Pojedynek przed kamerami - Aimee Carson - ebook

Pojedynek przed kamerami ebook

Aimee Carson

3,8

Opis

Hunter Philips stworzył program komputerowy, który ma ułatwiać porzucenie partnera. Znana dziennikarka Carly Wolfe zaprasza Huntera do 
swojego telewizyjnego show, by publicznie wyznał, dlaczego bawi się cudzym nieszczęściem. Pewna swoich racji Carly nie wie, z jak trudnym
przeciwnikiem przyszło jej się zmierzyć…

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 139

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,8 (11 ocen)
4
2
4
1
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Aimee Carson

Pojedynek przed kamerami

Tłumaczenie:

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Z założonymi rękami i w kowbojskim rozkroku Hunter Philips stał po środku Sali Zielonej stacji telewizyjnej WTDU w Miami. W oczekiwaniu na nadchodzące starcie uważnie studiował postać kobiety na monitorze. Carly Wolfe uśmiechała się właśnie do gospodarza oraz widowni programu talk-show. Mała intrygantka była ładniejsza, niż myślał. Długie, błyszczące ciemne włosy, przerzucone przez jedno ramię, świetne nogi, założone śmiało jedna na drugą. Kusa, obcisła sukienka w kocie cętki idealnie pasowała do kozaków na zabójczym obcasie. Strój idealny na pokaz po północy wprowadzał widza w osłupienie, a każdego faceta z niezaburzonym libido z pewnością przyklejał do ekranu…

Najwyraźniej nią oczarowany, przystojny blondyn prowadzący program, wychylał się na wszystkie strony ze swego fotela za mahoniowym biurkiem, które znajdowało się naprzeciw skórzanej dwuosobowej sofy dla gości. Tam właśnie siedziała teraz Carly.

– Zafascynował mnie pani blog i codzienne posty na temat… jakby to powiedzieć… – Brian O’Connor uśmiechnął się szeroko – kreatywnych starań o uzyskanie komentarza Huntera Philipsa przed opublikowaniem pani historii w „Miami Insider”. Bycie właścicielem firmy konsultingowej zajmującej się zabezpieczaniem sieci na pewno nie pozostawia wiele czasu na kontakty z prasą…

Także się uśmiechnęła. Ciepło i szczerze.

– Uprzedzano mnie, że pan Philips jest bardzo zajętym człowiekiem.

– Ile razy próbowała się pani z nim skontaktować?

– Dzwoniłam sześć razy do jego sekretarki. No, siedem… bo nie liczę nieudanej próby wynajęcia jego firmy do pomocy przy ustawieniach zabezpieczeń mojego serwisu społecznościowego.

Śmiech z widowni przemieszał się z chichotem prowadzącego, który był całkowicie pod wpływem Carly. Hunter wykrzywił usta w bezbarwnym, wymuszonym uśmiechu. W naturalny sposób uwielbiająca zabawę pani Wolfe owijała sobie widzów wokół palca. Czyli szykują się kłopoty!

– Nie znam się na tym – O’Connor emanował subtelnym sarkazmem, który przysporzył mu tak wielu fanów wśród najbardziej atrakcyjnej części populacji pomiędzy dwudziestym a trzydziestym piątym rokiem życia – ale wyobrażam sobie, że firma Huntera Philipsa zazwyczaj zajmuje się poważniejszymi zleceniami… niż jakieś tam ustawienia zabezpieczeń serwisów społecznościowych!

W oczach Carly rozbłysły żartobliwe ogniki.

– Takie właśnie odniosłam wrażenie po rozmowie z jego sekretarką.

Hunter zafascynowany przypatrywał się kobiecie. Miała skórę niczym kość słoniowa i wielkie, kocie oczy w kolorze ciemnego bursztynu. Dawno już nikt nie zwrócił jego uwagi ani nie pociągał go fizycznie. Przez parę ostatnich tygodni wszystko się zmieniło. Intrygowała go pod każdym względem, w im bardziej pomysłowy sposób starała się do niego dotrzeć. Obawiał się, że nie będzie się potrafił oprzeć tej niebywałej kombinacji agresywnego seksapilu i odważnego poczucia humoru. Niewątpliwie umiała wykorzystać swój wdzięk.

