Polityka polska i odbudowanie państwa tom 1 - Roman Dmowski - ebook

Polityka polska i odbudowanie państwa tom 1 ebook

Roman Dmowski

5,0

Opis

W setną rocznicę podpisania Traktatu Wersalskiego, głównego traktatu pokojowego kończącego I wojną światową i wprowadzającego de facto nowy polityczny ład w Europie oddajemy w ręce czytelników największą książkę autorstwa Romana Dmowskiego. Książka jest nie tylko świadectwem historycznym dużej wagi. Jest również, a może przede wszystkim, pierwszorzędnym podręcznikiem uprawiania polityki. Pokazuje narodową szkołę myślenia o narodzie, systematyczne działania obliczone na lata i pokolenia, a nie na dni i miesiące.

 

TomI

Ten komentarz do polityki mojej i obozu, któremu przewodziłem, ma na celu coś o wiele większego niż wykazanie, że ja i moi towarzysze pracy mieliśmy słuszność, żeśmy znaleźli właściwą drogę, że nasza polityka doprowadziła do zjednoczenia Polski w niepodległym państwie. Celem tym jest uświadomienie ludziom chcącym myśleć – położenia Polski w Europie, jej stosunku do innych narodów i wynikających stąd trwałych, niezmiennych, wiekowych zadań jej polityki. Zadania te stanęły przed naszym państwem od chwili zjawienia się jego na widowni dziejowej, stały przed nim zawsze i zawsze drogośmy płacili, ilekroć na nie zamykaliśmy oczy.

Roman Dmowski

W setną rocznicę podpisania Traktatu Wersalskiego, głównego traktatu pokojowego kończącego I wojną światową i wprowadzającego de facto nowy polityczny ład w Europie oddajemy w ręce czytelników największą książkę autorstwa Romana Dmowskiego. Książka jest nie tylko świadectwem historycznym dużej wagi. Jest również, a może przede wszystkim, pierwszorzędnym podręcznikiem uprawiania polityki. Pokazuje narodową szkołę myślenia o narodzie, systematyczne działania obliczone na lata i pokolenia, a nie na dni i miesiące.

 

Roman Dmowski urodził się 9 sierpnia 1864 roku na warszawskim Kamionku, zmarł 2 stycznia 1939 roku w Drozdowie pod Łomżą. Dziennikarz, publicysta, działacz społeczny i polityczny. Jeden z twórców i wieloletni przywódca Narodowej Demokracji, reprezentant Polski na konferencji w Wersalu, ojciec polskiej niepodległości. Autor licznych książek i broszur, redaktor naczelny „Przeglądu Wszechpolskiego”, jak również wielu innych tytułów prasowych. Twórca i patron Obozu Wielkiej Polski.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 590

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
5,0 (4 oceny)
4
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
miruko

Nie oderwiesz się od lektury

Polecam każdemu.
30

Popularność




Projekt i wykonanie okładki: Bogusław Kornaś

Redakcja techniczna: Anna Szarko

Redakcja i korekta: Mateusz Pławski

© Copyright for this edition by Capital sp. z o.o., Warszawa 2016

Wszystkie prawa zastrzeżone. Żadna część tej książki nie może być reprodukowana jakimkolwiek sposobem – mechanicznie, elektronicznie, drogą fotokopii czy tp. – bez pisemnego zezwolenia wydawcy, z wyjątkiem recenzji i referatów, kiedy to osoba recenzująca lub referująca ma prawo przytaczać krótkie wyjątki z książki, z podaniem źródła pochodzenia.

ISBN: 978-83-66490-00-0

Wydanie i dystrybucja:

Capital sp. z o.o.

ul. Kwitnąca 5/6

01–926 Warszawa

Tel. 533 496 436

www.capitalbook.pl, [email protected]

Plik ePub przygotowała firma eLib.pl

al. Szucha 8, 00-582 Warszawa

e-mail: [email protected]

www.eLib.pl

Od wydawcy

W setną rocznicę podpisania Traktatu Wersalskiego, głównego traktatu pokojowego kończącego I wojnę światową i wprowadzającego de facto nowy polityczny ład w Europie, oddajemy w ręce czytelników największą książkę autorstwa Romana Dmowskiego. W naszej zbiorowej świadomości sam Traktat nie odgrywa większej roli, z niepodległością o wiele bardziej kojarzą się inne daty, przede wszystkim 11 listopada. Z odzyskaniem niepodległości łączymy takie wydarzenia jak Cud nad Wisłą, Obrona Lwowa, Powstania: Wielkopolskie i Śląskie. Zabiegi dyplomatyczne, negocjacje, rozmowy i debaty wydają się nam mniej interesujące i niesłusznie nie przykładamy do nich wagi.

Sam Traktat Wersalski był wydarzeniem niezwykle istotnym, porównywalnym jedynie do Kongresu Wiedeńskiego, kończącego epokę wojen napoleońskich i ustalających układ sił w Europie na kolejne sto lat. Ład wersalski, choć ostatecznie nie okazał się tak trwały, całkowicie zmieniał polityczną mapę kontynentu. Razem z Polską, która po 123 latach wracała na mapę świata, pojawił się szereg nowych państw: Finlandia, Austria, Węgry, Litwa, Łotwa, Estonia, Czechosłowacja i Jugosławia. Europa Środkowa i Wschodnia zmieniła się nie do poznania.

Polska powstała jako kraj niepodległy. Ponad wiek niewoli, rozdarcia między ościennymi mocarstwami, powstania, represje, niszczenie tkanki narodu, wynaradawianie i kolonizacja w końcu się skończyły. Polacy mogli wreszcie poczuć się wolni, poczuć się jednym narodem. Koniec I wojny światowej umożliwił to, co wcześniej, mimo podejmowania tylu prób, pozostawało jedynie w sferze marzeń idealistów. Nikt nie mógł i nie przewidywał w 1914 r., na początku Wielkiej Wojny, niemal jednoczesnej klęski, rozpadu i zniknięcia z politycznej mapy Europy wszystkich trzech zaborczych monarchii. Wojna, która rozpoczynała się jako zmagania wielkich imperiów, jako walka o nowy podział świata, kończyła się jako powszechna wojna ludów o wyzwolenie. Dla Polski Traktat Wersalski nie był końcem walki, był jej początkiem, choć miliony Polaków brały udział w wojnie od 1914 roku, walcząc często przeciwko sobie w mundurach państw zaborczych. Traktat umożliwił jednak walkę o własne państwo, realizację własnych interesów i obronę swojego terytorium. Polacy zyskali podmiotowość na arenie międzynarodowej. Walki trwały jeszcze przez trzy lata, od Wielkopolski, przez Śląsk, aż po Kresy Wschodnie. Niemniej jednak to dzięki Wersalowi Polacy walczyli już pod swoim sztandarem.

Polityka polska i odbudowanie państwa jest pozycją niezwykłą. To dokument historyczny, pisany przez autora znajdującego się w środku wielkich politycznych wydarzeń, w których odgrywa on znaczącą rolę. Książka pisana w latach 1923-24, wydana po raz pierwszy w 1925 r. była wznawiana dwukrotnie w dwudziestoleciu międzywojennym. Dmowski przedstawia historię ruchu narodowego, któremu przewodził i obszernie przedstawia zarówno sytuację polityczną i międzynarodową tamtego okresu, jak również cele i założenia programowe, oraz podejmowane przez Endecję działania. W dalszej części książki relacjonuje lata pierwszej wojny światowej, a także okres konferencji pokojowej w Paryżu. Całość została uzupełniona aneksami zawierającymi szereg dokumentów z lat 1914-19.

Książka jest nie tylko świadectwem historycznym dużej wagi. Jest również, a może przede wszystkim, pierwszorzędnym podręcznikiem uprawiania polityki. Pokazuje jak wielkim dziełem była praca organiczna endeków, budzących polskość we wszystkich zaborach, organizujących lokalne zbiorowości, animujących życie kulturalne i społeczne nie tylko w wielkich ośrodkach miejskich, ale również na prowincji. Pokazuje narodową szkołę myślenia o narodzie, systematyczne działania obliczone na lata i pokolenia, a nie na dni i miesiące. Jakże inne jest to od tego, co dziś możemy obejrzeć wśród rodzimych „polityków” odmierzających czas do kolejnych wyborów i kręcących się wokół własnej osi zgodnie z aktualną koniunkturą. Polityka polska musiała być polityką realizującą interes narodowy Polaków. Ten jest jeden, w każdej sytuacji politycznej, tak jak jeden jest naród polski. Polska racja stanu zmienia się w czasie, zgodnie ze zmieniającą się polityczną sytuacją, ale tylko w jeden sposób można realizować polski interes. A realizacja tego interesu jest obowiązkiem każdego Polaka. Z tego obowiązku jasno wynika konieczność solidarności narodowej, przezwyciężenia interesów indywidualnych, klasowych czy zawodowych na rzecz interesu wspólnego.

Dmowski unika przywłaszczania sobie zasług w odzyskaniu niepodległości. Przyznaje, że nikt w jego obozie, nie wyłączając jego samego, nie przewidział rewolucji bolszewickiej w Rosji, ani skutków jakie powodowała. Nie przypisuje sobie, ani Narodowej Demokracji, wyłącznej zasługi w wywalczeniu Polsce niepodległości. Przedstawia tylko fakt, iż polityka którą prowadził umożliwiła zajęcie Polsce miejsca w obozie zwycięzców. Jednocześnie wskazuje, dlaczego opcja oparcia się o państwa centralne, a w szczególności monarchię Habsburgów była błędna, a założenie, że Austro-Węgry są podmiotem niezależnym od Niemiec należało uznać za całkowicie fałszywe. Ponadto dowodzi, że interesy Polski i Niemiec nie mogą być zbieżne.

Polityka polska i odbudowa państwa jest książką napisaną już w II Rzeczpospolitej, dlatego też pojawiły się zarzuty wobec niej i autora, że post factum usiłuje uzasadnić swoje przeszłe działania w celu wykorzystania w bieżącej walce politycznej. Niewątpliwie jest faktem, że książka przedstawia punkt widzenia autora, a pomija pewne aspekty tamtych czasów, jak choćby tworzenie oddziałów wojskowych, które potem stały się zalążkiem Wojska Polskiego. Sam Dmowski był też wtedy jedną z głównych postaci życia politycznego. Niemniej jednak nie jest ona podręcznikiem historii, a żywą relacją aktywnego uczestnika i kreatora wydarzeń politycznych, swoistym podręcznikiem prowadzenia polityki na najwyższych poziomach.

Adam Gucwa

Tom I

W dziewięćsetną rocznicę

chwili dziejowej,

kiedy Wielki Król, Polityk i Wojownik,

umierając, zostawiał po sobie potężne państwo,

podwaliny pod rozwój wielkiego narodu

i wytyczne polityki polskiej,

które po dziś dzień zachowały

swą żywą wartość,

książkę tę poświęcam

tym wszystkim,

którzy noszą w duszach

i usiłują wykonać

TESTAMENT CHROBREGO.

Przedmowa do pierwszego wydania[1]

Na historię odbudowania państwa polskiego, na historię we właściwym tego słowa znaczeniu, nierychło czas przyjdzie. Kilkadziesiąt lat upłynie, zanim archiwa państwowe czasu wielkiej wojny będą otwarte dla badaczy, a nie wiadomo, które po nas pokolenie stanie się zdolne do patrzenia na wypadki naszych czasów w perspektywie dziejowej.

Dotychczas nie tylko wypadki porozbiorowe, ale nawet epoka rozbiorów, w obfitym piśmiennictwie, które do tych czasów posiadamy, są przedmiotem walki obozów, polem ścierania się tendencji politycznych.

Książka też moja nie jest historią odbudowania Polski – jest to książka polityczna, napisana dla celu politycznego.

Przede wszystkim jest to komentarz do akcji politycznej, którą kierowałem, uzasadnienie jej, uwydatnienie myśli, która dyktowała te lub inne kroki.

