Targ zamknięty - o. Adam Szustak - ebook

Targ zamknięty ebook

o. Adam Szustak

4,7

Opis

Porzuć handel z Bogiem, aby zrobić przestrzeń dla tego co najcenniejsze: dla relacji opartej na wolności.

Przygotowywałem się do tej konferencji ponad 6 lat i mam poczucie, że to będzie trudna konferencja. I że to będzie najpoważniejsza konferencja, jaką powiem w życiu." Adam Szustak OP

Od wieków próbujemy handlować z Bogiem. „Panie, wysłuchaj mnie… Widzisz, jak bardzo się staram. Co jeszcze mam zrobić, aby zasłużyć na Twoje błogosławieństwo?”- Kto z nas choć raz nie odbył takiej rozmowy z Bogiem?

A co, jeśli Boga wcale nie obchodzi jakie ofiary mu składasz… bo dla Niego targ jest zamknięty, a On sam chce Ci dawać swoje łaski całkowicie ZA DARMO?!

Hiob nie umiał pogodzić się z obrazem Boga, który działa według ludzkiej logiki nagród i kar, który jest do bólu przewidywalny i bezwzględny. W swoim buncie przewidział przyjście Tego, Który jest jedyną odpowiedzią na pytania o sens życia, cierpienie, sprawiedliwość i podstawy relacji z Bogiem.

Jeśli wciąż targujesz się z Bogiem, jeśli zmęczył Cię handel wymienny w Twoim życiu duchowym i chcesz usłyszeć niesamowicie uwalniającą PRAWDĘ o tym, kim jesteś dla Boga - poszukaj odpowiedzi w tej publikacji.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 129

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,7 (141 ocen)
100
34
7
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
mzdunkiewicz

Nie oderwiesz się od lektury

Ciekawe rozważania ojca Adama Szustaka. Przedstawia różnice pomiędzy Starym Testamentem a tym co przyniósł Jezus.
00
Troponina

Nie oderwiesz się od lektury

Świetne jsk pierwsze rekolekcje i Adama
00
TERESA-5654

Nie oderwiesz się od lektury

Książka która otwiera oczy i duszę.
00
Goha67

Nie oderwiesz się od lektury

To co mnie zastało w tej książce to (może same patosy)zrozumienie a może poznanie Boga jak na mnie patrzy. To naprawdę patrzenie przez pryzmat Nowego Testamentu. Trzeba samemu przeczytać aby Duch Św sam nam wyjaśnił wiele spraw które już w nas powstały niezrozumiałe i czekają na rozwikłanie Dziękuje Bogu ze ci Adamie nie odpuścił a ty odpowiedziałeś mu TAK na Jego wezwanie.
00
bernadeta68

Nie oderwiesz się od lektury

Dla mnie bardzo pouczająca i pokazująca inne spojrzenie na świat i ludzi
00

Popularność




Targ zamknięty. Lekcje Hioba. Droga do zbawienia

Seria: Jestem Legendą

Autor: Adam Szustak OP

Produkcja: RTCK

Nowy Sącz 2018

Wydanie I

© RTCK 2018

ISBN: 978-83-65927-46-0

Za pozwoleniem władzy Kościelnej

Na podstawie „nihil obstat” udzielonego przez ks. prof. dr. hab. Janusza Królikowskiego, delegata Biskupa Diecezjalnego do oceny ksiąg treści religijnej, wyrażam zgodę na wydanie publikacji pt.: Targ zamknięty. Lekcje Hioba. Droga do zbawienia. Autorem publikacji jest o. Adam Szustak OP.

Z pasterskim błogosławieństwem

† Stanisław Salaterski

WIKARIUSZ GENERALNY

Książka powstała na postawie audiokonferencji o tym samym tytule. Specjalnie do tej publikacji artysta-grafik Jacek Hajnos przygotował cykl prac graficznych.

Redakcja: Zuzanna Marek

Uwagi redakcyjne: Renata Czerwicka

Korekta: Edyta Buff

Skład i łamanie: Graphito, www.graphito.pl

Grafiki, grafika okładkowa: Jacek Hajnos

Projekt okładki: Jakub Kosakowski

RTCK Rób to co kochasz

RTCK

ul. Zielona 27

WSB, bud C

33-300 Nowy Sącz

tel. 531 009 119

[email protected]

www.rtck.pl

Dołącz do społeczności ludzi, którzy chcą robić to, co kochają.

