Żydzi w powstańczej Warszawie - Dariusz Libionka, Prof. Barbara Engelking - ebook

Żydzi w powstańczej Warszawie ebook

Dariusz Libionka, Barbara Engelking

3,9
29,02 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

 

Jak dotąd tylko nieliczni historycy powstania upominali się o pamięć o wkładzie Żydów w czyn zbrojny walczącej Warszawy. Niewielu autorów poświęcało swoją uwagę tym z nich, którzy znaleźli się wśród ludności cywilnej. Niniejsza książka wypełnia tę lukę.

Składa się ona z dwóch zasadniczych części. Pierwsza dotyczy udziału Żydów w walce, druga zaś losu ludności cywilnej w ogarniętej powstaniem Warszawie oraz tych, którzy po kapitulacji zdecydowali się pozostać w gruzach miasta. Obie te perspektywy „wojskowa“ i „cywilna“ choć w wielu miejscach krzyżują się ze sobą, przynoszą odmienne problemy

Aby możliwie najwierniej odtworzyć losy Żydów w powstańczej Warszawie autorzy wykorzystali wszelkie dostępne rodzaje źródeł, zarówno ze strony polskiej, jak i żydowskiej, w wielu miejscach oddając głos swoim bohaterom, wykorzystując ich wspomnienia, pamiętniki i relacje.

Autorzy zebrali cały rozproszony materiał archiwalny w Polsce i w Izraelu, dotarli do wielu nieznanych dotąd relacji, zgromadzili większość znanej literatury.Zmierzyli się z problemem badawczym, który do tej pory był częściej materią emocjonalengo sporu publicystów niż rozważań naukowców. Powstało dzielo, które uzupełnia obraz (...) Powstania Warszawskiego. Książka pokazuje wielki fenomen społeczny i militarny Powstania Warszawskiego, (...) pokazując, że przez próbę tę przeszli rownież Żydzi, walcząc u boku Polaków.

Książka ta w istocie jest opowieścią nie tylko o zaangażowaniu się Żydów w wielkie narodowe Powstanie, ale w dużej mierze, a może nwet przede wszystkim, o relacjach Polaków i Żydow w czasie dwóch miesięcy lata 1944 r. Autorzy (...) starannie rekonstruują fakty, zbierając rozproszone relacje i dokumenty. Do racji podnoszonych dotąd przez polską historiografię odnoszą się z szacunkiem, choć wykazują też wielkie zrozumienie dla cierpienia żydowskiego. Nie są jednak niewolnikami jednej wizji, nie dają się uwieść opowieściom niektórych ocalonych, weryfikują relacje i zeznania zgodnie z warsztatem historyka i możliwościami chwili.

Z recenzji Janusza Marszalca

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 557

Oceny
3,9 (19 ocen)
3
12
3
1
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.


Podobne


Copyright © Stowarzyszenie Centrum Badań nad Zagładą Żydów

Copyright © Barbara Engelking & Dariusz Libionka

Redaktor prowadzący: JAKUB PETELEWICZ

Redakcja językowa i zestawienie indeksu: BEATA BIŃKO

Korekta:ANNA PAWLIKOWSKA

Projekt okładki: TOMASZ LEC

Opracowanie typograficzne: MARIANNA CIELECKA

Publikacja została zrealizowana przy udziale środków finansowych Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego w ramach programu operacyjnego„Promocja czytelnictwa”, Priorytet 2 „Literatura i czytelnictwo”, zarządzanego przez Instytut Książki

Stowarzyszenie Centrum Badań nad Zagładą Żydów

ul. Nowy Świat 72, pok. 120

00-330 Warszawa

e-mail: [email protected]

www.holocaustresearch.pl

ISBN: 978-83-63444-09-9

Skład wersji elektronicznej:

Virtualo Sp. z o.o.

Porucznik Jan Nowak w Londynie. (…) Brał udział w powstaniu w Warszawie. W rozmowie z doktorem Szwarzbartem potwierdził on w całej rozciągłości fakt udziału resztek Żydów polskich z Warszawy w powstaniu warszawskim.

AIPN, M2/282, Sprawozdanie Reprezentacji Żydostwa Polskiego w Londynie, 25 II 1945.

W okresie powstania warszawskiego nieliczni pozostali przy życiu Żydzi, członkowie Żydowskiej Organizacji Bojowej, wystosowali na łamach naszej prasy apel do swoich współbraci, nawołując ich do wzięcia udziału w walkach w szeregach AK. W walkach tych brali również udział Żydzi z Grecji, Rumunii, Węgier, Francji, Belgii i Holandii, którzy uwolnieni zostali przez oddziały Armii Krajowej z obozu koncentracyjnego, mieszczącego się w ruinach getta. W ten sposób raz jeszcze została zadokumentowana wspólność ideałów, o które walczyli z Niemcami Polacy i Żydzi.

Oświadczenie b. dowódcy AK, generała Tadeusza Bora-Komorowskiego, 18 XII 1945.

Poszliśmy na tę wojnę [powstanie] świadomie, z własnej woli, i chcieliśmy w niej uczestniczyć jako Żydzi.

(…) Trzeba zrozumieć, że nie byliśmy siłą decydującą; nie byliśmy nawet siłą ważną. Było nas tylko kilkadziesiąt osób. Ale z moralnego punktu widzenia było to dla nas ważne: Byliśmy dumni z samego faktu, że przyłączyliśmy się do powstania (…).

I. Cukierman, Nadmiar pamięci, s. 358, 360.

Wstęp

Zagadnienie obecności Żydów w powstańczej Warszawie jest nie tylko tematem słabo rozpoznanym, ale także wywołującym skrajne nieraz emocje. Częściowo należy to przypisać zaszłościom wynikającym z ograniczeń nakładanych na historiografię powstania warszawskiego w okresie PRL, choć obarczanie cenzury odpowiedzialnością za ten stan rzeczy byłoby nieuprawnione. Nawet bowiem obecnie zdecydowana większość piśmiennictwa historycznego poświęconego powstaniu przechodzi nad tymi kwestiami do porządku dziennego, zadowalając się powielaniem zdawkowych i, co ważniejsze, niezmiennie tych samych informacji. Niestety, nawet w najpopularniejszej ostatnio pracy o powstaniu, autorstwa Normana Daviesa, tematyka ta została potraktowana w sposób powierzchowny i nadmiernie uproszczony1. Bez trudu można wskazać argumenty przemawiające na rzecz takiego podejścia: militarny wysiłek Żydów rozproszonych po różnych formacjach powstańczych musiał być postrzegany jako proporcjonalny do ich liczby w szeregach walczących, a co za tym idzie – mało istotny. Nie bez znaczenia mogła być również pamięć o manipulacjach propagandy komunistycznej, przez lata dążącej do przeciwstawienia powstania w getcie powstaniu warszawskiemu.

Tylko nieliczni historycy powstania upominali się o pamięć o wkładzie Żydów w czyn zbrojny walczącej Warszawy. Jednym z pierwszych był Janusz Kazimierz Zawodny, który charakteryzując udział w Powstaniu przedstawicieli innych narodowości i grup etnicznych, pisał: „Jeszcze jedna grupa zasługuje na szczególną uwagę, ponieważ niewiele powiedziano dotąd o jej udziale w Powstaniu. Byli to Żydzi. Niektórzy z nich byli obywatelami polskimi, część została aresztowana przez Niemców w innych krajach, więziona w Warszawie i wykorzystywana do wykonywania różnych prac. Zostali oni uwolnieni przez powstańców”2.

Pierwszy tekst ukazał się w wydawanym w Lublinie organie PPR „Głos Ludu” 9 stycznia 1945 r. Jego podstawą był wywiad przeprowadzony przez Żydowską Agencję Prasową z osobą, która przeżyła powstanie i dotarła do Lublina. W artykule tym podano, że w walkach powstańczych masowo uczestniczyli Żydzi, w tym uwolnieni z Gęsiówki Żydzi zagraniczni. Mieli oni „spełnić swój obowiązek w poczuciu ciążącej na nich odpowiedzialności”. Nazwa Armia Krajowa nie pada, lecz na tle innych tekstów o powstaniu opublikowanych na łamach tego pisma akcentów antyakowskich było zadziwiająco niewiele. Tak samo jak konkretów3. Pierwsze bodaj teksty wspomnieniowo-historyczne na ten temat ukazały się na łamach tygodnika „Opinia” wydawanego przez partię Ichud w latach 1946–1947 i traktowały o udziale Żydów w AK4. Później, od końca lat pięćdziesiątych wydrukowano kilka kolejnych artykułów okolicznościowych, których rezonans był bardzo niewielki, a zawartość, będąca odbiciem ówczesnej tendencji w opisywaniu problematyki powstania, pozostawiała wiele do życzenia5. Autorzy tych tekstów koncentrowali się głównie na udziale Żydów w Armii Ludowej, w czarnych barwach odmalowując zachowania żołnierzy AK. Najbardziej znanym eksponentem tego podejścia był jeden z pionierów badań nad powstaniem w getcie warszawskim Bernard Mark6. W latach późniejszych zwiększyło się zainteresowanie tą tematyką ze strony badaczy izraelskich zajmujących się historią zbrojnego oporu Żydów na ziemiach polskich. Szerzej o udziale Żydów w powstaniu warszawskim pisał w swej monografii powstania w getcie Reuben Ainsztein (1979)7. Kolejnym historykiem, który podjął temat w sposób uporządkowany, był Szmuel Krakowski z Instytutu Yad Vashem, poświęcając mu jeden z rozdziałów swojej wydanej w 1984 r. książki8. W ciągu ostatnich dziesięciu lat podejmowali ten temat autorzy polscy i zagraniczni: historycy Teresa Prekerowa (1995)9 i Gunnar S. Paulsson (2002)10 oraz mieszkający w Szwajcarii prawnik Edward Kossoy (2004)11. Dwa pierwsze teksty traktują zarówno o kwestiach militarnych, jak i losach ludności cywilnej; z kolei Kossoy skoncentrował się na czynnym udziale Żydów w powstaniu.

Ten wzrost zainteresowania Żydami w powstaniu warszawskim wywołany został artykułem Michała Cichego Polacy–Żydzi. Czarne karty powstania zamieszczonym na łamach „Gazety Wyborczej” w styczniu 1994 r.12Tekst ten nie tylko wyznaczał wyraźną cezurę w spojrzeniu na problematykę powstańczą, lecz również otwierał nowy etap w dyskusji dotyczącej stosunków polsko-żydowskich w okresie II wojny światowej. Publikacja Cichego, mimo że wprowadzała do obiegu sporo interesującego materiału źródłowego i wiedzę o nieznanych szerzej epizodach z okresu powstania, przyczyniła się do gwałtownego podniesienia poziomu emocji wokół tego tematu. Autorowi zarzucono nie tylko niedociągnięcia i błędy warsztatowe, ale przede wszystkim „szarganie świętości”. Na percepcji tekstu zaważyły również okoliczności: data publikacji, zbiegająca się z pięćdziesiątą rocznicą wybuchu powstania warszawskiego, oraz dość niefortunna geneza jego napisania. Czarne karty powstania stanowiły rozwinięcie sformułowania, jakie znalazło się w recenzji Cichego z wydanych przez Ośrodek Karta wspomnień Calela Perechodnika. Stwierdził tam, że podczas powstania „AK i NSZ wytłukły sporo niedobitków z getta”13. Nie po raz pierwszy okazało się, że w atmosferze skandalu rzeczowa wymiana poglądów na temat stosunków polsko-żydowskich, pomimo uczestnictwa w niej wybitnych historyków14, nie jest możliwa. Artykuł Michała Cichego wywołał, o czym już wspomnieliśmy, prawie nieobecny w polskim dyskursie naukowym temat obecności Żydów w powstaniu warszawskim, ale równocześnie niebezpiecznie zawęził i spłaszczył perspektywę badawczą, czyniąc centralnym zagadnieniem problem negatywnych postaw powstańców wobec Żydów15.

