Słońce, wyspa… seks - Wood Joss - ebook

Słońce, wyspa… seks ebook

Wood Joss

3,5

Opis

„W głowie Rory odezwał się głos rozsądku. To, co nas łączy, to tylko seks. Nie zakochuj się. Nie oczekuj kwiatów. Wielkie oczekiwania zawsze kończą się zawodem. Nie da się uwieść tej wyspie, zachodowi słońca ani namiętności w oczach Maca. Nie zepsuje tego wspaniałego doświadczenia, pozwalając, by jej umysł został uwiedziony podobnie jak ciało”.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 165

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,5 (37 ocen)
10
11
7
6
3
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Joss Wood

Słońce, wyspa… seks

Tłumaczenie:

PROLOG

Rory Kydd w ciasnym T-shircie i wysłużonych spodniach od piżamy weszła do luksusowej kuchni swojej siostry i spojrzała na ciemny ekran telewizora.

Troy, jej najlepszy przyjaciel, przysłał jej właśnie esemesa, pisząc, że drużyna Mavericksów wygrała, a podczas wywiadu po meczu doszło do skandalu. Kusiło ją, by włączyć telewizor i przekonać się, o co chodzi, ale ponieważ czekały ją egzaminy – i ponieważ starała się nie myśleć o pewnym zawodniku tej drużyny – postanowiła zrobić sobie kawę i wrócić do książek. Choć nie uległa pokusie, nie mogła zaprzeczyć, że nowi zawodnicy Kade Webb, Quinn Rayne i Mark „Mac” McCaskill to trzej nowi bohaterowie Vancouveru.

Trzej młodzi, utalentowani, niegrzeczni i nieprzyzwoicie przystojni bohaterowie.

Najatrakcyjniejszy z tej trójki, w jej opinii, umawiał się z jej starszą siostrą, Shay.

Rory nalała kawę i oparła się o blat. Shay i Mac tworzyli idealną parę, powiedziała sobie. Po raz kolejny. Shay jest modelką i prezenterką telewizyjną, Mac – gwiazdą ukochanej przez Vancouver drużyny hokeja. Są w idealnym wieku, ona ma dwadzieścia trzy lata, Mac jest o rok starszy. Zdaniem prasy stanowili zgraną parę, ponieważ oboje byli piękni i odnieśli sukces.

Rory nie była o tym przekonana.

Nie dlatego, że na widok Maca czuła ciarki. Spędziła z obojgiem dość czasu, by dostrzec pęknięcia w ich związku, by wiedzieć, że czar prysł, a Shay zachowuje się jak idiotka. Sądząc z miny Maca, Shay zaczęła doprowadzać go do szału. Rory założyłaby się o ostatniego dolara, że gdy się rozstawali, Shay do niego wydzwaniała i zasypywała go esemesami. A ponieważ oboje byli bardzo zajęci pracą, sporo czasu spędzali osobno.

Wiedziała, skąd brała się niepewność Shay, w końcu dorastały w tym samym domu. Różnica między nimi polegała na tym, że Shay wciąż miała nadzieję, iż gdzieś tam istnieje facet, który jest wierny i monogamiczny.

Rory była przekonana, że podobnie jak yeti i jednorożec takie stworzenie nie istnieje.

Skrzywiła się i objęła kubek rękami. Była prawie pewna, że Shay nie powiedziała Macowi, czemu zachowuje się jak wariatka. Żeby jeszcze skomplikować sprawy, Rory i Mac się zaprzyjaźnili. Niestety, na nic więcej nie mogli liczyć. On był zbyt przystojnym sportowcem i celebrytą, poza jej zasięgiem. Ona była studentką college’u. Och, i jeszcze ten drobiazg – był chłopakiem jej siostry.

Poza tym Mac traktował Rory jak młodszą siostrę. Żartował z nią, przekomarzał się. Raz czy dwa przyłapała go na tym, jak się na nią zapatrzył, ale nie była głupia i wiedziała, że to nic nie znaczy. Pewnie chciał z nią porozmawiać o Shay, potrzebował jej rady. Rory nie zamierzała z nim o tym rozmawiać.

Dwa dni wcześniej podwiózł ją z pracy do domu. Była zdziwiona, że nawet nie wspomniał o Shay. Wciąż pozostawało dla niej tajemnicą, czemu czekał, aż skończy zmianę, a pracowała jako kelnerka, ale choć jechali jego sportowym samochodem, prawie nie rozmawiając, to było najlepsze dwadzieścia minut jej życia.

Mac odprowadził ją do drzwi nędznego budynku, gdzie mieszkała, a gdzie akurat teraz nie było ogrzewania, i patrzył na nią. Coś w wyrazie jego twarzy sprawiło, że zrobiło jej się gorąco, wyglądał, jakby zamierzał ją pocałować. Wiedziała jednak, że to niemożliwe, bo Mac spotykał się z Shay, wysoką, smukłą i zachwycającą.

Westchnęła. Mac jest niedostępny. Nie ma prawa nawet o nim fantazjować. Istnieją granice, których by nie przekroczyła.

Nagle usłyszała, że drzwi się otwierają, i czekała, aż Shay zawoła, że wróciła. A ponieważ nie słyszała jej głosu, tylko ciężkie kroki, serce jej zamarło. Tylko jedna osoba ma klucz do apartamentu Shay, i jest to jedyna osoba, z którą Rory nie chciała znaleźć się sam na sam.

