Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
21 osób interesuje się tą książką
Nie ma pięknych zbrodni.
Są tylko piękne ofiary.
Nowa seria kryminalna Katarzyny Bondy. W Lesie Kabackim zamordowano dwie młodziutkie dziewczyny. Policjanci od dawna nie widzieli tak zbezczeszczonych zwłok. Ale to nie koniec makabrycznych odkryć, bo w trakcie przeczesywania okolicy śledczy trafiają na coś jeszcze: spięty zieloną wstążką pukiel blond włosów, który z całą pewnością nie należał do zamordowanych kobiet. To fetysz, ale i cenny dowód.
Kosiarz z Kabat sieje postrach zwłaszcza wśród pracownic agencji towarzyskich. To wśród nich upatruje kolejnych ofiar. Świat alfonsów i prostytutek jest zamknięty dla policji. Do akcji nieformalnie wkracza detektyw Jakub Sobieski.
Tropy prowadzą w przeszłość, do niewyjaśnionej zbrodni sprzed lat. Czy pragnienia mordercy znów dały o sobie znać? Czy młodemu detektywowi uda się wytropić sprawcę, zanim życie straci kolejna kobieta? Przekonaj się, czy prawda zawsze musi wyjść na jaw. „O włos” – pierwszy tom serii z detektywem Jakubem Sobieskim.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 398
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Projekt okładki: Tomasz Majewski
Redaktor prowadzący: Mariola Hajnus
Redakcja: Irma Iwaszko
Redakcja techniczna i skład wersji elektronicznej: Robert Fritzkowski
Korekta: Beata Kozieł, Monika Łobodzińska-Pietruś
Fotografia na okładce:
© Alain Wong/Unsplash
© by Katarzyna BondaAll rights reserved
© for this edition by MUZA SA, Warszawa 2022
ISBN 978-83-287-2018-3
Warszawskie Wydawnictwo Literackie
MUZA SA
Wydanie I
Warszawa 2022
– fragment –
Dla Szakiry, która chciała wiedzieć, jak to się kończy.
Możliwe, że każdy z nas ma w sobie jakąś utajoną sadzawkę,
w której zło i szpetota lęgną się i rosną w siłę.
JOHN STEINBECK, Na wschód od Edenu, przeł. Bronisław Zieliński
Jamais deux sans trois! – Nie ma dwóch bez trzech!
Przysłowie francuskie
Dziś widziałem cię czterdziesty siódmy raz, odkąd się tutaj przeprowadziłaś, choć ty z pewnością nie liczysz naszych małych randek. Robię to za ciebie i dla siebie, by kiedy spytasz, zaskoczyć cię, jak wiele opowiedziałaś mi o sobie, choć nigdy nie rozmawialiśmy. Ale to się wkrótce zmieni, maleńka. Wtedy otworzysz usta ze zdziwienia, spojrzysz na mnie spod ciężkich powiek, chwycę cię za włosy i zrozumiesz, że zawsze byłem blisko. Dlatego nie gniewam się, że się nie zastanawiasz, dlaczego wciąż pojawiam się w parku, choć nigdy nie mam ze sobą psa.
Twoja suczka pasuje do ciebie doskonale. Drobi kroczki, szczeka strachliwie na każde większe stworzenie, czasami bez powodu, co mnie trochę drażni, ale wybaczam jej, bo wtedy bierzesz ją na ręce, tulisz jak małe dziecko, a kusa koszulka unosi się do góry i widzę twój płaski, opalony brzuch. Dziś tak właśnie było. Jak zwykle ubrałaś się niestosownie do pogody i pory dnia. Choć dopiero wstawał brzask, na nosie miałaś wielkie okulary przeciwsłoneczne, usta spierzchnięte i nabrzmiałe od pocałunków, a w dłoni kawę w papierowym kubku. Już z daleka czułem duszące perfumy, więc domyśliłem się, że nie wróciłaś do domu na noc i jesteś jeszcze pijana. Pewnie niesiona poczuciem winy wpadłaś nad ranem po swoją suczkę i pośpiesznie wyszłaś z nią na skwer. Jak to dobrze, że przed świtem obudziła mnie erekcja i postanowiłem się przejść. Miałem szczęście, bo to nie jest typowa pora waszych spacerów.
