Kto jak nie ja! - Agata Przybyłek - ebook + audiobook + książka

Kto jak nie ja! ebook i audiobook

Agata Przybyłek

4,4

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Przyjaciółki z pokoju nauczycielskiego ponownie zapraszają do udziału w lekcji życia. Przekonaj się, która z nich zakończy semestr szczęśliwie, a która wpakuje się w jeszcze większe kłopoty.

Joanna dzieli swój czas między pracę, miłość – Marka, nastoletnią córkę Kornelię i szaloną ciotkę, której pomysły przyprawiają o ból głowy.

Ela rozwija wymarzoną firmę. Czy jedno nietypowe zlecenie odmieni jej życie? Czy pojawi się szansa na… miłość?

Magdę i jej byłego męża coraz bardziej martwi stan córki. Kolejne konsultacje przybliżają ich w końcu do odpowiedzi na pytanie, co dolega Lilce. Czy ta trudna sytuacja przyniesie coś dobrego?

Druga część serii o nauczycielkach to zabawna i przewrotna opowieść o losach trzech kobiet, które łączy siła przyjaźni. Agata Przybyłek kolejny raz pokazuje, że w życiu nie ma sprawdzonego wzoru na szczęście.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 316

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 8 godz. 47 min

Lektor: Milena Staszuk

Oceny
4,4 (143 oceny)
84
42
11
5
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Kiwon23

Nie oderwiesz się od lektury

Bardzo miłe spędzony czas podczas słuchania Ciepła opowieść o tym,że szczęście ,którego tak szukamy jest bliżej niż myślimy .Warto czasami przestać za nim gonić i dostrzec je w małych codziennych rzeczach.
00
Adaaga

Całkiem niezła

Historia przyjaźni trzech dorosłych kobiet, które radzą sobie jaj mogą. Łączy je praca szkole. Poza rym są całkowicie różne, a i przygody mają..... Życie takie normalne, trochę z przymrużeniem oka.
00
Maluska85

Nie oderwiesz się od lektury

Ależ się dobrze tego słuchało. Zwyczajne perypetie życia trzech przyjaciółek nauczycielek. Każda życiowo w innym miejscu, z innymi problemami. Autorka świetnie przedstawiła istotę przyjaźni kobiet, która nie jest wolna od wad, ale jest trwała i umie wznieść się ponad wszystko. To był świetnie spędzony czas, dodatkowo umilany przez lektorkę Milenę Staszuk.
00
farjatka

Dobrze spędzony czas

Fajna pozycja. Odprężająca.
00
Emcik03

Nie oderwiesz się od lektury

Bardzo poprawna i delikatna literatura kobieca. Prosty język i wciągająca historia. Chętnie sięgnę od razu po trzecią część.
00

Popularność




 

 

 

 

 

 

Copyright © Agata Przybyłek-Sienkiewicz, 2022

Copyright © Wydawnictwo Poznańskie sp. z o.o., 2022

 

Redaktorka inicjująca: Sylwia Smoluch

Redaktorka prowadząca: Joanna Jeziorna-Kramarz

Marketing i promocja: Judyta Kąkol

Redakcja: Ewelina Sikora-Chodakowska

Korekta: Agata Tondera, Marta Akuszewska

Skład i łamanie: Stanisław Tuchołka / panbook.pl

Projekt okładki i stron tytułowych: Martyna Fabisiak

Fotografia autorki na skrzydełku: Agnieszka Werecha-Osińska / Foto Do Kwadratu

Konwersja publikacji do wersji elektronicznej: Dariusz Nowacki

 

Zezwalamy na udostępnianie okładki książki w internecie.

 

eISBN 978-83-67176-39-2

 

CZWARTA STRONA

Grupa Wydawnictwa Poznańskiego sp. z o.o.

ul. Fredry 8, 61-701 Poznań

tel.: 61 853-99-10

[email protected]

www.czwartastrona.pl

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Mojej Córeczce –

cudownie było pisać tę powieść,

oczekując Twoich narodzin.

 

 

 

 

 

 

 

Rozdział 1

 

 

 

 

Joanna Szulecka, dyrektorka Samorządowej Szkoły Podstawowej nr 1 w Bielinkach, słodko spała w sypialni w swoim mieszkaniu, gdy nagle do jej uszu dobiegł jakiś hałas. Nerwowo zerwała się na równe nogi. Nie miała jeszcze pojęcia, skąd pochodzi ten dźwięk, ale brzmiał on jak wycie syreny albo alarm, który osobiście włączała w szkole podczas ćwiczeń przeciwpożarowych. Nie zaprzątając sobie głowy zapaleniem światła, złapała tylko szlafrok, który leżał przy łóżku, i pobiegła z sypialni do pokoju swojej nastoletniej córki, Kornelii, by upewnić się, że nie grozi jej atak jakiegoś włamywacza albo śmierć w płomieniach. Asia od lat wychowywała córkę samotnie i nastolatka była jej oczkiem w głowie; pośpieszenie jej na ratunek stanowiło naturalny matczyny odruch. Ale kiedy tylko wpadła do pokoju Kornelii, dostrzegła, że dziewczyna spokojnie stoi przy oknie. Podeszła do niej czym prędzej.

– Jakiś pożar? – spytała spanikowana, owijając się paskiem szlafroka. – Trzeba uciekać?

Kornelia spojrzała na nią wymownie.

– Pożar? Jaki pożar, mamo? Czy ty słyszysz syreny wozów gaśniczych?

Asia zastygła w bezruchu i przez moment zastanawiała się, czy niczego sobie nie ubzdurała. Ale nie, nadal słyszała głośny, wręcz przeszywający dźwięk.

– No, coś wyje – rzuciła.

– Wyje, wyje, ale alarm w jakimś samochodzie – wyjaśniła Kornelia.

– Tak?

– I to pod naszym oknem. Sama zobacz. – Nastolatka odsłoniła firankę. – Mrugają w nim światła.

Asia, nieco uspokojona, wyjrzała przez okno.

– Faktycznie.

– Ciekawe tylko, kiedy ten kretyn, właściciel pojazdu, znajdzie kluczyki i wyłączy to ustrojstwo. Przez to wycie nie da się spać. Kto to słyszał, urządzać sąsiadom takie pobudki w ciągu nocy.

Asia już otworzyła usta, żeby również zwyzywać właściciela auta, gdy nagle uświadomiła sobie coś bardzo ważnego:

– Ale przecież to nasz samochód – szepnęła po cichu.

– Co? – spytała Kornelia, nie dosłyszawszy.

– To nasz samochód tak wyje!

Kornelia pokręciła głową z niedowierzaniem.

– Żartujesz sobie.

– Wcale nie żartuję.

– Jesteś pewna?

– Tak. Przecież jeszcze niedawno cieszyłam się, że znalazłam wolne miejsce tak blisko naszej klatki.

– Ale jaja…

Asia nerwowo obróciła się w stronę przedpokoju.

– Gdzie są kluczyki?

– A skąd mam wiedzieć? Pewnie tam, gdzie je zostawiłaś.

Kobieta zaklęła w duchu i wypadła na korytarz.

– No, pomóż mi ich szukać! Na co jeszcze czekasz?!

Kornelia jęknęła i zakryła twarz dłońmi.