Mimo że najbardziej miał ochotę ruszyć się i pobiec przed siebie, stał nieruchomo wpatrzony w monitor. Próbował w myślach przygotować się na spotkanie z Carly i ocenić, jakie ma opcje postępowania. Przypomniał sobie szkolenie sprzed wielu lat, które miało go nauczyć cierpliwego czekania w obliczu niebezpieczeństwa i ignorowania uderzeń adrenaliny. A co jeśli zagrożenie pojawiło się ze strony seksownej reporterki?

Ponownie skoncentrował się i zmusił do słuchania.

– Droga pani Wolfe! Dla tych nielicznych spośród nas w Miami, którzy nie przeczytali jeszcze pani artykułu! Prosimy, niech nam pani opowie o programie stworzonym przez Huntera Philipsa, który tak panią zdenerwował.

– Otóż jest to aplikacja komputerowa zwana „Zrywaczem”…

Widownia gruchnęła zdrowym śmiechem, a Hunter tylko się skrzywił. Wielki ukłon dla Petego Bookera, jego wspólnika. To on wymyślił tę idiotyczną nazwę…

– Poczta głosowa, specjalne esemesy, mejle… – kontynuowała – to wszystko już znamy, każdego z nas już ktoś bez serca kiedyś rzucił… Prawda?

Zapraszający do „solidaryzowania się w nieszczęściu” uśmiech dziennikarki wywołał kolejną falę chichotów i oklasków. Hunter nie przestawał się krzywić. Projektował aplikacje na boku, bo od zawsze obawiał się w niewyjaśniony sposób medialnego zainteresowania jego firmą. Program, o którym mowa, stworzył ze szczególną dyskrecją osiem lat temu w chwili… słabości. Naprawdę nie powinien był pozwolić wspólnikowi wracać do tego pomysłu.

Na ekranie gospodarz audycji zwrócił się właśnie z powrotem do Carly.

– Czy nadal jest pani zainteresowana rozmową z panem Philipsem?

– Jestem więcej niż zainteresowana! Wprost konam z ciekawości! Nawet jeśli ta rozmowa miałaby potrwać minutę… – Znów popatrzyła „niewinnie” na widzów, którzy reagowali na nią podobnie jak Hunter. – No i co myślicie? Zmusimy pana Philipsa, żeby się nam wytłumaczył?

Sadząc po natężeniu okrzyków, wybuchów śmiechu i oklasków, widownia był gotowa spętać Philipsa, byleby tylko doszło do wywiadu.

Dawno, dawno temu już go potajemnie osądzono, skazano i „symbolicznie” powieszono za to, że jest taki zły. Wszystko dzięki innej, pięknej dziennikarce, która potrzebowała historii na okładkę. Tym razem będzie się bronił. Ze wszystkich sił.

– Panie Philips, za minutę pan wchodzi! – krzyknął ktoś z ekipy technicznej.

Gdy zapowiedziano przerwę na reklamy, Carly zrelaksowała się. Miała nadzieję, że Philips ogląda program za kulisami i widzi nastawienie ludzi do swojej obraźliwej aplikacji. Jej samej poczucie upokorzenia też nie było obce, chyba powoli stawała się ekspertem w tej dziedzinie… Zresztą kto w tych czasach nie doświadczył wirtualnego zrywania? Jednak na wspomnienie bezdusznej wiadomości od Jeremiego wygenerowanej przez Zrywacza wszystko się w niej gotowało. Gdyby zerwał, wysyłając krótkiego esemesa, pewnie po czterdziestu ośmiu godzinach miałaby całą sprawę z głowy. No, może nawet szybciej. Sposób, w jaki dowiedziała się, że rzucił ją Thomas – za pośrednictwem artykułu prasowego, w którym znalazł się również powód zerwania – chęć uratowania finansów… – przypominał częściowo jazdę kolejką górską. Jest ci niedobrze, ale ze wstydu, i nie ma w tym żadnego elementu podniecenia czy frajdy. „Zrywacz” idzie jeszcze w inną stronę. Jest bezduszny – to na pewno. A przy tym taki… nonszalancki. A gdyby naprawdę kochała Jeremiego? Przecież taki rodzaj komunikowania chyba by ją zabił! Nie, nie pozwoli na to, żeby nieuchwytny pan Hunter Philips pozostał w ukryciu, opływając w kasę zarobioną na ludzkim nieszczęściu.

