Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
„Przemiana” Franza Kafki to jedno z najważniejszych opowiadań w historii literatury, uznawane za klasykę modernizmu i egzystencjalizmu. Opowiada historię Gregora Samsy, który pewnego dnia budzi się przemieniony w olbrzymiego owada, co staje się początkiem jego izolacji i rozpadu rodzinnych więzi.
To przejmująca opowieść o wyobcowaniu, kryzysie tożsamości i brutalnej dehumanizacji. Dzieło Kafki od dekad inspiruje filozofów, artystów i twórców kultury, a jego przesłanie pozostaje niezwykle aktualne. Idealna propozycja dla tych, którzy szukają głębszej refleksji ukrytej w literackim absurdzie.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 91
Rok wydania: 2025
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Pewnego poranka Gregor Samsa obudził się z niespokojnego snu i odkrył, że oto leży w swoim łóżku przemieniony w ogromnego, szkaradnego owada z twardym jak zbroja tułowiem. Leżał na plecach, a gdy uniósł nieco głowę, ujrzał swój brązowy brzuch, lekko wypukły i podzielony łukami na sztywne części. Pościel ledwie go przykrywała i wydawało się, że w każdej chwili może się zsunąć. Jego liczne odnóża, żałośnie cienkie w porównaniu z wielkimi gabarytami reszty ciała, podrygiwały bezradnie, kiedy tak na nie patrzył.
„Co mi się stało?” – pomyślał.
Nie śnił. Jego pokój jak zawsze otoczony był czterema znajomymi ścianami. Na stole leżała kolekcja próbek tkanin – Samsa był bowiem obwoźnym sprzedawcą – a nad nią w ładnej, złoconej ramce wisiał obrazek, który Gregor wyciął sobie ostatnio z magazynu ilustrowanego. Widniała na nim dama odziana w futrzaną czapkę i boa. Kobieta siedziała wyprostowana, unosząc ku patrzącemu ciężką, futrzaną mufkę zakrywającą niemal całe jej przedramię.
Gregor odwrócił się, by spojrzeć na nieciekawą pogodę za oknem. Dało się słyszeć krople deszczu uderzające o szybę, co wywołało w nim melancholię. „A może by tak pospać nieco dłużej i puścić w niepamięć te bzdury?” – pomyślał, ale było to niewykonalne, ponieważ zazwyczaj spał na prawym boku, a teraz nie mógł się tak ułożyć. Choćby nie wiadomo jak bardzo próbował przekręcić się na prawo, zawsze wracał do pozycji wyjściowej. Zamknął oczy, żeby nie widzieć swoich wierzgających odnóży, i jeszcze ze sto razy uparcie podejmował próby, aż w końcu – poczuwszy tam lekki, uporczywy ból, jakiego nigdy wcześniej nie doświadczył – odpuścił.
„O Boże – pomyślał – jaką ja mam uciążliwą pracę! Cały czas w drodze. To wymaga o wiele więcej wysiłku niż praca na miejscu, a do tego dochodzą przekleństwa podróży: zmartwienia o połączenia kolejowe, kiepskie i nieregularne posiłki oraz nawiązywanie wciąż nowych znajomości, przez co nigdy nie można nikogo naprawdę poznać ani się zaprzyjaźnić. Niech to szlag!”. Zaswędziało go coś w górnej części brzucha, uniósł się powoli i przesunął bliżej poręczy, żeby jakoś podnieść głowę, i zobaczył, że tam, gdzie go swędziało, ma mnóstwo małych, białych kropek, które nie wiadomo skąd się wzięły. Próbował je wybadać jedną z nóg, ale wzdrygnął się, gdy tylko ich dotknął, więc szybko ją cofnął.
Zsunął się na zajmowane wcześniej miejsce.
„Wykończy mnie to ciągłe wstawanie o świcie – pomyślał. – Trzeba się wysypiać. Inni obwoźni sprzedawcy opływają w dostatek jak kobiety w haremie. Dla przykładu: za każdym razem kiedy przed południem wracam do pensjonatu, żeby parafować otrzymane zamówienia, oni dopiero co siadają do śniadania. Gdybym tylko spróbował zrobić tak u swojego szefa, wyrzuciłby mnie na zbity pysk bez dyskusji. Ale kto wie, może i dobrze bym na tym wyszedł. Już dawno złożyłbym wypowiedzenie, gdyby nie rodzice, których mam na głowie. Podszedłbym do szefa i wygarnąłbym mu, co czuję, powiedziałbym mu wszystko, co bym chciał, dowiedziałby się, co w głębi serca myślę. Spadłby z tego swojego biurka! A tak w ogóle to zabawne tak siadać na biurku i mówić do swoich podwładnych z góry, zwłaszcza że muszą podejść bliżej, bo szef niedosłyszy. Cóż, jest jeszcze jakaś nadzieja; jak tylko zbiorę pieniądze, żeby spłacić dług swoich rodziców wobec niego – przypuszczam, że stanie się to za kolejnych pięć czy sześć lat – to na pewno tak zrobię. Wtedy właśnie dokonam wielkiej zmiany. Tymczasem jednak muszę przede wszystkim wstać, mój pociąg odjeżdża o piątej”.
