Naznaczeni grzechem. Część druga - Reilly Cora - ebook + audiobook
BESTSELLER

Naznaczeni grzechem. Część druga ebook i audiobook

Reilly Cora

4,5

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!

33 osoby interesują się tą książką

Opis

Dalsze losy Marcelli Vitiello i Maddoxa White’a!
Marcella postawiła Maddoxa przed najtrudniejszą decyzją w jego życiu, a on dokonał wyboru. Wybrał ją, córkę swojego wroga. Jednak dziewczyna nadal ma wątpliwości, czy mężczyzna będzie w stanie poświęcić dla niej wszystko.
Maddox od zawsze miał świadomość, kim są jego wrogowie. Żył pragnieniem zemsty, a teraz nagle przestał wiedzieć, komu może zaufać. Zrozumiał, że właściwie nie ma już domu.
Czy kiedykolwiek będzie mógł stać się częścią mafijnej rodziny Marcelli i żyć wśród ludzi, których kiedyś tak bardzo nienawidził? I jak na to wszystko zareagują członkowie klubu motocyklowego, jego bracia? Czy potraktują go jak wroga? A może uznają go za zdrajcę?
Wydaje się, że on i Marcella mają nikłe szanse, żeby być razem. Szczególnie kiedy wszystko staje przeciwko nim.
Opis pochodzi od wydawcy.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 360

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 9 godz. 3 min

Lektor: Cora Reilly

Oceny
4,5 (1842 oceny)
1264
368
152
49
9
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
agnbru

Z braku laku…

czy tylko ja tak mam, że książki Cory zaczynają mnie nudzić? nie pojawia się w nich nic nowego. żadne zaskoczenie, efekt wow, nic... fajnie, że autorka kontynuuje poprzednie serie tworząc historię kolejnego pokolenia, ale mimo wszystko liczyłam na to, że stworzy coś nowego. a tu motyw ten sam co w złamanej dumie - porwanie, miłość do porywacza, odejście od jednej rodziny żeby się połączyć z drugą , brak akceptacji dla swoich wyborów przez najbliższe społeczeństwo... ech...
Justyna94_

Całkiem niezła

niestety druga część była tak nudna że nie dotrwałam do końca
100
Domkad

Dobrze spędzony czas

Mam wrażenie, że to już nie są te książki, które wychodziły w serii "Złączeni" czytam głównie z sentymentu, oczekiwałam więcej. Dostałam historię miłości zakazanej, która nie powinna mieć miejsca, ale wbrew wszystkiemu trwa. Dlaczego? Bo groźny członek klubu motocyklowego rezygnuje ze wszystkiego dla swojej Księżniczki. Przeczytałam, tak czy siak polecam. Ale czuję olbrzymi niedosyt..
Biedronka_mg

Całkiem niezła

szybko I dobrze się czyta. zresztą jak wszystko tej autorki. jednak nie podoba mi się co zrobiła z głównym bohaterem. tak jakby w ramach odkupienia stracił swoją tożsamość. stał się nijaki.
60
Masbsnns

Całkiem niezła

Trochę przeciągnięta
40

Popularność




Tytuł oryginału

By Sin I Rise: Part Two

Copyright © 2021 by Cora Reilly

All rights reserved

Copyright © for Polish edition

Wydawnictwo NieZwykłe Zagraniczne

Oświęcim 2022

Wszelkie Prawa Zastrzeżone

Redakcja:

Angelika Oleszczuk

Korekta:

Anna Adamczyk

Edyta Giersz

Redakcja techniczna:

Mateusz Bartel

Projekt okładki:

Paulina Klimek

www.wydawnictwoniezwykle.pl

Numer ISBN: 978-83-8320-045-3

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Maddox

Zawładnęło mną poczucie nieograniczonej wolności, gdy odjeżdżałem spod więzienia, w którym przebywałem przez ostatnie kilka dni. Nie wierzyłem, że Vitiello naprawdę pozwoli mi odejść – choć Marcella poprosiła go, by darował mi życie – ponieważ nie należał do miłosiernych ludzi. Na myśl o księżniczce poczułem ucisk w sercu. Te dni, kiedy widziałem ją tylko parę razy, były torturą. Tęskniłem za tą kobietą bardziej, niżbym to przed kimkolwiek przyznał, nawet przed nią. To, co do niej czułem, oraz decyzje, jakie dla niej podjąłem, zaskoczyły mnie samego i ciągle zdumiewały.

Teraz musiałem załatwić kilka spraw, zanim wrócę do Marcelli. W przeciwnym razie myślami zawsze byłbym gdzie indziej, a będąc z nią, chciałem skupiać się wyłącznie na niej. Chciałem, żeby między nami się ułożyło. Oddałem zbyt wiele, by to sięnie ułożyło.

Ruszyłem w stronę pierwszej skrytki, mieszczącej się w parku niedaleko starego Domu Klubowego w New Jersey, ignorując dopadające mnie czasem zawroty głowy. Tak jak się spodziewałem, pudełko z drewna tekowego, nadal zakopane obok krzaków, było puste. Każdy, kto przeżył atak, też najpierw przyjechał tutaj. Miałem nadzieję, że te pieniądze wziął Gray. Potrzebował ich. Nie był jeszcze tak zaradny – lub raczej bezlitosny – co pozostali, więc trudniej byłoby mu zdobyć kasę innymi sposobami.

Znów wsiadłem na motocykl, sprawdziłem jeszcze dwa miejsca w granicach miasta, po czym skierowałem się ku złomowisku znajdującemu się jakieś trzydzieści minut drogi od New Jersey. Unikałem go, ponieważ należało do Cody’ego. Wykorzystywał je do prania naszych pieniędzy ze sprzedaży narkotyków.

Nie miałem kluczy do bramy, dlatego musiałem zaparkować przed nią, a następnie przeskoczyć przez ogrodzenie zakończone drutem kolczastym. Jak tylko moje stopy dotknęły ziemi, rozbrzmiało wściekłe szczekanie i wkrótce po tym zza niewielkiego domku służącego za budynek gospodarczy wybiegły dwa rottweilery.

Nie znałem tych psów i, co gorsza, one nie znały mnie. Prawdopodobnie pochodziły od Earla.

– Kurwa – wymamrotałem. Nie miałem przy sobie żadnej broni.

Zwierzętom było widać żebra. Wyglądały na wygłodniałe. Pewnie nie zajmowano się nimi zbyt dobrze, nawet zanim Cody został złapany przez Famiglię. Zawsze mówił, że nie ma lepszego stróża od głodnego psa.

