Wrogów trzymaj blisko - Joss Wood - ebook

Wrogów trzymaj blisko ebook

Wood Joss

0,0
11,99 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Ich znajomość zaczęła się od spotkania w hotelowym barze i nocy wypełnionej najlepszym w świecie seksem. A potem, gdy Aly zawitała do posiadłości jego bogatej babki, przez długi czas prowadzili wojnę na epitety i złośliwe przytyki. Aly utrzymuje, że chce im pomóc rozwiązać tajemnicę z przeszłości, ale Merrick widzi w niej oszustkę. Złości go jednak, że kobieta, która budzi w nim niechęć, rozpala w nim także pożądanie...

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 162

Rok wydania: 2025

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Joss Wood

Wrogów trzymaj blisko

Tłumaczenie:

Elżbieta Chlebowska

Rozdział pierwszy

Zostało mi niewiele czasu, ale i tak żyłam długo. Skłamałabym, gdybym powiedziała, że wiodłam szczęśliwy żywot, zbyt wiele w nim było tragedii. Najpierw śmierć moich synów i ich żon. Potem strata Malcolma, najstarszego wnuka. Taki błyskotliwy, wydawało się – niezniszczalny. I tak przedwcześnie zgasł. Mogę tylko powiedzieć, że dla mnie, lady Avangeline Forrester-Grantham, dobro rodziny zawsze było najwyższym nakazem.

Trzy miesiące wcześniej

To był pierwszy raz, gdy Aly Garwood zdecydowała się spędzić noc z nieznajomym. Merrick okazał się cudownym kochankiem. Nie tylko pytał ją o zgodę, ilekroć inicjował nowe pieszczoty, które zresztą przyjmowała z radością, ale traktował ją jak swoją ukochaną, a nie dziewczynę na jedną noc. Całował wszystkie zakamarki jej ciała. Nie zapytał, skąd się wzięła blizna, dotykał wargami jej brzegów, po czym przeniósł się niżej. Seks z nim wzniósł ją na takie szczyty rozkoszy, jakich wcześniej nie doświadczyła, a jednocześnie przez cały czas czuła się bezpieczna.

Bez dwóch zdań, najlepszy seks w życiu.

Kiedy było już po wszystkim, usiadł przy niej na brzegu łóżka.

– Zazwyczaj tego nie robię, ale czy mógłbym dostać twój numer telefonu? Chciałbym cię lepiej poznać.

Zawahała się. Nie spodziewała się, że kontakt z nieznajomym okaże się tak przyjemny. Świetnie im się rozmawiało i dużo się śmiali.

Spotkali się w Clancy’s, popularnym irlandzkim pubie, gdzie do niej podszedł i zaproponował drinka. Cztery godziny później zaprosiła go do swojego pokoju, pozwoliła się rozebrać i kochała się z nim przez pół nocy.

Cudownie się z nim czuła, jednak uznała, że chodzi mu tylko o dobry seks. Na tym etapie życia nie był jej potrzebny kolejny facet do łóżka. Próbowała wcześniej flirtów bez zobowiązań, ale zawsze kończyło się tak, że angażowała się bardziej, niż to było dla niej dobre.

Ludzie znikali z jej życia – czasem z własnego wyboru, czasem nie – ale fakt był niepodważalny. Lepiej się wycofać zawczasu, nie ulegać uczuciom. Merrick był typem mężczyzny, którego chciało się zabrać do domu, przedstawić mamie – gdyby miała mamę i dom, w którym się praktykuje takie obyczaje.

Ale ona nie miała ani mamy, ani domu.

Problem w tym, że mogłaby się w nim zakochać, choć pewnie to ostatnia rzecz, na jakiej mu zależy. Ona też nie potrzebuje miłosnych komplikacji.

Teraz ani nigdy.

Chciała mu odmówić, gdy nagle zabrakło jej słów. Z jakiegoś powodu poczuła, że jeśli pozwoli mu odejść, będzie tego żałować do końca życia.

