Torquemada - historia Inkwizycji w Hiszpanii - Rafael Sabatini - ebook

Torquemada - historia Inkwizycji w Hiszpanii ebook

Rafael Sabatini

0,0
25,00 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Wydana prawie sto lat temu książka angielskiego historyka i popularyzatora historii słynnego z opowieści o piratach opisuje historię i fenomen świętej inkwizycji w Hiszpanii i jej wpływ na losy kraju i jego późniejsze zacofanie trwające do XX wieku. W dobie narzucania przekonań religijnych przymusowo pozwala zastanowić się nad skutkami takich działań dla ludzi i społeczeństw w całym świecie. Warta przeczytania dla dyskusji z religijnymi fanatykami i antysemitami.

 

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI
PDF

Liczba stron: 428

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Ogień jest rozpalany, aby płonąć

aż skończą się suche kłody.

Andres Bernaldes

Od wydawcy

Mimo że minął już prawie wiek od napisania poniższej książki przez znanego autora i popularyzatora historii, w warunkach polskich początku wieku XXI jet ona przerażająco aktualna. Pokazuje w jaki sposób kierowani religijnym fanatyzmem i zaciekłością ludzie potrafią zniszczyć kraj i społeczeństwo swoją bezmyślnością i ideą przymuszania wszystkich do postrzegania wiary na ich sposób. W dobie szalejących ponownie fanatyków i organizacji religijnych w Polsce książka acz trudna na pewno warta jest przeczytania i przemyślenia. W końcu to Torquemada odrzucił Hiszpanię o wieki w rozwoju i w dużej części jest odpowiedzialny za wielowiekową biedę i zacofanie kraju z którego jeszcze do końca się nie wydostał nawet w XX wieku

Od autora

Historia Thomasa de Torquemady (z łac. Frаtre - brata – sposób zwracania się do mnicha) to historia czołowej elity nowej Inkwizycji. To historia nie tyle człowieka, ile genialnego przywódcy gigantycznej i bezwzględnej maszyny, który ulepszył ją na wiele sposobów. Dziś możemy zrozumieć tylko szczegóły złożonej konstrukcji tej maszyny. Ocalałe wspomnienia odsłaniają gęstą zasłonę tajemnicy, która ukrywa sam mechanizm przed niewtajemniczonymi i ujawnia budzącą respekt siłę intelektu jego twórcy. Ale informacje o samym twórcy przypisujemy tylko na podstawie przypadkowych i krótkich wzmianek. Tylko w tych rzadkich przypadkach Torquemada pojawia się przed nami jako człowiek z krwi i kości. Widzimy, jak gorąco namawia upartą królową, by wypełniła swój obowiązek wobec Boga i wyciągnęła miecz prześladowań, a następnie poważnie grożąc „katolickim monarchom” 1gniewem Pana, kiedy próbują osłabić ciosy tego miecza zemsty. Ale najważniejszej rzeczy Torquemada jeszcze się nie nauczył - nie w działalności politycznej, ale w „Paragrafach”, które stały się wyrazem nieelastyczności ducha człowieka, który knuje zło w pobożnym dążeniu do dobra.

Nie poddany próżności ziemskim aspiracjom, wydaje się zarówno nadludzki, jak i podludzki, i - wśród przekleństw, obojętny na oklaski, gardzący dobrami materialnymi - w niczym nie objawia się tak wspaniałym i godnym podziwu, jak w zdecydowanym samozaparciu, którym się poświęca. służbie swojemu Bogu, ani w którym nie przejawia się tak przerażająco i tragicznie bez litości, jak w prawdziwych czynach. „Jego historia”, mówi Prescott 2, „jest najlepszym dowodem na to, że wśród wszystkich ludzkich błędów nie ma bardziej nieodwracalnej katastrofy dla społeczeństwa niż fanatyzm”.

I do dziś - cztery wieki później - Hiszpania nadal nosi piętno bezwzględnej pracy Torquemady, który jest zasłużenie drugą osobą po Filipie II, która wyrządziła kolosalne szkody krajowi, który dał mu życie.

Materiały do ​​tej książki zaczerpnięto ze źródeł, za które autorom bez wyjątku należy się ogromna wdzięczność. Jednak jego szczególne podziękowania - i jest to naturalne dla każdego, kto studiował hiszpańską inkwizycję – należą się Juanowi Antonio Llorente, autorowi obszernych, pojemnych i niezwykle szczegółowych prac, historykowi nieprzekupnej uczciwości i niezaprzeczalnego autorytetu, który pisał w niezwykle sprzyjających warunkach i cieszył się swobodnym dostępem do archiwów ...

Juan Antonio Llorente urodził się w Logroño w 1756 r., A święcenia kapłańskie przyjął w 1779 r. Po ukończeniu kursów uniwersyteckich z zakresu prawa łacińskiego i kanonicznego, co dało mu możliwość zajęcia miejsca w gronie prawników Najwyższej Rady Kastylii, a faktycznie Rady Inkwizycji. Mając doktorat z prawa kanonicznego, służył jako główny wikariusz biskupa Calahorra, a później został komisarzem Świętej Komnaty3 w Logroño, udowadniając „czystość krwi” nie skalaną związkamii„zarażeniem” przez Żydów, Maurów czy heretyków.

W 1789 roku został mianowany sekretarzem generalnym Świętej Komnaty - to spotkanie doprowadziło go do Madrytu, gdzie został życzliwie przyjęty przez króla.

Llorente, głęboki, racjonalny badacz problemów socjologicznych, wzbudził podejrzenia i zazdrość wśród wielu swoich kolegów, a kiedy liberalne skrzydło straciło siły i pociągnęło za sobą wielu z ważnych stanowisk, młody ksiądz został nie tylko usunięty, ale także otrzymał mianowanie upokarzające.: w ramach pokuty został zesłany na miesiąc samotności do klasztoru.

Następnie był zaangażowany w działalność dydaktyczną aż do inwazji „orłów” Bonapartego na Hiszpanię, Llorente spotykał się z Francuzami jako zbawcami kraju, w wyniku czego został członkiem Zgromadzenia Szlachty zwołanego przez Murata w okresie administracyjnej reformy. Ale najważniejszy z naszego punktu widzenia jest fakt, że po zniesieniu Inkwizycji w 1809 roku Llorente przyjął nominację, nakazując przejrzenie jej ogromnych archiwów i korzystając z usług wielu wysłanych mu do pomocy sekretarzy, spędził dwa lata, kompilując fragmenty wszystkiego, co uważał za niezbędne.

Zajmował wysokie stanowiska pod rządami francuskiego wojska, więc kiedyci ostatecznie zostali wydaleni z Hiszpanii, Llorente został też zmuszony do wyjazdu. Schronił się w Paryżu i tam napisał swoją słynną Historię krytyczną hiszpańskiej inkwizycji - wynik swoich niezwykłych badań.

Było to bardzo odważne dzieło, a rojaliści i rząd duchowny nie pozwolili autorowi pozostać bez kary. Zabroniono mu publicznego przemawiania i odprawiania nabożeństw - praktycznie został pozbawiony rangi - zakazano mu także nauczania języka w szkołach prywatnych. Odpowiedział publikacją „Politycznego portretu papieża”, za co otrzymał rozkaz natychmiastowego opuszczenia Francji. Llorente wrócił do Hiszpanii w grudniu 1822 roku i zmarł kilka dni po przybyciu do Madrytu, z powodu trudności podróży, które były zbyt duże jak na jego wiek.

Choć jego Historia krytyczna miejscami wykazuje pewną gwałtowność, jest to przeważnie rozsądne przedstawienie kodeksów, których studiowanie było przez pewien czas jego przywilejem.

Inkwizycja hiszpańska stała się przedmiotem wielu nieskrępowanych i często wymyślonych opisów diametralnie przeciwstawnych punktów widzenia. Autorzy tacy jak Garcia Rodrigo, którzy chwalą jej „dzieło oczyszczenia”, bagatelizują zakres jej działań, żałują (w naszych czasach) obumarcia strasznego trybunału, i są naprawdę diametralne różnice między nimi a pisarzami takimi jak Ruhla, którzy zanurzają swoje pióra w nietolerancji i żółci tak samo trującej jak ich ataki.

W skierowanej do czytelników książce, autor starał się przyjąć stanowisko nieobciążone religijną obsesją, traktując Inkwizycję wyłącznie jako historyczny etap organizacji, w rozwoju której Torquemada odegrał tak ważną rolę. Autor nie pisał w interesie judaizmu, wybierając punkt widzenia, że ​​niedopuszczalne jest rzucanie kamieniami w Żydów, a także Żydów - chrześcijan, i że takie działania są również niedopuszczalne dla chrześcijan jednej sekty w stosunku do chrześcijan z innej. Każdy zainteresowany historią własnego narodu znajdzie w tej książce więcej niż wystarczający dowód na to, że fanatyczną obsesję religijną można uznać za hamulec ludzkości. I to ostatecznie doprowadzi czytelnika do przekonania, że ​​nie ma on prawa do krytykowania przekonań innych ludzi, tak jak oni nie mają powodu, by potępiać jego przekonania.

Jeśli hiszpańska inkwizycja jest tu pokazana jako bezlitosna machina zniszczenia, której koła są spryskane krwią kalekich pokoleń, nie oznacza to, że prześladowania religijne są haniebną kartą w historii jedynie Kościoła rzymskiego.

Tak, prowadził prześladowania, korzystając z ogromnego wpływu duchowieństwa, a jego siła była niezwykle wielka. Ucisk, któremu poddawany był każdy kościół protestancki, był kierowany z jednego ośrodka, ale wpływy duchownych w krajach protestanckich były stosunkowo słabe.

Odnosimy się do Leckiego, aby ktoś oparł się pokusie wykorzystania tego, co jest napisane, jako dowodu niechrześcijańskiego okrucieństwa wśród chrześcijan. Należy pamiętać, że w miejscu Torquemady, który niestety odniósł sukces, mógł być John Knox the Bloody4, co na szczęście dla ludzkości nie miało miejsca. Trzeba pomyśleć o przelaniu krwi prezbiterian, purytanów i katolików pod rządami królowej Elżbiety, trzeba pamiętać o prześladowaniach anabaptystów pod rządami Edwarda VI i wezwaniu samych anabaptystów do wykrwawienia wszystkich nieochrzczonych zgodnie z ich kanonami.

