Ranczo – opowiadanie erotyczne - Catrina Curant - ebook + audiobook

Ranczo – opowiadanie erotyczne ebook i audiobook

Catrina Curant

4,1

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Ona jest dzika, nieposkromiona i może trochę szalona, on w swoich eleganckich ubraniach wydaje się tutaj nie na miejscu. Dwa silne charaktery, dwa różne światy. Laura ma ranczo, konie, organizuje rajdy, a praca w stajni nie jest dla niej niczym niezwykłym. Paweł na wieś przyjechał dla córki, ale jego życie nie ma nic wspólnego z pracą fizyczną. Po co tak naprawdę się tam przeprowadził? Kim jest i dlaczego pewne rzeczy nie są takie, jak z pozoru mogłoby się wydawać? Pragnienie i pożądanie potrafią zaślepić, ale co się stanie w momencie, gdy Laura dowie się o nim prawdy? I jakich wyborów oboje dokonają? To opowieść o różnicach i miłości, która zdaje się nie patrzeć na nic...

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 65

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 1 godz. 41 min

Lektor: Marianna Wypart

Oceny
4,1 (21 ocen)
9
7
3
2
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
MonikaRuc

Nie oderwiesz się od lektury

Fajna, tylko szkoda ze tak krótka:(
00

Popularność



Podobne


Catrina Curant

Ranczo – opowiadanie erotyczne

Lust

Ranczo – opowiadanie erotyczne

Zdjęcie na okładce: Shutterstock

Copyright © 2022 Catrina Curant i LUST

Wszystkie prawa zastrzeżone

ISBN: 9788728280201

1. Wydanie w formie e-booka

Format: EPUB 3.0

Ta książka jest chroniona prawem autorskim. Kopiowanie do celów innych niż do użytku własnego jest dozwolone wyłącznie za zgodą Wydawcy oraz autora.

Rozdział I: Dzikie namiętności

Samochód podjechał wieczorem, miał wielki napis „Przeprowadzki NA-RAZ” i firma widocznie brała sobie to hasło mocno do serca. Laura patrzyła zaciekawiona przez okno, zgasiła światło, aby nie było tak mocno widać, że jest ciekawska. Dom stał pusty od roku – od kiedy pani Majerska umarła, a jej dzieci nie mogły dogadać się, które z nich ma przejąć nieruchomość. W końcu jednak pojawiła się tabliczka „na sprzedaż”, która zniknęła w ciągu tygodnia, potem zaczęły się remonty, ale właściciela do tej pory Laura nie widziała.

– Może dać ci lunetę?

Podskoczyła. Jej ojciec jak zwykle skradał się tak cicho, jakby był duchem. Uderzyła go łokciem.

– Ej, nie jesteś ciekaw? – zapytała i z lekkim żalem odsunęła się od okna.

– Jestem, ale nie jestem wścibski – mruknął jej staruszek i zapalił światło.

– Zastanawiam się tylko, kto z własnej woli kupuje dom na takim wygnajewie. – Wzruszyła ramionami i nastawiła wodę na herbatę.

– Tak mi się wydaje, że jakoś nie zbierałaś się do wyprowadzki. – Mężczyzna otworzył lodówkę i wyjął piwo. Miał siwe włosy, idealnie prostą sylwetkę, był niski, chudy.

– Bo nie miałby kto robić ci kolacji. – Zaśmiała się i pokręciła głową. Stary nie skomentował. Oboje wiedzieli, że żadne z nich nawet nie myślało o tym, by kiedykolwiek wyprowadzić się z Wilczej Osady. Dziewczyna postawiła przy jego fotelu herbatę i dwie kanapki, pocałowała mężczyznę w czoło, a potem włożyła kurtkę i wyszła z domu. Była dwudziesta druga, ale dla niej dzień jeszcze nie dobiegał końca. Podglądanie sąsiada to jedno, ale prawda była taka, że lubiła sprawdzić wszystko jeszcze raz, zanim pozwoli sobie na odpoczynek. W stajni miała trzydzieści koni, połowa była tu w ramach hotelu, reszta należała do niej. Za dwa tygodnie rozpoczynała kolejne rajdy, a do tego czasu prowadziła standardowe lekcje. Dwie klacze były źrebne, ale do rozwiązania zostało jeszcze trochę czasu. Przeszła specjalnie przodem domu, ale oprócz ekipy od mebli nie zauważyła nikogo, kto mógł być nowym właścicielem sąsiedniego gospodarstwa. Żałowała, że nie było jej stać na odkupienie domu i terenu, ale nie chciała sprzedawać żadnego z koni. Nie umiałaby. Pchnęła furtę i poszła w stronę zabudowań gospodarczych. Lubiła zapach stajni, siana, zwierząt, uspokajał ją, był zapachem dzieciństwa, matki. Stracili ją z ojcem trzy lata wcześniej, rak zabrał ją, zanim zdążyła osiwieć, zrobił to szybko, brutalnie. Laura nie zdążyła się z tym pogodzić, nie zdążyła się pożegnać. W jednej chwili jej mama się śmiała, w kolejnej trumna zjeżdżała do ziemi, pokazując, jak bardzo ulotne jest życie, jak beznadziejnie krótkie. Koń zarżał, a ona odwróciła się gwałtownie. Męskie ręce objęły ją w pasie i przyciągnęły.

