Ucieczka od przeszłości - Blake Maya - ebook

Ucieczka od przeszłości ebook

Blake Maya

3,8

Opis

Praca u potentata naftowego Sakisa Pantelidesa jest dla Brianny Moneypenny spełnieniem marzeń. Ma dobrą pensję i poczucie bezpieczeństwa, którego zawsze jej w życiu brakowało. Nie powiedziała jednak szefowi wszystkiego o swojej przeszłości. Sakis zakochuje się w niej z wzajemnością, lecz Brianna boi się, że gdy pozna prawdę, nigdy jej nie wybaczy…

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 148

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,8 (33 oceny)
13
5
11
4
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Maya Blake

Ucieczka od przeszłości

Tłumaczenie:

ROZDZIAŁ PIERWSZY

– No już, nie ociągaj się! Ruszaj! Dlaczego to ja zawsze muszę odwalać całą robotę?

Sakis Pantelides opuścił wiosła na nieznacznie rozkołysaną wiatrem wodę. Uwielbiał ten dreszcz radosnego podniecenia i adrenalinę, która towarzyszyła mu zawsze podczas uprawiania sportu. Uśmiechnął się w odpowiedzi na pełną irytacji uwagę brata.

– Przestań narzekać, staruszku. To nie moja wina, że łupie cię w kościach. – Tak naprawdę Ari był od niego starszy zaledwie o dwa i pół roku, ale nie cierpiał, gdy ktoś mu wypominał wiek, z czego Sakis skwapliwie korzystał, gdy chciał się z nim trochę podrażnić. – Nie denerwuj się. Następnym razem pływaj z Theo. On z pewnością nie będzie się ociągał.

– Już to widzę. Theo zamiast wiosłować, prężyłby muskuły, próbując imponować swoim przyjaciółkom patrzącym na niego z brzegu – skwitował cierpko Ari. – Wciąż nie rozumiem, jakim cudem pięć razy zdobył puchar w mistrzostwach świata.

Sakis miarowo poruszał wiosłami, z satysfakcją spostrzegając, że nie stracił formy pomimo kilkumiesięcznej przerwy w ulubionym sporcie. Myśląc o młodszym bracie, nie mógł się powstrzymać od uśmiechu.

– Tak, własny nieskazitelny wizerunek i kobiety, oto, co dla niego najważniejsze – odparł pogodnie. Wiosłował w doskonałej synchronizacji z bratem. Ich ruchy były płynne, rytmiczne, gdy pokonywali połowę trasy jeziora należącego do ekskluzywnego klubu wioślarskiego, kilka mil za Londynem.

Sakis uśmiechał się szeroko, czując, że spływa na niego kojący spokój. Minęło sporo czasu, odkąd był tu ostatnim razem, w dodatku w towarzystwie starszego brata. Zarządzanie trzema filiami przedsiębiorstwa Pantelides Inc sprawiało, że nie mieli dla siebie zbyt dużo czasu. Prawdziwym cudem było, gdy udawało im się zgrać terminarz tak, by wszyscy trzej mogli się spotkać w tym samym czasie. Długo planowali wspólną wyprawę do klubu żeglarskiego, ale Theo w ostatniej chwili odwołał swój udział. Prywatnym jetem leciał do Rio, by zażegnać kryzys na światowym rynku. Przynajmniej tak twierdził. Sakis nie zdziwiłby się, gdyby się okazało, że prawda jest zupełnie inna. Jego brat, playboy, był w stanie przelecieć tysiące mil, by spędzić jedną godzinę w towarzystwie pięknej kobiety.

– Jeśli się dowiem, że wystawił nas do wiatru, już ja mu pokażę! Skonfiskuję samolot na co najmniej miesiąc.

– Powodzenia – prychnął Ari. – Według mnie narazisz się na szybką śmierć, jeśli spróbujesz stanąć na drodze Theo. Sam wiesz, że ma fioła na punkcie kobiet. A skoro mowa o kobietach. Ta twoja wreszcie zdołała oderwać wzrok od tableta i patrzy prosto na…

– Wyjaśnijmy sobie jedną rzecz. Ona nie jest moją kobietą – zaprotestował ostro, spoglądając na brzeg.

