Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
464 osoby interesują się tą książką
Nie ma kobiety bardziej zakazanej. Jest księżniczką drużyny. I córką jego najlepszego przyjaciela.
Peggy Aurora Hammerstein wie, że nie powinna pożądać najlepszego przyjaciela swojego ojca. Po pierwsze jest od niej o ponad dekadę starszy. Po drugie jej ojciec dostałby szału, bo randki z jego kolegami z drużyny są dla niej surowo zakazane. A po trzecie właśnie zrobiła coś, czego nie da się cofnąć…
Hollis Hendrix zawsze stawia dobro swojej drużyny na pierwszym miejscu i nigdy nie zrobiłby nic, co mogłoby jej zaszkodzić. Ale odkąd zobaczył w biurze klubu Peggy, coś się w nim zmieniło. Jej drobne flirty i prowokacje doprowadzają go na skraj wytrzymałości – jeśli nie przestanie, Hollis może stracić nad sobą kontrolę. Jednak doskonale wie, że nie wolno mu przekroczyć tej granicy.
Ta historia jest naprawdę SPICY. Sugerowany wiek: 18+
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 518
Rok wydania: 2025
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
TYTUŁ ORYGINAŁU: If You Want Me
Redaktorka prowadząca: Ewelina Kapelewska Wydawczyni: Agnieszka Fiedorowicz Redakcja: Marta Stochmiałek Korekta: Kinga Dąbrowicz Projekt okładki: Hang Le Opracowanie graficzne okładki: Wojciech Bryda Grafika na okładce: @rosiesfables
Copyright © 2024. IF YOU WANT ME by Helena Hunting
Copyright © 2025 for the Polish edition by Papierowe Serca an imprint of Wydawnictwo Kobiece Agnieszka Stankiewicz-Kierus sp.k.
Copyright © for the Polish translation by Agnieszka Szling, 2025
Wszelkie prawa do polskiego przekładu i publikacji zastrzeżone. Powielanie i rozpowszechnianie z wykorzystaniem jakiejkolwiek techniki całości bądź fragmentów niniejszego dzieła bez uprzedniego uzyskania pisemnej zgody posiadacza tych praw jest zabronione.
Wydanie elektroniczne
Białystok 2025
ISBN 978-83-8417-110-3
Grupa Wydawnictwo Kobiece | www.WydawnictwoKobiece.pl
Na zlecenie Woblink
woblink.com
plik przygotowała Katarzyna Ossowska
Dziękuję moim niesamowitym czytelnikom, że powierzacie mi swoje serca, choć za każdym razem wystawiam je na próbę
HAMMER
Spośród wszystkich głupot, które mogłam zrobić, ta zasługuje na pierwsze miejsce na podium. Wygrywa w kategorii bezmyślności. Co skłoniło mnie do zrobienia czegoś tak niewyobrażalnie idiotycznego?
Miałam jedynie opiekować się kotami Hollisa, kiedy drużyna jest na meczach wyjazdowych, a nie dawać się ponieść sprawdzonym i niezawodnym nastoletnim fantazjom.
Powinnam chodzić z kimś w moim wieku, z jakimś sympatycznym chłopakiem z zajęć na uczelni. Niestety fakt, że mój ojciec jest zawodowym hokeistą, zdecydowanie nie ułatwił mi życia uczuciowego. Co gorsza, moje zauroczenie jego kolegą z drużyny zaczęło się niewinnie, co próbowałam ignorować. Próbowałam, ale poległam.
Wiedziałam lepiej, wiem lepiej, ale byłam słaba, zwinięta w kłębek, a wibrator leżał w mojej torebce. Nowiuteńki, magiczny i czekający na przetestowanie…
Co miałam zrobić?
Nie poddawać go testom w łóżku Hollisa Hendrixa.
Ale już za późno, mleko się rozlało.
Ja, Peggy Aurora Hammerstein, masturbowałam się w łóżku najlepszego przyjaciela mojego ojca.
HAMMER
To jakiś absolutny koszmar. – Naciskam kciukiem przycisk, aż w końcu winda przyjeżdża. Mam wrażenie, że moja dusza ulotniła się z mojego cholernego ciała. Rzucam się do środka, próbując uspokoić oddech, gdy numerki przeskakują w górę w drodze na ostatnie piętro. W żołądku mnie skręca, w ustach mi zaschło, pocą mi się dłonie. – Masz czas na pozbycie się dowodów. Będzie dobrze.
Drużyna nigdy nie wraca z meczów wyjazdowych tak wcześnie. Ale dzisiaj tak. Myślałam, że będę mieć kilka godzin po spotkaniu integracyjnym. Trzeba wyprać pościel. Muszę pozbyć się dowodów. I zostawiłam pieprzony wibrator. Jak, do diabła, mogłam go zostawić? Przez te wszystkie miesiące, kiedy zajmowałam się kotami Hollisa, zawsze udawało mi się unikać zauroczenia. Aż do teraz. No i proszę, w jaki syf się wpakowałam.
Chodzę tam i z powrotem po małej metalowej kabinie, kiedy winda wjeżdża na czterdzieste czwarte piętro. Zajmuje to wieczność. W końcu drzwi się otwierają i rzucam się na korytarz.
Nigdy więcej nie zrobię czegoś tak głupiego. Lampka w czujniku na drzwiach Hollisa zmienia kolor na zielony, gdy przesuwam przed nim pilot. Natychmiast nagabują mnie Postie i Malone. Ignoruję je i wprowadzam kod alarmu.
Uporawszy się z tym, szybko drapię po łebkach dopominające się uwagi pręgowane sierściuchy przygarnięte ze schroniska.
– Muszę ogarnąć kilka spraw, a potem dostaniecie frykasy. Wasz tata niedługo wraca.
Gdzieś w penthousie skrzypi podłoga. Koty nadstawiają uszu. Zastygam na chwilę, po czym zerkam ponad oparcie kanapy, gdy zza rogu wyłania się Hollis.
Jest gorzej niż źle. To sytuacja awaryjna na poziomie „ja pierdolę”. Nie mogę pozbyć się dowodów, skoro już wrócił. Oczy prawie wyskakują mi z orbit i turlają się po podłodze. Ponieważ właśnie wyszedł spod prysznica i wyciera twarz ręcznikiem. Drugim jest przepasany w pasie – postrzępionym i mniejszym niż te zwykle używane przez niego ogromne ręczniki kąpielowe. Ponieważ czyste są w pralni. Podobnie jak brudna pościel.
Powinnam zasłonić oczy, odwrócić się lub się odezwać. Ale w szpony porwała mnie cholerna panika. Ledwo mogę oddychać. Słyszę wyłącznie szybkie bicie swojego serca. Istnieje też spora szansa, że umrę ze wstydu. Mimo to wciąż potrafię docenić wizualną przyjemność, jaką daje niemal całkowicie rozebrany Hollis Hendrix.
Jego wyrzeźbione ciało zawodowego hokeisty stanowi niezapomniany widok. Bicepsy napinają się, podkreślając ramię pokryte do połowy tatuażem, gdy wyciera ręcznikiem ciemne mokre włosy. To kapitalne arcydzieło, którego trudno nie podziwiać. Na bicepsie hokeista oświetlony promieniami słońca jeździ na łyżwach po zamarzniętym jeziorze. W tle ogromne sosny otaczają brzeg. Na wysokości ramienia zimowa sceneria przechodzi w jesień. Wiecznie zielone drzewa zamieniają się w klony z dumnymi żółtymi, pomarańczowymi i czerwonymi liśćmi. Pojedyncze listki fruwają po ramieniu i klatce piersiowej. Mięśnie napinają się i falują, krople wody spływają kaskadą po jego imponującym torsie, zanim je wytrze.
Wpadłam. Poważnie. Kanapa zasłania mnie z miejsca, w którym stoi, czyli z drugiej strony pokoju. Ale pieprzony Postie, ten hałaśliwy drań, wydaje mnie, miaucząc obrzydliwie.
Zrywam się na równe nogi.
