Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
264 osoby interesują się tą książką
Żyjąc z dnia na dzień, Nataniel stacza się na samo dno. Narkotyki, alkohol, seks i sadyzm w połączeniu ze spalającą tęsknotą za ukochaną kobietą powoli niszczą go od środka. Kiedy przyjmuje kolejne zlecenie – ma zabić człowieka, który ośmielił się okraść znanego biznesmena półświatka – jego świat staje na głowie. Anastazja wcale nie umarła. A co gorsza, jest żoną mężczyzny, na którego wydano wyrok.
Balansując na granicy szaleństwa, Nataniel wkracza na drogę przez piekło, która może przynieść odkupienie. Czy starczy mu sił, by odmienić przeznaczenie?
Ta pozycja to kontynuacja książki „Nataniel”. Zawiera sceny przemocy, treści mocno kontrowersyjne i wulgaryzmy. Czytasz ją na własną odpowiedzialność. Nie jest przeznaczona dla czytelników poniżej osiemnastego roku życia. Autorka nie popiera zawartych w niej zachowań, a jedynie je opisuje. Ostrzeżenia proszę wziąć na poważnie, ponieważ nie jest to tani chwyt reklamowy!
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 168
Rok wydania: 2025
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Naucz mnie od nowa
Copyright © Agnieszka Kowalska-Bojar
Copyright © Motylewnosie 2025
Wydanie I
Poznań 2025
ISBN 978-83-66821-77-4
Wszelkie prawa zastrzeżone. Rozpowszechnianie i kopiowanie całości lub części publikacji w jakiejkolwiek postaci zabronione bez wcześniejsze pisemnej zgody autorek oraz wydawcy. Dotyczy to także fotokopii i mikrofilmów oraz rozpowszechniania za pomocą nośników elektronicznych.
Redakcja: Angelika Kuszła, Poradnia Redakcyjna
Korekta: Dominika Kamyszek, Opiekunka Słowa
Korekta po składzie: Sylwia Dziemińska, Korekta przy kawie
Skład do druku: Katarzyna Mróz-Jaskuła, Wielogłoska
Wydawnictwo
motyleWnosie
Nasze e-booki i książki kupisz na stronach:
www.motylewnosie.pl
www.sklep.motylewnosie.pl
Dla Darii Głowackiej – za nietuzinowy pomysł, który wykorzystałam w książce.
Mówią, że muszę się zmienić,
Ale nie mam nikogo, dla kogo mógłbym to zrobić.
Podążamy szarą, spękaną drogą życia.
Po lewej mając ciemność lasu,
Po prawej roziskrzoną taflę oceanu.
Drogą pomiędzy dobrem a złem.
Rozdarci.
Prolog
Rozdział 1
Rozdział 2
Cover
Siedział zgarbiony w bezruchu z pochyloną głową i dłońmi na kolanach, jakby za wszelką cenę chciał pozostać niewidoczny. Sprawiał wrażenie niezwykle spokojnego, lecz gdyby ktoś mógł spojrzeć w jego pełne życia oczy, to szybko by zrozumiał, jak bardzo pozory mogą mylić. Jednak to życie, chociaż tak wyraziste, przypominało raczej nabrzmiały owoc – gotowy, aby opaść na ziemię i roztoczyć wokół siebie swąd zepsucia. Było też zabarwione nietrudnym do uchwycenia szaleństwem.
Trzasnęły drzwi pchnięte nagłym podmuchem wiatru. Mężczyzna drgnął i niezwykle wolno uniósł głowę. Czubkiem języka oblizał spierzchnięte usta, a potem rozejrzał się dookoła. Bez zainteresowania, bez zbytniego zapału, jakby w ogóle go to nie obchodziło i jakby istniał jakiś niepisany nakaz, aby zlustrować spojrzeniem puste ściany i zawiesić wzrok na zakratowanym oknie. W końcu jego uwagę przykuł muskularny pielęgniarz z kamienną twarzą, z której wyróżniał się zakrzywiony nos upodobniający go do skrzydlatego drapieżnika. Przyglądał mu się przez bardzo długą chwilę, aby później całkowicie stracić zainteresowanie. Znowu pochylił głowę, zgarbił się i zamarł w bezruchu, ale nie popadł w poprzednie odrętwienie. Wyostrzony słuch wyłowił z ciszy dwa znudzone głosy.