Te dwa duże rottweilery biegnące w moją stronę zdawały się postrzegać mnie jako swój kolejny posiłek. Popędziłem w kierunku najbliższej sterty zniszczonych samochodów, a później wspiąłem się na jej szczyt. Psy naskakiwały na górę, ale nie mogły na nią wejść. Rozejrzałem się dookoła i znalazłem sposób na dotarcie do budynku. Zacząłem przechodzić z jednego zwału na drugi. Rottweilery szły za mną, kłapiąc paszczami i warcząc. Miały posklejaną, brudną sierść, a u jednego z nich dostrzegłem rozcięcie na boku, które wyglądało, jakby wdało się w nie zakażenie. Zdjąłem koszulkę, przedarłem ją na pół i rzuciłem w przeciwną stronę. Psy pobiegły za nią, dzięki czemu zyskałem parę dodatkowych sekund. Wspiąłem się na dach budynku, potem złapałem za jego krawędź i obniżyłem się tak, że moje stopy znalazły się na wysokości okna. Bicepsy ostro zaprotestowały.

Po kilku dniach niedożywienia ciało o wiele gorzej znosiło wysiłek fizyczny. Zaciskając zęby, odbiłem się nogami od ściany, rozpędziłem i wybiłem szybę. Szkło rozbiło się w drobny mak, kiedy uderzyłem w nie stopami. Usłyszałem warczenie, więc puściłem krawędź dachu i wpadłem do budynku przez okno. Odłamki pokaleczyły moje nagie plecy oraz ręce. Sycząc z bólu, wylądowałem na podłodze, na rozbitym szkle.

Przez chwilę patrzyłem w okno, mrugając. Ale na widok głów podskakujących psów także próbujących dostać się do budynku szybko zapomniałem o wyczerpaniu. Skoczyłem na równe nogi, zakołysałem się, po czym rozejrzałem, szukając czegoś, czym mógłbym się przed nimi obronić.

W jednej z szuflad biurka znalazłem broń z trzema pociskami. Jednak wtedy mój wzrok padł na wielką paczkę karmy dla psów. Zatoczyłem się w jej stronę i zaciągnąłem ją pod drzwi. Pierwszy rottweiler wskoczył przez okno i wylądował na podłodze, zostawiając na niej odciski zakrwawionych łap. Kopniakiem przewróciłem opakowanie tak, żeby jedzenie wysypało się z dala od potłuczonego szkła. Pies się ożywił i już nawet na mnie nie spojrzał. Zaczął pożerać karmę. Biedna bestia.

Ostrożnie otworzyłem drzwi i do środka wparował drugi rottweiler. On również mnie zignorował, skupiając się wyłącznie na jedzeniu. Postanowiłem złapać oddech, rozważając zjedzenie odrobiny karmy. Moje ciało pragnęło pożywienia. Ale przyszedłem tu po pieniądze. Przeszukałem pozostałe szuflady, aż wreszcie znalazłem zardzewiałe kluczyki od samochodu, o których Cody czasem wspominał. Nigdy nie potrafił dochować sekretu.

Chwyciłem je i wybiegłem na zewnątrz, kierując się do starego chevroleta. Otworzyłem bagażnik, a następnie wyciągniętą z niego skórzaną walizkę. Uśmiechnąłem się od ucha do ucha, kiedy zobaczyłem kilka plastikowych toreb z gotówką. Na oko przynajmniej pięćdziesiąt tysięcy dolarów. Zamknąłem walizkę, po czym zaniosłem ją do budynku, gdzie zacząłem szukać kluczy do bramy. Gdy w końcu je znalazłem, psy leżały pośród rozsypanej karmy, dysząc lekko, ale wyglądały na udobruchane.

Z kluczami oraz walizką w ręce ruszyłem w stronę bramy. Usłyszałem za sobą stukanie pazurów i odwróciłem się szybko, gotowy odpowiedzieć na atak. Ku mojemu zaskoczeniu, rottweilery po prostu szły za mną, niepewnie machając ogonami.

Podrapałem się po głowie.

– Co ja z wami zrobię?

Niestety nie miałem numeru Growla. Gdyby było inaczej, zadzwoniłbym do niego, żeby zabrał stąd zwierzęta. A nie mogłem ich tu zostawić, ponieważ kolejna osoba szukająca pieniędzy, która by się tu pojawiła, pewnie by je zastrzeliła. Nie wspominając o tym, że ten większy, samiec, miał rany na boku i łapach.

Rozejrzałem się po złomowisku i wreszcie mój wzrok padł na dużego pick-upa marki Ford należącego do Cody’ego. Niechętnie wsadziłem kawasaki na skrzynię ładunkową, a potem położyłem walizkę w nogach fotela pasażera. Gdy tylko odsunąłem się od drzwi, psy wskoczyły do auta – najpierw suka, później samiec – i usadowiły się wygodnie właśnie na tym siedzeniu.

Jednakże przed oddaniem rottweilerów do schroniska Growla musiałem odwiedzić jeszcze jedno miejsce. Panicznie bałem się tego spotkania.

Rozmyślałem nad tym, co powiedzieć, kiedy jechałem do mamy, aby wyjaśnić jej, co się wydarzyło i czemu zabiłem Earla. Ale niezależnie od tego, jak bardzo próbowałem wszystko ubrać w słowa, wciąż brzmiało to płytko. Wiedziałem, że mama by nie zrozumiała. Nawet dla mnie większość tego, co się stało, nie miała sensu.

Gdy zajechałem pod jej dom, ona wyszła ze strzelbą w dłoni, wyraźnie martwiąc się niechcianymi gośćmi. Na mój widok nie opuściła broni. W blond włosach zauważyłem wałki, ubrana była w różowy, pluszowy szlafrok, a usta miała pomalowane na taki sam kolor, jak zapamiętałem. Przynajmniej to się nie zmieniło.

Wyskoczyłem z samochodu, po czym z przemądrzałym uśmiechem uniosłem ręce nad głowę.

– To ja, mamo.

Potaknęła, mrużąc oczy. Najwidoczniej byłem jednym z tych niechcianych gości, których zamierzała zastraszyć strzelbą.

– Co ty tu robisz?

W jej głosie pobrzmiewała podejrzliwość i zacząłem się zastanawiać, czy wie, że zabiłem Earla, chociaż było niemożliwe, żeby ta wieść się rozeszła. Nie miał o tym pojęcia nikt poza ludźmi Vitiello, a mama raczej nie znała nikogo, komu mogli przekazać tę informację. Zresztą Luca zapewniał, że nie pozwoli, by ktoś jeszcze się dowiedział. I niezależnie od tego, co myślałem na jego temat, jednego byłem pewny – sprawował nad swoimi ludźmi całkowitą władzę.

– Zastrzelisz mnie, mamo?

Nadal trzymając ręce nad głową, podszedłem bliżej, a ona obniżyła nieco broń, jednak wciąż celowała w moją klatkę piersiową.

– Co ci się stało? – zapytała, przyglądając się mojej nagiej, pociętej i posiniaczonej górnej części ciała.

