Bromba i polityka - Maciej Wojtyszko - ebook

Bromba i polityka ebook

Maciej Wojtyszko

4,0

Opis

– Dużo mówiliśmy o demokracji – powiedział smutno wampir – i o trójpodziale władzy.

– Trój… co?

– Trójpodział władzy. To bardzo ważne. W każdym społeczeństwie powinien być ktoś, kto wymyśla prawo, ktoś, kto działa i decyduje w myśl tego prawa, i niezależny sąd, który może ocenić, czy wszystko jest w porządku. To podstawa dobrej demokracji!

– Demokracji?

– Demokracja jest wtedy, kiedy sądy nie podlegają żadnym naciskom. Żadnym.

 

Maciej Wojtyszko

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 91

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,0 (2 oceny)
1
0
1
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
gard_leg

Nie oderwiesz się od lektury

powinno być w lekturach obowiązkowych w podstawówce
00

Popularność




tekst i ilustracje © copyright by Maciej Wojtyszko 2023

© copyright by Wydawnictwo Ezop sp. z o.o. 2023

projekt graficzny / Agnieszka Cieślikowska

redakcja i korekta / Elżbieta Cichy

wydawca

Wydawnictwo Ezop sp. z o.o.

01-829 Warszawa, al. Zjednoczenia 1/226

tel. 22 834 17 56, e-mail:[email protected]

www.ezop.com.pl

ISBN 978-83-65230-56-0

Warszawa 2023

Zapraszamy do naszego sklepu internetowego www.ezop.com.pl

Wstęp

Drodzy Czytelnicy!

Rozważałem, czy nie nadać tej książeczce tytułu Pożegnanie z Brombą, ponieważ nie wydaje mi się, aby Bromba zanotowała jeszcze jakieś inne przygody i obserwacje niż zawarte w tym tomiku, ale pomyśleliśmy sobie (i ja, i Bromba), że zabrzmiałoby to zbyt patetycznie.

Wprawdzie patos bywa lubiany przez osoby zajmujące się polityką, ale nie należy do ulubionych sposobów wyrażania się Bromby. Co ciekawe nie przepadają za nim także Fikander i Gluś, a Kajetan Chrumps i kot Makawity są na nadużywanie patosu wręcz uczuleni.

Malwinka potrafi nawet rzucić mokrą ścierką w ekran telewizyjny, na którym pojawia się ktoś deklamujący w sposób podniosły o tym, jak gorąco kocha Naszą Okolicę.

Oni wszyscy nie przepadają też za samym pojęciem „polityka”. Bo jest to jak wiadomo pojęcie, które często służy tym, którzy źle znoszą sprawy proste i zrozumiałe.

Powiedzmy, że Gluś postanowił zaprosić paru znajomych na swoje urodziny. Nie mógł naturalnie zaprosić wszystkich, więc wybrał kilku, z którymi miał ochotę się spotkać.

O ile znam Zębiełka, to na pewno powie: „Fakt, że nie zostałem zaproszony, jest decyzją polityczną!”. Zębiełkowi nawet przez myśl nie przejdzie, że decyzja Glusia wiąże się z tym, że Zębiełek jest osobą mówiącą bez przerwy i głównie o sobie.

Niezaproszenie Rzęsorka spotka się zresztą z identycznym wyjaśnieniem, a Rzęsorek w dalszym ciągu będzie opowiadał żarciki, od których większość przyjaciół Bromby i Glusia dostaje tak zwanej „gęsiej skórki”.

A zatem – niezaproszenie Rzęsorka i Zębiełka na spotkanie przyjaciół to nie były decyzje polityczne, tylko powiedzmy – estetyczne. Spróbujcie jednak to wytłumaczyć Rzęsorkowi albo Zębiełkowi. Dla nich wszystko, co się dzieje na świecie, da się wytłumaczyć w jeden sposób, jednym słowem, a tym magicznym słowem jest słowo „polityka”. Bum!

Bromba wręcz przeciwnie. Jako osoba zajmująca się pomiarami już dawno uznała, że skoro nawet najdokładniejsze pomiary są obarczone ryzykiem błędu, to warto docenić rolę wpływu na nasze losy – przypadku, nieporozumienia i zdarzeń całkowicie niespodziewanych.

