39,99 zł
Stajemy właśnie u progu rewolucji w psychiatrii i neuronauce.Po pięćdziesięciu latach zakazów, kryminalizacji i obaw nauka wreszcie pokazuje nam, że psychodeliki nie muszą być ani niebezpieczne, ani szkodliwe. Wręcz przeciwnie: stosowane zgodnie z przetestowanymi, bezpiecznymi i etycznymi zaleceniami stanowią najskuteczniejszy i najbardziej innowacyjny środek leczenia zaburzeń zdrowia psychicznego, od depresji, przez zespół stresu pourazowego, zaburzenia obsesyjno-kompulsyjne, po problemy z odżywianiem, uzależnienia i przewlekły ból.
ProfesorDavid Nutt, jeden z najważniejszych dziś neuropsychofarmakologów, poświęcił piętnaście lat na badania substancji psychodelicznych, a także stworzył pierwszy ośrodek naukowy zajmujący się tą tematyką. W swojej przełomowej książce wyjaśnia, że odpowiednio stosowane psychodeliki – ze względu na swoje niezwykłe właściwości – powinny funkcjonować jako substancje lecznicze.
„Psychodeliki” to książka, z której dowiesz się, czym tak naprawdę są magiczne grzyby, ayahuasca czy ketamina; w jaki sposób wpływają one na działanie ludzkiego mózgu i jak przełomowe mogą się stać w medycynie XXI wieku. To również fascynująca podróż w czasie, która ukazuje, jak substancje psychodeliczne wykorzystywali nasi przodkowie – zarówno ci sprzed tysiącleci, jak i ci, których najbardziej z psychodelikami kojarzymy: z szalonych lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych XX wieku.
*
Profesor David Nutt jest jednym z naukowców, którzy odegrali kluczową rolę we wskrzeszeniu – po kilku dekadach przerwy – szeroko zakrojonych badań nad psychodelikami takimi jak LSD czy psylocybina. W niniejszej książce opisuje swoje pionierskie projekty dotyczące ich wpływu na mózg i potencjału w leczeniu depresji, a także wnioski z eksperymentów przeprowadzonych przez inne zespoły, między innymi z udziałem pacjentów cierpiących na uzależnienia, traumy lub inne problemy psychiczne. W merytoryczny, a jednocześnie przystępny sposób ukazuje zarówno obiecujące możliwości, jak i zagrożenia związane z użyciem tych substancji.
Psychodelikito lektura obowiązkowa dla wszystkich zainteresowanych miejscem psychodelików we współczesnej nauce i medycynie. –MACIEJ LORENC, autor książki „Czy psychodeliki uratują świat?”
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Tytuł oryginałuPsychedelicsThe revolutionary drugs that could change your life – a guide from the expert
Copyright © Profesor David Nutt 2023
Współautorka: Brigid Moss
First published 2023 by Yellow KiteAn imprint of Hodder & Stoughton, an Hachette UK companyHodder & Stoughton Ltd, Carmelite House, 50 Victoria Embankment, London EC4Y 0DZyellowkitebooks.co.uk
Przekład: Maciej Lorenc
Redakcja: Katarzyna Zegadło-Gałecka
Konsultacja merytoryczna: dr Jan Szczypiński
Korekta: Karolina Zelewska
Skład, adaptacja okładki i przygotowanie do druku: Tomasz Brzozowski
Grafiki: Cali Mackrill / Malik & Mack
Opracowanie e-wydania: Karolina Kaiser /
Copyright © for this edition
Insignis Media, Kraków 2025
Wszelkie prawa zastrzeżone
ISBN 978-83-68352-63-4
Insignis Media, ul. Lubicz 17D/21–22, 31-503 Kraków
tel. +48 12 636 01 90, [email protected], insignis.pl
Facebook: @Wydawnictwo.Insignis
X, Instagram, TikTok: @insignis_media
Autor opowiada się za używaniem niektórych psychodelików w celach leczniczych i jest zaangażowany w badania nad ich potencjałem terapeutycznym. Informacje przedstawione w tej książce nie powinny jednak być traktowane jako porady medyczne i nie zastąpią konsultacji lekarskiej. Wszelkie kwestie związane z waszym zdrowiem – wliczając w to również przyjmowanie jakichkolwiek leków – powinniście omawiać ze swoim lekarzem pierwszego kontaktu. Posiadanie psychodelików do celów rekreacyjnych pozostaje niezgodne z prawem, a niniejsza książka nie zachęca do ich nielegalnego przyjmowania. Autor i wydawcy nie ponoszą odpowiedzialności za jakiekolwiek problemy, które mogą wyniknąć pośrednio lub bezpośrednio z wykorzystania informacji zawartych w tej publikacji.
Psychodeliki to nowa rewolucja w neuronauce i psychiatrii. W ostatnim czasie świat psychodelików gwałtownie się zmienił. Przez pięćdziesiąt lat ogólnoświatowa wojna z narkotykami zapoczątkowana w USA w latach sześćdziesiątych XX wieku przez prezydenta Nixona zakazywała używania tych substancji w najbardziej drakoński sposób.
Niedawno amerykański prezydent Biden stwierdził, że psylocybina i MDMA w ciągu kilku lat staną się lekami w USA. Mam nadzieję, że Europa wkrótce podąży w tym samym kierunku. Magiczne grzyby są już legalne w niektórych miastach i stanach w USA i Kanadzie. W lutym 2023 roku Australia wprowadziła zmiany w ustawie Therapeutic Goods Act, za sprawą których od 1 lipca tego samego roku psylocybina i MDMA są tam klasyfikowane jako leki. Psylocybina w formie magicznych grzybów jest dostępna również w klinikach w Oregonie na mocy regulacji stanowych i prawdopodobnie niedługo zostanie udostępniona także w Kalifornii i Kolumbii Brytyjskiej.
To nowe podejście do psychofarmakologii pochłonęło ostatnich piętnaście lat mojej kariery badawczej i stanowi główny obszar mojej aktywności zawodowej. W 2018 roku wraz z Robinem Carhartem-Harrisem (dziś już profesorem) założyliśmy pierwszy na świecie ośrodek akademicki specjalizujący się w badaniach nad psychodelikami, wpisując się w ogólnoświatowy renesans projektów naukowych dotyczących tych substancji – między innymi ketaminy, LSD, psylocybiny i MDMA. Jeszcze do niedawna postrzegano je jako niebezpieczne i uzależniające narkotyki, przez co nawet poszukiwanie informacji na ich temat mogło stanowić poważne zagrożenie dla kariery naukowca. Obecnie jednak jesteśmy świadkami prawdziwej eksplozji zainteresowania nimi w środowiskach akademickich, a także wynikającej z tego rewolucji w neuronauce i psychiatrii.
W 2006 roku nasz zespół, we współpracy z Beckley Foundation, postanowił dowiedzieć się więcej o zmianach w działaniu mózgu, które leżą u podstaw natury doświadczenia psychodelicznego. W tamtym czasie nie przypuszczałem, że wkrótce będziemy zabiegać o granty na badania dotyczące użycia psychodelików w leczeniu depresji. Wyniki naszych eksperymentów zaskoczyły mnie bardziej niż cokolwiek innego w całej mojej karierze zawodowej. Dr Timothy Leary, ikona psychodelicznego ruchu z lat sześćdziesiątych, twierdził, że ludzie powinni „włączyć się, dostroić się i odpaść”[1], ale ku naszemu zdumieniu odkryliśmy, że psychodeliki bynajmniej nie włączają ludzi. Czy też raczej, mówiąc precyzyjniej, nie włączają mózgu. Zamiast tego wyłączają niektóre jego obszary, zwłaszcza części napędzające depresyjne myślenie. To odkrycie doprowadziło nas do zainicjowania badań z udziałem ludzi cierpiących na depresję lekooporną, a ich wyniki pokazały, że trip psylocybinowy może być najskuteczniejszą jednorazową interwencją w leczeniu tego niezwykle rozpowszechnionego zaburzenia odbierającego zdolność do normalnego funkcjonowania.
Psychodeliki wydają się obiecujące również w odniesieniu do innych dolegliwości, między innymi zespołu stresu pourazowego (ang. post-traumatic stress disorder, PTSD), zaburzenia obsesyjno-kompulsyjnego (ang. obsessive-compulsive disorder, OCD), zaburzeń odżywiania i niektórych rodzajów bólu. Oferują nadzieję dla dużej części pacjentów, w przypadku których dotychczas stosowane formy leczenia zawiodły albo są niewystarczające, a także dla psychiatrów i psychologów. Nowe kuracje oparte na stosowaniu tych środków są bowiem pierwszym znaczącym przełomem w psychiatrii od pięćdziesięciu lat, pomimo ogromnych postępów w neuronauce i neuroobrazowaniu. Ketaminę – substancję wywołującą efekty psychodeliczne – już wykorzystuje się w leczeniu depresji lekoopornej. Jest to możliwe dzięki temu, że w odróżnieniu od klasycznych psychodelików i MDMA jest ona zarejestrowanym lekiem, którego od dekad w wielu krajach używa się jako środka znieczulającego.
