Zaklinacz dusz. Przeprowadzanie w zaświaty - Izabela Janczarska - ebook

Zaklinacz dusz. Przeprowadzanie w zaświaty ebook

Izabela Janczarska

4,5

Opis

Autorka, niczym Melinda Gordon, główna bohaterka serialu „Zaklinacz dusz”, pomaga zabłąkanym duszom przejść na Drugą Stronę. Jest przekonana, że dusza człowieka wciąż na nowo się odradza. Daje im szansę na kolejne wcielenie i dalszy rozwój – przedstawia swoje prawdziwe doświadczenia z przeprowadzania dusz, które nie odeszły i pozostawiły niedokończone sprawy. Starają się je wykonać, nie zdając sobie sprawy z tego, że ich możliwości działania na ziemi już minęły. I wtedy zdarzają się „dziwne” rzeczy, które trudno wytłumaczyć. Może i Ty odczuwałeś czyjąś obecność, choć w pobliżu nikogo nie było. Po lekturze tej książki, będziesz wiedział do kogo zwrócić się o pomoc lub jak sam możesz pomóc zbłąkanym duszom. Wszyscy powinniśmy mieć szansę osiągnąć Raj.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 251

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,5 (2 oceny)
1
1
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




RE­DAK­CJA: Ire­na Klo­skow­ska

SKŁAD: To­masz Piłasie­wicz

PRO­JEKT OKŁADKI: Piotr Pi­siak

Wy­da­nie I

Białystok 2014

ISBN 978-83-7377-673-9

© Co­py­ri­ght for this edi­tion by Stu­dio Astrop­sy­cho­lo­gii, Białystok 2012.

All ri­ghts re­se­rved, in­c­lu­ding the ri­ght of re­pro­duc­tion in who­le or in part in any form.

Wszel­kie pra­wa za­strzeżone. Żadna część tej pu­bli­ka­cji nie może być po­wie­la­na ani roz­po­wszech­nia­na za po­mocą urządzeń elek­tro­nicz­nych, me­cha­nicz­nych, ko­piujących, na­gry­wających i in­nych bez pi­sem­nej zgo­dy po­sia­da­czy praw au­tor­skich.

15-762 Białystok

ul. An­to­niuk Fabr. 55/24

85 662 92 67 – re­dak­cja

85 654 78 06 – se­kre­ta­riat

85 653 13 03 – dział han­dlo­wy – hurt

85 654 78 35 – www.ta­li­zman.pl – de­tal

sklep fir­mo­wy: Białystok, ul. An­to­niuk Fabr. 55/20

Więcej in­for­ma­cji znaj­dziesz na por­ta­lu www.psy­cho­tro­ni­ka.pl

Skład wersji elektronicznej:

Virtualo Sp. z o.o.

Tak jakoś dziw­nie się składa,

że te do­bre emo­cje nam nie szkodzą.

– To­masz Ste­fan Gre­gor­czyk

WSTĘP

Od mo­men­tu Kon­wer­gen­cji Har­mo­nicz­nej, czy­li od nocy z 16 na 17 sierp­nia 1987 roku Zie­mia zaczęła pod­wyższać swo­je wi­bra­cje. Od tej chwi­li roz­począł się po­wol­ny pro­ces oczysz­cza­nia pól kar­micz­nych. Zie­mia, jako isto­ta in­te­li­gent­na, pod­wyższała swo­je wi­bra­cje stop­nio­wo, wy­ko­rzy­stując do tego celu szczególnie dni prze­si­leń: wio­sen­ne­go, let­nie­go, je­sien­ne­go i zi­mo­we­go. Wte­dy to właśnie na pla­netę spływały stru­mie­nie pod­wyższo­nych ener­gii elek­trycz­nych i ma­gne­tycz­nych, które po prze­si­leniu wzno­siły ją do po­zio­mu nie­co wyższe­go niż przed prze­si­leniem. W ten sposób Zie­mia kon­se­kwent­nie i me­to­dycz­nie wy­cho­dziła z nie­na­tu­ral­nie zaniżone­go po­zio­mu wi­bra­cji, który zo­stał jej na­rzu­co­ny przez wie­ki pa­no­wa­nia ga­dzich rodów.

Jed­nakże lu­dzie bu­dzi­li się znacz­nie wol­niej. Nadal pod­le­ga­li men­tal­ności ma­te­ria­li­stycz­nej, którą ko­do­wa­no nam od wieków. Dla lu­dzi ważne było mieć, a nie być. Po­wstał więc rozdźwięk pomiędzy po­zio­mem wi­bra­cji Zie­mi a ludźmi po­zo­stającymi ciągle jesz­cze pod wpływem pa­no­wa­nia wzor­ca władzy i pie­niądza. Po śmier­ci ta­kiej oso­by oka­zy­wało się, że jej du­sza nie jest w sta­nie ode­rwać się od Zie­mi, nie może sa­mo­dziel­nie przejść do Zaświatów, po­nie­waż jej wi­bra­cje są zbyt ni­skie.

Po­wstała luka ener­ge­tycz­na, de­fi­cyt ener­gii. Oso­by bar­dziej ma­te­ria­li­stycz­ne lub po pro­stu z gor­szym mo­ra­le, nie mogły sa­mo­dziel­nie odejść. Za­ist­niała pil­na ko­niecz­ność „pod­sa­dze­nia” za ciężkich dusz do ta­kie­go po­zio­mu, aby mogły opuścić pla­netę. Pro­blem miał dwa ob­li­cza: po pierw­sze cho­dziło o do­bro uwięzio­nych dusz, po dru­gie o pro­ces oczysz­cza­nia sa­mej pla­nety. Ni­sko­wi­brujące du­sze, pałętające się bezład­nie po Zie­mi, obciążały jej wi­bra­cje.

Zor­ga­ni­zo­wa­no wielką akcję od­pro­wa­dza­nia dusz. W ak­cji brały udział zarówno oso­by z tego świa­ta, jak i z Zaświatów. Ze stro­ny tam­te­go świa­ta wy­ru­szały spe­cjal­ne isto­ty tzw. Ra­tow­ni­cy. Ze stro­ny Zie­mi uru­cho­mio­no po pro­stu obec­nie żyjących lu­dzi. Ta­kim człowie­kiem był np. Bru­ce Moen, który współpra­co­wał w prze­pro­wa­dza­niu dusz z nieżyjącym Ro­ber­tem Mon­roe. Fakt, że je­den z nich był po tej, a dru­gi po tam­tej stro­nie w ni­czym nie prze­szka­dzał, wprost prze­ciw­nie, obaj pa­no­wie utwo­rzy­li fe­no­me­nal­nie sku­tecz­ny duet. Po­wstały też różne spon­ta­nicz­ne gru­py du­cho­we, które mo­dliły się za du­sze zmarłych.