Najpierw minąłem cię bez słowa, ale potem się zatrzymałem. Wymieniliśmy spojrzenia i zdawało mi się, że jesteś trochę zła, bo przyłapałem cię, jak w gniewie mruczysz coś do słuchawki. Poprawiłaś bluzkę i odruchowo założyłaś ręce na ramiona, ale i tak zostałem nagrodzony. Nie włożyłaś biustonosza. Uwielbiam twoje pełne piersi, które tak nie pasują do twarzy zbolałego szczenięcia i kruchej sylwetki.
Często wyobrażam sobie, jak prezentujesz mi je martwa w tamtych krzakach, gdzie znika twój słodki piesek, by tarzać się w fekaliach bezdomnych. Nikt nas tam nie zobaczy, skarbie. Nie musisz się obawiać. Zadbam o wszystko. Czekam tylko na właściwą okazję. Na stosowną porę, kiedy park opustoszeje, z nieba będą się lały strugi deszczu, a może i zagrzmi groźnie, gdzieś w oddali dostrzeżesz błyskawicę, albo nocą, gdy księżyc zasuną chmury. Bo czasami wychodzisz ze swoją słodką Grace także wtedy. Tak się stanie, wkrótce się przekonasz. I będzie ci tak dobrze, jak nigdy dotąd. Uwolnię cię. Zaśniesz.
Jeśli szczerze, to wcale nie masz gustu do mężczyzn. Wybierasz źle. Nic dziwnego, że potem płaczesz. Ale dla nas to nawet lepiej, bo po tych wszystkich przejściach bardziej docenisz ciszę. Na razie mogę cię tylko zapewnić, że sen, który ci szykuję, spodoba ci się. Zanurzysz się, utoniesz w spokoju moich dłoni. Nie będziesz nic czuła. Stamtąd, skąd będziesz spoglądała, zobaczysz w moich oczach zachwyt, bo nikt nigdy nie wielbił cię tak jak ja. Wejdziemy w następny etap znajomości i już na zawsze będziesz moja. Żaden marny gach cię więcej nie skrzywdzi.
Dziś byłem bliski zaciągnięcia cię w te krzaki. Powstrzymałem się w ostatniej chwili, uwierz. Nie chodzi o czwartą nad ranem, twojego kaca ani nawet o to, że w parku nie było nikogo. Nie wątpię, że w głębi serca dobrze wiesz, co chcę zrobić. I zrobię.
Aż podskoczyłaś, kiedy się zbliżyłem, spojrzałaś na mnie ze wzgardą, bo dobrze słyszałem, że wcześniej przeklinałaś. On nie jest tego wart. Nie trzeba było się z nim kłaść. Który to już raz popełniłaś ten sam błąd? Może cię to zdziwi, ale wiem, jak on wygląda, gdzie pracuje i kim dla niego jesteś. W skrócie: nikim. Czasoumilaczem. Wiem też o wszystkich poprzednich. Znam ich adresy, numery telefonów i obiecuję, że zapłacą za to, że cię ranili. Zrobię im piekło, kiedy będą się o ciebie martwić.
Masz szczęście, że jestem obok. Mnie na tobie zależy naprawdę, a to, co nas łączy, jest rzadkie. Wystarczyłoby słowo, a dałbym mu popalić. Wyeliminowałbym go z twojego życia jednym ruchem. Jest ktoś, kto się go nie boi, a ja go znam. Problem w tym, że ty tego nie chcesz. Chcesz być przez niego krzywdzona, chodzisz jak ta twoja Grace na smyczy, tańczysz i łasisz się do niego, a potem klniesz i lejesz łzy. Zaczyna mnie to wkurzać, dlatego wymierzę mu karę. Będzie miał roboty po uszy. Zobaczysz. Obiecuję ci, że wezmę na siebie twoje cierpienie, bo mnie lekko będzie je dźwigać. A on zapłaci. Wasz romans się wyda. Ty zrozumiesz, że to ślepa ulica.