R.S.

Rozdział I. POCZĄTKI

Aby prześledzić historię inkwizycji od jej początków, konieczne jest zanurzenie się w głębi wieków, jak Paramo (Luis Paramo - inkwizytor sycylijski). „O pochodzeniu i rozwoju Świętej Inkwizycji.” -.: pierwsza praca o historii Inkwizycji z punktu widzenia oficjalnego Kościoła katolickiego, opublikowana w 1598 roku; można się z nim nie zgodzić, że sam Bóg był pierwszym inkwizytorem, że pierwszy „akt wiary” został dokonany nad Adamem i Ewą, a ich wygnanie z Edenu jest w istocie precedensem dla konfiskaty mienia heretyków. Niemniej jednak konieczne jest odwołanie się do odległej przeszłości, gdyż pierwsze informacje o tej organizacji sięgają początków chrześcijaństwa.Nie sposób znaleźć w historii bardziej godnej ubolewania lekcji niż niezdolność ludzkości do ustanowienia takiego stosunku do religii, przyjmowanego z niewątpliwą szczerością i gorliwością, który z samych tych uczuć nie rodziłby złości i wrogości. Gdy tylko wiara słabnie wraz z pojawieniem się poważnych podstaw do zwątpienia, gdy tylko pewien stopień obojętności wkrada się w obrzędy dominującego kultu, jego przedstawiciele zaczynają być nietolerancyjni wobec wyznawców innych kultów. I wtedy nietolerancja staje się prawdziwym duchem religii i - jeśli jest przy tym siła - nie brakuje jej przejawów w postaci prześladowań.

Podobne niefortunne cechy są charakterystyczne dla każdej innej religii, ale w żadnej z nich nie stwierdzono tak skrajnej anomalii, jak w chrześcijaństwie, które zrodziło się z idei miłosierdzia, cierpliwości i tolerancji i którego główną zasadą było wzniosłe przykazanie jego założyciela. : "Kochaj swojego bliźniego." Ucisk nieodmiennie towarzyszył szerzeniu się chrześcijaństwa od jego powstania, w którym uważny badacz odkryje najbardziej okrutny i najstraszniejszy - a nawet najbardziej tragiczny - ze wszystkich paradoksów składających się na historię cywilizowanego człowieka. Pokorne głoszenie dobroci i miłości przekształciło się później w złośliwą nienawiść; Bogobojne nauki o cierpliwości i pobłażliwości uczyły morderczego temperamentu i krwiożerczej goryczy; łagodne dogmaty miłosierdzia i współczucia zostały zaszczepione z zaciekłą zaciekłością ogniem, mieczem i łopatą; przykazania pokory zostały zaszczepione szczerą dumą i arogancją, jakiej świat jeszcze nie znał.

Niemaldo każdego okresu w historii chrześcijaństwa można przypisać kłującą kpinę oświeconego ateisty z II wieku: „Tak właśnie chrześcijanie kochają bliźniego!”.

Wracając do epoki wczesnego chrześcijaństwa, zauważamy, że wśród chrześcijan panowała powszechna nietolerancja opinii i wierzeń innych, a tym samym sami padali ofiarą prześladowań, których na przestrzeni trzech stuleci im samym od czasu do czasu nie brakowało.

Z pewnością jako pierwsi przekroczyli linię protekcjonalności, jaką Rzym politeistyczny8 okazywał wszystkim religiom. Chrześcijanie mogli praktykować swój kult bez przeszkód, o ile pozwalali innym na taką samą wolność. Ale z nieustępliwością, z jaką ogłosili wszystkie wyznania wiary, z wyjątkiem własnych, błędnymi, chrześcijanie obrażali gorliwych czcicieli innych bóstw i tym samym naruszali pokój w społeczeństwie; a ich odmowa posłuszeństwa państwu jest odmową uzupełnienia armii pod pretekstem „Nolo militare; militia est ad Dominum! ” (Nie w broni, ale w Bogu moje zbawienie ”(łac.)) - wywołało naturalne oburzenie. Kiedy prześladowani, zaczęli gromadzić się i potajemnie odprawiać swoje rytuały, ta sama tajemnica doprowadziła do kolejnych i ostrzejszych oskarżeń. Ich tajemnica wzbudziła podejrzenia i ataki. Bardzo szybko ogólna wrogość była już dużym brzemieniem, od którego trudno jest wyzwolić jakikolwiek kult potajemnie odprawiający swoje rytuały. Wszędzie wierzono, że chrześcijanie zajmują się rytualnym zabijaniem dzieci. Opinia publiczna, zawsze gotowa wierzyć złym plotkom, stała się im jeszcze bardziej przeciwna; były nowe zamieszki. Chrześcijanie z kolei zaczęli potępiać politeizm i ateizm, nieposłuszeństwo i wezwanie do obalenia istniejącego porządku społecznego.

Surowość okazywana im przez państwo, do tej pory obojętne na poglądy religijne swoich obywateli, mimo panującego wśród klas rządzących agnostycyzmu, podyktowana była raczej chęcią stłumienia elementu niestabilnego społecznie niż zemstą lub nienawiścią do nowego kultu z Syrii.

Za cesarza Klaudiusza widzimy zwolenników Nazarejczyka wygnanych z Rzymu jako wichrzycieli; w czasach Nerona i Domicjana zostali uznani za niebezpiecznych dla społeczeństwa i poddani pierwszym wielkim prześladowaniom. Jednak prześladowania z powodów czysto religijnych były dla Rzymu czymś niezwykłym, co ujawniło się za panowania Nerwy, kiedy zakazano donosów i ucisku ze względu na religię i nakłaniano wygnanych chrześcijan do powrotu. Jego następca, sprawiedliwy i mądry Trajan, najwyraźniej w odpowiedzi na falę żydowskich buntów, które miały miejsce za jego rządów, najpierw przeciwstawił się wyznawcom nazarejczyka, ale potem okazał im pobłażliwość. Podobnie, nie zirytował ich wspaniały Hadrian, którego tak porwało ich wyznanie, że zamierzał zaliczyć Chrystusa do Panteonu rzymskich bogów; zostawił ich w spokoju następny autokrata Antoni, pomimo tego, że był tak oddany religijnym tradycjom swojego kraju i służbie wielu bogom, że otrzymał imię Pius (Pobożny).

Wraz z wstąpieniem na tron ​​cesarza filozofa Marka Aureliusza, który był wrogi nowej doktrynie nie tylko z powodu własnych stoickich przekonań, ale także dlatego, że nie ufał chrześcijanom w aspekcie politycznym, rozpoczęły się nowe wielkie prześladowania, które stały się losem chrześcijan w ciągu sześćdziesięciu lat następnych czterech panujących, aż do wstąpienia na tron ​​Aleksandra Sewera w latach trzydziestych trzeciego wieku ery chrześcijańskiej.

Matka Aleksandra, Julia Mannea, była chrześcijanką, która otrzymała nową doktrynę od aleksandryjskiego Orygenesa. Chociaż jej przywiązanie do chrześcijaństwa nie przejawiało się na zewnątrz tak silnie, jak Hadriana, mówi się o niej, że umieściła ikonę Chrystusa wśród czczonych bóstw znajdujących się w jej lararium.

Być może ikony Zbawiciela, które istniały w III wieku, przyczyniły się do dalszego rozprzestrzeniania się jego kultu. W tamtych czasach - i przez około trzy kolejne stulecia - ikony te odpowiadały greckim koncepcjom bóstwa: Chrystus był przedstawiany jako młodzieniec o godnym podziwu wdzięku i pięknie, i wprowadzał na jego obraz znaczną część koncepcji Orfeusza. Rzeczywiście, na jednym z zachowanych obrazów widzimy Go siedzącego na głazie bez brody, trzymającego instrument muzyczny, grającego, czym oczarował zebrane w pobliżu dzikie zwierzęta. Inny rysunek znaleziony w katakumbach (zawarty w ilustracji Chrześcijańskiej Ikonografii Didrona) i przedstawiający Go jako pasterza przedstawia pozbawionego brody, krótko przystrzyżonego młodzieńca o silnej budowie, ubranego w tunikę sięgającą kolan; lewa ręka trzyma baranka leżącego na ramionach, a prawa ściska fajkę pasterską.

Takie rysunki nie były postrzegane jako portrety bogów, a jedynie jako ich wyidealizowane przedstawienia, co wynika ze sporów, jakie powstały w II wieku (i nie ustąpiły również w XVIII) o osobę Chrystusa. Święty Justyn argumentował: aby uczynić Jego ofiarę bardziej wzruszającą, powinien wyglądać na najbardziej nieszczęśliwego z ludzi; a święty Cyryl, który również poparł tę opinię, nazwał Go „najbrzydszym z synów ludzkich”. Ale inni, pełni starogreckich poglądów, że piękno samo w sobie jest istotną cechą bóstwa, protestowali: „Jeśli On nie jest piękny, to nie jest Bogiem”. Święty Augustyn oświadcza oficjalnie, że w jego czasach (w IV wieku) nie ma rzetelnej wiedzy ani o pojawieniu się Zbawiciela, ani o pojawieniu się Jego Matki.

Z tego wynika, że ​​dwa niesamowite portrety nie były znane za czasów św. Augustyna - jest to „Weronika”, czyli „Oblicze Świętego” (przechowywane w katedrze św. Piotra w Rzymie), a drugi - na tkaninie - portret, rzekomo samego Chrystusa; ten ostatni został przedstawiony w VIII wieku Ebragu, władcy Edessy (jako krewny św. Jana z Damaszku). Aby go zachować, Ebrag nakleił tkaninę na deskę iw tej formie portret trafił następnie do Konstantynopola, a następnie do Rzymu, gdzie nadal znajduje się w kościele św. Sylwestra.