W tam­tych la­tach obo­je z To­ma­szem St. Gre­gor­czy­kiem zaj­mo­wa­liśmy się bio­te­ra­pią, ra­die­stezją oraz wszel­ki­mi ta­jem­ni­czy­mi zja­wi­ska­mi. Ba­da­liśmy ka­mien­ne kręgi i ka­mie­nie dia­bel­skie na te­re­nie Pol­ski. Po­ma­ga­liśmy Zie­mi w oczysz­cza­niu blo­kad ener­ge­tycz­nych i uru­cha­mia­niu na­tu­ral­nych przepływów życio­daj­nych pasm. Uru­cha­mia­liśmy ener­gię Zie­mi, nie­ja­ko na jej życze­nie, pro­wa­dze­ni prze­zna­cze­niem do miejsc wy­ma­gających po­mo­cy. Dla­cze­go to ro­bi­liśmy? Bo nic nie zmie­ni się samo z sie­bie i żadna obca cy­wi­li­za­cja nie zro­bi tego za nas. W pro­ce­sie od­no­wy Zie­mi musi uczest­ni­czyć czyn­nik ludz­ki.

Za­pew­ne dla­te­go po­moc dla dusz, które nie mogły same przejść, za­ist­niała jako na­tu­ral­na kon­se­kwen­cja na­szych za­in­te­re­so­wań. Było to dla nas wiel­kie wyróżnie­nie. Po­ma­ga­liśmy im zwiększyć po­ziom ener­ge­tycz­ny, przy­najm­niej na czas przejścia, a następnie prze­pro­wa­dza­liśmy je przez szma­rag­do­wo-sza­fi­ro­wy kanał, spe­cjal­nie zbu­do­wa­ny przez To­ma­sza. Na końcu kanału, w Zaświa­tach, cze­ka­li już na nich Opie­ku­no­wie i naj­bliżsi, którzy chcie­li ich po­wi­tać po dru­giej stro­nie. Cie­szy­liśmy się z każdej uwol­nio­nej du­szy, jak­by to był ktoś z ro­dzi­ny. Mie­liśmy świa­do­mość, że tak na­prawdę wszy­scy je­steśmy jedną wielką ro­dziną. Nie miało dla nas zna­cze­nia, kto pro­sił o po­moc, ja­kiej był rasy, na­ro­do­wości, po­cho­dze­nia. Nie, to zupełnie nie miało zna­cze­nia. Ważne dla nas było, aby pomóc lu­dziom i na­szej ko­cha­nej Zie­mi. Za­uważyliśmy, że zgłaszały się du­sze osób zmarłych współcześnie oraz osób zmarłych już wie­le lat temu. Po­ja­wiały się du­sze ry­baków, których ku­try nig­dy nie dopłynęły do brze­gu, du­sze osób za­mor­do­wa­nych w cza­sie II woj­ny świa­to­wej, du­sze sa­mobójców, du­sze lu­dzi, których ciała już daw­no spo­czy­wały na cmen­ta­rzach i ta­kie, które do­pie­ro co opuściły ciało. Prze­pro­wa­dza­liśmy je gru­pa­mi lub po­je­dyn­czo, często nie znając ich wcześniej­szych losów. To było wiel­kie sprząta­nie.

Zie­mia, po­dob­nie jak człowiek, wokół swo­jej ma­te­rial­nej powłoki ma ko­lej­ne ciała ener­ge­tycz­ne. Każda następna war­stwa ciała ener­ge­tycz­nego Zie­mi po­sia­dała inną wi­brację, którą du­sza mu­siała po­ko­nać w dro­dze po­wrot­nej do praw­dzi­we­go Domu w Zaświa­tach.

Obec­nie, tj. po prze­si­le­niu wio­sen­nym 2012 roku wszyst­kie blo­ka­dy wokół Zie­mi, wszyst­kie Fo­ku­sy i bra­my zo­stały już nie­mal całko­wi­cie roz­pusz­czo­ne. Jed­nakże ciągle od­pro­wa­dzam nie­wiel­kie grup­ki dusz, a ko­lej­ne nadal proszą o po­moc. Jest ich już znacz­nie mniej, to in­for­ma­cja, że ak­cja ra­tow­ni­cza od­pro­wa­dza­nia za­gu­bio­nych po­wo­li do­bie­ga końca. Gdy Zie­mia przej­dzie w wyższy wy­miar du­sze będą mogły swo­bod­nie po­wra­cać do Domu w Zaświa­tach.

Książka ta po­wstała dla upa­miętnie­nia wszyst­kich prze­pro­wa­dzo­nych; tych ano­ni­mo­wych i tych, którzy opo­wie­dzie­li nam swo­je hi­sto­rie. Po­moc dla nich była praw­dziwą przy­jem­nością. Nie ma tu zna­cze­nia, ja­kie błędy popełnili na dro­dze swo­ich życio­wych doświad­czeń, dla­cze­go ich wi­bra­cje oka­zały się za ciężkie, dla­cze­go sami nie mo­gli odejść w spo­ko­ju. Nie ma zna­cze­nia, po­nie­waż wszy­scy tu na Zie­mi je­steśmy jak dzie­ci w ogrom­nej szko­le. Uczy­my się i mamy pra­wo błądzić. Gdy po dru­giej stro­nie będzie­my ana­li­zo­wać przeżyte wcie­le­nie, sami wyciągnie­my od­po­wied­nie wnio­ski i w przyszłości nie popełnimy już tego sa­me­go błędu.

ZA­KO­PA­NE

Zaczęło się w 2001 roku. Byłam wte­dy na pierw­szym roku stu­diów eko­no­micz­nych na Aka­de­mii Eko­no­micz­nej w Kra­ko­wie. Uczel­nia nie miała jesz­cze sta­tu­su uni­wer­sy­tec­kie­go. Stu­dio­wałam za­ocz­nie dru­gi fa­kul­tet. Byłam jedną z naj­star­szych osób na roku. Na stu­diach po­znałam dziew­czy­ny z Białego Du­naj­ca. Były ode mnie o wie­le młod­sze, ale nie prze­szka­dzał im mój wiek. Na prze­rwie między zajęcia­mi czy­tałam właśnie Gwiaz­dy mówią, gdy Re­na­ta zerknęła mi przez ramię za­in­try­go­wa­na ko­lo­ro­wym ty­go­dni­kiem. Opo­wie­działam jej, czym się zaj­muję gdy nie pra­cuję i nie wku­wam na za­li­cze­nie.

Wówczas oka­zało się, że „na­wie­dzo­ne” te­ma­ty nie są jej całko­wi­cie obce. Już daw­no za­uważyłam, że pew­ne zda­rze­nia lub spo­ty­ka­ne oso­by nie są przy­pad­ko­we. Owszem wie­działam, że nie ma w życiu przy­padków, że wszyst­ko jest za­pla­no­wa­ne, ale cza­sem zupełnie nie­po­zor­nie po­ja­wiało się w moim życiu ta­kie so­bie niby nic nie­znaczące zda­rze­nie, które po­tem oka­zy­wało się punk­tem zwrot­nym na mo­jej ziem­skiej dro­dze. Mi­cha­el New­ton (ten psy­cho­log) pisał w „Wędrówkach dusz”, że na na­szej dro­dze życia po­roz­sta­wia­ne są „czer­wo­ne chorągiew­ki”, ta­kie zna­ki spe­cjal­ne, na które mamy zwrócić szczególną uwagę. Nie­do­brze, jeśli je prze­ga­pi­my. Ale zwy­kle in­tu­icyj­nie wie­my, że to jest ten mo­ment. Ta­kim zna­kiem była Re­na­ta.

