Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
NIKOTYNA
ALKOHOL
KOKAINA
PEYOTL
MORFINA
ETER
APPENDIX
Świństwo, ogłupiająca trucizna, ohyda. Tak Witkacy określał narkotyki, o których działaniu miał okazję się przekonać. Po raz pierwszy wydane w 1932 roku eseje to relacje z doświadczeń autora z każdą z używek, których szkodliwy wpływ na człowieka potępił, jeszcze zanim oficjalnie zrobiło to społeczeństwo.
Niniejsza publikacja została opatrzona wstępem dr Anny Żakiewicz – witkacolog, która w fascynujący sposób odkrywa przed czytelnikiem kulisy powstania niektórych prac artysty oraz jego eksperymentów.
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Czas: 5 godz. 38 min
Lektor: Michał Breitenwald
Prawa autorskie do tego wydania © Wydawnictwo Nowa Baśń, 2025
Podstawą niniejszego opracowania jest pierwsze wydanie z 1932 roku.
Język oryginalnej książki został uwspółcześniony, aby ułatwić lekturę dzisiejszemu czytelnikowi. Styl autora pozostał nienaruszony, a zmiany ograniczono jedynie do pisowni i interpunkcji, dostosowanych do obecnych zasad języka polskiego. Dzięki temu książka zachowuje swoje walory merytoryczne, a jednocześnie staje się bardziej przystępna.
Autorem wszystkich obrazów zamieszczonych w tej publikacji jest Stanisław Ignacy Witkiewicz. Ich wersje cyfrowe zostały udostępnione przez: Muzeum Narodowe w Warszawie, Muzeum Pomorza Środkowego w Słupsku, Muzeum Narodowe w Krakowie oraz Muzeum Sztuki w Łodzi.
Redaktor prowadząca
Ewelina Bojszczak
Opracowanie językowe
Joanna Misztal, Edyta Malinowska-Klimiuk
Opieka promocyjna
Angelina Gąkowska
Projekt okładki
Marta Konarzewska
Projekt typograficzny i łamanie
Justyna Nowaczyk
Wszystkie prawa zastrzeżone. Żadna część niniejszej publikacji nie może być kopiowana i wykorzystywana w jakiejkolwiek formie bez zgody wydawcy i/lub właściciela praw autorskich.
Wydanie I
ISBN 978-83-8203-470-7
{materia} jest marką wydawniczą Wydawnictwa Nowa Baśń
Wydawnictwo Nowa Baśń
ul. Święty Marcin 77/8a, 61-808 Poznań
telefon: 881 000 125
www.nowabasn.com
Wstęp
Eksperymenty narkotyczne Witkacego
Napisała Anna Żakiewicz
Trzydzieści lat temu miałam zaszczyt i przyjemność rozmawiać o Witkacym z Juliuszem Żuławskim (1910–1999), który w okresie międzywojennym miał okazję poznać artystę osobiście. Jedna z ich konwersacji dotyczyła narkotyków. Pisarz był ciekaw, po co Witkacy je zażywa i jaki cel mają jego eksperymenty z tymi szkodliwymi przecież substancjami. Artysta z przekonaniem odparł, że dzięki narkotykom widzi barwy, których nie ma w naturze. To na pewno dobre wyjaśnienie dla malarza tworzącego w epoce mającej ambicje poszukiwania całkiem nowych sposobów ekspresji artystycznej.
Z pewnością nie chodziło tylko o kolory, lecz także o specyficzny sposób widzenia świata – zniekształcenie jego form, rozmycie kształtów, ich deformację. Artysta wykorzystywał swe doświadczenia głównie podczas wykonywania portretów, które prezentują przedstawione osoby w zaskakujący sposób – kontury ich twarzy rozmywają się, gubią w gąszczu wielobarwnych kresek, na policzkach pojawiają się nienaturalnie jaskrawe rumieńce, oczy mają nieprzytomny wyraz. Czasem twarz jest uproszczona, pozbawiona modelunku, naszkicowana zaledwie kilkoma kreskami. Niekiedy deformacja jest tak daleko posunięta, że z trudem rozpoznajemy osobę portretowaną. Witkacy potrafił jednak tak uchwycić cechy charakterystyczne modela, że jego identyfikacja prawie zawsze jest możliwa.