Te portrety, a tym bardziej - pisemne zeznania przesłane do rzymskiego senatu przez Lentulusa (prokonsula Judei), stały się podstawą idei, które są nam dzisiaj znane. Ten list zawiera następujący opis:„Ostatnio szeroko stał się znany człowiek, który żyje i ma wielkie wpływy. Nazywa się Jezus Chrystus. Jego naśladowcy nazywają go Synem Bożym; inni uważają go za potężnego proroka ... Jest wysoki, a jego twarz jest surowa i pełna energii, tak że patrząc na niego czujesz miłość i strach przed nim. Włosy na jego głowie są koloru wina, od nasady do uszu są proste i proste, ale od uszu do ramion - kręcone i błyszczące; z ramion opadają na plecy, podzielone na dwie części zgodnie ze zwyczajem nazarejczyków. Jego czoło jest czyste i gładkie; twarz bez wad i łagodny ton, z wyrazem życzliwości i pokory; nienagannej urody nos i usta; ma dużą brodę tego samego koloru co włosy na głowie. Oczy są niebieskie i niezwykle jasne. Twarz jest zaskakująco wdzięczna i majestatyczna. Widziano go nie tyle uśmiechniętego, ile smutnego. Jego dłonie są cienkie i pełne wdzięku. W przemówieniach jest niespieszny, zrównoważony i lakoniczny. On jest najpiękniejszym z synów ludzkich. "

Jest jednak jasne, że ten opis ani wspomniane niesamowite portrety nie były znane nawet w IV i V wieku, kiedy Chrystus był nadal przedstawiany jako szczupły, pozbawiony brody młodzieniec. Nie ma wątpliwości, że to zainspirowało Michelangelo do przedstawienia Chrystusa w „Lamentacji Chrystusa” w formie tak niezwykłej i uderzającej w oczach naszych współczesnych.

Nie było też portretów Marii Panny: powszechnie wiadomo, że nie istniały one przed katedrą w Efezie i że około siedmiu rysunków przypisywanych świętemu Łukaszowi - cztery z nich w Rzymie - wykonał jedenastowieczny florencki artysta imieniem Łukasz.

Można też dodać, że ukrzyżowanie było emblematem chrześcijaństwa dopiero w VII wieku, kiedy zapadła decyzja na soborze w Konstantynopolu.

Przez następne dwadzieścia lat, czyli do połowy III wieku, chrześcijanie żyli w pokoju i cieszyli się pełną wolnością. Potem nastąpił okres surowego ucisku ze strony cesarza Decjusza, kontynuowany przez Waleriana i Aureliana, a kulminacyjny za Dioklecjana na początku IV wieku. Ale ich cierpienia już dobiegały końca, a wraz z wstąpieniem na tron ​​cesarza Konstantyna w 312 r. Rozpoczęła się nowa era dla chrześcijaństwa. Konstantyn, czczony przez chrześcijan jako wybawiciel, przyczynił się do nieograniczonej dominacji nowej religii, i zapewnił jej wyznawcom nie tylko prawo do istnienia, ale także do wywierania wpływu.

Historia panowania tego cesarza jest otoczona legendami. Najsłynniejszy z nich mówi, że gdy wyruszył na wyprawę przeciwko Maxentiusowi - jego rywalowi w walce o tron ​​- i stracił już nadzieję na sukces, wyraźnie tracąc siły, na tle wieczornego świtu pojawił się płonący krzyż w niebie z napisem: „PO PROSTU WYGRYWAJ”. Następnie Konstantyn zwrócił się do chrześcijan o przewodnictwo, przyjął chrzest i pozwolił na swobodne praktykowanie chrześcijaństwa. Inne legendy głoszą, że został wychowany w wierze chrześcijańskiej przez swoją matkę, Świętą Helenę, która udała się do Ziemi Świętej, aby zwrócić chrześcijanom pierwotny krzyż, na którym ukrzyżowano Chrystusa. Według legendy, na cześć nabycia świętej relikwii, wzniosła w Jerozolimie świątynię. Jeszcze inni dowodzą, że Konstantyn nie przyjął chrztu prawie aż do śmierci i przez całe życie, mimo niewątpliwej życzliwości dla chrześcijan, wyznawał pogańską religię, w której wychował go ojciec.

Być może prawda leży pośrodku. W pierwszych latach swego panowania Konstantyn nie tylko prowadził kurs średni, dający wolność religijną wszystkim sektom, ale będąc zwolennikiem chrześcijaństwa, zachował tytuł arcykapłana w politeistycznym Rzymie wraz z tytułem papieża najwyższego, który później mimo pogańskiego pochodzenia został adoptowany przez chrześcijan i przydzielony przez nich ich arcybiskupowi. Jednak w latach 313 - 314 Konstantyn zakazał celebrowania świeckich ludi (świeckie igrzyska odbywające się w Rzymie raz na stulecie), a w 330 rokuwydał edykt zakazujący nabożeństw w kościołach, chociaż chrześcijański sobór nicejski w 325 odbył się pod jego niewątpliwym patronatem ...

Od momentu, gdy nowa religia została uznana i zyskała prawa obywatelskie i siłę, od momentu, gdy chrześcijanin był w stanie podnieść głowę i chodzić otwarcie i nieustraszenie po ulicach, od tego czasu widzimy go zajęty prześladowaniem wyznawców innych. kulty - poganie, Żydzi i heretycy. Chociaż chrześcijaństwo było dopiero na początku IV wieku swojego istnienia, nie tylko szerzyło się w sposób niekontrolowany i potężny pomimo represyjnych działań, ale już zaczynało rozpoznawać wewnętrzne spory i schizmy. Współcześni uważali, że liczba sekt schizmatyckich w chrześcijaństwie w IV wieku przekroczyła dziewięćdziesiąt.

Najsłynniejszą z nich była sekta aleksandryjskiego kapłana Ariusa, który zaprzeczał, że Chrystus był Bogiem w ciele (to znaczy nie był współistotny z Bogiem Ojcem, ponieważ został przez niego stworzony), uważając go za nic innego jak natchnionego proroka, pierwszego i najbardziej godnego z synów ludzkich. Ta doktryna, potępiona już przez synod, który zebrał się w 321 roku w Aleksandrii, stała się tak rozpowszechniona, że ​​pierwszy sobór powszechny w Nicei, który uznał ten trend za heretycki, został zwołany specjalnie po to, by z nią walczyć. Ponadto Credo Nicejskie, które obowiązuje do dziś, ściśle zdefiniowało i sformułowało „Credo” .

Innymi godnymi uwagi heretykami byli Manicheiści, Gnostycy, Adamici, Siweriści i Donatyści; wkrótce dodano pelagian i priscillian.

Być może przywódca manicheistów mógł się poszczycić popularnością na tej podstawie, że św.Augustyn z Tagast, opuszczając nieuporządkowaną młodzież, doszedł do chrześcijaństwa właśnie przez tę sektę, która wyznawała pewną mieszankę tej religii z elementami kultu słońca i Buddyzmu.

Inni heretycy, z wyjątkiem Pelagian, byli w większości równie dziwaczni. Rozbici heretyccy gnostycy byli zaangażowani w mistycyzm i magię i polegali na zoroastryjskich ideach dualizmu - parowania sił dobra i zła, światła i ciemności. Przypisywali siłom zła wszystko, co służy ciału osoby, której dusza była uważana za boską substancję. Adamici starali się porównać swoją nieskazitelność z Adamem przed jego upadkiem; żądali od swoich wyznawców bezgrzeszności, odrzucali małżeństwo, które według nich zostało zawarte tylko z powodu grzechu, i wyrzucali ze wspólnoty wszystkich, którzy łamali ich dogmaty, tak jak Adam i Ewa zostali wygnani z raju. Siweryści zaprzeczali zmartwychwstaniu w ciele, nie rozpoznawali uczynków apostołów i doprowadzili ascezę do skrajności.

Pelagianie byli wyznawcami Pelagii, brytyjskiego mnicha, który osiadł w Rzymie około 400 roku i którego herezja opierała się przynajmniej na podstawach racjonalizmu. Zaprzeczył doktrynie grzechu pierworodnego, argumentował, że każdy człowiek rodzi się niewinny i że jego zepsucie zależy od niego. Zdobył wielu zwolenników i przez dwadzieścia lat szalał konflikt między Pelagianami a Kościołem, aż papież Zosimus wypędził ich z Rzymu.

Od czasów cesarza Konstantyna chrześcijaństwo niezmiennie zwiększało swoją siłę, a pierwszym przejawem jego potęgi było dobycie karzącego miecza: zapomniało o protestach przeciwko prześladowaniom, z którymi samo kiedyś się wypowiadało, oraz o tym szerokim i szlachetnym poparcie dla zasady tolerancji religijnej, do której nawoływał w swoich czasach katastrofy. Teraz słychać wezwania do zorganizowania masakry donastystów, którzy ogłosili prawdę o swoim kościele, a Konstantyn grozi, że przebije na palu każdego Żyda, który naucza przeciwko chrześcijaństwu, i każdego chrześcijanina skłaniającego się do judaizmu. Niszczy kościoły arian i donastystów, wypędza ich kapłanów i pod groźbą śmierci zakazuje szerzenia ich doktryn.

Potęga chrześcijaństwa została tylko nieznacznie zachwiana pod rządami tolerancyjnego religijnie Juliana Apostaty, który ponownie otworzył pogańskie świątynie i przywrócił kulty dawnych bogów; ale ostatecznie wywyższyła się za cesarza Teodozjusza Wielkiego w 380 roku.

Odtąd pogańskie świątynie są nie tylko zamykane, ale także znoszone z powierzchni ziemi, ich nabożeństwa, a nawet potajemne ofiary są zabronione pod groźbą śmierci. Z Libaniusza5 możemy dowiedzieć się czegoś o dewastacji dokonanej w tym procesie wśród pogańskiej ludności chłopskiej. Żyjąc z dala od wielkich ośrodków, w których triumfowały nowe doktryny, zostali pozbawieni starych bogów, nie wiedząc nic o nowych. Ich sytuacja była o wiele bardziej tragiczna niż ariakanów, manicheistów, donatystów i innych heretyków, przeciwko którym takie dekrety były skierowane.

W tym czasie po raz pierwszy znajdujemy tytuł „Inkwizytora wiary” w pierwszej ustawie (art. IX Kodeksu Teodozjusza), która proklamowała karę śmierci jako karę za herezję. To właśnie teraz spotykamy wielkiego Augustyna z Tagast, geniusza zrodzonego z Kościoła, który odrzucił wolność wyznania pytaniem „Quid est enim pejor, mors anim quam libertas erroris?”. („Czy spokój śmierci jest gorszy od rozpusty złudzeń?” (Łac.)) I energicznie domagał się kary śmierci dla heretyków, argumentując, że jest to akt miłosierdzia, mający na celu ocalenie reszty od wiecznej męki przygotowanej dla wszystkich którzy popadli w herezję. Podobnie zatwierdził dekrety o karze śmierci dla wszystkich wyznawców politeizmu, który zaledwie kilka pokoleń temu był oficjalną religią Cesarstwa Rzymskiego.

