Kod miłosierdzia. Zamykanie przeszłości, która boli - ks. Marek Dziewiecki - ebook

Kod miłosierdzia. Zamykanie przeszłości, która boli ebook

ks. Marek Dziewiecki

4,7

Opis

Dla każdego, kto chce żyć szczęśliwie i mieć poukładane relacje z innymi kluczowe jest zamykanie bolesnej przeszłości. Nikt, kogo boli przeszłość i nie potrafi się od niej uwolnić, nie będzie żył w pełni tu i teraz.

Zamykanie przeszłości, która nam ciąży, wymaga pojednania i naprawy naszych relacji na trzech poziomach. Po pierwsze z Panem Bogiem, po drugie z samym sobą, po trzecie z innymi ludźmi. Tylko wtedy, kiedy przejdziemy ścieżkę miłosiernej miłości w takiej kolejności, możemy mówić o zamknięciu przeszłości i szczęściu płynącym z tworzenia zdrowych i dojrzałych więzi.

Jak wykorzystać miłosierdzie do poprawy sytuacji życiowej, swojej i swoich bliskich? Co zrobić, aby, być może po raz pierwszy od dawna, poczuć ulgę i miłość wypełniającą swoje serce? O tym wszystkim można przeczytać w najnowszej publikacji ks. Marka Dziewieckiego "Kod miłosierdzia. Zamykanie przeszłości, która boli".

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 170

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,7 (18 ocen)
15
1
2
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Vista88

Nie oderwiesz się od lektury

jedna z najlepszych książek o przebaczeniu. goraco polecam wszystkim skrzywdzonym i krzywdzicielom.
20
ksArek33

Nie oderwiesz się od lektury

Mega!!:)
20
Master89wt

Nie oderwiesz się od lektury

Bardzo wartościowa książka o przebaczeniu i miłosierdziu, także wobec siebie. Uczy stawania w prawdzie, konfrontowania się z rzeczywistością i realnego patrzenia na to, co nas otacza, na naszych bliskich i siebie - bez obwiniania się, ale również be pobłażania sobie.
00

Popularność




Kod miłosierdzia. Zamykanie przeszłości, która boli

ks. Marek Dziewiecki dla RTCK

Autor: ks. Marek Dziewiecki

Produkcja: RTCK

Nowy Sącz 2021

Wydanie I

© RTCK 2021

ISBN: 978-83-66523-60-9  

Redakcja: Krystyna Sadecka

Uwagi redakcyjne: Adam Szymczak

Korekta: Seiton, www.seiton.pl

Skład i łamanie: Barbara Wrzos | Graphito, www.graphito.pl

Wersja epub i mobi | Graphito studio graficzne, www.graphito.pl

Projekt typograficzny książki: Jakub Kosakowski

Projekt okładki: Jakub Kosakowski

Fragmenty Pisma Świętego za: Biblia Tysiąclecia Online, 

Pallotinum, Poznań 2003

www.biblia.deon.pl

RTCK Rób to co kochasz

RTCK

ul. Zielona 27, WSB, bud. C

33-300 Nowy Sącz

tel. 531 009 119

[email protected]

www.rtck.pl

Dołącz do społeczności ludzi, którzy chcą robić to, co kochają.

Zapisz się na www.rtck.pl, a będziemy Cię wspierać na tej drodze, wysyłając wartościowe materiały!

Każdy z nas ma określoną przeszłość. I każdego z nas ta przeszłość w jakimś stopniu uwiera i boli. Nie znam człowieka, który by powiedział, że jego przeszłość jest idealna i nic by w niej nie zmienił. Każdy chciałby coś mniej lub bardziej zmodyfikować, przeżyć raz jeszcze, lepiej, inaczej, coś poprawić – czy to w relacji z rodzicami, czy jeśli chodzi o otoczenie, w które został – bez swojej woli i wiedzy – wrzucony. Prawda jest taka, że nosimy w sobie, jeśli chodzi o przeszłość, jakiś rodzaj żalu do siebie, do bliskich, do krewnych, do sąsiadów, do znajomych, a być może także do samego Pana Boga. Jest to rodzaj niepogodzenia się z Bogiem, z samym sobą, a także z tymi, z którymi byliśmy lub jesteśmy nadal w relacjach. Człowiek jest spotkaniem, wszak już w raju Pan Bóg powiedział, że niedobrze jest człowiekowi być samemu, ale te nasze „spotkania” bywają czasem raniące i destrukcyjne – z naszej lub nie naszej winy.

