Dzieje Orestesa, czyli Oresteja - Ajschylos - ebook

Dzieje Orestesa, czyli Oresteja ebook

Ajschylos

3,5

Opis

Oresteja – trylogia starogreckich tragedii autorstwa Ajschylosa z V wieku p.n.e., opowiadająca o zamordowaniu Agamemnona przez Klitajmestrę, zamordowaniu Klitajmestry przez Orestesa, procesie Orestesa, końcu klątwy ciążącej na rodzie Atrydów polegającej na niekończącym się cyklu zabójstw wewnątrz rodziny, i ułagodzeniu Erynii. Jest to jedyny zachowany przykład trylogii teatralnej ze starożytnej Grecji. Oresteja zdobyła pierwszą nagrodę na Dionizjach w 458 r. p.n.e. Często uważana jest za najznakomitszy utwór Ajschylosa. Główny temat to kontrast między prywatną zemstą i zorganizowanym wymiarem sprawiedliwośc. Końcowym elementem Orestei był dramat satyrowy Proteusz, ale ocalały z niego tylko dwa wersy u Atenajosa. (za Wikipedią).

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 144

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,5 (2 oceny)
0
1
1
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




 

Ajschylos

 

Dzieje Orestesa, czyliOresteja

ὈΡΈΣΤΕΙΑ

 

przełożył Jan Kasprowicz

 

Armoryka

Sandomierz

 

Projekt okładki: Juliusz Susak

 

Na okładce: William-Adolphe Bouguereau (1825–1905), The Remorse of Orestes or Orestes Pursued by the Furies (1862),

licencja public domain, źródło: https://en.wikipedia.org/wiki/File:Orestes_Pursued_by_the_Furies_by_William-Adolphe_Bouguereau_(1862)_-_Google_Art_Project.jpg; This file has been identified as being free of known restrictions under copyright law, including all related and neighboring rights.

 

Wydanie wg edycji:

Ajschylos, Dzieje Orestesa

E. Wende i Spółka

Lwów 1908

 

© Wydawnictwo Armoryka

 

Wydawnictwo Armoryka

ul. Krucza 16

27-600 Sandomierz

http://www.armoryka.pl/

 

ISBN 978-83-7950-781-8

 

 

WPROWADZENIE

 

Pragnąc publiczności naszej uprzystępnić zrozumienie »Orestei«, dążyłem w przekazaniu jej do możliwie największej prostoty; z tej racyi też unikałem tzw. archaizowania, które zawsze niepotrzebną będzie sztucznością, zwłaszcza, gdy idzie o Ajschylosa, twórcę, według moich wyobrażeń, zupełnie współczesnego.

 »Agamemnona« i »Eumenidy« spolszczyłem na podstawie tekstu Henryka Weila, »Choefory« z edycyi Wilamowitza, którego studya i przekłady otworzyły mi oczy, jak należy pojmować i jak w języku dzisiejszym odtwarzać wiecznie żywą, nieśmiertelną tragedyę grecką.

 Znaczy to, że przekład mój nie jest filologiczny. Grecy oryginał swój rozumieli, nad filologicznem tłumaczeniem Humboldta-Hermanna lub naszego Węclewskiego trzeba łamać sobie głowę i niejednokrotnie powiedzieć: nie rozumiem. Mimo to przekład mój jest wierny, choć nie zawsze zewnętrznie, bo na to nie pozwala odmienny charakter składni mowy naszej. Dla rymu — użyłem go z powodów rzeczowych nie tylko w chórach, ale i w dialogu — na żadne, oprócz kilku nic nie znaczących, bardzo drobnych wstawek, nie pozwalałem sobie ustępstwa.

 Uwagi sceniczne wziąłem z Węclewskiego i Wilamowitza; temu ostatniemu też zawdzięczam kilkanaście wierszy, uzupełniających w »Choeforach« miejsca zaginione w oryginale.

 Oby książka niniejsza, w którą niemałom włożył miłości, przyczyniła się do ukochania prawdziwej, wielkiej sztuki; oby najpotężniejszy tragik świata nie był tylko przedmiotem badań filologów i estetów, lecz zmienił się w ogólną własność społeczeństwa naszego; oby twórca grecki, choć i w moim przekładzie greckim być nie przestał, powiększył nieliczne grono prawdziwych twórców polskich.

