Ojciec nieświęty. Krytyczne głosy o Janie Pawle II - Piotr Szumlewicz - ebook + książka

Ojciec nieświęty. Krytyczne głosy o Janie Pawle II ebook

Piotr Szumlewicz

4,0

Opis

Krytyczne głosy o Janie Pawle II

Zbiór sensacyjnych wywiadów ze znanymi postaciami polskiego życia publicznego na temat mrocznych stron pontyfikatu Jana Pawła II.

Wśród rozmówców Piotra Szumlewicza są dziennikarze, politycy i naukowcy, przedstawiciele różnych wyznań i opcji światopoglądowych, m.in. Joanna Senyszyn, Magdalena Środa, Janusz Palikot, Jerzy Urban, Stanisław Obirek. Każdy z bohaterów książki mówi o innym aspekcie działalności i nauczania Jana Pawła II.

Piotr Szumlewicz pyta o podejście Karola Wojtyły do kobiet, gejów i lesbijek, protestantów, liberalnych katolików. Wiele spośród poruszonych tu problemów to tematy od dawna obecne na łamach europejskiej i światowej prasy, która nie żywiła obaw przed krytykowaniem Jana Pawła II. Jednak w polskiej debacie publicznej tematyka nadal jest naznaczona piętnem tabu i prawie nieobecna ze względu na niepisany zakaz poważnej krytyki Karola Wojtyły.

W książce znajdują się rozmowy o pedofilii w strukturach Kościoła Katolickiego, praniu brudnych pieniędzy i współpracy Watykanu z krwawymi dyktatorami. Skupiając się na faktach i merytorycznych opiniach, Szumlewicz i jego rozmówcy nie dają powodu do oskarżeń o „tani” antyklerykalizm. Po raz pierwszy ukazuje się w Polsce całościowa krytyczna analiza pontyfikatu polskiego papieża. Powstała w ten sposób książka, która wielu z pewnością się nie spodoba, ale osobom ceniącym sobie świecki światopogląd i niezależność myślenia z pewnością otworzy oczy, zaś tych, którzy od dawna patrzyli sceptycznie na pontyfikat Jana Pawła II, zachęci do otwartego wyrażenia swych poglądów.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 380

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,0 (104 oceny)
38
42
15
8
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Anyzkowa

Dobrze spędzony czas

Ciekawa książka, myślę, że bardzo potrzebna. Jej założeniem jest krytyczne spojrzenie na pontyfikat JP2. Z perspektywy ponad 10 lat niektóre zjawiska nabrały nowego światła, ale dalej czyta się ciekawie. Najciekawsze rozmowy są moim zdaniem ze Sta­ni­sła­wem Obir­kiem i z To­ma­szem Piąt­kiem. Odejmuję gwiazdkę za brak mini-biogramow osób, z którymi przeprowadzono wywiady. musiałam wszystkich googlać a i tak jestem przekonana, że Artur Zawisza to nie był ten polityk, tylko ktoś inny. Ogólnie polecam
01
miodowabesos95

Dobrze spędzony czas

Otwiera oczy na inną stronę KK i JP2.
01
KwiatKrokusa

Nie polecam

"Joanna Senyszyn, Magdalena Środa, Janusz Palikot, Jerzy Urban" to same orły na tej liści. To wystarczy za laurkę do poziomu tej pozycji. Urban jako "autorytet", LOL.
57

Popularność




Redakcja

Mirosław Grabowski

Korekta

Bogusława Jędrasik

Urszula Kornobis

Projekt okładki

Magda Kuc

Zdjęcie na okładce

Sławomir Kamiński, Agora SA

Skład

Dariusz Piskulak

Text © copyright by Piotr Szumlewicz

Copyright for the Polish edition © by Wydawnictwo Czarna Owca,

2012

Wydanie I

Wydawnictwo Czarna Owca Sp. z o.o.

ul. Alzacka 15a, 03-972 Warszawa

e-mail: [email protected]

Dział handlowy: tel. (22) 616 29 36

faks (22) 433 51 51

Zapraszamy do naszego sklepu internetowego:

www.czarnaowca.pl

ISBN 978-83-7554-447-3

Konwersja do formatu EPUB: Virtualo Sp. z o.o. virtualo.eu

Wstęp Koniec złudzeń

Piotr Szumlewicz

Czy to możliwe, aby w dużym demokratycznym kraju należącym do Unii Europejskiej największym autorytetem, cieszącym się powszechnym szacunkiem, była osoba, która tuszowała skandale pedofilskie, chroniła oszustów, współpracowała z krwawymi reżimami, kwestionowała prawa mniejszości i wspierała dyskryminację kobiet? Odpowiedź na to pytanie jest twierdząca. Tak. Jest to możliwe. Mowa tutaj o Polsce, a tym autorytetem jest zmarły ponad sześć lat temu papież Jan Paweł II.

Papież: despota czy autorytet?

Już ponad sto pięćdziesiąt lat temu jeden z ojców założycieli myśli liberalnej, John Stuart Mill, pisał o prawie do krytyki jako jednym z głównych wyznaczników wolnego społeczeństwa: „Weźmy człowieka, którego sąd istotnie zasługuje na zaufanie, i zapytajmy, dlaczego mu ufamy? Dlatego, że nie odrzucał krytyki swojej opinii i postępowania” [1]. Mill proponuje więc proste kryterium rozstrzygające o tym, kogo można uznać za autorytet. Autorytetem jest nie ten, kto za takowy uchodzi, ale ten, kto potrafi swoimi czynami i argumentami obronić poglądy, które głosi, kto jest otwarty na dyskusję i chętny do prezentowania swoich przekonań.

Niniejsza książka przyjmuje krytyczną perspektywę Milla w refleksji nad życiem i dziełem Jana Pawła II. W powszechnym odczuciu polski papież był autorytetem. Niestety, z analizy jego poglądów i działań wynika, że nie zasługiwał na to miano, a urzeczywistnienie głoszonych przez niego poglądów groziłoby wprowadzeniem w Polsce zasad państwa wyznaniowego. Ponadto unikał on dyskusji ze swoimi oponentami, nie starał się przekonać do swoich racji tych, którzy wątpili, a jego pontyfikat był okresem czystek i zabijania wewnętrznej debaty w obrębie Kościoła. W świetle przedstawionych w tej książce faktów Jan Paweł II był zamknięty na krytyczne argumenty i dogmatyczny, a wiele niewygodnych zjawisk związanych z jego pontyfikatem Kościół katolicki ukrywa do dziś.

Po śmierci papieża nie została w Polsce podjęta rzeczowa dyskusja na temat jego pontyfikatu. Wciąż zdecydowana większość polityków i dziennikarzy ma do papieża podejście wyznawcze. Entuzjaści Jana Pawła II unikają uczciwego rozliczenia jego pontyfikatu, dbając, aby niewygodne fakty nie przedostały się do opinii publicznej. W kategoriach Milla oznacza to, że Jan Paweł II nawet pośmiertnie zajmuje pozycję despoty. Autorytetem dla Milla była osoba, która w otwartej debacie i w ogniu krytyki potrafiła obronić swoje dokonania. Despota unika debaty i zamyka usta oponentom. Papież już nie żyje, ale wciąż nie ma rzeczowej dyskusji na temat jego osiągnięć. Niniejsza książka stanowi próbę przełamania tego impasu i dokonania krytycznej analizy pontyfikatu Jana Pawła II.