Hollis wzdryga się i przyciska ręcznik do piersi.
– Co jest, kurwa?
– Bardzo przepraszam! – krzyczę.
Postie miauczy i przeskakuje przez kanapę jak olimpijczyk. Malone pręży ogon, szura miękkim tyłkiem po pokoju i znika w sypialni Hollisa. Krawędź łóżka widać z miejsca, w którym stoję. Rozważam pójście za nim, ale nie jestem tak szybka jak kot, poza tym to mogłoby sprowokować pytania.
– Co ty tu robisz? – Hollis warczy, gdy poprawia ręcznik wokół swojego pasa. Wciąż bezwstydnie gapię się na jego wspaniałą klatkę piersiową, mięśnie brzucha i pokaźne bicepsy, a także ekscytujące wybrzuszenie ukryte pod ręcznikiem.
Próbuję spuścić wzrok, ale co chwila wracam w jego stronę.
– Ja, eee… myślałam, że mam czas… – Nie mogę pozwolić sobie na szczerość. – Nie wiedziałam, że wrócisz wcześniej. Muszę wrzucić twoją pościel do prania. Koty się na niej wylegiwały. Miałam to zrobić rano. Mogę teraz. – Jeśli uda mi się dostać do pralni, pozbędę się dowodów.
Hollis unosi dłoń, a ja wracam do gapienia się na wypukłość poniżej pasa.
– Zajmę się tym.
Oblizuję wargi, desperacko szukając pretekstu – który nie wiązałby się z rzuceniem się na niego, na co naprawdę mam ochotę, czego jednak nie zrobię z oczywistych powodów – by pobiec do jego sypialni. Ponoszę porażkę.
– No racja. Tak. – Kiwam głową, omiatając spojrzeniem mieszkanie, zanim przeniosę wzrok na jego goły tors.
Jest mi bardzo gorąco. Jestem spocona. Przez głowę przelatuje mi mnóstwo wysoce niestosownych myśli. Scenariuszy, o których fantazjowałam więcej razy, niż chciałabym to przyznać; jak ten, w którym Hollis zmniejsza dystans między nami, bierze mnie w ramiona i całuje namiętnie, a potem zanosi mnie do swojej sypialni, gdzie rozbiera mnie do naga i dokładnie mi mówi, co zamierza ze mną zrobić.
– Powinnam się zbierać. – Pokazuję kciukiem za siebie i robię krok w stronę drzwi. – Pójdę sobie. – Nadal się na niego gapię, próbując wymacać klamkę. Obejmuję ją palcami. – Bardzo przepraszam. Bardzo, bardzo przepraszam. Powinnam była zapukać. – Zwiewam na korytarz.
Zdezorientowany wyraz twarzy Hollisa i jego w chuj seksowne ciało znikają za zamykającymi się drzwiami. Podbiegam do windy i naciskam przycisk tyle razy, aż się wreszcie otworzy.
– Cholera, cholera, cholera do kwadratu. – Praktycznie wskakuję do środka i naduszam przycisk dwunastego piętra, chwytając się za kark i jak wściekła stukając stopą. – Może nie zauważy. Może nie zrobi prania, a ja zakradnę się jutro rano, wrzucę rzeczy do pralki i zabiorę mój… – Nie mogę nawet skończyć zdania.
Może Postie albo Malone strąciły mój wibrator z szafki nocnej i wturlał się pod łóżko. Ten duet wiecznie coś zwala z blatów. Z tą różnicą, że w tym przypadku ich psoty byłyby mile widziane. Winda zatrzymuje się na moim piętrze i wysiadam, w żołądku ściska mnie z niepokoju, gdy wracam do mieszkania.
Wchodzę do środka i opieram się o drzwi, czując, że zaraz zemdleję lub zwymiotuję, albo jedno i drugie.
Moja współlokatorka Rix jest w kuchni. Jej długie ciemne włosy są związane w kucyk, ma na sobie legginsy i oversizową bluzę z kapturem. Jest siostrą napastnika drużyny Toronto Terror, Flipa Maddena, i chodzi z jego najlepszym przyjacielem Tristanem Stilesem, który gra w tym samym składzie.
– Ogarnęłaś wszystko?
– Hollis jest już w domu. Nic nie załatwiłam. I wyszedł prosto spod prysznica. Widziałam go niemal całego nagiego – mówię.
Jej brwi wystrzeliwują w górę, a usta się otwierają i zamykają dwa razy, nim zada pytanie:
– Co czułaś?
– To było jak… on był… miał spore wybrzuszenie. Naprawdę spore. I wgapiałam się w nie. Prawdopodobnie dłużej, niż powinnam. – Przecieram dłonią twarz. – Masakra. Wielka masakra.
– Zdarza się. Jestem przekonana, że będzie dobrze – zapewnia mnie. – Widziałaś go w kąpielówkach, kiedy razem z twoim tatą wychodzą po fizjoterapii. Żadna różnica, prawda?
– No. Racja. Bez różnicy.
– Przynajmniej nie zobaczyłaś jego przyrodzenia.
– Aha. Żadnego przyrodzenia.
Przechyla głowę.
– Czy stało się coś jeszcze?
Przygryzam wargi, by nie powiedzieć prawdy, ale i tak wybucham.
– Zapomniałam wrzucić do prania jego ręczniki i pościel.
Unosi brwi.
– A to jakiś problem?
Przygryzam dolną wargę. Jest moją współlokatorką i przyjaciółką. Mogę być z nią szczera. Mogę jej powiedzieć, co się stało, i niewykluczone, że pomoże mi wymyślić, jak z tego wybrnąć.
– Czy jeden z kotów zrobił kupę na jego łóżku? – pyta.
Kręcę głową.
– Gorzej.
Prawy kącik jej ust wykrzywia uśmieszek.
– Przespałaś się w jego łóżku pod jego nieobecność?
Zakrywam twarz rękami.
– Dużo gorzej, Rix. Dużo, dużo gorzej.
Jej uśmiech znika.
– Gorzej niż wtedy, gdy twój tata przypadkiem nakrył mnie i Tristana? Potem Roman patrzył na niego wilkiem w szatni przez tydzień.
Opuszczam ręce.
– W sumie to może być całkiem podobne.
– O cholera. – Chwyta za krawędź blatu. – Co zrobiłaś?
– Testowałam mój nowy wibrator, gdy byłam tam wcześniej. I zostawiłam go na jego szafce nocnej – szepczę. – Nie mogłam go zabrać, więc na pewno go znajdzie. – Wyrzucam ręce w powietrze. – Umrę ze wstydu. Nigdy już nie będę mogła spojrzeć mu w oczy.
– Och, dziewczyno.
Mój telefon brzęczy w kieszeni, co mnie cholernie przeraża.
– O mój Boże. A co będzie, jeśli go znalazł? Co jeśli to on i chce wiedzieć, dlaczego, do cholery, masturbowałam się w jego cholernym łóżku? – Zaraz zemdleję z upokorzenia.
Rix pstryka palcami.
– Wiedziałam, że na niego lecisz!
– Co? Skąd, do diabła, wiedziałaś?
Macha ręką.
– Miałam intuicję.
Nie wiem, jak sobie z tym poradzić, więc na razie odpuszczam.
– Co mam zrobić? – Wyciągam telefon z tylnej kieszeni. – Och, dzięki Bogu. To tylko mój tata. – Otwieram wiadomość drżącymi rękami.
TATKO
W Pancake House za kwadrans ze mną i Hollisem!
Oczywiście, że zje dziś z nami.
– Hollis będzie w naleśnikarni – mówię. – Może jeszcze go nie zauważył i uda ci się go zabrać, gdy wyjdziemy. – W przeciwnym razie czeka mnie jeszcze większy obciach.
HOLLIS
Nadal stoję na korytarzu, gapiąc się na drzwi, za którymi zniknęła Peggy. Postie ociera się o moje nogi.
– W restauracji będzie obciachowo.