– Boże, co za wstyd…

Mimo wszystko, gdy Asia znalazła wreszcie kluczyki i wybiegła z nimi na klatkę schodową, dziewczyna nakryła się kurtką i ruszyła za matką. Był styczeń, dopiero co skończyły się ferie zimowe i na dworze panował chłód, ale żadna z nich nawet nie pomyślała o tym, żeby włożyć ciepłe buty i czapkę. Mknęły na dół w kapciach, zaaferowane.

– Oby tylko nic nie zginęło – martwiła się Joanna.

– Niby co mieliby nam ukraść? – mruknęła Kornelia. – Stare radio? Gałkę do zmiany biegów?

Asia spiorunowała ją wzrokiem. Po chwili wypadły przed blok i ich oczom ukazało się auto, całe i zdrowe. No, może nie do końca, bo z włączonym alarmem mrugało światłami. Joanna po omacku zaczęła wciskać guziki na pilocie. Ręce trochę jej się trzęsły, ale w końcu udało się i alarm ucichł. Spojrzała na córkę.

– Uff – powiedziała z ulgą.

Kornelia podeszła do matki i stanęła z nią ramię w ramię.

– Na pierwszy rzut oka raczej nic nie zginęło. W każdym razie nikt nie wykręcił ci lampy ani wycieraczek.

– Mimo wszystko sprawdzę to – zadecydowała Asia. – A ty wracaj na górę.

– Niby dlaczego?

– A co, jeśli gdzieś w pobliżu czai się ten włamywacz i zaraz zaatakuje? Poza tym jest zimno. Jeszcze się przeziębisz, stojąc tu w kapciach.

– Nie zrzędź, mamo. Zostanę. Po pierwsze, przyda ci się pomoc, gdyby ktoś naprawdę postanowił cię zaatakować, a po drugie, najwyżej pochorujemy się obie.

– To ma mnie niby pocieszyć?

Kornelia wzruszyła ramionami.

– No dobrze. Jak chcesz tu dalej stać, to stój – mruknęła Asia. – Ja posprawdzam, czy nic nie zginęło.

Ostrożnie podeszła do auta i otworzyła drzwi. Nic nie wybuchło, nie wystrzeliło ani nie zaczęło znów wyć – a czegoś takiego się spodziewała, sięgając do klamki. Nieco spokojniejsza, wyłączyła światła, spojrzała na radio, a potem przeniosła wzrok na siedzenie kierowcy i… zastygła w bezruchu.

– Mamo? – Przestraszona Kornelia podbiegła czym prędzej. – Co się dzieje? Mamo?

Asia jednak ani drgnęła. Była w szoku, na siedzeniu bowiem siedział…

– Kot?! – wyrwało się Kornelii, gdy przesunęła skamieniałą matkę na bok i sama wsadziła głowę do auta.

Dyrektorka w końcu odzyskała głos i władzę nad ciałem.

– Kot – powtórzyła zaskoczona, patrząc na zwierzę.

Był to mały kotek o czarno-białej sierści. Zabawnie przechylił łebek, wpatrując się w dwie zdziwione twarze małymi, rozczulającymi oczami.

Kornelia pokręciła głową i uśmiechnęła się lekko.

– No to mamy sprawcę całego zamieszania. Zamknęłaś w aucie małego kotka.

– Ale jak? Skąd on się tu w ogóle wziął?

Dziewczyna nie odpowiedziała, tylko weszła do auta i wzięła zwierzaka na ręce. O dziwo, nie próbował uciec, tylko wtulił się w rękaw jej kurtki.

– A bo ja wiem? Może wskoczył tu niepostrzeżenie, gdy wysiadałaś albo wyjmowałaś z bagażnika zakupy.

– Przecież bym go zauważyła.

– To może ma dar przenikania przez różne powierzchnie?

– Kornelia!

– No co? Przecież sam nie otworzył sobie drzwi. – Nastolatka pogłaskała zwierzaka pod bródką. – Słodki jest. I wcale się nie boi.

– To pewnie komuś uciekł, skoro jest oswojony.

– Może… Ale chyba nie będziemy szukać jego właściciela po nocy?

– No nie.

– Zabiorę go na górę – oznajmiła Kornelia. – Biedaczek musiał spędzić pół nocy w samochodzie sam. Pewnie jest przerażony.

– On? To ja byłam przerażona. Bałam się, że ktoś chce nam ukraść auto.

– Wiesz co, mamo? – Kornelia spojrzała na Asię wymownie. – Mogłabyś być trochę bardziej empatyczna – oznajmiła, po czym ruszyła w stronę bloku.

Joanna jeszcze przez chwilę sprawdzała wygląd i oceniała zapach wnętrza auta, ale w końcu zamknęła je i również wróciła do mieszkania. Kornelia w tym czasie nalała już kotu na spodek trochę mleka i kucając, patrzyła, jak zwierzak zbliża się do tej prowizorycznej miski.

– Na noc trzeba go będzie włożyć w jakiś karton albo coś podobnego, żeby nie nabrudził w mieszkaniu – rzuciła Asia do córki.

Ale Kornelia tylko spiorunowała ją wzrokiem.

– Chcesz mu zafundować kolejną traumę? Po moim trupie. Będzie spał ze mną.

– Co?

– No wezmę go ze sobą do łóżka.

Asia westchnęła i bezradnie opuściła ręce.

– Jak chcesz. Ale nie żal mi się potem, jak ci nasika na kołdrę albo na poduszkę.

– Nie nasika, nie nasika. – Kornelia pogłaskała kota i zaczęła do niego mówić jak do dziecka.

Asia znowu westchnęła. To by było na tyle, jeśli chodzi o wyspanie się przed pracą. Ale przynajmniej jej samochód nadal stał bezpiecznie na parkingu.

 

 

 

 

 

 

 

Rozdział 2

 

 

 

 

Magdzie Malwickiej, polonistce z jedynki, a prywatnie przyjaciółce Asi, również nie było dane tej nocy pospać. Ale w jej przypadku to całkiem normalne, ponieważ od rozwodu z Szymonem – mężczyzną jej życia – często miewała problemy ze snem. Chociaż Szymon odszedł już wiele miesięcy temu i spotykał się teraz z Plastikową Pamelą, Magda nigdy nie przestała go kochać i nocami często płakała w poduszkę, pogrążając się w tęsknocie za mężem. To znaczy byłym mężem. Mimo szczerych chęci Magda wciąż nie mogła przyzwyczaić się do nowej rzeczywistości…

Zmęczona bezsennością, przekręciła się na bok i utkwiła wzrok w ciemności za oknem. Pomyślała, że odkąd Szymon odszedł, w jej życiu wiecznie panuje właśnie taka ciemna noc. A tak bardzo tęskniła za słońcem… Do tego jeszcze te ostatnie problemy z Lilką… Na myśl o córce westchnęła. Lilka była jej jedynym dzieckiem. Śliczną i mądrą jedenastoletnią dziewczynką, która ostatnio zaczęła mieć problemy ze zdrowiem, a lekarze nie umieli wskazać przyczyny jej dolegliwości. Lilce nagminnie wypadały włosy, tak że na jej głowie powstały już gdzieniegdzie łyse placki. Magda nie od razu to zauważyła, dopiero Szymon zwrócił jej uwagę na problemy córki, przez co czuła się teraz jak najgorsza matka na świecie.