Warto zająć się przeszłością bynajmniej nie po to, by ją rozpamiętywać, lecz po to, żeby ją zamykać – żeby była ona właśnie przeszłością, a nie teraźniejszością, i żeby nie zakłócała przyszłości.

Niewielu ludzi zdaje sobie sprawę z tego, że kluczem do zrozumienia przeszłości, a zarazem do jej zamknięcia, jest miłosierdzie. Bóg mówi: „Patrz! Kładę dziś przed tobą życie i szczęście, śmierć i nieszczęście” (Pwp 30, 15). Innymi słowy: Pokazuję ci prawdziwą wolność i jeśli wymagam od ciebie, byś był miłosierny, to robię to po to, byś żył: byś szedł drogą błogosławieństwa, a nie przekleństwa.

Miłosierdzie to sprawa życia i śmierci. Naszego życia i naszej śmierci. Człowiek, który jest niemiłosierny dla samego siebie czy dla innych, lub który ulega ludziom niemiłosiernym, niszczy swoje życie. Albo traci dobre więzi, które mogłyby go umacniać, albo wchodzi w relacje toksyczne, które skutecznie zabijają w nim radość życia. To właśnie się dzieje, gdy nie zamykamy przeszłości.

Przeszłość potrafi dręczyć tak bardzo, że ludzie, którzy się z nią nie uporali, nie widzą czasem w ogóle możliwości dalszego życia. W Polsce każdego roku popełnia samobójstwo około sześciu tysięcy ludzi, z czego kilkaset to osoby poniżej 18. roku życia. Tak podają oficjalne statystyki. W rzeczywistości przypadków odbierania sobie życia jest wielokrotnie więcej. Przecież jeżeli ktoś umiera na skutek zatrucia alkoholem albo przedawkowania narkotyków, to też jest to samobójstwo, tyle że na karcie zgonu zostanie wpisana inna przyczyna bezpośrednia. Lekarz nie próbuje nawet ustalić, dlaczego ten nieszczęśnik sięgał po alkohol albo narkotyki. Czy nie po to właśnie, by uciekać od życia, które sprawiało mu ból i by uwolnić się od dręczącej go przeszłości?

Inną – obok rozpaczy – postawą będącą skutkiem niezamkniętej przeszłości jest pragnienie zemsty. Niemal codziennie spotykam ludzi, którzy mi mówią: „Wie ksiądz, tylko chęć zemsty trzyma mnie jeszcze przy życiu…”. Tak mocno zostali poranieni, że przed śmiercią chcą się już tylko zemścić. Żyją wyłącznie tym, co się stało – dręczącą przeszłością. Dobrze jeszcze, jeśli przychodzą z tym swoim bólem do Kościoła, gdy chcą o tym rozmawiać z księdzem. Ale ilu jest takich, którzy całkiem odeszli od Boga i żyją wyłącznie nienawiścią, myśląc, że złość, którą w sobie pielęgnują, i pragnienie zemsty, zwykle na kimś konkretnym, kto ich skrzywdził w przeszłości, sprawi, iż będzie im lżej? Niestety, nie będzie. „Patrz! Kładę dziś przed tobą życie i szczęście, śmierć i nieszczęście…”.