Już w czasie ukazywania się tej pracy w dziennikach[2] odzywały się głosy, że jest to uzasadnienie ex post’, podawały one niejako w wątpliwość, czy myśl przewodnia, którą dziś wykładam, rzeczywiście istniała przedtem, czy ona dyktowała politykę, której przebieg jest tu przedstawiony. Te głosy byłyby się nie odezwały, gdyby ich autorzy umieli wmyślić się w to, com napisał, spostrzec jak zwartą, logiczną całość, pomimo nieuniknionych, bardzo nikłych odchyleń u wykonawców, stanowi ta polityka od swych początków, i gdyby, co jeszcze ważniejsze, zechcieli się gruntownie zapoznać z naszą literaturą polityczną, przestudiować roczniki „Przeglądu Wszechpolskiego”[3] i „Przeglądu Narodowego”[4], artykuły moje oraz moich przyjaciół i towarzyszy pracy, przede wszystkim Popławskiego[5], Balickiego[6], Kozickiego[7], Wasiutyńskiego[8], wreszcie moją książkę Niemcy, Rosja i kwestia polska[9]. Kto by umiał w te pisma z dobrą wolą się wmyślić, przekonałby się, że w tym, co mówię o przedwojennej przeszłości i o pierwszym okresie wojny, nie ma właściwie nic nowego, że to wszystko już było czy to przeze mnie, czy przez moich przyjaciół powiedziane, ma się rozumieć, w postaci mniej lub więcej oględnej, dyktowanej przez względy taktyki politycznej. Robiliśmy wszelkie możliwe wysiłki, żeby ogółowi polskiemu cel i drogi do niego prowadzące uświadomić. Szliśmy nieraz w tym nawet za daleko, zanadto odsłaniając nasze myśli przed wrogami – niestety, dla nieprzygotowanego politycznie społeczeństwa polskiego było to jeszcze za mało. Różnica między tym, cośmy pisali dawniej, a tym, co piszę w tej książce, jest tylko ta, że dziś, gdy mamy nareszcie własne państwo, gdy polityka prowadząca do wyzwolenia jest już zamkniętą kartą, mam pełną swobodę powiedzenia wszystkiego w postaci przystępnej nawet dla surowych politycznie umysłów.

Ten komentarz do polityki mojej i obozu, któremu przewodziłem, ma na celu coś o wiele większego niż wykazanie, że ja i moi towarzysze pracy mieliśmy słuszność, żeśmy znaleźli właściwą drogę, że nasza polityka doprowadziła do zjednoczenia Polski w niepodległym państwie. Celem tym jest uświadomienie ludziom chcącym myśleć – położenia Polski w Europie, jej stosunku do innych narodów i wynikających stąd trwałych, niezmiennych, wiekowych zadań jej polityki. Zadania te stanęły przed naszym państwem od chwili zjawienia się jego na widowni dziejowej, stały przed nim zawsze, i zawsze drogośmy płacili, ilekroć na nie zamykaliśmy oczy.

Nie wdaję się w mej książce w roztrząsanie odleglejszej przeszłości, w historiozofię polską. Mówię tylko o czasach nowszych, które ciągle są u nas przedmiotem sporu politycznego, polem ścierania się sprzecznych dążeń, mówię szczerze, z wyraźnym celem wpojenia w Czytelnika przekonania mego, że działania porozbiorowe w Polsce, sprzeniewierzające się pod obcymi wpływami owym niezmiennym, wiekowym nakazom polityki polskiej wynikającym z położenia kraju, gubiły Polskę i sprowadzały sprawę polską na coraz niższy poziom, że jeżeliśmy weszli w końcu na właściwą drogę, to dlatego, że znaleźliśmy w sobie siłę do przeciwstawienia się całej porozbiorowej przeszłości politycznej, żeśmy czerpali natchnienie z czasów odległych, kiedyśmy mieli państwo wielkie i wielką politykę polską.

Wpojenie tego przekonania w rodaków uważam za jedną z rzeczy najważniejszych zarówno dla polityki polskiej, jak i dla sprawy wychowania młodych pokoleń. Jest to tym ważniejsze, że dziś w dalszym ciągu trwa u nas zorganizowana praca rozdmuchująca, w młodych zwłaszcza pokoleniach, kult powstań i tkwiącej w nich bezmyślności politycznej, starająca się uwięzić myśl polską w tym bolesnym naszych dziejów okresie, w którym Polska była w niejednym znaczeniu „służebnicą cudzą” i w którym nie ma nic, co by mogło wykarmić twórczą myśl państwową. Rozwój wypadków w mej książce, która, jak powiedziałem, nie jest historią, przedstawiony jest szkicowo, w najogólniejszych liniach. W szczegóły się nie wdaję. Twierdzenia moje popieram bądź ogólnie znanymi faktami, bądź mymi własnymi doświadczeniami, które, jako rzeczy dotychczas nie ogłoszone, mogą mieć pewną wartość zarówno dla współczesnych, jak i dla przyszłego historyka. Tu muszę zaznaczyć, że nigdy nie zapisywałem swych przeżyć, nie prowadziłem dziennika. Piszę z pamięci, ale pamięć mam dobrą i rzadko mnie ona zawodzi.

Zawiodła mnie w jednym wypadku. Wydawało mi się, żem ów memoriał, tak wiele dyskutowany w naszej prasie, złożył ambasadorowi rosyjskiemu w Paryżu, Izwolskiemu[10], w kwietniu 1916 roku, i tak też informowałem tych, którzy mnie w tej sprawie zapytywali. Tymczasem, w trakcie pisania tej książki, jeden z mych współpracowników czasu wielkiej wojny, który prowadził dziennik osobisty, wykazał mi, że rozmowa z Izwolskim, która stała się treścią memoriału, odbyła się w końcu lutego 1916 r., a sam memoriał złożony został w marcu.

Pisząc o działaniach przeciwników naszej polityki w Polsce, zatrzymuję się tylko na tym, co miało znaczenie polityczne i co wypłynęło z takich czy innych politycznych pobudek. Nie zajmuję się wykroczeniami przeciw zwykłej etyce ludzkiej, nie wywlekam brudów, których ujawniło się wiele, jak to zresztą zazwyczaj podczas wojen bywa. Nie dlatego je przemilczam, iżbym o nich nie wiedział, tylko dlatego, że bardzo cenię metodę nowoczesnej asenizacji miast: brudy od razu wpuszczać pod ziemię – niech spływają do kanału.

W aneksach podałem wszystkie zwrócone do rządów memoriały i noty polityczne w okresie wielkiej wojny, pochodzące z tego ogniska politycznego, które reprezentowałem, i wyrażające naszą akcję polityczną. Nie pominąłem ani jednego dokumentu z tego zakresu. Z małymi wyjątkami sam jestem ich autorem i biorę za wszystkie te akty całkowitą odpowiedzialność.

Miło mi w zakończeniu złożyć serdeczne podziękowanie prof. Ignacemu Chrzanowskiemu[11] z Krakowa, który się podjął korekty książki, nie szczędząc swego cennego czasu i żmudnej pracy.

Warszawa, 7 stycznia 1925 r.

[1] Ukazało się ono w 1925 r. w Warszawie w Księgami – Perzyński, Niklewicz i Ska.

[2] Ukazywała się ona – w szeregu artykułów pt. Jak odbudowano Polskę? – jednocześnie (luty – listopad r. 1924) w „Gazecie Warszawskiej”, „Kurierze Poznańskim”, „Słowie Pomorskim” (Toruń), „Słowie Polskim” (Lwów) i „Głosie Lubelskim”. Przy redakcji wydania książkowego poczyniłem pewne drobne zmiany, miejscami tekst uzupełniłem, wreszcie dołączyłem dokumenty, a wśród nich przekład mego memoriału angielskiego z roku 1917, pt. Problems of Central and Eastern Europe.

[3] „Przegląd Wszechpolski” – miesięcznik Ligi Narodowej wydawany od 1895 do 1902 r. we Lwowie i od 1902 do 1905 r. w Krakowie. Od 1897 r. pismo było naczelnym organem Stronnictwa Demokratyczno-Narodowego. Redagowali je Jan Ludwik Popławski, Zygmunt Balicki i Roman Dmowski. Rozpowszechniane legalnie tylko w zaborze austriackim, w pozostałych dwóch zaborach kolportowane bez debitu. Pismo miało charakter organu teoretycznego całego ruchu narodowo-demokratycznego, a w jego redakcji skupiało się całe kierownictwo ruchu. Czasopismo wznowiono w 1922 r. (tzw. II seria).

[4] „Przegląd Narodowy” – miesięcznik wydawany w Warszawie przez firmę Niklewicz i Ska w latach 1908–1915.

[5] Jan Ludwik Popławski (1854–1908) – inicjator i współorganizator ruchu narodowo-demokratycznego, współorganizator i kierownik Ligi Narodowej, wybitny publicysta, wywarł znaczny wpływ na kształtowanie poglądów politycznych Romana Dmowskiego.

[6] Zygmunt Balicki (1858–1916) – jeden z organizatorów i przywódców ruchu narodowo-demokratycznego, najbliższy współpracownik Romana Dmowskiego, zwłaszcza w Lidze Narodowej, organizator Związku Młodzieży Polskiej (Zet-u), jeden z głównych teoretyków ruchu, znany szczególnie jako autor pracy pt. Egoizm narodowy wobec etykiwyd. w 1902 r.

[7] Stanisław Kozicki (1876–1958) – wybitny publicysta i polityk Narodowej Demokracji, od 1899 r. członek Ligi Narodowej, współorganizator Stronnictwa Demokratyczno-Narodowego, redaktor wielu pism, m.in. w latach 1909–1915 „Gazety Warszawskiej”, od października 1915 do marca 1917 r. „Sprawy Polskiej” w Piotrogrodzie. Od wiosny 1917 r. przebywał w Londynie, współorganizował Komitet Narodowy Polski w Paryżu, ale członkiem jego został dopiero 4 czerwca 1918 r., w 1919 r. pełnił funkcję sekretarza generalnego delegacji polskiej podczas konferencji pokojowej w Paryżu, w dwudziestoleciu międzywojennym był posłem i senatorem oraz wieloletnim redaktorem „Gazety Warszawskiej”, w latach okupacji 1939–1945 był członkiem konspiracyjnych władz Stronnictwa Narodowego.

[8] Bohdan Wasiutyński (1882–1940) – prawnik i wybitny publicysta narodowo-demokratyczny, członek Ligi Narodowej, w latach 1908–1915 redaktor „Przeglądu Narodowego”, w latach 1915–1917 współredaktor „Sprawy Polskiej” w Piotrogrodzie i wydawca „Dziennika Polskiego”, od sierpnia 1917 r. współorganizator i jeden z aktywniejszych działaczy Rady Polskiej Zjednoczenia Międzypartyjnego, w dwudziestoleciu międzywojennym profesor prawa uniwersytetu w Poznaniu i Warszawie, senator.

[9] Pierwsze wydanie ukazało się w kwietniu 1908 r. we Lwowie nakładem Towarzystwa Wydawniczego.

[10] Aleksandr Piotrowicz Izwolski (1856–1919) – dyplomata i polityk rosyjski, wielokrotny poseł Rosji w różnych stolicach, w latach 1906–1910 był ministrem spraw zagranicznych, doprowadził do zawarcia umów z Wielką Brytanią w kwietniu i sierpniu 1907 r. w sprawie Persji, Afganistanu i Tybetu; zdecydowany zwolennik jak najściślejszej współpracy z Francją i Anglią, po tzw. kryzysie aneksyjnym w 1908 r. stał się jednym z najwytrwalszych przeciwników proniemieckich tendencji w polityce Rosji, forsował aktywną i ekspansywną politykę na Bałkanach bez liczenia się z reakcjami Austro-Węgier; protektor ruchu neosłowiańskiego, od 1910 do lata 1917 r. był ambasadorem Rosji w Paryżu.