Za­py­tała, czy mogłabym pomóc jej koleżance, której mąż zginął tra­gicz­nie.

Mężczy­zna, oj­ciec dwóch ślicz­nych dziew­czy­nek, w wie­ku około czter­dzie­stu lat popełnił sa­mobójstwo. Po­wie­sił się w domu, gdy ni­ko­go nie było. Po­tem chy­ba zdał so­bie sprawę, ja­kie głupstwo popełnił. Wdo­wa miała wrażenie, że zmarły nie opuścił domu, wi­działa po­ru­szającą się klamkę u drzwi, słyszała kro­ki i trza­ski drew­nia­nej podłogi. Miała wrażenie, że jest ob­ser­wo­wa­na.

Wpraw­dzie do­tych­czas zaj­mo­wałam się bio­te­ra­pią, kręgami ka­mien­ny­mi, me­ga­li­ta­mi, ka­mie­nia­mi dia­bel­ski­mi na te­re­nie Pol­ski, ale czułam, że obo­je z Tom­kiem damy so­bie radę, to było coś no­we­go.

Wkrótce więc po­je­cha­liśmy do Za­ko­pa­ne­go. Re­na­ta całko­wi­cie wie­rzyła, że je­steśmy w sta­nie pomóc. Po­dzi­wiałam jej wiarę. Ro­bi­liśmy to pierw­szy raz.

Na­wie­dzo­ny dom stał przy jed­nej z naja­trak­cyj­niej­szych ulic mia­sta. Go­spo­dy­ni usa­do­wiła nas w dużym po­ko­ju i sta­ran­nie za­mknęła drzwi. Córki nie brały udziału w spo­tka­niu. Po­roz­ma­wia­liśmy trochę o tym, co się tu­taj wy­da­rzyło, To­mek za­pa­lił świe­ce – sym­bol Chry­stu­sa i włączył mu­zykę re­lak­sa­cyjną. Gdy już byliśmy go­to­wi, prze­pro­wa­dził ce­re­mo­nię od­pro­wa­dze­nia du­szy. Wszy­scy sie­dzie­liśmy wokół okrągłego stołu, co spra­wiło, że po­wstał na­tu­ral­ny krąg złożony z czte­rech osób: To­mek, ja, Re­na­ta i wdo­wa po zmarłym.

Naj­pierw należało przy­go­to­wać i oczyścić sa­mych prze­ka­zujących, czy­li nas, a następnie przesłać ener­gię dla du­szy zmarłego.

Po zakończe­niu prze­ka­zu zo­ba­czyłam w wi­zji trumnę przy­wa­loną ciężkim drew­nia­nym klo­cem. Po chwi­li drze­wo znikło, a z trum­ny po­frunął w górę biały gołąbek. To było bar­dzo ja­sne przesłanie, wyraźny znak, że prze­kaz ener­gii za­działał. Jak się oka­zało, To­mek za­pro­sił do miesz­ka­nia również inne du­sze go­to­we do przejścia i wi­dział, że kil­ka z nich sko­rzy­stało z oka­zji, aby uwol­nić się od resz­tek ziem­skich okowów. Byli również i tacy, którzy tyl­ko się przyglądali. Za­pew­ni­liśmy ich, że pomożemy, jeśli tyl­ko wyrażą go­to­wość do przejścia w Zaświa­ty.

Po zakończe­niu se­an­su Re­na­ta za­pro­siła nas do re­stau­ra­cji ho­te­lu położone­go za­le­d­wie kil­ka metrów da­lej, na tej sa­mej uli­cy co dom wdo­wy. Było to miej­sce jej ak­tu­al­ne­go za­trud­nie­nia, gdzie pra­co­wała jako re­cep­cjo­nist­ka i bar­man­ka jed­no­cześnie. Pod­czas obia­du za­uważyłam, że per­so­nel trochę dziw­nie, acz­kol­wiek dys­kret­nie, spoglądał w na­szym kie­run­ku. Wy­czu­wałam napiętą at­mos­ferę. Wy­da­wało się, że na­sza mi­sja skończo­na, jed­nakże Re­na­ta miała nie­co inne zda­nie. Przy­znała, że w ho­te­lu stra­szy. Nic wcześniej nie mówiła, ale po­sta­no­wiła upiec dwie pie­cze­nie na jed­nym ogniu.

Re­cep­cja znaj­do­wała się na par­te­rze, do po­koi gościn­nych wcho­dziło się po scho­dach. Pra­cow­ni­ce niechętnie zo­sta­wały na nocną zmianę, od­czu­wały czyjąś obec­ność, słyszały kro­ki i szme­ry. Re­na­ta sama nie­jed­no­krot­nie od­bie­rała wrażenie nie­zi­den­ty­fi­ko­wa­nej obec­ności. Często siedząc sa­mot­nie na noc­nym dyżurze, w ni­skim fo­te­lu za kon­tu­arem re­cep­cji słyszała zbliżające się kro­ki, wsta­wała więc szyb­ko z fo­te­la, po­pra­wiając na so­bie mun­du­rek, aby obsłużyć klien­ta, który za­pragnął napić się drin­ka w środ­ku nocy… i na scho­dach nie było ni­ko­go. Cza­sem za­uważała jak­by cień człowie­ka prze­my­kający za jej ple­ca­mi, a raz na­wet zo­ba­czyła po­stać star­sze­go mężczy­zny.

Gdy usta­li­liśmy, że je­dzie­my do Za­ko­pa­ne­go, Re­na­ta zaczęta od­czu­wać wzmożone ru­chy wśród duchów. Po­ja­wiały się jako cie­nie, szu­rały, stu­kały bar­dziej niż zwy­kle, jak­by były czymś po­ru­szo­ne. Re­na­ta za­warła ze zja­wa­mi pakt, że przy­wie­zie nas (Tom­ka i mnie) ale pod wa­run­kiem, że prze­staną stra­szyć. Nic mi o tym nie po­wie­działa. Obiad był pysz­ny, je­dliśmy go pod ob­strzałem za­in­try­go­wa­nych spoj­rzeń per­so­ne­lu.

– Czy na­prawdę mu­siałaś wszyst­kim opo­wie­dzieć? – spy­tałam.

– Mu­siałam – przy­znała bez­rad­nie – po­wie­działam sze­fo­wej, a po­tem wieść roz­niosła się pocztą pan­to­flową.

– No cóż, trud­no – wes­tchnęłam.

Na miej­sce se­sji za­pro­po­no­wała pokój 104, gdyż za­uważyła, że tam znaj­du­je się epi­cen­trum zja­wisk. Tym ra­zem byliśmy we tro­je. Jak po­przed­nio, To­mek za­pa­lił świe­ce i po­pro­wa­dził ce­re­mo­nię przejścia. Za­uważyłam, że ko­lo­ry używa­nej ener­gii po­ja­wiają się sa­mo­ist­nie, za­nim To­mek je za­ini­cju­je, tak jak­by ktoś uczył nas ko­lej­ności prze­syłania uwal­niających da­wek.