Ale może po prostu powinna pogodzić się z myślą, że nawala na każdej możliwej płaszczyźnie? Żoną była tak beznadziejną, że Szymon wolał odejść, potem zaniedbała też córkę… Nawet co do jej pracy niektórzy mieli zastrzeżenia. Przecież kilka miesięcy temu do pani burmistrz Nosowskiej wpłynął donos, w którym nieźle Magdę obsmarowano. Co prawda dostało się wtedy niemal całemu ciału pedagogicznemu w Bielinkach, ale to i tak wystarczyło, by Magda uważała się teraz nie tylko za kiepską partnerkę i matkę, ale również za fatalną nauczycielkę. W dodatku była też paskudną przyjaciółką – to poniekąd przez nią pokłóciły się niedawno Asia i Elka. A przecież od lat zawsze trzymały się razem.

– Ech – westchnęła Magda na głos. – Może dla świata byłoby lepiej, gdybym nie istniała?

Udało jej się przysnąć dopiero nad ranem, gdy więc zadzwonił budzik, była niewyspana i miała podkrążone oczy. Ziewając, ubrała się przy szafie w sypialni, dzielonej niegdyś z Szymonem, a potem poszła obudzić Lilkę. Dziewczynka spała w najlepsze, przytulona do poduszki, ale na dźwięk głosu matki otworzyła oczy.

– Dzień dobry, królewno – powiedziała Magda łagodnie. – Ferie się skończyły i czas wrócić do szkoły. Wstawaj, a ja idę robić śniadanie.

Lilka skinęła głową i usiadła na łóżku. Odgarnęła z czoła długie, nieco splątane włosy, a potem wygramo­liła się spod kołdry. Magda w tym czasie poszła do kuchni, żeby zagrzać mleko do płatków.

Jedząc śniadanie, dziewczynka trajkotała o tym, że już nie może się doczekać spotkania z najlepszą przyjaciółką, ale Magda, choć bardzo chciała, nie mogła skupić się na jej słowach, bo ciągle myślała o Szymonie. Ostatnio, z powodu problemów Lilki ze zdrowiem, częściej spotykała się z mężem – to znaczy byłym mężem – i przez to znowu niemal co noc wracały do niej wspomnienia dawnego życia. Stanowili kiedyś taką szczęśliwą rodzinę… Nie mogła przeboleć, że Szymon odszedł do innej. I choć pewnie powinna, nie umiała go przez to znienawidzić. Mimo zdrady nadal był w jej oczach mężczyzną idealnym.

– Mamo? – Nagle z zamyślenia wyrwał ją głos córki.

Magda potrząsnęła głową.

– Tak?

– Wylałaś mleko, zaraz zacznie ci kapać na spodnie od piżamy. – Lilka wskazała na stół.

Magda spojrzała w dół. Rzeczywiście, nieświadomie przechyliła łyżkę i rozlała mleko na blat.

– Dzięki, skarbie – rzuciła, po czym wstała, żeby przynieść ścierkę.

Lilka tymczasem pokręciła głową.

– Z dorosłymi jest czasem gorzej niż z dziećmi.

Dwadzieścia minut później były gotowe do wyjścia. Lilka stała przy drzwiach ubrana w kurtkę, zimowe buty i z plecakiem, podczas gdy Magda gorączkowo rozglądała się za kluczami. Gdy w końcu je znalazła – w drzwiach – wyszły z mieszkania i ruszyły schodami na dół na parking.

– Zimno dziś – stwierdziła Lilka, wsuwając dłonie do kieszeni.

Magda skinęła głową. Chociaż tej zimy nie padał jeszcze śnieg, w ostatnich dniach powietrze było dość mroźne i temperatura właściwie nie podnosiła się powyżej zera. Chłodny początek nowego semestru. A synoptycy zapowiadali ciepłą zimę…

Polonistka otworzyła samochód i obie z Lilką weszły do środka. Córka ulokowała się na tylnym siedzeniu, zaś Magda za kierownicą. Od razu włączyła ogrzewanie. Rzuciwszy swoją torebkę na siedzenie pasażera, wycofała z parkingu i skręciła w drogę do szkoły Lilki. Placówka ta znajdowała się tylko parę ulic od domu – dlatego ją z Szymonem wybrali. Po rozwodzie Magda miała pomysł, żeby przepisać Lilkę do jedynki, ale ostatecznie tego nie zrobiła. Nie chciała fundować córce kolejnej traumy, jaką byłoby odseparowanie jej od przyjaciółek. Mała bardzo przeżyła wyprowadzkę taty oraz rozwód i Magdzie było jej żal. Sama nawet nie umiała sobie wyobrazić, jak trudne i bolesne musi być dla dziecka rozstanie rodziców. Lilka i tak pozostawała w jej oczach bohaterką.

Nagle do pogrążonej w myślach Magdy dotarło, że od jakiegoś czasu słyszy dziwne pikanie. Odruchowo popatrzyła na deskę rozdzielczą. Spodziewała się zobaczyć na niej jakąś rozświetloną kontrolkę, ale nic takiego tam nie dostrzegła.

– Coś się stało? – spytała zaniepokojona Lilka.

„Sama chciałabym to wiedzieć”, odpowiedziała jej w myślach Magda. Nie zamierzając jednak martwić dziewczynki, przywdziała uśmiech i choć w głowie miała już czarne myśli, mruknęła:

– Nic poważnego.

Próbując zachować spokój, zjechała na pobocze. Pikanie nie ustawało. Nie miała pojęcia, co może sygnalizować ten dźwięk, ale była pewna, że to coś złego. Może coś w stylu „uciekaj, twój silnik zaraz wybuchnie”? Czując w sobie narastającą panikę, postanowiła zadzwonić do… Szymona. Wcale nie dlatego, że chciała go usłyszeć, o nie. Po prostu nie przyszedł jej do głowy nikt inny, kto znałby się na samochodach. Gdy byli małżeństwem, to właśnie Szymon dbał o robienie przeglądów, wymianę opon i naprawianie drobnych usterek w obu ich autach.

Na szczęście mężczyzna odebrał niemal od razu. „Bogu dzięki”, zdążyła pomyśleć Magda.

– Hej – powiedział były mąż tym swoim cudownym, niskim głosem, który tak bardzo kochała. – Dość wczes­na pora na rozmowę.

– Cześć. Wybacz – odrzekła nieco zakłopotana. – Możesz rozmawiać?

– Tak, tak. Tylko że jadę właśnie do pracy i w razie czego nie odpowiadam za szumy lub problemy z zasięgiem. Co tam u ciebie?

– Właściwie to mamy z Lilką mały problem.

– O. – Szymon wyraźnie się zmartwił. – Gorzej się poczuła?

– Nie, nie. Na szczęście to nie to. Po prostu wiozę ją właśnie do szkoły i coś zaczęło mi pikać w samochodzie. Musiałam zjechać na pobocze no i… dzwonię, bo może coś poradzisz.

– Rozumiem. Nie świeci się czasem dodatkowo jakaś kontrolka?

– No właśnie nie. Inaczej nie zawracałabym ci głowy.

– Dziwne.

– Jak myślisz, jechać dalej? Czy zostawić auto tu, gdzie jestem, i zamówić taksówkę?

– A coś towarzyszy temu pikaniu?

– Nie, zupełnie nic. Żadnych podejrzanych zapachów, problemów z prowadzeniem auta, nic takiego.