– …podobno stracił dziecko, syna lub córkę.
– Tak po prostu zwariował?
– Leki, cierpienie psychiczne… Myślisz, że to mało? Może nawet zostawiła go żona?
– Nie wygląda na żonatego.
– Do nas trafiają tacy, którzy nawet nie przypominają ludzi. Ten tutaj był kiedyś osobą, która miała świat u stóp, a teraz… spójrz tylko.
Mężczyzna wyciągnął przed siebie poranione dłonie i przyjrzał się im z namysłem.
Stracił kogoś?
Mgła spowijająca jego umysł na moment się rozwiała i powróciły nieostre wspomnienia. Padający śnieg i niekształtna plama krwi na kciuku. Błękitne wody oceanu i smukły, luksusowy jacht. Złociste kosmyki i wwiercający się w uszy krzyk. Ból, który odbijał się echem w jego umyśle. Twarz obca, ale poniekąd znajoma. Twarz, której widok przyniósł ze sobą wrażenie, że świat stał się nagle trójwymiarowym miejscem, gdzie czas przestał się liczyć. Później mgła powróciła, długimi pasmami oplatając sączące się z zakamarków pamięci wspomnienia. Wkradła się pomiędzy wyraziste emocje, zamazała kontury tego nierzeczywistego świata.
Zawładnęła nim, wymazując przeszłość i przyszłość, pozostawiając jedynie chybotliwy płomień teraźniejszości.
Głowa mężczyzny opadła, dłonie znów spoczęły na kolanach. Już się nie rozglądał, nie przysłuchiwał. Wrócił z powrotem do miejsca, gdzie nie odczuwał cierpienia.
Do zamkniętego świata spowitego mgłą zapomnienia.
Leżał na łóżku, a jego dłoń z dopalającym się papierosem opadła na bok. Wątły dym wirował, unosząc się ku sufitowi, tam, gdzie mężczyzna utkwił nieruchome spojrzenie, jakby chciał odnaleźć wybawienie w zżółkniętej, popękanej ze starości powierzchni.
Spalający go od wewnątrz ból nie zawsze był taki sam, nie zawsze tak samo obezwładniał. Najgorszy stawał się w samotne noce, gdy przestrzeni obok nie wypełniało ciepło drugiego ciała ani dźwięki spokojnych oddechów. Tylko wtedy przeszywał niczym ostrze smukłego, srebrzystego sztyletu. Zadawał rany, z których nie sączyła się krew, lecz gorzkie łzy. Sprawiał, że Nataniel nauczył się płakać.
Tak, w takie noce zawsze płakał. Wił się na łóżku, osuwał na ziemię i krzyczał aż do utraty tchu, bo bezsilność była najgorszym wrogiem, z jakim przyszło się zmierzyć. Brakowało mu oddechu, a psychiczne cierpienie zyskało nowy, fizyczny wymiar, którego nikt i nic nie mogło ukoić. Ta bezsilność sprawiała, że wariował, popadając w otchłań szaleństwa i okrucieństwa.
Chciał się zmienić, ale nie miał dla kogo.
Więc się nie zmieniał.
Kilka lat temu stracił wszystko. Rodzinę, kobietę, którą kochał, życie, jakie znał. Stracił samego siebie, potwora, jakim był, nie zyskując nic w zamian. Już wtedy zasługiwał na piekło; teraz nawet na jego najgłębsze czeluści. Umierając, Anastazja zabrała tę drobną cząstkę człowieczeństwa, którą zdołała w nim obudzić. Stał się więc jeszcze gorszy, bo nie dostrzegał nawet sensu w życiu dla samego siebie. Został mu tylko seks, coraz brutalniejszy, coraz bardziej wyuzdany oraz coraz nudniejszy. Nie brakowało też zleceń, bo od kilku lat uchodził w tym środowisku za niezawodnego oraz wyjątkowo skutecznego ze względu na bezwzględność, z jaką przeprowadzał każdą akcję. Pragnął śmierci, ale na przekór temu pragnieniu los dawał mu kolejne szanse na życie.