Postie miauczy i podchodzi do swojej miseczki. Siada na pupie i stuka łapką w naczynie. Malone wychodzi z ukrycia, by dołączyć do brata. Wysypuję kilka smakołyków dla moich chłopaczków, a następnie udaję się do sypialni.
Powinienem był uprzedzić Peggy, że wróciłem wcześniej. Na szczęście, kurwa, nie wyszedłem z gołą dupą. I tak wyglądała na dość zszokowaną. Prawdopodobnie będzie zażenowana całą sytuacją. Poczuje się zmuszona do przesadnych usprawiedliwień, przepraszając milion razy i wysyłając liczne esemesy, by upewnić się, że możne do mnie wpaść. Nie chcę, żeby czuła się źle, bo to ja powinienem był ją ostrzec. Wiem, jak wygląda jej rutyna. Zagląda z samego rana, by sprawdzić, jak się mają sierściuchy, i kolejny raz po powrocie z zajęć. Biorę telefon z łóżka, zamierzając wysłać wiadomość z przeprosinami.
Malone wskakuje na szafkę nocną i coś z łoskotem spada na podłogę. Kot miauczy i podskakuje, jakby miał sprężyny w łapach, a jego ogon faluje, gdy wybiega z pokoju.
– Co cię tak przestraszyło? – Marszczę czoło, schylając się po jakiś przedmiot. – Co, do diabła?
Potrzebuję kilku sekund, żeby do mnie dotarło, co trzymam w ręku. Kiedy w końcu łączę kropki, mózg niemal mi się roztapia. Dzierżę wibrator w kształcie superbohatera. A dokładniej mówiąc, dzierżę w dłoni superbohaterski wibrator Peggy. Nie może należeć do nikogo innego, ponieważ oprócz jej taty tylko ona ma wstęp do mojego penthouse’u. To jedyna kobieta, która zagląda tu od dawna, nie licząc mojej młodszej siostry i siostrzenicy.
Nasuwa mi się mnóstwo pytań. Mnóstwo jebanych pytań.
Na przykład co, do diabła, robi jej wibrator w mojej cholernej sypialni? Na mojej szafce nocnej.
W ustach mi zasycha, kiedy gapię się na łóżko z dwoma wgnieceniami w kształcie kotów przy poduszkach. Potem spoglądam na jedną z dwóch kocich kamerek, które zainstalowałem, ale nie sprawdzałem podczas nieobecności. Zapomniałem jej nawet o nich wspomnieć.
Kurwa. Kurwa. Kurwa.
Czy ona robiła sobie dobrze na moim łóżku? Dlaczego robiła sobie dobrze na moim łóżku?
A może zostawiła go tutaj celowo, żeby mnie zwabić? Nie. Może mieć każdego. Nie ma opcji, żeby Peggy chciała czegoś ode mnie. I nie ma pojęcia, co się dzieje w mojej głowie od kilku miesięcy.
Przez ostatnie lata Peggy krążyła po orbicie hokejowego świata, studiując, mieszkając w apartamencie poza kampusem, bywając w mojej okolicy, gdy odwiedzała tatę w weekendy. Widywałem ją tylko okazjonalnie. Zaczęła opiekować się kotami i dotrzymywała mi towarzystwa, kiedy byłem kontuzjowany w zeszłym sezonie, ale nawet to nie wychodziło poza konkretne ramy. Zaprzyjaźniliśmy się. Wszystko było w porządku.
Na pewno dopóki we wrześniu nie poszła na staż, który odbywała pod okiem Hemi, szefowej do spraw PR-u. Wtedy wszystko się zmieniło, mimo że próbowałem do tego nie dopuścić.
Nigdy nie zapomnę tego momentu, kiedy wyszedłem zza rogu i zobaczyłem, jak tańcząc, kręci biodrami na korytarzu i wyrzuca pięść w powietrze. Początkowo nie zdawałem sobie sprawy, czyje krągłości podziwiam. Ale ona odwróciła się z szerokim uśmiechem skierowanym do mnie. Co za kompromitacja. Obczajałem córkę mojego najlepszego przyjaciela. Od tamtej pory staram się, jak mogę, żeby oddzielić to wydarzenie od reszty. Zmuszam się, by widzieć ją tak, jak powinienem. Ale właśnie jestem tutaj i muszę stawić czoło czemuś zupełnie nowemu.
Ponieważ to… jest dokładnie to, czego nie potrzebuję.
Staram się nie pozwolić na to, by w mojej głowie zagnieździły się jakieś natrętne, niestosowne myśli. Naprawdę. Ale moja wyobraźnia to dupek jakich mało. Nie po raz pierwszy pojawia się obraz leżącej na moim łóżku Peggy z przygryzioną wargą. Tym razem jednak trzyma superbohaterski wibrator. Kręcę głową, żeby pozbyć się tej wizji.
Czy to zapisało się w chmurze? Moje obrzydzenie do siebie jest natychmiastowe i uzasadnione. Odrzucam wibrator, jakby parzył. Spada na łóżko i tam zostaje. Wygląda tak cholernie niewinnie. Wcale tak nie jest. Silikonowe urządzenie z akumulatorkiem drwi sobie ze mnie, przerażający symbol nieuzasadnionej nadziei.
Ona cię chce. Odsuwam tę myśl. To niemożliwe.
– To córka Romana, ty pojebie – karcę się.
Pocieram dolną wargę. Nie mogę sobie pozwolić na to, by znów oddać się tego rodzaju fantazjom na jej temat – takim, w których zastępuję pieprzony superbohaterski wibrator własną cholerną częścią ciała. I tak jest źle, gdy dzieje się to poza moją kontrolą i w snach. Zaciskam pięści, odsuwając od siebie te zdradzieckie myśli. Obym się mylił. Oby to był kiepski żart. Ale pościel zmieniono. Kiedy wyjeżdżałem, była ciemnogranatowa, a teraz jest jasnoniebieska. Pachnie moim proszkiem do prania.
Idę do pralni. Kosz wypełniony ręcznikami i pościelą stoi na podłodze przed pralką. W gardle mnie ściska, kiedy podnoszę ręcznik z wierzchu. Jest wilgotny. Brała u mnie prysznic? Nie wyobrażaj jej sobie nago pod strumieniami wody.
Pod ręcznikiem znajduje się granatowa pościel. Z niezrozumiałych dla mnie powodów wyjmuję ją. Może po to, by sobie udowodnić, że się mylę. Że ten scenariusz istnieje tylko w mojej głowie? Poszwa jest pokryta sierścią. Postie i Malone lubią zagrzebywać się pod kołdrą i drzemać tam jak para dziwaków.
Ale potem zaciskam dłoń wokół wilgotnego prześcieradła z gumką. Marszczę brwi na widok niewygodnego lekkiego wybrzuszenia pod ręcznikiem, którym jestem owinięty w pasie. Ręka unosi się bez mojej woli i robię coś, czego prawdopodobnie będę żałował do końca życia. Wącham prześcieradło.
Nogi prawie odmawiają mi posłuszeństwa.
Wyczuwam nutę charakterystycznego szamponu Peggy, połączenie miodu, banana i kokosa. Ale wyraźniejszy jest drugi charakterystyczny zapach, który podkreśla to, co już wiem, że jest prawdą: korzystała z mojego łóżka, by się zadowolić.
– Nie bądź draniem. – Ze złością wyciągam poprzedni wsad i wrzucam pościel do pralki.
Muszę poradzić sobie z tą sytuacją. Nastawiam pranie, włączam suszarkę i wracam do sypialni, by się ubrać. Mam jednak ponadnormatywną i bardzo niewygodną erekcję. Nie mówiąc już o tym, że niestosowną. Muszę zachować rozsądek, jeśli chodzi o córkę Romana. Pragnienie jej w sekrecie to jedna sprawa, ale rozważanie możliwości, że moglibyśmy być kimś innym niż tylko przyjaciółmi, jest niedorzeczne. Mężczyzna, który ją pokocha, będzie szczęściarzem, ale to nie mogę być ja.
