Policjant. Seria: Romans z Yakuzą. Tom II - Anna Crevan - ebook
NOWOŚĆ

Policjant. Seria: Romans z Yakuzą. Tom II ebook

Anna Crevan

3,7

Opis

Nie zdołasz uciec przed tym, co nosisz w sobie

Joan Onari nie ma już wątpliwości, że próba ucieczki przed widmami przeszłości jest daremna. Kiedy kobieta zostaje uprowadzona, jej życie nie pierwszy raz staje się kartą przetargową w porachunkach między mafią a służbami zwalczającymi zorganizowaną przestępczość. Agent Kazuhiro robi wszystko, aby odnaleźć ukochaną i zapewnić jej bezpieczeństwo. Wkrótce będzie musiał skonfrontować się z nowymi, niewygodnymi faktami dotyczącymi pochodzenia Joan… Dlaczego jej życie jest tak ważne dla najpotężniejszych dygnitarzy japońskiej mafii? Czy Joan kiedykolwiek pogodzi się z przeznaczeniem, które zostało zapisane w jej genach?

Znaleźli ją! Seijuro w jakiś sposób ją znalazł. I pewnie będzie próbował nadal, skoro pofatygował się aż tu, na Wyspy Brytyjskie. A przecież była taka ostrożna.
Siedząc i spoglądając smętnie na krajobraz migający za oknem,
Joan nie po raz pierwszy zrozumiała, że przed przeszłością nie da się uciec,
choćby nie wiadomo, jak wiele razy próbowała.
I jak bardzo tego pragnęła. Przeszłość była w niej.
Ponura, smutna i wciąż powracająca,
nie tylko w koszmarnych snach.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 399

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,7 (3 oceny)
2
0
0
0
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Magdalena2011

Nie oderwiesz się od lektury

Polecam serdecznie 😉
10
UrszulaLila

Nie oderwiesz się od lektury

Wciągająca historia. Czekam na trzeci tom. Polecam.
10

Popularność




Anna Crevan

Policjant

Romans z Yakuzą Tom II

Dla Daikiego – mojej weny!

Robiąc interesy w Japonii, robisz je z Yakuzą!

Prolog

Jesień w Londynie jest zupełnie inna niż w Tokio – pomyślała Joan, idąc jedną z ulic miasta. Trzymała w dłoni niewielką parasolkę, bo znów zaczęło padać. Kończył się listopad, a Wyspy Brytyjskie były ostatnim krajem Europy, do jakiego się udała. Tęskniła za ciepłą, słoneczną czasami jeszcze o tej porze roku, Japonią. Wiedziała jednak, że szybko tam nie wróci, a być może już nigdy. Wracała właśnie z urzędu, gdzie po przedstawieniu odpowiednich dokumentów miała dostać wreszcie angielskie obywatelstwo, paszport i nowe nazwisko. Była prawie zdecydowana osiedlić się na wyspach – w rodzinnych stronach jej matki – na dłużej i zacząć nowe życie. Poczyniła już spore kroki w tym kierunku i była z siebie bardzo zadowolona. Czuła się też coraz bardziej pewnie i bezpiecznie. Lawirowanie pomiędzy stolicami innych europejskich państw bardzo ją już zmęczyło i nadszarpnęło jej fundusze. Czas się osiedlić gdzieś na dłużej i znaleźć pracę. Ucieczka do Anglii była tak oczywista, że tylko głupiec mógłby jej tu szukać. Seij – nawet jeśli odważy się wychynąć z ukrycia – pewnie pomyśli, że wybrałaby każdy inny kierunek, ale nie ten. Dlatego tu przyjechała. I zamierzała zostać.

Jak bardzo się pomyliła, przekonała się już chwilę potem, gdy raźnym krokiem podążała w stronę hotelu. Kiedy przybyła do stolicy Anglii, wynajęła pokój na parę dni, by pozałatwiać w Londynie swoje sprawy. Na kilka metrów przed wejściem do hotelu Montcalm Royal przy Finsbury Square zobaczyła coś, co spowodowało, iż zatrzymała się jak rażona prądem. Pod hotel podjechała właśnie taksówka, a z niej wysiadło dwóch mężczyzn. I to ich widok wprawił biedną Joan w takie osłupienie. Zwłaszcza że w drugim z nich rozpoznała Seijuro.

– Jesteś pewien, że to tu się zatrzymała? – zapytał swego towarzysza nienaganną angielszczyzną.

– Oczywiście! Namierzyłem ją, gdy tylko się zameldowała. Nadal używa japońskiego paszportu – odpowiedział zapytany.

Wyglądał jak typowy Brytyjczyk: niewysoki, rudawy, w drogim, markowym garniturze. Niczym urzędnik czy bankier. Jednak Joan już wiedziała, że to pewnie prywatny detektyw. Cofnęła się o kilka kroków, choć przez sekundę myślała, że nie będzie w stanie ruszyć nogami. Zakryła twarz parasolem, dziękując opatrzności, że pada. Odwróciła się na pięcie i nie oglądając się za siebie, ruszyła szybkim krokiem ku supermarketowi Marks and Spencer. Z bólem myślała o niewielkiej walizce pozostawionej w hotelowym pokoju. Już jej raczej nie odzyska. Na szczęście paszport, inne dokumenty oraz całą swoją gotówkę miała przy sobie w torebce. Z góry też zapłaciła za pobyt w hotelu. Przeszła przez cały sklep, wyszła drugim wyjściem i złapawszy taksówkę, kazała zawieźć się na dworzec kolejowy Kings Cross. Wiedziała, że na lotnisku mogą ją szybko znaleźć, skoro namierzyli ją i tu. Wykupiła bilet do Edynburga, skąd zamierzała uciec dalej. Choć jeszcze nie wiedziała dokładnie dokąd. Postanowiła pomyśleć nad tym w pociągu. Miała na to całe cztery i pół godziny. Nie mogła jednak opanować nerwowego drżenia kolan i odruchu obracania głowy na wszystkie strony. Odetchnęła dopiero, gdy pociąg ruszył z peronu. Nikt podejrzany nie wskoczył do składu na ostatnią chwilę. Na szczęście. Posiłkując się kupioną w wagonie restauracyjnym wodą mineralną, rozmyślała, co dalej. Znaleźli ją! Seijuro w jakiś sposób ją znalazł. I pewnie będzie próbował nadal, skoro pofatygował się aż tu, na Wyspy Brytyjskie. A przecież była taka ostrożna. Siedząc i spoglądając smętnie na krajobraz migający za oknem, Joan nie po raz pierwszy zrozumiała, że przed przeszłością nie da się uciec, choćby nie wiadomo, jak wiele razy próbowała. I jak bardzo tego pragnęła. Przeszłość była w niej. Ponura, smutna i wciąż powracająca, nie tylko w koszmarnych snach.