To Augustyn - o nim słusznie powiedziano, że „od czasów apostołów nie było człowieka, który hojniej zaszczepiłby w Kościele swego ducha” - w swej potwornej gorliwości, posługując się zdumiewającą argumentacją zrodzoną z jego niezwykłego intelektu, przedstawił przewodnie zasady prześladowań, które „działały” przez około pięćset kolejnych lat.

 „Był” - mówi Lecky - „najbardziej lojalnym i entuzjastycznym obrońcą wszystkich tych nauk, które rodzą się w umysłach podatnych na prześladowania”.

Jednak bez względu na to, jak daleko posunął się Kościół w ucisku, bezpośrednie wykonanie wyroków powierzono w całości władzom cywilnym; a sam św. Augustyn nalegał na to wyobcowanie duchowieństwa od egzekucji. Ale już pod koniec IV wieku sami duchowni są zaangażowani w śmierć heretyków ...

Hiszpański teolog Priscillian kierował się powiedzeniem św. Pawła: „Czy nie wiesz, że jesteś świątynią Boga?”, Żądając czystości i bezgrzeszności, aby osiągnąć godną egzystencję. Na tym postulacie zbudował doktrynę surowej ascezy i nalegał na zakaz małżeństwa dla duchowieństwa. W tym czasie ślub celibatu był fakultatywny (dekret syryjski (384-399), pięć lat po egzekucji Priscilliana, wprowadził ścisły celibat dla kapłanów wszystkich stopni wyższych niż urzędników i anulował wszystkie małżeństwa osób duchowych zawartych z Leonem Wielkim w w połowie V wieku dalej rozszerzał ten zakaz na urzędników, którzy dotychczas nie byli objęci celibatem. Był to jeden z największych powodów rozdziału między Kościołami greckimi i łacińskimi) i, uznając ten zakaz za prawo Chrystusa, wystawił się na zarzut herezji. Został oskarżony o czary i niemoralność, w 380 roku został ekskomunikowany i spalony żywcem wraz z kilkoma swoimi towarzyszami na polecenie dwóch chrześcijańskich biskupów. Priscillian jest uważany za pierwszego męczennika spalonego przez Hiszpanów i Inkwizycję.

Trzeba dodać, że akt ten wzbudził najgłębsze oburzenie znacznej części duchowieństwa na dwóch biskupów odpowiedzialnych za ten bezlitosny czyn, a św. Marcin z Tours gorąco potępił ich postępowanie. Jednak oburzenie nie było wywołane faktem, że ludzie byli zabijani za herezję, ale faktem, że duchowni podlegali egzekucji. Faktem jest, że częścią nauczania wczesnego kościoła chrześcijańskiego była zasada zabraniająca chrześcijaninowi jakiejkolwiek roli - sędziego, strażnika, wykonawcy - przyczynienia się do śmierci współwyznawcy; po części ze względu na ich nieugięte trzymanie się tej instrukcji, chrześcijanie kiedyś przyciągali do siebie wyznawców i rozbudzali, jak już wiemy, niezadowolenie władców Rzymu. Teraz, wraz ze wzrostem władzy kościoła, ta instrukcja nie była wykonywana tak ściśle, ale mimo to istniały pewne ograniczenia, dlatego uznano, że dwaj prałaci, którzy byli odpowiedzialni za śmierć priscillian, wykroczyli poza to, co było dozwolone.

Zasady struktury Inkwizycji powstały właśnie wtedy i odegrały ważną rolę w jej powstaniu.

W tym czasie Kościół zaczął identyfikować się z państwem: umacniał swoje struktury i zyskiwał na tyle wpływów, że państwo utraciło niezależność od niego i stało się jego instrumentem. Prawa cywilne były ściśle zgodne z jej doktrynami; powszechna moralność była oparta na jej duchowych przykazaniach; sztuka - malarstwo, rzeźba, literatura i muzyka - dostosowana do jej potrzeb, była ograniczona wąskimi granicami ograniczeń; nauka i rzemiosło były popierane tylko w granicach jej potrzeb, a ich rozwój był w dużej mierze ograniczany przez jej postawy; reszta ludzi była regulowana w duchu dogmatów kościelnych.

Niemniej jednak, wywierając tak głęboki wpływ na państwo, że państwo i Kościół wydawały się jedną nierozłączną całością, pozostawały niezależne. Dlatego też, gdy Imperium Rzymskie, które wydawało się być głównym filarem kościoła, było już w ruinie po najeździe barbarzyńców, sam kościół nie ucierpiał z powodu tych wstrząsów. Opierając się, pokonał barbarzyńców o wiele bardziej umiejętnie i nieodwracalnie, i zdobył prawo do bycia uważanym za naturalnego spadkobiercę upadłego Rzymu. Wkrótce kościół w pełni przejął to bogate dziedzictwo, domagając się prawa do dominacji nad światem, będącem dumą Rzymu, i przejmując pod swoje rządy nowe państwa, które powstały z ruin imperium.

Rozdział II. SKANONIZOWANIE I WERYFIKACJA

Przez około siedem wieków po upadku Cesarstwa Rzymskiego prześladowania za herezję były bardzo rzadkie i bardzo niewielkie. Nie można tego jednak przypisać miłosierdziu Kościoła. Pomimo tego, że przetrwały niektóre stare heretyckie nauki, byli tak wyczerpani, że nie mogli już otwarcie mówić przeciwko matce kościołowi, istnieli bardzo potajemnie i starali się pozostać niezauważeni.

Z drugiej strony, nowi schizmatycy również nie zapowiadali swojego pojawienia się podczas tego wytchnienia. Sytuacja ta w dużej mierze powstała w wyniku jednoznacznego sformułowania teologii chrześcijańskiej, potwierdzanego na przestrzeni lat przez różne sobory ekumeniczne, które zobowiązały do ​​prześladowania w chrześcijaństwie wolnej myśli. Oczywiście uzda katolicyzmu była poważną przeszkodą w rozwoju intelektu, ale religia nigdy nie była i nigdy nie będzie w stanie całkowicie stłumić zdolności ludzi do wyobrażania sobie i myślenia.

Pragnienie Kościoła, aby zniewolić myślenie i zdusić wiedzę, która podważała same jego podstawy i ujawniła błędność kosmicznych i historycznych koncepcji, na których opierała się jego teologia, było daremne;  pragnienie obrony nie powiodło się, choć niezachwianie trzymał się wcześniej przyjętych teorii.

Ta bezkompromisowa nieustępliwość Kościoła katolickiego jest przedmiotem licznych cenzur. Jeśli postawisz sobie za cel obiektywne rozważenie problemu, ocena sytuacji może nie być tak jednoznaczna. Można powiedzieć kilka słów, aby rzucić światło na bronione stanowisko i nie dać się źle zrozumieć.

Uważa się, że bezkompromisowa polityka Kościoła była jedyną poważną przeszkodą w rozwoju intelektualnym i dlatego jest uważana za naganną. Ale spójrzmy na alternatywę bez uprzedzeń. Przyznanie się do błędu to zwykle początek awarii. Jeśli zostanie rozpoznany jeden błąd, nić zostanie zerwana z płótna, siła pojedynczej całości zostanie zerwana. Ten, kto raz ustąpił, stworzył precedens, który skłania przeciwników do poszukiwania coraz większych ustępstw, aż porzuci wszystko bez śladu, skazany na całkowitą klęskę.

Z tego, co zostało powiedziane, wynika, że ​​w stanowisku Kościoła istnieje niepodważalna logika: rozszerzając nauczanie nie na dziedzinę wiedzy ludzkiej, ale na sferę duchową, nie odstąpił on ani o jotę od swoich doktryn przed osiągnięciami ludzkiego rozumu. Tak jak poprzednio, pierwsza była uważana za przejściową, a druga była pochodzenia boskiego. Niezmiennie uważała za bezsporne, że złudzenia tkwiące w człowieku są niemożliwe dla bóstwa, że ​​ludzka opinia o błędach w dogmatach Kościoła jest niczym innym jak przejawem wrodzonej właściwości błędu.

Kościół rzymski jasno wyobrażał sobie, że albo zostanie uznany za doskonały, albo przestanie istnieć. Bezstronny proces każe przyznać, że wytrwałość w obronie swoich dogmatów jest bardziej wartościowa niż ustępstwa na rzecz rozwijającej się humanistyki i nauk przyrodniczych oraz stopniowy odwrót na drodze do zapomnienia. Kościół, trzymając się obranego stanowiska, pozostał suwerenną kochanką swoich wyznawców - w przeciwnym razie byłby zmuszony pogodzić się z rolą żałosnego sługi.

Roulet ostrzegł swoich czytelników, że „nie ma kościoła oprócz rzymskiego, w którym byłaby inkwizycja”. Nie podejmuje jednak próby doprowadzenia rozumowania do logicznej konkluzji i nie dodaje, że w żadnym kościele chrześcijańskim, z wyjątkiem rzymskiego, Inkwizycja byłaby po prostu niemożliwa: nie można obrażać kościoła herezją, która dostosowuje się do nowej struktury myśli i krok po kroku ustępuje swojej pozycji pod naporem wiedzy (A jednak twierdzenie Rouleta jest podobne do nieprecyzyjnie sformułowanej prawdy, ponieważ duch prześladowań, który jest wątpliwą zasługą Świętego Oficjum, istniał w innych kościołach oprócz Rzymskiego - weźmy na przykład prześladowanie przez Elżbietę wszystkich, którzy nie byli wyznawcami Kościoła anglikańskiego).

Kościół rzymski zaoferował światu swoje niezmienne sformułowania, swoje niezmienne doktryny. „To jest moja nauka” - oznajmił. - Stoję na tym. Musicie to zaakceptować bezwarunkowo i w całości, inaczej nie będziecie moimi dziećmi. "

Nie można znaleźć w tym nic złego. Gdyby tylko dodała dopuszczalność przyjęcia lub odrzucenia jej nauczania, gdyby pozostawiła tylko osobie swobodne uznawanie lub nie uznawanie jej doktryn, jak podpowiada mu jego sumienie i rozum, wszystko byłoby w porządku. Niestety, poczuła, że ​​jej obowiązkiem jest pójść dalej, używając przemocy i przymusu na taką skalę, że nasyciła swoje dzieci duchem XVIII-wiecznego jakobizmu, głosząc: „Bądź moim bratem, albo cię zabiję!”.