Narodziny kultu

Aby utrwalić wizerunek Jana Pawła II jako niekwestionowanego autorytetu, większość polskich mediów stosowała różne, niekiedy ekwilibrystyczne triki chroniące papieża przed krytyką. Warto zwrócić uwagę, że wiele lat przed śmiercią tytułowano go mianem „Ojca Świętego” lub „Jego Świątobliwości”, stawiając go tym samym ponad porządkiem demokratycznej debaty. Jego życie, poglądy, działania polityczne, a nawet śmierć, nie były w tym ujęciu częścią porządku ludzkiego, lecz przyjmowały charakter religijnej misji. Jak słusznie wskazywał Karol Janowski w jednym z nielicznych tekstów krytycznych wobec kultu papieża: „Krytyczna refleksja nad fenomenem papieża Polaka, rzeczowa analiza jego pontyfikatu była (i nadal jest) tłumiona bądź przemilczana i wręcz niedopuszczalna, wątpliwości potępiane, a krytyka (w tym satyra) ścigane prawnie. Ponadto zyskuje na mocy tendencja do lokowania jego myśli, gestów, wyrażeń w obszarze chronionym, z którego «nieuprawnione» czerpanie jest traktowane jako czyn nieetyczny, wzbudzający obrzydzenie bądź uwłaczający i profanujący jego pamięć” [2]. Jego wpływ na społeczeństwo badano nie w kategoriach socjologicznych, lecz moralno-religijnych, i stąd oparta na wątłych przesłankach teza o powstaniu „pokolenia JPII”. Ewolucja postaw Polaków, jak też tym bardziej ich działań, nigdy nie wskazywała na istnienie czegokolwiek w tym rodzaju, a mimo to poważni naukowcy debatowali o „pokoleniu JPII”, którego głównym wyznacznikiem miała być pamięć o niedawno zmarłym papieżu.

Jan Paweł II od początku pontyfikatu był przedmiotem kultu, podsycanego przez media i przedstawicieli wszystkich znaczących partii politycznych. Jak trafnie pisze Janowski: „Jego postać adorowano, czemu ani on sam, ani Kościół w Polsce się nie sprzeciwiał (pomniki, nazwy ulic, placów i gór, patron szkół, przyznawanie honorowego obywatelstwa przez miasta, specjalne adresy z wyrazami uwielbienia, tytuły honoris causa oraz instytucje – w znacznej mierze finansowane z budżetu państwa – kultywujące jego wielkość, świętość i dokonania). Jeszcze za życia Jan Paweł II był kreowany na istotę o nadludzkich – nieogarniętych ludzkim rozumem – cechach” [3]. W tym kontekście warto zwrócić uwagę, że Jan Paweł II nie tylko należał do najbardziej charyzmatycznych i medialnych papieży ostatnich dekad, ale też był przywódcą niezwykle zarozumiałym, który z wyraźną satysfakcją i bez żadnych oporów pielęgnował różne formy czci własnej osoby. Polskie media bynajmniej go w tym bałwochwalczym kulcie nie ograniczały; przeciwnie – wręcz do niego zachęcały.

Już za życia Jana Pawła II słyszeliśmy, że papież był zarówno wielkim duchownym, jak też osiągnął doskonałość na wielu innych obszarach aktywności. Mogliśmy się zatem dowiedzieć, że był wybitnym poetą, genialnym mężem stanu, największym bojownikiem o pokój, wspaniałym pedagogiem, najmądrzejszym filozofem czy niezwykle spostrzegawczym psychologiem. Za życia obdarzono papieża tyloma superlatywami, że trudno znaleźć taki obszar działania, w którym nie byłby uznany za niepodważalny autorytet. Kilka lat temu polscy czytelnicy mogli się nawet dowiedzieć, że Jan Paweł II był największym światowym ekspertem od społeczeństwa informacyjnego. Taką tezę postawiła w swojej książce Oblicza ubóstwa w społeczeństwie informacyjnym [4] profesor ekonomii Agnieszka Szewczyk. Nauki papieża stanowią dla niej przewodnik do zbadania problematyki, na której Jan Paweł II z pewnością się nie znał i którą nigdy się nie zajmował. Pod tym względem autorka idzie dalej niż wielu badaczy bloku wschodniego z początku lat pięćdziesiątych, którzy co prawda obowiązkowo cytowali wypowiedzi Stalina na każdy możliwy temat, ale często w swoich publikacjach przemycali treści niemające nic wspólnego z „mądrościami” radzieckiego przywódcy.

Niestety, Szewczyk nie tylko na co trzeciej stronie obdarowuje nas obszernym cytatem z dzieł papieża, ale, co gorsza, jej własne przemyślenia i oceny wpisują się w poetykę papieskich rozważań. Na dodatek przeocza ona olbrzymią literaturę na wybrany przez siebie temat, ograniczając się jedynie do tradycji katolickiej, wyznaczonej właśnie przez postać polskiego papieża i jego poprzedników. Stąd też w obszernej bibliografii można się natknąć na dwadzieścia osiem dzieł Jana Pawła II i mnóstwo tekstów pisanych przez zwolenników katolickiej ortodoksji. Najbardziej rzeczowymi i najczęściej przywoływanymi raportami na temat społeczeństwa informacyjnego są dla autorki nie ekspertyzy OECD czy Eurostatu, ale sprawozdania papieskich instytutów badawczych. Zamiast znanych analityków społeczeństwa informacyjnego w roli autorytetów pojawiają się… papieże: oprócz Jana Pawła II także Paweł VI i Pius XII.

Ten przykład jest niezwykle reprezentatywny dla podejścia do Jana Pawła II w Polsce. Od lat pojawiają się zdumiewające tezy na temat osiągnięć papieża, a im jest ich więcej, tym większa jest obawa przed ich zakwestionowaniem. Kilka lat temu, gdy wbrew żywionym w Polsce oczekiwaniom papież nie został uhonorowany Pokojową Nagrodą Nobla, mogliśmy usłyszeć nieoczekiwane słowa pocieszenia: nie powinniśmy być rozczarowani, ponieważ wielkość papieża przewyższa wszelkie ziemskie tytuły i nagrody. Nie jest on bowiem zwykłym śmiertelnikiem, który, jak „my wszyscy”, ma codzienne bolączki i problemy. Papież „nie pochodzi z ludzkiego świata”, co jednak nie przeszkadza mu być wielkim poetą, mężem stanu, bojownikiem o pokój, wychowawcą, etykiem, filozofem czy socjologiem. Niewątpliwie jest on najlepszy we wszelkich dziedzinach, więc gdyby tylko zechciał, otrzymałby trofeum w każdej specjalności. Jednak jako istota nadprzyrodzona nie oczekuje żadnych laurów, gdyż obce są mu ambicje zwykłych śmiertelników. Z tej perspektywy przyznanie Nobla papieżowi jedynie by go uraziło, cóż bowiem znaczą nagrody za działania na rzecz ziemskiego pokoju dla istoty tak wielkiej jak Karol Wojtyła?