Tak więc naj­pierw popłynęła ener­gia ko­lo­ru białego, oczysz­czająca du­sze po­trze­bujące po­mo­cy w przejściu w Zaświa­ty, następnie ener­gia ko­lo­ru nie­bie­skie­go, od­ci­nająca od wi­bra­cji ni­skich emo­cji i przy­wiąza­nia do spraw ziem­skich, po­tem fio­le­to­wa ener­gia umac­niająca po­zy­tyw­ne wi­bra­cje w oczysz­czo­nej du­szy, a na ko­niec ja­sno­zie­lo­na uzdra­wiająca. Na zdjęciu zro­bio­nym tuż po se­sji, nad głową Re­na­ty, widać właśnie taką ja­sno­zie­loną poświatę ener­gii uzdra­wiającej i cho­ciaż był to jej pierw­szy raz i nie miała pojęcia, co właści­wie robi, to zna­ko­mi­cie współpra­co­wała po­ma­gając po­trze­bującym du­szom.

Po se­sji zo­ba­czyłam przed oczy­ma du­szy ob­ra­zek na­ma­lo­wa­ny me­todą na­iwną, były na nim licz­ne, okrągłe twa­rze dzie­ci sku­pio­ne ra­zem, przy­ciśnięte jed­na do dru­giej, było ich tak wie­le. Sam ob­raz wi­zji był jed­nak nie­zro­zu­miały. Nie zo­ba­czyłam star­sze­go pana, który wy­stra­szył moją koleżankę. Wkrótce przyszły pew­ne wyjaśnie­nia. Re­na­ta po­szpe­rała w hi­sto­rii ho­te­lu. Oka­zało się, że w XIX wie­ku była to tzw. „umie­ral­nia dok­to­ra Sach­sa”, czy­li sa­na­to­rium dla nie­ule­czal­nie cho­rych na gruźlicę, zwy­kle bied­nych dzie­ci, które tu­taj kończyły swój żywot. Te­raz licz­ne główki po­sta­ci z wi­zji stały się bar­dziej zro­zu­miałe. To były te cho­re oso­by, które umie­rały w smut­ku i bez­sil­ności. Ich du­sze nie odeszły sa­mo­dziel­nie do Zaświatów.

Po­zo­stała jesz­cze po­stać star­sze­go pana. Z ho­te­lem łączyła się pew­na hi­sto­ria. Za­nim ho­tel zy­skał swój ak­tu­al­ny sta­tus, był w po­sia­da­niu star­sze­go, sa­mot­ne­go mężczy­zny. Pew­na młoda, przed­siębior­cza ko­bie­ta sfałszo­wała do­ku­men­ty i przywłasz­czyła so­bie bu­dy­nek, wy­ko­rzy­stując za­ufa­nie i nie­dołęstwo star­ca. Mężczy­zna po śmier­ci po­zo­sta­wał nadal na te­re­nie ho­telu, gdyż czuł się skrzyw­dzo­ny. Nie od­szedł tego dnia, nie był jesz­cze go­to­wy, po­zo­stał w swo­im domu.

Z później­szych re­la­cji Re­na­ty do­wie­działam się, że stu­ki i trza­ski u wdo­wy ustały. Z pra­cy w ho­te­lu wkrótce zre­zy­gno­wała, więc nie umiała mi po­wie­dzieć, czy du­sza mężczy­zny nadal tam prze­by­wa, czy też uwol­nił się wresz­cie od ziem­skich utra­pień.

Od tego cza­su pro­fil na­szych za­in­te­re­so­wań uległ pew­nym zmia­nom, spon­ta­nicz­nie zaczęły po­ja­wiać się pew­ne sy­tu­acje, gdzie du­sze pro­siły o po­moc w przejściu w Zaświa­ty. Roz­po­czy­nał się nowy roz­dział na­sze­go życia – po­ma­ga­nie za­gu­bio­nym du­szom w przejściu w Zaświa­ty.

ASTAR SHE­RAN

Pew­nej nie­dzie­li po południu sie­dzi­my so­bie w dużym po­ko­ju. Zje­dliśmy już obiad i od­po­czy­wa­my, oglądając Tour de Fran­ce (wyścigi ko­lar­skie). W pew­nym mo­men­cie To­mek od­czu­wa czyjąś obec­ność na bal­ko­nie. Szyb­ko sięga po apa­rat fo­to­gra­ficz­ny. Apa­rat za­wsze leży w po­go­to­wiu, gdyż na­uczy­liśmy się już, że w każdej chwi­li może zda­rzyć się coś dziw­ne­go. Spoglądam ze zdzi­wie­niem, jak To­mek robi całą serię zdjęć, ujęcie po ujęciu i na­wet nie zmie­nia położenia apa­ratu. Co jest gra­ne, wszedł w trans? Spoglądam na bal­kon, lecz ja tam nie widzę ni­cze­go cie­ka­we­go, poza pra­niem roz­wie­szo­nym na sznu­rach. To­mek kończy fo­to­gra­fo­wa­nie. Jest czymś za­afe­ro­wa­ny. Co tam było? Nic nie wi­działam.

– Ja też nie wi­działem, ale wy­czu­wałem, że coś tam jest.

Po wywołaniu kli­szy na ko­lej­nych ujęciach wy­cho­dzi jakaś dziw­na po­stać. Rozkłada­my zdjęcia na sto­le. Na ośmiu ko­lej­nych ujęciach wyraźnie widać jakąś syl­wetkę. Wygląda, jak­by uno­siła się w po­wie­trzu. Jest większa od nor­mal­ne­go człowie­ka. Na wszyst­kich zdjęciach widać ją w ta­kim sa­mym położeniu. To po­stać wy­so­kie­go mężczy­zny w białej sza­cie. Sza­ta przy­po­mi­na te bi­blij­ne: jest pro­sta, roz­cięta na pier­siach, chy­ba po to, aby przeszła przez głowę. Roz­cięcie zakończo­ne jest sznur­ka­mi, które swo­bod­nie spływają po klat­ce pier­sio­wej. Powyżej naj­wy­raźniej znaj­du­je się głowa. Jest mniej wi­docz­na niż biaława sza­ta, ale daje się rozróżnić twarz, za­rys owa­lu i jak­by oko. Jest dziw­ne, to ra­czej nie oko ale owal­ny otwór, w którym widać głębię. Dru­gie­go oka nie mogę za­uważyć. Po­stać jest częścio­wo prze­zro­czy­sta, przez jej szatę widać pra­nie i kra­jo­braz w dali poza bal­ko­nem.

Ktoś nas od­wie­dził, ktoś ważny. Przy­szedł na chwilę doglądnąć, czy wszyst­ko w porządku.

I co dziw­ne po­zo­wał do zdjęcia. Po­zwo­lił Tom­ko­wi zro­bić aż osiem ujęć sa­me­go sie­bie. To ewe­ne­ment. Wie­le od­bie­ra­my, wie­le wi­dzi­my, ale niewie­le uda­je się sfo­to­gra­fo­wać. To­mek wręcz żalił się, że co in­ne­go od­bie­ra, a co in­ne­go wy­cho­dzi mu na kli­szach. On swo­im umysłem od­bie­ra znacz­nie więcej in­for­ma­cji niż apa­rat. Często wy­czu­wa obok jakąś obec­ność i próbuje różnych sztu­czek. Na przykład usta­wia apa­rat w in­nym kie­run­ku, a po­tem robi szyb­ki zwrot ciała i strze­la zdjęcie w kie­run­ku, gdzie był in­te­re­sujący go obiekt. Nie­ste­ty „łobu­zia­ki” za­wsze umkną mu na czas i w obiek­ty­wie po­zo­sta­je utrwa­lo­na tyl­ko część. Wy­czu­wa­liśmy, że to była jakaś ważna oso­ba. Czyżby Chry­stus? Może któryś z na­szych Opie­kunów? Może Anioł Stróż? Nie udało się spre­cy­zo­wać. Do cza­su.