Nie mogąc za pomocą perswazji zapobiec opuszczeniu swoich szeregów (powodem odejścia jest rozwój inteligencji), ponownie uciekła się do przemocy fizycznej i powróciła do okrutnych metod przemocy z pierwszych wieków.

Poważna heretycka eksplozja miała miejsce w południowej Francji. Jak się okazało, zjednoczyli się tam wszyscy schizmatycy, którzy sprawiali kłopoty Kościołowi od jego powstania - arianie, manicheiści i gnostycy - do których dołączyły nowsze sekty, jak katarzy, waldensowie i Bonomines (czyli „dobrzy ludzie”). .

Ci nowicjusze zasługują na krótki opis.

Katarzy, podobnie jak gnostycy, byli dualistami, a ich wyznanie nie różniło się zbytnio od rozwoju gnostycyzmu. Wierzyli, że ziemia to tylko piekło lub czyściec, stworzone mocą diabła, a ludzkie ciała to nic innego jak więzienie dla dusz anielskich schwytanych w szpony Lucyfera. W niebie niebiańskie ciała czekały na swój powrót, ale nie mogły wrócić, dopóki nie dokonali zadośćuczynienia. Aby to osiągnąć, trzeba umrzeć w pokoju z Bogiem; ci, którym się to nie udało, skazani są na inną ziemską egzystencję w ciele człowieka lub zwierzęcia - w zależności od zasług. Staje się jasne, że zachowując wiele elementów chrześcijaństwa, doktryna ta dostarczyła czegoś więcej niż odnowienia metafizyki - najstarszej i najbardziej fantastycznej ze wszystkich rozsądnych przekonań.

Waldensi, do których należeli Bonomines, byli, jak rozumiemy, wczesnymi protestantami. Dali każdemu prawo do interpretowania Biblii na swój sposób i dokonywania obrzędów chrześcijańskich bez tytułu duchowego. Co więcej, zaprzeczyli, że kościół rzymski jest kościołem chrześcijańskim.

Razem te sekty stały się znane jako albigensi, tak nazwane, ponieważ sobór Lombers, który potępił ich doktryny, odbył się w 1165 roku w diecezji Albigy.

Papież Innocenty III podjął próbę skierowania tych sekciarzy na właściwą drogę, wysyłając dwóch mnichów - Piotra i Rudolfa - w celu przywrócenia wśród nich porządku i przekonania ich do powrotu do posłuszeństwa. Ale kiedy heretycy zabili jednego z legatów, święty ojciec uciekł się do innych, mniej moralnych metod walki z wolnością sumienia. Nakazał królowi Francji, szlachcie i duchowieństwu królestwa wziąć miecz krzyżowców w swoje ręce i doprowadzić do eksterminacji heretyków albigensów, których uznał za większe zagrożenie dla chrześcijaństwa niż Saracenów; uzbroił tych, którzy sprzeciwiali się albigensom, w tę samą duchową moc, jaką Jan VIII przyznał tym, którzy szli walczyć w Palestynie: wszyscy, którzy nie bali się ryzykować życia dla sprawy kościoła, otrzymali pełniejsze rozgrzeszenie (ponadto otrzymali zwolnienie z zapłaty odsetek od długów, podczas gdy będą uczestniczyć w wojnie z heretykami).

Nie jest naszym zamiarem opowiadanie historii straszliwej walki, która potem nastąpiła: bicia, grabieży, palenia na stosie, która miała miejsce w czasie wojny między albigensami pod wodzą Rajmunda z Tuluzy i krzyżowców pod wodzą Simona de Montfort. Wojna ta trwała ponad dwadzieścia lat, podczas których zapomniano o pierwotnych przyczynach wrogości - przerodziła się w walkę o władzę między Północą a Południem, a zatem ściśle mówiąc nie należy do historii Inkwizycji.

Pomimo faktu, że tytuł „inkwizytora” został po raz pierwszy wprowadzony przez Kodeks Teodozjusza i pomimo tego, że prześladowania skierowane przeciwko heretykom i innym rozpoczęły się w czasach przed Teodozjuszem, to właśnie Innocentego III należy uznać za założyciela Świętej Inkwizycji jako jednej z części składowych kościoła. Faktem jest, że za jego panowania w ręce duchowieństwa przeszła sfera prześladowań heretyków, która do tej pory w całości należała do rządu świeckiego. Wysłał dwóch mnichów cystersów jako inkwizytorów do Hiszpanii i Francji, polecając im kierowanie ruchem eksterminacji heretyków i nakazał wszystkim królom, szlachcie i prałatom udzielenie wszelkiej możliwej pomocy tym emisariuszom i pomoc w powierzonym im zadaniu.

Papież Innocenty poświęcił swoją uwagę Patarens, sekcie, która zbuntowała się przeciwko celibatowi narzuconemu duchowieństwu, która odniosła znaczący sukces we Włoszech; zażądał pomocy od świeckich władców - pod groźbą więzienia i wygnania, konfiskaty mienia i groźby zrównania z ziemią ich domów.

W 1209 r. Zwołał sobór w Awinionie, na którym udało mu się nalegać na zapis: aby każdy biskup zwerbował hrabiów poddanych, kasztelanów i rycerzy, których uznał za odpowiednich, i zmusił ich do podjęcia eksterminacji ekskomunikowanych heretyków.

Aby ułatwić biskupowi oczyszczenie diecezji z heretyckich złych duchów, pozwolono mu w każdej parafii wybrać do swojej osobistej dyspozycji jednego duchownego i dwóch lub trzech lub więcej świeckich cieszących się dobrą reputacją oraz zarządców miast i wielkich właścicieli ziemskich, zgodnie z prawem kanonicznym i świeckim, we wszystkich przypadkach bez wyjątku wolno było konfiskować majątek wygnanych heretyków. Jeżeli wyżej wymienieni namiestnicy i inni dopuścili się zaniedbania lub zaniedbania przy wykonywaniu tego pobożnego czynu, powinni zostać ekskomunikowani, a na ich terytorium nałożony zakaz kościoła.

W 1215 r. Papież Innocenty urządził w Pałacu Laterańskim największą katedrę średniowiecza (IV Katedra Laterańska), w której rozszerzył uprawnienia duchowieństwa w sprawie prześladowań. Wydał dekret dla wszystkich sprawujących władzę, w którym stwierdza, że ​​„jeśli chcą być uważani za wiernych chrześcijan, to muszą publicznie złożyć przysięgę, że będą pilnie działać na rzecz zniszczenia wszystkich tych, których Kościół uznał za heretyków w ich włościach”.

Za dekretem tym stanął byk grożący ekskomuniką i konfiskatą mienia każdemu władcy, który nie mógł wykorzenić heretyków na swoich ziemiach - jednym pociągnięciem pióra papież potwierdził swoją władzę do tego stopnia, że ​​odmówił wolności sumienia ludom, a nawet królom!

Ponadto każdy heretyk, który sprzeciwiał się świętej wierze katolickiej i prawosławnej, jak zdecydowali ojcowie zgromadzeni w kościele św.Jana, powinien zostać ekskomunikowany, po czym należy wykonać następujące dekrety:

 „Kiedy władze świeckie lub ich przedstawiciele przyjdą po skazanych, tych ostatnich należy im wydać w celu wykonania wyroku, a oskarżeni duchowni najpierw zostają pozbawieni duchowieństwa. Majątek skazanych świeckich zostanie skonfiskowany, a majątek duchowieństwa trafi do ich parafii. Osoby naznaczone tylko podejrzliwością, jeśli nie mogą udowodnić swojej niewinności i odeprzeć oskarżenia, zostaną uderzone mieczem klątwy i każdy musi trzymać się od nich z daleka. Jeśli rok po ogłoszeniu klątwy nie udowodnią swojej wiarygodności, powinni zostać potępieni jako heretycy.

Świeccy władcy, jeśli chcą być uznani za dobrych katolików, powinni zostać przekonani (i, jeśli to konieczne, zmuszeni pod groźbą potępienia kościelnego) do publicznego złożenia przysięgi, aby bronić sprawy wiary i dołożyć wszelkich starań, aby eksterminować tych, których Kościół ogłasza za heretyków w swoim majątku ”.

Ekskomunika, która czekała na nieposłusznych, nie była pustą groźbą, mimo że dotyczyła tylko duchowej istoty człowieka. Papieska anatema pociągała za sobą takie same konsekwencje dla winnego, jak przekleństwo kapłana w starożytności.

Poddani takiej karze nie mogli zostać przyjęci do służby, nie mogli żądać żadnych podstawowych praw obywatelskich, w tym prawa do istnienia. W przypadku choroby lub nieszczęścia nie należy okazywać im miłosierdzia z obawy przed poniesieniem tej samej klątwy, a po śmierci zgodnie z chrześcijańskimi zwyczajami nie wolno było pochować ich szczątków.

W wyniku takich decyzji i dekretów Inkwizycja, można powiedzieć, weszła w drugi etap swojej ewolucji i uzyskała ściśle kościelny charakter - innymi słowy, ustaliła się jako organizacja kanoniczna.

To papież Innocenty III wręczył Kościołowi potężną broń prześladowań i dał przykład fanatyzmu i nietolerancji religijnej, które stały się bezwzględną zasadą przewodnią Rzymu w następnych stuleciach.

Rozdział III. ZAKON ŚWIĘTEGO DOMINIKA

„Jeśli jesteś zdecydowany zrozumieć doskonałość, idź i sprzedaj to, co masz, i daj ubogim, a otrzymasz skarby w niebie; i chodźcie za Mną. "

Rozbieżność między tym przykazaniem Zbawiciela a pozycją w świecie, jaką zajmował Jego namiestnik na ziemi, stawała się coraz bardziej uderzająca i osiągnęła punkt kulminacyjny wraz z początkiem ery renesansu.

