Mroczna namiętność - Sarah M. Anderson - ebook

Mroczna namiętność ebook

Sarah M. Anderson

4,1

Opis

Bogaty prawnik James Carlson ma jasno wytyczone priorytety: osadzić za kratami skorumpowanego sędziego, potem skupić się na karierze politycznej. Spotkanie z Maggie Heart, głównym świadkiem oskarżenia, burzy jego misterny plan. Mająca za sobą mroczną przeszłość Maggie jest kobietą, której James zaczyna pożądać bardziej niż kariery...

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 155

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,1 (7 ocen)
4
1
1
1
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Sarah M. Anderson

Mroczna namiętność

Tłumaczenie: Julita Mirska

ROZDZIAŁ PIERWSZY

– Szefie, przyszedł Yellow Bird z panną Touchette.

– Dzięki, Agnes. – James Carlson nienawidził interkomu. Urządzenie to przywodziło mu na myśl ojca, który w ten właśnie sposób wydawał polecenia służbie.

Na szczęście ojca tu nie było. Rodzice ani razu nie odwiedzili go w Pierre. Na widok jego gabinetu w budynku miejscowej prokuratury matka zapewne wpadłaby w histerię. Uparcie powtarzała, że najkrótsza droga do Białego Domu nie wiedzie przez Dakotę Południową. Dynastia Carlsonów była niemal tak znana jak ród Kennedych czy Bushów. Jamesa od dziecka szykowano do objęcia urzędu prezydenta. Rodzice nie potrafili zrozumieć, dlaczego woli samodzielnie kroczyć do sukcesu, zamiast korzystać z ich pomocy.

Podniósł z biurka zdjęcie panny Touchette. Wykonane dziesięć lat temu przedstawiało posiniaczoną kobietę, która próbowała wyglądać groźnie, a przypominała sponiewieranego kundla. Miała blizny na policzkach oraz brązowe zęby typowe dla osób uzależnionych od metamfetaminy. Miała też bogatą kartotekę: była wielokrotnie zatrzymywana za handel narkotykami, prostytucję, włamania.

Wtedy, dziesięć lat temu, na Jamesa, świeżo upieczonego absolwenta uniwersytetu Georgetown, czekały oferty pracy z siedmiocyfrowym wynagrodzeniem od najlepszych firm prawniczych w kraju. Ojciec spodziewał się, że syn wybierze najkorzystniejszą ofertę, ale Jamesa, któremu dziadek zostawił w spadku małą fortunę, nie kusiły pieniądze. Zatrudnił się w Departamencie Sprawiedliwości i sumiennie pracował na każdy awans. Był jednym z najzdolniejszych prawników w Stanach nie z powodu bogatej matki ani wpływowego ojca, ale dzięki własnym osiągnięciom.

Ponownie spojrzał na zdjęcie. Dziewięć lat temu urwał się ślad po pannie Touchette. Albo znikła z powierzchni ziemi, albo nabrała wprawy w unikaniu policji. Yellow Bird odnalazł ją po miesiącach poszukiwań. James miał nadzieję, że skończyła z przestępczym życiem. Tak czy owak była mu potrzebna jako świadek, a raczej jako swego rodzaju polisa bezpieczeństwa.

Co do agenta FBI Thomasa Yellow Birda… Czasem James miał wrażenie, że najchętniej Tom wpakowałby mu kulkę w łeb, a czasem, że skoczyłby za nim w ogień.

– Poproś ich. – Wstał od biurka.

Na widok panny Touchette zaniemówił. Kobieta, która weszła do gabinetu, miała lekko kręcone czarne włosy do połowy pleców, z grzywką opadającą na lewe oko, policzki gładkie, oczy lśniące, cerę ciemnooliwkową. Ubrana była w brązową spódnicę do kostek oraz różową górę. W sądzie, uznał, będzie wyglądała świetnie.

Jeszcze lepiej wyglądałaby w łóżku.