Może to właśnie było przeznaczone mu piekło, tutaj, na Ziemi?
Żył z dnia na dzień, z godziny na godzinę. Traktował to z obojętnością, bo od chwili, gdy jego laleczka umarła, chciał podążyć w jej ślady. Niestety, był zbyt silnym skurczybykiem, aby samemu sobie strzelić w łeb. Za silnym, by umrzeć, za słabym, by żyć jak dawniej. Poza tym jeśli istniało piekło i niebo, to wiedział, iż nigdy się nie spotkają. Mieli na to tylko jedną szansę, tutaj, pomiędzy dwoma wymiarami, ale on ją zaprzepaścił.
Nawet zemsta go ominęła, bo Paweł niespodziewanie umarł na zawał serca.
Anastazję pochowano daleko, w rodzinnym mieście. Jeździł tam zawsze raz w miesiącu. Na początku tylko stał i patrzył na granitowy nagrobek z imieniem i datą śmierci. Potem zaczął kupować kwiaty. Kładł je na gładkiej płycie, zastanawiając się, dlaczego nigdy wcześniej nic jej nie podarował. Nic dobrego, bo złych rzeczy dostała od niego w nadmiarze. Dlaczego nie kupił ogromnego bukietu róż, czerwonych, białych… jakichkolwiek? Robił to teraz, gdy na wszystko było już za późno.
Zauważył, że mało kto odwiedzał grób, chociaż w zasadzie nie powinno go to dziwić. Jej rodzeństwo mieszkało zbyt daleko, pewnie przyjeżdżali raz lub dwa razy do roku. Został tylko on, bo gnały go w to miejsce tęsknota i poczucie winy. Miał wrażenie, że mógł być wtedy bliżej swojej laleczki. Złudne i głupie, lecz co mu pozostało?
Leżąca nieopodal komórka zawibrowała, zwracając uwagę Nataniela. Wyrzucił niedopalonego papierosa i sięgnął po telefon. Zawsze, kiedy to robił, łudził się, że w końcu ujrzy na ekranie znajomy numer, że Arek będzie gotowy mu wybaczyć, porozmawiać z nim. Niestety, zazwyczaj nadzieja ta była płonna, bo dzwoniła albo matka, albo jego zleceniodawca, nigdy brat.
Kilka lat temu zmienił całe swoje życie. Sprzedał dom, zerwał kontakty, wycofał się z interesów. Kupił mieszkanie w zaniedbanej kamienicy na samym strychu. Przyjął zlecenie, by torturować i zabić kochanka żony swojego klienta. Później posypały się kolejne, chociaż Nataniel uważał, aby nie przesadzić. Nie chciał znów iść do pierdla. Znakomicie za to wpasował się w rolę nieuchwytnego egzekutora i jeszcze nigdy nie zawiódł swoich pracodawców. Codzienność uprzyjemniał sobie wódką, prochami i orgiami, nie zapominając jednak o utrzymaniu formy i treningach, bez nich bowiem łatwo mógł się przeistoczyć z napastnika w ofiarę. Nie chciał tego, chociaż żył bez celu, nie zastanawiając się, co będzie kolejnego dnia.
– Czego? – zapytał zamiast powitania. – Mam urlop.
– A ja dobrze płatną fuchę – odezwał się głos po drugiej stronie.
– Jak dobrze?
– Trzykrotna stawka. – Igor był z pochodzenia Białorusinem, który dwie dekady temu pojawił się w Polsce, ożenił i na dobre zadomowił w nowym kraju.
– Trzykrotna? – Nataniel gwizdnął z uznaniem. – Kogo mam, do diabła, sprzątnąć? Prezydenta?
– Nie śmiej się, zwykłą babę. I nie do końca sprzątnąć.
– Za taką kasę nie może być zwykła. Dobra, zbieram się, będę u ciebie za dwie godziny. Wyjaśnisz, co trzeba, ja zrobię, co trzeba, a później wrócę kontynuować wypoczynek.
– Ciekawe, po czym odpoczywasz – mruknął zgryźliwie Igor. – Nataniel, nie zapytałeś, dlaczego stawka jest trzykrotna.
