Genialna hakerka - Tara Pammi - ebook

Genialna hakerka ebook

Tara Pammi

4,7

Opis

Informatyczny geniusz Massimo Brunetti ze zdumieniem odkrywa, że komuś udało się dokonać hakerskiego ataku na zaprojektowany przez niego system zabezpieczeń. Jeszcze bardziej dziwi go, że żadne dane nie zostały skradzione. Zaintrygowany, zamiast zawiadomić policję, odnajduje hakera, którym okazuje się młoda Amerykanka Natalie Crosetto. Massimo chce poznać motywy jej działania, a jednocześnie wykorzystać jej talent informatyczny dla rozwoju własnej firmy. Ponieważ Natalie bardzo mu się podoba, przychodzi mu też do głowy pomysł, żeby przedstawić ją rodzinie jako narzeczoną i uniknąć niechcianych zaręczyn…

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 139

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,7 (6 ocen)
4
2
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Tara Pammi

Genialna hakerka

Tłumaczenie: Monika Łesyszak

HarperCollins Polska sp. z o.o. Warszawa 2021

Tytuł oryginału: An Innocent to Tame the Italian

Pierwsze wydanie: Harlequin Mills & Boon Limited, 2019

Redaktor serii: Marzena Cieśla

Opracowanie redakcyjne: Marzena Cieśla

© 2019 by Tara Pammi

© for the Polish edition by HarperCollins Polska sp. z o.o., Warszawa 2021

Wydanie niniejsze zostało opublikowane na licencji Harlequin Books S.A.

Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie.

Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne. Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych i umarłych – jest całkowicie przypadkowe.

Harlequin i Harlequin Światowe Życie są zastrzeżonymi znakami należącymi do Harlequin Enterprises Limited i zostały użyte na jego licencji.

HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym do HarperCollins Publishers, LLC. Nazwa i znak nie mogą być wykorzystane bez zgody właściciela.

Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books S.A. Wszystkie prawa zastrzeżone.

HarperCollins Polska sp. z o.o.

02-672 Warszawa, ul. Domaniewska 34A

www.harpercollins.pl

ISBN 978-83-276-7473-9

Konwersja do formatu EPUB, MOBI: Katarzyna Rek / Woblink

ROZDZIAŁ PIERWSZY

– Czy wykryłeś przyczynę i sposób ciągłych włamań do systemu?

Massimo Brunetti uniósł głowę znad trzech monitorów będących sercem jego pracowni, zajmującej się zabezpieczeniami teleinformatycznymi.

Założył ją w wieku szesnastu lat, kiedy ich ojciec, Silvio, nadal z nimi mieszkał. Wykorzystywał ją jako schron, żeby uniknąć kontaktu z tyranem. Obecnie stanowiła supernowoczesne centrum technologiczne, otwierane za pomocą odcisku palca, z serwerami i zaprojektowanym przez niego oprogramowaniem o wielomiliardowej wartości.

Tylko jego starszy brat przyrodni, Leonardo, i pasierbica babci Grety, Alessandra, mieli do niej dostęp, ale jedynie w sytuacjach awaryjnych jak pożar lub podobne zagrożenie.

Babki nie dopuścił. Ostatni raz przeszkodziła mu w dniu jego trzydziestych urodzin przed trzema miesiącami. Rozpaczała, że wraz z Leonardem umrą bezpotomnie, a wraz z nimi dziedzictwo Brunettich. Powinna wiedzieć, że wcale o nie nie dba.

– Ustaliliśmy, że spotkamy się w celu aktualizacji informacji za pół godziny – przypomniał bratu, nie podnosząc głowy. – Wiesz, że nie lubię, jak się tu kręcisz.

– Tkwisz tu przez większą część tygodnia. Nie zdołam dłużej ukryć przed zarządem wycieku danych. Jeżeli do prasy przeniknie wiadomość, że jakiś haker z Ciemnej Sieci uzyskał dostęp do finansów naszych klientów… Cholera jasna! To będzie totalna katastrofa! Już straciliśmy kontrakt wart dziesięć miliardów dolarów.

