Pocałunek pod jemiołą - Lisa Kleypas - ebook + audiobook + książka

Pocałunek pod jemiołą ebook i audiobook

Lisa Kleypas

4,2

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Nowe wydanie piątego tomu serii „Wallflowers” autorstwa amerykańskiej królowej romansu.

Nadchodzą Święta Bożego Narodzenia. Z Ameryki do Londynu przybywa przystojny Rafe Bowman. Mężczyzna ma w stolicy Anglii spotkać się z Natalie Blanford, uroczą, grzeczną córką pary brytyjskich arystokratów, którą mógłby poślubić… Mógłby, bo na przeszkodzie stoją jego szokujące maniery i reputacja hulaki. Rafe zostaje zmuszony do odbycia przyspieszonego kursu reguł londyńskiego życia. Zdobycie ręki pięknej panny okazuje się jednak dużo trudniejsze, niż przypuszczał. Mężczyzna przyzwyczajony do dostawania wszystkiego, czego pragnie, musi dać się okiełznać… co okazuje się szczególnie trudne, gdy na jego drodze staje niezwykła Hannah Appleton, kuzynka potencjalnej narzeczonej.

Lisa Kleypas (ur. 1964) – amerykańska pisarka, której romanse stały się bestsellerami na całym świecie. Tworzy opowieści historyczne i współczesne, a grono ich wiernych czytelniczek powiększa się z każdą nową książką. Mieszka w stanie Waszyngton wraz z mężem i dwójką dzieci.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 183

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 5 godz. 30 min

Lektor: Karolina Kalina

Oceny
4,2 (118 ocen)
64
21
26
7
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Handzia1969

Nie oderwiesz się od lektury

Uwielbiam romanse Kleypas. Są zabawne i pełne uczuć. Polecam.
10
AgaTo1208

Nie oderwiesz się od lektury

Piękna ♥️
00
Nika_Roza

Nie oderwiesz się od lektury

Uwielbiam!
00

Popularność




Tytuł oryginału

A Wallflower Christmas

Copyright © 2008 by Lisa Kleypas

All rights reserved

Projekt okładki

Ewa Wójcik

Zdjęcie na okładce

© Jelena Simic Petrovic/Arcangel.com

Redaktor prowadzący

Monika Kalinowska

Opieka redakcyjna

Jadwiga Mik

Redakcja

Renata Bubrowiecka

Korekta

Adam Namięta

Grażyna Nawrocka

ISBN 978-83-8352-601-0

Warszawa 2023

Wydawca

Prószyński Media Sp. z o.o.

02–697 Warszawa, ul. Rzymowskiego 28

www.proszynski.pl

Dla Jennifer Enderlin, która ma tak wiele zalet;

mądrość, talent, piękno, wielkoduszność.

Dziękuję, że wniosłaś tak wiele radości

do mojego życia i pracy.

Zawsze będę cię kochała.

L.K.

Prolog

Dawno temu żyły sobie cztery młode damy, które podpierały ściany na każdym balu, wieczorku i przyjęciu podczas londyńskiego sezonu. W końcu, po wielu godzinach spędzonych na ustawionych w rzędzie krzesłach, za­inicjowały rozmowę. Uświadomiły sobie, że choć konkurują o względy tych samych dżentelmenów, więcej zyskają jako przyjaciółki niż rywalki. Co więcej, szybko się polubiły. Uzgodniły więc, że połączą wysiłki w celu znalezienia męża dla każdej, poczynając od najstarszej, Annabelle, aż do najmłodszej, Daisy.

Annabelle była z nich wszystkich bez wątpienia najpiękniejsza, ale nie miała ani pensa przy duszy, co stanowiło ogromną wadę. Londyńscy kawalerowie liczyli na małżonkę z ładną buzią, lecz nad krasę przedkładali pokaźny posag. Evie miała niekonwencjonalną urodę – ogniście rude włosy i mnóstwo piegów. Wszyscy wiedzieli, że pewnego dnia odziedziczy fortunę. Jej ojciec jednak, były bokser, zbudował ją dzięki zyskom z hazardu. Tę przeszkodę, w postaci tak haniebnego rodowodu, mogła pokonać tylko wyjątkowa młoda dama. Ale Evie była chorobliwie nieśmiała, a do tego się jąkała. Każdy mężczyzna, który próbował z nią rozmawiać, opisywał później to doświadczenie jako czystą torturę.