Ogłoszono koniec przerwy na reklamy.

– Pani Carly! Chyba dzisiaj jest pani szczęśliwy dzień! Ktoś do nas właśnie zadzwonił… Chyba zaraz spełni się pani marzenie! Panie i panowie! Szanowni widzowie w studiu i przed telewizorami! Oto legendarny twórca „Zrywacza”. Pan Hunter Philips we własnej osobie do państwa usług!

Tyle tygodni poszukiwań… Mały, sprytny diabeł.

W świetle reflektorów i przy głośnym aplauzie widowni na scenę wszedł wysoki mężczyzna, zbudowany jak komandos, ubrany w czarną koszulę i czarne spodnie, z wystrzyżonymi na skroniach ciemnymi włosami. Sprawiał wrażenie, że w każdej chwili jest gotów zaatakować. Carly poczuła się jak jego potencjalna ofiara.

Brian O’Connor wstał i mężczyźni wymienili uścisk dłoni. Gdy Philips usiadł na sofie obok dziennikarki, na widowni ucichło. Skórzany mebel ugiął się pod ciężarem jego mięśni. Podobnie zachował się żołądek Carly…

– Zatem, panie Philips… – zaczął gospodarz.

– Jestem Hunter… – przerwał stalowym głosem.

– Okej, Hunter. Od dłuższej chwili całe Miami śledzi blog pani Wolfe, na którym opisuje ona kolejne nieudane próby namówienia cię na wywiad. Co myślisz o tym wszystkim?

Mężczyzna poprawił się na kanapie i spojrzał prosto w oczy dziennikarki. Kobieta zamarła. Dawno nie widziała tak jaskrawoniebieskich oczu. Poczuła się jak zwierzę oślepione reflektorami samochodu na środku autostrady.

– Bardzo żałowałem, że nie możemy przyjąć pani zlecenia dotyczącego portalu społecznościowego – rzucił sucho. – Również, niestety, nie mogłem wykorzystać biletów na zjazd fanów Star Treka.

Na widowni rozległy się pojedyncze chichoty. Philips zupełnie nie przypominał fana science fiction. Zachichotał także O’Connor.

Carly! To twoja szansa, ogarnij się! I na litość boską, kontroluj emocje.

Spróbowała uśmiechnąć się rozbrajająco. Normalnie to działało.

– Czyli fantastyka naukowa to nie pana bajka?

– Wolę thrillery.

– O, nie wątpię… Zapamiętam na przyszłość, następnym razem się poprawię.

– Nie będzie żadnego następnego razu.

– Szkoda. Chociaż nie udało mi się w końcu z panem porozmawiać, w sumie dobrze się bawiłam.

– Najbardziej podobał mi się ten kawałek, jak próbowała pani dostarczyć panu Philipsowi pozytywkę…

– Nie przeszłam nawet przez ochronę…

– Mój ulubiony post na blogu dotyczy dnia, kiedy pani Wolfe aplikowała on-line o pracę w mojej firmie.

– Miałam nadzieję na kontakt osobisty podczas rozmowy kwalifikacyjnej.

– O, widzę doskonale, że pani Wolfe jest bardzo skuteczna… osobiście.

Czy oskarżał ją o flirtowanie? Ależ „zaczepianie” ludzi po prostu leżało w jej naturze. Bo ich lubiła. Zwłaszcza nietuzinkowych. A Hunter Philips mieścił się tylko w takiej kategorii.

– No wie pan… Pan się specjalizuje w unikach, a ja jestem najlepsza sam na sam.

– Mogę to sobie wyobrazić… – Jego ton był oskarżycielski i zarazem… zmysłowy. Jeśli on ją i tak oskarża, to nie ma już nic do stracenia. Przysunęła się do niego dużo bliżej, prowokująco założyła nogę na nogę i spokojnie obserwowała, jak koniec jej sukienki powędrował wysoko, odsłaniając prawie całe uda.

– A pan? – zapytała niewinnie.

Popatrzył na jej nogi, ale pozostał chłodny i zdystansowany.

– To zależy, z kim „sam na sam”.