Osobliwością niektórych portretów wykonywanych pod wpływem narkotyków jest połączenie głowy modela z nietypowym zakończeniem – ogonem ryby lub węża bądź osadzenie jej na ptasich nóżkach. Niekiedy pozbawiona reszty ciała głowa frunie swobodnie ponad górskimi szczytami.
Takich przedstawień nie sposób nie skojarzyć z surrealiz-mem – kierunkiem w sztuce, który pojawił się we Francji, Włoszech i Hiszpanii w tym samym czasie, kiedy Witkacy tworzył swoje najbardziej szalone portrety – w latach dwudziestych XX wieku. Reprezentowany był przez artystów, takich jak Salvador Dali, René Magritte, Giorgio de Chirico, Francis Picabia. Surrealiści odrzucali logikę i racjonalność przedstawień na rzecz eksploracji podświadomości, poetyki snów i fantazji. Dążyli do wyrażania wewnętrznych przeżyć i marzeń, często poprzez łączenie elementów fantastycznych z symbolicznymi i realnymi. W efekcie powstawały dzieła pełne zaskakujących zestawień, tworzących świat całkiem inny od tego, z którym mamy do czynienia na co dzień.
Jednak podobieństwo dzieł surrealistów do prac Witkacego jest dosyć powierzchowne i artysta sam odżegnywał się od tego kierunku, a także wszelkich innych „-istów”. Dopiero pod koniec życia zaczął dostrzegać pewne zalety tego kierunku, choć dalej nie przyznawał się do pokrewieństwa z nim.
Nie sposób jednak zaprzeczyć, że twórczość zarówno Witkacego, jak i surrealistów miała wspólne źródła. Była konsekwencją przemian w sztuce, które nastąpiły między przełomem XIX i XX wieku a wybuchem I wojny światowej w 1914 roku. Już wtedy artyści zaczęli odchodzić od prostego odwzorowywania rzeczywistości i szukali nowych sposobów przedstawiania świata. We Francji narodził się kubizm, który głównie skupiał się na analizie formy przedmiotu, niemiecki ekspresjonizm był eksplozją koloru wyrażającą stany emocjonalne, a włoski futuryzm manifestował fascynację nowoczesnością i postępem technicznym, dynamizmem. Reprezentujący go artyści starali się w swoich dziełach pokazać ruch, pęd do przodu.
Polscy formiści z kolei, którzy rozpoczęli swoją działalność w listopadzie 1917 roku wystawą w krakowskim Pałacu Sztuki (początkowo pod nazwą Ekspresjoniści Polscy), korzystali z tych doświadczeń, proponując jednak własną wizję świata. Należy przy tym zwrócić uwagę na to, że o ile dla Zachodu I wojna światowa była niewyobrażalną katastrofą, to dla Polski jej koniec wiązał się z odzyskaniem własnej państwowości. Optyka polskich artystów była więc całkiem inna, nastawieni byli przede wszystkim na kreowanie świata i jego twórczą eksplorację, a nie na potraumatyczne obserwowanie i rozpamiętywanie jego destrukcji.
Zatem twórczość Witkacego, który w latach 1918–1924 należał do grupy formistów oraz sformułował swoją teorię Czystej Formy i malował obrazy w myśl jej założeń, dobrze wpisywała się w tę tendencję. Razem z innymi poszukiwał nowych form wyrazu, ale robił to w sposób niekonwencjonalny, jako że przez całe życie był skrajnym indywidualistą, a cała jego filozofia opierała się na pojęciu Istnienia Poszczególnego, czyli niezależnego i niepowtarzalnego bytu.
Ponadto Witkacy od dziecka interesował się naukami ścisłymi i przyrodniczymi, które akurat za jego życia bardzo intensywnie się rozwijały. Nie mógł więc nie skorzystać z okazji, by wypróbować na sobie działanie psychoaktywnych substancji i nadać temu doświadczeniu charakter badawczy. Celem eksperymentu było zbadanie ich wpływu na postrzeganie świata, a co za tym idzie – także twórczość artystyczną.