– To i tamto – odparłem, ponieważ nie chciałem zdradzać jej za dużo, kiedy do mnie mierzyła.

Wskazała głową pick-upa.

– A ten ford nie jest Cody’ego?

– Jest. Ale on nie będzie go już potrzebował.

Potaknęła i uśmiechnęła się gorzko.

– Zmarło mu się?

– No. – Powoli opuściłem ręce.

Mama patrzyła niepewnie w moją stronę, lecz nie nacisnęła na spust. Nie wątpiłem, że potrafiłaby kogoś zastrzelić, gdyby została przez niego sprowokowana.

– Zabrałem jego psy ze złomowiska.

– Pewnie nie tylko psy – odparła cicho. – Trzymał tam niezłą sumkę pieniędzy. Wiesz, że jak się upił, to wszystkim o tym paplał.

– Miał długi jęzor. – Uśmiechnąłem się do niej cierpko. – Odłożysz tę broń czy nie?

Pokręciła głową.

– Jeszcze nie. Ludzie mówią, że pracujesz teraz dla makaroniarzy.

– Dla nikogo nie pracuję, mamo. Wiesz, że nie lubię, jak mi się rozkazuje.

Ponownie wskazała pick-upa.

– Lepiej by było, gdybyś zastrzelił te psy. Chyba masz już wystarczająco dużo problemów, co?

Nie byłem pewny, ile wie, ale zważając na to, że nie chciała opuścić strzelby, zbyt wiele.

– Earl nie żyje.

Przytaknęła z powagą.

– Wiem. Makaroniarze złapali go i jeszcze kilku innych. Nikt nie przeżyje spotkania z ludźmi w lakierkach.

– No. – Nie miałem pewności, czy spodziewałem się po mamie łez czy może więcej smutku z powodu śmierci Earla, jednak biorąc pod uwagę, że ten ciągle ją zdradzał i prawie w ogóle nie było go w domu, jej reakcja nie powinna mnie dziwić.

– Ludzie mówią, że ciebie też złapali.

Westchnąłem, wchodząc po schodach prowadzących na ganek, aż wreszcie stanąłem tuż przed mamą. Lufa strzelby niemal dotykała mojego torsu.

– Co jeszcze mówią?

– Że jesteś zdrajcą. Gray powiedział, że poinformowałeś ich, gdzie przebywacie.

Ulga, jaką poczułem na wieść, że brat naprawdę wydostał się z tego żywy, prawie zwaliła mnie z nóg.

– Tak… – Nie zdążyłem nic dodać, ponieważ w tym momencie mama mnie spoliczkowała.

– Gdyby tego dnia coś przytrafiło się Grayowi, nigdy bym ci nie wybaczyła.

– Zdaję sobie z tego sprawę i właśnie dlatego dopilnowałem, żeby uratował ten swój żałosny tyłek.

– Wspominał mi o tym.

– Gdzie on teraz jest?

– Nie wiem. Wyjechał wczoraj. Przyjechał tylko po to, by zostawić mi trochę pieniędzy. Powiedział, że mam się o niego nie martwić i że sprawi, żebym była dumna.

– Kurwa. Co to, do cholery, znaczy?

Spojrzała w moje oczy.

– Czemu żyjesz, Maddox, skoro nie pracujesz dla makaroniarzy? Nie zabili cię. Gray mówił, że uczyniłeś z dziewczyny Vitiello swoją kobietę.

Moja kobieta.

Podobało mi się brzmienie tych słów.

– Ona wiele dla mnie znaczy.

– Musi chodzić o coś więcej, jeśli uznałeś, że warto dla niej zostać zdrajcą. Żyłeś tym klubem. Czy może jedna kobieta wystarczy, żebyś zapomniał, co stało się z twoim ojcem?

– Nie zapomniałem, ale mam już dość życia przeszłością. Dzięki Marcelli chcę myśleć o przyszłości.

– Jakiej przyszłości? Co ty będziesz robić bez klubu? Nie znasz innego życia.

– Coś wymyślę.

Zaśmiała się mrocznie, lecz przynajmniej wreszcie całkiem opuściła broń.

– Jeżeli zaczniesz pracować z makaroniarzami, każdy motocyklista będzie chciał cię dorwać. I pewnie będą chcieli tego jeszcze bardziej, kiedy rozejdzie się wieść o tym, kto go zabił.

Spiąłem się.

– O czym ty mówisz?

Mama znów mnie spoliczkowała. Widziałem, co się szykuje, ale nie próbowałem się bronić. Miała prawo być na mnie zła.

– Jak możesz kłamać mi w żywe oczy, Maddox? Nie jestem głupia. Ta informacja pochodzi od makaroniarzy. Czy może chcesz powiedzieć, że rozpuszczają plotki, by zniszczyć twoją reputację?

Odwróciłem wzrok.

Kto to rozpowiadał? Z tego, co wiedziałem, w więzieniu Famiglii było wtedy zaledwie kilka osób: Luca, Amo, Matteo, Growl i Marcella.

Jeśli któreś z nich zaczęło gadać o tym, że zabiłem wuja, musiało mieć na celu jedno – doprowadzenie do tego, aby pozostałe oddziały Tartarusa w kraju oraz nomadowie z naszej grupy postanowili się na mnie zemścić. Ktoś praktycznie wyznaczył nagrodę za moją głowę. Chciał, żebym był martwy. Pytanie tylko kto.

Na pierwszy rzut oka Luca zdawał się mało prawdopodobnym kandydatem, ponieważ z łatwością mógł mnie zamordować, kiedy przebywałem w ich więzieniu. Chociaż wtedy Marcella miałaby do niego pretensje. A sprawienie, żeby ścigali mnie inni motocykliści, było łatwym sposobem, aby dokonać zabójstwa, nie brudząc sobie rąk. W ten sposób Marcella o nic by go nie obwiniała.

– Wiesz, kto rozsiewa te plotki?

– Gray mi nie powiedział.

– To Gray poinformował cię, że zabiłem Earla?

– A zamordowałeś swojego wuja, Maddox? Tylko tyle chcę wiedzieć.

– Pamiętasz, jaki potrafił być Earl, mamo. Miał obsesję na punkcie zemsty, nawet większą niż ja. Jeśli zmieniamy się w potwora, by zabić potwora, to jesteśmy równie źli jak on. Gray mówił ci, co Earl zrobił Marcelli?

Pokiwała głową.

– W ostatnich latach stał się bardziej radykalny. Ale powinieneś był zająć się tym w klubie. Mogłeś zacząć starać się o pozycję prezesa.

– Nikt by mnie nie wybrał. Ci bardziej postępowi, liberalni członkowie Tartarusa odeszli i zostali nomadami. A mężczyźni, którzy się na to nie zdecydowali, byli całkowicie oddani Earlowi. Zresztą nawet gdybym wygrał, on nigdy by tego nie zaakceptował. Klub był jego życiem. Nic innego się dla niego nie liczyło.

