po raz pierwszy, nie jako ich uczestnik, a jedynie jako obserwator, z boku.

Nawet nie wiem, kiedy Piękny puścił moją dłoń.

Patrzyłam na Ann, jak całym ciałem gestykulowała i naśladowała ruchy historyka, który wychyla się ze środka gazety.

Podniosłam dłoń i próbowałam ją przyciągnąć do twarzy.

Ból głowy stał się nie do wytrzymania. Chciałam położyć dłoń na bolącym miejscu. Czułam, jak cała ręka mi się trzęsie. Ann opowiadała kolejną historyjkę. Ja skupiałam się na bólu. Przypomniało mi się, że jak bolała mnie głowa, to kładłam dłoń na głowie. Trzymałam ją na niej, pocierając bolące miejsce, dzięki czemu uśmierzałam ból. Ciepła dłoń na czole zawsze pomagała mi pozbyć się bólu bez brania proszków. Tak było, bo wynika to z… Próbowałam sobie przypomnieć. Prawa dotyku. Odczucie przyjemności szybciej przemieszcza się po ciele niż sygnały bólowe. Dlatego masaż uśmierza tak skutecznie.

Położyłam palce dłoni na policzku. Sunęłam nimi powoli w stronę bólu, tuż nad skronią. Już przy uchu poczułam jakiś chropowaty materiał. Ann zamarła. Przerwała opowieść.

– To jest bandaż – powiedział Piękny, który znowu pojawił się obok mnie. Podtrzymywał mi dłoń, aby nie opierała się całym ciężarem na twarzy.

– Ann, mów do niej po polsku – powiedział Ayaz. – Wytłumacz jej, co się dzieje, zanim strach sparaliżuje jej myśli. Jesteś jej oczami. Oswój ją z sytuacją. Obserwuję jej twarz i widzę od kilku minut, jak wykręca się z bólu. Czucie twarzy jej wraca.

– Kate, to jest bandaż. Masz na głowie bandaż. Miałaś operację głowy – mówiła, a ja palcami badałam dalej. Korciło mnie, aby dotknąć skóry pod bandażem. Jednak dłoń Pięknego nie pozwalała mi na to, unosiła wysoko moją, abym mogła dotykać jedynie opuszkami palców.

Przesunęłam dłoń wyżej, tam, gdzie czułam ciężar.

Jakaś dziwna poduszka. Lodowata poduszka unosiła się i opadała na moją głowę, uciskając ją i luzując ucisk.

– To jest maszyna do krioterapii, schładza operowane miejsce jak lód. Ona pomaga – mówiła powoli, przerywając. Tak jakby mówienie sprawiało jej ból. – Schładza twoją gorącą skórę i wzmaga procesy gojenia się. Nie wiem, co masz pod opatrunkiem. Masz całą głowę obandażowaną. Lekarz przyjdzie niedługo, to zapytam się, jak opatrywać ci ranę. W szpitalu masz dobrą opiekę.

Próbowałam wyrwać dłoń, zerwać maszynę z głowy. Piękny powtrzymał mnie. Przemawiał do mnie po hiszpańsku.

– Kate. Uspokój się. Oddychaj spokojnie. Przeszkadza ci to? Masz ochotę to zerwać? Nie możesz. To ci pomaga. Uwierz mi. Zimno wzmaga procesy gojenia.

Przestałam walczyć. Nie miałam siły. Odłożył mi dłoń na łóżko i trzymał w uścisku. Drugą dłonią gładził policzek.

– Boli? Zawołać pielęgniarkę? – dopytywał.

Mrugnęłam dwa razy.

Wziął przycisk alarmu z mojej dłoni i go nacisnął.

Patrzyłam na przycisk i zastanawiałam się, po co on tam jest. Alarm. A, tak. Sama mogłam go nacisnąć.

– Kate. Oddychaj spokojnie. Głęboko, powoli – mówił Piękny. – Skoncentruj się tylko na oddechu. Poczuj, jak przepływa przez twoje usta. Usta, które całowałem. Wrażliwe na dotyk usta.

Piękny dotykał moich warg opuszkami palców.

Hipnotyzował mnie wzrokiem.

– Właśnie tak. Oddychaj powoli. Czerp z tego przyjemność. Czujesz mój dotyk na swoich ustach? Delikatny. Pragnę cię całować. Namiętnie. Gorąco. Jak tamtej nocy. Przygotować twoje ciało na pieszczoty. Głęboko oddychaj. Poczuj, jak ciepłe powietrze wnika do twojego wnętrza. Ogrzewa twoje ciało. Uspokaja je. Łagodzi napięcie. Całowałbym cię w szyję. W piersi. Lubisz, jak całuję cię w piersi. Otwórz oczy. Chcę widzieć twoje piękne niebieskie oczy i te złote iskierki szczęścia, radości.

Jego głos działa jak balsam. Skupiam się na nim.

Ból jest nie do wytrzymania. Nawet jak zamknę oczy.

Słyszę, jak ktoś wchodzi do pokoju. Dotyka mojej twarzy.

Znowu pytania po angielsku. Nic nie rozumiem.

Nie chcę rozumieć. Marzę tylko, niech ból ustanie.

Zapadam w ciemność. Robi mi się zimno. Tak strasznie zimno. Ciepła dłoń puszcza mnie. Czarny Mrok otacza mnie. Czuję ciężar na piersi. Na całym ciele. Olbrzymi, wielki ciężar.

Ktoś coś odpowiada. Krzyczy. Niezrozumiałe kombinacje liter. Strzępy urywanych liter. W głowie pojawia się czarny kadr z horroru. Z mroku wynurza się ciemna ręka, która chce pochwycić moją twarz. Wyrywam się. Walczę całym ciałem. Rzucam się na łóżku resztką sił. To Mrok. To on chce mnie skrzywdzić. Czuję jego dłonie na twarzy. Trzyma mnie mocno. Chce coś włożyć mi do ust. Zaciskam zęby. Nic nie chcę. Nie dam mu się. Wiem, że ciemność mnie pochłonie, Mrok zawładnie moim ciałem, jak mu na to pozwolę. Wpycha mi proszek do buzi.

Krzyczę: „Nie!”. Wypluwam go. Znowu ktoś mnie łapie.

Ktoś krzyczy. Może sama krzyczę. Nie wiem.

Ciemność. Mrok. Tak bardzo się boję. Strach ogarnia mnie.

Czuję, jak ktoś chwyta mnie za ramię. Trzyma mocno.

Czuję w dłoni pieczenie. Ostatnia przytomna myśl.

Mrok pokonał mnie, wstrzyknął mi narkotyk. Zamieram.

Zapadam się w ciemność. Wszystko milknie. Ciało opada.

ROZDZIAŁ 2 – MARCOS– NOWE FAKTY

Podczas gdy Ann zaczęła opowiadać Kate o jej przeszłości, czułem, jak rozluźnia uchwyt swoich palców na mojej dłoni. Położyłem ją delikatnie na łóżku, gładziłem, aż poczułem, że się uspokoiła na tyle, abym mógł ją puścić i podejść do Ayaza.

Kate patrzy na Ann, która opowiada coś po polsku. Widzę, że szatynka stara się ją rozśmieszyć. Kate walczy ze sobą. Walczy z bólem, który wykręca jej twarz.

Czułem się winny. To wszystko z mojego powodu. To ja mogłem ściągnąć na nią to wszystko. Kolejny Kociak walczył o życie. Nie pozwolę Kate umrzeć. Carmen nie zdołałem uratować.

Kate musi żyć. Odstawię ją bezpieczną do domu. Nieważne, ile to będzie trwało. Nieważne, ile kasy na to wydam. Ona musi żyć. Pragnąłem, aby znowu uśmiechała się do mnie niepewna swojego uroku i czaru. Kusicielka, która dopiero odkrywała siebie.

