45,00 zł
Co sprawia, że idee o autonomicznej i samoregulującej się gospodarce są tak atrakcyjne? Czemu inteligentni ludzie wierzą w teorie bez empirycznego potwierdzenia?
„Krytyka wolnorynkowego fundamentalizmu” przedstawia zaskakujące wyjaśnienie popularności idei wolnego rynku – według niego to utopia. Mimo, że konserwatywni myśliciele krytykowali komunizm i socjalizm jako utopijne, Polanyi widzi utopię w idei wolnego rynku.
Teoretycy wolnego rynku stworzyli wizję społeczeństwa, która wydaje się atrakcyjna, ale jest niemożliwa do osiągnięcia. Polanyi twierdzi, że ta utopia może prowadzić do poważnych problemów. Wolny rynek, chociaż pociągający, może mieć destrukcyjne skutki.
W książce „Krytyka wolnorynkowego fundamentalizmu” pokazane jest, że idea autonomicznego rynku jest nie tylko utopijna, ale może też być katastrofalna w skutkach. Potrzebujemy bardziej krytycznego spojrzenia na teorie, które wydają się zbyt piękne, by były prawdziwe.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 569
Rok wydania: 2020
Niniejsza książka stanowi podsumowanie trwającej całe dziesięciolecia próby skonstruowania i upowszechnienia praktycznej wersji teorii społeczeństwa Karla Polanyiego. My, jej autorzy, spotkaliśmy się po raz pierwszy pod koniec lat 60., gdy byliśmy aktywistami ruchów studenckiego i antywojennego; odkryliśmy wtedy, że oboje żywimy entuzjazm dla myśli Karla Polanyiego. Na przełomie lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych, po latach wspólnego rozmyślania i testowania pomysłów, zaczęliśmy pisać – były to czasy, kiedy rzeź thatcheryzmu i początkowych lat administracji Reagana zaczęły zapowiadać, co będzie się działo w przyszłości. Opublikowaliśmy nasz pierwszy artykuł poświęcony Polanyiemu w antologii Vision and Method in Historical Sociology (1984) [Wizja i metoda w socjologii historycznej] pod redakcją Thedy Skocpol; później zrobiliśmy sobie przerwę od pisania, ale nie od myślenia. Wróciliśmy do wspólnego pisania w drugiej połowie lat dziewięćdziesiątych i robimy to do dzisiaj.
Nasza współpraca, której główną siłą napędową jest podziw, jaki dla siebie wzajemnie żywimy, a także nasza zdolność do czerpania od siebie nawzajem inspiracji, jest niezwykle owocna. Niesie też ze sobą liczne wyzwania. Choć jesteśmy przede wszystkim uczonymi i zaangażowanymi intelektualistami, bywaliśmy zawsze reagowaliśmy emocjonalnie na zmieniające się, często w niepokojącym kierunku, polityczne uwarunkowania. Na szczęście zgadzamy się co do większości naszych poglądów politycznych i społecznych. Jednocześnie mamy zupełnie różne temperamenty polityczne; jedno z nas przypomina w swoim optymizmie Pollyannę, drugie zaś wieszczy zagładę niczym Kasandra. Nie sposób orzec, która z tych perspektyw jest bardziej odpowiednia w obecnej epoce. Prognozowanie nigdy nie jest dobrym pomysłem – jak przekonał się sam Polanyi, gdy jego mowa pogrzebowa dla fundamentalizmu rynkowego okazała się, po publikacji Wielkiej transformacjiw 1944 r., przedwczesna. Nie sposób jednak wątpić, że z racji odmiennych zalet, jakie każde z nas wnosi do wspólnych projektów, ich wynik końcowy jest lepszy niż wszystko, czego moglibyśmy dokonać w pojedynkę.
Przez długi czas powstawania książki zaciągnęliśmy więcej długów, niż możemy wymienić w tym miejscu. Fred chciałby podziękować przede wszystkim swojej żonie Carole Joffe i córkom Miriam i Judith Joffe-Block, które dorastały, gdy trwały prace nad książką. Wszystkie trzy tolerowały nasze niekończące się rozmowy o Polanyim. Siostra Freda, Elizabeth, wspierała nas i udzielała pomocy w kwestii bibliograficznej. Jest on również wdzięczny grupie kolegów i koleżanek, którzy pomagali mu przez wiele lat; są to: Karl Klare, Matthew R. Keller, Magali Sarfatti Larson, Michael Peter Smith i Howard Winant. Margaret dziękuje swojemu partnerowi, Michaelowi Steltzerowi, i ukochanej przyjaciółce, Leslie DePietro; dawali oni podczas powstawania książki tak wielkie wsparcie, że oboje twierdzą, iż mogą teraz mówić Karlowi Polanyiemu po imieniu. Ma również szczęście być otoczona kręgiem przyjaciół, bez których intensywność życia naukowego byłaby trudna do zniesienia. Margaret chce też wyrazić najgłębszą wdzięczność Danielowi Bellowi za lata intelektualnego wsparcia i zachęt, zawsze wyrażanych w charakterystyczny dla niego osobliwy, uroczy sposób.
Chcielibyśmy też podziękować wspólnie tym wszystkim, którzy pomogli nam w ukończeniu niniejszego projektu. Greta Krippner i Peter Evans interweniowali na pewnym etapie, umożliwiając nam doprecyzowanie argumentacji i uniknięcie niektórych bardziej skomplikowanych i zagmatwanych fragmentów pojawiających się w myśli Polanyiego. Michael Aronson z Harvard University Press okazywał podczas procesu narodzin książki nieskończoną cierpliwość i udzielał zachęt w trudnych momentach. Claire Whitlinger pomagała nam niestrudzenie jako asystentka badawcza na wczesnym etapie swojej kariery po ukończeniu studiów. Parul Baxi i John Kincaid pomagali nam pod koniec projektu. Ponadto cały ten wysiłek nie byłby możliwy bez ciągłej pracy Marguerite Mendell, Kari Polanyi-Levitt i Any Gomez, które stworzyły i wspierają działanie Instytutu Karla Polanyiego na Uniwersytecie Concordia w Montrealu. Ich przyjaźń, a także stworzona przez nie globalna sieć badaczy Polanyiego przez wiele lat ułatwiała nam pracę. Na samym początku projektu Margaret miała szczęście dyskutować o życiu Polanyiego z licznymi osobami wiedzącymi wiele na temat jego epoki i historii Węgier. Niestety kilka z tych osób zmarło; musimy tu wymienić Istvana Eorsi, Gyorgy’ego Litvana, Harry’ego Pearsona oraz Hansa i Evę Zeisel. Nieocenione rozmowy z nimi, a także z Gyorgim Markusem, Gaborem Vermesem, Giovannim Arrighim, Danielem Bellem, George’em Daltonem, E.J. Hobsbawmem, Peterem Lange, Anthonym Leedsem, Larrym Millerem i Johnem Mylesem miały duży wpływ na kształt rozdziału drugiego. W 1986 r. Margaret brała udział w obchodach stulecia urodzin Karla Polanyiego Budapeszcie, wydarzeniu sponsorowanym przez Węgierską Akademię Nauk. Podczas trwania tego wydarzenia Kari Polanyi-Levitt rozsypała prochy Polanyiego i jego żony Ilony Duczynskiej nad brzegiem Dunaju. To również wtedy ona i Margie Mendell ogłosiły swoje plany stworzenia Instytutu Karla Polanyiego na Uniwersytecie Concordia. Nie sposób wyrazić, jak ważna była możliwość udziału w tym wspólnym doświadczeniu.
Następującym osobom pozostajemy wdzięczni za to, że przeczytały wczesne wersje rękopisu i zgłaszały do nich uwagi krytyczne: Elizabeth Anderson, Phineas Baxandall, Daniel Beland, John Bowman, Howard Brick, Rogers Brubaker, Michael Burawoy, Leonardo Burlamaqui, Ayse Bursa, Craig Calhoun, Michele Cangiani, Ana Celia Castro, Bill Domhoff, Phil Harvey, Donald Herzog, Alex Hicks, Larry Hirschhorn, Albert Hirschman, Dan Hirschman, Arlie Hochschild, Jerry Jacobs, Don Kalb, Michael Katz, Ira Katznelson, Michele Lamont, Bill Lazonick, C.K. Lee, Sandy Levitsky, Kristin Luker, Mick Mann, Jeff Manza, David Matza, Mark Mizruchi, Mary Nolan, Sean O’Riain, Jamie Peck, Frances Fox Piven, Guenther Roth, Bill Roy, Andrew Schrank, Gay Seidman, Eric Sheppard, Beverly Silver, Theda Skocpol, Brian Steensland, Marc Steinberg, Wolfgang Streeck, Richard Swedberg, Ron Suny, Claus Thomasberger, Dan Tompkins, John Walton, Josh Whitford, Karl Widerquist, Erik Wright, Mayer Zald i Viviana Zelizer. Prezentowaliśmy fragmenty książki podczas warsztatów NYLON na Uniwersytecie Nowojorskim, na warsztatach z historii porównawczej na Uniwersytecie Kalifornijskim w Los Angeles, a także podczas licznych sesji Amerykańskiego Stowarzyszenia Socjologicznego. Jesteśmy wdzięczni za wnikliwą lekturę i komentarze ze strony wielu uczestników tych warsztatów i słuchaczy wystąpień. W końcu zaś Greg Clark, Peter Londert i Norma Landau z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Davis i Tom Green z Michigan pomogli nam bardzo, gdy zagłębiliśmy się w szczegóły funkcjonowania starego prawa o ubogich w Anglii. Dziękujemy również licznym studentom i studentkom za pomoc w badaniach, szczególnie Jane Rafferty, Claire Whitlinger, Danowi Schimmererowi, Danowi Samsonowi i Miguelowi Ruizowi. Jesteśmy również wdzięczni Leslie Ellen Jones za jej nieocenioną pracę nad redakcją rękopisu.
Fred, w kwestii pomocy ze strony instytucji, zawdzięcza najwięcej Fundacji Forda, a zwłaszcza Leonardo Burlamaquiemu, który przez ostatnie siedem lat wspierał jego badania. Bez stałej pomocy Leonarda dla tego projektu trudno by nam było ukończyć książkę. Margaret chciałaby podkreślić rolę wsparcia, jakiego przez wiele lat udzielały jej następujące instytucje: Fundusz na Rzecz Wspierania Rozwoju Dyscypliny Amerykańskiego Stowarzyszenia Socjologicznego; Program Studiów nad Rolnictwem Uniwersytetu Yale; Fundacja George’a i Elizy Howardów Uniwersytetu Browna; Instytut Nauk Humanistycznych, Instytut Badań Kobiet i Płci, Biuro Wieceprzewodniczącego ds. Badań oraz Kolegium Sztuk i Nauk Uniwersytetu Michigan; Centrum Badań Krytycznych nad Współczesną Kulturą Uniwersytetu Rutgers; Narodowy Fundusz na Rzecz Humanistyki; Międzynarodowe Centrum Studiów Zaawansowanych Uniwersytetu Nowojorskiego; Centrum Studiów Zaawansowanych w Dziedzinie Nauk Społecznych i Behawioralnych Uniwersytetu Stanford; a także Eisenbergowski Instytut Badań Historycznych na Uniwersytecie Michigan.
Niektóre z rozdziałów ukazały się wcześniej w druku, choć wszystkie zostały znacząco zmienione na potrzeby książki. „Beyond the Economistic Fallacy: The Holistic Social Science of Karl Polanyi” ukazał się w: Vision and Method in Historical Sociology (red. Theda Skocpol, Cambridge University Press, Cambridge 1984). Karl Polanyi and the Writing of „The Great Transformation” opublikowany został w „Theory and Society” 2003, Vol. 32, s. 275–306. In the Shadow of Speenhamland: Social Policy and the Old Poor Law ukazał się w „Politics & Society” 2003, Vol. 31 (2), s. 283–323. From Poverty to Perversity: Ideas, Markets, and Institutions over 200 Years of Welfare Debate opublikowano w „American Sociological Review” 2003, Vol. 70(2), s. 260–287. Rozdział siódmy opiera się na tekście Understanding the Diverging Trajectories of the United States and Western Europe: ANeo-Polanyian Analysis, który ukazał się w „Politics & Society” 2007, Vol. 35(3), s. 1–31.