– Wiem – odparła gorzko mama. Przyjrzała mi się. – Nie mam pojęcia, co o tym myśleć. Nie mam pojęcia, czy jesteś tym samym chłopcem, którego wychowałam.

– Jestem, mamo. Po prostu musiałem dokonać wyboru. Earl zrobił to samo, kiedy próbował zabić mnie, wykorzystując do tego swoje psy. Ale przykro mi, że zostałaś sama.

Mama się zaśmiała.

– Och, Maddox, wiesz, że Earla nie było tu już prawie od roku. Jednak bez klubu nie będę miała z czego się utrzymać. Te dziesięć kawałków, które zostawił mi Gray, nie wystarczy do końca życia. – Założyła gumową rękawiczkę. Robiła tak zawsze przed zapaleniem, żeby palce jej nie zżółkły. Paliła jakieś czterdzieści papierosów dziennie, więc pewnie był to dobry pomysł.

Wróciłem truchtem do pick-upa, po czym wyjąłem trzydzieści tysięcy dolarów z walizki. Mama patrzyła na mnie ze sporą dawką podejrzliwości i nie wydała się udobruchana, nawet kiedy wręczyłem jej pieniądze.

– To powinno ci pomóc przetrwać rok. Jak już znów zacznę zarabiać, wyślę więcej.

W końcu odłożyła strzelbę.

– Naprawdę zamierzasz pracować dla mafii?

– Nie będę pracował dla nich, ale na razie może z nimi. Mam po prostu bzika na punkcie tej dziewczyny… Nie mogę…

– Mam nadzieję, że cię nie oszukała i zrezygnowanie ze wszystkiego było tego warte. Porzuciłeś dla niej jedyny dom, jaki miałeś. Czy ona w ogóle o tym wie?

Musiałem przyznać jej rację. Odkąd pamiętałem, klub był moim jedynym domem. Posiadłość mamy w Teksasie, a teraz ta tutaj, służyła mi tylko jako miejsce do spania.

W ciągu ostatnich kilku dni wydarzyło się bardzo wiele i dopiero w tym momencie uświadomiłem sobie, że jestem bezdomny. Nigdy nie miałem własnego mieszkania, zawsze wybierałem jakiś pokój w Domu Klubowym. A kiedy potrzebowałem towarzystwa, mogłem udać się do Braci albo kręcących się tam dziewczyn. Stałem się nomadem, ale nie miałem dokąd wracać. Marcella i ja… Nie mieliśmy jeszcze swojego miejsca, lecz już na samą myśl o zamieszkaniu z tą kobietą serce zaczynało mi szybciej bić. Jak to miałoby w ogóle działać?

– Obyś nie pożałował tej decyzji, Maddox.

– Nie pożałuję – zapewniłem stanowczo.

Nigdy nie mógłbym pożałować ocalenia Marcelli w jedyny sposób, jaki wpadł mi do głowy. A to, że zabiłem Earla? Zrobiłem mu przysługę. Przynajmniej nie spotkała go śmierć z okrutnych rąk Vitiello. Mimo to maleńka cząstka mnie nadal czuła delikatny ból na myśl o tych dobrych chwilach, jakie razem przeżyliśmy.

Mama złapała mnie za przedramię, wbijając długie paznokcie w skórę.

– Martwię się o Graya. Pozbawiłeś go korzeni. Jest teraz zagubiony. Wiesz, jak bardzo potrzebuje ludzi, których mógłby podziwiać. Wpadnie w kłopoty, czuję to. Znajdzie kolejną grupę Tartarusa, dołączy do niej, a potem zginie, gdy zaczną wojnę z makaroniarzami. Ochroń go. Sprowadź tutaj. Dopilnuj, żeby tu został.

– Ochronię. Kiedy już go znajdę, zaciągnę tutaj siłą, zmuszę do skończenia szkoły i znalezienia sobie dobrej pracy. Jest jeszcze młody, może wybrać inną ścieżkę.

– Zawsze chciałam, żebyś ty też wybrał inną, ale nie w mafii. Och, Maddox, uważaj na siebie.

– Znasz mnie. Mnie nie da się zabić.

Mama spoważniała.

– Jeśli coś przydarzy się Grayowi, to ci tego nie wybaczę. Nie wracaj tu bez niego, słyszysz? Ty musisz się tym zająć, ponieważ to ty wszystko mu zabrałeś, więc teraz daj mu coś nowego, co sprawi, że będzie chciał żyć.

Przełknąłem ślinę, czując ukłucie w piersi z powodu ciężkiego poczucia winy.

Wyrwałem Graya z jego domu. Odebrałem mu ojca, nawet jeśli ciągle się kłócili i prawie nigdy nie potrafili dogadać. W przeciwieństwie do mnie brat nie miał wyboru. Nie byłem pewny, czy chce mnie widzieć, czy zostanę przez niego wysłuchany, a tym bardziej, czy zgodzi się ze mną wrócić.

Zerknąłem na pick-upa.

– Powinienem już jechać. Nie chcę sprowadzić ci do domu kłopotów.

Mama posłała mi spojrzenie, które jasno mówiło, że jest na to za późno.

– Przysięgnij, że wrócisz tu z Grayem – wyszeptała surowym tonem, mocniej zaciskając palce na mojej ręce.

Nie wiedziałem, czy mogę jej to tak naprawdę obiecać. Gray nie był przecież dzieckiem. Mimo to powiedziałem:

– Przysięgam.

Wreszcie mnie puściła.

Desperacko pragnąłem spełnić tę obietnicę: dla niej, dla Graya, ale przede wszystkim dla siebie samego. Wolałem nie czuć jeszcze większych wyrzutów sumienia z powodu kolejnej rzeczy, dziękuję bardzo.

– Możesz dać mi jedną z moich starych koszulek, zanim odjadę?

Mama weszła do budynku bez słowa, a ja nie poszedłem za nią. Podejrzewałem, że nie chce mnie teraz w swoim domu. Nie chciała mnie tutaj i miało tak pozostać do czasu sprowadzenia tu przeze mnie Graya, a może nawet dłużej… Nigdy nie byliśmy ze sobą blisko, lecz to był zapewne gwóźdź do trumny naszej relacji. Wróciła z dwiema czarnymi koszulkami i mi je wręczyła.

Włożyłem jedną z nich, a następnie ruszyłem w stronę miasta. Po pewnym czasie zatrzymałem się na poboczu i wypuściłem psy, żeby się odlały. Mój wzrok powędrował na kawasaki znajdujące się z tyłu samochodu i nie mogłem się powstrzymać. Zdjąłem je ze skrzyni ładunkowej, po czym zacząłem jeździć w tę i z powrotem, chcąc w ten sposób oczyścić umysł. Nie byłem w stanie przestać myśleć o Grayu. Mama zawsze mówiła, że on nie przeżyłby tego, co widziałem ja. Był delikatniejszy ode mnie i może właśnie dlatego mama zawsze wolała jego. Na jej miejscu czułbym to samo.