Zainteresowało mnie to, co Ann powiedziała Ayazowi. Spojrzał na mnie tak, jakbym wydał na nią wyrok śmierci.

Szatynka opowiadała, a ja odciągnąłem Turka do tyłu.

– Co takiego powiedziała ci Ann? – zapytałem.

– Nie mogę powiedzieć. Powiedziałaby głośno, gdyby chciała, abyś o tym wiedział – odpowiedział Ayaz.

– To na pewno ma związek z Kate i ze mną. Patrzyłeś na mnie w tak wymowny sposób, jakbym odpowiadał za jej życie.

– A nie jest tak? Zachowujesz się tak, jakbyś był winien.

– A dlaczego myślisz, że tu jestem? Rozszyfrowałeś mnie. Mogę być winien i muszę wiedzieć, co Ann powiedziała, bo może być to istotna informacja, którą przeoczyłem.

– Wątpię, abyś o tym nie wiedział. Nie zdziwiło cię, dlaczego Ann tak gwałtownie zareagowała na twoje słowa o kochaniu się z Kate? Seks z nieznajomym na wakacjach to normalka, dużo turystów z Europy przyjeżdża do Alanyi, aby zabawić się bez zobowiązań i wrócić do swoich krajów, jak gdyby nic się nie wydarzyło. Co się dzieje w Turcji, zostaje w Turcji.

– To naturalne. Pociąg seksualny kończy się współżyciem. Co w tym takiego strasznego?

– Sam seks może być przyjemnością. Pytanie tylko o jego konsekwencje. Co mogło tak przerazić Ann? Pomyśl, bracie.

– Myślę, że widok Kate w takim stanie jest wystarczający.

– Nie. To już widziała wcześniej. Odreagowała podczas naszej podróży na policję. Krzyczała. Płakała. Odgrażała się, że cię zabije, jeśli ją tkniesz. Przekonałem ją do twojego pomysłu, nieświadomy, że już tak daleko zabrnęliście oboje z Kate. W obecnej sytuacji jest jedynym racjonalnym wyjściem. Dziadek nie zgodził się i nie poświadczy dokonania zaślubin z datą wstecz, jeśli Kate świadomie nie wyrazi na to zgody. O tym możesz zapomnieć, ani inny prawnik, ani inny kapłan, ani turecki urzędnik tego nie potwierdzi. Możesz pokładać jedynie nadzieję, że Kate zgodzi się dobrowolnie i podpisze dokumenty przy świadkach.

– Będę musiał sprowadzić swoich ludzi tutaj. Jutro przylecą samolotem. Oby do tego czasu policja nie upierała się przy przedłożeniu dokumentów poświadczających ślub.

– To nie wystarczy. Będziesz potrzebował zaświadczenia, że odbyło się to tutaj, na ziemi tureckiej. Bez urzędnika lub prawnika stąd nie załatwisz sprawy.

– Chyba że zrobię to na otwartym morzu, gdzie obowiązuje prawo europejskie. Jutro załoga zacumuje jacht do portu.

– W takim stanie chcesz ruszać Kate? Zapomnij, bracie, że ją weźmiesz gdziekolwiek, a tym bardziej na łódź. Po operacji głowy minimum dwa tygodnie musi być na lądzie.

Ayaz miał rację. Kate musiała zostać w szpitalu. A przynajmniej blisko niego do czasu zdjęcia szwów.

– Nie będziemy jej ruszać. Ludzie ze statku zeznają, co trzeba, i podpiszą się pod dokumentami, że byli już wcześniej w porcie w Alanyi.

– Nie będziesz miał dokumentów zaokrętowania jachtu w porcie w Alanyi. Żaden urzędnik nie wystawi ci kwitów wstecz.

– Na to też jest rozwiązanie. Jacht od kilku dni stoi w porcie na Krecie. Wypływał w morze. Nie musiał cumować w porcie. Mogliśmy dopłynąć na niego motorówką.

– To wydaje się rozsądne i bardziej prawdopodobne.

Zastanawiałem się, czy powiedzieć Ayazowi o wszystkich swoich planach. Dużo mi już pomógł. Na jego dziadka prawnika, Ahmada, nie mogłem już liczyć. Młodego Turka mogłem skusić perspektywą łatwych pieniędzy. Nie bał się podejmowania ryzyka. Był już wmieszany w sprawę. Był z Ann na policji i składał zeznania, że zawiózł Kociaka do szpitala. Potrzebowałem czyjejś pomocy do czasu przyjazdu moich ludzi. Kogoś zaufanego. Ayaz nadawał się przynajmniej do części zadań, które mnie czekały.

W pokoju zapadła cisza. Ann nagle przestała mówić. Spostrzegłem dlaczego. Obaj podeszliśmy szybko do łóżka.

Na twarzy Kate widać było cierpienie. Mrużyła oczy. Oddychała szybko i nieregularnie. Płytko. Docierała do niej świadomość, ból i strach, który paraliżował jej ciało.

Tego mi teraz brakowało. Widziałem, jak rozszerzają się jej źrenice. Dotykała bandaża. Próbowaliśmy ją uspokoić, wyjaśnić, że ma go na głowie po operacji.

To jednak było za mało. Nasze starania szły na marne. Kate przestała reagować na nasze głosy.

Pielęgniarka wytłumaczyła, że Kate ma gorączkę.

Jej ciałem wstrząsały dreszcze, twarz oblała się zimnym potem. Pielęgniarka wyciągnęła z szafy dodatkowy koc termiczny. Pomogliśmy szybko okryć ją szczelnie.

Najgorsze było przed nami. Pielęgniarka próbowała dać Kate proszek przeciwbólowy i przeciwgorączkowy.

Ann mówiła po polsku. Pielęgniarka po angielsku. Ja po hiszpańsku. Kate miała zamknięte oczy i walczyła z nami. Zaciskała tak mocno szczęki. Wyrywała się. Pielęgniarka mocno złapała ją za szczękę i otwierała buzię. Wcisnęła jej z ledwością pastylkę, którą wypluła.

Kate krzyknęła jak zranione zwierzę. Przeraźliwy krzyk:

– No! Fuck you Darkness! Leave me alone!– Jej głos rwał się od emocji. Kate majaczyła w malignie.

Wiedziałem, że to nie z nami walczy. Ona walczyła z oprawcą. Gorączka aktywowała najmroczniejsze wspomnienie.

Kate walczyła z Mrokiem. Oznaczało, że tak jak teraz walczyła wcześniej z kimś, kto chciał podać jej narkotyk.

Jej cierpienie potęgowały słowa „Nie! Wal się! Zostaw mnie!”. Rozdzierały mi duszę. Co oni jej zrobili? Zapłacą mi za to.

Pielęgniarka krzyczała, aby trzymać ją za ramię. Ostrożnie, uważając, aby nie wyrwać igły z dłoni. Trzymałem Kate z jednej strony, a Ayaz za drugie ramię. Ann odsunęła się na bok. Stała sparaliżowana. Kate dalej rzucała się całym ciałem. Pielęgniarka przytrzymała dodatkowo jej dłoń. Turek unieruchomił jej ramię. Dzięki czemu pielęgniarka mogła bezpiecznie podłączyć się do igły wenflonu wkutej w dłoń Kate. Aż dziw, że od tej całej szarpaniny dziewczyna nie wyrwała do tej pory igły, bo wtedy mogłaby się dodatkowo zranić. Ciało Kate wiotczało pod wpływem leku.

– Będzie spała co najmniej przez godzinę. Zawiadomię lekarza i za chwileczkę wrócimy, aby sprawdzić stan szwów.