Lillian i Daisy urodziły się w Nowym Jorku. Ich ojciec, Thomas Bowman, był oszałamiająco, niemal niewyobrażalnie bogaty, ale majątek zbił na produkcji mydła. Lillian i Daisy nie miały więc w sobie ani kropli błękitnej krwi, brakowało im też dobrych manier czy dostojnych patronek. Lillian potrafiła obdarzyć człowieka bezwarunkową przyjaźnią, bywała też jednak uparta i apodyktyczna. Daisy bujała w obłokach i często martwiła się tym, że prawdziwe życie nie jest ani trochę tak interesujące jak powieści, w których się zaczytywała.

Cztery tak różne damy pomagały więc sobie nawzajem w nawigowaniu po wzburzonych wodach londyńskiej socjety, aż w końcu każda z nich znalazła męża i czas, gdy podpierały na przyjęciach ściany, odszedł w niepamięć. Co sezon jednak pojawiały się nowe zastępy podobnych nieszczęśnic.

Aż pewnego roku na Boże Narodzenie przyjechał do Anglii Rafe Bowman, najstarszy brat Lillian i Daisy, by całkowicie odmienić życie jednej z nich…

Rozdział 1

Londyn, rok 1845

Nie ma odwrotu – oświadczyła z satysfakcją lady Lillian Westcliff, odkładając list od brata. – Rafe dotrze do Londynu dokładnie za dwa tygodnie. Jego kliper nazywa się „Burza”, co moim zdaniem jest całkiem zasadne, gdy weźmie się pod uwagę tempo, z jakim postanowił przeprowadzić swoje zaręczyny.

Spojrzała na Annabelle i Evie, które siedziały w jej londyńskim domu Marsden Terrace na podłodze salonu i pochylały się nad szerokim kołem czerwonego aksamitu. Annabelle i Evie szyły tradycyjną spódniczkę dla choinki, czyli osłonę na stojak, a raczej próbowały ocalić przybranie po wcześniejszych zabiegach Lillian. Evie odpruwała właśnie kawałek krzywo przyszytej brokatowej wstążki, a Annabelle upinała materiał. Brakowało tylko młodszej siostry Lillian, Daisy, która mieszkała w Bristolu ze swoim niedawno poślubionym mężem. Lillian tęskniła za Daisy, chciała z jej ust usłyszeć, czy małżeństwo jej służy. Na szczęście miały się zobaczyć już wkrótce w Hampshire, gdzie wszyscy będą spędzali Boże Narodzenie.

– Myślisz, że twój brat będzie miał trudności z przekonaniem lady Natalie, by go poślubiła? – zapytała Annabelle, marszcząc brwi na widok dużej ciemnej plamy na materiale.

– Och, najpewniej żadnych – odparła Lillian radośnie. – Jest przystojny, czarujący i bardzo bogaty. Co mogłoby wzbudzić wątpliwości u lady Natalie poza tym, że Rafe jest Amerykaninem?

– Cóż, Daisy mówi, że straszny z niego hulaka. A niektóre młode damy mogą…

– Nonsens! – zawołała Lillian. – Rafe nie jest hulaką. No, może trochę się kiedyś łajdaczył, ale który prawdziwy mężczyzna tego nie robił w młodości?

Annabelle zerknęła na przyjaciółkę z powątpiewaniem. Młodsza siostra Lillian była romantyczką, ale cechował ją również przenikliwy pragmatyzm, który nakazywał wierzyć jej osądowi. Jeśli Daisy powiedziała, że jej najstarszy brat jest hulaką, musiały istnieć na to dowody.

– Czy Rafe pije i uprawia hazard? – zapytała Annabelle.

Lillian zmarszczyła brwi.

– Okazjonalnie.

– Czy zachowuje się niegrzecznie bądź niestosownie?

– Przecież to Bowman. Inaczej nie potrafimy.