Massimo przetarł zmęczone oczy. Faktycznie zbyt długo siedział w studiu.

– Nie moja wina, że ludzie pamiętają spustoszenia dokonane przez naszego ojca.

Przywrócenie dawnego blasku rodzinnej spółce Brunetti Finances Inc. zajęło braciom piętnaście lat i nadal trwało.

Dla ich babki rodowa spuścizna oznaczała prestiż. Nadal mogłaby wymienić połowę drapaczy chmur w Mediolanie, będących niegdyś siedzibą głównych biur Brunetti Finances w jej dwustuletniej historii.

Leo i Massimo czerpali satysfakcję z odbudowania, powiększenia i umocnienia finansowego imperium, które ich ojciec niemal doprowadził do ruiny.

W ciągu ostatnich sześciu miesięcy utracili niejeden kontrakt w ostatniej chwili. Przy pierwszym odkryli, że księgowy ujawnił szczegóły przetargu. Przy drugim podwykonawca, którego zatrudnili, został podkupiony, zostawiając Lea z całym bałaganem do posprzątania. Na koniec przed tygodniem Massimo odkrył włamanie do systemu zabezpieczeń w swej ukochanej, założonej przez niego filii, Brunetti Cyber Securities.

Ktoś najwyraźniej obrał ich sobie za cel. Nie mógł zignorować bezpośredniego ataku.

Gdyby ojciec nie przebywał pod stałą obserwacją w klinice przez dwadzieścia cztery godziny na dobę bez kontaktu ze światem, nie licząc Lea, uznaliby go za winnego. Odkąd go przerośli, fatalnie znosił poczucie bezsilności.

– Jesteś pewien, że nie mamy żadnych wrogów prócz Silvia? – zapytał Leo. – Twoja ostatnia dziewczyna nadal robi wiele szumu.

– Między mną a Giselą wszystko skończone, od czterech miesięcy – odburknął Massimo, niezadowolony z osobistego pytania.

– Czy aby na pewno córeczka najpotężniejszego rekina bankowego we Włoszech też o tym wie? Ostatnio nawet do mnie wydzwania!

W normalnej sytuacji Massima rozbawiłaby zbolała mina brata.

Leo nie podał numeru nawet własnej kochance, szczęśliwym zbiegiem okoliczności supermodelce przebywającej na końcu świata na dwumiesięcznej sesji zdjęciowej. Poprzednia, dyrektorka, widywała jego brata przez pół roku raz na dwa tygodnie. Jeszcze wcześniejsza, fotoreporterka, śledziła migracje egzotycznego ptaka i spędzała w Antarktyce co najmniej dziesięć miesięcy w roku. Zawsze wybierał najlepsze kandydatki: równie bezwzględne i ambitne jak on, i przebywające jak najdalej. Wszystkie jego związki kończyły się w pokojowy sposób.

Massima wprawdzie nie pociągały tak zimne, kliniczne relacje, ale nie starczało mu czasu ani energii na nawiązanie bliższej więzi. Przypuszczał, że tak pozostanie co najmniej przez najbliższych dwadzieścia lat. Zresztą nie bardzo wiedział, jak związek osób przeciwnej płci właściwie powinien wyglądać. Jego mama toczyła z ojcem nieustanną wojnę – o niego.

– Musisz jakoś przemówić Giseli do rozsądku, nie drażniąc równocześnie jej ojca.

Massimo z żalem przyznał w duchu rację bratu.

– Zadbam o to – zapewnił.

Popełnił błąd, romansując z samolubną, rozpieszczoną Giselą Fiore, ale potrzebował odskoczni po kilku miesiącach ciężkiej harówki nad projektowaniem swojego ostatniego produktu: platformy handlu internetowego, która przyniosła dziesięć miliardów zysku.