[11] Ignacy Chrzanowski (1866–1940) – historyk literatury polskiej, od 1906 r. członek Akademii Umiejętności, od 1910 r. profesor Uniwersytetu Jagiellońskiego, blisko i trwale związany z Narodową Demokracją, zaprzyjaźniony z Romanem Dmowskim.

Przedmowa do drugiego wydania (rok 1926)

Oddając pod prasę drugie wydanie, nie uważałem za potrzebne nic w treści książki zmieniać. Można ją było dopełnić na wielu punktach, to by wszakże powiększyło jeszcze i tak dużą jej objętość, z drugiej zaś strony zmusiłoby mię do wracania myślą w tę niedawną przeszłość, do oderwania się od zagadnień doby teraźniejszej i bliskiej przyszłości, które mię całkowicie dziś zajmują. Zdawało mi się właściwe patrzeć na tę książkę jako na zamknięty rozdział, do którego się już nie powraca.

Poprzestałem tedy na drobnych zmianach stylowych i na poprawieniu omyłek druku, nielicznych co prawda, ale czasami złośliwych[12].

Wolny jestem od polemiki z krytykami. Gdy chodzi o książkę polityczną, polemika rzeczowa jest pożyteczna, przyczynia się bowiem do ustalenia faktów i wyjaśnienia motywów. Z obozów wszakże przeciwstawiających się wyłożonej w mej książce polityce, nie wyszła żadna krytyka, nie mam więc z czym polemizować. Nieliczne głosy przeciwne, które się z powodu tej książki odezwały, nie usiłowały nawet wdawać się w poważną jej krytykę.

Rad jestem, że wydawcy zrobili wysiłek, ażeby pomimo wysokich dziś kosztów papieru i druku obniżyć znacznie cenę książki w drugim wydaniu. Wysoka jej cena martwiła mnie wielce. Nie przeszkodziła ona wprawdzie rozejściu się pierwszego wydania w ciągu półrocza, przy dzisiejszym wszakże położeniu materialnym ludzi czytających książki, drożyzna książek musi doprowadzić do upadku życia umysłowego.

Chludowo, 5 marca 1926 r.

Roman Dmowski

[12] Ze względu na te poprawki, tych, którzy by chcieli powoływać się na moją książkę, proszę o opieranie się na drugim wydaniu.

CZĘŚĆ PIERWSZA

Na przełomie dwóch stuleci

Odrodzenie myśli politycznej w Polsce

I. Sprawa polska na początku stulecia

Polska przedrozbiorowa tak daleko trzymała się od Europy, tak pozbawiona była udziału w ówczesnej polityce europejskiej, że myśl polityczna polska mogła żyć w swoim zamkniętym świecie, chodziła swymi drogami, niezdolna zrozumieć otaczającej ją rzeczywistości. Toteż i potem, gdy katastrofa wyrzuciła sprawę polską na widownię międzynarodową, myśl polska nie umiała się zorientować w polityce europejskiej: bądź grzęzła w pojęciach przeszłości, bądź robiła skok przez współczesną rzeczywistość i wpadała w marzenia o dalekiej lub nieziszczalnej przyszłości.

Taką też na ogół była nasza myśl polityczna na początku obecnego stulecia, kiedy zmora klęski poniesionej w ostatnim powstaniu[13], przestała ją dusić i kiedy już wytworzył się nowy układ politycznego życia.

Wśród szerokiego ogółu poziom pojęć politycznych był bardzo niski. Nawet żywioły czynne, usiłujące kierować życiem politycznym narodu, bardzo dalekie były od rozumienia współczesnej polityki europejskiej; sfery zachowawcze żyły pojęciami przestarzałymi, sięgającymi w osiemnaste stulecie, przeceniały wartość jednych czynników, a nie doceniały innych, co je prowadziło do rezygnacji; koła zaś radykalne nie usiłowały nawet myśleć o polityce takiej, jaka jest – myślały tylko o takiej, jaką być powinna według ich doktryn.

Skutkiem tego myśl polska nie była zdolna sobie zdać sprawy z właściwego położenia kwestii polskiej i z jej znaczenia w polityce europejskiej. Nie umiała oceniać rozwoju tej polityki z punktu widzenia własnej sprawy.

Zresztą tym się prawie nikt poważnie nie zajmował. Dla jednych, którzy uważali się za trzeźwych i realnych, polityka zamykała się w sprawach miejscowych, w sprawach danego zaboru; inni wypływali na szersze wody, ale nie próbowali się łamać z trudnościami skomplikowanej polityki międzynarodowej, znajdowali łatwiejsze wyjście w nadziei na nowy ład w świecie, na jeden przewrót, który wszystko zmieni.

Tymczasem sprawa polska, pomimo pokrycia jej milczeniem za granicą, żyła, rozwijała się i przekształcała pod wpływem procesów dziejowych zachodzących i w Polsce, i w całej Europie, oraz wypadków politycznych, następujących po sobie w szybkim tempie. Gdyby myśl polska umiała była zdać sobie sprawę z tych procesów i ocenić te wypadki, odbudowanie zjednoczonej Polski nie byłoby dla większości Polaków tak nieoczekiwane, a przede wszystkim ich zachowanie się podczas wojny światowej byłoby inne.

Spróbuję w krótkiej tylko na tym miejscu, konspektowej postaci wyliczyć fakty, które warunkowały stan sprawy polskiej i jej widoki na początku obecnego stulecia.

1. Przez całe dziewiętnaste stulecie posuwały się szybko naprzód w Europie dwa równoległe procesy wielkiego znaczenia dziejowego: z jednej strony ewolucja konstytucyjna państw, przenosząca środek ciężkości władzy od korony i biurokracji do narodu, z drugiej – postęp pojęć politycznych i świadomości narodowej w szerokich masach, a jednocześnie z tym szybki w nich przyrost energii politycznej. Wynikiem tych dwóch procesów było, że państwo stawało się coraz więcej organizacją polityczną narodu, że granice jego musiały coraz bardziej odpowiadać granicom narodu, że każdy naród szukał swego politycznego wyrazu w odpowiednim własnym państwie i umiał ten wyraz znaleźć, i że państwo, za którym nie stał mocny, świadomy siebie naród, traciło podstawy bytu. Toteż w ciągu dziewiętnastego stulecia dwa wielkie, rozczłonkowane narody – Niemcy[14] i Włosi[15], zjednoczyły się w narodowych państwach, szereg mniejszych zdobyło byt państwowy, którego przedtem nie posiadało[16], a wielkie państwo, nie oparte na wielkim narodzie, Austria, owa mozaika ludów, musiała się przepołowić[17] i czynić coraz większe ustępstwa narodowe swym ludom, zbliżając się wyraźnie do całkowitego rozpadnięcia.

Ta ewolucja konstytucyjna państw i ten rozwój polityczny narodów obejmowały coraz większy obszar Europy, posuwały się coraz bardziej ku wschodowi, wciągnęły już w swą sferę część ziem polskich, mianowicie zabór pruski i austriacki. Na początku stulecia zjawiły się oznaki, że wkrótce zacznie się wyłom i w ustroju państwa posiadającego lwią część ziem polskich, w ustroju Rosji, która, położona najdalej na wschód, różna bardzo od Europy w swym charakterze społecznym i w swej cywilizacji, przez całe dziewiętnaste stulecie skutecznie się broniła przed konstytucyjnym przewrotem. Przekształcenie zaś Rosji na państwo konstytucyjne i przeniesienie środka ciężkości władzy do ludności państwa, przy jej niejednolitym składzie, musiało wysunąć od razu na widownię kwestię polską, a przy liczbie Polaków w państwie rosyjskim[18] i przy różnicy cywilizacyjnej między Polską a Rosją, musiało doprowadzić Rosję do niemożności rządzenia Polską. W tych warunkach, przy równolegle posuwającym się rozkładzie państwa austriackiego, odbudowanie Polski było prędzej czy później nieuniknione.

2. Polska, której ustrój społeczny w ciągu dwóch stuleci przedrozbiorowych uległ uwstecznieniu przez zanik mieszczaństwa, znajdowała się teraz w okresie szybkiego przekształcania, w trudnym okresie przejściowym, w którym jedne siły społeczne szybko znikały, inne zaś powstawały i rosły. Warstwa szlachecka – stanowiąca jeszcze do niedawna właściwy naród polityczny, w którym polska myśl polityczna ześrodkowywała się – skutkiem ogromnego zredukowania ziemi pozostającej w jej rękach, przez uwłaszczenie włościan i dalsze, szybko postępujące wyzbywanie się jej na rzecz tychże włościan, skutkiem zmiany warunków gospodarczych, zmuszających ją do przekształcania się w zawodowych rolników, a w konsekwencji obniżenia się jej zainteresowania sprawami publicznymi – szybko traciła znaczenie, które dawniej posiadała. Warstwa włościańska, coraz silniejsza gospodarczo i zaczynająca zdobywać oświatę, wysuwała się na widownię jako samodzielny czynnik życia narodowego. Jednocześnie rozwój przemysłu i handlu pociągnął za sobą wzrost miast i ośrodków fabrycznych, wytwarzał warstwę handlową i przemysłową, inteligencję zawodową i liczną klasę robotniczą.

Ta ewolucja społeczna Polski, zapóźniona w znacznej mierze wskutek warunków politycznych, szła teraz w bardzo szybkim tempie, wywołując przewrót w ustroju społeczeństwa. Z punktu widzenia politycznego ten konieczny przewrót przedstawiał przez swoją nagłość niebezpieczeństwa, groził w pewnej mierze przerwaniem ciągłości życia duchowego narodu, jego myśli i jego aspiracji, obniżeniem na pewien czas kultury; natomiast wnosił nowoczesne, jakkolwiek bardzo jeszcze surowe, czynniki w życie narodowe, robił naród zdolniejszym do życia w dwudziestym wieku oraz do walki o swe istnienie i o swe dobro.

Jako skutek ewolucji społecznej następowały zmiany w polskiej myśli politycznej. Pozbywała się ona pojęć przestarzałych, a z nimi rzekomo trzeźwej rezygnacji i nietrzeźwego romantyzmu; za surowa wszakże była jeszcze, na zbyt niskim znajdowała się poziomie, nie była dostępna do pojęć nowoczesnych, które z ogromną trudnością wyłamywały sobie do niej drogę. Nadto w dwóch zaborach, rosyjskim i austriackim, liczny udział Żydów w życiu polskim[19], świadomie lub nieświadomie narzucających swoje pojęcia, sprowadzał myśl polską z naturalnej drogi rozwojowej, wykolejał ją w sposób dla przyszłości polskiej niebezpieczny.

Polska we wszystkich trzech zaborach stawała się narodem nowoczesnym, ze świadomością narodową przenikającą w szerokie masy, z rozwijającą się w nich energią polityczną; narodem, który nie będzie biernie znosił gwałcenia swych praw najistotniejszych i będzie umiał o nie walczyć sposobami odpowiadającymi warunkom współczesnym, który będzie umiał skorzystać z wytwarzającego się położenia, by dojść prędzej czy później do zjednoczenia i niepodległości.

3. Państwa, które rozebrały Polskę, przeszły głęboką ewolucję swego ustroju wewnętrznego i swej polityki zewnętrznej.

Prusy, umiejętnie korzystając z ducha czasu i zużytkowując wytwarzające się w masach dążenia, zjednoczyły naród niemiecki, stworzyły cesarstwo – wielkie państwo narodowe, które stało się jedną z największych potęg gospodarczych i politycznych świata. Związane ściśle swymi dziejami z Polską w tym sensie, że kosztem jej wyrosły, mające granicę narodową między polskością a niemczyzną bezprzykładnie zawikłaną, posunięte w dwóch kierunkach, w Prusach Wschodnich i na Śląsku, daleko w głąb ziem polskich, gdy w środku, w Poznańskiem, ludność polska sięgała daleko na zachód, w kierunku Berlina – uważały zawsze kwestię polską, jako całość, za kwestię pierwszorzędnego dla siebie znaczenia, co zresztą pruscy mężowie stanu otwarcie wypowiadali.

Wyciągnęły one w drugiej połowie dziewiętnastego stulecia z kwestii polskiej nieobliczalne korzyści: wyzyskały ostatnie powstanie polskie dla oddalenia Rosji od Francji[20], związania się z nią formalnie przeciw poczynaniom polskim[21], co im dało życzliwą neutralność Rosji w ich akcji zewnętrznej, umożliwiło rozbicie Austrii i Francji[22]. Rozumiały dobrze, że gdyby nie było roku 1863, nie byłoby ani 1866, ani 1871. Widziały też, jak ważną dla nich rzeczą jest trzymać rękę na całej kwestii polskiej, kontrolować ją nie tylko u siebie, ale i u swych sąsiadów. Korzystając z rozrostu swej potęgi, która zaciążyła nie tylko nad Austrią, ale i nad Rosją, zdobyły one sobie wpływ na sprawy polskie i w Wiedniu, i w Petersburgu i bieg ich w znacznej mierze kierowały w pożądane dla siebie łożysko.

Wzrost potęgi Niemiec i ich wpływu na politykę sąsiadów utrzymywał kwestię polską w martwym punkcie i widoczne było, że nie ruszy ona z tego martwego punktu, dopóki się potęga Niemiec nie załamie i ekspansja ich wpływu nie cofnie. Austria ze współzawodniczki Prus zamieniła się w ich sojuszniczkę[23].

Niemało wpłynęło na to jej położenie wewnętrzne: Niemcy w austriackiej połowie monarchii, a Madziarzy w węgierskiej, zagrożeni w swym panowaniu przez inne ludy, przeważnie słowiańskie, oglądające się nadto na Rosję, widzieli wzmocnienie swe w oparciu o Berlin. I nie tyle różnica siły zewnętrznej dwóch mocarstw, ile właśnie ta racja położenia wewnętrznego, nakazującego żywiołom rządzącym jednego z nich szukać oparcia w drugim, sprawiły, że Austro-Węgry z sojusznika Niemiec szybko stawały się ich wasalem, a przymierze zamieniło się w nierozerwalną unię, podporządkowującą jedno państwo polityce drugiego,

Polacy w Austrii dostali wprawdzie politycznie i narodowo więcej niż inne narodowości[24], dlatego że dla nich było niemożliwością grawitować ku Rosji, że widząc swój interes w utrzymaniu Austrii, nie współdziałali z rozsadzającymi ją żywiołami, podtrzymywali równowagę wewnętrzną państwa i pomagali w tworzeniu większości rządowej. Wkrótce wszakże spostrzegli, że nadzieje na wzrost ich wpływu zawodzą, że wpływ ten maleje, że grozi mu upadek na skutek popierania przez Wiedeń Rusinów, przemianowanych w następstwie, nie bez myśli, na Ukraińców[25]. Dopiero później zaczęli się orientować, że w kwestii ruskiej znaczną rolę odgrywa akcja idąca z Berlina.

Rosja, zręcznie związana przez Bismarcka[26] z Prusami konwencją Alvenslebena w roku 1862[27], rychło po rozbiciu Austrii i Francji spostrzegła, że główną groźbą dla rozwoju, a nawet utrzymania jej mocarstwowej roli, stały się Niemcy. Na kongresie berlińskim[28] Bismarck wspólnie z Beaconsfieldem[29] pozbawił ją owoców zwycięstwa nad Turcją, a wkrótce okazało się, że miejsce wrogich jej wpływów angielskich w Konstantynopolu zajęły wpływy niemieckie, o wiele dla niej niebezpieczniejsze, bo bliższe, wyrażające energiczną ekspansję Niemiec na południowy wschód po wygodnym moście austro-węgierskim, ekspansję, która następnie znalazła swój wyraz w terminie Berlin–Bagdad[30]. Przez Turcję wpływy te wdzierały się dalej do Persji[31], a jednocześnie szła przez Pacyfik penetracja Niemiec do Chin, budując sobie ufortyfikowaną bazę na Szantungu[32]. Tworzyło się dokoła Rosji półkole wpływów niemieckich zaczynające się w Szwecji[33] a kończące w Chinach, zamykające jej drogę we wszystkie strony, z wyjątkiem Oceanu Lodowatego.

W tych warunkach zawarty pod koniec ubiegłego stulecia alians z Francją coraz większe miał dla Rosji znaczenie, stawał się jedyną dla niej nadzieją[34]. Alians ten, pomimo powtarzanych nieustannie zapewnień pokojowych, wobec silnie agresywnej polityki niemieckiej, oznaczał prędzej czy później wojnę. Była ona nieunikniona, zwłaszcza po nieudanych próbach Wittego[35] skombinowania aliansu francusko-rosyjskiego z Niemcami przeciwko Anglii i po zawarciu na początku stulecia porozumienia Francji z Anglią[36], która coraz silniej odczuwała na własnych interesach zaborczość gospodarczą i polityczną Niemiec, a której tyle zawdzięczali zarówno Bismarck, jak i Fryderyk Wielki[37].

Na gruncie przymierza z Francją zjawiła się przed Rosją perspektywa wojny z Niemcami, pierwszej właściwie wojny pomiędzy państwami, które rozebrały Polskę, a więc wojny, w której kwestia polska w takiej czy innej postaci musiała wypłynąć. Jak mało to rozumiano w Polsce, świadczy fakt, że jeszcze na początku stulecia opinia polska reagowała na przymierze francusko-rosyjskie jedynie żalem do Francji za to, że się związała z ciemiężcą Polski.

Zdawałoby się, że przy takim kierunku swej polityki zewnętrznej Rosja powinna była poczynić kroki, ażeby sobie zapewnić, jeżeli nie współdziałanie, to przynajmniej życzliwość Polaków w wojnie, która musiałaby się rozegrać przede wszystkim na ziemi polskiej. To dyktowała logika polityczna i to by może nawet tak wiele nie kosztowało wobec tego, że polityka rezygnacyjna wówczas miała w Polsce wpływ duży, że aspiracje Polaków nie sięgały daleko, że zadowoliłyby ich poważniejsze ustępstwa ograniczone do Królestwa Kongresowego[38], o którego zruszczeniu Rosja i tak marzyć nie mogła.

Jednakże wejście na tę drogę było dla Rosji niemożliwe. Z jednej strony opinia rosyjska nie odznaczała się nigdy trzeźwością w ocenie położenia państwa i przeceniała jego potęgę, a Polska była zbyt łakomym kęsem dla ludzi, którzy reprezentowali w niej sprawę rosyjską[39], co podtrzymywało interesowny, chciwy, nieprzejednany nacjonalizm rosyjski wobec Polski; z drugiej – w Rosji rząd coraz mniej był jednolity, coraz mniej zharmonizowany w swych działaniach, i gdy jej polityka zagraniczna była w walce z polityką niemiecką, w polityce wewnętrznej wpływy niemieckie były bardzo silne. Nawet podczas ostatniej wojny, gdy armia rosyjska walczyła z Niemcami, rząd składał się przeważnie z ludzi niechętnych do wojny, dobrze usposobionych do Niemiec, a nawet pozostających pod wpływami niemieckimi. Te właśnie wpływy, zawsze silne w Rosji[40], starały się o to, żeby polityka rosyjska tamowała wszelkimi sposobami rozwój polskości i żeby Polacy zawsze widzieli głównego wroga w Rosji.

Przy powierzchownym też porównaniu polityki dwóch państw, Prus i Rosji, wobec Polaków, polityka pruska zyskiwała. Wprawdzie w zaborze pruskim konsekwentnie, planowo, z wielkim wysiłkiem i z wielkim nakładem środków niszczono polskość i szczepiono niemczyznę, ale czyniono to zawsze ustawowo, z zachowaniem form: obywatel polski wiedział, co go oczekuje, czemu musi się poddać, a czemu może stawiać opór. Natomiast w zaborze rosyjskim niebezpieczeństwo dla polskości było znacznie mniejsze, nawet szacunek dla niej ze strony Rosjan znacznie większy, ale była samowola administracyjna, poniżanie godności ludzkiej, brak poczucia prawa i cywilizowanego szacunku dla człowieka:

Polak pod panowaniem rosyjskim ciągle był drażniony, obrażany, ciągle miał powód do oburzenia.

U ludzi nieprzywykłych do głębszego zastanawiania się nad zagadnieniami politycznymi zazwyczaj ich przejścia osobiste decydują o sposobie politycznego myślenia. Było też niemało takich Polaków, którzy więcej myśleli o tym, żeby Rosja zginęła, niż żeby Polska powstała.

Jeżeli ewolucja polityczna Europy od początku XIX wieku wskazywała, że powstanie na nowo państwa polskiego w szeregu innych państw narodowych jest prędzej czy później nieuniknione, to położenie międzynarodowe na początku obecnego stulecia pozwalało przewidywać w niedalekim czasie konflikt zbrojny między państwami, które rozebrały Polskę, a tym samym wystąpienie na widownię kwestii polskiej, ruszenie jej z martwego punktu, na którym ją ciążąca nad całą środkową i wschodnią Europą potęga Niemiec utrzymywała. Z tych widoków Polski nie zdawano sobie sprawy ani w Europie, ani w Polsce samej: w Europie dlatego, że Polska się niczym uwadze polityków nie przypominała, nikt się też nią nie interesował i nad jej możliwymi losami nie zastanawiał; w Polsce – bo tu albo nie umiano myśleć politycznie, albo myśl nie wychodziła poza granice danej dzielnicy i państwa, do którego ta dzielnica należała.

Jednym bodaj miejscem, w którym zastanawiano się poważnie nad sprawą polską jako całością z myślą o umiejętnym jej zlikwidowaniu – był Berlin.

[13] Mowa o powstaniu styczniowym rozpoczętym 22 stycznia 1863 r. Walki partyzanckie trwały w Królestwie Polskim, na Litwie i Wołyniu do jesieni 1864 r.

[14] Zjednoczenie Niemiec dokonało się w wyniku zwycięskiej wojny przeciw Francji, jaką od lipca 1870 do stycznia 1871 r. prowadziła koalicja państw niemieckich pod kierunkiem Prus. Z inicjatywy Bismarcka, ale na wniosek króla Bawarii Ludwika II, król pruski Wilhelm I został uroczyście 18 stycznia 1871 r. proklamowany cesarzem Niemiec. Aktu tego dokonano w zdobytym Wersalu. Odnowiona Rzesza (druga) powstała jako federacja 22 królestw i księstw oraz 3 wolnych miast – organizmów dotychczas politycznie niezależnych. Wyłączenie Austrii i Habsburgów dawało Prusom całkowitą przewagę w nowym państwie.

[15] Król Sardynii Wiktor Emanuel II został uroczyście proklamowany królem Włoch 17 marca 1861 r. Było to rezultatem skomplikowanego procesu trwającego od 1859 r., w wyniku którego Królestwo Sardynii (Piemont) inkorporowało kolejne, do owego momentu odrębne państwa i prowincje włoskie.

[16] W Europie w ciągu XIX w. powstawały kolejno: Grecja (faktycznie od 1829 r., a form. suw. od 1830 r.), Serbia (faktycznie od 1829 r., a form. suw. od 1878 r.), Belgia (1830 r.), Rumunia (faktycznie 1858 r., a form. suw. od 1878 r.) i Bułgaria (1878 r., a form. suw. od 1908 r.).

[17] Mowa o kompromisie austriacko-węgierskim z 8 lutego 1867 r. Monarchia Habsburgów uległa w jego wyniku podziałowi na Austrię i Węgry złączone jedynie osobą panującego oraz wspólną polityką zagraniczną i obronną. W 1868 r. Węgrzy zawarli ugodę z Chorwatami, a Austriacy z Polakami.