– Czy ugania się za spódniczkami?

– Oczywiście.

– Czy kiedykolwiek poświęcił swe uczucia jednej kobiecie...? To znaczy, czy kiedykolwiek się zakochał?

Lillian znów zmarszczyła brwi.

– Nic mi na ten temat nie wiadomo.

Annabelle zerknęła znacząco na Evie.

– Co o tym sądzisz?

– Hulaka – padła zwięzła odpowiedź.

– Och, no dobrze – mruknęła Lillian. – Może jest hulaką. Ale może nie będzie to żadna przeszkoda dla lady Natalie. Niektóre kobiety lubią takich mężczyzn. Na przykład Evie.

Wytrwale odpruwając brokatową wstążkę, Evie uśmiechnęła się lekko.

– Nie l-lubię wszystkich hulaków – oświadczyła. – Tylko jednego.

Evie, najłagodniejsza i najspokojniejsza z nich, miała z pozoru najmniejsze szanse, by zdobyć serce jakiegokolwiek mężczyzny. Ale cechowały ją niezachwiana wytrwałość i waleczny duch, które ostatecznie sprawiły, że cieszący się złą sławą lord St. Vincent został jej mężem.

– A ten nawrócony hulaka uwielbia cię bezgranicznie – dodała Annabelle. Urwała, spojrzała na Evie z naciskiem, po czym zapytała cicho: – Czy St. Vincent ucieszył się na wieść o ciąży, moja droga?

– O tak, on… – Evie zamilkła i szeroko otworzyła oczy ze zdumienia. – Ale skąd wiesz?

Annabelle się uśmiechnęła.

– Zauważyłam, że wszystkie twoje nowe suknie mają z przodu i z tyłu zakładki, które można poluzować. To oczywista wskazówka, kochanie.

– Spodziewasz się dziecka? – zapytała Lillian, po czym zapiała z radości niczym młody chłopak, zerwała się z sofy, opadła na kolana obok Evie i wzięła ją w ramiona. – To kapitalne wieści! Jak się czujesz? Męczą cię mdłości?

– Tylko gdy patrzę na to, co zrobiłaś z tą spódniczką – odparła Evie, śmiejąc się z reakcji przyjaciółki. Czasami trudno było pamiętać o tym, że Lillian jest hrabiną. Jej spontaniczna natura nie uległa ani trochę ograniczeniom związanym z nową pozycją społeczną.

– Och, nie powinnaś siedzieć na podłodze! – zawołała Lillian. – Daj mi te nożyczki, ja dokończę tę przeklętą…

– Nie! – zaprotestowały zgodnie Evie i Annabelle.

– Lillian, moja droga – kontynuowała stanowczo Annabelle. – Nawet nie waż się zbliżyć do tej spódniczki. To, co wyprawiasz z igłą i nicią, powinno się sądzić jak przestępstwo.

– Przecież się staram – zaprotestowała Lillian z krzywym uśmiechem, siadając na piętach. – Na początku zawsze kierują mną dobre intencje, ale potem zaczynają mnie męczyć te wszystkie drobniutkie ściegi i zaczynam się spieszyć. Ale musimy mieć tę osłonę, i to jak największą. Inaczej wosk będzie kapał na podłogę, gdy zapalimy świece na drzewku.

– Czy mogłabyś mi wyjaśnić, skąd się wzięła ta plama? – Annabelle wskazała palcem paskudny ciemny ślad na aksamicie.

Lillian uśmiechnęła się ze skruchą.

– Pomyślałam, że może ten fragment damy do tyłu. Rozlało mi się wino.

– Piłaś wino podczas haftowania? – zapytała Annabelle, w duchu stwierdzając, że to wiele wyjaśnia.

– Miałam nadzieję, że wino pomoże mi się zrelaksować. Haftowanie działa mi na nerwy.

– Dlaczego? – spytała Annabelle ze zdziwieniem.

– Przypominają mi się wszystkie te razy, kiedy matka stała nade mną, a ja pracowałam nad moimi próbkami. Ilekroć popełniłam błąd, biła mnie po palcach linijką. – Lillian uśmiechnęła się kpiąco, ale tym razem rozbawienie nie dosięgło jej błyszczących brązowych oczu. – Byłam okropnym dzieckiem.