Nasz zespół stworzył jeden z najważniejszych na świecie ośrodków badań nad psychodelikami. Przeprowadziliśmy między innymi pionierskie eksperymenty neuroobrazowe, aby lepiej zrozumieć terapeutyczne mechanizmy ich działania, a także ich wpływ na świadomość. Psychodeliki są bowiem nie tylko potencjalnymi lekami, ale również narzędziami dostarczającymi informacji o funkcjonowaniu mózgu i świadomości. Ponad sto lat temu William James stwierdził po swoich doświadczeniach psychodelicznych:
(…) nasza zwykła świadomość na jawie, nasza – że tak powiem – świadomość rozumowa, jest tylko pewnym szczególnym typem świadomości, poza którym, oddzielone odeń tylko cieniutką błonką, leżą formy potencjalne świadomości zgoła odmiennych (…) Żaden opis całokształtu wszechświata nie może być zupełny, jeśli pomija te inne formy świadomości. Pytanie tylko, jak patrzyć na nie, skoro tak widoczny jest brak ciągłości pomiędzy nimi i świadomością zwykłą[2].
Zgadzam się z Jamesem. Badania naukowe nad odmiennymi stanami świadomości są według mnie równie ważne, jak badania nad cząstkami subatomowymi czy początkami wszechświata. Dzięki współczesnym technikom neuroobrazowania możemy przyglądać się wpływowi psychodelików na różne obszary mózgu i – co ważniejsze – obserwować, w jaki sposób połączenia pomiędzy tymi obszarami zmieniają się podczas psychodelicznego tripu, a nawet po jego zakończeniu.
Można powiedzieć, że techniki te są dla psychodelicznych badań nad świadomością tym, czym Wielki Zderzacz Hadronów jest dla fizyki cząstek elementarnych. Podejrzewam, że w obu tych dziedzinach jesteśmy dopiero na początku naszej drogi. J.B.S. Haldane, wielki brytyjski naukowiec medyczny z pierwszej połowy dwudziestego wieku, powiedział: „Jestem obecnie zdania, że wszechświat jest nie tylko dziwniejszy, niż zakładamy, ale również dziwniejszy, niż jesteśmy w stanie zakładać”. Czy tak samo może być w przypadku mózgu?
Znajdujemy się na progu rewolucji w psychiatrii. Po pięćdziesięciu latach prohibicji, kryminalizacji i stygmatyzacji nauka wreszcie pokazuje, że psychodeliki zwykle nie są groźne ani szkodliwe. Gdy używa się ich zgodnie ze sprawdzonymi, bezpiecznymi i etycznymi zasadami, mogą one wręcz stanowić następną znaczącą innowację w leczeniu chorób psychicznych.
Być może sięgnęliście po tę książkę dlatego, że natrafiliście na informacje o przełomowych badaniach dotyczących wykorzystywania psylocybiny w leczeniu depresji lekoopornej. Albo o tym, że MDMA jest stosowane w leczeniu PTSD. Od 1 lipca 2023 roku obie te substancje są w Australii uznawane za leki[3], a MDMA prawdopodobnie niedługo stanie się lekiem także w Stanach Zjednoczonych i Kanadzie.
Nie jest również wykluczone, że sięgnęliście po tę książkę dlatego, że znajomi opowiedzieli wam o tym, w jaki sposób ich zdrowie psychiczne uległo transformacji za sprawą udziału w odosobnieniu z ayahuascą w Amazonii. Albo o tym, że mikrodawkowanie LSD lub magicznych grzybów wpłynęło korzystnie na ich produktywność, kreatywność lub nastrój. Możecie się zastanawiać, czy przyjmowanie psychodelików naprawdę jest bezpieczne i czy one w ogóle działają. A może nawet rozważacie podróż do miejsc, gdzie niektóre psychodeliki są legalne, na przykład do Holandii, na Jamajkę czy do amerykańskich stanów Oregon albo Kolorado, żeby skorzystać z ich dobrodziejstw w zgodzie z prawem.
Niniejsza książka stanowi owoc piętnastu lat badań i dążenia do naukowej innowacji. Odpowie na wasze pytania dotyczące psychodelików i podobnych środków psychoaktywnych, między innymi magicznych grzybów (zawierających psylocybinę), ayahuaski i LSD. Substancji tych obecnie używa się w szeroko zakrojonych badaniach nad leczeniem depresji, uzależnień i PTSD. Wydają się one obiecujące również w odniesieniu do wielu innych problemów zdrowotnych, takich jak OCD, zaburzenia odżywiania czy niektóre rodzaje bólu.
W terapiach wspomaganych psychodelikami nie chodzi jednak wyłącznie o samo podanie środka psychoaktywnego. Najlepsze rezultaty osiąga się bowiem poprzez połączenie psychodelików i psychoterapii, co stanowi zupełnie nowe podejście do chorób psychicznych, które zawiera w sobie najlepsze aspekty jednego i drugiego. Jestem nie tylko neuronaukowcem i psychofarmakologiem (czyli badaczem mózgu i środków psychoaktywnych), ale również psychiatrą. Zdaję sobie więc sprawę, jak ważne jest doprowadzenie do tego, żeby psychodeliki dały nadzieję na skuteczne wyleczenie dużej części pacjentów, w przypadku których dostępne obecnie kuracje zawiodły albo są niewystarczające.
Opowiem w tej książce o tym, czego wraz z moim zespołem z Imperial College London dowiedzieliśmy się o wpływie psychodelików na mózg (rozdział czwarty) i jak odkryliśmy, że działają inaczej niż leki antydepresyjne, które są powszechnie stosowane w psychiatrii klinicznej (rozdział piąty). Jest to o tyle ważne, że im większą liczbą metod medycyna dysponuje w leczeniu danego zaburzenia, tym lepsze są potencjalne rezultaty dla pacjenta. Badania pokazują, że psychodeliki przynoszą szybkie efekty i zazwyczaj wywołują poprawę po podaniu zaledwie kilku dawek. Starsze leki zaczynają natomiast działać dopiero po kilku tygodniach albo nawet miesiącach. Za pomocą psychodelików możemy szybko przynieść ulgę cierpiącym ludziom, co rzadko zdarza się w przypadku konwencjonalnych kuracji psychiatrycznych.
Choć w większości krajów substancje psychodeliczne od ponad pięćdziesięciu lat są nielegalne, wzbudzają współcześnie ogromne zainteresowanie w medycynie, a także w kulturze, świecie akademickim i biznesie. Zaczęło się to od świetnej książki Michaela Pollana zatytułowanej Jak zmienić swój umysł, na podstawie której Netflix stworzył serial dokumentalny. Książę Harry w książce Ten drugi otwarcie pisze o swoich doświadczeniach z ayahuascą i magicznymi grzybami. Większe znaczenie dla najbliższej przyszłości psychodelików jako leków ma jednak fakt, że również establishment zaczyna patrzeć na nie bardziej przychylnym okiem. Profesor Paul Summergrad, który sprawował niegdyś funkcję prezesa American Psychiatric Association (Amerykańskie Towarzystwo Psychiatryczne), opisał, w jaki sposób jego dawne doświadczenia z LSD przyczyniły się do tego, że został psychiatrą: „Było to głęboko mistyczne przeżycie, które zmieniło mój sposób myślenia o poczuciu »ja«. Za jego sprawą zacząłem dużo zastanawiać się nad neurobiologią i świadomością. Skoro bowiem maleńka ilość tego rodzaju substancji jest w stanie w tak dużym stopniu zmienić naszą percepcję, co może to oznaczać dla naszego sposobu rozumienia relacji pomiędzy umysłem a mózgiem i – co istotne z punktu widzenia psychiatrii – etiologii chorób psychicznych?”[4].