Rozmawiałem niedawno z pewną panią. Uważam się raczej za odważnego człowieka, ale ona patrzyła na mnie takim wzrokiem, że zacząłem się jej bać. Tym spojrzeniem zdawała się mówić: „Albo ksiądz stanie po mojej stronie i przyzna mi rację, albo i księdza zniszczę”. Okazało się, że od wielu lat jest w konflikcie z mężem. Rzeczywiście, doznała z jego strony okropnej krzywdy. Co do tego nie było wątpliwości. Jak próbowała sobie z tym radzić? Stała się jeszcze gorszą krzywdzicielką niż on. Zaczęła go ciągać po sądach, wynajęła najlepszych prawników, wszystkie pieniądze przeznaczyła na to, żeby zniszczyć tego mężczyznę. W międzyczasie jej mąż się zmienił i stał się innym człowiekiem, ale jej to w ogóle nie obchodziło. Celem jej życia stała się zemsta. Oczywiście najbardziej traciła na tym ona sama, bo była skrajnie nieszczęśliwą kobietą (chociaż ona tego nie widziała). Rozmawiała ze mną wyłącznie po to, bym jej pomógł jeszcze bardziej dokuczyć jej mężowi. Podpytywała, jak powinna się zachowywać podczas kolejnych rozpraw, żeby sąd wymierzył mu bardziej dotkliwą karę. Gdy powiedziałem jej, że zemsta nie uczyni jej szczęśliwą, ani nie przyniesie ulgi, popatrzyła na mnie z nienawiścią.

Zemsta nie jest sposobem na zamknięcie przeszłości, bo ona przenosi to, co złego już się dokonało, na teraźniejszość – wypowiada wojnę nie tylko drugiemu człowiekowi, ale czasem nawet samemu Bogu. Zapadł mi głęboko w pamięć film Amadeusz. Jednym z bohaterów jest Antonio Salieri, uzdolniony kompozytor owładnięty chorobliwą zazdrością o Mozarta. Filmowa kreacja Salieriego jest niezwykle poruszająca. To człowiek, który wszystko poświęcił muzyce. Złożył Bogu ślubowanie, że cały swój talent odda, by komponować utwory religijne, ale w zamian Bóg musi (Salieri nie pytał Boga o zdanie, tylko podyktował Mu warunki) dać mu największy talent w historii świata. Gdy Salieri zorientował się, że Amadeusz Mozart, nastolatek, który pewnego dnia pojawia się na cesarskim dworze, jest bardziej uzdolniony niż on, postanowił zemścić się na Bogu, bo uznał, że Ten z niego zakpił. Nie wiemy, ile prawdy o Salierim kryje się w jego filmowej kreacji, ale faktem jest, że żyją wśród nas ludzie owładnięci pragnieniem zemsty na Bogu.

Także żal do samego siebie związany z czymś, co zdarzyło się w przeszłości, może skutecznie blokować człowieka przed wejściem na drogę błogosławieństwa i życia. Pewna czterdziestoparoletnia kobieta zwierzyła mi się kiedyś, że gdy miała osiemnaście lat, poszła za namową koleżanki do wróżki. Ta zapowiedziała jej szczęśliwą przyszłość u boku mężczyzny, który miał mieć na imię Zbyszek. No i ta kobieta przez lata czekała na obiecanego jej Zbyszka. Pojawiali się inni wartościowi mężczyźni, ale ponieważ nosili inne imiona, żadnemu nie dawała szans. Wróżba sprzed lat tak głęboko zapadła w jej sercu, że w końcu kobieta unieszczęś­liwiła samą siebie, tracąc szansę na założenie rodziny i na bycie matką. Nienawidzi tej swojej koleżanki, która wówczas namówiła ją na tę wizytę, i nienawidzi samej siebie, że uwierzyła we wróżbę.