Nieco ponad dwadzieścia lat temu zakończyła się, trwająca przez całe dziesięciolecia, zimna wojna między Stanami Zjednoczonymi a Związkiem Radzieckim. Kiedy ZSRR upadł, niektórzy komentatorzy optymistycznie stwierdzili, że nastąpił „koniec historii”, ponieważ instytucje społeczeństw zachodnich ostatecznie udowodniły swoją wyższość nad wszystkimi innymi formami rządów1. Od tego czasu USA doświadczyły traumy ataków terrorystycznych 11 września 2001 r., nieustannie prowadziły działania wojenne w Afganistanie i Iraku oraz dotknięte zostały największym kryzysem gospodarczym od czasów wielkiego kryzysu. W ciągu tych dwudziestu lat polityka Stanów Zjednoczonych stała się jeszcze bardziej spolaryzowana i niesprawna. Od próby usunięcia z urzędu Billa Clintona przez oszustwa i jawną nieudolność administracji George’a W. Busha po ekscesy Tea Party podczas administracji Obamy system polityczny coraz bardziej chwiał się w posadach. Dość powiedzieć, że triumfalizm głoszony wraz z upadkiem Związku Radzieckiego jest już tylko odległym wspomnieniem.
Niemniej jednak jakkolwiek niedorzeczny wydaje nam się teraz „koniec historii”, to jego obwieszczenie trudno sprowadzić do przejawu zwykłej pychy garstki nadmiernie optymistycznych prognostyków. Ostatecznie niewiele jest wartej uwagi treści we współczesnej teorii społecznej i ekonomicznej, które by nas przygotowały na ogrom tragedii ostatnich dwóch dekad. Ekonomiści byli szczególnie beztroscy w swych zapędach do popularyzowania doktryny głoszącej, że „deregulacja”, „elastyczność” zatrudnienia, obniżenie podatków dla bogatych i nieskrępowany wolny rynek przyniosą bezprecedensowy dobrobyt. Co więcej, model Stanów Zjednoczonych był wskazywany jako przykład dla innych – miał stanowić lepszą alternatywę zarówno dla „eurosklerozy”2, rzekomo nękającą kontynentalną Europę, jak i dla „kumoterskiego kapitalizmu”, który podminował najważniejsze gospodarki azjatyckie.
Oczywiście pojawiały się pewne istotne wyjątki od tego celebracyjnego nastroju. Począwszy od 2000 r., laureat Nagrody Nobla w dziedzinie ekonomii Joseph Stiglitz3 podważał sensowność i zrównoważoność polityki gospodarczej narzucanej reszcie świata przez Waszyngton. Finansista i filantrop George Soros wydał serię książek4 kwestionujących argumenty leżące u podstaw spektakularnego wzrostu na globalnych rynkach finansowych. Johna Graya5, brytyjskiego politologa, niegdyś zwolennika Margaret Thatcher, zaczęły nękać wątpliwości, czy aby to nie zła „anglo-amerykańska” wersja kapitalizmu podważa stabilność bardziej produktywnego typu kapitalizmu, który rozkwitł na kontynencie europejskim. Natomiast Mark Blyth6, politolog pochodzący ze Szkocji, zaczął przyglądać się spektakularnemu wzrostowi zamożności najbogatszego 1% gospodarstw domowych w USA, który miał być efektem polityki czasów Reagana.
Wielu z tych kontestatorów i sceptyków wyraźnie czerpało inspirację z prac Karla Polanyiego (1886–1964), węgierskiego uchodźcy, intelektualisty i historyka gospodarczego, którego najważniejsza książka, Wielka transformacja (dalej: WT), została pierwotnie opublikowana w 1944 r.7 W pracy tej starał się zrozumieć siły historyczne, które doprowadziły do wielkiej wojny (pierwszej wojny światowej), wielkiego kryzysu lat trzydziestych, Nowego Ładu, rozwoju faszyzmu i nadejścia drugiej wojny światowej. Wielu uważa rozwiniętą przez niego teorię za najważniejszą i najbardziej systematyczną krytykę idei i praktyk wolnego rynku powstałą w XX w. – krytykę, której znaczenia dla zrozumienia naszego własnego okresu historycznego nie sposób przecenić.
W niniejszej książce chcemy pokazać, że ostrza krytyki Polanyiego nie stępił czas, a jego myśl wciąż może nadawać sens zaskakującym polityczno-gospodarczym wydarzeniom ostatnich kilku dekad, jak i ich współczesnym, społecznym i ekonomicznym konsekwencjom. Skupiamy się na odrodzeniu idei wolnego rynku w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych XX w. – idei pozornie pogrzebanej za czasów wielkiego kryzysu. Kierując się ideologią wolnego rynku, konserwatywni politycy rozpoczęli trwającą dziesięciolecia kampanię na rzecz odwrócenia reform Franklina Roosevelta, pierwotnie wprowadzonych w latach trzydziestych wraz z Nowym Ładem, a kontynuowanych w latach sześćdziesiątych przez Lyndona Johnsona w ramach programu budowy tzw. Wielkiego Społeczeństwa. Owe regulacje i programy narzuciły poważne ograniczenia na działalność spekulacyjną instytucji finansowych, zmniejszyły ekstremalne nierówności dochodów i podziału bogactwa z lat dwudziestych, zapewniły związkom zawodowym stabilną pozycję i uznanie zarówno w miejscu pracy, jak i w przestrzeni politycznej, stworzyły zabezpieczenia chroniące obywateli przed skutkami utraty pracy czy starzenia się. Mimo że biznesmeni i prawicowi intelektualiści przez wiele dekad szydzili z tych zmian, to ich los zmienił się dopiero w latach siedemdziesiątych, gdy konserwatyzm ponownie stał się potężną siłą na scenie politycznej Stanów Zjednoczonych. Wraz z objęciem stanowiska prezydenta przez Ronalda Reagana w 1980 r. ruch konserwatywny stopniowo zaczął dokonywać znaczących postępów w demontażu ram Nowego Ładu8.
Skutki tych wysiłków są nam obecnie bardzo dobrze znane. Od 1981 r. miał miejsce gigantyczny wzrost nierówności dochodów w USA, ruch robotniczy znacząco się skurczył, a zwykli obywatele stali się istotnie mniej chronieni przed działaniami, które skutkują zmniejszaniem ich dochodów9. A co najważniejsze, udział dochodów trafiających do najbogatszego 1% – z uwzględnieniem zysków kapitałowych – wzrósł z 10% w 1981 r. do rekordowego poziomu 23,5% przed kryzysem w 2007 r., a w 2012 r. znajdował się tuż poniżej tego poziomu10. Jeffrey Winters11 oszacował, że czterystu największych podatników w Stanach Zjednoczonych ma 10 tysięcy razy większą siłę nabywczą niż przeciętny obywatel należący do grupy 90% płacących najniższe podatki. Jest to dysproporcja porównywalna do nierówności w dystrybucji władzy w starożytnym Rzymie, występującymi między senatorami a stanowiącymi większość ludności niewolnikami i robotnikami rolnymi. Nieuchronnie ta ogromna dysproporcja władzy i dominacji – sama możliwa dzięki niezwykłemu rozrostowi sektora finansowego i rozluźnieniu ram go regulujących – doprowadziła do katastrofalnego globalnego kryzysu finansowego jesienią 2008 r.12
Nikt już nie kwestionuje tego, jak ogromną rolę w usprawiedliwieniu realizowanego przez ostatnie trzydzieści lat projektu demontażu Nowego Ładu odegrały idee wolnego rynku. Istnieją jedynie spory co do tego, jaką nadać im nazwę. Niektórzy używają terminu „neoliberalizm”, inni „leseferyzm”, a jeszcze inni po prostu „ideologia wolnego rynku”. W niniejszej książce, podążając za George’em Sorosem13, posługujemy się pojęciem fundamentalizmu rynkowego, ponieważ oddaje on quasi-religijną pewność wyrażaną przez współczesnych zwolenników samoregulacji rynku. Ponadto chcemy podkreślić podobieństwo tych idei do fundamentalizmu religijnego, który opiera się na objawieniu lub roszczeniu do prawdy, niezależnym od empirycznej weryfikacji oczekiwanej od nauk społecznych14. Ale bez względu na termin owe teorie i strategie wolnorynkowe zostały pomyślnie wskrzeszone w latach siedemdziesiątych XX w. – w odpowiedzi na sytuację postrzeganą jako porażkę polityki Nowego Ładu i projektu Wielkiego Społeczeństwa – aby zaradzić powszechnym problemom gospodarczym i społecznym. Forsowane przez potężne grupy interesów szybko pokonały okopane keynesowskie idee i propozycje polityczne, które dominowały w Stanach Zjednoczonych od połowy lat trzydziestych po lata sześćdziesiąte XX stulecia. W ciągu kolejnych czterech dekad ta zaktualizowana wersja leseferyzmu przekształciła się z teorii o marginalnym wpływie w konwencjonalną mądrość polityczną o zasięgu światowym, czego skutki obserwujemy do dziś15.
Niewątpliwie istnieją badacze podkreślający znaczenie idei wolnego rynku w niedawnej transformacji politycznej w Stanach Zjednoczonych16. Powstały również cenne prace nakreślające historię tych idei oraz rozbudowanych sieci ich rozpowszechniania, jak i sposobów zapewnienia ich wpływu na kluczowe elity polityczne17. My chcielibyśmy jednak zogniskować naszą uwagę na innym aspekcie. Dążymy do tego, aby wyjaśnić, co sprawiło, że idee wolnorynkowe opanowały świat na taką skalę. Pytamy o to, co jest źródłem ich siły. Jak to możliwe, że idee, niegdyś zmarginalizowane i z pozoru skompromitowane w latach trzydziestych i czterdziestych XX w., ponownie stały się powszechną mądrością społeczną?
Podejmujemy te pytania, korzystając z narzędzi teoretycznych, które czerpiemy z lektur i analiz pracy Polanyiego. Zdajemy sobie sprawę, że pomimo stwierdzenia Josepha Stiglitza, iż „wydawać się może, że Polanyi odnosi się bezpośrednio do spraw współczesnych”18, pomysły Polanyiego nigdy nie weszły do szerokiego obiegu społecznego, jak to miało miejsce chociażby w przypadku Johna Maynarda Keynesa, Miltona Friedmana czy Friedricha Hayeka. Mimo że jest tak odmienna od wielu współczesnych analiz, to diagnoza źródeł kryzysu lat trzydziestych i czterdziestych XX w. zaproponowana przez Polanyiego siedemdziesiąt lat temu w WT ukazuje głębokie zrozumienie tych samych idei wolnorynkowych, które odegrały tak ważną rolę w przekształceniu świata nam współczesnego. W istocie wczesnodziewiętnastowieczna klasyczna ekonomia polityczna Thomasa Roberta Malthusa i Davida Ricarda, którą Polanyi obrał za obiekt swojej krytyki, z dumą uznawana jest za teoretyczną inspirację przez Friedricha Hayeka i Miltona Friedmana – dwie intelektualne figury, najściślej związane z odrodzeniem wolnorynkowych idei w drugiej połowie XX w. Niewątpliwie sukces, jaki osiągnęli teoretyczni przeciwnicy Polanyiego w przywróceniu moralnego i politycznego autorytetu doktrynie wolnego rynku, uczynił analizy autora WT jeszcze bardziej istotnymi dla zrozumienia obecnych czasów. To z tego właśnie powodu staramy się przybliżyć jego pomysły szerszej grupie czytelników i czytelniczek.