Renesans badań nad psychodelikami został zainicjowany przez falę nowych zespołów uniwersyteckich (między innymi mój), po której pojawiła się fala wyspecjalizowanych firm farmaceutycznych. Kilka przedsiębiorstw zaangażowanych w te eksperymenty jest obecnie wartych miliardy dolarów. Ta akceptacja ze strony kulturowego mainstreamu może wynikać z tego, że pokolenie, które obecnie sprawuje władzę, prawdopodobnie eksperymentowało z psychodelikami w młodości. Jedną z pierwszych osób publicznie przyznających się do ich używania był Steve Jobs, który stwierdził, że przyjęcie LSD było jednym z najważniejszych doświadczeń w jego życiu. „Nie znam słów, za pomocą których mógłbym wyjaśnić, jaki wpływ wywarło na mnie LSD. Mogę jednak powiedzieć, że zażycie tej substancji było dla mnie pozytywnym przeżyciem, które zmieniło moje życie. Bardzo się cieszę, że przeszedłem przez to doświadczenie”[5].
Opowieść o tym, w jaki sposób psychodeliki zyskały popularność w latach sześćdziesiątych ubiegłego wieku, jest niezwykle frapująca. Psychodeliczne działanie LSD zostało odkryte przypadkowo w 1943 roku, gdy Albert Hofmann, naukowiec, który zsyntetyzował tę substancję, nieumyślnie ją przyjął po dotknięciu jej czubkami palców[6].
Nieco później Hofmann zidentyfikował podobny związek chemiczny, który odpowiada za działanie magicznych grzybów, i nazwał go psylocybiną. Obecnie wydaje się to niewiarygodne, ale w latach pięćdziesiątych firma Sandoz dystrybuowała te dwie substancje (pierwszą pod nazwą Delysid, a drugą pod nazwą Indocybin) i wysyłała je badaczom z różnych zakątków świata w celu ustalenia, w jaki sposób mogłyby one znaleźć zastosowanie w medycynie.
Doprowadziło to do gwałtownego wzrostu badań nad substancjami psychodelicznymi. W latach pięćdziesiątych i sześćdziesiątych przeprowadzono setki eksperymentów klinicznych z użyciem psychodelików – zwłaszcza LSD – i zgromadzono tysiące opisów doświadczeń wywołanych za ich pomocą[7]. Szacuje się, że National Institutes of Health (NIH), amerykańska instytucja rządowa zajmująca się finansowaniem badań, przyznały w tamtym okresie ponad sto trzydzieści grantów na projekty poświęcone tej tematyce[8].
Psychodeliki w znacznej mierze przyczyniły się do rozwoju psychiatrii biologicznej. Pokazały, że związek chemiczny może gruntownie zmienić działanie umysłu i mózgu, przez co dostarczyły argumentów na rzecz tego, że możliwe jest leczenie zaburzeń psychicznych za pomocą odpowiednich substancji.
Współczesne badania psychiatryczne w dużym stopniu opierają się na tych dawnych eksperymentach. Psychiatrzy zaczęli używać psychodelików, żeby pomóc pacjentom w uzyskaniu dostępu do stłumionych wspomnień i emocji – żeby odblokować ludzi, którym nie udało się poczynić postępów w procesie psychoterapeutycznym. Mniej więcej w tamtym czasie ukuto termin „psychodeliki”, który w dosłownym tłumaczeniu oznacza „ujawniający umysł”. Jednym z najskuteczniejszych zastosowań tych substancji było leczenie uzależnienia od alkoholu, o czym napiszę więcej w rozdziale siódmym.
Badania nad psychodelikami prowadzone w połowie ubiegłego wieku miały jednak również ciemną stronę. W Stanach Zjednoczonych znaczna ich część była realizowana lub finansowana przez CIA, wojsko i inne instytucje rządowe. W ramach tych eksperymentów testowano LSD na żołnierzach i osobach cywilnych – niekiedy za ich zgodą, a kiedy indziej bez niej – jako potencjalną broń w zimnej wojnie (więcej na ten temat w rozdziale trzynastym). Pojawiły się pogłoski, że Sowieci zamierzają używać LSD jako broni chemicznej, a mianowicie rozpylać tę substancję w celu unieszkodliwienia zachodnich żołnierzy albo wrzucać ją do wody pitnej, żeby obezwładniać całe miasta[9]. Wynikające z tego obawy napędzały badania w świecie euroatlantyckim – armia brytyjska również prowadziła własne eksperymenty. Choć znaczna część tych projektów była nieetyczna nawet według ówczesnych standardów, tak właśnie wyglądały początki zgłębiania wpływu psychodelików na mózg.
*
Kiedy w latach sześćdziesiątych LSD wydostało się z laboratoriów, wywołało wybuch kreatywności w muzyce i innych dziedzinach sztuki, a także reform w polityce. W Stanach Zjednoczonych dzielnica Haight-Ashbury w San Francisco stała się centrum nowej kontrkultury młodzieżowej, ludzi, którzy „włączali się” i rezygnowali z normalnego życia. Organizowano demonstracje przeciwko wojnie w Wietnamie, marsze proekologiczne oraz protesty na rzecz praw obywatelskich. Narodził się wtedy również feminizm drugiej fali, który koncentrował się głównie wokół „ruchu wyzwolenia kobiet”.
W tamtym czasie byłem zbyt młody, żeby uczestniczyć w tych wydarzeniach. W lecie 1967 roku, znanym również jako lato miłości, miałem szesnaście lat i skupiałem się na egzaminach. Przejawem małego buntu z mojej strony było jednak skonstruowanie modelu cząsteczki LSD z kulek i pręcików z okazji Dnia Rodziców w szkole (chciałem również zsyntetyzować tę substancję w ramach zaliczenia zajęć z chemii). Pamiętam, że w tamtym czasie trudno było uniknąć poczucia, że świat zmienia się na lepsze. Nie trzeba zażywać LSD, żeby wiedzieć, że hasło „czyńcie pokój, a nie wojnę” jest czymś dobrym.
Organizowano duże festiwale muzyczne, takie jak Human Be-In w San Francisco. W przypadku wielu ludzi muzyka była kluczowym elementem pierwszych doświadczeń z psychodelikami (w rozdziale szóstym opiszę, dlaczego jest ona ważna również w terapii wspomaganej psychodelikami). Środki psychoaktywne stanowiły źródło inspiracji dla Grateful Dead, The Doors czy Jimiego Hendrixa i przyczyniły się do powstania album Sgt. Pepper’s Lonely Hearts Club Band zespołu The Beatles. Ken Kesey zaczął jeździć magicznym autobusem po Stanach Zjednoczonych i organizować „kwasowe testy”, rozpowszechniając swoje radykalne przesłanie oparte na pokoju, miłości i muzyce.
Paul McCartney wiele lat później wyznał, że był ateistą, dopóki nie przyjął dimetylotryptaminy (DMT) – krótko działającego psychodeliku wywołującego podobne efekty co LSD (patrz s. 51). „Momentalnie przygwoździło mnie do kanapy – zobaczyłem Boga, coś niesamowicie potężnego, i wypełniła mnie pokora”, powiedział. Opisał swoją wizję następująco: „Stałem przed ogromnym (…) masywnym murem, którego górnego krańca nie byłem w stanie dostrzec”[10]. (O duchowych aspektach psychodelików napiszę więcej w rozdziale dziewiątym).
Następnie w 1967 roku LSD zostało zakazane w USA i umieszczone w tak zwanym wykazie I („Schedule 1”). Uznano, że jest bardzo niebezpieczne, uzależniające i pozbawione jakiegokolwiek konkretnego zastosowania medycznego. Amerykańskie władze poprowadziły ogólnoświatową kampanię na rzecz delegalizacji psychodelików, wskutek czego kilka lat później zaklasyfikowano tę substancję do wykazu I również w Konwencji o substancjach psychotropowych ONZ z 1971 roku. Większość krajów podążyło w kierunku wskazanym przez ONZ. Zakaz objął także inne psychodeliki, między innymi psylocybinę i meskalinę, mimo że w tamtym czasie dostępnych było bardzo niewiele danych na temat ich użycia, a tym bardziej wywoływanych przez nie szkód.
Historia pokazała, że psychodelików nie zakazano z powodu ich szkodliwości. Zakazano ich, ponieważ za ich sprawą ludzie zmieniali swój sposób myślenia o ważnych problemach świata, przez co wzbudzały strach w przedstawicielach establishmentu. Psychodeliki mogą sprzyjać zmianie dysfunkcyjnych myśli, co okazało się bardzo pomocne w leczeniu problemów psychicznych, między innymi depresji i uzależnień (patrz rozdziały piąty i siódmy). Establishment nie postrzegał jednak tej właściwości jako czegoś użytecznego, ponieważ była ona powiązana z niepokojami społecznymi kwestionującymi zasadność działań ówczesnego rządu, zwłaszcza w odniesieniu do militarnej polityki zagranicznej i dominacji kapitalizmu. Za pomocą zakazów amerykańskie władze próbowały odzyskać kontrolę nad społeczeństwem; nie mogły zdelegalizować protestów przeciwko wojnie w Wietnamie, więc zdelegalizowały LSD.