Ona i jej przyjaciele skłonni są cenić wątpliwości, szczerość, spontaniczność, życzliwość oraz wiarę w to, że ktoś, kto chce zbyt gwałtownie poprawiać, czyli krzywdzić innych – krzywdzi także, a może przede wszystkim, samego siebie.

Z takim podejściem zajmowanie się polityką jest bardzo trudne, więc Bromba się nią nie zajmuje.

Ponieważ jednak parę razy polityka zajęła się Brombą lub jej przyjaciółmi, oddajemy w Wasze ręce, Drodzy Czytelnicy, te kilka opowieści, z nadzieją, że nie jesteście dziećmi, a w każdym razie nie do tego stopnia, aby myśleć o Brombie jako o osobie zupełnie niepraktycznej i całkiem naiwnej.

Serdecznie pozdrawiamy

Autor i Bromba

1. O Utopii i dawnych niedobrych czasach

Stosunki mieszkańców Naszej Okolicy z utopcami bywały rozmaite. Utopce, jak wiadomo, zamieszkują dość rozległe tereny w okolicach rzeki Chlipawki, do której wpada Nasz Strumień, i zwykle nie opuszczają bagnistego, wodnistego otoczenia.

Nazwa popularnej gazety „Woda Codzienna” sugeruje wprawdzie, że Naszą Okolicę, rzekę Chlipawkę i otaczające ją bagna łączy jakaś wspólnota, ale to dziedzictwo sprzed wielu lat, zaś obecnie edycja pisma zwana „bagienną” prawie w całości odbiega zawartością od tak zwanej „suchej”, czytanej u nas.

Ta opowieść pochodzi z czasów młodości Bromby, gdy wszystko było inaczej (dość powiedzieć, że to były czasy, gdy Fikander nie znał Malwinki, Gluś nie stworzył pierwszego filmu, a Kot Makawity mieszkał w Mieście).

Bromba była młodą adeptką studiów mierniczych i z zapałem wędrowała, gdzie się dało, aby zmierzyć lub zważyć każdemu potrzebującemu, co tylko chciał mieć zważone lub zmierzone.

A na bagnach Chlipawki rządziła Utopia.

– Stać, kto idzie? – usłyszała Bromba, gdy podjeżdżała na rowerze do niepokaźnej kępy tataraku.

– Nie idzie, tylko jedzie – wesoło odpowiedziała Bromba, zatrzymując swój wehikuł. – A jadę na nim, jak widać, ja!

Z kępy tataraku wyszły dwa zielonkawe stwory o dużych oczach i krótko ostrzyżonych, również zielonych, włosach.

– Dokumenty!

Bromba sięgnęła do swojej żółtej torby i wyjęła dyplom.

– Do kogo obywatelka… Bromba zamierza się udać? – zapytał uroczyście niższy utopiec.

– Do tego… zaraz, mam zapisane… do Klipa!

– Którego Klipa?

– A to macie tu dużo tych Klipów?

– Co ty? Co wy mówicie, obywatelko! Klip jest jeden jedyny! Nasz Wielki Klip! – pouczył Brombę wyższy utopiec, zwijając dyplom z  szacunkiem i oddając właścicielce. – Jeżeli do Wielkiego Klipa, to witamy serdecznie! Proszę oddać torbę!

– Jak to? Przecież ja jadę, aby mu coś zważyć i zmierzyć! A bez torby nie mogę tego zrobić!

– Spokojnie. Jak będzie trzeba, dostarczymy torbę.

– Nie ruszę się bez torby.

Strażnicy popatrzyli na siebie zakłopotani. Niższy zdecydował, że wyższy pójdzie zapytać przełożonych, czy można przepuścić Brombę z torbą. Bromba musiała więc usiąść i poczekać na powrót strażnika.

– Dziwne macie zwyczaje na tych bagnach – powiedziała.

– Dlaczego dziwne? To tylko regulamin. Bez regulaminu ciężko się żyje.

– Regulamin regulaminem, a zdrowy rozsądek zdrowym rozsądkiem.

– Ciszej! Co pani wygaduje!

– Mówię, co myślę.

– To źle pani robi. Pierwsza zasada Wolnej Utopii brzmi: „Nie myśl sam. Pomyślimy za ciebie”.

– A druga?

– „Jeśli nie wiesz, kto jest zły, zapytaj się nas”.

– Czyli kogo?