[18] Spis powszechny w Rosji odbył się w 1897 r. Następnie corocznie władze dokonywały jedynie szacunkowych, aktualizujących dane obliczeń. W 1913 r. liczbę mieszkańców całego państwa obliczano na ok. 163 mln. Liczbę Rosjan podawano bardzo różnie, np. władze wliczały tu wszystkich Ukraińców i Białorusinów. Na ogół przyjmuje się za najbliższe rzeczywistości liczby od 70 do 75 mln (np. Lenin przyjmował, że Rosjanie stanowili wówczas ok. 43% ludności). Królestwo Polskie zamieszkiwane było w 1913 r. przez ok. 13 mln osób, w tym Polaków było ok. 10 mln. Liczbę Polaków zamieszkałych w głębi Rosji podaje się – na ogół zgodnie – od 0,4 do 0,5 mln osób. Najtrudniej jest ustalić liczbę Polaków mieszkających na tzw. Ziemiach Zabranych, tj. pomiędzy Bugiem i Niemnem na zachodzie a granicą przedrozbiorową Rzeczypospolitej na wschodzie. Urzędowe wyliczenia podawały liczbę rzymskich katolików na tych ziemiach – 4 do 4,5 mln, z tego jednak zaledwie 0,8 do 1,1 mln traktowały jako Polaków. Takie szacunki były wyraźnie zaniżone. Polskie obliczenia (E. Romer) podawały liczbę ok. 5 mln. Tak więc ogólną liczbę Polaków żyjących w 1913 r. w granicach imperium carskiego można obliczać na 12 do 16 mln.

[19] Najpewniejsze wydają się obliczenia dotyczące ludności żydowskiej odnoszące się do roku 1910. Odsetek Żydów w Królestwie Polskim wynosił wówczas 13,5%, a na Ziemiach Zabranych 15%. Łącznie, na ziemiach całego zaboru rosyjskiego mieszkało ok. 5 mln Żydów. W Galicji mieszkało wówczas ok. 880 tys. Żydów, tj. niecałe 11% ludności tej dzielnicy. Dla porównania, w Księstwie Poznańskim, Prusach Zachodnich i rejencji opolskiej łącznie mieszkało w 1910 r. ok. 60 tys. Żydów, tj. nie więcej niż 1% ogółu mieszkańców tych dzielnic.

[20] Do zbliżenia francusko-rosyjskiego doszło bezpośrednio po wojnie krymskiej, zwłaszcza od spotkania Aleksandra II z Napoleonem III w Stuttgarcie w 1857 r. Rosji ułatwiało to ogólną sytuację po przegranej wojnie, a Francji politykę bałkańską i bliskowschodnią. W Polsce jednak zdecydowanie przeceniano wagę tej współpracy, a szczególnie rzekomy wpływ, jaki uzyskał Napoleon III na politykę Petersburga. Błąd ten znacznie ułatwił rozwój „ruchu” przedpowstaniowego w Królestwie. „Papierowe” interwencje Francji, dokonywane pospołu z Anglią i Austrią (noty z 17 kwietnia i 17 czerwca 1863 r.) oziębiły stosunki, ale już w 1867 r. car Aleksander II odbył oficjalną i bardzo uroczystą wizytę w Paryżu.

[21] Mowa o konwencji Alvenslebena z lutego 1863 r., która jednak, wbrew nadziejom Bismarcka, nie nabrała charakteru układu międzypaństwowego.

[22] Mowa o wojnach: 1866 r. przeciw Austrii i 1870–1871 r. przeciw Francji. W obu Prusy odniosły szybkie i zdecydowane zwycięstwo. Autor jednak wyraźnie przecenia tu rolę kwestii polskiej w polityce europejskiej drugiej polowy XIX w. Rosja nie miała ani żadnych powodów, ani, co ważniejsze, możliwości wojowania wówczas z Prusami – niezależnie od losów sprawy polskiej. Po doświadczeniach z wojny krymskiej klęską Austrii mogła się jedynie cieszyć. W Rosji, poza wszystkim innym, trwała właśnie generalna reorganizacja całego systemu militarnego. Jeszcze w 1877 r. poważnie zastanawiano się, czy w takiej sytuacji stać było Rosję na wojnę i to tylko z Turcją. Wojna kilka lat wcześniej, i to przeciw Prusom, była zwykłym niepodobieństwem militarnym.

[23] Traktat sojuszniczy podpisany przez Niemcy i Austro-Węgry 7 października 1879 r. w Wiedniu był bezpośrednim efektem zwycięstwa Rosji nad Turcją w 1878 r. Rosja nie tylko stała się czynnikiem dominującym na Bałkanach, ale także rozwinęła panslawistyczną propagandę czyniącą ją protektorką wszystkich Słowian, a więc, pośrednio, także poddanych austro-węgierskich.

[24] Mowa o szeregu koncesji prawno-politycznych, jakie w latach 1860–1873 uzyskali Polacy w Galicji. Nazywa się całość tych praw autonomią galicyjską. Do najważniejszych zdobyczy zalicza się: zagwarantowanie obsadzania stanowiska namiestnika Galicji i ministra ds. Galicji w rządzie wiedeńskim przez Polaków, powołanie Sejmu Krajowego i rządu galicyjskiego nazywanego Wydziałem Krajowym, wreszcie rozpoczętą w 1866 r. polonizację urzędów i sądów. Dopełnieniem tych ustępstw w sferze politycznej było spolonizowanie wszystkich szczebli szkolnictwa. Ukoronowaniem tego procesu była polonizacja w 1870 r. Uniwersytetu Jagiellońskiego, a w 1871 r. uniwersytetu we Lwowie. W 1873 r. całkowita kontrola (także w zakresie programów nauczania) nad szkołami średnimi i podstawowymi znalazła się w gestii Krajowej Rady Szkolnej. Oczywiście Galicja cieszyła się też wszystkimi swobodami, jakie gwarantowała całemu państwu konstytucja z grudnia 1867 r.

[25] Nazwy – Ukraina i Ukraińcy są, w obecnym ich znaczeniu, nazwami nowymi. Do końca XIX w. Ukrainą lub ziemiami ukrainnymi nazywano tylko obszary naddnieprzańskie. Rozwijający się od początku XX w. w Galicji ruch narodowy ukraiński programowo wyrzekał się dawnych określeń Ruś i Rusini. Nowa nazwa miała podkreślać jedność całego kraju ponad granicą austriacko-rosyjską. Zawierała też w sobie program walki z dominacją polską i rosyjską. Właśnie to antyrosyjskie i antypolskie ostrze ruchu ukraińskiego uczyniło zeń obiekt żywego (zwłaszcza od 1907 r.) zainteresowania Niemiec. Niezależnie jednak od stopnia infiltracji niemieckiej ruch ten był bez wątpienia samoistny i autentyczny.

[26] Otto von Bismarck (1815–1898) – polityk pruski, w latach 1862–1890 kierował polityką Prus i od 1871 r. Niemiec.

[27] Konwencję podpisano w Petersburgu 8 lutego 1863 r., tj. natychmiast po wybuchu powstania styczniowego. Jej autorem i sygnatariuszem ze strony Prus był gen. Gustav von Alvensleben (1803–1881). Był on specjalnym wysłannikiem pruskim. Cała inicjatywa wyszła od Bismarcka i była jego pomysłem. Konwencja przewidywała sposoby współdziałania zarówno armii obu państw, jak i służb policyjnych w zwalczaniu ruchu polskiego. Układ był przede wszystkim gestem solidarności ze strony Prus. Rosja jednak, z obawy przed umiędzynarodowieniem sprawy polskiej, odmówiła nadania tej umowie graniczno-policyjnej oficjalnego charakteru układu międzypaństwowego. Rosja pomocy wojskowej w walce z powstaniem nie potrzebowała, a inicjatywa pruska stała się jedynie formalnym pretekstem dla kłopotliwych i irytujących Rosję kwietniowo-czerwcowych not mocarstw w sprawie polskiej.

[28] Kongres berliński odbył się z inicjatywy Bismarcka pomiędzy 13 czerwca a 13 lipca 1878 r. Pod naciskiem zbiorowym państw europejskich Rosja musiała zrezygnować z części uzyskanych od pokonanej Turcji korzyści na Bałkanach.

[29] Benjamin Disraeli (1804–1881), od 1876 r. hr. Beaconsfield – polityk brytyjski, w latach 1866 oraz 1874–1880 był premierem Wielkiej Brytanii.

[30] Potoczna nazwa szlaku kolejowego, który w początkach XX w. stał się symbolem ekspansji ekonomicznej, politycznej i militarnej Niemiec na Bliskim Wschodzie. Kolej Bagdadzka, budowana od 1899 r., stała się najsławniejszym przedsięwzięciem niemieckiej Weltpolitik. System linii kolejowych miał poprzez Azję Mniejszą zapewnić Niemcom lądową komunikację (niezależną od nacisku angielskiej floty) z Bagdadem, a stamtąd z Zatoką Perską i samą Persją. Linia ta miała włączyć do niemieckiej strefy wpływów także Syrię wraz z Palestyną. Gigantyczne przedsięwzięcie finansowało konsorcjum banków pod kierunkiem Deutsche Bank. Koncesjom kolejowym towarzyszyły koncesje kopalniane i rolne, ale także szeroko projektowane w przyszłości osadnictwo. Forpocztą tego ostatniego było osadnictwo syjonistyczne kierujące się do Palestyny. Przed wybuchem wojny w 1914 r. nie zdołano jednak ukończyć tej gigantycznej magistrali.

[31] Penetracja ekonomiczna i wojskowa Persji zainicjowana została przez Niemców w 1896 r. i wiązała się ściśle z projektami linii Berlin–Bagdad. Niemcy zyskali szerokie pole działania po 1907 r., tj. po podziale Persji na strefy wpływów między Rosję i Anglię. Od tej pory sami Persowie skłonni byli szukać oparcia właśnie w Niemczech. Narzędziem wojskowych wpływów Niemiec stała się po 1907 r. żandarmeria perska szkolona przez oficerów szwedzkich. W latach wojny 1914–1918 agenci niemieccy, mając sympatię i pomoc Persów, rozwinęli szeroko akcje wojskowe zagrażające zwłaszcza operacjom angielskim w rejonie Zatoki Perskiej.

[32] Szantung – prowincja Chin położona na półwyspie o tej samej nazwie, nad Morzem Żółtym. W 1897 r. Niemcy zbrojnie okupowały brzegi Zatoki Kiao-Czou z dogodnym strategicznie portem Tsingtao, a w 1898 r. wymusiły na rządzie chińskim 99-letnią „dzierżawę” tej enklawy.

[33] Wielorakie i bliskie stosunki Niemiec ze Szwecją miały przede wszystkim głębokie podłoże etniczne i kulturalne. Nurty i idee pangermańskie cieszyły się w Szwecji (w przeciwieństwie do Danii) znaczną popularnością. Kultura szwedzka była u progu XX w. promowana w skali światowej przede wszystkim przez wielkie i znakomicie zorganizowane ośrodki niemieckie (uniwersytety, wydawnictwa, a nawet teatry). Związki gospodarcze nie ograniczały się jedynie do, życiowo ważnej dla Szwecji, wymiany handlowej z nieograniczonym niemal rynkiem niemieckim. Po 1880 r. udział kapitału niemieckiego w rozwoju szwedzkiego przemysłu stale wzrastał. W sferze politycznej Szwecja szukała w Niemczech oparcia przeciw naciskowi Rosji władającej Finlandią. Właśnie powtarzające się zakusy rosyjskie na autonomię Finlandii (która służyła także mniejszości szwedzkiej w tym kraju), zwłaszcza w latach 1908–1913, wiązały Szwecję z polityką Niemiec. W latach 1906–1908 Szwecja przy poparciu Niemiec skutecznie przeciwstawiła się rosyjskim próbom remilitaryzacji Wysp Alandzkich, co miało życiowo ważne znaczenie dla tego kraju.