Zapisz się na www.rtck.pl, a będziemy Cię wspierać na tej drodze, wysyłając wartościowe materiały!

Wersja epub i mobi | Graphito studio graficzne, www.graphito.pl

Książka, którą właśnie trzymasz w ręku, to kilka myśli wokół Księgi Hioba. Dynamika tego komentarza, czyli to, o czym będziemy mówić, pytania, które będziemy sobie stawiać, i obrazy, które będziemy przywoływać, wszystko to będzie wynikało z wewnętrznej budowy Księgi Hioba. Najpierw zaproszę Cię więc do dość długiego wstępu – trzeba się uzbroić w cierpliwość. Potem nastąpi gwóźdź programu, czyli zobaczymy sedno tego, o co chodzi w tej księdze. Na końcu zaś pokażę Ci, czego w tej księdze nie ma, bo nie wiem, czy wiesz, ale ona jest nieudana – nie odpowiada na pytania, które sama stawia. Kiedy bowiem czyta się tę księgę i nie sięga dalej, do innych tekstów biblijnych, to tak naprawdę zostaje się z niczym. Na samym końcu zatem dopiero zobaczymy, do czego prowadzi nas Księga Hioba i ku czemu nas w życiu otwiera.

O tym, by powiedzieć o Hiobie, myślałem od wielu lat. Najpierw planowałem zrobić rekolekcje internetowe, potem stwierdziłem, że Hiob to idealna postać, by dodać go do cyklu „Jestem legendą”. Ale mimo tych różnych myśli, nie mogłem się zebrać, by ten temat podjąć, bo cały czas miałem wrażenie, że nie wiem, o czym miałbym w tej konferencji powiedzieć. Księga Hioba kojarzy się wszystkim z cierpieniem. Często mówi się o niej, że jest tym tekstem biblijnym, który najbardziej i najszerzej opowiada o przyczynach, sensie, znaczeniu cierpienia i Bożych odpowiedziach na nie. Od samego początku miałem właśnie takie przekonanie, że komentując ten tekst powinienem powiedzieć o cierpieniu. Potem jednak, gdy zacząłem się w nią wczytywać, zobaczyłem, że faktycznie jest tam wiele powiedziane o cierpieniu, ale tak naprawdę głównym tematem tej księgi jest zupełnie coś innego.

W dostrzeżeniu tego, o czym rzeczywiście jest ten tekst, bardzo pomogła mi moja roczna, samotna wędrówka dookoła świata, którą niedawno odbyłem. Właśnie w tym czasie dotarło do mnie główne pytanie tej księgi. A jak się zna pytanie, wtedy można szukać odpowiedzi, bo dopóki się nie wie, o co zapytać, trochę nie wiadomo, co robić z daną rzeczywistością. Kiedy więc dotarło do mnie pytanie, które zadaje Księga Hioba, nagle ten tekst biblijny otworzył mi się zupełnie na nowo i o tym chciałbym właśnie opowiedzieć.

Ta książka będzie prawdopodobnie dość trudnym tekstem. Mało znajdziesz w niej fajerwerków, niewiele też Szustakowych śmieszności czy zabawnych powiedzonek – no dobra, trochę ich będzie, ale niedużo. Mam jednak wrażenie, że to jeden z najpoważniejszych tekstów, jakie powiedziałem w moim życiu, bo dotyczy najpoważniejszego według mnie tematu życiowego. Księga Hioba jest bowiem jak taki ogromny głaz. Trzeba go wziąć i zbadać. Bez niego nie da się żyć.