Skarcił się w duchu. Panna Touchette jest potencjalnym świadkiem, a zatem obiektem zakazanym. Pomijając wszystko inne, eksprostytutki nie zostają pierwszymi damami.

Jakby nie dowierzając własnym oczom, ponownie zerknął na zdjęcie.

– Prokurator James Carlson – przedstawił się. – Dziękuję, że zechciała pani przyjść, panno Touchette.

– Nazywam się Eagle Heart, a nie Touchette – oznajmiła kobieta, wpatrując się w punkt nad jego ramieniem.

James popatrzył na Yellow Birda, który stał oparty o ścianę.

– Pokaż mu – polecił agent.

Kobieta nie drgnęła.

– Maggie, pokaż mu.

Wzięła głęboki oddech.

– Obecnie nazywam się Maggie Eagle Heart – wyjaśniła, odgarniając grzywkę.

Od nasady włosów do łuku brwiowego nad lewym okiem ciągnęła się blizna. James zerknął na zdjęcie. Zgadza się.

– Oraz… – Yellow Bird był nieustępliwy.

Zsunęła bluzkę z ramienia. James poczuł dreszcz. Wyobraził sobie jej nagie plecy. Ciekaw był, jakie ma nogi. Pragnął podejść bliżej, przyłożyć dłoń… Nie. Póki jest prokuratorem, a ona świadkiem, musi zachować dystans.

Zgarnąwszy włosy, odwróciła się tyłem. Na wysokości prawej łopatki dojrzał tatuaż: płomienie, a pomiędzy nimi litery LLD. Margaret Touchette i Maggie Eagle Heart były tą samą osobą, a jednak bardzo się od siebie różniły.

James usiadł przy biurku, by ukryć podniecenie, i zaczął przeglądać teczkę, aż odnalazł zdjęcie tatuażu.

Cholera, to nie w jego stylu. On, James Carlson, kochał swoją pracę. Żaden świadek nigdy go nie dekoncentrował. Ale dziś… Dlaczego nie mógł się skupić? I jak w tej sytuacji ma wyglądać ich – jego i Maggie – przyszła współpraca?

– Wystarczy – powiedział.

Obróciła się twarzą i znów utkwiła spojrzenie w ścianie nad jego ramieniem. James wskazał jej fotel.

– Dziękuję, agencie Yellow Bird. Dalej sam sobie poradzę.

– Chcę, żeby został – oznajmiła kobieta.

– Nasza rozmowa, panno Eagle Heart, będzie dotyczyła spraw poufnych.

– Wolałabym, żeby został.

Zaskoczył go jej upór. Ludzie, którzy bywają w jego gabinecie, zwykle mają coś do ukrycia. Próbują negocjować, kłamią, trzęsą się ze strachu. A Maggie? Stała dumnie wyprostowana. Najwyraźniej znała Yellow Birda, choć on sam słowem o tym nie wspomniał.

– W porządku. Możemy zacząć? – Ponownie wskazał fotel przed biurkiem, po czym włączył magnetofon. – Proszę podać swoje imię i nazwisko, nazwiska wcześniej używane oraz zawód.

Maggie zawahała się, ale jednak usiadła. Postawiła torbę na kolanach, pasek owinęła wokół palców; po chwili go zsunęła i znów owinęła. Była to jedyna widoczna oznaka jej zdenerwowania.

– Nazywam się Maggie Eagle Heart, dawniej Margaret Marie Touchette. Szyję stroje do tańców plemiennych, robię biżuterię, wszystko sprzedaję przez internet.

James podniósł głowę znad notatek.

– Kiedy pani wyszła za mąż?

– Nie mam męża.

Kobieta utkwiła wzrok w papierowej teczce na biurku.

– Rozumiem. – James przełknął ślinę. Przodkowie jego matki przybyli do Ameryki na statku „Mayflower”. Jego dziadek został ósmym miliarderem w historii Stanów Zjednoczonych. W rodzinie Carlsonów nie wypadało okazywać zdenerwowania. Na pewno nie podczas przesłuchania świadka i na pewno nie w sali sądowej. – Skąd pani zna agenta Yellow Birda?