Nie mogła się zorientować, czy wywiera na nim jakiekolwiek wrażenie. Jeśli tak było, potrafił doskonale kontrolować emocje.

– Jeśli to ktoś intrygujący i bystry, to jestem dobry… – kontynuował, teoretycznie odnosząc się do niej, jednak nie było to oczywiste… ani nie brzmiało jak komplement. – Przykładowo, list motywacyjny, który wysłała pani do mojego biura, okazał się na tyle ciekawy i kreatywny, że trafił prosto do mnie.

– Miałam nadzieję, że docenił pan moje starania.

– Owszem, doceniłem. Chociaż moje milczenie na wskazany przez panią temat powinno wystarczyć za odpowiedź.

– Wystarczyłoby proste „nie będę komentował”.

– Wątpię. – Jakie to irytujące, że wcale się nie mylił. Przez moment pomyślała, że widzi w jego oczach cień uśmiechu. Tak jakby jednak odrobinę go rozbawiły jej podchody. – Prawie się spodziewałem zastać panią na siłowni, do której chodzę potrenować boks.

– Gdybym tylko wiedziała, pewnie bym tam poszła.

Carly czuła się, jakby rejestrował, katalogował i magazynował każdy szczegół dotyczący jej osoby. Nie miała tylko pojęcia, w jakim szkaradnym celu. Brian O’Connor przerwał jej rozmyślania, zapowiadając reklamy.

W przerwie Hunter pochylił się do niej i zapytał:

– Czemu mnie pani ściga?

Poufne rozmowy dopingowały ją.

– Żeby przyznał pan publicznie, że pańska małoduszna aplikacja jest do dupy.

– Niedoczekanie…

Zignorowała go.

– A ostatecznie chodzi mi o to, żeby wycofał ją pan z rynku. Żeby nikt już nie musiał cierpieć.

– Ciekawi mnie… – nagle wrócił mu uśmiech – jaką część ciała jest pani gotowa odsłonić dla uzyskania swego celu.

Postanowiła nie dać się sprowokować.

– Co byłoby najskuteczniejsze?

– Jestem otwarty na propozycje.

– Środkowy palec?

– Wolę… – popatrzył bezczelnie na jej biust – bardziej opływowe kształty, chociaż pani ostry język też jest pociągający.

Pomyślała, że zaraz mu go pokaże. Zrezygnowała jednak, bo on pozostawał niewzruszony i nie sądziła, żeby cokolwiek mogło to zmienić. Na szczęście w tym momencie gospodarz programu zapowiedział koniec reklam i zapytał:

– Teraz, gdy mamy tu Huntera, co chciałaby pani mu powiedzieć?

Żeby poszedł do diabła. Ale na wizji nie można przeklinać.

– W imieniu wszystkich, których może to dotyczyć, chciałabym podziękować panu osobiście za stworzenie Zrywacza i stałego szablonu, który generuje wiadomości o treści: „To koniec, kotku”. Prawdziwy z pana poeta.

– Łatwo zrobić na pani wrażenie.

– Chyba komponował pan ten tekst przez parę godzin.

Wyglądało, że Hunter ma ochotę się roześmiać.

– Tak naprawdę parę sekund. Ale wiadomość przynajmniej jest krótka i na temat.

– O, to prawda! Jest wyjątkowo na temat! Ale prawdziwych super przeżyć dostarcza dopiero realizowana przez Zrywacza ekspresowa wysyłka powiadomień do wszystkich znajomych z poczty elektronicznej oraz portali społecznościowych o tym, że dana osoba jest znów singlem lub singielką do wzięcia od zaraz. Niezwykła cecha aplikacji…

– Tak właśnie myślałem – odpowiedział neutralnie, jakby mówiła na serio.

– Z pewnością oszczędza czas! – włączył się gospodarz programu.

– A ja jestem pasjonatem efektywności.

– Daje się zauważyć.

– Żyjemy w szybkim świecie!

– Może za szybkim! – nie odpuszczała, mając świadomość, że całkowicie wycinają z dyskusji O’Connora. Hunter pewnie zawsze ze wszystkimi tak pogrywa, a ona jest zbyt pochłonięta ich werbalnym pojedynkiem, żeby zwracać uwagę na subtelności.