Zacznijmy od kilku podstawowych informacji na temat samego Polanyiego (które w szczegółach rozwijamy w następnym rozdziale). Był on europejskim uchodźcą, intelektualistą pochodzenia żydowskiego, który wielokrotnie zmieniał swoje miejsce zamieszkania na skutek wojen i konfliktów społecznych. Urodził się w monarchii austro-węgierskiej w 1886 r., był założycielem Koła Galileusza (Galileo Circle), klubu węgierskich intelektualistów, do którego należeli m.in. Karl Mannheim i Georg Lukács. Walczył w pierwszej wojnie światowej i wspierał „rewolucję astrów”, która w październiku 1918 r. doprowadziła do upadku rządów arystokracji ziemskiej. Zaledwie kilka miesięcy później, w 1919 r. – kiedy wybuchła rewolucja komunistyczna Béli Kuna dążąca do ustanowienia republiki radzieckiej na Węgrzech – udał się na wygnanie. Wyjechał wówczas do Wiednia, będącego przez piętnaście lat po pierwszej wojnie światowej „socjalistycznym miastem” – Polanyi przyglądał się temu miejskiemu laboratorium kooperatywnego życia klasy robotniczej, obejmującego mieszkalnictwo, opiekę zdrowotną, pracę i edukację. Okres ten opisywał później jako formacyjne doświadczenie dla jego rozwoju intelektualnego:
eksperyment z Wiednia osiągnął jeden z najbardziej spektakularnych triumfów w historii Zachodu. (…) [przyniósł] niespotykaną poprawę moralnej i intelektualnej sytuacji rozwiniętej klasy robotników przemysłowych, która – chroniona przez system wiedeński – zdołała przetrwać niszczące skutki gwałtownej destabilizacji gospodarki i osiągnęła poziom, którego masy nigdy wcześniej nie osiągnęły w żadnym społeczeństwie przemysłowym (WT, 351).
Niestety wzbierająca fala faszyzmu ostatecznie zakończyła brutalnie ten socjalistyczny i demokratyczny eksperyment w 1934 r. Polanyi, powiadomiony o grożącym mu osobiście niebezpieczeństwie – z powodu jego silnie antyfaszystowskich poglądów – wyjechał do Anglii w 1933 r. Tam zarabiał na życie nauczaniem na kursach edukacyjnych dla dorosłych, prowadzonych dla brytyjskich robotników w ramach Stowarzyszenia Edukacji Robotników (Workers’ Educational Association) – filii Uniwersytetów w Oxfordzie i Londynie. Bezpośredni kontakt z angielskimi robotnikami i angielskim systemem klasowym wywarł na niego wielki wpływ. Przyjął za punkt odniesienia robotników z Europy Środkowej, wstrząsnęły więc nim poglądy polityczne angielskiej klasy robotniczej oraz brak wiedzy na temat jej własnych przeszłych walk. Jego doświadczenia z ludem pracującym Anglii stały się kluczowe dla analiz w WT, napisanej dzięki stypendium Fundacji Rockefellera, w związku z którym udał się z (jak wówczas zakładał krótką) wizytą do Bennington College w Vermont. Po drugiej wojnie wykładał na wydziale ekonomii na Uniwersytecie Columbia. W 1957 r. przeszedł na emeryturę i na stałe przeniósł się do Kanady, gdzie zmarł w roku 1964. W 1986 r. zarówno Karl, jak i jego żona Ilona Duczynska zostali pośmiertnie przyjęci z honorami przez Węgierską Akademię Nauk z okazji uroczystości akademickich na stulecie urodzin Polanyiego, a ich ciała spoczęły na cmentarzu w Budapeszcie19.
Wielość ojczyzn Polanyiego oraz obrana przez niego nietradycyjna ścieżka kariery akademickiej – łącząca historię, ekonomię, socjologię, filologię klasyczną i antropologię – przyczyniły się tego, że zajmuje on mało istotną pozycję zarówno w dyskursie naukowym, jak i politycznym. Zaproszono go do wykładania na Uniwersytecie Columbia, gdyż jego praca była zgodna z nurtem ekonomii instytucjonalnej dominującej wówczas na tamtejszym wydziale ekonomii. Jednak pod koniec lat czterdziestych instytucjonalizm zdecydowanie stracił na znaczeniu w ekonomii głównego nurtu20, a Polanyi został pozbawiony akademickiego domu. Co więcej, w politycznym klimacie zimnej wojny wypracowane przez niego złożone i unikalne ujęcie różnorakich systemów gospodarczych nie znajdowało zrozumienia w intelektualnym świecie silnie spolaryzowanym między Wschodem a Zachodem. Jego wizja moralnej socjaldemokracji powiązanej z żywotnym demokratycznym uczestnictwem społeczeństwa obywatelskiego nie była kompatybilna z żadną z koncepcji dominujących w latach pięćdziesiątych i sześćdziesiątych. Z kilkoma krytycznymi wyjątkami jego praca wywarła niewielki wpływ na główny nurt badań w naukach społecznych, co zaczęło ulegać zmianie dopiero w drugiej połowie lat siedemdziesiątych21.
Pod koniec lat siedemdziesiątych wraz z nastaniem rządów Thatcher i Reagana znaczenie Polanyiego zaczęło rosnąć, ponieważ jego krytyka idei i polityki wolnorynkowej stawała się coraz bardziej aktualna22. Gdy wraz z upadkiem muru berlińskiego kryzys socjalizmu się pogłębił, wielu uczonych, szukających niemarksistowskiej alternatywy dla triumfalistycznego celebrowania status quo, odkryło Polanyiego. Podczas gdy świat zdawał się coraz bardziej kierować maksymą „wszystko na sprzedaż”23, opracowana przez Polanyiego przenikliwa analiza tego, w jaki sposób niekontrolowana dominacja rynku nieuchronnie prowadzi do zniszczenia społecznej solidarności i fundamentalnych instytucji społeczeństwa obywatelskiego, stawała się coraz bardziej pouczająca i przekonująca. Teza Polanyiego głosząca, że rynki są zawsze zakorzenione (embedded) w stosunkach społecznych, zakwestionowała także rosnące w siłę przekonanie, że wolność i prawa jednostki zależą wyłącznie od gospodarki napędzanej przez system samoregulujących się rynków oraz od zasadniczego obcięcia wydatków rządowych w zakresie ochrony świadczeń społecznych. Ponadto w jego pracach krytyce poddana została ideologia wiążąca dobrobyt, wybór i efektywność wyłącznie z wolnym rynkiem, a przypisująca nieefektywność, korupcję i przymus całkowicie państwu. Polanyi podkreślał, że sfera gospodarki, podobnie jak państwo, jest przestrzenią władzy, a solidną podstawę dla ludzkiej wolności zapewnić może jedynie sojusz państwa i społeczeństwa obywatelskiego, który jako jedyny ma szansę uchronić społeczeństwo przed destrukcyjnymi siłami urynkowienia24.
Prawdopodobnie spośród idei Polanyiego największy oddźwięk wywołała teza podważająca przekonanie o tym, że rynek i państwo są oddzielnymi i niezależnymi bytami – przesłankę wpisaną zarówno w założenia klasycznej, jak i neoklasycznej teorii ekonomii. Wykazał on, że u podstaw twierdzenia głoszącego, że tylko samoregulujący się autonomiczny rynek może dawać optymalne rezultaty, leży przekonanie o tym, że prawa rynku nie różnią się od samoregulujących się organizmów biologicznych występujących w naturze. To ostatnie twierdzenie określamy w tej książce mianem naturalizmu społecznego (social naturalism). Poprzez zdekonstruowanie tych założeń, długo uchodzących za niepodważalne prawdy, Polanyi odparł zarzut, jakoby chronienie ludzi przed najgorszymi nierównościami tworzonymi przez rynek było równoznaczne z ingerencją w samą naturę.
Jednak nawet współcześnie jego pisma wymykają się prostej klasyfikacji. Był on rzutkim teoretykiem społecznym i myślicielem socjaldemokratycznym, który mimo wszystko wierzył w nieodzowną rolę rynków: „Koniec społeczeństwa rynkowego nie oznacza zresztą zaniku rynków” (WT, 299). Wierzył w zasadność istnienia osłon społecznych zapewnianych jednak przez rząd, który odpowiadałby przed obywatelami działającymi w ramach procesu demokratycznego (WT, 302–304). Nieustępliwie bronił zarówno praw jednostek, jak i rozszerzonej wizji wolności, która – podobnie jak ta zawarta w zaproponowanej przez Franklina D. Roosevelta Drugiej Karcie Praw (Second Bill of Rights) – obejmuje nie tylko prawa obywatelskie i polityczne, ale także sprawiedliwość ekonomiczną oraz wolność od biedy25. I choć istnieją inne postaci równie oddane idei demokracji i sprawiedliwości ekonomicznej, to Polanyi pozostaje wyjątkowy w swoim zrozumieniu zarówno witalności, wytrzymałości oraz atrakcyjności idei wolnego rynku, jak i poważnych zagrożeń, jakie niosą one ze sobą dla ludzkiej cywilizacji.
Co najważniejsze, pisma Polanyiego rzucają wyzwanie głównym tradycjom intelektualnym nie tylko jego epoki, ale i naszej własnej. Jak już wspomnieliśmy, ostro krytykował on tradycję liberalizmu gospodarczego w obu jej wariantach – dziewiętnasto- i dwudziestowiecznym. Jednak mimo że określał siebie jako socjalistę i był głęboko ukształtowany przez tradycję marksistowską, to nie krył się ze swoją niechęcią wobec innych nurtów myśli socjalistycznej i marksistowskiej. Cynicznie wskazywał na „błąd ekonomizmu” (economistic fallacy), który po części przypisywał teorii marksistowskiej26. Polanyiego wyróżniało także silne przekonanie o tym, że idea samoregulującego się rynku jest niczym innym jak „utopią” – kategorią używaną wcześniej wyłącznie przez konserwatystów przeciwko lewicowym krytykom społeczeństw rynkowych (zob. rozdział czwarty). Poza tym patrzył na świat inaczej niż najważniejsi teoretycy liberalizmu politycznego XX w., ponieważ był przede wszystkim teoretykiem społecznych nieciągłości. Analizując trzy stulecia poprzedzające XX w., kładł nacisk raczej na radykalne zerwania i zwroty niż powolny i nieustający postęp27.
To właśnie z tego powodu, że poglądy Polanyiego są tak odległe od tych innych, bardziej znanych tradycji, zrozumienie jego argumentów wymaga znacznej pracy interpretacyjnej. Stawia to przed czytelnikiem i czytelniczką wyzwanie wzięcia w nawias niektórych z bardziej zakorzenionych założeń, które on lub ona ma o tym, jak działa świat. Co więcej, nie można zrozumieć argumentów Polanyiego bez gotowości do przynajmniej zawieszenia wiary w same te założenia. Aby ułatwić tego rodzaju pracę, potraktowaliśmy tę książkę jako ćwiczenie w interpretatywnej nauce społecznej – będziemy kopać pod słowami na zadrukowanej stronie, aby odkryć głębsze struktury znaczenia i argumentacji, dzięki którym analiza koncepcji tego badacza zyska niezwykłą zdolność do nadawania sensu współczesnym zjawiskom.
Nie uzurpujemy sobie jednak prawa do tego, aby ostatecznie rozstrzygnąć, co Karl Polanyi „naprawdę” miał na myśli, kiedy używał konkretnej koncepcji lub opracowywał specyficzną linię argumentacji. Prace kanonicznych postaci myśli społecznej, czy to będzie Adam Smith, Karol Marks, Max Weber, Zygmunt Freud lub John Maynard Keynes, są pełne zawiłości i niejasności, a co za tym idzie, otwarte na różnorodne interpretacje. Dzieło Polanyiego niczym nie różni się w tym względzie, stąd proponowana przez nas interpretacja jest tylko jednym z wielu możliwych odczytań28. Naszym celem jest natomiast opracowanie wyłaniającego się z jego prac zasobu pojęć, który pomógłby w wyklarowaniu i wyjaśnieniu złożonych społeczno-ekonomicznych oraz politycznych zmian prowadzących do kryzysu, w jakim się dzisiaj znajdujemy29.