Szymon się zamyślił.

– Jak chcesz, to mogę do was podjechać. Chociaż chciałbym ci pomóc, to na odległość raczej nic nie poradzę. Nie mam pojęcia, co się mogło stać.

– Nie, nie przyjeżdżaj – odrzekła, mimo że od kilku dni nie marzyła o niczym innym, tylko by znów go zobaczyć. – Nie chcę, żebyś spóźnił się przeze mnie do pracy. Jakoś sobie poradzę.

– Na pewno?

– Tak. Najwyżej zadzwonię do mechanika.

– Masz numer do pana Stasia?

– Powinnam gdzieś mieć.

– Na wszelki wypadek wyślę ci go SMS-em. I śmiało dzwoń do mnie, gdyby to było coś poważniejszego. Najwyżej wyrwę się z pracy.

– Dzięki.

– Drobiazg – odparł.

Magda zakończyła rozmowę i wzięła dwa głębokie oddechy, czekając, aż jej mocno bijące serce nieco się uspokoi.

– Tata nie umie nam pomóc? – Lilka nachyliła się do matki.

– Niestety – mruknęła Magda, po czym odłożyła telefon do samochodowego uchwytu na kubek i jeszcze raz rozejrzała się po aucie.

I wtedy jej wzrok padł na małą kontrolkę sygnalizującą brak zapiętych pasów. Świeciła się tuż pod radiem. Wcześniej, z powodu nerwów, Magda zupełnie nie zwróciła na nią uwagi. Tylko dlaczego się zaświeciła? Przecież obie z córką były w pasach, tymczasem ikonka wyraźnie sygnalizowała, że ktoś ich nie zapiął. Zdezorientowana spojrzała w bok na siedzenie pasażera i nagle przyszło olśnienie. Jej torebka! Pewnie przesunęła się, gdy samochód wszedł w zakręt, i jakimś cudem włączyła wówczas czujnik. Magda zarumieniła się i przełożyła ją na podłogę. Co za wstyd! Dobrze, że nie kazała Szymonowi przyjeżdżać. Chyba zapadłaby się pod ziemię.

– O. Przestało pikać – stwierdziła tymczasem Lilka.

Magda pokręciła głową i wyzywając się w myślach od kretynek, ponownie wyjechała na drogę. „No, ale najważniejsze, że silnik nie wybuchł”, pomyślała z autoironią.

 

 

 

 

 

 

 

Rozdział 3

 

 

 

 

Ela Janicka, wychowawczyni w zerówce, jako jedyna z przyjaciółek była tego dnia wyspana i nie miała żadnych okołomotoryzacyjnych przygód. Dojechała do pracy bez jakichkolwiek problemów. Dokładnie za dwadzieścia ósma zgasiła silnik pod tak dobrze znanym budynkiem, by po chwili z torbą pod pachą ruszyć do szkoły. Jak co rano, przez pięć dni w tygodniu.

Musiała jednak przyznać przed samą sobą, że ostatnio coraz mniej lubiła to miejsce. Choć praca przedszkolanki zawsze była dla niej raczej przyjemnością niż udręką, to od czasu kłótni z Asią, mającej miejsce przed kilkoma miesiącami, Elka najchętniej rzuciłaby etat i całkowicie poświęciła się pracy w firmie, którą niedawno rozkręciła. Twoja Złota Rączka zrzeszała fachowców, których można było wynająć do drobnych napraw albo innych prac domowych. Elka na razie zatrudniała trzy osoby – swojego młodszego brata Krzyśka, jego kolegę Marcina i uroczego, starszego pana Zenka, który zadzwonił do niej z ogłoszenia – i nie narzekała na brak zleceń. O dziwo, na rynku było spore zapotrzebowanie na tego typu usługi i jej pracownicy mieli pełne ręce roboty. Zgłaszały się do niej samotne kobiety, ale również rodziny, w których mężczyźni byli tak zapracowani, że nie mieli czasu na naprawy czy przeróbki w domu. Biznes rozwijał się w zawrotnym tempie i Elka coraz częściej poważnie myślała o rezygnacji ze szkolnego etatu. Może mogłaby poszerzyć ofertę swojej firmy o usługę sprzątania i zatrudnić kilka nowych osób?

Zastanawiając się nad tym, minęła okno gabinetu Asi, który mieścił się tuż przy wejściu do szkoły, i mimowolnie pomyślała o przyjaciółce. Czy w ogóle mogła ją jeszcze tak nazywać? Od dłuższego czasu właściwie ze sobą nie rozmawiały. A to wszystko z powodu głupiego nieporozumienia, którego Elka nie miała odwagi wyjaśnić. A może miała, tylko Asia nie chciała jej słuchać? To wszystko było takie skomplikowane… Gdy Elka zaczęła jeździć do gminy, żeby uzyskać pomoc w założeniu własnej działalności, nie sądziła, że wynikną z tego takie problemy. Kto by przypuszczał, że niespodziewanie wpadnie w oko pani burmistrz, która ni z gruszki, ni z pietruszki zaproponuje jej posadę dyrektorki Samorządowej Szkoły Podstawowej nr 1 w Bielinkach? Tak, tej samej, w której Elka pracowała jako przedszkolanka, i tej samej, której dyrektorką była Joanna. Wyniknęło z tego niezłe zamieszanie. Asia jakimś cudem dowiedziała się o propozycji, którą nieoficjalnie złożyła Eli burmistrz Nosowska – formalnie oczywiście miał się latem odbyć konkurs na to stanowisko – i oskarżyła przyjaciółkę o zdradę. Ela naturalnie próbowała wytłumaczyć, że doszło do nieporozumienia, ale Asia nie chciała jej słuchać i od tamtej pory rozmawiały jedynie w sprawach służbowych. Skończyły się wspólne wyjścia na kawę, wieczorne picie wina we trzy z Magdą i zwierzanie się ze swoich problemów. Elka czuła się odtrącona i brakowało jej przyjaciółki. Mimo szczerych chęci nie umiała odzyskać zaufania Aśki i bolało ją z tego powodu serce. Bo choć dorosłość nie raz uświadomiła Eli, że ludzie zawodzą i rozczarowują, to akurat tę przyjaźń wyjątkowo sobie ceniła i miała nadzieję, że przetrwa ona dekady. Nie mogła się pogodzić z tym, że tak piękna znajomość rozpadła się z powodu głupiego nieporozumienia…

Weszła do szkoły i ruszyła na piętro, gdzie mieściła się sala przedszkolaków. Zasmucona zdjęła kurtkę i poszła do łazienki po wodę, żeby przygotować sobie kawę. Dawniej Elka co rano parzyła sobie ten napój z koleżankami w pokoju nauczycielskim, ale od tamtej awantury unikała tego miejsca, żeby przypadkiem nie natknąć się na dyrektorkę. Brakowało jej owego porannego rytuału, więc kilka tygodni temu kupiła sobie do klasy czajnik. Niestety, picie kawy w samotności to nie było to samo, co delektowanie się tym aromatycznym napojem razem z przyjaciółkami. No ale życie bywa brutalne.