Psy czekały przy aucie, obserwując mnie. Po pewnym czasie zatrzymałem się niedaleko nich, ale nie zsiadłem z motocykla. Nie miałem pojęcia, czemu nagle nie chcę wracać do miasta. Chciałem wrócić do Marcelli. Oddałem dla niej wszystko i pragnąłem z nią być, lecz ktoś od niej mnie wsypał. Raczej nie był to Growl. Nie wyglądał na mściwego gościa i nie dałem mu powodów ku temu, by to zrobił, chyba że dostałby taki rozkaz od Luki. Matteo z pewnością zależało na tym, aby się mnie pozbyć. Może to on rozpowiedział tę informację? Albo Amo. Ten duży chłopak z pewnością mnie nienawidził. Pragnął, żebym był martwy i znajdował się z dala od jego siostry.

A teraz każdy członek Tartarusa w kraju miał się dowiedzieć, że zabiłem Earla. Zdawałem sobie sprawę, że zostanę uznany za zdrajcę i stanę się ich głównym celem. W takich warunkach odnalezienie Graya będzie jeszcze trudniejsze. Gdybym wrócił do Marcelli, by powiedzieć jej, że muszę poszukać brata, osoba, która mnie wsypała, na pewno wkrótce też by się o tym dowiedziała i rozpowszechniła tę informację. A może nawet sprawiła, żeby zabrzmiało to tak, jakbym chciał zabić także Graya.

– Kurwa – wymamrotałem. Musiałem odnaleźć brata, zanim ktoś zdąży mu wmówić, że stanowię dla niego zagrożenie, o ile to już się nie stało.

Opierałem się o motocykl, oglądając zachód słońca. Odjeżdżanie na harleyu w stronę zachodzącego słońca zawsze uważałem za kwintesencję wolności, nawet jeśli życie w klubie było pełne odpowiedzialności i zasad.

Postanowiłem spędzić noc z tyłu pick-upa, a później zdecydować, co robić dalej. Byłem potwornie zmęczony i potrzebowałem się przespać, żeby naprawdę pogodzić się z tym, jaki obrót przybrało moje życie.

ROZDZIAŁ DRUGI

Maddox

Kiedy następnego ranka obudziłem się z tyłu pick-upa, moja tęsknota za Marcellą była równie silna co zew drogi. Dwie miłości mojego życia: rozciągająca się przede mną nieskończona droga oraz kobieta o chłodnych, niebieskich oczach. W głowie wciąż słyszałem słowa, jakie mama rzuciła mi na odchodne.

Nie chcę cię widzieć, dopóki nie dopilnujesz, żeby twój brat był bezpieczny. To twoja wina.

Odnalezienie Graya miało być trudnym zadaniem. Wiedziałem, że większość moich dawnych kontaktów będzie mnie unikała, a pozostali prawdopodobnie zechcą mnie zabić. Dostali mnóstwo powodów, aby mi nie ufać. Ale mama miała rację. Musiałem uratować Graya przed nim samym. Pewnie nadal znajdował się na czarnej liście Vitiello. Oprócz tego brata mogli ścigać też wkurzeni motocykliści. Gdyby postanowił zemścić się na Vitiello i zaatakować, nie dałbym rady go ocalić.

Wsadziłem kawasaki z powrotem na skrzynię ładunkową. Powinienem pozbyć się zarówno jego, jak i psów, najlepiej nie kontaktując się z żadnym z Vitiellich. Kiedy rottweilery znów usadowiły się na fotelu, wyruszyłem w kierunku Nowego Jorku. Samiec ciągle dyszał, zapewne z bólu, więc najpierw postanowiłem zawieźć zwierzęta w bezpieczne miejsce. Zdobywając informacje na temat Famiglii oraz powiązanych z nią biznesów, dowiedzieliśmy się przypadkiem o schronisku dla psów prowadzonym przez Growla – egzekutora Vitiello.

Luca pewnie nie byłby zadowolony, gdybym pojawił się na progu jego rezydencji bez zaproszenia, a nie miałem jak skontaktować się z Marcellą. Zniszczyliśmy jej telefon, gdy ją porwaliśmy, no i poza tym do tej pory nie zapytałem dziewczyny o numer. Nie wiedziałem nawet, co mógłbym jej powiedzieć, by nie zaprzepaścić swoich szans na znalezienie Graya.

Growl był tak jakby przyjacielski, kiedy z nim rozmawiałem, więc zdawał się bezpieczniejszą opcją od któregokolwiek z pozostałych żołnierzy Famiglii.

Zaparkowałem obok innego dużego pick-upa, stojącego na podjeździe schroniska. Nie zdążyłem wysiąść, gdy z budynku wyszli Growl i jakiś tyczkowaty chłopak, od razu kierując się w moją stronę. Growl stał się bardziej uważny, jak tylko mnie zauważył, ale przynajmniej nie wyjął broni. Od lat żaden z Włochów nie okazał mi takiej życzliwości i nadal uważałem to za dziwne. Nie wiedziałem, czy przywyknę kiedyś do tej prawie przyjacielskiej koegzystencji.

Wysiadłem z samochodu, pilnując, by moje dłonie przez cały ten czas były widoczne. Nie chciałem skończyć z kulką w głowie, chyba że naprawdę dałbym im ku temu powód.

– Co ty tutaj robisz? – zapytał Growl.

– Przywiozłem dwa kolejne psy. Uratowałem je ze złomowiska należącego do jednego z martwych członków klubu. Jeden z nich jest ranny.

Growl wciąż zachowywał ostrożność, ale część jego czujności zniknęła, kiedy zobaczył siedzące na fotelu rottweilery.

– Prowadź.

Podszedłem do drzwi od strony pasażera i je otworzyłem.

– Wyskakujcie.

O dziwo, posłuchały i wyskoczyły z auta. Ten większy zawarczał, gdy Growl do niego podszedł, lecz wtedy mężczyzna przykucnął i zaczął mówić spokojnym głosem. Wkrótce psy się uspokoiły, a potem przytruchtały bliżej.

Growl poklepał je po głowach.

– Zadzwonię po naszego weterynarza, żeby tu przyjechał i obejrzał ranę, a ty powinieneś wrócić do miasta, by spotkać się z Lucą.

Zignorowałem ostatnią część jego wypowiedzi i wskazałem tył samochodu.

– Mam motocykl należący do Matteo. Mogę zostawić go tutaj, żeby on go stąd odebrał?

Growl wyprostował się, a na jego twarzy znów pojawiła się podejrzliwość.