Rzymscy plebejusze połowy pierwszego wieku, którzy zebrali się, aby dyskutować i wzajemnie nauczać, jak wdrażać nową doktrynę miłości i pokory, przywiezioną ustnie ze Wschodu, z jej nieskażoną prostotą, jeszcze nie obciążoną teologicznymi stosami, nieskrępowaną dogmatami byłi naprawdę nieskończenie dalecy od aroganckich, niegrzecznych rzymskich chrześcijan z czasów papieża Innocentego III.

Następca apostoła Piotra - biedny rybak z Galilei! -był wyniesiony na papieski tron ​​z przepychem, który przewyższa koronację każdego ziemskiego władcy. Na świecie był właścicielem znaczących terytoriów, a w sferze duchowej kierował imperium, które obejmowało cały świat chrześcijański i umacniał jego najwyższą moc, wypluwając błyskawicę przekleństwa, którą sam wymyślił. Jego dwór lśnił od milczących prałatów ubranych w szkarłatne szaty, patrycjuszy w strojach haftowanych złotem i srebrem, generałów w ceremonialnych mundurach, odzianych dandysów i dostojnych senatorów. Podczas koronacji sam Innocenty ubrany był w uroczyste szaty dziergane z najpiękniejszego runa, a zwieńczony został potrójnym diademem z białych pawich piór, pokrytym płonącymi spiralami ze złotych nici, wysadzanych drogocennymi kamieniami. Podczas koronacji królowie służyli mu przy stole klęcząc, a książęta krwi i patrycjusze pełnili rolę prostych lokajów.

Ze schodów Pałacu Laterańskiego w dniu wstąpienia na tron ​​rzucał garściami monet w tłum Rzymian, wołając: „Złoto i srebro nie są dla mnie. Daję wam wszystko, co mam! "

Jednak skarb papieski nie cierpiał z powodu takiej „hojności”, gdyż źródła jego bogactwa były niewyczerpane. Innocentwgo III otaczał niewyobrażalny luksus: siłą swego bogactwa kontrolował rozwój sztuki i rzemiosła. Przepych kościelny nie ograniczał się do Rzymu i dworu papieskiego. Stopniowo infiltrował sam korpus kościoła, a nawet uderzał w zakony zakonne. Zapominając o materialnej prostocie swoich pierwotnych zasad, przeszli na poziom baronialnego luksusu. Posiadając rozległe opactwa z bogatymi gruntami ornymi i winnicami, święci ojcowie zarządzali wiejskimi okręgami i parafiami kościelnymi, nakładając na nich bardziej podatek feudalny niż duchowny. Tak arogancki i arystokratyczny stał się duch kanoników, których misją było głoszenie najbardziej wzniosłych demokratycznych doktryn, że Kościół przestał odpowiadać plebejskiej i chłopskiej warstwie społecznej: szybko stał się instytucją patrycjuszy i dla patrycjuszy. .

Jak długo taka sytuacja może trwać, do jakich skutków może doprowadzić - na ten temat zapewne nie ma sensu spekulować. Faktem jest, że biedni i pokrzywdzeni nie zostali zignorowani. Powodem tego jest pojawienie się dwojga ludzi, równie bliskich duchem, co odmiennych, którzy przybyli do Rzymu niemal jednocześnie i spotkali się u stóp papieskiego tronu.

Każdy z nich mógłby stać się twórcą nowej koncepcji, gdyby nie odkrył, że idealna religia już istnieje na świecie. Obydwaj byli ludźmi wysokiego urodzenia, urodzonymi się w bogatym otoczeniu: po pierwsze, Francesco Vernardone, syn zamożnego kupca z Asyżu; drugi, Dominique de Guzman z Calahorra, był hiszpańskim szlachcicem.

Dziś są znani w kalendarzu kościelnym jako Franciszek z Asyżu i św. Dominik. Dante nie zignorował tej wspaniałej pary w swoim „raju”: Jeden płonął z zapałem serafina.W drugim, mądrość wydawała się tak jasna, że lśnił blaskiem aniołka.

Święty Franciszek, słynny z dobroci i miłosierdzia, które tkwi w jego poetyckiej, wzniosłej naturze i który stał się najbardziej czczonym ze wszystkich świętych, przybył z rodzinnego Asyżu, aby błagać Ojca Ojców, aby pozwolił mu zjednoczyć się w zakonie bosych. towarzyszy, których już zebrał, aby wypełnili zalecenie kościoła dotyczące ubóstwa i samozaparcia oraz pomagali pokrzywdzonym przez los.

Św. Dominik - nasze zainteresowanie w większym stopniu kierujemy na niego - został wybrany ze względu na jego elokwencję i wiedzę, by towarzyszyć biskupowi Ozim w inkwizycyjnej podróży do południowej Francji, gdzie był świadkiem zaciekłej masakry. Gromił heretyków w Tuluzie, a jego żarliwa, namiętna elokwencja zwróciła się ku prawdziwej wierze, z której wielu nie zamierzało wycofać się mimo okrutnych argumentów ognia i stali.

W ogniu gorliwości religijnej święty Dominik zrezygnował z pozycji, pokoju i nadanej godności. Podobnie jak święty Franciszek, chodził boso, dając przykład ubóstwa i samozaparcia, ale był mniej mistyczny, mniej życzliwy, całkowicie praktyczny we wszystkim, co dotyczyło propagandy wiary, i dlatego entuzjastycznie witał krwawe zwycięstwa, którymi Simon de Montfort pokonał heretyków albigensów.

Ale jeśli gloryfikował osiągnięcie ostatecznego celu w tej walce, uważając go za najwyższy ze wszystkich ludzkich celów, wtedy nauczał pokuty za okrucieństwo, którego dokonał.

Święty Dominik wezwał do twardej i bezlitosnej gorliwości. Ale zaciekłość i okrucieństwo nie idą w parze z całkowitą rezygnacją, którą niewątpliwie miał. Prawdziwym celem jego misji w Rzymie była prośba o zupełnie innym charakterze. Uważał rozlew krwi, którego był świadkiem, za naganny, ale wysoko cenił jego owoce. Zainspirowany sukcesem, który spotkał jego elokwencję, święty Dominik postanowił znaleźć inne, łagodniejsze środki, które pozwoliłyby osiągnąć te same rezultaty. Poszedł poprosić papieża Innocentego III o pozwolenie na utworzenie zakonu kaznodziejów, którzy w biedzie i trudnościach udaliby się do Rzymu, aby odzyskać stada owieczek, które zboczyły ze ścieżki prawych i wpadły na pastwisko herezji.

Papież Innocenty rozważył jednocześnie prośby obu - opierając się na żarliwej wierze, św. Franciszek i św. Dominik na różne sposoby doszli w końcu do podobnych propozycji.

Zrozumiał korzyści, jakie przyrzekali Kościołom tacy ludzie, obdarzeni mocą przekonywania, zwiększając liczbę wyznawców, rozpalając serca i ożywiając lampę ludowej gorliwości religijnej, która mieniła się fałszywym blaskiem.

Innocenty III nie znalazł herezji ani ironii w kulcie żebractwa, który odtąd chcieli głosić, prosząc o pozwolenie arystokratycznego dworu papieskiego tonącego w luksusie.

Ale jego zgoda na ich prośby była poważna: zakony stały się tak liczne, że Sobór Laterański zabronił tworzenia nowych. Przychylny dla tych błagających, sam Papież podjął się przezwyciężenia powstałych trudności, ale w tym czasie śmierć wzięła go w jego ręce.

Ciężar tego zadania przeszedł na jego następcę Honoriusza III. I, jak głosi legenda, nowy papież sprowokował „proroczy” sen, w którym zobaczył Pałac Laterański pochylony z rękami wspierającymi, w celu jak najszybszego rozwiązania problemu.

Ponieważ Honoriusz nie mógł nadać im statusu ojców zakonnych, uciekł się do tworzenia bractw, przyłączając ich do zakonu św.Augustyna: dominikanów jako braci kaznodziei (fraters praedicatores) i franciszkanow jako braci mniejszych (fraters minores), że to „młodsi bracia”.

W ten sposób powstały te dwa zakony żebrackie, które z pomocą licznych wyznawców, bardzo szybko rosnąc, miały stać się jedną z największych warowni potęgi Kościoła rzymskiego.

Za życia założycieli tych bractw przestrzegano zasad ubóstwa z całą zalecaną czystością. Ale wkrótce po śmierci żebracy, ludzie o surowych przyzwyczajeniach, poddani ludzkim pasjom i ambicjom, po zdobyciu władzy osiągnęli bogactwo. Święci Franciszek i Dominik osiągnęli odrodzenie pierwotnego ducha chrześcijaństwa. Szybko jednak uległy światowym ambicjom, a historia obu zakonów stała się powtórzeniem i odbiciem historii samego chrześcijaństwa. Rozprzestrzeniając się w świecie chrześcijańskim, obejmowali klasztory, ziemie i majątek. To prawda, że ​​każdy z braci pozostawał w osobistym ubóstwie: nadal chodzili po ulicach boso iw grubych szatach, „bez laski, torby, jedzenia i pieniędzy”, zgodnie z ich zasadami. Indywidualnie dotrzymywali przysięgi, ale zbiorowo ich ubóstwo „pozostawało poza bramami klasztoru”, jak powiedział Grigorovy6, potwierdzając to, co powiedział przed nim Dante:

Ale owce smakowały innej paszy i dla nich było to bezpieczniejsze

A tym bardziej nieposłuszni i nieostrożni aż ich stado rozproszy się we wszystkich kierunkach.Ci, którzy wrócili, mają puste sakwy.

W służbie kościoła bracia żebracy stali się znakomitą armią, a ponadto armią, której utrzymanie nic nie kosztowało papieskiego skarbu, gdyż dzięki głoszonemu żebractwu byli całkowicie samowystarczalni. A ponieważ oba zakony, które miały wspaniałą organizację, stały się niezwykle potężne, dominikanie w dużej mierze przejęli kontrolę nad Inkwizycją, której działania w pewnym momencie zadecydowały o wyborze świętego Dominika.

Jego celem było stworzenie zakonu kaznodziejów, którego specjalną misją było demaskowanie i obalanie herezji, gdziekolwiek się pojawiła. Bracia musieli z tym walczyć elokwencją: trzeba z jednej strony przekonać odstępcę, by porzucił swój błąd, a z drugiej obrócić wierzących przeciwko niemu w taki sposób, aby terrorem nadrobić to, co było poza mocą przekonania.