A skoro eksperymenty z narkotykami miały poniekąd charakter naukowy, w nocy z 27 na 28 lipca 1929 roku Witkacy zorganizował spotkanie, podczas którego obserwował wpływ zażytych substancji na przyjaciół – doktora Teodora Białynickiego-Birulę i malarza Janusza Kotarbińskiego, podczas gdy od strony medycznej nad eksperymentem czuwał doktor Zdzisław Skibiński. W efekcie powstał protokół1 będący zapisem niesamowitych wizji obu panów oraz ich rysunki.
Po kilku latach intensywnych eksperymentów narkotycznych artysta podsumował swoje doświadczenia w książce pt. Nikotyna, alkohol, kokaina, peyotl, morfina, eter + appendix, wydanej w 1932roku. Jest to dzieło niejednorodne – zawiera bowiem przemyślenia artysty na temat nie tylko narkotyków, ale też nikotyny i alkoholu, a dwa zamieszczone w nim rozdziały zostały napisane przez innych autorów – Bohdana Filipowskiego oraz Stefana Glassa, ukrytego pod pseudonimem Dezydery Prokopowicz, którzy zajęli się morfiną i eterem.
Niewątpliwie najciekawszy i najbardziej efektowny jest rozdział poświęcony peyotlowi, a przy okazji, marginesowo – meskalinie, harminie i haszyszowi. O ile Witkacy zdecydowanie potępiał uzależnienie od nikotyny, alkoholu i kokainy, to peyotl budził jego zachwyt, nie tylko jeśli chodzi o efekty jego zażywania, ale też uważał, że pomaga on uwolnić się od innych nałogów.
Opis działania peyotlu jest nie tylko barwną relacją z narkotycznych doznań, ale w istocie – utworem literackim, zarówno w jego treści, jak i użytym języku. Już w poprzednio wydanych powieściach – Pożegnaniu jesieni (1927), a zwłaszcza Nienasyceniu (1930) – artysta zaprezentował swoje niezwykłe zdolności słowotwórcze, których zresztą nie umieli docenić współcześni mu konserwatywni krytycy i recenzenci, bo nie podobały im się karkołomne niekiedy zbitki efektownie zniekształconych wyrazów niewystępujące w żadnym słowniku, za to znakomicie oddające nierealistyczny charakter doznawanych przeżyć.
Witkacy entuzjastycznie, choć niekiedy z obrzydzeniem, ale nadzwyczaj ekspresyjnie opisał swoje wizje, jakie nawiedzały go po użyciu peyotlu. Zawierały one ludzkie postacie przybierające potworne, nadnaturalne kształty, zmieniające się w dziwaczne, nieistniejące w naturze zwierzęta, rozpadające się ciała, wnętrzności w jaskrawych kolorach, bujną egzotyczną roślinność. Gdyby nie to, że artysta pierwszy raz zetknął się z peyotlem dopiero w 1928 roku, można by sądzić, że obrazy malowane przezeń na początku lat dwudziestych powstały właśnie pod wpływem tego narkotyku. Zawierają bowiem takie właśnie fantastyczne formy w jaskrawych, kontrastujących ze sobą barwach. Nie było to jednak możliwe, należy więc uznać, że Witkacy po prostu miał akurat taki typ wyobraźni, a peyotl ją tylko wyzwolił i wzbogacił.
W czasie eksperymentów z peyotlem powstało wiele portretów wykonanych pod jego wpływem. Dobrym przykładem mogą być liczne wizerunki Neny Stachurskiej z lat 1929––1931, a zwłaszcza ten, który przedstawia odłączoną od ciała głowę modelki o specyficznie zniekształconej twarzy płynącą swobodnie nad górską granią2, lub inny – jej głowa umieszczona na ptasiej nodze3.
Portrety takie mają obok sygnatury adnotację „T. Peyotl”, by nie było wątpliwości, w jakich okolicznościach zostały wykonane.
Pod wpływem peyotlu powstawały też rysunki, które z reguły przedstawiają splątane ze sobą dziwaczne stwory z małymi główkami na długich szyjach powyginanych w różnych kierunkach.