– Dzieckiem byłaś kochanym, jestem tego pewna – odparła Annabelle łagodnie. Nie pojmowała, jakim cudem Lillian i Daisy Bowman wyrosły na takie wspaniałe kobiety, mając takie dzieciństwo.

Thomas i Mercedes Bowmanowie byli wymagający i krytyczni wobec córek, ale jednocześnie je zaniedbywali, co było dość niesamowitym wyczynem. Trzy lata temu przywieźli Lillian i Daisy do Londynu, gdy okazało się, że nawet ich ogromna fortuna nie nakłoni nikogo z wyższych sfer Nowego Jorku do poślubienia dziewcząt. Dzięki ciężkiej pracy, szczęściu i bezwzględności Thomas Bowman stworzył jedną z największych i najszybciej się rozwijających kompanii mydlarskich na świecie. Teraz, gdy mydło trafiło pod strzechy, jego fabryki z trudem nadążały za popytem na jego wyroby. Trzeba było jednak czegoś więcej niż pieniędzy, aby zapewnić sobie miejsce w nowojorskiej socjecie. Spadkobierczynie ogromnych fortun o pospolitym pochodzeniu nie stanowiły pożądanych kandydatek na żony dla synów nowej klasy społecznej, którzy także chcieli mariażem polepszyć swoją pozycję. To z tego powodu pełen zubożałych arystokratów Londyn stał się miejscem pielgrzymek wszystkich amerykańskich nuworyszów. Jak na ironię, Bowmanom udało się wedrzeć na sam szczyt drabiny społecznej, gdy ich córka poślubiła lorda Marcusa Westcliffa. Nikt nie mógł uwierzyć w to, że skryty, ale potężny hrabia zgodził się poślubić taką upartą dziewczynę. Westcliff jednak dostrzegł pod arogancką fasadą Lillian jej wrażliwość i gorące serce, które z całych sił starała się ukryć.

– Byłam wcielonym diabłem – wyznała Lillian szczerze – i Rafe również. Nasi pozostali bracia, Ransom i Rhys, zachowywali się nieco lepiej od nas, choć w sumie to niewiele. A Daisy miała swój udział w moich wyskokach, lecz zasadniczo bujała w obłokach lub chowała się w książkach.

– Lillian – zapytała Annabelle, ostrożnie zwijając wstążkę – dlaczego twój brat zgodził się spotkać z lady Natalie i Blandfordami? Naprawdę jest gotów się żenić? A może potrzebuje pieniędzy lub może pragnie zadowolić ojca?

– Nie jestem pewna. Ale raczej nie chodzi o pieniądze. Rafe zbił fortunę na spekulacjach na Wall Street, nie okazując przy tym skrupułów. Może w końcu zmęczyło go ciągłe darcie kotów z ojcem. A może po prostu… – Lillian zawahała się, a po jej twarzy przemknął cień.

– A może...? – ponagliła ją lekko Evie.

– Cóż, na pozór Rafe nie ma żadnych trosk, ale tak naprawdę nigdy nie był szczęśliwy. Matka i ojciec traktowali go okropnie. Jak nas wszystkich w zasadzie. Nie pozwalali nam się bawić z nikim, kogo uważali za gorszego od nas. A wszystkich uważali za gorszych. Bliźniaki miały siebie nawzajem, a obok mnie zawsze była Daisy. Rafe nie miał nikogo. Ojciec chciał, żeby zajmował się poważnymi sprawami, i izolował go od innych dzieci.

– Więc w końcu się zbuntował... – skwitowała Annabelle.

Lillian się uśmiechnęła.

– O tak. – Ale jej rozbawienie niemal natychmiast pierzchło. – Tylko co się stanie, gdy młody człowiek zmęczy się zachowywaniem powagi, ale buntem również? Co mu zostanie?

– Najwidoczniej się tego dowiemy.

– Chcę, by Rafe był szczęśliwy – kontynuowała Lillian. – Chcę, by znalazł kogoś, kogo mógłby obdarzyć uczuciem.