Rzucił okiem na budzik stojący na komodzie, była już szósta trzydzieści. „Dobry Boże!” – zawołał w myślach. Z każdą chwilą wskazówki przesuwały się do przodu, było już nawet później niż wpół do siódmej, prawie za kwadrans siódma. Czy to możliwe, że budzik nie zadzwonił? Gregor z łóżka widział, że alarm nastawiony był na czwartą, tak jak powinien, i z pewnością wtedy zadzwonił. Jak można było przespać taki hałas, który wprawia w drżenie nawet meble? To prawda, że sen miał Gregor niezbyt spokojny, ale przypuszczalnie przez to głęboki. Co zatem ma począć w takiej sytuacji? Kolejny pociąg odjeżdża o siódmej, ale żeby go złapać, musiałby pędzić jak szalony, a wciąż nie spakował zestawu wzorów i jakoś nie był przepełniony energią i nie czuł się szczególnie świeżo. Nawet gdyby udało mu się zdążyć na pociąg, nie uniknąłby gniewu szefa, ponieważ asystent biurowy zapewne widział pociąg odjeżdżający o piątej i już dawno zdążył donieść o nieobecności Gregora. Asystent biurowy był służalczym pupilkiem szefa bez kręgosłupa moralnego i rozumu. Może Gregor powinien zgłosić w firmie, że jest chory? Ale to byłoby bardzo nietypowe i podejrzane, ponieważ w ciągu pięciu lat pracy jeszcze nigdy nie opuścił ani jednego dnia z powodu choroby. Jego szef z pewnością odwiedziłby go wraz z lekarzem z kasy chorych, zganiłby rodziców Gregora za to, że mają leniwego syna, i powołując się na zdanie lekarza – który w zgłaszających się do niego pacjentach widzi ludzi całkowicie zdrowych, a tylko stroniących od pracy – nie przyjąłby żadnych wyjaśnień swojego pracownika. I prawdopodobnie nie myliłby się całkowicie. Gregorowi rzeczywiście – poza tym, że po nietypowo długim jak na niego śnie był nad wyraz senny – nic przecież nie dolegało, a apetyt miał nawet większy niż zazwyczaj.
Myślał jeszcze gorączkowo o tym wszystkim, wciąż nie będąc gotowym, aby wstać z łóżka, gdy wtem zegar wybił za kwadrans siódmą, a obok głowy Gregora rozległo się ostrożne pukanie do drzwi i ktoś zawołał go po imieniu. Rozpoznał głos matki.
– Jest za kwadrans siódma. Nie powinieneś już być w drodze?
Jak ona delikatnie brzmiała! Kiedy jej odpowiedział, aż nim wstrząsnęło. Niewątpliwie głos, który wydał z siebie, był jego własnym, brzmiał jednak tak, jakby wydobywał się spod niego bolesny, niekontrolowany pisk sprawiający, że słowa początkowo były zrozumiałe, ale przez ów pogłos już nie było wiadomo, czy się dobrze usłyszało. Gregor chciał dać wyczerpującą odpowiedź i wszystko wyjaśnić, ale w tych okolicznościach zadowolił się krótkim komunikatem:
– Tak, mamo, zgadza się, dziękuję, już się zbieram.
Zadowolona z tego wyjaśnienia matka odeszła, prawdopodobnie nie dosłyszawszy przez drewniane drzwi zmiany w głosie Gregora. Ale tych kilka zamienionych słów sprawiło, że pozostali członkowie rodziny zdali sobie sprawę, iż Gregor dziwnym trafem wciąż znajduje się w domu, i wkrótce jego ojciec zaczął pukać do jednych z bocznych drzwi – delikatnie, ale pięścią.
– Gregor, Gregor – zawołał. – Co się dzieje? – Po chwili zawołał ponownie, nieco ostrzej: – Gregor! Gregor!
Z drugiej strony zza innych drzwi wzywała go z żałością w głosie siostra:
– Gregor! Wszystko w porządku? Potrzebujesz czegoś?
Gregor odpowiedział wszystkim naraz:
– Już wychodzę! – Starając się ukryć całą dziwność swojego głosu, wypowiadał się bardzo starannie i robił długie przerwy między kolejnymi wyrazami. Ojciec na powrót zajął się swoim śniadaniem, ale siostra nie ustępowała:
– Gregor, otwórz drzwi, błagam cię – szeptała.