Nieco zlekceważona przez Witkacego w książce meskalina zaowocowała między innymi efektownymi kolorystycznie portretami Neny Stachurskiej i Aleksandry Totwenowej4, zbudowanymi z różnobarwnych kresek, z których jednak wyłaniają się całkiem czytelne i rozpoznawalne twarze obu kobiet. Obok sygnatury widnieją adnotacje „Mesk. Merck”, co oznacza meskalinę wyprodukowaną przez istniejącą do dziś francuską firmę farmaceutyczną Merck.
Poza literackim opisem oraz portretami działanie meskaliny dokumentują rysunki określone „po Iszejdawce meskaliny” – niewielkie kompozycje narysowane ołówkiem i piórem 10 września 1929 roku, wypełnione ludzko-zwierzęcymi stworami5.
Równie marginalnie w książce artysta potraktował haszysz. Pewnie dlatego portrety wykonywane pod jego wpływem są raczej rzadkie, choć efektowne, pozbawione wewnętrznego modelunku odznaczają się zwielokrotnionym konturem w jaskrawych barwach, jak np. wizerunki Leona Reynela z 1928 roku6.
Mimo deklaracji wyraźnej niechęci artysty do alkoholu i kokainy oraz świadomości, że substancje te są niezwykle szkodliwe oraz bardzo szybko prowadzą do głębokiego uzależnienia, degeneracji i nierzadko przedwczesnej śmierci, liczba portretów wykonanych pod ich wpływem jest zdecydowanie największa. Nie da się zaprzeczyć, że spożycie alkoholu powoduje euforię i skraca dystans w kontaktach międzyludzkich, a kokaina znacznie wzmaga energię. W związku z tym Witkacy mógł narysować nawet kilkanaście wizerunków w czasie jednego spotkania towarzyskiego w zakopiańskiej willi Olma należącej do doktora Teodora Białynickiego-Biruli i jego żony Heleny. Doktor zapewniał uczestnikom kokainę oraz opiekę lekarską, Helena – aprowizację, co Witkacy skomentował w nieco złośliwym wierszyku:
I tylko Helena baczy wciąż troskliwie,
By Jej drodzy goście nie za wiele zjedli.
W rewanżu gospodarze otrzymywali prawie wszystkie portrety, które artysta wykonał podczas takich imprez, dzięki czemu w okresie od 1928 do 1931 roku zgromadzili znakomitą kolekcję liczącą ponad 300 prac. Duża jej część (110 obiektów) w 1965 roku trafiła do Muzeum Pomorza Środkowego w Słupsku, sprzedana przez Michała Białynickiego-Birulę, syna Heleny i Teodora. Można je obecnie oglądać na ciekawie zaaranżowanej ekspozycji stałej w tak zwanym Białym Spichlerzu.
Wizerunki te odznaczają się chwiejną, nieregularną kreską oraz znaczną deformacją twarzy modela, która mimo to zachowuje mniejsze lub większe podobieństwo do swego pierwowzoru. Każdy taki portret ma obok sygnatury Witkacego i daty oznaczenie „T.C + Co”, przy czym „Co” to oczywiście skrót słowa kokaina, zaś „T.C” to według regulaminu stworzonej przez artystę w 1925 roku jednoosobowej Firmy Portretowej „S.I. Witkiewicz” typ C, czyli wizerunek wykonywany wyłącznie dla przyjaciół, bez pobierania honorarium, pod wpływem alkoholu i/lub narkotyków.
W sytuacji przeciwnej, czyli portretowaniu bez użycia jakichkolwiek używek, zwłaszcza krytykowanych przez siebie alkoholu i papierosów, artysta nie omieszkał się tym pochwalić, umieszczając obok sygnatury skrótowej informacji „NP NΠ”, co oznaczało „nie pił, nie palił”. Jeśli zaś dołączone do tego były cyfry (zazwyczaj w dolnym rejestrze), dotyczyły one liczby dni abstynencji, a dodatkowe litery „m” lub „r” – miesiące i lata. Witkacy bowiem słusznie uważał, że wszystko, co spożywamy, ma wpływ na nasze postrzeganie rzeczywistości i oczywiście proces twórczy. Należy przy tym zaznaczyć, że portretując klientów swojej firmy, płacących za wizerunki, artysta na ogół był trzeźwy, unikał palenia (zwłaszcza przy kobietach), czasem tylko pił kawę („Cof”) lub herbatę („herb.”), by się wzmocnić, zaostrzyć widzenie. Takie portrety Witkacy podpisywał na ogół oficjalnie – Ignacy Witkiewicz, podczas gdy wizerunki przyjaciół wykonywane „pod wpływem” sygnowane były artystycznym pseudo-nimem.