Te z pozoru zabawne wydarzenia medialne dotyczyły jednak również spraw ważnych. Oto ktoś ośmielał się zwrócić uwagę, że polski papież chronił pedofilów. Jak reagowały media i politycy głównego nurtu? Większość lekceważyła sprawę, a nieliczni, którzy ją zauważali, prezentowali te doniesienia jako niewiarygodne sensacje. Niewygodne fakty dotyczące papieża były przedstawiane jako mity, a mity dotyczące jego rzekomej doskonałości we wszystkich możliwych dziedzinach – jako fakty. Zarazem głosy krytyczne częstokroć były infantylizowane. Czy naprawdę Jan Paweł II miał dyskryminacyjne poglądy na temat kobiet? Niemożliwe, skoro ojciec święty miłował wszystkie kobiety. Ostatecznie bezkrytyczna aprobata poglądów papieża blokowała i wciąż blokuje poważną debatę nad wieloma problemami, utrzymując dyskryminacyjny status quo w odniesieniu do sytuacji kobiet, mniejszości seksualnych czy ateistów.

Podobną strategię politycy i publicyści stosują względem papieskich kompetencji filozoficznych. Na początku istnieli jeszcze wątpiący. Papież wielkim filozofem? Patriota, Polak, mąż stanu – zgoda, ale filozof? Filozof – odpowiadano. Choć nie taki zwyczajny – to mędrzec nad mędrcami. Dopiero gdy zdamy sobie sprawę, że Karol Wojtyła osiągnął pozycję nadprzyrodzonego autorytetu, stanie się dla nas zrozumiała bezkrytyczna aprobata nauk papieskich i ich filozoficznej treści. Jeżeli jednak przyjrzymy się im bliżej, okażą się one zbiorem banalnych i mało nowatorskich refleksji, które w żadnym wypadku nie mogą konkurować z dorobkiem teoretycznym XX-wiecznej humanistyki. Są to obiegowe formuły, pojawiające się w większości wystąpień przedstawicieli kleru. Trudno jest ich bronić czy krytykować je z perspektywy filozoficznej, bo nic konkretnego nie zawierają; można ewentualnie zastanawiać się nad ich sensem ideologicznym lub religijnym. Tymczasem prawie wszyscy polscy politycy i publicyści uznają wystąpienia Wojtyły za mowy poruszające najbardziej fundamentalne problemy filozoficzne współczesności.

W tej maskaradzie największym winowajcą nie był sam papież, który, jak każdy przywódca, walczył o wpływy i władzę, lecz jednomyślne polskie elity. Sam papież pod koniec życia stał się maskotką mediów, które nim manipulowały, wykorzystywały go do nakręcania spirali oglądalności i czerpały radość ze zbliżeń kamery na postać umierającego, starego człowieka. Odsłaniały najbardziej intymne wymiary jego życia, pokazywały jego słabość, po czym zachęcały do dalszej konsumpcji papieża jako narodowego bóstwa, przedmiotu komercyjnej czci. Papieskie życie rozgrywało się wedle scenariusza, który niemiecki pisarz Patrick Süskind nakreślił w swojej książce Pachnidło. Jej główny bohater to twórca perfum poszukujący idealnego zapachu. Gdy wreszcie udało mu się osiągnąć wymarzony cel, wylał na siebie pachnącą substancję, a dziki tłum w szaleństwie rzucił się nań i go pożarł. Polskie media uległy podobnej fascynacji. Własną rzeczywistość, pełną kłamstw, cynizmu i okrucieństwa, starały się wzbogacić, sycąc się obrazami cierpiącego starca, którego choremu ciału przypisywały nadprzyrodzone atrybuty. Rzeczywisty papież w tej szalonej maskaradzie odgrywał drugorzędną rolę. Pod koniec życia nikt go już w Polsce nie słuchał; był on jedynie przedmiotem autorytarnego kultu ze strony bezkrytycznych mediów.

Widząc ten smutny cyrk, chciałoby się zawołać, że król jest nagi, bo przecież papież nie miał żadnego z atrybutów, które mu przypisywano. Nie był mężem stanu, lecz przywódcą, który, jak inni władcy, zabiegał o realizację interesów swojego kraju; nie był wielkim etykiem, ale doktrynerskim obrońcą katolickiej ortodoksji; nie był wielkim filozofem, lecz jedynie przeciętnym komentatorem świętego Tomasza; nie był wielkim poetą ani sportowcem.

Tryumfujący autorytaryzm

Niełatwo o krytykę autorytaryzmu w kraju, w którym zgodnie z panującym dyskursem autorytet stanowi skuteczne remedium na wszelkie problemy. Papież miał wyleczyć ludzi z ich wad i wytyczyć prostą, a zarazem pożądaną moralnie ścieżkę postępowania. W jej centrum sytuowała się religia katolicka z hierarchią kościelną oraz przeświadczeniem o istnieniu „Pana” i posłusznych mu „wiernych”. Przedłużeniem i dopełnieniem hierarchicznej religii był model rodziny patriarchalnej, w ramach której władza mężczyzny jest naturalna i konieczna. Zachowany jest tu ten sam typ relacji, co między klerem i jego podwładnymi: oparte na irracjonalnych przesądach arbitralne panowanie. Model ów dominuje również na polu ekonomicznym, gdzie pod eufemistycznymi wezwaniami do pojednania kryje się usankcjonowanie niesprawiedliwych stosunków społecznych. Autorytaryzm panuje zresztą nie tylko w kościele, domu i na rynku; przenika również do edukacji, kultury i polityki, określając mechanizmy reprodukcji społeczeństwa.

Autorytarny dyskurs każdorazowo odwołuje się do pojmowania świata opartego na różnicy między przywódcami a ich wyznawcami. Podział ten ma wyczerpywać całość relacji społecznych, ponieważ ci, którzy sytuowaliby się poza nim, mogliby zagrozić jego stabilności. W każdym społeczeństwie istnieją jednak grupy opierające się istniejącemu status quo. Nie tylko nie akceptują one panujących autorytetów, ale też w ogóle kwestionują relacje podporządkowania i dominacji. Przekraczają ramy języka autorytarnego i tym samym zagrażają jego wyłączności, stając się przedmiotem brutalnych ataków ze strony elit panujących. Schemat krytyki jest tutaj bardzo prosty i zarazem nośny społecznie. Obrońcy istniejącego ładu każdorazowo piętnują jego oponentów jako „innych”, którzy są dla „nas” zagrożeniem. Opozycja my–oni konstytuuje relację między autorytetami a ich przeciwnikami. Ludzie określani mianem autorytetów są tymi aktorami życia publicznego, którzy zyskują dominującą rolę w społeczeństwie właśnie dzięki zdefiniowaniu i napiętnowaniu „obcego”. Główną strategią autorytarnej władzy jest dehumanizacja wroga i tym samym jego odpodmiotowienie. Jak pisał Roland Barthes: „Jedną bowiem z najbardziej typowych cech każdej drobnomieszczańskiej mitologii jest niemożliwość wyobrażenia sobie Innego. Odmienność jest pojęciem najbardziej nieprzystającym do «zdrowego rozsądku»” [5]. „Inni” w Polsce to ludzie, którzy nie przyjmują nacjonalistyczno-katolickiego mitu z Janem Pawłem II jako jego głównym rzecznikiem; to ateiści, socjaliści czy antyklerykałowie. Nie ma dla nich miejsca w debacie publicznej, bo oni nie mieszczą się w „naszej” dominującej, narodowo-katolickiej tożsamości.