Albo inny przykład. Pewna kobieta, niezwykle dobra osoba, była w przeszłości krzywdzona przez rodziców. Jej problem polegał na tym, że nie mogła poradzić sobie z syndromem ocaleńca, wiedziała bowiem, że jej rodzice dokonali kilku aborcji na jej braciach czy siostrach. Pytała z bólem: „Dlaczego to właśnie ja żyję? Może gdyby rodzice mnie zabili, to żyłaby moja siostra albo mój brat? A tak to ja żyję kosztem innych!”. Ktoś powie, że to kompletnie irracjonalne. Może i tak. Ale dla tej kobiety stało się to życiowym dramatem. Wzięła na siebie winę za coś, za co nie była odpowiedzialna. Nie potrafiła uporać się z przeszłością w duchu miłosierdzia dla samej siebie. W efekcie, chociaż ona sama miała szczęśliwą rodzinę, z oddaniem kochała męża oraz dzieci (a nawet ofiarnie kochała rodziców, którzy tę krzywdę jej wyrządzili), to nie kochała i nie akceptowała samej siebie. Wszystkie winy swoich najbliższych wzięła na siebie, wmawiając sobie, że była za słabą córką, a teraz jest za słabą żoną i matką. W końcu mechanizmy autodestrukcji w niej samej zaczęły objawiać się poprzez bulimię, anoreksję i różne choroby autoimmunologiczne.

Odważę się przywołać jeszcze jeden przykład, tym razem pewnego księdza. Historia, którą mi opowiedział, była tak poruszająca, że obaj płakaliśmy: on, wspominając przeszłość, a ja słuchając jego historii. Jako młody ksiądz, bardzo Boży człowiek, zakochał się w pewnej szlachetniej kobiecie stanu wolnego. Stało się. On osamotniony w parafii, w dodatku miał dziwnego proboszcza, ona pobożna i wrażliwa, gotowa wspierać i pomagać. Mówił: „To naturalnie mnie nie usprawiedliwia, ale faktem jest, że miałem trudno na parafii. A ona też pochodziła z rodziny, w której relacje były trudne, raniące. Świetnie się rozumieliśmy…”.

Gdy z tego związku poczęło się dziecko, obydwoje zrozumieli, że się skrzywdzili. Przeprosili siebie nawzajem, pojednali się ze sobą z pełną świadomością tego, że pogmatwali życie nie tylko sobie, ale też zupełnie niewinnej istocie, która narodziła się z ich romansu. Postanowili zgodnie, że się rozstaną. Ona podpowiedziała mu: „Wracaj do kapłaństwa. Wyspowiadaj się, pojedź na rekolekcje zamknięte, zacznij na nowo pracę duszpasterską gdzie indziej, daleko stąd. Jesteś wspaniałym księdzem, takim cię przecież pokochałam. A ja wychowam nasze dziecko”.

Tak zrobili. On zmienił diecezję, i słusznie. Dzięki temu łatwiej było mu uniknąć posądzeń ludzi i plotek. Przyjeżdżał do tej kobiety i do ich synka od czasu do czasu, po cywilu, kierowany wrażliwością i sercem, nie mówiąc dziecku, w miarę, jak ono dorastało, że jest księdzem. Doszło do tego, że przygotowywał własnego syna do pierwszej Komunii! Wspominał to przez łzy: „Może sobie ksiądz wyobrazić, jak mnie serce bolało, gdy opowiadałem synkowi o Bogu, który kocha, który jest w Eucharystii obecny, który za nas oddaje życie? Mówiłem to szczerze i z miłością, a w duszy cierpiałem, mając świadomość krzywdy, jaką wyrządziłem temu dziecku przez to, że powołałem je do życia poza małżeństwem i odebrałem szansę na normalną rodzinę…”.

• • •

Wszyscy mamy przeszłość, którą warto zamykać. Ale trzeba to robić mądrze: w duchu miłosiernej miłości.