W piżamie, rozczochrana, bez makijażu i stanika.

Mac stanął w drzwiach, spojrzał na nią i potarł zmęczoną twarz. Miał na brodzie siniak i lekko podbite oko – najwyraźniej wymieniał z kimś ciosy na lodzie – ale jego urazy wyglądały na powierzchowne. To emocje, jakie dojrzała w jego oczach, zrobiły na niej wrażenie.

– Gdzie twoja siostra? – spytał niskim głosem.

– Dziękuję, ja też się cieszę, że cię widzę. – Rory wzruszyła ramionami, a on bardziej zmarszczył czoło. – Nie mam pojęcia, gdzie ona jest. Dobrze się czujesz?

Mac zaśmiał się posępnie.

– Nie, do diabła. – Spojrzał na nią gniewnie i oparł ręce na biodrach. – Co tu robisz?

– W moim mieszkaniu nie działa ogrzewanie. Shay powiedziała, że mogę tu spać, żebym nie zamarzła.

– Moje cholerne szczęście – mruknął Mac.

– Jezu, jaki masz problem? – spytała Rory, kiedy położył skórzaną kurtkę na granitowym blacie. Czarny T-shirt z długim rękawem opinał jego szeroki tors. Wyglądał tak seksownie, że mogłaby się na niego rzucić.

To chłopak siostry, przypomniała sobie, kiedy podszedł do lodówki, wyjął piwo i otworzył. Wypił spory łyk, westchnął i zamknąwszy oczy, przyłożył butelkę do czoła.

– Cholerny koszmarny potworny dzień.

Nie pomyślałaby, że macho z Mavericksów może brzmieć tak melodramatycznie.

– Nie może być aż tak źle, wygraliście mecz.

Mac przeszył ją spojrzeniem atramentowych oczu.

– Oglądałaś? – zapytał ostro.

Rory pokręciła głową.

– Nie, musiałam się uczyć. Czemu?

– Zastanawiałem się, dlaczego jeszcze nikt nie urwał mi głowy.

– Co zrobiłeś? – Zmrużyła oczy.

Zamiast odpowiedzieć, długo na nią patrzył, a potem postawił butelkę na wyspie pośrodku kuchni i ruszył ku niej. Chwycił się blatu, zamykając ją w pułapce swoich rąk. Poczuła się jak w klatce.

Dojrzała teraz kasztanowy odcień jego zarostu, widziała długie rzęsy i wyblakłą bliznę na górnej wardze. Poza tym pachniał fantastycznie. Miała ochotę musnąć tę bliznę wargami, pocałować podbite oko, by wydobrzało.

To chłopak siostry… Nie ma prawa stać tak blisko Maca. Czuła jego oddech i ciepło ciała. Igranie z ogniem, przekraczanie granic to coś, w czym specjalizował się jej ojciec, a jednak pomimo tej otrzeźwiającej myśli nie była w stanie się odsunąć. Choć Mac należy do Shay, Rory chciała wiedzieć, jak smakuje jego pocałunek. Tylko jeden…

Szare oczy spotkały się z granatowymi, gdy jego wargi zawisły nad jej ustami. W tak intymnej bliskości wiedziała, co zrobi Mac, i jak będzie się czuła.

Muśnie jej usta swoimi chłodnymi zmysłowymi wargami. Ona otworzy usta, by zaprotestować, powiedzieć, że nie mogą tego zrobić – albo by mu na to pozwolić. Kiedy jego język wśliźnie się do jej ust, Mac położy rękę na jej plecach i przyciągnie ją do siebie, drugą rękę wsunie pod gumkę spodni od piżamy i chwyci ją za pośladek. Jego pocałunek będzie coraz głębszy. Ona wsunie dłonie pod jego luźny T-shirt i zachwyci się jego plecami, ramionami, wyrzeźbionym brzuchem.

Będzie myślała, że nie powinna tego robić, ale nie zdoła się powstrzymać. Mac bardzo powoli podciągnie jej T-shirt i odsłoni małe piersi, a ona jęknie i przylgnie do niego biodrami, by się otrzeć o jego brzuch. Mac okaże się prawdziwym mężczyzną, silnym i namiętnym…

– Właśnie zobaczyłem nasz pocałunek w twoich oczach. Boże, ale był namiętny – odezwał się Mac, a ona znów poczuła jego słodki oddech.

– Nie możemy tego zrobić, to nie byłoby w porządku. – Rory ledwie wykrztusiła te słowa. Kilka słów, a miała wrażenie, jakby przebiegła maraton.

Mac nadal patrzył jej w oczy. Na wypadek gdyby nie zauważyła pożądania w jego oczach, jego erekcja mówiła jej, jak bardzo jej pragnął. Mac jej pragnie… naprawdę. Wysoki, świetnie zbudowany, cudownie pachnący, zachwycający… Jak miałaby mu się oprzeć?

To chłopak siostry, chłopak siostry.

Położyła ręce na jego piersi i pchnęła. Mac cofnął się, ale gdy się cofał, uniósł rękę i pogłaskał jej policzek. Ten czuły gest omal nie zachwiał jej postanowieniem, musiała chwycić się blatu, by nie rzucić się w jego ramiona, nie objąć go nogami w biodrach i nie raczyć się ustami.