– Wielkiego Klipa. I jego doradców.

– A skąd oni to wiedzą?

– Bo oni się znają. Zło bywa często głęboko ukryte. Czasem sami nie wiemy, że jesteśmy źli!

– Co pan powie? Nie wie pan, kiedy pan zrobi coś źle?

– Tak ogólnie to niby wiem. Ale jeśli chodzi o szczegóły, mogę się mylić. Pani na przykład jest specjalistką od mierzenia i ważenia. A nasi specjaliści są fachowcami od dobra i zła. Mamy świetnych specjalistów od dobra i zła. To bardziej naukowe podejście. Jeśli nasz fachowiec mi mówi, że jestem zły, wtedy składam samokrytykę i lepiej rozumiem, co to jest zło.

– I staje się pan od tego lepszy?

– Naturalnie.

– Ciekawe podejście. A trzecia zasada?

– „Każdy jest taki sam”.

– Jak to?

– To super zasada! Dzięki temu nikt nie jest lepszy ode mnie!

– Tylko że to nieprawda!

– Właśnie że prawda!

– Przecież gołym okiem widać, że każdy jest inny.

– Może w detalach są różnice, ale każdy POWINIEN być taki sam!

– Powinien być jak kto?

– Jak my! Jak utopce!

– Ale ja na przykład nie jestem utopcem!

– I właśnie dlatego jest pani zła!

– Aha! I co trzeba zrobić, żebym była dobra?

– Proste! Przerobić się na utopca.

Bromba patrzyła na zielonkawego strażnika ze zdumieniem.

– I pan wierzy, że to się uda?

– Jeśli Wielki Klip wierzy, to ja też. Ja nie jestem taki mądry jak on. On to wszystko bardzo dobrze przemyślał.

– A jak on na to wpadł?

– Na co?

– No, że wszyscy powinni być tacy sami.

– Akurat to jest proste. Utopce są najlepsze, tylko tego nie wiedziały, dopóki Klip nie napisał swojego wspaniałego dzieła pod tytułem „Utopia utopców, czyli dlaczego żadna żaba nam nie podskoczy”. To był przełom. Zrozumieliśmy, że wystarczy odrobina wysiłku, żeby cały świat zmienić na lepsze!

– Tylko odrobina?

– Może trochę więcej, ale trzeba być stanowczym i ćwiczyć silną wolę. Czy pani wie, jaką ja mam silną wolę? Mogę w ogóle nie jeść deserów!

– A niby dlaczego ma pan nie jeść deserów?

– Desery przyciągają krokodyle.

– Proszę?

– Nie słyszała pani o strasznych, ogromnych krokodylach, które rzucają się na tych, którzy jedzą desery?

– U nas chyba w ogóle nie ma krokodyli.

– Są!!! Wielki Klip wie lepiej. Zagrażają nam przecież ogromne krokodyle, pożeracze deserów, a ochrona przed nimi naszych bagien to nasz obowiązek. Dlatego stoimy tu na straży!

Bromba powstrzymała się od uwagi, że ogromne krokodyle są zapewne przebiegłe i mogą zjeść strażników pomimo ich czujności.

Wszystko wydawało się zagadkowe, zarówno poglądy małego utopca jak i całkowita pewność jego przekonań.

Tymczasem wyższy strażnik wrócił z informacją, że w drodze wyjątku Bromba może zachować swoją torbę i rower, ale „dla jej własnego bezpieczeństwa” niższy strażnik będzie jej towarzyszył.

Było to o tyle rozsądne, że na bagnach rowery są mało praktyczne i mały strażnik, znając drogę, mógł pokazać Brombie miejsca bardziej suche. Gdy dotarli do ocienionej wierzbami rozległej wysepki, kończyła się tam właśnie jakaś uroczystość. Wszystkie zgromadzone utopce stały w szeregach i śpiewały z towarzyszeniem bębnów i trąb:

Żaden gad nas nie omota,

Nie podskoczy żaden płaz!

Wiemy, czym istota błota,

Wszyscy inni to hołota!

Więc powtórzmy jeszcze raz:

Nie ma chłopca nad utopca,

Każdy to zrozumie w lot,

Po co skręcać na manowce,

Gdy się żyje w środku błot!

Chlip, chlip, chlip – Niech żyje Wielki Klip!