Być może ta misja, do której mieli wyłączne prawo, w dziwny sposób pomogła dominikanom w zdobyciu władzy w instytucji kościelnej, która miała ten sam ostateczny cel. To Zakon św. Dominika podjął się wzniesienia złowrogiego budynku Świętej Komnaty, rozbudowy i ustanowienia całkowitej dominacji straszliwego systemu Inkwizycji. Ich przekonaniem było przerażające przekonanie na końcu, że toelokwencja - paląca elokwencja języków ognia, które liżą życie z agonii ofiar. A wszystko to z miłości do Chrystusa!

Chociaż wielokrotnie podejmowano próby udowodnienia, że ​​sam Dominique de Guzman został pierwszym inkwizytorem w historii, nie można ich uznać za udane. Ale niech tak będzie, bo już w 1224 roku - trzy lata po jego śmierci - Inkwizycja we Włoszech i innych miejscach była już całkowicie w rękach dominikanów. Świadczy o tym konstytucja ogłoszona w Padwie w lutym tego samego roku przez cesarza Fryderyka II. Zawiera następującą uwagę:

 „Niech wszyscy wiedzą, że wzięliśmy pod naszą szczególną opiekę braci z zakonu kaznodziejów wysłanych do naszego Imperium, aby chronić nas przed heretykami i przed tymi, którzy ich poprą - którzy również powinni być uważani za heretyków - i taka jest nasza wola że wszyscy powinni chronić i pomagać braciom głoszącym; w związku z tym nakazujemy naszym poddanym, aby witali wspomnianych braci, gdziekolwiek i kiedykolwiek przybędą, zapewniając im ochronę przed machinacjami heretyków, pomagając im wszelkimi dostępnymi środkami w wykonywaniu ich dzieła obrony wiary ... a my nie wątpimy, że będziecie świadczyć o swojej wierności Bogu i naszemu Imperium, jednocząc się z wyżej wymienionymi braćmi, aby uwolnić nasze Imperium od nowego i bezprecedensowego wstydu heretyckiego występku ”.

Konstytucja orzekła, że ​​heretycy potępieni przez Kościół i przekazani władzom świeckim powinni zostać ukarani. Jeśli pod groźbą kary śmierci odstępca deklaruje chęć powrotu do wiary katolickiej, powinien zostać skazany na dożywocie w ramach pokuty. W jakiejkolwiek części imperium heretycy nie są zdemaskowani przez inkwizytorów lub innych gorliwych katolików, władze cywilne są zobowiązane do aresztowania tych osób i pilnowania ich do czasu ekskomuniki, po której muszą zostać spalone. Ta sama kara została przewidziana dla sympatyków winnych ukrywania i ochrony heretyków. Zbiegów należało szukać, a ci, którzy wracali na łono kościoła z herezji, mieli obowiązek ich zdradzić i zdemaskować.

Cesarska konstytucja zawierała też jeszcze bardziej obrzydliwe przepisy. Fryderyk II zawarł w nim postanowienie stwierdzające, że „grzech zbezczeszczenia wielkości boskości jest sam w sobie poważniejszy niż obraza godności ludzkiej, a Bóg zrzuca grzechy ojców na ich dzieci. Aby ci ostatni nie podążali za swoimi ojcami w grzechach, potomkowie heretyków aż do drugiego pokolenia powinni być uważani za niegodnych szacunku i zajmowania jakiegokolwiek urzędu rządowego - z wyjątkiem niewinnych dzieci, które zapowiedziały wyrzeczenie się swoich ojców.

Ta barbarzyńska ustawa nie wymaga komentarza. Cztery lata po wydaniu tego okrutnego dekretu skierowanego przeciwko wrogom rządu rzymskiego, sam Fryderyk popadł w niełaskę za sprzeciwienie się światowemu wpływowi pontyfikatu. Nie wchodząc w szczegóły, zauważamy, że po pojednaniu z papieżem uzupełnił konstytucję z 1224 roku przepisem dotyczącym bluźnierców: podobnie jak heretycy każdej sekty powinni zostać skazani na śmierć na stosie. Jeśli biskupi chcieli utrzymać heretyka przy życiu, przestępca musiał zostać pozbawiony języka, aby już nigdy więcej nie bluźnił Bogu.

W 1227 roku Ugolino Conti, przyjaciel Dominika i Fryderyka, wstąpił na tron ​​papieski pod imieniem Grzegorza IX.

To właśnie ten papież, kontynuując wysiłki Innocentego III, nadał Inkwizycji status stałego oddziału kościoła. Przekazał kontrolę nad nim w ręce dominikanów, w razie potrzeby udzielając im pomocy franciszkanów. Ale udział tego ostatniego w aktach strasznego trybunału był tak mały, że można go uznać za nieistotny.

Bulla Grzegorza, który ustanowił pewne podstawowe zasady w postępowaniu sądowym Inkwizycji i jest znana jako „Raynaldus”, stała się aktem prawnym ekskomuniki.

Nakazał wydać wszystkich skazanych przez kościół władzom świeckim w celu wykonania kary, a przedtem wszyscy duchowni powinni byli zostać usunięci z zakonu. Jeśli wyrażali chęć wyrzeczenia się herezji i powrotu na łono kościoła, mieli otrzymać pokutę - dożywocie. Zwolennicy, zwiastuni i obrońcy heretyków również podlegają ekskomunice, a jeśli tacy nie zasługują na przebaczenie w ciągu roku, powinni zostać uznani za niegodnych, nie wolno im wybierać ani być wybieranym na jakiekolwiek stanowisko publiczne, występować w charakterze świadka, śledczego, spadkobierców, aby żądali sprawiedliwości, jeśli wyrządzili zło. Jeżeli taka osoba jest sędzią, to postępowanie musi zostać jej odebrane, a wydane przez nią wyroki uznane za nieważne; jeśli jest prawnikiem, pozbawiony jest prawa do stawiennictwa w sądzie; jeśli jest duchownym, musi odejść ze służby. Ta sama klątwa spadnie na tych, którzy utrzymują związek z kimś z otoczenia ekskomunikowanego.

Osoby podejrzane o herezję, jeśli nie udowodnią swojej niewinności lub nie uzyskają kanonicznego uniewinnienia, biorąc pod uwagę ich cechy osobiste i motywy oskarżenia, powinny zostać ekskomunikowane. Jeśli nie przedstawią wystarczających wyjaśnień w ciągu roku, zostaną uznani za heretyków. Ich żądania lub skargi nie będą brane pod uwagę; sędziowie, prawnicy lub notariusze muszą odmówić wykonywania swoich funkcji w swojej obronie; księżom nie wolno było wykonywać za nich obrzędów i przyjmować od nich jałmużny lub datków; to samo powinni zrobić templariusze, szpitalnicy i inne instytucje klasztorne pod groźbą pozbawienia prawa do pracy, które daje jedynie mandat tronu papieskiego.

Ten, kto zaaranżował chrześcijański pogrzeb zmarłego podlegającego ekskomunice, poniesie ekskomunikę, z której nie zostanie zwolniony, dopóki własnymi rękami nie wykopie zwłok i nie podejmie działań, aby to miejsce nigdy więcej nie mogło być wykorzystane do pochówku.

Każdy, kto wie o istnieniu heretyków i każdy, kto odprawia potajemne modlitwy lub którego styl życia jest nietypowy, jest zobowiązany, pod groźbą ekskomuniki, do niezwłocznego poinformowania o tym spowiednika lub kogoś godnego zaufania i może powiadomić o tym prałata.

Dzieci heretyków i tych, którzy sympatyzują z heretykami lub ich ukrywają aż do drugiego pokolenia, powinny być pozbawione prawa do piastowania jakichkolwiek urzędów państwowych lub kościelnych.

Do postanowień tej bulli dodano dekrety namiestnika Rzymu jako przedstawiciela władzy świeckiej, do którego obowiązków należało oficjalne orzeczenie wyroku i jego wykonanie: Kościół powstrzymał się od określenia dokładnej wymiaru kary, żądając jedynie " zasłużonej kary ”.

Namiestnik nakazał: przetrzymywać aresztowanych w areszcie do czasu ich skazania przez kościół, a osiem dni później wydać wyrok i wykonać go: skonfiskować majątek heretyków i wydać trzecią część donosicielowi, trzecią dla sędziego, który wydał wyrok, a trzecią dla potrzeb miasta Rzymu.

Mieszkania heretyków lub kogokolwiek, kto celowo przyjmował heretyków, otrzymały rozkaz zrównania z ziemią.

Jeśli ktokolwiek, mając informacje o istnieniu heretyków, nie mógł o nich poinformować, musi zapłacić grzywnę w wysokości dwudziestu liwrów. Jeśli nie ma wystarczających środków na opłacenie, musi zostać wydalony, aż kwota ta zostanie znaleziona.

Za pierwsze przestępstwo sympatycy i ukrywający się heretycy mają konfiskowaną jedną trzecią majątku, który trafia na potrzeby gospodarki Rzymu. Jeśli przestępstwo się powtórzy, sprawca musi zostać wygnany na zawsze.

Wszyscy senatorowie są zobowiązani do złożenia przysięgi przed objęciem urzędu, że będą przestrzegać wszystkich praw przeciwko heretykom. Jeśli którykolwiek z nich złamie tę przysięgę, jego rozkazy zostaną uznane za nieważne, a ci, którzy złożyli przysięgę posłuszeństwa, zostaną uznani za zwolnionych od zobowiązań. Jeżeli senator złoży przysięgę, ale później odmówi lub zaniedbuje jej słowa, powinien zostać ukarany jako łamacz przysięgi, uznany za niegodnego objęcia urzędu publicznego, a także ukarany grzywną w wysokości dwustu srebrnych marek, które zostaną wykorzystane do utrzymać porządek w mieście.