– A może sam mu go oddasz?

– Nie wracam teraz do Nowego Jorku. Muszę załatwić jeszcze kilka spraw przed dołączeniem do zespołu Luki.

Pokręcił głową.

– To tak nie działa.

– Dla mnie tak – odparłem po prostu. – Możesz przekazać Luce, że wrócę pewnie za kilka dni.

– A co takiego musisz teraz załatwić?

– To moja sprawa. Ale nie jest to nic, co ma związek z Famiglią.

– Wszystko ma związek z Famiglią, szczególnie jeśli jest w to zamieszana Marcella Vitiello. Czy ona wie, że cię nie będzie?

– Możesz jej o tym powiedzieć. Ona zrozumie.

Tak naprawdę nie miałem co do tego pewności, zwłaszcza że nie mogłem zdradzić jej nic na temat swoich planów, ponieważ istniało ryzyko, że wtedy znów ktoś by mnie wydał. Nigdy nie musiałem odpowiadać przed żadną kobietą, poza moją matką, kiedy byłem mały, ale nawet to się skończyło, odkąd stałem się nastolatkiem.

Growl zmrużył oczy.

– Jeśli nie jesteś przekonany, czy chcesz być z Marcellą, albo nie wiesz, wobec kogo powinieneś być lojalny, to lepiej nie wracaj. Luca już raz darował ci życie. Więcej nie okaże takiej łaski.

– A co ci do tego?

– Wiem, wobec kogo ja jestem lojalny. Luca przyjął mnie do siebie, kiedy nie miałem gdzie się podziać. Ja nie odrzuciłbym takiego daru.

– Po prostu przekaż Marcelli, że wrócę, gdy pozałatwiam te sprawy, i podziękuj ode mnie Matteo za motocykl.

Odwróciłem się i wsiadłem do samochodu.

Nie potrzebowałem, by Growl wpędzał mnie w poczucie winy. Miałem ochotę pojechać do rezydencji rodziny Vitiello, poprosić o spotkanie z Marcellą i wyjaśnić jej wszystko, ale moim priorytetem było odnalezienie Graya. Nie chciałem, żeby wplątał się w sytuację, przez którą mógłby zginąć. A po tym, jak już wyzna mi, kto ujawnił informację na temat tego, że zabiłem mu ojca, zdecyduję, jak sobie z tym poradzić. Nie byłem nawet pewny, ile czasu mi to zajmie, lecz ja i Marcella przeszliśmy gorsze rzeczy od paru dni rozłąki.

Wkrótce mieliśmy znów się zobaczyć i, kurwa, nie mogłem doczekać się tej chwili.

Marcella

Pobyt w domu nadal wydawał mi się dziwny po tygodniach życia w niewoli. Do tej pory niemal każdą sekundę spędzałam z Maddoxem i czułam się obco, będąc z dala od niego. Tęskniłam za jego obecnością – nawet za świntuszeniem oraz ustami, z których wychodziły te grubiańskie słowa – ale on najwyraźniej postanowił ruszyć dalej i cieszyć się wolnością, jaką mógł mu zapewnić tylko styl życia typowy dla motocyklisty.

Uśmiechnęłam się gorzko, kiedy wyjrzałam przez okno pokoju Amo na ulicę przed domem. Ciągle to robiłam, chociaż godzinę temu Matteo powiedział, że Maddox nie wróci. Porwanie namieszało mi w głowie, nawet jeśli nie chciałam tego przed nikim przyznać. Może to dobrze, że Maddox podjął decyzję, której ja nie potrafiłam, ponieważ byłam zbyt słaba oraz zauroczona, i postanowił zakończyć to, co nas łączyło. Czy naprawdę dało się odbudować taki sam związek w normalnym otoczeniu, bez strachu lub braku wolności? Nam już nie dane było się tego dowiedzieć.

Nie nienawidziłam Maddoxa za to, że odszedł. Sama zastanawiałam się, czy powinnam pozwolić tacie go zabić, bo wtedy wszystko byłoby łatwiejsze. Życie z Maddoxem stanowiłoby wyzwanie nie tylko dla mnie, ale też dla całej mojej rodziny i Famiglii. Nie byłam pewna, czy każdy by sobie z nim poradził.

Amo wydał z siebie niski pomruk niezadowolenia.

– Przestań gapić się przez okno. Zachowujesz się jak pies czekający na właściciela. On nie wróci. Jest nielojalnym motocyklistą i będzie ci lepiej bez niego.

Posłałam bratu najlepsze mordercze spojrzenie, na jakie było mnie stać, wściekła na niego za to porównanie.

– Pies zamachałby ogonem i przywitał się z właścicielem po jego powrocie, a ja kopnę Maddoxa w jaja, kiedy on postanowi wrócić do mojego życia.

Amo pokręcił głową.

– Wiem, że byś to zrobiła, ale powinnaś pozwolić tacie zająć się tym idiotą. Powinnaś była pozwolić mu go zabić. Musisz szybko zerwać ten plaster, Marci. Świadomość, że on nadal gdzieś tam jest, powstrzymuje cię przed robieniem tego, co chcesz, a nie może tak być. Potrzebujesz energii i mózgu, żeby pokazać żołnierzom taty, kto jest szefem.

Wreszcie odwróciłam się do niego przodem. Okno w pokoju Amo wychodziło na ulicę, podczas gdy moje na ogrody – pewnie był to kolejny ze środków bezpieczeństwa wdrożonych przez tatę.

– Nic mnie nie powstrzymuje. Potrafię rozdzielić swoje serce od mózgu. Moja praca w Famiglii nie ma żadnego związku z tym, co łączy mnie z Maddoxem.

– Nic was już nie łączy. Ten facet cię rzucił.

Zmrużyłam oczy.

– Nie mógł mnie rzucić, ponieważ nie byliśmy razem.

Amo machnął lekceważąco ręką.

– Nie mów mi nic więcej. Nie chcę znać szczegółów twojego więziennego związku.

Rzuciłam w brata rzeczą, która znajdowała się najbliżej mnie – ciężką książką od algebry leżącą na podłodze. Ledwo zdążył zrobić unik, po czym uniósł ręce.

– Dobra. Nie będziemy więcej rozmawiać o tym motocykliście.

– Dzięki.

Podeszłam do kanapy i na niej usiadłam. Amo znów wbił wzrok w ekran komputera i zaczął czytać na temat topografii Pensylwanii. Nie wiedziałam, czy odrabia teraz lekcje, czy może przygotowuje się do ścigania motocyklistów.

– Nasi żołnierze w końcu cię zaakceptują – oznajmił, jednak w jego głosie usłyszałam ukryte „ale”.

Nasi żołnierze.