Evie spojrzała na przyjaciółki z namysłem.

– Czy któraś z nas w ogóle zna lady Natalie?

– Nie poznałam jej osobiście – przyznała Lillian – ale cieszy się wspaniałą reputacją. To wychowana pod kloszem dziewczyna, która zadebiutowała w zeszłym roku i miała spore powodzenie. Słyszałam, że jest urocza i ma doskonałe maniery. – Urwała i wykrzywiła twarz w grymasie. – Rafe przerazi ją na śmierć. Bóg jeden wie, dlaczego Blandfordowie naciskają na to małżeństwo. Pewnie potrzebują pieniędzy. A ojciec zapłaci każdą sumę, byleby wpompować więcej błękitnej krwi w naszą rodzinę.

– Najlepiej byłoby, gdyby udało nam się porozmawiać z kimś, kto ją zna – rozmyślała na głos Evie. – Z kimś, kto mógłby zdradzić, co ona lubi, jaki jest jej ulubiony kwiat, tego typu rzeczy...

– Ona ma damę do towarzystwa – przypomniała sobie Lillian. – Jakąś ubogą kuzynkę, Hannah coś tam. Może mogłybyśmy zaprosić ją na herbatę, zanim dojdzie do spotkania Rafe’a z lady Natalie.

– Moim zdaniem to doskonały pomysł! – zawołała Annabelle. – Nawet najbardziej skąpe informacje o lady Natalie ogromnie przysłużą się sprawie Rafe’a.

– Tak, musisz iść – oświadczył lord Blandford stanowczo.

Hannah stała przed nim w salonie Blandfordów w domu w Mayfair. Był to jeden z mniejszych i starszych budynków w tej modnej dzielnicy, ukryty w enklawie na zachód od Hyde Parku. W złożonym z uroczych placów i szerokich traktów Mayfair mieszkało wiele arystokratycznych rodzin, ale w ostatniej dekadzie zaczęły tu też wyrastać nowe rezydencje, ogromne, strzeliste, wybudowane w stylu gotyckim po północnej stronie, gdzie osiedlała się klasa nowych posiadaczy.

– Zrób, co w twojej mocy – kontynuował Blandford – aby ułatwić nawiązanie relacji pomiędzy moją córką a panem Bowmanem.

Hannah spojrzała na wuja z niedowierzaniem. Lord Blandford znany był z roztropności i poczucia smaku. Nie mogła uwierzyć, że chce wydać Natalie, swoje jedyne dziec­ko, za prostackiego syna amerykańskiego przemysłowca. Natalie była piękna, wytworna i dojrzalsza, niż można by się spodziewać po dwudziestolatce. Mogła mieć każdego mężczyznę.

– Wuju – powiedziała Hannah z wahaniem. – Nie w głowie mi kwestionowanie twojej decyzji, ale…

– ...ale chcesz wiedzieć, czy nie postradałem zmysłów – stwierdził Blandford, po czym zachichotał, gdy dziewczyna przytaknęła. Wskazał jej tapicerowany fotel po drugiej stronie kominka. – Usiądź, moja droga.

Nieczęsto mieli okazję rozmawiać w cztery oczy. Ale lady Blandford i Natalie udały się z wizytą do chorej kuzynki, a Hannah tym razem została w Londynie, aby przygotować garderobę Natalie oraz jej rzeczy osobiste do zbliżającego się pobytu w Hampshire.

Hannah spojrzała w mądre, dobrotliwe oczy mężczyzny, który zawsze był wobec niej bardzo hojny, i zapytała:

– Czy mogę mówić szczerze, wuju?

Teraz te oczy rozbłysły wesoło.

– Zawsze mówisz szczerze, Hannah.

– Tak, cóż… Pokazałam ci zaproszenie na herbatę od lady Westcliff z grzeczności, lecz nie miałam zamiaru go przyjmować.

– Dlaczego?

– Ponieważ jedynym powodem, dla którego je otrzymałam, jest chęć wyciągnięcia ode mnie informacji na temat Natalie lub też pragnienie zaimponowania mi rzekomymi cnotami pana Bowmana. Wuju, przecież to oczywiste, że brat lady Westcliff nie jest dla Natalie dość dobry!