Drogowskazem w lekturze kolejnych rozdziałów chcielibyśmy uczynić trójelementowy rdzeń koncepcyjny, który nada spójności naszej analizie. Pisma Polanyiego są tak wielowymiarowe, że z pewnością inni interpretatorzy położyliby nacisk na aspekty odmienne od tych będących osią naszego ujęcia. Jednak wybrane przez nas tematy towarzyszą nam od początków naszego zaangażowania w badanie dzieła Polanyiego i służą jako podstawa dla argumentów prezentowanych w tej książce.
Po pierwsze, mimo że rynki są konieczne, to stanowią zasadnicze zagrożenie dla ludzkiej wolności i wspólnego dobra. Jak pokazał nam tragiczny eksperyment komunizmu w ZSRR i Europie Wschodniej, rynki są niezbędne, ponieważ stanowią mechanizmy, za pomocą których jednostki korzystają z prawa do wyboru. Jednocześnie większość tego, co jest potrzebne do życia, nie jest tak naprawdę wytwarzana do sprzedaży na rynku, a jeśli pomimo tego zostanie tak potraktowana, to zostaje narażona na niebezpieczeństwo. To właśnie realizacja tych elementarnych potrzeb – obok materialnych środków egzystencji – związanych z funkcjonowaniem w społeczeństwie, czyli przede wszystkim potrzeba edukacji, istnienia służby zdrowia, potrzeba zrównoważonego rozwoju, bezpieczeństwa, zabezpieczeń społecznych oraz prawa do zarabiania na życie umożliwiają nam bycie pełnoprawnymi członkami życie społecznego. To wtedy, gdy owe dobra publiczne przekształcane są w towary i poddane zostają zasadom rynkowym, życie społeczne staje się zagrożone i, w konsekwencji, dochodzi do poważnych kryzysów. Według Polanyiego owe środki realizacji podstawowych potrzeb życia społecznego muszą być chronione przed rynkiem przez instytucje społeczne i polityczne. Ponadto powinny one zostać uznane za prawa, a nie towary – w przeciwnym wypadku ludzka wolność może zostać naruszona.
Druga, fundamentalna dla nas teza głosi, że wolny rynek, tak wysławiany przez ekonomistów i politycznych libertarian, w rzeczywistości nigdy nie istniał i, co więcej, nie może zaistnieć. Zdaniem Polanyiego ludzka gospodarka jest zawsze i wszędzie zakorzeniona w społeczeństwie (zob. rozdział trzeci). Oznacza to, że nawet „wolne” gospodarki rynkowe składają się z założeń kulturowych, wspólnych wartości, zasad prawnych, a także szerokiego zakresu działań rządowych, które sprawiają, że wymiana rynkowa jest możliwa. Ekonomiści zaprzeczają tym fundamentalnym realiom, ujmując gospodarkę nie jako zakorzenioną, ale jako autonomiczny samodzielnie rządzący się byt. Występują oni przeciwko jakiemukolwiek zaangażowaniu rządu czy to w innowacje, czy ochronę środowiska, i opowiadają się za samoregulującym się systemem połączonych ze sobą i nieskrępowanych rynków. Co może być zaskakujące, Polanyi określa ową konserwatywną i libertariańską wizję „utopią”, ponieważ nie jest ona możliwa do zrealizowania. Podobnie jak wszystkie utopie i ta skazana jest na niepowodzenie oraz wytwarzanie dystopijnych konsekwencji.
Jego argumentacja jest tutaj subtelna i złożona. Stwierdza on, że ideolodzy wolnego rynku utrzymują, że wykorzeniają z rynku wszelkiego rodzaju niszczycielskie regulacje i ograniczenia. Zaprzeczają temu, że promowana przez nich polityka – cięć świadczeń socjalnych, deregulacji i zmniejszania roli państwa – niebezpiecznie wystawia ludzi na działanie sił rynkowych. W rzeczywistości jednak nie uwalniają oni rynku od państwa, wręcz przeciwnie – ponowne go zakorzeniają, ale w odmiennych układach politycznych, prawnych i kulturowych, które w przeważającej części działają na niekorzyść biednych i klasy średniej, a uprzywilejowują interesy korporacji i najzamożniejszych. Dla Polanyiego wzorcowym przykładem tego procesu jest ustawa o reformie prawa o ubogich (Poor Law Amendment Act), nazywana nowym prawem o ubogich (New Poor Law), która zdemontowała angielski wielowiekowy system praw ubogich. Ekonomiści polityczni, uzasadniając wprowadzenie tych przepisów, twierdzili, że uwolnią one rynek pracy z okowów archaicznego zbioru zasad i praktyk, które zachęcają do lenistwa i niegospodarności. W rzeczywistości po prostu stworzyły nowy, odmienny zestaw instytucji przymusu – scentralizowaną Komisję Prawa o Ubogich (Poor Law Commission) i lokalne domy pracy – dzięki którym biedota wiejska miała sprawniej reagować na sygnały rynku (zob. rozdziały piąty i szósty).
Podobnie zjawisko opisywane często jako „deregulacja” sektora finansowego w Stanach Zjednoczonych należałoby raczej uznać za „ponowną regulację” (reregulation). W miejsce starszego zestawu reguł – definiujących swój cel jako ochronę społeczeństwa przed nadużyciami i nadmiernym ryzykiem, na które mogłyby je narazić instytucje finansowe – politycy ustanowili nowy zestaw reguł, które z kolei zapewniły państwową ochronę dla sektora finansowego, aby ten mógł się oddać drapieżnemu udzielaniu kredytów i niebezpiecznej spekulacji na wielką skalę. Przykładowo: w czasie boomu na rynku nieruchomości w pierwszej dekadzie XXI w. wiele rządów stanowych próbowało uchwalić prawo, które zakazałoby pewnych najbardziej niebezpiecznych praktyk w udzielaniu kredytów hipotecznych. Jednak instytucje finansowe odwoływały się do właściwych sobie federalnych organów nadzoru, które jednoznacznie orzekały, że owe stanowe projekty są sprzeczne z federalnymi przepisami, które w tej kwestii należy uznać za nadrzędne30. Jak pokazują przykłady tego, co nazwaliśmy „zawsze zakorzenioną gospodarką”, Polanyi używa „zakorzenienia” jako terminu zastępczego dla polityki, stosunków społecznych i instytucji. Według tego badacza zwrot „zawsze zakorzeniona gospodarka rynkowa” oznacza, że rynki są zawsze organizowane przez politykę i praktyki społeczne.
Koncepcja zawsze zakorzenionej gospodarki prowadzi bezpośrednio do jego argumentu o „dwukierunkowym ruchu”. Gdy fundamentaliści rynkowi i ich sojusznicy próbują konstruować swój idealny świat samoregulującego się systemu rynkowego, szkodliwe tego konsekwencje dają początek ruchom przeciwważnym innych grup społecznych, które dostrzegają konieczność ochrony siebie i innych przed wystawieniem na bezpośrednie działanie sił rynkowych. Możliwe jest, że owe reakcje będą miały charakter konserwatywny, a nawet populistyczny czy faszystowski, z kolei destabilizacja rynku może równie silnie zmobilizować prawą stronę sceny politycznej, co lewą, o czym przekonamy się w rozdziale siódmym. Jednak w ujęciu Polanyiego te nieustające i dzielące konflikty są bardziej złożone, niż zakłada marksistowska idea walki klasowej między burżuazją a proletariatem. W ujęciu autora Wielkiej transformacji to raczej konkretne rozwiązania polityczne tworzą zmieniające się grupy wyborców, które sprzyjają lub sprzeciwiają się rozszerzeniu lub ograniczeniu rynków. A skoro projekt stworzenia samoregulującego się rynku jest ostatecznie niemożliwy do zrealizowania, to nastanie i taki czas, kiedy ulegną nawet największe przedsiębiorstwa i otwarcie staną się zwolennikami działań państwa dla ochrony przed rynkowymi zawirowaniami.
Trzecią oś naszych rozważań stanowi założenie, że zwodnicza trwałość ideologii wolnorynkowej wynika z niesionej przez nią obietnicy zredukowania roli polityki w życiu obywatelskim i społecznym. Jako że polityka nieuchronnie pociąga za sobą konflikt dotyczący zakresu i charakteru ingerencji państwa oraz wiąże się z moralnie niesatysfakcjonującymi kompromisami pomiędzy konkurującymi grupami interesów, zrozumiałe jest pragnienie, aby ograniczyć jej skalę. Dążenie do wyeliminowania tyranii i nieprzyjemności wiążących się z polityką było częścią historycznej atrakcyjności ruchów zainspirowanych przez marksizm, który przewidywał „obumieranie państwa”. I to samo dążenie pobrzmiewało w libertariańskiej retoryce działaczy Tea Party w Stanach Zjednoczonych, gdy wyrażali oni swoje głębokie zniesmaczenie wobec pomocy finansowej zaoferowanej przez Waszyngton bankom z Wall Street w latach 2008–200931.
Polanyi twierdzi, że w złożonym społeczeństwie nie możemy uciec od polityki i konieczności rządowej koordynacji życia gospodarczego i społecznego. Utopijne apele – dobiegające zarówno z prawej, jak i lewej strony – aby położyć kres polityce, jaką znamy, mogą jedynie doprowadzić do rozszerzenia jej zakresu. Jednak spostrzeżenie to nie doprowadziło Polanyiego do rozpaczy. Mimo że był on całkowicie świadom, do jak nieczystych zagrań dochodzi niekiedy w sferze politycznej, to wierzył, że ekspansja politycznej demokracji jest jedynym zabezpieczeniem zarówno przed przymusem rządu, jak i tyranią rynku. W końcowych akapitach WT wykłada on swój wciąż przekonujący argument opierający się na założeniu, że uznanie nieuchronności polityki i politycznych konfliktów może stanowić fundament dla społeczeństwa, którego obywatele będą się cieszyć większym niż kiedykolwiek przedtem zakresem wolności: „Pełna rezygnacji akceptacja rzeczywistości daje człowiekowi niezachwianą odwagę i siłę do walki z dającą się usunąć niesprawiedliwością i niewolą. Dopóty dopóki człowiek pozostanie wierny stojącemu przed nim zadaniu stworzenia głębszej i bardziej powszechnej wolności, nie musi obawiać się, że władza, kontrola albo planowanie zwrócą się przeciw niemu i zniszczą tę wolność, którą budował z ich pomocą” (WT, 308).
Niniejsza książka została opublikowana w 2014 r. – w setną rocznicę wybuchu pierwszej wojny światowej. Polanyi rozpoczyna WT analizą stuletniego okresu pokoju poprzedzającego wybuch tej wojny. Przyznaje, że pokój ten był zakłócany zarówno przez mniejsze wojny między europejskimi potęgami, takie jak wojna krymska i wojna francusko-pruska, jak i niemal nieustające konflikty między europejskimi potęgami a miejscową ludnością w Afryce i Azji. Niemniej jednak jest on pod wrażeniem faktu, że wojny te nie wymknęły się spod kontroli, a Europa z powodzeniem unikała poważniejszych pożóg wojennych przez całe stulecie. Według Polanyiego zarówno trwałość pokoju, jak i nagły wybuch wojny powszechnej w Europie nie były przypadkowe. Postrzega on pierwszą wojnę jako punkt końcowy dziewiętnastowiecznej cywilizacji, konsekwencję nieuleczalnego kryzysu instytucji, które tak długo utrzymywały pokój.
Polanyi wymienia cztery instytucje, na których opierała się dziewiętnastowieczna cywilizacja: równowaga sił w Europie, samoregulujący się rynek, liberalne państwo oraz międzynarodowy system waluty złotej. Równowagę sił gwarantował układ zmieniających się sojuszy między europejskimi mocarstwami, który uniemożliwił jakiemukolwiek z nich uzyskanie pozycji dominującej. Polanyi twierdzi, że te zmieniające się sojusze pomogły utrzymać pokój poprzez zastraszenie, ponieważ wysokie prawdopodobieństwo odwetu ze strony grupy przeciwników uczyniło zbrojną agresję w Europie zbyt kosztowną.