Patrzyłem na twarz Kate. Bandaż w trakcie szarpaniny nasiąkł krwią. Teraz nadmiar krwi spływał strużką po policzku. Wyciągnąłem chusteczkę i wytarłem ją. Pierwszy raz w życiu modliłem się w duszy. Panie, ocal ją. Zmienię swoje życie.

Ayaz podszedł do Ann. Jej twarz była przerażająco blada i mocno kontrastowała z czarnymi długimi, prostymi włosami. Jej niebieskie oczy były szeroko otwarte i wpatrzone w Kate. Wydawała się taka drobna i krucha, jak porcelanowa laleczka podtrzymywana przez muskularnego bodyguarda. Emanowała z niego ogromna moc i wewnętrzny spokój. Mocno zarysowana szczęka pokryta lekkim, kilkudniowym zarostem nadawała mu drapieżnego charakteru. Opalenizna Ayaza, typowo turecka, jeszcze mocniej uwydatniała kontrast między nimi. Siła i dominacja kontra piękno i delikatność.

– Ann, spójrz na mnie! – Turek potrząsnął dziewczyną. – Kate jest młoda i silna, wyjdzie z tego. Jak będziesz tak stała, to zaraz sama mi tu zemdlejesz. Wyglądasz jak ryba wyrzucona na brzeg. Oddychaj, dziewczyno. – Ciemnobrązowe oczy Ayaza intensywnie wpatrywały się w twarz Ann, która pozostawała nieruchoma. – Nie pozostawiasz mi wyboru. Będę musiał cię pocałować.

Turek nachylał się nad szatynką, aby spełnić swoją groźbę.

– Co? O czym ty gadasz? Zostaw mnie! – Ann otrząsnęła się z szoku i mocno odepchnęła Ayaza. Zaczęła na niego wrzeszczeć, pokazując swój prawdziwy, kapryśny charakter. – Co z ciebie za facet? Myślisz jak każdy tylko o seksie!

– Od razu lepiej. Wolę cię, jak krzyczysz. Niż bez życia.

– Zrobiłeś to celowo! – Ann patrzyła zdziwiona.

– Oczywiście, kwiatuszku. Płaczem jej nie pomożesz. Zamartwianiem tym bardziej. Ona potrzebuje cię żywej. – Turek podszedł do umywalki umyć dłonie i wytrzeć w papierowy ręcznik. Namoczył czysty kawałek papieru i zbliżył się do Ann. – Proszę, wytrzyj sobie twarz. Odświeżysz się. Poczujesz się lepiej.

Ann patrzyła na Ayaza niepewna. Wzięła ręcznik i ocierała nim twarz. Turek czekał, aż skończy. Zabrał mokry i podał drugi suchy.

– Dziękuję – odpowiedziała.

– Proszę. Idę po kawę. Przynieść ci czy wolisz herbatę?

– Herbatę. Poproszę. Kawa to dziś dla mnie za wiele.

– Marcos, a tobie co przynieść? – dopytał Turek.

– Pół litra wódki – odpowiedziałem – i czarną mocną kawę, zapowiada się długa noc.

– Da się załatwić. Ann, chcesz iść ze mną czy zostajesz?

– Zostanę.

Mężczyzna wyszedł. Dał mi wolną rękę, aby porozmawiać z szatynką.

– Ann, co powiedziałaś wcześniej Ayazowi? – zapytałem.

– Nie rozumiem, o co pytasz – próbowała wykręcić się od odpowiedzi. Spodziewałem się takiej reakcji.

Naszą rozmowę przerwało wejście lekarza i pielęgniarki. Wyprosił nas z pokoju na korytarz. Zamknęli drzwi, aby im nie przeszkadzać. Czas dłużył się niemiłosiernie. Pięć minut zamieniło się w wieczność. Nie mogłem kontynuować rozmowy z Ann na korytarzu, bo za dużo ludzi się tam kręciło. Nie potrzebowałem świadków widowiska. Ann chodziła od jednej ściany do drugiej jak nakręcona. Szykowała się do ataku. Widziałem to w jej postawie ciała. Wyprostowane plecy. Dłonie zaciśnięte w pięści. Miała ochotę komuś przywalić. A ja byłem jedyną osobą pod ręką.

Pielęgniarka zaprosiła nas do pokoju.

– Szwy są w porządku. Zmieniliśmy opatrunek. Jedno z nacięć, to głębsze, lekko otworzyło się od gwałtownego ruchu. Delikatna skóra puściła w wyniku przesunięcia się pasów podtrzymujących dmuchane poduchy maszyny do krioterapii. Wystarczyło przylepić dodatkowe, plasterkowe szwy, aby wzmocnić łączenie, i założyć czysty opatrunek. Gorączka spada. Lek zaczyna działać. Lekarz, który operował pacjentkę, jeszcze jest na sali operacyjnej. Przyjdzie, jak zakończy ostatnią operację. Wtedy zbada ją jeszcze raz i spróbuje wybudzić. Do tego czasu proszę obserwować. Pacjentka może majaczyć. Jeśli gorączka znowu skoczy, to proszę wezwać pielęgniarkę – wyjaśnił lekarz i zaczął wychodzić z pokoju. Ann dopadła go.

– Proszę poczekać. Chcę z panem porozmawiać.

– Niestety nie mogę zostać. Czekają na mnie kolejni pacjenci. Proszę powiedzieć to pielęgniarce lub lekarzowi, który się nią zajmuje. Będzie wiedział najlepiej, co można zrobić.

– Ale… To jest ważne! – upierała się Ann.

Lekarz wyszedł. Pielęgniarka szła również do wyjścia. Szatynka stanęła na jej drodze i powiedziała coś do niej cicho, a ta odrzekła:

– Teraz to i tak już za późno na zmianę czegokolwiek. Proszę badać temperaturę co dziesięć minut. I zadzwonić po mnie, jeśli znowu skoczy powyżej 39 stopni.

Pielęgniarka wyszła. Byliśmy sami. Ann i ja oraz nieprzytomna Kate.

– Ann, wiesz, o co się pytałem. Co takiego powiedziałaś Ayazowi, a czego nie chciał mi przekazać? Dotyczy to Kate? Tak? To samo teraz powiedziałaś pielęgniarce. Prawda?

– To nie twoja sprawa. Jak tylko Kate się obudzi i będziemy mogły wyjechać, to wyjedziemy stąd. W Polsce na pewno odzyska pamięć. W domu rodzinnym wszyscy ją kochają. Nie potrzebuje ciebie. Zostaw nas w spokoju. Policja po zgłoszeniu próby otrucia Kate w hotelu ma zapewnić jej dodatkową ochronę. Przyśle policjanta, który będzie nas pilnował w szpitalu do czasu procesu.

– Ann, myślisz, że taki niebezpieczny facet, który porwał twoje koleżanki, nie ma wtyczek w policji? Skąd będziesz miała pewność, że ten policjant, który przyjedzie, będzie prawdziwy, a nie będzie kolejnym człowiekiem porywacza?

– Chcesz mnie nastraszyć, abym zgodziła się na twój plan. Nie zgadzam się na niego. Przyjmij to do wiadomości. Nie potwierdzę policji, że jesteś jej mężem. Zapomnij o tym.

– Ann, jeśli nie ty, to moi ludzie to potwierdzą. Mówię ci to po to, abyś była ostrożna, z kim rozmawiasz na temat Kate. Porywacz miał swojego człowieka w hotelu. Sama widziałaś, że kelner nie różnił się od innych. Zachowywał się naturalnie. Gdyby nas wtedy z nią nie było, to wywiózłby Kate na wózku kelnerskim ukrytą pod obrusem. Nawet nie wiedziałabyś, gdzie ona jest. Razem możemy jej pomóc. Ona potrzebuje ciebie jako łącznika z przeszłością. A ja będę tworzył jej teraźniejszość.