– Wygląda na to, że został już osądzony i skazany – odparł lord Blandford łagodnie. – Dlaczego jesteś taka surowa wobec Amerykanów, Hannah?

– Nie chodzi o to, że jest Amerykaninem – zaprotestowała. – Bądź co bądź to nie jego wina. Ale jego kultura, jego wartości, jego apetyty są całkowicie obce komuś pokroju Natalie. Nigdy nie będzie z nim szczęśliwa.

– Apetyty? – zapytał Blandford, unosząc brwi.

– Tak, na pieniądze i władzę. Może w Nowym Jorku jest kimś ważnym, ale tutaj nic nie znaczy. Natalie nie przywykła do tego. To byłby niezręczny mariaż.

– Oczywiście masz rację – odparł Blandford ku jej zdziwieniu, po czym rozsiadł się wygodnie w fotelu i splótł kościste palce. Był miłym, łagodnym mężczyzną o dużej kształtnej głowie. Łysa skóra ciasno przylegała do jego czaszki i zwisała fałdami wokół oczu, na policzkach i żuch­wie. Odznaczał się tyczkowatą budową, jakby natura zapomniała wyposażyć go w odpowiednią liczbę mięśni do podpierania szkieletu. – Pod pewnymi względami to rzeczywiście niezręczny mariaż – kontynuował. – Ale może zabezpieczyć byt przyszłym pokoleniom tej rodziny. Moja droga, jesteś dla mnie prawie jak córka, więc będę mówił szczerze. Nie mam syna, który odziedziczyłby po mnie tytuł, a nie narażę Natalie i lady Blandford na łaskę i niełaskę wątpliwej hojności następnego lorda Blandforda. Ktoś musi zapewnić im byt, bo ku memu głębokiemu żalowi ja nie zdołam pozostawić im satysfakcjonującego dochodu, ponieważ większa część majątków i ziem Blandfordów należy do majoratu.

– Przecież nie brakuje zamożnych Anglików, którzy z radością poślubiliby Natalie. Na przykład lord Travers. Darzą się z Natalie ogromną sympatią, a on dysponuje pokaźną fortuną…

– Fortuną do przyjęcia – poprawił ją Blandford cicho – a nie pokaźną. To nic w porównaniu z tym, co Bowman ma teraz, że o tym, co kiedyś odziedziczy, nie wspomnę.

Hannah nie wierzyła własnym uszom. Znała lorda Blandforda od wielu lat i przez cały ten czas ani razu nie okazał otwartej troski o pieniądze. Mężczyznom o jego pozycji to nie przystawało – gardzili rozmowami o finansach, uznając je za drobnomieszczańskie. Co więc stało za tą nagłą troską o środki do życia?

Na widok jej miny Blandford uśmiechnął się posępnie.

– Och, Hannah. Jak mam ci to wyjaśnić? Świat pędzi do przodu za szybko dla ludzi takich jak ja. Za dużo jest nowych sposobów na robienie różnych rzeczy. Zanim zdołam się do zmiany dostosować, coś znów się zmienia. Podobno już wkrótce tory kolejowe pokryją całą Anglię. Pospólstwo będzie kupowało w sklepach mydło, jedzenie w puszkach i gotowe ubrania, a dystans pomiędzy nami a nimi gwałtownie się zmniejszy.

Hannah słuchała z uwagą, wiedząc, że sama – przy braku posagu i bez arystokratycznych korzeni – balansuje na cienkiej granicy pomiędzy klasą Blandforda a pospólstwem.

– Czy to źle, wuju?

– Nie do końca – odparł Blandford po długim wahaniu. – Choć żałuję, że krew i pochodzenie tracą na znaczeniu. Nie zauważyliśmy nadejścia nowej epoki i teraz przyszłość należy do przemysłowców takich jak Bowmanowie. I ludzi takich jak lord Westcliff, który jest gotów wiele poświęcić, by dotrzymać im kroku.