Zakładam dżinsy, koszulę i bluzę z kapturem, ignorując sztywność członka, a następnie otwieram laptop i włączam nagranie z kocich kamerek. Jedna jest nakierowana na kanapę w salonie, na której koty często ucinają sobie drzemki. Druga stoi na komodzie, ustawiona na łóżko. Nagrywa tylko wtedy, gdy zostanie wykryty ruch. Nie jestem zaskoczony obrazem biegających w kółko chłopaków. Nie dziwi mnie także, kiedy kamera rejestruje moment wejścia Peggy do mojej sypialni z przewieszoną przez ramię olbrzymią torbą z obrazkiem kaczko-banana, którą podarowałem jej na święta Bożego Narodzenia. Natychmiast zatrzymuję nagranie, przenoszę oba filmiki do kosza i zawieszam palec nad przyciskiem „usuń na zawsze”. Jestem zniesmaczony sobą, że w ogóle się waham. Naciskam „usuń” i zamykam laptop.
Gdyby udało mi się pogadać z Peggy przed obiadem, byłoby mniej niezręcznie. Mam nadzieję. Mogę nawet odpuścić wspólne wyjście z nią i Romanem. Wymówić się czymś. Pozwolić im spędzić czas razem, zamiast iść z nimi. Nie chcę dopuścić do siebie myśli, że to było celowe. Ciągłe przypominanie, że jest jego dumą i radością, a wszelkie uczucia powinienem zachować dla siebie.
Wysyłam wiadomość, ostrożnie dobierając słowa. To jej. Wie o tym. Ja też.
HOLLIS
Myślę, że coś u mnie zostawiłaś.
Pojawiają się podskakujące kropki, potem znikają i znowu pojawiają. Dzieje się tak sześć razy, zanim całkowicie znikną.
To będzie niewygodna rozmowa, zwłaszcza gdy powiem jej o kocich kamerkach, ale mogę ją uspokoić, że wszelkie dowody zniknęły i tylko nasza dwójka będzie wiedzieć, że to się wydarzyło. Biorę torbę na prezenty z szafy w pokoju gościnnym i jeden z czystych ręczników kąpielowych, które najwyraźniej się jej podobają, składając na tyle wąsko, by zmieścił się w torbie. Zawijam wibrator w ręcznik, robiąc z niego niejadalne sushi, a następnie wkładam do środka, dokładając na wierzch bibułkę, by przykryć całość.
Jasno postawię granice, a potem zapomnę, że to się kiedykolwiek wydarzyło. A przynajmniej spróbuję. Roman stoi przy windzie, kiedy wychodzę na korytarz. Kurwa.
– No cześć, myślałem, że jesteś już w Pancake House – mówię.
– Oblałem się kawą, więc najpierw przyszedłem się przebrać. – Jego wzrok pada na torbę w mojej dłoni. – Co to jest?
– Eee…to, eee… dla Peggy. – Kurwa razy dwa. Dlaczego nie skłamałem? – Prezent za opiekę nad Postiem i Malone’em. – Pokazuję kciukiem przez ramię i sięgam do drzwi. – Podrzucę go jej później.
– Nie, nie rób tego. Weź ze sobą. Spotkamy się na miejscu. – Drzwi windy otwierają się i zasłania czujnik, czekając, aż do niego dołączę.
Jeśli nie zabiorę torby, to pojawi się więcej pytań, więc niechętnie przystaję na propozycję. – Jak poszło spotkanie z trenerem? – pytam, kiedy naciska przycisk parteru.
– Dobrze. Wiesz, rozpatrują opcje bramkarzy zapasowych na przyszły rok, przygotowując się na nieuniknione.
– Jak się z tym czujesz? – Nie żebym tego chciał, ale bramkarze potrzebują dużego treningu.
– Miałem dobrą passę, ale są inne możliwości, gdy już przestanę grać – odpowiada.
Tylko kiwam głową.
– Wiem, że masz jeszcze trochę czasu, ale dziennikarstwo sportowe byłoby świetną opcją dla tak przystojnego faceta jak ty – mówi Roman.
– Nie jestem pewien, czy moja osobowość byłaby odpowiednia – narzekam.
Roman zupełnie inaczej myśli o emeryturze niż ja. Jest najstarszym zawodnikiem w lidze, ma za sobą solidną karierę i brak poważnych obrażeń, a do końca kontraktu zostało mu dwanaście miesięcy.
Ja natomiast ciężko pracowałem po kontuzji kolana w zeszłym roku, by wrócić na lód w tym sezonie. W przeciwieństwie do Romana, który zbliża się do czterdziestki, ja mam dopiero trzydzieści trzy lata i świetny sezon po powrocie. Jeśli uda mi się utrzymać wyniki na tym samym poziomie, Toronto może przedłużyć mi kontrakt na kilka kolejnych lat.
Zjeżdżamy na parter i wychodzimy na mroźne zimowe popołudnie. Jest połowa stycznia, a na chodniku leży śnieg. Nasz oddech unosi się w mglistych obłoczkach, które znikają jak duchy. Przechodzimy przez ulicę do restauracji. Znajomy, kojący zapach świeżego bekonu i maślanych pankejków przyprawia mnie o zawrót głowy, gdy wchodzimy do środka.
Skręca mnie w żołądku, gdy przeszukuję wzrokiem pomieszczenie i dostrzegam Peggy, siedzącą przy stole dla czterech osób. Jak wściekła pisze coś na telefonie, przygryzając dolną wargę. Wygląda na zestresowaną. Jestem pewien, że powodem jest zawartość torby, którą trzymam. Rozumiem ją. Tłamszę obrazy, które wciąż pojawiają się w mojej głowie. Wiem, że lepiej jej nie pragnąć.
Żałuję, że nie zostawiłem torby w domu, ale nic już nie mogę zrobić z własną głupotą. Roman pewnie urwałby mi głowę, gdyby wiedział, co jest w środku i gdzie zostało użyte. I miałby rację, ponieważ jestem starszy o Peggy od ponad dziesięć lat, a ona jest córką mojego najlepszego kumpla.
Roman siada naprzeciwko Peggy, a ja obok niego.
Peggy wodzi wzrokiem ode mnie do Romana. Rumieni się, a na jej buzi pojawia skrępowany uśmiech – jakby próbowała być miła, chociaż ktoś właśnie puścił bąka.
– Hej. Cześć. Jak podróż?
– Dobrze. Zdążyliśmy przed burzą. Wygląda na to, że prawie nas ominie. – Roman zdejmuje kurtkę.
– Cieszę się, że nie utknąłeś. Martwiłabym się. – Na ułamek sekundy przenosi wzrok na mnie. Jej policzki znów nabierają koloru i szarpie za kaptur bluzy. Widnieje na niej nazwa jej uniwersytetu.
– Ja też – mówi Roman.
Rainbow, która zaczęła tu pracować kilka tygodni temu, zatrzymuje się, by się z nami przywitać. Jej włosy pasują do jej imienia. Przyciska dłoń do piersi.
– Czyż to nie słodkie! Uwielbiam, że pokazujesz się ze swoimi ojczulkami – mówi do Peggy.
– Po prostu się przyjaźnimy – mruczę.
– Naturalnie. – Mruga porozumiewawczo. – Czego się państwo napiją? Kawy? Herbaty?
Zamawiamy napoje i jedzenie, a Rainbow odchodzi.
– Jak minął pierwszy tydzień zajęć? – pyta Roman.
– Dobrze. – Peggy ma ochrypły głos i ciągle wygina palce. – Lubię swoje zajęcia.
– Na pewno? Nie są zbyt stresujące? Wiem, jak bardzo lubiłaś odbywać staż pod okiem Hemi w zeszłym semestrze. Jestem pewien, że powrót do zajęć na pełny etat to zmiana.
Peggy chowa ręce pod stołem.
– No tak, to prawda. Ale mam kilku znajomych na studiach. Poza tym ogarniam sprawy gali w ramach projektu zarządzania wydarzeniami. Hemi zgodziła się, żebym go przejęła. Do końca został mi jeden semestr.