Patrz! Kładę dziś przed tobą życie i szczęście, śmierć i nieszczęście. Ja dziś nakazuję ci miłować Pana, Boga twego, i chodzić Jego drogami, pełniąc Jego polecenia, prawa i nakazy, abyś żył i mnożył się, a Pan, Bóg twój, będzie ci błogosławił w kraju, który idziesz posiąść. Ale jeśli swe serce odwrócisz, nie usłuchasz, zbłądzisz i będziesz oddawał pokłon obcym bogom, służąc im – oświadczam wam dzisiaj, że na pewno zginiecie, niedługo zabawicie na ziemi, którą idziecie posiąść, po przejściu Jordanu. Biorę dziś przeciwko wam na świadków niebo i ziemię, kładąc przed wami życie i śmierć, błogosławieństwo i przekleństwo. Wybierajcie więc życie, abyście żyli wy i wasze potomstwo, miłując Pana, Boga swego, słuchając Jego głosu, lgnąc do Niego; bo tu jest twoje życie i długie trwanie twego pobytu na ziemi, którą Pan poprzysiągł dać przodkom twoim: Abrahamowi, Izaakowi i Jakubowi.

Pwp 30, 15–20

ROZDZIAŁ1

Człowiek jest zraniony i potrafi ranić

Wszyscy nosimy w sobie konsekwencje grzechu pierwszych rodziców, zatem poczynamy się już w jakiś sposób zranieni. Mówimy potocznie, że mamy grzech pierworodny, ale takie opisywanie naszej sytuacji po Adamie i Ewie nie jest do końca precyzyjne. W sensie ścisłym nie rodzimy się obciążeni grzechem pierworodnym, bo grzechu się nie dziedziczy po poprzednich pokoleniach (grzech ma ten, kto zgrzeszył), natomiast ponosimy konsekwencje grzechów tych ludzi, którzy żyli przed nami, począwszy od Adama i Ewy.

Nie istnieje – powtórzę – coś takiego, jak dziedziczenie grzechu (pierworodnego albo jakiegokolwiek innego). Nie ma więc grzechów międzypokoleniowych, ale jest międzypokoleniowe dziedziczenie konsekwencji zła, które ktoś przed nami uczynił. Podobnie zresztą można mówić o dziedziczeniu dobra, jakiego ktoś przed nami dokonał. Jeśli nasi pradziadkowie, dziadkowie, a potem rodzice, słuchali Boga i postępowali zgodnie z Jego przykazaniami, to bez naszej zasługi rodzimy się w dobrej rodzinie, w której od najmłodszych lat jesteśmy kochani i wspierani. Ale jeśli nasi przodkowie, a także nasi rodzice, błądzili i krzywdzili się, uwikłani np. w nałogi, to bez naszej winy będziemy ponosić gorzkie konsekwencje ich błędów.

Tak więc poczynamy się już zranieni skutkami grzechów poprzednich pokoleń. Także w życiu prenatalnym jesteśmy mniej lub bardziej ranieni. Te dziewięć miesięcy w łonie matki nigdy nie jest idealne, bowiem wszystko, co przeżywa mama, przeżywa także jej dziecko, które znajduje się w fazie rozwoju prenatalnego. Jeśli zatem mamę coś boli, także dziecko odczuwa dyskomfort. Jeśli mama czuje się bezpieczna i kochana, to właśnie takie radosne emocje staną się udziałem dziecka. Ale jeśli w jej życiu dzieje się coś złego, to i dziecko zostanie naznaczone tymi samymi doświadczeniami, chociaż oczywiście nie jest ono tego świadome.

Na szczęście to, co dzieje się w okresie prenatalnym z mamusią, nie jest jedynym czynnikiem, który wpływa na dziecko i nie można tu w żadnym przypadku mówić o determinizmie – więc jeśli czytają to jakieś przyszłe mamy, niech się nie niepokoją. Z drugiej strony niech zrobią wszystko, żeby ograniczyć swoim dzieciom bolesne doznania i szkodliwe dla zdrowia czynniki, na przykład wykluczyć alkohol czy niezdrową żywność.

Poród to kolejne trudne doświadczenie w historii każdego z nas. Dla noworodka poród to jakby doświadczenie śmierci. Zwykle koncentrujemy się na tym, co czuje rodząca kobieta, ale przecież dziecko też cierpi. Jego organizm jest nieskończenie bardziej wrażliwy niż organizm matki. Gdy wychodzi na świat, przeżywa szok termiczny. Może ulec wychłodzeniu, ponadto w pierwszej chwili dusi się, zanim nauczy się autonomicznie oddychać. Te wszystkie doświadczenia, choć przeżywane bez świadomości, zapisują się w organizmie noworodka niczym na twardym dysku komputera – nieodwołalnie i trwale.