 

Jan Kasprowicz.

 

TRYLOGII CZĘŚĆ PIERWSZA: AGAMEMNON

 

 

OSOBY DRAMATU:

AGAMEMNON.

KLYTAIMESTRA.

AIGISTHOS.

KASANDRA.

POSEŁ.

STRÓŻ.

CHÓR  mężów Rady argiwskiej.

ŚWITA  Agamemnona, Klytaimestry i Aigisthosa.

 

 

Ściana tylna sceny przedstawia zamek Atrydów w Argos. Przed zanikiem szereg ołtarzy i posągów bóstw. Na dachu, przechylony ku przodowi

 

STRÓŻ.

Ach! skończcie raz już, proszę, bogowie, tę nędzę,

Przez cały rok na dachu Atrydowym pędzę

Psie życie, strażujący — istny kundel dziki.

Aż nadtom-ci już poznał nocne gwiazd sejmiki,

Wyliczać mogę wszystkie te jasne wielmoże,

Władnące w tym powietrznym nademną przestworze;

Wiem, które dają ciepło, które zimę rodzą

I w jakiej wschodzą chwili, a w jakiej zachodzą.

I teraz pilnie baczę z tej strażnicy mojej,

Czy wieści mi nie przyjdą o zburzonej Troi,

Ogniste, szybkie wieści. Bo tak mi królowa

Kazała, nadoprawdy! mądra, męska głowa!

Więc leżę, ni ten tułacz, przesiąknięty rosą,

Wczasuję się, lecz wczasy nocne nie przyniosą

Spoczynku moim kościom: w ciągłej jestem trwodze,

Ażeby sen zbyteczny nie skleił niebodze

Tych powiek utrudzonych. A jeśli się kiedy

Świstaniem albo śpiewem chcę pozbyć tej biedy

I snu natarczywego odpędzać katusze,

Nad losem tego domu zalewać się muszę

Gorzkiemi iście łzami, bo gdzież się podziały

Te dawne, dobre czasy i cnoty i chwały?

Bodajby już nareszcie błysnął ogień boski,

Co zwolni mnie, nędzarza, od tej ciągłej troski.

Chwila milczenia. Nagle spostrzega ognie na górach.

A witaj-że mi, światło, ty słońca zwiastunie!

Zatańczy lud argiwski w twojej szczęsnej łunie,

Dziękując za tę łaskę. Oj dana! Oj dana!

Co tchu ja zawiadomię żonę mego pana,

By, z łoża się zerwawszy, wszystek dom zbudziła,

Okrzykiem przeradosnym witając co siła

Ten błogi żar pochodni. Padł gród Ilionu —

Tak wieści straż płomienna tam! u nieboskłonu!

Jać sam wyskoczę pierwszy, bo straż moja czujna

Sprawiła, że mi padła dziś [w kości] szóstka potrójna

W szczęśliwej grze mych państwa. Zapłatą dostatnią,

Gdy rękę mego króla uściskam, jak bratnią.

O reszcie wolę milczeć. Tak jest, mówię szczerze:

Mam pypeć na języku.., Wcale mnie nie bierze

Ochota pisnąć słówko! Hej! światby się zdumiał,

Co domby ten powiedział, gdyby mówić umiał!

Cóż gadać o tem ludziom, nieświadomym rzeczy?

Kto wie, temu milczenie moje nie zaprzeczy.

 

Z boku wchodzi na scenę CHÓR, z piętnastu złożony starców w świątecznych szatach, z wieńcami na głowie, z długiemi laskami w ręku, z mieczami u lędźwi. W czasie gdy się ustawiają, mówi

 

PRZODOWNIK CHÓRU.

Dziesięć upływa lat,

Gdy dwaj wrogowie Pryama,

Których zrodziła ta sama

 

Boska Atrydów krew,

Król Menelaos i brat,

Król Agamemnon, na czele

Tysiącznych argiwskich okrętów

Jęli przecinać topiele

Morskich odmętów —

Zemsty poganiał ich gniew.

 

*

 

Z bojowym ruszyli okrzykiem —

Każdy krwiożerczy, ni ptak,

Ni oszalały ten sokół,

Co, skrzydeł wiosłami naokół

Z gniazda odartych, skalnych ścian

Powietrza prując szlak,

Krakaniem napełnia dzikiem

Przestworza:

Zaginął jego płód,

Przepadły pisklęta,

Długiego wylęgu trud.