Gisela uwielbiała gorące romanse. Biegłość w sztuce kochania stanowiła jej mocny, ale też jedyny atut. Po dwóch tygodniach burzliwego związku Massimo zgodnie ze swoją reputacją nie marzył o niczym innym, jak tylko o powrocie do pracy. Przeciwnie niż Gisela. Wciąż wysyłała mu niepokojące wiadomości z groźbami i łzawymi prośbami, o ile nie warowała przed biurem Brunettich.

– Chcesz usłyszeć o hakerze czy nie? – warknął.

– Proszę.

– Wczoraj wieczorem wpadłem na jego trop. Wykryłem też, że dwukrotnie przełamał liczne bariery ochronne, które zbudowałem.

– Aż dwukrotnie? – powtórzył Leo z bezgranicznym zdumieniem. – Jak to możliwe? Jesteś przecież informatycznym geniuszem!

Massimo nie zaprzeczył, bynajmniej nie z arogancji. Znał swoją wartość. Wiedza o komputerach była jedyną dziedziną, w której osiągnął mistrzostwo.

– On najwyraźniej też – odpowiedział.

Przekleństwo Lea zabrzmiało głośnym echem w piwnicy.

– Ale zdobyłeś dowody przeciwko niemu?

– Tak. Namierzyłem jego malware’a przy pomocy bota…

– Błagam, używaj ludzkiego języka, żeby człowiek o bardzo małym rozumku, takim jak mój, mógł pojąć, o co chodzi – upomniał go Leo z uśmiechem.

Oczywiście żartował. Rozumiał znacznie więcej, niż przyznawał. To on odkrył talent Massima. W najtrudniejszych chwilach dodawał mu odwagi, zachęcając do wykorzystania intelektualnego potencjału.

– Już tłumaczę. Wytropiłem go. Nie tylko zdobyłem dowody, ale też ustaliłem jego fizyczną lokalizację: Nowy Jork.

– Fantastycznie. W ciągu pół godziny mogę zorganizować spotkanie z komisarzem. Zaangażuje całą dywizję do zwalczania cyberprzestępczości. Wsadzimy drania za kratki jeszcze przed wieczorem i ustalimy tożsamość jego zleceniodawcy.

– Nie. Jeszcze nie angażujmy policji.

– Czemu nie?

– Znalazłem klub internetowy, w którym działa, i nawiązałem kontakt.

– Po co?

Massimo tylko wzruszył ramionami. Nie potrafił ubrać w słowa swoich motywów. Powodowała nim ciekawość i pewien rodzaj branżowego koleżeństwa. Ten przestępca go intrygował.

– Chcę poznać jego metody – odrzekł.

– Na Boga! – wykrzyknął Leo. – Ten człowiek włamał się dwa razy do naszego systemu!

– Właśnie. Może to znów zrobić. Musisz przyznać, że to dość zagadkowa sprawa. Nie wyciekły dane żadnego z klientów. Zainstalowałem internetowe roboty do wykrywania szpiegowskiego oprogramowania na każdym nielegalnym portalu, gdzie mogłyby zostać sprzedane, jak czarny rynek czy ukryta przed wyszukiwarkami Ciemna Sieć. Nigdzie niczego nie wykryły, jakby mnie tylko drażnił. Trudno byłoby go przycisnąć.

– Co sugerujesz?

– Pozwól mi nawiązać z nim relacje, wniknąć w jego umysł. Kiedy go rozpracuję, zastawię pułapkę.

– Daj mi słowo, że nie zaatakuje ponownie naszych serwerów.

– Straciłeś we mnie wiarę, Leo? – zapytał Massimo, przypominając, że nie musi już szukać wsparcia u starszego brata jak dawniej, kiedy ojciec podczas pijackich tyrad wyzywał go od cherlaków. Wyrósł na informatycznego geniusza, tworzącego programy, przynoszące wielomiliardowe dochody. – Daj mi tydzień, a dostarczę ci hakera, jego życiorys i dowody nielegalnej działalności, elegancko zapakowane i przewiązane wstążeczką jak świąteczny prezent.