Pozostałe trzy filary mają wspólną historię; wszystkie były wzajemnie powiązanymi produktami sukcesu przemysłowego Anglii i wszystkie przyczyniły się do spektakularnego wzrostu gospodarczego podczas długiego pokoju w XIX w. w całej Europie. Pierwszy to idea samoregulującego się rynku. Została ona rozwinięta w ramach nowej dziewiętnastowiecznej ekonomii politycznej – stworzonej zwłaszcza przez Malthusa i Ricarda – i zbudowana w oparciu o ideę „niewidzialnej ręki” autorstwa Adama Smitha32. Mimo istotnych różnic występujących między propozycjami Malthusa i Ricarda obie zakładały, że jedynie mechanizm cen i inne instrumenty wbudowane w gospodarkę rynkową mogą skutecznie zrównoważyć podaż i popyt oraz zapewnić optymalne wykorzystanie zasobów gospodarczych. Kluczową kwestią jest to, aby władza państwowa stosowana była wyłącznie do prawnego wzmocnienia tych procesów rynkowych, a nie do ich zastąpienia czy zmiany. Rządy muszą chronić prawo własności i egzekwować wykonywanie umów, ale politycy muszą oprzeć się pokusie ingerowania w wyniki rynkowe, jeśli chcą uniknąć niebezpiecznych konsekwencji33. Samoregulujący się rynek dał początek państwu liberalnemu, trzeciemu z czterech filarów Polanyiego. To właśnie państwo liberalne, które realizowało doktrynę leseferyzmu, wsparło ortodoksję wolnego handlu i konsekwentnie prowadziło kampanię przeciwko protekcjonistycznym środkom poprzedniego reżimu merkantylistycznego. Jak twierdzili politycy, wprowadzanie w życie idei wolnego handlu miało rozszerzyć rynek na skalę międzynarodową i zapewnić szybsze postępy w podziale pracy.
Międzynarodowy system waluty złotej to ostatni element układanki Polanyiego. System ten zakłada, że każde państwo narodowe ustala wartość swojej waluty narodowej w stosunku do stałej ilości złota i pozwala siłom rynkowym na napędzanie ruchu złota, handlu i przepływów kapitałowych poza granicami kraju. W połączeniu z wymienionymi powyżej zasadami wolnego handlu i leseferyzmu reżim międzynarodowego systemu waluty złotej miał doprowadzić do wykształcenia się mechanizmu globalnej samoregulacji34. Gdy obywatele danego kraju w zagranicznych transakcjach wydawali więcej, niż zarobili, to złoto miało wypływać z rezerw tego kraju, a podaż pieniądza – spadać; to natomiast miało spowalniać działalność gospodarczą i uczynić kraj ponownie elementem międzynarodowej równowagi. W przypadku państw, które zarobiły za granicą więcej, niż wydały, złoto miało wpływać do rezerw, co skutkowałoby podwyższeniem podaży pieniądza i przyspieszeniem działalności gospodarczej oraz pomagałoby ich gospodarkom wrócić do stanu międzynarodowej równowagi. Anglia przyjęła system waluty złotej pod koniec XVIII w. i przywróciła go po wojnach napoleońskich. Inne państwa europejskie stopniowo podążyły za przykładem Anglii i w latach siedemdziesiątych XIX w. system ten stał się obowiązującym dla krajów rozwiniętych i powszechnie postrzeganym jako zasadniczy filar globalnego dobrobytu35.
Polanyi uważa, że triada samoregulującego się rynku, państwa liberalnego i systemu waluty złotej była kluczowa dla wzrostu dobrobytu w dziewiętnastowiecznej Europie. Podkreśla on jednak, że układ ten radykalnie i niebezpiecznie zerwał z poprzednimi wzorcami instytucjonalnymi i dał początek kontrtrendom, które ostatecznie doprowadziły do kryzysu i wojny. Jego argument w tym względzie jest złożony i wieloaspektowy, ale można wyłuskać z niego kilka kluczowych związków przyczynowych.
Polanyi twierdzi przede wszystkim, że cel stworzenia samoregulującego się rynku i państwa liberalnego jest ostatecznie nieosiągalny, a zatem – utopijny. Jednoznacznie deklaruje na pierwszej stronie swojego opus magnum: „Zaproponowana przez nas teza brzmi następująco: idea samoregulującego się rynku implikowała skrajną utopię. Taka konstrukcja nie mogła bowiem istnieć przez dłuższy czas, nie unicestwiając jednocześnie ludzkich i przyrodniczych podstaw istnienia społeczeństwa – doprowadziłaby w końcu do fizycznego wyniszczenia ludzkości i przekształcenia jej naturalnego otoczenia w dzikie pustkowie” (WT, 4). Można spojrzeć na całą tę książkę jako na rozbudowaną próbę wyjaśnienia tych dwóch zdań.
Zilustrujmy tezę Polanyiego sytuacją niezatrudnionych robotników miejskich w warunkach gospodarki rynkowej. Gospodarki rynkowe przechodzą przez cykle gospodarcze, w których naprzemiennie z okresami dobrobytu i wysokiego popytu na pracę występują okresy kryzysu i podwyższonego bezrobocia. Co mają robić bezrobotni w tych okresach kryzysowych, gdy nie ma zapotrzebowania na ich usługi? Ekonomiści wolnorynkowi doradzają bezrobotnym dostosowanie się do sytuacji i zaakceptowanie obniżonych wynagrodzeń. Ale nawet jeśli bezrobotny deklarowałby, że „będzie pracować za jedzenie”, to zazwyczaj w okresie spowolnienia gospodarczego jego usługi nie budzą zainteresowania. Przy braku ubezpieczenia od utraty pracy lub innych form zabezpieczeń społecznych tym zwolnionym robotnikom i ich rodzinom grozi głód. Jeżeli władze polityczne byłyby zobowiązane do przestrzegania zasad leseferyzmu w okresach masowego bezrobocia lub nieudanych zbiorów, to dochodziłoby do klęski głodu na wielką skalę36. To właśnie miał na myśli Polanyi, pisząc, że „taka konstrukcja nie mogła (...) istnieć przez dłuższy czas, nie unicestwiając jednocześnie ludzkich (…) podstaw istnienia społeczeństwa”37. Wielokrotnie w XIX w. nawet rządy niedemokratyczne pod naciskiem swoich obywateli musiały odejść od ścisłych zasad leseferyzmu.
Ten dziewiętnastowieczny opór jest elementem zjawiska, które Polanyi nazywa dwukierunkowym ruchem. Wysiłki nastawione na podporządkowanie społeczeństwa dyktatowi leseferyzmu wygenerowały kontrruch, aby chronić społeczeństwo przed zgubnymi skutkami funkcjonowania rynków – nie tylko przed groźbą masowego głodu, ale także przed degradacją środowiska oraz destrukcyjnymi cyklami gospodarczymi. Wprawdzie rodząca się klasa robotnicza stanowiła kluczowy element ochronnego ruchu, ale często włączali się w niego i inni potężni sprzymierzeńcy. Dla przykładu: w Anglii część starej klasy posiadaczy ziemskich walczyła o ujarzmienie sił rynkowych i wspierała szereg ustaw fabrycznych (Factory Acts), mających na celu ograniczanie najbardziej przerażających skutków gwałtownej industrializacji38. Polanyi, kontynuując swoją argumentację, stwierdza, że te ochronne kontrruchy z powodzeniem się zorganizowały i wywalczyły rządową ochronę dla bezrobotnych, regulację długości dnia pracy, pionierską politykę w zakresie opieki społecznej w Niemczech Bismarcka, a także znaczne rozszerzenie działań regulacyjnych mających na celu przeciwdziałanie wielu negatywnym konsekwencjom rynkowej konkurencji (WT, rozdział trzynasty).
W następnym kroku Polanyi komplikuje swój historyczny argument, diagnozując pewien paradoks. Podczas gdy rządy były pod coraz większą presją, aby łagodzić skutki masowego bezrobocia i innych wstrząsów rynkowych, rozprzestrzenianie się systemu waluty złotej potęgowało wpływ sił rynkowych na gospodarki narodowe. W szczególności automatyczne korekty wprowadzane przez system waluty złotej tworzyły nowe i jeszcze poważniejsze ogniska masowego bezrobocia. W latach siedemdziesiątych XIX w. rządy porzuciły ortodoksję wolnego handlu poprzez wprowadzenie ceł ochronnych, aby złagodzić wpływ globalnego rynku na ich obywateli. Faktycznie, w świetle ustaleń Polanyiego gwałtowne dążenie do budowania imperiów w ostatnich dziesięcioleciach XIX w. było bezpośrednią odpowiedzią na napięcia stworzone przez system waluty złotej. Zyski i chronione rynki w zamorskich koloniach stanowiły bufor przed katastrofalnymi skutkami systemu waluty złotej. Na przykład narody mogły uniknąć bolesnej krajowej deflacji poprzez ściąganie złota i innych walut obcych zarobionych przez ich kolonie.
Polanyi zauważa dramatyczną ironię tych zmian. Jednym z podstawowych założeń liberałów ekonomicznych było to, że uniwersalne przyjęcie wolnego handlu i systemu waluty złotej poskutkuje okresem międzynarodowego pokoju i harmonii, ponieważ wszystkie państwa będą korzystać z rozbudowanych globalnych przepływów handlowych i kapitałowych. Ale stało się dokładnie odwrotnie. Jako że rządy mogły tylko chronić obywateli przed zakłóceniami spowodowanymi przez procesy rynkowe, protekcjonistyczna skorupa wokół narodów jedynie stwardniała. Polanyi pisze: „Nowy typ państwa, przypominający swą budową skorupiaki, wyrażał jedność za pośrednictwem krajowego pieniądza zdawkowego chronionego typem suwerenności bardziej zazdrosnym i absolutnym niż kiedykolwiek wcześniej” (WT, 240–241). Ten skorupiakowy nacjonalizm przejawiał się w zaostrzeniu globalnej rywalizacji między Anglią i Niemcami zarówno w kwestii handlu, jak i zbrojeń. Miała ona swój początek w latach dziewięćdziesiątych XIX w. i w ostatecznym rozrachunku umożliwiła zamach na serbskiego arcyksięcia i wybuch pierwszej wojny światowej.
W efekcie tej istotowej niemożliwości powierzenia społeczeństwa samoregulującemu się rynkowi narody od lat siedemdziesiątych XIX w. zostały zakleszczone w imadle między logiką ochronnego kontrruchu a naciskami ze strony mechanizmu systemu złotej waluty. Ten impas jedynie wzmacniał wewnętrzne napięcia: obywatele przegrywali walkę o wiele niezbędnych dla nich zabezpieczeń, ponieważ na każdym kroku system waluty złotej blokował realizację ustępstw, na które przystawał rząd. Piętrzące się napięcia wewnętrzne przekładały się na coraz poważniejsze napięcia globalne, gdyż przywódcy polityczni doszukiwali się źródeł krajowych problemów w knowaniach przywódców pozostałych krajów. W świetle tych ustaleń, zdaniem Polanyiego, wybuch pierwszej wojny światowej oraz utrzymujący się wysoki poziom globalnych napięć w latach dwudziestych i trzydziestych XX w. były nieuchronne.
Polanyi napisał WT podczas drugiej wojny światowej jako próbę wywarcia wpływu na powojenne ustalenia. Chciał uniknąć powtórki z przyjętego po pierwszej wojnie traktatu wersalskiego, w którym wielkie mocarstwa zgodziły się na przywrócenie systemu waluty złotej z lat 1870–1914. Według niego decyzja ta nieuchronnie umieszczała narody na dokładnie tej samej, wewnętrznie sprzecznej pozycji, w której były przed wojną – między uzasadnionymi żądaniami ochrony przed rynkiem wysuwanymi przez obywateli a ekonomiczną logiką systemu waluty złotej. W następstwie pierwszej wojny robotnicy – często zainspirowani przykładem rewolucji rosyjskiej – żądali zarówno wyższych płac, jak i silniejszej ochrony przed niepewnością dochodów, wynikającą z bezrobocia, choroby czy starości. W efekcie przez Europę przeszła jedna z największych fal strajków w historii39. Jednak logika przywróconego w latach dwudziestych XX w. systemu waluty złotej praktycznie uniemożliwiła pracodawcom lub rządom pójście na ustępstwa wobec zmobilizowanej klasy robotniczej. Jako że w związku z wydatkami wojennymi podniósł się poziom cen, stabilizacja walut w stosunku do złota wymagała wysokiej deflacji i dyscypliny budżetowej40. Ortodoksja systemu waluty złotej pociąga za sobą ostre cięcia zarówno płac, jak i wydatków rządowych.