W 2001 roku uka­zała się książka Ka­zi­mie­rza Bzow­skie­go „Siły Zie­mi – tu i te­raz” (Wyd. Loka), w której au­tor za­mieścił cie­kawą re­lację pew­ne­go młode­go małżeństwa. Młodzi lu­dzie mie­li córkę. Pani domu nie wie­działa, że jest w ciąży po raz dru­gi. We własnym domu od­wie­dził ją wy­so­ki mężczy­zna w białej sza­cie prze­pa­sa­nej złotym sznu­rem. Mężczy­zna miał po­nad dwa me­try wzro­stu, uka­zał się jej, wisząc w po­wie­trzu. Oznaj­mił, że od pięciu mie­sięcy jest w ciąży. Nie uwie­rzyła, bo nadal nor­mal­nie mie­siączko­wała.

Na dru­gi dzień ra­zem z mężem po­szli jed­nak do gi­ne­ko­lo­ga, który po­twier­dził wia­do­mość. Po uro­dze­niu się syn­ka, ta­jem­ni­czy gość opie­ko­wał się chłopcem. Przy­cho­dził, zo­sta­wiał ma­te­rial­ne pre­zen­ty, za­pa­lał światło w po­ko­ju, gdy dziec­ko bało się ciem­ności. Gdy chłopczyk podrósł, nie­zna­jo­my przy­cho­dził i roz­ma­wiał z nim. Pan Bzow­ski skon­tak­to­wał się te­le­fo­nicz­nie z osobą prze­by­wającą w Ber­li­nie, która badała tego typu zja­wi­ska i uzy­skał od­po­wiedź, że to jest Astar She­ran – „oj­ciec du­cho­wy pla­ne­ty Zie­mia”. Po­stać po­ja­wia się od pew­ne­go cza­su w Hisz­pa­nii, Fran­cji, w Niem­czech, imię jego według Su­merów ozna­czało „władcę lub księcia” z Sa­tur­na.

Więc to był Astar She­ran, od­wie­dził nas, ba, wpadł na chwilę zo­ba­czyć, co tam u nas słychać. Może wpa­da częściej, ale ja nie umiem tego ode­brać?

Często na­to­miast od­bie­ram inne zja­wi­sko, również opi­sa­ne przez pana Bzow­skie­go, ale w skryp­cie „UFO nad nami”. Jest to „gra­nie ko­ni­ka po­lne­go”. Tak, często słyszę je za oknem. Naj­le­piej la­tem, gdy okna i drzwi bal­ko­no­we są otwar­te. Miesz­kam w blo­ku, na dużym osie­dlu, i ra­czej praw­dzi­we cy­ka­dy tu nie zaglądają. Cza­sem słyszę tę mu­zykę tuż za ścianą. Kie­dyś wy­biegłam na bal­kon i zro­biłam zdjęcia apa­ra­tem w te­le­fo­nie komórko­wym. Cy­ka­da „grała” tuż obok mnie, słyszałam jej źródło pół me­tra od sie­bie. A miesz­kam na ósmym piętrze. Gdy­by to był praw­dzi­wy ko­nik po­lny, mu­siałby wi­sieć w po­wie­trzu na wy­so­kości około dwu­dzie­stu dwóch metrów. Nie­ste­ty na zdjęciach wyszła tyl­ko ciem­ność.

Pew­nej nocy mam sen:

Wer­sal­ka, na której śpię, jest dość ni­ska. Śpię na boku, twarzą do środ­ka po­ko­ju. Obok mo­je­go łóżka, tuż przy twa­rzy, stoi małe dziec­ko. Dziec­ko wygląda na nie­mow­la­ka. To dziw­ne, że stoi. Pa­trzy na mnie. Błyska­wicz­nie budzę się. Otwie­ram oczy. Przez mo­ment jesz­cze widzę jego buzię.

Następnej nocy ko­lej­ny sen:

Zno­wu głęboko śpię i widzę to samo dziec­ko obok łóżka. Wyciąga do mnie rączkę, ale nie może dosięgnąć.

Zno­wu budzę się i widzę je jesz­cze przez chwilę.

Je­stem za­nie­po­ko­jo­na, nie wiem o co cho­dzi.

Za kil­ka dni zno­wu sen:

Tym ra­zem ja sama je­stem małym dziec­kiem. Leżę jak­by nadal na swo­jej wer­sal­ce, jed­nak wer­sal­ka jest oto­czo­na ja­ki­miś fal­ban­ka­mi, nad nią widzę kabłąk, taki jak w wi­kli­no­wym ko­szycz­ku. Za­czy­nam we śnie ko­ja­rzyć, do li­cha, to chy­ba wózek lub jakaś kołyska.

Czyżby jakaś du­szycz­ka chciała się wcie­lić? Ja nie chcę. Robię test ciążowy. Wszyst­ko w porządku. Uff. Więc o co cho­dzi?

Właśnie chodzę na kurs Ta­ro­ta. Po­sta­na­wiam za­py­tać. Pro­wadząca rozkłada kar­ty.

– Ja­kieś dzie­ci po­trze­bują po­mo­cy – wyjaśnia.

– Więc to nie o mnie cho­dzi?

– Nie.

Śmieją się ze mnie. A ja mam „za­gwozdkę” – nic nie wiem o żad­nych dzie­ciach.

W tym cza­sie moja mama – również me­dium – ma sen o po­dob­nej wy­mo­wie: śni się jej, że do pie­cza­ry zagląda dwo­je małych dzie­ci.

Ana­li­zu­je­my zna­cze­nie snu. Wie­my, że pie­cza­ra to sym­bol ma­ci­cy. Jeśli więc zaglądają tam dzie­ci, to zna­czy, że ja­kieś dzie­ci chcą się uro­dzić.

Do­pie­ro po dwóch ty­go­dniach do­wia­du­je­my się, że ku­zyn­ka jest w ciąży. Wkrótce państwo młodzi biorą ślub. In­for­ma­cje stają się bar­dziej kla­row­ne. Już wie­my, gdzie szu­kać. Obo­je z Tom­kiem ba­da­my sy­tu­ację.

Już wie­my: pod­czas ce­re­mo­nii ślub­nej i we­se­la może wy­da­rzyć się coś nie­do­bre­go. To­mek od­bie­ra, że praw­do­po­dob­nie pan­nie młodej gro­zi po­tknięcie się o coś wy­so­kim ślub­nym pan­to­fel­kiem. Nie­na­ro­dzo­ne dziec­ko wie, co się może zda­rzyć i już te­raz pro­si o po­moc. Jed­no­cześnie dziec­ko wie, kto może mu pomóc. Nie zwra­ca się do przyszłej mat­ki ani do ojca. Bo wie, że nie od­biorą sy­gnałów. Zwra­ca się do mnie, da­le­kiej ciot­ki. Nie idę na ślub ani na we­se­le. Uczest­nicząc w ce­re­mo­nii, mo­gli­byśmy się zde­kon­cen­tro­wać i coś prze­oczyć.