 

*

 

Ale-ć Apollon czy Zeus czy Pan,

Władyki stromych gór,

Sokoli usłyszą wrzask:

Moc boża

O powierzonych swej trosce pamięta:

Pomsta żyje —

Choć nierychliwe,

Lecz sprawiedliwe

Jawią się Erynyje.

 

*

 

Tak gościnności możny stróż,

Zeus, rozdawca opiekuńczych łask,

Atreuszowym kazał synom iść

Na Aleksandra [Parysa], odbić z jego rąk

Najpłochszą z ziemskich cór.

Długo bitewny unosił się kurz;

Pod tarcz brzemieniem tłum rycerny kląkł,

Kolana zadrżały ni liść,

Oszczepów kruszył się wał,

Proch krew trojańską ssał

I naszą, Danaów krew.

 

*

 

Lecz jakikolwiek będzie tego kres,

Tak będzie, jak każe los:

Boży gniew,

Boży cios,

Nic sobie nie robi z łez:

Uderza, niepowstrzymany,

Mimo ofiary wylanej;

Łamie niezwyciężony,

Pomimo żertwy spalonej.

 

*

 

Lecz myśmy tu pozostali

Precz od wojennej chwały,

Precz od chwalebnej wojny;

Ni chłopaczkowie mali,

Tarczy nie źdźwigniem zbrojnej:

Kij nam do ręki daje wiek zgrzybiały

 

Bo jeśli w wątłej postaci chłopięcej

Potężny Ares nie zamieszka,

Tem więcej

Stronić on musi od starości znojnej.

Odartą ze świeżych liści,

Żywota-ć ją wiedzie ścieżka,

Słabą i chwiejną,

W dal beznadziejną.

Po życia wlecze się drogach

Trzęsąca się, o trzech nogach;

W dzień biały

Ni senna snuje się zjawa,

Niepewnym krokiem stawa,

Nikłego widma wzór.

 

Klytaimestra wyszła tymczasem z pałacu, otoczona służebnicami i zajmuje się, podczas wierszy następnych, składaniem ofiar na ołtarzach.

 

Córko Tyndareowa,

Cóż się to, powiedz, dzieje?

Jakież nadeszły wieści,

Jakież to cudo się iści,

Jakież radosne przyniesiono słowa

K’nam,

Iże ofiarą kolejną

Bogom nie skąpisz części?

Niechże nam powie królowa,

Niech Klytaimestra nam powie,

Czemu objata się leje,

Dlaczego żertwa się pali

Dla władzców nizin i gór,

Dla bóstw, co chronią nasz gród,

 

Co rynków strzegą i bram?

W kosztownym płoną żarze

Wszystkie po mieście ołtarze;

Olejów, jakie znam,

Najprzedziwniejszy dym

Swe kłęby ku niebu splótł:

Wonności skarbiec bogaty

Z królewskiej wynosisz komnaty;

Jakiż to stał się cud?

O dobrym wypadku czy złym,

Jeżeli słuszność ci każe,

Opowiedz, troskę tę zrzuć,

Pod którą krok się nasz chwieje,

Pod którą duch nasz zamiera.

Ogni tych blask

Wielkie w nas budzi nadzieje,

Otwiera

Nowe koleje

Niespodziewanych łask,

Ból nam wypędza ze serca,

Co tak nam w łono się wwierca,

Co tak nas całych pożera.

 

KLYTAIMESTRA milczy, zajęta ofiarami.

CHÓR.

 

Zaśpiewać chcę wam dzisiaj o tem, jaki znak

Walecznych powiódł mężów w ten chwalebny szlak —

Dźwięcznej mi pieśni nie odmówił bóg —

Jak stało się, że władzca napowietrznych dróg,

Możny, królewski ptak,

Dwuberłej kazał mocy Achajów, by młódź,

Zbrojną w oszczepy i łuk,

 

Zebrawszy, Teukrów ukróciła chuć;

Wodzom okrętów zabłyśli u góry

Orłowie dwaj, ten biały, a ten czarnopióry,

Po stronie oszczepu siedli

Na wierchu, zajęczycy rozszarpanej jedli

Niedonoszony płód!