Sytuacja ta stanowiła strukturalny kontekst dla kryzysów rządów demokratycznych, których symbolem jest przejęcie władzy we Włoszech przez Mussoliniego w 1922 r. W związku z brakiem możliwości pogodzenia żądań robotników z presją systemu waluty złotej dochodziło do zapaści instytucji demokratycznych w kolejnych krajach. Ponadto w latach dwudziestych XX w. radykalizacja w poszczególnych krajach wchodziła w niebezpieczne interakcje ze złożonym systemem reparacji wojennych, długami wojennymi i finansowaniem zewnętrznym ze strony Stanów Zjednoczonych. W wyniku krachu na giełdzie w Stanach Zjednoczonych w 1929 r. – a co za tym idzie, odcięcia przepływów kapitału amerykańskiego do Europy – upadło wiele banków europejskich. Zdolność Europy do radzenia sobie z tym kryzysem poważnie słabła przez rosnącą polaryzację polityczną wewnątrz poszczególnych narodów. W rezultacie spadek koniunktury gospodarczej przyspieszył, a na jakiekolwiek porozumienie w kwestii planu naprawczego nie można było liczyć. Ponadto logika systemu waluty złotej wymuszała na narodach podejmowanie działań, które tylko wzmacniały presję deflacyjną. To właśnie w tym kontekście Hitler doszedł do władzy w Niemczech, odrzucił system waluty złotej i zainicjował program zbrojeniowy, który przywrócił Niemcy do gry, i sprawił, że druga wojna światowa stała się nieunikniona.
W latach czterdziestych opinia Polanyiego co do roli roli, jaką odegrało przywrócenie systemu waluty złotej w kryzysie z lat międzywojennych, była szeroko rozpowszechniona. W 1940 r. nakładem prestiżowego National Bureau of Economic Research ukazała się monumentalna książka Williama Adamsa Browna Juniora z Brookings Institution The International Gold Standard Reinterpreted, 1914–1934. Analiza Browna zazębiała się z tą autorstwa Polanyiego. Co istotne, John Maynard Keynes i Harry Dexter White, dwóch ludzi, którym Wielka Brytania i Stany Zjednoczone powierzyły zasadniczą odpowiedzialność za rekonstrukcję globalnego systemu finansowego, uznali system waluty złotej za czynnik odgrywający kluczową rolę w tych tragicznych wydarzeniach. Z jednej strony presja wywierana na narody, aby utrzymywać ceny za walutę w odniesieniu do złota, zatriumfowała nad demokracją i uniemożliwiła społeczeństwom reagowanie na potrzeby ludzi pracy. Z drugiej zaś – system swobodnego przepływu kapitału sprawiał, że rządy stawały się bezsilne w swoich próbach realizacji celów krajowych, takich jak podwyższenie poziomu zatrudnienia czy poprawa poziomu płac realnych41.
W trakcie drugiej wojny światowej ta diagnoza niebezpieczeństw, jakie niesie ze sobą system waluty złotej, stała się podstawą dla szerokiego konsensusu w kwestii odbudowy globalnej architektury finansowej, aby zwiększyć zdolność rządów do realizacji celów polityki krajowej. Chociaż między Keynesem a Whitem – dwoma głównymi architektami porozumień z Bretton Woods – występowały poważne rozbieżności, to zgadzali się oni co do podstawowej kwestii, czyli konieczności przezwyciężania tendencji deflacyjnej poprzedniego systemu. Obaj chcieli międzynarodowego systemu monetarnego, który byłby spójny z realizacją celu pełnego zatrudnienia dla światowej siły roboczej. Mimo że system z Bretton Woods stał się w pełni sprawny dopiero pod koniec lat pięćdziesiątych, to nowe środowisko polityczne, oparte na stałych kursach wymiany walut i ścisłej regulacji globalnych przepływów kapitału, umożliwiło realizację polityki pełnego zatrudnienia przez prawie trzy dekady od zakończenia drugiej wojny. Był to złoty wiek szybkiego wzrostu gospodarczego zarówno dla krajów rozwiniętych, jak i rozwijających się42.
Od końca lat sześćdziesiątych do początku lat siedemdziesiątych piętrzyły się trudności związane z systemem Bretton Woods, głównie dlatego, że Stany Zjednoczone miały problem z opanowaniem swojego deficytu bilansu płatniczego. Pod naporem tych kumulujących się problemów w 1973 r. doszło do zawarcia międzynarodowej umowy, na mocy której porzucono system stałego kursu wymiany walut na rzecz systemu zmiennego kursu. Mimo że zwolennicy zmiennych kursów twierdzili, że wprowadzenie określanych przez rynek kursów wymiany przebiegnie płynnie i stopniowo, to w rzeczywistości stało się wręcz odwrotnie. Kursy kształtowane przez działania podmiotów finansowych i spekulantów stały się znacznie bardziej niestabilne po 1973 r.43 Gdy wahania kursów walutowych były już bardziej wyraźne, rosnąca liczba krajów rezygnowała z kontroli nad międzynarodowymi przepływami kapitałowymi, w efekcie powodując jeszcze większą niestabilność zarówno w odniesieniu do kursów wymiany walut, jak i przepływu kapitału. W trakcie kolejnych trzech dekad nastąpił spektakularny wzrost obrotu dewizowego oraz intensywny rozwój różnych instrumentów pochodnych, których celem było umożliwienie inwestorom zabezpieczenia się przed coraz bardziej uciążliwymi i nieobliczalnymi wahaniami kursów walutowych, stóp procentowych i innych zmiennych mogących mieć wpływ na ich portfele.
Skumulowane rezultaty zmian wprowadzonych po 1973 r. skutecznie zniweczyły plany zawarte w porozumieniach z Bretton Woods. W świecie zmiennych kursów walutowych i gwałtownych ruchów globalnego kapitału rządy w krajach rozwiniętych w dużym stopniu utraciły – uzyskaną dzięki systemowi z Bretton Woods – autonomię w kształtowaniu polityki. Jeśli rząd starał się prowadzić ekspansywną politykę, aby zwiększyć zatrudnienie, to po raz kolejny ryzykował wyniszczającym odpływem kapitału. Nawet skandynawskie socjaldemokracje, które w latach siedemdziesiątych agresywnie realizowały politykę pełnego zatrudnienia, musiały mierzyć się z okresami, w których bezrobocie osiągało poziom 8–9% lub nawet wyższy. A w latach 2010–2012, gdy świat nie otrząsnął się jeszcze z szoku po największym kryzysie gospodarczym od czasów wielkiej depresji, światowe rynki finansowe wymusiły na krajach takich jak Grecja, Portugalia i Hiszpania prowadzenie polityki ostrych cięć, co zwiększyło bezrobocie i pozbawiło kolejne osoby ochrony przed ekonomicznymi skutkami globalnego kryzysu gospodarczego.
Niestety światowa gospodarka powróciła obecnie do tego samego rodzaju niebezpiecznego konfliktu między demokracją i presją światowego systemu finansowego, który charakteryzował lata dwudzieste XX w.44 Mimo że w 2010 r. rząd grecki został prawomocnie wybrany i miał silne poparcie społeczne, a miliony osób zaangażowało się w masowe demonstracje za utrzymaniem istniejących poziomów wydatków rządowych, to Grecy znajdowali się pod niesłabnącą presją ze strony silniejszych członków Unii Europejskiej. Rząd został postawiony przed wyborem między dwiema złymi opcjami, z których każda zakładała wdrożenie polityki ostrych cięć przeciwko obywatelom. Rząd teoretycznie mógł nie wywiązać się ze swoich zobowiązań wobec pożyczkodawców, wycofać się z europejskiej wspólnej walutowej, a następnie wprowadzić drastyczne środki oszczędnościowe. Mniej nieprzyjemna alternatywa zakładała przyjęcie pakietu pomocowego od wspólnoty europejskiej, spłacenie swoich zobowiązań i pozostanie w strefie euro, jednak za cenę nakładania coraz surowszych ograniczeń na wydatki publiczne, co nadal spotyka się z silnym oporem ze strony greckiego elektoratu.
Problemy, z którymi od 2010 r. mierzą się Grecja, Irlandia, Hiszpania i Portugalia, są analogiczne do trudności od wielu lat nękających kraje rozwijające się. Wraz z kryzysem zadłużenia lat osiemdziesiątych XX w., kraje, które w latach siedemdziesiątych były zachęcane przez międzynarodowych bankierów do zaciągania pożyczek, stanęły nagle w obliczu konieczności rozliczenia swoich zobowiązań45. Rządy, nie nadążając ze spłatą długów, jednocześnie pozbawione możliwości zaciągnięcia nowych pożyczek na rynku prywatnym, musiały zwrócić się do Międzynarodowego Funduszu Walutowego i Banku Światowego. W zamian za uzyskaną pomoc instytucje te narzucały rządom programy „dostosowań strukturalnych”, które wiązały się ze znacznymi cięciami w wydatkach publicznych, szczególnie dotykającymi programów socjalnych, oraz z podwyższeniem poziomu bezrobocia. I w tym wypadku preferencje wyborców nagle stawały się nieistotne; efekty demokratycznego procesu przegrały z bezwzględnymi wymogami światowych instytucji finansowych. Co ciekawe, po raz kolejny skutecznie wprowadzono na skalę światową wymykający się kontroli mechanizm finansowy, podobny do dziewiętnastowiecznego systemu waluty złotej.
Właśnie dlatego argumentacja Polanyiego jest tak istotna w kontekście aktualnych problemów gospodarki światowej. Świat bowiem zmaga się obecnie z niedokończonymi sprawami z lat dwudziestych i trzydziestych XX w. Najbardziej oczywistym tego świadectwem było nieomal natychmiastowe rozprzestrzenienie się globalnej presji deflacyjnej między jesienią 2008 r. a początkiem roku 2009. Rządowe inicjatywy mające na celu wsparcie instytucji finansowych i zwiększenie popytu w globalnej gospodarce opanowały wprawdzie najgorszy kryzys, dzięki czemu cudem uniknięto jeszcze bardziej katastrofalnego wzrostu poziomu globalnego bezrobocia, a nawet drugiego wielkiego kryzysu. Ale nawet w 2013 r., gdy piszemy tę książkę, pięć lat po tych wydarzeniach, nie widać końca powszechnego bezrobocia i lawiny przejęć obciążonych nieruchomości. Ogrom wynikającego z tego cierpienia czyni zrozumienie wyborów politycznych, które ostatecznie doprowadziły do tego globalnego kryzysu finansowego, jeszcze istotniejszym.
Pisząc WT, Polanyi był przekonany, że doświadczenia z lat trzydziestych XX w. ostatecznie zdyskredytowały idee jego wolnorynkowych przeciwników. Oczywiście wiemy teraz, że nie miał racji – w latach siedemdziesiątych XX w. pomysły te zostały wskrzeszone i ponownie przekształciły świat. Jednak sposób, w jaki do tego doszło, nadal potwierdza słuszność tez Polanyiego – przede wszystkim przekonanie o niezwykłej roli, jaką odgrywają idee w uzasadnianiu pewnych wyborów politycznych, które z kolei mogą mieć katastrofalne skutki społeczne i ekonomiczne.
Kiedy w latach siedemdziesiątych XX stulecia zarówno Stany Zjednoczone, jak i globalna gospodarka doświadczały coraz większych obciążeń, krytykowane przez Polanyiego idee wolnorynkowe ponownie zyskały na popularności. Friedrich Hayek i Milton Friedman, współpracując z siecią dobrze finansowanych organizacji i think tanków, podtrzymywali je przy życiu od lat czterdziestych46. Jednak przez długi czas wolnorynkowa ortodoksja nie była podchwytywana w politycznych debatach, a w ekonomii dominowali uczeni, którzy utożsamiani byli z keynesizmem.