– Nie mogę uwierzyć, że za kilka miesięcy moja córeczka będzie absolwentką uniwersytetu. – Roman promienieje z dumy.
– Za kilka miesięcy skończę też dwadzieścia jeden lat, tato. – Patrzy na mnie i ogryza paznokieć, a następnie znowu zerka w telefon. Jest strasznie roztrzęsiona.
Chrząkam w łokieć.
Roman podnosi ręce.
– Jestem z ciebie dumny, kochanie. Jesteś już dorosła, prawie skończyłaś studia, mieszkasz sama ze współlokatorką. Duże kroki. A co u Rix? Tristan nie mógł się doczekać wylotu.
Rainbow stawia nasze kawy, informując nas, że posiłki będą gotowe za chwilę.
Współlokatorka Peggy i nasz kolega z drużyny, Tristan Stiles, chodzą ze sobą od kilku miesięcy. Mieszka w apartamentowcu nad Pancake House.
– Eee... wszystko w porządku. – Ponownie zapuszcza żurawia w swój telefon. – I tak, Tristan nie może się wyluzować po meczach wyjazdowych. Mam nadzieję, że Rix dotrze do niego, zanim straci cierpliwość. – Krzywi się. – Muszę tylko… – Wysyła wiadomość.
Wyraz twarzy Romana zmienia się, marszczy brwi.
– Nie przyłapałaś ich znowu w kuchni na gorącym uczynku, prawda? – Zakłada ręce na piersi. – On ma własne mieszkanie. To nie fair stawiać cię w tak niezręcznej sytuacji. To dlatego jesteś taka zdenerwowana?
Odkłada telefon i wodzi wzrokiem ode mnie do niego.
– Och, eee… tak. To dlatego, że… Oni są naprawdę w sobie zakochani. Poważnie w sobie zakochani. On tak jakby zapomina się, kiedy nie widzi jej przez jakiś czas.
Peggy właśnie wrzuciła Tristana na minę. To było brutalne, księżniczko.
– Cóż, musi nauczyć się kontrolować przy innych ludziach. – Roman zwraca się do mnie. – Może daj Peggy jej prezent? Liczę, że dzięki temu poczuje się lepiej.
Kurwa. Miałem nadzieję, że zapomni, że go przyniosłem.
– Tato, poważnie, możesz mnie tak nie nazywać? Nie jestem osiemdziesięciopięcioletnią babcią. Mów mi Hammer albo Aurora.
Jestem pewien, że na drugie imię ma Aurora…
– Peggy to ładne imię – protestuje Roman.
– Nie wtedy, gdy ludzie oczekują, że będę miała niebieskie włosy, lub na jego podstawie wymyślają okropne przezwiska. Na przykład gdy złamałam nogę w siódmej klasie i nazywali mnie Peg Leg Peggy*, albo w pierwszej ogólniaka przez całe półrocze jakiś debil wołał na mnie Peg-Me Peggy**. – Przewraca oczami.
Roman podnosi rękę i kaszle.
– Przyjąłem. Daj Aurorze jej prezent, Hollis. – Szturcha mnie w ramię.
Teraz moja pora na stresowanie się. Kładę torbę na stole.
– Otwórz później.
Wpatruje się w nią, jakby to była bomba, a nie błyszcząca niebieska torba prezentowa wypchana białą bibułką.
– Z jakiej to okazji?
– To podziękowanie za opiekę nad kotami. I dopilnowanie, że ręczniki trafiły do suszarki – mówię z emfazą.
Podnosi wzrok, a jej policzki nabierają barwy głębokiego różu.
Próbuję się wycofać, ale wychodzi mi z tego burknięcie.
– Taki drobiazg.
– No śmiało, Pegs. Otwórz – nalega Roman.
Peggy przygryza wargę, ale nie poprawia ojca.
Nagle czuję, że zaraz zwymiotuję. Nie ma dosłownie żadnego sposobu, aby wyjaśnić Romanowi zawartość tej torby. W każdym razie żadnego dobrego. Co pozostawia wiele miejsca na wyciąganie pochopnych wniosków. A jeszcze dwadzieścia minut temu miałem nagranie tego, co wydarzyło się w moim łóżku. Na szczęście zostało skasowane. Psychicznie przygotowuję się na najgorsze, czyli na to, że Roman zabije mnie w restauracji za to, że dałem jego córce superbohaterski wibrator.
Peggy kładzie torbę na siedzeniu obok siebie.
– Nie musiałeś mi niczego dawać. Płacisz mi już wystarczająco dużo, a ja uwielbiam spędzać czas z Postiem i Malone’em.
Wzdłuż kręgosłupa spływa mi strużka potu. Moje obawy o to, co stanie się po zakończeniu kontraktu, wydają się nieistotne, jeśli mój najlepszy przyjaciel pobije mnie na śmierć wibratorem. Albo pięściami.
Peggy wyciąga ręcznik z torby. Jest w granatowo-szare paski. Mam nadzieję, że wynagrodzi jej stres związany z tym, co tak naprawdę ukrywa przed oczami Romana.
Na jej twarzy maluje się mieszanina ulgi, zaskoczenia i dezorientacji.
– Bardzo mi się podoba. – Przyciska go do piersi.
Przez chwilę wydaje mi się, że to już za mną, ale wyciąga ręcznik przed siebie i rozwija.
Patrzy na swoje kolana szeroko otwartymi oczami.
– Bardzo ci dziękuję, Hollis – wykrztusza. – Szczerze mówiąc, to niesamowite. Po prostu najlepsze. Jakże przemyślane.
Kiedyś mimochodem wspominała, że podobają się jej moje ręczniki i że jeśli nie złoży ich od razu, to Postie i Malone wskoczą do kosza na pranie i utną sobie na nich drzemkę.
Roman marszczy brwi.
– Czy to ręcznik kąpielowy?
– Ręcznik kąpielowy w rozmiarze XL – odpowiadamy równocześnie.
– Co za różnica? – dopytuje Roman. – Czemu ten jest niby taki świetny?
– Jest większy niż inne. Zwykłych ręczników używam do włosów, a tych dużych do ciała – wyjaśnia Peggy. Jej głos staje się coraz bardziej ochrypły, przytula frotową tkaninę do piersi. Staram się nie dopuścić, by w mojej głowie pojawił się obraz jej owiniętej jedynie w ręcznik kąpielowy. Wstręt do samego siebie osiąga szczyt, gdy coś mi się nie udaje. Do tej pory całkiem dobrze szło mi trzymanie jej w pudełku z napisem „zakaz wstępu”. Zazwyczaj.
– Nie mieliśmy takich, kiedy dorastałaś? Brakowało nam ręczników? Mam ręczniki kąpielowe czy ręczniki kąpielowe w rozmiarze XL? – Roman zaczyna wkręcać się w narrację „jestem złym ojcem”.
– Mieliśmy doskonałe ręczniki, tato – zapewnia go Peggy, to znaczy Aurora. – Te są ogromne, miękkie i naprawdę ładne, ale nie ma nic złego w tych ręcznikach, które masz teraz, ani w tych, które mieliśmy, gdy dorastałam.
Gdyby to była prawda, to raczej brałaby prysznic u niego, a nie u mnie.
Rainbow przychodzi z posiłkami, a Peggy w pośpiechu wrzuca ręcznik z powrotem do torby. Robi wielkie oczy w reakcji na niski, dobiegający spod stołu odgłos.
Roman jest zbyt zajęty rozpamiętywaniem braku ręczników, Rainbow promienieje, a Peggy i ja dajemy nura pod stół.
Oboje w tym samym momencie chwytamy superwibrator, dotykając się palcami.
– Porozmawiamy o tym później – mówię bezgłośnie. Wyrywa wibrator i praktycznie warczy, jakby przemawiał przez nią Gollum.
Wrzuca urządzenie do torebki z kaczko-bananem i z powrotem wystawia głowę, uśmiech ma na wpół obłąkany.
– Przez przypadek kopnęłam torebkę. – Z głośnym łoskotem chwyta serwetkę z zawiniętymi w nią sztućcami. – Wygląda pysznie.