[34] Sojusz francusko-rosyjski został zainicjowany w sierpniu 1891 r. w formie wymiany not między ministrami spraw zagranicznych obu państw. W sierpniu 1892 r. w Petersburgu podpisana została francusko-rosyjska konwencja wojskowa. Weszła ona w życie jednak dopiero 27 grudnia 1893 r. Od tej chwili każdy konflikt zbrojny Niemiec z Francją lub (co zdawało się mniej prawdopodobne) Rosją musiał postawić Niemcy przed koniecznością walki na dwóch frontach. Sojusz zapewniał bezpieczeństwo Francji, a Rosji dopływ francuskich kapitałów (do wybuchu wojny ok. 13 mld franków w złocie).

[35] Siergiej Juliewicz Witte (1849–1915) – jeden z najwybitniejszych polityków rosyjskich przełomu XIX i XX w., jako minister finansów w latach 1892–1903 miał ogromny udział w planowaniu i realizacji unowocześniania całej gospodarki rosyjskiej, m.in. w szybkim tempie rozbudowy kolei i przemysłu; w 1894 r. zakończył wojnę celną z Niemcami, a w 1897 r. przeprowadził ważną reformę walutową stabilizującą cały system finansowy Rosji i dostosowującą go do wzorów (a więc i współpracy) z systemami zachodnioeuropejskimi; zdymisjonowany jako przeciwnik konfliktu z Japonią, w 1905 r. wynegocjował korzystny z nią pokój; od października 1905 do czerwca 1906 r. był pierwszym premierem rosyjskim (w znaczeniu przypominającym sens zachodni tej funkcji), był konsekwentnym przeciwnikiem angażowania Rosji w jakąkolwiek wojnę, a w wojnę przeciw Niemcom w szczególności. Próby tworzenia bloku rosyjsko-niemiecko-francuskiego nie wyszły nigdy ani w Rosji, ani we Francji poza sferę luźnych projektów, ponieważ Niemcy czując się zbyt pewni, gotowi byli dyktować zbyt twarde warunki. Dmowski ma tu zapewne na myśli projekty z czasów wojny burskiej.

[36] Mowa o tzw. entente cordiale (fr. – serdeczne porozumienie). Anglia i Francja, po dłuższych rokowaniach, 8 kwietnia 1904 r. podpisały deklarację polityczną w sprawie Egiptu i Maroka. Układ ten usuwał najważniejsze źródła konfliktów pomiędzy obydwoma państwami. W tajnych klauzulach obie strony uznawały wzajemnie swe „prawa” do ewentualnego protektoratu nad wymienionymi krajami afrykańskimi. Układ oznaczał zasadniczy zwrot w polityce obu mocarstw i był uzupełniany kolejnymi kompromisami, np. w sprawie podziału Afryki zachodniej lub Syjamu.

[37] Fryderyk II Hohenzollern, zwany Wielkim (1712–1786) – od 1740 r. król pruski.

[38] Królestwem kongresowym nazywano czasami Królestwo Polskie. Nazwa nawiązywała do kongresu wiedeńskiego, który w 1815 r. powołał ten organizm do życia. Zazwyczaj nazwa ta miała posmak ironiczny i lekceważący. W ustach Polaków nuta taka miała podkreślać niezgodę na identyfikowanie tego tworu z Polską, co niestety, w opinii europejskiej stało się, w zasadzie, faktem dokonanym w ciągu XIX w.

[39] Aluzja do notorycznie złej opinii, jaką zasłużenie cieszyły się kadry urzędnicze rosyjskie napływające do Królestwa Polskiego po 1864 r. Regułą było, iż przysyłano tu ludzi tak czy inaczej skompromitowanych w innych częściach państwa. Kompromitacja ta często polegała na ujawnieniu daleko sięgającej niekompetencji i ignorancji, ale jeszcze częściej, na ocierającej się o kryminał, nieuczciwości.

[40] Wpływy niemieckie w Rosji polegały przede wszystkim na wyjątkowej pozycji, jaką niezmiennie cieszyli się w tym kraju Niemcy. Stanowili oni nie więcej niż 1% ludności państwa, ale w drugiej połowie XIX w. odsetek stanowisk wyższego i średniego szczebla obsadzonych w różnych sferach życia państwowego Rosji właśnie przez Niemców wahał się od 40 aż do 75–80%. Niemiecka była od XVIII w. dynastia używająca nazwiska Romanów. Więzy z dynastiami niemieckimi były stale wzmacniane i odnawiane przez małżeństwa monarchów, członków dynastii i najwyższej arystokracji. Ostatnim tego przykładem był w 1894 r. związek Mikołaja II z księżniczką Hessen-Darmstadt – Alicją, która, pod prawosławnym imieniem Aleksandry Fiodorowny, panowała aż do 1917 r. jako ostatnia carowa. Zniemczony był niemal całkowicie dwór carski, dyplomacja, wyższe kadry wojska, a szczególnie policji i żandarmerii, ogromny udział mieli też Niemcy w administracji cywilnej najwyższych szczebli. Tylko w nieznacznej części kadry te napływały wprost z Niemiec. Większość stanowili tzw. Niemcy bałtyccy, wywodzący się zwłaszcza z niemieckiej szlachty trzech nadbałtyckich guberni (baronowie kurlandzcy). Dochodziła do tego mocna pozycja kapitału niemieckiego w przemyśle, a zwłaszcza handlu rosyjskim.

II. Początki nowej polityki polskiej

Zdarza się czytać u nas polemiki na temat, kto pierwszy wymówił w ostatnich czasach wyraz „niepodległość”, który obóz pierwszy powiedział głośno, że chce niepodległości. Jest to spór dziecinny, niedorzeczny...

Niepodległość nie dlatego mamy, że ktoś powiedział głośno, iż jej chce, jeno dlatego, że byli ludzie zmierzający planowo do jej odzyskania, orientujący się mniej więcej w warunkach do tego niezbędnych i umiejący te warunki dla postawionego sobie celu wyzyskać.

Zadowalać się chceniem może przeciętny obywatel kraju nie działający politycznie, ludzie wszakże mający pretensję do kierowania losami narodu muszą wiedzieć nie tylko, co chcą mieć, ale co mają robić, jaką drogą dojść do upragnionego celu. Programy chceń – to tylko jałowe, puste hasła.

Grzeszył takimi programami nawet obóz, do którego sam należałem. Za błąd uważałem i sprzeciwiałem się temu, gdy w programie, nakreślonym z poczuciem odpowiedzialności (Program stronnictwa demokratyczno-narodowego w zaborze rosyjskim. Rok 1903)[41], postawiono jako cel dążeń obozu niepodległość Polski, nie umiejąc wskazać dróg, które mają do niej doprowadzić. Uczyniono to ze względów polityczno-wychowawczych. Uważałem i uważam, że do wychowania myśli politycznej służyć winny książki, wykłady; programy zaś oficjalne, gdy wskazują cele, winny obok nich wskazywać środki.

Zresztą osiągnięciu celu nie zawsze pomaga głośne jego zawczasu deklarowanie.

Nigdy nie było takiej chwili w naszych dziejach porozbiorowych, żeby nie było ludzi chcących niepodległości. Nawet w okresie popowstaniowym, w okresie ogólnego przygnębienia i upadku nadziei, ideę niepodległości w głębi duszy pielęgnował każdy Polak mający świadomość narodową i politycznie nie wynarodowiony. Co prawda, nie śmiał myśleć o niej jako o rzeczy realnej. Żywioły czynne politycznie ograniczały swe zadania do spraw miejscowych każdego z trzech zaborów, poruszanie zaś sprawy zjednoczenia i niepodległości Ojczyzny uważały przeważnie za rzecz zdrożną, bo przeszkadzającą ich zabiegom.

Pamiętam, kiedy „Przegląd Wszechpolski” w roku 1895, w setną rocznicę ostatniego rozbioru Polski, wyszedł z żałobną obwódką i w słowie wstępnym powiedział, że za cel swej pracy stawia odzyskanie niepodległości – bądź nie chciano tego zauważyć, bądź wzruszano ramionami, patrząc na to jako na nieodpowiedzialny, młodzieńczy wybryk.

Niepodległość jako hasło zjawia się w naszym życiu politycznym na nowo już w kilkanaście lat przed końcem ubiegłego stulecia. W roku 1886 powstaje tajna organizacja, Liga Polska, przekształcona potem, w roku 1893, na Ligę Narodową[42], stawiającą sobie w swej ustawie za cel odzyskanie niepodległości. Grupuje ona koło siebie prawie wyłącznie żywioły młode, wstępujące dopiero w życie lub do tego się przygotowujące; przeciwstawiały się one z jednej strony tzw. polityce ugodowej, z drugiej – międzynarodowemu socjalizmowi, mającemu naówczas silny wpływ wśród młodych pokoleń. Z tych to młodych kół wyszły naówczas manifestacje narodowe w Warszawie ku upamiętnieniu historycznych rocznic 3 maja 1891 i 17 kwietnia 1894 roku. Sam byłem inicjatorem i kierownikiem pierwszej z tych manifestacji[43] i pamiętam jak sfery poważne, kierownicze w kraju były nimi zastraszone. Nie mogły się one opędzić analogiom z tym, co poprzedzało rok 1863, i bały się podobnego dalszego ciągu. Jednakże dalszy ciąg był całkiem inny...

Te młode koła były dziećmi epoki względnie trzeźwej, społeczeństwa przekształcającego się w kierunku nowożytnym, posiadały zaczątki rozumienia rzeczywistości polskiej i miały wśród siebie człowieka o dziesiątek lat od swych współpracowników starszego, który tę rzeczywistość ogromnie jasno widział i o Polsce szerszą, niż ktokolwiek wówczas, wiedzę posiadał. Był nim nieżyjący od lat kilkunastu publicysta, Jan Popławski. Był to duchowy ojciec nowoczesnej polityki polskiej. Pod jego wpływem myśl tego nowego pokolenia skierowała się do zagadnień bieżących bytu narodowego, do ujmowania ich z punktu widzenia całości sprawy polskiej, do szukania w położeniu współczesnym Polski i w rozwoju politycznej sytuacji Europy dróg ku odbudowaniu państwa polskiego.

Ten kierunek myśli młodszego pokolenia wyraził się w założeniu „Przeglądu Wszechpolskiego”[44], pisma, które postawiło sobie za zadanie jednoczenie myśli politycznej trzech dzielnic Polski, zwracanie jej ku sprawie polskiej jako całości oraz kształcenie jej, zwłaszcza w zaborze rosyjskim, gdzie cenzura zmuszała prasę do milczenia w zakresie zagadnień polityki polskiej i dokąd „Przegląd” dochodził drogą kontrabandy.

Pomimo krótkiego okresu swego istnienia (1895–1905) „Przegląd Wszechpolski” wywarł decydujący wpływ na ukształtowanie nowoczesnej polskiej myśli politycznej. Wychowało się na nim we wszystkich trzech dzielnicach całe pokolenie ludzi umiejących myśleć politycznie nie tylko o sprawach tego czy innego zaboru, ale o sprawie polskiej jako całości, ludzi, którzy wiedzieli dużo o całej Polsce i między sobą rozumieli się tak, jak synowie jednego narodu rozumieć się powinni. Myśl wszystkich tych ludzi była skierowana ku zjednoczeniu politycznemu ojczyzny, ku odbudowaniu własnego państwa. Gdyby dzisiejsi polemiści piszący o początkach polityki „niepodległościowej” – że użyję ich ciężkiego przymiotnika[45] – umieli uczciwie i inteligentnie przestudiować dziesięć roczników „Przeglądu Wszechpolskiego”, wielu sporów by uniknęli i wiele fałszów nie ujrzałoby światła dziennego.