Później, w okresie dzieciństwa, bywa różnie w naszych rodzinach, bo przecież nie ma rodzin idealnych. Nawet w kochających się rodzinach zdarzają się jakieś napięcia, kłótnie czy konflikty, których świadkiem jest dziecko. Dziecko przeżywa stres rozstania za każdym razem, gdy mama lub tata wychodzi z pokoju. Zdarza się, że coś je boli, a ono nie umie tego zakomunikować rodzicom. Wszystkie problemy rodziny: finansowe, zawodowe, zdrowotne, które – jak nam się wydaje – rozstrzygają się w świecie doros­łych, stają się też udziałem dziecka, które przeżywa je dużo intensywniej niż dorośli. Dziecko jest bardzo empatyczne i czuje to, co czują rodzice i inni bliscy.

W okresie dzieciństwa i nastoletniości do różnych zranień doznanych w rodzinie dochodzą ewentualne krzywdy i stresy związane z pobytem w przedszkolu i szkole oraz z funkcjonowaniem w środowisku rówieśniczym. Nie ma takich życiorysów, w których nie byłoby jakichś raniących incydentów lub trwałych zranień, doznanych w domu, w szkole, w sąsiedztwie, poprzez kontakt ze szkodliwymi mediami itd. Przychodzą rozczarowania sobą samym i ludźmi z otoczenia, w którym żyjemy. Okazuje się, że nie wszystkie nasze dziecięce marzenia się spełniają i że siłą rzeczy musimy zawęzić nasze pragnienia, a to z kolei rodzi frustracje i niepokoje. Mogą też przyjść większe dramaty: zwiążemy się z kimś nieodpowiednim, może nawet zawrzemy małżeństwo; mogą pojawić się uzależnienia albo problemy z dziećmi – można by wymieniać w nieskończoność te różne kategorie zranień i krzywd. Wniosek jest jeden: w jakimś stopniu wszyscy mają trudną przeszłość. Niektórzy mniej, niektórzy bardziej, a są wśród nas i tacy ludzie, którzy mają przeszłość traumatyczną, taką, że może myślą sobie teraz, że lepiej byłoby się im w ogóle nie urodzić. I mają dość życia. Nie widzą dla siebie żadnej przyszłości. Jeśli te słowa czyta teraz tak zraniona osoba, to chcę jej powiedzieć jedno: Jest przyszłość i może ona być dobra i szczęśliwa pod jednym warunkiem: że zamkniemy ciążącą nam przeszłość.

Jeśli nie zajmiemy się mądrze bolesną przeszłością i nie zamkniemy jej w dojrzały sposób w kluczu miłosierdzia, to będzie ona nas nadal boleć i może się okazać, że życie rzeczywiście stanie się nie do zniesienia, bo ciężar będzie zbyt wielki. Nawet jeśli wydaje nam się, że damy sobie radę, to przyjdzie dzień, w którym ból związany z niezamkniętą przeszłością wybuchnie w nas i nas przygniecie.

Zamykanie przeszłości jest dla każdego człowieka potrzebą wręcz ratującą życie. Jedynie podjęcie tego zadania daje nadzieję na to, że nasza teraźniejszość i przyszłość zaczną być normalne, czyli radosne i szczęśliwe. Bo Bóg stworzył nas z miłości, a gdzie jest miłość, jest i radość. Jak sam Jezus mówi: „To wam powiedziałem, aby radość moja w was była i aby radość wasza była pełna” (J 15, 11).