Wyspy Brytyjskie, Szkocja, kilka dni później

Jestem Joan. Po prostu. Tylko Joan. Jestem uciekinierką. Uciekam przed demonami z przeszłości. Kiedyś wpakowałam się w najgorszy koszmar mojego życia. Zakochałam się w synu bossa japońskiej mafii. Za tę miłość przyszło mi zapłacić ogromną cenę. Przez tę miłość wciąż uciekałam przed tym, co było. Świadoma teraz jak nigdy przedtem, że uciec raczej już nie zdołam. Nie da się uciec przed czymś, co już na zawsze jest w nas!

***

Rozpięłam mu koszulę, sycąc wzrok idealnie wyrzeźbioną sylwetką. Za wzrokiem podążały dłonie, a za dłońmi usta. Objął mnie ramionami i odwrócił na plecy. Jęknęłam rozkosznie, gdy naparł wzwodem na moją kobiecość.

– Tęskniłem za tobą tak bardzo. I tak bardzo cię kocham! Otwórz oczy… Kitsu[1]… – poprosił zmysłowym szeptem.

Zrobiłam to, a gdy podniosłam powieki, zamarłam z przerażenia. Tuż przed oczami zobaczyłam lufę pistoletu. W ręce, która go trzymała, brakowało małego palca. Opatrunek przesiąknięty był krwią.

– Będziesz już zawsze moja, mała Kitsune! Umrzemy tu dziś razem. – Seij pociągnął za spust.

Zamiast wystrzału usłyszałam własny głos. Wrzasnęłam chyba ze wszystkich sił. Ze snu obudził mnie mój krzyk. Usiadłam w pościeli i przez dłuższą chwilę nie mogłam się uspokoić. Z trudem łapałam oddech. Po twarzy spływały mi łzy. Gdzie ja jestem i co się stało? Jednak dość szybko doszłam do siebie. Zdałam sobie sprawę, że to tylko kolejny koszmar. Czy moim krzykiem kogoś obudziłam? Przez chwilę nasłuchiwałam. Nic się jednak nie wydarzyło. Nikt nie przyszedł.

Znajdowałam się w małym motelu na obrzeżach Edynburga. Był środek nocy, a mój telefon wskazywał godzinę drugą dwadzieścia dwie. Ktoś o mnie myślał? Wstałam i poszłam do toalety. Wracając, podeszłam do okna i odsunęłam delikatnie piórka staromodnych, poprzecznych, metalowych żaluzji. Przed motelem, na ulicy stało kilka samochodów. Jeden z nich miał londyńską rejestrację. Przyjrzałam mu się uważniej. W środku siedziała jakaś postać i przypalała właśnie papierosa. A potem podniosła głowę i spojrzała wprost na mnie. Blask ognia zapalniczki na chwilę oświetlił twarz. Poznałam go! To był ów detektyw, którego widziałam z Seijem w Londynie. Po plecach przeleciał mi zimny dreszcz i nie mogłam zrobić żadnego ruchu. Znaleźli mnie! Seijuro kolejny raz mnie znalazł! Odsunęłam się od okna, przerażona do granic możliwości, jednak wiedziałam, że to już nic nie da. I nie pomyliłam się. Miałam ogon. Ucieczka była bezsensowna, tym bardziej że z pokoju było tylko jedno wyjście, a samochód był zaparkowany tuż pod moim nosem. Nie wymknę się niezauważona. I na pewno nie mam co liczyć na jakikolwiek cud. Ani na to, że facet zaśnie, zmęczony pilnowaniem mnie, ani na nic innego. W tej chwili zazdrościłam mu jednego. Sama miałam ochotę zapalić! I na szklaneczkę czegoś mocniejszego. O czym mogłam jedynie pomarzyć. Pozostawało mi czekać na to, co przyniesie poranek. Jedno wiedziałam na pewno – tej nocy już nie zasnę!

***

Nad ranem zmęczenie wzięło jednak górę i przysnęłam na krześle postawionym pod oknem, gdzie siedziałam, odkąd zobaczyłam tajniaka. Obudziłam się nagle, wystraszona do granic możliwości. Całe ciało miałam zdrętwiałe i spięte, aż drgały mi mięśnie. Spojrzałam na zegarek, było kilka minut po siódmej. Zachmurzone niebo zwiastowało opady, być może śniegu. Tu, na północy kraju, było już całkiem zimno. Wyjrzałam ostrożnie przez uchylone żaluzje. Samochód stał, ale nikogo w nim nie było. Czyżby facet też znudził się pilnowaniem mnie? A może poszedł do toalety? Nie odważyłam się jednak wykorzystać tego faktu na pospieszną ucieczkę i chyba dobrze zrobiłam, bo już po chwili rozległo się pukanie do drzwi. Moje serce podskoczyło z obawy.

– Joan Onari, a może raczej Fox, wiem, że tam jesteś! Wpuść mnie, to pogadamy.

Nie pozostawało nic innego, jak wpuścić niechcianego gościa. Tylko o czym mielibyśmy rozmawiać? Nie byłam ciekawa i jednocześnie byłam. Ręce mi się trzęsły, gdy odmykałam zamek w drzwiach.

– Tak lepiej, prawda? – Wszedł i nawet się nie przywitał. – Teraz porozmawiajmy jak cywilizowani ludzie.

Mężczyzna rozsiadł się na jedynym w pomieszczeniu krześle. Przyjrzałam mu się uważnie, to był ten sam facet, którego widziałam z Seijem pod hotelem w Londynie.

– On też tu jest? – wypaliłam niby odważnie, chociaż bardzo się starałam, by głos mi nie drżał. Nadal stałam przy drzwiach.

– Kto? Aaa… – zorientował się. – Nie, został w Londynie. Nie ma nawet pojęcia, że tu jestem i że cię znalazłem.

– Czemu ci nie wierzę? – Skoro mówi do mnie na ty, dlaczego ja mam robić inaczej?

Usiadłam na łóżku. Być może kłamał, być może nie. Byłam ciekawa, do czego zmierza.

– Zaraz uwierzysz. Jest kilka powodów, dla których jeszcze nie poinformowałem Seijuro o tym, że cię znalazłem. A najważniejszym z nich są pieniądze! Jeśli mnie przepłacisz i dasz mi więcej niż on, Seij nigdy się o tym nie dowie, a ja być może nawet pozwolę ci uciec.

– Ale ja nie mam żadnych pieniędzy. A już na pewno nie aż tylu. Choć nie wiem, ile zapłacił ci Seijuro – na samo wspomnienie tego imienia wzdrygnęłam się – to na pewno nie jestem w stanie dać ci więcej.

– I tu się mylisz, Joan. A może Kitsu? Mogę się tak do ciebie zwracać?

– Nie możesz – rzekłam hardo. – I nie rozumiem, o co ci chodzi!