Podejmując na nowo ten temat, pragniemy zwrócić uwagę na kilka kwestii. Książka składa się z dwóch zasadniczych części. Pierwsza dotyczy udziału Żydów w walce, druga zaś losu ludności cywilnej w ogarniętej powstaniem Warszawie oraz tych, którzy po kapitulacji zdecydowali się pozostać w gruzach miasta. Obie te perspektywy – „wojskowa” i „cywilna” – choć w wielu miejscach krzyżują się ze sobą, przynoszą odmienne trudności metodologiczne. Z punktu widzenia uczestnictwa Żydów w walce, do rozstrzygnięcia pozostaje sprawa kryteriów – kogo mianowicie obejmujemy określeniem „Żydzi”. Krystyna Kersten przed laty pisała: „według światopoglądu, który wyznaję, Żydem jest ten, kto się za Żyda uważa, posiada poczucie przynależności do żydowskiej wspólnoty wyznaniowej (i) narodowej dając temu wyraz postawą i zachowaniami. Aliści wiemy, że w naszym stuleciu, zwłaszcza w Europie zasada samookreślenia zderza się z nacjonalistycznym pojmowaniem narodowej tożsamości, traktowanej jako obiektywna i niezbywalna przynależność do wspólnoty opartej na więzi etnicznej, tradycji, a w skrajnym, rasistowskim wydaniu – na więzi krwi. (…) W społecznej roli Żydem staje się ten, kto w oczach otoczenia uchodzi za Żyda, bez względu na to czy jakiekolwiek realne więzy – obiektywne czy subiektywne, silne czy słabe – łączą go z narodem lub religią żydowską. Wystarcza pochodzenie, lub domniemanie pochodzenia”16.

Podejście takie jest nam bliskie. Tym silniej należy uwrażliwić czytelnika na pułapki i trudności interpretacyjne. Pod wieloma względami opisywanie Żydów w powstaniu warszawskim jest czymś jakościowo odmiennym niż na przykład udział Żydów w powstaniu styczniowym, wojnie obronnej 1939 r., przynależność do Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie17. Chcąc nie chcąc, musimy bowiem wikłać się w paradoksy i sprzeczności wynikające z niejednoznaczności przytoczonych definicji identyfikacji narodowej. Pierwsza trudność to właśnie status Polaków pochodzenia żydowskiego, którzy nie tylko identyfikowali się z polskością, ale również nie czuli żadnych związków ze światem żydowskim, lub w najlepszym razie bardzo luźne. Gdy już opracowaliśmy zasadnicze zręby książki, na ogromne znaczenie tego problemu zwrócił nam raz jeszcze uwagę były oficer Kedywu Stanisław Likiernik. Nie zamierzamy zajmować się tutaj powstańcami Polakami pochodzenia żydowskiego. Podejście ignorujące identyfikację narodową jednostek jest z naszego punktu widzenia całkowicie nieprzydatne18. Dlatego też książka nasza nie traktuje o postaciach takich jak choćby Krzysztof Kamil Baczyński19.

Innego rodzaju trudność wynika z faktu, że znacząca część Żydów funkcjonowała w szeregach powstańczych jako Polacy. Źródła nie pozostawiają wątpliwości co do tego, że w wielu przypadkach zatajanie prawdziwej tożsamości przez wstępujących w szeregi powstańcze żydowskich ochotników wynikało z przyjętej w okresie okupacji strategii przetrwania oraz rozmaitych okoliczności zewnętrznych. Ale jednocześnie te osoby, postrzegane jako etniczni Polacy, nie przestawały czuć się Żydami. Ignorowanie tego faktu prowadzi do poważnego zniekształcenia rzeczywistości historycznej. Nie jest prawdą twierdzenie Normana Daviesa, że „w oczach większości powstańców Żydów nie jest to temat do roztrząsań [kwestia udziału Żydów w powstaniu – B.E. i D.L.], ponieważ – jak wszyscy inni – mieli oni zwyczaj myśleć o sobie jako o Polakach i patriotach. Nie okazują zrozumienia dla powojennej syjonistycznej konwencji, według której »Polacy« i »Żydzi« stanowią dwie całkowicie odrębne grupy etniczne lub narodowe”20. Nie negując patriotycznej postawy żydowskich ochotników, nie sposób jednak odmówić wyborom większości z nich jednoznacznie żydowskich motywacji. Nie mówiąc już o tym, że niejednokrotnie przyznając się do swej tożsamości, nie otrzymaliby możliwości walki. Sytuacja ta niesie ze sobą poważne konsekwencje. Fakt, że duża część Żydów funkcjonowała ze zmienioną tożsamością, uniemożliwia sporządzenie choćby przybliżonej listy żydowskich uczestników powstania. Z tego powodu uwagę naszą skoncentrowaliśmy raczej na osobach, które są wyrazicielami pewnych charakterystycznych postaw i dróg życiowych.

Przygotowując naszą książkę, staraliśmy się wykorzystać wszelkie dostępne rodzaje źródeł, zarówno ze strony polskiej, jak i żydowskiej. Podstawowym źródłem autobiograficznym pozostają wspomnienia, pamiętniki i relacje spisywane w okresie powojennym przez Żydów i Polaków pochodzenia żydowskiego, którzy przebywali w Warszawie w okresie powstania (bardzo nieliczne są zapiski prowadzone na bieżąco)21. Część z nich została opublikowana, większość spoczywa w archiwach polskich i izraelskich (przede wszystkim w Archiwum Żydowskiego Instytutu Historycznego, Archiwum Akt Nowych, Archiwum Instytutu Yad Vashem). Materiały te, powstające w okresie od 1945 r. do lat siedemdziesiątych, mają różną wartość poznawczą. Zaledwie w paru przypadkach dysponujemy kilkoma relacjami tej samej osoby, złożonymi w różnych okresach i miejscach (w Polsce i Izraelu), co umożliwia dokładniejszą weryfikację zawartych w nich treści. Na wiele z tych materiałów powoływano się już wielokrotnie. Naszym zdaniem jednak sposób ich traktowania pozostawiał nieraz wiele do życzenia. Poniechano bowiem głębszej krytyki, poprzestając na powieleniu zawartych w tych przekazach informacji. Z tego względu wprowadzono do obiegu pewną liczbę informacji mało wiarygodnych i niesprawdzonych. Dotyczy to zresztą nie tylko relacji żydowskich, ale również polskich. Nie aspirując do definitywnego rozstrzygnięcia wielu opisywanych kwestii, staramy się jednak ujawniać i komentować nasze wątpliwości.

Wspomnienia, zawierające bardziej lub mniej szczegółowe odniesienia do swojego udziału w powstaniu, pozostawili członkowie Żydowskiej Organizacji Bojowej22 oraz osoby wywodzące się spośród pokrewnych jej środowisk23. Mniejsza liczba przekazów pochodzi od żydowskich żołnierzy Armii Krajowej24. Pojawia się tu problem ich reprezentatywności: większość Żydów służyła wszak w AK. Szczęśliwie mamy tu do dyspozycji materiały polskie – w monografiach poszczególnych oddziałów powstańczych odnajdujemy, rzadkie co prawda, odniesienia do służących w ich szeregach Żydów. W Archiwum Historii Mówionej Muzeum Powstania Warszawskiego znajduje się ponad 150 relacji zawierających takie czy inne, najczęściej bardzo lapidarne, odniesienia do Żydów25. Dysponujemy jednostkowymi relacjami uwolnionych przez powstańców Żydów zagranicznych – więźniów obozu przy ul. Gęsiej. Do pewnego stopnia wypełniają tę lukę wspomnienia uwolnionych Żydów polskich oraz relacje żołnierzy batalionu „Zośka” biorących udział w wyzwoleniu obozu26.

Pewną trudność stanowił dla nas fakt, że we wspomnieniach polskiej ludności cywilnej Żydzi pojawiali się wyłącznie incydentalnie. Byliśmy więc zmuszeni, by opisać losy Żydów cywilów, sięgnąć po wspomnienia żydowskie. Są one obciążone z kolei innymi wadami: Polacy są tam często postrzegani w sposób niezróżnicowany, jako jednolite zbiorowisko, którym przecież nie byli. Przeciętni, niezaangażowani w konspirację Żydzi często nie znali niuansów polskiej polityki, nie rozróżniali podziemnych organizacji – z ich punktu widzenia wszyscy posiadacze broni należeli do Armii Krajowej, ponieważ była to organizacja znana najpowszechniej.

Autorzy interesujących nas przekazów, poza paroma zaledwie wyjątkami, nie dysponowali ani rozleglejszą wiedzą na temat zarówno sytuacji walczących w powstaniu Żydów, jak i położenia ludności cywilnej, ani – co za tym idzie – możliwościami generalizacji i obiektywnej oceny faktów. Pozostawili zapisy przynoszące duży ładunek emocji (dotyczy to również wspomnień powstałych wiele lat po opisywanych wydarzeniach), częstokroć niezwykle ogólnikowe i niepełne pod względem faktograficznym, a przy tym niepozbawione uproszczeń, generalizacji i sądów wartościujących. Część z nich, dodajmy, to efekt rozmów i lektur, a nie własnych doświadczeń.

We wspomnieniach i relacjach Żydów walczących w szeregach AK niejednokrotnie brakuje informacji na temat jednostek, w jakich służyli. Owa lapidarność staje się zrozumiała, gdy uświadomimy sobie, że wspomniane materiały dotyczyły całokształtu wojennych przeżyć ich autorów – w których powstanie warszawskie było tylko epizodem, i to bynajmniej nie najważniejszym. Mieli oni za sobą koszmar deportacji i wysiedleń, utratę najbliższych, udział w powstaniu w getcie warszawskim, miesiące, a nawet lata ukrywania się po „aryjskiej stronie”. Jeśli chodzi o relacje spisywane bezpośrednio po wojnie, „zacieranie śladów” staje się zrozumiałe, zważywszy na ówczesny klimat polityczny, niesprzyjający utrwalaniu pamięci na temat walk w szeregach prześladowanej przez komunistów AK.

Co więcej, w przeciwieństwie do większości polskich powstańców, dla Żydów udział w powstaniu nie stanowił najważniejszego pokoleniowego doświadczenia. Wielu dawnych powstańców było później żołnierzami armii izraelskiej i przez dziesięciolecia do polskiej przeszłości nie powracało. Jednym z nich jest Nimrod S. Ariav [Cygielman], wysoki rangą oficer izraelskiego lotnictwa, który będąc osiemnastolatkiem, jako Jerzy Eugeniusz Godlewski walczył na Starym Mieście – „dla siebie i dla Warszawy”27. Niewykluczone, że powstaną jeszcze jego wspomnienia z tego okresu.