• • •

Jednym ze skutków grzechu pierworodnego jest to, że zraniony tym grzechem człowiek potrafi ranić siebie i innych. Fakty są takie, że potrafimy być niemiłosiernie niemiłosierni. To dlatego każdy z nas – bez wyjątku – może wskazać w swojej historii coś, co go boli. I choć naturalnie różne mogą być przyczyny tych zranień, to od nas samych zależy, co my z tym faktem zrobimy – czy będziemy potrafili zamknąć przeszłość, czy też nieustannie będziemy do niej wracać, rozdrapując bolesne rany ciągle na nowo.

Punktem wyjścia w analizie naszej ludzkiej sytuacji – a zatem także w analizie naszych relacji międzyludzkich i naszej przeszłości – jest uświadomienie sobie tej smutnej prawdy: ludzie są poranieni już od poczęcia, a co więcej, są zdolni do bycia niemiłosiernymi, a wręcz okrutnymi. Czym różni się niemiłosierdzie od okrucieństwa? Otóż o okrucieństwie możemy mówić wtedy, gdy człowiek nie tylko wykazuje się brakiem miłosierdzia, ale w dodatku działa z premedytacją: jest niemiłosierny nie wskutek słabości, nieuwagi, naiwności, ale w sposób zamierzony. Okrucieństwo zakłada złą wolę – niemiłosierdzie niekoniecznie. Zatem można powiedzieć, że okrucieństwo jest szczytem niemiłosierdzia.

Czy miłosierdzie jest łatwe? Czy łatwo jest w oparciu o zasady miłosiernej miłości zamykać przeszłość, która boli? Nie. Życie na sposób miłosierny jest trudne, bo miłosierdzie jest przejawem miłości, a prawdziwa miłość wymaga nie tylko dobroci, nie tylko cierpliwości i ofiarności, ale także mądrości. Miłosierdzie jest trudne także dlatego, że wielu ludzi pojmuje je opacznie – uważając za miłosierdzie coś, co nim nie jest, albo – odwrotnie – nie dostrzegając miłosierdzia w postawach Boga czy Bożych ludzi, które są właśnie najczystszym aktem miłości miłosiernej. Warto przyjrzeć się najczęstszym błędnym sposobom rozumienia miłosierdzia, bo to stanie się też kluczem do poradzenia sobie z bolesną przeszłością i zamknięcia jej raz na zawsze (o zasadach zamykania ciążącej przeszłości będzie mowa w drugiej części książki).

Pierwszy błąd to przekonanie, że miłosierdzie Boże, a w konsekwencji także miłosierdzie ludzkie, ma granice, czyli że są takie sytuacje, w których nawet miłosierdzie nie jest już pomocą ani ratunkiem. Człowiek, który tak myśli, odrzuca miłosierdzie, bo nie wierzy, że Bóg może mu przebaczyć, że przebaczyć może mu bliźni czy że on ma prawo przebaczyć samemu sobie. Drugi błąd polega na biegunowo odmiennym podejściu, mianowicie na myleniu miłosierdzia z litością, a w konsekwencji na pobłażaniu złu i przymykaniu oka na zło. Człowiek, który tak naiwnie pojmuje miłosierdzie, godzi się na bycie krzywdzonym, udając, że nie widzi, co się dzieje wokół niego. Unika nazywania rzeczy po imieniu, święcie przekonany o tym, że jego postępowanie jest dowodem ofiarnego miłosierdzia. Niestety, to nie jest miłosierdzie, tylko naiwność i przejaw niedojrzałości w odniesieniu do krzywdzicieli. Takich ludzi nazywam niemiłosiernie „miłosiernymi”.

Jeżeli jakaś kobieta słusznie skarży się na swojego męża, który jest egoistą, człowiekiem leniwym, agresywnym i wulgarnym, a równocześnie, będąc matką, rozpieszcza ona niemiłosiernie swojego syna, to czy nie trąci to absurdem? Wypłakuje się jako pokrzywdzona żona, a równocześ­nie nie dostrzega tego, że „wychowuje” swojego syna na jeszcze gorszego egoistę niż jego ojciec. Ten bolesny fakt tej kobiecie jakoś nie przeszkadza! Widzi jaskrawo każdą słabość męża, ale na słabości syna przymyka oko, pobłażając mu we wszystkim. Czy taką kobietę można nazwać miłosierną matką? Wręcz przeciwnie! Jej styl wychowania to przejaw braku miłosierdzia, chociaż ona na razie nie dostrzega konsekwencji swojego postępowania, zamknięta w opacznym pojmowaniu byciu miłosierną. Tymczasem tak niewychowany, bo rozpieszczony chłopak nie tylko sam będzie nieszczęśliwy, ale jeszcze najprawdopodobniej zwiąże w toksycznej relacji inną kobietę, bo nie będzie umiał dojrzale kochać.

