Iskra bogów. Tom 3. Nie zostawiaj mnie - Marah Woolf - ebook

Iskra bogów. Tom 3. Nie zostawiaj mnie ebook

Marah Woolf

4,5

Opis

Trzeci tom pasjonującej, romantyczno-przygodowej serii z mitologią w tle.

Spełniło się największe życzenie Caydena – w końcu stał się śmiertelny. Życie w ludzkiej skórze nie jest jednak łatwe. W dodatku w szeregach bogów w Monterey pojawia się zdrajca i wkrótce nikt już nie wie, kto jest przyjacielem, a kto wrogiem. Agrios ucieka się do różnych środków, by przypieczętować swoją władzę na Olimpie. Tylko Jess i Cayden wspólnie mogą położyć kres walce bogów. Dziewczyna jednak nie jest jeszcze gotowa, by wybaczyć Caydenowi. Ale czy jest gotowa go poświęcić?

Poprzednie tomy serii Iskra bogów: Nie kochaj mnie, Nie odrzucaj mnie.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 514

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,5 (61 ocen)
39
14
5
3
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
mater0pocztaonetpl

Nie oderwiesz się od lektury

Rewelacja.. kocham 💙💙💙
00
Eytelira

Całkiem niezła

Takie o
00
Asiorek71

Nie oderwiesz się od lektury

Super
00

Popularność




Tytuł oryginałuGÖTTERFUNKE. VERLASSE MICH NICHT
Copyright © 2018 Dressler Verlag GmbH, Poppenbütteler Chaussee 53, 22397 Hamburg All rights reserved Copyright © 2021 for the Polish edition by Media Rodzina Sp. z o.o.
Media Rodzina popiera ścisłą ochronę praw autorskich. Prawo autorskie pobudza różnorodność, napędza kreatywność, promuje wolność słowa, przyczynia się do tworzenia żywej kultury. Dziękujemy, że przestrzegasz praw autorskich, a więc nie kopiujesz, nie skanujesz i nie udostępniasz książek publicznie. Dziękujemy za to, że wspierasz autorów i pozwalasz wydawcom nadal publikować książki.
Projekt okładki Agata Wodzińska-Zając
Zdjęcie na okładce © iStockphoto/Renzo79
Wiersz J.W. Goethego, Prometeusz w przekładzie J. Iwaszkiewicza, zamieszczony na s. 5, pochodzi z wydania: J.W. Goethe, Dzieła wybrane, t. I, Wydawnictwo Poznańskie 2002.
Wszelkie prawa zastrzeżone. Przedruk lub kopiowanie całości albo fragmentów książki – z wyjątkiem cytatów w artykułach i przeglądach krytycznych – możliwe jest tylko na podstawie pisemnej zgody wydawcy.
ISBN 978-83-8265-050-1
Media Rodzina Sp. z o.o. ul. Pasieka 24 61-657 Poznańtel. 61 827 08 [email protected]
Konwersja: eLitera s.c.

Johann Wolfgang Goethe

PROMETEUSZ

Zakryj twoje niebo, Zeusie,

Zasłoną chmur

I ćwicz się niby mały chłopiec,

Ciskając do celu pioruny

W wysokie dęby i w szczyty gór;

Ale musisz zostawić mi

Ziemię moją

I moją chatę, którejś nie budował,

I moje ognisko,

Którego żaru

Zazdrościsz mi.

Nie znam nic biedniejszego

Pod słońcem, jak wy, bogowie!

Żywicie nędznie

Cząstkami ofiar

I dymem modlitw

Wasz majestat,

Cierpielibyście biedę, gdyby

Nie dzieci i nie żebracy –

Ci głupcy, pełni nadziei.

Gdy byłem jeszcze mały

I pojęcia nie miałem o rzeczach,

Zwracałem zbłąkane oko

Ku słońcu, jak gdyby tam w górze

Istniało ucho czułe na moje skargi,

Istniało serce podobne mojemu,

Litujące się nad prześladowanymi.

Któż mi dopomógł

Przeciw bezczelności tytanów?

Kto mnie ocalił od śmierci

Lub od niewolnictwa?

Czyż tego wszystkiego nie dokonałoś samo,

O święcie płonące serce?

Płonące, dobre i młode,

Czyś, oszukane, dzięki czyniło

Temu, co śpi tam w górze?

Mamże czcić ciebie? I za co?

Czyż kiedy ulżyłeś cierpieniom

Choć jednego obciążonego?

Czyś ty kiedy otarł łzy

Chociaż jednemu znękanemu?

Czyż mnie na męża nie wykuły

Czas wszechpotężny

I los odwieczny

Moi i twoi panowie?

Myślałeś może,

Że nienawidzę życia,

Że ucieknę na pustynię

Dlatego tylko,

Że nie wszystkie sny moje

Dojrzały kwiatami?

Siedzę tu oto i lepię ludzi

Podług mojego obrazu,

Ród, który będzie do mnie podobny

W cierpieniu i w płaczu,

W używaniu i w radości,

I w tym, że tobą będzie gardził

Jak ja!

przeł. Jarosław Iwaszkiewicz

Zapiski HermesaI

– Nie powinniśmy pozostawiać go na pastwę losu. – Spojrzałem najpierw na Apolla, a potem na ojca. Mój brat siedział na schodach przed domem w Monterey. To tu wycofaliśmy się po zakończonej bez rozstrzygnięcia walce. Do niedawna mieliśmy nadzieję, że przyłączą się do nas tytani. Japetos nie pojawił się jednak w Mytikas. Po policzkach Hery płynęły łzy. Podobnie jak Apollo, unikała mojego wzroku. Agrios wciąż jeszcze nie zwyciężył. Miał berło, ale laska zniknęła bez śladu, jak gdyby rozpłynęła się w powietrzu. To była katastrofa. Bez tych insygniów władzy Zeusa moc przestała istnieć.

– Prometeusz chciał, żeby tak się stało. To było jego najgorętsze pragnienie – powiedział cicho mój ojciec. Rany, które odniósł w walce, wciąż się nie zagoiły. Poruszał się z dużą ostrożnością. – A ja mu to obiecałem. Jeśli złamię tę obietnicę, cóż w przyszłości warte będzie moje słowo?

Odwrócił się i podszedł do Hery, która stała w drzwiach. Artemida otoczyła ją ramieniem.