– Zaraz się dowiesz. Twój ojczym, jak ci wiadomo, był synem pana Taoki Kazuo, szefa Yamaguchi-gumi[2]. Jeszcze będąc tu, w Anglii, założył konto bankowe na nazwisko twojej matki. I wpłacał tam całkiem niezłe sumki. Na zlecenie Seijuro przeprowadziłem wnikliwe dochodzenie. Pieniądze były przeznaczone dla ciebie. Miałaś je dostać po osiągnięciu dwudziestego pierwszego roku życia. Yamada miał nad nimi pieczę, ale nie miał do nich dostępu. Nikt nie miał, poza panem Onari, który zginął w katastrofie. I teraz tobą.

– Co takiego? – Gdybym nie siedziała, pewnie bym usiadła z wrażenia.

– Na koncie obecnie znajduje się około trzystu milionów jenów. Czyli gdzieś ponad dwa miliony dolarów. Podzielisz się ze mną tą kasą, a ja odejdę i powiem Seijuro, że cię nie znalazłem i ślad po tobie zaginął. Z takimi pieniędzmi możesz się ukryć wszędzie!

– Ja… – zaniemówiłam.

Naprawdę nie wiedziałam, co powiedzieć! Facet chyba żartuje! Nie mam takiej kasy! To nie może być prawda. Przecież gdyby pan Yamada o tym wiedział, powiedziałby mi… chyba że… Jasna cholera!

– Przepraszam, muszę… – nie dokończyłam.

Wstałam i podeszłam do drzwi. Szarpnęłam je z całej siły. Musiałam wyjść na powietrze, inaczej bym zemdlała lub puściła pawia. Detektyw pobiegł za mną. W oczach mi pociemniało. Stałam na motelowym parkingu, z trudem łapiąc życiodajny tlen. Zimno na zewnątrz powoli przenikało moją koszulkę. Miałam na sobie tylko ją i dresowe spodnie, w których spałam. Ciężkie, ołowiane chmury zasnuły całe niebo aż po widnokrąg. Spojrzałam w górę, potem nabrałam powietrza. Mroczki przed oczami zaczęły powoli znikać. Mężczyzna przyglądał mi się obojętnie.

– Nie wiedziałaś, co?

Pokręciłam głową. Nie mogłam nic rzec. Miałam takie pieniądze, i to od dawna? To by oznaczało, że zupełnie niepotrzebnie pożyczyłam kasę od Isao Akio, uzależniając się tym samym nie tylko od niego, ale i od Kyokuto-Kai[3]. Całe moje życie mogłoby wyglądać inaczej…

Świadomość tego faktu zwaliła mnie z nóg. Aż usiadłam na popękanym asfalcie. Znów zabrakło mi tchu.

– Może wrócimy do środka i pogadamy o tym, ile masz mi zapłacić za milczenie? Na ile wyceniasz swoje bezpieczeństwo i spokój, Kitsu?

Milczałam i nadal siedziałam. Nie miałam siły wstać.

– No rusz się! – Mężczyzna dość brutalnie postawił mnie do pionu. – Wracamy do środka, nim zrobi się zbiegowisko. Nie chcesz rzucać się w oczy! – Pchnął mnie lekko w stronę drzwi.

Poszłam posłusznie. Nadal nie potrafiłam się pozbierać. Może jak on będzie gadał, jakoś to sobie poukładam w głowie? Weszliśmy do środka, a facet zamknął za nami drzwi na klucz. Wystraszyłam się. Znów powrócił strach. Usiadłam z powrotem na łóżku, a on stanął nade mną.

– Myślę, mała Kitsu, że cenisz sobie swoje życie. Pytanie tylko na ile? Ile z tych pieniędzy jesteś gotowa mi dać, bym odszedł i udawał, że nigdy się nie spotkaliśmy.

– A ile byś chciał? – zapytałam beznamiętnie, choć moje myśli krążyły wokół zupełnie innych problemów.

I nie chodziło o to, że nie chciałam dać detektywowi pieniędzy w zamian za mój spokój. Oddałabym mu wszystko, byleby się odczepił. Bardziej bolał mnie fakt, że spieprzyłam sobie życie całkiem – jak się okazało – niepotrzebnie. Nie umiałam sobie tego uświadomić. Pogodzić się z tym. Poza tym, skąd pan Onari brał takie pieniądze? Nawet jak na kilkanaście lat oszczędzania, to całkiem sporo. Jeśli to były pieniądze mafii, to tym bardziej ich nie chciałam. Było mi obojętne, że je mam. Mogłam równie dobrze całą sumę dać temu tu, by się wreszcie odczepił, przestał patrzeć na mnie w taki sposób, by wyszedł i faktycznie udawał, że nigdy, przenigdy się nie spotkaliśmy. Dwa miliony dolarów to niezła sumka. Może się skusi? Zostawię sobie tylko tyle, by móc spokojnie wyjechać… No właśnie! Tylko dokąd? Skoro Seij znalazł mnie tutaj, znajdzie mnie wszędzie. Swoją drogą, sam jest już ścigany, i to nawet przez Interpol. Jako zbiegły i poszukiwany przestępca, dość śmiało sobie poczyna. I na pewno ma na to dość kasy. Nagle mnie olśniło. Skąd mam mieć pewność, że Seij nie zrobi tego, co ja? Nie zapłaci więcej, by wyciągnąć z detektywa informacje? Lub użyje zgoła innych, nie tak przyjemnych środków? Nawet gdybym dała tajniakowi wszystko, co mam, nie mogłam mieć pewności, że to zapewni mi spokój. I że facet nie będzie chciał więcej i więcej. Nie, zapłacenie mu wcale nie zapewni mi bezpieczeństwa.

– I jak ci właściwie na imię, co? Skoro mamy zawrzeć umowę… – Uśmiechnęłam się, choć serce mi truchlało. Ale w głowie powoli układał się pewien plan.

– Dla ciebie mogę być Benem. Pasuje ci?

– To nie jest twoje prawdziwe imię!

Uśmiechnął się krzywo. Niech mu będzie. To i tak bez znaczenia.

– Tak więc Ben – wyprostowałam się, by dodać sobie pewności siebie – jaka kwota cię zadowala? I jak mam ci ją przekazać?

– Powiedzmy, że połowa tej sumy, którą masz na koncie. To chyba uczciwa propozycja?

Mężczyzna spoglądał teraz na mnie nieco inaczej. Oblizałam usta i lekko przechyliłam głowę do tyłu, opierając się na ramionach. W jego oczach zobaczyłam błysk pożądania. Dobrze! Mój plan zaczynał się rysować coraz wyraźniej. Gość był wprawdzie obleśny i nieatrakcyjny, ale postanowiłam grać na zwłokę. A to był jedyny sposób. Znów wredna lisica pokazywała swoje pazurki. Bardzo chciałam przywołać ją teraz do głosu!

– Uczciwa… – powiedziałam powoli. – A masz może pomysł, jak je pozyskać z konta, Ben? To od Beniamina? – Położyłam się powoli na łóżku.