Roman podaje jej syrop klonowy. Aurora polewa nim bananowo-orzechowe pankejki i parówki. Nabija jedną na widelec i odgryza koniec, jęcząc z uznaniem.
– Te kiełbaski są najlepsze.
Rzucam jej spojrzenie.
Odwzajemnia je.
Roman dopytuje, jakiej marki są moje ręczniki.
Jej telefon brzęczy co kilka sekund, więc przez cały posiłek jest bardzo rozkojarzona.
Podobnie jak ja. Ponieważ ten superbohaterski wibrator znajduje się kilka centymetrów od mojej stopy i nie mogę przestać o nim myśleć. Nie mogę też przyznać, że przypomina to sytuację, w której puszka Pandory została otwarta, a ja nie wiem, jak ją zamknąć.
* Wyrażenie mające na celu podkreślenie niepełnosprawności (przyp. tłum.).
** Wyrażenie z podtekstem seksualnym (przyp. tłum.).
HAMMER
Moje zażenowanie trwa, kiedy razem z tatą wjeżdżamy windą na moje piętro. Dotarłszy na miejsce, przytulam go, dziękuję za pankejki i mówię, że zobaczymy się później. Po raz siedemset piąty pyta, czy wszystko w porządku. Odpowiadam, że jestem zaabsorbowana, bo mam projekt do zrobienia na poniedziałek. Nie kłamię, ale projekt jest skończony w dziewięćdziesięciu pięciu procentach. Zazwyczaj mówię tacie prawdę, chyba że nie chcę ranić jego uczuć, ale w tym przypadku nie mogę się przyznać. Lepiej, żeby myślał, że to stres spowodowany studiami.
Z ulgą witam zamykające się drzwi windy, pozwalając sobie na załamanie nerwowe, do którego nie mogłam dopuścić podczas posiłku. Nie wiem, dlaczego Hollis uznał, że dobrym pomysłem jest przyniesienie do restauracji mojego wibratora jako prezentu. Nie miałabym nic przeciwko, gdyby to pozostało wieczną tajemnicą, ale unikanie go do końca życia będzie wyzwaniem.
Staram się nie roztrząsać tego, że Hollis dotykał mojego Batdicka, kiedy zawijał go w ręcznik. Ale teraz utknęło mi to w głowie i myśli zaczynają zbaczać na niebezpieczne tory. Zastanawiam się, czy kiedykolwiek pieprzył kogoś wibratorem. Próbuję przegonić obraz gołej mnie rozłożonej na jego łóżku i jego w przykrótkim ręczniku, trzymającego w ręce urządzenie.
– Fuj, muszę przestać – mruczę, gdy wchodzę do mieszkania.
Rix przestała odpowiadać na wiadomości jakieś dwadzieścia minut temu, więc pewnie jest z Tristanem. Uprawiają seks. Wzdycham. Chciałabym mieć kogoś, kto non stop obdarowywałby mnie prezentami i pragnął spędzać czas ze mną nago. Tristan czci ziemię, po której ona stąpa. Od mojej ostatniej randki minęły miesiące. Chłopaki z uniwerku nie rozumieją mojego życia ze względu na ojca, który jest zawodowym hokeistą.
– Kurwa. – Prawie potykam się o gigantyczne trampki Tristana, ponieważ zostawił je na środku.
Mam akurat tyle czasu, żeby się wysikać, zanim Hollis zapuka do drzwi. Wiem, że to on, bo szybko stuka trzy razy, po czym przerywa i puka jeszcze dwukrotnie. Wycieram wilgotne dłonie o dżinsy, biorę głęboki oddech i szeroko otwieram drzwi. Zimowa kurtka Hollisa jest rozpięta, odsłania czarną klubową bluzę z kapturem Toronto Terror z logo wściekłej kanadyjskiej gęsi. Dżinsy aż nazbyt dobrze podkreślają jego niesamowite uda hokeisty.
Chciałabym, żeby nie był taki przystojny. Żałuję też, że zostawiłam wibrator na jego szafce nocnej jak jakaś idiotka, bo to mówi o moich uczuciach do niego więcej, niżbym chciała.
Ale nie mogę tego cofnąć, więc jedyne, co mi pozostaje, to poradzenie sobie z sytuacją. Co nie znaczy, że zamierzam być szczera, po prostu czeka nas niezręczna rozmowa. Mam nadzieję, że kiedy będzie po wszystkim, zapomnę o tym do końca życia. Mało prawdopodobne.
To chyba najbardziej upokarzająca sytuacja w moim życiu. A to już coś znaczy, skoro przez przypadek widziałam ojca nago dwa razy w ciągu ostatnich sześciu miesięcy.
– Wyjaśnij. – Hollis wchodzi do środka i krzyżuje ramiona na klatce piersiowej.
Jego szorstki ton i jednoznaczne polecenie wywołują we mnie mieszankę sprzecznych emocji. Jestem spocona, zdenerwowana, a teraz także podniecona. Jego cudownie zmarszczone brwi i pełne usta tylko pogarszają sytuację.
Pozwalam drzwiom się zamknąć, a siłą woli próbuję powstrzymać rumieniec, który już pnie się w górę mojej klatki piersiowej, w stronę policzków. Nie udaje mi się, bo czuję gorąco rozlewające się po twarzy.
– Nie chciałam zostawić Batdicka u ciebie. – Ani nazywać go Batdickiem. Ale wydarzyły się obie te rzeczy.
– Mam, kurwa, nadzieję, że nie – burczy Hollis.
– Nie powiesz tacie, prawda? – Na samą myśl o tym robi mi się niedobrze.
Wpatruje się we mnie bez słowa. Postanawiam bronić swojej cielesności w nieco arogancki sposób:
– Jestem dorosła i mam swoje potrzeby. – Natychmiast chcę wymazać te słowa z jego uszu i wepchnąć z powrotem w swoją niewyparzoną gębę.
Jego policzek drga.
– Dlaczego je zaspokajasz w moim cholernym łóżku?
Jest taki pociągający, kiedy się złości. Zakładam ręce na piersi i wypluwam z siebie kolejną porcję bzdur.
– Nie masz co do tego pewności.
Przechyla głowę.
Gdyby moje majtki były z cukru, samo jego spojrzenie by je rozpuściło.
– Może wypadł mi z torby, kiedy bawiłam się z kotkami.
Przejeżdża językiem po górnej wardze.
– Na moją szafkę nocną?
Ze stresu przełykam hektolitry śliny.
– Postie lubi tam zaglądać w poszukiwaniu frykasów.
– A jednym z nich był twój wibrator? – Podnosi rękę, gdy otwieram usta.
– Muszę ci powiedzieć coś ważnego. – Wraz z wydechem jego nozdrza rozszerzają się. – W zeszłym tygodniu zainstalowałem w penthousie kocie kamerki i zapomniałem ci o nich powiedzieć.
– Kocie kamerki? – powtarzam jak papuga.
Przeczesuje dłonią włosy.
– Aktywują się pod wpływem ruchu. Ash i Shilpa mają takie, żeby obserwować swoje psy. Pomyślałem, że przydadzą się podczas meczów wyjazdowych.
Ashish Palaniappa to kolega z drużyny mojego taty i Hollisa, a Shilpa, jego żona, jest prawniczką drużyny i jedną z moich przyjaciółek. Wytrzeszczam na niego oczy.
– Gdzie są?
– W salonie i mojej sypialni.
Wypuszczam oddech ze świstem. Chwytam za krawędź blatu, szukając wsparcia.
– Nagrałeś mnie?
– Mieli się nagrać Postie i Malone – przypomina mi.
Szarpię za kaptur bluzy.
– Czy… czy oglądałeś to?
Odskakuje jak oparzony.
– Oczywiście, że nie! Natychmiast to usunąłem.
Mała część mnie jest rozczarowana. Reszta czuje ulgę. A może jest odwrotnie. Nie potrafię odczytać jego wyrazu twarzy ani stwierdzić, czy go to niepokoi.