Psychodeliki niewątpliwie nie powinny były znaleźć się w wykazie I; nie są aż tak niebezpieczne, a na dodatek mają zastosowania medyczne. W ostatecznym rozrachunku protesty przyczyniły się do przerwania wojny w Wietnamie, ale zakazy dotyczące tych substancji pozostały – i obowiązują aż do dziś.
Regulacje prawne na ponad pięćdziesiąt lat skutecznie ograniczyły możliwość prowadzenia eksperymentów nad psychodelikami. Liczba projektów naukowych z ich użyciem spadła praktycznie do zera. Dziedzina ta została uznana za zarówno nielegalną, jak i niebezpieczną, przez co porzucono ją i zniknęła z kanonu akceptowalnych badań psychiatrycznych.
Rys. 1. Wpływ restrykcji na spadek publikacji na temat substancji psychodelicznych w latach 1950–2016
Kiedy w latach siedemdziesiątych szkoliłem się na psychiatrę, nie słyszałem o jakichkolwiek pozytywnych wynikach eksperymentów dotyczących psychodelików. Aby uzasadnić zakazy dotyczące tych substancji, instytucje rządowe finansowały badania, które miały na celu ukazanie zagrożeń związanych z ich używaniem. W rezultacie zaczęto koncentrować się wyłącznie na tej tematyce. Przerażające historie opisywane przez media przyczyniały się do szerzenia informacji utrzymanych w negatywnym tonie – na przykład przestróg, że jeżeli człowiek przyjmie LSD, będzie wpatrywał się w słońce aż do utraty wzroku albo nabierze przekonania, że potrafi latać, po czym wyskoczy przez okno. W niektórych artykułach twierdzono, że LSD wywołuje uszkodzenia chromosomów i deprawuje młodzież. Przede wszystkim jednak ostrzegano, że po psychodelicznym tripie ludzie nie są w stanie powrócić do normalności albo popadają w szaleństwo (napiszę o tym więcej w rozdziale trzynastym).
Jako że psychodeliki w dalszym ciągu mają złą reputację, obalę w tej książce niektóre mity i błędne wyobrażenia na ich temat (patrz rozdziały dwunasty i trzynasty). Niewątpliwie są to potężne substancje i trzeba traktować je na poważnie, ale większość ludzi wciąż wierzy w twierdzenia, że są bardzo niebezpieczne, uzależniające i pozbawione wartości medycznej. Poświęciłem dużo swojego czasu na edukowanie tak zwanych ekspertów, którzy naprawdę powinni dysponować rzetelniejszą wiedzą na ich temat – między innymi wielu starszych psychofarmakologów i psychiatrów. W tym kontekście warto wspomnieć również o politykach i biurokratach, którzy uważają, że Wielka Brytania nie może zarejestrować psychodelików jako leków, ponieważ byłoby to sprzeczne z decyzjami ONZ. Nie jest to prawda. W dodatku znaczna część mediów dla wywołania sensacji nadal chętnie publikuje przerażające historie o środkach psychoaktywnych.
W latach dziewięćdziesiątych zacząłem pracować jako doradca brytyjskiego rządu. Podczas pełnienia tej funkcji zdałem sobie sprawę z szerokiej przepaści pomiędzy realną szkodliwością psychodelików a ich statusem prawnym.
Na przykład w Wielkiej Brytanii prawdopodobnie mniej więcej milion ludzi co roku zbiera i zażywa magiczne grzyby w sezonie jesiennym. W 2005 roku świeże owocniki magicznych grzybów zostały jednak umieszczone w klasie A obok heroiny i kokainy (wysuszone owocniki znajdowały się w niej już wcześniej) – czyli w kategorii nielegalnych środków psychoaktywnych, których posiadanie jest najsurowiej karane.
Taka ocena ich bezpieczeństwa nie jest logiczna. Dysponujemy dowodami, które wskazują, że odkąd ludzie zaczęli spożywać rośliny, używali ich do wywoływania zmian w świadomości. Sięgali po nie z myślą o przyjemności i ucieczce od codzienności, ale również – co ważniejsze – eksplorowaniu możliwości własnych mózgów, symbolicznym wejściu w dorosłość czy konsolidowaniu grupy, a także w celach duchowych i religijnych.
Spoglądając wstecz na czasy prehistoryczne, wysunięto teorię, że u źródeł religii hinduistycznej leżało przyjmowanie różnych środków psychoaktywnych znanych pod zbiorczą nazwą „soma” (nazwy tej użył później Aldous Huxley w swojej powieści Nowy wspaniały świat w odniesieniu do substancji pacyfikującej ludzi). Dokładny skład somy pozostaje nieznany, ponieważ jego nieliczne opisy znajdują się w bardzo starych tekstach; w dalszym ciągu stanowi on temat debat. Ekspert w dziedzinie psychodelicznych grzybów R. Gordon Wasson był jednak zdania, że prawdopodobnie znajdowały się w niej ekstrakty z magicznych grzybów zawierających psylocybinę albo z muchomorów czerwonych (Amanita muscaria, patrz rozdział trzeci), a także z roślin takich jak konopie[11].
Uważa się, że mniej więcej w tym samym czasie – około 1500 r. p.n.e. – starożytni Grecy używali psychodelików podczas sekretnych ceremonii religijnych na cześć bogini Demeter i jej córki Persefony. Nazywano je misteriami eleuzyjskimi i odprawiano je każdego roku przez dwa tysiąclecia. W trakcie tych wielodniowych uroczystości ludzie zachowywali post i pokonywali na piechotę dwadzieścia kilometrów z Aten do świątyni Demeter w Eleusis, po czym przyjmowali święty psychodeliczny napój o nazwie „kykeon”. Pojawiły się sugestie, że było to wino z dodatkiem sporyszu: przetrwalnika grzyba porastającego rośliny zbożowe, który wytwarza cząsteczki podobne do LSD[12].
Najstarsze nowożytne dane historyczne dotyczące psychodelików pochodzą od hiszpańskich konkwistadorów, którzy najechali Ameryki. Wspominali oni o użyciu tych środków – między innymi magicznych grzybów, ayahuaski i kaktusów zawierających meskalinę – w różnych częściach Ameryki Południowej i Ameryki Środkowej. Hiszpanie próbowali wyplenić wszelkie świadectwa i wiedzę o psychoaktywnych roślinach i grzybach, karząc śmiercią za ich stosowanie[13], ale związane z nimi praktyki zaadaptowały się do nowych warunków i przetrwały. Gdy hiszpańscy najeźdźcy narzucili lokalnej populacji swój język i kulturę, rdzenne społeczności nie przestały używać kaktusów zawierających meskalinę, lecz – co jest dość zabawne – zaczęły nazywać je San Pedro od imienia świętego Piotra, który otwiera bramy do nieba. W ostatnim czasie pradawne ceremonie religijne z użyciem ayahuaski zyskały ogólnoświatową popularność.
Z represyjnym podejściem do informacji o środkach psychoaktywnych mamy do czynienia również współcześnie. Przekonałem się o tym, gdy w pierwszej dekadzie XXI wieku pracowałem dla rządu w organizacji Advisory Council on the Misuse of Drugs (ACMD). Brytyjskie władze bezskutecznie próbowały wówczas powstrzymać ludzi przed używaniem MDMA. Nasze oficjalne analizy wykazały, że tabletki ecstasy – choć czasem powodują niestety zgony wśród młodych osób – nie są tak niebezpieczne, jak sugeruje ich klasyfikacja prawna. Znajdują się one w klasie A, czyli najbardziej restrykcyjnej kategorii nielegalnych środków zmieniających świadomość. Uzyskane przez nas wyniki zmotywowały mnie do rozpoczęcia pracy na rzecz wprowadzenia adekwatnych i logicznych przepisów narkotykowych, które opierałyby się na dowodach naukowych.
Jak przeczytacie w rozdziale dwunastym, w 2009 roku zostałem zwolniony przez rząd za otwarte mówienie o względnej szkodliwości różnych substancji psychoaktywnych, zwłaszcza o tym, że szkody wywoływane przez MDMA są wyolbrzymiane. Był to dla mnie bodziec do stworzenia wyczerpującego sposobu na ocenę szkód wywoływanych przez środki psychoaktywne.
Trzy lata później w wyniku tej pracy nabrałem przekonania, że w badaniach z udziałem ludzi można bezpiecznie używać nie tylko MDMA, ale również psylocybiny.