Elka zdążyła przed dzwonkiem przejrzeć w telefonie najnowsze wiadomości z kraju i z zagranicy oraz wymienić kilka wiadomości z Krzyśkiem, który miał dzisiaj zlecenie na montaż mebli. Wcześniej uważała młodszego brata za mięczaka i wieczne dziecko, ale odkąd go zatrudniła, chłopak nieustannie ją zaskakiwał. Bez zarzutu realizował zadania, które mu powierzała, a klienci chwalili jego dobre maniery i pogodne usposobienie. Krzysiek garnął się do roboty, mimo że się jeszcze uczył. Elka coraz częściej spotykała się z nim, by omówić sprawy firmy. Niespodziewanie został jej prawą ręką, czy może raczej: prawą złotą rączką.

Gdy do klasy przybiegły dzieciaki, przedszkolanka w końcu odłożyła telefon i skupiła się na pracy. Sprawdziła obecność, porozmawiała z kilkoma uczniami, a potem usiadła z nimi na dywanie, gdzie zawsze prowadziła grupowe zabawy. Trochę pusto było Elce bez Kai, która w zeszłym semestrze była u niej na praktykach, ale i bez tej pomocy doskonale sobie radziła – w końcu pracowała tu nie od wczoraj. Gdy przedszkolaki zajęły się zabawą, ona zabrała się do wypełniania dziennika i nawet nie zauważyła, kiedy nadeszła pora drugiego śniadania. Reszta dnia minęła jej równie szybko i ledwie się obejrzała, a już zbierała się do powrotu do domu.

Zdążyła spakować swoje rzeczy do torebki, kiedy usłyszała pukanie do drzwi. Spojrzała w tamtym kierunku i zawołała:

– Proszę!

– Cześć. – Do środka zajrzała Magda. – Znajdziesz dla mnie chwilę?

Elka darowała sobie na moment pakowanie torebki i prostując plecy, zwróciła się do przyjaciółki:

– Jasne. Co u ciebie?

– Skończyłam już lekcje, a ponieważ muszę odebrać Lilkę ze szkoły dopiero za godzinę, to pomyślałam, że zajrzę do ciebie.

– Miło z twojej strony.

– No chyba że się spieszysz. Wtedy zajmę się czymś innym.

„Pewnie poszłabyś do Asi”, pomyślała Elka. Magda była w dość nieciekawym położeniu, rozdarta między dwiema przyjaciółkami jak między młotem i kowadłem. Elka nawet jej z tego powodu trochę współczuła. Na pewno nie chciałaby być na jej miejscu.

– Nie, wejdź – odparła. – Szczerze mówiąc, aż tak bardzo się nie spieszę.

– Naprawdę? – Magda wyraźnie się ucieszyła.

Ela skinęła głową. Mina polonistki utwierdziła ją w przekonaniu, że dobrze zrobiła, decydując się na spędzenie paru chwil w jej towarzystwie.

– Napijesz się kawy? – spytała.

– Z przyjemnością – odparła ochoczo Magda, a potem zamknęła za sobą drzwi i podeszła do biurka. – Pomóc ci?

– Nie, nie trzeba. Niedawno pomyłam kubki, woda w czajniku też jest, więc możesz sobie usiąść. Tylko uprzedzam, że mam jedynie rozpuszczalną.

– Nie szkodzi. A jest może śmietanka?

Elka uśmiechnęła się.

– No jasne, że jest. Czarna kawa to dla mnie nie kawa.

Magda też uniosła kąciki ust i sięgnęła po niewysokie krzesełko, by przystawić je sobie do biurka.

– A tak w ogóle to brakuje mi ciebie w pokoju nauczy­cielskim. Lubiłam nasze pogawędki na przerwach.

– Ja też – odrzekła Elka z nostalgią, sięgając po opakowanie z kawą.

– To może warto by było do tego wrócić?

Przedszkolanka westchnęła.

– Wiesz, że nie chcę się narzucać Aśce. Po naszej sprzeczce dość jasno dała mi do zrozumienia, że woli mnie nie oglądać.

– Może już jej przeszło?

– Nie wydaje mi się. Ostatnio, gdy ją mijałam, to nawet na mnie nie spojrzała. A wolałabym jej bardziej nie podpadać.

Magda spuściła wzrok.

– Mogłybyście się wreszcie pogodzić. Tęsknię za dawnymi czasami.

– Dobrze wiesz, że to nie takie proste.

– Wiem. I chyba właśnie dlatego tak mnie ta sytuacja wkurza.

– Może zmieńmy temat, co? – zaproponowała Elka. Nie chciała kolejny raz roztrząsać tej sprawy. Dyrektorka była tak uparta i tak zatwardziała w swoim podejściu, że nie miało to sensu. – Co tam u Lilki? Wiadomo już, co jej dolega?

Teraz to Magda westchnęła.

– A wiesz, że nadal nie mamy diagnozy? Lekarka ciąg­le zleca nam kolejne badania i wysyła do następnych specjalistów, ale każdy tylko rozkłada ręce.

– Wciąż? Ile to już trwa?!

– No właśnie…

– Ale najważniejsze, że się nie poddajesz. Na pewno wkrótce znajdą przyczynę.

– Chciałabym. Na razie nadal jesteśmy w kropce.

Ela z ukosa popatrzyła na zrezygnowaną twarz przyjaciółki.

– Chyba nie tracisz nadziei, co?

Magda zaplotła palce u dłoni i spuściła wzrok.

– Nie będę udawać: nie zawsze jest łatwo. To paskudne uczucie, nie potrafić pomóc własnemu dziecku.

– Ale przecież robisz, co możesz! Nie obwiniaj się. Niebawem na pewno wszystko się wyjaśni.

– Obyś miała rację, ale wydaje mi się, że niedługo tej naszej pediatrze wyczerpią się pomysły i powie coś w stylu „widocznie taka Lilki uroda”.

– To wtedy zmienisz lekarza i będziesz drążyła dalej. Zawsze jest jakieś wyjście.

– Niby tak…

Elka posłała przyjaciółce uśmiech. Nagle czajnik obwieścił, że zagotowała się woda. Przedszkolanka zalała dwie kawy, zabieliła je śmietanką i posłodziła.

– Dzięki – mruknęła Magda, biorąc kubek. – Kawa to coś, czego bardzo potrzebowałam. Miałam stresujący poranek.

– Tak? A co się wydarzyło?

Magda upiła łyk, a potem zaczęła opowieść o porannej przygodzie z samochodem. Gdy skończyła, przyjaciółka roześmiała się głośno.

– Musiałaś najeść się strachu – skwitowała.

– Nic nie mów. Naprawdę się bałam, że ten samochód zaraz wybuchnie. Już miałam kazać Lilce wysiadać. A to tylko głupia torebka.

– Wiesz, co jest najlepsze? Że ja swoją też najczęściej kładę na siedzeniu pasażera. Tak jest mi najwygodniej.

– To nie rób tego więcej. Albo poproś któregoś z braci, żeby wyłączył ci ten czujnik od pasów.

– Może powinnam.

– Aśka też miała dzisiaj niezłą przygodę związaną z samochodem – zaśmiała się Magda. – Wyobraź sobie, że niechcący zamknęła w aucie jakiegoś kota i w nocy włączył jej się alarm. Obudziło ją wycie pod oknem, bała się, że kradną jej auto.

– Żartujesz…

– Wcale nie! Mówiła, że omal nie dostała zawału.

– Nie dziwię jej się. Ale co to w ogóle za kot?

Magda wzruszyła ramionami i upiła kolejny łyk kawy.