– Nie zapytałem. Przyjadę, pogadamy.
Nie spieszył się. Wykąpał się, ubrał, wciągnął trochę koki. Dzień jak co dzień – pomyślał, krzywiąc się do swego odbicia. Później zgarnął broń i pojechał do Igora.
– Mów, o co chodzi – rozkazał, zwalając się na kanapę, a następnie zapalił papierosa. – Za taką kasę pewnie o morderstwo.
– Niezupełnie. – Starszy, nieco szpakowaty mężczyzna spojrzał na niego z chytrością, która przeczyła wyglądowi nobliwego biznesmena. – Młoda żoneczka zleceniodawcy romansuje z jego synem. Facet ma wkurwa na maksa, bo to dwie najbliższe mu osoby. Nie masz ich zabijać, ale ostro się z nimi zabawić. Bardzo ostro. Masz zielone światło na cokolwiek, co wymyślisz.
– To lubię! – Nataniel wydmuchnął dym, szeroko się uśmiechając. – Takich zleceń możesz przyjmować znacznie więcej.
– Bo jesteś popierdolonym sadystą.
– Jestem. Czyli to wszystko?
– A! No patrz, zapomniałbym. Syna masz tak potraktować, aby był zdolny spłodzić potomka.
– Coś się wymyśli.
– Żadnych śladów.
– Dyskrecja to moje drugie imię.
– Skurwiel to twoje drugie imię – mruknął Igor. – Tutaj masz potrzebne informacje plus zaliczkę.
– Nie chcę zaliczki, zatrzymaj całą. Za takie zlecenie należy ci się bonus.
Nataniel wręcz delektował się myślą o tym, co będzie mógł zrobić. Zazwyczaj musiał być delikatny albo po prostu zabójczo precyzyjny. Wyrafinowana zemsta – to było coś, na co zawsze czekał z utęsknieniem. Szczerze mówiąc, na samą myśl o torturach zrobiło mu się ciasno w spodniach. Takie rzeczy zawsze go rajcowały i nie zdołało tego zmienić nawet uczucie do Anastazji.
Miał to we krwi, pulsowało w takt bicia serca, w rytm oddechu. Dawało się to zauważyć w szarych oczach czy w szerokim, okrutnym uśmiechu. Kiedyś próbował z tym walczyć i przegrał, więc w końcu się z tym pogodził.
Wysiadł z samochodu i wyjął z bagażnika czarną, sportową torbę. Dopalił papierosa, wyciszył telefon i sprawdził broń wiszącą na uprzęży. Później zapiął kurtkę i podrzucił w dłoni pęk kluczy, który przekazał mu Igor, po czym spokojnym krokiem udał się w stronę luksusowej willi.
Bezszelestnie wślizgnął się do środka. Później podążył na górę, skąd dobiegały głośne jęki i sapanie. Doskonale wiedział, co zastanie w sypialni pana domu, i to wywołało na jego twarzy szeroki uśmiech.
Torbę zostawił w korytarzu, a sam zajrzał przez lekko uchylone drzwi.
Młody, nagi i umięśniony mężczyzna leżał na łóżku. Ramiona miał szeroko rozrzucone, na twarzy błogi uśmiech. Sprawczynią tego była ujeżdżająca go kobieta o jasnych włosach.
Niezła – pomyślał Nataniel, oblizując usta. Zgrabne ciało, doskonale zrobione cycki. Skóra w apetycznym, karmelowym odcieniu – efekt solarium lub wakacji na rajskiej plaży. Długie, krwistoczerwone paznokcie, którymi teraz rzeźbiła krwawe pręgi na ciele kochanka. Twarzy nie dostrzegł, ale spodziewał się, że też dobrze prezentuje się w realu, bo dotychczas oglądał tylko jej zdjęcia.
Przez chwilę przyglądał się z namysłem. Gdyby nie jego plany, pozwoliłby im skończyć. Niestety, to mogło nieco skomplikować zadanie. Wyjął broń, kopnął drzwi i wszedł do środka.