Była prawniczką, osobą trzeźwo i racjonalnie myślącą, więc romantyczne uniesienia po jednej zaledwie nocy zupełnie do niej nie pasowały. A jednak z jakiegoś powodu jej nieskłonne do wzruszeń serce zabiło mocniej. Czekał ją ciężki dzień. Jeśli będzie miała w perspektywie kolejną noc z Merrickiem, może zniesie go łatwiej.

Przyjechała do Hatfield w Connecticut, aby poznać rodzinę swojego dawcy i podziękować za drugie życie, które od nich otrzymała.

Nie była pewna, co im powie. Wszystko zależy od tego, jak przebiegnie spotkanie z Avangeline Forrester-Grantham. Tak czy owak będzie zestresowana, więc towarzystwo zabawnego, seksownego i inteligentnego faceta na pewno poprawi jej nastrój.

– Jasne, zadzwoń. – Objęła go na pożegnanie. Pościel zsunęła się, odsłaniając piersi.

– Nie mogę zostać, mam spotkanie za pół godziny – zaprotestował bez przekonania.

– Są rzeczy ważne i ważniejsze. – Popchnęła go i usiadła na nim.

– Przekonałaś mnie – zaśmiał się i sięgnął po prezerwatywę.

Spodziewała się gorącego pośpiesznego stosunku, a dostała kolejny seans namiętnego seksu.

Merrick spóźnił się na spotkanie godzinę.

Siedząc w wytwornym salonie Calcott Manor, miała widok na starannie utrzymany ogród różany. Wokół było wiele dzieł sztuki i pięknych mebli, ale jej wzrok przyciągnęły kwiaty. Mamie by się spodobały, pomyślała. Zawsze mieszkały w ciasnych i brzydkich mieszkaniach, jednak Martine wszędzie hodowała fiołki alpejskie i różne rośliny doniczkowe, zamieniając smutne pomieszczenia w przytulne i kolorowe.

Po śmierci Avery i diagnozie Aly, Martine przestała troszczyć się o kwiaty i własne zdrowie, i tak zostało już do końca.

Avangeline, multimilionerka i dama w każdym calu, pochyliła się i poklepała ją po dłoni. Aly nie wiedziała, czego się spodziewać po spotkaniu z babcią swojego dawcy, ale zarówno pani domu, jak jej gosposia Jacinta Knowles, dwie kobiety, które wychowywały Malcolma po śmierci jego rodziców, powitały ją z otwartymi ramionami.

Aly i Jacinta uroniły trochę łez. Avangeline jednak zachowała stoicki spokój podczas spotkania z kobietą, która dostała drugie życie, gdy przeszczepiono jej wątrobę jej wnuka Malcolma.

– Opowiedz nam o sobie – zażądała.

Aly więc opowiedziała o swojej pracy. Była prawniczką specjalizującą się w sporach dotyczących mediów społecznościowych. Nie miała rodziny, mieszkała w Jersey City. Swego czasu zachorowała na wirusowe zapalenie wątroby typu C, choroba wyniszczyła ją do tego stopnia, że bez przeszczepu by umarła. Postanowiła nie przyznawać się do tego, że od czasu do czasu nawiedzają ją wizje samolotu roztrzaskującego się o górę.

– Czego nam nie mówisz? – Avangeline wbiła w nią przenikliwy wzrok jasnoniebieskich oczu.

– Skąd podejrzenie, że coś ukrywam?

– Moja droga – odparła starsza pani z wyraźnym akcentem brytyjskich klas wyższych. – Nie na darmo zarządzałam przez trzydzieści lat korporacją międzynarodową. Byłam kobietą, która przebiła szklany sufit. Potrafię poznać, kiedy ludzie nie mówią mi całej prawdy.

Wiek nie stępił jej bystrego umysłu.

– Powiem, ale to zabrzmi dziwnie. Sama nie wiem, co o tym myśleć.

Avangeline i Jacinta wymieniły zdziwione spojrzenia. Aly wahała się. Nie umiała wyjaśnić, skąd się biorą dziwne zjawiska, których doświadczała. Sprawiały wrażenie szarlatanerii.

– Słyszałam, że Malcolm był fanem motoryzacji, kochał szybkie samochody i motocykle.

– Zgadza się. Kochał prędkość – powiedziała Jacinta.

– Nigdy nie nauczyłam się prowadzić auta – wyznała Aly. – Wystarczał mi transport publiczny. A jednak wkrótce po operacji poprosiłam pielęgniarkę o najnowszy numer pisma z dziedziny motoryzacji i przeczytałam go jednym tchem. Wcześniej nie odróżniałam SUV-a od nadwozia typu hatchback. Teraz rozumiem, co to jest moment obrotowy, moc i pojemność silnika. Zrobiłam prawo jazdy i mam zamiar kupić samochód sportowy, a może nawet motocykl.

– Do czego zmierzasz? – Avangeline zmarszczyła brwi.

– Przed operacją nie używałam cukru pod żadną postacią. Teraz słodzę kawę i jestem uzależniona od czekoladek. Wieczorem trudno mi zasnąć bez zjedzenia gałki słonych lodów karmelowych.

– Słony karmel był ulubionym smakiem Mala. Zawsze się śmiałam, że może pochłonąć każdą ilość słodyczy – wtrąciła Jacinta.

– Istnieje teoria zakładająca istnienie czegoś, co się nazywa pamięcią komórkową. Zakłada ona, że pewne cechy osobowości i wspomnienia mogą być zapisane w komórkach i organach ciała innych niż mózg. Muszę zastrzec, że nie ma potwierdzonych dowodów naukowych na istnienie tego zjawiska. Ja sama jestem zbyt racjonalna i pragmatyczna, aby przywiązywać do niej zbyt wielkie znaczenie…

– Ale? – przerwała jej Avangeline. – Chodzi o coś jeszcze, prawda?

Cóż, jeśli teraz z hukiem ją wyrzuci, to przynajmniej już podziękowała starszej pani za swoje drugie życie. Może z czasem przebłyski wspomnień z katastrofy lotniczej przestaną ją nawiedzać.

– Jest coś, co mnie dręczy, choć tkwi gdzieś w podświadomości. Jakby jakaś sprawa wymagała wyjaśnienia. – Nie chciała rzucać podejrzeń, że katastrofa nie była wypadkiem. – Uznałam, że w Hatfield, blisko waszej rodziny, uda mi się to zwerbalizować. Wzięłam urlop bezpłatny, a kiedy skończą mi się dni wolne, będę przez resztę lata pracować zdalnie. Mój szef się zgodził. Nie dam rady wrócić do poprzedniej rutyny, póki tego nie wyjaśnię.

Zapadło milczenie. Aly przymknęła oczy. Słyszała szum morza i wdychała zapach róż.

Calcott Manor było prywatną posiadłością na wybrzeżu Connecticut, zaledwie czterdzieści minut jazdy od Nowego Jorku, a jednak czuła się tu jak na angielskiej prowincji. Byłoby cudownie, gdyby nie miecz Damoklesa wiszący jej nad głową.

– Czy zechcesz być moim gościem przez jakiś czas? – spytała pani domu.

– Słucham? – Aly nie była pewna, czy dobrze usłyszała. – Czy zrozumiała pani, że mam jakieś niewytłumaczalnie dziwne doświadczenia, które tłumaczę sobie pamięcią komórkową?

– Nie jestem idiotką, dziewczyno. Zostaniesz u mnie czy nie?

Aly spojrzała na Jacintę, ale ta skinęła głową, jakby to było zupełnie naturalne.

– Chętnie z wami spędzę dzisiejszy dzień, może nawet wrócę jutro – odparła Aly. Wieczór chciała zostawić dla Merricka, gdyby się odezwał.

– Myślałam raczej o dwóch miesiącach, najlepiej całym lecie – wyjaśniła Avangeline. – Chętnie bliżej cię poznamy.

– Jest pani pewna? – Trudno jej było w to uwierzyć, bo o ile pani Grantham należała do amerykańskich wyższych sfer, o tyle Aly wywodziła się z rodziny, która zmagała się z losem. Wykonała wielką pracę, aby zapewnić sobie w miarę komfortową i bezpieczną egzystencję. Avangeline gościła w swoim domu przedstawicieli rodziny królewskiej, podczas gdy Aly nigdy nie miała okazji zobaczyć ich na żywo.

– Za ogrodem jest zejście na prywatną plażę, wokół są lasy. Trzymamy konie do jazdy wierzchem. Mam własną siłownię, pomysł moich wnuków, dwa baseny i wielką bibliotekę, której mi zazdroszczą bibliofile – zachęcała.

Kuszące argumenty, ale najważniejsze było to, że w domu Malcolma mogłaby w końcu dowiedzieć się, czemu dręczy ją katastrofa, w której zginęli jego rodzice oraz stryj i stryjenka.

– O nic nie proszę i niczego nie chcę – powiedziała, bo jako prawniczka lubiła jasno stawiać sprawy. – Nie potrzebuję pieniędzy ani kontaktów, tylko trochę czasu, który spędzimy razem.

Przez większość życia opiekowała się młodszą siostrą, bo mama pracowała na trzech etatach, aby zapewnić im dach nad głową i jedzenie. Aly nie potrzebowała pomocy.

– Doskonale to wiem, Alyson – odparła starsza pani. – Nie wpuściłabym cię do domu bez uprzedniego sprawdzenia, z kim się umawiam.

– W takim razie przyjmę zaproszenie.

Kiedy Avangeline i Jacinta planowały lunch – pieczony łosoś i sałata, jaki dobry pomysł – Aly sprawdziła wiadomości w telefonie. Serce jej podskoczyło, gdy zobaczyła wiadomość od Merricka.

Przeczytała esemesa raz, potem drugi.

Miałabyś czas na późny lunch? Przyjechałem do Calcott Manor pogonić oszustkę, która próbuje naciągnąć moją babcię. To mi nie zajmie więcej niż godzinę. Potem wrócę do miasta i najchętniej znalazłbym Cię u siebie w łóżku, bez ubrania, gotową na kolejny seans.

Aly zrobiło się gorąco, potem zimno. Wciąż próbowała przetrawić tę wiadomość, gdy jej autor, kochanek z poprzedniej nocy, wszedł do salonu z marsową miną.

Spojrzał na nią z niedowierzaniem, po czym na jego twarzy zobaczyła szok, kiedy dotarło do niego, kim jest jego kochanka.

– O cholera – mruknął.

Beznadziejna sytuacja.

Dzień dzisiejszy

Merrick Knowles stał w ulubionym salonie Avangeliny i krzywił się, jakby za oknem widział coś odrażającego, a nie pachnący ogród różany.

Był piękny letni dzień, niebo bez jednej chmurki.

Miał ochotę walnąć pięścią w wysokie na dwa i pół metra przesuwane drzwi na patio. Oparł się czołem o zimną szybę i wziął wdech. Potem wydech. Zrobił to raz jeszcze, ale wciąż był wściekły.

Nie miał powodu. Wreszcie udało się zidentyfikować szantażystę, który od lat nękał babcię, co przed nimi ukrywała. Avangeline wezwała swego osobistego prawnika i zrobiła coś, na co powinna się zdecydować już dawno – zaktualizowała swój testament. Jedna z dwóch spraw, które spędzały sen z powiek jemu i braciom, została pomyślnie załatwiona.

Wszystko zaczęło się wiosną, kiedy on, Soren, Jack i Fox zdali sobie sprawę, że testament babci jest nieaktualny. Ponieważ miała akcje rodzinnych firm i ulokowała w nich znaczne fundusze, jej niespodziewana śmierć wywołałaby poważne komplikacje prawne dla pozostałych udziałowców. Nie rozumieli powodów zwłoki, zwłaszcza że starsza pani umysł miała sprawny jak wtedy, kiedy sama zarządzała rodzinnym biznesem.

W końcu na jaw wyszły rodzinne sekrety: niekonwencjonalne i nie do końca legalne inwestycje nieżyjących rodziców Jacka i Foxa w klub BDSM oraz istnienie tajemniczego kochanka starszej pani, którego tożsamość pozostała nieznana.

Zdemaskowali szantażystę, którym okazał się ojciec Peyton, narzeczonej nieżyjącego Malcolma, a obecnie jego młodszego brata Jacka. Chwała im za to.

Jednak druga sprawa nie została załatwiona. Nie udało się zniechęcić Avangeline do młodej Alyson Garwood. Wciąż mieszkała w posiadłości, a teraz nawet jego bracia zaczęli wierzyć w jej opowieści, że wraz z wątrobą Malcolma przeszczepiono jej cząstkę jego pamięci.

Merrick westchnął ciężko. Jak można się nabierać na takie banialuki!

Za jego plecami otworzyły się drzwi i do pokoju weszła Jacinta, niosąc na srebrnej tacy dzbanek z kawą i filiżanki. Niekiedy wydawało mu się, że czas się dla niej zatrzymał i pozostała tą samą młodą kobietą, jego mamą, która sprowadziła się tu z ośmioletnim synem i zaczęła pracować jako gospodyni. Kiedy indziej widać po niej było, że ma swoich pięćdziesiąt parę lat. Wciąż szczupła i piękna, ale naznaczona upływem czasu.

Merrick zagryzł zęby. Gdyby dopadł tego artystę Pasco Kildare’a, wsadziłby mu w tyłek jedną z jego rzeźb. Należało mu się, bo skrzywdził jego mamę. Gdyby mógł cofnąć czas, przekonałby Avangeline, żeby nie przyjmowała pod swój dach znanego rzeźbiarza. Żaden dupek nie będzie krzywdził ludzi, których on kocha.

I to po części było powodem jego wściekłości. To on był samozwańczym obrońcą familii Granthamów – wszystkich chłopców, którzy byli jego braćmi, choć z innych rodziców, swojej rodzonej mamy Jacinty, a także przybranej babci Avangeline, kiedy mu na to pozwoliła. To on był w wojsku i zdobył tam umiejętności do radzenia sobie z wrogami.

Tymczasem kiedy pojawiło się prawdziwe zagrożenie, nie udało mu się spełnić swojej roli.

– Najwyższy czas, żebyś przestał robić te groźne miny, nikogo nie przestraszysz – skarciła go matka i podała mu tacę, po czym rozsunęła drzwi na patio.

Usiedli przy żelaznym ogrodowym stole. Merrick nalał sobie kawy.

– Wszyscy wyjechali i zrobiło się cicho – zauważyła Jace.

Bracia z narzeczonymi opuścili posiadłość rano. Merrick miał wrażenie, że wielki budynek porośnięty winoroślą pogrążył się we śnie.

– Było wiele spraw do omówienia – przyznał.

– Żal mi Peyton. To taka miła dziewczyna. Wiadomość o przestępczych działaniach ojca była dla niej prawdziwym ciosem.

– Ma synka, a teraz i Jacka. Poradzi sobie. – Mały Noah był owocem jednej nocy, którą młodzi, Jack i Peyton, spędzili z sobą dwa lata temu. Na szczęście ta wpadka okazała się darem losu. Ponowne spotkanie skończyło się zaręczynami.

Dla niego przygoda z Aly była katastrofą.

– Nie obwiniamy dzieci za grzechy rodziców – skomentowała matka i popatrzyła na niego badawczo, ale przez okulary przeciwsłoneczne nie mogła odczytać wyrazu jego oczu.

– Ostatnio wiele przeszli – przytaknął. – Co za wariacka jazda.

Jak dobrze, że Harry, ojciec Peyton, nie mógł dłużej zagrażać Avangeline. Merrick nie znał jednak nazwiska jej ukochanego. Postraszony procesem za szantaż, zgodził się zachować dla siebie szczegóły działania klubu BDSM, a przede wszystkim fakt, że należał on do rodziców Foxa i Jacka. Bracia mieli nadzieję, że babcia nie zna drastycznych szczegółów, ale Merrick nie bardzo w to wierzył.

Avangeline miała bardzo dobre źródła informacji, niewiele jej umknęło.

W latach, kiedy zarządzała korporacją, zbudowała międzynarodowe imperium luksusowych hoteli i ośrodków wypoczynkowych. Była uważana za najbardziej wpływową kobietę w biznesie – predestynowały ją do tego bystra inteligencja i szeroka sieć znajomości. Podejrzewał, że znała sprawę od podszewki, ale nie miał odwagi zapytać jej o to wprost. Walczyć z uzbrojonymi po zęby buntownikami – proszę bardzo, z przyjemnością, ale stawić czoła rozgniewanej Avangeline Grantham? Dziękuję, lepiej nie.

– Jest niesamowita, prawda? – szepnęła matka, jakby mu czytała w myślach. – Moja bohaterka.

– I moja. Tak jak ty, mamo.

Jace machnęła ręką, ale Merrick zdjął okulary i przytrzymał jej dłoń.

– Mówię serio. Nie umniejszaj własnych zasług.

– Nie powinnam była wychodzić za twojego ojca, Mer.

– Miałaś siedemnaście lat. Skąd miałaś wiedzieć, co za bestia kryje pod maską czarującego bawidamka?

Twarz mu się skurczyła na wspomnienie matki błagającej ojca o pieniądze na jedzenie i w zamian bitej bez litości. Ojciec nosił buty z cielęcej skórki, pachniał drogimi perfumami, a jego żona i dziecko szli spać głodni. Pamiętał siniaki na twarzy i ciele mamy, uderzenia pasa na własnych plecach i pośladkach.

– Był wrednym draniem, damskim bokserem. Miałaś dużo siły, żeby od niego uciec i przez dwa lata zapewniać nam środki do życia. Nie miałaś wyksztalcenia, ale byłaś zdeterminowana. Gdybyś z nim została, w końcu by nas zatłukł.

– Wiem. Mieliśmy szczęście, że Bóg postawił na naszej drodze Avangeline.

Praca Jace w Calcott Manor okazała się kołem ratunkowym dla niej i dla synka. Kilka dni po ich przyjeździe obaj synowie Avangeline i ich żony zginęli w katastrofie lotniczej. Jace pomagała organizować pogrzeby, zajęła się osieroconymi chłopcami, utulała ich w płaczu. Merrick starał się być niewidoczny. Nie chciał dodawać ciężko doświadczonej rodzinie problemów.

Sześć tygodni później pani Grantham zadowolona ze swojej nowej gospodyni postanowiła zatrudnić ją na stałe. Merrick się przestraszył. Miał osiem lat i nie wiedział, jak działa system, ale bał się, że ojciec ich odnajdzie.

Nigdy się nie przyznał matce, co wtedy zrobił. Poszedł do gabinetu pani domu, aby ją prosić o pomoc. Avangeline uniosła brwi i spytała, dlaczego zawraca jej głowę.

Zdjął koszulę i pokazał wciąż widoczne blizny na plecach, jedną na brodzie i kolejną pod okiem.

– Ojciec nas zabije, jak wpadnie na nasz ślad. Mam dla pani propozycję. Jeśli ochroni pani moją mamę, ja będę pilnował pani wnuków.

– Masz osiem lat. Jak chcesz to zrobić?

– Proszę mnie wysłać do tej samej szkoły, do której oni chodzą. Nikt się nie odważy zaczepiać Malcolma, Foxa, Jacka i Sorena.

Uścisnęli sobie ręce. Umowa została przyklepana. Zapisano go do szkoły jako Merricka Knowlesa, a nie Cantora. Kiedy miał piętnaście lat, Avangeline przeprowadziła rozmowę z nim i Jacintą. Powiedziała im, że ojciec chłopca umarł i już nie będzie ich prześladować. Zaproponowała, że pomoże im przeprowadzić procedury prawne i mogą wrócić do prawdziwego nazwiska, ale nie chcieli mieć nic wspólnego z przeszłością.

Pani Grantham zrobiła dla niego dużo więcej: płaciła za jego edukację, posłała go na studia i traktowała jak jednego z wnuków. Gdy skończył służbę wojskową, wrócił do domu z nie do końca sprecyzowanym pomysłem stworzenia sieci produkującej zdrowe jedzenie i sprzedającej produkty z furgonetek. Avangeline pomogła mu przygotować profesjonalny biznesplan, dała mu kapitał początkowy i pomogła przekuć mgliste plany w sprawnie działające przedsiębiorstwo działające na terenie wielu stanów, a potem wielu krajów.

Była jego prawdziwą babcią w najlepszym tego słowa znaczeniu, wskoczyłby za nią w ogień.

A jednak to nie on wytropił szantażystę.

– Skąd ten mars na twarzy? – spytała Jace. – Nie widzę w pobliżu Aly.

– Ha, ha, bardzo śmieszne – burknął.

Ich znajomość zaczęła się od przypadkowego spotkania w barze i nocy wypełnionej najlepszym w świecie seksem. Po czym przez kolejne trzy miesiące prowadzili wojnę na epitety i złośliwe przytyki. Może dlatego, że w niewybrednych słowach oskarżył ją o niecne zamiary wobec Avangeline i zapowiedział, że zdemaskuje jej kłamstwa.

„Masz szczęście, że zaciągnąłeś mnie do łóżka, zanim się przekonałam, jakim jesteś beznadziejnym dupkiem. Wolałabym zrywać sobie paznokcie na żywca niż powtórzyć tamtą głupią noc”, powiedziała mu wtedy.

Prawda była taka, że choć miał w życiu wiele przygód, nigdy nie doświadczył tak ognistego seksu jak z Aly.

Kochali się namiętnie, potem czule, pod prysznicem i na pożegnanie. Spóźnił się na ważne spotkanie chyba pierwszy raz w życiu. Nie mógł się nią nasycić i nawet poprosił ją o kolejną randkę, czego nie miał w zwyczaju.

Nie chciał dawać kobietom złudnej nadziei. Wspomnienia tego, jak wyglądało małżeństwo rodziców, na zawsze pozbawiły go złudzeń co do miłości. Nigdy by nie potraktował kobiety w taki sposób jak ojciec, ale stracił wiarę, że mógłby stworzyć szczęśliwe stadło.

Jednak Aly rzuciła na niego dziwny urok; wciąż miał w pamięci jej rudawobrązowe włosy i oczy, które raz były złociste, raz brązowe, a raz zielone. Pożądał jej, ale jej nie rozumiał i zdecydowanie nie miał do niej zaufania.

Motywy jej przyjazdu do Calcott Manor wydawały mu się podejrzane. Nie wierzył w idiotyczną opowieść o pamięci komórkowej, a jednak nadal nie potrafił znaleźć prawdziwych przyczyn jej obecności u Avangeline.

Nie pomógł braciom z szantażystą, tym razem nie odpuści i zdemaskuje Alyson.

Rozdział drugi

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji

Tytuł oryginału: Keep Your Enemies Close...

Pierwsze wydanie: Harlequin Desire, 2023

Redaktor serii: Ewa Godycka

© 2023 by Joss Wood

© for the Polish edition by HarperCollins Polska sp. z o. o., Warszawa 2025

Wydanie niniejsze zostało opublikowane na licencji Harlequin Books S.A.

Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie.

Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne. Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych i umarłych – jest całkowicie przypadkowe.

Harlequin i Harlequin Gorący Romans są zastrzeżonymi znakami należącymi do Harlequin Enterprises Limited i zostały użyte na jego licencji.

HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym do HarperCollins Publishers, LLC. Nazwa i znak nie mogą być wykorzystane bez zgody właściciela.

Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books S.A.

Wszystkie prawa zastrzeżone.

HarperCollins Polska sp. z o.o.

02-672 Warszawa, ul. Domaniewska 34A

www.harpercollins.pl

ISBN: 978-83-291-1934-4

Opracowanie ebooka Katarzyna Rek