Ta książka będzie też tekstem z serii tzw. „gruzji”. Bardzo lubię państwo Gruzja ze względu na jego nazwę. Gruzja, czyli miejsce, gdzie jest wszystko zgruzowane. Jedną zaś z podstawowych rzeczy, która powinna dziać się w kaznodziejstwie, jest właśnie gruzowanie. Żeby bowiem pokazać człowiekowi prawdę albo go do niej podprowadzić, Pan Bóg zawsze najpierw musi coś w nas zburzyć. Często mamy pobudowane tak ogromne budowle w głowie, w sercu, w myśleniu o wierze i o Panu Bogu, że dopóki się tego nie zburzy, czyli nie zrobi się „gruzji”, to nic nowego nie wejdzie, nic się nie zmieni. Z pewnością pamiętasz, że kiedy naród wybrany miał wejść do Ziemi Obiecanej, najpierw musiał zgruzować Jerycho. To oznaczało, że aby zbudować coś nowego, żeby zbudować z Bogiem szczęście, czyli Ziemię Obiecaną, Izraelici musieli najpierw zburzyć stare miasto, które w nich było. Nie można bowiem do starego miasta czegoś dokleić – Pan Jezus też o tym mówił, gdy powtarzał uczniom Jana Chrzciciela, że nie można przyszyć nowej łaty do starego ubrania, bo nic z tego nie wyjdzie, ubranie się zniszczy. Taki jest więc cel tej książki: zgruzować! Bardzo więc możliwe, że skończysz czytać ten tekst z totalnym mętlikiem w głowie. Możliwe, że ta opowieść o Hiobie zaneguje jakąś część lub wszystko, co do tej pory myślałeś sobie o Panu Bogu. To jest mój cel, żeby się dokonała „gruzja” we wszystkich naszych fałszywych spojrzeniach na Pana Boga. Nie bój się tego. Nie bój się rodzących w Tobie pytań, sprzeciwów, buntów. One są potrzebne, by przyszło nowe.

Trzecią rzeczą, która zainspirowała mnie do przygotowania komentarza do Księgi Hioba było doświadczenie rozczarowania, które jakoś zintensyfikowało się we mnie w ostatnim czasie. To rozczarowanie dotyczy konkretnie Kościoła, a już szczególnie Kościoła w Polsce. Mam przekonanie, że jest to doświadczenie dość powszechne wśród ludzi wierzących. Być może i Ty tak masz, że chodzisz do kościoła, widzisz, co tam się dzieje, słyszysz, w jaki sposób mówi się o Panu Bogu, dostrzegasz, w jaki sposób się ludzi prowadzi do Pana Boga albo jak ich się właśnie nie prowadzi i tak dalej. Oczywiście od zawsze takie rzeczy budziły we mnie niesmak, rozczarowanie i pytanie, dlaczego tak się dzieje, ale w ostatnim czasie strasznie się to we mnie nasiliło. I oczywiście nie chodzi o to, że jestem na wylocie, chcę odejść z Kościoła czy coś w tym stylu. Nie, absolutnie nie. Kościół to według mnie najcudowniejsze miejsce na świecie, tylko że z nim jest tak jak z najlepszymi małżeństwami. Aby było najpiękniejszym miejscem na świecie musi być odnawiane, bo jeśli nie, staje się po prostu piekłem na ziemi. To rozczarowanie rodzi we mnie myślenie, co zrobić, by to naprawić. Mam taki tryb życia jako wędrowny kaznodzieja, że cały czas jeżdżę po różnych parafiach, głoszę rekolekcje, misje, konferencje, co oznacza, że nieustannie poznaję różne miejsca w Kościele. Oczywiście nie jest tak, że nie ma dobrych parafii, wspólnot, księży – są! Ale jak czasem słucham tego, co Kościół mówi o Panu Bogu, o tym, jaki On jest i jak działa, to już nawet nie scyzoryk tylko kosa mi się w kieszeni otwiera.

Kiedy myślałem więc o temacie Księgi Hioba, to zauważyłem, że w niej znajduje się diagnoza obecnego stanu Kościoła. Ta księga dokładnie opisuje wszystkie złe rzeczy, które dzieją się w naszym myśleniu o Bogu i o wierze. Nazywa wszystkie nasze fałszywe sposoby działania, wszystko, co pomyliliśmy, przekręciliśmy, może nawet wymyśliliśmy. Co więcej, ona pokazuje, że to wszystko trzeba zgruzować. Dopóki bowiem nie doprowadzimy do ruiny naszych fałszywych sposobów myślenia o Bogu, On nie będzie mógł się nam objawić. Gdy dokładnie przeczyta się Księgę Hioba, z łatwością można dostrzec, że przez czterdzieści rozdziałów wszyscy, łącznie z Hiobem, krzyczą i wołają, bo nie potrafią poradzić sobie z tą sytuacją, która się dzieje. W końcu odzywa się Pan Bóg i mówi, jak jest, jak to wymyślił. I właśnie to chcę wspólnie z Tobą w tej książce zobaczyć, wszystko ponazywać i usłyszeć w tym głos Pana Boga.