– Ale on umrze, jeśli nie pozwolisz, by Apollo go uleczył! – zawołałem za nim.

– To już nie jest nasza sprawa – odparował i jęknął z bólu. – To ludzie będą musieli się teraz o niego martwić, a ja zabraniam wam się w to wtrącać.

Gdyby nie był takim upartym osłem, nawet zacząłbym mu współczuć. Ta historia nieźle dawała mu w kość.

– Apollo? – Spojrzałem pytająco na mojego brata. Jego koszula była brudna od krwi, a czarne włosy splątane w nieładzie. Walczył najdzielniej z nas wszystkich i udało mu się jeszcze umieścić Jess i Prometeusza w bezpiecznym miejscu.

– Jego los nie leży już w naszych rękach – powiedział Apollo cicho i przeciągnął dłonią po łbie Kalchasa, który stanął obok niego. Wilczyca Kasandra otarła się pyskiem o nogę Artemidy.

– Nie mogę uwierzyć, że tak po prostu zostawiasz go na lodzie – warknąłem cicho. – Nic dziwnego, że Prometeusz nie chciał już być częścią naszego świata.

.

Mgła Apolla zniknęła. Przez dżinsy czułam mokry piasek pod kolanami. Moje ciało pokrywała gęsia skórka. Było mi lodowato zimno. Zgiełk walki przepadł, ucichły wrzaski. Żadnych bogów, cyklopów i innych potworów. Cayden i ja byliśmy sami. Zupełnie sami. Za moimi plecami fale miękko opadały na plażę.

– Cayden? – wyszlochałam. – Cayden. Proszę, powiedz coś. Cokolwiek. – Jak go dotknąć, żeby nie sprawić mu bólu? Wszędzie wkoło widziałam krew. Na moich dłoniach, ramionach, na jego twarzy. Powieki Caydena poruszyły się, jakby chciał je otworzyć. Bezskutecznie. Nie tak miało być. – Słyszysz mnie?

Ukucnęłam nad nim w kleistym piasku i obiema dłońmi mocno ucisnęłam rany na jego ramieniu i boku. Nic więcej nie mogłam zrobić. Gdybym pobiegła po pomoc, wykrwawiłby się na śmierć. Rana w boku musiała być głęboka. Ciepła krew pulsowała rytmicznie pod moimi palcami. On umrze. I to była moja wina. To z mojego powodu stał się śmiertelny, a więc podatny na rany. Dlaczego żaden z bogów nie uznał za stosowne, żeby mi powiedzieć, co tu się właściwie działo? Dlaczego nie uświadomili mi tego całkowicie absurdalnego marzenia Caydena? Nie mogłam zrozumieć, co się właśnie wydarzyło.

Ale teraz siedziałam tu razem z nim, a on dosłownie umierał mi na rękach. Na horyzoncie zbierały się ciemnoszare chmury. Morze nabrało czarnej barwy. Szczekanie piesków plażowych, do którego byłam przyzwyczajona od dzieciństwa, dziś brzmiało groźnie. Jeśli za chwilę załamie się pogoda, a on do tego czasu nie znajdzie się w suchym miejscu, umrze. Skóra Caydena już była lodowato zimna. Trząsł się. Żałośni bogowie! Dlaczego oni mi to zrobili? Dlaczego on mi to zrobił? Powinnam go nienawidzić. Ale moje serce nie było do tego zdolne. Nie teraz. Cayden jeszcze nigdy nie sprawiał wrażenia tak ludzkiego i kruchego. Jęknął i przez jego ciało przeszedł skurcz. Jeśli przeżyje, zażądam wyjaśnień. Był mi je winien. Dlaczego tak bardzo chciał być śmiertelny? Dlaczego przez stulecia wykorzystywał dziewczyny, żeby spełnić to pragnienie? Dziewczyny, które zakochały się w nim, które cierpiały, którym on łamał serca. Tak samo jak mnie. Czy były mu obojętne? Czy ja też byłam mu obojętna? Najwidoczniej tak. Pozwolił na to, żeby Hefajstos mnie wytatuował, chociaż trujący atrament mógł oznaczać moją śmierć. Nie mogłam być mu bardziej obojętna. Ironia losu, że dopiero ten tatuaż uczynił mnie w oczach Agriosa naprawdę interesującą. Z jego pomocą mogłam nie tylko rozpoznawać bogów cienia, ale też skrywać siebie i innych pod czymś w rodzaju parasola. Przecież Zeus musiał wiedzieć o tym, że rozwinie się we mnie taka umiejętność. Tylko z pomocą mojej osłony Agrios i jego kumple zdołali wrócić do Mytikas. Bogowie postanowili jednak przemilczeć przede mną tę drobnostkę. Dla Zeusa liczyło się tylko to, że potrafiłam rozpoznawać bogów cienia, którzy wałęsali się po Monterey. Niestety, moje zdolności rozwinęły się dużo szybciej, niż się tego spodziewano. Agrios wykorzystał tę okazję. Gdyby bogowie byli ze mną szczerzy, umierający Cayden nie leżałby teraz na tej plaży. Wyłącznie oni ponosili odpowiedzialność za tę katastrofę. Gdyby Agriosowi udało się obalić Zeusa, ten byłby sam sobie winien. Bogowie zabawili się mną. To mnie najbardziej bolało. W minionych tygodniach naprawdę uwierzyłam, że Apollo i Atena są moimi przyjaciółmi. Jakże byłam naiwna! Bogowie nie potrzebowali żadnych ludzkich przyjaciół.

Odgarnęłam sklejone krwią włosy z czoła Caydena. Po tym wszystkim, co wydarzyło się na obozie, powinnam wiedzieć, że nie wolno mu ufać. Raz już przecież beztrosko zabawił się moim sercem. Jego wargi zrobiły się sine, a potem prawie straciły kolor. Nie mogłam nic dla niego zrobić, tylko zostać przy nim aż do końca. Zacisnęłam zęby, żeby nie zacząć szlochać. Nikt nie zasługiwał na to, by umierać w samotności. Nawet on.

Cayden otworzył oczy. Ich zieleń przysłonił cień.