W ostatnich piętnastu latach przeprowadzono systematyczne i szczegółowe analizy dotyczące potencjalnych szkód i korzyści wynikających z przyjmowania psychodelików (napiszę o tym więcej w rozdziałach szóstym i dwunastym). Wykazano, że kiedy substancji tych używa się w odpowiedni sposób jako leków, nie są one niebezpieczne, i że ryzyko związane z ich stosowaniem nie jest barierą dla uczynienia z nich leków, jeśli tylko korzysta się z nich ostrożnie. Prawda jest taka, że wszystkie leki mogą być groźne, gdy są używane niewłaściwie.
Zacząłem badać psychodeliki, ponieważ chciałem dowiedzieć się więcej o mózgu i świadomości. Psychodeliczny chemik Alexander „Sasha” Shulgin, znany również jako Dr Ecstasy, stwierdził kiedyś: „Zawsze interesowała mnie maszyneria procesów mentalnych”[14].
Psychodeliki zmieniają działanie mózgu w bardziej gruntowny i interesujący sposób niż jakakolwiek inna grupa środków psychoaktywnych. Najbardziej elokwentne i fascynujące opisy tych znaczących oddziaływań można znaleźć w rewolucyjnej książce Drzwi percepcji, którą Aldous Huxley napisał w 1954 roku.
Jego spostrzeżenia są tak zajmujące, ponieważ wydają się prorocze, stanowiąc zapowiedź późniejszych prac naukowych, mimo że w tamtym czasie niewiele było wiadomo o mózgu.
Zostać wyrwanym z kolein normalnej percepcji, uzyskać na kilka bezczasowych godzin widzenie zewnętrznego i wewnętrznego świata, nie takie, jakim dysponuje zwierzę opętane przetrwaniem lub człowiek opętany słowami i pojęciami; ujrzeć je takimi, jakimi postrzega je, w całej bezpośredniości i nieuwarunkowaniu, Wolny Umysł – to doświadczenie o nieocenionej wartości dla każdego, szczególnie dla intelektualisty[15].
Albert Hoffman w latach pięćdziesiątych stwierdził, że psylocybina – aktywny składnik magicznych grzybów – i LSD pod względem budowy chemicznej wykazują podobieństwo do jednego z neuroprzekaźników, a mianowicie serotoniny[16]. W tamtym czasie nie było jednak wiadomo, za co odpowiada serotonina ani jak wpływa na układ nerwowy.
Lata siedemdziesiąte przyniosły ogromne zmiany w neuronauce. Wiązały się one z odkryciem, że mózg jest w dużej mierze maszyną chemiczną i że informacje tworzące nasze myśli, funkcje i procesy przemieszczają się pomiędzy neuronami za pośrednictwem elektryczności, ale przeskakują przez oddzielające je szczeliny – synapsy – za sprawą neuroprzekaźników, czyli grupy substancji obejmującej między innymi serotoninę.
Nowa technika nazywana klonowaniem genów pomogła odkryć, że w mózgu istnieje piętnaście różnych rodzajów receptorów przeznaczonych dla serotoniny i że psychodeliki wywołują typowe dla siebie efekty poprzez przyłączanie się do jednego z nich: receptora 5-HT2A (zazwyczaj nazywanego po prostu receptorem 2A).
Jako że środki psychodeliczne wywołują duże zmiany w procesach mentalnych, stanowią ważne narzędzie w badaniach nad rolą niektórych receptorów serotoninowych w ludzkiej świadomości i – co niezwykle istotne – w nastroju, a także nad ogólnym znaczeniem serotoniny dla funkcjonowania umysłu człowieka.
Obecnie dysponujemy również nowoczesnymi technikami neuroobrazowania, dzięki którym jesteśmy w stanie zobaczyć, co się dzieje, kiedy psychodeliki przyłączają się do receptorów. Za pomocą magnetoencefalografii (MEG) czy elektroencefalografii (EEG) możemy przyjrzeć się elektrycznym czynnościom mózgu.
Metoda funkcjonalnego rezonansu magnetycznego (fMRI) pokazuje, w jaki sposób psychodeliki zmieniają aktywność różnych obszarów mózgu i jak wpływają na połączenia pomiędzy nimi. Pozytonowa tomografia emisyjna (PET) pozwala natomiast zobaczyć, jak środki psychoaktywne przemieszczają się w mózgu, do jakich jego części się przyłączają i jak długo w nim pozostają.
Jako że substancje psychodeliczne w dalszym ciągu znajdują się w wykazie I, nadal istnieje wiele barier dla prowadzenia badań nad nimi. Jedną z nich są wysokie koszty. Wprowadzone ponad pół wieku temu zakazy spowodowały w związku z tym pięćdziesięcioletnią przerwę w pracach badawczych. Traktuję to jako najgorszą cenzurę poszukiwań naukowych w historii, ponieważ jej wpływ pozostaje ogólnoświatowy. Psychodeliki zapewne wkrótce zostaną zarejestrowane jako leki, co pokazuje, że w ogóle nie powinny były zostać zakazane – z pewnością w przypadku użycia medycznego, ale prawdopodobnie nawet w przypadku użycia rekreacyjnego. Przez pięćdziesiąt lat ludziom z uzależnieniami i innymi problemami psychicznymi odmawiano dostępu do terapii z użyciem tych substancji, mimo że mogła ona okazać się dla nich najlepszą formą leczenia.
Niniejsza książka wpisuje się w proces unieważniania tej cenzury – w renesans psychodeliczny. Według mnie badania nad psychodelikami stanowią jeden z najbardziej ekscytujących obszarów współczesnej nauki. Wierzę, że za sprawą tej lektury zrozumiecie, dlaczego tak uważam.
Członkowie tej rodziny substancji mogą na pierwszy rzut oka wydawać się niespokrewnieni ze sobą. Oprócz LSD i magicznych grzybów znajduje się w niej między innymi ayahuasca, czyli spożywany ceremonialnie południowoamerykański wywar, który jest ulubionym środkiem psychoaktywnym wśród poszukiwaczy duchowych. Jest w niej także „boska molekuła” pochodząca z ropuchy, czyli 5-MeO-DMT. Rodzina ta obejmuje również meskalinę, która była pierwszym zidentyfikowanym chemicznie psychodelikiem i jednym z elementów napędzających „szaloną podróż przez Amerykę” opisaną przez Huntera S. Thompsona w powieści Lęk i odraza w Los Angeles.
Choć klasyczne psychodeliki mają bardzo różne pochodzenie, historię i reputację, wszystkie działają w podobny sposób. Wskazuje na to ich alternatywna nazwa: psychodeliki serotoninergiczne. Każdy z nich pod względem budowy chemicznej przypomina serotoninę, co pozwala im przyłączać się do jednego lub więcej receptorów serotoninowych w mózgu i przewodzie pokarmowym. Serotonina (5-hydroksytryptamina lub 5-HT) jest neuroprzekaźnikiem, który odgrywa rolę w wielu procesach mózgowych związanych między innymi ze snem, pamięcią i uczeniem się, nastrojem i emocjami, zachowaniami seksualnymi, głodem czy percepcją. Na układ serotoninergiczny w ciele wpływa również wiele substancji stosowanych w psychiatrii, na przykład leki z selektywnych inhibitorów wychwytu zwrotnego serotoniny (ang. selective serotonin reuptake inhibitors, SSRI), których używa się w leczeniu depresji i zaburzeń lękowych.
Receptory to białka, które są celem oddziaływania neuroprzekaźników. W ludzkim mózgu znajduje się co najmniej piętnaście różnych podtypów receptorów serotoninowych i większość z nich pełni zróżnicowane funkcje. Substancje zaliczane do klasycznych psychodelików wywołują swoje psychoaktywne efekty poprzez przyłączanie się do receptora 5-HT2A – czy też 2A.
Duża część z tych środków jest obecnie nielegalna w większości państw zachodnich. Choć nastręcza to regulacyjnych i finansowych barier dla prowadzenia badań, jesteśmy współcześnie świadkami renesansu projektów naukowych dotyczących psychodelików, zwłaszcza psylocybiny. W rezultacie substancja ta zajmuje czołowe miejsce w staraniach na rzecz zarejestrowania środków psychodelicznych jako licencjonowanych leków, zaraz za MDMA (któremu przyjrzymy się wspólnie w następnym rozdziale).
Receptor 2A pośredniczy w powstawaniu wielu efektów psychodelicznych. Zażycie któregoś z klasycznych psychodelików zmienia procesy percepcyjne, poznawcze i emocjonalne, a także poczucie upływu czasu, poczucie umiejscowienia w przestrzeni i poczucie własnego „ja”. Poniżej znajduje się opis ich najważniejszych efektów.