Ostatnią, najbardziej bezpośrednią przyczyną podjęcia tematu Hioba w moim kaznodziejstwie, było pewne wydarzenie z 2016 roku, czyli z czasu, gdy w naszym zakonie obchodziliśmy jubileusz 800-lecia jego założenia (nasi bracia zajmujący się finansami, gdy idą załatwiać jakieś sprawy do ZUS-u lub Urzędu Skarbowego, na pytanie o rok założenia firmy odpowiadają: 1216 – więc jak widać, jesteśmy firmą z tradycjami). Z tej okazji pojechaliśmy z braćmi z mojego klasztoru w Łodzi na pielgrzymkę do Hiszpanii. Oczywiście nie w tym sensie, że wybraliśmy się na Riwierę na plażę, tylko święty Dominik był Hiszpanem, więc ten kraj jest kolebką dominikańską i tam są miejsca, gdzie się Dominik urodził, gdzie zakładał klasztory itd. Wynajęliśmy więc busa na Allegro (nie wiedziałem, że można w ogóle coś takiego zrobić!) i w dziewięciu przejechaliśmy całą Europę do Hiszpanii. Masakra. Wyobraź sobie dziewięciu chłopa na pięciu metrach kwadratowych, bez przerwy przez dwa tygodnie – po prostu siekiera, mózg na ścianie. Ale i tak było super!

Jedno wydarzenie z tej naszej pielgrzymki było początkiem tego czytania Księgi Hioba. Miało ono miejsce w Caleruega, czyli takim dominikańskim Betlejem, miasteczku narodzin Dominika. Tam do dziś jest klasztor dominikański, a wokół niego wieś zabita dechami. Po prostu trzy domy, a pośrodku tego nic stoi coś a’ la Watykan, czyli wielki klasztor dominikański, gdzie spokojnie mogłoby mieszkać stu dwudziestu braci, a jest ich tylko czterech. Dominikanie w Hiszpanii, podobnie zresztą jak w całej Europie Zachodniej, nie mają się zbyt dobrze. Klasztory upadają, brakuje powołań itd. W Caleruega jednak jeszcze klasztoru nie sprzedali, bo to przecież prawie najważniejsze miejsce Dominikowe, więc i czterech ojców się znalazło. Ich średnia wieku to oczywiście jakieś 97 lat, nie więcej, i gdy nas zobaczyli, takich w sumie młodych, to mówili „zostańcie, odmłodzicie nam klasztor!”. Trzeba też szczerze przyznać, że tam rzeczywiście nic się nie dzieje. Żadnego kultu (dominikanie tak mają, nie przejmują się zbytnio dbaniem o sanktuaria), żadnych pielgrzymek, po prostu stoi to wszystko zamknięte na cztery spusty, a klasztor jest niemalże pusty. Jak ktoś chce zobaczyć wnętrze kościoła lub miejsce narodzin Dominika, musi pół godziny pukać do drzwi furty klasztornej, żeby ktoś w ogóle otworzył.