Pozostali autorzy książki o narkotykach – Bohdan Filipowski i Stefan Glass byli częstymi gośćmi spotkań u Białynickich oraz – a jakże – modelami efektownych portretów wykonywanych przez Witkacego. Niestety byli też czynnymi narkomanami i obaj przedwcześnie zmarli. Innym bliskim znajomym artysty uzależnionym od narkotyków był zakopiański lekarz Marceli Staroniewicz, także należący do kręgu przyjaciół uczestniczących w spotkaniach u Białynickich. W porę jednak podjął leczenie i nie podzielił losu Filipowskiego i Glassa.
Tekst Filipowskiego o morfinie jest uogólnionym szkicem na temat działania tego narkotyku i zagrożeń związanych z jego używaniem, Glass zaś skoncentrował się na opisie własnych doświadczeń z wdychaniem eteru. Trudno się dziwić, że Witkacy, który był uczulony na morfinę i miał tylko jednorazowe, przykre w skutkach doświadczenie z tym narkotykiem, scedował napisanie tego rozdziału na osobę bardziej kompetentną w tym zakresie. Jednak z eterem artysta stykał się kilkakrotnie, między innymi w czasie operacji po odniesieniu ran w krwawej bitwie nad Stochodem na terenie zachodniej Ukrainy w lipcu 1916 roku jako oficer w armii cara Mikołaja II. Ponadto, eter był w tamtym czasie dość popularnym, obok wódki, środkiem odurzającym wśród rosyjskich oficerów. Zachowały się nawet dwie prace Witkacego z wpisanym słowem „eter” obok sygnatury – portret oficera w szynelu7, który w dodatku, według adnotacji przy sygnaturze: „ukradł wachlarz pani Trojan”, oraz kompozycja Hurys8.Obieprace zostały wykonane, kiedy artysta przebywał jeszcze w Petersburgu, przed powrotem do Polski w połowie 1918 roku. Zarówno portret, jak i kompozycja emanują jakby wewnętrznym światłem, co wynika z zastosowania specyficznego odcienia oranżu.
Na niektórych wizerunkach można też znaleźć skrót „Eu”, który oznacza eucodal, znany obecnie pod nazwą oksykodon. Jest to silny środek przeciwbólowy o działaniu narkotycznym, stosowany w ograniczonych dawkach wyłącznie w szpitalach, gdyż ma właściwości uzależniające.
Jeśli zaś chodzi o nikotynę, to Witkacy, który zaczął palić papierosy jeszcze jako nastolatek, walczył z tym nałogiem przez całe swoje dorosłe życie. Bardzo skrupulatnie odnotowywał liczbę dni, w których udało mu się powstrzymać od palenia. Robił to nie tylko na portretach, ale i w listach, na marginesach czytanych przezeń książek oraz na końcu swoich dzieł literackich. Uczciwie zaznaczał dni, w których uległ pokusie. Z tych wszystkich perypetii zwierzał się żonie, do której pisał listy prawie codziennie, gdyż małżeństwo zawarte 30 kwietnia 1923 roku, od stycznia 1925 pozostawało w separacji, zachowało jednak przyjazne relacje.
Do „dziełka” o narkotykach Witkacy dołączył Appendix, będący dość zabawnym poradnikiem, zachęcającym do zachowywania higieny osobistej i gimnastyki, zawierającym wskazówki dotyczące codziennego mycia (koniecznie najpierw ciepłą, a później zimną wodą) z użyciem mydła i szczotek firmy Braci Sonnenbaldt z Bielska-Białej, instruktaż właściwego golenia oraz radzenia sobie z hemoroidami, a nawet recepty na maści pomagające na artretyzm i problemy skórne, a także płyn do płukania ust, gardła i nosa.