Zmiany wizualne. Obejmują one zniekształcenia i intensyfikację kolorów, tekstur, konturów i jasności, a także zmiany wielkości i kształtu oraz wrażenie poruszania się obiektów. Niektórzy twierdzą, że pod wpływem psychodelików postrzegają i odczuwają świat w „wyższej rozdzielczości”. Zdarzają im się również halucynacje, które czasem są stosunkowo proste (na przykład poruszające się wzory przypominające kolorowe lampki choinkowe), a kiedy indziej bardziej złożone (na przykład wizje, w których pojawiają się ludzie, miasta, galaktyki, zwierzęta, planety albo nawet bogowie).
Zmiany słuchowe odnoszące się do barwy dźwięków lub sposobu ich odbierania. Oprócz tego pod wpływem psychodelików może dochodzić do synestezji, na przykład „widzenia muzyki”.
Zmiany w nastroju i przeżywaniu emocji. Ludzie mogą doświadczać zachwytu, zdumienia, euforii, błogości, spokoju, wesołości, radości, ekscytacji i miłości. Mogą jednak odczuwać również niepokój, strach i przerażenie (odnosi się to zwłaszcza do osób cierpiących na problemy zdrowotne związane z traumami).
Zmiany w odbiorze własnego ciała (na przykład jego rozmiarów lub kształtu), a także w poczuciu upływu czasu i poczuciu umiejscowienia w przestrzeni. Może również zdarzyć się eksterioryzacja, czyli doświadczenie poza ciałem.
Zmiany w poczuciu własnego „ja” lub jego zanik. Człowiek może spojrzeć na siebie w nowy sposób albo doświadczyć „rozpuszczenia ego” i poczucia zjednoczenia z otoczeniem.
Ponowne przeżywanie i rewidowanie ważnych wspomnień. Może to wiązać się z głęboką introspekcją i wglądami psychologicznymi.
Intensywne pozytywne emocje wobec ludzi lub otoczenia. Może to być na przykład zaufanie, empatia, poczucie więzi lub czułość, a także przebaczenie.
Zmiany poznawcze, na przykład większa kreatywność, zmiany w sposobie myślenia, tendencja do łączenia pomysłów w nowy sposób. Może to być również wzrost zdolności do rozwiązywania problemów.
Doświadczenia duchowe i stany mistyczne. Czasem odnoszą się one do konkretnej religii (na przykład obejmują wizje Boga lub symboli religijnych), a kiedy indziej mają bardziej ogólnikowy charakter (na przykład polegają na dostrzeganiu wzajemnych powiązań pomiędzy elementami wszechświata).
Wrażenie kontaktu i interakcji z jakimiś stworzeniami lub istotami.
Niektóre z klasycznych psychodelików pobudzają receptory nie tylko w mózgu, ale również w przewodzie pokarmowym. Właśnie dlatego ludzie po ich przyjęciu często doświadczają nudności i wymiotów. Na przykład podczas tradycyjnych ceremonii ayahuascowych każdy uczestnik dostaje swój własny kubeł, ponieważ elementem doświadczenia często jest wymiotowanie, które traktuje się jako „oczyszczanie”.
Klasyczne psychodeliki mogą wywoływać również inne negatywne efekty, między innymi skurcze mięśni, wahania temperatury ciała, napady drgawkowe, zawroty głowy, paranoje, napady paniki, stany lękowe, dezorientację i problemy z koncentracją. Choć część z tych reakcji jest prawdopodobnie spowodowana przez wynikające z pobudzenia receptorów 2A zmiany w funkcjonowaniu neuronów i sieci mózgowych, niektóre zapewne mają swoje źródło w oddziaływaniu wspomnianych substancji na inne podtypy receptorów serotoninowych, a być może również na receptory dla innych neuroprzekaźników, na przykład dopaminy i noradrenaliny[17].
Jeżeli przeczytacie sprawozdania z doświadczeń psychodelicznych, będziecie wiedzieć, że każdy trip jest inny – nawet gdy jeden człowiek wielokrotnie przyjmie ten sam środek psychodeliczny. Kiedy podawaliśmy tej samej osobie dwie jednakowe dawki tej samej substancji, nie widzieliśmy żadnego wyraźnego związku pomiędzy przeżyciami w trakcie poszczególnych sesji.
Choć możemy wyjaśnić, w jaki sposób psychodeliki wywołują efekty wizualne i inne halucynacje (patrz rozdział czwarty), w dalszym ciągu nie wiemy, co decyduje o treści doświadczenia psychodelicznego. Michael Pollan dostarczył jednak pewnej sugestii w swojej książce Jak zmienić swój umysł: treść doświadczenia psychodelicznego może zależeć przede wszystkim od tego, jakie były myśli i intencje człowieka tuż przed tripem. Kiedy na przykład Pollan używał komputera do eksplorowania wizualnych aspektów tripu, naszło go poczucie, że utknął na swoim twardym dysku. Kiedy natomiast był w ogrodzie przy domu swoich nieżyjących już rodziców, dwa stare drzewa stały się jego matką i ojcem.
W naszych badaniach dotyczących depresji (patrz rozdział piąty) ludzie pod wpływem psychodelików często koncentrowali się na swoich dawnych traumatycznych relacjach, ale warto zaznaczyć, że celowo ukierunkowywaliśmy ich uwagę w tę stronę.
Można spotkać się z twierdzeniami, że każdy z klasycznych psychodelików wywołuje inne efekty psychoaktywne. Różnorodność doświadczeń pod ich wpływem raczej w niewielkim stopniu bierze się jednak z różnic pomiędzy poszczególnymi substancjami. Jeżeli człowiek będzie przyjmował równorzędne dawki każdego z klasycznych psychodelików, tak żeby każdy z nich wchodził w te same interakcje z taką samą liczbą receptorów w mózgu, wszystkie będą wywoływać niemal identyczne efekty. Różnorodność doświadczeń bierze się raczej po części z dawkowania danego środka, a po części ze sposobu jego przyjmowania. W jednym z badań sprawdzono wpływ dawek LSD wynoszących od 25 do 200 mikrogramów (μg) i stwierdzono, że im większa była ilość tej substancji, tym więcej efektów opisywali uczestnicy eksperymentów[18].
Metoda przyjęcia środka psychoaktywnego decyduje o tym, jak szybko przedostaje się on do mózgu. Szybkość tego procesu wpływa na szybkość pojawiania się zmian w świadomości. Mózg bezustannie adaptuje się do swojego otoczenia wewnątrz i na zewnątrz organizmu, próbując zachować równowagę. Im szybciej środki psychoaktywne do niego trafiają, tym mniej czasu ma on na adaptację i tym bardziej doświadczenie jest odmienne od normalnego stanu świadomości.
Kiedy na przykład wstrzykuje się lub waporyzuje się klasyczny psychodelik taki jak DMT, dociera on bardzo szybko do mózgu, w związku z czym trip jest niezwykle intensywny – może wręcz przypominać doświadczenie z pogranicza śmierci[19]. Zanim mózg zda sobie sprawę, że coś się z nim dzieje, zachodzą w nim głębokie zmiany. Kiedy natomiast psychodelik przyjmuje się doustnie, działanie receptorów mózgowych nie ulega tak szybkiej zmianie. Mózg ma czas na kompensację, więc efekty nie są tak intensywne. (Istnieje trudny do wyjaśnienia wyjątek: kiedy LSD poda się dożylnie, efekty zasadniczo narastają w tym samym tempie, co w przypadku przyjęcia doustnego).
Choć DMT i 5-MeO-DMT (patrz poniżej) mają reputację najintensywniej działających psychodelików, które katapultują ludzi do innych wymiarów, prawdopodobnie wynika to głównie z tego, że ludzie zazwyczaj je palą lub wciągają do nosa.
Klasyczne psychodeliki różnią się pod względem tego, jak szybko opuszczają mózg – czyli jak długo utrzymują się wywoływane przez nie efekty. Na przykład trip po zapaleniu DMT trwa 10–20 minut, a trip po LSD – mniej więcej 12 godzin. Znamy niektóre przyczyny tych różnic, ale nie wszystkie. Na przykład wiemy, że DMT i 5-MeO-DMT ulegają szybkiemu rozkładowi we krwi, a cząsteczka LSD zawiera w sobie fragment, który mocno przyłącza się do receptora, co sprawia, że substancja ta wykazuje znacznie dłuższe działanie[20].
Długość tripu zależy w pewnym stopniu również od dawki. W jednym z badań zauważono, że im wyższe dawki LSD podawano, tym dłuższy był średni czas trwania doświadczenia psychodelicznego – wynosił od 6,7 godziny do 11 godzin[21].
