W hiszpańskiej winnicy - Emmy Grayson - ebook

W hiszpańskiej winnicy ebook

Grayson Emmy

4,0

Opis

Hiszpański wytwórca win Adrian Cabrera chce wejść na rynek amerykański. Propozycja kupna winnicy Bradforda spada mu jak z nieba. Jednak podczas przyjęcia wieńczącego produkcję nowego wina Adrian zostaje oskarżony przez Everleigh Bradford, że zmusza jej ojca do sprzedaży rodzinnej firmy. Adrian dostrzega, że Everleigh nie zna prawdy, dlaczego jej ojciec sprzedaje majątek. Postanawia ją przekonać, że to całkiem dobry pomysł. Zaprasza ją do siebie do Grenady, by zobaczyła jego winnice. Przy okazji chciałby bliżej poznać tę pełną temperamentu dziewczynę…

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 151

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,0 (9 ocen)
5
0
3
1
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Emmy Grayson

W hiszpańskiej winnicy

Tłumaczenie: Dorota Viwegier-Jóźwiak

HarperCollins Polska sp. z o.o. Warszawa 2022

Tytuł oryginału: His Billion-Dollar Takeover Temptation

Pierwsze wydanie: Harlequin Mills & Boon Limited, 2021

Redaktor serii: Marzena Cieśla

Opracowanie redakcyjne: Marzena Cieśla

© 2021 by Emmy Grayson

© for the Polish edition by HarperCollins Polska sp. z o.o., Warszawa 2022

Wydanie niniejsze zostało opublikowane na licencji Harlequin Books S.A.

Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie.

Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne. Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych i umarłych – jest całkowicie przypadkowe.

Harlequin i Harlequin Światowe Życie są zastrzeżonymi znakami należącymi do Harlequin Enterprises Limited i zostały użyte na jego licencji.

HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym do HarperCollins Publishers, LLC. Nazwa i znak nie mogą być wykorzystane bez zgody właściciela.

Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books S.A. Wszystkie prawa zastrzeżone.

HarperCollins Polska sp. z o.o.

02-672 Warszawa, ul. Domaniewska 34A

www.harpercollins.pl

ISBN 978-83-276-8424-0

Konwersja do formatu EPUB, MOBI: Katarzyna Rek / Woblink

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Nowojorskie drapacze chmur odbijały promienie zachodzącego słońca, lśniąc niczym klejnoty na tle ciemniejącego letniego nieba. Adrian Cabrera uniósł do ust kieliszek i degustując merlota, podziwiał uroki metropolii z balkonu usytuowanego nad wypełnioną gośćmi salą balową w hotelu Kingsworth.

Fascynujący widok rekompensował mu konieczność znoszenia banałów płynących z ust kobiety uwieszonej na jego ramieniu. Jackie, o ile dobrze zapamiętał imię, nie ustawała w wysiłkach, by zrobić na nim wrażenie.

– Cabrera – wymruczała przymilnie. – Szalenie seksowne nazwisko…

– I bardzo znane – dodał, nie starając się nawet ukryć irytacji w głosie. – Jego historia sięga czterech pokoleń wstecz i mojego pra, pra, pra… nieważne zresztą, który założył winnicę u stóp Sierra Nevada.

– W Kalifornii? – zapytała.

Zazgrzytał zębami.

– Sierra Nevada to także góry w południowej Hiszpanii.

– Winnica u stóp gór – westchnęła Jackie z zachwytem. – Jakie to ekscytujące!

Istotnie, stanowisko prezesa jednej z najsłynniejszych wytwórni win oraz przynależność do klanu Cabrera były ekscytujące. Wątpił jednak, by jego nadgorliwa towarzyszka rzeczywiście rozumiała satysfakcję, jaką odczuwał, degustując nowe wino, a także fakt, że taka degustacja była rezultatem wielu lat ciężkiej pracy…

Jedyne, o czym myślała, to jak wejść do łóżka seksownego pana Cabrery, a jeśli się uda, spędzić z nim następne kilka tygodni, podróżując po całym świecie.

Zaryzykował spojrzenie w dół. Obcisła pomarańczowa sukienka podkreślała zgrabną figurę Jackie i obfity biust, który prawie rozsadzał dekolt. Ciemne loki opadały kaskadą na szczupłe ramiona, podkreślały wydatne kości policzkowe i szeroki, lśniąco biały uśmiech niczym z reklamy pasty do zębów.

Jednak poza lekkim uznaniem dla fizyczności, nie poczuł do tej kobiety nic. Spędził tyle lat, obracając się w towarzystwie modelek, aktorek, prezesek firm, a nawet polityczek, że stał się wybredny. Mężatki i kobiety, których chciwość była widoczna w każdym geście, odrzucał na dzień dobry.

– Opowiedz mi więcej o tej winnicy – poprosiła, napierając na niego piersiami. Gwałtowny ruch, którego się nie spodziewał, zmusił go do szarpnięcia ramieniem i trochę wina zachlapało mankiet śnieżnobiałej koszuli. Łagodne dotąd poirytowanie przeistoczyło się w jaskrawe niezadowolenie.

– Och, tak mi przykro… – powiedziała, gdy ich spojrzenia się spotkały. – Zaraz to naprawię, nie ruszaj się stąd – dodała i obróciła się na pięcie. Patrzył za nią, gdy zbiegła ze schodów i weszła w tłum rozbawionych gości, a na końcu zniknęła mu z oczu.

Zerknął na zabrudzoną czerwonym winem koszulę i westchnął. Na górze, w swojej suicie miał garderobę pełną koszul. Przebranie się i powrót na przyjęcie zajęłoby nie więcej niż dziesięć minut. Ale to zaburzyłoby rutynę. Miał zwyczaj spędzać pierwsze pół godziny przyjęcia inaugurującego wprowadzenie do sprzedaży nowego wina samotnie, przyglądając się zaproszonym gościom, ciesząc sukcesem i wspominając wszystkie etapy produkcji, które doprowadziły go do tej właśnie chwili.

Wreszcie sobie poszła! Nie pozwól, by zepsuła ci cały wieczór.

Żyrandole w stylu Tiffany rzucały mieniące się różnymi kolorami refleksy na złoty sufit. Kelnerzy wprawnie lawirowali pomiędzy elegancko ubranymi gośćmi stojącymi w mniejszych i większych grupkach, niosąc srebrne tace wypełnione kieliszkami z winem lub przekąskami. Kiedy wczoraj organizatorka przyjęcia, Calandra Smythe, przeczytała mu menu, aż się wzdrygnął, widząc w nim sos barbecue. Czy Amerykanie naprawdę musieli go serwować do wszystkiego?

Jednak gdy spróbował przekąsek, zmienił zdanie. Receptura sosu była tak wyjątkowa, że wydobywała niuanse smakowe nowego merlota. Same przekąski zaś okazały się prawdziwym hitem wśród gości ze Stanów i całego świata.

Omiatając wzrokiem rozbawiony tłum, wypatrzył Calandrę, która dyskretnie sprawdzała, czy wszystko idzie zgodnie z planem. Już miał się odwrócić w stronę zwieńczonego łukiem okna, by ostatni raz nacieszyć oczy widokiem Nowego Jorku, gdy dostrzegł kobietę, której pewność siebie i gracja w połączeniu z kaskadą blond włosów opadających na ramiona przykuły jego uwagę. Była elegancko ubrana, jak większość tutaj, ale w jej wyglądzie było coś, co nie pasowało do wykrochmalonych kołnierzyków i wydekoltowanych sukni pozostałych osób.

Tłum rozstąpił się na chwilę. Zobaczył całą jej sylwetkę, opromienioną złocistym blaskiem żyrandoli i setek świec. Nagle uniosła głowę i ich spojrzenia spotkały się na dłuższą chwilę.

Dystans pomiędzy nimi nie osłabił wrzenia krwi w jego żyłach. Kim była ta kobieta? I dlaczego po tylu miesiącach kompletnej posuchy w życiu osobistym, zainteresował się właśnie nią? Przecież nawet się nie znali.

Kobieta opuściła oczy i tłum wchłonął ją ponownie. Nie był przyzwyczajony do braku zainteresowania. Z powodu przystojnej twarzy, którą Adrian Cabrera odziedziczył po ojcu, fortuny oraz skłonności do rozpieszczania partnerek nigdy nie musiał szukać towarzystwa kobiet. Należał do tych mężczyzn, którzy mogli wybierać spośród wianuszka chętnych.

Uśmiechnął się z przekąsem na myśl o tym, że będzie musiał poszukać tej kobiety, która zbyła go jednym spojrzeniem. Mała odmiana w dotychczasowym modus operandi, ale może tego właśnie potrzebował.

– Czyżbyś się ukrywał, drogi braciszku?

Adrian westchnął, odwracając wzrok od sali balowej. Alejandro zmierzał w jego stronę. Barczyste ramiona niemalże rozsadzały górę smokingu. Obaj mieli ciemne włosy i męskie sylwetki, ale to młodszy Alejandro był mocniej zbudowany, co doprowadzało czasami krawców do rozpaczy podczas przymiarek. Zwalista postura przydawała się w jego branży. Jako prezes Cabrera Shipping miał często do czynienia z marynarzami, a zdarzało się, że osobiście płynął statkami przewożącymi ładunek wina przez Atlantyk.

– Chciałem chwilę odpocząć od tego gwaru.

Podszedł do okna i odsunął zasłonę. Alejandro dołączył do niego i obaj zapatrzyli się na chwilę w ciemniejące nad miastem niebo.

– Widziałem Jackie Harold uciekającą schodami w popłochu. Miałeś uwodzić kobiety, a nie je odstraszać – powiedział.

Adrian zignorował przytyk i zamieszał wino w kieliszku.

– Nasz merlot jest sukcesem.

– To prawda. Gratulacje, braciszku – dodał poważnym tonem i poklepał brata po ramieniu. Stali w milczeniu, podziwiając nocną panoramę Nowego Jorku. Mimo że serce Adriana zostało w Hiszpanii, jego wypady do Stanów przynosiły wytchnienie od chaotycznego życia, jakie prowadził w rodzinnym kraju.

Cabrera Wine była lokalną firmą, jednak pod jego kierownictwem zyskała rozgłos poza granicami Hiszpanii. Sukces miał swoją cenę, szczególnie w tak wymagających czasach. Pomiędzy niezliczonymi spotkania biznesowymi oraz wizytami w innych winnicach i wytwórniach rozsianych po całej Europie, Adrian nie miał czasu na przyjemności i w ostatnich miesiącach zaniedbał całkowicie życie osobiste. Sukces firmy był dla niego zawsze najważniejszy. Dokonał wyboru jedenaście lat temu i nigdy go nie żałował.

– Jak tam Antonio?

Alejandro zaśmiał się.

– Świętuje premierę nowego wina na Karaibach w objęciach jakiejś modelki.

Pomimo hulaszczego trybu życia Antonio, najmłodszy z braci, prowadził niedużą firmę, która zajmowała się obrotem nieruchomościami i była powiązana z rodzinnym biznesem. Otwarcie luksusowego hotelu na Lazurowym Wybrzeżu było jego trzecim z kolei sukcesem od objęcia stanowiska prezesa trzy lata temu.

Serce Adriana wypełniła duma. We trójkę byli niemal niepokonani.

– Matka narzeka, że zachowuje się jak rozwydrzony nastolatek, a nie trzydziestoletni biznesmen.

Wspomnienie o matce zmąciło radość Adriana. Poczuł złość i musiał odwrócić się w stronę sali balowej, by skoncentrować się na pozytywnej energii, jaką tętniła impreza. Poza specjalnymi okazjami, madre nie zajmowała istotnego miejsca w jego życiu.

– Antonio potrafi sam o siebie zadbać – powiedział.

Wyczuwając podenerwowanie w głosie Adriana, Alejandro przezornie zmienił temat.

– Zejdziesz na dół?

– Taki mam zamiar, ale najpierw dokończę wino. Sam.

Alejandro uniósł dłonie do góry.

– Już sobie idę. Poszukam ci bardziej odpowiedniego towarzystwa niż Jackie – rzucił, posyłając mu rozbawione spojrzenie.

Brat miał trochę racji. Zdecydowanie zbyt długo z nikim się nie spotykał. Odkąd rozstał się z ostatnią kochanką, zresztą w przyjaźni, nie miał ochoty na kolejne przygody. Raz, że nikt mu nie wpadł w oko, dwa, że nie miał po prostu czasu na seks, nawet przygodny. Premiera nowego merlota pochłaniała go przez dwadzieścia cztery godziny na dobę, nawet wtedy, gdy śnił. Proces starzenia wina Tempranillo dobiegał końca, a to oznaczało, że w przyszłym roku będzie miał jeszcze więcej pracy.

Mimo że wolał stałe związki, przyszło mu do głowy, że może faktycznie byłoby dobrze spędzić dzisiejszą noc z kobietą.

Nie z taką jak Jackie, rzecz jasna. Interesowały go wyłącznie kobiety inteligentne, obyte i wyrafinowane.

– Pan Cabrera?

Aksamitny głos postawił jego zmysły w stan pogotowia i momentalnie zrobiło mu się gorąco. Celowo wypił kolejny łyk wina, zanim się odwrócił.

To była ona!

Blondynka, którą wypatrzył w tłumie i która, jak mu się zdawało, zupełnie go zignorowała. Dekolt jej granatowej sukni schodził wąskim szpicem aż do talii, która była obwiązana srebrną szarfą. Dalej suknia opadała miękko aż do samej ziemi, przypominając Adrianowi wody Morza Śródziemnego tuż przed burzą.

Uniósł głowę, skupiając się na jej twarzy. Bujne loki w kolorze chłodnego blondu otaczały delikatną twarz. Fiołkowe oczy patrzyły na niego śmiało, a umalowane karmelową szminką usta były mocno zaciśnięte.

– Tak – odrzekł w końcu chłodno, starając się nie zdradzić, jak duże wrażenie na nim wywarła.

Zrobiła krok do przodu i wyciągnęła dłoń na powitanie. Nie nosiła biżuterii poza wąską srebrną bransoletką. Adrian uścisnął jej dłoń.

– Nazywam się Everleigh Bradford. Gratuluję merlota. Jest wyborny!

– Dziękuję – powiedział, unosząc nieco brwi. – Doceniam komplement, ale czy musiała pani naruszać moją prywatność? Na dole jest duży znak informujący o tym, że balkon jest zamknięty dla gości.

Everleigh uniosła głowę wyżej, a w jej oczach błysnął upór.

– Musiałam.

Wiele osób wycofałoby się po tak opryskliwym komentarzu, ale nie ta kobieta.

– Przykro mi, że złamałam zasady, ale muszę z panem pilnie porozmawiać. Na osobności.

Zaimponowała mu. Noc z tak odważną i piękną kobietą jak Everleigh byłaby odpowiednią nagrodą za ostatnie miesiące życia w celibacie, dlatego Adrian uśmiechnął się zachęcająco.

Policzki Everleigh zaróżowiły się, co nie umknęło jego uwagi. Byłby rozczarowany, gdyby udawała, ale nie zdziwiony. Kobiety próbowały wielu sztuczek, by zwrócić na siebie jego uwagę.

– To nic osobistego, panie Cabrera.

– Adrianie – skorygował ją.

– Słucham?

– Proszę mi mówić po imieniu.

Cudowne oczy w kolorze fiołków zwęziły się.

– Przyszłam w interesach, panie Cabrera. Po imieniu można mówić do rodziny albo przyjaciół.

– Moglibyśmy się zaprzyjaźnić, Everleigh.

Co też mu strzeliło do głowy, żeby tak się z nią drażnić. Zwykle prawił kobietom komplementy, uwodził je słowami, przypadkowymi muśnięciami… Ale przy niej po prostu nie mógł się powstrzymać.

– Nigdy nie będziemy przyjaciółmi, panie Cabrera – ucięła Everleigh. – Przyszłam, żeby porozmawiać o propozycji przejęcia Fox Vineyards.

Pożądanie, które pojawienie się kobiety wznieciło w jego ciele, przygasło, a zastąpiła je chłodna kalkulacja, jaką posługiwał się podczas spotkań biznesowych.

– W takim razie porozmawiajmy – oznajmił lodowatym tonem i ta nagła zmiana jego nastawienia musiała zachwiać jej pewnością siebie. Obejrzała się w stronę sali balowej, a jej dekolt gwałtownie się unosił i opadał, sygnalizując zdenerwowanie. Cierpliwie czekał, nie spuszczając jej z oka. Była to strategia, która wiele razy pozwalała mu zyskać przewagę w negocjacjach.

W końcu spojrzała mu w oczy, a właściwie przeszyła wściekłym spojrzeniem.

– Próbuje pan zmusić mojego ojca, który jest śmiertelnie chory, do sprzedaży winnicy i wytwórni, którą nasza rodzina zarządza od pokoleń. Tylko po to, żeby ją włączyć do tego pańskiego… molocha! Chcę, żeby przestał pan go nagabywać w tej sprawie, ponieważ sama zamierzam z panem negocjować.

Adrian powolnym ruchem odstawił kieliszek, formułując w myślach odpowiedź. Spotkał się z Richardem Bradfordem kilka razy przy okazji omawiania szczegółów planowanego zakupu Fox Vineyards przez Cabrera Wine. Istotnie, podczas ostatniego spotkania ojciec Everleigh wyglądał nieco gorzej, ale Adrian zrzucił to na karb pracy, jaki spadał na każdego właściciela winnicy.

Fox Vineyards miał tylko jedną winnicę na północy stanu Nowy Jork, jednak wina firmy robiły w ciągu ostatnich dwóch lat furorę. Adrian zamierzał rozszerzyć działalność na Stany Zjednoczone i kiedy pełnomocnik Richarda skontaktował się z nim w sprawie sprzedaży firmy, uznał to za idealną okazję. W czasie spotkań Richard ani razu nie wspomniał o chorobie ani tym bardziej o tym, że ma córkę, która zamierza przejąć biznes.

Nie miało to zresztą znaczenia. Nie porzuci tak świetnej okazji tylko po to, by zrobić przyjemność tej zuchwałej kobiecie. Fakt, że nie zwrócił uwagi na zbieżność nazwisk jej i Richarda, oznaczał tylko tyle, że udało jej się skutecznie go zdekoncentrować. W tej sytuacji najlepiej było trzymać ją na dystans.

– Chciałbym uściślić jedną kwestię. Twierdzi pani, że to ja nakłoniłem pani ojca do sprzedaży winnicy?

– Tak.

Jej oczy się zaszkliły.

Tylko nie łzy!

Nie znosił, gdy kobiety szantażowały go w taki sposób i nie miał najmniejszego zamiaru robić za pocieszyciela, i to jeszcze na oczach kilkuset gości.

– Rozumiem. Czy ojciec powiedział pani, jak doszło do naszego spotkania?

Everleigh zacisnęła mocno dłonie.

– Nie chce o tym w ogóle mówić. Powtarza tylko, że nie miał wyboru. Może i jest pan szanowanym biznesmenem, ale ja wiem, że nie cofnie się pan przed niczym. Nie pozwolę, by odebrał nam pan dorobek naszego życia!

Adrian milczał, choć gotowało się w nim ze złości. Owszem, uważał siebie za skutecznego negocjatora, ale z całą pewnością nie był człowiekiem bez serca. Oskarżenia, jakie beztrosko rzucała w jego stronę ta nowobogacka Amerykanka, zwłaszcza w taki wieczór jak dzisiejszy, rozsierdziły go na dobre.

– Zdaje sobie pani sprawę z tego, że mógłbym wezwać policję oraz oskarżyć panią o napaść i zniesławienie?

Everleigh otworzyła usta ze zdumienia.

– Zaprzecza pan, że…

– Groziłem dobrze znanemu w branży biznesmenowi? – dokończył za nią. – Nic podobnego nie miało miejsca.

Wychylił się nieco w jej stronę, przekonany, że zmusi ją do zrobienia kroku w tył, ale ona ani drgnęła. Jej broda uniosła się odrobinę wyżej, a usta znalazły się o pół oddechu od jego twarzy. Opanowała go szaleńcza ochota, by przyciągnąć tę upartą istotę do siebie i całować tak długo, aż będzie gotowa przeprosić.

– Dziś pozwolę pani odejść, żeby mogła pani przemyśleć swoje zachowanie. Następnym razem nie będę aż tak łaskawy.

ROZDZIAŁ DRUGI

Everleigh mogła tylko stać i patrzeć na plecy oddalającego się Adriana Cabrery. Bezsilnie zaciskała palce, czując, jak paznokcie wbijają się w dłonie. Dawno nie spotkała nikogo, kto doprowadziłby ją do takiej furii. Na domiar wszystkiego jej adwersarz okazał się nieziemsko przystojny, a uwodzicielskim głosem zupełnie zbił ją z tropu. Ostatnią rzeczą, jakiej teraz potrzebowała, było przekonanie, że śmiertelny wróg jej rodziny jest kwintesencją seksapilu.

Wcześniej widziała go tylko na zdjęciach. Ciemne włosy zaczesane do tyłu w fantazyjny sposób, który odwracał uwagę od surowych rysów twarzy i sztywno wyprostowanej sylwetki. Mocny zarys szczęki z uroczym dołeczkiem w brodzie. Kości policzkowe niczym wyrzeźbione w marmurze. Gęste brwi nad jasnoniebieskimi oczami i pełne usta, które nigdy się nie uśmiechały. Tak Adrian Cabrera prezentował się w mediach.

Kiedy więc się uśmiechnął, poczuła falę ciepła rozlewającą się po jej ciele. Gdyby częściej chodziła na randki, może byłaby lepiej przygotowana na starcie z taką kumulacją męskiej siły i urody.

Powoli rozprostowała ścierpnięte palce i małymi kroczkami podeszła do schodów. Jej pewność siebie stopniała, gdy otaczający ją przepych przedarł się do jej świadomości. Skąd przekonanie, że ona, dziewczyna z prowincji, może mierzyć się z kimś pokroju Adriana Cabrery? Na ogromnej sali bawiło się kilkuset gości. Pobłyskiwały wysadzane diamentami bransoletki od Cartiera u pań i zegarki Rolex u panów. Zespół grający na scenie od trzech tygodni okupował pierwsze miejsca amerykańskich list przebojów. Bóg jeden wiedział, ile musiał kosztować ich występ tego wieczora, zwłaszcza że w tym samym czasie mogli dać koncert dla kilkudziesięciu tysięcy ludzi, a nie grać do kotleta. Przystojny pan Cabrera miał zapewne tyle pieniędzy, że nie wiedział, co z nimi robić.

A jeśli tak, to dlaczego uparł się, by przejąć Fox Vineyards? Rodzinna firma była częścią życia Everleigh, odkąd sięgała pamięcią. Była w ostatniej klasie szkoły średniej, gdy jej matka zmarła na raka. Poświęciła się pracy w firmie i okazało się to dla niej ratunkiem. Chwytała się każdego zadania, zdobywając przy tym cenne doświadczenie, a po skończeniu szkoły na dobre zajęła się marketingiem, by dwa lata temu objąć stanowisko dyrektora działu. Była pewna, że któregoś dnia ojciec przekaże jej firmę.

Poczuła uścisk w żołądku. Całe jej zaangażowanie i prawie dziesięć lat pracy zostało wrzucone prosto do kosza, gdy ojciec zgodził się sprzedać firmę temu wyniosłemu bogaczowi, nawet jej o tym nie informując. Kiedy nalegała, by wyjawił, co go do tego skłoniło, powiedział tylko, że powinna mieć w życiu inne cele, a nie tylko pracę od rana do wieczora.

To prawda, że praca była absorbująca, ale przecież nie tak, że zupełnie zaniedbywała życie towarzyskie. Zdarzało jej się chadzać na randki, i to z całkiem przystojnymi mężczyznami.

Niestety Adrian Cabrera należał do zupełnie innej klasy mężczyzn niż ci, z którymi się umawiała. Kiedy dziś wypatrzyła go stojącego na górze, wyglądał niczym monarcha patrzący na zgromadzonych w dole poddanych. Brakowało mu tylko korony na głowie i berła w dłoni. Emanował pewnością siebie, w obliczu której trudno było zachować jasność umysłu.

Czarny, elegancki smoking podkreślał walory jego sylwetki. Przewyższał ją o głowę, mimo że miała na sobie szpilki na wysokim obcasie. A gdy pochylił się ku niej i przeszył ją spojrzeniem błękitnych oczu, mignął w nich płomień pożądania. Oblała się rumieńcem na samo wspomnienie tej chwili.

Pokręciła głową na widok kelnera niosącego tacę wypełnioną kieliszkami z winem, i podeszła do bufetu. Sięgnęła po wodę, wypiła kilka łyków i dopiero wtedy nieco ochłonęła.

Minął rok od czasu, gdy zerwała ze swoim ostatnim chłopakiem. Nie należała jednak do kobiet, które były skłonne rzucić się nieznajomemu w ramiona. A już na pewno nie komuś takiemu jak Adrian Cabrera. Jedynym celem tego człowieka było ograbienie jej ojca ze wszystkiego, co było mu drogie.

Ojciec był niegdyś przystojnym mężczyzną o szpakowatych włosach i ciętym dowcipie. Gdy zachorował na białaczkę, stał się cieniem dawnego siebie. Stał przy oknie w swoim gabinecie, a za luźny tiszert opadał z jego przygarbionych barków.

Świat zatrząsnął się pod stopami Everleigh drugi raz, gdy lekarz postawił diagnozę. Ale wczorajszy poranek, gdy w dziennym świetle obserwowała poszarzały odcień skóry na jego ramionach i zapadnięte oczy, nie pozostawiał żadnych złudzeń.

Richard Bradford zbliżał się do kresu życia.