Hrabia Westcliff był szwagrem Raphaela Bowmana. Miał podobno najbardziej nieskazitelny rodowód w całej Anglii i krew bardziej błękitną niż sama królowa. Mimo to słynął z postępowości, zarówno jeśli chodzi o poglądy polityczne, jak i kwestie finansowe. Zbił majątek na inwestycjach w przemysł kolejowy, interesował się też żywo handlem. Wszystko to w czasach, gdy arystokracja wciąż czerpała zyski z wielowiekowej tradycji utrzymywania dzierżawców na swoich prywatnych ziemiach.

– Pragniesz więc związać się nie tylko z Bowmanami, lecz także z lordem Westcliffem – odgadła Hannah.

– Oczywiście. Postawi to moją córkę w niepowtarzalnej sytuacji: poślubi zamożnego Amerykanina, a w osobie Westcliffa zyska szwagra. Jako małżonka Bowmana będzie sadzana na końcu stołu… ale będzie to stół Westcliffa, czego nie można nie doceniać.

– Rozumiem – szepnęła Hannah niechętnie.

– Ale się nie zgadzasz?

Nie. Nic nie przekonałoby jej, że jej ukochana Natalie powinna wyjść za nieokrzesanego gbura tylko po to, by mieć lorda Westcliffa za szwagra. Nie zamierzała jednak kwestionować decyzji lorda Blandforda. Przynajmniej na głos.

– Zdaję się na twoją mądrość, wuju. Mam jednak nadzieję, że zalety… jak i wady… tego związku ujawnią się szybko.

Blandford roześmiał się cicho.

– Prawdziwa z ciebie dyplomatka. Masz lotny umysł, moja droga. Zapewne lotniejszy niż to potrzebne młodej dziewczynie. Lepiej być ładną i głupiutką jak moja córka niż pospolitą i mądrą.

Hannah nie uznała jego słów za obrazę, choć była gotowa oprotestować głośno ten niesprawiedliwy opis ich obu. Kuzynka Natalie wcale nie była głupiutka. Po prostu wiedziała, że lepiej nie afiszować się z inteligencją, ponieważ ta cecha akurat nie przyciąga zalotników. A siebie Hannah również nie uważała za pospolitą. Miała brązowe włosy, zielone oczy, ładny uśmiech i przyzwoitą figurę. Gdyby mogła lepiej się ubierać, uznano by ją pewnie nawet za bardzo pociągającą. Wszystko kryło się w oku patrzącego.

– Idź na herbatę do Marsden Terrace – poprosił lord Blandford z uśmiechem. – Zasiej ziarno romansu. Ten mariaż musi dojść do skutku. „Świat należy zaludniać”, jak trafnie ujął to Szekspir. – Zerknął na nią znacząco. – A jak już wydamy za mąż Natalie, ty sama bez wątpienia znajdziesz sobie kawalera. Mam pewne podejrzenia co do pana Clarka.

Hannah poczuła rumieniec na policzkach. Przez ostatni rok wykonywała drobne prace sekretarskie dla Samuela Clarka, dobrego przyjaciela i dalekiego krewnego lorda Blandforda. W skrytości ducha hołubiła też pewne nadzieje wobec tego atrakcyjnego, jasnowłosego, szczupłego kawalera, który był od niej niewiele starszy. Najwidoczniej jednak jej nadzieje wcale nie były takie skryte, jak sądziła.

– Doprawdy nie wiem, co masz na myśli, wuju.

– Doprawdy wiesz. – Blandford zachichotał. – Ale wszystko w swoim czasie, moja droga. Najpierw zabezpieczymy satysfakcjonującą przyszłość Natalie, potem nadejdzie twoja kolej.

Hannah uśmiechnęła się do niego, zachowując swoje myśli dla siebie. W głębi ducha wiedziała jednak, że ich definicje „satysfakcjonującej przyszłości” dla Natalie się nie pokrywają. Kuzynka zasługiwała na mężczyznę, który okaże się kochającym, odpowiedzialnym, godnym zaufania mężem. Jeśli Rafe Bowman faktycznie taki jest, będzie musiał to udowodnić.

CIĄG DALSZY DOSTĘPNY W PEŁNEJ, PŁATNEJ WERSJI