Jan Paweł II znajduje się w centrum „naszej” tożsamości i dlatego trudno się dziwić, że polskie media i politycy unikają rozmowy o jego rzeczywistej roli. Ukrywają niewygodne fakty i odmawiają odpowiedzi na trudne pytania, gdy te z rzadka się pojawiają. Reporterzy telewizyjni, mimo iż często korzystają z zagranicznych serwisów informacyjnych, solidarnie omijają pojawiające się tam komentarze dotyczące posądzeń Wojtyły o ukrywanie pedofilii czy jego podejścia do gejów albo kobiet. Dwa pisma, które ośmielają się krytykować Jana Pawła II – „NIE” oraz „Fakty i Mity” – są lekceważone przez inne polskie media. Kiedy zaś ich oceny przebijają się do głównego nurtu, opatruje się je etykietką „zwierzęcego antyklerykalizmu” i „osobistej wrogości do Pana Boga”. Krótko mówiąc, krytyka papieża jest każdorazowo kwestionowana jako nieprawomocna.

Z tej perspektywy znamienny okazał się proces wytoczony Jerzemu Urbanowi za znieważenie polskiego papieża. Naczelny „NIE” został skazany prawomocnym wyrokiem, a proces był o tyle precedensowy, że w swoim tekście Urban nie atakował samego papieża, tylko raczej kpił z kultu, który go otaczał. Można więc powiedzieć, że Urban został skazany za atak na polski autorytaryzm i bałwochwalstwo. Warto przypomnieć, że o ile werdykt w tej sprawie spotkał się z krytyką organizacji broniących praw człowieka (na przykład Reporterów bez Granic), o tyle polskie media w zdecydowanej większości nie uznały tej sprawy za przejaw kryzysu demokracji w Polsce. Autorytet papieża okazał się większą wartością niż wolność słowa.

Od tamtego czasu niewiele się zmieniło. Za każdym razem, kiedy papież staje się przedmiotem krytyki, pojawia się straszak prokuratury. Tak było tuż po śmierci papieża, gdy portal www.lewica.pl umieścił krytyczną analizę dokonań Jana Pawła II. Tekst był przedrukiem z brytyjskiego dziennika „Guardian”, a mimo to młodzieżówka Prawa i Sprawiedliwości zagroziła redakcji portalu sądem. Podobna sytuacja miała miejsce tuż przed beatyfikacją papieża, gdy grupa młodych ludzi umieściła w serwisie www.youtube.com filmik wykpiwający Jana Pawła II. Prokuratura nie zawsze reaguje na tego typu doniesienia, jednak ich nagłaśnianie sprawia, że część potencjalnych krytyków papieża boi się publicznie głosić swoje poglądy. Pod tym względem Polska zdaje się cofać przed epokę oświecenia, kiedy to rozpowszechnione były różne formy satyry na ówczesne władze świeckie i kościelne. Dzisiaj pamflety na władze kościelne są moralnie potępiane, a czasem stają się podstawą do postępowania prokuratorskiego. Kultowi papieża, zarówno za jego życia, jak i po śmierci, towarzyszy brak satyry czy kabaretu. W świecie polskiego kabaretu wciąż żywa jest „komuna”, a papież ze swoimi zasługami w jej obalaniu pozostaje świętością, nienaruszaną przez czołowych komików kraju. Środowiska artystyczne najwyraźniej zahibernowały się w 1989 roku i jeżeli w ogóle odnoszą się do polityki, to po to, by walczyć z minionym ustrojem, zamiast podjąć próbę zrozumienia tego, co się stało w ciągu ostatnich lat.

Zakaz krytyki

Kult papieża odzwierciedla autorytaryzm, który przenika zdecydowaną większość środowisk medialnych i politycznych, jak też dużą część społeczeństwa. Te postawy były rozpowszechnione już w minionym ustroju, ale w III RP wyraźnie się umocniły. Obecnie autorytaryzm jest przekazywany w mediach, szkolnictwie, kulturze masowej, w Kościele oraz w parlamencie. Jest obecny w podejściu Polaków do innych nacji, wyznacza strukturę aspiracji i przenika stosunki rodzinne. Niestety, przenika on również do świadomości nowych pokoleń Polaków i Polek. Mówi o tym psycholog Janusz Czapiński, podsumowując swoje badania na temat najbardziej rozpowszechnionych postaw społecznych we współczesnej Polsce. Z jego badań wynika, że zaskakująco wielu młodych ludzi uważa dzisiaj, iż „społeczeństwo powinno być hierarchiczne. (…) Takie wyobrażenia ładu społecznego Europa miała jakieś sto lat temu. Jedni są panami, a drudzy mają słuchać. I, co ciekawe, wśród tych, którzy «mają słuchać», ten pogląd jest silniejszy niż wśród szefów, którzy «rozkazują»” [6].

Ów autorytaryzm jest widoczny na wielu obszarach życia społecznego, w tym, co szczególnie ważne, w systemie edukacji. W polskich podręcznikach papież pokazywany jest wyłącznie w pozytywnym świetle, uczniów nie zachęca się do dyskusji nad jego poglądami czy rolą, jaką odegrał w świecie. Kwintesencją dominującego w polskiej edukacji podejścia do polskiego papieża było polecenie na jednym z ostatnich egzaminów gimnazjalnych: „Uzasadnij, że Karol Wojtyła po wyborze na papieża pozostał patriotą”. Gdyby nie fakt, że taka formuła naprawdę pojawiła się na państwowym egzaminie, można by podejrzewać jej autorów o ukrytą kpinę z papieża. Tymczasem młodzi ludzie byli rozliczani z tego typu zadań, a media, nawet te liberalne, nie widziały w nich nic złego.

Niniejsza książka nie jest wobec tego jedynie krytyką Jana Pawła II, ale także – być może nawet w większym stopniu – oskarżeniem polskich elit, które przez wiele lat pielęgnowały papieskie mity i ukrywały fakty stawiające Jana Pawła II w niekorzystnym świetle. Jeżeli w demokratycznym kraju jedną z podstawowych funkcji mediów jest podejrzliwość wobec władzy i ujawnianie jej nadużyć, to polskie środki masowego przekazu nie odgrywają tej roli w stosunku do władzy kościelnej. Dla polskiego establishmentu bezkrytyczny kult papieża stał się oczywistością. Słowa papieża podlegają egzegezie, a nie krytyce. Zgoda ponad podziałami w autorytarnej czci dla polskiego papieża okazała się skuteczniejszym instrumentem zamykania ust krytykom niż otwarta cenzura. Po wielu latach powtarzania, że Jan Paweł II był wielkim politykiem, mężem stanu, przywódcą duchowym, myślicielem, nawet część krytycznych wobec Kościoła dziennikarzy zrezygnowała z rzeczowej analizy pontyfikatu polskiego papieża.