– Jess – wyszeptał. Nachyliłam się nad nim. – Nie chciałem, żeby tak wyszło – powiedział z wysiłkiem. – Musisz mi uwierzyć. Proszę – błagał ostatkiem sił. – Ja... – Jego powieki ponownie opadły, a klatka piersiowa unosiła się i opadała pośpiesznie. Krew pulsowała silniej pod moimi palcami.

– Szszsz. Uspokój się – poprosiłam go. Będzie mógł mi to wyjaśnić później. Jeśli było jakieś „później”. – Musisz leżeć bez ruchu. Na pewno zaraz nadejdzie pomoc.

– Ale ja chcę, żebyś wiedziała... – wydusił z siebie i nagle zamilkł.

– Wszystko będzie dobrze – oświadczyłam, choć wiedziałam, że to kłamstwo.

Cayden leżał teraz zupełnie bez ruchu. Nie widziałam nawet, czy oddycha. Dlaczego, kiedy przyszedł po mnie Mateo, nie zabrałam ze sobą telefonu? Mogłabym teraz zadzwonić po karetkę. Chociaż z tego miejsca dobrze widziałam nasz dom po drugiej stronie ulicy, wydawało mi się, że dzieli mnie od niego ogromne morze. Potrzebowałabym maksymalnie pięciu minut, by tam pobiec i zadzwonić po lekarza. Być może w domu był Sean. Jednak nawet gdybym bardzo się pospieszyła, do mojego powrotu Cayden już by nie żył. Nie mogłam zostawić go samego. Na czoło wystąpił pot. On nie może umrzeć! Nie tutaj. Nie tak. Dlaczego w porę nie rozciągnęłam nad nami mojej osłony niewidzialności? Dlaczego nie użyłam łańcuszka? Odpowiedź nie nastręczała trudności. Byłam zbyt oszołomiona. Bogowie walczyli ze sobą, a ja znalazłam się w samym środku ich bitwy. Apollo powinien uzdrowić Caydena. Co mu przyszło do głowy, żeby go przenieść poranionego na środek plaży? Na skraju ulicy pojawiła się jakaś postać. Wreszcie. Ktokolwiek to był, musiał nam pomóc.

– Pomocy! – wrzasnęłam. – Proszę tu przyjść! – Pomachałam ręką, chcąc zwrócić na nas uwagę.

Postać zaczęła biec. Nie, ona pofrunęła. Bogowie nie zostawili nas na pastwę losu. Wprawdzie to nie był Apollo, ale lepszy dowolny bóg niż żaden.

– Jak on się czuje? – Trochę starszy ode mnie chłopak ukląkł obok na piasku, odsunął moją dłoń, zbladł i wstrząsnęły nim torsje. – Nie znoszę widoku krwi – wydusił z siebie. – Zrób coś!

On tak na serio? Przecież był bogiem, a stan Caydena był wyraźnie zły. Mój głos drżał z wściekłości, kiedy odpowiedziałam:

– Gdzie jest Apollo? On potrzebuje uzdrowiciela.

Chłopak spojrzał na mnie.

– Teraz, kiedy jest śmiertelny, nikomu z nas nie wolno mu już pomagać. Taki był jeden z warunków umowy. Koniec kontaktów ze światem bogów. Prometeusz sam tego chciał.

Prometeusz?

– Więc dlaczego tu jesteś? Chcesz patrzeć na jego śmierć?

Chłopak wymamrotał coś niezrozumiałego, odepchnął mnie na bok i podniósł Caydena, który w wyniku tych manewrów zbladł jeszcze bardziej. Chłopak również.

Cayden jęknął, a ja przez cały czas uciskałam dłońmi rany na jego ciele.

– Co ty robisz?! – krzyknęłam. – Zabijesz go!

– Sam sobie zażyczył śmierci – odwarknął w moją stronę. – Nie znam się na uzdrawianiu, ale trzeba go przenieść w ciepłe miejsce.

Trudno się było z tym nie zgodzić.

– Tam, z przodu stoi nasz dom, a przyjaciel mojej mamy jest lekarzem – powiedziałam. – Być może zdoła mu pomóc. Albo zadzwonię po karetkę.

– Musisz go puścić – zaordynował chłopak i w tej samej chwili ruszył przed siebie.

Pobiegłam za nim.

– Dlaczego nam pomagasz, skoro Zeus wam tego zabronił? – wykrztusiłam.

– Bo najpóźniej jutro ojciec zacznie żałować, że mu nie pomógł. A wtedy może już być za późno. Zeus czasami po prostu nie ogarnia wszystkiego od alfy do omegi.

Więc to kolejny syn Zeusa. Miejmy nadzieję, że był po jego stronie. Żadnych cieni wkoło. W końcu.

Dotarliśmy do mojego domu, a ja załomotałam pięścią w drzwi.

– Nie da się głośniej? – W wejściu stanęła wściekła Phoebe. Następnie ułożyła usta w kształt „O” i przycisnęła się do ściany, by chłopak mógł wnieść Caydena do środka.

– Czy jest tu Sean? – zapytałam, ale Phoebe już biegła, wykrzykując imię chłopaka mamy tak głośno, że słyszało je całe Monterey.

Ruszyłam prosto do mojego pokoju.

– Połóż go na łóżku – zaordynowałam i uświadomiłam sobie, że nie czuję pulsu Caydena. Czy jego klatka piersiowa jeszcze się poruszała?

Sean wpadł do środka z brązową torbą lekarską.

– Co się stało? – zapytał, przecinając nasączoną krwią koszulę i rutynowo oglądając rany na ramieniu i boku. Skóra na krawędzi ran była kompletnie poszarpana.

Mój pomocnik podszedł do okna. Wstrząsały nim torsje. A jednak nie znikał. Złapałam się na tym, że mam ochotę ująć dłoń Caydena, jakbym w ten sposób mogła go skłonić, żeby został. On zrobił dla mnie to samo. Wtedy, podczas naszej wycieczki na obozie. Bez niego obie z Robyn umarłybyśmy. Byłam mu to winna i teraz zamierzałam spłacić swój dług. A co się stanie potem... O tym będę myśleć, kiedy nadejdzie czas.

– Znalazłam go na plaży – skłamałam. – Był ranny. Nie mam pojęcia. Widziałam tylko krew.

Sean pochylił się niżej nad Caydenem.

– Musi mieć uszkodzoną arterię, bo inaczej nie krwawiłby tak mocno. – Zbadał ranę na ramieniu.