Więc tak wygląda szalona namiętność! Nie była pewna, czy jej się podoba, że do tego stopnia pozbawia ją kontroli. Tak ją kusiło, by zatracić się w tej chwili. Czy jej reakcja na Maca oznacza, że jest bardziej podobna do ojca, niż sądziła? Nie chciała tego. Od tej chwili już nigdy nawet nie pomyśli o chłopaku siostry.

Rory uniosła rękę.

– Cofnij się.

Gdy zrobił jeszcze dwa kroki do tyłu, wreszcie mogła oddychać. Włożył ręce do kieszeni dżinsów i posłał jej zamyślone spojrzenie.

– To było…

– Złe? Szalone? Zdradziłam siostrę?

Mac ściągnął brwi.

– Nie przesadzaj. Nawet się nie pocałowaliśmy.

– Ale chcieliśmy to zrobić.

– Ale nie zrobiliśmy tego, więc nie dramatyzuj. – Sięgnął po piwo, wypił łyk i westchnął. Gdy gwałtownie uniósł głowę, Rory usłyszała, że drzwi się otwierają, a zaraz potem rozległ się stukot obcasów. Próbowała przybrać obojętną minę, lecz z emocji i poczucia winy dostała dreszczy.

Nie całowali się, ale bardzo tego chciała.

– Tu jesteś – rzuciła Shay do Maca, wchodząc.

Rory zmarszczyła czoło. Shay nie podeszła i nie pocałowała go. A przecież zawsze tak robiła, niezależnie od tego, czy nie widzieli się pięć minut czy pięć tygodni.

Mac też nie pofatygował się, by ją przywitać. Stał w miejscu z nieczytelną miną, którą przybierał wtedy, gdy chciał uniknąć scen. Ale scena właśnie się zaczynała.

Rory przeniosła wzrok na twarz siostry. Znała tę minę, mówiła, że Shay czuła się zdradzona, zraniona i że jej zaufanie zostało zawiedzione. Boże, wyglądała na zdruzgotaną.

– Co ty wyprawiasz, do diabła, Mac? – Krzyk Shay odbił się od ścian.

Rory rozejrzała się po kuchni. Skąd Shay może wiedzieć? Czy ma w mieszkaniu kamerę? Czy to instynkt?

Mac uniósł ręce.

– Wybacz, Shay, przepraszam. Nie chciałem cię zranić.

– Ale świetnie ci to wychodzi. – Shay otarła oczy grzbietem dłoni. – Są prostsze sposoby, żeby się mnie pozbyć. Nie musiałeś mnie upokarzać w telewizji.

Rory spojrzała na Maca, a potem na Shay. Okej, może ta rozmowa nie ma z nią nic wspólnego.

– O czym wy mówicie? Co on zrobił?

Shay zaśmiała się, lecz był to śmiech bez radości.

– Nie widziałaś?

– Czego?

– Cóż, pewnie jesteś jedyną osobą w tym mieście, w tym kraju, która nie widziała! – Shay sięgnęła po pilota, który leżał na blacie i naciskała przyciski, aż włączyła telewizor. Gdy skakała po kanałach, Rory zerknęła na Maca. Ściskał grzbiet nosa kciukiem i palcem wskazującym i wyglądał bardzo nieszczęśliwie.

Smutny, zawstydzony i u kresu sił.

– A teraz czas na wiadomości sportowe. Przed rozpoczęciem konferencji prasowej Mac McCaskill, środkowy drużyny Mavericksów został przyłapany na tym, jak przy włączonym mikrofonie mówił o seksie, monogamii i kobietach.

Rory gwałtownie podniosła głowę i spojrzała na ekran, na którym pojawił się materiał filmowy. Quinn, Kade i Mac siedzieli za stołem z logo Mavericksów. Kade mówił coś cicho, co trudno było usłyszeć, potem wszyscy trzej mężczyźni się zaśmiali.

– Ta blond dziennikarka w trzecim rzędzie jest gorąca. – Głos Quinna był stłumiony, Rory ledwie słyszała słowa.

– A widziałeś tę rudą? – spytał Kade równie stłumionym głosem. – Lubię rude.

– Lubisz wszystkie baby. – Głos Maca brzmiał czysto i głośno, chyba tylko jego mikrofon był włączony. Do diabła!

-Tak jak ty. Kiedy skończysz ten związek i wrócisz znów do gry? – spytał Quinn. – Chyba nie jesteś specjalnie szczęśliwy z łańcuchem u nóg.

– Nie jestem i masz rację, monogamia jest do niczego – odrzekł Mac, patrząc ponad ramieniem Quinna. Rory rozpoznała ten uśmiech. – Twoja blondynka z trzeciego rzędu jest bardzo gorąca.

– Shay też jest niezła – zauważył Kade.

– Tak, ale to wariatka. Poza tym mam już dość wysokich modelek. Dla odmiany miałbym chęć na jakąś drobną istotkę… Czemu Vernon pokazuje, żebym się zamknął?

Tu nastąpił wysyp przekleństw, a potem:

– Mój mikrofon jest włączony!

Rory spojrzała na Shay, która opadła na krzesło przy stole. Przestała płakać, wyglądała, jakby się wyłączyła. Mac wziął kurtkę i stanął przed nią. Ugiął nogi, by patrzeć jej prosto w twarz.