– Dawno temu – odparła po dłuższej chwili – chłopiec o imieniu Tommy próbował uratować dziewczynkę o imieniu Maggie. Nie zdołał. Nikt jej nie potrafił pomóc.

– Czy obecnie z kimś pani się spotyka?

Po raz pierwszy od wejścia popatrzyła mu w twarz. Nastała cisza. James ponownie przełknął ślinę. Nie powinien zadawać tego pytania, ale chciał wiedzieć.

Maggie zmrużyła oczy.

– Nie. Bo co?

Nie jest mężatką, nie ma narzeczonego. Doskonale.

– Kiedy przybrała pani swoje obecne nazwisko?

Spuściła wzrok.

– Dziewięć lat temu.

Czyli po ostatnim aresztowaniu. James powiódł po niej wzrokiem. Nie dlatego, że była tak urodziwa. Po prostu zastanawiał się, czy zgodzi się na współpracę.

– Ile czasu po ogłoszeniu wyroku?

– Czy potrzebuję prawnika?

Kobieta na zdjęciu wyglądała na pokonaną. Ta w jego gabinecie wprost przeciwnie.

– Nie. Gdyby jednak pani chciała, mogę polecić jedną z najlepszych prawniczek w naszym stanie. – Wyjął z szuflady wizytówkę Rosebud Armstrong. – Agent Yellow Bird może za nią poświadczyć.

Sam też znał Rosebud, ale się z tym nie afiszował. Niewiele osób wiedziało, że podczas studiów syn byłego sekretarza obrony Alexa Carlsona i jego żony Julii przeżył płomienny romans z dziewczyną z plemienia Lakotów. Gdyby dziennikarze to odkryli… Kto wie, czy nie musiałby się pożegnać z marzeniami o karierze politycznej.

Maggie zacisnęła rękę na białym kartoniku. Nie włożyła wizytówki do torby, zamiast tego zaczęła uderzać w nią kciukiem. Palce miała szczupłe, długie, o czystych, krótko obciętych paznokciach bez śladu lakieru. Nie były to dłonie bogatej rozpieszczonej kobiety, takiej jak Pauline Walker, którą to Julia Carlson wybrała na żonę dla swojego syna.

Skup się, James.

– Panno Eagle Heart, zaprosiłem panią, ponieważ ma pani informacje o pewnym przestępstwie.

Krew odpłynęła jej z twarzy.

– Nic nie wiem o żadnym przestępstwie. Jestem niewinna. Nigdy nie zostałam skazana.

– Wiem, mimo że była pani aresztowana siedemnaście razy. Wszystkim posiedzeniom przewodniczył sędzia Royce T. Maynard.

Maynard był jednym z najbardziej nieuczciwych sędziów w historii amerykańskiego sądownictwa. Jamesowi zależało, aby facet trafił za kratki. Kiedy upora się z tym zadaniem, wtedy rozpocznie karierę polityczną. Najpierw będzie ubiegał się o stanowisko prokuratora generalnego, potem gubernatora i wreszcie – jeśli wszystko pójdzie po jego myśli – wystartuje w wyścigu o najwyższy urząd.

Z początku nie rozumiał, dlaczego rodzice upierają się, że musi zostać prezydentem. Uważał, że wiele dobrego może zdziałać jako prawnik. Prawnicy walczą o prawdę, o sprawiedliwość, bronią konstytucji i amerykańskiego stylu życia. Przynajmniej tak mu się wydawało, kiedy w dzieciństwie podsłuchiwał dorosłych na przyjęciach. Prawnicy zawsze chwalili się swoimi zwycięstwami, natomiast politycy ciągle narzekali na biurokrację i konieczność prowadzenia kampanii wyborczych.