O biada! niech jęczy lud,

Niech skargi rozebrzmią ponure,

Lecz dobro niech weźmie górę!

 

*

 

Dwoistą myśl Atrydów widząc, mądry wróż

W zabójcach zajęczycy ujrzał widmo burz

I takie-ć wieszcze wnet im słowa rzekł:

»Nadejdzie czas, gdzie, zniszczon, gród Pryama legi,

Gdzie go pokryje kurz,

A Mojry wam oddadzą zdobycz, którą dom

Długi gromadził wiek.

Bodajby tylko pomsty bożej grom

Nie strzaskał bicza, co smagać ma Troję.

Niechętna jest Artemis — i o to się boję —

Krwiożerczym ptakom, co siadły

I, trwożną zajęczycę rozszarpawszy, jadły

Niedonoszony płód«.

O biada! niech jęczy lud,

Niech skargi rozebrzmią ponure,

Lecz dobro niech weźmie górę!

 

*

 

»Nadobna Pani nasza,

Która o leśnej zwierzynie pamięta,

Ma w swej opiece i przypierśne lwięta,

 

Przezemnie powiedzieć rada.

Co z wieszczby onej wypada:

Weseli mnie ta wróżba, ale i przestrasza.

Błagać więc będę Pajana [Apolla, brata Artemidy],

By naw danajskich wiatr nie wstrzymał wrogi,

Ażeby, zagniewana,

Wyrodnej nie żądała ofiary, co w progi

Domowe nieprzepartą nienawiść by wniosła:

Czeka już bowiem zemsta, z krwi wyrosła;

Mord dziecka krew zapłaci, haniebnie wylana!«

Tak królom wróżył Kalchas; dzień blasku i chwały

Z tych ptaków przepowiadał, co jadły nieźrzały

Ów zajęczycy płód.

Więc niechaj jęczy lud,

Niech skargi rozebrzmią ponure,

Lecz dobro niech weźmie górę!

 

*

 

Zeusie! ty ku nam się skłoń!

Nie wiem, jak wzywać go mam,

Jak mam przemawiać doń.

To jedno tylko wiem,

Że on mi ucieczką w złem,

Że on w swej mocy boskiej zbawi mnie wszelkiej troski;

On mi ją zrzuci sam!

 

*

 

Ten, co tak długi czas

Wszechwładzy rozkosz pił,

W ludzkiej pamięci zgasł.

 

Ale i wtóry bóg

Zaginął, Zeus go zmógł!

W rozumie poszedł najdalej, kto dziś Zeusa chwali,

Kto czci go z wszystkich sił.

 

*

 

Przezeń nauczon jest człek,

Ze mądrość li zdobył świat,

Gdy wie, co znaczy ból.

Zaledwieś do snu, uspokojon, legł,

Już on na serce wspomnieniem ci padł —

Wbrew woli naukę masz!

Lecz łaska boża ma nad nami straż,

Acz srogi jest wieków król.

 

*

 

I starszy floty wódz

Achajskiej zgiął się wnet

Przed siłą wieszczych słów:

Poddał się losom, co chciały go zmódz,

Gdy wiatr przeciwny od Chalkidy szedł.

Z okręty on w Aulis stał.

Bacząc cierpliwie, aże morski wał

Przyjaźny mu będzie znów.

 

*

 

Wichr szalał od Strymonu,

Za nim szła zwłoka i głód;

Wróg zwycięzkiego plonu,

Tak rozpętawszy się nagle,

W tak dziki wydąwszy się prąd,

Łamał maszty, szarpał żagle,

 

Walił w okrętu przód.

Krzepki Argiwów lud

Bezczynnie wiądł.

Wówczas natchniony wieszcz,

Bożego słowa stróż,

Poddał pod wodzów sąd

Lekarstwo, sroższe od burz:

»Gniew Artemidy z was szydzi —

To wiem!

Trzeba mu zadać kres!«

Straszny ich przejął dreszcz,

Berła rzucili Atrydzi

O ziem,

Zalani strugą łez.

 

*

 

Z starszego księcia wargi

Spłynął naonczas ten głos:

»Z boginią pójdę w zatargi,

Gdy jej podepcę rozkazy!