Oddawana do rąk Czytelnika książka składa się z pięciu rozdziałów. Pierwszy dotyczy sytuacji Żydów w Warszawie po likwidacji getta warszawskiego, drugi – politycznych i militarnych aspektów związanych z udziałem Żydów w powstaniu (udział w walkach kombatantów ŻOB, żydowskich żołnierzy AK i AL, ochotniczego zaciągu do AL i innych formacji zbrojnych). Rozdział trzeci podejmuje drażliwy temat incydentów antyżydowskich i szerzej postaw i zachowań powstańców wobec Żydów. Rozdział czwarty traktuje o sytuacji Żydów cywilów w poszczególnych dzielnicach objętych powstaniem. Ostatni rozdział poświęcony jest robinsonom, którzy po upadku powstania pozostali w ruinach Warszawy.

Autorzy pragną podziękować prof. dr. hab. Tomaszowi Szarocie, dr. hab. Grzegorzowi Motyce i dr. Januszowi Marszalcowi – recenzentom tej książki – za wiele cennych uwag, komentarzy i wskazówek. Słowa podziękowania wyrażamy również Monice Polit z Żydowskiego Instytutu Historycznego, Katarzynie Utrackiej z Muzeum Powstania Warszawskiego, Witoldowi Mędykowskiemu z Instytutu Yad Vashem oraz Lawrence’owi Weinbaumowi z biura Światowego Kongresu Żydów w Jerozolimie. Szczególne słowa wdzięczności należą się panu Markowi Strokowi za życzliwość i nieocenioną pomoc w gromadzeniu materiału archiwalnego. Za wszelkie niedociągnięcia odpowiadają oczywiście autorzy.

Rozdział IPrzed powstaniem

Żydzi i Polacy po powstaniu w getcie

1 sierpnia 1944 r. w Warszawie ukrywało się kilkanaście tysięcy Żydów28. Doliczyć trzeba do tego kilkuset więźniów obozu przy ul. Gęsiej. Tylko, a może aż tylu przetrwało trwające od jesieni 1939 r. nazistowskie prześladowania. 16 listopada 1940 r. Niemcy zamknęli w utworzonej w Warszawie „dzielnicy żydowskiej” około 400 000 osób29. Później do getta przybywały fale przesiedleńców, głównie z okolicznych miejscowości, ale także osoby deportowane z ziem polskich włączonych do Rzeszy oraz z samej Rzeszy; z Berlina i innych niemieckich miast. Katastrofalne warunki panujące w getcie – niemiecka polityka wyniszczania głodem, chorobami, nędzą – spowodowały, że do lipca 1942 r. zmarło tam około 100 000 osób. W okresie likwidacji getta trwającej od 22 lipca do połowy września 1942 r. Niemcy wywieźli z warszawskiego Umschlagplatzu do Treblinki około 350 000 Żydów. Pozostałe kilkadziesiąt tysięcy zginęło lub zostało wywiezionych do obozów zagłady i obozów pracy ulokowanych na Lubelszczyźnie w kwietniu–maju 1943 r.30

Choć getto opuszczano jeszcze przed „wielką akcją likwidacyjną”, ucieczki o charakterze masowym rozpoczęły się na dobre w czasie wysiedlenia, a nasiliły po jego zakończeniu – jesienią 1942 r. Niektórzy Żydzi warszawscy wyjeżdżali na prowincję, na wieś lub do innych miast, licząc na to, że nie zostaną tam rozpoznani. Ruch odbywał się również w przeciwną stronę: do Warszawy przybywali uciekinierzy z innych likwidowanych gett, mając nadzieję, że łatwiej będzie zgubić się w wielkim mieście. Szacuje się, że ponad 20 000 Żydów poszukiwało ratunku w tzw. aryjskiej31 części Warszawy. Jak obrazowo pisze Gunnar S. Paulsson, po ostatecznej likwidacji getta powstało tu „utajone miasto” (secret city), połączone siecią powiązań, samoorganizującą się, spontanicznie powstającą konspiracją, opartą na osobistych kontaktach z ludźmi, którym Żydzi mogli zaufać32. Tworzyli je ukrywający się Żydzi oraz ci, którzy im pomagali przetrwać. Odrębną kategorią wśród ukrywających się byli ci, którzy w ogóle nie poszli do zamkniętego w połowie listopada 1940 r. getta. Ustawy norymberskie starali się ignorować ludzie całkowicie zasymilowani, w dużej części byli oni zresztą konwertytami. Dla bezpieczeństwa przeprowadzali się czasem do innej dzielnicy, zmieniali nazwiska, zdobywali nowe dokumenty. Mogło ich być nawet ponad 200033.

Decyzja o wyjściu z getta była dramatycznym wyborem, oznaczała nie tylko rozstanie z rodziną, ale także ukrywanie własnej tożsamości, niepewność losu, konieczność życia w nieustannym napięciu. Ci, którzy chcieli przeżyć wśród „Aryjczyków”, musieli spełniać przynajmniej jeden – a najlepiej wszystkie – spośród następujących warunków: tzw. dobry, czyli niesemicki wygląd, posiadanie pieniędzy i fałszywych dokumentów, doskonała znajomość języka polskiego, obyczajów oraz obrządku rzymskokatolickiego, a może przede wszystkim pewne kontakty wśród Polaków. Funkcjonowanie „po stronie aryjskiej” było – z powodu obrzezania – trudniejsze dla mężczyzn niż dla kobiet. Bywały i takie przypadki, że ocaleli ludzie, którzy nie spełniali żadnego z wymienionych warunków, a zginęli tacy, którzy spełniali je wszystkie. Kwestia przeżycia po „stronie aryjskiej” zależała bowiem także od przypadku lub szczęścia czy właściwej reakcji w sytuacji zagrożenia.

Technicznie wyjście z warszawskiego getta nie było bardzo trudne: można było przekupić policjantów przy bramie, opuścić je przez gmach sądów, który miał dwa wejścia – od strony Leszna dla Żydów i od ul. Białej dla „Aryjczyków”; czy przejść na „drugą stronę” z grupą Żydów (tzw. placówką) oficjalnie udającą się do pracy w „aryjskiej” części miasta. Inni wydostawali się przez cmentarz żydowski, sąsiadujący z cmentarzami Powązkowskim oraz ewangelickim. Można było także sforsować mur okalający getto lub wydostać się z niego kanałami. Na uciekinierów czyhały jednak rozliczne niebezpieczeństwa związane z niemiecką polityką eksterminacyjną. Polowano na uciekinierów z getta, za ich wytropienie przyznawano nagrody. Niemieccy żandarmi, gestapowcy, polscy policjanci, tzw. granatowi, a przede wszystkim szmalcownicy – zawodowcy i amatorzy – stanowili największe zagrożenie dla ukrywających się Żydów. Szantażyści ci, nie zawsze zresztą rekrutujący się z marginesu społecznego, uczynili tragedię Żydów źródłem łatwego zarobku34. Zjawisko to pojawiło się w wielu miastach, w których istniały duże getta. Największe rozmiary przybrało w najliczniejszym skupisku Żydów na ziemiach polskich – w Warszawie. Działalność szmalcowników rozpoczęła się jeszcze przed powstaniem getta. Początkowo ich celem był majątek żydowski. Szybko wyspecjalizowali się w tropieniu Żydów pragnących ukryć swą tożsamość. Niejednokrotnie nie ograniczali się do obrabowania ofiar, lecz oddawali je w ręce Niemców. O skali zjawiska świadczy fakt, że wśród żydowskich wspomnień i relacji ocalałych niemal nie ma takich, w których nie wspominano by co najmniej o jednym, a najczęściej o kilku spotkaniach z szantażystami. Szmalcownicy potrafili śledzić swoje ofiary, szantażować je wielokrotnie, ponawiać coraz to nowe żądania w zamian „za milczenie”. Dość typową historię przeżyła Alicja Haskelberg, ukrywająca się z bratem i dwójką dzieci. Szantażowani, musieli często zmieniać mieszkania. Gdy skończyły się im pieniądze i nie mogli się już wykupić, Alicja i jej brat Mieczysław Kronsilber w marcu 1943 r. zostali zaprowadzeni do siedziby gestapo przy ul. Szucha. Zostali jednak uratowani przez niezwykły zbieg okoliczności, który autorka relacji opisuje następująco: „Po okropnościach przesłuchiwań w Gestapo zostaliśmy przedwieczorem w dniu 26 marca 1943 r. zabrani samochodem »budą« razem z całym transportem więźniów politycznych i innych, gdzie nas wieźli na Pawiak. W tym transporcie znajdował się przywódca Harcerzy »Czarny« – i jego towarzysze postanowili go odbić i razem z nim cały transport więźniów. Natarcie odbyło się pod Arsenałem przy ul. Długiej. Szczęśliwym trafem ja i mój brat znaleźliśmy się na wolności (…). Uciekliśmy do dozorcy domu przy ul. Nalewki 2 (Pasaż Simonsa) który okazał się ogromnie ludzkim, bo nas przygarnął i wieczorem wyprowadził przy pomocy swojej rodziny do pewnej kryjówki”35.

Alicja Haskelberg stała się mimowolną uczestniczką historycznej „akcji pod Arsenałem”, w której odbito z rąk niemieckich Jana Bytnara „Rudego”36. „Akcja pod Arsenałem” miała miejsce właśnie 26 marca 1943 na skrzyżowaniu ulic Bielańskiej i Długiej w Warszawie. Zakończyła się sukcesem: uwolniono „Rudego” (zmarł 4 dni później na skutek ran odniesionych w czasie przesłuchań) oraz 24 inne osoby. Alicja Haskelberg i jej brat, mimo że byli poszukiwani przez gestapo, dotrwali do wybuchu powstania w zamaskowanym pokoju w mieszkaniu przy ul. Wilczej 32.

Do kwietnia 1943 r., dopóki istniało getto, była możliwość powrotu z „aryjskiej strony”. Jak wielu nie wytrzymało trudnych warunków ukrywania, ciągłego zagrożenia czy wzrastających kosztów utrzymania, a z drugiej strony tęsknoty za pozostawionymi za murem bliskimi – nigdy się nie dowiemy. Przypadki takie nie były jednak rzadkie. W getcie krążyły rozmaite informacje na temat niebezpieczeństw czyhających po drugiej stronie muru, wielu ludzi obawiało się więc opuszczenia getta. Niejednokrotnie ci, którzy próbowali przetrwać po „aryjskiej stronie”, wracali. Powroty nasiliły się bezpośrednio przed powstaniem kwietniowym37. Sytuacja zmieniła się w maju 1943, po ostatecznej likwidacji getta – możliwość powrotu zniknęła. Pojawiły się za to nowe zagrożenia. Żydom ukrywającym się w warszawskim „utajonym mieście” bądź na jego obrzeżach groziły także inne niebezpieczeństwa i pułapki. Latem 1943 r. Niemcy, jak się wydawało, stworzyli możliwość wyjazdu za granicę z okupowanych ziem polskich dla tych Żydów, którzy posiadali obywatelstwo krajów neutralnych, przede wszystkim południowoamerykańskich. Oferta ta sprawiała wiarygodne wrażenie na wielu osobach żyjących pod presją ciągłego zagrożenia. W wyniku tej inicjatywy rozpoczęły się gorączkowe próby zdobywania odpowiednich dokumentów. W wielu przypadkach dokumenty dotarły, przede wszystkim ze Szwajcarii, kiedy starający się o nie już nie żyli – i zostały zatrzymane przez niemiecką policję. Odsprzedawano więc – za pośrednictwem żydowskich współpracowników gestapo – te dokumenty innym chętnym, często za duże pieniądze. Kandydaci do wymiany gromadzili się w hotelu Royal przy ul. Chmielnej, a następnie w Hotelu Polskim przy ul. Długiej 29 w Warszawie. Stąd wzięła się nazwa całej historii, znanej jako „afera Hotelu Polskiego”. Kilka tysięcy osób porzuciło bardziej czy mniej bezpieczne kryjówki i zdecydowało się na tę drogę, wierząc, że jest to szansa ratunku. Kilka transportów z „obywatelami państw neutralnych” wyjechało z Warszawy, m.in. 5 i 11 lipca 1943 r. Skierowano je do Vittel i Bergen-Belsen, a stamtąd – w październiku 1944 r. – do Auschwitz i zamordowano, ponieważ państwa południowoamerykańskie nie potwierdziły obywatelstwa warszawskich Żydów. Ocaleli ci, którzy byli wpisani na tzw. listę palestyńską, gdyż ich obywatelstwo potwierdziła Wielka Brytania. Tych, którzy pozostali w Hotelu Polskim, Niemcy wywieźli 15 lipca 1943 r. na Pawiak, gdzie po sprawdzeniu dokumentów większość rozstrzelano38.