– Chce pan wiedzieć, jaka jest moja ulubiona właściwość pańskiej aplikacji? – Oparła się na kanapie i prowokacyjnie rozłożyła ramiona, nieudolnie broniąc się przed obezwładniającym zapachem jego perfum. – Lista piosenek, które można wybrać jako podkład muzyczny do wysyłanej wiadomości!

– Jako odbiorca na pewno nie chciałbym usłyszeć Dziadka do orzechów Czajkowskiego – wtrącił się gospodarz ku uciesze rozchichotanej widowni.

– Jakiego wyboru dokonał pani eks? – dopytywał się jakby nigdy nic Hunter.

– Tytuł był wtedy w promocji… „Jak mam za tobą tęsknić, skoro nie chcesz odejść?”

– Mało znane, ale trafnie obraźliwe! – rozpływał się O’Connor, któremu towarzyszyły rechoty i okrzyki nakręconych widzów.

– No właśnie. A ja wciąż nie rozumiem, czemu stałem się celem napaści na łamach „Miami Insider”. – Mówiąc to, sparaliżował spojrzeniem Carly. – Poza tym nie wydaje się pani szczególnie wściekła na faceta, który wysłał wiadomość za pośrednictwem Zrywacza.

– Nie byliśmy razem zbyt długo, nie zaangażowaliśmy się na poważnie.

– Jakoś trudno mi w to uwierzyć. „Nie zna piekło straszliwszej furii nad wściekłość zawiedzionej kobiety”.

Nagle zrozumiała, że role się odwróciły. Przecież to on czynił jej wyrzuty! Atmosfera stawała się coraz gorętsza. Gospodarz programu nie włączał się – widać było, że jest pod wrażeniem rozgrywającego się, niewyreżyserowanego spektaklu.

– Nie powoduje mną chęć zemsty „zawiedzionej kobiety”.

– Nie przełączyła się pani z miłości na nienawiść?

– Miłość to uczucie, które mam dopiero nadzieję poznać.

– Przykre…

– Bo psuje frajdę płynącą z zastosowania aplikacji?

Z trudem hamował śmiech.

– Wcale nie!

– A może bawi pana stosowanie aplikacji przy zrywaniu z kolejnymi dziewczynami?

– Nie sypiam z wieloma. Jestem dosyć… ostrożny. I nie mszczę się, gdy coś się kończy.

Marzyła, żeby móc pokonać jego zimny, niebezpieczny uśmieszek, gdy tak konsekwentnie ją podpuszczał.

– Gdybym chciała odegrać się na moim byłym, to szukałabym jego, a nie pana.

– To dlaczego przypisuje mi pani wasze zerwanie?

– Nie chodzi o to, że ze mną zerwał. – Z trudem hamowała wściekłość. – Chodzi o sposób. A to pan jest twórcą aplikacji.

– Zgadza się.

Jej irytacja sięgnęła szczytu. Ton Huntera był podstępnie zgodny. Taka rzeczowość osłabiała oskarżenia. Doskonale o tym wiedział.

– Mój były to po prostu niewrażliwy tchórz. Pan natomiast… – zawiesiła głos, mając nadzieję, że choć trochę wyprowadzi go z równowagi – wykorzystuje ludzkie nieszczęście, żeby zarabiać pieniądze.

Już gorzej – w jej kategoriach – nie można komuś powiedzieć. Szorowanie po dnie.

Hunterowi nie drgnęła powieka. Absolutne zero emocji. Na twarzy miał kontrolowany uśmieszek, który mógł w każdej chwili doprowadzić Carly do obłędu. Wyglądał jak chłopiec z plakatu wszelkich przykrych niecywilizowanych rozstań.

– Niestety, taka już jest ludzka natura. Może jest pani zbyt naiwna.

Przeszły ją dreszcze. Słyszała już te banały. Od dwóch mężczyzn, którzy byli dla niej najważniejsi. Hunter Philips należał do tego samego gatunku bezdusznych facetów co jej tata i Thomas. W ich świecie rządziła bezwzględność, królowała kasa, a liczył się jedynie sukces.

Przestała się kontrolować.

– Parszywa wymówka! Usprawiedliwianie wymierania ludzkich wartości i zwykłej przyzwoitości.

Zaległa cisza. Carly skuliła się.