Miałam na sobie dresy, a moja fryzura pozostawiała wiele do życzenia. Podkrążone z niewyspania oczy i totalny brak makijażu nie stawiał mnie w dobrym świetle, ale widać facet był z tych, co to nie przeszkadzają im takie drobiazgi – byleby włożyć. Jego spojrzenie ogniskowało się na moich piersiach, widocznych pod materiałem koszulki. Sutki mi sterczały, bynajmniej nie z podniecenia, a z zimna i strachu. Postanowiłam zagrać tą kartą.

– Jeśli chcesz, może być od Beniamina. Co do pieniędzy – przełknął ślinę, gdy położyłam dłoń na moim kroczu – jeśli masz paszport na nazwisko Fox, a wiem, że masz, bo składałaś podanie o takie dokumenty, wystarczy wizyta w jakimkolwiek banku. Będziesz musiała oczywiście potwierdzić swoją tożsamość, ale wiem, że akt urodzenia także masz. Chciałaś przecież uzyskać tu obywatelstwo?

Przez sekundę się zawahałam. Nie odebrałam moich nowych dokumentów, ale on najwyraźniej o tym nie wiedział! To świadczyło, że nie był zbyt dobry, albo że zależało mu tylko na kasie. Mojej kasie! Chyba nie zdawał sobie sprawy, co mógłby zrobić z nim Seijuro, gdyby wiedział o tym układzie i jego propozycji. Miałam ochotę się przekonać, ale to także by mi raczej nie pomogło. Miałam tylko oryginał aktu urodzenia. Może wystarczyłby w banku, ale o tym też nie zamierzałam się przekonywać. Jeszcze nie. Nie dla tego tu…

– A nie trzeba jakiegoś numeru, upoważnienia, czegoś takiego? – grałam głupią gęś. – Tak na sam paszport mi wypłacą? Nie znam nawet numeru konta i banku, w którym je założono.

– Nic się nie martw. Wszystko mam opanowane! Te dane, jak i wiele innych informacji o tobie, mam w teczce, w samochodzie. Podjedziemy do Edynburga. Odwiedzimy bank i rozstaniemy się w zgodzie, prawda?

Wstałam i podeszłam do niego.

– Dobrze – wyciągnęłam dłoń – pasuje mi taki układ! Jedźmy tam… ale… – uśmiechnęłam się kusząco – może powinniśmy to jakoś uczcić, nie sądzisz? – Wsunęłam dłoń w jego włosy i pogładziłam mu kark. – Może jakieś procenty i…

– I co? – zapytał, łapiąc mnie za tyłek. – Dawno nie miałem żadnej kobiety. A tym bardziej tak atrakcyjnej!

– Jestem atrakcyjna? – Zatrzepotałam rzęsami teatralnie. – To miłe… Tak się składa, że ja także nie miałam nikogo od… nieważne. – Uśmiechnęłam się. – Może skoczysz po jakieś procenty, a ja wezmę prysznic? Tu niedaleko jest chyba jakiś monopolowy?

– To nie będzie konieczne, mam w samochodzie butelkę whisky. Najlepszą! Irlandzką! Będzie idealna, by przypieczętować naszą umowę. Pasuje ci? – Tym razem jego dłoń bezczelnie objęła moją pierś.

– Byleby procenty. – Odsunęłam się nieco, bo już ustami zbliżał się do mojego biustu. – To idź po nią, a ja pójdę się odświeżyć!

– Już pędzę, Kitsu… – Przyciągnął mnie do siebie mocno i przez materiał koszulki pocałował moje piersi. – To będzie niezapomniana zabawa. I świetna umowa. Nigdzie nie odchodź! – Zaśmiał się z własnego żartu.

Gdy wyszedł, pobiegłam do łazienki. Wiedziałam, że nie ucieknę. I że mam tylko jedno wyjście! Drżącymi rękami wyciągałam sznur, na którym zawieszona była zasłonka prysznica, i szybko wróciłam do pokoju, by ukryć go pod poduszką. Potem raz-dwa wskoczyłam pod prysznic. Umyłam się pobieżnie. Nie zamierzałam się oddawać temu mężczyźnie. A także nie zamierzałam dawać mu pieniędzy. Bo to by mi nie pomogło. Byłam jednak świadoma, że jeśli czegoś nie zrobię, skończy się to dla mnie tragicznie. Gdy w samym ręczniku wychodziłam właśnie z łazienki, facet siedział już na łóżku z butelką w ręce.

– Nie ma tu kieliszków.

– Nie szkodzi. – Podeszłam do niego i wyjęłam mu butelkę z ręki. Upiłam z gwinta. Alkohol miło zapiekł mnie w gardle. Ben – o ile tak miał na imię – złapał mnie za pośladki i przyciągnął do siebie.

– Zdejmij ten ręczniczek, kochanie, nie będzie ci potrzebny. – Sam był już bez koszuli i spodni, a pod bokserkami rysował się spory wzwód. – Possiesz? Masz takie namiętne usta, wprost stworzone do tego, by obciągać facetowi.

– A może ty najpierw possiesz mnie? – Położyłam się na łóżku, zrzucając ręcznik i rozkładając nogi.

Mężczyzna aż jęknął z rokoszy.

– To w końcu ja tu płacę – siliłam się na dowcip. – Mogę trochę powybrzydzać?

Podczas gdy on pochylił się nade mną, upiłam porządny łyk whisky i sięgnęłam po sznur. Nawet rozbawiłoby mnie zdziwienie w jego oczach, kiedy zaciskałam go z całej siły na jego szyi, gdybym się tak nie bała. Nie przypuszczałam, że mam w sobie aż tyle wściekłości. I determinacji. I siły. Tyle zła, by zabić! Ben na początku próbował walczyć i kopać. Jednak nie na próżno ćwiczyłam sztuki walki z Seijem. Jaka ironia! Objęłam go udami wpół i unieruchomiłam, zaciskając mocniej sznur. Mężczyzna drgał w konwulsjach jeszcze chwilę, a jego oczy wyrażały bezgraniczne zdziwienie, nim zastygły w siniejącej coraz bardziej twarzy. Trwało to koszmarnie długie kilka minut. Dopiero gdy ciało upadło w pościel, zapłakałam. Nie tylko z ulgi. Nagle osłabiona, z trudem zrzuciłam z siebie martwego Bena. Potem złapałam za poduszkę i ostatkiem sił przycisnęłam ją do jego twarzy, opierając się całym ciężarem ciała. Dla pewności. Chociaż gość ewidentnie był już trupem. Dopiero gdy się odsunęłam, zdałam sobie sprawę, co zrobiłam. Dusząc się łzami, poszłam do łazienki. Z lustra spojrzała na mnie przerażona, obca kobieta. Morderczyni! Czy stałam się taka jak Seij? Pewnie by się ucieszył, że wreszcie zabiłam człowieka. I to z jego powodu. Choć nie do końca tak, jak tego chciał. To mnie otrzeźwiło. Muszę się pobierać. Opłukałam twarz. Pomogło trochę. Ubrałam się szybko. Wróciłam do pokoju. By nie patrzeć na martwego Bena, przykryłam go prześcieradłem i kocem. Pozbierałam w pośpiechu swoje rzeczy. W jego marynarce znalazłam kluczyki od samochodu, komórkę i portfel, a w nim dosyć sporo pieniędzy. Dobra nasza! Nie dbałam o zacieranie śladów. To nie miało znaczenia i nic by nie dało. W motelu chyba był monitoring. Musiałam uciekać, i to jak najszybciej. Bo jak go znajdą, będą szukać i mnie. Stałam się teraz przestępcą, takim samym jak Seij. I żadne okoliczności by mnie nie wytłumaczyły. Nie dbałam nawet o wyrzuty sumienia. O to pomartwię się później.