Paradę przyjmowała niewielka grupa, na czele której stał utopiec w średnim wieku, na pierwszy rzut oka niewyróżniający się niczym specjalnym, może poza tym, że był dosyć pyzaty.

Rozmowa z Wielkim Klipem nie należała do najłatwiejszych.

– Ale niby dlaczego mam mierzyć ten stół? To jakaś bzdura!

– Proszę liczyć się ze słowami! Pani nie wie, z kim pani rozmawia! – Ostrzegł Brombę sekretarz Klipa, niejaki Gul, który stał nad Brombą od godziny i żądał natychmiastowego zmierzenia stołu.

Sam Wielki Klip przywitał się z Brombą bardzo serdecznie, ale kiedy okazało się, że mimo młodości i niewielkiego doświadczenia Bromba nie chce zmierzyć stołu, przestał się odzywać i siedział naburmuszony, oczekując na efekt perswazji Gula.

– Jeszcze raz mam powtarzać? A więc dobrze. Bo krokodyle są trzy razy takie! Proste? – naciskał Gul.

– Ale ja nigdy nie mierzyłam krokodyla!

– Nie szkodzi. Dalej już my będziemy działać. Dlaczego nie chce nam pani pomóc? Chodzi tylko o to, żeby niezależna, zagraniczna badaczka potwierdziła wielkość grożących nam krokodyli!

Bromba wyjaśniała nie wiadomo który raz:

– Zrozumcie, panowie! Ja nie mam prawa podawać wymiarów czegoś, czego nie widziałam na oczy!

– Ale stół pani widzi?

– Widzę!

– No, a my mówimy pani, że krokodyl jest długości trzech stołów!

– Dostarczcie mi krokodyla, to natychmiast go zmierzę.

– Zaraz by panią zjadł!

– Wolę być zjedzona niż podawać fałszywe informacje!

Wielki Klip wstał i wyciągnął swoją błoniastą łapę do Bromby. Jego uścisk był śliski i mokry.

– No cóż, miło było panią poznać. Widzę, że wyraźnie potrzebuje pani przemyślenia swoich postanowień.

Klip wyszedł. Gul nacisnął jakiś guzik i nagle ktoś, nie wiadomo kto, zarzucił jej na głowę czarny worek. Próbowała się wyrywać, ale chwyciło ją kilka błoniastych łap i zawlekło gdzieś, gdzie było jeszcze ciemniej niż w komnacie Wielkiego Klipa. Bromba straciła poczucie czasu i przestrzeni.

– Gdzie ja jestem?

– W lochu Wolnej Utopii.

– A pan to kto?

– Wiktor Burdziałowicz. Wampir.

Bromba odruchowo próbowała się cofnąć.

– Co znaczy dobra opinia? – Wampir uśmiechnął się. – Nie wypijam krwi. Niczyjej. Jestem wegetarianinem. Mam alergię na mięso, ale owszem, cierpię na światłowstręt. A za co pani siedzi?

– Siedzi? Gdzie?

– Tu! To jest taki dołek, w którym Wielki Klip trzyma osoby kontrowersyjne.

– Nigdy bym nie sądziła, że niechęć do mierzenia stołu może być kontrowersyjna.

Jak to zwykle bywa bardziej doświadczony więzień wprowadził mniej doświadczoną więźniarkę w jej sytuację.

Wielki Klip był na początku swojego życia normalnym utopcem i nic nie zapowiadało, że dojdzie aż do takiej przemiany zarówno w nim jak i w całym społeczeństwie zamieszkującym błota nad Chlipawką.

Zwłaszcza że mieszkańcy błot stanowili przedziwną mieszaninę rozmaitych istot o różnych zwyczajach, upodobaniach i możliwościach. Z naukowego punktu widzenia łatwo było na przykład dostrzec duże podobieństwo między żabami i utopcami, a i granica między rusałkami i wydrami nie była całkiem ostra.

– Społeczeństwo jak to społeczeństwo – wyjaśniał Burdziałowicz. – Mieszanina.

Kiedy więc kilku młodych i pełnych zapału utopców zaczęło się zbierać i naradzać, jak poprawić życie na błotach, nikt nie zwrócił na to specjalnej uwagi.

– Dużo mówiliśmy o demokracji – powiedział smutno wampir – i o trójpodziale władzy.

– Trój… co?

– Trójpodział władzy. To