Brianna Moneypenny, jego asystentka, stała przy limuzynie, patrząc wprost na niego. Miał wrażenie, że celowo ściąga go wzrokiem. Odkąd ją zatrudnił, minęło osiemnaście miesięcy i nie zdarzyło się, by w tym czasie zdradziła się z jakimikolwiek emocjami. Niezależnie od okoliczności profesjonalna, sumienna, skuteczna i zimna jak lód. Tym razem jednak coś było nie tak…

– Nie mów, że nie uległa twojemu urokowi – drążył Ari.

Sakis zmarszczył brwi, na próżno starając się zapanować nad słabością, do której za nic w świecie nie chciał się przyznać, a która ogarniała go zawsze, ilekroć myślał o swojej asystentce. Kiedyś, jako młody chłopak, dostał nauczkę, że lepiej trzymać romantyczne porywy na wodzy. Ulokowane niewłaściwie uczucia mogły pozostawić na duszy niezabliźnioną ranę i przypominać o straconych złudzeniach. Nauczył się tego, patrząc na matkę, która nigdy nie wróciła do równowagi po tym, jak ojciec złamał jej serce. Przelotne miłostki, proszę bardzo, ale żadnych trwałych związków. Natomiast romans w pracy był najgorszą rzeczą, na jaką mógłby sobie pozwolić. Już raz popełnił ten błąd i nie zamierzał powtórzyć go nigdy więcej.

– Och, zamknij się, Ari.

– Ja się po prostu martwię. Ta dziewczyna wygląda tak, jakby zamierzała zaraz wskoczyć do wody. Chyba nie może się ciebie doczekać. Proszę, powiedz, że zachowałeś zdrowy rozsądek i nie przespałeś się z nią. Pamiętasz, jakie miałeś kłopoty przez Giselle?

– Mógłbyś się wreszcie odczepić? To twoje niezdrowe zainteresowanie moim życiem seksualnym zaczyna mnie martwić.

Ponownie spojrzał na Moneypenny, która przestępowała nerwowo z nogi na nogę. Tknięty złym przeczuciem zapragnął jak najszybciej podpłynąć do brzegu.

– Czyli nic nie ma między wami? – naciskał Ari.

Jakaś dziwna nuta w głosie brata doprowadziła go do szału.

– Trzymaj się od niej z daleka. To najlepsza asystentka, jaką do tej pory miałem, i nie ręczę za siebie, jeśli spróbujesz ją podkupić.

– Wyluzuj, braciszku. Nic złego nie miałem na myśli – zaprotestował nieco rozbawiony. – Bronisz jej jak jakiś błędny rycerz. Coś mi się wydaje, że jednak zrobiłeś to, czego nie powinieneś.

Irytacja Sakisa rosła z każdą sekundą. Kiedy Ari wreszcie da mu spokój i zmieni temat?!

– Posłuchaj, to, że doceniam ją jako pracownika, nie znaczy, że poszedłem z nią do łóżka. Może porozmawiamy o twojej asystentce?

– Ja nie mam asystentki, tylko asystenta. To mężczyzna i mogę cię zapewnić, że nie jest tak interesujący jak panna Moneypenny.

– Panna Moneypenny jest przede wszystkim doskonałym fachowcem. Świetnie dba o moje interesy, prawdziwy rottweiler. Żadna z poprzednich asystentek się do niej nie umywała. Jest bardzo kompetentna, a to jest najważniejsze.

– No już dobrze, nie rzucaj się tak.

Sakis poszukał wzrokiem Brianny. Tym razem nie czekała przy samochodzie, tylko stała na pomoście, zasłaniając się ramionami przed zimnym wiatrem. Była wystarczająco blisko, by mógł dostrzec wyraz jej twarzy. Nie miał wątpliwości, że jest bardzo zdenerwowana i po raz kolejny w jego głowie rozległ się ostrzegawczy dzwonek. Ponadto trzymała w dłoniach ręcznik, a przecież wiedziała, że zawsze przed powrotem do biura korzystał z prysznica w klubie. Cokolwiek się stało, wymagało natychmiastowej interwencji, skoro oczekiwała, że od razu wsiądzie do samochodu.