Sytuacja ta zmieniła się w latach siedemdziesiątych, gdy znaczna część środowiska biznesowego dokonała ostrego zwrotu w prawo (zob. rozdział siódmy), a keynesowskim ekonomistom nie udało się sprostać podwójnemu wyzwaniu: powolnemu wzrostowi połączonemu z wysoką inflacją oraz narastającej krytyce ze strony Miltona Friedmana i jego akolitów. Efekt? Gdy Ronald Reagan wygrał wybory prezydenckie w 1980 r., ogłosił koniec ery Keynesa i początek ery Friedmana. Jednak wbrew popularnemu mitowi „duży rząd” (big government) nagle nie zniknął. Wręcz przeciwnie – wydatki rządowe nadal rosły wraz z prowadzoną przez Reagana dużą rozbudową wojska. Co więcej, pod przykrywką „deregulacji” i „małego rządu” (small government) administracja Reagana przyspieszyła procesy, które nazywamy „ponowną regulacją” (reregulation), zainicjowane jeszcze za rządów Jimmy’ego Cartera. Stosując pojęcie ponownej regulacji, jak sugerowaliśmy wcześniej, staramy się zwalczyć przekonanie, że sukcesowi ideologii neoliberalnej datowanemu od połowy lat siedemdziesiątych XX w. towarzyszyło uwalnianie rynków od regulacji i interwencji państwa. Wręcz przeciwnie, regulacje nie zniknęły, po prostu się zmieniły. Te, które wcześniej stworzono dla ochrony pracowników lub konsumentów, były systematycznie modyfikowane, aby wesprzeć interesy sektora biznesowego i zredukować dotychczasowe ograniczenia dotyczące praktyk w tym sektorze. Podobnie zmieniono prawo podatkowe, przenosząc obciążenia z gospodarstw domowych o wysokich dochodach na klasę średnią i klasę robotniczą.
Polityka nowych regulacji Reagana zapoczątkowała dramatyczne zmiany w podziale dochodu – zyskał najbogatszy 1% gospodarstw domowych47. Jak wspomniano wcześniej, udział dochodów najbogatszego 1% wzrósł z 10% w 1981 r. do 23,5% w roku 200748. W znacznym stopniu źródłem tej zmiany były ogromne możliwości stworzone dla Wall Street właśnie przez Reaganowską nową regulację. Dzięki nowym przepisom zatrudnienie i zyski w sektorze finansowym spektakularnie wzrosły49. Nagle pojawiły się dziesiątki nowych miliarderów, którzy zbudowali swoje fortuny na zawieraniu umów lub handlowaniu kawałkami papieru, w tym nowo wprowadzonymi instrumentami pochodnymi, takimi jak swap ryzyka kredytowego (credit default swaps)50 czy zabezpieczone dłużne instrumenty finansowe (collateralized debt obligations).
Co więcej, to przesunięcie dochodów i bogactwa uruchomiło potężny mechanizm sprzężenia zwrotnego. Część nowego bogactwa popłynęła z powrotem do Waszyngtonu, by zasilić prawicowe think tanki oraz kampanie prorynkowych polityków z obu partii. Kongres zmotywowany badaniami napływającymi z think tanków i skuszony obietnicą większych funduszy kampanijnych był przychylny kolejnym rundom wolnorynkowej regulacji. W latach dziewięćdziesiątych zarówno republikanie, jak i demokraci wysławiali zalety wolnego rynku oraz niezwykłą energię i dynamiczność sektora finansowego. W rzeczywistości to właśnie za administracji Clintona wolnorynkowa partyzantka uzyskała status nowego reżimu ideowego (new ideational regime), co szerzej opiszemy w rozdziale szóstym. Pod koniec lat dziewięćdziesiątych urzędnicy Clintona, np. Robert Rubin czy Larry Summers, należeli do najbardziej zagorzałych rzeczników rynków finansowych, które charakteryzował gwałtowny wzrost dzięki rzekomej samoregulacji.
Począwszy od lat osiemdziesiątych, niemal każdy etap nowych regulacji znoszący dotychczasowe prawne ograniczenia działania instytucji finansowych spotykał się z silnymi głosami sprzeciwu, ostrzegającymi przed finansową katastrofą, do której mogą one doprowadzić. Niestety ostrzeżenia te były systematycznie ignorowane i marginalizowane i traktowane jako wyraz przewrażliwienia zlęknionych pesymistów, zbyt mało wyrafinowanych, aby zrozumieć, jak skutecznie nowoczesne rynki finansowe zarządzają ryzykiem. Nawet ci, którzy krzyczeli na całe gardło, że wzrost cen na rynku nieruchomości w USA jest niebezpieczny i nie do utrzymania, zostali zagłuszeni i ostatecznie zignorowani51. W efekcie z wartych miliardy kredytów hipotecznych subprime utworzono pakiety i zaczęto je odsprzedawać instytucjom finansowym na całym świecie. Gdy ceny na rynku mieszkaniowym w USA spadły, wzrosła niewypłacalność kredytobiorców i w konsekwencji finansiści się zorientowali, że mają setki miliardów dolarów toksycznych aktywów, których nikt nie chce. W powstałym pędzie do bezpieczeństwa firmy finansowe o długiej tradycji bankrutowały, na całym świecie topniały kredyty, a gospodarki zaczęły szybko upadać52. Wraz z ujawnianiem się coraz poważniejszego kryzysu Alan Greenspan, który przewodniczył Rezerwie Federalnej przez dekady wprowadzania nowych lekkomyślnych regulacji finansowych, został pociągnięty do odpowiedzialności53. Po czterdziestu latach występowania na ogólnokrajowej scenie w roli głównego filozofa wolnych rynków i entuzjasty cięć podatkowych w październiku 2008 r. zeznał przed Kongresem: „Ci z nas, zwłaszcza ja sam, którzy liczyli na to, że interes własny instytucji kredytowych zabezpieczy udziałowców, pozostają w szoku i niedowierzaniu”54. Kongresmen Henry Waxman dopytywał: „Czy nie sądzi pan, że to właśnie ideologia popchnęła pana do podjęcia decyzji, której teraz może pan żałować?”. Greenspan z pokorą odpowiedział: „Owszem, znalazłem w niej istotne błędy, choć nie wiem, jak bardzo znaczące i trwałe. Faktem jest, że je znalazłem i jestem tym poważnie zakłopotany (…). Popełniłem błąd, zakładając, że interes własny instytucji, w szczególności banków i im podobnych, powoduje, że to one same są w największym stopniu zdolne ochronić własnych udziałowców i ich kapitał (…). (…) znalazłem błędy w modelu, który w moim rozumieniu miał zasadniczo opisywać funkcjonowanie świata”55. Waxman wyraźnie chciał skłonić Greenspana do przyznania, że decyzje, które podejmował, piastując swoje stanowisko, nie były podyktowane oczywistą i obiektywną nauką ekonomiczną. Greenspan tego nie ukrywał, stwierdził jednoznacznie, że to jego ideologia tworzyła – przyjmowany przez niego za rzeczywisty – obraz tego, jak działa świat. To, co jedni nazywali niebezpieczną bańką na rynku mieszkaniowym, on postrzegał jako jedynie powierzchowne zaburzenie niezasługujące na interwencję. Po prostu działał zgodnie ze swoim kluczowym credo, zakładającym, że „interes własny organizacji” sprawi, że rynki będą automatycznie niwelować wszelką nierównowagę.
Przypadek Greenspana pokazuje, że często kiedy władze publiczne podejmują działania, które z perspektywy czasu wydają się radykalnie irracjonalne, to zwykle dlatego, że ich trzeźwe kalkulacje opierały się na błędnych przesłankach, zaczerpniętych z teorii tego, jak działa świat56. Politycy i urzędnicy państwowi, którzy tak beztrosko poluzowali cały system regulacji finansowych, w swoich działaniach byli wierni założeniom wolnorynkowym, zgodnie z którymi uwolnienie sektora finansowego niezwykle się opłaci. Model ten miał tak ogromny wpływ na kształtowanie zbiorowej percepcji, że inżynierowie finansowi, ekonomiści bankowi i politycy uzasadniali swoje działania jego autorytetem. Model ograniczył ich pole widzenia do tego stopnia, że podejmowane przez nich wybory sprawiały wrażenie racjonalnych. Krótko mówiąc, były one zarówno ograniczone, jak i w ogóle możliwe dzięki ich własnym poglądom.
W następstwie tych katastrofalnych wydarzeń stało się jasne, że lekcja z lat trzydziestych XX w. nie została odrobiona. Trzeba zatem koniecznie powrócić do przenikliwych uwag Keynesa i Polanyiego, myślicieli, którzy opracowali najbardziej przekonujące analizy kryzysu gospodarczego z tego wcześniejszego okresu. Zestawienie ujęcia Polanyiego z poglądami współczesnego mu, choć bardziej znanego Keynesa pozwoli nam w pełni docenić unikalność perspektywy autora Wielkiej transformacji. Keynes rozwijał swoje myślenie w opozycji do polityki cięć narzuconej przez ortodoksję ekonomiczną głównego nurtu w latach dwudziestych i trzydziestych. Ostro walczył z poglądem, jakoby zmniejszanie wydatków publicznych i drakońskie cięcia płac mogły być rozwiązaniem katastrofalnego globalnego kryzysu. Już w latach dwudziestych Keynes opracował pozytywne rozwiązania problemów gospodarczych nowoczesnych społeczeństw. Kreślił on wizję klasowego kompromisu pomiędzy robotnikami i pracodawcami, dzięki któremu standard życia społeczeństw mógłby się znacząco podwyższyć, przy jednoczesnym rozkwicie prywatnych przedsiębiorstw charakteryzujących się wzrostem produktywności. Lepiej wykształcona, mająca zapewnione komfortowe warunki zamieszkania i zdrowsza klasa robotnicza może podnieść wydajność przedsiębiorstw, jednocześnie zapewniając wzrost popytu niezbędny do pobudzania nowych inwestycji i rozwoju nowych gałęzi przemysłu57.
Keynes, podobnie jak Polanyi kilka lat później, uważał ekonomiczną, duszną ortodoksję za złożony system iluzji, a za swoją misję uznał zastąpienie jej nową i realistyczną perspektywą ekonomiczną. Wyposażone w taki pierwszorzędny zestaw ekonomicznych założeń partie polityczne uniknęłyby sytuacji patowych, które zdominowały politykę europejską lat dwudziestych. Partie opierałyby się na wykwalifikowanych urzędnikach państwowych, którzy rozumieliby, jak używać dostępnego dla nich zestawu narzędzi w celu podtrzymania wzrostu gospodarczego. Ta nowa ekonomia oparta na logice gry o sumie dodatniej, w połączeniu z systemem pragmatycznego tworzenia polityki, który uczyłby się na własnych błędach, generowałaby ciągły postęp gospodarczy. Na początku lat trzydziestych Keynes śmiało przewidywał, że za około sto lat gospodarka będzie tak wydajna, że człowiek uwolni się od odwiecznej walki o utrzymanie58.
Ogólna teoria (1936) była niezwykle wpływowym dziełem, a idee keynesowskie zdominowały ekonomię i rządową politykę w pierwszych trzech dekadach po zakończeniu drugiej wojny światowej. Towarzyszyły temu silny wzrost gospodarczy, niemal pełne zatrudnienie i niska inflacja. Jak na ironię, to ten jawny sukces keynesowskiej polityki sprawił, że zarówno naukowcy, jak i opinia publiczna zapomnieli o gwałtownych debatach z okresu międzywojennego. Znaczna część sceny politycznej podzielała pogląd, że polityka keynesowska wskazała drogę do trwałego dobrobytu. Nawet Friedman przyznał w 1965 r., że „wszyscy jesteśmy teraz keynesistami”59.