Dojrzałe rozumienie miłosierdzia oznacza, że już wiemy, iż odnosi się ono jedynie do złej przeszłości, ale nie do złej teraźniejszości. Jedynym lekarstwem na złą teraźniejszość nie jest „miłosierne” przebaczanie jej sobie, lecz natychmiastowe nawrócenie albo uwolnienie się od chorych, toksycznych więzi, które nie tylko w przeszłości były dla nas źródłem cierpienia, lecz które nadal odbierają nam radość życia. Miłosierdzie jest lekarstwem na przeszłość, bo tej nikt z nas nie jest w stanie zmienić, a jedynie może wyciąg­nąć z niej wnioski na „tu i teraz”. Teraźniejszość natomiast jesteśmy w stanie modyfikować i poprawiać. To właśnie dlatego troska o dobrą teraźniejszość jest koniecznym warunkiem uwalniania się od bolesnej przeszłości. Niemiłosierny dla samego siebie jest ten, kto miłosierdziem usiłuje leczyć nie tylko złą przeszłość, ale także złą teraźniejszość, zamiast zadbać o to, żeby z obecnej sytuacji życiowej usunąć wszystko, co boli, w tym zakresie, który od nas zależy.

Dostępne w wersji pełnej

Dostępne w wersji pełnej

Dostępne w wersji pełnej

Dostępne w wersji pełnej

Dostępne w wersji pełnej

Dostępne w wersji pełnej

Dostępne w wersji pełnej

Spis treści
WSTĘP
CZĘŚĆ I. MIŁOSIERDZIE – KLU CZ DO ZAMYKANIA BOLESNEJ PRZESZŁOŚCI
Rozdział 1. Człowiek jest zranionyi potrafi ranić
Rozdział 2. Wobec kogo bywamy niemiłosierni
Brak miłosierdzia względem siebie
Brak miłosierdzia dla innych ludzi
Brak miłosierdzia względem Boga
Rozdział 3. Boże sposoby na zniszczone więzi
CZĘŚĆ II. CZAS ZAMKNĄĆ PRZESZŁOŚĆ, KTÓRA BOLI
Rozdział 1. Przebaczenie a pojednanie
Rozdział 2. Pojednanie z Bogiem
Potrzebujemy naprawienia relacji z Bogiem
Nawrócenie jest w twoim interesie!
Bóg jest niewinny
Bóg ma we wszystkim rację
Bóg kocha za nic i nieodwołalnie
Rozdział 3. Pojednanie z samym sobą
Trzy powody, dla których potrzebujemy pojednania z samym sobą
Sami siebie krzywdzimy
Żal do samego siebie za krzywdy wyrządzone bliźnim
Żal, że pozwalaliśmy na to, by ktoś nas krzywdził
Jak poradzić sobie z żalem do samego siebie?
Nie bądź dla siebie okrutny!
Nie pobłażaj sobie!
Rozdział 4. Pojednanie z drugim człowiekiem
Gdy jesteś krzywdzicielem
Przyjdź!
Nazwij krzywdę, jakiej się dopuściłeś, i przeproś za nią!
Wynagradzaj!
Gdy jesteś osobą skrzywdzoną
Nie odwołuj miłości!
Nie mścij się!
Przebacz w sercu!
Broń się przed krzywdzicielem, jeśli nadal cię rani!
Gdy wina leży po obu stronach…
Pojednanie z osobą zmarłą