W dniu ślubu sia­da­my ra­zem z Tom­kiem w miesz­ka­niu, pod krysz­tałem. (Mam w po­ko­ju nie­ma­te­rial­ny krysz­tał wiszący na wy­so­kości około dwóch metrów od podłogi. Jest nie­wi­docz­ny.) Ra­zem prze­syłamy pan­nie młodej ener­gię. To­mek za­uważa, że stru­mień z jed­nej jego ręki bie­gnie w kie­run­ku, gdzie znaj­du­je się kościół, w którym młoda para właśnie bie­rze ślub. Stru­mień z dru­giej ręki idzie w in­nym kie­run­ku.

– Gdzie? – py­tam, bo nie po­tra­fię ich zo­ba­czyć.

– Chy­ba do tej du­szy, pew­nie jesz­cze nie wcie­liła się w płód.

Wy­da­je się, że to dziw­ne, aby nie­na­ro­dzo­ne jesz­cze dziec­ko mogło pro­sić o po­moc. Trze­ba jed­nak wie­dzieć, że in­kar­nu­je­my na Zie­mi (i nie tyl­ko na Zie­mi) wie­lo­krot­nie. Du­sza jest nieśmier­tel­na, nie­ustan­nie się uczy, chce po­zna­wać. Aby tego do­ko­nać nie wy­star­czy po­ja­wić się na Zie­mi raz, tyl­ko w jed­nym wcie­le­niu, jak tego uczy współcze­sne chrześcijaństwo. Du­sza in­kar­nu­je wie­lo­krot­nie. Wchodząc w ludz­kie ciało, ma możliwość po­zna­wać różne aspek­ty by­cia w na­szej ni­skiej, trójwy­mia­ro­wej ma­te­rii. Du­sza świa­do­mie nakłada na sie­bie ogra­ni­cze­nia, ja­kie nie­sie wcie­le­nie się w ma­te­rię, po to, aby po­znać miłość, radość, współczu­cie, przy­jaźń oraz strach, gniew, dumę, pychę, za­zdrość i wie­le in­nych emo­cji oraz uczuć.

Du­sza, żyjąc tyl­ko raz, nie mogłaby po­znać tych wszyst­kich do­znań i wrażeń. Bo­gac­twa życia nie da się przełożyć na je­den żywot ludz­ki. Gdy­byśmy żyli tyl­ko raz, lu­dzie mie­li­by rację, użalając się nad sobą, że sąsia­do­wi to się do­brze po­wo­dzi a im nie­szczególnie. Ale żyje­my nie­skończe­nie wie­le razy i mamy możliwość po­znać każdy aspekt życia, wcie­la­my się w oso­by „do­bre” i „złe”, po­nie­waż tak na­prawdę nie ma „do­bra” ani „zła”. Jest tyl­ko na­uka, doświad­cza­nie życia. Raz je­steśmy księciem, a raz żebra­kiem.

A co się dzie­je między wcie­le­nia­mi? Pomiędzy wcie­le­nia­mi prze­by­wa­my już bez ciał ma­te­rial­nych, w tzw. Zaświa­tach, czy­li w świe­cie du­cho­wym. Miej­sce to zna­ko­mi­cie opi­su­je Mi­cha­el New­ton w cy­klu swo­ich książek „Wędrówki dusz” oraz „Prze­zna­cze­nie dusz”.

Du­sza dziec­ka, które zgłosiło się o po­moc, w Zaświa­tach jest kom­pletną istotą. Zna swo­je wszyst­kie po­przed­nie in­kar­na­cje, wie, nad czym ma pra­co­wać. De­cy­dując się na ko­lej­ne wcie­le­nie wie, w ja­kiej ro­dzi­nie ma się uro­dzić, zna swo­ich przyszłych ro­dziców oraz ogólny pro­gram życia do wy­ko­na­nia. Po tam­tej stro­nie je­steśmy dużo mądrzej­si, bo zna­my wszyst­kie swo­je in­kar­na­cje. Mamy też cały sztab wyżej roz­wi­niętych po­mocników i prze­wod­ników, którzy cały czas służą radą. Po wspólnym usta­le­niu sce­na­riu­sza przyszłego życia de­cy­du­je­my się na wcie­le­nie. Nic więc dziw­ne­go, że nie­na­ro­dzo­ne dziec­ko kon­tak­to­wało się, prosząc o po­moc. Z po­zio­mu Zaświatów była to nor­mal­na, pełno­war­tościo­wa du­sza znająca swo­je prze­zna­cze­nie.

Po kil­ku mie­siącach na świat przy­szedł zdro­wy chłopczyk, któremu dano na imię To­mek. Po­zo­sta­wało dla nas za­gadką, dla­cze­go moja mama wi­działa we śnie dwo­je dzie­ci zaglądających do pie­cza­ry. Na świat przyszło tyl­ko jed­no dziec­ko. Za­gad­ka wyjaśniła się bar­dzo szyb­ko, wkrótce ku­zyn­ka zno­wu była w ciąży. Dzie­ci spie­szyły się na świat. Ju­lia uro­dziła się bez kom­pli­ka­cji i obo­je ro­dzeństwo cieszą się do­brym zdro­wiem.

OD­RZU­CO­NA OFER­TA

Do­wie­działam się, że zmarł da­le­ki wu­jek. Nie wi­działam go od lat dzie­cięcych.

Pomyślałam: gdy­byś wuj­ku po­trze­bo­wał po­mo­cy w przejściu w Zaświa­ty to przyjdź i daj znać. Pomożemy ci.

Tej nocy spałam aku­rat w dużym po­ko­ju na złożonej wer­sal­ce. Leżałam na wznak pogrążona w głębo­kim śnie. Zo­ba­czyłam białą po­stać mężczy­zny z nie­co wy­stającym brzusz­kiem. W ręku trzy­mał jakiś do­ku­ment for­ma­tu A-4 złożony we czwo­ro. Pod­szedł do łóżka, de­li­kat­nie wcisnął pa­pier pomiędzy moje ramię a opar­cie wer­sal­ki i spo­koj­nie od­szedł. Wi­działam, że ten pa­pier to for­mu­larz. Po­zo­stał nie­wy­pełnio­ny. Zro­zu­miałam; to du­sza wuj­ka ode­brała moją men­talną ofertę po­mo­cy i spe­cjal­nie przyszła w nocy, aby po­wia­do­mić, że dziękuje, lecz nie sko­rzy­sta z po­mo­cy.

Wu­jek, po­dob­nie jak jego oj­ciec, należał do Koła Róż Różańco­wych przy koście­le pa­ra­fial­nym. Wi­docz­nie sil­na wia­ra po­mogła mu utrzy­mać wy­so­ki po­ziom ener­gii i z przejściem po­ra­dził so­bie sam. Jego syn kon­ty­nu­uje ro­dzinną tra­dycję.