Japonia, Tokio, Toshima

Praca to było teraz całe moje życie. Może dlatego spędzałem w niej o wiele więcej czasu, niż powinienem. Odkąd zniknęła Joan, nie miałem ani powodu, ani ochoty, by siedzieć w domu. Za to na dobre już zadomowiłem się w siedzibie Taisaku-Ho[4]. Doszło do tego, że miałem w gabinecie nawet odzież na zmianę, szczoteczkę do zębów, kosmetyki i maszynki do golenia. Moi podwładni, z początku nieco sceptyczni, teraz podchodzili do tego ze zrozumieniem. Zwłaszcza po dość długiej naradzie, na której opowiedziałem im szczerze o wszystkim, pomijając tylko moje intymne relacje z Joan. To było w kilka dni po jej nagłym wyjeździe, a raczej ucieczce z Japonii. Lakoniczna dość i zaskakująca wiadomość, spisana byle jak na kartce z kalendarza, jaką zostawiła na stoliku w dniu wyjazdu, powiedziała mi o tym o wiele więcej, niż się spodziewałem. I być może więcej, niż ona sama tego chciała. Coś lub ktoś, najprawdopodobniej Seijuro Akijo, musiał wystraszyć ją na tyle, że w panice opuściła wyspy. Wiedziałem, że poleciała do Europy. Ale gdzie była teraz? Nikt nie miał pojęcia. Nie była osobą zaginioną, ani – w przeciwieństwie do Seijuro – poszukiwaną listem gończym. Nie była nawet świadkiem objętym programem ochrony. Ot! Wyjechała i tyle. Bo mogła! A raczej – jak już byłem pewny – musiała. Niestety, sam Seijuro zapadł się pod ziemię. Szkoda, że nie dosłownie! Wiedziałem, że dopóki on jest na wolności, dopóty ona nie zazna spokoju i bezpieczeństwa. Po tych długich tygodniach bezowocnych poszukiwań i jego, i jej zdołałem się tylko dowiedzieć, że Joan jest w Europie, a jemu pomaga ktoś, kto musiał mieć wielkie wpływy i pieniądze. Konta po Isao czy Yamadzie przejął obecny szef Kyokuto-Kai. A Włosi byli na Seijuro tak samo cięci, jak tokijska policja czy miejscowy oddział Taisaku-Ho, któremu teraz przewodziłem. Obiecałem sobie jednak, że nie spocznę, dopóki nie znajdę Joan, by zapewnić jej bezpieczeństwo, i Seijuro, by wpakować go za kratki.

Był środek nocy i właśnie miałem zabrać się za lekturę kolejnych teczek zarekwirowanych w gabinecie Isao Akijo po jego śmierci, gdy zadzwonił telefon. Była druga w nocy i mało kto o tej porze czegokolwiek chciał. Kazumi był nadal we Włoszech, ale nie dzwonił zbyt często, i to nie tylko z powodu różnicy czasu. O postępach byłego przełożonego dowiadywałem się z raportów, jakie trafiały na moje biurko raz w tygodniu. I to mi wystarczało. Wiedział o tym, że Joan zniknęła. Wiedział też, że najpewniej przebywa teraz w jednym z krajów Europy. Miał niestety ważniejsze i dość niebezpieczne sprawy na głowie. Nie miałem ani odwagi, ani prawa prosić go o pomoc w odnalezieniu Joan. Mimo to zapewnił mnie, że po godzinach zrobi, co będzie w jego mocy. Wiedziałem jednak, że „po godzinach” raczej mu się nie zdarzało. Praca tajnego agenta, zwłaszcza na wyjeździe, to praca dwadzieścia cztery godziny na dobę.

Telefon nie dawał za wygraną. Odebrałem odruchowo, bo to miałem w zwyczaju. Reagować. Zawsze.

– Kazuhiro, słucham?

– Komendancie… – usłyszałem w odpowiedzi zachrypły nieco głos – czy może pan wyjść przed budynek? Mam dla pana ważne informacje.

– A z kim rozmawiam? – Nie byłem w ciemię bity.

To mogła być pułapka i próba wywabienia z bezpiecznego lokum, jakim było biuro Taisaku-Ho. Zbyt wiele razy grożono mi śmiercią i byłem świadom, że jestem na celowniku nie tylko Kyokuto-Kai.

– Dowie się pan. Czekam na parkingu przy pana motorze, komendancie. Jeśli nie jest pan przekonany, to może powiem, że sprawa dotyczy zaginionej Joan Onari, a właściwie Joan Fox i jej prześladowców. Czy teraz pan do mnie zejdzie? Nie mam zbyt wiele czasu. – I tajemniczy rozmówca się rozłączył.

Podrapałem się po głowie. Ktoś, kto wciąż nazywa mnie komendantem i ma informacje o Joan? To śmierdziało na kilometr. Jednocześnie miałem świadomość, że mało kto wie o prawdziwym nazwisku Joan Onari. Nie pozostawało nic innego niż wyjść tak, jak prosił czekający nieznajomy. Wyjąłem jednak broń schowaną w szufladzie biurka i włożyłem do kabury przypiętej pod pachą. Potem włożyłem kurtkę. Dawno już nie nosiłem munduru. Byłem tajnym agentem, i to na poważnym stanowisku. Już nie policjantem ani komendantem. A jednak tajemniczy głos tak mnie właśnie nazwał. Zastanawiające. Zamknąłem biuro i zeskakując po trzy stopnie naraz, niemal wybiegłem z budynku. Faktycznie, na parkingu, przy moim motorze ktoś stał. Niewysoka postać miała na sobie czarny płaszcz, a na głowie czapkę z daszkiem. Nie mogłem zobaczyć twarzy czekającego na mnie mężczyzny, bo że był to mężczyzna, poznałem od razu. Podszedłem powolnym krokiem i w tym momencie człowiek ten się odwrócił. Nigdy wcześniej go nie widziałem.