Kobieta się zerwała, wydając z siebie głośne piski. Urwały się, gdy wymierzył jej brutalny cios prosto w twarz. Nieprzytomna osunęła się na podłogę, a wtedy zajął się mężczyzną. Mimo iż tamten był doskonale zbudowany, to nawet jego bicepsy nie miały szansy w starciu z furią napastnika.
Kwadrans później zadowolony Nataniel przyglądał się swemu dziełu.
Zabrał ich ze sobą na dół, do salonu połączonego z kuchnią.
Mężczyznę fachowo skrępował, przywiązując do solidnego krzesła, te zaś do równie solidnej komody. Na marmurowym blacie z pietyzmem ułożył potrzebne mu akcesoria. W rogu pokoju postawił statyw, a na nim umieścił kamerę, która miała wszystko nagrywać. Kobiety na razie nie wiązał, bo wiedział, że będzie mu jeszcze potrzebna. Skuł jedynie smukłe nadgarstki kajdankami, aby nie wywinęła czegoś, za co musiałby ją zabić.
Sam założył czarną kominiarkę, kurtkę przewiesił przez oparcie kanapy i czekał, paląc papierosa.
Pierwszy ocknął się syn marnotrawny.
– No, nareszcie – odezwał się radośnie Nataniel. – Ileż można, kurwa, spać?!
– Co…
– Pozdrowienia od tatusia.
Mężczyzna zauważalnie pobladł. Zrozumiał, że wszelkie tłumaczenia nic tu nie dadzą, bo ten facet jedynie wykonuje zlecone mu zadanie.
– Daj mi telefon. Zadzwonię i poga…
– Nie. Za to cię pocieszę obietnicą, że przeżyjesz. Jakość tego życia już nie będzie taka jak wcześniej, ale… O, lalunia się budzi! Znakomicie. Najpierw dokończycie to, co zaczęliście. Dalej, dziwko! – Kopnął gramolącą się z podłogi kobietę. – Obciągniesz mu, a spermę złapiesz do tego oto magicznego pudełeczka.
Na pięknej twarzy ofiary malowało się autentyczne przerażenie, jednak na Natanielu nie zrobiła wrażenia ani jej uroda, ani strach. Jednego i drugiego miał w życiu do przesytu.
– Pozwolicie, że będę się zwracał do was po imieniu. Klaudio, czyń honory! Byle żwawo, bo wierz mi, nie chcesz, abym się rozgniewał. Prawda, Mikołaju?
Cicho łkając, upadła na kolana. Coś w głosie mężczyzny powiedziało jej, że opór będzie nie tylko daremny, ale i surowo ukarany. Dłonie jej dygotały, gdy ujęła sflaczałego penisa swego kochanka. Ten z kolei zachowywał się butnie, nie wierząc, iż ojciec mógłby kazać go skrzywdzić. Pewnie chodziło o upokorzenie, później będzie umoralniający wykład i tymczasowe odcięcie od finansowego źródełka. Gorzej z Klaudią, ale to miał już w dupie.
Nataniel z uznaniem przyglądał się zainicjowanej akcji. Dziwka miała fach w ręku. Niby taka przerażona, ale ssała niczym rasowa kurwa. Ten widok go podniecił. Rozpiął spodnie, po czym wyjął z tylnej kieszeni gumkę i sprawnie nałożył ją na twardniejącego penisa. Klęknął za jej plecami, a gdy przerwała, patrząc na niego z przerażeniem, przyłożył palec do ust, nakazując milczenie.
– Będzie bolało – uprzedził, po czym obficie splunął w rowek pomiędzy pośladkami i rozsmarował ślinę. – Ciągnij, zdziro! Z zapałem, bo dziwnie niemrawa jesteś. – Najpierw w ciasną dziurkę wepchnął jeden palec, potem dołączył do niego drugi. Jednocześnie brutalnie chwycił kobiecą głowę, dociskając ją do podbrzusza Mikołaja.
– Zabawę czas zacząć.
Kobieta się szarpnęła, gdy brutalnie wszedł w nią od tyłu, bo chociaż miała doświadczenie w takich zabawach, to tym razem zabolało.