Osobny rozdział poświęcony jest tzw. puszeniu się, jako narodowej wadzie Polaków polegającej na nieuzasadnionym poczuciu wyższości.
Jak widać, artysta miał nie tylko specyficzne poczucie humoru, ale i wysoko rozwinięte poczucie misji, by kształcić społeczeństwo, dzielić się swoimi doświadczeniami i spostrzeżeniami – ku nauce i przestrodze. Z pewnością nauczył się tego od swego ojca Stanisława Witkiewicza, który wielokrotnie zabierał głos w ważnych sprawach społecznych i narodowych, a nawet angażował się w dyskusję dotyczącą całkiem prozaicznej, ale ważnej w życiu codziennym kwestii, czyli niesprawnej zakopiańskiej kanalizacji.
Dobrze pokazuje to nie tylko różnicę pokoleniową, ale też całkowitą odmienność epok. O ile przez cały XIX wiek i do końca I wojny światowej twórczość artystów polskich była w dużej mierze obarczona obowiązkiem zajmowania się kwestią dążenia do niepodległości i zachowania ducha narodu, to po 1918 roku malarze, pisarze i poeci mogli wreszcie cieszyć się pełnią wolności, zgodnie z myślą wyrażoną w wierszu Jana Lechonia Herostrates (1920): „A wiosną niechaj wiosnę, nie Polskę zobaczę”.
Witkacy też mógł się skupić na poszukiwaniu form wyrazu w sztuce, eksperymentach naukowych oraz trosce o kondycję zdrowotną społeczeństwa, przestrzegając w niekiedy żartobliwy sposób przed szkodliwością niektórych substancji oraz zachęcając do działań sprzyjających zachowaniu dobrej formy fizycznej i psychicznej.
Wiele osób mu współczesnych, a także i teraz uważa artystę za narkomana. W świetle powyższego, podejrzewanie Witkacego, który czasem nawet przesadnie dbał o zdrowie, o uzależnienie od używek jest całkowicie nieuzasadnione. Artysta otaczał się lekarzami, których w Zakopanem – miejscowości uzdrowiskowej – było bez liku i którzy chętnie roztaczali opiekę nad Witkacym, w zamian za portrety swoje i swoich rodzin. Narkotyki zażywał wyłącznie pod ich kontrolą, oni zresztą mu je dostarczali. A że artysta lubił komentować rzeczywistość żartobliwymi wierszykami, tak podsumował te relacje:
Do przyjaciół lekarzy
Do Was się zwracam z przyjaciół, Lekarze,
Specjalnie do WAS, nie do innych właśnie,
Za pewne rzeczy niech Was nikt nie karze,
Zaraz ten problem możliwie przejaśnię.
Wszyscy to mówią, żeście truli zdradnie
Mnie dla rysunków mych aż tak bajecznych,
Że było świństwem, a nawet nieładnie,
Dawanie jadów mi tak niebezpiecznych.
Biednemu właśnie pseudo ach artyście,
Co w trans popadłszy rysował bez liku,
Do tego prędko, źle, lecz zamaszyście
Aż do rannego prawie kukuryku (…).
Można się zgodzić, że „rysował bez liku”, „prędko” i „zamaszyście”, ale z całą pewnością Witkacy nie był pseudoartystą, którego dzieła można określić jako złe. Wprost przeciwnie.
1Rękopis jest przechowywany w Bibliotece Narodowej w Warszawie.
2W zbiorach Muzeum Tatrzańskiego w Zakopanem.
3W zbiorach Muzeum Narodowego w Poznaniu.
4Oba portrety wykonano w 1929 roku, aktualnie znajdują się w zbiorach Muzeum Pomorza Środkowego w Słupsku.
5W zbiorach Muzeum Narodowego w Warszawie.
6Jw.
7W zbiorze Muzeum Narodowego w Warszawie.
8W zbiorze Muzeum Literatury w Warszawie.