– Proszę się nie obawiać, komendancie. Nie zrobię panu krzywdy – rzekł, widząc, jak sięgam odruchowo po broń. – Nie jestem tu po to, by pana zabić. Nie jestem też pańskim wrogiem.

– To kim? – Niepewnie wsunąłem pistolet do kabury.

– Nazywam się Onari Kenta i jestem synem pana Onari, ojczyma Joan, a także jej przybranym bratem. Czy teraz wysłucha pan, co mam do powiedzenia?

Opuściłem rękę, którą wciąż trzymałem pod pazuchą.

– Wspaniale, ale może chodźmy gdzieś, gdzie da się w spokoju porozmawiać. I może raczej nie do biura agencji.

– Znam kilka takich miejsc – stwierdziłem. – Muszę tylko zamknąć agencję. Zaczeka pan?

– O ile to nie potrwa za długo. Mam pewne podstawy, by obawiać się o swoje życie – dodał, rozglądając się niepewnie.

– To może wejdzie pan ze mną? To nie potrwa długo.

– Wolałbym nie. – Wskazał ruchem głowy na kamery przy wejściu, nie wchodząc jednak w ich zasięg.

– W takim razie zaraz będę z powrotem! – zapewniłem i wróciłem do budynku.

Pogasiłem tylko światła i zabrałem kluczyki oraz telefon. Załączyłem alarm i wyszedłem na parking pełen obaw, czy tajemniczy mężczyzna, podający się za brata Joan, nadal tam jest. Był! Czekał wprawdzie nieco dalej, ale czekał. Mimo jego zapewnień broń nadal miałem ze sobą. Przez chwilę tylko zastanawiałem się, gdzie się udać, by było w miarę bezpiecznie, ale i komfortowo, tak, byśmy mogli spokojnie porozmawiać, a brat Joan – o ile nim był – nie zwiał, a bez obaw powiedział, co miał mi do przekazania. Nie było wiele takich miejsc w środku nocy w Toshimie[5]. Wybrałem stację metra. Nie ma tam za dużo kamer, jest jasno i zawsze ktoś się kręci. Choćby sprzątacze. Nieznajomy tylko chwilę się zawahał.

– Tu będzie chyba idealnie? – Gestem wskazałem mu wejście do metra. – Mała przejażdżka?

– Może być. – Wzruszył ramionami.

Zauważyłem, że mocniej naciągnął kaptur na głowę. Ledwo widziałem jego twarz. Nad wejściem migała czerwona lampka monitoringu. Po tym, jak w 1995 roku sekta Aum wpuściła do tokijskiego metra gaz sarin, uśmiercając w ten sposób dwanaście osób, władze miasta postanowiły jeszcze bardziej zadbać o bezpieczeństwo. Wsiedliśmy na Higashi-Ikebukuro do pierwszego składu, jaki nadjechał. Tak się złożyło, że jechał do Hikawadai, niedaleko parku Johoku. Przez całą drogę Onari Kenta jednak milczał. Dziwne, bo twierdził, że ma mi coś ważnego do przekazania.

– Panie Onari? – zagadnąłem milczącego mężczyznę. – Nikogo poza nami tutaj nie ma – powiodłem spojrzeniem po pustym przedziale wagonu – możemy spokojnie porozmawiać. Co takiego chciał mi pan powiedzieć? Wie pan, gdzie może być Joan? Naprawdę jest pan jej bratem?

Kenta bez słowa podał mi swój paszport. Na zdjęciu zobaczyłem uśmiechniętego, młodego i dość przystojnego mężczyznę, mało przypominającego siedzącego naprzeciwko mnie gościa. Jednak coś w rysach twarzy dojrzałego mężczyzny przypominało tego młodzieńca. Ten sam zarys ust, brązowe oczy i wydatny nos. Resztę twarzy skrywał niechlujny zarost, jakby mężczyzna nie golił się od kilku dni. Obok lewego oka widoczna, źle zrośnięta blizna. Ciekawe od czego? Odzież też pozostawiała wiele do życzenia. Chyba faktycznie się ukrywał. Pewnie przed mafią. Oddałem mu dokument.

– No dobrze. Powiedzmy, że mnie pan przekonał. I co teraz?

Do środka weszło kilku młodych, podchmielonych chłopaków. Kenta spoglądał na nich niepewnie. Na szczęście kolejka właśnie się zatrzymała na następnej stacji.

– Teraz pójdziemy na spacer do parku – rzekł i wstał, by wysiąść.

Podążyłem za nim. Miałem pewne obawy, ale ciekawość wygrała. Poza tym był sam i ewidentnie przestraszony, choć starał się to ukryć. Gdyby zastawił tu na mnie pułapkę… Nie, to niemożliwe, bo to ja wybrałem i metro, i kierunek trasy. A właściwie wybrał go przypadek. Więc szanse, że czeka mnie w parku niemiła niespodzianka, były równe zeru. Było już bliżej do świtu niż dalej. Brak snu dawał mi się powoli we znaki, ale adrenalina i ciekawość trzymały mój organizm w stanie gotowości. Usiedliśmy na ławce w najdalszym zakątku, nieopodal rzeki Shakujii.

– Komendancie… – odezwał się wreszcie Kenta, a ja go nie poprawiłem.

Za bardzo chciałem się dowiedzieć, o co mu chodzi. Poprawianie go nie było teraz najważniejsze.

– Komendancie, jak pan chyba się domyślił, ukrywam się, i to od wielu tygodni. Jednak dotarła do mnie informacja, która zapewne pomoże panu odnaleźć Joan Onari. Proszę nie pytać, w jaki sposób, proszę mi jednak uwierzyć, bo i dla mnie dobro mojej siostry jest priorytetem.

– To dziwne – przerwałem mu. – Dlaczego więc do tej pory ani ja, ani tym bardziej Joan nie mieliśmy pojęcia o pana istnieniu? Skoro, jak pan twierdzi, dobro Joan jest dla pana ważne?

– Z kilku powodów. – Splótł dłonie oparte na kolanach. Był wyraźnie albo zdenerwowany, albo wystraszony. – Pierwszy z nich jest taki, że naraziłem się, podobnie jak Joan, szefom nie tylko Kyokuto-Kai, ale i Yamaguchi-gumi. Szukają mnie od kilku tygodni. Drugim powodem jest to, iż przez kilka ostatnich lat nie mieszkałem w Japonii. Z wielu powodów, które teraz nie są istotne. A trzecim, i chyba najważniejszym – zamilkł na chwilę i spojrzał na mnie przenikliwie – że nawiązując kontakt z Joan, naraziłbym nie tylko siebie, ale i ją. Zwłaszcza ją!

– Ona i bez tego niemal przypłaciła życiem interesy z Boryoku-Dan[6] – stwierdziłem, nie bez złości.