– Kurwa! Jak ja kocham taki anal! Tylko pamiętaj, suko, pudełeczko – wysapał. – Masz nie uronić ani kropli, bo za każdą wybiję ci po zębie.
Mikołaj pojękiwał z przyjemności pomimo ocierających jego ciało więzów. Nataniel również, bo wiedział, że to zaledwie początek. Za to gwałcona kobieta cierpiała katusze, upokorzona i zniewolona w tak bestialski sposób. Na dodatek miała świadomość, że ten świrus wszystko nagrywa. Pewnie dla jej męża, tego cholernego idioty. Tego pierdolonego impotenta! Gdyby miał sprawnego fiuta, nie musiałaby szukać przyjemności u innych.
Nataniel za to czuł się jak w raju. Jego członek zanurzał się i wynurzał w niesamowitym tempie. Nie zwolnił nawet, gdy dostrzegł krew. Zaczął okładać pięściami jej ciało, szarpać za włosy, a na samym końcu wsadził palce w jej usta i rozciągając je do granic możliwości, pędził ku ekstazie.
– Zajebiście! – wysapał, wycofując się po potężnej eksplozji. – Dobra, ja doprowadzę się do porządku, a ty z nim skończ. Wtedy dostaniesz wolne – zakpił, zwinnie podrywając się do pionu.
Skłamał, lecz to mu nie przeszkadzało, bo ona chyba uwierzyła w jego słowa. Intensywnie pieściła nabrzmiałego członka Mikołaja, niezdarnie pomagając sobie skrępowanymi dłońmi. Krztusiła się, charczała, lecz połykała go w całości, bo wystarczająco dobrze znała swojego kochanka i wiedziała, że ten rodzaj pieszczot szybko doprowadzi go do orgazmu. Twarz miała purpurową z wysiłku, oczy pełne łez, ale nie przerwała, chcąc skończyć to jak najszybciej. I kiedy poczuła, jak twarda męskość zaczyna pulsować w jej ustach, szybko się wycofała i podstawiła plastikowy pojemniczek, który wręczył jej oprawca.
Nataniel bez słowa odebrał pudełeczko, nałożył na nie zakrętkę i całość umieścił w czymś w rodzaju małej walizeczki. Tę schował w czarnej torbie, a później sięgnął po lateksowe rękawiczki.
– Punkt pierwszy za nami – oznajmił ze spokojem. – Już się pewnie domyślacie, kto jest moim zleceniodawcą? Powiedzmy, że poczuł się mocno oszukany i zawiedziony waszą postawą. Nie mogę was zabić, ale mogę się zabawić. Ale fajnie się rymuje, nie? – dodał z zachwytem. – Jest tylko jeden warunek. Tatuś liczy, że spłodzisz potomka, dlatego musiałem zadbać o zapas twojej spermy. Po wszystkim już raczej nie będziesz się nadawał do tych spraw.
Mikołaj zbladł jak ściana.
– Zadzwonię i…
– Nie zadzwonisz. Będziesz darł się jak opętany, grając główną rolę w przedstawieniu, które przygotowałem. A ty dokąd, suko?
Kobieta usiłowała chyłkiem umknąć, ale potężny kopniak od razu uzmysłowił jej, że nie ma na to szans. Skuliła się, z trudem łapiąc oddech, a wtedy Nataniel wymierzył kolejny cios i kolejny, aż zaczęła w końcu krzyczeć, niezdarnie zasłaniając się ramionami.
– Ciebie zostawiam na deser. – Chwyciwszy ją za długie, jasne włosy, zawlókł pod kaloryfer i tam przykuł drugą parą kajdanek. – Na razie sobie popatrzysz.
– N-na co? – ośmieliła się wyjąkać. – Stefan nigdy by…
– Tutaj nie ma żadnego Stefana. Jestem ja i możesz mi mówić Nataniel. – Uśmiechnął się drapieżnie, ściskając palcami jej sutki. – A teraz pewnie zgłodnieliście, bo seks zawsze zaostrza apetyt. Nie ma sprawy, opracowałem specjalne menu na dzisiejszy wieczór.