W dorosłym życiu przekonał się jednak, że czasem prawnicy przegrywają, z kolei politycy – jeśli nie są skorumpowani – mają wpływ na dzieje świata. Mógłby rządzić krajem tak, jak prowadzi sprawy w sądzie: rzetelnie i uczciwie. Żeby to robić, musi mieć nieskazitelną przeszłość: bez skandali na koncie, bez trupów w szafie, bez podejrzanych znajomości i romansów z kobietami o wątpliwej reputacji. Takimi jak Maggie Eagle Heart.

– Kto? – zdziwiła się, jakby pierwszy raz w życiu słyszała nazwisko Maynarda, ale głos jej zadrżał.

– Jak to możliwe, że dziewczyna, która wdała się w złe towarzystwo, siedemnaście razy słyszy od sędziego: „niewinna”. Rozumiem raz czy dwa razy, ale siedemnaście?

– Nie wiem, o czym pan mówi. – Głos drżał jej coraz bardziej.

– A ja myślę, że pani wie, po co ją tu dziś zaprosiłem.

Zmierzyła go gniewnym spojrzeniem. Nie zamierzała mu niczego ułatwiać.

– Departament Sprawiedliwości podejrzewa, że Royce T. Maynard systematycznie łamał prawo. Brał łapówki, wpływał na zeznania świadków i… – James zawahał się – domagał się „wdzięczności” za wyrok uniewinniający.

Maggie zbladła.

– O co mnie pan oskarża?

– Uważamy, że Maynard żądał od pani zapłaty. – James przesunął w jej stronę oświadczenie byłego pracownika sądu, który zeznał, jak to Maynard zarządzał przerwy i w tym czasie spotykał się z pozwanymi sam na sam w swoim gabinecie.

Maggie siedziała bez ruchu, nawet powieka jej nie drgnęła. James poczuł się jak ostatni drań. Nie wiedział, czym się zajmowała przez ostatnią dekadę, ale na pewno wiodła całkiem inne życie niż kobieta na zdjęciu policyjnym.

– A to kolejne, od byłego obrońcy z urzędu. – Podsunął jej następny dokument opisujący, jak Maynard zapraszał kobiety oskarżone o prostytucję, w tym niejaką Margaret Touchette, do swojego gabinetu. – Sądzę, że rozpozna pani jego nazwisko.

Maggie podniosła papierową teczkę i spojrzała na nazwisko, po czym odłożyła teczkę na biurko i wzięła głęboki oddech. Włosy opadały jej na twarz, zasłaniając bliznę. Nic w jej wyglądzie nie wskazywało na to, że jest narkomanką czy prostytutką. Była piękną kobietą i potrafiła trzymać nerwy na wodzy. James podziwiał ją… i pragnął jej. Tak, niesamowicie go pociągała, ale nie zamierzał ryzykować.

– Po co mnie pan wezwał? – W jej głosie brzmiał gniew. – Ma pan zeznania dwóch osób. Nie jestem panu do niczego potrzebna.

– Myli się pani. Mam zeznania z drugiej ręki, zeznania osób, które nie były obecne podczas rzekomego przestępstwa. Tak, tak, przestępstwa. Bo sędzia, który żąda od pozwanych świadczeń natury erotycznej, łamie prawo. Chcę oczyścić wymiar sprawiedliwości z drani. Chcę, żeby tacy ludzie jak Margaret Touchette mieli uczciwe procesy, a potem otrzymali pomoc, jaka im się należy. W tym celu potrzebuję zeznań z pierwszej ręki, zeznań bezpośredniego świadka wydarzeń. Chciałbym, żeby mi pani opisała, czego Maynard żądał w zamian za siedemnaście uniewinniających wyroków.

– Nie.

James wyszczerzył zęby w drapieżnym uśmiechu, którym skutecznie posługiwał się w sali sądowej.

– Panno Eagle Heart, na razie nie jest pani o nic oskarżona, ale to się może zmienić.

Wytrzymała jego spojrzenie.

– Jeśli dobrze rozumiem, grozi mi pan więzieniem, chyba że wyświadczę panu przysługę, tak? Jaki z pana hipokryta. Nie różni się pan od innych przedstawicieli prawa.