Za­sta­na­wiające, jak łatwo można skon­tak­to­wać się z duszą. Nie ma zna­cze­nia od­ległość ani miej­sce ak­tu­al­ne­go po­by­tu. Du­sza bez pro­ble­mu usłyszy wia­do­mość prze­zna­czoną dla niej i bezbłędnie od­naj­dzie drogę.

KU­ZYN BOG­DAN

Ko­lej­ny wu­jek, Adol, miesz­kał sa­mot­nie w małym dom­ku na wsi. Sam go zbu­do­wał i sam umiał na­pra­wić wszel­kie uster­ki. Je­dy­ny syn z ro­dziną już daw­no wy­pro­wa­dził się do mia­sta, a ojca od­wie­dzał rzad­ko.

– Na­ucz się, jak za­my­kać za­wo­ry wody i prądu. Gdy mnie brak­nie, mu­sisz to robić sam – mówił oj­ciec, ale syn nie wy­ka­zy­wał za­in­te­re­so­wa­nia.

– Co ty się tata już na dru­gi świat wy­bie­rasz?

– Brak wie­dzy szko­dzi.

Oj­ciec wkrótce zmarł, należało za­bez­pie­czyć do­mek przed zimą i po­wstał pro­blem. Syn przy­je­chał na wieś, otwo­rzył klu­czem wejścio­we drzwi i bez­rad­nie rozglądał się po ścia­nach. Nie­ste­ty nie pamiętał, gdzie są za­wo­ry, co trze­ba zro­bić, jak po­za­my­kać i za­bez­pie­czyć mie­nie. Gdy tak smętnie spoglądał na ścia­ny, na­gle obok nie­go stanął… oj­ciec. Młody mężczy­zna stru­chlał. Do­pie­ro nie­daw­no po­cho­wa­li go na po­bli­skim cmen­ta­rzu. Zmarły miał taką samą po­stać jak za życia tyl­ko prze­zro­czystą i fos­fo­ry­zującą zie­lo­nym ko­lo­rem, wyglądał bar­dziej jak zie­lo­na mgła, ale jego wzrost, wygląd i rysy twa­rzy były zupełnie ta­kie same. Ujął syna za nad­gar­stek i opro­wa­dził po domu, po­ka­zując mu po ko­lei, co ma zro­bić. Uchwyt był zim­ny. Włosy Bog­da­na stanęły dęba, cały sztyw­ny i zzie­le­niały ze stra­chu posłusznie stąpał za oj­cem tak długo, aż ten nie puścił jego nad­garst­ka. Gdy tyl­ko zmarły zwol­nił uchwyt, syn wy­sko­czył z miesz­ka­nia i nie oglądając się za sie­bie, popędził co tchu do miesz­kającej obok ro­dzi­ny. Wpadł do miesz­ka­nia ciot­ki bla­dy, zdy­sza­ny i tak zmie­nio­ny na twa­rzy, że do­mow­ni­cy bali się o jego zdro­wie.

– Co się stało? – py­ta­li.

Mężczy­zna długo nie mógł od­po­wie­dzieć, bo ze stra­chu szczękał zębami. Cały się trząsł i był bla­dy. Syn ciot­ki wyciągnął bu­telkę czy­stej wódki, nalał kie­li­szek i podał ku­zy­no­wi. Ten dusz­kiem wy­chy­lił, po czym nalał so­bie jesz­cze. Do­mow­ni­cy cier­pli­wie cze­ka­li.

Po chwi­li zde­ner­wo­wa­ny ku­zyn opo­wie­dział, co mu się wy­da­rzyło. Bu­tel­ka po­mogła, ale Bog­dan stwier­dził, że noga jego więcej nie po­sta­nie w tym dom­ku. Sprze­dał po­siadłość za nie­wielką kwotę, po to, aby jak naj­szyb­ciej po­zbyć się na­wie­dzo­ne­go domu.

Po la­tach pożałował po­chop­nej de­cy­zji, a w ro­dzi­nie po­zo­stała za­baw­na opo­wieść o tym, jak to ku­zyn wy­stra­szył się własne­go ojca.

Gdy­by wie­dział co­kol­wiek o życiu po życiu… Ale nie­ste­ty, nie wie­dział.

PANI STRA­SZA­KO­WA

Śpię w małym po­ko­ju, twarzą do jego środ­ka. Tuż przy łóżku sta­je biała po­stać. To sta­ra ko­bie­ta. Jest ni­ska, ma kręcone, roz­wi­chrzo­ne włosy. Wyglądają jak po trwałej on­du­la­cji. Ko­bie­ta opie­ra się obie­ma dłońmi, całym ciężarem na la­sce. Robi wrażenie zmęczo­nej. Budzę się, jak za­wsze w ta­kiej sy­tu­acji. Kto to może być? Już wiem, że jeśli ktoś przy­cho­dzi w nocy i sta­je obok łóżka, tak abym go zo­ba­czyła, to zna­czy, że pro­si o po­moc. Nie po­tra­fi sam odejść w Zaświa­ty. Nie roz­po­znałam oso­by. Za­pew­niam, że w naj­bliższym cza­sie pomożemy jej odejść. Mam na­dzieję do­wie­dzieć się coś o tej oso­bie. Jeśli przyszła do mnie, to możliwe, że znam ją oso­biście. Wkrótce przy­jeżdża do nas ciot­ka miesz­kająca na wsi. Opo­wia­da o sąsiad­ce, która właśnie zmarła kil­ka dni temu.

– Czy ta sąsiad­ka była ni­ska? – py­tam – czy nosiła laskę? Czy miała kręcone włosy?

– No ta­kie siwe, kręcone – od­po­wia­da ciot­ka.

– A la­ska, miała laskę?

– No tak, na sta­rość pod­pie­rała się laską.

Więc to ona – myślę – nie mówię nic, moje ciot­ki nie wiedzą, że od­pro­wa­dzam du­sze. Nie zro­zu­miałyby. Znałam tę ko­bietę.

W dzie­ciństwie wy­cho­wy­wałam się u bab­ci na wsi. Ta sąsiad­ka miesz­kała obok, w domu ogro­dzo­nym dru­cianą siatką i za­wsze za­mkniętą bramą. To był nie­dostępny dom. Ich dzie­ci nie bawiły się z in­ny­mi dziećmi i nie wy­cho­dziły poza obręb podwórka. Miesz­kańcy po­se­sji mie­li po­czu­cie wyższości nad in­ny­mi. W wie­ku czter­na­stu lat prze­pro­wa­dziłam się do mia­sta i miesz­kałam z ro­dzi­ca­mi. Czy to nie dziw­ne? Te­raz, po trzy­dzie­stu kil­ku la­tach, ta ko­bie­ta przy­cho­dzi do mnie z prośbą o po­moc.

Kie­dyś, przed I wojną świa­tową, gdy mat­ka mo­ich dziadków umie­rała, sy­no­wie pro­si­li:

– Mamo, jak już Tam będziesz, to przyjdź do nas i opo­wiedz, jak Tam jest.

– Do­brze – od­po­wie­działa mat­ka – przyjdę.