– Czy on umrze? – Mój głos drżał równie mocno, jak dłonie. Serce waliło mi ze strachu tak bardzo, że obawiałam się, że wyskoczy mi z klatki piersiowej.

– Nie, jeśli uda mi się temu zapobiec – powiedział Sean i odwrócił się w moją stronę. – To twój przyjaciel, prawda? Ostatnio cię odwiedzał.

Skinęłam głową.

– Musisz go uratować – stwierdziłam błagalnym tonem. Cayden nie był moim przyjacielem. Nigdy tak o nim nie myślałam.

– Zadzwoń po karetkę! – polecił mi Sean. – Trzeba go operować. Rana jest zbyt głęboka. W tym stanie nie mogę nic dla niego zrobić. Powiedz im, żeby się pospieszyli.

Zabrzmiało to strasznie, ale ze spojrzenia Seana nie umiałam wyczytać, jakie szanse daje Caydenowi na przeżycie.

Sanitariusze potrzebowali tylko kilku minut i już byli pod naszymi drzwiami, syreną karetki alarmując sąsiadów. Sean przez cały czas zajmował się Caydenem, który przestał wydawać z siebie jakiekolwiek dźwięki. Kucnęłam na krześle i kołysałam się w przód i w tył. Oczy paliły mnie ze strachu i ze zmęczenia.

– Będzie dobrze – pocieszył mnie Sean, ale jego głos brzmiał tak ponuro, jakby sam nie wierzył w to, co mówi.

W oszołomieniu zarejestrowałam, jak sanitariusze przenieśli Caydena na nosze, i na miękkich nogach ruszyłam za nimi w stronę karetki. Ilu członków rodziny Sean pocieszał już tą wyświechtaną frazą?

– Czy mogę pojechać z nimi?

– Niestety nie – powiedział Sean. – Nie ma tam tyle miejsca. Być może będziemy musieli go reanimować. To nie jest przyjemny widok.

Od samej wizji reanimacji zakręciło mi się w głowie i musiałam przytrzymać się drzwi karetki. Nie chciał, żebym była przy tym, gdyby Cayden umarł po drodze. Wprawdzie tego nie powiedział, ale wiedziałam, że właśnie to ma na myśli.

Ktoś chwycił mnie za ramiona i pociągnął do tyłu.

– Da radę. Jest twardy.

Skinęłam głową i wsłuchiwałam się w ryk syreny, który oddalał się z dużą prędkością. Gdybym tylko mogła jeszcze coś zrobić... Drżąc z zimna, splotłam ręce na piersi.

– Kim ty właściwie jesteś? – zwróciłam się do chłopaka. Choć boga, który złamał zakaz Zeusa, nie otaczała aura cienia, wciąż mógł być sojusznikiem Agriosa.

– Hermes – przedstawił się. – Wiesz, ten facet ze skrzydlatymi stopami od roznoszenia ważnych i nieważnych informacji.

– Chodzi ci o skrzydlate buty – poprawiłam go. W zasadzie, gdybym się dobrze przypatrzyła, mogłabym się domyślić, kim on był.

– Nie bądź taka drobiazgowa. Czasem wydaje mi się, że na dobre już do mnie przyrosły. W kółko mnie gdzieś noszą.

Spojrzałam na trzepoczące przy jego butach skrzydła, a potem powędrowałam wzrokiem do jego kręconych blond włosów i regularnych rysów twarzy. Miał piegi na nosie i mrugnął do mnie, kiedy skończyłam się mu przyglądać. Wyobrażałam sobie, że boski posłaniec jest o wiele starszy i przede wszystkim – stateczniejszy. Moje spojrzenie powędrowało z powrotem na ulicę. Karetka zniknęła za zakrętem.

– Dobrze się spisałaś – powiedział Hermes. – Dużo lepiej niż te dziewczyneczki przed tobą. Prometeusz miał wcześniej koszmarnie zły gust, jeśli chcesz znać moje zdanie. To też zdanie Ateny – dodał.

Czy to miał być komplement? Nie miałam teraz ochoty myśleć o tym zakładzie. Sama myśl o nim sprawiała mi ból.

– Nie możesz jednak poprosić Apolla, żeby się nim zajął? – wydusiłam z siebie.

– Sorry, ale to nie jest w mojej mocy. Muszę już iść – pożegnał się Hermes. – Czas wysłuchać kazania mojego ojca.

– Dziękuję – pożegnałam się zrezygnowana. – Bez ciebie by mi się nie udało.

Hermes uśmiechnął się i rozprostował skrzydła.

– Ależ nie, udałoby ci się – zapewnił mnie. – Wpadłabyś na jakiś pomysł. Jak na człowieka jesteś wyjątkowo twarda. Szczerze mówiąc, w ogóle mnie to nie dziwi. Wasza przyszłość nie rysuje się w różowych barwach. Uważaj na siebie.

Jakież to były pocieszające słowa! Teraz czułam się o wiele pewniej. Ten dzień był zwyczajnie ponad moje siły: najpierw Agrios zagroził, że zabije moją rodzinę, a potem w pewnym sensie mnie porwał, żebym zaprowadziła go na Olimp. Następnie dowiedziałam się, że Zeus i Cayden wykorzystali mnie do swoich celów, potem niemal nie zadźgał mnie cyklop, a teraz stałam na ulicy z dłońmi pokrytymi krwią Caydena i nie wiedziałam, co się zdarzy dalej. Czy uda mu się przeżyć kolejne godziny?

– Co się wydarzyło po tym, jak Apollo nas stamtąd zabrał? – Odwróciłam się, ale boski posłaniec zniknął. Czy Hermes nie mógł zostać chwilę dłużej? W mojej głowie kłębiły się niezliczone pytania. Czy Zeus był ranny? Czy bogowie pokonali Agriosa? Czy on pokonał ich? Czy mieli zamiar wrócić do Monterey, czy całkowicie stracili zainteresowanie światem śmiertelników? Co Cayden sobie myślał przy okazji tego zakładu? Jak to było zacząć życie po tysiącach lat nieśmiertelności? Jeśli będzie miał pecha – nigdy się tego nie dowie.

Kiedy weszłam do pokoju, mama właśnie ściągała z łóżka poplamioną krwią pościel.