Ukrywający się w Warszawie Żydzi funkcjonowali „na powierzchni” lub „pod powierzchnią”. Ci pierwsi wtapiali się w „aryjskie” otoczenie i funkcjonowali z nową tożsamością. Drudzy ze względu na swój wygląd czy sposób mówienia nie mogli w ogóle pokazywać się na ulicy – spędzali całe dnie w szafach, w zasłanych tapczanach, leżąc bez ruchu, udając, że nikogo nie ma w domu. Inni przebywali w schronach czy kryjówkach, nie mogąc ich opuszczać. Albo sami organizowali i opłacali swój pobyt, albo przebywali pod opieką innych obywateli „tajnego miasta” – Żydów o „dobrym wyglądzie” lub Polaków. W Warszawie zachowała się jedna spośród wielu indywidualnych kryjówek, w których ukrywali się Żydzi – w domu przy ul. Kopernika 439. Przy ul. Grójeckiej 81 (obecnie Grójecka 77) zbudowano kryjówkę, w której ukrywało się około 40 Żydów, a wśród nich twórca archiwum getta warszawskiego Emanuel Ringelblum. Był to solidny podziemny bunkier wykopany na terenie posesji rodziny Wolskich. Warunki panujące w tym bunkrze opisywał w jednym ze swoich listów do przyjaciół Emanuel Ringelblum: „Co się tyczy p. Krysi [kryptonim kryjówki – B.E. i D.L.] to sytuacja jej wygląda następująco: na 28 m2 – 38 ludzi. Prycz jest 14 na których sypia 34 osób tzn. na metalowych pryczach bardzo ciasnych (my z Jurkiem, on śpi u nóg [Ringelblum z żoną i synem – B.E. i D.L.]), 4 pozostałe osoby śpią na rozstawionych łóżkach polowych, względnie kojkach. (…) Aprowizacja niezła, ale ciasnota nie do opisania. W dodatku pchły, pluskwy…”40. Na początku marca 1944 r. schron został zadenuncjowany, a Żydzi przewiezieni na Pawiak i po kilku dniach rozstrzelani w ruinach getta.

Ukrywający Żydów Polacy bali się Niemców, ale także swoich sąsiadów czy innych Polaków, którzy mogli okazać się donosicielami. Każda zmiana dotychczasowego trybu życia – kupowanie większych ilości jedzenia, szmery w rzekomo pustym mieszkaniu, nagłe pojawienie się „krewnych” – mogła wzbudzić zainteresowanie i stwarzała potencjalne zagrożenie. Ratowanie liczniejszych grup czy całych rodzin, przysparzające poważnych trudności organizacyjnych i technicznych, należało więc do rzadkości. Najczęściej ukrywały się pojedyncze osoby, często osierocone dzieci. Oddawano je do polskich rodzin lub sierocińców.

Decyzja o udzieleniu pomocy Żydom także nie była łatwa. Mimo że groziła za to kara śmierci, znajdowali się jednak ludzie, którzy mieli na to dość odwagi. Niektórzy robili to z pobudek humanitarnych czy religijnych, inni – dla zarobku. Większość ukrywających się Żydów korzystała pośrednio lub bezpośrednio z pomocy Polaków, wielu zdanych było na własną pomysłowość, odwagę i wytrwałość. Bywało, że kobiety pracowały jako pomoce domowe, również u Niemców lub folksdojczów, którzy przeważnie nie domyślali się ich pochodzenia. Zdarzało się także, że Żydzi zgłaszali się dobrowolnie na wyjazd na roboty do Niemiec, gdzie nikt ich nie znał.

Tylko część ukrywających się w Warszawie Żydów była objęta zorganizowaną pomocą. Pochodziła ona z trzech źródeł: Rady Pomocy Żydom działającej pod kryptonimem „Żegota”, Żydowskiego Komitetu Narodowego41 i Bundu42. Pierwsze inicjatywy powołania organizacji, której celem miała być zorganizowana pomoc Żydom, pojawiły się tuż po zakończeniu „wielkiej akcji” w warszawskim getcie. 27 września 1942 r. powołano Społeczny Komitet Pomocy Ludności Żydowskiej, zwany także Tymczasowym Komitetem Pomocy Żydom, a konspiracyjnie – Komitetem im. Konrada Żegoty. Utworzyły go środowiska demokratyczne, wcześniej już pomagające Żydom: Polska Organizacja Demokratyczna, reprezentowana przez Wandę Krahelską-Filipowiczową, oraz katolicki Front Odrodzenia Polski, kierowany przez znaną pisarkę Zofię Kossak-Szczucką. Na początku sierpnia 1942 r. FOP – w okresie deportacji Żydów z warszawskiego getta do Treblinki – wydał ulotkę autorstwa Kossak „Protest”, w której apelowano: „Wobec zbrodni nie wolno pozostawać obojętnym. Kto milczy w obliczu mordu staje się wspólnikiem mordercy. Kto nie potępia – ten przyzwala”43.

Na bazie Komitetu 4 grudnia 1942 r. powstała podporządkowana Delegaturze Rządu Rada Pomocy Żydom przy Pełnomocniku Rządu na Kraj. Rzecznikami powstania tej struktury byli niektórzy pracownicy Delegatury Rządu, przede wszystkim pracownicy Wydziału Informacji Biura Informacji i Propagandy Komendy Głównej ZWZ-AK z jego szefem Jerzym Makowieckim. Od lutego 1942 r. w ramach tej struktury działał referat żydowski, kierowany przez prawnika Henryka Wolińskiego. Wśród założycieli Rady byli m.in. Stefan Szwedowski – przewodniczący Związku Syndykalistów Polskich, Ignacy Barski, Witold Bieńkowski ps. „Wencki” i Władysław Bartoszewski ps. „Ludwik” z FOP. Do Prezydium Rady weszli przedstawiciele centrowych i lewicowych partii politycznych. Jej przewodniczącym został Julian Grobelny „Trojan” z Polskiej Partii Socjalistycznej-Wolność, Równość, Niepodległość. Dokooptowany do Rady przedstawiciel Stronnictwa Ludowego Tadeusz Rek otrzymał funkcję wiceprzewodniczącego, natomiast Ferdynand Arczyński „Marek” ze Stronnictwa Demokratycznego został skarbnikiem organizacji. Przedstawiciel FOP, mimo że w tym środowisku zrodziła się idea stworzenia organizacji mającej na celu pomoc Żydom, formalnie nie wszedł do Prezydium Rady – Zofia Kossak nie godziła się na rozszerzenie kompetencji Rady poza kwestie pomocy. Wkrótce jednak jej przedstawiciel, Witold Bieńkowski, został mianowany łącznikiem między Delegaturą Rządu a Radą, a od lutego 1943 r. stanął na czele referatu żydowskiego przy Delegaturze. Jego zastępcą był Władysław Bartoszewski „Ludwik”.

„Żegota” była jedyną organizacją polsko-żydowską działającą w okresie okupacji i jedyną tego rodzaju w krajach okupowanych przez Hitlera. W jej skład wchodzili dwaj politycy żydowscy: sekretarzem Rady został psycholog i doktor filozofii Adolf Berman „Borowski”, członek Poalej Syjon-Lewicy44, w getcie dyrektor Centosu45 reprezentujący Żydowski Komitet Narodowy, a Leon Feiner „Mikołaj” z Bundu wybrany został na jej wiceprezesa46. W prace „Żegoty” było zaangażowanych wielu ukrywających się po „stronie aryjskiej” Żydów. Rada funkcjonowała dzięki funduszom otrzymywanym od rządu w Londynie w formie comiesięcznej dotacji. Przez londyńskie kanały przerzutowe przychodziły też do kraju pieniądze dla żydowskich organizacji pomocowych (ŻKN i Bund) przekazywane przez międzynarodowe organizacje żydowskie takie jak „Joint”.

Działalność Rady Pomocy Żydom polegała na wyszukiwaniu mieszkań i kryjówek, dostarczaniu fałszywych „aryjskich” dokumentów, rozdawaniu zapomóg i żywności, organizowaniu opieki lekarskiej, pomaganiu Żydom przebywającym w obozach pracy i opiece nad dziećmi. Działalność Rady była zorganizowana w referatach: mieszkaniowym (kierowniczka Emilia Hiżowa), terenowym (Stefan Sendłak), dziecięcym (Aleksandra Dargielowa, później Irena Sendlerowa) i lekarskim (Ludwik Rostkowski). Filie Rady powstały w Krakowie i Lwowie. Działania Rady daleko wykraczały poza bieżącą działalność pomocową. Włączyła się ona w przygotowywanie materiałów dla rządu w Londynie prowadzącego akcję dyplomatyczną, której celem było zainteresowanie wolnego świata zagładą Żydów dokonywaną na ziemiach polskich przez Niemców. Równolegle prowadzono akcję edukacyjną skierowaną do społeczeństwa polskiego, mającą uwrażliwić je na tragiczną sytuację Żydów. Niezwykle istotnym aspektem działań Rady był stały nacisk na delegata rządu w celu podjęcia zdecydowanej walki z donosicielami i stosowania, podobnie jak wobec agentów gestapo, kary śmierci w stosunku do działających bezkarnie szantażystów. Przez wiele miesięcy wszystkie te zabiegi pozostawały bezowocne. Reakcja Polskiego Państwa Podziemnego ograniczała się wyłącznie do wydawania oświadczeń i ostrzeżeń w tej sprawie publikowanych w prasie konspiracyjnej. Pierwsze takie ostrzeżenie pojawiło się na łamach „Biuletynu Informacyjnego”:

„Warszawa, 18 marca 1943. Komunikat Kierownictwa Walki Cywilnej w sprawie zwalczania szantażów wobec Żydów i wobec Polaków dopomagających Żydom

Szantaże i ich zwalczanie

Kierownictwo Walki Cywilnej komunikuje:

»Społeczeństwo polskie, mimo iż samo jest ofiarą okropnego terroru, ze zgrozą i głębokim współczuciem patrzy na mordowanie przez Niemców resztek ludności żydowskiej w Polsce. Założyło ono przeciwko tej zbrodni protest, który doszedł do wiadomości całego wolnego świata, zaś Żydom, którzy zbiegli z getta lub z obozów kaźni, udzieliło tak wydatnej pomocy, że okupant opublikował zarządzenie grożące śmiercią tym Polakom, którzy pomagają ukrywającym się Żydom. Niemniej znalazły się jednostki wyzute ze czci i sumienia, rekrutujące się ze świata przestępczego, które stworzyły sobie nowe źródło występnego dochodu przez szantażowanie Polaków ukrywających Żydów i Żydów samych. KWC ostrzega, że tego rodzaju wypadki szantażu są rejestrowane i będą karane z całą surowością prawa, w miarę możności już obecnie, a w każdym razie w przyszłości«”47.