Lecz zbrodnia to będzie i ból,

Straszne piętno krwawej zmazy,

Jeśli, jak chce tego los,

Ojcowskiej ręki cios

Na kwiat mych pól,

Na córkę, sprowadzi skon.

I tu jest zło i tam«. —

Tak rzecze ten zbożny król.

»Lecz czyż was rzucić mam?

Być zdrajcą bojowych przymierzy?

Niech krew

Ukoi burzę fal!

 

Niech ten dziewiczy plon

Srogiego gniewu uśmierzy

Dziś gniew!

Tak, dobrze! i płony żal!«

 

*

 

Przed koniecznością gdy tak zegnie kark,

W duszy się jego występek zapłodni —

Złowróżbny go owiał dech!

Ziejący żądzą zbrodni,

Z sumieniem nie wchodzi już w targ.

Bo kogo raz już opanował grzech,

W tym-ci zuchwałość ponadmiar wyrasta!

Wojnę poczęła niewiasta,

A dla tej wojny

I, by zwycięstwo dać swej flocie,

W spokojnej,

Ponurej

Ochocie

Stał się mordercą swej córy,

 

*

 

Ten płacz i żal jej — na cóż się on zdał?

Ku rodzicowi zanoszone prośby

Ni czar dziewiczych lat

Od tej straszliwej kośby

Nie powstrzymały żądz bitewnych chwał.

Poczęli modły, krwawy rozkaz padł —

Ku miłosierdziu ojciec się nie nagnie

Gdy ją kładziono, by jagnię,

W ofiarnem płótnie

Śród śmiertelnego ołtarza,

Na wargi

Okrutnie

Sam zważa,

By klątw nie rzuciły ni skargi!

 

*

 

Oniemiona,

Gdy jej z łona

Precz szafranowe pozdzierano szaty,

Spojrzeń strzały —

Wzrok omdlały —

Na swoje rzuci katy.

Ni posąg, tak nadobna, przemówić by rada

Ona-ć skazanka blada,

Ona-ć śpiewaczka miła,

Co ongi tak zbożnie nuciła

O szczęściu ojcowskiem i chwale,

Gdy wspaniale

Licznych gości

W jego włości

Huczna ściągała biesiada.

 

*

 

Jakie drogi

Los ten srogi

Wybrał-ci potem, nie wiem, nie mam słowa.

Ale godna,

Niezawodna

Jest wiedza Kalchasowa.

Cierpieniem Sprawiedliwość nas, śmiertelnych, ćwiczy!

Przyszłości tajemniczej

Wieścić me usta nie skore;

Zjawi się w samą porę!

Niech tylko ręka jej szczera

Dobro wspiera,

A bez straty

Przed się dla tej,

Na którą Apia [Argos] tak liczy.

 

Dzień. Klytaimestra, skończywszy ofiary, zwraca się ku Chórowi.

 

PRZODOWNIK CHÓRU.

Z godziwym, Klytaimestro, szacunkiem przychodzę;

Bo jeśli-ć tron królewski opuścili wodze,

Małżonkom ich królewski hołd się przynależy.

Czy nowin masz nadzieję, czy po wieści świeżej

Ofiary te dziś składasz? Pytać się nie lenię —

Ze czcią odpowiedź przyjmę, ze czcią i milczenie

 

KLYTAJMESTRA.

Jak głosi nam przypowieść, nowinę radosną

Noc-matka śle nam z jutrznią. I tobie wyrosną

Uciechy nad nadzieje, gdy-ć mój język powie,

Że gród Pryama wzięli nasi Argiwowie.

 

PRZODOWNIK CHÓRU.

Co?! Możem nie dosłyszał? Powtórz, pani moja!

 

KLYTAIMESTRA.

Powtarzam ci wyraźnie: w naszych rękich Troja.

 

PRZODOWNIK CHÓRU.

Ma radość tak jest wielka, że do łez mię wzrusza.

 

KLYTAIMESTRA.

Toć łzami się tłómaczy wszelka szczera dusza.

 

PRZODOWNIK CHÓRU.

Prawdziwa-ć to wiadomość? Gdzież pewności znamię?

 

KLYTAIMESTRA.

Nie może być inaczej, jeśli bóg nie kłamie.

 

PRZODOWNIK CHÓRU.

Czy może snów pochlebczych twoja miłość słucha?

 

KLYTAIMESTRA.

Nie ufam nigdy marom uśpionego ducha.

 

PRZODOWNIK CHÓRU.

Lub może lekkoskrzydła tak cię wieść porwała?

 

KLYTAIMESTRA.

Przyganiasz mi! nie jestem ja dziewczyna mała.

 

PRZODOWNIK CHÓRU.

A kiedyż to — mów — padły mury tego miasta?

 

KLYTAIMESTRA.

Tej nocy, z której dzień nam dzisiejszy wyrasta.

 

PRZODOWNIK CHÓRU.

A gdzież tej wieści poseł tak rączy, tak hyży?

 

KLYTAIMESTRA.

Hefaistos, co swe ognie rozpalił na wyży

Idajskiej; od ogniska spieszył do ogniska

Płomienny jego goniec. Ida blask swój ciska

Na Lemnos, na Hermesa opokę, a dalej

Już Athos, schron Zeusa najmilszy, się pali,

Ognisty znak dostawszy. Potem coraz płodniej

Rozrastał się po drogach sosnowej pochodni

Ogromny żar, świecący ni promienie słońca:

Po morza rozigranych falach mknął bez końca,

Aż dobiegł do Makista wierchowej strażnicy:

I tego sen nie zmorzył: płomieni stolicy,

W te tropy, ze swej czujnej zerwawszy się warty,

Wysłańca w dalszą drogę pchnął; ten, nieprzeparty,

Z swą żagwią do Eurypu dobiegłszy wybrzeży,

Dał znak Messapiosa opoczystej wieży,

Ten w zamian odpowiedział: suche wrzosu pękł

Żar dały niesłabnący. Łagodny i miękki,

Ni światło księżycowe, szedł zen blask wysoki

Równiami Asoposa, aż hen! pod opoki,

Pod szczyty Kitajronu, nowe budząc straże.

A one-ć, rozpłonąwszy w możniejszym pożarze,

Niż rozkaz, wnet przeniosły przez wody Gorgony

Na szczyty Ajgiplanktu znak swój rozpłoniony.

I tutaj, popędziwszy nieleniwe stróże,

Niebawem takie światło roznieciły duże,

Iż mocą niebosiężną wzbiły się ogromy

Tej miotły płomienistej w górę, ponad stromy,

Skalisty brzeg zatoki sarońskiej, a potem,

Tych ogni niezagasłem opleciona złotem,

Szła wić ta ku Arachny wysokim chochołom.

O szczyt tu uderzywszy ostatni, z wesołą

Nowiną w gród Atrydów przybiegło to płomię,

Idajskich ogni wnuczę. Tak-ci się widomie

Sprawili moi gońce; tak-ci po sto razy

Podawał ten tamtemu królewskie rozkazy:

Zwycięzcą jest w tym biegu pierwszy i ostatni.

Ten znak ci moich wieści prawdę uwydatni,

Przysłanych mi przez męża dziś z pod murów Troi.

 

PRZODOWNIK CHÓRU

Nie mogę-ć jeszcze bogom dziękować w tej mojej

Radości; pełna dziwu, słuchać jest gotowa

Bez końca moja dusza, pani, twego słowa.

 

KLYTAIMESTRA.

Do Troi dziś wkroczyli zwycięzcy Achaje.

Dwojakie słyszę krzyki — tak mi się wydaje —

W tem mieście zwyciężonem. Wlej do jednej kruży

I ocet i oliwę: juścić im nie służy

Ta spółka, zawszę-ć będą wrogami. Tak losy

Nierówne wprowadzają rozdźwięk między głosy

Zdobywców i pobitych. Patrzaj: ci, pobledli,

Przy zwłokach swych najbliższych w wielkim smutku siedli;

Przy mężu tutaj żona, tam, przy starcu dziecię,

Najmłodsza swego rodu latorośl. Na świecie

Większego niema bólu nad ten, gdy tak z wargi

Tych dziś już niewolników krwawe płyną skargi

Na dolę swych najdroższych. Tamci zaś, strudzeni

Zamętem i rozgwarem walk śród nocnych cieni,

Rozbiegli się po mieście, aby znaleść jadło.

Nikt znaku się nie trzyma, idzie, jak wypadło,

Jak ślepy traf przydarzył; pomny swojej nędzy,

W trojańskich się pałacach rozgaszcza coprędzej.