– A bo ja wiem? Ponoć mały jeszcze. Aśka nie ma pojęcia, czyj jest ani skąd się wziął.

Ela znów zatęskniła za przyjaciółką. „Ech, fajnie by było, gdyby Asia opowiedziała mi o tym wszystkim osobiście”, pomyślała. Ale chyba w najbliższym czasie nie miała co liczyć na zmianę w nastawieniu dyrektorki.

 

 

 

 

 

 

 

Rozdział 4

 

 

 

 

Asia przez cały czas w pracy myślała o kocie. No, prawie cały czas – niekiedy udawało jej się skupić uwagę na prowadzonych lekcjach lub dokumentach, które musiała wypełnić, ale znaleziony nocą zwierzak bezsprzecznie pochłaniał jej myśli. Zwłaszcza że to Kornelia wychodziła rano z domu jako druga i to ona miała zorganizować mu tymczasowe legowisko. Asia żywiła głęboką nadzieję, że córka wykorzystała do tego celu jakiś stary karton, a nie zostawiła zwierzaka na przykład w swoim pokoju. Ale z drugiej strony po Kornelii można się było wszystkiego spodziewać.

Około czternastej Joanna nie wytrzymała i zadzwoniła do córki.

– O. To ty – powiedziała na dzień dobry Kornelia.

– Miłe powitanie, nie ma co.

– Wybacz, mamo. Po prostu nie spodziewałam się, że zadzwonisz. Czy ty czasem nie powinnaś być jeszcze w pracy?

– Jestem w pracy.

– To co się stało, że dzwonisz?

– Chciałam zapytać, co z kotem.

– Pewnie wszystko u niego dobrze, a co ma być?

Asia zdębiała.

– To ty tego nie wiesz?

Kornelia zaśmiała się.

– Czyżbyś zapomniała, o której kończę w poniedziałki lekcje, mamusiu? Dopiero wracam do mieszkania. A elektronicznej niani nie mamy.

– Och – wymsknęło się Asi.

– Ale nie gniewam się, wyluzuj. Jak chcesz, to mogę ci napisać SMS-a, co z kotem, gdy dotrę na miejsce. Nie sądziłam, że będziesz się nim tak przejmować.

– Po prostu boję się, czy czasem nie zdewastował nam mieszkania.

Kornelia znowu zachichotała.

– Zdewastował? Mały kot?

– Oj, zdziwiłabyś się, ile szkód może wygenerować takie zwierzę.

– Chyba trochę przesadzasz. Zresztą nie wiem, co miałby nam zniszczyć w łazience.

– Zamknęłaś go w łazience?

– No tak. Przecież kazałaś mi go gdzieś ulokować.

– Myślałam o jakimś kartonie!

– A niby skąd ja miałam wziąć karton, co? Zresztą nie miałabym serca zamykać go w takiej małej przestrzeni.

– To obyś miała do niego tyle samo serca, gdy przyjdzie ci po nim sprzątać. Pewnie zasikał nam całą podłogę.

– Nie dramatyzuj, mamo. – W tonie Kornelii pojawiło się zniecierpliwienie. – Na pewno nie jest tak źle.

– A deskę sedesową chociaż zamknęłaś?

– Nie wiem. Dlaczego pytasz?

– No żeby nie wpadł czasem do środka i się nie utopił.

– Chyba zamknęłam, ale głowy nie dam sobie uciąć.

– Kornelia!

– Oj, wyluzuj, mamo. Dam ci znać, gdy dotrę na miejsce, ale jak znam życie, kot będzie cały i zdrowy. Twoja łazienka też. A teraz kończę, bo Kuba odprowadza mnie do domu i wolałabym skupić się teraz na nim. Pa!

Asia westchnęła. Do czego to doszło, żeby chłopak był ważniejszy od matki! Wróciła do wypełniania dokumentów, lecz nie zdążyła poświęcić temu wiele czasu, bo po paru minutach jej telefon zawibrował, informując o nadejściu SMS-a. Wzięła smartfona do ręki, pewna, że to Kornelia pisała już z mieszkania, ale wiadomość była od Marka. Pomimo tego, że czekała na wieści o kocie, Asia się uśmiechnęła.

Gdy pierwszy raz spotkała się z architektem, który miał zaprojektować w jedynce nową salę gimnastyczną, ani przez chwilę nie sądziła, że będzie z tego miłość. Szybko jednak odkryli, że wiele ich łączy. Ona – rozwódka wychowująca córkę, on – samotny ojciec z dwójką dzieci, mogli rozmawiać bez końca. I choć nie zdecydowali się jeszcze ze sobą zamieszkać, i raczej nie mieli tego w planach na najbliższą przyszłość, dobrze im było razem. Marek zawsze wiedział, jak ją rozśmieszyć i tak samo jak ona lubił spędzać wspólne wieczory przy lampce wina. Do tego był troskliwy, czarujący, zaradny, odpowiedzialny… Mogłaby wyliczać bez końca. Dopóki go nie poznała, nie sądziła, że istnieją jeszcze tak wspaniali mężczyźni, i czasami nie wyobrażała już sobie życia bez niego.

„Co powiesz na wspólny obiad?” – pytał w SMS-ie.

Asia zamyśliła się, bo wstępnie planowała, że zje dzisiaj z Kornelią.

„A dzieci?” – wystukała na klawiaturze smartfona.

„Ula i Maciek śpią dzisiaj u dziadków, bo mam pod wieczór spotkanie z ważnym klientem”.

„No tak. Wspominałeś mi o tym”.

„Może w tej sytuacji Nela dałaby się udobruchać pizzą, a Ty wyskoczyłabyś ze mną na miasto? Już dawno nie byliśmy na randce”.

„To fakt”, pomyślała Asia. Choć dopiero co miała ferie, najpierw była zawalona robotą papierkową, a potem Maciek, sześcioletni syn Marka, zaczął chorować i jakoś nie zdążyli pomyśleć o wyjściu we dwoje.

„No dobrze. Spotkajmy się”, odpisała, nie chcąc rozczarować mężczyzny.

Marek odesłał jej serduszko i oznajmił, że odezwie się, gdy już zarezerwuje stolik w jakimś lokalu. Asia podeszła więc do okna i ponownie zadzwoniła do córki.

– Znowu ty? – jęknęła Kornelia.

– Tak, to ja. A ty już drugi raz niezwykle miło mnie witasz.

– Bo mówiłam ci, że jestem z Kubą, więc nie rozumiem, dlaczego zawracasz mi głowę.

Asia uśmiechnęła się lekko.

– Chciałam zaproponować, żebyś zaprosiła Kubę na obiad, i zasponsorować wam pizzę, ale skoro nie chcesz, to już się rozłączam. Miłego popołudnia.

– Nie, czekaj! – ożywiła się córka. – Powiedziałaś słowo „pizza”? I że nie muszę za nią płacić ze swojego kieszonkowego?

– Tak, dobrze słyszałaś. Marek zaprosił mnie na obiad i pomyślałam, że może w tej sytuacji zechciałabyś spędzić popołudnie z Kubą. Oczywiście jeżeli jego rodzice się zgodzą.

– No pewnie, że chcę! I z przyjemnością zjem dzisiaj pizzę.

– To wybierz jakąś i przyślij mi namiary na restaurację. Zamówię ją wam. Oczywiście z dowozem.