Początki rzucającego hasło niepodległości ruchu narodowego wśród młodszych pokoleń, datujące się, jak to wspomniałem, od roku 1886, wywarły swój wpływ i na obóz socjalistyczny. Tam jedni, kierowani współzawodnictwem w walce o dusze młodego pokolenia i mas robotniczych, inni dlatego, że się w nich obudziły zagłuszone aspiracje polskie, postanowili połączyć socjalizm z patriotyzmem polskim. Stąd na jakieś osiem lat przed końcem stulecia powstała Polska Partia Socjalistyczna[46], występująca z programem niepodległej Polski socjalistycznej, którą ma dać powstanie, będące zarazem walką o niepodległość i rewolucję społeczną. Organem tej myśli był „Przedświt” londyński[47]. Rozwijano ją w dwóch kierunkach: w artykułach na pół wojskowych, wykazujących możliwość ruchu zbrojnego, próbujących formułować jego strategię, i w artykułach politycznych, czerpiących pełną garścią z literatury emigracyjnej pierwszej połowy zeszłego stulecia, z jej kierunków. Był w tym anachronizm, robiło to często wrażenie przedrukowywania starych szpargałów; była kombinacja zamkniętej już przeszłości z nie otwartą jeszcze i nie wiadomo czy mającą się kiedykolwiek otworzyć przyszłością. Pomiędzy jedną a drugą była pustka, bo nie rozumiano współczesnej rzeczywistości i nie umiano stanąć na jej gruncie. Widoczne było, że nie umiano wykonać pracy myśli, która by z hasła niepodległości zrobiła z czasem program realny.

Niemniej przeto ruch ten miał duże znaczenie dla przyszłości. Wywierał on silny wpływ na młode umysły, na młodzież zwłaszcza ze wschodnich ziem Polski, bardziej oddaloną od europejskiego sposobu myślenia, więcej zbliżoną w swej psychologii do młodzieży rosyjskiej, bardziej prymitywną, bujniejszą temperamentami, mniej przywiązaną do nowoczesnego życia kulturalnego, skłonniejszą do wystawiania się na osobiste niebezpieczeństwo i szukającą łatwych, prostych rozwiązań dla kwestii trudnych i skomplikowanych. Trafiał on do jej tradycyjnych instynktów, dając jej niejako ideę polską, i do nowych, w zetknięciu z Rosją wytworzonych potrzeb jej duszy, dając jej rewolucję społeczną. Dla sprawy polskiej przedstawiał on raczej poważne niebezpieczeństwo, nie tylko przez swą rewolucyjność i hasła walki społecznej, rozbijając naród wewnątrz, ale także – i to przede wszystkim dlatego, że ruchy takie, nie oparte na rozumieniu współczesnej rzeczywistości, idą naprzód jak człowiek ze zawiązanymi oczyma, łatwo dają się użyć do celów wręcz przeciwnych ich założeniom, stają się narzędziem w obcych rękach.

Tym dwu obozom, na które dzieliły się u nas na przełomie dwóch stuleci czynne politycznie żywioły młodszego pokolenia, sądzona była rola obozów przyszłości, stojących przeciw sobie w chwili, gdy sprawa polska weszła na drogę prowadzącą do jej rozstrzygnięcia. Tak musiało być nie tylko dlatego, że obejmowały one lwią część młodszego pokolenia, ale także – i to przede wszystkim – dlatego, że myśl ich operowała nie w sprawach tej czy innej dzielnicy, ale w sprawach Polski. Inne, poważne naówczas stronnictwa w sprawach Polski jako całości nie miały wiele do powiedzenia, rozwiązanie kwestii polskiej zaskoczyło ich myśl nieprzygotowaną, zastało je niezdolnymi do odegrania ważniejszej roli. Rozwijający się zaś naówczas młody ruch ludowy, czyniący szybkie podboje wśród mas włościańskich, znajdował się jeszcze w stadium walki wyłącznie społecznej, klasowej i nie wybiegał dążeniami swymi w dziedzinę zagadnień szerszych, obejmujących przyszłość całej ojczyzny.

[41] Program ten, zwany październikowym, został opublikowany pt. Program Stronnictwa Demokratyczne-Narodowego w zaborze rosyjskimw numerze 10 (październikowym) z 1903 r. „Przeglądu Wszechpolskiego” (s. 721–758). Jednocześnie i pod identycznym tytułem wydano jego tekst w formie broszury drukowanej w Krakowie. Był on dziełem przede wszystkim samego Dmowskiego i uchodzi za punkt zwrotny w dziejach Narodowej Demokracji.

[42] Inicjatorem i organizatorem tej przemiany dokonanej w kwietniu 1893 r. był Roman Dmowski wespół z Janem Ludwikiem Popławskim. Poza nimi do władz nowej Ligi Narodowej weszli: Józef Hłasko, Władysław Jabłonowski, Józef Kamiński, Wacław Męczkowski, Karol Raczkowski i Zygmunt Wasilewski.

[43] Dmowski uniknął chwilowo aresztowania, a nawet wyjechał za granicę. Został aresztowany dopiero 10 sierpnia 1892 r. na stacji granicznej, gdy wracał z Paryża do Warszawy. Do stycznia 1893 r. był więziony w Cytadeli warszawskiej, którą opuścił za kaucją. Pozostawał jednak pod nadzorem policyjnym aż do wyroku sądowego z listopada 1893 r. zabraniającego mu pobytu w granicach Królestwa Polskiego, a także w obu stolicach Rosji. Zamieszkał więc w Mitawie, a stamtąd w lutym 1895 r. przeniósł się do Lwowa.

[44] „Przegląd Wszechpolski”, założony przeze mnie we Lwowie w roku 1895, od początku 1896 pozostawał pod wspólną redakcją Jana Popławskiego i moją; w latach 1898–1900 redagował go sam Popławski, w roku 1901 przeszedł pod moją redakcję, pod którą pozostał do końca (1905). W roku 1902 został przeniesiony do Krakowa.

[45] Aluzja do znanej uzurpacji polegającej na zarezerwowaniu miana „niepodległościowy” tylko dla tych kierunków, które walkę o niepodległość Polski identyfikowały i zawężały do walki dosłownej, tj. zbrojnej. Narodowa Demokracja, odrzuciwszy insurekcyjne tradycje, spotkała się z nielojalnym zarzutem, jakoby ipso factoodrzuciła niepodległość jako cel ostateczny swych działań. Trzeba dodać, że z czasem nurt narodowo-demokratyczny przejął tę metodę polemiczną rezerwując z kolei przymiotnik „narodowy” wyłącznie dla swych adherentów.

[46] Zazwyczaj za moment powstania Polskiej Partii Socjalistycznej uznaje się obrady tzw. zjazdu paryskiego. Odbył się on w dniach 17–21 listopada 1892 r. z inicjatywy Stanisława Mendelsona, a obradował pod przewodnictwem Bolesława Limanowskiego. Organizowanie partii w zaborze rosyjskim zaczęło się od roku następnego, tj. 1893. W zaborach pruskim i austriackim socjaliści polscy zorganizowani byli już wcześniej, ale w ramach tamtejszych partii socjaldemokratycznych – niemieckiej i austriackiej.

[47] Czasopismo założone przez Stanisława Mendelsona i Szymona Diksztajna (lub Dicksteina) wychodziło od 1881 r. kolejno w: Genewie, Lipsku, Londynie i Paryżu, a od 1901 r. w Krakowie. Od tego też momentu (pod redakcją Władysława Gumplowicza) było organem PPS.

III. Skonkretyzowanie celu

Trudność kwestii polskiej tkwiła nie tylko w tym, że odbudowanie państwa polskiego miało przeciw sobie trzy zainteresowane mocarstwa, ale także i w tym, że nie wiadomo było, co można i co należy uważać za Polskę w dziewiętnastym i dwudziestym stuleciu.

Gdyby był istniał jakiś trybunał międzynarodowy, który by mógł w sprawie naszej wyrok wydać, i gdyby miał siłę do wykonania tego wyroku; gdyby ten trybunał był wezwał Polaków, żeby przedstawili swą sprawę, powiedzieli czego żądają, znaleźlibyśmy się w wielkim kłopocie. Trzeba by było powiedzieć nie tylko, że się żąda niepodległości, ale na jakim obszarze, w jakich granicach chce się mieć państwo polskie.

Okazałoby się, że Polacy do odpowiedzi na to pytanie nie są wcale przygotowani.

Wielu by odpowiedziało, że żądają przywrócenia granic z 1772 roku[48]. Mniejsza już o to, iż wskazano by im, że granice te obejmowały ziemie ciążące handlowo bądź ku Odessie, bądź ku Rydze – ku portom, o które Rzeczpospolita szlachecka, ignorująca interesy handlowe, nie dbała[49] i do których nie możemy mieć żadnej pretensji. Mniejsza także, iż granica z Niemcami byłaby bardzo nienormalna (co prawda i dziś ona bardzo normalna nie jest) i niebezpieczna, że wreszcie oznaczałoby to pozostawienie w rękach niemieckich polskiego Śląska[50] – groźnej placówki wrzynającej się głęboko w ziemie polskie. Ale co by odpowiedzieli, gdyby zapytano, jak sobie wyobrażają funkcjonowanie parlamentu polskiego przy istnieniu państwa na tym obszarze i z tym składem ludności?... Bo przecie w dzisiejszych czasach nie można było myśleć o odbudowaniu Polski z konstytucją XVIII wieku.

Znalazłoby się wielu – boć się przecie później znaleźli – którzy by odpowiedzieli, że ta Polska nie będzie miała parlamentu centralnego, bo się będzie składała ze sfederowanych krajów, z których każdy sam się będzie rządził. Dosyć popatrzeć na dzisiejsze postępowanie Litwinów i Rusinów, żeby sobie przedstawić, jak by wyglądała taka federacja, i przewidzieć, jak długo by istniała.

Zresztą trzeba było nic nie rozumieć z ewolucji Europy XIX stulecia i położenia, w jakim na jej skutek znalazła się Austria, żeby myśleć o tworzeniu państwa różnonarodowego, jak Niemcy mówią: Nationalitätenstaat[51], w dzisiejszych czasach. Tylko wrogowie Polski, Niemcy, mogli przez pewien czas o takim projekcie państwa polskiego mówić. Jeżeli w Polsce podczas wielkiej wojny i po wojnie byli ludzie, którzy podobne projekty piastowali i nawet na zewnątrz z nimi występowali, to tylko świadczy, do jakiego stopnia nie przemyśleli sprawy polskiej, nie byli w umysłach swoich przygotowani do konkretnego jej rozwiązania.

Byłoby również wielu, którzy by wystąpili z żądaniem państwa niepodległego na obszarze Polski etnograficznej. Pokazano by im wtedy mapę i przekonano by ich, że Polska etnograficzna, tj. złożona wyłącznie z okręgów, w których ludność językowo polska liczebnie przeważa, nie stanowi nawet jednego ciągłego obszaru, że w pewnych miejscach rysunek jej wytworzyłby wprost koronkę, że zatem ściśle etnograficzna granica, jako granica państwa, okazuje się niemożliwa. Zaproponowano by im niezawodnie wyrównanie tej granicy z pozostawieniem wielkiej liczby Polaków, nawet w zwartych masach żyjących poza granicami państwa. I niezawodnie znalazłoby się sporo takich, co by i to przyjęli, co by się zgodzili na najmniejszą nawet Polskę, byle miała tytuł niepodległej.

Wielu byłoby takich, którym w głowie nigdy nie postało, że to byłby tylko tytuł, że taka miniaturowa Polska, położona obok wielkich Niemiec, będzie siedziała pod ich butem, jednego kroku niezdolna zrobić, który by się Niemcom nie podobał. Przecie niemało było u nas ludzi, którzy się uważali za polityków, a którzy znajdowali się jeszcze w tym stadium politycznego myślenia, w którym niepodległość państwowa wyraża się tylko w oznakach zewnętrznych, w orle jednogłowym na sztandarach i gmachach państwowych, w widoku maszerujących polskich żołnierzy, a dla niektórych – przede wszystkim w tym, że oni byliby dygnitarzami państwowymi.

Znaleźliby się w sporej liczbie i tacy – boć znaleźli się później w dobie wojennej – których nie odstraszałoby wcale to, że mała, słaba Polska będzie wisiała przy wielkich, potężnych Niemcach; którzy nie śmieliby nawet pomyśleć o Polsce naprawdę niezawisłej, mogącej się obyć bez opieki jednego z sąsiadów i odgrywającej samodzielną rolę w Europie; dla których myśl o takiej Polsce była fantazją, szaleństwem...