Już szron mu nie dokucza, nie ziębi go rosa.

Na wartę iść nie trzeba pod gołe niebiosa,

Wygodnie nockę prześpi, ciepło i bez trwogi.

Jeżeli tylko uczczą opiekuńcze bogi

Tej twierdzy, poszanują w tej zdobytej ziemi

Przybytki bóstw, tak myślę, że się już ze swemi

Zwycięstwy nie rozminą. Ale tak się zdarza,

Iż wojsko w chęci zysków niejedno znieważa,

Co uczcić się należy. Aby wrócić potem

Do domu z tej wyprawy, powtórnym zawrotem,

Potrzeba łaski niebios. A nuż wojsko wróci,

Zgrzeszywszy, i bogowie w swojej gniewnej chuci

Ponowną zbudzą zemstę z krwi umarłych? Boże!

Ot, tyle wam niewiasta dziś powiedzieć może!

By dobro było górą, to jedno życzenie

Ze wszystkich swoich skarbów przenajwyżej cenię.

 

PRZODOWNIK CHÓRU.

Niewiasto! mądrześ rzekła, od mężów niegorzej.

A teraz, gdy mam dowód i pewność, niech złoży

Dziękczynna się modlitwa dla bóstw, którzy krwawą

Niedolę taką dzisiaj ozłocili sławą.

 

KLYTAIMESTRA odchodzi do pałacu.

 

PRZODOWNIK CHÓRU.

Zeusie królewski! O nocy ty miła,

Ty światów wszechmożna pani!

Na Troi-ś warownię mgłę gęstą rzuciła,

Że starce i dzieci

Z zabójczej tej sieci,

Z niewoli okrutnej obierzy,

Nie uszli w twych mroków otchłani.

Wargi me skore

Wielbią Zeusa, stróża gości,

Co łuk w prawicy swej dzierży:

Dawno go trzymał napięty

Przeciwko złości

Aleksandrowej,

Bacząc, by pocisk gotowy

Niepadł w powietrzne odmęty

Nie w porę...

 

*

 

Zeusa grom

Szczodrze już poznał ich dom.

Któżby mógł

Między nieprawdy policzyć mój głos?

Spotkał ich los,

Jakiego chciał dla nich bóg.

Świat-ci znam,

Mówiący, że boskim oczom

Uchodzą ludzie, jeśli kroczą

Środkiem występnych, krzywych dróg.

Ale to grzech i kłam!

Na cały ród

Przezgubna spadnie pokuta,

Jeżeli żądza, z bożej czci wyzuta,

Za zbytnim łupem goni,

Jeżeli w domu zbytni blask gromadzi.

Więc skromnym losom bądźmy radzi,

Albowiem z nieszczęścia toni

Żaden-ci skarb nie wyprowadzi

Tego, kto prawo był zgniótł,

Sprawiedliwości ołtarze

W zuchwalstwa zdeptał nadmiarze.

 

*

 

Juścić on

Nie wie, gdzie znaleść ma schron.

Gładka dłoń

Chytrej Pokusy uwodzi go wciąż.

Występny mąż

 

Grzechem znaczoną ma skroń:

Zbrodni swej

Przed nikim już nie ukryje —

Ona-ć swym własnym blaskiem żyje!

Fałszywy kruszcu, płoń się, płoń,

Połyski złota miej!

Nadejdzie czas —

Sczernieje jaśń twa zdradziecka!

A on podobny jest do tego dziecka,

Co ściga ptaszę skrzydlate:

Klęsk od swojego nie odwróci miasta —

Łaska mu boża nie wyrasta!

Tak-ci na swoją zatratę

Zła przywabiła go niewiasta —

Parys nawiedził nas:

Łamie gościnę, jak złodziej,

Cudzą małżonkę uwodzi.

 

*

 

Włóczni tłum,

Żagli szum,

Zbroi szczęk,

Ludu jęk

Zostawiła ziomkom swym.

Zamiast wiana,

Z domu pana

Gdy lekkimi uszła kroki,

Klątwę wniosła, sercem lekka,

Gruz i dym

W Ilionu smutny gród.

I zajękli wieszcze domu

Nad czelnością tego sromu —

Ach! to łoże! Ach! ten lud!