Przestępstwa tego rodzaju leżały w gestii Cywilnych Sądów Specjalnych (CSS) utworzonych pod koniec 1942 r. i podporządkowanych Kierownictwu Walki Cywilnej. Po wielu miesiącach naciski Rady odniosły skutek. Pierwszy wyrok na szantażystę wydano w Warszawie 7 lipca 1943 r., wykonano 25 sierpnia, a do publicznej wiadomości podano w połowie września 1943 r.48 (pierwszy taki wyrok na ziemiach polskich wykonano w Krakowie 17 lipca 1943 r.). Tak późne zajęcie się tą sprawą wynikało po części z powolnego trybu pracy zespołów śledczych i sądzących, a po części z braku determinacji kręgów decyzyjnych cywilnego pionu polskiej konspiracji49. Radykalna zmiana nastąpiła dopiero po podporządkowaniu KWC Komendzie Głównej AK i przekształceniu go w Kierownictwo Walki Podziemnej (15 września 1943 r.). Zapowiedź ścigania szantażystów została bardzo mocno zaakcentowana już w komunikacie podpisanym przez delegata rządu i dowódcę AK: „Szczególnie ścigane będą przez Sądy Specjalne szantaże pieniężne i wyłudzanie pieniędzy pod przykrywką starań o zwolnienie uwięzionych lub internowanych Polaków oraz szantaże pieniężne na ukrywających się Żydach”50. Za pierwszymi wyrokami poszły następne. Za zbrodnie na Żydach z wyroku warszawskiego CSS zastrzelono Tadeusza Stefana Karcza, Janusza Krystka (zamieszkałego w powiecie węgrowskim)51, Jana Łakińskiego (to on prawdopodobnie zadenuncjował schron Emanuela Ringelbluma oraz ukrywających go Polaków) i policjantów granatowych Bolesława Szostaka i Antoniego Pietrzaka (sentencję wyroku na tym ostatnim opublikowano trzy tygodnie przed wybuchem powstania). Oprócz nich Kedyw zlikwidował jeszcze kilka innych osób, Polaków i Niemców, mających na sumieniu szantażowanie Żydów. Z uwagi na to, że nie wszystkie wyroki na szantażystów zostały opublikowane w prasie konspiracyjnej (opublikowano ich 8), trudno dokładnie ocenić skalę zwalczania szantaży. Od lat w literaturze funkcjonuje szacunek, że CSS w Warszawie miał wydać około 70 wyroków śmierci na konfidentów i kolaborantów, z czego około 30% miało dotyczyć przestępców, których główną winą było prześladowanie Żydów52. Jak dotąd nie udało się tych liczb zweryfikować.

Jednak w warunkach konspiracyjnych oraz ze względu na ograniczone i często otrzymywane z dużym opóźnieniem środki finansowe organizacje koordynujące pomoc dla ukrywających się Żydów nie były w stanie dotrzeć do wszystkich potrzebujących. Oblicza się, że z pomocy finansowej RPŻ, Bundu i ŻKN korzystało około 12 000 Żydów, z czego 6500 to podopieczni ŻKN, zaś około 3000 „Żegoty”. Prócz zorganizowanej pomocy dla ukrywających się Żydów, wiele osób pomagało im indywidualnie. Trudno oszacować, jak wielu Polaków było zaangażowanych w pomoc Żydom – czasem incydentalną, jednorazową, a czasem długotrwałą, systematyczną pomoc dla kilku czy nawet kilkunastu osób, za którą w okupowanej Polsce groziła kara śmierci. Jak wynika z ustaleń b. Głównej Komisji Badania Zbrodni Hitlerowskich w Polsce, około 700 osób zostało zamordowanych w następstwie pomocy Żydom. W samej Warszawie Niemcy mieli zamordować za udzielanie pomocy Żydom 47 osób, a 15 wysłać do obozów koncentracyjnych, gdzie większość zginęła. Ilu pomagało Żydom, nie ponosząc z tego powodu tragicznych konsekwencji – nie sposób dokładnie ustalić53.

„Tajne miasto” Polaków i Żydów, opierające się na wzajemnej pomocy, solidarności i tajemnicy, funkcjonowało w Warszawie do wybuchu powstania sierpniowego.

Żydowska Organizacja Bojowa po powstaniu

W rozpoczętym 19 kwietnia 1943 r. powstaniu w warszawskim getcie wzięło udział kilkuset bojowców żydowskich wchodzących w skład dwóch organizacji bojowych: Żydowskiej Organizacji Wojskowej i Żydowskiego Związku Wojskowego. Ta pierwsza, powstała 24 sierpnia 1942 r., zrzeszając początkowo członków organizacji młodzieżowych Ha-Szomer ha-Cair, Dror, Akiwa, do których przyłączyły się następnie Poalej Syjon, komuniści, a wreszcie Bund, od jesieni 1942 r. utrzymywała kontakt z cywilnymi i wojskowymi strukturami Polski Walczącej – Armią Krajową i Delegaturą Rządu. Za sprawą tych kontaktów, w aspekcie wojskowym koordynowanych przez referat żydowski w Biurze Informacji i Propagandy KG AK kierowanym przez Henryka Wolińskiego, ŻOB pozyskała pewną ilość uzbrojenia niezbędnego do przygotowania oporu. W kilku partiach przekazano do getta kilkadziesiąt egzemplarzy broni krótkiej, granaty i materiały wybuchowe. Łącznikiem ŻOB po „stronie aryjskiej” był Arie Wilner ps. „Jurek”. Na komendanta ŻOB został wybrany Mordechaj Anielewicz (1919–1943) z organizacji Ha-Szomer ha-Cair.

Żydowski Związek Wojskowy, utworzony przez członków Betaru – młodzieżowej przybudówki Nowej Organizacji Syjonistycznej (tzw. syjonistów-rewizjonistów) – powstał zapewne w tym samym czasie co ŻOB54. Był organizacją mniej liczną, lecz – pomimo braku kontaktu z przedstawicielstwem Polskiego Państwa Podziemnego – stosunkowo dobrze zorganizowaną i uzbrojoną55. Broń pochodziła głównie z zakupów dokonywanych częściowo za pośrednictwem osób związanych z polską konspiracją, lecz działających na własną rękę i dla własnej korzyści. Na jej czele stali Paweł Frenkel (?–1943) i pochodzący z Kielc dziennikarz Leon Rodal (1913–1943). Organizacja wyłoniła własny komitet polityczny, na którego czele stali znani przed wojną działacze Nowej Organizacji Syjonistycznej dr Dawid Wdowiński i dr weterynarii Michał Strykowski.

23 kwietnia 1943 r. przedstawiciele ŻOB po aryjskiej stronie wydali apel do społeczeństwa polskiego. Pisano w nim: „Polacy, Obywatele, Żołnierze Wolności! (…) Toczy się walka o naszą i o waszą wolność! O Wasz i nasz – ludzki, społeczny i narodowy – honor i godność! Pomścimy zbrodnie Oświęcimia, Treblinek, Bełżca, Majdanka. Niech żyje braterstwo broni i krwi Walczącej Polski! Niech żyje wolność! Śmierć katom i oprawcom. Niech żyje walka na śmierć i życie z okupantem!”56. Równie silnie oddziaływającym symbolem były wywieszone przez bojowców ŻZW na jednym z budynków przy pl. Muranowskim dwa sztandary: biało-czerwony i biało-niebieski. Realne możliwości Armii Krajowej i innych formacji wojskowych, by przyjść z pomocą walczącym, były ograniczone. Kilka akcji przeprowadzonych pod murami getta miało znaczenie czysto symboliczne. Pierwsza z nich, zarazem największa, została przeprowadzona 19 kwietnia 1943 r. siłami jednego z oddziałów warszawskiego Kedywu pod dowództwem kpt. Józefa Pszennego „Chwackiego”. Planowano wysadzić mur getta i w ten sposób otworzyć Żydom drogę ucieczki. Z powodu obecności w rejonie uderzenia nadspodziewanie dużych sił nieprzyjaciela próba zakończyła się fiaskiem. W starciu padło dwóch żołnierzy AK, jeden został ciężko ranny, kilku innych odniosło lżejsze obrażenia. Nie udało się dotrzeć do muru, a minę zdetonowano z dala od celu57.

W trakcie walk w getcie i podczas ewakuacji (w Warszawie i poza miastem) poległa większość żołnierzy ŻZW i przywódcy organizacji. Leon Rodal zginął w getcie. Paweł Frenkel po kilku dniach ciężkich walk przeszedł wraz ze swoim oddziałem na „stronę aryjską” tunelem pod ul. Muranowską. Stamtąd część grupy została przewieziona do specjalnie wynajętej dla nich willi w Michalinie. Bojowcy ŻZW zostali rychło zdekonspirowani i zaatakowani przez żandarmerię. Ci, którzy przeżyli, powrócili do Warszawy. Był wśród nich również Frenkel, który wraz z kilkoma towarzyszami znalazł schronienie w kamienicy przy ul. Grzybowskiej 11. Zginął 19 czerwca 1943 r., w walce z Niemcami. Grupa bojowców, która pozostała w kamienicy przy Muranowskiej, została zdekonspirowana już 27 kwietnia. Jej członków po krótkiej walce ujęto i najprawdopodobniej zamordowano. Tym sposobem zginęli wszyscy członkowie siedmioosobowej komendy ŻZW. Członkowie komitetu politycznego zostali wywiezieni do obozów na Lubelszczyźnie. W powstaniu zginęła również duża część żołnierzy ŻOB wraz z komendantem Mordechajem Anielewiczem. 8 maja 1943 r. popełnił on samobójstwo wraz z kilkudziesięcioma towarzyszami w bunkrze przy ul. Miłej 18. Jednak w przeciwieństwie do ŻZW, którego pozostali przy życiu członkowie ulegli rozproszeniu, ŻOB, dzięki swym kontaktom po „aryjskiej stronie”, zarówno z AK, jak i podziemiem komunistycznym, choć zdziesiątkowana, zachowała ciągłość organizacyjną.