W podziemiach kościoła w Caleruedze znajduje się studnia, którą oznaczono dokładne miejsce, gdzie miał się urodzić święty Dominik. W tych podziemiach zrobiono kaplicę i kiedy przyjechaliśmy do Caleruega, odprawialiśmy tam Mszę św. Głosiłem akurat wtedy kazanie braciom, a że czytania tego dnia opowiadały o Barnabie i Pawle, mówiłem o więzach braterskich, o tym, co powinno się dziać w relacjach między braćmi w zakonie. Wtedy nasz przeor, ojciec Tomek Nowak, zabrał głos i powiedział, że miał takie natchnienie, by zrobić tu, w tej Caleruedze kapitułę specjalną (kapituła bowiem to takie oficjalne zebranie wszystkich braci z danego klasztoru). Mówił: „Chciałbym, żebyśmy zrobili kapitułę i żeby każdy z was odpowiedział na niej na dwa pytania. Pierwsze: jak się masz? Czyli w jakiej aktualnie jesteś sytuacji duchowej, emocjonalnej, psychicznej, zakonnej. Mówiąc krótko, co się z tobą dzieje. Drugie zaś: jak się widzisz na przyszłość? W sensie, czy masz jakieś pragnienia, marzenia, jak widzisz swoje bycie w zakonie na kolejne lata”. Nasza reakcja była oczywista. Wiadomo, jak faceci są skorzy do rozmowy, więc od razu odezwały się głosy: O nieeee, po co? Trzeba będzie mówić o sobie, co przeżywam, aleś wymyślił itd. Ale Tomek, na szczęście natchniony przez Ducha Bożego, był nieustępliwy i nasze jęczenie zakończył stwierdzeniem, że to jest polecenie przeora i bez dyskusji robimy taką kapitułę. On jest w ogóle zazwyczaj łagodny jak baranek, ale w tym przypadku był po prostu jak siekiera. I w związku z tym, wieczorem tego dnia usiedliśmy na kapitułę.

Przeor zaczął, mówiąc, że oczywiście nie będzie nas zmuszał, nie będzie wyznaczał kolejności, ale to jest ten moment, że jak ktoś chce, to może mówić. No i przez kolejne dwadzieścia pięć minut było zupełnie cicho. Nikt się nie odezwał. Każdy siedział i patrzył jeden na drugiego. No i po tym długim, dość dziwnym, trochę niezręcznym milczeniu, w końcu jeden z moich braci, zmęczony już tą ciszą, mówi: „No dobra, to ja zacznę”. I zaczął następującym zdaniem: „Jeżeli mam odpowiedzieć na pytanie, jak się mam, to zasadniczo jestem w takim momencie, że chciałbym odejść z zakonu”. Tak zaczął, więc wszyscy natychmiast się obudziliśmy i potem już popłynęło. Ten brat opowiadał, co mu się dzieje, skąd ma takie myśli i dlaczego chce odejść. Jak on odważył się zacząć, to potem się posypało. Każdy po kolei wykładał, co tam w nim siedzi i nie trzeba było już nikogo wyciągać do gadania. Siedzieliśmy chyba ze trzy i pół godziny. Każdy po kolei mówił. I to było niesamowite doświadczenie.

Przyznam, że dość dobrze znam moich braci z Łodzi, bardzo ich w ogóle lubię i zawsze byli mi bardzo bliscy. To jednak, co się wtedy wydarzyło, stworzyło między nami coś nowego, zupełnie przedziwnego. Większość bowiem tych rozmów, tego opowiadania o sobie dotyczyła cierpienia. Mówiliśmy tylko o tym, jak się mamy, nawet nie doszliśmy do pytania, co dalej. Byliśmy w takim stanie, że nikt nie miał głowy do tego, by myśleć o przyszłości. Ogromna część odpowiedzi na pierwsze pytanie była jakby czytaniem Księgi Hioba. Myślę, że działał w nas Duch Święty i zburzyły się w nas totalnie wszystkie bariery, byśmy mogli przestać się bać i zacząć mówić z grubej rury o wszystkich ważnych rzeczach. To, co powiedział ten pierwszy brat, podziałało lepiej na pozostałych, jego szczerość jakby otworzyła wszystko. Potem, jak skończyliśmy całą tę rozmowę, wróciliśmy do Łodzi. Od tego czasu działo się w naszej wspólnocie bardzo wiele rzeczy, ale tamto wydarzenie stworzyło między nami coś zupełnie innego, nowego, a było to związane właśnie z pewnym doświadczeniem powszechnego cierpienia, powszechnego wołania o Boże przyjście, powszechnego doświadczenia, że coś jest nie tak, skoro nam się to wszystko dzieje. Od tamtego momentu zacząłem intensywnie czytać Księgę Hioba, szukając w niej odpowiedzi.