– Więc tak naprawdę nie wiesz, czy coś się wydarzyło. To twoje przypuszczenia. – Dobra, idę w zaprzeczanie. – Może poszłam do twojej sypialni po chłopaków.
Zniża głos i warczy, co czuję we wszystkich najwłaściwszych i najbardziej nieodpowiednich częściach ciała.
– Oboje wiemy, że to kłamstwo, ponieważ zapomniałaś wyprać moją pościel.
Wpatrujemy się w siebie, a ja dwukrotnie otwieram i zamykam usta. Zalewa mnie kolejna fala upokorzenia. Co jest bardzo sprzecznym uczuciem, biorąc pod uwagę wszystkie inne rzeczy dziejące się w moim ciele. Staram się patrzeć na podłogę, ale oczy zachowują się jak krnąbrne dupki, a powieki i tak się uchylają.
– Zdarzyło się to pierwszy raz – wyduszam z siebie.
– Rozwiń – domaga się Hollis.
– Chcesz… żebym ci powiedziała, co dokładnie zrobiłam?
Zgrzyta zębami.
– Nie, Peggy. Nie interesują mnie szczegóły. Co się wydarzyło po raz pierwszy?
– Wszystko. Całość. – Wyjaśnianie tego jest jak omijanie min. Nie mogę odsłonić kart. Gorsze od podkochiwania się w najlepszym przyjacielu taty byłoby, gdyby on się o tym dowiedział.
– Czytałam nieprzyzwoitą książkę i przytulałam się do sierściuchów, i właśnie przyszedł nowy silikonowy przyjaciel i jedno pociągnęło za sobą drugie, i no, naprawdę mi przykro. – Zaciskam usta, ale to nie powstrzymuje lawiny słów. – Chciałam wyprać pościel. Miałeś nie wiedzieć. To się już nigdy nie powtórzy.
Przeciąga językiem po dolnej wardze. Są takie pełne. W sam raz do całowania.
Muszę przestać zauważać takie rzeczy. Przez to moja wagina reaguje, chociaż to niezręczne, ale może właśnie dlatego? Lekki żal, że usunął nagranie, jest prawdopodobnie nie na miejscu. Zdecydowanie nie na miejscu.
– To nie wyjaśnia, dlaczego wylądowałaś pod moim prysznicem. – Jego niski, chropowaty głos stawia moje głupie sutki na baczność.
Niepokój bierze górę i zdobywam się na większą szczerość, niż chcę.
– Byłam cała spocona po… – macham ręką. – I powinnam była wrócić do siebie albo do taty, ale prysznic był tuż obok, a dysze są rozmieszczone idealnie, żeby… – Dlaczego nie potrafię kłamać?
Unosi jedną ciemną, seksowną brew. Niech go i jego seksowność szlag trafi. Nie, nie. Żadnego pieprzenia się z najlepszym kumplem taty, który jest ponad dziesięć lat starszy ode mnie. Ta myśl już rozgościła się w mojej głowie, a głupia wyobraźnia podsuwa fantazję, którą pewnie wykorzystam później, gdy zostanę sam na sam z Batdickiem.
– Idealnie, żeby co? – charczy.
– Po prostu jest lepiej. – Dzięki Bogu, że chociaż raz nie byłam do końca szczera.
Jego głos przypomina zmysłowe przeciąganie miękkiego jedwabiu po nagiej skórze.
– I zrobiłaś to pierwszy raz? Zadbałaś o swoje… potrzeby w moim łóżku?
Oblizuję dolną wargę. Mam bardzo spierzchnięte usta. Już mu to powiedziałam. Może próbuje przyłapać mnie na kłamstwie.
– Tak.
Jego nozdrza rozszerzają się. Zaciska i rozluźnia pięści. Zamyka oczy, a jego słowa są ledwo słyszalne, gdy szepcze:
– Gdyby sytuacja była inna…
Wypuszczam powietrze ze świstem. Co to znaczy? „Gdyby sytuacja była inna…”, to co wtedy? Czy pragnąłby mnie tak, jak ja pragnę jego? Czy pomysł, że robię sobie dobrze w jego łóżku, podnieciłby go, zamiast prowadzić do niezręczności? Co by było, gdyby sytuacja była inna?
– Hollis – szepczę prawie bezgłośnie.
Kręci głową i otwiera oczy. W sekundę cała jego postawa się zmienia.
– Masz swoje własne mieszkanie. Dlaczego tam nie zadbasz o swoje potrzeby? Albo starą sypialnię u Romana. To byłoby lepsze niż moje łóżko.
– Widziałeś moją sypialnię u taty. Wyrosłam z Barbie, kiedy miałam dziewięć lat. – Nie mam jednak serca powiedzieć tego ojcu. – To nie stwarza dobrej atmosfery.
– A co jest w takim razie nie tak z twoim własnym mieszkaniem? – Znowu jest niezadowolony.
– Mieszkam ze współlokatorką, a czasami miło jest po prostu odpuścić i nie martwić się o to, czy zachowuję się głośno albo czy Rix usłyszy mnie przez drzwi. Trudno jest się zrelaksować, kiedy jest w domu, a potem to zajmuje mi wieczność i pojawiają się otarcia. – Dlaczego nie mogę przestać, skoro jestem na wygranej pozycji? Dlaczego nadal wyrzucam z siebie wyjątkowo szczere wyznania?
Hollis podnosi rękę. Jego głowa wygląda, jakby miała eksplodować.
– Przestań.
Przynajmniej nie tylko ja jestem zażenowana.
– O Boże. – Zasłaniam usta ręką. – Czy te filmy były z dźwiękiem? – Robiąc to coś niewybaczalnego w jego łóżku, naprawdę się wyluzowałam w każdym znaczeniu tego słowa.
– Nie. A przynajmniej tak mi się wydaje. I tak jak mówiłem, skasowałem je bez oglądania. – Jego ton jest stanowczy, gdy oznajmia: – To nie może się powtórzyć. Nigdy więcej.
Już mam się zgodzić, chociaż wcale tak nie myślę, kiedy z korytarza dochodzi długi, głośny kobiecy jęk. Naturalnie Tristan i Rix przechodzą do najlepszej części.
W oczach Hollisa pojawia się błysk, gdy przekręca głowę w stronę odgłosów. Ma zamiar coś powiedzieć, ale przerywa mu kolejny dłuższy, głośniejszy jęk. Zaciska usta i czeka, aż minie, a potem mówi:
– Tristan tu jest.
– Tak.
– Czemu nie pójdą do niego?
– Szczerze mówiąc, poszłam na pankejki, a Tristan wie, że tam chodzimy, więc pewnie uznał, że droga wolna. – Sądząc po dźwiękach, zbliżają się do końca. Pierwszej rundy. Przez większość czasu rzeczywiście chodzą do Tristana, ale czasami wracam do domu w środku jakiegoś wyjątkowego ruchanka. – Ściany są cieńsze, niż im się wydaje. – I uprawiają seks przez telefon każdej nocy, kiedy gra mecze na wyjeździe. Nie powiedziałam jej, jak są cienkie, bo naprawdę nie chcę, żeby czuła się źle. Zwykle po prostu idę do kotów albo posprzątać mieszkanie taty, dopóki nie skończą.
Holis wznosi oczy do sufitu.
– Cholera. – Kręci głową i oblizuje wargi. – Korzystaj z mojego mieszkania, jeśli potrzebujesz.
– Poważnie? – Nie spodziewałam się takiego zwrotu akcji.
Podnosi rękę i patrzy na mnie z boku.
– Nie chcę o tym wiedzieć ani znajdować na to dowodów.
Moje ciało reaguje.
– Tak jest.
Jego oczy zwężają się.
– I tylko w sypialni gościnnej.
– Tak, bo domyślam się, że nagranie, na którym się dotykam, jest prawdopodobnie dość kłopotliwe – mruczę.
Zaciska pełne wargi.
Wzdrygam się.
– Przepraszam. Zapomnijmy, że to powiedziałam. Chcesz ręcznik?