Funkcję komendanta ŻOB przejął Icchak Cukierman „Antek” (1915–1981), dotychczasowy zastępca Anielewicza. Pochodzący z Wilna Cukierman od 1936 r. mieszkał w Warszawie, gdzie sprawował funkcję sekretarza generalnego syjonistycznej organizacji młodzieżowej Dror-he-Chaluc. W ŻOB, którą współtworzył, został zastępcą komendanta. Na początku kwietnia 1943 r. znalazł się po „aryjskiej stronie” jako oficjalny przedstawiciel organizacji do kontaktów z AK z zadaniem przejęcia obowiązków aresztowanego przez Niemców Ariego Wilnera (6 marca 1943). W okresie powstania zabiegał o pomoc dla walczącego getta, a następnie koordynował ewakuację pozostałych przy życiu bojowców poza Warszawę. Działania te zakończyły się sukcesem. Nadludzkim wysiłkiem przedstawicielstwa ŻOB po „aryjskiej stronie” udało się wyprowadzić z getta kanałami dwie grupy bojowców liczące w sumie około osiemdziesięciu osób. Jednym z organizatorów tego przedsięwzięcia był Kazik Ratajzer (Simcha Rotem, ur. w 1924 r.), wysłany po kilku dniach walk na „stronę aryjską” z zadaniem znalezienia sposobów opuszczenia getta przez walczących towarzyszy. Obie grupy udało się przetransportować w okolice Łomianek, gdzie spędziły kilkanaście dni w oczekiwaniu na pomoc. Niektórzy bojowcy (np. Cywia Lubetkin i bundowiec Marek Edelman) powrócili do Warszawy, większość jednak zmuszona była pozostać na prowincji. Z uwagi na to, że ŻOB nie otrzymała żadnego realnego wsparcia od struktur AK, zmuszona była podporządkować się PPR i GL. ŻOB-owcy zostali przewiezieni w lasy wyszkowskie, tworząc oddział im. Anielewicza, który wkrótce podzielił się na trzy niezależne grupy. Jednak bez znajomości terenu, bez wsparcia miejscowej ludności, a co ważniejsze – bez poparcia struktur Armii Krajowej – ich los był przesądzony. W ciągu kilku następnych miesięcy oddziały te zostały rozbite, a większość bojowców zginęła, część w walce z Niemcami, inni w nie do końca rozpoznanych okolicznościach58. Część partyzantów wróciła do Warszawy. Były komendant getta centralnego Izrael Kanał z powodu trudności związanych z ukrywaniem się po „aryjskiej stronie” zgłosił się do Hotelu Polskiego; miał „zły wygląd”, nie miał mieszkania, a powrót do partyzantki okazał się niemożliwy. Podobnie postąpił mający za sobą traumatyczne przeżycia inny dowódca z getta – Eliezer Geller59. Obaj zginęli.

Niektórzy ŻOB-owcy nadal pozostawali na prowincji. W maju 1944 r. doszło do spotkania przebywających na ćwiczeniach żołnierzy kompanii B-1 pułku „Baszta” z kilkoma uczestnikami powstania w getcie. Miało ono miejsce nieopodal miejscowości Kamieńczyk w lasach wyszkowskich. Jerzy Kłoczowski, uczestnik tego spotkania, pisał po latach: „Ich opowiadania o tych walkach i cała postawa robiły na nas wielkie wrażenie: było rzeczą zupełnie oczywistą, że rychło podejmiemy w Warszawie walkę zbrojną, która będzie stanowić niejako dalszy ciąg walki toczonej przez naszych kolegów z ŻOB”60. Zachowały się fotografie dokumentujące to spotkanie. Nie wiadomo jednak, kim byli partyzanci żydowscy61.

Do 1 sierpnia 1944 r. udało się przetrwać w Warszawie kilkudziesięciu osobom związanym z ŻOB. Cukierman starał się pozostawać z nimi w kontakcie, jeśli nie bezpośrednim, to z pomocą łączniczek (wielu z nich nie mogło swobodnie poruszać się po mieście z obawy przed grożącym im niebezpieczeństwem), a przede wszystkim nieść im pomoc materialną. Oprócz ŻOB-owców w ukryciu pozostawało wielu Żydów uciekinierów i wychodźców z getta, gotowych przyłączyć się do konspiracji. Zrazu udało się to tylko nielicznym, którzy znaleźli się w szeregach AK, Socjalistycznej Organizacji Bojowej czy strukturach komunistycznych. Intencją Komendy ŻOB było nie tylko zapewnienie tym ludziom bezpieczeństwa, lecz także wykorzystanie ich do zadań bojowych, takich jak likwidacja szmalcowników, a w perspektywie czynny udział w walce z okupantem. Tak narodził się pomysł stworzenia żydowskiego oddziału w ramach AK, który miał przystąpić do walki w chwili wybuchu powstania powszechnego. Z zachowanych dokumentów wynika, że jego zalążek powstał kilka miesięcy po powstaniu w getcie. Jednostkę tworzono zapewne zgodnie z rozkazami dowódcy AK gen. Stefana Roweckiego „Grota” oraz dowódcy warszawskiego Okręgu AK płk. Antoniego Chruściela („Konara”, „Montera”). Jeszcze w lutym 1943 r. „Grot” nakazywał komendantom okręgów AK udzielenie pomocy tym gettom, które zdecydują się na podjęcie zbrojnej samoobrony. Później zezwalał na „utworzenie żydowskich oddziałów powstańczych spośród nastawionego patriotycznie elementu (bundowcy, syjoniści). Sugerował, by oddziałów takich nie używać w akcji dywersyjnej i partyzanckiej, lecz pozwolić im wytrwać do czasu powstania i przygotować się do niego”62. Również „Monter”, jeszcze przed powstaniem w getcie, nie widząc możliwości przyjmowania Żydów do oddziałów AK na terenie Okręgu Warszawskiego i Obszaru Warszawskiego AK, wyraził zgodę na tworzenie z Żydów „biernych oddziałów powstańczych”. Nie znamy nazwiska osoby odpowiedzialnej za stworzenie tego oddziału – miał nim być przedwojenny oficer zawodowy. Jednym z organizatorów oddziału ze strony żydowskiej był wspomniany już Simcha Rotem („Kazik”). Jako że swobodnie poruszał się po „aryjskiej stronie”, powierzono mu przeprowadzenie naboru do oddziału wśród Żydów ukrywających się w Warszawie. Stykał się on również z przedstawicielami polskich czynników wojskowych wyznaczonych do realizacji tego zadania. W jego ocenie instruktor z ramienia AK okazał się dobrym fachowcem: „był wojskowym z prawdziwego zdarzenia. Umiał wszystko szybko i dobrze wyjaśnić. Kontakt z nim upewnił mnie, że przygotowuje się Powstanie”63.

15 listopada 1943 r. w sprawozdaniu do Londynu przedstawiciele Komitetu Centralnego Bundu informowali, że oddział powstańczy w Warszawie „został już formalnie zorganizowany, do którego należy parędziesiąt Żydów pod kierunkiem oficera WP. Oddział ten miałby – po faktycznym uruchomieniu – być czynny, jak jego nazwa wskazuje, w chwili ogólnego powstania przeciw okupantowi łącznie z innymi oddziałami, których byłby częścią składową. I ta sprawa jest finalizacją rozmów KK [Komisji Koordynacyjnej] względnie ŻOB na odcinku wojskowym z odnośnym oficjalnym konspiracyjnym czynnikiem”. Bund, w duchu swej tradycji, optował raczej za tworzeniem „mieszanych oddziałów” polsko-żydowskich64. Rzeczywistość była jednak bardziej skomplikowana, a prace organizacyjne napotykały niespodziewane przeszkody. W liście do dowódcy AK gen. Tadeusza Komorowskiego „Bora” datowanym na 26 listopada 1943 r. Cukierman skarżył się: „Decyzją odpowiednich władz, przed trzema miesiącami został w Warszawie utworzony żydowski oddział powstańczy. Od 10-ciu tygodni Komendant Oddziału nie ma kontaktu z instruktorem, delegowanym przez Władze Wojskowe. Interweniowaliśmy w tej sprawie niezliczoną ilość razy, ale bez skutku. Oddział się rozpada”65. Jednak pomimo powtarzających się monitów wysuwanych przez stronę żydowską inicjatywa upadła. Z napisanego niedługo po powstaniu warszawskim sprawozdania dotyczącego działalności referatu żydowskiego w Komendzie Głównej AK, sygnowanym przez kierownika tej struktury Henryka Wolińskiego wynika, że głównym powodem fiaska były zaniechania ze strony oficera wyznaczonego do sformowania oddziału: „Wyznaczono naszego oficera do szkolenia tego oddziału. Przybył on na punkt szkoleniowy, wyznaczył spotkanie, lecz się na nie nie stawił. Na skutek wielokrotnych interwencji, wspomniany oficer przybył na punkt jeszcze jeden raz, lecz w stanie zupełnie nietrzeźwym. Dalsze interwencje nie odniosły skutku. Żydowski oddział powstańczy nie otrzymał wyszkolenia i przestał istnieć”66. Biorąc pod uwagę trudności techniczne związane z trybem szkolenia osób ukrywających się, mających z powodu tzw. złego wyglądu problemy ze swobodnym poruszaniem się po mieście, a tym samym szczególnie narażonych na dekonspirację, sprawa mogła być daleko bardziej skomplikowana. Dostrzegał to również sam Cukierman. Po latach pisał: „Trudno było wymagać od człowieka, by spełniał wszystkie wymagania: żeby był gotów walczyć i żeby miał aryjski wygląd. Mógł być człowiekiem walki, ale jego wygląd mógł zagrozić każdej akcji. Dlatego szukaliśmy przede wszystkim ludzi o aryjskim wyglądzie. Czasami nie wiedzieliśmy, czy człowiek ten zda egzamin, nie wiedzieliśmy skąd przychodzi. Ilu ludzi mogliśmy zebrać po stronie aryjskiej? Trzeba pamiętać przecież, że około 90% Żydów ukrywało się ze względu na semicki wygląd. Co mogli robić? Tylko ukrywać się. Dlatego pomagaliśmy im się ukrywać. Szukaliśmy ze świecami każdego, kogo można było zmobilizować do walki. Ale w rachubę wchodziło nie więcej niż kilkadziesiąt osób’67. Na dowódcę żydowskiego oddziału powstańczego był przewidziany inżynier Rychter, oficer rezerwy, o pseudonimie „Stary”, ukrywający swą tożsamość pod nazwiskiem Janiszewski68. Niezależnie jednak od przyczyn tego niepowodzenia, fakt ten odbił się niekorzystnie na uczestnictwie Żydów w powstaniu warszawskim.

Sprawa sformowania żydowskiego oddziału powstańczego, choć niewątpliwie ważna, stanowiła tylko fragment kontaktów polskiej i żydowskiej konspiracji zbrojnej w tym okresie. Komendant ŻOB w dalszym ciągu spotykał się z przedstawicielami Armii Krajowej: Aleksandrem Kamińskim, redaktorem naczelnym „Biuletynu Informacyjnego”, i wspominanym już Henrykiem Wolińskim. Jeśli jednak wierzyć wspomnieniom Cukiermana, ich częstotliwość w 1944 r. wyraźnie spadła. Za pośrednictwem polskiego podziemia wymieniano korespondencję z Londynem oraz otrzymywano fundusze przekazywane przez organizacje żydowskie na działalność wojskową i na pomoc ukrywającym się Żydom69. Spotkania te odbywały się w „melinach” ŻOB. Żydowscy konspiratorzy wykorzystywali kilka bezpiecznych adresów jako punkty kontaktowe, składy broni, przede wszystkim jednak jako mieszkania. Jedno z nich mieściło się przy ul. Komitetowej 4, kolejne przy ul. Pańskiej 5 – w wynajęciu tego ostatniego pośredniczył Aleksander Kamiński. Bezpośrednio przed powstaniem główna baza znajdowała się w kamienicy przy ul. Leszno 18, przylegającej do budynku konsystorza (Domu Dysydentów) przy kościele ewangelicko-reformowanym: „Jedna ściana, od strony kościoła była zamurowana, a za nią znajdowała się duża kryjówka, mogąca pomieścić 10 osób. Tam znajdowało się również archiwum i skład broni. (…) wchodziło się przez piec, który stał na wschodniej ścianie. Była to dobra kryjówka (…). Budowa „meliny” wymagała pomocy fachowców w dziedzinie murarstwa, elektryczności, itp. A nie było zbyt wielu żydowskich murarzy. (…) Fachowcami zawsze byli Polacy”70. Mieszkali tu Icchak Cukierman, Cywia Lubetkin, Marek Edelman i inni. Znajdowały się tu również magazyn broni oraz archiwa ŻOB i młodzieżowej organizacji Dror. Kolejnym ważnym ogniwem żydowskiej konspiracji było sześciopokojowe mieszkanie przy ul. Żurawiej 27, gdzie mieściła się siedziba Komitetu Centralnego Bundu. Lokal ten, również wyposażony w skrytkę, służył zarówno do celów mieszkalnych, jak i organizacyjnych.