Inną zmienną, która może wpływać na działanie psychodelików, są czynniki genetyczne. W przypadku niektórych osób środki psychodeliczne nie powodują żadnych efektów. W jednym z badań na Imperial College London wstrzykiwaliśmy dwudziestu osobom 75 μg LSD[22]. Dwie spośród nich powiedziały, że substancja ta nie wywołała żadnych znaczących zmian w ich świadomości. W trakcie sesji obserwowaliśmy ich mózgi za pomocą skanera, więc mogliśmy zobaczyć, że nie wynikało to po prostu z wypierania efektów wywoływanych przez LSD; w funkcjonowaniu ich mózgów również nie było bowiem widać żadnych zmian. Może być tak, że niektórzy ludzie mają w swoich receptorach wariant genetyczny, który powstrzymuje tę substancję przed działaniem. Albo że szybciej ją metabolizują, przez co efekty są słabsze. Albo że z jakiegoś innego powodu do krwiobiegu trafia mniejsza jej ilość (nie mogliśmy zmierzyć jej stężenia we krwi).
Przebieg tripu zależy również od „nastawienia i otoczenia”, które omówię szczegółowo w rozdziale trzynastym.
LSD ma prawdopodobnie najgorszą reputację spośród klasycznych psychodelików. W latach sześćdziesiątych wymierzona w tę substancję propaganda opowiadała historie – w większości wyimaginowane – o usmażonych mózgach, traumatycznych flashbackach, załamaniach nerwowych, uzależnieniach, nowotworach, wadach wrodzonych i ludziach, którzy wyskoczyli przez okno, ponieważ nabrali przekonania, że potrafią latać. Opowieści te kierowano do rodziców białych nastolatków i młodych osób dorosłych z klasy średniej, ostrzegając, że LSD zmienia ich dzieci w narkomanów i wyrzutków[23]. Ponadto krzewiono strach przed tym, że substancja ta niszczy młode pokolenie i całe społeczeństwo.
LSD było demonizowane, ponieważ uważano, że zachęca młodzież do tego, aby „włączyła się, dostroiła się i odpadła”. Autorem tego kontrkulturowego wezwania był samozwańczy prorok i nauczyciel duchowy dr Timothy Leary, który wypowiedział je podczas przemówienia do tłumu na happeningu Human Be-In – zgromadzeniu trzydziestu tysięcy hipisów w Golden Gate Park w San Francisco. Z tego mniej więcej okresu pochodzą także inne jego słowa: „W najbliższych sześciu latach nastąpią radykalne zmiany w społecznej akceptacji dla substancji psychodelicznych takich jak marihuana i LSD. Przed 1970 rokiem będziemy mieć naszego pierwszego kongresmena popierającego LSD i pierwszych sędziów palących marihuanę”[24]. W 1967 roku zdelegalizowano jednak LSD w USA.
Na początku lat sześćdziesiątych Leary pracował jako psycholog kliniczny na Harvardzie. Był jednym z wielu ówczesnych naukowców i psychiatrów, którzy mieli nadzieję, że LSD stanie się zarówno kluczem do lepszego zrozumienia ludzkiej świadomości (napiszę o tym więcej w rozdziale dziewiątym), jak i rewolucyjnym lekiem na wiele zaburzeń psychicznych, zwłaszcza uzależnienia (patrz rozdziały siódmy i dwunasty).
Przeważnie doustnie. W latach sześćdziesiątych ludzie zazwyczaj przyjmowali kostki cukru nasączone bezbarwnym i bezzapachowym roztworem.
Obecnie LSD często nanosi się na kwadratowe arkusze papieru, które następnie się suszy i dzieli na setki pojedynczych dawek. Substancja ta jest dostępna również w formie maleńkich tabletek (nazywanych „microdot”) lub żelków.
Efekt pojawia się po upływie od pół godziny do godziny i utrzymuje się przez dwanaście godzin (przez ten czas może naprzemiennie nasilać się i słabnąć).
Szwajcarski chemik Albert Hofmann stworzył LSD w 1938 roku, gdy pracował w firmie farmaceutycznej Sandoz. Później określał je mianem swojego „trudnego dziecka”. Hofmann zsyntetyzował LSD z substancji zawartych w sporyszu – przetrwalniku grzyba o nazwie buławinka czerwona. Związków chemicznych występujących w sporyszu od wielu lat używano do leczenia migren i wywoływania skurczów macicy, aby zmniejszyć krwawienie po wydaleniu łożyska podczas porodu.
Wokół LSD pokutuje mit, że Hofmann odkrył tę substancję przez przypadek. Prawda jest jednak taka, że działał zgodnie ze standardową procedurą stosowaną w chemii medycznej: brał na warsztat kolejne cząsteczki i na różne sposoby je modyfikował, aby sprawdzić, czy na ich podstawie da się stworzyć użyteczne leki, które można by było opatentować. Za sprawą analogicznego procesu stworzono na przykład aspirynę – prowadząc badania nad substancjami zawartymi w korze wierzby.
Sam Hofmann napisał: „Odkrycie LSD nie było dziełem przypadku, lecz wynikiem bardziej złożonego procesu, który miał swoje początki w jasno określonej koncepcji. Po stworzeniu tej substancji przeprowadzono odpowiednie eksperymenty, w trakcie których przypadkowe spostrzeżenie zainicjowało zaplanowane badania, które z kolei doprowadziły do odkrycia jej psychoaktywnych właściwości”[25].
W całym tym procesie był jednak przynajmniej jeden element przypadkowości. Kiedy Hofmann stworzył kolejną partię LSD w 1943 roku, przypadkowo przyjął odrobinę tej substancji, przez co stał się pierwszą w historii osobą, która doświadczyła kwasowego tripu[26].
Wszystko zaczęło się od tego, że w pewnym momencie poczuł się dziwnie. „Byłem zmuszony przerwać pracę w laboratorium i udać się do domu z powodu niezwykłego uczucia niepokoju i lekkich zawrotów głowy. W domu położyłem się do łóżka i zapadłem w całkiem przyjemny nastrój jakby odurzenia, charakteryzujący się szczególnym pobudzeniem wyobraźni. W stanie podobnym do snu, z oczami zamkniętymi (blask dziennego światła sprawiał mi przykrość), chłonąłem zmysłami nieprzerwany strumień fantastycznych obrazów i niezwykłych kształtów z mocną, kalejdoskopiczną grą kolorów. Po mniej więcej dwóch godzinach doznanie to stopniowo zanikło”[27].
Postanowił należycie przetestować tę substancję na samym sobie, co również było standardową praktyką w tamtych czasach. W rezultacie 19 kwietnia 1943 roku przyjął 250 μg, zakładając, że będzie to niska dawka. Jak jednak obecnie wiemy, niezwykłą cechą LSD jest to, że do wywołania bardzo silnych efektów wystarczy znacznie mniejsza ilość tej substancji niż w przypadku większości innych środków psychoaktywnych. Hofmann szybko zdał sobie sprawę, że 250 μg jest bardzo wysoką dawką.
Czterdzieści minut później napisał: „Początek zawrotów głowy, uczucie niepokoju, zaburzenia w widzeniu, oznaki paraliżu, chęć śmiania się”[28]. W ten sposób rozpoczął się niezwykle intensywny i nieprzyjemny trip[29].
Jako że działo się to w trakcie drugiej wojny światowej i obowiązywały ograniczenia dotyczące używania samochodów, Hofmann musiał wrócić do domu na rowerze. Towarzyszyła mu jego asystentka – na szczęście, ponieważ jego doświadczenie było bardzo trudne. „Kalejdoskopowe, fantastyczne obrazy przelewały się przeze mnie, zmieniając, barwiąc, otwierając i zamykając się w kręgach i spiralach, wybuchając w różnobarwnych fontannach, łącząc i grupując się w ciągłej przemianie”[30]. Nieco później przebadał go lekarz. Wraz z upływem kolejnych godzin jego bad trip stopniowo zmienił się w pozytywne doświadczenie, a następnego dnia rano Hofmann czuł się bardziej żywy niż kiedykolwiek wcześniej, postrzegając świat i przyrodę w nowy sposób.
Współcześnie ludzie na całym świecie 19 kwietnia obchodzą Bicycle Day [pol. rowerowy dzień], żeby celebrować odkrycie Hofmanna i zmiany, które w następnych osiemdziesięciu latach LSD wywołało w umysłach, sztuce i historii.
Hofmann stwierdził, że skoro LSD wywołuje zmiany w świadomości, może posłużyć jako wspaniałe narzędzie do badania umysłu. Firma Sandoz opatentowała tę substancję pod nazwą Delysid, po czym zaczęła wysyłać ją nieodpłatnie do wielu psychiatrów i badaczy z różnych krajów, żeby dowiedzieć się więcej o jej potencjalnych zastosowaniach. Zanim pod koniec lat sześćdziesiątych zdelegalizowano ją w Stanach Zjednoczonych, stała się przedmiotem ponad tysiąca artykułów naukowych opartych na eksperymentach z udziałem mniej więcej 40 tysięcy ludzi[31].