Pod tym względem jednym z negatywnych bohaterów niniejszej książki jest też polska lewica. W większości krajów zachodnich, także tych, gdzie rola Kościoła katolickiego jest znacząca, partie lewicowe i lewicowi publicyści ostro krytykowali pontyfikat Jana Pawła II. Tymczasem w Polsce ów pontyfikat nigdy nie stał się przedmiotem debaty. Kiedy Joanna Senyszyn pozwoliła sobie na łagodną krytykę papieża, władze SLD natychmiast odcięły się od jej wypowiedzi. Inny bohater niniejszej książki, Janusz Palikot, rozstał się z Platformą Obywatelską między innymi ze względu na swoje poglądy dotyczące Kościoła. Nawet partie na lewo od SLD, takie jak Polska Partia Socjalistyczna czy Polska Partia Pracy, unikały krytycznych ocen Wojtyły, chociaż jego poglądy radykalnie odbiegały od lewicowych ideałów. Innymi słowy, krytyka papieża w polskich warunkach oznacza banicję z debaty głównego nurtu.

Papież „Frondy” i Radia Maryja

Jan Paweł II był zwolennikiem całkowitego zakazu aborcji i rozwodów, przeciwnikiem wszelkich form legalizacji związków homoseksualnych, a nawet uznania aktów homoseksualnych za dopuszczalne, bezwzględnym przeciwnikiem używania środków antykoncepcyjnych. Współczesną kulturę zachodnią określał mianem „cywilizacji śmierci”. Komunizmu nienawidził tak bardzo, że w walce przeciwko niemu nawiązał bliskie kontakty z krwawymi dyktatorami Ameryki Łacińskiej.

W gruncie rzeczy Jan Paweł II był ojcem duchowym tradycjonalistycznej polskiej prawicy, rzecznikiem „Frondy”, PiS-u i innych formacji na prawo od niego. Jego poglądy były bliskie ekstremalnemu skrzydłu polskiej prawicy w rodzaju Tomasza Terlikowskiego czy Marka Jurka. Jan Paweł II nigdy też nie skrytykował Radia Maryja, za to nieraz wręcz je pochwalił. Już w 1995 roku, trzy lata po powstaniu rozgłośni księdza Tadeusza Rydzyka, polski papież powiedział w Rzymie: „Ja Panu Bogu codziennie dziękuję, że jest w Polsce takie radio, co się nazywa Radio Maryja”. Potem jeszcze kilkakrotnie wypowiadał się na temat imperium medialnego ojca Rydzyka i nigdy nie odniósł się do niego niechętnie. Pod tym względem groteskowe są starania różnych mediów, aby ukryć sympatię Ojca Świętego dla jednego z czołowych polskich ksenofobów. Zamiast zastanawiać się, dlaczego papież nigdy nawet łagodnie nie zganił najsłynniejszego z redemptorystów, czołowi dziennikarze dowodzą, że Jan Paweł II nie akceptował Rydzyka, ponieważ rzadko go… chwalił. Oczywiście nie oznacza to, że Jan Paweł II podzielał wszystkie poglądy dyrektora Radia Maryja. Nie ulega wątpliwości, że papież nie był antysemitą, jednak w bardzo wielu sprawach, chociażby w kwestii praw kobiet, gejów i lesbijek, obydwaj duchowni mieli zbliżone przekonania.

Liberałowie w odwrocie

Bohaterowie niniejszej książki nie tylko dowodzą, że polski papież miał skrajnie konserwatywne poglądy, ale też pokazują, z jak wielką krzywdą i cierpieniem wiązało się urzeczywistnianie jego poglądów w niektórych regionach świata. Mimo to w demokratycznym społeczeństwie trudno zakazywać głoszenia tego typu przekonań (chociaż tuszowanie skandali pedofilskich, które miało miejsce w Watykanie Jana Pawła II, w porządku demokratycznym na szczęście nie jest akceptowane). Można i należy więc krytykować Terlikowskiego czy Jurka, ale ich poglądy są przynajmniej spójne i konsekwentne. Trudno się dziwić, że te środowiska do dziś konsekwentnie nawiązują do papieskiego dziedzictwa, a papież jest dla nich niezmiennym punktem odniesienia. Znacznie trudniej zrozumieć publicystów „Gazety Wyborczej” czy dziennikarzy TVN24, którzy chwalą się swoim liberalizmem i etosem bezstronnego dziennikarstwa, a tymczasem wobec Jana Pawła II przyjmują postawę bezrefleksyjnego uwielbienia.

Chociaż od śmierci papieża minęło już kilka lat, wciąż mamy do czynienia nie tylko z powszechnym uznaniem dla jego tradycjonalistycznych przekonań, ale też z masowym oportunizmem i hipokryzją. Kilka miesięcy temu w Warszawie miała miejsce dyskusja nad książką Tomasza Piątka Antypapież, w której brał udział znany liberalny publicysta „Gazety Wyborczej”, Piotr Pacewicz. W swoich tekstach publicystycznych wielokrotnie potępiał on mizoginię, homofobię czy pedofilię, a nawet ostro krytykował episkopat i politykę Kościoła. Jednak w dyskusji o Janie Pawle II cały jego krytycyzm, liberalizm i wrażliwość nagle wyparowały. Książkę Piątka uznał za kiepski pamflet, a stawiane Wojtyle zarzuty patriarchatu, homofobii czy ukrywania pedofilii – za „powierzchowne” i „łatwe”.

Warto zwrócić uwagę, że większość liberalnych sympatyków papieża nie kwestionuje treści formułowanych wobec niego zarzutów. Raczej dyskretnie je pomija, dając do zrozumienia, że są one nieistotne w obliczu niekwestionowanych zasług Jana Pawła II dla Polski i świata. Dotyczy to również afer korupcyjnych. Jak pokazuje w swoim wywiadzie Agnieszka Zakrzewicz, polski papież był uwikłany w skandale finansowe, przy których afera Rywina wraz z aferą hazardową to drobiazgi niegodne wzmianki. Wiele wskazuje na to, że papież bronił osób obciążonych zarzutami prokuratorskimi, a ludzie z jego otoczenia byli zamieszani we współpracę z mafią i pranie brudnych pieniędzy. Tymczasem w Polsce nikt o tych kwestiach nie wie, nikt się nimi nie interesuje, nikt nie uważa, że mogłyby one w jakikolwiek sposób zakwestionować świętość papieża.