– Coś jest nie tak – oznajmił. – Muszę wracać.

– Wyczytałeś to z ruchu jej warg, czy też jesteście ze sobą tak blisko, że potraficie czytać sobie w myślach?

– Mówię serio, Ari. Wracamy na brzeg. Natychmiast.

Gdy tylko zacumowali, Sakis ruszył przed siebie szybkim marszem.

– Nie martw się o mnie – zawołał za nim Ari. – Sam sobie poradzę ze sprzętem. I drinkami, które zostały dla nas zamówione.

Sakis nie zareagował, nie miał teraz ani czasu, ani ochoty na przekomarzanie się z bratem.

– Co się stało? – spytał ostro, a widząc, że dziewczyna się waha, ponaglił: – Niech to pani z siebie wreszcie wyrzuci.

Wziął od niej ręcznik i owinął wokół karku.

– Panie Pantelides, mamy problem.

– Domyśliłem się już – rzucił zniecierpliwiony. – Jaki problem?

– Jeden z naszych tankowców, Pantelides Szósty, osiadł na mieliźnie przy Pointe Noire.

Sakis, poczuł lodowaty dreszcz, mimo że stał w pełnym słońcu. Zmusił się, by przełknąć ślinę, nim podjął temat.

– Kiedy to się stało?

– Dostałam wiadomość pięć minut temu.

– Wiadomo coś więcej?

– Tak. Zaginął kapitan i dwóch członków załogi. Jest jeszcze coś…

– Niech pani mówi!

– Tankowiec wpadł na skały. Ropa naftowa wycieka do południowego Atlantyku, mniej więcej sześćdziesiąt baryłek na minutę.

Brianna miała na długo pamiętać to, co działo się potem. Sakis Pantelides pozornie wydawał się tym samym niewzruszonym, twardym potentatem, którego nic i nikt nie jest w stanie wyprowadzić z równowagi, ale domyślała się, że złe wiadomości musiały nim wstrząsnąć. Widziała, jak zbielały mu kostki, gdy zaciskał dłonie na ręczniku.

Ponad jego ramieniem dostrzegła Ariego, który cumował łódkę. Ich spojrzenia skrzyżowały się na jedną chwilę i najwyraźniej musiał się zorientować, że sprawa jest poważna, bo zostawił wszystko i ruszył w ich stronę. Był równie przystojny i pociągający jak jego młodszy brat, Brianna musiała to przyznać, mimo że na co dzień starała się ignorować męski urok szefa.

– Czy wiadomo coś o przyczynach wypadku? – spytał Sakis.

Pokręciła głową.

– Na razie nie. Nie mamy kontaktu z pozostałymi członkami załogi. Rozmawiałam z przedstawicielami straży przybrzeżnej. Będą nas na bieżąco informować. – Zrobiła krok w stronę samochodu. – Domyślam się, że będzie pan chciał od razu udać się na miejsce katastrofy. Wysłałam już wiadomość załodze samolotu. Są w gotowości.

Sakis kiwnął głową, po raz kolejny nie żałując, że zatrudnił Moneypenny. Zawsze trafnie odgadywała niewypowiedziane jeszcze polecenia.

– Idziemy. – Zdążył zrobić krok, gdy poczuł na ramieniu silny uścisk.

– Co się stało? – usłyszał głos starszego brata.

– Szóstka rozbiła się przy Pointe Noire – odparł, referując krótko to, co usłyszał od Brianny.

– Jedź. Ja zostanę na miejscu i będę stąd monitorował sytuację.

Sakis krótkim uściskiem dłoni pożegnał się z Arim i ponownie zwrócił się do asystentki:

– Muszę się skontaktować z prezydentem Konga.

– Oczywiście. – Brianna przyjmowała każde zadanie ze stoickim spokojem. – Powinien się pan przebrać. Przyniosę suche ubranie.