– Jesteś kochana. Mówiłam ci o tym?

Asia pokręciła głową wyraźnie rozbawiona.

– A nie natrętna i denerwująca? Jeszcze przed chwilą miałaś mnie dosyć.

– Czasami wykazujesz przebłyski człowieczeństwa – rzuciła Kornelia, ale zaraz potem oznajmiła, że w takim razie będzie już kończyć i wybiorą sobie z Kubą tę pizzę.

– Tylko pamiętaj, żeby dać mi znać, co z kotem – powiedziała jeszcze Asia, zanim córka zakończyła połączenie.

Odłożywszy telefon, po raz kolejny usiadła do papierów. Ale i tym razem jej chwila spokoju nie trwała długo – usłyszała pukanie do drzwi.

– Proszę – odparła zrezygnowana i rzuciła długopis na biurko.

Po chwili oczom dyrektorki ukazała się zatrudniona wiosną woźna, Marta. Asia nie zdążyła się do niej przekonać, a dzisiaj to już wybitnie nie miała ochoty na pogawędki z nią, mimo to gdy dziewczyna spytała, czy może wejść, dyrektorka skinęła głową. Nie wypadało odmówić.

Marta wsunęła się do środka i zamknęła za sobą drzwi.

– Co panią sprowadza? – spytała ją Asia.

– Pani Renata poprosiła mnie, żebym przyniosła listę środków czystości, które trzeba zamówić. – Marta wyjęła z kieszeni niedużą kartkę i położyła ją na biurku. – Detergenty, szmaty do mycia podłóg, ręczniki papierowe, wiadra i nowa szczotka, bo ostatnio ktoś nam jedną złamał.

Asia wzięła listę i pobieżnie omiotła ją wzrokiem.

– Dobrze, zamówię to wszystko jeszcze dzisiaj.

– To super, pani Renata na pewno się ucieszy.

– Coś jeszcze?

Marta zaplotła palce i rozejrzała się po gabinecie dyrektorki.

– Hmm, właściwie to nie – powiedziała. Ale nie wyszła.

Asia poczuła się nieco dziwnie.

– W takim razie, oczywiście nie chcę być nietaktowna, ale muszę wrócić do swoich obowiązków.

– Tak, tak. Rozumiem – odparła Marta, nadal nie ruszając się z miejsca.

Asia poczuła się przez to jeszcze bardziej zakłopotana i popatrzyła na kobietę wymownie. Dopiero to sprawiło, że Marta jakby się ocknęła i ruszyła do drzwi. „Co za dziwne dziewczę”, przemknęło Asi przez głowę.

Po raz kolejny spróbowała skupić się na swoich obowiązkach i chyba szczęście zaczęło jej wreszcie sprzyjać, bo przez następne dwie godziny lekcyjne nikt jej nie przeszkadzał i mogła cieszyć się upragnionym spokojem.

 

 

 

 

 

 

 

Rozdział 5

 

 

 

 

Gdy Asia pochylała się nad stertą dokumentów, Magda jechała odebrać Lilkę ze szkoły. Tym razem przezornie położyła torebkę na podłogę przy siedzeniu pasażera, więc dotarła na miejsce bez stresów i zbędnych atrakcji. W dodatku po rozmowie z Elką była w nieco lepszym humorze niż rano, choć nadal martwiła się o córkę.

– Co tam w szkole? – zapytała, gdy Lilka rozsiadła się na tylnym siedzeniu.

– Wszystko dobrze – odparła dziewczynka, odkładając na bok swój plecak. – Tylko pani na wuefie znowu kazała nam grać w koszykówkę.

– Uuu. To fatalnie. – Magda się skrzywiła, bo wiedziała, że córka nie przepada za tą grą, odkąd ktoś niechcący rzucił jej piłką w twarz. Zresztą, szczerze mówiąc, ona sama nigdy nie była entuzjastką wuefu, więc potrafiła zrozumieć Lilkę.

– Jest tyle innych dyscyplin sportowych… Chyba już nawet wolałabym skakać przez skrzynię.

– To może kupię ci jakiś deser na poprawę humoru? I tak musimy jeszcze podjechać do marketu.

– No nie wiem. – Lilka zastanowiła się nad tym. – Pani od biologii mówiła, że zajadanie smutków nie jest najlepszym rozwiązaniem.

– E tam, raz na jakiś czas można – mruknęła Magda, po czym włączyła kierunkowskaz i wyjechała z parkingu. – Zresztą od kawałka ciasta jeszcze chyba nikt nie umarł.

Lilka zgodziła się z matką i zmieniła temat. Zaczęła relacjonować, co jej koleżanki robiły podczas ferii. Słuchając opowieści o cudownych wyjazdach na narty lub za granicę, polonistka znowu poczuła się jak najgorsza matka na świecie – ona nie mogła pozwolić sobie na to, żeby zabrać Lilkę w jakieś atrakcyjne miejsce. Spędziły ferie w domu, odpoczywając, czytając i oglądając bajki, czasem chodziły też na spacery. Gdy więc pięć minut później Magda kupowała ciasto dla Lilki, i sobie wzięła kawałek – tak na pocieszenie.

Kiedy z ciężkimi siatkami dotarły do mieszkania, czekała je tam niespodzianka. Pod drzwiami, na jednym ze schodków siedział Szymon. Na ich widok wstał i otrzepał spodnie.

– No, w końcu – rzucił z uśmiechem. – Już myślałem, że będę tu tkwił w nieskończoność.

Magda nie kryła zdziwienia na widok męża – to znaczy byłego męża – ale Lilka bez wahania podeszła do ojca i przytuliła go mocno.

– Tatusiu! Co za niespodzianka!

Szymon pogłaskał ją po włosach, a potem wskazał na małe pudełko stojące na wycieraczce pod drzwiami do mieszkania Magdy.

– A tak w ogóle to kupiłem ciasto – oznajmił. – Mam nadzieję, że pozwolicie mi wejść na kawę?

– Jasne – odparła Magda, odzyskując w końcu głos, bo z wrażenia na chwilę zaniemówiła. – Ale zanim przejdziemy do deseru, musimy najpierw zjeść obiad.

– Tylko co w tej sytuacji z naszym ciastem? – Lilka oderwała się od ojca i spojrzała na matkę. – Szkoda, żeby się zmarnowało.

– Też kupiłyście dziś coś słodkiego? – zapytał z uśmiechem Szymon.

Magda skinęła.

– To w takim razie będziecie miały ciasto i na deser, i na kolację – rzucił rozbawiony.

Magda wyminęła jego oraz Lilkę i otworzyła w końcu drzwi do mieszkania.

– Wchodźcie – powiedziała, pchnąwszy je do środka.

Lilka minęła rodziców w radosnych podskokach, a Szymon szarmancko przepuścił Magdę w drzwiach. Przechodząc obok byłego męża, polonistka poczuła cudowny zapach jego perfum. Woń była piękna i niesamowicie działała na zmysły, ale kobieta zachowała tę refleksję dla siebie. Nie wypadało prawić komplementów człowiekowi, z którym wzięło się rozwód.

Szymon zniknął z córką w pokoju, a Magda od razu zajęła się obiadem. Planowała dziś odgrzać ruskie pierogi, które lepiła z Lilką jakiś czas temu, a których część zamroziła na później. Wyciągnęła z szafki patelnię, nalała na nią trochę oleju i zapaliła gaz. Po chwili ułożyła w naczyniu pierogi i zajęła się przygotowaniem okrasy.