Skidelsky60 zauważył, że przeprowadzona przez Keynesa krytyka ekonomicznej ortodoksji była oparta na głębokiej wrażliwości moralnej. Jednak w miarę jak idee Keynesa przekształcały się w keynesizm61, stopniowo stawały się zestawem administracyjnych i biurokratycznych procedur sformułowanych w języku, który był przede wszystkim językiem technokratycznym. Dla przykładu: na początku lat sześćdziesiątych Rada Doradców Ekonomicznych Johna F. Kennedy’ego utrzymywała, że keynesowskie idee są tak silne, że pod kierunkiem wykwalifikowanych ekonomistów rządy mogłyby dzięki nim utrzymywać stosowny poziom bezrobocia i inflacji. Ujmowali to jako kwestię precyzyjnego dostrajania, nieróżniącego się od regulacji wysokości dźwięku wydobywanego przez klawisze fortepianu. Jednak problem z tą technokratyczną adaptacją Keynesa polegał na tym, że oznaczała ona odejście od niezwykle istotnego elementu jego myśli – kwestii niepewności i niestabilności w gospodarce rynkowej62.
Wraz z oddzielaniem keynesowskiej polityki państwowej od jej podstaw moralnych same idee Keynesa stawały się coraz bardziej podatne na konserwatywne ataki. Nie ma wątpliwości, że do pewnego stopnia źródeł tej słabości możemy doszukiwać się u samego Keynesa. Jego pragmatyzm przytłoczył moralne zaangażowanie, które legło u podstaw pierwotnego przedsięwzięcia. Jego biograf, Robert Skidelsky, potwierdza ten brak zgodności między najgłębszymi poglądami Keynesa a argumentami, które formułował, aby przekonać innych ekonomistów: „Tak w głębi duszy on w ogóle nie był ekonomistą. Oczywiście «uprawiał» ekonomię, i to z najlepszym skutkiem. Wkładał maskę ekonomisty po to, by zyskać autorytet, tak jak wkładał ciemny garnitur i melonik do pracy w City. Nie wierzył jednak w idee, którymi żyli i wciąż żyją ekonomiści. Nie składał hołdów w świątyni, był heretykiem, który nauczył się reguł gry”63. Skidelsky podkreśla, że intuicje Keynesa „nie zostały (…) nigdy – i nie mogły zostać – przyswojone przez jego dyscyplinę – wyparła je ona tak szybko, jak tylko się dało”64.
Niedopuszczalna herezja Johna Maynarda Keynesa tkwiła w przekonaniu – podzielanym zresztą przez Karla Polanyiego – o tym, że gospodarka była środkiem do celu, a nie celem samym w sobie. Był niezłomnie podejrzliwy wobec ordynarnego materializmu, pogoni za pieniądzem, a przede wszystkim wobec „miłości do pieniądza”. Skidelsky wyraźnie podkreśla ten fakt, cytując przemówienie wygłoszone przez Keynesa w Dublinie w 1933 r., w którym to stwierdził, że system kalkulacji ekonomicznej sprowadził „cały bieg życia (…) do swego rodzaju parodii koszmaru księgowego. (…) Niszczymy piękno krajobrazu, bo niezawłaszczone wspaniałości przyrody nie mają wartości ekonomicznej. Jesteśmy zdolni zgasić słońce i gwiazdy, bo nie płacą dywidendy”65. W rzeczywistości pod koniec lat trzydziestych XX w. Keynes wyraźnie opowiedział się za „liberalnym socjalizmem”, mimo że niezmiennie odrzucał marksistowskie idee. W „The New Statesman and Nation” napisał:
Powstaje pytanie, czy jesteśmy gotowi, aby wyjść z dziewiętnastowiecznego leseferyzmu, aby wkroczyć w epokę liberalnego socjalizmu, przez który rozumiem system umożliwiający działanie jako zorganizowana społeczność dla osiągnięcia wspólnych celów oraz wspierania społecznej i ekonomicznej sprawiedliwości, przy jednoczesnym poszanowaniu i ochronie jednostki – jej wolności wyboru, jej wiary, jej umysłu, wolności wypowiedzi, jej swobody działalności gospodarczej i jej własności66.
Jednak nie ma znaczenia, jak radykalne rozwiązania proponował, gdyż „wkładając maskę ekonomisty”, dostosowywał się do podstawowego założenia dyscypliny, zgodnie z którym gospodarka jest autonomiczna względem innych instytucji społecznych. Krótko mówiąc, pragmatyzm i chęć wpływania na innych ekonomistów oznaczała, że Keynes nie mógł przyjąć heretyckiego poglądu Polanyiego głoszącego, że rzeczywiste gospodarki rynkowe są zakorzenione w społeczeństwie. Ironią jest jednak to, że to właśnie uznanie twierdzenia o autonomiczności gospodarki przygotowało grunt dla skutecznego wolnorynkowego kontrataku przeciwko wpływom Keynesa.
W swoich późniejszych atakach na keynesizm Friedman i jego zwolennicy przyjęli strategię wskrzeszania ortodoksyjnych dogmatów Malthusa i Ricarda. W związku z tym, że gospodarka jest autonomiczna, musi mieć ona, jak twierdzili, możliwość rządzenia się własnymi prawami. Ponadto autonomiczność wymaga zabezpieczenia jej przed „zewnętrznymi” wpływami: moralnym przekonaniem o równości, „agendami społecznymi” czy partykularnymi preferencjami urzędników. Jak szerzej pokazujemy w rozdziale piątym, przy okazji omawiania polityk opieki społecznej, friedmaniści powołują się na utracony raj nieprzerwanie dobrej koniunktury, która miała szansę rozkwitnąć właśnie dlatego, że dano gospodarce możliwość samoregulacji. Uparcie twierdząc, że tylko powrót do tych wcześniejszych praktyk może przywrócić dobrobyt, byli w stanie pokonać głęboko ugruntowane idee keynesowskie.
Poza tym istniał jeszcze jeden problem, który przyczynił się do ostatecznego zdelegitymizowania i klęski keynesowskich praktyk gospodarczych w latach siedemdziesiątych XX w. Nawet jeśli niegdyś Keynes stwierdził, że „republika mojej wyobraźni leży skrajnie na lewo przestrzeni niebieskiej”67, to w rzeczywistości podzielał sceptycyzm brytyjskiej klasy wyższej wobec polityki demokratycznej. Choć gorliwie podkreślał, że leseferyzm powinien być zastąpiony aktywnym państwem kierującym gospodarką, to realizację tego zadania powierzał jedynie ekonomicznym ekspertom i wysoko wykwalifikowanym urzędnikom. Tak pisze o Keynesie Sabeel Rahman w kontekście lat trzydziestych: „W rzeczywistości niepokój, jaki wzbudzała u Keynesa bardziej socjaldemokratyczna wizja Partii Pracy, wynikał częściowo właśnie z tego, że jeśli sprawczość polityczna zostanie oddana szerokiemu demokratycznemu ogółowi kosztem wyizolowanej biurokracji, to «zbyt wiele decyzji będzie podejmowanych przez ludzi, którzy w ogóle nie wiedzą, o czym mówią»”68. Ostatecznie to właśnie brak demokratycznego ugruntowania rozwiązań gospodarczych okazał się śmiertelny dla intelektualnego dziedzictwa Keynesa. Kiedy podczas kryzysu lat siedemdziesiątych keynesizm był najbardziej wystawiony na zażarte ataki konserwatystów, zabrakło mu powszechnego demokratycznego fundamentu, który mógłby wesprzeć jego obronę.
Podobnie jak Keynes, Polanyi odrzucał pogląd, że polityka to gra o sumie zerowej, w której zysk klasy robotniczej musi nieuchronnie dokonywać się kosztem zysków biznesowych. Wyniósł to przekonanie ze swojego doświadczenia Czerwonego Wiednia w latach dwudziestych XX w. Był tam świadkiem sukcesu odniesionego przez demokratyczny ruch socjalistyczny w tworzeniu prototypowego państwa opiekuńczego, w którym zdrowsza, lepiej wykształcona i żyjąca w lepszych warunkach klasa robotnicza przynosiła korzyści zarówno robotnikom, jak i pracodawcom69. To doświadczenie upewniło Polanyiego w przekonaniu, że istnieje wyjście z impasu między pracą a kapitałem. Jednakże, podobnie jak Keynes, dostrzegał, że otwarcie tej drogi wymaga zestawu zasad regulujących gospodarkę światową, odmiennego od tych, które obowiązywały między dwoma wojnami światowymi.
Istnieją jednak ważne różnice między poglądami Keynesa i Polanyiego. Keynes, aby zdobyć wiarygodność wśród ekonomistów o ustalonej pozycji, był skłonny odstąpić od krytyki autonomii rynku. Polanyi natomiast poświęca całą książkę obaleniu tego skrajnie utopijnego myślenia oraz pokazaniu katastrofalnych zniszczeń, które ono dokonało w świecie. Upór, z jakim głosił, że gospodarka ludzka jest zakorzeniona w strukturach społecznych, politycznych, ideowych, kulturowych i moralnych, był skierowany przeciwko logice teoretyków wolnego rynku, którzy od koncepcji autonomicznej, samoregulującej się gospodarki przechodzą do normatywnego roszczenia, by rynek stał się mechanizmem regulującym całe społeczeństwa – tylko wtedy będzie możliwa ludzka wolność.
Polanyi rozumiał również ryzyko i niebezpieczeństwa, które niosło bardziej technokratyczne podejście Keynesa do polityki. Uznał, że pragmatyczna polityka pozbawiona celu moralnego nieuchronnie stanie się krucha; polityka opierająca się jedynie na instrumentalnych przesłankach krótkoterminowego sukcesu będzie podatna na ataki, jak tylko dojdzie do zmiany warunków (o czym piszemy szerzej w rozdziale szóstym). To przekonanie motywowało go do uczynienia z demokratycznej polityki zasadniczego fundamentu jego ekonomiczno-politycznej wizji. Tylko aktywne oddolne współuczestnictwo może zapobiec zdegenerowaniu się polityki i jej przekształceniu w cyniczną rozgrywkę o władzę między rywalizującymi frakcjami. Polanyi nie miał oczywiście złudzeń co do ograniczeń istniejących form demokratycznych rządów. Raczej przyjmował perspektywę długofalową, w której demokratyzacja jest rozwijającym się przez wiele dziesięcioleci procesem dążącym do podporządkowania rządów kontroli ludowej.
Chociaż Polanyi zdecydowanie bronił demokracji parlamentarnej, wierzył, że demokratyzacja społeczeństwa musi wyjść poza wybieranie przez obywateli przywódców w okresowych wyborach opartych na zasadzie konkurencji. W latach dwudziestych Polanyi zwrócił szczególną uwagę na idee „socjalizmu cechowego”70 zaproponowane przez George’a Douglasa Howarda Cole’a71. Cole72, chcąc uniknąć zagrożeń w postaci socjalizmu państwowego z jednej strony i anarchosyndykalizmu z drugiej, nakreśla wizję rozdzielenia władzy między systemem przedstawicielskim robotników, który zarządzałby należącym do nich procesem produkcji, a państwem parlamentarnym, które nadal reprezentowałoby ludność na danym obszarze.
Mimo że w Wielkiej transformacji nie odnajdziemy bezpośrednich odniesień do socjalizmu cechowego, to wiara w możliwość rozszerzenia demokracji na sferę gospodarki wyrażona została przez Polanyiego w jego specyficznej definicji socjalizmu: „Socjalizm jest w gruncie rzeczy właściwą dla cywilizacji przemysłowej tendencją do wykraczania poza samoregulujący się rynek poprzez świadome podporządkowywanie go demokratycznemu społeczeństwu” (WT, 277). W definicji tej odnajdujemy krytykę marksistowskiego założenia o tym, że wraz z rewolucją socjalistyczną znoszącą wyzysk klasowy dojdzie do obumierania przymusu państwowego. Dla Polanyiego jest to roszczenie analogiczne do utopijnej fantazji o samoregulującym się rynku. Co więcej, wyraźnie podąża w tej kwestii za Weberem, uznając, że władza polityczna z konieczności będzie obecna w przyszłym porządku społecznym, bez względu na jego kształt, zwłaszcza jako przeciwwaga dla władzy gospodarczej73.