Z perspektywy czasu widzę, że to wydarzenie w Caleruedze dało mi doświadczenie zupełnie nowego Kościoła. I oczywiście nie chodzi o zakładanie nowego wyznania, nie. Kościół, który znam, nabrał nagle nowych barw i pomyślałem, że chcę być w takim Kościele, chcę być wśród takich ludzi, którzy tego samego doświadczają i szukają Boga. Taki Kościół i takie życie chciałbym Ci pokazać, czytając wspólnie Księgę Hioba.

Księga Hioba to jedna z najtrudniejszych, pod względem egzegetycznym, ksiąg Pisma Świętego, ponieważ choć wydaje się jednolita pod względem treści, pisało ją chyba z siedemnastu autorów. Dla egzegetów to oczywiście istny horror, nie tyle pod względem teologicznym, co raczej naukowym, literackim czy językowym. Istnieje bardzo wiele manuskryptów tej księgi, od hebrajskiego, przez grecki, po łacińską wersję św. Hieronima, a do tego te różne wersje często sobie przeczą. W Księdze Hioba można znaleźć na przykład wiele zdań, które tłumaczy się na dwa zupełnie odmienne sposoby. Jedno z takich zdań wypowiedzianych przez Hioba o Bogu brzmi w Tysiąclatce: „Choćby mnie zabił, będę Mu ufał”(por. Hi 13,15), a w innym manuskrypcie ten sam werset to: „Niech mnie zabije, nie mam nadziei”. Oczywiście w naszym czytaniu i komentowaniu nie będziemy wchodzili w tak specjalistyczne sprawy, zobaczymy sobie po prostu tę księgę jako pewną drogę, którą przechodzi człowiek.

A zatem zaczynamy od pierwszego rozdziału. Od razu jednak mała dygresja. Kiedyś studiowałem reżyserię filmową, kiedy więc czytam ten tekst Księgi Hioba, nie mogę wyjść z podziwu względem tego, jak ta opowieść została napisana. Tekst jest absolutnie oscarowy! Sposób, w jaki autor przedstawia Hioba, jak potem zawiązuje akcję, rozwija ją, jest po prostu mistrzowski. Hollywood może się schować! Biblia jest cudowna. Posłuchaj więc:

Żył w ziemi Us człowiek imieniem Hiob. Był to mąż sprawiedliwy, prawy, bogobojny i unikający zła. Miał siedmiu synów i trzy córki. Majętność jego stanowiło siedem tysięcy owiec, trzy tysiące wielbłądów, pięćset jarzm wołów, pięćset oślic oraz wielka liczba służby. Był najwybitniejszym człowiekiem spośród wszystkich ludzi Wschodu. Synowie jego mieli zwyczaj udawania się na ucztę, którą każdy z nich urządzał po kolei we własnym domu w dniu oznaczonym. Zapraszali też swoje trzy siostry, by jadły i piły z nimi. Gdy przeminął czas ucztowania, Hiob dbał o to, by dokonywać ich oczyszczenia. Wstawał wczesnym rankiem i składał całopalenie stosownie do ich liczby. Bo mówił Hiob do siebie: «Może moi synowie zgrzeszyli i złorzeczyli Bogu w swym sercu?» Hiob zawsze tak postępował.

Hi 1, 1–5

Co dzieje się na początku? Rozpoczynamy od słów o tym, że w ziemi Us żył pewien człowiek. W polskim tłumaczeniu niestety tracimy niesamowitość tego początku. W hebrajskiej wersji jest bowiem napisane: „Był sobie człowiek”. Mnie takie sformułowanie kojarzy się z wyświetlaną kiedyś francuską animacją „Było sobie życie”. Potem nakręcono także „Był sobie człowiek”. Co te słowa oznaczają? Chodzi w nich o to, że tekst Księgi Hioba to przypowieść o everymanie, czyli o każdym. Hiob jest człowiekiem, który mieszka sobie na ziemi zwanej Us, co oznacza, że każdy z nas może utożsamić się z tą postacią.

Był najwybitniejszym człowiekiem spośród wszystkich ludzi Wschodu.