– Właśnie – przytaknął mi Kenta. – Jednak teraz także nie jest bezpieczna. Seijuro Akijo już depcze jej po piętach…

– Co takiego? – Aż wstałem na tę wiadomość. – Skąd ma pan takie informacje?! Proszę mówić!

– Niech pan usiądzie, komendancie. Nerwy nic tu nie pomogą. Chce się pan dowiedzieć czy wściekać?

– Nie jestem komendantem, już nie – burknąłem, siadając, bo miał rację.

Nerwy nie pomogą. I nie powinienem się tak emocjonować. Jednak nadal zbyt mocno zależało mi na Joan. Zbyt mocno ją kochałem. I pragnąłem odzyskać.

– Tak, ale to teraz też nieistotne. Powiem panu, gdzie jest Joan i… – widząc moją minę, uspokoił mnie gestem dłoni – nie, jeszcze nic jej nie grozi, na razie… Joan jest na Wyspach Brytyjskich, a dokładnie w Szkocji.

– Skąd pan to wie? – nie wytrzymałem.

– Od prywatnego detektywa, niejakiego Beniamina, nazwisko nic panu nie powie. Mężczyzna ten skontaktował się ze mną kilka dni temu, twierdząc, że wynajął go Seijuro Akijo, aby znalazł Joan. Słono mu za to zapłacił. Jednak pazerny Beniamin sprzedał mi te informacje, również za niemałą kwotę. Cóż… nie ukrywam, że chciałbym nie tylko znaleźć Joan, ale także tego tajniaczka i odzyskać kasę. Nie moją zresztą. Musiałem pożyczyć żądaną przez niego sumę. Jednak informacje były tego warte, przyzna pan, komendancie?

– No, a dlaczego przyszedł pan z tym akurat do mnie?

– Ponieważ wiem, jak bardzo zależy panu na bezpieczeństwie Joan, a także na złapaniu Seijuro, który obecnie również przebywa w Wielkiej Brytanii. Tylko pan, z racji swojego obecnego stanowiska, będzie potrafił ją odnaleźć i złapać Seijuro. A co za tym idzie także owego Beniamina. Upiecze pan dwie pieczenie na jednym ogniu, a ja odzyskam kasę, którą bezpiecznie zwrócę, bo tak się umawiałem. Gdybym pojechał tam sam… no cóż, pan najlepiej wie, jakimi metodami działają Seijuro i jego ludzie. Potrzebuję pana ochrony – nie owijał w bawełnę.

– A więc to nie miłość do przybranej siostry skłoniła pana do działania? – prychnąłem.

– Za to panem, komendancie, powinna pokierować. I pewnie pomoże podjąć dobrą decyzję?

– Względem czego?

– Przyjęcia mojej pomocy w znalezieniu Joan w zamian za Beniamina, a raczej moją kasę!

– A na czym ta pomoc ma polegać?

– Poleci pan ze mną do Edynburga, skąd kontaktował się ze mną Beniamin. Tam się z nim spotkamy.

– I co dalej?

– Na miejscu się okaże! Jednak nie wątpię, że znajdzie pan odpowiednie argumenty, by przekonać tajniaczka do współpracy. A co za tym idzie, do odnalezienia Joan i złapania Seijuro Akijo.

– A jak pan zamierza odzyskać pieniądze?

– O to niech już pana głowa nie boli. Mam swoje sposoby. Jednak… tam, gdzie będzie Beniamin z moją kasą, będzie także Joan i być może Seijuro. To co, komendancie? – zapytał, widząc moje wahanie. – Poleci pan ze mną na Wyspy Brytyjskie? Przyznam, że jest jeszcze jeden istotny szczegół, z powodu którego właśnie pana poprosiłem o pomoc.

– Mianowicie? – Nie wiem czemu, ale jakoś nie do końca wierzyłem temu człowiekowi ani nie potrafiłem mu zaufać.

Jednak jakikolwiek trop był lepszy niż długie tygodnie niewiedzy, a podjęcie działania lepsze niż stagnacja. Sprawa dawno utkwiła w martwym punkcie, a moja coraz większa determinacja i frustracja czasami nie pozwalała mi na rozsądne myślenie. Musiałem wreszcie coś zrobić! Działać, a nie siedzieć za biurkiem w stercie papierów. Wiedziałem, że to nie pomoże mi odnaleźć Joan. Jeśli ten mężczyzna, podający się za jej brata, może mi pomóc ruszyć z miejsca…

– Przy pana boku będę mógł bezpiecznie i legalnie opuścić Japonię.

***

Leżałem w łóżku i nie mogłem zasnąć. Do samego świtu przewracałem się z boku na bok. Po rozstaniu z bratem Joan wróciłem do domu i od razu postanowiłem skontaktować się z Kazumim, by sprawdził mi rewelacyjne wiadomości, jakimi uraczył mnie Kenta. Jego samego także postanowiłem sprawdzić. Niestety, Kazumi nie odpowiadał, pewnie był na jakiejś akcji. Nie chciałem też informować Interpolu o miejscu pobytu Seijuro, zanim nie sprawdzę Kenty. No cóż, innym powodem było to, że sam chciałem złapać Seijuro. Wiedziałem, że skoro Interpol wydał międzynarodowy list gończy, nie będzie to takie proste. I że muszę współpracować ze służbami kraju, w jakim teraz przebywał, o ile chciałem go w ogóle złapać. Jednak ambicja, a przede wszystkim to, co zrobił Joan, powodowała chorobliwą wręcz obsesję, bym osobiście założył kajdanki na jego ręce i doprowadził drania przed japoński sąd. Gdzie – rzecz jasna – skażą go na śmierć!