Zapach smażonej na maśle cebulki przyciągnął Szymona i Lilkę.

– Pomóc ci, mamo? – Dziewczynka podeszła do Magdy.

– Nie, jedzenie zaraz będzie gotowe. No chyba że chcesz nakryć do stołu.

– Jasne. Zajmę się tym.

– Talerze są jeszcze w zmywarce, nie miałam czasu ich wyjąć.

Lilka skinęła i wzięła się do pracy, tymczasem Szymon wysunął sobie krzesło i usiadł przy stole kuchennym. Dokładnie w tym samym miejscu, które zawsze zajmował w przeszłości… Magda szybko wyrzuciła z głowy tę myśl. Na wspomnienie tych wszystkich wspólnych posiłków do oczu na pewno napłynęłyby jej łzy.

– I co w końcu było nie tak z twoim samochodem? – zapytał. – Udało się ustalić, co to za czujnik napędził ci strachu?

Magda zaczerwieniła się lekko, bo było jej wstyd, że wszczęła rano alarm z tak błahego powodu, jak niezapięte pasy.

– Tak, tak. Dziękuję, że pytasz.

– Gdybyś potrzebowała pomocy, to wiesz… Nie bój się prosić.

Magda najchętniej spytałaby, co na takie zapewnienia powiedziałaby ta cała Pamela, ale nie chcąc psuć atmo­sfery, darowała sobie niepotrzebną zaczepkę. Jej stosunki z Szymonem dopiero co się ociepliły i nie chciała tego niszczyć. Może podświadomie liczyła, że uda jej się go odzyskać…

– Dzięki – mruknęła, po czym wyjęła z szafki półmisek na pierogi. – A teraz idźcie myć ręce, bo obiad gotowy.

Gdy Lilka z Szymonem wrócili z łazienki, Magda siedziała już w salonie przy zastawionym stole, na którym parowały apetyczne pierożki. Wspólnie zjedli ze smakiem, co do ostatka. Po obiedzie Lilka pochowała talerze do zmywarki, Magda pokroiła ciasto, a Szymon zaparzył dwie kawy.

– Czuję się, jakby było dziś jakieś święto – stwierdziła Lilka, lokując się na kanapie i zabierając się do pałaszowania sernika. – Nie dość, że jest ciasto, to jeszcze siedzimy tu całą rodziną. Czy ja o czymś zapomniałam?

Magda z Szymonem wymienili spojrzenia, ale żadne nie zdobyło się na jakikolwiek komentarz. Zamiast tego Szymon zapytał Lilkę, co w szkole, i dziewczynka opowiedziała mu mniej więcej to samo, co wcześniej matce. Chwilę później do Lilki zadzwoniła przyjaciółka, więc przerwała opowieść, odłożyła pusty talerzyk na stół i poszła do swojego pokoju.

– Wydaje się szczęśliwa – powiedział Szymon, odprowadziwszy ją wzrokiem.

Magda skinęła głową.

– Pod koniec ferii nie mogła się już doczekać, kiedy znów spotka koleżanki.

– Chyba weszła już w ten wiek, gdy rówieśnicy są ważniejsi od rodziców, co?

– Na to wygląda.

– A jak mają się sprawy z jej zdrowiem? Ostatnie badania znowu niczego nie wykazały, to wiem. Ale kiedy macie umówioną kolejną wizytę u pediatry?

– Jutro.

– Może chcesz, żebym z wami pojechał?

– Nie trzeba. Na pewno masz swoje sprawy, nie chcę cię od nich odciągać. Zresztą wydaje mi się, że i tak za wiele się nie dowiemy.

– Skąd ten sceptycyzm?

– Próbują ją zdiagnozować już od kilku miesięcy, a nadal niczego nie ustalili. Powoli zaczynam wątpić, że to kiedykolwiek nastąpi.

– Hej, nie możesz się teraz poddać. Nie, kiedy chodzi o zdrowie Lilki.

– Ale ja się nie zamierzam poddawać. – Magda odstawiła talerz z ciastem na ławę. – Może po prostu powinniśmy zmienić lekarza? Mam dość już tego krążenia po omacku. Lilce wypada coraz więcej włosów, boi się, że będzie łysa. Nie mogę patrzeć na jej cierpienie.

Szymon westchnął.

– Masz jakiegoś innego pediatrę na oku?

– Jeszcze nie, ale chyba zrobię rozeznanie w temacie.

– To ja popytam w pracy. Większość dziewczyn z urzędu ma dzieciaki. Może któraś mi kogoś poleci.

– Dzięki. Byłabym wdzięczna.

– Daj spokój. Przecież to też moja córka.

Magda nie wiedziała, co mu na to odpowiedzieć. Uśmiechnęła się tylko.

– A ty jak to wszystko znosisz? – zapytał Szymon niespodziewanie, sięgając po kubek z kawą. Troska w jego głosie wydawała się szczera. – Nie obraź się, ale nie najlepiej ostatnio wyglądasz.

Magda zerknęła mu w oczy.

– Dzięki. Nie ma to jak usłyszeć komplement.

– Oj, tylko się nie bocz. Po prostu martwię się o ciebie. Wyglądasz na przemęczoną.

– Trudno być w dobrej formie, kiedy twoje dziecko ma problemy ze zdrowiem, a lekarze nie umieją mu pomóc.

– To fakt. Ale może w tej sytuacji mógłbym jakoś cię odciążyć? Nie wiem, odbierać Lilkę ze szkoły, robić czasem zakupy…

Magda znowu z trudem ukryła zdziwienie. Czego jak czego, ale takiej propozycji to się nie spodziewała.

– Nie trzeba – odparła odruchowo, chociaż wizja jeszcze częstszych spotkań z Szymonem wydała jej się niezwykle kusząca.

– A moim zdaniem trzeba – upierał się Szymon. – Szczęśliwa matka to szczęśliwe dziecko. Nie pamiętasz?

Magda uśmiechnęła się.

– Powiedziała nam to położna, gdy przyjechała pierwszy raz na wizytę patronażową – przypomniała i od razu ogarnęły ją przyjemne emocje. Te pierwsze dni po urodzeniu Lilki, choć męczące i pełne nowości, zawsze jawiły jej się jako cudowny czas. Wiele by dała, żeby byli z Szymonem znowu tak szczęśliwi, jak wtedy.

– Moim zdaniem te słowa nadal są aktualne – zauważył mężczyzna. – I wiesz co? Mam pomysł. Po jutrzejszej wizycie u lekarza ja zajmę się Lilką, a ty wybierzesz się do spa, żeby odpocząć.

Magda omal się nie roześmiała.

– Ja i spa? Zwariowałeś. Nie mam czasu na takie rzeczy! Zresztą nigdy nie byłam w takim miejscu!

– To będziesz miała okazję zdobyć nowe doświadczenie, bo osobiście zamierzam ci wykupić jakiś zabieg.

– Nie wygłupiaj się. Naprawdę nie trzeba.

– To już postanowione – oznajmił twardo Szymon, a potem wyjął z kieszeni telefon. – Musimy tylko znaleźć coś w okolicy. Ktoś powinien się o ciebie zatroszczyć, skoro sama nie umiesz.