Wiedział, że powinien jej przerwać, ale ciekaw był dalszego ciągu. Czy obrzuci go stekiem wyzwisk? Spoliczkuje?

– Wszystkie przestępstwa rzekomo popełnione przez Margaret Touchette uległy przedawnieniu. O nic nie może mnie pan oskarżyć. Jeszcze jedno: jeśli chce pan ze mną rozmawiać, niech pan nie wysyła po mnie swojego psa. – Obróciła się w stronę Yellow Birda. – Bądź łaskaw odwieźć mnie do domu.

Wstała i z wysoko uniesioną głową opuściła gabinet. Od początku wiedziała, że James blefuje.

Pełen uznania zagwizdał cicho. Yellow Bird rzucił na niego okiem, po czym wyszedł, zatrzaskując drzwi.

Okej, nie tak miało wyglądać to spotkanie. James był jednak pod wrażeniem Maggie. Na jej miejscu większość kobiet by się poddała, a ona była twarda i nieustępliwa. Wiedziała, czego chce i nie zamierzała błagać o litość.

Co ma robić. Odpuścić? Nie. Potrzebował jej zeznań, na wszelki wypadek. Ponownie wysłać po nią Yellow Birda? Też nie; nabierze wody w usta. Miał jedno wyjście.

Do gabinetu zajrzała Agnes z terminarzem w ręku.

– Zapisać pannę Touchette?

– Nie. Zdobądź jej adres. – Póki ma autentyczny powód, aby się z nią zobaczyć, nikt mu nie zarzuci, że postępuje nieetycznie. A powód miał: namówić ją, by złożyła zeznania.

ROZDZIAŁ DRUGI

Czarna limuzyna z piskiem opon skręciła w lewo. Yellow Bird pruł, jakby go goniło stado wilków, zmieniał pasy, przejeżdżał na żółtym świetle, dociskał gaz do deski. Maggie domyśliła się dlaczego.

Był wściekły. Poczuła ukłucie strachu. Dawno temu przekonała się, że kiedy ludzie są źli, dzieją się złe rzeczy. W dzieciństwie chowała się pod łóżkiem, dopóki wuj nie znalazł jej kryjówki. Potem spała gdziekolwiek, byleby nie wracać do domu. Kiedy i to nie pomogło, uciekła w narkotyki. Dawały zapomnienie, lecz odbierały dumę.

Zawsze było coś za coś. Przez dłuższy czas to jej nie przeszkadzało, w końcu jednak miała dość. Z dawnym życiem skończyła ponad dziewięć lat temu.

Tak, była zdenerwowana. Tommy wyrósł na wielkiego groźnego faceta, który w dodatku nosił spluwę. Czy znów będzie musiała chować się, błagać o litość?

Wykluczone. Na razie jednak postanowiła milczeć, nie drażnić go. Poczeka, aż będą na autostradzie przecinającej płaski krajobraz Dakoty Południowej.

Wróciła myślami do rozmowy z Jamesem Carlsonem. Kiedy Tommy stanął w drzwiach jej domu, zorientowała się, że ktoś odkrył jej tożsamość. Myślała, że tym kimś będzie jakiś zlany potem, chciwy grubas w typie Maynarda, a nie elegancki przystojny mężczyzna o łagodnym spojrzeniu i ciepłym uśmiechu.

Siedział przy biurku, na którym leżały jej zdjęcia policyjne, i patrzył na nią… bez potępienia, za to z pożądaniem, przynajmniej takie odniosła wrażenie. Na pewno z szacunkiem.

Dziwił ją ten szacunek. Nie ufała prawnikom.

Carlson jednak wydawał się inny od mężczyzn, z jakimi miała w przeszłości do czynienia. Po pierwsze, jego wygląd zapierał dech w piersi. Odkąd zapłaciła kilka tysięcy za wizyty u stomatologa, zaczęła zwracać uwagę na uzębienie innych. Idealnie równe białe zęby musiały kosztować Carlsona majątek.

Po drugie, nosił garnitur szyty na miarę. Prawników, z którymi się stykała, nie stać było na takie luksusy. Kanalia, który zdradził Carlsonowi jej nazwisko, zawsze nosił ohydne brunatne marynarki o kilka numerów za duże. Ale nie Carlson. Przypomniała sobie jego szerokie ramiona. Od pasa w górę był doskonale zbudowany. Ciekawe, jak jest od pasa w dół. Powściągnęła wyobraźnię. W porządku, był przystojny, ale też jest prawnikiem, a prawnicy oraz sędziowie wykorzystują ludzi. Ona zaś obiecała sobie, że nikt jej więcej nie wykorzysta. Zresztą mała szansa, że jeszcze kiedyś się zobaczą.

Chociaż kto wie. Od lat nie była z żadnym mężczyzną, mimo to rozpoznała ten błysk w oku Jamesa Carlsona, kiedy zsunęła bluzkę z ramienia. Drugi raz zauważyła coś w jego oczach, kiedy spytał, czy się z kimś spotyka. I na końcu, kiedy nazwała Tommy’ego psem.

To się Tommy’emu bardzo nie spodobało. Dlatego teraz milczał zagniewany.

Postanowiła pociągnąć go za język.

– Podpadłam ci?

– Nie jestem jego psem!

Sam był sobie winien. Przez całą drogę do Pierre nie odzywał się, nie mówił, dokąd ją wiezie ani po co.

– A kim?

– Wspólnikiem. Tworzymy zespół – mruknął, bębniąc palcami o kierownicę. – Ja ludzi aresztuję, on ich skarży.

– Tak? To powiedz mi: czy twój wspólnik się ode mnie odczepi?

– Nie.

Podejrzewała, że nic dobrego z tego nie wyniknie, ale i tak przeszył ją dreszcz. Znów zobaczy ten cudowny uśmiech.

– Do czego mu jestem potrzebna? I beze mnie udowodni Maynardowi winę.

– To prawda, ale on zawsze ma w zanadrzu plan awaryjny. Ty jesteś jego tajną bronią, „polisą bezpieczeństwa”. Lubi mieć kilka, na wszelki wypadek.

Psiakrew. Jest kobietą, istotą ludzką, a nie polisą!

– Daję mu tydzień – ciągnął Yellow Bird. – Góra osiem dni, potem się zjawi. Co zrobisz, zależy od ciebie.

– Słucham? – Maggie zmrużyła oczy. Słowa Tommy’ego zabrzmiały jak… sama nie była pewna… Jakby dawał jej pozwolenie. Ale na co? – Opowiedz mi o nim.

Skoro mogła spodziewać się wizyty Carlsona, chciała być przygotowana. Tylko dlatego poprosiła, by Tommy opowiedział jej o nim. Jej prośba nie miała nic wspólnego z atrakcyjnym wyglądem pana prokuratora.

– Niebieska krew, wschodnie wybrzeże, duże pieniądze. Sympatyczny gość, chyba że się jest przestępcą. Jego matka pochodzi z bogatego domu, ojciec natomiast to… Może o nim słyszałaś? Alexander Carlson? Były sekretarz obrony?

Maggie zakręciło się w głowie. Tak, nawet ona wie, kim jest Alex Carlson. Facet miał ogromną władzę, toczył wojny, na miłość boską!

– Owszem, słyszałam.

– James pracuje nad sprawą Maynarda od czterech lat. Potrzebuje spektakularnego zwycięstwa. Kiedy je odniesie, przejdzie do polityki. Prędzej czy później wystartuje w wyścigu do Białego Domu.

Z wrażenia Maggie zaniemówiła. Czyli rozmawiała dziś z człowiekiem, który ma zamiar zostać prezydentem Stanów Zjednoczonych. I powiedziała mu, żeby się wypchał. Pięknie.

– Sądzisz, że mu się uda? – spytała cicho.

Tommy wzruszył ramionami.

– Jest inteligentny, zdolny, pracowity. Ma na swoim koncie kilka znaczących osiągnięć.

A ona, głupia, myślała, że widzi błysk pożądania w jego oczach. Tacy mężczyźni jak Carlson mogą mieć każdą kobietę, nie traciliby czasu na Maggie Eagle Heart.

– Ufasz mu?

– Jak samemu sobie. Masz tę wizytówkę?

– Tak. – Wydobyła ją z torebki.

Widniało na niej nazwisko Rosebud Armstrong i numer telefonu. Nie było adresu ani nazwy kancelarii.

– Nie zawiedziesz się na niej – dodał Tommy. – Pochodzi z mojego plemienia, z Lakotów. Studiowała prawo z Carlsonem. Zna go jak mało kto. Jeśli chcesz mieć prawnika, powiedz jej, że Yellow Bird cię przysyła.

– Dzięki, nie skorzystam. Prowadzę teraz normalne życie, a wy usiłujecie je zniszczyć. Dlaczego? Bo jakiś zadufany bogaty prawnik chce mieć „polisę bezpieczeństwa”? Nic z tego. Nie zamierzam być żadną kartą przetargową.

Skrzyżowała ręce na piersi i utkwiła wzrok w szarej wstędze szosy. Po chwili podskoczyła, słysząc głośny wybuch śmiechu. Reakcja Yellow Birda tylko ją rozgniewała.

– Idź do diabła, Tommy. Nie musiałeś mnie szukać. Co będzie, jak się wszystko wyda? Jak Leonard Low Dog albo mój wuj dowiedzą się, że nie umarłam? Tylko nie wciskaj mi kitu na temat poufności.

– Nic nie będzie.

– Tak? Bo co? Ukatrupisz ich w moim imieniu?

– Low Dog siedzi w Leavenworth, dostał trzydzieści lat. A twój wuj na skutek cukrzycy stracił wzrok i obie nogi.

– Leonard jest w więzieniu? – A wuj nie ma nóg? Może nie powinna się cieszyć z cudzego nieszczęścia, ale miała ochotę tańczyć z radości. Nie mogli jej dopaść, nie mogli więcej skrzywdzić. Jest bezpieczna.

Tommy zerknął na nią spod oka.

– Sam go wpakowałem za kratki, jakieś siedem lat temu. Z tobą nie miałem żadnego kontaktu. Ludzie mówili, że nie żyjesz.

– Uwierzyłeś?

– Nie.

To tłumaczyło, dlaczego Carlson postanowił zaprosić ją na rozmowę. Bo Yellow Bird obiecał, że ją odszuka.

– Jak mnie znalazłeś?

– Miałem fart.

– Fart? – żachnęła się. – Nic więcej mi nie powiesz?

– Nie.

– W porządku. Jak chcesz.

Carlson groził jej, bo nie chciała z nim współpracować, a jednocześnie dałaby sobie rękę uciąć, że przejawiał nią autentyczne zainteresowanie. Pytał, czy ma męża, czy się z kimś spotyka… Chyba że próbował ją zmiękczyć, by osiągnąć swój cel?

Zajechali przed dom Nan. Od frontu chałupa była pomalowana na biało, tył zaś wbudowany był w skaliste zbocze. Miało to wady i zalety. Wadą był ciągły półmrok, zaletą przyjemny chłód latem i ciepło zimą. Oraz to, że nikt nie mógł się zakraść kuchennym wejściem.

Sam dom stał na tyle blisko Aberdeen, że bez problemu można było odbierać program telewizyjny, a na tyle daleko, że po zmroku nigdzie wokół nie paliły się światła. Właśnie takiej samotni Maggie potrzebowała.

Tommy zatrzymał samochód, lecz nie zgasił silnika.

– Dlaczego mnie odnalazłeś? – Maggie nie dawała za wygraną.

– Ciekaw byłem, co u ciebie.

Ona też była ciekawa, jak on sobie radził.