Komedia o człowieku który zaślubił niemowę - Anatole France - ebook

Komedia o człowieku który zaślubił niemowę ebook

Anatole France

0,0
8,49 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Komedia o człowieku który zaślubił niemowę” to komedia Anatole’a France’a, francuskiego poety, powieściopisarza i krytyka, laureata Nagrody Nobla w dziedzinie literatury.

Komedia o człowieku który zaślubił niemowę” jest komedią w dwóch aktach we wspaniałym tłumaczeniu Tadeusza Boya-Żeleńskiego.


Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 38

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Anatole France

Wydawnictwo Avia Artis

2021

ISBN: 978-83-8226-284-1
Ta książka elektroniczna została przygotowana dzięki StreetLib Write (http://write.streetlib.com).

Osoby

PAN LEONARD BOTAL, sędzia. MISTRZ ADAM FUMEE, adwokat. MISTRZ SZYMON COLLINE, lekarz. MISTRZ JAN MAUGIER, cyrulik. MISTRZ SERAFIN DULAURIER, aptekarz. IMĆPAN GILLES BOISCOURTIER, sekretarz p. Leonarda Botal. (ŚLEPIEC, grający na kobzie). KATARZYNA, żona p. Leonarda Botal. ALIZON, służąca p. Leonarda Botal. PANNA DE LA GARANDIERE. LOKAJ panny de la Garandiere. DWAJ MALI POMOCNICY APTEKARSCY.

AKT I

Scena 1

GILLES BOISCOURTIER, ALIZON, potem MISTRZ ADAM FUMÉE i LEONARD BOTAL.

Gilles Boiscourtier(zajęty jest gryzmoleniem i ziewaniem, gdy zjawia się służąca Alizon, z dużym koszykiem na każdem ramieniu. Na jej widok Gilles rzuca się na nią natychmiast). Alizon. Święta panienko, czy to się godzi rzucać się tak na kogo, jak jaki wilkołak, i to w pokoju otwartym na wszystkie strony? Gilles(który wyciąga z jednego z koszów butelkę wina). Nie rób krzyku, mała gąsko. Nikt cię nie myśli oskubać. Nie wartaś tej fatygi. Alizon. Zostawisz ty wino pana sędziego, nicponiu! (Stawia koszyki na ziemi, odbiera butelkę, wymierza policzek sekretarzowi, podnosi koszyki i umyka do kuchni, której piec widać przez drzwi. Wchodzi imćpan Adam Fumée). Mistrz Adam Fumée. Wszakże tutaj mieszka imćpan Leonard Botal, sędzia w sprawach cywilnych i kryminalnych? Gilles. Tutaj, proszę pana, i właśnie mówisz pan z jego sekretarzem Gillem Boiscourtier, do usług pańskich. Fumée. Dobrze więc, mój chłopcze; chciej zatem powiedzieć panu, że jego dawny kolega, pan Adam Fumée, adwokat, pragnie z nim pomówić w pewnym interesie. (Słychać z zewnątrz głos wywołujący śpiewnie: Ziele dla ptaszków). Gilles. Właśnie mój pan idzie. (Leonard Botal schodzi wewnętrznymi schodami, Gilles cofa się do kuchni). Fumée. Witajże mi, panie Leonardzie; cieszę się, iż cię znowu widzę. Leonard. Dzieńdobry, mistrzu Adamie, jakże się miewasz od owego dłuższego czasu, odkąd nie miałem szczęścia cię oglądać? Fumée. Doskonale! I pan również, jak mam nadzieję, panie sędzio. Leonard. Cóż za szczęśliwy traf sprowadza cię tutaj, mistrzu Adamie? Fumée. Przybywam umyślnie z Chartres, aby Wam przedłożyć memorjał w sprawie pewnej młodej sieroty, która... Leonard. Czy pamiętasz, mistrzu Adamie, owe czasy, kiedy to wertowaliśmy razem prawo na uniwersytecie w Orléans? Fumée. Jakżeby?!... Kiedyśmy to grywali na flecie, wyprawiali kolacje z damulkami i tańczyli od rana do wieczora... Przybywam, szanowny sędzio, a drogi mój kolego, aby Wam wręczyć memorjał w sprawie młodej sieroty, która to sprawa przypadnie Wam niebawem do rozsądzenia. Leonard. A czy sprawa jest dobra? Fumée. To młoda sierota... Leonard. To słyszałem. Ale czy sprawa jest dobra? Fumée. To młoda sierota, ograbiona przez swego opiekuna, który jej zostawił tylko parę oczu, aby łzy mogła wylewać. Jeżeli wygra proces, stanie się znowu bogatą i wówczas okaże bardzo wymownie swą wdzięczność. Leonard(biorąc memorjał, który mu podaje mistrz Adam). Rozpatrzymy jej sprawę. Fumée. Dziękuję Wam, szanowny sędzio i drogi dawny towarzyszu. Leonard. Rozpatrzymy ją z całą bezstronnością. Fumée. Tego nawet nie potrzeba powiadać... Ale mówcież mi o sobie. Czy wszystko idzie po waszej myśli? Zdajecie mi się czegoś frasować. A przecież posiadacie urzędzik wcale nie najgorszy. Leonard. Zapłaciłem zań dobrą cenę i nie oszukałem się; to prawda. Fumée. Może wam się przykrzy samotne życie. Czy nie zamyślacie się żenić? Leonard. Jakże, mistrzu Adamie, toż wy nie wiecie, iż dopiero co właśnie, jak się ożeniłem? Zaślubiłem w zeszłym miesiącu młodą panienkę z prowincji, z dobrego domu i wcale nie szpetną, Katarzynę Momichel. Na nieszczęście jest niemową. To mnie bardzo martwi. Fumée. Wasza żona jest niemową? Leonard. Niestety! Fumée. Zupełną niemową? Leonard. Jak ryba w stawie. Fumée. Czyżeście tego nie zauważyli, nimeście ją mieli poślubić? Leonard. Jakżeżby można nie zauważyć czegoś podobnego? Ale wówczas nie trapiłem się tem tak, jak dzisiaj. Uważałem, że jest ładna i że nie jest bez grosza, i myślałem tylko o korzyściach, jakie mi przyniesie i o przyjemności jakiej z nią zażyję. Ale teraz względów tych nie odczuwam już równie żywo i wołałbym, aby umiała mówić; byłoby to z rozkoszą dla mego umysłu, a z korzyścią dla mego domu. Czegóż to potrzeba w mieszkaniu sędziego? Miłej, uprzejmej żony, któraby przyjmowała przychylnie skarżących i zapomocą zręcznych natrąceń doprowadzała do tego, iżby znosili podarki, by uzyskać zbadanie swojej sprawy z tem większą troskliwością. Ludzie dają tylko wówczas, gdy się ich po temu ośmieli. Żona, w słowach swych zręczna, a w postępkach ostrożna, łacno wyciągnie z jednego szynkę, z drugiego sztukę płótna, z innego wino lub zwierzynę. Ale tej biednej Kasi niemowie nigdy nic nie kapnie. Podczas gdy kuchnie, spiżarnie, stajnie i spichrze moich kolegów ledwie mogą pomieścić ich dostatki, mnie się ledwie tyle oberwie, ile trzeba na ugotowanie cienkiej zupki. Widzisz więc, mistrzu Adamie, jakem się złapał na tem, iż wziąłem żonę niemowę. Mój urząd wart jest przez to o połowę mniej... A co najgorsze, że staję się sam coraz bardziej nieswój i melankoliczny. Fumée. Nie macie powodu po temu, panie sędzio. Zastanowiwszy się dobrze, możnaby w waszem położeniu dopatrzyć się korzyści wcale nie do pogardzenia. Leonard. Nie