Jemu to wszystko przychodziło tak naturalnie. Jego przywitano z otwartymi ramionami i nikt nigdy nie kwestionował tego, że zostanie capo, jak tata przejdzie na emeryturę.

Wiedziałam też, czego Amo mi nie mówi.

– Bo szanują tatę i się go boją.

Nie zaprzeczył.

– Zasłużę sobie na ich szacunek.

– Będziesz musiała pracować na niego o wiele ciężej ode mnie.

Zdawałam sobie z tego sprawę. Na kobiety patrzyło się z góry. Miałyśmy po prostu ładnie wyglądać i wiedzieć, kiedy trzymać gęby na kłódkę. Dzięki tacie przynajmniej nie musiałabym słuchać seksistowskich komentarzy, ale mężczyźni i tak nie traktowaliby mnie poważnie.

– Nadal jesteś pewna co do tatuażu? – zapytał Amo, wskazując moje plecy.

Spięłam się, jak zawsze, gdy przypominały mi się wytatuowane na nich brzydkie słowa.

Vitiello whore1.

– Tak. Nie zamierzam usuwać go sobie przez kilka miesięcy tylko po to, żeby została blizna. Ludzie i tak wiedzieliby, co było tam napisane, a oprócz tego uznaliby, że tamte wydarzenia okazały się dla mnie tak trudne, że postanowiłam je kompletnie wymazać. Wyszłabym wtedy na słabą. Zostawię te słowa, ale zakryję je swoją prawdą.

Amo pokiwał głową.

– Może ja też zrobię sobie tatuaż?

Prychnęłam.

– Życzę powodzenia w przekonywaniu mamy. Nie miałbyś żadnego tatuażu, gdybyś nie musiał zrobić sobie tego dla Famiglii.

– Tata z nią pogada.

Przewróciłam oczami. Rozbrzmiało pukanie do drzwi.

– No – odezwał się Amo.

Do pomieszczenia zajrzała mama. Z początku wyglądała na zmartwioną, lecz na mój widok się uśmiechnęła.

– Tu jesteś, Marci. Najpierw poszłam do twojego pokoju.

Prawie w ogóle nie spędzałam tam czasu, ale Amo jeszcze nie zaczął narzekać, że siedzę u niego. Chociaż nie byłam pewna, czy naprawdę nie ma nic przeciwko, czy może po prostu przystaje na to, ponieważ chce mnie chronić.

– O co chodzi? – zapytałam, posyłając mamie pewny siebie uśmiech.

Nadal się o mnie martwiła. Po zniknięciu Maddoxa jeszcze bardziej. Choć w głębi duszy pewnie czuła taką samą ulgę co tata, gdy Maddox wyjechał, nigdy by tego nie przyznała.

– Przyszedł Giovanni.

Otworzyłam usta, kompletnie zaskoczona.

– Nie zadzwonił?

– Nic mi o tym nie wiadomo – odpowiedziała, po czym zerknęła na Amo.

Brat wzruszył ramieniem.

– Ja nie mam jego numeru, on nie ma mojego. Nie jesteśmy ze sobą tak blisko.

Przełknęłam ślinę, powstrzymując złość.

– Tata. Giovanni raczej by tu nie przyszedł, nie pytając go o zgodę.

Mama uśmiechnęła się, próbując mnie udobruchać.

– Twój ojciec martwi się o ciebie równie mocno jak ja. Może pomyślał, że poczujesz się lepiej, kiedy zobaczysz się z Giovannim.

Zaczęłam chodzić po pokoju.

– Jakim cudem miałabym poczuć się lepiej po spotkaniu ze swoim eks, kiedy Maddox odszedł zaledwie kilka godzin temu?

– Stara miłość nie rdzewieje, co nie? – wymamrotał Amo.

Rzuciłabym w niego książką, i tym razem trafiła, gdyby nie było tu mamy.

– Chcesz się z nim zobaczyć czy może powinnam go odesłać? – zapytała mama. – Jest na dole, czeka na korytarzu.

Nie mogłam uwierzyć, że Giovanni naprawdę tu przyszedł. Znajdował się na szczycie listy osób, z którymi nie chciałam się spotykać.

– Odeślij go. Nie mam ochoty teraz się z nim widzieć.

Mama pokiwała głową i się odwróciła.

W tej chwili Maddox prawdopodobnie spędzał czas z jedną z obiegówek i kazał sobie obciągać. Już na samą myśl zrobiło mi się niedobrze. Poczułam wściekłość. Nie żałowałam tego, co się między nami wydarzyło, ponieważ bardzo mi się to podobało, ale żałowałam, że się do niego przywiązałam.

– Czekaj! – krzyknęłam, wypadając z pokoju za mamą.

Stanęła do mnie przodem i uniosła brwi.

– Porozmawiam z nim – oznajmiłam. – Niegrzecznie byłoby go odesłać, kiedy przyszedł aż tutaj.

– Prawda – odparła mama. – Zachowaj otwarty umysł.

Według niej zapewne powinnam zastanowić się nad powrotem do Giovanniego. Moim pierwszym odruchem było powiedzenie „nie”, ponieważ po rozstaniu z tym facetem poczułam się wolna, więc powrót do niego raczej nie poprawiłby mi humoru. A zdecydowanie się na to jedynie dlatego, że nie chciało się być samym albo by złagodzić ból po złamaniu serca, było najgorszym pomysłem.

– Przekazać mu, że musisz się przyszykować?

Zerknęłam w dół. Miałam na sobie legginsy oraz bluzę – ubrania, w których pokazywałam się publicznie, tylko jeśli szłam na siłownię bądź z niej wracałam. Mimo to pokręciłam głową.

– Nie mam ochoty się stroić.

Giovanni mógł zobaczyć prawdziwą mnie, dziewczynę bez makijażu, noszącą bluzy. To była niewielka część mnie, lecz on nigdy jej nie poznał. Znał wyłącznie idealną Marcellę.

Zaczęłam schodzić za mamą na parter. Tak jak powiedziała, Giovanni stał w korytarzu. Przyglądał się z lekkim zainteresowaniem staremu zdjęciu rodzinnemu, które wcześniej musiał widzieć setki razy. Kiedy dotarłam do ostatniego stopnia, odwrócił się i zmierzył mnie wzrokiem. Na jego twarzy pojawiło się na chwilę zaskoczenie, lecz szybko skrył je pod ciepłym uśmiechem.

Ku mojemu zdziwieniu, nie byłam już na niego zła za jego słowa – że jeśli z nim zerwę, to będę zniszczona. Giovanni był wtedy zraniony i zszokowany, więc wyżył się na mnie w jedyny sposób, jaki mógł. Po porwaniu patrzyłam na wszystko z innej perspektywy.

Skinęłam na mamę głową, dając w ten sposób znać, by zostawiła nas samych. Weszła do salonu i zamknęła za sobą drzwi.