Kiedy wyciągała z bagażnika pokrowiec, usłyszała dźwięk rozsuwanego kostiumu sportowego. Nie odwróciła się, choć była pewna, że jej szef nie poczułby się skrępowany, nawet gdyby wlepiła w niego natarczywe spojrzenie. Była w gotowości przez dwadzieścia cztery godziny na dobę, siedem dni w tygodniu, spędzała z nim więcej czasu niż ktokolwiek inny i wiedziała, że dla Sakisa Pantelidesa jest tylko sprawnie działającym, aseksualnym automatem.

Najpierw podała mu niebieską koszulę, a następnie ciemnografitowy garnitur od Armaniego. Na koniec wyjęła z bagażnika skórzane buty i skarpetki, po czym odwróciła się plecami, patrząc na lśniącą w słońcu taflę jeziora. Nie chciała patrzeć na szerokie, silne ramiona Sakisa, doskonale wyćwiczone, umięśnione ciało, jedwabiste włosy na piersi, ciągnące się pasmem w dół do twardego jak stal brzucha. Mogła pracować jak robot, ale przecież dalej była kobietą.

Męczącą ciszę przerwał dzwonek telefonu.

– Pantelides Shipping – rzuciła machinalnie, wsiadając do limuzyny. Po chwili miejsce obok zajął Sakis, dając znak kierowcy, by ruszał. – Przykro mi, ale na razie nie mogę udzielić żadnych informacji. Naprawdę nie mogę. Pantelides Shipping za godzinę wyda oficjalne oświadczenie. Tak, będzie dostępne na naszej stronie. Jeśli będzie miał pan jeszcze jakieś pytanie, proszę się kontaktować z biurem prasowym.

– Tabloidy czy mainstreamowe media? – spytał Sakis, gdy zakończyła rozmowę.

– Prasa. Chcieli zweryfikować to, co usłyszeli. – Nie tracąc czasu, otworzyła laptop, by na bieżąco sprawdzać skrzynkę mejlową. Co chwila spływały kolejne informacje od służb przybrzeżnych.

Po chwili znów zadzwonił telefon. Brianna, widząc na wyświetlaczu numer popularnej bulwarówki, nie odebrała. Były pilniejsze sprawy do załatwienia. Przez kolejne dziesięć minut próbowała się skontaktować z sekretariatem prezydenta. Wreszcie uzyskała połączenie i przekazała telefon Sakisowi. Z przyjemnością słuchała jego niskiego, mocnego głosu świadczącego o spokoju i pewności siebie. Tak mógł mówić tylko człowiek sukcesu.

– Panie prezydencie proszę pozwolić, że wyrażę głęboki żal i zaniepokojenie z powodu tego, co się stało. Oczywiście, moje przedsiębiorstwo poniesie pełną odpowiedzialność za wypadek i dołoży wszelkich starań, by naprawić skutki ekologicznej i ekonomicznej katastrofy. Tak, moi eksperci już są w drodze… Oczywiście, zgadzam się. Tak, będę na miejscu za dwanaście godzin. Dziękuję.

Ledwie zdążył się rozłączyć, ponownie rozległ się dzwonek.

– Życzy pan sobie, żebym to ja odebrała?

– Nie. To ja jestem szefem firmy i odpowiedzialność spoczywa na mnie. Najpierw musi być gorzej, żeby potem było lepiej. Rozumie pani, panno Moneypenny?

Brianna zmusiła się, by normalnie oddychać, gdy nagle z całą mocą powróciło wspomnienie sprzed dwóch lat, gdy, zmęczona płaczem, złożyła pewną uroczystą przysięgę. Od tamtej chwili miało być tylko lepiej. „Nigdy więcej na dnie”. To było jej kredo życiowe.

– Tak, rozumiem, proszę pana – odparła spokojnie.

– Pantelides, słucham – rzucił krótko, odbierając telefon. – Pani Lowell. Nie, przykro mi, wciąż nie mam żadnych wieści – tłumaczył ze współczuciem żonie zaginionego kapitana. – Proszę być dobrej myśli. Osobiście zadzwonię do pani, jak tylko się czegoś dowiem.