– Spóźniłaś się – mruknął mężczyzna w jej usta, a potem pocałował mocno, zaborczo. Oddała pocałunek. Jego zarost był przyprószony siwizną, twardy, lubiła to, zawsze podobali jej się starsi mężczyźni.

– Wystraszyłeś mnie. – Uderzyła go pięścią w pierś, a potem przyciągnęła do siebie i pocałowała jeszcze mocniej. Rozpięła mu koszulę gorączkowo i podniosła ręce do góry, pomagając mu ściągnąć bluzkę, pod która była naga. Miała małe piersi, czasem śmiałą się, że to takie A+. Doceniała je za to, że nie wymagały biustonosza i nie przeszkadzały przy jeździe konnej, ale zdarzało się, że patrzyła na kobiety z zazdrością. Sporo czasu walczyła z przezwiskiem „Deska”, a dopiero po liceum jej biodra nabrały bardziej kobiecych kształtów i pojawił się tyłek, sprawiając, że spodnie z niej nie spadały.

– Chodź, w trzecim boksie jest świeże siano. – Pociągnęła go za rękę i już po chwili jej palce walczyły z jego paskiem. Mężczyzna upadł na siano ze śmiechem, a ona opuściła mu spodnie i wyciągnęła penisa – był gotów, twardy, żylasty. Jej usta rozciągnęły się w uśmiech.

– No dawaj, mam pół godziny. – Wciągnął ją na siebie, a ona dosiadła go jak ogiera. Pod spódnicą była naga, jej cipka była gotowa, mokra i chętna. Zaczęła go ujeżdżać, najpierw wolno – stępa, a potem coraz szybciej, przechodząc w swoisty galop. Konie w sąsiednich boksach rżały, a ją to nakręcało. Seks w stajni, na dziko, z sianem wbijającym się w skórę. Panował gorąc i zaduch, jej ciało było wilgotne od potu, kolana wbijały się w wysuszoną trawę, a biodra podnosiły i opadały, jej cipka wchłaniała w siebie jego penisa, szybko, mocno. Dyszał coraz głośniej, ona pozwoliła sobie na jęk.

– Kurwa, Laura – wystękał jej kochanek, wyciągnął rękę i złapał ją za pierś, miał duże, spracowane dłonie. Ścisnął mocno, brutalnie i tłamsił ją, ugniatał, jakby sam nie do końca wiedział, co z nimi robić. W końcu złapał za sutek i wykręcił go mocno, tak że krzyknęła w ekstazie. Poruszała się na nim coraz szybciej, jej palce wbijały się w jego owłosioną, potężną klatę. Jej ciało było opalone, naturalną opalenizną osoby, która przebywa na dworze, długie włosy spadały kaskadą na plecy, puszczone teraz luzem, w półmroku wyglądała jak istota nie z tego świata, jak boginka – mitologiczne stworzenie, które wyszło z lasów i zakradło się w ludzkie siedziby. Miała ostre rysy twarzy, oczy lekko skośne, jakby w jej żyłach płynęła krew z dodatkiem kilku kropli genów ludów ze wschodu. Podnosiła się i opadała na penisie, zwiększała rytm, by zaraz go zwolnić, w pełni świadoma swoich ruchów, władcza, kobieta, która posiadła mężczyznę, na chwilę, na moment. Materiał spódnicy zasłaniał sam akt, materiał był zwiewny, lekki, podnosił się i opadał bajecznie. Przymknęła oczy, była ona, mężczyzna, zapach siana i koni, zapach ich potu, zapach seksu.

– Pierdolę – jęknął i złapał ją za biodra, dociskając do siebie. – Zwolnij – wydusił, a ona zaśmiała się cicho i zeszła. Zrobiła trzy taneczne kroki i wypięła się, opierając o drewniany boks. Słyszała, jak sapie, złapał ją w pasie i zaczął pieprzyć mocno, wpychając kutasa po same jądra. Obraz się zmienił – teraz z suknią narzuconą na plecy, z twarzą dociśniętą do ściany i z nagimi pośladkami, pieprzona mocno i dziko to ona wyglądała na niewinną, a on zdawał się dzikusem z lasu, na wpół człowiekiem. Miał mocno owłosione nogi, niczym satyr, był mocny w barach, duży, zachłanny.

To niestety koniec bezpłatnego fragmentu. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.