Uśmiechnąłem się na samą myśl o tym, co zamierzam, i pogłaskałem twojego pieska, a potem wziąłem go na ręce. Poczułem kruche kosteczki, gdy przycisnąłem go do piersi, aż zapiszczał. Sięgnąłem do kieszeni i podarowałem mu smakołyk.
– Ona nie bierze jedzenia od obcych – powiedziałaś, siląc się na wrogość, a ja, jak zwykle, nie odpowiedziałem.
Patrzyliśmy, z jaką ochotą ta zdrajczyni Grace pożera smaczek. Dłoń zacisnęłaś na kubku, aż spadła pokrywka. Widziałem w twoich oczach gniew, bezsilność i lęk – zadziałały jak afrodyzjak. Czyżbyś się spociła? Żałowałaś, że nie masz kabury z bronią? Ja byłem w niebie – w tej chwili poczułem, że moja erekcja osiąga pełnię.
Zauważyłaś, że Grace już na mnie nie szczeka? Założę się, że następnym razem podbiegnie z własnej woli, by być karmiona i pieszczona. Ty będziesz następna.
Potem odszedłem. Myślałaś, że znów jesteś w parku sama, i zaraz do niego zadzwoniłaś. Krzyczałaś, płakałaś i groziłaś mu jak jakaś suka w rui. Patrzyłem z oddali, jak pochylasz się w swoich obcisłych getrach, by pozbierać odchody Grace. Twoje szerokie biodra, doskonale okrągłe pośladki wypinały się zachęcająco w moją stronę. Jestem gotów przysiąc, że majtek też nie zdążyłaś włożyć. Czy kiedykolwiek nosisz bieliznę? Wtedy pomyślałem, że nadchodzi nasz czas. I to będzie piękne. Przycisnę cię do gleby, wbiję twarz w trawę i wejdę gwałtownie. Zawyjesz z rozkoszy, więc zacisnę ci dłonie na szyi, żebyś milczała, bo ktoś mógłby przerwać nasze harce. Pociągnę cię w krzaki, bo to tam zaplanowałem właściwy spektakl. Pójdziesz ze mną jak wzorowa uległa. Grace cię nie obroni. Nie będzie szczekała. Ukręcę jej tę niepozorną główkę na twoich oczach, dlatego pozwolisz mi używać siebie w błogiej ciszy, bo uznasz, że to nasz pierwszy i ostatni raz.
Nie mylisz się, śliczna. Twoje ciało znieruchomieje.
Nie planuj zemsty. Nie licz, że mnie potem znajdziesz. Ani twoi koledzy.
Ułożę was obie w tym gąszczu jak śpiące królewny i odwiedzę jeszcze kilka razy, zanim was znajdą. Może sam ich zaprowadzę? Nie jest trudno zorganizować jakiegoś psa, który ruszy za tropem. Nic się nie martw. Będę cię wielbił, wspominał i bronił twojego dobrego imienia przed wszystkimi. A o inne nie musisz być zazdrosna: są jak egzaminy próbne. Zawsze będziesz tą jedyną. Pozostałe, które nadejdą po tobie, mają mi tylko przypominać, jakim byłem kiedyś amatorem.
Pierwsza dziewczyna leżała na wznak z rozłożonymi nogami i ramionami. Jeśli nie liczyć lustrzanych okularów w kształcie serduszek i sznurka plastikowych korali, była całkiem naga. Sprawca ułożył jej ciało na kocu, pod głowę wsunął poduszkę typu rogal. Był to popularny model tęczowej dżdżownicy z Tigera – taki, jaki zabiera się do samolotu albo na wycieczkę autokarową. Szyję zmarłej rozszarpano z jednej strony, jakby próbowało się w nią wgryźć dzikie zwierzę. Niewielka ilość krwi zakrzepła w sztywną skorupę. Oczy ofiary były wytrzeszczone, usta rozchylone i zastygłe w bolesnym grymasie. Obok ciała ustawiono torbę piknikową, po brzegi wypełnioną żywnością i świeżymi owocami w próżniowych pudełkach. Kiedy technicy rozpoczęli oględziny, herbata w termosie wciąż była ciepła.