Milczała. Chodziła nerwowo po pokoju.

– Ann, pomyśl. Kate jest jedynym świadkiem przestępstwa człowieka, który umyka wymiarowi sprawiedliwości od wielu miesięcy. Poprzedni świadkowie albo rezygnowali, albo znikali z pola widzenia. Ktoś musi siedzieć w policji i informować porywaczy o jej planach. Porywacz uprzedza ją o krok.

– Przestań! Nie wierzę w to! To mnie nie interesuje. Kate nie musi zeznawać. Wyjedziemy. Na policji oświadczyłam, że Kate jest w szpitalu oraz że pod wpływem narkotyku i upadku straciła pamięć. Nikt nie będzie nas zatrzymywał, a tym bardziej porywał. Skoro Kate niczego nie pamięta, to nie stanowi zagrożenia. Dobrze to wymyśliłam. Prawda?

– Ann, ale ty jesteś naiwna. Ktoś zadał sobie bardzo dużo trudu, aby porwać Kate i Monię. Kate cudem uciekła. Moni nie ma. Myślisz, że ten ktoś tak łatwo zrezygnuje? Ktoś, kto jest na tyle szalony, aby podejmować ryzyko zostawienia śladów porwania ich w biały dzień sprzed hotelu pełnego ludzi. Tacy ludzie nie boją się ryzyka. Zatrudniają innych do czarnej roboty. Dla takich ludzi wejście do hotelu, dowolnego budynku, w tym szpitala, to pestka.

– Kłamiesz! Nikt tu nie wejdzie. Będzie policja.

– Sama w to nie wierzysz. A jak tu weszłaś? Ktoś cię zatrzymywał? Pytał, gdzie idziesz? Czy po prostu szłaś korytarzem przed siebie, bo wiedziałaś, w którym pokoju leży Kate?

– Nie! Nie chcę tego słuchać. – Ann opadła na krzesło.

– Posłuchasz – kontynuowałem głośniej – bo musisz być świadoma zagrożenia. Tylko w ten sposób będziesz mogła uchronić siebie i Kate. Weźmy pod uwagę prawdziwy scenariusz. Kate pod prawdziwym nazwiskiem. Za chwilę przyjdzie lekarz. Wyprosi nas oboje, bo nie jesteśmy rodziną. Nawet nie dowiesz się, jaką operację jej wykonali. Nic. Będziesz musiała sprowadzić tu jej rodzinę. Załatwić lot. Stracisz cały dzień. O dzień za późno, bo w nocy, tak jak ty szłaś korytarzem, wejdzie tu morderca i zabije Kate, aby pozbyć się niewygodnego świadka. Wcześniej chcieli ją porwać, dlatego podali jej narkotyk. Porywacz chciał zabawić się jej kosztem. Teraz nie będzie miał już nic do stracenia. Kate za dużo wie. Będzie sama w pokoju. Nieprzytomna od gorączki i leków. Łatwy cel. Nikt jej nie obroni. Szpital jutro rano poinformuje, że zmarła, bo nie wybudziła się ze śpiączki. Tego dla niej chcesz?

– Doskonale wiesz, że nie! Celowo wpędzasz mnie w wyrzuty sumienia i rysujesz najgorszy scenariusz, abym zgodziła się na twój. Myślisz, że nie znam tych sztuczek manipulacji. Widzę, co robisz. Zgrywasz złego i dobrego policjanta, abym była skłonna wybrać mniejsze zło. Cokolwiek teraz powiesz, będzie wydawało się lepsze niż pozostawienie jej samej na pastwę nieznanego. Równie dobrze może się okazać, że nikt tu nie przyjdzie. Mówiąc o najgorszym, wywołujesz w mojej głowie obrazy, aby wzmóc we mnie strach i poczucie zagubienia. Abym oddała losy Kate i swoje w twoje ręce. Nie godzę się na to! Słyszysz mnie? Powtórzę raz jeszcze. Nie! – Ann nerwowo przemieszczała pokój. Stanęła naprzeciw mnie i w geście oskarżenia wyciągnęła przed siebie trzęsącą się dłoń z wyprostowanym tylko palcem wskazującym. – Skąd mam wiedzieć, że sam nie jesteś porywaczem? Że nie udajesz tylko dla zamydlenia mi oczu? Sam przed chwilą szczegółowo rozrysowałeś kolejne działania porywacza. Równie dobrze ty możesz nim być! Jestem świadoma twoich gierek. Oczekujesz, że teraz w ciemno podpiszę się za Kate pod dokumentami kontraktu małżeńskiego. W ten sposób skażę ją na życie z tobą. Obcym człowiekiem. Skąd mam mieć pewność, że będąc jej mężem, nie wywieziesz jej nie wiadomo gdzie i nigdy nikt jej nie odnajdzie? A może sam ją zabijesz i oświadczysz, jak to powiedziałeś przed chwilą, że zmarła z przyczyn naturalnych, wycieńczenia organizmu? Ty jesteś porywaczem! Wiesz wszystko! Co, kiedy, kto robi. Ty rozdajesz karty.

– Oskarżasz mnie, nie mając żadnych dowodów winy? – Patrzyłem wkurzony na Ann. Musiałem przyznać, miała tupet. Złośliwa kokietka pokazała pazurki. Była zupełnie inna, kiedy mamiłem ją słowami, że moglibyśmy się bliżej poznać. A teraz kocica zgrywa obrażoną, bo wybrałem Kate zamiast niej.

– Będziesz miał alibi doskonałe. Oddany, kochający mąż. Gotowy na wszystko, aby ocalić Kate po porwaniu. Warujący przy niej w dzień i w nocy. Po czym oboje wyjeżdżacie. Nikt nie będzie podejrzewał męża o porwanie dopiero co poślubionej żony. Kochałeś się z nią przed porwaniem. Nie wiadomo, co robiłeś jej w trakcie porwania. Twoja sperma w niej też nie wzbudzi niczyich podejrzeń. Tak to zaplanowałeś? Znając Kate, nie powiedziała całej prawdy policji, co wyczyniałeś z jej ciałem, bo się wstydziła.

– Jesteś stuknięta, Ann. Masz rację, gdybym był porywaczem, miałbym wtedy alibi doskonałe. Ale nim nie jestem.

– Zaprzeczasz. Myślisz, że ci uwierzę. Twój plan ma luki. Ja nią jestem. Znam prawdę i powiem ją policji. Mnie też załatwisz? Gdzie przetrzymujesz Monię? Ayaz jest twoim wspólnikiem? Odpowiadaj. Za chwilę przyjdzie lekarz i powiem mu, że nie jesteś jej mężem, tylko porywaczem, a ja jedynym świadkiem tego, co robiłeś w tym czasie Kate. Ani ty, ani ja, nie będziemy mogli być przy niej. Za to policja będzie miała obowiązek i człowiek z ambasady, który przekaże mi upoważnienie jej rodziców do podejmowania w jej imieniu decyzji do czasu ich przylotu.

– Ann, myślisz, że ktoś uwierzy ci w te bajeczki?

– Będę miała dowód twojej winy.

– Niby jaki? – Byłem ciekawy jej toku myślenia.

Cieszyłem się, że nie pozostała bierna i planowała na własną rękę kroki, aby zapewnić bezpieczeństwo Kate i sobie. Nie zamierzała godzić się w ciemno na mój plan. Bała się mnie. To świadczyło o jej trzeźwej ocenie sytuacji. Nie ufać nikomu, dopóki nie zapracuje porządnie na powierzone mu zaufanie.

– Chciałeś usłyszeć, co powiedziałam Ayazowi? Proszę. Kate może być w ciąży. To wtedy zaczęłam cię podejrzewać. Byłeś taki pewny siebie, że muszę zgodzić się na twój plan. Poproszę lekarza o zrobienie Kate testu ciążowego. Wykaże wtedy datę możliwego zapłodnienia. Łatwo to obliczyć. Będą robili test dzień po dniu, aż udowodnią twoją winę jako porywacza.