Słońce powoli już wstawało, kiedy wreszcie udało mi się złapać kilka chwil snu. Zmęczony rozmyślaniami, choć nakręcony czekającą mnie akcją i tym, że wreszcie coś drgnęło w tej sprawie, nie pospałem jednak zbyt długo. Popijając poranną kawę, sprawdzałem maile i szukałem potrzebnych mi informacji. Nie na darmo jednak Boryoku-Dan miało swoich ludzi wszędzie. Umieli ukryć wszystko, jeśli coś było im nie na rękę. Owszem, dało się pozyskać dane, że Onari Kenta faktycznie jest synem Onariego Hiroto, drugiego syna Kazuo Taoki, zwanego Niedźwiedziem z Kobe. Jednak według danych syn Onariego Hiroto zmarł dawno temu. Zamyśliłem się. Na zdjęciu, jakie widniało w kartotece, zobaczyłem młodzieńca bardzo podobnego do tego z paszportu, który pokazał mi Kenta. Cóż! Być może sfingował swoją śmierć, bo miał powody? Być może zrobił to jego ojciec, by – podobnie jak Joan – chronić go przed Boryoku-Dan? Kolejna część łamigłówki i zagadka do rozwiązania. Potarłem skronie, bo zaczynała mnie od tego wszystkiego boleć głowa. By to sprawdzić, musiałbym godzinami przeszukiwać archiwa agencji, a także prosić o współpracę tych z Kobe. Nie miałem na to ani czasu, ani ochoty, bo musiałbym podać powody moich poszukiwań. A tego zrobić nie mogłem, bo zawarłem układ z bratem Joan. Kenta chciał pozostać w cieniu, a ja miałem mu to zapewnić. Domyślałem się, od kogo pożyczył pieniądze dla tego tajniaczka i że być może dlatego teraz go szukają. Jednak to była niewielka cena w zamian za odnalezienie Joan, a także złapania Seijuro Akijo. Naprawdę niewielka cena! I gdy już miałem machnąć na razie na to ręką i zacząć się pakować, przyszły dwa maile. Oba z Wysp Brytyjskich. I oba wmurowały mnie w kanapę. Autorem ich był agent z Security Service, odpowiedziany za komórkę do zwalczania działań zorganizowanej przestępczości, z którym współpracowałem od przejęcia stanowiska po Kazumim. Frank Kelly poinformował mnie o dwóch morderstwach, jakie miały miejsce niedawno. W hotelu Montcalm Royal w Londynie znaleziono martwą sprzątaczkę, a przy niej walizkę należącą do Joan Constans Onari, która do teraz nie wymeldowała się z pokoju, ale także nie pokazała się w hotelu od kilku dni. Druga informacja była jeszcze bardziej interesująca. W małym motelu niedaleko Edynburga znaleziono zwłoki mężczyzny, którego jak na razie nie zidentyfikowano. Jednak kamery zarejestrowały, jak wchodził do jednego z pokoi, a potem wyszła z niego ładna szatynka i odjechała samochodem, którym on przybył tam wcześniej. W załączniku były zdjęcia z monitoringu i rozpoznałem ją mimo zmienionej fryzury. To była Joan! W tym motelu zaś wynajęła pokój na nazwisko Fox.

Od razu chwyciłem za telefon i zadzwoniłem do Anglii. Rozmowa, mimo różnicy czasu, była długa i owocna w potrzebne informacje. I to dla obu stron. Potem zarezerwowałem dwa bilety na lot do UK i wreszcie odezwał się i Kazumi. Z nim rozmawiałem jeszcze dłużej. Pomógł mi podjąć odpowiednie decyzje co do dalszych działań. Pozostało mi tylko lecieć na Wyspy Brytyjskie, oczywiście w towarzystwie brata Joan, o ile naprawdę nim był!

Siedem lat wcześniej

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji

[1]Kitsu, Kitsune – japońskie określenie lisa, używane w języku polskim w znaczeniu bajkowej postaci z dawnych mitów i podań. Przezwisko, które Seij nadał Joan z powodu koloru jej włosów.

[2] Mafia z Kobe.

[3] Mafia z Tokio.

[4] Agencja do zwalczania zorganizowanej przestępczości.

[5] Dzielnica Tokio.

[6] Prawidłowa nazwa japońskiej mafii.

Nakładem Wydawnictwa Amare ukazały się również:

GDY RAZ ZADRZESZ Z YAKUZA, JEJ ODDECH NA PLECACH BĘDZIESZ CZUĆ JUŻ ZAWSZE

Joan Onari prowadzi w Tokio małą kawiarenkę, ale to nie kawa jest głównym przedmiotem jej zainteresowań. Niepozorny lokal stanowi idealne miejsce do zbierania cennych informacji na temat przestępczego świata, co pomaga Joan w rozwijaniu swojej reporterskiej kariery. Młoda kobieta ma jeden cel: ujawnić i nagłośnić niekompetencję policji w walce z Yakuzą. Wkrótce będzie miała okazję przyjrzeć się najważniejszym dla niej sprawom z bardzo bliska, bo to właśnie w jej kawiarni komendant Kazuhiro przesłuchuje świadka tajemniczego morderstwa. Ukrywająca się pod pseudonimem Joan sprawnie wykorzystuje swoją wiedzę, pisząc kolejne artykuły, ale zwraca tym samym uwagę ludzi, z którymi lepiej nie zadzierać… Czy romans z komendantem Kazuhiro zapewni jej ochronę przed lokalnymi gangsterami? Jak długo będzie w stanie prowadzić podwójne życie i trzymać na dystans widma przeszłości?

Droga Czytelniczko,

serdecznie zapraszamy Cię do polubienia naszego profilu na Facebooku. Dzięki temu jako pierwsza dowiesz się o naszych nowościach wydawniczych, przeczytasz i posłuchasz fragmenty powieści, a także będziesz miała okazję wziąć udział w konkursach i promocjach.

Przyłącz się i buduj z nami społeczność, która uwielbia literaturę pełną emocji!

Zespół

Spis treści:

Okładka
Strona tytułowa
Prolog
Policjant
Wyspy Brytyjskie, Szkocja, kilka dni później
Japonia, Tokio, Toshima
Siedem lat wcześniej
Wyspy Brytyjskie, Szkocja, okolice Glasgow
W samolocie do Londynu
W przestrzeni powietrznej, gdzieś nad Chinami
Japonia, Tokio, siedem lat wcześniej
Wyspy Brytyjskie, Szkocja, Edynburg
Gdzieś w Chinach, niedaleko Hongkongu
Japonia, Tokio, siedem lat wcześniej
Chiny, Hongkong
Chiny, Hongkong, okolice Yung Shue O
Japonia, Tokio, siedem lat wcześniej
Chiny, Hongkong, okolice Yung Shue O
Gdzieś na drodze między Hongkongiem a Yung Shue O
Japonia, Tokio, siedem lat wcześniej
Chiny, Hongkong
Gdzieś w Japonii
Japonia, Tokio, siedem lat wcześniej
Japonia, Tokio, lotnisko Narita
Japonia, Tokio, siedem lat wcześniej
Japonia, Kobe
Japonia, Tokio, siedem lat wcześniej
Japonia, Tokio, Kimitsu

Policjant. Seria: Romans z Yakuzą. Tom II

ISBN: 978-83-8313-990-6

© Anna Crevan i Wydawnictwo Amare 2024

Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie, reprodukcja lub odczyt jakiegokolwiek fragmentu tej książki w środkach masowego przekazu wymaga pisemnej zgody Wydawnictwa Novae Res.

REDAKCJA: Dominika Synowiec

KOREKTA: Anna Grabarczyk

OKŁADKA: Izabela Surdykowska-Jurek

Wydawnictwo Amare należy do grupy wydawniczej Zaczytani.

Grupa Zaczytani sp. z o.o.

ul. Świętojańska 9/4, 81-368 Gdynia

tel.: 58 716 78 59, e-mail: [email protected]

http://novaeres.pl

Publikacja dostępna jest na stronie zaczytani.pl.

Opracowanie ebooka Katarzyna Rek