Przebywający po „aryjskiej stronie” działacze żydowskiego podziemia utrzymywali stały kontakt z Delegaturą Rządu. Przekazywano korespondencję i przesyłane od organizacji żydowskich z zagranicy fundusze na pomoc Żydom. Jeszcze latem 1944 r. spotkali się z kurierem Tadeuszem Chciukiem „Celtem”. Z drugiej strony niektórzy z nich coraz silniej wiązali się z komunistami. Symbolem tej ambiwalencji była postawa Adolfa Bermana, przewodniczącego ŻKN i wiceprzewodniczącego „Żegoty”, który wszedł w skład powołanej do życia z początkiem 1944 r. pod egidą PPR Krajowej Rady Narodowej71, stanowiącej istotny element w scenariuszu przejęcia władzy nad Polską przez komunistów. Przyczyny tych działań były złożone, uproszczeniem byłoby sprowadzać je do motywacji czysto politycznej. Sytuacja ta odbiła się na postrzeganiu Żydów w kręgach polskiej konspiracji niepodległościowej.

Rozdział II Żydzi w szeregach powstańczych

Żydowska Organizacja Bojowa w powstaniu

W powstaniu warszawskim walczyli z bronią w ręku weterani powstania w getcie. Byli to zarówno żołnierze Żydowskiej Organizacji Bojowej – organizacji stanowiącej trzon wojskowej konspiracji żydowskiej, jak i – choć w daleko mniejszym stopniu – pozostali przy życiu członkowie Żydowskiego Związku Wojskowego. Jednak tylko ŻOB zachowała ciągłość organizacyjną i w dniach powstania, pomimo niewielkiego potencjału, mogła wystąpić jako odrębna formacja, świadoma swych celów.

W chwili wybuchu powstania na terenie Warszawy przebywało kilkudziesięciu ŻOB-owców. Ze strony dowództwa AK nie istniały jakiekolwiek plany włączenia ich do działań zbrojnych. Ostatnią taką inicjatywą była opisana w rozdziale I, zakończona kompletnym fiaskiem próba sformowania żydowskiego oddziału powstańczego. Nie jest to szczególnie zaskakujące, ponieważ z punktu widzenia ogromu wyzwań i zadań stojących przed Armią Krajową Żydowska Organizacja Bojowa była, biorąc pod uwagę jej rzeczywisty potencjał bojowy, formacją mało znaczącą, z którą utrzymywano ograniczone kontakty, raczej w imię racji politycznych i moralnych aniżeli wojskowych. Nie bez znaczenia były też obserwowane z niepokojem zacieśniające się kontakty polityków i bojowców żydowskich z podziemiem komunistycznym, zarówno z PPR, jak i AL. Z drugiej strony, Komenda ŻOB, złożona z kilku zaledwie osób (Cukierman, Edelman, Lubetkin), w dodatku zagrożonych i zmuszonych do ukrywania się, skoncentrowana była głównie na przetrwaniu oraz pomocy dla ukrywających się Żydów i, jak się wydaje, nie miała żadnego scenariusza „mobilizacyjnego” na wypadek wybuchu walk w mieście, mimo że taką ewentualność przewidywano.

Początek walk stanowił zaskoczenie nie tylko dla szeregowych bojowców, ale i dla Cukiermana. Postawy i decyzje zależały w dużym stopniu od okoliczności. Ci, którzy znajdowali się w pobliżu, kierowali się do bazy przy ul. Leszno 18 lub do kwatery Bundu przy Żurawiej. Mimo że nie brakowało obaw, dominowało pragnienie natychmiastowego przyłączenia się do walki. O ówczesnych nastrojach mówią pozostawione przez żołnierzy ŻOB świadectwa. Icchak Cukierman wspominał: „Jeszcze przed wybuchem powstania czuliśmy, że coś się szykuje, ale o dokładnym terminie dowiedzieliśmy się dopiero w dniu, kiedy wybuchły walki. Miałem szczęście, że w dniu wybuchu powstania byłem w dzielnicy, (…) która znajdowała się pod kontrolą powstańców. (…) nie mogę mówić o ogóle Żydów; mogę mówić tylko o naszej grupie. Mam wrażenie, że była to grupa najbardziej nieszczęśliwa. Była to grupa bojowników, którzy w innych warunkach, w innym miejscu – w getcie, wśród Żydów – nie zaprzestaliby walki 10 maja 1943 r., ze spaleniem getta; a teraz, po aryjskiej stronie, byli skazani na bezczynność. Nie mogli robić niczego. Co mogła robić Cywia? Daję ją jako przykład, ze względu na wybuchowy temperament. Chciała rzeczy nieosiągalnych. To samo dotyczyło Marka Edelmana, który dowiódł swej odwagi, czego byłem świadkiem; odważny był też na Starówce. Była to grupa bojowników sparaliżowanych okolicznościami. I oto teraz powstanie warszawskie wyzwoliło tę siłę. Nie trzeba być psychologiem, żeby zrozumieć, co czuli ci ludzie. Przypuszczam, że cały czas marzyli o chwili, kiedy będą mogli stanąć do walki przeciwko Niemcom. I przyszedł 1 sierpnia 1944 r. i dał im szansę spełnienia tego marzenia”72. Sprawa nie była jednak prosta. Rozgoryczeniu z powodu braku zainteresowania AK sprawami żydowskimi towarzyszył wzrost zaufania do konspiracji komunistycznej, deklarującej daleko większe zrozumienie i otwartość. Na dylemat ten zwracał uwagę Simcha Rotem: „Powstało podstawowe pytanie – czy przyłączyć się do AK, czy do AL. Pytanie – czy w ogóle brać udział w Powstaniu – nigdy nie padło. To było oczywiste, że będziemy walczyć. Byliśmy grupą bojową i mieliśmy Antka – naszego komendanta. Więc chodziło o to, z kim się połączyć: z AK czy z AL”73.W jakiś sposób wiązało się to z kwestiami natury ideologicznej. Cywia Lubetkin pisała co prawda: „Nasze grupy również były świadome, jaka jest polityczna treść powstania. Lecz była to wojna z Niemcami, więc my, członkowie ŻOB, przyłączyliśmy się do powstania jako zorganizowana grupa”74.

Mieszkający razem ze Stefanem Grajkiem przy ul. Leszno 27 inny członek ŻOB, Tuwia Borzykowski, wspominał: „Powitaliśmy wybuch powstania z mieszanymi uczuciami. Z jednej strony odczuwało się pragnienie wyjścia na ulicę i radosnego powitania wolności, ale z drugiej strony obawa, że wszystko może jeszcze się zmienić, podpowiadała by pozostać w ukryciu”. Podobne rozterki musieli przeżywać również członkowie organizacji wojskowej: „Podczas gdy Polacy walczyli z nadzieją na zwycięstwo, Żydzi wiedzieli, że ich wojna dawno została przegrana. Ich główną motywacją była nienawiść do wroga. W pewnym sensie byliśmy jednak w lepszej sytuacji niż Polacy. Po doświadczeniach wyniesionych z getta byliśmy lepiej przystosowani do życia pośród zniszczenia, płonących domów, duszącego dymu”. Co ciekawe, Borzykowski w ogóle nie wspomina o próbie przyłączenia się oddziału ŻOB do AK, stwierdzając, że ŻOB planowała akces do AL75. Analizując wybory żydowskich konspiratorów, nie należy jednak przeceniać znaczenia aspektów politycznych. Dużą rolę odgrywały konkretne okoliczności, w jakich przyszło im działać. Scenariusz pisało życie. Mówił o tym Marek Edelman: „O piątej po południu usłyszeliśmy pierwsze strzały. Trzeba było iść do walki. Ale z kim? Nie wchodziliśmy w skład żadnej organizacji wojskowej. Jednak wyszliśmy na ulicę. Czuliśmy się wolni. Poszedłem na Żelazną. Mieszkała tam grupa naszych kolegów, którzy wrócili z lasu. Długo dyskutowaliśmy co robić”76.

W pierwszych dniach walk Komenda ŻOB zdana była tylko na siebie. Wybuch powstania doprowadził do rozproszenia działaczy „Żegoty”. Poza Warszawą znaleźli się kierownik referatu żydowskiego przy Delegaturze Rządu, będący pośrednikiem między konspiracją żydowską a czynnikami polskimi, Witold Bieńkowski i wiceprzewodniczący „Żegoty” Tadeusz Rek. Adolf Berman i Roman Jabłonowski (który zastąpił na stanowisku przewodniczącego aresztowanego Juliana Grobelnego) znaleźli się na Żoliborzu, Marek Arczyński, Leon Feiner, Władysław Bartoszewski oraz Stefan Sendłak (kierownik referatu terenowego Rady) przebywali na terenie Śródmieścia. Ten ostatni został mianowany zastępcą delegata III Rejonu (Śródmieście Północ). Wiemy o jednym tylko posiedzeniu Rady w okresie powstania. Odbyło się ono, w bardzo okrojonym składzie, dopiero we wrześniu 1944 r. Obecni byli Feiner, Arczyński i Sendłak. Postawiono tam m.in. wniosek zwrócenia się do władz powstańczych o uchylenie niemieckiego ustawodawstwa antyżydowskiego oraz wydanie oświadczenia o równouprawnieniu ludności żydowskiej. Jeśli wierzyć Sendłakowi, takie enuncjacje zostały wydane. Nie potwierdza tego jednak lektura prasy powstańczej. Bundowiec Bernard Baruch Goldstein jednoznacznie stwierdził fiasko rozmów na ten temat z przedstawicielami Delegatury77. Szczegółów jednak brak.

Ze względu na kwestie natury wojskowej dekompozycja struktur „Żegoty” nie miała decydującego wpływu na rozwój sytuacji. O wiele większe znaczenie dla funkcjonowania ŻOB w powstaniu miała nieobecność Henryka Wolińskiego, który od jesieni 1942 r. koordynował kontakty na linii ŻOB–AK; nie został zmobilizowany i znalazł się poza Warszawą. W bardzo poważnym stopniu na dalszych jej działaniach zaważył także tragiczny los Jerzego Grasberga. Grasberg, przed wojną student agronomii Uniwersytetu Warszawskiego, należał do harcerstwa, gdzie poznał Aleksandra Kamińskiego. Znajomość ta trwała w okresie okupacji. Grasberg przygotowywał materiały z getta dla „Biuletynu Informacyjnego”. Już po utworzeniu ŻOB próbował wprowadzić doń grupę żydowskich harcerzy (inicjatywa miała upaść z powodu sprzeciwu Anielewicza). Po „aryjskiej stronie” znalazł się w marcu 1943 r. Organizował broń dla getta. Wraz z żoną, Lubą Gawisar „Zieloną Marysią”, zamieszkał przy ul. Pańskiej 5. Z powodu „niearyjskiego wyglądu” nie mógł opuszczać mieszkania. W pierwszym lub drugim dniu powstania poniósł śmierć z rąk powstańców. Istnieje kilka przekazów dotyczących tej sprawy, lecz wszystkie pochodzą z drugiej ręki. Zgadzają się co do tego, że podczas próby wydostania się z mieszkania – bazy ŻOB – lub krótko po jego opuszczeniu Grasberg został zatrzymany przez powstańców (albo przekazany im przez zaniepokojonych czy nadgorliwych sąsiadów), a następnie zastrzelony. Dowodem na to, że był szpiegiem lub kolaborantem, miały być znalezione przy nim fałszywe dokumenty i broń.