– Wiesz, że te testy nie są wiarygodne.

– Testy z moczu oczywiście mogą czasami być pozytywne, bo pokazują jedynie podwyższony poziom hormonu i nie nadają się do określenia terminu zapłodnienia. Co innego z testem z krwi. Rozumiem, że nie będziesz miał nic przeciwko, aby wykonać testy z krwi codziennie. Może być jeden dzień różnicy. To wystarczy, aby potwierdzić twoją winę jako porywacza. Po nocy, o której mówiłeś, Kate wzięła pigułkę po. To powinno rozwiązać problem. Zapewne pomyślałeś, że możesz się zabawić jej kosztem przez kolejne noce i w razie wpadki zrzucić to na jedną wspólną noc, o której powiedziałeś. Twój plan spali na panewce.

– Co powiedziałaś?! – zapytałem zmrożony informacją.

Zamurowało mnie. Kate mogła być w ciąży. Nie stosowała żadnego zabezpieczenia? Ja tamtej nocy też nie zastosowałem żadnej kontroli i kochaliśmy się kilka razy. Odeszła mi ochota na ciągnięcie tej bezsensownej rozmowy.

– Powinni dać ci Oskara za grę aktorską! Mam ci uwierzyć, że nie przewidziałeś takiego scenariusza? Że Kate weźmie pigułkę po stosunku? Nie spodziewałeś się, że może ją mieć ze sobą na czarną godzinę?

– Ann, mam dosyć tego twojego jątrzenia i gadania, że jestem porywaczem. Nie jestem nim! Gdybym chciał ją zabić, to już bym to zrobił. Zostawiłaś ją samą ze mną już dwa razy. Miałbym wystarczająco dużo czasu, aby to zakończyć.

– Ty draniu. To przez ciebie straciła pamięć. – Ann doskoczyła do mnie. Trzymałem ją za ręce na dobre pół metra od siebie, aby nie mogła mnie sięgnąć swoimi wymalowanymi na czerwono, długimi pazurami.

– Ann, uspokój się. Mówię prawdę. Chcę uratować Kate. Posłuchaj mnie! Zaskoczyła mnie informacja, że Kate nie stosowała zabezpieczenia. Wszystkie kobiety stosują jakieś, zwłaszcza kiedy wyjeżdżają na wakacje i same przychodzą do pokoju mężczyzny. Przyjmij to do wiadomości. Kate sama do mnie przyszła. Spędziliśmy ze sobą noc. Może być w ciąży i poddam się dowolnym testom, aby udowodnić, że spędziłem z nią jedną noc poprzedzającą jej porwanie. Zrobię również test na ojcostwo, aby mieć pewność, że dziecko jest moje. Tym bardziej nie zgodzę się na to, aby Kate została tu sama na noc bez żadnej ochrony i moje dziecko zostało bękartem bez ojca albo w ogóle się nie narodziło. Wystarczy, że mój tato przeżył rozczarowanie odrzucenia przez własnego ojca. Musisz zgodzić się na mój ślub z Kate z datą zawarcia przed dniem poczęcia dziecka.

– Niczego nie muszę! To nie średniowiecze. Kobiety same mogą wychowywać dzieci. Jeśli pigułka po nie zadziałała, to pomogę Kate wychować je, nie potrzebuje tatusia kryminalisty.

– Ann, opamiętaj się. Wiem, że jesteś zestresowana i cała sytuacja wymknęła się spod kontroli. Nie jestem twoim chłopcem do bicia. Znajdź sobie kogoś innego. Przez twoje milczenie mogłaś zaszkodzić życiu Kate albo dziecka. Trzeba to zgłosić lekarzowi, aby wiedział, jakie leki jej podawać. Widziałaś, czy Kate wzięła tę pigułkę?

– Nie. – Ann spojrzała z wahaniem na Kate. – Boże. Nie wiem. Wzięła ją jedynie ode mnie. Była taka zamyślona, nieobecna, kiedy ją ode mnie brała. Wiedziałam, że coś kręci. Nie chciałam jej wtedy naciskać. Dopytywać. Była jak nie ona. Niepewna, co należy zrobić, co wypada, a co chciałaby.

– Sama widzisz. Nie ma pewności, czy Kate wzięła pigułkę. Ann, nie zamartwiaj się. Nie wiadomo, czy doszło do zapłodnienia. Zresztą utrata krwi i narkotyki, które Kate dostała, mocno osłabiły jej organizm. To byłby cud, gdyby dziecko przeżyło.

– Ty naprawdę chcesz tego dziecka? – Szatynka patrzyła na mnie z lekko rozchylonymi ustami ze zdziwienia.

– Nie ma znaczenia, czego ja chcę. Tylko co Kate zrobiła.

Zapadła krępująca cisza. Każde z nas miało o czym myśleć.

Ann uspokoiła się. Nie szarpała się już. Puściłem jej ręce.

Ayaz wszedł do pokoju z trzema parującymi kubkami.

– Przyniosłem kawę i herbatę – powiedział. – Stawiam je na stole. Co się dzieje? Mam wyjść? Dogadaliście się wreszcie?

Żadne z nas nie odpowiedziało. Pierwszy przerwałem ciszę.

– Ann, rozumiem, że może być ci trudno w to uwierzyć, że obcy facet oferuje wam bezinteresowną pomoc. Jestem bajecznie bogaty, mogę mieć każdą laskę na tym pieprzonym świecie. Sam się dziwię, że jeszcze tu jestem. Siedzę w szpitalu i użeram się z jedną wariatką, aby ratować kobietę, którą poznałem zaledwie kilka dni temu. Masz rację, moja pomoc nie jest bezinteresowna. Chcę Kate dla siebie jako kobietę. Zaintrygowała mnie na tyle, że zapragnąłem ją bliżej poznać. Teraz nawet nie jestem pewien, czy Kate z tego wyjdzie. Czy cokolwiek będzie pamiętała? Czy będzie taka sama jak przed porwaniem? Jej wewnętrzna pasja i wola walki o przyjaciółkę przyciągnęły mnie do niej jak ćmę do ognia. Najlepiej bym zrobił, wychodząc stąd. Ale nie mogę. Czuję się odpowiedzialny za to, co przytrafiło się Kate. Tym bardziej kiedy wiem, że może być w ciąży. Czuję, że wychodząc, potwierdziłbym jedynie, że jestem potworem, którego we mnie dostrzegłaś.

Znowu cisza. Nie wiedziałem, co więcej mógłbym powiedzieć, aby przekonać Ann. Zresztą nie musiałem tego robić. Mogłem poczekać na przyjazd swoich ludzi i wywieźć Kate z kraju. Zapewnić jej opiekę medyczną. Nauczyłbym ją życia na nowo, bez bagażu przeszłości. Oboje zaczęlibyśmy życie z czystą kartą. Lepsze życie. Tego najbardziej potrzebowałem dla siebie.

– Skąd znasz Marcosa? – Ann podeszła do Ayaza i odwróciła go plecami do mnie, abym nie mógł podpowiadać mu żadnych odpowiedzi. Szatynka dalej mi nie wierzyła. Jednak zasiałem ziarno niepewności, a może ciekawości, które kiełkowało, i chciała sprawdzić, do czego to wszystko może nas doprowadzić.

Ayaz domyślił się, że Ann straciła zaufanie do mnie. Od jego odpowiedzi zależały jej dalsze decyzje. Jemu ufała, jeszcze. Mówił spokojnym, pewnym głosem, dając dziewczynie czas na analizę przekazywanych przez niego informacji.