Od lat jednym ze sztandarowych haseł Prawa i Sprawiedliwości jest walka z korupcją i wysokie standardy etyczne wśród urzędników publicznych. Tymczasem dzieje Watykanu Jana Pawła II to między innymi historia oszustw, matactw i niejasności. Finanse Państwa Watykańskiego w okresie pontyfikatu polskiego papieża były niejawne i niekontrolowane przez żadną zewnętrzną instancję. Dzisiaj już wiadomo, że wiele milionów euro przeszło przez konta watykańskie w sprzeczności z przepisami prawa międzynarodowego lub na ich granicy. Czy w związku z tym Zbigniew Ziobro albo Jarosław Kaczyński sformułowali kiedykolwiek krytyczne uwagi pod adresem Watykanu? Czy dawali wyborcom do zrozumienia, że jeśli chodzi o sposób użytkowania pieniędzy publicznych, nie będą się wzorować na Ojcu Świętym? Nic takiego nigdy nie miało miejsca. Gdy w grę wchodzi papież, nagle walka z korupcją, przestrzeganie prawa, przejrzystość przepisów, rzetelność urzędników publicznych schodzi na dalszy plan. Wszyscy stajemy się dziećmi naszego dobrego Ojca, na którym powinniśmy się wzorować.

W podejściu polskich elit do Jana Pawła II ma więc miejsce swoisty skok w wiarę. Tam, gdzie zaczyna się krytyka papieża, kończy się krytyczne myślenie. Figura skoku w to, co irracjonalne, formuła wiary jako czegoś, co kwestionuje i przekracza wszelkie racjonalne argumenty, jest żywo obecna w historii filozofii chrześcijańskiej od Tertuliana do Kierkegaarda. Co jednak może być inspirujące na obszarze religii czy filozofii, na obszarze polityki i debaty publicznej jest zgubne. Porzucenie rozumu, wiedzy i argumentów grozi triumfem samowoli i autorytaryzmu. Tam, gdzie zawieszamy argumenty, do głosu dochodzi mniej lub bardziej skrywana przemoc i rządy silniejszych. Nawet jeżeli Jan Paweł II i jego wyznawcy głosiliby prawdziwe i słuszne poglądy, należałoby je poddawać otwartej, demokratycznej debacie.

Polskie kompleksy i papież celebryta

Skąd ta bezrefleksyjna i zdumiewająca na pierwszy rzut adoracja Jana Pawła II? Myślę, że można znaleźć co najmniej dwie odpowiedzi na to pytanie. Otóż ostatecznie Polacy w papieżu odnajdują kogoś do nich podobnego. Oszukiwał? Zdarza się nawet największym. Bronił pedofilów? Kto jest bez grzechu. A poza tym wielcy ludzie przecież nie mogą skrzywdzić dzieci. Pewnie te zarzuty wymyślili jacyś źli osobnicy. Był homofobem? W sumie geje i lesbijki może faktycznie nie powinni demonstrować na ulicach. Nie lubił kobiet? Gdzie tam, pobłogosławił kobietę i mężczyznę, a w rodzinie przecież jakiś porządek musi być. Współpracował z dyktatorami? Najwyraźniej w tych krajach byli oni potrzebni. Rządził instytucją autorytarną i antydemokratyczną? Po co demokracja, jeżeli przywódcą jest tak wielki człowiek.

Jan Paweł II od ponad sześciu lat nie żyje, ale negatywne skutki jego pontyfikatu wciąż są obecne. Polskie państwo i społeczeństwo funkcjonuje dzisiaj pod wieloma względami podobnie do Watykanu Jana Pawła II. Z jednej strony wiele oszustw, afer, nieprawidłowości, krzywdy, z drugiej – spektakularnie produkowana i podtrzymywana duma z wątpliwych zasług. Czołowi polscy politycy wciąż przedstawiają naszą historię jako pasmo bohaterskich zrywów, odwagi, patriotyzmu, troski o dobro narodu. Omijają oczywiste zbrodnie, wyzysk, niesprawiedliwość i autorytaryzm, który często gościł w naszym kraju. Historyczne „zasługi” Kościoła katolickiego są jeszcze straszniejsze. Setki lat prześladowań przedstawicieli innych wyznań i kobiet, wsparcie dla różnych form rasizmu i despotyzmu, konsekwentne zwalczanie demokracji i praw człowieka, sprzeciw wobec rozwoju nauki i medycyny, konkordaty zawierane z krajami dyktatorskimi i faszystowskimi. Mimo to kolejni papieże uparcie podkreślają ciągłość Kościoła i jego historyczne osiągnięcia. Jeżeli ktoś ośmieli się zwrócić uwagę na tysiące zbrodni w historii Kościoła katolickiego, natychmiast jest spychany w niszę „zwierzęcych antyklerykałów”. Odsłanianie faktów jest piętnowane jako „walka z Kościołem”. Kiedy trzy lata temu Joanna Senyszyn przypomniała, że Jan Paweł II tuszował i tolerował pedofilię wśród duchownych oraz wspierał reżim chilijskiego dyktatora Augusta Pinocheta, „Super Express” napisał: „Senyszyn bezcześci pamięć papieża”. Ujawnianie niewygodnych faktów oznacza obrazę autorytetu! W ten sposób rzetelne dziennikarstwo jest przedstawiane jako sponiewieranie narodowej świętości. Nikt nie pyta o fakty i nie docieka prawdy na temat pontyfikatu Jana Pawła II. Nie ma sensu sprawdzać, czy zarzuty wobec polskiego papieża są trafne. Każda jego krytyka jest szkodliwa. Autorytet polskiego papieża nie tylko więc podtrzymuje i umacnia autorytaryzm rozpowszechniony w polskim społeczeństwie, ale też ucisza i pacyfikuje głosy protestu wobec Kościoła.

Drugi powód owej bezkrytycznej adoracji Jana Pawła II bierze się stąd, że był on jednym z nielicznych Polaków, którzy osiągnęli międzynarodowy sukces. Polski papież stanowi więc szczególnie rzadkie dobro i dlatego jest niezwykle pieczołowicie chronionym remedium na kompleksy Polaków. Mamy naszego papieża, papieża Polaka, więc jesteśmy wielkim narodem. Przegraliśmy większość powstań, nie odnosimy znaczących sukcesów na arenie międzynarodowej, niczym szczególnym się nie wyróżniamy, zatem potrzeba nam kogoś niepowtarzalnego, kogo nikt nam nie odbierze. Jan Paweł II jako osoba znana na całym świecie idealnie wychodził naprzeciw narodowej potrzebie Polaków, aby móc szczycić się kimś sławnym, bohaterem wyróżniającym nas na tle innych społeczeństw. Sam wybór Wojtyły na papieża był niezwykle zaskakujący i między innymi dzięki temu wywołał w Polsce olbrzymią falę entuzjazmu. Już wtedy papież zajął miejsce żywego pomnika, charyzmatycznego symbolu naszej narodowej tożsamości, idealnego remedium na nasze narodowe kompleksy. Potrzeba autorytetu była tak wielka, że takie „drobiazgi” jak ukrywanie pedofilów i oszustów finansowych, współpraca z prawicowymi dyktatorami czy skrajnie konserwatywne poglądy na temat życia seksualnego nie miały znaczenia. Ciekawe, że tej autorytarnej magii ulegli nawet dygnitarze Polski Ludowej. W swoim wywiadzie Jerzy Urban obrazowo opowiada o tym, jak Wojciech Jaruzelski, notabene ateista, z niezwykłą atencją, by nie powiedzieć czcią, zwracał się do Jana Pawła II.

Papież jest więc w Polsce celebrowany jako jedna z nielicznych postaci, które osiągnęły światowy sukces. Słusznie mówi Urban o papieżu: „To jest ten Polak, który zrobił największą karierę światową. Polska nie ma w swojej historii osób, które zrobiły karierę światową, i w związku z tym wszyscy ci, którzy na jakimś polu coś osiągnęli, są bożyszczami narodowymi”. Uwielbienie dla papieża jest więc produktem niedowartościowanej kultury, kultury, która celebrowaniem wielkich jednostek stara się ukryć swoje kompleksy. Polska historia, oparta na przegranych powstaniach i długoletnich zaborach, jest w związku z tym głodna sukcesów, jasnych punktów, uznanych przez cały świat. Polskie elity ujrzały w Janie Pawle II szansę na odnalezienie pozytywnego bohatera, polityka, którego kariera nie zakończyła się klęską.

Inna sprawa, że w krajach zachodnich papieża rzadko krytykowano, gdyż był wygodnym sojusznikiem w czasach zimnej wojny. Po 1989 roku w wielu państwach Zachodu zaczęto bardziej podejrzliwie rozliczać pontyfikat polskiego papieża. Wyszło na jaw, że Jan Paweł II był w większym stopniu krytykowany przez dziennikarzy i polityków zachodnich demokracji niż przez elity Polski Ludowej. Bezkrytycznie nastawieni do papieża polscy publicyści, artyści czy politycy nie chcieli dopuścić do tego, aby została naruszona „narodowa świętość”. Dlatego po 1989 roku pojawiła się nowa, nieformalna cenzura, która dotyczyła Jana Pawła II. Papież pozostał lekiem na narodowe kompleksy Polaków. O ile stosunek do Adama Małysza czy Roberta Kubicy ewoluował w zależności od ich sukcesów sportowych, o tyle Jan Paweł II wciąż zajmuje niekwestionowane miejsce w panteonie wielkich Polaków. Dlatego do dziś wszelkie próby podjęcia dyskusji nad jego zasługami spotykają się z wrogą, a niekiedy wręcz agresywną reakcją.

Papież jako rzecznik Kościoła

Papież nie jest wyłącznie ikoną kultury masowej z oryginalną domieszką polskiej zaściankowości i nacjonalistycznego autorytaryzmu. Pełni on do dziś istotne funkcje polityczne. Co więcej, całe medialne przedstawienie wokół Jana Pawła II stanowi jedynie zasłonę dymną dla ofensywy konserwatywno-neoliberalnej prawicy, której Jan Paweł II przewodniczył. Od początku transformacji ustrojowej Kościół katolicki z papieżem na czele odgrywał w Polsce niezwykle istotną rolę. W nowej rzeczywistości kościelni hierarchowie doskonale odnaleźli się w roli moralnych mentorów, roszcząc sobie prawo do wyłączności w rozwiązywaniu duchowych rozterek obywateli. Wykorzystali przemiany ustrojowe do zawarcia niepisanego paktu z elitami władzy. Kler potępia protesty przeciw panującemu ładowi społecznemu, w zamian zyskując wymierne korzyści w postaci wpływu na edukację czy media publiczne, jak też czerpiąc niemałe profity materialne.

W tej ideologicznej ofensywie papież odgrywał i wciąż odgrywa szczególną rolę, ponieważ prezentowany jest jako ten, który sytuuje się poza wszelkimi interesami i partykularnymi antagonizmami. Przedstawia się go jako wyrocznię w kwestii najważniejszych dylematów politycznych i moralnych. W ten sposób rzecznicy nauk papieskich przemycają ideologię katolickiej prawicy, ubierając ją w szaty bezstronności i obiektywności. Opanowywanie przez Kościół katolicki sfery publicznej i przejmowanie kontroli nad kolejnymi instytucjami państwa staje się czymś naturalnym i apolitycznym. Kiedy Kościół jest atakowany za nadużycia przy zawłaszczaniu kolejnych nieruchomości albo za klerykalizację przestrzeni publicznej, natychmiast przywołuje się postać Ojca Świętego, zaznaczając, że on z pewnością by sobie takiej krytyki nie życzył. Jak można, pytają retorycznie hierarchowie kościelni, w ojczyźnie papieża krytykować Kościół? Chociaż papież już nie żyje, powinniśmy przecież utrwalać pamięć o nim poprzez troskę, aby Polska pozostała katolicka, a Kościół nadal w niej odgrywał dominującą rolę.

Obdarzając papieża niekwestionowanym autorytetem, polskie media i elity intelektualne przypisują klerowi szczególną pozycję w życiu społecznym. Kościół ma wyznaczać ramy dla debaty publicznej, dysponując prawem do poddawania ekskomunice wszelkich przekonań sprzecznych z katolicką ortodoksją. W ten sposób aktywność obywatelska zostaje radykalnie zubożona, a pluralizm i demokracja wyparte przez autorytarne dogmaty. W ciągu ostatnich lat w Polsce wielokrotnie ograniczana była wolność słowa, gdyż dzieła sztuki czy artykuły krytyczne wobec kleru nie mieszczą się w przekazie nauk papieskich.

Niewygodne prawdy

W niniejszej książce niewiele się mówi o pozytywnych aspektach pontyfikatu Jana Pawła II. Warto natomiast pamiętać, że takowe były, ale – co ciekawe – nie stały się przedmiotem zainteresowania większości jego wyznawców. Entuzjaści papieża odrzucają część jego poglądów, które z perspektywy humanistycznej można byłoby uznać za słuszne. Mam na myśli przede wszystkim dwie kwestie. Przede wszystkim Jan Paweł II był konsekwentnym i zdecydowanym przeciwnikiem kary śmierci. Wielokrotnie wypowiadał się w tej sprawie i nie pozostawiał tutaj żadnej wątpliwości. Mimo to w polskiej debacie publicznej wciąż dominuje populistyczne poparcie dla tego niehumanitarnego rozwiązania. Przykładowo po zamachu w Norwegii w lipcu 2011 roku zdecydowana większość polskich komentatorów, wraz z ministrem spraw zagranicznych Radosławem Sikorskim, domagała się dla sprawcy kary śmierci. Również czołowi politycy deklaratywnie katolickiego Prawa i Sprawiedliwości często, wbrew poglądom swojego mentora, wprost opowiadali się za przywróceniem kary śmierci. Tam, gdzie pojawia się możliwość krwawej egzekucji, okazuje się, że autorytet papieża ma jednak ograniczony zasięg.