Milczeliśmy z Giovannim przez moment. On jak zwykle miał na sobie koszulę oraz eleganckie spodnie, a do tego włożył buty typu budapester. Taki strój całkiem przestał mnie kręcić. Maddox sprawił, że stałam się miłośniczką skórzanych kurtek, butów motocyklowych i jeansów, przez co złościłam się jeszcze bardziej, zważając na to, że w naszych kręgach nikt się tak nie ubierał.

– Marci – zaczął ostrożnie Giovanni, wyrywając mnie z zamyślenia.

Zmusiłam się do uśmiechu i zeszłam z ostatniego stopnia, ale nie zbliżyłam się do mojego eks.

– Giovanni, dobrze wyglądasz.

To była najbardziej powierzchowna rzecz, jaką mogłam powiedzieć, a gorzej byłoby tylko wtedy, gdybym zaczęła mówić o pogodzie.

Uśmiechnął się szerzej.

– Ty też.

Pokręciłam głową.

– Mam na sobie strój na siłownię i się nie pomalowałam. Nie musisz kłamać.

– Nie kłamię, Marci. Nie jestem fanem twojego stroju, ale wyglądasz równie pięknie co zawsze.

– Dzięki – odparłam i chyba po raz pierwszy tego dnia szczerze się uśmiechnęłam.

W przeszłości ten komentarz na temat mojego stroju by mnie wkurzył, lecz nie zależało mi już na aprobacie Giovanniego. Możliwość bycia postrzeganą przez wszystkich jako ideał została mi odebrana. Teraz życie wydawało się na wiele sposobów łatwiejsze.

– Mogę podejść bliżej? – odezwał się Giovanni.

– Nie rozumiem, czemu pytasz.

Jednak zaraz to pojęłam. Dotarły do niego plotki i myślał, że boję się jego bliskości. Co prawda wcześniej też mnie zbyt często nie dotykał, ale teraz jego wahanie z pewnością miało inne źródło.

– Jasne. Nic mi nie jest, Giovanni. Nie musisz traktować mnie, jakbym była krucha.

Pokonał dzielący nas dystans i złapał za moje dłonie. Choć się tego nie spodziewałam, nie zabrałam ich. Po tym wszystkim bycie blisko kogoś spoza rodziny okazało się przyjemne, mimo że to nie Giovanni był tym mężczyzną, który miał mnie pocieszać. Tamten mężczyzna uciekł niczym tchórz. Postanowiłam nie myśleć więcej o Maddoksie.

Giovanni spojrzał mi w oczy. W jego nadal widziałam to samo zauroczenie i oddanie co wcześniej. On nie zamierzał uciekać. Nie, on był tutaj i prosił mnie o drugą szansę.

– Chcę, byśmy spróbowali jeszcze raz. Tym razem wszystko może wyglądać inaczej, Marci.

– Inaczej, czyli jak? – zapytałam.

– Już bym się nie powstrzymywał. – Zniżył głos, jakby obawiał się, że ktoś mógłby nas podsłuchiwać. Znów niemal przewróciłam oczami. – Dałbym ci to, czego potrzebujesz. Całowałbym cię wszędzie, dotykał wszędzie. Spałbym z tobą.

– Naprawdę?

– Tak – odpowiedział. – Teraz nic nas nie powstrzymuje. Możemy być jak normalna para, nawet nie biorąc ślubu. Ludzie i tak nie będą oczekiwali krwawego prześcieradła.

Jego słowa dotarły do mnie dopiero po chwili, a kolejne kilka sekund zajęło mi przyswojenie ich. Giovanni brzmiał, jakby czuł ulgę, że spałam z Maddoxem, ponieważ dzięki plotkom o moim zabawianiu się z motocyklistą, on nie musiał chronić mojej cnoty. A więc nie musiał się bać mojego ojca, gdyż po tym, jak przespałam się z Maddoxem, tata pewnie z radością przyjąłby informację, że sypiam z Giovannim.

Cofnęłam dłonie, ponownie czując napływającą złość.

– Mylisz się. Coś nas powstrzymuje i są to moje uczucia do ciebie. Nie chcę z tobą być, ani fizycznie, ani emocjonalnie. Ja o tobie zapomniałam, więc ty powinieneś zapomnieć o mnie.

– Marci, nie musisz wstydzić się tego, co się stało. Plotki kiedyś znikną. Po naszym ślubie ludzie zaczną postrzegać cię jako kobietę trwającą u mojego boku.

Musiałam starać się z całych sił, żeby nie zacząć na niego krzyczeć. Tłumiłam w sobie mnóstwo różnych emocji, bo nie chciałam przestraszyć mamy albo, co gorsza, taty. I tak pilnowali mnie jak dziecka dwadzieścia cztery godziny na dobę przez siedem dni w tygodniu, a załamanie nerwowe z pewnością nie pomogłoby mi w udowodnieniu im, że mogę normalnie funkcjonować.

– Proszę, idź już – wycedziłam. – Nie jestem teraz zainteresowana byciem kobietą trwającą u czyjegoś boku. Chcę się skupić na pracy. A nauczenie się wszystkiego na temat działań Famiglii będzie wymagało czasu i poświęcenia. Myślę, że powinieneś zacząć szukać innej kobiety. – Musiałam przyznać, że jestem z siebie dumna, ponieważ udało mi się zachować całkiem spokojny ton.

Przez twarz Giovanniego przemknął współczujący uśmiech.

– Mój ojciec wspominał mi o twoim planie dołączenia do Famiglii. – Pokręcił głową w sposób, który mogłam opisać wyłącznie jako protekcjonalny. – Posłuchaj, Marci. Twój ojciec zgodził się na to, bo zostałaś skrzywdzona, ale ludzie już zaczynają gadać. Kobieta nie powinna chcieć dołączyć do naszych szeregów.

Kobiety nie powinny chcieć czegokolwiek. Ani seksu, ani miłości, a już na pewno nie miejsca w świecie, w którym się urodziły.

– Chcę tylko tego, na co zasługuję jako członek rodziny Vitiello. Amo i Valerio nie będą musieli usprawiedliwiać swojej chęci dołączenia do Famiglii.

– Ponieważ oni są mężczyznami – odpowiedział Giovanni, jakby odkrywał Amerykę.

Czy on zawsze był taki nieznośny, czy może w przeszłości ja byłam bardziej uległa? Nie potrafiłam stwierdzić, o którą z tych rzeczy chodziło.

– A ja jestem na tyle silną kobietą, by móc żądać tego samego.

Giovanni westchnął.

– Ale ty nie zostałabyś poddana tym samym próbom co każdy mężczyzna, który dołącza do Famiglii. My musimy złożyć przysięgę, zrobić sobie tatuaż. Musimy krwawić i cierpieć.

1Vitiello whore – (z ang.) dziwka Vitiello (przyp. red.).