– Jest klientem mojego dziadka Ahmada, który jest szanowanym w Alanyi prawnikiem o nieposzlakowanej opinii. Poznałem Marcosa kilka dni temu, kiedy wiozłem ich na spotkanie do kopalni marmuru na prośbę dziadka. Dziś widzę Marcosa drugi raz w życiu. Za pierwszym razem zachowywał się jak dupek, więc i ja go tak traktowałem. Dziś opuścił gardę. Pomagam mu, bo widziałem, z jaką troską zajmował się Kate i jak do niej mówił, kiedy chciał jej pomóc. – Ayaz zatrzymał się na chwilę, myślał, czy powinien to powiedzieć. – Tak zachowuje się zakochany mężczyzna.

Ja zakochany w subtelnej i delikatnej Kate? Nie. Pomysł wydał mi się absurdalny. Na pewno nie. Mogłem powiedzieć, że czułem się odpowiedzialny za nią. Tak, to tak. Z poczucia winy. Ale miłość? Ona nie była brana pod uwagę. Już dawno o niej zapomniałem i przestałem w nią wierzyć. Wprawdzie w grę wchodziło poczucie odpowiedzialności, ale z innych przyczyn.

Czułem się winny, że mogłem wplątać Kate w intrygę, prosząc o jej odnalezienie niewłaściwą osobę. A jeśli się myliłem? Jeśli Kate została porwana przez dowolnego innego zbira i nie miałbym nic wspólnego z jej porwaniem? Czy byłbym tu nadal? Dlaczego wcześniej nie zadałem sobie tego pytania? Ponieważ znałem na nie odpowiedź. Nie zamierzałem dopuścić prawdy do głosu. Lepiej, żeby została tam, gdzie jest. Głęboko zakopana razem z Carmen. Moim kochanym Kociakiem, który nie żyje.

Ann puściła mimo uszu dodatkową informację Ayaza. Zadawała mu kolejne pytania, oczekując natychmiastowych, jednoznacznych odpowiedzi. Obserwowała Turka uważnie, a ten bez skrępowania patrzył jej prosto w oczy. Stał na lekko rozstawionych nogach, tak jakby Ann była jego starą znajomą i ucinał z nią przyjacielską rozmowę. Na jej ironię i złośliwości odpowiadał pobłażliwym uśmiechem. Nie zbywał żadnego pytania. Nie prowokował jej dodatkowo, choć mógł, gdyby odbierał jej docinki personalnie. On skupiał się jednak na merytorycznej stronie odpowiedzi, bez dodawania swojego ładunku negatywnych emocji. Podziwiałem go za tak wielkie opanowanie i spokój. Swoją postawą oddziaływał podświadomie na Ann. Człowiek ma zakorzenione zachowania stadne i potrzebę akceptacji. Podczas rozmowy, chcąc się przypodobać, naśladuje ruchy, gesty, a nawet sposób wypowiedzi drugiej osoby, jak w lustrze. Poprzez wykonanie mikroruchów łatwo sprawdzić, czy druga strona jest zainteresowana chociażby rozmową z tobą. Głowa lekko pochylona w bok, przechyl na drugą stronę i czekaj na reakcję. Czy rozmówca pójdzie w twoje ślady? Sprawdzisz, komu bardziej zależy. Tak samo możesz wpływać na zachowanie drugiej strony. Z postawy zamkniętej (skrzyżowanych ramion na piersi) przejdź do otwartej (nawet spuszczając dłonie wzdłuż ciała). Tak właśnie teraz zrobił Ayaz i Ann po chwili dołączyła do niego. Nie byłem pewien, czy była świadoma tej manipulacji. Skupiała się na pytaniach, mniej zważając na gesty. A te zdradzały jej zdenerwowanie. Jej dłonie ze skrzyżowanych przechodziły do nieskoordynowanych wymachów, to ponownie zaciskała je w pięści, to dźgała go palcem w tors, że kłamie.

Kiedy wynająłem prawnika? W jakim celu? Co więcej wie?

Ayaz odpowiadał zgodnie z prawdą. Co jakiś czas zerkał na zegarek. Wreszcie położył Ann dłoń na palcu, którym go atakowała, i przytrzymał na klatce piersiowej, kiedy mówił.

– Ann, zanim zadasz kolejne pytanie. Minęło dziesięć minut, zmierz temperaturę Kate. To jest teraz najważniejsze.

– Masz rację. Kate i jej temperatura. – Szatynka skoncentrowała się na przyjaciółce.

Wymieniliśmy spojrzenia z Turkiem, czy pozwolić Ann na ciąg dalszy przesłuchania, czy już je zakończyć. Rozumiałem, że potrzebuje tej rozmowy, szukała wsparcia, sojusznika, pomocnika. Dając jej czas, miałem pewność, że lepiej odnajdzie się w sytuacji. W ten sposób też pokazywałem, że ma prawo pytać i nie mam nic do ukrycia przed nią. Przynajmniej w zakresie moich spraw, które prowadziłem w Alanyi, a o których wiedział Ayaz i jego dziadek Ahmad. Ann odwróciła się do nas z termometrem w dłoni i powiedziała niewyraźnie:

– 38,7 stopnia. W dalszym ciągu bardzo wysoka.

– Ann, może warto schłodzić jej policzki i szyję zimnymi mokrymi kompresami. Co o tym sądzisz? – Turek wiedział, jak podejść szatynkę. Uderzał w jej czuły punkt. Kate. Pozyskiwał w ten sposób jej zaufanie. Oddaniem i pomocą dla Kate. Proponował rozsądne rozwiązania i pytał o zgodę. Mógł to sam zrobić. On jednak celowo pytał o jej zdanie, aby miała poczucie decyzyjności, a tym samym sprawczości.

– Dobry pomysł!

Ayaz zmoczył już ręczniki w zimnej wodzie i przyniósł Ann, która usiadła obok Kate na łóżku. Patrzyłem, jak Turek pomaga dziewczynie. Doniósł jej suchy ręcznik, aby mogła wytrzeć nadmiar wody z szyi Kate.

Ann uwierzyła Ayazowi i pozwalała mu sobie pomagać. To on był dobrym policjantem. A ja dalej grałem rolę złego. Tak. Muszę przekonać Turka, aby mi dzisiaj pomógł.

Ayaz wziął od Ann pierwszą partię mokrych ręczników i podawał kolejne. Szatynka rozkładała je na szyi i ramionach Kate. W pokoju słychać było tylko szum wody i kroki Turka. Nie miałem siły na kolejną kłótnię z Ann. Usiadłem obok Kate i wziąłem ją za dłoń. Była gorąca. Kate, co mam z tobą zrobić? Zadawałem sobie pytanie. Normalnie już by mnie tu nie było. Znacznie wcześniej bym to zakończył. Odesłałbym cię z niczym spod moich drzwi.

Co ze mną zrobiłaś? Śpisz i nawet nie jesteś świadoma tego, co sprawiła ze mną twoja pieszczota. Przypadkowy dotyk, który rozpoczął lawinę uczuć, o których istnieniu dawno zapomniałem. Tłumaczyłem je sobie przyciąganiem, pociągiem seksualnym. Ayaz uświadomił mi prawdę, której nie dopuszczałem do siebie. Miłość. Uczucie, które kiełkowało we mnie od pierwszego naszego spotkania. Natychmiastowe pragnienie odnalezienia ciebie. Zaborczość, z jaką chciałem mieć cię tylko dla siebie, zaślepiła mnie do tego stopnia, że stałaś się nieosiągalnym marzeniem, które chciałem zdobyć za dowolną cenę.

Jedna noc z tobą pokazała mi namiastkę twojej duszy.

Zachłystnąłem się jej czystością i oddaniem dla bliskich.

Stałaś się światłem w mroku mojego życia.