Wstał i przeszedł do kuchni. Przez chwilę przeglądał szafki, po czym wyjął z jednej średniej wielkości patelnię, a z drugiej drewnianą deskę do krojenia pieczywa. Z uznaniem podrzucił patelnię, złapał i stwierdził, iż znakomicie się nada. Wziął też z szuflady jeden z ostrych noży i tłuczek do mięsa. Każdy jego ruch śledziły z przerażeniem dwie pary oczu.
– Dobrze, mam wszystko. – Stanął przed Mikołajem, a ten chyba po raz pierwszy pomyślał, że nie wyjdzie z tego bez szwanku. Jebany ojczulek chyba faktycznie musiał się wkurwić, i to porządnie, skoro zatrudnił tego psychola. – Dziś szef kuchni proponuje danie mięsne z modnej ostatnio kuchni regionalnej.
– Zapłacę ci – wybełkotał Mikołaj, bo nagle zrozumiał jego zamiary. – Ile chcesz, co chcesz.
– Nic od ciebie nie chcę. Mogę ewentualnie przyjąć od ciebie zlecenie.
– Wszystko, dam ci wszystko! Tylko nie… – Próbował się uwolnić, ale nadaremnie.
Nataniel umiejętnie odsunął mięknącego kutasa, sprawnie podłożył drewnianą deseczkę, po czym wymierzył cios tłuczkiem do mięsa w wyeksponowane jądra. Najpierw powietrze przeszył przeraźliwy skowyt, a później ofiara zemdlała. Zresztą Klaudia również, gdy tylko dostrzegła, jakie szkody poczyniło niewinne kuchenne narzędzie.
– Mięczak – mruknął Nataniel. – Babie się nie dziwię, ale tobie?
Napełnił garnek lodowatą wodą i chlusnął nią na nieprzytomnego mężczyznę. Ten nie ocknął się od razu. Nie pozwolił mu na to ogromny ból pokaleczonych jąder. Nataniel czekał cierpliwie, a gdy złapał spojrzenie ofiary, uderzył po raz drugi. Tym razem sobie nie żałował. Uderzał i cucił, robiąc to na zmianę z umyślnym okrucieństwem. Tak długo, aż jądra ofiary zaczęły przypominać płaski, poszarpany kawałek mięsa. Wtedy sięgnął po nóż i je odciął. Buchnęła krew, Mikołaj znów zemdlał, a Nataniel skrupulatnie przerzucił coś, co kiedyś było męskimi klejnotami, na płaską powierzchnię patelni. Ostrze tego samego noża rozgrzał w kominku, który wcześniej rozpalił, po czym dotknął otwartej rany, aby przypalić brzegi.
– Ekskluzywny burger z jaj zdradzieckiej gnidy – powiedział szyderczo.
Klaudia, która ocknęła się jakiś czas temu, właśnie zwracała zawartość swojego żołądka. Po salonie rozniósł się nieprzyjemny zapach wymiocin, mieszając się z odorem przypalonego ludzkiego ciała.
– To nie koniec, suko. Teraz ładnie zjecie, co przygotowałem.
Nie była w stanie zaprotestować.
– Nie na surowo. – Nataniel podszedł do kuchenki i postawił patelnię na gładkiej płycie. – Przysmażony, lekko krwisty. Mogę dodać warzywko, jak coś jest w lodówce. Sałatę, ogórka… co sobie życzycie.
Pokręciła przecząco głową, bo nie mogła wykrztusić ani słowa.
– Najpierw posiłek, abyście odzyskali siły. Potem zajmę się tobą, bo on chyba ma już dość na dziś. Najpierw wpompuję ci w dupę wodę. Tyle, że będziesz wyła z bólu. A potem przerucham kijem od miotły. Ogólnie chciałem zrobić chłopakowi okłady z młodych cycków. – Wskazał na wciąż nieprzytomnego Mikołaja. – Ale twoje są tak sztuczne, że jeszcze by mu zaszkodziły.
Szczerze mówiąc, jego zadowolenie się ulotniło. Czuł jedynie znużenie, bo wszystko poszło zbyt gładko, a on nie lubił łatwych zdobyczy.
Ci dwoje byli tacy nudni…
Westchnął, obserwując skwierczące na patelni resztki męskich jąder. Było z nim coraz gorzej. Już nawet tak wyrafinowane tortury przestawały go bawić.