Trudno jednoznacznie wskazać na motywy tej zbrodni; nie sposób rozstrzygnąć, czy powodem śmierci Grasberga był antysemityzm, czy też stał się on jedną z pierwszych ofiar antyszpiegowskiej psychozy ogarniającej cywilów i żołnierzy, tym trudniejszej do opanowania, że wszystko rozegrało się w atmosferze chaosu i wyłaniania się powstańczych struktur bezpieczeństwa. Czy zastrzeliła go żandarmeria AK po przeprowadzeniu jakiegoś dochodzenia, czy stała za tym jakaś samozwańcza bojówka? Jakkolwiek było, Grasberg poniósł śmierć z rąk powstańców, a wiadomość o tym zdarzeniu przyniósł do kwatery ŻOB jego przyjaciel i opiekun, a zarazem niestrudzony orędownik spraw żydowskich w KG AK – Aleksander Kamiński. Jego list do Luby Gawisar, która w przeddzień wybuchu powstania wyjechała z miasta i została odcięta na Pradze, przynosi szczegóły tej sprawy:„Kazimierz [Aleksander Kamiński] napisał do mnie list, w którym powiedział dokładnie, że on wie, że to akowcy zabili Jurka. Napisał, że Jurek ich błagał, żeby się z Kamińskim porozumieli, że on zaświadczy… Ale oni chyba się spieszyli. (…) Wiem, że on wyszedł z mieszkania z bronią, idiota! Chciał walczyć, szedł do powstania”78. Okoliczności śmierci Grasberga musiały wywrzeć na jego towarzyszach wstrząsające wrażenie, zwłaszcza że kilku innych członków ŻOB również miało przykre przejścia z powstańczymi służbami bezpieczeństwa. Z relacji Edelmana wynika, że to właśnie Kamiński miał zasugerować, by w imię bezpieczeństwa tworzący się oddział ŻOB przyłączył się raczej do Armii Ludowej: „»Antek« opowiedział, że przed paroma godzinami był u nas Kamiński. Przyszedł z informacją, że poprzedniego wieczora na Pańskiej ludzie z AK zastrzelili Jurka Grasberga. Powiedzieli, że skoro ma fałszywe dokumenty i jest uzbrojony, musi być szpiegiem. A naprawdę zabili go dlatego, że był Żydem. Kamiński powiedział też, że nie może nas żobowców powierzyć żadnemu oddziałowi AK. Jeśli chcemy być bezpieczni, powinniśmy sobie znaleźć inną organizację, aby walczyć w jej szeregach”79.

Niemniej podjęto rozmowy z jakimiś przedstawicielami AK na temat wcielenia w jej struktury oddziału ŻOB. Przekazy na temat ich przebiegu są niestety lakoniczne. Prowadzący je Cukierman miał się domagać przyznania jego oddziałowi statusu odrębnej, żydowskiej formacji. Jego wspomnienia są w tym punkcie mało konkretne. Nie inaczej ma się sprawa z innymi relacjami. Cywia Lubetkin zapisała: „2 sierpnia, nawiązaliśmy kontakt z dowództwem AK tej dzielnicy, zawiadamiając je o naszej gotowości uczestniczenia w walce przeciwko Niemcom. Przyjęto nas obojętnie, chłodno. Oświadczono, że dowództwo się zastanowi, zbada sprawę, porozumie się z nam”80. Trudno orzec, czy tylko z tego powodu starania te zakończyły się fiaskiem. Nie wiadomo nawet, na jakim szczeblu zapadła taka decyzja, a przede wszystkim przez kogo została podjęta. Łączniczka ŻOB Adina Blady-Szwajger wspominała: „Przyszli do nas Marek [Edelman], Antek [Cukierman] z Celiną [Lubetkin], Marysia z Zygmuntem [Warmanowie] i Julek [Fiszgrund] – chłopiec Zosi. Zgłosili się do dowództwa oddziału, który stacjonował w tym samym podwórzu. Nie przyjęto ich! Oddział żydowskich bojowców nie był potrzebny. Więc poszli do AL, gdzie ich przyjęto. Kwaterowali niedaleko, za placem Krasińskich, w ruinach dawnego bazaru na Świętojerskiej”81. Nie ma na ten temat żadnych źródeł polskich. Nawet informacje Henryka Wolińskiego pochodziły z drugiej ręki: „Za (…) objaw niechętnego stosunku do Żydów jest uważany fakt niepodjęcia żydowskiego oddziału w czasie powstania warszawskiego. Oddział ten przez 24 godziny oczekiwał bezskutecznie podjęcia go przez oficera AK, po czym dano »Antkowi« (komendantowi ŻOB) do zrozumienia, że włączenie jego oddziału do AK jest niemożliwe”. Woliński precyzował, że informacja „pochodzi ze źródeł żydowskich i nie została przeze mnie skonfrontowana ze źródłami polskimi”82.

Po powstaniu politycy żydowscy, którym udało się opuścić Warszawę, skontaktowali się z Wolińskim. Przekazali mu nie tylko ustne relacje z przeżyć ostatnich miesięcy, ale także kilka listów do działaczy żydowskich w Londynie zawierających dość szczegółowe sprawozdania z wydarzeń w powstańczej Warszawie. Przekazy te w interesującej nas kwestii stosunku AK do ŻOB znacząco różniły się od siebie. W listach, w przeciwieństwie do relacji ustnych, na których opierał się Henryk Woliński, pisząc swój raport, nie ma żadnych odniesień do konfliktów między ŻOB i AK. Mowa jest jedynie o udziale plutonu ŻOB w walce na Starym Mieście83.

Poszukiwaniom przydziału bojowego towarzyszyła akcja propagandowa i informacyjna. 3 sierpnia Cukierman zredagował odezwę wzywającą dawnych obrońców getta i wszystkich pozostałych przy życiu Żydów do udziału w walce:

„Do Obrońców warszawskiego Ghetta. Do pozostałych przy życiu Żydów.

Od trzech dni lud Warszawy prowadzi walkę orężną z okupantem niemieckim. Bój ten jest i naszym bojem. Po upływie roku od pełnego chwały oporu w gettach i obozach »pracy«, od obrony życia i godności naszej stoimy dziś wespół z całym narodem polskim w walce o wolność. Setki młodzieży żydowskiej i bojowników ŻOB stoją ramię w ramię ze swymi polskimi towarzyszami na barykadach. Walczącym nasze bojowe pozdrowienie. Wzywamy wszystkich pozostałych jeszcze przy życiu bojowców ŻOB oraz całą zdolną do walki młodzież żydowską do kontynuowania oporu i walki, od której nikomu nie wolno stać z dala. Wstępujcie do szeregów powstańczych. Przez bój do zwycięstwa, do Polski wolnej, niepodległej, silnej i sprawiedliwej. Komendant »Antek«”.

Był to niezwykle doniosły akt polityczny. Brak źródeł, by orzec, jaki był wpływ tej odezwy na Żydów ani też jak został oceniony przez Polaków. Na uwagę zasługuje fakt, że w prasie powstańczej ten tekst opublikowano stosunkowo późno – po raz pierwszy bodaj dopiero 11 sierpnia 1944 r. w wydawanej przez PPS-WRN na Starym Mieście „Warszawiance”. Tego samego dnia „Odezwa” ukazała się także w organie prasowym AL, „Armii Ludowej”84. „Biuletyn Informacyjny”wydrukował jej fragment dopiero 16 sierpnia85. Trudno stwierdzić – zwłaszcza pamiętając o bliskich stosunkach ŻOB z redaktorem „Biuletynu Informacyjnego” – czy stały za tym przyczyny natury politycznej, czy technicznej. W tych dniach wiadomość o apelu ŻOB podało również radio powstańcze „Błyskawica”. 17 sierpnia 1944 r. o odezwie ŻOB poinformowano władze polskie w Londynie, które z kolei przekazały ją reprezentantom ludności żydowskiej w Radzie Narodowej i organizacjom żydowskim86.

Apel do ludności żydowskiej oraz depeszę do Londynu w sprawie pomocy Warszawie wystosowało też kierownictwo Bundu. Działacze tej partii nie rezygnowali z aktywności politycznej i działalności na rzecz ludności żydowskiej, lecz ich możliwości były ograniczone. Nie bez znaczenia była śmiertelna choroba jednej z najważniejszych postaci żydowskiej konspiracji w Warszawie – Leona Feinera (zmarł już po powstaniu w Lublinie 22 lutego 1945 r.). 18 sierpnia 1944 r. Bund przesłał depeszę do swego przedstawicielstwa w Londynie zawierającą apel o pomoc dla Warszawy. Jej treść podał następnie „Biuletyn Informacyjny”: „Od trzech tygodni lud Warszawy prowadzi nierówny bój z barbarzyńskim najeźdźcą, a wraz z całą Warszawą walczy pozostały przy życiu młody element żydowski. Zróbcie wszystko, co leży w waszej mocy, by spowodować jak najszybciej skuteczną pomoc”87. Podobnie jak ŻOB, kierownictwo Bundu wzywało pozostałych przy życiu Żydów do udziału w powstaniu. Apel ten, zatytułowany Wezwanie Bundu, został zamieszczony w piśmie „Demokrata”: „Komitet Centralny Bundu wezwał wszystkich robotników i inteligencję pracującą, uciekinierów z obozów przebywających w lasach, aby niezwłocznie wzięli udział w powstaniu i zgłosili się do odpowiednich placówek”88.

Z listów przesłanych przez ich przedstawicieli do kraju wynika, że postawę ŻOB wobec powstania przyjęto z uznaniem. Ignacy Schwarzbart – członek Rady Narodowej, oraz członek Rady Żydów Polskich Anzelm Reiss pisali z Londynu do ŻKN i ŻOB 4 września 1944 r.: „Otrzymaliśmy wasz telegram z 17 VIII informujący o odezwie do bojowców z 3 VIII. Jesteśmy zgodni z Wami w Waszych usiłowaniach spełnienia tego podniosłego obowiązku i jesteśmy z góry przekonani, że spełnicie go w pełni. Do tej wiary uprawnia nas Wasza prawie dwuletnia walka i jej przebieg. Czekamy z zapartym oddechem Waszych dalszych wiadomości i informacji co z waszym aktywem”89. Jeszcze przed nadejściem informacji z Warszawy Reiss pisał do ŻKN: „nie wiemy co u Was się dzieje obecnie. W międzyczasie zaszły dwie zmiany, a w pierwszym rzędzie powstanie w Warszawie. Warszawa znów spełnia wielkie historyczne zadanie – a według naszego przekonania wy jesteście z tym zadaniem organicznie związani. W naszych myślach jesteśmy u Was – wypatrujemy sygnałów od Was, wyczekujemy wieści co z Wami”90