Nie pozwolę ci tak łatwo mnie opuścić.

– Kate, walcz. Żyj dla mnie – powiedziałem szczerze.

– Dlaczego mówisz po hiszpańsku? Co powiedziałeś? – zapytała podejrzliwie po angielsku Ann.

– Kate, walcz. Żyj dla nas – powiedziałem i dodałem: – Bliscy cię potrzebują. Ann jest tu z tobą i bardzo cię kocha.

– Znowu coś knujesz – zaczęła szatynka.

– Ann, zamiast kłócić się ze mną, mów do Kate. Jeśli nie będziesz mówiła, to ja będę mówił po hiszpańsku. Twój wybór.

Szatynka mówiła coś po polsku. Zerkała tylko co jakiś czas na mnie. Ja trzymałem Kate za dłoń i ją masowałem. Całowałem.

Ayaz podał Ann herbatę. Wypiła szybko na raz i mówiła dalej, aby tylko nie dopuścić mnie do głosu. Wziąłem kawę od Turka. Też wypiłem na raz. Dopiero teraz zdałem sobie sprawę, że to mój pierwszy napój, który wypiłem od rana, kiedy Kate stanęła w moich drzwiach. Zaczęło mi burczeć w brzuchu. A może dopiero teraz zwróciłem na to uwagę. Do tej pory nie myślałem o jedzeniu. Kiedy czekałem na Kate w trakcie jej badań, zjadłem zaledwie batonika. Teraz organizm upominał się o swoje.

Ayaz wstał i zaproponował, że pojedzie coś kupić. Ann poprosiła, aby nie zostawiał jej samej ze mną. Turek stał w drzwiach i czekał na moją decyzję.

– Jedzenie później. Czy możesz zapytać w recepcji, jak załatwić formalności, abyśmy z Ann mogli zostać z Kate na noc?

– Ja z tobą sama? Nie zgadzam się – wypaliła szatynka.

– Ann, nie mogę o to prosić Ayaza – zacząłem – i tak dużo nam pomógł. Poświecił swój prywatny czas na cudze sprawy. Możesz czuć się bezpiecznie. Ja prześpię się na fotelu, a ty na tej sofie. Oboje będziemy czuwać nad Kate na zmianę w nocy.

– Nie wierzę ci. Ayaz, czy możesz zostać z nami na noc? –spytała szatynka. – Bardzo proszę. Zapłacę, jeśli zostaniesz.

– Ja… – zaczął – mam już plany na wieczór.

– Zapłacę podwójną stawkę – dodałem – jeśli to ma uspokoić Ann. Ona musi się przespać. Nie będę ukrywał, że ja też. Nie zmrużyłem oka na komisariacie w nocy.

– A co tam robiłeś? Alibi sobie szykowałeś? – Ann zaczęła znowu swoje podejrzenia pod moim adresem, po czym zwróciła się w kierunku Turka. – Sam widzisz i chcesz mnie zostawić z kryminalistą. Co z ciebie za facet? – Teraz Ayazowi się oberwało.

– Pobiłem się z ochroniarzem pod dyskoteką – powiedziałem. – Mam idealne alibi, całą noc na komisariacie, więc to nie ja przetrzymywałem Kate. Zejdź wreszcie ze mnie. Dziadek Ayaza, prawnik może to potwierdzić, bo mnie wyciągnął z aresztu.

– Możecie być w zmowie. Ty, Ayaz, jakiś prawnik. Zadzwonię do ambasady, może już rodzice Kate przekazali pełnomocnictwo dla mnie, to żaden z was nie będzie tu zostawał.

– Wychodzę, nie dam się obrażać w taki sposób, a tym bardziej kobiecie, która nie szanuje nikogo i wywyższa się. Jesteś tylko kobietą. Słabą. Nikt ci nie pomoże. Co byś zrobiła do tej pory bez naszej pomocy? Nawet nie podziękowałaś.

Ann zamurowało. Ja patrzyłem, jak Turek, który do tej pory obchodził się z nią jak z jajkiem, wylewa swoje żale.

– Cały czas snujesz tylko oskarżenia. Oczerniasz imię mojego dziadka, nawet go nie znając. Proponowałem ci, abyś weszła ze mną, kiedy byłem pod jego kancelarią, ale wolałaś zostać w aucie. Jak tylko wsiadłem do auta po wyjściu od niego, zaatakowałaś mnie: „Ileż to czasu muszę czekać na ciebie?”.

Ayaz był wściekły. Mówił podniesionym głosem. Jego postawa ciała mówiła jednoznacznie. Jestem miły do czasu, a ty właśnie przekroczyłaś granicę. Honor to świętość. Nikomu nie pozwolę kalać dobrego imienia mojej rodziny. Łagodność zastąpiła dominacja podszyta wrogością do łamaczy zasad. Patrząc na jego dobrze zbudowane ciało, nabierało się pewności, że mógłby z łatwością w furii połamać niejednemu osiłkowi wszystkie kości. Ayaz zacisnął dłoń w pięść i uniósł ją do góry. Mięśnie ramienia napięły się, uwydatniając jego muskuły i ogromny tatuaż. Wzorzyste symbole składały się na obraz wielowymiarowego miecza. Mniejsze wzory przedstawiały pradawną oręż, topór, łuk, strzały. Część tatuażu była ukryta pod rękawem koszuli. Na myśl przywodziło to symbol tureckiej woli walki o wolność i sprawiedliwość. Ayaz wyglądał teraz jak rozsierdzony Wiking gotujący się do ataku. Nagle podszedł do drzwi, uderzył z głośnym łoskotem we framugę i powiedział:

– Ann, nie jesteś pępkiem świata. Tłumaczyłem ci, że rozmawiałem z nim, jak pomóc twojej koleżance. Siedziałaś wkurzona w aucie i nawet słowem się nie odezwałaś. Teraz znowu atakujesz na oślep, byle tylko odsunąć od siebie ludzi, którzy oferują ci pomoc. Radź sobie sama. Ja umywam od tego ręce.

Ayaz szarpnięciem otworzył drzwi na oścież i był gotowy wyjść z pokoju. Ann zaatakowała go ponownie.

– I kto tu udaje najważniejszego? Poprosiłam cię, abyś został, a ty, że jesteś umówiony. Gardzisz pieniędzmi. Byle pozbyć się problemu. Bananowy chłopiec przyzwyczajony do lekkiego życia. Super samochód, szybkie dziewczyny. Łatwe życie.

Mężczyzna z hukiem zatrzasnął drzwi i zrobił krok w stronę Ann. Oboje mieli ogniste charakterki. Ayaz wyglądał, jakby miał ochotę złapać ją wpół i jak niegrzeczne dziecko przełożyć przez kolano.

– Nie znasz mnie. Skąd takie przypuszczenia? Nie wiesz, jak wygląda prawdziwe życie w wielodzietnej rodzinie w Turcji, gdzie od najmłodszych lat zamiast chodzić do szkoły, trzeba zakasać rękawy i pracować. Ciężko harować każdego dnia! Mój dziadek dzięki swojej pracy został cenionym prawnikiem i zakorzenił w nas, że im więcej człowiek umie, tym ma większe możliwości. Ma wybór zamiast użalać się nad sobą. A ty masz wszystko podane na tacy i jeszcze wybrzydzasz.

Ann dalej atakowała Ayaza. Widziałem, że jest zmęczona.

– A idź sobie, nie potrzebuję pomocy Marcosa, a tym bardziej twojej. Zapatrzonego w siebie kierowcy bez sumienia. Mówisz, że byłam wkurzona w aucie. Co ty o mnie wiesz?

Turek machnął dłonią z rezygnacją i skierował się do wyjścia. Trzymał już rękę na klamce drzwi i słuchał, że go nie potrzebuje. Stał do niej plecami. Zrobił krok, aby wyjść. Zatrzymał się, słysząc jej słowa.