– Przepraszam, że to mówiłem i przepraszam, że cię zraniłem, Shay. Nie miałem takiego zamiaru. Biorę pełną odpowiedzialność za to, co naplotłem. To nie był mój najlepszy moment i jest mi bardzo przykro.

Gdy Shay na niego spojrzała, zdawało się, że go nie widzi, a ponieważ milczała, powoli się wyprostował i położył na blacie klucz do jej mieszkania. Rory popatrzyła na swoją rozpaczliwie smutną siostrę, chwyciła Maca za ramię i pchnęła go do holu. Jej szare oczy ciskały błyskawice. Kiedy spotkała się z nim wzrokiem, wzruszył ramionami.

– Mówiłem ci, że mam koszmarny dzień – rzekł.

– Więc przyszedłeś tu, żeby się na mnie odegrać? – spytała, myśląc o niedoszłym pocałunku.

– Wierz mi albo nie, nie jestem draniem. Nie miałem pojęcia, że tu będziesz.

– O czym ty myślałeś, Mac? – spytała wściekła, że zawiódł Shay, poza tym ona też dotąd mu ufała. – Udzielałeś tylu wywiadów, chyba wiesz, jak działa mikrofon?

– Nie myślałem, do diabła!

Rory omal nie wpadła w furię.

– Zaplanowałeś to? Bo to był łatwy sposób na zerwanie z Shay?

– Wbrew temu, co można by pomyśleć, nie jestem takim złym człowiekiem.

Rory prychnęła.

– Najpierw obraziłeś moją siostrę, a potem omal mnie nie pocałowałeś? Co to miało być?

Teraz Mac był bliski złości.

– Kiedy wyszedłem z konferencji prasowej, wiedziałem, że mam kłopot. Żałuję tego, co powiedziałem. Przyszedłem tu przeprosić Shay, ale zastałem ciebie…

– I byłeś taki zły i sfrustrowany na mój widok, że postanowiłeś mnie wykorzystać i wyładować na mnie swoje emocje! – przerwała mu Rory.

Przekleństwa Maca wypełniły mały hol.

Rory dźgnęła go palcem w pierś.

– Ile razy zdradziłeś Shay? Bo kiedy staliśmy przed chwilą w kuchni, miałam wrażenie, że to nie był wyjątek!

Mac cofnął się, jego oczy iskrzyły złością.

– Powiem to tylko raz: nigdy nie zdradziłem twojej siostry. A ty, kochanie, chciałaś mnie pocałować tak samo jak ja ciebie! Biorę odpowiedzialność za to, że wyszedłem na dupka w telewizji, ale nie za to, co tu się działo!

Rory opanowało poczucie winy. Wiedziała, że miał rację. Byłoby o wiele łatwiej, gdyby mogła po prostu za wszystko go obwinić: za to, że jest taki seksowny, za to, że zapragnęła czegoś, do czego nie miała prawa.

Mac przeczesał włosy palcami.

– Posłuchaj, zostawmy to, uspokójmy się, później do ciebie zadzwonię. Umówimy się na kawę, pogadamy.

Zaczniemy w miejscu, gdzie przerwaliśmy?

Wykluczone. Nie będzie się spotykała z kimś, kto umawiał się z jej siostrą. Kto omal jej nie zdradził. Z kimś, kto budził w niej takie szalone pożądanie, że o mały włos nie skrzywdziła własnej siostry! Gdyby go nie powstrzymała, pocałowałby ją. Była o tym przekonana. Nigdy mu nie zaufa.

– Nie rób sobie kłopotu. Nie jestem zainteresowana. – Minęła go i otworzyła drzwi. – Wyjdź. Dość spustoszenia zrobiłeś jak na jeden wieczór. Jak na jedno życie.

Mac opuścił siostry Kyddówny. Ostatnia rzecz, jakiej potrzebowały, to mężczyzna, który zdradza i oszukuje.

Rory odwróciła się i zobaczyła Shay, która stała w drzwiach. Słyszała ich rozmowę. Tak, to Rory nie dopuściła do pocałunku, a jednak pragnęła mężczyzny, który należał do Shay. Obie wiedziały, że to ona była bardziej podobna do ich niemoralnego ojca. Shay obedrze ją ze skóry.

– Omal się nie pocałowaliście?

Patrząc siostrze w twarz, Rory nie mogła zaprzeczyć.

– Tak, bardzo mi przykro.

– Okej. Dzięki, że się go pozbyłaś – rzekła Shay twardym głosem. – A teraz wynoś się z mojego domu i życia.

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Dziesięć lat później, mniej więcej…

Rory szła do małego stolika przy oknie w zatłoczonym barze w szpitalu św. Katarzyny, niosąc stos dokumentów, torebkę i jagodowy koktajl. Rzuciła papiery na stolik, wypiła łyk koktajlu, a potem wyciągnęła krzesło i ciężko usiadła. Była na nogach od siódmej, nie zjadła lunchu i ciągnęła resztkami sił. Miała jeszcze przed sobą dwóch pacjentów. Może zdoła wrócić do domu przed ósmą.

Wczesnym wieczorem. Po prostu świetnie!

Zadzwoniła komórka. Rory spojrzała na ekran, uśmiechnęła się na widok imienia siostry i odebrała.