Brawo, Carly! Popis wściekłej egzaltacji… Jasne wskazanie. Stuknięta, histeryczna damulka. Znowu dała się całkowicie ponieść emocjom. Jezu… więc nic jej te ostatnie trzy lata nie nauczyły?

Hunter pozostał niewzruszony i raczej zadowolony z żałosnego stanu, do jakiego ją doprowadził.

– Zarzuca mi pani odpowiedzialność za upadek ludzkich wartości? – zapytał z niekłamaną ciekawością. – To poważne oskarżenie, biorąc pod uwagę, że mówimy, o zupełnie nieistotnej aplikacji komputerowej. – Wtedy odwrócił się w stronę widowni z niewinnym, magnetycznym uśmiechem. – Gdybym, tworząc Zrywacza, wiedział, że będzie miał wpływ na dzieje ludzkości, z pewnością poświęciłbym mu więcej uwagi.

Widzowie zawtórowali mężczyźnie jednoznacznym wybuchem śmiechu. Zrozumiała, że jej wizerunek w programie zmienił się kompletnie. Z beztroskiej, rozrywkowej reporterki stała się kobietą porzuconą, solidnie nawiedzoną pod wpływem przeżyć.

Znów patrzył w jej kierunku. Czuła się kompletnie sfrustrowana. Zjawił się nagle, nie wiadomo skąd, rozszyfrował ją i z łatwością zdecydował, które naciskać guziki. Nie był zwyczajnym ekspertem komputerowym, jawił się bardziej jako zabójcza mieszanka przebiegłego lisa i niebezpiecznej czarnej pantery. Czemu więc stworzył tak osobistą aplikację? Nie pasowało to do człowieka, z którym właśnie staczała intelektualny pojedynek.

– Niestety, kończy się nam czas! – oznajmił gospodarz programu z rozczarowaniem w głosie.

Hunter i Carly przez chwilę patrzyli sobie w oczy. Nastąpił moment pełnej komunikacji między zwycięzcą a przegranym.

– To szkoda, że się już nie spotkamy. Marzyłam o tym, żeby usłyszeć, co spowodowało powstanie Zrywacza! – prowokowała.

Po raz pierwszy dostrzegła w jego oczach jakieś drgnienie.

– Właściwie ja też chciałbym wiedzieć – uratował sytuację gospodarz i zwrócił się do widowni. – A wy, chcielibyście usłyszeć dalszą część historii?

Oczywiście wśród widzów zapanowało szaleństwo, więc O’Connor, świeżo upieczony „najlepszy przyjaciel” Carly, zagadnął ją:

– Piszesz się na to, Carly?

– Jasne, ale obawiam się, że pan Hunter może być zbyt zajęty.

Philips nie dał się sprowokować, ani drgnął. Boże, jak ja bym chciała umieć tak się kontrolować, pomyślała. A przecież na pewno nerwowo szukał jakiejś wymówki. Wreszcie poczuła trochę satysfakcji, lecz radość nie potrwała długo. Zaszokował wszystkich, gdy powiedział:

– Oczywiście gram dalej.

Tytuł oryginału: Dare She Kiss & Tell?

Pierwsze wydanie: Mills & Boon Limited, 2012

Redaktor serii: Marzena Cieśla

Opracowanie redakcyjne: Marzena Cieśla

Korekta: Łucja Dubrawska-Anczarska

© 2012 by Aimee Carson

© for the Polish edition by HarperCollins Polska sp. z o.o., Warszawa 2014, 2016

Wydanie niniejsze zostało opublikowane na licencji Harlequin Books S.A.

Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie.

Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne.

Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych i umarłych – jest całkowicie przypadkowe.

Harlequin i Harlequin Światowe Życie są zastrzeżonymi znakami należącymi do Harlequin Enterprises Limited i zostały użyte na jego licencji.

HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym do HarperCollins Publishers, LLC. Nazwa i znak nie mogą być wykorzystane bez zgody właściciela.

Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books S.A.

Wszystkie prawa zastrzeżone.

HarperCollins Polska sp. z o.o.

02-516 Warszawa, ul. Starościńska 1B, lokal 24-25

www.harlequin.pl

ISBN: 978-83-276-1929-7

Konwersja do formatu EPUB: Legimi Sp. z o.o.