Odkąd w latach dziewięćdziesiątych wskrzeszono badania nad psychodelikami z udziałem ludzi, przeprowadzono eksperymenty dotyczące wpływu tych substancji między innymi na zaburzenia lękowe związane z nadchodzącą śmiercią, ból, depresję czy uzależnienia (więcej w rozdziale siódmym). Liczba badań nad LSD jest jednak jak na razie znacznie mniejsza niż nad psylocybiną. Niewykluczone, że naukowcy nie chcą używać tej substancji z powodu animozji historycznych albo obaw dotyczących jej stosowania. Być może zakładają, że za sprawą niechęci wobec LSD trudniej byłoby im zdobyć niezbędne pozwolenia lub środki finansowe. Może to wynikać również z tego, że psylocybina (patrz poniżej) wywołuje krótszy trip, który lepiej pasuje do harmonogramu badań. W rozmowach z naukowcami zdarza mi się czasem żartować na temat innego potencjalnego czynnika: psylocybina nie stanowi obiektu publicznej krytyki w tak dużym stopniu jak LSD, ponieważ politycy i dziennikarze nie potrafią nawet wymówić jej nazwy.
[1] „Turn on, tune in and drop out” (ang.), (przyp. tłum.).
[2] William James, Doświadczenia religijne, tłum. J. Hempel, Warszawa 1958.
[3]Change to classification of psilocybin and MDMA to enable prescribing by authorised psychiatrists, Australian Government, Department of Health, Disability and Ageing, 3 lutego 2023, dostępny w internecie: www.tga.gov.au/news/media-releases/change-classification-psilocybin-and-mdma-enable-prescribing-authorised-psychiatrists.
[4] Paul Summergrad, Psychiatry and the Long View, „Psychiatric Times”, 20 maja 2021, dostępny w internecie: www.psychiatrictimes.com/view/psychiatry-long-view.
[5] Seth Abramovitch, Steve Jobs Fears Kidnappers, Praises Drug Use in Newly De-Classified Pentagon Documents, „The Hollywood Reporter”, 11 czerwca 2012, dostępny w internecie: www.hollywoodreporter.com/news/general-news/steve-jobs-fears-kidnappers-praises-drugs-pentagon-335941/.
[6] Tom Shroder, ‘Apparently Useless’: The Accidental Discovery of LSD, „The Atlantic”, 9 września 2014, dostępny w internecie: www.theatlantic.com/health/archive/2014/09/the-accidental-discovery-of-lsd/379564.
[7] Benjamin St John Sessa, Are psychedelic drug treatments seeing a comeback in psychiatry?, „Progress in Neurology and Psychiatry”, 21 października 2008, dostępny w internecie: wchh.onlinelibrary.wiley.com/doi/pdf/10.1002/pnp.94.
[8] David Nutt, Psychedelic drugs – a new era in psychiatry?, „Dialogues Clin Neuroscience” 2019, nr 21 (2), dostępny w internecie: www.ncbi.nlm.nih.gov/pmc/articles/PMC6787540/pdf/DialoguesClinNeurosci-21-139.xml_pubmed.pdf.
[9] Robert D. McFadden, James Ketchum, Who Conducted LSD Experiments on Soldiers, Dies at 87, „The New York Times”, 3 czerwca 2019, dostępny w internecie: www.nytimes.com/2019/06/03/obituaries/james-ketchum-dead.html; Radheyan Simonpillai, ‘It affected a great number of people’: inside the world of shocking military drug experiments, „The Guardian” 9 czerwca 2022, dostępny w internecie: www.theguardian.com/tv-and-radio/2022/jun/09/dr-delirium-and-the-edgewood-experiments-documentary.
[10] Jonathan Dean, Drug session showed me ‘huge vision of God’, reveals Paul McCartney, „The Times”, 2 września 2018, dostępny w internecie: www.thetimes.co.uk/article/drug-session-showed-me-huge-vision-of-god-reveals-paul-mccartney-2s9p8kg5m.
[11] Kevin Feeney, Revisiting Wasson’s Soma: exploring the effects of preparation on the chemistry of Amanita muscaria, „Journal of Psychoactive Drugs” 2010, nr 42 (4), dostępny w internecie: pubmed.ncbi.nlm.nih.gov/21305914/.
[12] Ivan Valencic, Has the Mystery of the Eleusinian Mysteries been solved?, „Yearbook for Ethnomedicine and the Study of Consciousness” 1994, nr 3, dostępny w internecie: druglibrary.net/schaffer/lsd/valencic.htm.
[13] Beatriz Caiuby Labate, Thiago Rodrigues, The impacts of the drug war on Indigenous Peoples in Latin America: An overview, „Journal of Psychedelic Studies” 2023, nr 7 (1), dostępny w internecie: akjournals.com/view/journals/2054/7/1/article-p48.xml.
[14] Drake Bennett, Dr Extasy, „The New York Times”, 30 stycznia 2005, dostępny w internecie: www.nytimes.com/2005/01/30/magazine/dr-ecstasy.html.
[15] Aldous Huxley, Drzwi percepcji. Niebo i piekło, tłum. Piotr Kołyszko, Warszawa 1991.
[16] Albert Hoffman, LSD – moje trudne dziecko. Historia odkrycia cudownego narkotyku, tłum. Krzysztof Lewandowski, Warszawa 2019.
[17] Link R. Swanson, Unifying Theories of Psychedelic Drug Effects, „Frontiers in Pharmacology” 2018, nr 9, dostępny w internecie: www.frontiersin.org/articles/10.3389/fphar.2018.00172/full#B47; zob. też informacje na stronie DrugScience, www.drugscience.org.uk/drug-information/#1551446554226-ae27d089-48e9.
[18] Friederike Holze i in., Acute dose-dependent effects of lysergic acid diethylamide in a double-blind placebo-controlled study in healthy subjects, „Neuropsychopharmacology” 2021, nr 46 (3), dostępny w internecie: pubmed.ncbi.nlm.nih.gov/33059356.
[19] Ryan O’Hare, Potent psychedelic DMT mimics near-death experience in the brain, „Imperial” 15 sierpnia 2018, dostępny w internecie: www.imperial.ac.uk/news/187706/potent-psychedelic-dmt-mimics-near-death-experience.
[20] Daniel Wacker i in., Crystal Structure of an LSD-Bound Human Serotonin Receptor, „Cell” 2017, nr 168 (3), dostępny w internecie: pubmed.ncbi.nlm.nih.gov/28129538.
[21] Friederike Holze i in., Acute dose-dependent effects (…), dz. cyt.
[22] Robin L Carhart-Harris i in., Neural correlates of the LSD experience revealed by multimodal neuroimaging, „Proceedings of the National Academy of Sciences” 2016, nr 113 (17), dostępny w internecie: www.ncbi.nlm.nih.gov/pmc/articles/PMC4855588.
[23] Jessica M. Bracco, The United States Print Media and its War on Psychedelic Research in the 1960s, „The Exposition” 2019, nr 5 (1), dostępny w internecie: digitalcommons.buffalostate.edu/cgi/viewcontent.cgi?article=1034&context=exposition.
[24] Timothy Leary, Turn on, tune in, drop out [nagranie i transkrypcja], dostępny w internecie: www.organism.earth/library/document/turn-on-tune-in- drop-out.
[25] Za: Thomas A. Ban, The role of serendipity in drug discovery, „Dialogues in Clinical Neuroscience” 2006, nr 8 (3), dostępny w internecie: www.ncbi.nlm.nih.gov/pmc/articles/PMC3181823.
[26] Ivan Oransky, Albert Hofmann, „The Lancet” 2008, nr 371, dostępny w internecie: www.thelancet.com/pdfs/journals/lancet/PIIS0140-6736(08)60943-5.pdf.
[27] Albert Hoffman, LSD – moje trudne dziecko. Historia odkrycia cudownego narkotyku, dz. cyt.
[28] Tamże.
[29] Yasmin Tayag, On “Bicycle Day” Albert Hofmann took the first LSD trip, „Inverse” 19 kwietnia 2017, dostępny w internecie: www.inverse.com/article/14503-bicycle-day-albert-hofmann-lsd-acid-trip.
[30] Albert Hofmann, dz. cyt.
[31] David E. Nichols, Psychedelics, „Pharmacological Reviews” 2016, nr 68 (2), dostępny w internecie: www.ncbi.nlm.nih.gov/pmc/articles/PMC4813425.