– Wybacz, zaraz oddzwonię – powiedziała Shay, po czym się rozłączyła.

Rory cieszyła się, że były teraz z sobą blisko, co można uznać za cud po incydencie z McCaskillem. Kontrowersyjne wyznania Maca przy otwartym mikrofonie i będące tego konsekwencją rozstanie z Shay wywołały medialną burzę i stały się katalizatorem fascynacji miasta wszystkim, co miało coś wspólnego z Makiem, Quinnem i Kade’em.

Shay omal nie oszalała, miesiącami prześladowali ją paparazzi. Jej życie zmieniło się w piekło. Niestety, nie chciała rozmawiać z Rory, więc musiała znosić to sama. Schudła i, o czym Rory dowiedziała się po latach, była bliska załamania. Na szczęście miały to za sobą. Kobieciarz i kapitan drużyny hokeja na lodzie nie był wart bezsennych nocy ani zerwania z siostrą.

Tyle że Rory nadal miewała problemy ze snem z powodu Maca. Był mężczyzną, o którym fantazjowała, o którym myślała, kiedy była sama i cóż, musiała to przyznać, kiedy miała ochotę na seks. Myślała i puszczała wodze wyobraźni, i strasznie ją to irytowało.

Znów zadzwoniła jej komórka. Rory odebrała.

– Wybacz, akurat zapukał kurier – wyjaśniła Shay.

– Nie ma sprawy, co słychać?

– Dane przysłał mi dwa tuziny czerwonych róż.

Sądząc ze zdenerwowanego głosu Shay, to był problem.

– Szczęściara z ciebie. Czemu się denerwujesz?

– Dwa tuziny róż? Kto przysyła żonie dwa tuziny róż po ośmiu miesiącach małżeństwa? Na pewno mnie zdradza.

Znów ta sama śpiewka, pomyślała Rory z rozdrażnieniem. „Nie wypiłam dość kawy, żeby znosić histerię i niepewność Shay. Dzięki jeszcze raz, tato, że tak świetnie udało ci się schrzanić życie miłosne twoich córek”.

Rory przygryzła słomkę, myśląc o tym, że ona i Shay miały inne podejście do życia i miłości. Ona odrzuciła pomysł zaufania mężczyźnie, podczas gdy Shay nigdy nie przestała wierzyć w miłość. W końcu Shay usidliła ostatniego, o czym była głęboko przekonana, przyzwoitego mężczyznę w tym mieście. Fakt, że Dane był dość spokojny i silny, by radzić sobie z brakiem pewności Shay, kazał Rory kochać go jeszcze bardziej.

– Na pewno ma romans. Nikt nie dałby rady tyle pracować – panikowała Shay.

– Shay! Księżniczko! – przerwała jej Rory. – Przestań wpadać w paranoję, bo naprawdę sobie zaszkodzisz. Jesteś zachwycającą złotowłosą byłą modelką i wciąż wyglądasz jak milion dolarów. Dane się z tobą ożenił, a ty obiecałaś mu ufać.

– To prawda. – Shay westchnęła.

– Spójrz na swoje ślubne zdjęcia. Zobacz, jak on na ciebie patrzy, jakbyś była wszystkim, co najpiękniejsze.

Pomimo cynicznego podejścia do miłości Rory zawsze była trochę zazdrosna, widząc, jak Dane patrzył na jej siostrę. Jak to jest, kiedy ktoś tak bardzo chce cię uszczęśliwić? Logicznie rzecz biorąc, wiedziała, że nie warto ryzykować, ale… na widok tego spojrzenia za każdym razem czuła, jakby ktoś ranił ją prosto w serce.

– Dane jest detektywem, prowadzi dużą sprawę, jakieś porachunki gangów, strzelanina. I przysyła ci róże, żeby ci przypomnieć, że cię kocha.

– Więc nie ma romansu?

– Nie ma romansu, Shay. – A gdyby miał, wtedy Rory wzięłaby jego broń i osobiście go zastrzeliła.

Rory pożegnała się z siostrą, wysłała esemesa do Dane’a, sugerując, że Shay przydałaby się odrobina więcej uwagi, by nie zwariowali z powodu jej braku pewności siebie, a potem spojrzała na swoje teczki. Powinna zrobić notatki i przeczytać karty dwóch ostatnich pacjentów.

Bardzo chciała prowadzić własną praktykę. Pacjenci Craydon’s Physiotherapy byli traktowani jak puszki na taśmie. Brakowało czasu na właściwą opiekę. Czasami zastanawiała się, czy w ogóle robi coś dobrego.

Gdyby miała własny gabinet, poświęcałaby pacjentom więcej czasu. Ale to wymagało pieniędzy, których nie miała, i lokalu, na który nie było jej stać. Musi dalej oszczędzać. Może pewnego dnia się uda.

Ledwie przejrzała pierwszą kartę, kiedy telefon znów zadzwonił. Tym razem jakiś nieznany numer. Odebrała.

– Rory? Mówi Kade Webb z Vancouver Mavericks. Poznaliśmy się dawno temu.

Kade Webb? Po co on do niej dzwoni?

– Pamiętam… cześć. Co mogę dla ciebie zrobić?

Kade od razu przeszedł do rzeczy.

– Mam zawodnika w szpitalu św. Katarzyny. W Annex Clinic. Chciałbym, żebyś rzuciła okiem na jego kartę, oceniła jego uraz i powiedziała mi, co o tym sądzisz.