– To ty się mylisz. Ja byłam zrozpaczona. To ciebie nie interesują uczucia innych ludzi. Odwalasz robotę po łebkach i do przodu. Nawet nie zapytałeś, dlaczego tak się zachowałam.

Ayaz odwrócił się do Ann. Patrzyli na siebie w milczeniu.

– Powiedz mi teraz. Dlaczego na mnie wtedy naskoczyłaś?

– Bałam się o życie Kate. Chciałam jak najszybciej do niej jechać. Czas strasznie mi się dłużył. Czekając na ciebie, zdążyłam porozmawiać z rodzicami Kate i załatwić ich zgodę na pełnomocnictwo, aby wywieźć Kate do Polski, żeby nie musieli osobiście się tu po nią stawiać. Ustaliłam wszystko z ambasadą. Wykonałam kilka telefonów, a ciebie ciągle nie było. Miałam już wysiąść i łapać taksówkę, ale nie mogłam. Byłam wkurzona, bo ze stresu zapomniałam nazwę szpitala, w którym była Kate. Byłam zmuszona czekać na ciebie zamiast już jechać do niej.

Ayaz zamknął powoli drzwi. Zrobił krok w kierunku Ann.

– Nie mogłaś mi tego wcześniej powiedzieć? To było takie trudne? Od razu atmosfera oczyściłaby się, a tak wisiała w powietrzu jak topór i o mało nie przecięła czegoś, co się zaczęło.

– O co ci znowu chodzi? – Ann patrzyła zdziwiona.

– Mówię, że należy od razu mówić wprost, bez owijania w bawełnę, bez strzelania fochów, min, które ktoś może źle odczytać. Nie domyślę się, co chodzi ci po głowie. Nie umiem czytać w myślach. Widzę i oceniam twoje zachowanie przez pryzmat moich dotychczasowych doświadczeń. Do mężczyzn trzeba mówić prostym językiem. To ma być jasny komunikat.

– Po co mi to wszystko mówisz? Nie chcę z tobą gadać. Poprosiłam cię o pomoc. Odmówiłeś. Już ci powiedziałam. Nie potrzebuję twojej pomocy. – Ann była dalej naburmuszona. Odmowę Ayaza odebrała personalnie, jakby ją odrzucił. Turek to wyczuł. Zaobserwował to samo co ja, że szatynka jest wybuchowa i nie przyzna się do błędu, chyba że ktoś ją do tego zmusi.

– Czyli mam wyjść? To jest twoja ostateczna decyzja?

– Tak. Możesz sobie iść. Nie potrzebuję niczyjej łaski.

– I kto tu ocenia ludzi, skreśla ich bez rozmowy, bez poznania przyczyn i motywów ich działania? Nie zadałaś żadnego pytania. Ja jedynie stwierdziłem fakt, że jestem dziś umówiony. Nie powiedziałem, że nie mogę zostać. Nie zainteresowało cię, co może być ważniejsze niż pomoc osobie, która potrzebuje opieki. Moja chrześnica ma urodziny. Muszę do niej pojechać, bo dałem jej słowo. Dla dziewczynki, kiedy ma dziesięć lat, to jest najważniejszy dzień w roku. Cała rodzina przyjeżdża, aby złożyć jej życzenia i wręczyć prezenty, na które czeka cały rok. Od całej rodziny, a nie jak na święta tylko od rodziców i dziadków. Miałbym złamać dane jej słowo? Pomyśl, jak to wpłynie na jej świat, postrzeganie ludzi w przyszłości. Czy warto im wierzyć?

Trafiła kosa na kamień. Intrygowało mnie, dlaczego Ayaz został i tłumaczył się przed Ann. Nie musiał tego robić, była dla niego obcą osobą, tak samo jak ja. Poznał ją dziś zaledwie kilka godzin temu i dbał o nią jak o swoją dziewczynę. Wytknął jej tę samą wadę, jaką ona mu wytknęła. Ocenianie ludzi po pozorach.

Cisza. Turek ruszył do drzwi. Szatynka patrzyła, jak wychodzi.

– Zostań – powiedziała jedynie to. Żadnego proszę, przepraszam. On również nie przeprosił za swoje zachowanie.

– Wrócę, obiecuję. – Ayaz odwrócił się do niej. Uśmiechał się. Cieszył się z tego, że Ann w ten sposób poprosiła go ponownie o pomoc. Prosty, czytelny komunikat. – Idę załatwić formalności związane z naszym pobytem w szpitalu. Przyjadę za godzinę.

Mężczyzna zamknął drzwi, po czym po chwili je otworzył.

– Nie pozabijajcie się do mojego powrotu – zażartował.

Ann wzięła mokre ręczniki z szyi Kate i rzuciła nimi w mężczyznę. Ten zdążył zamknąć drzwi, zanim ręcznik do niego doleciał. Odczekał, aż usłyszał ich odbicie od drewna. Ponownie otworzył drzwi.

– Pudło. – Śmiał się. Ann rzuciła gotową kulą i szykowała następną, kiedy Ayaz zamknął drzwi. Otworzył je, a w tym czasie leciała już kolejna. W ostatnim momencie uchylił głowę, bo inaczej dostałby nią centralnie w środek twarzy.

– Fuck! Tak mało brakowało! Z czego się śmiejesz!? – krzyczała. – Doigrałeś się.

– Skończyła ci się amunicja. – Turek wiedział, że Ann musi zmienić myślenie. Koniec z zamartwianiem się. Zabawa była tymczasowa, dawała jednak odskocznię od rzeczywistości.

Ann udała, że rzuca w niego pustą ręką. Ayaz wiedział, że blefuje, dlatego nie zamknął drzwi. Szatynka jednak go przechytrzyła. Rzuciła drugą ręką ostatni mokry ręcznikowy pocisk. Dostał w klatkę piersiową. Złapał kulę w locie i rzucił w nogi dziewczyny.

– Trafiony. – Śmiał się, kiedy Ann próbowała odskoczyć przed jej własną bronią. – Zatopiona.

– Nie. Zapłacisz mi za to. – Dziewczyna roześmiała się.

– Nie mogę się już doczekać. Możesz teraz położyć Kate świeże okłady. Pamiętaj o temperaturze – powiedział i wyszedł.

Ann wiedziała intuicyjnie, że wróci. Ayaz dał jej zadanie, którym mogła zająć się do jego powrotu. Skupić myśli na czymś. Na jakimkolwiek działaniu. Podeszła do drzwi i podniosła mokre kule papieru. Pozbierała je i wyrzuciła do kosza. Umyła dłonie i namoczyła pierwszy płat ręcznika.

Obserwowałem ją w milczeniu. Nie skończyłem z nią rozmowy. Wiedziałem, że będzie jeszcze na to czas. Cała noc przed nami, jeśli Ayaz załatwi pozwolenie na nasz nocleg tutaj.

Ann zmierzyła temperaturę.

– Spada. 38 stopni. – Pokazała mi termometr zadowolona.

– Cieszę się – odpowiedziałem.

Szatynka usiadła obok Kociaka i mówiła do niej łagodnie.

Zamknąłem oczy. Czułem, że mnie szczypią. Dopadało mnie zmęczenie. Spadek temperatury naprawdę mnie ucieszył. Czułem się podobnie, kiedy zawierałem kontrakt na swoich warunkach. W serce na powrót wkradła się nadzieja.

Kate wyzdrowieje. Walczy. Jest silna. Wyjdzie z tego.

Spokojny ton głosu Ann uspakajał mnie.

Dziewczyna co dziesięć minut zmieniała okłady i mierzyła temperaturę. Cieszyła się jak dziecko z każdego spadku.