Druga kwestia dotyczy pacyfistycznych przekonań papieża, szczególnie jaskrawo wyrażanych pod koniec pontyfikatu. W latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych nikomu nie przeszkadzała przychylność, z jaką Karol Wojtyła odnosił się do przywódców krwawych dyktatur wojskowych. Do dzisiaj zresztą nawet liberalna prasa milczy na temat współpracy polskiego papieża z Pinochetem i innymi zbrodniarzami z Ameryki Łacińskiej. Po upadku bloku wschodniego Jan Paweł II zaczął jednak z niepokojem patrzeć na ekspansję Stanów Zjednoczonych na świecie. Trudno powiedzieć, jakie były przyczyny zmiany poglądów polskiego duchownego. Nie ulega jednak wątpliwości, że papież był krytyczny wobec amerykańskich interwencji w Iraku i Afganistanie. Mimo to polskie elity prawie w całości poparły udział naszego kraju w działaniach wojennych. Okazało się więc, że wojenny zapał jest silniejszy niż kult papieża. Również w sprawie więzień CIA w Polsce przedstawiciele wszystkich opcji politycznych solidarnie milczą. Biorąc pod uwagę wypowiedzi papieża z ostatnich lat jego życia, można przypuszczać, że raczej nie byłby on zachwycony, iż jego rodacy i wyznawcy deklarują wsparcie dla amerykańskich metod „walki z terrorem”. Nauczanie papieża jest zatem traktowane selektywnie.

Entuzjaści polskiego papieża często zniekształcają jego rzeczywistą działalność i fałszywie przypisują mu liczne zasługi. Wielu liberalnych publicystów trafnie wskazuje, że Jan Paweł II opowiadał się za wejściem Polski do Unii Europejskiej. Zapominają jednak, że pojmował on Unię jako zbiór autonomicznych narodów, centralną rolę w jednoczącej się Europie przypisując religii katolickiej. Innymi słowy, Jan Paweł II był przeciwnikiem pogłębionej integracji europejskiej, a ponadto odrzucał takie kluczowe dla większości krajów UE wartości jak pluralizm, tolerancja, prawa kobiet czy mniejszości seksualnych. Papieski model integracji europejskiej był bliski pojmowaniu Europy przez polityków PiS, czyli ugrupowania należącego do najbardziej eurosceptycznej frakcji w Parlamencie Europejskim.

W Polsce powszechna jest również opinia, że Jan Paweł II był papieżem dialogu i ekumenizmu. Tymczasem z wywiadów przeprowadzonych w niniejszej książce wyłania się inny obraz jego pontyfikatu. Polski papież podjął wiele wrogich działań wobec Kościołów protestanckich, nie był zdolny do nawiązania jakichkolwiek rozmów z ateistami, a wobec żydów czy muzułmanów wykonał kilka spektakularnych gestów, które jednak niewiele miały wspólnego z partnerstwem i uznaniem autonomii innych wyznań.

Podobnie wyglądało podejście Watykanu Jana Pawła II do kobiet. Jak pokazuje Katarzyna Nadana, podczas pontyfikatu papieża Polaka rozwinął się wewnątrzkościelny ruch kobiecy, ale sam Jan Paweł II nie przyczynił się w żaden sposób do upodmiotowienia kobiet. Co gorsza, przyjął bardzo restrykcyjne stanowisko w odniesieniu do aborcji, rozwodów czy rodziny. Trudno więc uznać, że postawa papieża wobec kobiet była w jakimkolwiek sensie otwarta czy nowoczesna. Nie mają też powodów do wdzięczności papieżowi mniejszości seksualne. W sprawach światopoglądowych polski papież obrał na ogół bardzo restrykcyjny kurs.

Co gorsza, nie tylko głosił bardzo konserwatywne poglądy, ale też zmienił wizerunek Kościoła, pozbywając się ze swojego otoczenia osób postępowych obyczajowo i o sympatiach lewicowych. Pod tym względem nie był to papież wszystkich katolików, lecz jedynie tych o wyraźnych poglądach prawicowych. Trudno takiego przywódcę uznać za otwartego czy ekumenicznego. Jego wrogość wobec protestantyzmu odsłania Tomasz Piątek, a Stanisław Obirek dowodzi, że nawet względem znacznej części katolików Karol Wojtyła nie był wyrozumiały. Nie jest też prawdą, że Jan Paweł II reprezentował katolicyzm otwarty, w przeciwieństwie do katolicyzmu zamkniętego, reprezentowanego przez księdza Rydzyka. Jak argumentuje Tomasz Żukowski, papież sprytnie balansował między różnymi odłamami polskiego katolicyzmu, ale najbliższy był mu ortodoksyjny nurt religii katolickiej. Z wywiadów zamieszczonych w książce wynika również, że wbrew dominującym opiniom polski papież nie rozumiał demokracji, pluralizmu czy dialogu. Miał opracowany niezmienny zbiór zasad, które chciał propagować na całym świecie. Był do tego stopnia dogmatyczny, że urzeczywistnienie swoich przekonań stawiał ponad wartością ludzkiego życia. Słusznie mówi Marek Balicki: „Jeżeli gromi się ludzi stosujących prezerwatywy, w pewnym sensie występuje się przeciwko zdrowiu i życiu, zwłaszcza w rejonach epidemii AIDS, bo obrona tego poglądu prowadzi tam do zwiększenia cierpienia i śmierci. A niestety w Afryce Jan Paweł II tego poglądu bronił. To jest coś niezrozumiałego i niewybaczalnego z humanitarnego punktu widzenia”. Podobnie okrutne było stanowisko papieża w odniesieniu do zgwałconych kobiet na terenie byłej Jugosławii: wyraził on sprzeciw wobec chęci dokonania przez nie aborcji. Tego typu postawy pokazują, że papież jako polityk i filozof był radykalnym antyhumanistą, który abstrakcyjne idee stawiał wyżej niż ludzkie życie. W ten sposób nawiązywał on do historii Kościoła, w której przez wiele lat krytykowano prawa człowieka jako sprzeczne z doktryną Kościoła. Jan Paweł II swoją postawą dowiódł, że nic na tym obszarze się nie zmieniło. Kościół nadal jest w stanie złożyć życie, zdrowie i szczęście realnych ludzi na ołtarzu swoich dogmatów.

Czas najwyższy, aby polskie społeczeństwo i jego elity zerwały chorą, toksyczną więź z papieżem i zobaczyły w nim człowieka, który tak jak każdy z nas może się mylić, popełniać błędy i który podlega racjonalnej krytyce w obrębie demokratycznego społeczeństwa. Jak pisał niegdyś Immanuel Kant: „Oświeceniem nazywamy wyjście człowieka z niepełnoletności, w którą popadł z własnej winy. Niepełnoletność to niezdolność człowieka do posługiwania się swym własnym rozumem, bez obcego kierownictwa. Zawinioną jest ta niepełnoletność wtedy, kiedy przyczyną jej jest nie brak rozumu, lecz decyzji i odwagi posługiwania się nim bez obcego kierownictwa” [7]. To wezwanie Kanta do zdobycia się na odwagę dojrzałości myślenia jest w naszym kraju wciąż aktualne, szczególnie w kontekście podejścia Polaków do Jana Pawła II. Przestańmy zachowywać się jak małe dzieci i bezrefleksyjnie iść za człowiekiem, który nie potrafił merytorycznie uargumentować swoich tez, a czego tym bardziej nie umieją zrobić jego autorytarni klakierzy. Piękny sen się kończy. Czas sobie uświadomić, że wspaniały, święty, mądry, dobry „nasz Ojciec” wcale nie był wielki, że w niejednej sprawie się mylił, że uczynił dużo złego i tysiące ludzi przez niego cierpiało.