Rory ściągnęła brwi, szybko myśląc.

– Kade, Mavericks mają fizjoterapeutę. Wiem to, bo moi szefowie zabiliby za kontrakt z tą drużyną. Czemu ja?

– Bo masz doskonałe wyniki w leczeniu poważnych sportowych urazów – odparł Kade. – Zrobisz to? Zerknij i daj mi znać, co myślisz.

– Ja…

– Dzięki. Zadzwonię do ciebie za dwie godziny.

Chciała mu powiedzieć, że ma pacjentów, że to wbrew polityce firmy, ale on już się rozłączył. Miała pytania, do diabła! Kim jest ten zawodnik? Czy się jej spodziewa? Czy Kade rozmawiał o tym z jej szefami?

Wkurzający facet, pomyślała, wstając i zbierając rzeczy. Mówiło się, że Kade, podobnie jak jego dwóch przyjaciół, świętego potrafi sprowadzić na złą drogę. A jej jakoś nie fatygował się oczarować, pomyślała z irytacją.

Oczywiście by mu nie uległa, a jednak byłoby miło, gdyby choć spróbował.

Mac, ty skończony idioto, pomyślała Rory.

W ciągu minionej dekady wymyśliła mnóstwo wariacji tego epitetu, niektóre o wiele barwniejsze, ale sens zawsze pozostawał ten sam. A jednak po raz pierwszy od prawie dziesięciu lat nie miała na myśli jego zwyczaju skakania z przysłowiowego kwiatka na kwiatek, czyli zmieniania pięknych kobiet jak rękawiczki, nie chodziło jej też o to, że zasadniczo był dupkiem.

Niezależnie od tego, jak bardzo ją irytowało życie osobiste Maca, współczuła mu. Był utalentowanym sportowcem, a kiedy spojrzała na jego kartę, zdała sobie sprawę, że uraz ręki był poważny. Dla zawodnika jego kalibru to groźna sytuacja.

– Rory, co tu robisz?

Zerknęła przez ramię i uśmiechnęła się z ulgą, widząc, że do pokoju Maca wszedł jej najlepszy przyjaciel. Gdyby to był ktoś inny, musiałaby wytłumaczyć swą obecność.

Istniały zasady dotyczące wizyt u pacjentów, nie powinna znajdować się w pokoju Maca, czytać jego karty ani oceniać jego stanu. Powinna była odrzucić prośbę Kade’a, tymczasem naruszyła zasady. Co takiego ma w sobie McCaskill, że się na to zgodziła?

– Muszę mu założyć matę elektromagnetyczną, żeby jak najszybciej poprawić krążenie – odparła.

Jako rehabilitantka życzyła mu jak najlepiej, nawet jeżeli skrzywdził jej siostrę, nawet jeśli jej serce wciąż biło mocniej, gdy tylko go ujrzała.

– Nie masz prawa się nim zajmować. Jeśli cię tu przyłapią, oboje wylecimy. – Troy zamknął drzwi, jego przystojną twarz przecięły zmarszczki.

– Wezmę na siebie całą odpowiedzialność – odparła Rory. – Ta ręka musi wbijać krążek do bramki z prędkością stu czterdziestu kilometrów na godzinę.

– Mac zwykle osiąga sto sześćdziesiąt – poprawił ją Troy, fanatyk sportu.

– No właśnie. Mata natychmiast zacznie mu pomagać.

– Zwolnią nas i wylądujemy na ulicy – mruknął Troy. Jednak nie protestował, kiedy wyjęła z torby matę i postawiła urządzenie kontrolne, do którego była podłączona, na stoliku przy łóżku Maca. Delikatnie owinęła matą jego ramię. Mac nawet nie drgnął, spał mocno i zapowiadało się, że prędko się nie obudzi.

Troy miał prawo się niepokoić. Chwilę wcześniej stała przed drzwiami pokoju Maca, zastanawiając się, co zrobić. Częściowo z powodu niedoszłego pocałunku sprzed lat, a częściowo dlatego, że nie powinno jej tu być.

Zdecydowało to, że Mac był sportowcem, który potrzebował fachowej oceny i jej maty. Dla jego zdrowia najważniejsze było teraz przywrócenie krążenia w uszkodzonych naczyniach. Im dłużej będzie zwlekała, tym więcej czasu będzie potrzebował, by odzyskać formę. Jej praca polega na pomaganiu ludziom, walczyłaby z samym diabłem, by dać pacjentowi to, czego potrzebował.

Poza tym szansa na to, że ktoś odkryje jej obecność w pokoju Maca, jest niewielka. Annex to kosztowny prywatny oddział szpitala św. Katarzyny, zaś szpital mieścił się na eleganckim przedmieściu Vancouver West Point Gray. Pacjentów przyjmowanych do Annex łączyły dwie rzeczy: byli nieprzyzwoicie bogaci i mieli prywatne pielęgniarki, a Rory miała to szczęście, że do pokoju Maca został przydzielony Troy.

Mogła liczyć na to, że Troy zachowa jej wizytę w tajemnicy. Dzięki temu, że z nią tam był, powściągnęła chęć pogłaskania gęstych włosów Maca i jego szczęki pokrytej lekkim zarostem. Wyglądał równie dobrze jak przed laty. Może nawet lepiej.