– Daj mi to – powiedziałam. – Włożę do pralki.

– Powinnaś wziąć prysznic i się przebrać – odpowiedziała. – Nie możesz tak jechać do szpitala, a na pewno chcesz wiedzieć, co się z nim dzieje.

Nie tylko moje dłonie były pokryte krwią. Krew była wszędzie, nawet na końcówkach włosów. Pod prysznicem ścierałam ją tak długo, aż nie było już po niej śladu. Czy Sean zadzwoniłby, gdyby Cayden umarł? Na samą myśl, mimo gorącej wody, zrobiło mi się lodowato zimno. Najchętniej ukucnęłabym i spędziła resztę dnia pod tym strumieniem. Dlaczego tak bardzo chciał się stać śmiertelny? Czy nie wiedział, co to oznacza i na co się naraża? Dlaczego w ogóle stworzył ludzi śmiertelnikami? Co za głupek! Możliwe, że chciał jeszcze trochę pomajstrować przy każdym pokoleniu i w ten sposób poprawić swoje dzieło. Zupełnie mu się to nie udało. Nie byliśmy idealni i to nie miało się nigdy zmienić.

Jak on w ogóle wyobrażał sobie życie śmiertelnika? Czy bogowie zamierzają się trzymać umowy i pozostawią go własnemu losowi? Mógłby wtedy liczyć wyłącznie na siebie. Ale mnie to już nic nie obchodziło. On mnie nic nie obchodził. Ostatnie odwiedziny w szpitalu, a potem na zawsze koniec. Poczułam, że gardło ściska mi się tak mocno, że nie byłam w stanie przełykać. Myślałam, że coś dla niego znaczę. Ale on mnie tylko zwodził, tak samo jak wszystkie dziewczyny przede mną. Zaufałam mu, a on mnie wykorzystał. Kolejny raz. Dlaczego nie uczyłam się na własnych błędach? Moje nadzieje nie mogły kolejny raz przysłonić mi spojrzenia na rzeczywistość.

Wyłączyłam prysznic i wytarłam się ręcznikiem. Potem wsunęłam na siebie świeże dżinsy i zdrętwiałam. Gdzie właściwie podziała się laska? Agrios chciał się dostać na Olimp właśnie po to, żeby przywłaszczyć sobie laskę i berło. A ja po prostu zostawiłam tę laskę na plaży. Atena i Kalchas zobowiązali mnie przecież, żebym nie traciła jej z oczu. Nieźle mi się to udało. Zaledwie od godziny miałam ją w swojej pieczy i już ją gdzieś posiałam. Pospiesznie skończyłam się ubierać. Muszę ją znaleźć, schować i zadbać o to, żeby Zeus odzyskał ją najszybciej jak to możliwe. W żadnym razie nie powinnam jej przetrzymywać. Chociaż byłam wściekła na bogów, wiedziałam przecież, że Zeus był dla ludzi mniejszym złem. Wprawdzie byliśmy mu obojętni, ale on przynajmniej nie chciał nas zgładzić. W przeciwieństwie do Agriosa.

Laska zalśniła w słońcu, kiedy biegłam wzdłuż plaży. Sapiąc, opadłam na kolana i z ulgą przycisnęłam ją do siebie. Fale prądu przebiegły przez moje ciało, gdy przywitała się ze mną, i miękkie światło otuliło moją dłoń, kiedy ją mocno chwyciłam. Pierwszy raz przyjrzałam się jej dokładniej. Nie wiedziałam, z czego jest wykonana, ale gęsto pokrywały ją kamienie szlachetne, wokół których wiły się kunsztowne ornamenty. Ktoś je precyzyjnie ociosał. Zapewne był to Hefajstos, bóg o sile niedźwiedzia i delikatności czarodziejki. W górnej części laska rozszerzała się w głowicę, pokrytą srebrzystymi, splecionymi pędami. Gdzie schować coś tak rzucającego się w oczy?

Dziwne, że Hermes nie zabrał jej ze sobą. Możliwe, że był tak samo oszołomiony jak ja. Kiedy Zeus spełnił życzenie Caydena i uczynił go nieśmiertelnym, z laski wydobył się złocisty strumień światła i Cayden nagle stał się podatny na rany. Jeśli to nie Zeus, a Agrios przybędzie i zażąda zwrotu laski, muszę w zamian domagać się, żeby oszczędził moją rodzinę, Josha, Leah, Seana i koleżankę Phoebe, Megan, i... Zrozpaczona ścisnęłam laskę. Czy naprawdę zgładziłby całą ludzkość, tak jak zagroził? Kogo byłabym gotowa poświęcić? Nawet Robyn nie życzyłam życia w zaświatach.

W kieszeni moich spodni zadzwoniła komórka. Zabrałam ją ze sobą, żeby Sean w każdej chwili mógł się ze mną skontaktować. Ale to nie był Sean.

– Leah. – Jeszcze nigdy tak bardzo nie ucieszył mnie dźwięk jej głosu.

– Co się stało? – zapytała, wyraźnie zaniepokojona moim panicznym tonem.

– Wszystko całkowicie wymknęło mi się spod kontroli – wyrzuciłam z siebie. – W Mytikas była bitwa. Zeus został ranny, a Cayden jest w szpitalu. Nie wiem, co robić. Oni mnie wykorzystali. Wszyscy. – Do tego zaczęłam jeszcze szlochać, ale wspomnienie o ponownej zdradzie Caydena było bardzo przytłaczające. Dlaczego on wciąż mi to robił? – Powinien po prostu pozwolić mi umrzeć. Ten tatuaż, on mógł mnie zabić i w ogóle... Za jego sprawą umiem stworzyć coś w rodzaju osłony, która działa trochę jak maskownica. Zaprowadziłam Agriosa na Olimp i...

– Jess – przerwała mi Leah. – Uspokój się. I potem opowiedz wszystko jeszcze raz od początku. Nic z tego nie rozumiem.