Rozłączył się i ponownie zwrócił do Brianny:

– Przyszła informacja, ile ekip pracuje na miejscu?

– Dwie, na dwunastogodzinnej zmianie.

– Niech pani zgłosi zapotrzebowanie na trzy. Nie chcę, żeby cokolwiek przeoczyli. I mają szukać, dopóki nie znajdą członków załogi, czy to jasne?

– Oczywiście.

Brianna o mało się nie potknęła, gdy wchodząc do samolotu, poczuła na plecach rękę Sakisa. Jeszcze nigdy jej nie dotknął, nie licząc służbowego uścisku ręki przy pierwszym spotkaniu. Oczywiście nie było w tym nic szczególnego, zwykły, uprzejmy gest, a mimo to zrobił na niej wrażenie. Zerknęła na Sakisa. Miał ściągnięte brwi, jak zawsze, gdy intensywnie o czymś rozmyślał. Poprowadził ją na miejsce i dopiero wtedy opuścił dłoń. Gdy usiadł obok niej, pierwsze, co zrobił, to zadzwonił do Thea, by go poinformować o niespodziewanych kłopotach. Brianna tymczasem otworzyła laptop i pracowała w milczeniu. Nie oderwała wzroku od ekranu, gdy samolot kołował na pasie, dopiero gdy wzbił się w powietrze, zamknęła oczy, pozwalając sobie na krótki odpoczynek. Najbliższe godziny, a może nawet i dni będzie musiała spędzić w towarzystwie swojego szefa, który wymagał absolutnej koncentracji i profesjonalizmu. Całe szczęście, że Sakis Pantelides sam również był stuprocentowo profesjonalny. Nigdy nie pozwolił sobie na ani jedno słowo czy gest, które wykraczałyby poza relacje służbowe, i dlatego tak ceniła sobie tę pracę. Tego właśnie oczekiwała.

Dostała od życia bolesną lekcję, z której skutkami wciąż musiała się zmagać. Wiedziała, że nigdy nie wyrzuci z pamięci tego, co się stało, a gdyby jakimś cudem tak się stało, tatuaż na ramieniu z pewnością jej przypomni. I o to chodziło. Nie może zapomnieć, żeby znów nie popełnić błędu.

Sakis odłożył telefon i upił łyk wody. Od kiedy wszedł na pokład, nie miał nawet czasu, by coś przekąsić. Naprzeciwko siedziała Brianna ze wzrokiem utkwionym w ekranie laptopa, uderzając rytmicznie w przyciski klawiatury. Ona również nic jeszcze nie jadła, a minęły już cztery godziny lotu. Przez chwilę przyglądał jej się w milczeniu. Jak zwykle twarz nie wyrażała żadnych emocji, czoło pozostało gładkie, bez choćby jednej zmarszczki świadczącej o głębokim skupieniu czy zmartwieniu. Gęste włosy, związane w gładki, skromny kok, wyglądały tak samo nienagannie i schludnie jak o szóstej rano, gdy przyszła do pracy. Nawet jeden kosmyk nie wydostał się z ciasnego węzła. Jej strój również był bez zarzutu. Czarna markowa garsonka i biała koszula dodawały jej może niepotrzebnie surowej powagi, ale pasowały idealnie. Klasyczne, delikatne perłowe kolczyki ładnie rozświetlały twarz.

Sakis przesunął wzrok na szyję, linię piersi, brzuch i nogi. Moneypenny była szczupła, może nawet zbyt szczupła. Taka delikatna, a potrafiła sobie poradzić z każdym, nawet najtrudniejszym zadaniem. Jeszcze nigdy nie zdarzyło się, żeby się spóźniła do pracy albo żeby wzięła zwolnienie. Zdawał sobie sprawę, że coraz więcej czasu spędzała w firmie niż we własnym domu, gdziekolwiek on był, a mimo to nigdy nie usłyszał słowa skargi, że zbyt wiele spoczywa na jej barkach. Był naprawdę wdzięczny losowi, że postawił ją na jego drodze. Poprzednia asystentka Giselle budziła w nim jedynie niemiłe wspomnienia. Nie przypuszczał, że znajdzie kogoś, kto spełni wszystkie oczekiwania, ale CV Brianny naprawdę zrobiło na nim wrażenie. Zastanawiał się nawet, dlaczego osoba z tak wysokimi kwalifikacjami chce pracować jako asystentka, zamiast szukać jakiegoś kierowniczego stanowiska. Zapytał o to i dostał krótką odpowiedź:

– Jest pan najlepszy w tym, co pan robi, a ja chcę pracować dla najlepszych.

Oczywiście nie byłby mężczyzną, gdyby nie zauważył, że jest atrakcyjną kobietą, ale akurat to nie miało żadnego znaczenia, gdy przyjmował ją do pracy. Potrzebował bystrej, odpowiedzialnej i sumiennej asystentki, a Brianna Moneypenny idealnie sprawdziła się w tej roli.

Taksując wzrokiem smukłe łydki, zauważył maleńki tatuaż na wewnętrznej stronie lewej kostki. Rysunek feniksa, wypełniony czarnym i niebieskim tuszem wyróżniał się na tle jasnej skóry. Taka ekstrawagancja zupełnie nie korespondowała z typem osobowości jego asystentki, toteż przez chwilę myślał, że może mu się przywidziało. Poważna, surowa Moneypenny w skromnych garsonkach i tatuaż? Zerknął raz jeszcze. Oczywiście, był na swoim miejscu.

Brianna jakimś szóstym zmysłem musiała wyczuć, że szef się jej przygląda, bo oderwała dłonie od klawiatury i podniosła głowę.

– Będziemy lądować dopiero za trzy godziny – powiedział Sakis obojętnym tonem. – Zróbmy sobie przerwę i zjedzmy coś. Czeka nas jeszcze dużo pracy.

Mimowolnie jego wzrok znów spoczął na lewej kostce. Brianna natychmiast skrzyżowała nogi, chcąc ukryć tatuaż przed natrętnym spojrzeniem.

– Niech podadzą lunch za dziesięć minut. – Sakis podniósł się z miejsca, przerzucając marynarkę przez oparcie fotela. – Idę wziąć prysznic.

Profesjonalna, pracowita i skuteczna, tak zawsze myślał o swojej asystentce, tak prezentował jej walory Ariemu. Po raz pierwszy zdał sobie sprawę, że w gruncie rzeczy niewiele o niej wiedział. Odkąd osiemnaście miesięcy temu zaczęła dla niego pracować, nigdy nie zadał sobie trudu, by dowiedzieć się czegoś o jej życiu prywatnym. Dziwne, ale tatuaż na kostce przypomniał mu, że Brianna wprawdzie jest profesjonalna, ale nie jest maszyną.

Tytuł oryginału: What the Greek’s Money Can’t Buy

Pierwsze wydanie: Harlequin Mills & Boon Limited, 2014

Redaktor serii: Marzena Cieśla

Opracowanie redakcyjne: Marzena Cieśla

Korekta: Łucja Dubrawska-Anczarska

© 2014 by Maya Blake

© for the Polish edition by HarperCollins Polska sp. z o.o., Warszawa 2016

Wydanie niniejsze zostało opublikowane na licencji Harlequin Books S.A.

Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie.

Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne.

Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych i umarłych – jest całkowicie przypadkowe.

Harlequin i Harlequin Światowe Życie są zastrzeżonymi znakami należącymi do Harlequin Enterprises Limited i zostały użyte na jego licencji.

HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym do HarperCollins Publishers, LLC. Nazwa i znak nie mogą być wykorzystane bez zgody właściciela.

Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books S.A.

Wszystkie prawa zastrzeżone.

HarperCollins Polska sp. z o.o.

02-516 Warszawa, ul. Starościńska 1B, lokal 24-25

www.harlequin.pl

ISBN 978-83-276-1824-5

Konwersja do formatu EPUB: Legimi Sp. z o.o.