Zarost miał ciemny, ale gdy kiedyś zapuścił brodę, w słońcu połyskiwała rudawo. Podobnie jak ciemnobrązowe włosy. W kącikach oczu pojawiły się zmarszczki, których tam nie było. Gdyby nie zabandażowana ręka, wyglądałby na silniejszego niż w wieku dwudziestu czterech lat.

Rory przypomniała sobie, że jest profesjonalistką i nie powinna pożerać go wzrokiem.

– Skąd wiedziałaś, że tu jest? – zapytał Troy.

– Jesteś pewny, że śpi? – Zignorowała jego pytanie.

– Dostał morfinę. Bardzo cierpiał, więc mu ją przepisano. – Troy zerknął na zegarek. – Wracając do mojego pytania. Dwie godziny temu wyjechał z bloku operacyjnego, a wypadek z ręką miał niespełna sześć godzin temu. Skąd wiedziałaś, że tu jest?

Odsunęła się od łóżka, położyła ręce nisko na plecach i przeciągnęła się, a potem wyjaśniła, że Kade, który został dyrektorem drużyny po śmierci właściciela i menedżera Mavericksów, zadzwonił do niej z prośbą, by zajrzała do Maca, oceniła jego stan i przekazała mu swoją opinię.

– I co sądzisz? – zapytał zmartwiony.

– Jest źle, Troy.

Zaklął, a Rory wiedziała, że jego niepokój podzieliłaby większość mieszkańców Vancouveru, kibiców Mavericksów i Canucks. Mac był świetnym zawodnikiem. Kibice Mavericksów byliby zdruzgotani, gdyby stracili swego kapitana choćby na dwa mecze. Strata Maca na cały sezon byłaby klęską. Strata na zawsze byłaby tragedią. Rory leczyła sporo gwiazd sportu i wiedziała, że ten uraz będzie miał ogromny wpływ na fizyczny i emocjonalny stan Maca.

– Jak poszła operacja? – zapytała.

– Dobrze. – Troy odchrząknął. – Naprawdę mogą nas wylać, Rorks. Nawet jeśli ci wierzę, że ten czarodziejski koc pomaga, nie masz prawa go leczyć. Lubię swoją pracę.

Rory wiedziała, że Troy ma rację, mimo to przewróciła oczami.

– Milion razy ci tłumaczyłam, że to nie żadne czary! Mata przesyła sygnały elektromagnetyczne, które stymulują krążenie w najmniejszych naczyniach. Pomoże znormalizować krążenie w miejscu urazu. Kade prosił mnie, żebym tu przyszła. On to załatwi. Będzie dobrze, okej?

Kiedy zmrużył oczy, Rory odwróciła wzrok.

– To urządzenie będzie pracowało przez pół godziny – oznajmiła. – Może skoczysz na kawę?

Chciała być sama z Makiem, zebrać myśli.

– Okej, wrócę za pół godziny.

Troy posłał jej zaniepokojony uśmiech i opuścił pokój. Gdy drzwi się za nim zamknęły, odwróciła się do Maca i nie mogła się oprzeć impulsowi, by położyć rękę na jego piersi. Pod cienką bawełną poczuła ciepło jego ciała.

Z trudem powściągała pragnienie, by przesunąć dłoń na jego twardy brzuch czy mięśnie zdrowej ręki. Jego ciało stanowiło świadectwo życia poświęconego zawodowemu sportowi. Był najszybszym zawodnikiem na lodowisku.

Zerknęła w nogi łóżka, na kartę Maca. Ponowne czytanie tych bazgrołów nic nie zmieni. Mac częściowo oderwał ścięgno od kości i uraził więzadło. Chirurg wątpił, by szybko odzyskał dawną formę, jeśli w ogóle.

To by go zabiło. Choć znali się dość krótko, Rory wiedziała, że hokej był dla Maca całym życiem. Poświęcił drużynie ostatnie czternaście lat. Był jej gwiazdą, liderem, to dla niego kibice każdego tygodnia zapełniali trybuny. Był ich nadzieją, idolem, twarzą dobrze naoliwionej maszyny, którą kierował Kade.

Ze swoim uśmiechem, zdystansowanym, ale urokliwym sposobem bycia i niewiarygodną walecznością był ulubieńcem miasta, regularnie pojawiał się w prasie, zwykle z długonogą blondynką uwieszoną na ramieniu. Spekulowano, kiedy jeden z triumwiratu – Mac, kapitan, Kade, dyrektor i Quinn, trener (najmłodszy w lidze NHL, ale ogólnie szanowany) – zakocha się i ustatkuje.

Mimo to Rory wątpiła, by ktokolwiek poza najlepszymi przyjaciółmi naprawdę znał Maca. Pamiętała z dawnych lat, że Mac był zamkniętą księgą. Niewiele wiedziano o jego życiu przed Mavericksami. Nawet wiedza Shay ograniczała się do tego, co było ogólnie wiadome: że wychowała go samotna matka, która zmarła, kiedy miał dziewiętnaście lat, że otrzymał stypendium, dzięki któremu mógł się uczyć i że nie rozmawiał na temat przeszłości.

To akurat ich łączyło. Rory też nie rozmawiała o swojej przeszłości.