Druga ofiara znajdowała się w pobliskich krzakach. Zauważono ją dopiero podczas zbierania śladów z pierwszego ciała. Dziewczyna miała rozdarty top do joggingu, getry zsunięto jej aż do kostek. Biodra i uda miała podrapane. Na lędźwiach widoczny był świeżo wytatuowany napis: „J. MÓJ PAN I WŁADCA”. Folia, jaką zakłada się po zabiegu, leżała w pobliskich krzakach. Lewa pierś ofiary została częściowo odcięta. Twarz nie nadawała się do identyfikacji. Technicy przez kilka godzin szukali w krzakach kawałeczków jej kości i zębów. Wtedy też znaleźli pukle włosów związane zieloną wstążką. Nie należały do żadnej z ofiar, bo zamordowana maturzystka i jej siostra były brunetkami, a mocno skręcone loki miały jasny odcień bez śladu farby.
Sprawca pracowicie upozował ciała, ale ich nie przemieszczał. Polana widokowa im. Macieja Mielcarza, na której doszło do zbrodni, to urokliwe miejsce na ogniska i spotkania zakochanych. Z ulicy Mandarynki, przy której mieszkały Lea Sapiega i jej siostra Pola, trzeba do niej wędrować dobre czterdzieści minut. Założono, że dziewczęta dotarły na polanę piechotą lub zostały podwiezione samochodem. W pobliżu nie było rowerów ani żadnych innych porzuconych środków transportu. Żaden z wycieczkowiczów biesiadujących w ostatnich dniach na polanie nie rozpoznał ofiar. Nie udało się stworzyć portretu pamięciowego sprawcy, chociaż przesłuchano kilkudziesięciu świadków i zatrzymano do rozpytania czternastu podejrzanych. Pod kątem DNA zbadano wszystkich gwałcicieli i przestępców seksualnych, którzy znajdowali się w tym czasie na wolności w okolicach stolicy. Na podstawie obrażeń stwierdzono, że to młodsza siostra była bardziej waleczna albo została zaatakowana jako pierwsza. Druga ofiara musiała być zbyt przerażona, by przeciwstawić się sprawcy, i najprawdopodobniej zmarła błyskawicznie po podcięciu gardła bardzo cienkim ostrzem. Rany szarpane na szyi zadano pośmiertnie, podobnie jak większość pozostałych obrażeń. Policjanci dawno nie widzieli tak zbezczeszczonych zwłok. Jakiego narzędzia używał morderca – nie ustalono. Kiedy przez media przewalała się fala informacji na temat tej zbrodni, policjanci wciąż się nad tym głowili.
Początkowo zabójstwo sióstr Sapieg nie schodziło z czołówek gazet. Rodzice bali się wypuszczać córki z domów. Także starsze kobiety wychodziły po zmroku w asyście mężczyzn. Przez trzy tygodnie w Lesie Kabackim było bardzo niewielu biegaczy i spacerowiczów z psami.
Śledczy nie powiadomili prasy o bestialskim znęcaniu się nad ofiarami i pastwieniu się nad zwłokami, a jednak te dane wypłynęły do komunikatorów i ku zgrozie policji Kosiarz z Kabat stał się tematem żartów na TikToku.
Z czasem knieja zaczęła się zaludniać. Ogniska płonęły codziennie. Młodzież pod pretekstem wspominek o zamordowanych dziewczynach gromadnie spotykała się na polanie, która nieoczekiwanie zyskała sławę mrocznej imprezowni. I chociaż w okolicy gęsto było od patroli, dilerzy kursowali w to miejsce od środy do niedzieli. Był tam lepszy zbyt niż w klubach.
* * *
koniec darmowego fragmentuzapraszamy do zakupu pełnej wersji
Warszawskie Wydawnictwo Literackie
MUZA SA
ul. Sienna 73
00-833 Warszawa
tel. +4822 6211775
e-mail: [email protected]
Księgarnia internetowa: www.muza.com.pl
Wersja elektroniczna: MAGRAF s.c., Bydgoszcz