Przetarłam twarz rękawem swetra i pociągnęłam nosem. Potem ze złością kopnęłam w piasek. Jak mogłam być tak naiwna? Dla bogów nie liczyłam się bardziej niż głupie ziarenko piasku. Były ich miliardy. Ale ja musiałam sobie wmówić, że im na mnie zależy. Dlaczego wciąż na nich wpadałam? Odpowiedź była dziecinnie prosta. Bo byli cholernymi bogami i zapewne potrafili manipulować moimi emocjami. Wystarczyło, że Cayden raz spojrzał na mnie swoimi iskrzącymi się oczami, a ja już rozpływałam się pod jego wzrokiem. Byłam beznadziejnym przypadkiem. Powinnam pozwolić mu zgnić w szpitalu.

– Jess – Leah upomniała mnie cicho. – Porozmawiaj ze mną. Co się dzieje?

– Znów zachowałam się jak idiotka z amputowanym mózgiem – powiedziałam. Leah westchnęła, a ja opowiedziałam jej całą historię: jak Mateo, który tak naprawdę był bratem Caydena, Epimeteuszem, przyszedł po mnie do domu. Jak dzięki moim niechcianym zdolnościom diafanii przemyciłam na Olimp Agriosa i jego sojuszników. A na koniec opowiedziałam jej także o zakładzie. – Przez cały czas chodziło mu tylko o to, żeby stać się śmiertelnikiem. Potrafisz w to uwierzyć? – zapytałam z oburzeniem. – Na obozie przespał się z Robyn tylko dlatego, że cały czas prowadził z Zeusem tę głupią walkę o władzę, i nie tylko Robyn była jego ofiarą! – niemal krzyczałam do telefonu. – Przez te wszystkie stulecia okłamywał dziewczyny i je wykorzystywał. Z powodu tak głupiego marzenia. Ja... ja miałam być następna.

– Jess – przerwała mi drugi raz. – Gdzie jest teraz Cayden?

– W szpitalu – wymamrotałam. – Został ciężko ranny w walce. Czyhał na mnie pewien cyklop i Cayden chciał mnie przed nim ochronić.

– Naraził dla ciebie swoje życie, chociaż wiedział, że cyklop z łatwością go zabije? To jest...

– To nie ma kompletnie żadnego znaczenia – przerwałam jej romantyczny wywód. – Jak zwykle przecenił swoje możliwości. Gdyby przez chwilę się zastanowił, uciekłby. Ale on, oczywiście, jak zawsze uznał się za niepokonanego.

– Skoro tak sądzisz. – Jak na mój gust była o wiele za mało wściekła z powodu zachowania bogów. – Czy mam przyjechać do Monterey? Potrzebujesz mnie? – zapytała ostrożnie.

– Przecież masz szkołę – odpowiedziałam niepewnie, choć marzyłam o tym, żeby mieć przyjaciółkę u swego boku.

– Poczułam się właśnie trochę przeziębiona, a babcia i dziadek są na rejsie. Czy uważasz, że twoja mama mogłaby mnie trochę podleczyć?

– Nafaszeruje cię ciasteczkami i gorącą czekoladą. Jeśli ci to nie przeszkadza, przyjeżdżaj. Proooszę – dodałam błagalnym tonem.

– Okej. Zobaczę, kiedy mam następny pociąg, i jeszcze dziś wieczorem będę u ciebie.

– Jesteś cudowna – odetchnęłam z ulgą. – Naprawdę nie wiem, co mam teraz zrobić.

– Na razie najlepiej nic – zaproponowała Leah. – Idź do domu i połóż się do łóżka. Jesteś całkowicie roztrzęsiona.

Miała rację.

– Leah – wyszeptałam jeszcze. – A co będzie, jeśli on umrze? – Na szyi poczułam pstryknięcie, jakby tatuaż chciał się rozlać po moich plecach i coś mi zakomunikować. Wzdrygnęłam się lekko.

– To była jego decyzja. Musiał wiedzieć, jakie ryzyko się z nią wiąże.

Miała rację, ale ja wiedziałam też, że Cayden wyobrażał sobie swoje śmiertelne życie jako znacznie dłuższe niż zaledwie kilka godzin. Gdybym nie przyprowadziła Agriosa na Olimp, to wszystko by się nie wydarzyło. On byłby nieśmiertelny, a ja żyłabym w absolutnej nieświadomości.

– Widzimy się dziś wieczorem – pożegnała się Leah. – Uważaj na siebie i zdrzemnij się trochę.

Pozwoliłam opaść swojej trzymającej komórkę dłoni. Nie miałam pojęcia o grze, którą toczyli bogowie. Gdyby tylko Zeus był ze mną szczery. Gdybym wiedziała, że umiem stworzyć tę osłonę, wtedy być może... Nie wiedziałam, co bym wtedy zrobiła. Ale przynajmniej byłabym na to przygotowana. Czy Hermes tu jeszcze wróci? Pytanie nie brzmiało zapewne, czy ktoś przybędzie po laskę, ale kto zjawi się po nią pierwszy. Odwróciłam się na pięcie i pobiegłam do domu.

– Mamo! – krzyknęłam, kiedy dotarłam na miejsce. – Gdzie jesteś?

Stała w kuchni i trzymała w dłoni telefon. Jej twarz była blada jak kreda. Zachwiałam się i chwyciłam futryny.

– Co się stało?

– Dzwonił Sean – powiedziała bezbarwnym tonem. – Nie wierzy, że uda się go uratować.

Opadłam na podłogę i niemal nie zauważyłam, że mama kucnęła nade mną i przytuliła do siebie.

– Stracił za dużo krwi, a rany były poważniejsze, niż Sean przypuszczał.

Pokręciłam głową.

– Nie – wykrztusiłam. – Nie. To niemożliwe.

W mojej piersi zionęła ogromna pustka.

– Tak bardzo mi przykro, moja mała. – Jeszcze mocniej otoczyła mnie ramionami i zaczęła kołysać, co zdarzało się często, kiedy byłam małym dzieckiem.

– On nie umrze! – wrzasnęłam z wściekłością – Nie wolno mu tego zrobić! – Na samą myśl o tym moje serce drętwiało. Dlaczego to tak bardzo bolało? Ja nie znaczyłam dla niego tyle, ile on dla mnie. A mimo to świadomość, że mogłabym go na zawsze stracić, budziła we mnie nadzieję, że byłam dla niego czymś więcej niż tylko pionkiem w grze. Że ze mną było inaczej niż z tymi wszystkimi dziewczynami w przeszłości. Jeśli on umrze, nigdy się nie dowiem, czy się myliłam. Wydobyłam się z objęć mamy i starłam łzy z twarzy. – Co jeszcze powiedział Sean?