Leo przystanął ze zmarszczonymi brwiami przy rozsuwanych szklanych drzwiach.

– Dobrze, ale nie więcej niż tydzień. Nie mogę się doczekać, kiedy wsadzę go za kratki.

Tydzień później Massimo stanął przed wyjściem z klubu internetowego – metalowymi drzwiami nieokreślonego koloru na tyłach zaniedbanego budynku w zapadłej części Brooklynu. Marcowy śnieg pokrywał miejsca do parkowania w ciemnej ulicy i na szczęście tłumił przykre zapachy z wielkich kontenerów na śmieci.

Odkrył, że haker ma stałe nawyki wbrew popularnym wyobrażeniom o obyczajach niezależnych, swobodnych geniuszy. Przez dwa wieczory w tygodniu przychodził tu dokładnie osiem minut po dwudziestej pierwszej. Zostawał równo czterdzieści trzy minuty, po czym znikał bez śladu z sieci.

Massimo nie znalazł go nigdzie więcej. Musiały mu wystarczyć dwie czterdziestotrzyminutowe sesje do rozpracowania jego metod. I osiągnął cel. Hakerzy, istoty antyspołeczne, najczęściej bywają też chełpliwi. Wystarczyło pochwalić go za sprytne ominięcie zamontowanej przez właściciela klubu blokady nielegalnych oprogramowań, żeby nawiązać kontakt.

Massimo nie doświadczył takiego przypływu adrenaliny od chwili wprowadzenia na rynek swego ostatniego produktu. Nie, nieprawda. Równie silne emocje przeżywał, zastawiając obecną pułapkę.

Zesztywniał na metaliczny szczęk otwierania ciężkich drzwi. Z podniesionym dla ochrony przed wiatrem kołnierzem obserwował schodzącą po schodach szczupłą postać o chłopięcej sylwetce, odzianą od stóp do głów w czerń. Czarne botki do kolan i czarne spodnie na długich nogach żywo kontrastowały z bielą śniegu.

Porywisty wiatr zerwał schodzącemu kaptur z głowy, odsłaniając subtelną linię żuchwy, zbyt ostry nos, wysokie czoło, szerokie, pełne usta, wyraziste kości policzkowe i spiczasty podbródek. Tylko delikatne rysy i długie, czarne kręcone włosy zdradzały jego płeć.

Massimo nie wierzył własnym oczom. Czy to możliwe, żeby przechytrzyła go ta krucha, młodziutka dziewczyna? Czy to ona sforsowała jego zapory sieciowe? Czy to z nią od tygodnia wymieniał korespondencję pod pseudonimem „Człowiek Witruwiański”, korzystając z anonimowego serwisu „Czat”? Czy to przez nią od dwóch tygodni zarywał noce?

Żadna z jego dziewczyn nigdy czegoś takiego nie zrobiła.

Jego gardłowy śmiech zabrzmiał głośno w otaczającej ciszy.

Hakerka zamarła w bezruchu jak zwierzyna w świetle reflektorów. Podniosła na niego brązowe, otoczone długimi rzęsami oczy. Pisnęła cichutko jak wystraszony kociak i ruszyła w stronę samochodu.

Nie, nie pomylił się. To na pewno ona. To do niej napisał ze swojego auta, podczas gdy siedziała w klubie. Zaintrygował ją do tego stopnia, że pozwoliła sobie zostać w środku dłużej niż zwyczajowe czterdzieści trzy minuty.

Pod wpływem impulsu wyciągnął tablet i wysłał krótką wiadomość, mimo braku pewności, czy korzysta z internetu poza kawiarenką. Skusił ją opisem nowego programu ochronnego, który tworzył dla spółki należącej do ojca Giseli.

Człowiek Witruwiański: Mogę Ci pokazać najnowszy system dwupoziomowego szyfrowania – obiecał.