Gdybyśmy dalej poszukali, to znaleźlibyśmy jeszcze innych, którzy by z innymi projektami granic Polski wystąpili, którzy by zrzekli się Poznania na rzecz Niemiec, Lwowa na rzecz niepodległej Ukrainy itd.

Słowem trybunał, który by chciał na początku obecnego stulecia rozstrzygnąć sprawę polską, dowiedziałby się przede wszystkim, że Polacy sami nie wiedzą, co to jest Polska, że nie umieją jej granic zakreślić. A trudno przecież wydać wyrok przysądzający komuś jego własność, gdy on sam nie wie, gdzie ta własność się zaczyna, a gdzie się kończy.

Dopóki też nie wyjaśniliśmy sobie tej sprawy, nie odpowiedzieliśmy na pytanie, co to jest Polska XX wieku, w jakich granicach chcemy mieć państwo polskie, dopóty niepodległość pozostawała w naszych umysłach abstrakcją i nie można było mówić, że na serio do niej dążymy.

A kto szukał tej odpowiedzi, kto pracował poważnie nad wykreśleniem sobie na mapie granic Polski, odpowiadających faktycznemu stanowi sił narodu, takiej Polski, która by naprawdę mogła być Polską, niezawisłym i silnym państwem polskim? Tym zajmowali się jedynie ludzie grupujący się koło „Przeglądu Wszechpolskiego”, a postępy tej pracy znajdowały odbicie w samym piśmie. Program terytorialny Polski, z którym wystąpił podczas wojny Komitet Narodowy w Paryżu[52] i delegacja polska na konferencji pokojowej – to nie była improwizacja, ale owoc pracy całego życia ludzi, którzy żyli myślą o odbudowaniu państwa i temu celowi życie poświęcili. Jeżeli ten program się ostał – z wyjątkiem punktów, na których przegraliśmy sprawę w walce z przeciwieństwami zewnętrznymi – jeżeli wszelkie pomysły ze strony polskiej przeciwstawienia mu czegoś innego poszły ad acta, to dlatego właśnie, że to były niedojrzałe, nieprzetrawione pomysły, improwizacje ludzi, którzy nigdy poważnie o przyszłej Polsce nie myśleli, gdy on był wynikiem rzetelnej, długo zdobywanej wiedzy o Polsce i gruntownego jej przemyślenia.

Dla zrozumienia całej polityki polskiej podczas wojny europejskiej konieczną jest rzeczą w ten właśnie program terytorialny głębiej się wmyślić, dowiedzieć się, z jakich założeń wyrósł, jakie względy w szczegółach go podyktowały. Dopiero znając dobrze i rozumiejąc należycie konkretny cel, do którego ta polityka dążyła, można ocenić drogi, jakie wybierała, by dojść do celu. Wtedy dopiero można zrozumieć, że polityka polska, która losy sprawy polskiej związała ze zwycięstwem państw Ententy i która doprowadziła do odbudowania Polski traktatem wersalskim, wynikała z jasnego, z góry nakreślonego planu, że nie zmieniała celów od wypadku do wypadku, że szła po swej linii bez wahań, że była logiczną, konsekwentną całością, i to nie tylko podczas wojny i konferencji pokojowej, ale już na długi szereg lat przed wybuchem wojny.

Pojęcie państwa polskiego, któreśmy chcieli na nowo zbudować, musiało wyjść z jednej strony z oceny wartości i sił narodu polskiego, z drugiej – z oceny położenia geograficznego kraju i warunków zewnętrznych, w jakich się to państwo znajdzie.

Wartości narodu nie mierzy się wyłącznie jego stanem w danej chwili, w danym, jednym pokoleniu. Stan ten może być przejściowy, pokolenie z tych czy innych przyczyn wyjątkowo liche. Historia wszystkich narodów uczy nas, jak często po pokoleniach marnych, moralnie słabych, niedołężnych przychodziły pokolenia dzielne, z szerokimi aspiracjami, które wielkich dzieł dokonywały. Naród trzeba brać jako całość, w ciągu całych jego dziejów – to dopiero może dać istotne pojęcie o jego wartości.

Cokolwiek możemy w zakresie krytyki naszej przeszłości powiedzieć, musimy stwierdzić, że nasza rola dziejowa była rolą narodu wielkiego, który dokonał wielkich dzieł historycznych. Zaczął on od stworzenia silnego państwa, które położyło tamę wschodnim podbojom największej potęgi średniowiecznej – Cesarstwa[53], powstrzymał postępy kultury niemieckiej na wschodzie Europy i wytworzył własną cywilizację, na łacińskich opartą podstawach; w następstwie zagrodził drogę zalewowi Europy ze wschodu i zaszczepił cywilizację zachodnią na rozległych obszarach wschodnich; wreszcie nawet po upadku państwa wykazał ogromne bogactwo duchowe i wydał z siebie jedną z największych poezji świata.

Do narodów wielkich, twórczych politycznie i cywilizacyjnie, nie stosuje się tej miary, co do drobnych „narodków”, dążących do emancypacji politycznej; ich obszaru narodowego nie utożsamia się z obszarem etnograficznym, językowym. Wystarczy porównanie mapy politycznej Europy z mapą etnograficzną. Świeżo pokój wersalski zwrócił Francji Alzację[54], która przecie nie jest ziemią etnograficznie francuską, ale cywilizacyjnie, moralnie należy do obszaru narodowego francuskiego.

Niestety, nasza Alzacja jest większa od naszego obszaru etnograficznego i pozostawała w obcych rękach nie pięćdziesiąt lat, ale przeszło dwa, w znacznej zaś części trzy razy tyle czasu. Nie wszędzie w niej wpływ nasz był tak głęboki, jak francuski w Alzacji i – co gorsza – późniejszym jej panom udało go się w znacznej mierze wykorzenić. Geograficznie też częściej słabo się wiąże z Polską.

Niemniej przeto znaczna część ziem dawnej Rzeczypospolitej, leżących poza granicami naszego obszaru etnograficznego, pozostała częścią polskiego obszaru narodowego, w tym znaczeniu, że polskość jest tam dominującą siłą cywilizacyjną, jedyną zdolną do politycznego zorganizowania kraju, że ziemie te wreszcie geograficznie nie dadzą się z Polski wyłączyć. Naród, który politycznie i cywilizacyjnie nie zwyrodniał, który moralnie nie zmarniał, takich ziem wyrzec się nie może.

Stąd wynikał wniosek, że przyszłe państwo polskie nie mogło sięgać do granic sprzed pierwszego rozbioru, z roku 1772, ale musiało i miało prawo wyjść swymi granicami poza obszar etnograficzny polski, wyjść w takiej mierze, zakreślić sobie taki obszar państwowy, żeby odpowiadał wartości dziejowej Polski, umożliwił jej rolę polityczną i twórczość cywilizacyjną wielkiego narodu. Odegranie przez nas tej roli w przyszłości jest nie tylko dla nas potrzebne.

Dla każdego, kto choć cokolwiek rozumiał geografię polityczną Europy, musiało być jasne, że na tej ziemi, na której się kończy Europa Zachodnia i która stanowi wyjście na rozległe równiny Wschodu, nadto, jak w ostatnich czasach, położonej między dwoma wielkimi państwami, Niemcami a Rosją, miejsca na małe, słabe państewko nie ma. Tu może istnieć tylko państwo wielkie.

Trzeba zdać sobie sprawę z tego, co rozumiemy przez wielkie państwa, czym się one różnią od małych. Różnica ta nie sprowadza się jedynie do obszaru, ludności i zasobów gospodarczych państw. Na konferencji pokojowej w Paryżu Chiny miały miejsce wśród państw małych. Państwo wielkie – to państwo, które ma dostateczne siły i środki, dość wysoką i sprawną organizację, wreszcie myśl kierującą, zdolną objąć dość szerokie widnokręgi, ażeby polityka jego mogła wywierać wpływ nie tylko na sprawy najbliższe, bezpośrednio go dotyczące, ale brać udział w regulowaniu spraw ogólnoeuropejskich, a jak dziś, ogólnoświatowych. Państwami małymi są te, które zmuszone są ograniczać się do obrony tylko swych bezpośrednich interesów, które i w ich zakresie są od wielkich państw zależne, które często są wciągane w orbitę jednego z wielkich państw i przy formalnej niezawisłości, mają jednak nad sobą zwierzchnią władzę. Różnicę tę wyraża termin, którego używano nawet oficjalnie podczas organizowania konferencji pokojowej w Paryżu: państwa z interesami ogólnymi i państwa z interesami ograniczonymi (puissances aux intérêts généraux, puissances aux intérêts limités).

Świadomość tego, że Polska musi być wielkim państwem, istniała od okresu Bolesławów, którzy ją postawili jako potęgę, sięgającą swymi wpływami, swą interwencją daleko poza swe granice. Gdy po Krzywoustym[55] okres podziałów rozłożył tę potęgę, gdy Polska łokietkowa i kazimierzowa wyszła z niego znacznie mniejsza, z gorszymi granicami, ta sama świadomość zrodziła politykę, która dała unię z Litwą[56] i powrót do wielkiej, mocarstwowej roli. Ta świadomość nigdy potem całkiem nie zanikła; poszło naprzód związanie w jedną całość rozległych obszarów państwa, połączone z wielkim dziełem cywilizacyjnym, ale wewnętrzna ewolucja polityczna Rzeczpospolitej szlacheckiej uwsteczniła państwo społecznie i gospodarczo, osłabiła niepomiernie jego organizację, odebrała szersze widnokręgi myśli kierującej. Pomimo rozpaczliwych wysiłków zjawiających się od czasu do czasu jednostek, które chciały w ojczyźnie mieć potęgę, chciały zachować jej dawną rolę w stosunku do sąsiadów, Rzeczpospolita, przy rozległym swym obszarze, przy znacznej liczbie ludności, została państwem nie wywierającym żadnego wpływu na to, co się naokoło niej działo, państwem małym. Dlatego też znikła z karty Europy, ponieważ na tej ziemi, na której się rozsiadła, miejsca na małe państwo nie było.

Kto tedy myślał naprawdę o odzyskaniu niepodległości i kto rozumiał, co to jest niepodległość, ten musiał myśleć o odbudowaniu Polski w takich warunkach, z takim obszarem, żeby mogła stać się państwem silnym, od sąsiadów niezależnym, zdolnym do wielkopaństwowej polityki.

Te słowa można dziś pisać i nie wywoływać wzruszenia ramionami u czytelników. Gdy podobne rzeczy pisano w swoim czasie w „Przeglądzie Wszechpolskim”[57], a trafiały one do duszy paru tysięcy jego, przeważnie młodych, zwolenników, ale dla szeregu ogółu, zwłaszcza dla ówczesnych polityków polskich rozmaitych obozów, były one czymś niepojętym, fantastycznym... Bo istotnie mogła się wydać fantastyczną myśl budowania wielkiej, silnej Polski dla tego pokolenia, z którym naród nasz wchodził w dwudzieste stulecie; które samo miało świadomość, że nie wiedziałoby, co z nią zrobić; którego jedna część zlękłaby się tak wielkiej odpowiedzialności, inna skoczyłaby w tę Polskę śmiało, ale po to tylko, żeby znaleźć w niej żer dla swych ambicji i dla swych kieszeni, inna wreszcie – traktowałaby ją jak Kindergarten, w którym odbywa się zabawa w dorosłych ludzi.

Ale państwa nie buduje się dla jednego pokolenia i jednym pokoleniem, jak to już powiedziałem, nie mierzy się wartości narodu. Żyć myślą o odbudowaniu państwa, pracować na serio dla tego celu mogli tylko ludzie nie żyjący wyłącznie dniem dzisiejszym, moralnie nie związani zanadto ze współczesnym pokoleniem, nie budujący całych swych nadziei na tym pokoleniu.