Zmarła, a kil­ka dni po po­grze­bie, w nocy, do­mow­ni­cy zo­ba­czy­li błąkającą się wokół domu po­stać. Wyglądała jak prze­zro­czy­sty białawy obłok. Miała na so­bie długą, powłóczystą szatę i zaglądała do okien. Wszy­scy się wy­stra­szy­li i zaczęli się mo­dlić.

– Mamo – mówił najmłod­szy z nich – ty już do nas le­piej nie przy­chodź, bo się bo­imy.

I zja­wa więcej nie przyszła.

TO­MEK UDO­SKO­NA­LA ME­TODĘ PRZE­PRO­WA­DZA­NIA DUSZ

– Miałem sen – To­mek jest za­fra­so­wa­ny. – Wy­ni­kało z nie­go, że muszę do­pra­co­wać me­todę prze­pro­wa­dza­nia dusz.

– Jaki sen? – py­tam.

– Śniło mi się, że po białej dro­dze jadą ko­la­rze. Na dro­dze w pew­nym miej­scu jest ostry zakręt. Na wirażu nie wy­ra­biają, prze­wra­cają się je­den na dru­gie­go. Coś muszę po­pra­wić.

Me­dy­tu­je, wcho­dzi w stan alfa i the­ta, ko­mu­ni­ku­je się z Prze­wod­ni­ka­mi i po­pra­wia for­mułę prze­pro­wa­dza­nia. To­mek two­rzy nie­wi­docz­ny kanał. Jest on w ko­lo­rze sza­fi­ro­wo-szma­rag­do­wym. To taki tu­nel usta­wio­ny pio­no­wo, ro­dzaj por­ta­lu dla dusz. Do kanału od miej­sca gdzie sie­dzi­my do­pro­wa­dza do­dat­ko­wy złoty kanał. Dzięki temu du­sze wcześniej przy­go­to­wa­ne wchodzą z naszą po­mocą do złote­go kanału i tam, jak ręka­wem do sa­mo­lo­tu, są trans­por­to­wa­ne do szma­rag­do­wo-sza­fi­ro­we­go por­ta­lu. Jeśli ce­re­mo­nie prze­pro­wa­dza­nia wy­ko­nu­je­my u mnie w domu, to kanał jest tu za­in­sta­lo­wa­ny na stałe, w rogu po­ko­ju i du­sze z po­ko­ju mają kanał tuż pod no­sem.

Zda­rza się, że prze­pro­wa­dza­my du­sze w in­nych miej­scach lub miej­sco­wościach. Właści­wie wszędzie, gdzie po­je­dzie­my. Wówczas To­mek two­rzy kanał na po­trze­by miej­sco­wych dusz. Cza­sem stoi on kil­ka metrów od miesz­ka­nia, w którym wy­ko­nu­je­my prze­pro­wa­dza­nie, wte­dy złoty kanał do­pro­wa­dzający jest od­po­wied­nio dłuższy. Utwo­rzo­ne por­ta­le po­zo­stają i mogą służyć du­szom. Du­sze same mogą z nich sko­rzy­stać. Nie­ste­ty za­uważyliśmy, że wolą po­cze­kać nie­raz na­wet cały rok, aż przy­je­dzie­my i od­pro­wa­dzi­my oso­biście. Wte­dy zgłaszają się już pierw­sze­go dnia. Cza­sem są nie­cier­pli­we. Za­wsze za­pra­sza­my wszyst­kich chętnych, z całego świa­ta. Jed­nak du­sza tuż po śmier­ci nadal po­sia­da tą samą men­tal­ność co przed śmier­cią, czy­li taką, jaką miała, będąc w po­sta­ci ludz­kiej. Dla­te­go du­sze z in­nych kul­tur rzad­ko przy­chodzą do nas, wolą po­szu­kać po­mo­cy na swo­im te­re­nie i w obrębie swo­jej kul­tury re­li­gij­nej.

Du­sza już wie, że nadal ist­nie­je, doświad­cza tego sama na so­bie. Opuściła swo­je ciało, które wy­da­wało się do­tych­czas naj­ważniej­sze i wi­dzi, jak leży tam zim­ne i bezwładne, a ona nadal żyje. Chce sko­mu­ni­ko­wać się z bli­ski­mi, po­wie­dzieć im, że nadal żyje, po­cie­szyć ich po swo­jej śmier­ci, ale nie umie się skon­tak­to­wać. Najłatwiej­szy kon­takt następuje przez sen. Dla­te­go po śmier­ci kogoś bli­skie­go oso­ba ta śni się naj­bliższym. W ten sposób próbuje ona prze­ka­zać in­for­ma­cje. Du­sza oso­by zmarłej często cze­ka na swój po­grzeb. Nie musi tego robić, jeśli po­tra­fi odejść sama, może to zro­bić w każdej chwi­li. Jed­nak wy­da­je się, że du­sze cze­kają na po­grzeb, po­nie­waż jest to for­ma sza­cun­ku dla żywych, którzy przy­chodzą, aby się pożegnać.

PO­GRZEB ZNA­JO­ME­GO

To­mek był na po­grze­bie zna­jo­me­go. Pod­czas mszy świętej, za­in­to­no­wa­no pieśń żałobną „Aniel­ski or­szak”. Jest tam taki tekst:

„Przybądźcie z nie­ba na głos na­szych mo­dlitw,miesz­kańcy chwały wszy­scy święci Boży.Z obłoków ja­snych zejdźcie aniołowiez rzeszą zba­wio­nych zejdźcie na spo­tka­nie”.

Re­fren brzmi:

„Aniel­ski or­szak niech Twą duszę przyj­mie,unie­sie z zie­mi ku wyżynom nie­baaż przed ob­li­cze Boga Naj­wyższe­go”.

Przy re­fre­nie pieśni To­mek za­uważył, że z góry od stro­ny skle­pie­nia po­ja­wiają się dwa ja­sne pro­mie­nie, schodzą one w dół, kie­rując się ku trum­nie zmarłego i za­bie­rają duszę zna­jo­me­go w górę.

Gdy w dal­szej ro­dzi­nie po­ja­wił się po­grzeb za­pragnęłam też to zo­ba­czyć, nie­ste­ty mam zbyt emo­cjo­nalną na­turę. Moje łzy przesłoniły cały wi­dok. Nie wi­działam nic.

A co, jeśli po­grzeb odbędzie się, msza święta od­pra­wio­na, trum­na po­cho­wa­na. Gra­barz łopatą przy­kle­pał, wszyst­ko zgod­nie z miej­sco­wy­mi obrządka­mi po­grzebowymi, a du­sza nie odeszła? Oczy­wiście, dopóki nie zaczęliśmy zaj­mo­wać się prze­pro­wa­dza­niem, w ogóle nie myślałam o pro­ble­mach dusz. Wy­da­wało mi się, że wy­star­czy po­grzeb, na­wet nie­ko­niecz­nie w obec­ności księdza, bo prze­cież ist­nie­je tzw. po­grzeb świec­ki. Jeśli na­wet ksiądz, oso­ba du­chow­na, nie gwa­ran­tu­je od­pro­wa­dze­nia du­szy na dru­gi brzeg, to co mają robić te bied­ne du­sze? I skąd ro­dzi­na ma mieć pew­ność, że zro­biła wszyst­ko, co należało zro­bić. Czy du­sza zmarłego odeszła?