Nieznajoma przystanęła i wyciągnęła z kieszeni telefon. Serce Massima przyspieszyło rytm jak u nastolatka przed pierwszym pocałunkiem. Wkrótce dostał odpowiedź:

Gollum: Dziękuję, nie dzisiaj. Dziś mój czas się skończył. Może następnym razem.

Massimo uśmiechnął się radośnie. Od chwili nawiązania kontaktu zdumiewała go jej uprzejmość, kontrastująca z bezwzględnością ataków.

Nie wątpił, że trafił na godną przeciwniczkę. Przyjęcie do wiadomości tego niezwykłego odkrycia zajęło mu kilka sekund. W tym czasie zdążyła już dotrzeć do samochodu.

Szybko pokonał dzielący ich dystans. Jej napięta postawa skłoniła go do pozostania kilka kroków za nią. Nie chciał jej wystraszyć. Jeszcze nie teraz.

– Skąd pseudonim Gollum? Dlaczego nie wybrała pani jakiejś milszej postaci z „Władcy Pierścieni” jak choćby Aragorn albo Gandalf Czarodziej? – zapytał łagodnym tonem, choć rozsadzała go złość.

Dziewczyna zrobiła wielkie oczy. Zaczęła szybko oddychać.

– Nie wiem, o czym pan mówi – odpowiedziała.

Kiedy spróbowała otworzyć drzwi swego starego samochodu marki beetle, zagrodził jej drogę, ale nadal jej nie dotknął.

Doszedł go subtelny zapach lawendy. Uniósł telefon i pokazał otrzymane od niej wiadomości.

– Wiem, kim pani jest. Mam dowody pani ataków na Brunetti Cyber Securities.

Uśmiech zgasł na jego ustach, gdy uniosła podbródek i popatrzyła na niego surowo.

– Czego pan chce? – warknęła.

– Proszę mi podać portfel – zażądał stanowczo.

Dziewczyna rozejrzała się po połaci śniegu dookoła.

– Nie znajdzie tu pani drogi ucieczki ani kryjówki, więc radzę mnie posłuchać.

Powoli wyciągnęła portfel z tylnej kieszeni i wręczyła mu.

– Natalie Crosetto – odczytał na głos. – Zmusiła mnie pani do pościgu po całym internecie. Teraz ja dalej poprowadzę tę grę. Wrócimy do mojego hotelu. Tam wyjaśni mi pani, dlaczego zaatakowała moje systemy.

– Nie! – wydyszała. – Nigdzie nie pójdę z obcym człowiekiem. Nie pozwolę, żeby mnie pan porwał!

– Co więc pani proponuje?

– Proszę przyjść do mnie jutro rano.

– Nie po to odbyłem podróż przez Atlantyk, żeby pozwolić pani uciec w ostatniej chwili. Pójdziemy do pani, jeżeli to da pani poczucie bezpieczeństwa. Może pani zatrzymać telefon i zadzwonić na policję w dowolnym momencie, jeżeli poczuje się pani w jakikolwiek sposób zagrożona, ale jeszcze dziś wieczór odpowie pani na każde moje pytanie.

– Albo…?

– Jeszcze dziś trafi pani do więzienia. Pozwolę pani nawet osobiście wezwać policję. Zostanie tam pani co najmniej przez najbliższe dziesięć lat, jeżeli będę miał coś do powiedzenia w tej sprawie.

ROZDZIAŁ DRUGI

Dalsza część dostępna w wersji pełnej

Spis treści:

OKŁADKA
KARTA TYTUŁOWA
KARTA REDAKCYJNA
ROZDZIAŁ PIERWSZY
ROZDZIAŁ DRUGI
ROZDZIAŁ TRZECI
ROZDZIAŁ CZWARTY
ROZDZIAŁ PIĄTY
ROZDZIAŁ SZÓSTY
ROZDZIAŁ SIÓDMY
ROZDZIAŁ ÓSMY
ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY
ROZDZIAŁ DZIESIĄTY