– Cayden jest w śpiączce. Jeśli chcesz go jeszcze zobaczyć, masz natychmiast przyjechać.

Czułam się okropnie. On miał umrzeć, choć nawet na dobre nie zaczął żyć. A przynajmniej nie jako człowiek. Czułam się tak, jakby ktoś przyłożył mi prosto w brzuch.

– Zawieziesz mnie?

– Oczywiście, mój skarbie. – Mama pogłaskała mnie. – Nie zostawię cię samej.

Zarejestrowałam, jak mama rozmawia z Phoebe i coś jej wyjaśnia. Wyszłam z domu i na niebie zobaczyłam tworzące się w oddali ciemne kłębowiska chmur. Dlaczego wciąż trzymałam w dłoni laskę? Pospiesznie ją odrzuciłam. Nie chciałam już mieć z nią nic wspólnego. Agrios lub Zeus mogą ją sobie zabrać. Z furią kopnęłam laskę w krzaki i oparłam się o dach samochodu. Czy zdążymy na czas? Wyczerpana przeciągnęłam dłonią po czole. Dlaczego bogowie byli tak bezlitośni? Mogli go uratować, jeśli chcieli. Mnie i Robyn też uratowali. To byłoby dla nich łatwe. Przecież był jednym z nich.

– Wsiadaj – zakomenderowała mama. – Musimy się pospieszyć.

Sytuacja musiała być jeszcze gorsza, niż mi ją przedstawiła. Z wysiłkiem zdusiłam szloch. Jeszcze zanim zaczęło się lato, sądziłam, że moje życie nie może być straszniejsze. A jednak się myliłam.

Mama pędziła ulicami Monterey. Na szczęście zbliżał się wieczór i ruch znacznie już zelżał. Oparłam czoło o chłodną szybę i próbowałam nie myśleć o tym, co się stanie, jeśli Cayden umrze. Nie udało mi się. Pustka, którą czułam, z pewnością była tylko zapowiedzią przyszłości.

Samochód z piskiem opon zatrzymał się przed szpitalem.

– Leży na intensywnej terapii – powiedziała mama. – Biegnij. Zaparkuję i przyjdę do ciebie.

Wyskoczyłam z samochodu i zaczęłam biec. Nie mogłam dotrzeć za późno. W holu wejściowym rozejrzałam się szybko i ruszyłam po schodach w górę. Sean czekał na mnie przed szklanymi drzwiami, na których widniał napis ODDZIAŁ INTENSYWNEJ OPIEKI MEDYCZNEJ. Nerwowo przełknęłam ślinę. Byle się nie rozpłakać. To już nic nie zmieni.

– Chętnie zrobiłbym dla niego więcej, Jess – powiedział Sean współczująco. – Uwierz mi. Bardzo mi przykro.

– Czy on... czy on... – Proszę, nie.

– Jeszcze nie – powiedział Sean cicho. – Ale to już nie potrwa długo. Jak na tak młodego człowieka, zaskakująco szybko się załamał. Nie spodziewałem się tego. Możliwe, że ma słabe serce. Wiesz coś o tym?

Pokręciłam głową i nie wiedziałam, czy mam zacząć szlochać, czy wpaść w atak histerii. On miał czarne serce albo, ściślej mówiąc, nie miał serca, co nie rokowało najlepiej w kontekście jego planów bycia człowiekiem.

– Czy mogę go zobaczyć?

– A co z jego rodzicami? – zapytał Sean. – Masz ich numer telefonu? Nic przy nim nie znalazłem.

– Wyślę wiadomość jego wujkowi – zapewniłam go bez większej nadziei, że ktoś się tu pojawi.

– Okej. Musisz włożyć fartuch i dokładnie umyć ręce.

Poszłam za nim przez jasno oświetlony korytarz do czegoś w rodzaju łazienki. Pielęgniarka pokazała mi, co muszę zrobić, a potem zaprowadziła mnie do Caydena. Pocieszającym gestem położyła mi dłoń na ramieniu.

– Jeśli czegoś potrzebujesz, daj mi znać. Będę naprzeciwko. To dobrze, że on nie jest sam. Nie przestrasz się, kiedy urządzenia zaczną piszczeć. To normalne, kiedy nadchodzi koniec.

Te słowa na pewno nie miały brzmieć tak bezdusznie, jak ja je odebrałam. Nie wyglądał, jakby miał umrzeć. Wprawdzie był znacznie bledszy niż zwykle i na jego czole widniały krople potu, ale wydawało się, że śpi. Jego klatka piersiowa podnosiła się i opadała regularnie.

Pielęgniarka przysunęła mi krzesło do łóżka.

– Usiądź – poleciła. – Możesz go trzymać za rękę. Poczuje to. Będzie mu łatwiej odejść.

Opuszkiem palca przesunęłam po grzbiecie jego dłoni, która spoczywała na prześcieradle. Więc to była prawda. On umierał. Słowa pielęgniarki odebrały mi ostatnią nadzieję. Ostrożnie ujęłam jego palce. Łzy spadały na śnieżnobiałe posłanie. Pytanie, czy go kocham, czy nienawidzę, w obliczu śmierci traciło znaczenie. Miał mnie opuścić. Już nigdy więcej nie spojrzę w jego zielone oczy. Już nigdy więcej się do mnie nie uśmiechnie i mnie nie pocałuje. Ta wizja była przerażająca. Umierał, bo próbował mnie ochronić.

Jego rodzina powinna teraz być przy nim. Gdzie się podział Japetos i jego matka? Gdzie przyjaciele, którzy towarzyszyli mu od tysięcy lat? Gdzie Mateo, jego brat, który wprawdzie zdradził bogów, ale z pewnością nie chciał, żeby tak się to skończyło?

Ostrożnie przycisnęłam jego dłoń do swojego policzka, uważając, by wężyki, które prowadziły do ramienia Caydena, nie splątały się. Być może przedłużały mu trochę życie. A może jednak na chwilę się obudzi. A może jeszcze wydarzy się cud?