On jednak ani myślał o ich otwarciu. Zamiast tego winszował sobie nabytego dzięki podróżom nawyku zamykania na noc wszystkich drzwi, nawet gdy był w domu.
To, co chciał teraz zrobić, to nieniepokojony wyjść z łóżka, ubrać się w spokoju i najważniejsze: zjeść śniadanie, a dopiero po tym pomyśleć, co dalej. Dobrze wiedział, że leżąc w łóżku nie dojdzie do żadnych sensownych wniosków. Miał w pamięci, że często zdarzało mu się odczuwać podobny ból, kiedy tak leżał, prawdopodobnie spowodowany niewygodną pozycją, ale gdy tylko wstawał, za każdym razem okazywał się on jedynie wytworem wyobraźni. Gregor spodziewał się, że dzisiaj będzie podobnie. Był święcie przekonany, że zmiana w jego głosie to nic innego jak pierwsza oznaka poważnego przeziębienia, typowej choroby wędrownych sprzedawców.
Zrzucenie kołdry było prostą sprawą, Gregor musiał tylko wciągnąć nieco powietrza, a gdy się nadął, sama spadła. Potem jednak zrobiło się nieco trudniej, zwłaszcza że był tak szeroki. Użyłby ramion i dłoni, żeby się podnieść, ale zamiast nich miał tylko te wszystkie małe nóżki, które ciągle samoistnie wierzgały i nad którymi w żaden sposób nie mógł zapanować. Próbował zgiąć jedną z nich, ale ta automatycznie się prostowała; a kiedy w końcu udało mu się nad nią zapanować, pozostałe odnóża zaczynały szaleć wokół w jakiejś bolesnej ekscytacji, jakby właśnie wypuszczono je z niewoli.
– Byle tylko wstać, bo leżenie tu do niczego nie doprowadzi – powiedział do siebie.
Z początku próbował wydostać z łóżka dolną część swojego ciała, ale nie mógł jej zobaczyć i pojęcia nie miał, jak ona wygląda, więc okazało się, że poruszanie nią przychodzi mu jednak zbyt trudno. Ta nagła niezdarność doprowadziła go niemal do furii, tak że kiedy w końcu rzucił się do przodu z całą siłą, jaką mógł zebrać, źle wycelował i uderzył mocno o dolny słupek łóżka. Poczuł palący ból i zrozumiał, że dolna część jego ciała może być obecnie wyjątkowo delikatna.
Spróbował dla odmiany zejść z łóżka górną częścią ciała. Powoli obracał głowę na bok, co przyszło mu bez większych trudności, a ona pociągnęła za sobą resztę szerokiego i ciężkiego ciała. Kiedy jednak Gregor wyciągnął ją poza krawędź łóżka, przyszło mu na myśl, że gdyby upadł, to chyba tylko cudem nie doznałby urazu głowy, i przeraziła go ta wizja. Nie mógł sobie teraz pozwolić na wypadek. Już lepiej zostać w łóżku niż stracić przytomność.
Tyle samo wysiłku kosztował go powrót do miejsca, w którym leżał wcześniej, a kiedy już mu się udało, znów z westchnieniem obserwował swoje nogi, które walczyły ze sobą jeszcze mocniej niż poprzednio. Nie miał pojęcia, jak zapanować nad tym chaosem. Ponownie doszedł do wniosku, że nie może pozostać w łóżku i że najrozsądniej będzie uwolnić się z jego okowów w jakikolwiek sposób, za wszelką cenę. Miał przy tym w pamięci, że lepiej jest przemyśleć uważnie kolejne kroki niż działać pochopnie. Zazwyczaj w takich sytuacjach wyglądał przez okno, wytężając wzrok, jak tylko mógł, tego poranka jednak niestety mgła sprawiała, że nawet druga strona wąskiej uliczki była słabo widoczna, co nie przyniosło mu ani odrobiny pocieszenia.
Dziękujemy za skorzystanie z naszej oferty wydawniczej. Zachęcamy do zapoznania się z innymi e-bookami oraz audiobookami wydanymi przez nasze wydawnictwo.
W ofercie znajdują się między innymi takie książki jak:
Dr Jekyll i pan Hyde – R. L. Stevenson
Benjamin Franklin. Autobiografia – B. Franklin
Coco Chanel. Krótka historia największej dyktatorki mody – R. Pawlak
Gucci. Niezwykła historia – R. Pawlak
Prostytucja. Niezwykła historia – J. Lubecki
Najbogatszy człowiek w Babilonie – G. S. Clason
Nikola Tesla. Moje życie i wynalazki – N. Tesla
Rozmyślania – Marek Aureliusz
Sztuka wojny. Najstarszy traktat wojskowy na świecie – Sun Tzu
Warren Buffet i Benjamin Graham. Skuteczny inwestor – Ł. Tomys, M. Sawicki, J. Jaciuk
Wydawnictwo Łukasz Tomys Publishing