– Posiłek gotowy – powiedział ponuro. Nabił kawałek na widelec i spróbował. Przez chwilę przeżuwał twarde mięso, a potem je wypluł.
– Ohyda – stwierdził. – Idealne dla takich jak wy. Oczywiście panie mają pierwszeństwo.
O dziwo, przełknęła podany jej kawałek. Odruch wymiotny był tak silny, że prawie się nim udusiła, ale wiedziała, że ten sadysta i tak zmusi ją do zjedzenia.
– Proszę… – wystękała. – Wystarczy…
– W sumie masz rację. Reszta dla niego. – Wskazał widelcem na nieprzytomnego Mikołaja. – Wiesz, osobiście to już bym wam odpuścił, ale sama rozumiesz. Nie mogę, bo ucierpi moja reputacja.
– Błagam…
– O seks? – zapytał chytrze Nataniel, wodząc opuszką palca po poranionych ustach. – Dobrze, zgoda, ale musimy zrobić coś spektakularnego na zakończenie. Jakieś propozycje?
– Nie… nie mam – zaczęła rozpaczliwie łkać. Nagle uniosła głowę, spoglądając prosto w obiektyw kamery. – Wygrałeś, skurwielu! Ciesz się swoją zemstą! I wiesz co? Jesteś tak samo nędzny jak twój fiut! – wysyczała.
– Dobra dziewczynka!
Nataniel poklepał ją po policzku, aby sekundę później wymierzyć brutalny cios. Oczy kobiety uciekły w tył głowy, a z nosa trysnęła krew. Bezwładnie osunęła się na ziemię. Rozkuł ją i zabrał kajdanki.
Potem wstał i otrzepał dłonie. Zabawa z tą dwójką skończyła się szybciej, niż się spodziewał. Resztki przypalonych jąder wepchnął nieprzytomnemu Mikołajowi do ust, po czym rozwiązał go bez pośpiechu. W trakcie tej mało absorbującej czynności zrobił mu jeszcze kilka zdjęć jego własnym telefonem, po czym wrzucił na media społecznościowe z napisem: „Ja już wiem, jak smakują moje jaja. A ty wiesz, jak smakują twoje?”. Uważał to za znakomity dowcip. Karę wymierzył, o możliwości posiadania potomstwa nie zapomniał, dziwka też nie wyszła z tego najlepiej. Obstawiał złamaną szczękę i kilka wybitych zębów. Miał ochotę wsadzić jej widelec w oko, ale to mogło skończyć się śmiercią. Tego klient nie zamawiał, a Nataniel nie zamierzał wychodzić przed szereg.
Innym razem – postanowił, pakując akcesoria do wnętrza czarnej torby. Nie wszystkich użył, lecz to mu nie przeszkadzało. Zawsze wolał być przygotowany. Na samym końcu wyłączył kamerę i zdjął kominiarkę.
Zatoczył głową niewielkie kółeczka, aby rozluźnić mięśnie szyi. Zamknął oczy, przypomniawszy sobie, że jutro ósmy – dzień odwiedzin u jego laleczki. Powrócił ból, który dotąd tak umiejętnie tłumił. Jeszcze raz spojrzał na krajobraz po bitwie, który zostawiał, i nagle pomyślał z żalem, że gdyby ona to zobaczyła…
Nie, kurwa, nie! Skoro złośliwy los i wredne przeznaczenie postanowiły mu ją zabrać, to on zemści się z nawiązką. Na wszystkich, którzy staną mu na drodze. Niech świat wie, że jedynie ta kobieta stanowiła wątłą barierę pomiędzy nim a złem goszczącym w jego głowie. A skoro jej nie było… Nataniel otworzył oczy i zaczął się śmiać.
Niebo zabrało mu jego anioła, więc samo jest sobie winne. Winne temu, że sprawił, iż niektórzy zakosztowali piekła już tutaj, na Ziemi.
Podniósł torbę i wciąż się śmiejąc, wyszedł z domu i ruszył w stronę zaparkowanego samochodu.
Przed nim długa droga, ale powinien zdążyć.
Jutro kupi białe róże.