Mama cicho rozmawiała na korytarzu z Seanem, ale do mnie nie docierały żadne bodźce z zewnątrz. Pogłaskałam Caydena po twarzy, przypomniałam sobie, jak poznałam go na obozie, pomyślałam o zapachu jego kurtki, którą otulił moje ramiona. Przypomniałam sobie, jak się razem wspinaliśmy, jak uratował mnie przed Skyllą i Agriosem. Pojechał za mną do Monterey. Jego pocałunków, nawet jeśli nie były szczere, nie chciałam nigdy zapomnieć. Podobnie jak i tego, że jeszcze przed kilkoma godzinami stwierdził na Olimpie, że mnie kocha. Jego najskrytszym marzeniem było zostać śmiertelnikiem. Zeus je spełnił, chociaż cena za nie była o wiele za wysoka.

– Hej – wyszeptałam. – Wracaj tu. Nie możesz umrzeć. Nie zostawiaj mnie samej z tym bałaganem.

Położyłam głowę na jego piersi i skupiłam się na biciu jego serca, które z sekundy na sekundę stawało się coraz słabsze.

Ostry pisk wypełnił pomieszczenie. Pospiesznie uniosłam głowę i spojrzałam na stojące obok łóżka skrzynki. W filmach te czerwone linie, które się na nich wyświetlają, nie wyglądają tak przerażająco. Nie tak ostatecznie.

Na moim ramieniu spoczęła dłoń Seana. Mama ukucnęła obok mnie i ujęła moją wolną dłoń. Po jej policzkach płynęły łzy.

– Już po wszystkim, skarbie – powiedziała. – Biedny chłopak. Przynajmniej byłaś przy nim. Na pewno to czuł. Tak bardzo mi przykro.

– Czy on nie żyje? – zapytałam bezbarwnym tonem i zaczęłam szlochać, nie mogąc tego pojąć. Najchętniej potrząsnęłabym nim. Powinien się obudzić. Mój szloch nabrał na sile, kiedy przyszła pielęgniarka i wyłączyła urządzenia. Teraz miała zapaść cisza, ale jej krzątanie wypełniło pomieszczenie ogłuszającym hałasem. Wyciągnęła Caydenowi wężyki z bezwolnego ramienia, odłączyła kroplówkę i chciała przykryć prześcieradłem jego twarz, która wyglądała całkiem spokojnie.

– Proszę, nie – poprosiłam i starłam sobie z twarzy łzy. – Proszę dać mi z nim jeszcze minutę.

Wymieniła spojrzenia z Seanem, który skinął głową i chwilę później wyszedł z mamą z pokoju. Pielęgniarka zamknęła za sobą drzwi.

Wtedy wreszcie zapadła cisza. Usiadłam na skraju łóżka i odgarnęłam jasne włosy z czoła Caydena. Stał się beznadziejnym śmiertelnikiem. O wiele zbyt pięknym i władczym jak na obecne czasy. Być może prawdziwe życie by go utemperowało. Jego skóra była wciąż całkiem ciepła i poza kilkoma zadrapaniami na twarzy sprawiał wrażenie niedraśniętego. Nachyliłam się nad nim i pocałowałam go w usta. On już nigdy więcej mnie nie pocałuje. Ta wizja sprawiła, że moja klatka piersiowa się zacisnęła. Byliśmy zbyt głupi na to, żeby lepiej wykorzystać czas, który mieliśmy.

– Skłamałam, kiedy powiedziałam, że cię nie kocham – szepnęłam. – W rzeczywistości nie pragnęłam niczego innego, tylko być z tobą, i założę się, że o tym wiedziałeś. Dlaczego nie byłeś ze mną szczery? Gdybyś był, nie leżałbyś tu teraz.

Zabiorą go i włożą do ciemnej dziury w ziemi. Najchętniej położyłabym się obok niego, żeby go ogrzać, nie dopuścić do tego, że zmarznie. Ale na to było już za późno. Gdybym szybciej sprowadziła pomoc...

– Żałuję, że nie powiedziałam ci, ile dla mnie znaczysz – wyszeptałam. – Ale ty mi tego nie ułatwiałeś.

Czy można robić wyrzuty komuś, kto jest martwy? Zacisnęłam wargi. Nieważne, jak często się kłóciliśmy i jak bardzo byłam na niego wściekła, zawsze istniała nadzieja, że znów się dogadamy. Zawsze do mnie wracał. A teraz już koniec. Nigdy więcej nie usłyszę jego śmiechu, nigdy więcej mnie nie rozzłości i nigdy więcej nie będzie flirtował z innymi dziewczynami. Chociaż akurat to było mi obojętne. Jak dla mnie, mógł flirtować, z kim tylko chciał, byle tylko nadal oddychał. Oparłam się pokusie, żeby chuchnąć na jego klatkę piersiową i przywołać to jego głupie serce z powrotem do bicia. Zamiast tego spojrzałam na pierścień na jego palcu i ściągnęłam go. Moje palce zacisnęły się wokół chłodnego kamienia. Zeus nie miał już nad nim żadnej władzy, ale żaden z nich nie wygrał. Poddaństwo Caydena skończyło się. Uciekł z Kaukazu i postawił na swoim. Obstawiał jednak za wysoko i przegrał. Na pewno nie przeszkadzałoby mu to, że zatrzymam pierścień. To była moja jedyna pamiątka po nim.

– Przykro mi, że ci nie uwierzyłam. Byłam na to zbyt wściekła. Gdybym wiedziała, jak wysoka jest stawka...

Ostatni raz pogłaskałam go po policzku i dotknęłam jego warg. Był o wiele chłodniejszy niż jeszcze przed chwilą. Dlaczego z takim trudem przychodziło mi opuszczenie go? Musiałam mu się dalej przyglądać, zachować w pamięci każdy detal. Ludzkie mózgi były takie zapominalskie. Na lewej powiece miał małą bliznę, której dotąd nie zauważyłam, a na prawym policzku widniał maleńki pieprzyk. Ciemne rzęsy rzucały cień na niebieskawą skórę pod jego oczami. Przez resztę życia będę o nim myśleć, kiedy tylko zobaczę coś zielonego. Nabrałam głęboko powietrza.

– Mam nadzieję, że podziemny świat będzie dla ciebie łaskawy – pożegnałam się w końcu. – A może Hades pozwoli ci nawet pójść do Elizji.

Myśl o tym, że w zaświatach miałby cierpieć, była dla mnie nie do zniesienia. Było w nim przecież tyle życia.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki