Grzeszne intencje - K.C. Hiddenstorm - ebook + książka

Grzeszne intencje ebook

K.C.Hiddenstorm,

4,1

Opis

Blackmore wraca do motelu i odkrywa, że Judith została porwana. Domyśla się, że stoją za tym ludzie Romano i wie, że jeśli zdecyduje się odbić dziewczynę, wpadnie w pułapkę. Kiedy jednak odbiera telefon od enigmatycznego mężczyzny z angielskim akcentem, nie waha się i wyrusza w podróż. Nie ma jeszcze pojęcia, że po drodze spotka go wiele pokus, na przykład ta o imieniu Alyssa. Judith rozpoczyna niebezpieczną grę z jednym z porywaczy. Od tego, czy wygra, zależeć będzie o wiele więcej niż tylko jej życie...

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 295

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,1 (103 oceny)
50
29
11
10
3
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Kaskagwizdala

Z braku laku…

Nie zachwyciła mnie
20
Anitka170

Nie oderwiesz się od lektury

❣️RECENZJA ❣️ Hej, przychodzę dziś do Was z recenzją najnowszej książki @karina_hiddenstorm "Grzeszne Intencje" 😊 Po zakończeniu pierwszej części (chyba nie muszę Wam przypominać że wiele osób chciało udusić autorkę 🙈) nie mogłam doczekać się dalszych losów Judith i Ethana 😁 przypomnę Wam iż zakończyliśmy przygodę na porwaniu dziewczyny. Po ucieczce z Oriona Ethan i Judith znajdują schronienie w motelu. Myślą iż chwilowo są bezpieczni, lecz przy takim człowieku jak Ethan to niemożliwe. Chwila nieuwagi i kobieta zostaje uprowadzona przez nieznanych ludzi. Jednak Judith nie jest zwykła zakładniczka, ta kobieta to sprytna i inteligentna istota 😈 Rozpoczyna niebezpieczną grę z porywaczami. Widzi że fascynuje jednego z nich i postanawia to wykorzystać. Czy swoim zachowaniem jest w stanie coś ugrać? A może sprowadzi jeszcze większe kłopoty? 🤔 Ethan to bezwzględny człowiek który nie cofnie się przed niczym. Gdy mężczyzna odkrywa zniknięcie Judith jest zmuszony podjąć decyzję które będą m...
10
malachowskala

Nie polecam

nie polecam, jeszcze gorsze niż pierwsza część. myślę że autorka sama nie wiedziała o czym chce napisać książkę, byle tylko napisać.
10
Klucha78

Dobrze spędzony czas

Polecam serdecznie
00
karaza

Z braku laku…

Pierwsza część mi się spodobała dlatego sięgnęłam po drugą, żeby dowiedzieć się jak skończą się losy bohaterów , okazuje się , że trzeba przeczytać również trzecią część - przez tą na pewno już nie przebrnę. ta nie podobała mi się wcale mało akcji , dynamiki tam wcale nie ma
00

Popularność




Projekt okładki: Mateusz Rękawek

Redakcja: Beata Kostrzewska

Redaktor prowadzący: Grażyna Muszyńska

Redakcja techniczna: Sylwia Rogowska-Kusz

Skład wersji elektronicznej: Robert Fritzkowski

Korekta: Renata Jaśtak, Lingventa

Zdjęcia na okładce

© SOK Family Studio/Shutterstock

© by Karina Hiddenstorm

© for this edition by MUZA SA, Warszawa 2022

ISBN 978-83-287-2069-5

Wydawnictwo Akurat

Wydanie I

Warszawa 2022

– fragment –

Grażynie - dzięki Tobie opowiedziałam tę historię tak, jak na to zasługiwała.

1

Ethan zajechał przed motel Przystań i zgasił silnik. Chwycił papierową torbę z jedzeniem, postawił na kartonowym uchwycie z kawą i wysiadł z wozu. Słońce wspinało się coraz wyżej po bezchmurnym niebie, zwiastując piękny dzień.

Jazda w taki skwar będzie tortu…

Nie dokończył tej myśli.

Zastygł w drzwiach, a torba wysunęła mu się z dłoni. Gorąca kawa bryznęła na podłogę i ochlapała nogawkę Blackmore’a, ale on niczego nie poczuł. Jak zahipnotyzowany wpatrywał się w recepcjonistę, któremu ktoś zafundował dodatkowy otwór w czaszce; na oko kaliber dziewięć milimetrów. Facet półleżał na oparciu krzesła z rozrzuconymi ramionami, jak gdyby wbrew obowiązującym przepisom postanowił wychylić kilka drinków, bo praca była tak kurewsko nudna. To wrażenie psuła jednak krew, która spływała po ścianie za nim. Nie zdążyła jeszcze zaschnąć, a więc ktokolwiek strzelał, zrobił to chwilę temu.

Powolnym ruchem wyjął pistolet z kabury i zaczął iść w głąb korytarza. Miał wrażenie, że porusza się niczym człowiek brodzący po pas w wodzie; wyczuwał szczególny opór powietrza i zaraz pojął, że ma on źródło w nim samym. Bał się tego, co zastanie w pokoju, który wynajął. Wyobraźnia podsuwała mu obrazy Judith leżącej w podobnej pozycji do tej, w której zastał recepcjonistę – okropnie ślicznej Judith skąpanej we krwi. Martwej.

Pchnął drzwi z numerem sto dwadzieścia dwa i wszedł do środka, trzymając uniesioną broń. Wydawało mu się, że jest przygotowany na wszystko, ale się pomylił. Pokój był pusty, po Judith ani śladu. Wypuścił wstrzymywane powietrze… i jego szczątkowa ulga zaraz zmieniła się w wyrafinowane przerażenie.

– Kurwa jego pierdolona mać! – ryknął, lufą pistoletu spychając nocną lampkę na podłogę. – Kurwa!

Chwycił szafkę i cisnął nią o ścianę. Imitacja drewna oddarła pas zielono-złotej tapety i zwaliła się z hukiem, rzygając zawartością. Biblia w czarnej okładce kpiąco spoglądała na Ethana ze swojego miejsca.

– KURWA! – powtórzył i zrzucił telewizor z niskiej szafki. Chciał niszczyć, chciał, żeby dokonało się niemożliwe i żeby przedmioty nieożywione były w stanie poczuć to, co on. Ból. Rozpacz oszołomionego zwierzęcia złapanego w potrzask.

Czy nie to ostatecznie powinno go przekonać o uczuciach, jakie żywił do Judith? Bo jeśli nie to, jeśli nie ten ślepy szał, w jaki wpadł, zrozumiawszy, że została porwana, to co, na Boga?

Przesłonił usta dłonią, jak gdyby chciał zdusić rodzący się w nich krzyk. Wodził dookoła rozbieganym wzrokiem, rejestrując zniszczenia, jakich dokonał, wypatrując wskazówki, śladu, który mogła pozostawić dziewczyna.

Niczego takiego nie znalazł.

Ostrożnie wyjrzał na zewnątrz. Nie dojrzał glin, jeszcze nie. A nierozsądnie byłoby tu czekać, aż się zjawią. Ktokolwiek zabrał Judith… Nie, nie ktokolwiek – przydupasy Romano. Przydupasy Romano uznały, że rzeź w Orionie to za mało. Wciąż byli głodni jakiegoś chorego odwetu. Dlatego ją zabrali, słusznie rozumując, że jeśli Blackmore nie zawahał się złamać dla niej zasad, dziewczyna musi być wyjątkowa.

Przestąpił nad szczątkami śniadania, które przyniósł, a którego nikt już nie miał zjeść, i wyszedł z Przystani. Czuł się jak te resztki – strzaskany, pozbawiony swojego miejsca i znaczenia. Zabawne, jak wiele potrafiło się zmienić w ciągu zaledwie paru chwil.

Wsiadając do wozu, usłyszał odległe dźwięki syren. Poczuł się trochę jak tej nocy, gdy uciekali z Oriona, tyle tylko że teraz był sam, a nad jego głową wisiało słońce. Pomyślał, że może już zawsze go to czeka, że będzie zmuszony wiecznie umykać – i błyskawicznie odepchnął tę myśl. Jego ojciec nie wychował tchórza. Ani nieudacznika.

Była dla mnie księżniczką. Do samego końca.

A czy Ethan mógłby powiedzieć to samo? Teraz, kiedy z jego winy Judith została porwana przez ludzi pragnących zadośćuczynić śmierci Romano?

Wycofał auto i wtoczył się na drogę. Skierował się na południowy zachód, jednak nie do Reno, jak proponował Judith. Plany dramatycznie się pokrzyżowały, a co za tym idzie, uległy modyfikacji. W obecnej sytuacji Reno nie było rozsądnym rozwiązaniem. Poza tym potrzebował pomocy. Nie Wylde’a – zakładając, że nie był on równie martwy jak pracownik motelu. Potrzebował kogoś z zewnątrz, z daleka. Kogoś, kto mu nie odmówi. Kimś takim był Mike Stewart.

Blackmore wybierał boczne drogi, nie chcąc zwracać na siebie uwagi. Od czasu do czasu spoglądał we wsteczne lusterko, ale nie widział w nim błyskających niebieskich świateł. Prawdę mówiąc, nie spodziewał się ich zobaczyć, nie tak szybko. Powoli otrząsał się z szoku, a jego mózg niczym finezyjna maszyna, ukierunkowana przede wszystkim na przetrwanie, niezależnie od sytuacji opracowywał kolejne kroki. Zmienić wóz, to po pierwsze, nowe ciuchy też nie zaszkodzą. Zerknął na wskaźnik paliwa. I zatankować, zanim stanie pośrodku niczego.

Znak poinformował go, że stacja benzynowa znajduje się dziesięć kilometrów dalej. W porządku, dojedzie bez problemu. Oby tylko miał czym zapłacić.

Rezerwa zapaliła się, gdy wjeżdżał na parking stacji. Stało tu kilka ciężarówek, kamper i dwa motocykle. Zajrzał do portfela i zdał sobie sprawę, że nie ma w nim tyle gotówki, ile by chciał. Ale to nic, przecież były jeszcze karty płatnicze. Oczywiście, że użycie ich będzie równoznaczne ze zdradzeniem swojego położenia – nie tak jednak spektakularnym jak próba obrobienia tej cholernej nory. W zasadzie telefon też go zdradzał, jednak dopóki był w ruchu, nie musiał się obawiać.

Wysiadł z mercedesa, obrzucając swoje ubranie krytycznym spojrzeniem. W jego głowie wzmagał się głos, który dopytywał, co z Judith, ale udawał, że go nie słyszy. W tej chwili musiał się skoncentrować na tym, żeby nie dać się złapać. Zza krat z pewnością jej nie pomoże. Tym bardziej z grobu.

Podszedł do znajdującego się w bocznej ścianie bankomatu i tam spotkało go pierwsze rozczarowanie. Gdy włożył kartę, na ekranie ukazał się napis: ŚRODKI NIEDOSTĘPNE.

Bardzo szybko wpadł na rozwiązanie tej mistycznej zagadki. Federalni węszyli wokół niego, szukali czegoś, jakiegoś punktu zaczepienia, który pozwoli, jeśli nawet nie aresztować, to możliwie jak najbardziej go zgnębić. I znaleźli.

– Josephson, ty kutasie – wymamrotał Ethan.

Wystarczyła im jego obecność w Orionie podczas strzelaniny. Ślady prochu, które znaleźli, były już tylko miłym dodatkiem. Zamrozili mu konta, zakładając, że ten subtelny krok skłoni go do podjęcia współpracy. Nic z tego.

Spróbował z drugim kontem. Niemożliwe, że zablokowali wszystkie, niemożliwe, że o wszystkich, kurwa, wiedzieli. Nie mogli.

Faktycznie, o jednym zapomnieli. Ale tylko dlatego, że powstało na taką jak ta przykrą ewentualność.

Wypłacił dwa tysiące, następnie zatankował i uregulował rachunek. Sprzedawca wydawał się kompletnie niezainteresowany jego osobą; ślęczał nad swoją komórką, mamrocząc pod nosem. Tym lepiej.

Ethan wrócił do mercedesa, pozwalając myślom o Judith napłynąć nową falą. Ewentualność, że zostawi ją samej sobie, była skrajnie abstrakcyjnym konceptem. Nie wiedział nawet, gdzie powinien zacząć jej szukać – mogła być dosłownie wszędzie. Rozumiał natomiast, z jakim ryzykiem będzie się to wiązało. Jeśli wcześniej wydawało mu się, że jego dotychczasowy świat legł w gruzach, a on obudził się w nowej, bezlitosnej rzeczywistości, to teraz przyszło mu zrewidować ten pogląd.

Chwycił wsteczne lusterko i skierował je na swoją twarz. Była napięta, ściągnięta w ponurym wyrazie, a spoglądające na niego oczy podkrążone.

– Czy mam zamiar to zrobić? – zapytał sam siebie.

I wtedy zadzwonił jego telefon.

* * *

koniec darmowego fragmentuzapraszamy do zakupu pełnej wersji

Wydawnictwo Akurat

imprint MUZA SA

ul. Sienna 73

00-833 Warszawa

tel. +4822 6211775

e-mail: [email protected]

Księgarnia internetowa: www.muza.com.pl

Wersja elektroniczna: MAGRAF s.c., Bydgoszcz