Dwa lata później, w 1233 roku, na soborze w Béziers, legat papieski Goltier wyłożył te kanony w następujący sposób:

„Wszyscy członkowie dworu, szlachta, wasale i inni pilnie próbują zidentyfikować, aresztować i ukarać heretyków, gdziekolwiek się ukrywają. Każda parafia, w której odkryto heretyka, jest zobowiązana zapłacić jedną srebrną markę jako zadośćuczynienie osobie, która ujawniła przestępcę. Wszystkie domy, w których heretycy głosili swoje nauki, podlegają zniszczeniu, a ich majątek - konfiskacie; ogień musi spalić wszystkie mieszkania, w których gromadzą się na spotkaniach lub znaleźć współczucie i schronienie. Dzieci odstępców są pozbawione prawa do dziedziczenia. Ci, którzy ukrywają lub chronią heretyków, powinni otrzymać te same kary. Każdy podejrzany o herezję musi publicznie przysięgać wierność wierze pod groźbą stosownej kary; takie osoby muszą być zmuszane do uczęszczania na nabożeństwa w każde święto, a każdy z nich, który się pogodzi z Kościołem, ma obowiązek nosić na zewnętrznej części stroju dwa krzyże - jeden na piersi, drugi na plecach - wykonane z żółtej tkaniny o szerokości trzech palców, część pionowa ma dwie i pół dłoni, część pozioma ma dwie dłonie (czyli półtora stopy na stopę (czyli około 45 cm na 30 cm) W kapturze umieszcza się również trzeci krzyż - wszystko pod groźbą zaliczenia do heretyków i konfiskaty mienia ”.

Bezkompromisowe okrucieństwo tych dekretów dostatecznie ujawnia nienawiść Kościoła do heretyków, jego nietolerancję i zdecydowaną wolę ich eksterminacji. Ujawniają także wyrachowaną, bezwzględną przebiegłość i przebiegłość, które uczyniły ten trybunał tak strasznym. Groźba kary dla każdego, kto kierując się miłosierdziem chrześcijańskim, przyjdzie z pomocą pokrzywdzonym i prześladowanym, stłumionym współczuciem i prawem, zgodnie z którym dzieci skazanych heretyków zostały pozbawione prawa do dziedziczenia i uznane za niegodne każde honorowe spotkanie było przyjmowane z subtelną kalkulacją: wykuć broń z rodzicielskiej miłości. Jeśli ktoś jest gotów zaakceptować udrękę za własne przekonania, będzie musiał powstrzymać się od niebezpieczeństwa nałożenia takiej samej kary na swoje dzieci, narażając je na skrajne trudności i haniebne piętno.

Z punktu widzenia kościoła postawiony cel uzasadniał wszelkie środki, które mogły przynieść pożądane rezultaty. I tak wielkie było jej pragnienie wykorzenienia herezji, że wszelkie - nawet szczerze kryminalne - czyny zostały wybaczone, jeśli przyczyniły się do osiągnięcia tego celu.

Niektórzy autorzy wysuwali tezę, że krucjata przeciwko herezji jest środkiem politycznym - wojną wypowiedzianą przez Kościół w obronie przed gwałtownym atakiem wolnej myśli, który grozi jego obaleniem. Tak było niewątpliwie we wczesnych wiekach, ale później już nie. Rzymski katolicyzm rósł i rozprzestrzeniał się jak potężne drzewo, którego cień zakrywał oblicze Europy, a korzenie wnikały w glebę w głąb i wszerz. Niezawodnie okopani u steru władzy, duchowni mieli dość siły, aby nie dopuścić, by jeśli uschła oddzielna gałąź, nie spowodowało to poważnych szkód w żywotności samego drzewa. Katolicyzm nie znał już takich obaw. Bez względu na to, jak obrzydliwa, ponura, a nawet niechrześcijańska instytucja Świętej Komnaty okazała się w praktyce, nie ma wątpliwości, że same początkowe zasady zapisane na jej tablicach i jej bardzo oryginalny duch były czyste i niesamolubne.

Może się wydawać gorzką ironią, że w imię pokornego i miłosiernego Chrystusa ludzie bezlitośnie torturowali i palili swoich. Była to godna ubolewania, tragiczna ironia, z której szczerze nie zdawali sobie sprawy, będąc jak św. Augustyn, który nalegał na wykorzenienie heretyków i którego szczerości i czystości myśli nikt nie może wątpić.

Aby zrozumieć ich stanowisko, wystarczy wziąć pod uwagę absolutne przekonanie o sprawiedliwości katolickiej doktryny, którą Lecky nazwał „doktryną zbawienia wybranych”. Wychodząc z założenia, że ​​kościół rzymski jest sprawiedliwy i jest jedynym kościołem chrześcijańskim, nieuchronnie doszli do wniosku, że zbawienie jest niemożliwe dla tego, kto nie jest w jego szeregach: nieznajomość słusznej wiary nie może służyć jako wymówka dla błędu, ponieważ: i do dziś - nieznajomość prawa nie zwalnia od odpowiedzialności za sprawy światowe. Dlatego uważali za przeklętych nie tylko tych, którzy schizmatycznie opuścili kościół i tych, którzy, podobnie jak Żydzi i muzułmanie, celowo pozostawali poza nim, ale także - takie było rozumienie najwyższej sprawiedliwości i Boskiej opatrzności - dzikusów, którzy nigdy słyszeli imienia Chrystusa, a nawet dziecko, które zmarło w łonie matki, zanim odziedziczyło grzech pierworodny, który można było zmyć jedynie wodą święconą podczas chrztu. Ojcowie kościoła toczyli gorące walki polemiczne, próbując dokładnie ustalić moment, od którego zaczęło się życie wewnątrzmaciczne i po którym klątwa zmusiła duszę, która pojawiła się w płodzie, do zaginięcia w łonie matki.

Biorąc pod uwagę pragnienie zachowania tych doktryn w niezmienionym stanie, staje się jasne, dlaczego w umysłach kościoła - którego dziełem było ratowanie dusz - nie było grzechu bardziej odrażającego i niewybaczalnego niż herezja. Staje się jasne, dlaczego Kościół traktował swoje dzieci winne morderstwa, gwałtu lub cudzołóstwa z cierpliwością protekcjonalnych rodziców i inaczejzaciekle chorych heretyków, których życie mogłoby służyć jako przykład czystego zachowania. Faktem jest, że ci pierwsi byli winni tylko wykroczeń spowodowanych słabą naturą ludzką, a będąc wierzącymi, mogli zasłużyć na przebaczenie poprzez skruchę. Herezja była nie tylko najgorszym z grzechów, ale - w rozumieniu Kościoła - nawet wykraczała poza jego granice i była nieskończenie gorsza od grzechu, ponieważ był to stan tak beznadziejny, że dobre uczynki lub czysty styl życia nie mogły odpokutować ani złagodzić ciężaru kryminału.

Przyjmując taką postawę wobec herezji, Kościół uznał za swój obowiązek zniszczenie straszliwej plagi duszy, aby zapobiec jej rozprzestrzenianiu; ponadto znalazł usprawiedliwienie w słowach św.Augustyna, że ​​samo okrucieństwo dla osiągnięcia tego celu jest miłosierne. Z tego punktu widzenia nie ma nic nielogicznego w stanowisku Kościoła w stosunku do herezji. Nielogiczna jest koncepcja Boga pobłażającego wszystkim zgubionym i upadłym, zawarta w doktrynie „zbawienia wybranych”.

Nawet w przypadku Galileusza, jednego z najsłynniejszych więźniów, który przeszedł przez czyściec trybunału Świętej Komnaty, nie ma wystarczających powodów, by sądzić, że w pragnieniu inkwizytorów, by skłonić go do wyrzeczenia się teorii Ziemi. ruchu wokół słońca istniały inne motywy niż obawa przed szerzeniem się doktryny, w którą szczerze wierzyli, że jest złudzeniem i która może podważyć wiarę człowieka w nauczanie biblijne.

Rozdział IV. IZABELA KATOLICKA

Llorente zgadza się z pisarzami, którzy go poprzedzali, uważając hiszpańską inkwizycję za instytucję odrębną od inkwizycji ustanowionej w celu karania albigensów i innych ruchów heretyckich w tym samym czasie. Różnica ta polega jednakjedynie na tym, że stanowi ona dalszy rozwój organizacji stworzonej przez Innocentego III i udoskonalonej przez Grzegorza IX.

Zanim przejdziemy do rozważenia tej, jak to się nazywa, Nowej Inkwizycji, warto zastanowić się nad sytuacją w Hiszpanii pod rządami katolickich monarchów Ferdynanda i Izabeli, za których panowania ten trybunał został ustanowiony w Kastylii.

Przez siedemset lat, z różnym powodzeniem, w mniejszym lub większym stopniu, Saraceni dominowali na Półwyspie Iberyjskim.

W 711 rokunajechał tu Berber Tariq, planując pokonanie wizygockiego królestwa Rodericka i rozszerzenie świata muzułmańskiego na góry na północy i od morza do morza z zachodu na wschód. Kiedy plemiona muzułmańskie zawiodły, kłócąc się między sobą, Abdurrahman Umajjad przyszedł z Afryki, chcąc założyć niezależny emirat, który w X wieku stał się kalifatem Kordoby.

Stopniowo chrześcijanie konsolidowali swoje siły w górskich fortecach na północy kraju, gdzie zostali wyparci przez najeźdźców i pod dowództwem Alfonsa I założyli królestwo Galicji. Następnie śmiało atakując mauretańskich zdobywców, przedarli się na równiny Leona i Kastylii, by w następnym stuleciu wypędzić Saracenów na południe od rzeki Tag. Kontynuując swoją ofensywę, dalej naciskali na wroga, zdecydowani wrzucić go do morza i mogliby odnieść sukces, gdyby nie przybycie Yusuf ben Tekufin. który przekreślił zwycięstwa chrześcijan, odrzucił ich z powrotem za Tahoe i stając się panem na południu kraju, założył imperium Almoravidów.

Za Saracenami przybyli Almohedowie - wyznawcy Mahdiego - i kraj był rozdarty na pięćdziesiąt lat przez walkę między Krzyżem a Półksiężycem: Kastylia, Leon, Aragon i nowo powstałe Królestwo Portugalii stanęły ramię w ramię w próba zmiażdżenia wspólnego wroga - Navas de Tolos.

W 1236 roku Leon i Kastylia, teraz zjednoczeni w jedno królestwo, w sojuszu z Aragonią, wyrwali Kordobę Maurom; w 1248 Sewilla została wyzwolona, ​​a w 1265 Diego Aragonii wypędził Saracenów z Murcji i tym samym zajął część Granady od muzułmanów, przejmując w posiadanie wybrzeże Morza Śródziemnego i Atlantyku prawie do Kadyksu, gdzie wróg utrzymywał się do czasu, gdy Ferdynand z Aragonii i Izabela po