– Nie. Zostaw go sobie.
– W porządku. Świetnie. Dzięki. Przepraszam, że musieliśmy odbyć tę meganiezręczną rozmowę.
– Nie wracajmy do tego.
– Okej. – Nie wiem, co zrobić z rękami, więc zaciskam je, a potem opuszczam wzdłuż ciała.
– Pójdę już – oznajmia Hollis.
– Jasne. – Odprowadzam go do drzwi. – Między nami nie ma kwasów, prawda? – Przygryzam policzek.
Jego twarz łagodnieje.
– Nie ma. Oczywiście, księżniczko.
– Muszę się napić, zanim znów zmienisz mnie w seksprecla! – Rix wychodzi zza rogu i gwałtownie się zatrzymuje. Tristan prawie ją przewraca.
– O, cześć, Hollis. Hammer. – Tristan wodzi wzrokiem ode mnie do niego.
– Tristan. – Hollis salutuje mu oraz Rix i znika w holu.
Rix ma szeroko otwarte oczy. Odwraca się do Tristana, który teraz ma na sobie wyłącznie czarne bokserki.
– Musisz się ubrać i iść do domu.
Spogląda na nią z niedowierzaniem.
– Ale dopiero co przyszedłem. Musimy nadrobić pięć dni.
– Mamy z Hammer coś do załatwienia.
Stoi, niezrażony.
– Jeśli pójdziesz teraz, to to, co robiliśmy dwa tygodnie temu, będzie aktualne później.
Odwraca się i znika w korytarzu.
– Łatwo było to przewidzieć. – Czeka, aż drzwi jej sypialni się zamkną. – Co się właśnie stało? Czy mam wzywać dziewczyny na naradę?
– Prawdopodobnie. – Pocieram skronie. – To było tak koszmarnie obciachowe.
– Pozbędę się Tristana i potem pogadamy.
Minutę później Tristan pojawia się ponownie, przypominając rozjuszonego niedźwiedzia.
– Od razu przepraszam za rozmowę, którą tata odbędzie z tobą jutro na treningu. Nieumyślnie zrobiłam z ciebie kozła ofiarnego – mówię, gdy wkłada buty.
– Niełatwo jest pogodzić nieustanną obecność taty ze wszystkimi twoimi sprawami osobistymi. – Sposób, w jaki wydusza całe zdanie, jest wręcz cudowny. Odwraca się do Rix i delikatnie oplata dłonią jej gardło, pochylając się, by dotknąć nosem jej nosa. – Beo, twój tyłek będzie później mój. Kocham cię. – Wychodzi. Tylko on nazywa ją Beą.
Rix wysuwa telefon z tylnej kieszeni.
– Przepraszam, że przegapiłam kilka wiadomości. Wiesz, jak jest z czekającym Tristanem.
Energicznie za pomocą kciuka pisze coś na klawiaturze, a kilka sekund później mój telefon brzęczeniem ogłasza nadejście esemesa. Przez kilka minut wymienia się wiadomościami, po czym wkłada telefon do tylnej kieszeni.
– Czy to wymaga naczosów i kilku kieliszków margarity?
– Taaak. Wielu kieliszków.
Dwadzieścia minut później pojawiają się Hemi Reddi-Grinst, szefowa do spraw PR zespołu, pod której okiem odbywałam staż podczas jesiennego semestru; Tally Vander Zee, córka trenera; i Dred Reformer, która zajmuje mieszkanie naprzeciwko Flipa. Dred niedawno stała się stałą członkinią naszej grupy. Zaczęła spotykać się z bratem Rix, a ku naszemu zaskoczeniu ich relacja jest całkowicie platoniczna. Ma jakąś supermoc, która powoduje, że Flip staje się rozsądny.
W każdym razie, te dziewczyny to mój gang. Często dołącza do nas Shilpa, ale dzisiaj wyszła na miasto z Ashishem. Mam koleżanki ze studiów, ale nikt mnie nie rozumie tak, jak te kobiety.
– Dobra. Co się, do cholery, stało? Wyglądasz, jakbyś była o krok od załamania. – Hemi wykonuje ruch okrężny palcem wokół swojej twarzy.
Tłumaczę im, co się wydarzyło, że planowałam pojawić się z powrotem później, ale drużyna wróciła wcześniej do domu. Pomijam jednak część z kocią kamerką.
– Dlaczego nie poszłaś do taty, naprzeciwko? Przecież nadal masz tam sypialnię – pyta Hemi.
– Ponieważ to tata ją udekorował, a ja nie mam serca powiedzieć mu, że wyrosłam z cukierkowego różu.
Hemi się wzdryga.
– To urocze, że się starał – mówi Tally.
Włożył w to mnóstwo wysiłku, a ja nie chcę, żeby był smutny, że mi się już nie podoba. To jeden z tych przypadków, w których nie będę z nim szczera. Tata jest najważniejszą osobą w moim życiu.
– Ale między wami wszystko w porządku? Nic nie powie Romanowi? – docieka Hemi.
– Co mógłby powiedzieć? Hej, stary, twoja córka zrobiła sobie dobrze w moim łóżku. Chcesz z nią o tym porozmawiać? – pyta Dred.
– Roman by go zamordował – mówi Rix. – Gołymi rękami.
– Hollis nic nie powie. – Ja prawdopodobnie też nie powinnam była nic mówić. Przesuwam dłońmi po udach. – Może powinnyśmy zmienić temat.
Dziewczyny wymieniają spojrzenia, ale się zgadzają.
– Może pogadajmy o liście gości na galę? – sugeruje Hemi.
– Tak! – Klepię się po udach. Gala to moje oczko w głowie w tym semestrze i sposób na udowodnienie, że posiadam umiejętności organizowania i zarządzania dużymi wydarzeniami. To ambitne przedsięwzięcie, ale jeśli mi się uda, stanie się niesamowitym wpisem w moim CV i dostanę szóstkę z zajęć z zarządzania wydarzeniami. – W sumie to mam świetny pomysł.
– Jak dotąd wszystkie twoje pomysły były świetne – chwali mnie Hemi. – Nie potrafię wyrazić, jak bardzo jestem ci wdzięczna, że się tego podjęłaś. Trudno było przejść od dwóch dodatkowych par rąk do zera.
Razem z Tally pracowałyśmy z Hemi w zeszłym semestrze i był to mój wymarzony staż. Wszystko, czego chcę, to znowu pracować dla Terroru.
– Chcesz, żebym zajęła się czymś jeszcze? Oprócz gali? – Pragnę przekuć moją nerwową energię w coś konstruktywnego.
– Sama gala to pełnoetatowy projekt, ale doceniam propozycję. Ogarnę to wszystko. – Hemi upija łyk wody. – Mówiłaś, że masz jakiś pomysł.
– Racja. Tak! Więc, Dallas i Flip uczęszczali do Akademii Hokejowej, prawda?
– Taaak. Brali udział w letnim programie, kiedy byli w liceum.
– A co, jeśli zaprosimy ich personel? Na jego czele stoi legendarna ekipa. Czy nie fajnie byłoby mieć Alexa Watersa i Rooka Bowmana na gali? Albo jeszcze lepiej, Kodiaka Bowmana? Ma w tym roku szansę na zdobycie tytułu najlepszego gracza. Może to trochę na wyrost, ale byłoby niesamowicie mieć wsparcie spoza drużyny w tym charytatywnym wydarzeniu.
– Genialne. Chcesz, żebym podzwoniła? – pyta Hemi.
– Poradzę sobie. Jeśli będę potrzebować pomocy, dam znać. – Muszę udowodnić, że jestem w stanie załatwić to samodzielnie. W przeciwnym razie będzie to wyglądało na nepotyzm. Mój tata ciężko pracował na swoją karierę, a ja nie chcę, żeby ktoś pomyślał, że nie wkładam w to żadnego wysiłku.
– Brzmi dobrze. – Hemi uśmiecha się ciepło. – Wygląda na to, że to będzie nasza najlepsza gala.
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej