Uniwersalny Chrystus. Prawda, która zmienia wszystko - Richard Rohr - ebook + audiobook

Uniwersalny Chrystus. Prawda, która zmienia wszystko ebook i audiobook

Rohr Richard

4,7

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Najważniejsza i przełomowa książka

jednego z najbardziej wpływowych chrześcijańskich myślicieli współczesności

 

Jezus jest Chrystusem – obrazem Boga na miarę wszechświata. Richard Rohr ukazuje, że właśnie ta zapomniana prawda może zmienić nasz sposób widzenia świata i to, jak przeżywamy codzienność. Ukazuje Boga, który nieustannie miłuje i wyzwala wszystko, co istnieje, który przekracza nasze wąskie miary postrzegania rzeczy i ludzi, który chce nas nauczyć miłości nieznającej granic… Rohr zachęca, by dostrzec Chrystusa wszędzie – nie tylko w tym, co duchowe, ale także w tym, co materialne:

 

Ci, którzy to zrobili, mogą czuć się tak samo święci na szpitalnym łóżku lub w barze, jak w kaplicy. Widzą Chrystusa w oszpeconych i złamanych, tak samo jak w tak zwanych doskonałych czy atrakcyjnych. Potrafią kochać i wybaczać sobie i wszystkim niedoskonałym rzeczom, ponieważ wszyscy noszą w sobieImago Dei w równym stopniu, nawet jeśli nie w sposób doskonały.

 

Uniwersalny Chrystus to dzieło całościowo i jednocześnie nowatorsko podsumowujące teologiczny dorobek Richarda Rohra. Każdy, kto chce lepiej poznać naturę Boga, wprowadzać swoją wiarę w czyn i głosić Ewangelię wszelkiemu stworzeniu znajdzie na kartach tej książki zachętę i inspirację.


Richard Rohr (ur. 1943) – franciszkanin, kierownik duchowy, założyciel Centrum Działania i Kontemplacji w Albuquerque w Nowym Meksyku, prelegent i autor wielu książek z zakresu duchowości. W Wydawnictwie WAM ukazało się kilka jego publikacji, m.in.: Spadać w góręNieśmiertelny diamentEnneagramDzikość i mądrość.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 265

Rok wydania: 2023

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 10 godz. 9 min

Rok wydania: 2023

Lektor: czyta Tomasz Wysocki

Oceny
4,7 (35 ocen)
27
7
1
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Joarra

Nie oderwiesz się od lektury

Książka z najwyższej półki, niełatwa - ostatecznie napisał Mistyk, niemistyczce czasem trudno nadążyć. Ale jak się wgryzie, wmodli, otwiera się piękny, zapierający dech w piersi świat, poszerza horyzont... właściwie nie: horyzont ginie, rozmywa się, brak ograniczeń. Uczy czytać/ widzieć/ słyszeć na nowo to,co teoretycznie tak dobrze znamy. Np. "Jak długo trzymamy się obrazu Boga, który wymierza adekwatną (czyli jaką? - J) do przestępstwa karę, zamiast Boga, który odnawia wszystko, tak długo nie mamy w istocie żadnej dobrej nowiny; taka nowina to nie jest ani dobra, ani nowa, ale ta sama do znudzenia powtarzana historia, w której sprowadzamy Boga do naszego poziomu."
50
Kapodaster

Nie oderwiesz się od lektury

zdecydowanie warto przeczytać.
10
Nabrue

Nie oderwiesz się od lektury

"Uniwersalny Chrystus ...," to dzieło podsumowujące teologiczny dorobek autora, który jest jednym z wpływowych chrześcijańskich myślicieli. Jest to Jego subiektywne spojrzenie na chrześcijaństwo. Autor zachęca, by dostrzegać Chrystusa wszędzie, nie tylko w tym co duchowe, ale także w tym, co materialne. Lektura dość trudna, zmuszająca do własnych przemyśleń i refleksji. Warto przeczytać. Polecam.
00

Popularność




Richard Rohr

Uni­wersalny Chrys­tus

Prawda, która zmi­enia wszys­tko

tłu­macz: Wo­j­ciech Drążek

Zanim roz­poczniemy

Angiel­ska mistyczka1 z ubiegłego wieku – Caryll Hou­se­lander, w swej auto­bi­o­grafii zatytułow­anej A Rock­ing-Horse Cath­olic (ten ciekawy zwrot można by prz­etłu­maczyć jako „Kato­lik na koniku na bie­gun­ach”) opisuje, jak zwykła podróż lon­dyńskim metrem przek­ształ­ciła się w wizję, która zmi­en­iła całe jej życie. Przytaczam jej opis tego wstrząsa­jącego wydar­zenia, ponieważ wzrusza­jąco oddaje to, co będę nazy­wał Ta­jem­nicą Chrys­tusa, zam­ieszkiwaniem Bożej obecności w każdym i we wszys­tkim od zn­a­nych nam początków czasu:

Byłam w wag­onie metra pełnym róż­nych przepychają­cych się ludzi, siedzą­cych i ucze­pi­o­nych uch­wytów, ro­bot­ników wszelkiego autora­mentu wraca­ją­cych do domu po skończonym dniu pracy. Całkiem nies­podziewanie zobaczyłam w moim umyśle, ale wyraźnie jak na pięknym obra­zie, Chrys­tusa obecnego w nich wszys­tkich. Zobaczyłam więcej niż to; nie tylko Chrys­tusa w każdym z nich, żyjącego w nich, umi­era­jącego w nich, cieszącego się w nich, smucącego się w nich – ale ponieważ On był w nich, a oni byli właśnie tu, cały świat był tu również, tutaj, w wag­onie metra; i to nie tylko świat, jakim był w tamtym mo­mencie, nie tylko wszy­scy ludzie ze wszys­tkich kra­jów na świecie, ale byli tam również wszy­scy, którzy żyli wcześniej, i wszy­scy, którzy dopiero się nar­odzą.

Wyszłam z metra na za­tłoczone ulice i długo spacerowałam. Tutaj było podob­nie, z każdej strony, w każdym przechod­niu, wszędzie – Chrys­tus.

Długo prześlad­owała mnie rosyjska wizja up­okorzonego Chrys­tusa, ku­lawego Chrys­tusa, który utyka­jąc, przemierza Rosję, żebrząc o chleb; Chrys­tusa, który przez wieki mógłby powracać na ziemię i to nawet do grzeszników, aby wzbudzić ich współczucie jako po­trze­bujący. Teraz w mg­ni­eniu oka zro­zu­mi­ałam, że to nie jest mar­zenie, ale fakt; nie sen, nie fantaz­jow­anie czy le­genda poboż­nych ludzi, nie wyt­wór rosyjskiej tradycji, ale Chrys­tus w człow­ieku…

Widzi­ałam też sz­a­cunek, jaki trzeba mieć dla grzesznika; zami­ast wybaczać mu grzech, który w is­tocie jest jego na­jwięk­szym smutkiem, trzeba przynieść ulgę ci­er­piącemu w nim Chrys­tusowi. Taki sz­a­cunek trzeba ofi­arować nawet tym grzesznikom, których dusze wydają się martwe, ponieważ to Chrys­tus jest ży­ciem duszy, a w nich jest martwy; oni są Jego grobem, a Chrys­tus w grobie jest po­tenc­jalnie Chrys­tusem zmartwych­wstałym…

Chrys­tus jest wszędzie; w Nim każdy sposób ży­cia ma zn­aczenie i wpływa na każde inne życie. To nie ten bezro­zumny grzesznik jak ja pod­chodzi do nich na­jbliżej i przyn­osi im uzdrowienie, ale kon­tem­platyczka w swo­jej celi, która nigdy na nich nie spojrz­ała, ale w której Chrys­tus modli się i pości; to może być też sprzątaczka, w której Chrys­tus staje się sługą, lub król, którego złota korona za­słania tę ci­erniową.

Świado­mość naszego zjed­noczenia w Chrys­tusie jest je­dynym lekarstwem na ludzką sam­ot­ność. Również dla mnie jest to je­dyny i os­tateczny sens ży­cia, je­dyna rzecz, która nadaje sens i cel każ­demu ist­ni­eniu.

Po paru dniach ta wizja się zatarła. Ludzie wy­glądali znów tak jak daw­niej, nie było żad­nych niezwykłych doznań, kiedy spotykałam się twarzą w twarz z innymi ludźmi. Chrys­tus był znów ukryty i jeśli mam być szczera, to przez kole­jne lata mu­si­ałam Go szukać i za­zwyczaj zna­j­dowałam Go w in­nych, a przez to jeszcze bardziej w sobie samej, ale za­wsze był to dobro­wolny i pełen za­ufania akt wiary.

Zosta­jemy z py­tan­iem, ważnym dla mnie i dla każdego z nas – kim jest ów „Chrys­tus”, którego Caryll Hou­se­lander widzi­ała wyłaniającego się i promi­eni­ującego z każdego z pas­ażerów? Chrys­tus, bez wąt­pi­enia, nie był dla niej je­dynie Jezusem z Naz­aretu, ale kimś zn­acznie więk­szym, może nawet kos­micznym, nieog­ar­nionym. Dlaczego tak jest i dlaczego to ma jakiekolwiek zn­aczenie – to właśnie jest temat tej książki. Jeśli cho­ciaż raz się z tym zetkniemy, to, jak wi­erzę, taka wizja ma moc, aby nas całkow­icie zmi­enić, zmi­enić to, w co wi­erzymy, jak widz­imy in­nych i nasze relacje z nimi, nasze zro­zu­mi­enie tego, jak wielki jest Bóg, i nasze pozn­anie tego, co Stwórca czyni w naszym świecie.

Czy to brzmi jak zbyt wiele, by pokładać w tym nadzieję? Popatrzmy jeszcze raz, jak Hou­se­lander stara się przy­ciągnąć naszą uwagę do tego, co się zmi­en­iło w jej ży­ciu po wizji, której doświad­czyła:

Wszędzie – Chrys­tus

Świado­mość jed­ności

Sz­a­cunek

Każde życie ma sens

Każde życie ma zn­aczenie i wpływa na wszys­tkie inne formy ży­cia.

Każdy chciałby doświad­czyć czegoś podob­nego. Nawet jeśli wizja Hou­se­lander wydaje się nam dzisiaj nieco eg­zotyczna, to z pewnoś­cią pier­wsi chrześ­cijanie nie mieliby z nią żad­nego prob­lemu. Ob­jawienie zmartwych­wstałego Chrys­tusa jako wszechobecnego i wiecznego było mocno utrwalone w Pis­mach (Kol 1; Ef 1; J 1; Hbr 1) i w wi­erze wczes­nego Koś­cioła, kiedy to euforia wiary chrześ­cijańskiej była wciąż bardzo twór­cza i prężna. W naszych cza­s­ach ten głęboki sposób zro­zu­mi­enia staje się ni­estety czymś, co trzeba dopiero odbudować. Kiedy Koś­ciół zachodni oddzielił się od wschod­niego w cza­sie wielkiej schizmy w 1054 roku, stopniowo ut­ra­ciliśmy głębokie zro­zu­mi­enie Boga jako nieus­tan­nie wyzwala­jącego i miłującego wszys­tko, co ist­nieje. W zamian stopniowo ogran­iczyliśmy Bożą obecność do os­oby Jezusa, gdy tym­cza­sem ta obecność podob­nie jak świ­atło jest wszechobecnoś­cią i nie może się ogran­iczyć do ludzkich wy­mi­arów2.

Można pow­iedzieć, że zamknięto drzwi do wiary w szer­sze i piękniejsze zro­zu­mi­enie tego, co pier­wsi chrześ­cijanie zwali ob­jawieniem, epi­fanią albo chyba na­j­dob­it­niej wciel­e­niem, również w jego na­jpełniejszej i kom­plet­nej formie, którą nazy­wamy – zmartwych­wstan­iem. Koś­cioły wschod­nie i pra­wosławne mi­ały pier­wot­nie o wiele głęb­szy wgląd w te ta­jem­nice, które my na Zachodzie, za­równo katolicy, jak i prot­est­anci, dopiero za­czy­namy dostrzegać. To za­pewne miał na myśli Jan, pisząc w swo­jej Ewan­gelii: „Słowo stało się ciałem” (J 1,4) i uży­wa­jąc przy tym greckiego słowa sarx, które ozn­acza ciało w sen­sie ogólnym, a nie jed­nostkowe ludzkie ciało3. Fak­tycznie samo słowo „Jezus” nie po­jawia się w pro­logu Ewan­gelii św. Jana! Zwró­ciłeś na to uwagę? Po­jawia się „Jezus Chrys­tus”, ale dopiero w przedostat­nim wer­sie.

Nie da się os­z­a­cować szkód wyrząd­zo­nych przesłaniu Ewan­gelii po tym, jak Koś­cioły wschod­nie (greckie) i zachod­nie (ła­cińskie) rozdzieliły się od mo­mentu wza­jem­nej ek­skomuniki swoich pat­ri­archów w 1054 roku. Przez prawie tysiąc lat nie zn­aliśmy, czym jest „jeden, święty, powszechny (nie­podzielony)” Koś­ciół. Jed­nakże ja i ty możemy na nowo ot­worzyć drzwi starożyt­nej wiary z pomocą klucza, a tym kluczem jest właś­ciwe zro­zu­mi­enie słowa, którego wielu z nas często używa, cho­ciaż zwykle zbyt po­tocznie. Tym słowem jest – Chrys­tus.

A co, jeżeli Chrys­tus to imię tran­scend­ent­nego wy­miaru ukryt­ego w każdej ist­niejącej „rzeczy” we wszechświecie?

A co, jeżeli Chrys­tus to imię nieog­ar­nionej przestrzeni za­wartej w każdej prawdzi­wej miłości?

A co, jeżeli Chrys­tus to odniesi­enie do nieskończonego wid­nokręgu, który od wewnątrz nas po­ciąga i jed­nocześnie pcha do przodu?

A co, jeżeli Chrys­tus to inne imię dla wszys­tkiego, co os­iągnęło swą pełnię?

Wi­erzę, że właśnie to chciała nam przekazać Wielka Tradycja, może nawet o tym nie wiedząc. Jed­nak więk­szość z nas nigdy nie pozn­ała całej Wielkiej Tradycji, przez którą ro­zu­miem tradycję odwieczną, mądrość za­wartą w całym Ciele Chrys­tusa, a szczegól­nie w kon­tekście tej książki, sca­le­nie za­gad­nień pod­dawa­nych nieus­tan­nej wewnętrznej korekcie, które wciąż powracają i wza­jem­nie się potwi­er­dzają w pra­wosławiu, katoli­cyzmie i w niek­tórych gałęziach prot­est­antyzmu. Wiem, że to jest wielkie za­danie, ale czy mamy dzisiaj jakiś wybór? Jeśli skupimy się na is­tocie wiary, a nie na jej przypadłościach, to może się to okazać całkiem proste.

Jeżeli mi poz­wolisz, to na kole­j­nych stron­ic­ach tej książki chciałbym być twoim prze­wod­nikiem w szukaniu odpow­iedzi na py­tania o Chrys­tusa i o kształt rzeczy­wis­tości, w jakiej żyjemy. Jest to poszukiwanie, które mnie fascynuje i in­spiruje przez os­tat­nie pięćdziesiąt lat. Trzyma­jąc się mo­jej fran­ciszkańskiej tradycji, chciałbym roz­począć dys­kusję na ogromną skalę w ziem­skim wy­mi­arze i podążać jak za roz­sypanymi ok­ruchami chleba wyzna­cza­jącymi drogę przez las: od przyrody, do nowo nar­od­zonego dziecka z matką i ojcem w lichej sta­jence; do sam­ot­nej matki w po­ciągu; aż wreszcie do zn­aczenia i ta­jem­nicy ukrytej w imi­eniu, które my również możemy nosić.

Jeśli moje doświad­czenie coś mi pod­powiada, to właśnie to, że przesłanie za­warte w tej książce może zmi­enić twój sposób widzenia świ­ata i to, jak przeży­wasz codzi­en­ność. Jest to pro­pozycja odkry­wania po­głę­bionego i uni­wersal­nego sensu, którego, jak się wydaje, zachod­niej cy­wil­iz­a­cji brak­uje i za którym tęskni. Jest w tym po­tenc­jał utrwalenia chrześ­cijaństwa jako nat­ur­al­nej re­li­gijności, a nie jako specy­ficznej re­li­gii opartej na spec­jalnym ob­jawieniu dostępnym tylko nielicznym oświeconym ludziom.

Aby doświad­czyć tego nowego zro­zu­mi­enia, często mu­simy stawiać kroki, które nie wiodą bez­pośred­nio do celu, wymagają oczekiwania oraz prak­tykow­ania uważności. Szczegól­nie na początku trzeba poz­wolić, aby niek­tóre słowa w tej książce po­zostały po trosze ta­jem­nicze, przyna­jm­niej przez jakiś czas. Wiem, że dla naszego egoistycznego umysłu może to być niesatys­fak­c­jonujące i niepoko­jące, bo on chce kon­tro­lować każdy krok na tej drodze. Jed­nakże to jest właśnie kon­tem­platy­wne czytanie i słuch­anie i dlat­ego ma moc po­ciągnąć ku zn­acznie Więk­szej Przestrzeni.

G.K. Chester­ton pisał kiedyś o tym: „Twoją re­li­gią nie jest Koś­ciół, do którego należysz, ale kos­mos, w którym toczy się twoje życie”. Kiedy poz­namy, że cały świat ma­teri­alny wokół nas, całe stworzenie jest za­równo miejscem ukry­wania się Boga, jak i miejscem Jego ob­jawienia, wtedy ten świat staje się domem, zach­wyca­jącym, okazującym łaskę każ­demu, kto patrzy głębiej. Właśnie taki głęboki i spoko­jny sposób widzenia nazy­wam „kon­tem­placją”.

Za­s­ad­niczą funk­cją re­li­gii jest ra­dykalne połączenie nas ze wszys­tkim (re-ligio zn­aczy ponownie związać, połączyć). Ma nam to po­magać w odbi­eraniu świ­ata i siebie jako całości, a nie w formie oddziel­nych części. Ludzie prawdzi­wie oświeceni widzą jed­ność, ponieważ ich spojrzenie wypływa z wewnętrznej jed­ności i nie muszą wszys­tkiemu przykle­jać etyki­etki lepszy i gor­szy, swój i obcy. Jeśli ży­wisz przekon­anie, że w po­je­dynkę możesz być zbawiony czy oświecony, to jak mi się wydaje, nie jesteś ani zbawiony, ani oświecony.

Idea Chrys­tusa kos­micznego nie za­w­i­era żad­nej ry­wal­iz­a­cji ani żad­nego wykluczenia, ale włącza wszys­tkich i wszys­tko (Dz 10,15.34), a to pozwala Jezusowi Chrys­tusowi nareszcie być obrazem Boga na mi­arę całego wszechświ­ata. W takim ro­zu­mi­eniu chrześ­cijańskiego przesłania takie po­ję­cia jak „nat­ur­alny” czy „nad­przyrod­zony” w pew­ien sposób tracą swoje zn­aczenie. Jak to ujmuje wyrażenie przypisy­wane Al­ber­towi Ein­steinowi: „Są tylko dwa sposoby przeży­wania swego ży­cia. Jeden to taki, jakby żadne cuda nie ist­ni­ały. Drugi to taki, jakby wszys­tko było cu­dem”. Na kole­j­nych stron­ic­ach tej książki będę opowiadał się za tym dru­gim.

Cho­ciaż moje pod­sta­wowe za­plecze to filo­zofia i teo­lo­gia duch­o­w­ości, aby wzboga­cić tekst, będę czer­pał z takich dy­s­cyplin, jak psy­cho­lo­gia, nauki przyrod­nicze, his­toria i an­tro­po­lo­gia. Jeśli mi się to uda, nie chciałbym, aby to była ściśle „teo­lo­giczna” książka, cho­ciaż za­w­i­era sporo wyraź­nych odniesień teo­lo­gicz­nych. Jezus nie przyszedł na ziemię po to, aby tylko teo­lo­gowie mogli Go zro­zu­mieć i ująć w mądrych sfor­mułow­a­niach, ale po to, „aby wszy­scy byli jedno” (J 17,21). Przyszedł, aby zjed­noczyć i „wszys­tko po­jed­nać ze sobą, za­równo na ziemi, jak i w niebie” (Kol 1,20). Każda kobi­eta i każdy mężczyzna na ulicy czy w po­ciągu pow­inien móc to zobaczyć i tym się cieszyć.

W róż­nych miejs­cach tej książki zna­j­dują się zdania odrębne od głów­nych para­grafów. Jak te pon­iżej odnoszące się do naszych wcześniejszych rozważań:

Chrys­tus jest wszędzie.

W Nim każde życie ma sens i trwałe pow­iąz­anie.

Wprowadz­iłem te pauzy w tekście jako zaproszenie do ob­cow­ania z myślą w nich za­wartą, tak długo aż skupi­enie uwagi na niej por­uszy twoje ciało, serce, twoją świado­mość otacza­jącego cię świ­ata, a szczegól­nie twoje fun­da­ment­alne pow­iąz­anie z szer­szą przestrzenią.

Usiądź z każdym nap­is­anym kur­sywą zdaniem, jeśli po­trzeba, przeczytaj je ponownie, aż poczujesz jego dzi­ałanie, aż ujrzysz w wyo­braźni jego szer­okie oddzi­ały­wanie na świat, na his­torię, na ciebie. Innymi słowy, aż „słowo stanie się ciałem” dla ciebie! Nie spiesz się z prze­jś­ciem do następnej lin­ijki.

W tradycji mon­astycznej to ob­cow­anie z tek­stem wiodące do po­głębi­enia nazwano lec­tio divina. Jest to kon­tem­placyjne czytanie, które idzie dalej niż zro­zu­mi­enie umysłem zn­aczenia słów lub uży­wanie słów do odpow­iedzi na py­tania, lub rozwiązy­wanie przeży­wa­nych prob­lemów czy trosk. Kon­tem­placja to ci­er­pliwe czekanie, aż luki zostaną za­pełnione, nie ma tu pośpiesz­nych rozwiązań czy łat­wych odpow­iedzi. Nie ma tu żad­nych os­ądów, w is­tocie trzeba unikać szyb­kich ocen, ponieważ taka ocena ma więcej wspól­nego z egoistycznym, os­obistym prag­ni­eniem spra­wow­ania kon­troli niż z pełnym miłości poszukiwaniem prawdy.

Będzie to moja i twoja prak­tyka w cza­sie wypra­cow­y­wania naszej wspól­nej drogi ku zro­zu­mi­eniu Chrys­tusa, który jest czymś zn­acznie więcej niż nazwiskiem Jezusa.

Część pier­wsza

Inne imię dla każdej rzeczy

rozdział pier­wszy

Chrys­tus to nie jest nazwisko Jezusa

Na początku Bóg stworzył niebo i ziemię. A ziemia była bezładną pustką. Ciem­ność za­legała nad bezmi­arem wód, a duch Boży un­osił się nad wod­ami. Bóg rzekł: „Niech się stanie świ­atłość”. I stała się świ­atłość.

– Księga Rodzaju 1,1–3

We wszys­tkich ponad trzy­dzi­estu tysiącach wyznań chrześ­cijańskich wi­erni kochają Jezusa i (przyna­jm­niej w teorii) jak się wydaje, nie mają żad­nego prob­lemu z zaak­ceptow­aniem Jego prawdzi­wego człowieczeństwa i pełni bóstwa. Wielu przyznaje się do os­obistej relacji z Jezusem – może jest to prze­błysk natch­ni­enia o Jego in­tym­nej obecności w ich ży­ciu, może lęk przed Jego są­dem lub gniewem. Inni ufają Jego współczu­ciu i często nim się posługują dla us­praw­ied­li­wienia swoich poglądów czy polityki. Zatem jak po­jęcie Chrys­tusa mo­głoby zmi­enić obecną sytu­ację? Czy Chrys­tus to po prostu nazwisko Jezusa? A może jest to ob­jawiony tytuł, który wymaga całej naszej uwagi? Czym różni się dzi­ałanie czy rola Chrys­tusa od Jezusa? Co zn­aczą słowa Pisma Święt­ego, kiedy Piotr w swoim pier­wszym wys­tąpi­eniu po zesłaniu Ducha Święt­ego mówi do tłumów, że „Jezusa, którego ukrzyżowaliście, Bóg uczynił Panem i Chrys­tusem!” (Dz 2,36)? Czy nie zn­aczyły one za­wsze tego samego od nar­odzin Jezusa?

By odpow­iedzieć na te py­tania, mu­simy wró­cić do początków i zapy­tać: jaki był zamiar Boga w tych pier­wszych mo­mentach stworzenia? Czy Bóg był całkow­icie niewidzi­alny przed początkiem wszechświ­ata? Czy w ogóle ist­nieje jakieś „przed”? Dlaczego Bóg dokonał stworzenia? Jaki był cel Boga w akcie stworzenia? Czy wszechświat sam w sobie jest wieczny? Czy może jest stworzony w cza­sie, tak jak go po­jmujemy, podob­nie jak sam Jezus?

Przyzna­jmy, że praw­do­podob­nie nigdy nie dowiemy się ani „jak”, ani „kiedy” dokon­ało się stworzenie, ale py­tanie, na które re­li­gia stara się odpow­iedzieć, to przede wszys­tkim „dlaczego”. Czy da się znaleźć jakieś dowody na to, dlaczego Bóg stworzył niebo i ziemię? Czy była w tym jakaś in­tencja czy zamiar? Czy w ogóle po­trze­bujemy „Boga Stworzy­ciela”, by wyjaśnić ta­jem­nicę wszechświ­ata?

Więk­szość starożyt­nych tradycji pro­ponuje swoje wyjaśni­enie, które brzmi mniej więcej tak: wszys­tko, co ist­nieje w formie ma­teri­al­nej, pochodzi z jakiegoś Pier­wot­nego Źródła, które na­jpi­erw ist­ni­ało je­dynie w formie duch­owej. To Nieskończone Pier­wotne Źródło w pew­ien sposób wlało się w skończone formy, stwar­za­jąc wszys­tko, od skał po wodę, rośliny, or­gan­izmy, zwi­erzęta i ludzi – wszys­tko, co widzą nasze oczy. To sam­oob­jawienie się Boga, ko­gokolwiek tak nazwiemy, w ma­teri­al­nej postaci było pier­wszym wciel­e­niem (ogólne określe­nie dla każdego rodzaju ucieleśni­enia ducha) i mi­ało miejsce na długo przed dru­gim osobowym wciel­e­niem, które jak wi­erzą chrześ­cijanie, dokon­ało się w Jezusie. Odda­jąc tę myśl w języku fran­ciszkańskim – stworzenie jest pier­wszą Bib­lią, która ist­ni­ała od 13,7 mil­iarda lat, zanim powstała druga spis­ana Bib­lia4.

Kiedy chrześ­cijanie słyszą słowo „wciel­e­nie”, więk­szość myśli o nar­odzeniu Jezusa, w którym Bóg uwidocznił swoje ra­dykalne zjed­noczenie z ludzkoś­cią. W tej książce jed­nak chciałbym za­s­ug­erować, że pier­wsze wciel­e­nie to mo­ment opis­any w pier­wszym rozdziale Księgi Rodzaju, gdy Bóg wszedł w jed­ność ze świ­atem ma­teri­alnym i stał się świ­atłem wewnątrz wszys­tkiego. (To, jak wi­erzę, wyjaśnia, dlaczego świ­atło jest tem­atem pier­wszego dnia stworzenia, a prędkość świ­atła naukowcy uznają dzisiaj za jedną z niezmi­en­nych war­tości). A zatem wciel­e­nie to nie tylko „Bóg staje się Jezusem”. To o wiele więk­sze wydar­zenie i pewnie dlat­ego Jan, kiedy po raz pier­wszy je opisuje, używa ogól­nego zwrotu „ciało” (J 1,14). Jan mówi o wszechobecnym Chrys­tusie, którego tak wyraźnie doświad­czyła Caryll Hou­se­lander, o Chrys­tusie, którego każdy z nas wciąż spotyka w dru­gim człow­ieku, w górach, w źdźble trawy czy w szpaku.

Wszys­tko, co widzi­alne, bez wyjątku jest prze­jawem Boga. Czymże innym mo­głoby być? Chrys­tus jest słowem ozn­acza­jącym Pier­wotną Świątynię („Lo­gos”) „wszys­tko przez Nie się stało, a bez Niego nic się nie stało, co się stało” (J 1,3). Taki sposób widzenia wpłynął na roz­szerzenie mo­jej os­obistej wiary, zmi­eniając punkty odniesi­enia i doda­jąc siły. Jak wi­erzę, może to być unikalny wkład chrześ­cijaństwa w dzied­z­ictwo re­li­gijne ludzkości5.

Kiedy pomin­iemy męską formę gramatyczną, której używa Jan dla opis­ania czegoś, co wykracza poza podzi­ały pł­ciowe, wtedy wyłania się nam z Pro­logu boska kos­mo­lo­gia, a nie tylko teo­lo­gia. Na długo przed wciel­e­niem dokon­anym w Jezusie Chrys­tus był głęboko za­nurzony w każdej rzeczy – jako każda rzecz! W pier­wszych wer­setach Bib­lia mówi, że „Duch Boży un­osił się nad wod­ami” lub nad „bezk­ształtną pustką” i w jed­nej chwili cały ma­teri­alny wszechświat stał się widzi­alny w swo­jej głębi i zn­aczeniu (Rdz 1,1nn). W tym mo­mencie czas nie ma oczy­wiście jeszcze żad­nego zn­aczenia. Ta­jem­nica Chrys­tusa jest sposobem, w jaki Nowy Test­a­ment stara się opisać tę „widzi­al­ność” lub możli­wość by­cia widzi­alnym, która się dokon­ała w dzień pier­wszy.

Pam­ięta­jmy, że świ­atło to nie jest coś, co można wprost zobaczyć, ale dz­ięki czemu widzenie czegokolwiek jest możliwe. To dlat­ego w Ewan­gelii Jana Jezus Chrys­tus niemal chełpi się, mówiąc „Ja jestem świ­atłoś­cią świ­ata” (J 8,12). Jezus Chrys­tus to am­al­gamat ma­terii i ducha złączony w jednym miejscu po to, byśmy mogli tak samo złączyć je w każdym innym miejscu i cieszyć się rzeczami w ich pełni. Może nas to nawet uz­dol­nić do widzenia tak, jak widzi Bóg, jeśli to nie zbyt wielkie oczekiwanie.

Naukowcy odkryli, że to, co dla ludzkiego oka wydaje się całkow­itą ciem­noś­cią, jest w is­tocie wypełnione malutkimi cząsteczkami nazwanymi neut­rina, które jak „ok­ruchy świ­atła” wypełniają cały kos­mos. Wynika z tego, że coś takiego jak całkow­ita ciem­ność nie ist­nieje nig­dzie, choćby ludzkie oko mówiło coś in­nego. Ewan­gelia Jana była dokład­niejsza, niż sądz­iliśmy, opisując Chrys­tusa jako świ­atłość, która „w ciem­ności świeci i ciem­ność jej nie og­ar­nęła” (J 1,5). Świado­mość tego, że wewnętrzne świ­atło każdej rzeczy nie może być wye­lim­inow­ane ani zn­iszczone, niesie wielką nadzieję. Jakby tego było mało, Jan (1,9) używa cza­sownika niedokon­anego w stronie czyn­nej („Była świ­atłość prawdziwa, która oświeca każdego człow­ieka, gdy na świat przy­chodzi”), pokazując nam, że nie było to jed­norazowe wydar­zenie, ale pro­ces, który dokonuje się w każdym cza­sie ze stałoś­cią świ­atła wypełniającego wszechświat. „Bóg widział, że świ­atłość jest do­bra…” (Rdz 1,3). Trzymaj się tego!

Sym­bo­l­ika się po­głę­bia i za­cieśnia. Chrześ­cijanie wi­erzą, że ta uni­wersalna obecność została również „zrod­zona z niewiasty, zrod­zona pod Prawem” (Ga 4,4) w konkret­nym mo­mencie chro­no­lo­gicznego czasu. Jest to wielki chrześ­cijański skok wiary, który nie każdy chce zrobić. Zuch­wale wi­erzymy, że Boża obecność została wlana w po­je­dyn­czą ludzką os­obę, tak by człowieczeństwo i bóstwo mo­gły być w niej roz­pozn­ane jako zjed­noczone w dzi­ałaniu, roz­pozn­ane w Nim – i dlat­ego też w nas! A może lepiej zami­ast mówić, że Bóg przyszedł na świat w Jezusie, pow­iedzieć, że Jezus wyłonił się z już przesiąknięt­ego Chrys­tusem świ­ata. Dru­gie wciel­e­nie wypływa z pier­wszego, z Bożego miłos­nego zjed­noczenia ze stworzonym świ­atem. Jeśli wciąż czujesz się z tym nies­wojo, to za­ufaj jeszcze trochę. Obiecuję ci, że zmierza to do po­głębi­enia i poszerzenia two­jej wiary za­równo w Jezusa, jak i w Chrys­tusa. Jest to ważne prze­war­toś­ciow­anie tego, kim Bóg mógłby być i co taki Bóg może uczynić; to taki Bóg, którego możemy po­trze­bować, jeśli chcemy znaleźć trafniejsze odpow­iedzi na py­tania postawione na początku tego rozdzi­ału.

Chodzi mi o to, że kiedy wiemy, że świat wokół nas jest za­równo miejscem ukry­cia się, jak i ob­jawienia się Boga, to już nie możemy czynić is­tot­nych rozróżnień między nat­ur­alnym i nad­przyrod­zonym, między świętym i nieświętym. Głos z nieba czyni to oczy­wistym dla wciąż up­art­ego Pio­tra w Dzie­jach Apostol­skich (Dz 10). Wszys­tko, co widzę i wiem, tworzy rzeczy­wiście jeden „uni­verse”, który po­si­ada jedno spójne centrum. Ta Boża obecność poszukuje kon­taktu i komunii, a nie podzi­ałów i sep­aracji – może z wyjątkiem sytu­acji, które prowadzą do późniejszego jeszcze głęb­szego zjed­noczenia.

Jakże wielka robi się różn­ica w sposobie mo­jego chodzenia po tym świecie, trak­tow­ania każdej z osób spotka­nych w ciągu dnia. To tak, jakby wszys­tko, co do tej pory było rozczarow­aniem i por­ażką, wszys­tkie wielkie za­kręty his­torii można było zobaczyć jako jeden wspólny nurt, wciąż fascynujący i użyteczny dla Bożej miłości. To wszys­tko musi wciąż nadawać się do użytku i za­w­i­erać w sobie po­tenc­jał, nawet jeśli przy­po­m­ina zdrady i ukrzyżow­ania. Jakże in­aczej mielibyśmy kochać ten świat? Nic i nikt nie musi być wykluczony.

Obraz jed­ności, który opisuję, nie podoba się już naszemu post­mod­ernistycznemu świ­atu, a nawet mu stanow­czo zaprzecza. Za­stanawiam się, jak można po zwycięstwie rac­jon­al­izmu w dobie Oświecenia opowiadać się po stronie takiej niespójności. Byłem przekon­any, że zaak­ceptowaliśmy spójność, za­sady i jakąś formę os­tatecznego sensu wszys­tkiego jako coś dobrego. Tym­cza­sem in­telektu­aliści w os­tat­nim stule­ciu sprze­ciwili się ist­ni­eniu i sile idei tak powszech­nej jed­ności – w chrześ­cijaństwie zaś popełniliśmy błąd, ogran­icza­jąc obecność Stworzy­ciela je­dynie do po­je­dyn­czego ob­jawienia, Jezusa. Następstwa takiego wybiór­czego widzenia świ­ata dzi­ałają niszczy­ciel­sko na bieg his­torii i na stan ludzkości. Stworzenie zostało uzn­ane za pozbawione świętości, za dzieło przypadku, za jakiś dod­atek do fak­tycznego centrum Bożego zain­t­eresow­ania, którym tylko jesteśmy my (albo jeszcze bardziej kło­pot­li­wie, on!). To prawie niemożliwe, żeby in­dy­widu­alne os­oby mo­gły czuć się szczęśliwe w nieświętym, pustym i przypadkowym świecie. Taki obraz świ­ata sprawia, że czujemy się wyob­cow­ani, mu­simy ry­walizować w walce o pozycję, zami­ast przeży­wać głęboką jed­ność i budować coraz więk­sze kręgi jed­ności.

Bóg kocha rzeczy, sta­jąc się nimi.

Bóg kocha rzeczy, jed­nocząc się z nimi, a nie przez ich wykluczenie.

Przez akt stworzenia Bóg ob­jawił odwiecznie udziela­jącą się boską obecność w fizycznym i ma­teri­alnym świecie6. Zwykła ma­teria jest miejscem, gdzie ukrywa się duch, a przez to samym Ciałem Boga. Szczerze, czymże innym mo­głaby być, skoro – jak wi­erzą chrześ­cijanie, ży­dzi i muzuł­manie – „jeden Bóg stworzył wszys­tkie rzeczy”. Od samego początku czasu Duch Boży ob­jawia swoją chwałę w ma­teri­alnym świecie. Tak wiele psalmów to potwi­er­dza, kiedy to „rzeki klaszczą w dłonie”, a „góry śpiewają z radości”. Kiedy Paweł pisze: „lecz wszys­tkim we wszys­tkich jest Chrys­tus” (Kol 3,11), to okazuje się naiwnym panteistą czy tym, który rzeczy­wiście zro­zu­miał wszys­tkie następstwa Ewan­gelii wciel­enia?

Wydaje się, że Bóg zdecy­dował się ob­jawić to, co niewidzi­alne, przez to, co nazy­wamy „widzi­alnym”, tak by wszys­tkie rzeczy widzi­alne stały się ob­jawieniem bez końca roz­przestrzeniającej się duch­owej en­er­gii Bożej. Komu choć raz uda się to roz­poznać, już nigdy nie będzie czuł się sam­otny w tym świecie.

Bóg osobowy i wszechobecny

Wiele frag­mentów Pisma Święt­ego bardzo wyraźnie potwi­er­dza, że Chrys­tus ist­niał „od początku” (J 1,1–18; Kol 1,15–20; Ef 1,3–14) jako pod­sta­wowe źródło, a zatem Chrys­tus nie może być tym samym co Jezus. Kiedy dołączymy słowo „Chrys­tus” do Jezusa tak, jakby to było Jego nazwisko, a nie sposób, w jaki Boża obecność przenika wszelką ma­terię w ciągu całej his­torii, chrześ­cijanie okazują się dość niechlujni w swoim myśleniu. Nasza wiara stała się jedną z teo­lo­gii pom­iędzy innymi konkur­ującymi ze sobą koś­cielnymi teori­ami zbawienia, zami­ast być powszechną kos­mo­lo­gią, wewnątrz której każdy może żyć z właś­ciwą mu god­noś­cią.

Właśnie teraz, bardziej niż kie­dykolwiek wcześniej, po­trze­bujemy Boga tak wielkiego jak wciąż roz­szerza­jący się wszechświat, w prze­ciwnym ra­zie wyk­ształ­ceni ludzie będą widzieć Boga jako niekonieczny dod­atek do zn­anego nam świ­ata, który prze­cież sam w sobie jest zach­wyca­jący, piękny i godny uwiel­bi­enia. Jeśli nie będziemy ukazy­wali Jezusa również jako Chrys­tusa, to przy­puszczam, że coraz więcej ludzi będzie nie tyle ak­ty­wnie wystę­pować prze­ciw chrześ­cijaństwu, co po prostu straci z cza­sem zain­t­eresow­anie nim. Wielu prowadzą­cych badania naukow­ców, bio­lo­gów, pra­cowników społecz­nych sz­anuje Ta­jem­nicę Chrys­tusa, cho­ciaż nie uży­wają w tym celu żad­nego opowiadania o Jezusie. Wydaje się, że Bogu nie za­leży spec­jalnie na tym, żebyśmy popraw­nie uży­wali Jego imi­enia (zob. Wj 3,14). Sam Jezus pow­iedział: „Nie każdy, który Mi mówi: «Panie, Panie!», we­jdzie do królestwa niebieskiego” (Mt 7,21; Łk 6,46; dodałem kur­sywę dla lepszego zro­zu­mi­enia). Mówi, że liczą się ci, którzy „robią to popraw­nie”, a nie ci, którzy „nazy­wają to popraw­nie”. Tym­cza­sem werbalna or­to­dok­sja ab­sor­bowała nas przez wieki tak bardzo, że nawet skazy­waliśmy ludzi na stos za to, że „nie uży­wali właś­ciwych słów”.

Oto do czego może doprowadzić skupi­anie się je­dynie i wyłącznie na Jezusie, na szczegól­nej „os­obistej relacji” z Nim oraz na tym, co może On dla nas uczynić, żeby nas uchronić od jakichś wiecz­nych, og­nis­tych ci­er­pień. Przez dwa pier­wsze tysiąc­lecia chrześ­cijaństwa kształtowaliśmy naszą wiarę w kat­egoriach prob­lemu i jego rozwiąz­ania. Jeśli wi­erzymy, że Jezus ma na celu przede wszys­tkim za­pewni­enie nam środków do os­obist­ego, in­dy­widu­al­nego zbawienia, to zbyt łatwo po­jawia się myśl, że nie ma On nic wspól­nego z ludzką his­torią – z wo­j­nami, nie­spraw­ied­li­woś­cią, niszczeniem przyrody lub czymkolwiek, co sprze­ciwia się prag­ni­eniom naszego ego czy naszym up­rzedzeniom kul­tur­owym. Skończyło się tym, że głosimy nasze nar­o­dowe war­tości i kul­turę w imię Jezusa, zami­ast uni­wersal­nego przesłania wolności w imię Chrys­tusa.

Jeśli nie odkryjemy wrod­zonej świętości świ­ata – każdej, nawet na­jm­niejszej cząstki, tego, co żyje i umi­era – to będziemy się zmagać z roz­pozn­aniem Boga w naszej włas­nej rzeczy­wis­tości, nie mówiąc już o sz­a­cunku wobec wszys­tkiego, co nas otacza, czy miłości ku temu. Skutki takiej śle­poty możemy zobaczyć wszędzie wokół nas, w tym, jak trak­tujemy i wykorzys­tujemy naszych bliźnich, jak trak­tujemy ukochane zwi­erzaki oraz inne is­toty żyjące, a także rolę up­rawną, wody czy powietrze. Papieżowi udało się jasno pow­iedzieć to dopiero w XXI wieku. Myślę o pro­roczym dok­u­mencie Fran­ciszka Laud­ato si'. Oby nie było za późno, aby niepo­trzebna prze­paść między widzeniem prak­tycznym (nauka) a widzeniem holistycznym (re­li­gia) została w pełni pokon­ana. One nadal wza­jem­nie się po­trze­bują.

To, co nazy­wam w tej książce świ­ato­poglą­dem wciel­enia (ink­ar­nacyjnym), to głębokie roz­pozn­anie obecności Bożej dosłownie w „każdej rzeczy” i w „każdym”. Jest to klucz do zdrowia psych­icznego i duch­ow­ego, a także do pewnego rodzaju pod­sta­wowego zad­o­wolenia i szczęś­cia. Świ­ato­pogląd wciel­enia jest je­dynym sposobem, w jaki możemy po­godzić nasz wewnętrzny świat ze świ­atem zewnętrznym, jed­ność z różnorod­noś­cią, fizyczność z duch­o­w­oś­cią, in­dy­widu­al­ność ze wspól­no­to­woś­cią i boskość z człowieczeństwem.

Na początku II wieku Koś­ciół za­czął nazy­wać siebie „katol­ickim”, czyli powszechnym, ponieważ roz­poznał swój uni­wersalny charak­ter i przekaz. Dopiero później „katol­icki” został ogran­iczony słowem „rzym­ski”, ponieważ Koś­ciół stra­cił swój nie­podzielny i włącza­jący wszys­tko przekaz. Następnie, po całkow­icie koniecznej re­form­acji w 1517 roku, po prostu za­częliśmy się dzielić się na coraz mniejsze i konkur­ujące ze sobą frak­cje. Paweł up­rzedzał o tym Koryn­tian, za­da­jąc im py­tanie, które wciąż pow­inno nas za­stanawiać: „Czyż Chrys­tus jest podzielony?” (1 Kor 1,13). Od czasu, kiedy te słowa zostały nap­isane, zrobiliśmy wiele podzi­ałów.

Chrześ­cijaństwo, de­likat­nie mówiąc, stało się plemi­enne, ale nie musi takie po­zostać. W pełni chrześ­cijański akt wiary polega na ufności, że Jezus jako Chrys­tus dał nam ludzkie, ale całkow­icie wys­tar­cza­jące we­jście do Odwiecznego Teraz, które nazy­wamy Bo­giem (J 8,58; Kol 1,15; Hbr 1,3; 2 P 3,8). Wielu wi­erzy, że taki skok wiary uczynili, gdy wyzn­ali, że: „Jezus jest Bo­giem!”, ale ściśle mówiąc, słowa te nie są poprawne teo­lo­gicznie.

To Chrys­tus jest Bo­giem, a Jezus jest Jego his­toryczną mani­fest­acją w cza­sie.

Jezus jest kimś Trzecim, nie tylko Bo­giem i nie tylko człow­iekiem,

ale Bo­giem i człow­iekiem jed­nocześnie.

To jest wyjątkowe i cent­ralne przesłanie chrześ­cijaństwa i ma ono ogromne teo­lo­giczne, psy­cho­lo­giczne i polityczne im­p­likacje – i to bardzo korzystne. Jeśli nie umiemy połączyć tych dwóch po­zor­nych prze­ciwieństw Boga i człow­ieka w Jezusie Chrys­tusie, to również nie połączymy ich w sobie ani w całym fizycznym wszechświecie. Jak do tej pory jest to nasz na­jwięk­szy martwy punkt. Jezus miał być kluczem do wyjś­cia z im­pasu, ale bez zjed­noczenia Go z Chrys­tusem stra­ciliśmy is­totę tego, czym chrześ­cijaństwo mo­gło się stać.

Gdy Bóg jest je­dynie os­obisty, staje się plemi­enny i sen­ty­ment­alny, a gdy jest uni­wersalny, to nigdy nie wy­chodzi poza ab­strak­cyjne teorie i filo­zoficzne za­sady. Kiedy nauczymy się łączyć Jezusa i Chrys­tusa, to odkryjemy Boga, który jest za­równo os­obisty, jak i uni­wersalny. Ta­jem­nica Chrys­tusa namaszcza całą ma­terię fizyczną od samego początku. Nie pow­in­niśmy się dzi­wić, że słowo, które tłu­maczymy z greki jako Chrys­tus, pochodzi od heb­rajskiego słowa mesach, co zn­aczy „namaszczony”, czyli Mes­jasz. On ob­jawia, że wszys­tko jest namaszczone! Wielu wciąż modli się i czeka na coś, co już zostało nam dane trzy razy: na­jpi­erw w stworzeniu; po dru­gie w Jezusie, abyśmy pozn­ali, „co było od początku, cośmy usłyszeli o Słowie ży­cia, co ujrzeliśmy własnymi oczami, na co patrzyliśmy i czego dotykały nasze ręce” (1 J 1–2); i po trzecie, w trwa­jącej ukochanej wspól­nocie (którą chrześ­cijanie nazy­wają Ciałem Chrys­tusa), a która po­woli ewoluuje w całej his­torii ludzkości (Rz 8,18nn). Wciąż jesteśmy w przepły­wie.

Biorąc pod uwagę naszą obecną ewolucję świado­mości, a zwłaszcza his­toryczny i tech­no­lo­giczny dostęp do „całego obrazu”, który teraz mamy, za­stanawiam się, czy szczera osoba może mieć jakiś zdrowy i święty „os­obisty” związek z Bo­giem, jeśli tenże Bóg nie łączy jej także z tym, co uni­wersalne. Mój Bóg nie może ozn­aczać mniejszego Boga, ani też Bóg nie może ciebie uczynić w żaden sposób mniejszym – bo taki Bóg nie za­słu­gi­wałby na mi­ano Boga.

Jak na ironię, miliony bardzo poboż­nych ludzi, którzy czekają na „dru­gie przyjście Chrys­tusa”, w dużej mierze przegap­iły pier­wsze i trzecie! Powiem to jeszcze raz: Bóg kocha rzeczy, sta­jąc się nimi. Tak jak przed chwilą widzieliśmy, Bóg uczynił to w stworzeniu wszechświ­ata i Jezusa i nadal czyni to w żyjącym ludzkim Ciele Chrys­tusa (1 Kor 12,12), a nawet w pros­tych postaciach, takich jak chleb i wino. Ni­estety, mamy dużą część chrześ­cijaństwa, która szuka, a nawet modli się o to, by znaleźć ucieczkę od tego wciąż toczącego się Bożego stworzenia do jakiegoś Armagedonu lub nagłego por­wania ku niebu. Dostrze­gasz to, jak można się mylić?! Najskuteczniejsze kłamstwa to często te naprawdę duże.

Rozle­wa­jąca się na cały wszechświat Ta­jem­nica Chrys­tusa, w której wszy­scy bierzemy udział, jest tem­atem tej książki. Jezus jest mapą dla ogran­iczonego w cza­sie i os­obist­ego poziomu ży­cia, a Chrys­tus jest wzorem dla całego czasu i przestrzeni oraz dla ży­cia jako takiego. Oba ujawniają uni­wersalny wzór sam­ouniżenia i nowego napełni­enia (Chrys­tus) oraz śmierci i zmartwych­wstania (Jezus), który w róż­nych mo­mentach his­torii nazy­waliśmy „świętoś­cią”, „zbawieniem” lub po prostu „wzrostem”. Dla chrześ­cijan ten uni­wersalny wzorzec przekazy­wany w nauczaniu teo­lo­gii chrześ­cijańskiej doskonale oddaje wewnętrzne życie Trójcy Świętej, które jest dla nas obrazem tego, jak rozwija się rzeczy­wis­tość, ponieważ wszys­tkie rzeczy są stworzone „na obraz i podobieństwo” Boga (Rdz 1,26– 27).

Dla mnie prawdziwe i pełne zro­zu­mi­enie Ta­jem­nicy Chrys­tusa jest kluczem do fun­da­ment­al­nej re­formy re­li­gii chrześ­cijańskiej, która sama przeniesie nas poza wszelkie próby za­garnię­cia lub ogran­iczenia Boga do naszej włas­nej grupy. Jak to wyraźnie i dramatycznie opisuje Nowy Test­a­ment: „w Nim bowiem wybrał nas przed za­łożeniem świ­ata… w Nim dostąpiliśmy udzi­ału również my” (Ef 1,3.11), „aby wszys­tko na nowo zjed­noczyć w Chrys­tusie jako Głowie” (Ef 1,10). Jeśli to wszys­tko jest prawdą, to mamy teo­lo­giczną pod­stawę dla bardzo nat­ur­al­nej re­li­gii, która obe­jmuje wszys­tkich. Prob­lem został rozwiąz­any od samego początku. Zde­jmij teraz swoją chrześ­cijańską głowę, po­trząśnij nią en­er­gicznie i nałóż z powro­tem!

Jezus Chrys­tus i umiłow­ana wspól­nota

Fran­ciszkański filo­zof i teo­log Jan Duns Szkot (1266–1308), którego stu­di­owałem przez cztery lata, starał się wyrazić to pier­wotne i kos­miczne po­jęcie, gdy nap­isał, że „Bóg chce Chrys­tusa przede wszys­tkim jako sum­mum opus dei, czyli na­j­doskon­alsze Boże dzieło”7. Innymi słowy, „pier­wszą ideą” Boga i Jego pri­orytetem było uczyni­enie z siebie samego Boga widzi­al­nego i dostępnego. Słowo użyte w Bib­lii dla wyrażenia tej idei to Lo­gos. Ter­min został za­czerpn­ięty z filo­zofii greck­iej, a prz­etłu­maczyłbym go jako „Plan” lub „Pier­wotny wzór dla rzeczy­wis­tości”. Całe stworzenie – a nie tylko Jezus – jest umiłow­aną wspól­notą, partnerem w boskim tańcu. Wszys­tko jest „dzieckiem Boga”. Bez wyjątków. Za­stanów się, czymże innym to wszys­tko mo­głoby być? Wszys­tkie stworzenia muszą w jakiś sposób nosić boskie DNA swo­jego Stwórcy. Ni­estety, po­jęcie wiary, które po­jaw­iło się na Zachodzie, było bardziej wyrazem zgody na zbiór prawd i przekonań umysłow­ych niż spoko­jną i pełną nadziei ufnoś­cią, że Bóg jest na swój sposób obecny we wszys­tkich rzeczach i że wszys­tko zmierza we właś­ciwym kier­unku. Jak to było do przewidzenia, wkrótce oddzieliliśmy wiarę in­telektu­alną (która ma tend­encję do rozróżni­ania i ogran­iczania) od miłości i nadziei (która jed­noczy, a tym samym trwa wiecznie). Jak mówi Paweł w swoim wielkim hym­nie o miłości: „Są tylko trzy rzeczy, które trwają: wiara, nadzieja i miłość” (1 Kor 13,13). Wszys­tko inne przemija.

Wiara, nadzieja i miłość są naturą samego Boga,

a tym samym naturą wszelkiego bytu.

Taka dobroć nie może um­rzeć.

(To właśnie mamy na myśli, gdy mówimy „niebo”).

Każda z tych trzech wielkich cnót, aby mo­gła być autentyczna, musi za­wsze za­w­i­erać dwie po­zostałe: miłość jest za­wsze pełna nadziei i wiary, nadzieja jest za­wsze kochająca i pełna wiary, a wiara jest za­wsze przepełniona miłoś­cią i nadzieją. Są one samą naturą Boga, a więc i wszys­tkich ist­nień. Taka jed­ność jest uoso­bi­ona w kos­mosie jako Chrys­tus, a w ludzkiej his­torii jako Jezus. Tak więc Bóg jest nie tylko miłoś­cią (1 J 4,16), ale także pełnią wiary i nadziei. En­er­gia te­jże wiary i nadziei wypływa ze Stwórcy ku wszys­tkim stworzeniom, które dz­ięki temu wzrastają, odzyskują zdrowie i budzą każdą kole­jną wiosnę.

Żadna re­li­gia nigdy nie wyrazi głębi takiej wiary.

Żadna ludzka rasa nie ma mono­polu na taką nadzieję.

Żaden naród nie może kon­tro­lować ani ogran­iczać tego stru­mi­enia

uni­wersal­nej miłości.

Są to wszechobecne dary Ta­jem­nicy Chrys­tusa, ukryte we wszys­tkim, co kie­dykolwiek żyło, umarło i znów będzie po­wołane do ży­cia.

Mam nadzieję, że ta wizja staje się coraz bardziej zro­zu­mi­ała. Jest to w pew­ien sposób tak proste i zdro­woroz­sądkowe, że aż trudno jest tego uczyć. Jest to głównie kwestia porzu­cenia zdo­bytej wiedzy i uczenia się za­ufania do swo­jego chrześ­cijańskiego zdrowego roz­sądku, jeśli mogę tak to wyrazić. Chrys­tus jest dobrą i prostą meta­forą ab­so­lut­nej jed­ności, doskon­ałego wciel­enia i in­teg­ral­ności stworzenia. Jezus jest ar­che­typem człow­ieka, podobnym do każdego z nas (Hbr 4,15), który pokazał nam, jak mo­głaby wy­glądać pełnia człowieczeństwa, jeśli moglibyśmy ją os­iągnąć (Ef 4,12–16). Szczerze mówiąc, Jezus przyszedł bardziej po to, aby nam pokazać, jak być ludzkim niż jak być duch­owym, i jak się wydaje, ten pro­ces jest wciąż na bardzo wczesnym eta­pie.

Bez Jezusa sama skala i zn­aczenie naszego człowieczeństwa są po prostu zbyt wielkie i zbyt dobre, aby nasze umysły mo­gły to sobie wyo­brazić. Kiedy ponownie połączymy Jezusa z Chrys­tusem, możemy roz­począć Wielki Zamysł i Wielkie Dzieło.

Przypisy koń­cowe

1 Kiedy uży­wam słowa „mistyk”, mam na myśli os­obę, która odnosi się do os­obist­ego doświad­czenia, a nie do podręczników czy sfor­mułowań dog­matycz­nych. Różn­ica za­zn­acza się w tym, że mistyk widzi rzeczy całoś­ciowo, w ich wza­jemnym pow­iązaniu, w ich uni­wersal­ności i w bos­kich ramach, a nie jako jed­nostkowy ele­ment oder­wany od całości. Mistycy ujmują cały Gestalt (z niem. obraz, wyraźne naw­iąz­anie do ter­apii o tej nazwie – przyp. tłum.), jakby to był jeden obraz, stąd łatwo im przek­roczyć nasz sposób widzenia chwili obecnej jako następują­cych po sobie i od siebie oddzielo­nych zdar­zeń. Przez to bardziej przy­po­m­inają po­etów i artys­tów niż myślicieli opi­era­ją­cych się na wnioskowaniu przyczynowo-skutkowym. Oczy­wiście jest miejsce dla jed­nych i dru­gich, ale skutkiem oświecenia w XVII i XVIII wieku coraz mniej uzn­ania zna­j­duje takie całoś­ciowe postrzeganie. Mistyk is­tot­nie był uzn­awany za „ek­s­centryka” (poza środkiem, na mar­gin­esie), ale może to właśnie mistycy są na­jbliżej środka?

2 Podkreślenia tek­stu pochodzą od autora (przyp. red.).

3 John Dominic Crossan przekonująco pisze o tym w Re­sur­rect­ing Easter (San Fran­cisco 2018), gdzie an­al­izuje, w jaki sposób dzieła artys­tów na Wschodzie i na Zachodzie różnią się w ro­zu­mi­eniu oraz prezentowaniu zmartwych­wstania. Opóźniliśmy nieco pub­likację tej książki, abym mógł zam­ieś­cić w niej artystyczne, his­toryczne i ar­che­olo­giczne dok­u­menty na to, co staram się wyrazić teo­lo­gicznie.

4 W tekście Listu do Rzy­mian 1,20 zna­j­duje się potwi­er­dzenie tego punktu widzenia, na wypadek gdybyś za­stanawiał się, co sama Bib­lia mówi na ten temat.

5 To właśnie dlat­ego tytuł pier­wszej części książki za­w­i­era zwrot „każdej rzeczy” (ang. every thing – przyp. tłum.) zami­ast „wszys­tkiego” (ang. everything pisane łącznie, is­totna gra słów – przyp. tłum.), ponieważ wi­erzę, że Ta­jem­nica Chrys­tusa w sposób szczególny wyraża się w tym, co ma jakąś postać, co jest ma­teri­alne, fizyczne. Nie myślę o Chrys­tusie jako idei, kon­cep­cji. One mogą co prawda przekazać nam coś z Ta­jem­nicy Chrys­tusa, podob­nie jak ja uży­wam po­jęć w tej książce, ale „Chrys­tus” dla mnie jest bardziej ucieleśni­eniem tych po­jęć, tym, co „stało się ciałem” (J 1,14). Oczy­wiście możesz się nie zgadzać z moim punk­tem widzenia, ale przyna­jm­niej wiesz, czym się kier­uję, kiedy uży­wam słowa „Chrys­tus”.

6 Zob. List do Rzy­mian 8,19n oraz Pier­wszy List do Koryn­tian 11,17n, gdzie Paweł czyni to is­totne spostrzeżenie na temat wciel­enia bardzo jasno widocznym i dla mnie niezwykle po­ciąga­jącym. Więk­szość z nas pewnie nie zwró­ciła na to uwagi.

7En­cyc­lo­pe­dia of Theo­logy,ed. K. Rahner, Lon­don 1975, s. 1548.

Tytuł ory­gin­ału:

The Uni­ver­sal Christ: How a For­got­ten Real­ity Can Change Everything We See, Hope For and Be­lieve

All rights re­served in­clud­ing the right of re­pro­duc­tion in whole or in part in any form.

This edi­tion pub­lished by ar­range­ment with Con­ver­gent Books, an im­print of Ran­dom House, a di­vi­sion of Pen­guin Ran­dom House LLC

Copy­right for the Pol­ish edi­tion by Wydawn­ictwo WAM, 2023

Opieka redak­cyjna: Joanna Pak­uza

Redak­cja: Katar­zyna On­derka

Korekta: Katar­zyna Solecka

Pro­jekt okładki: Mar­cin Jak­u­bionek

Skład: Lucyna Ster­czewska

ePub e-ISBN: 978-83-277-3543-0

Mobi e-ISBN: 978-83-277-3544-7

WYDAWN­ICTWO WAM

ul. Ko­per­nika 26 • 31-501 Kraków

tel. 12 62 93 200

e-mail: wam@wydawn­ict­wowam.pl

DZIAŁ HAND­LOWY

tel. 12 62 93 254-255

e-mail: han­del@wydawn­ict­wowam.pl

KSIĘGAR­NIA WYSYŁKOWA

tel. 12 62 93 260 • fax 12 629 34 96

www.wydawn­ict­wowam.pl