Poprawiła ustawienia kontrolnego urządzenia, a Mac poruszył się przez sen i cicho jęknął. Byłby zły, wiedząc, że go słyszała. Mac, którego pamiętała, grał ze złamanym palcem, grypą, skręconą kostką i urazem kolana. Nie zrezygnowałby z gry z powodu plagi szarańczy i uderzenia asteroidy.

Spojrzała na jego chorą rękę i westchnęła. Z tym nie mógłby grać. Jak ma to powiedzieć Kade’owi?

Duża ciepła ręka dotknęła jej szyi, kciuk przesunął się po brodzie. Rory przestała myśleć i podobnie jak przed laty w kuchni Shay, nie była w stanie zapanować nad reakcją. Wtuliła policzek w jego dłoń, kiedy Mac powoli uniósł powieki i skupił wzrok na jej twarzy.

– Cześć – odezwał się schrypniętym głosem.

– Cześć – szepnęła. Powinna się odsunąć, ale nawet nie drgnęła. A więc nic się nie zmieniło. Nie dorosła.

– Musieli mi dać końską dawkę leków, bo wydajesz się cholernie prawdziwa.

Zadrżała, kiedy jego kciuk przesunął się wzdłuż jej dolnej wargi. Myślał, że ją sobie wyobraża, że śni.

– Boże, jesteś taka piękna. – Wsunął palce pod bawełnianą tunikę i położył je na piersi. Jego oczy, przepełnione bólem, nie opuszczały jej twarzy.

Potem wziął oddech i jego oczy przybrały barwę nocnego nieba.

– Ręka mnie piekielnie boli.

– Wiem, Mac. – Rory dotknęła jego włosów, później policzka. Jej serce zabiło mocniej, kiedy wtulił twarz w jej dłoń, jakby szukał pociechy. Próbowała zabrać rękę, ale Mac nakrył jej dłoń, by ją zatrzymać. Wszyscy, nawet duży dzielny Mac, potrzebują pociechy i drugiego człowieka.

– Jest źle, prawda?

Co ma powiedzieć? Nie chciała go okłamywać, ale nie miała prawa rozmawiać z nim o jego urazie.

– Będzie dobrze, Mac. Wszystko będzie dobrze, niezależnie od tego, co się wydarzy.

Chwycił ją za rękę i pociągnął, aż jej piersi dotknęły jego torsu. Jej wargi znalazły się centymetry od jego ust. Boże, to nie w porządku. Nie powinna tego robić. Jednak nie mogła się powstrzymać.

Pocałuje go tylko raz, by się przekonać, czy rzeczywistość sprosta jej wyobrażeniu. To idealny jedyny moment, by się tego dowiedzieć. Przestanie się tym dręczyć, zapomni o nim. Nikt się nie dowie.

Mac przejął kontrolę nad pocałunkiem, przechylił jej głowę, by mieć do niej lepszy dostęp. Tylko o tym marzyła… I jeszcze o czymś.

Nie miała pojęcia, jak długo to trwało. Dopiero kiedy Mac syknął z bólu, wróciła do rzeczywistości. Jakaż była głupia! Mac jest świeżo po operacji. Leżał teraz nieruchomo z zamkniętymi oczami i ręką na jej udzie. Czy zasnął? Spojrzała na jego dużą opaloną dłoń i oblizała wargi. Wciąż czuła jego smak.

To był tylko pocałunek, ale taki, który góry mógłby przenieść, zmienić układ konstelacji. Przed którym morze by się rozstąpiło. Taką miał moc. Całowanie się z Makiem było nieziemskim doświadczeniem.

Świat wiedział, co robi, trzymając ich na dystans. Rory nie szukała mężczyzny, a z pewnością nie takiego jak Mac. Zbyt silnego, zbyt odważnego, zbyt pewnego siebie. Celebryty, który nie znał słowa monogamia.

Przypomniała sobie, że dobrze czuje się sama z sobą.

Urządzenie kontrolne zapiszczało, informując, że program się skończył. Rory zaczęła się podnosić. Zatrzymała ją ściskająca jej udo ręka. Kiedy spojrzała na Maca, oczy wciąż miał zamknięte, ale kąciki jego warg uniosły się w lekkim uśmiechu.

– To mój najlepszy sen w życiu – rzekł i znów odpłynął w niebyt.

Tytuł oryginału: Trapped with the Maverick Millionaire

Pierwsze wydanie: Harlequin Desire, 2016

Redaktor serii: Ewa Godycka

Korekta: Urszula Gołębiewska

© 2016 by Joss Wood

© for the Polish edition by HarperCollins Polska sp. z o.o. Warszawa 2017

Wydanie niniejsze zostało opublikowane na licencji Harlequin Books S.A. Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie.

Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne. Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych i umarłych – jest całkowicie przypadkowe.

Harlequin i Harlequin Gorący Romans są zastrzeżonymi znakami należącymi do Harlequin Enterprises Limited i zostały użyte na jego licencji.

HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym do HarperCollins Publishers, LLC. Nazwa i znak nie mogą być wykorzystane bez zgody właściciela.

Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books S.A.

Wszystkie prawa zastrzeżone.

HarperCollins Polska sp. z o.o.

02-516 Warszawa, ul. Starościńska 1B, lokal 24-25

www.harlequin.pl

ISBN: 978-83-276-3197-8

Konwersja do formatu EPUB: Legimi Sp. z o.o.