Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Jesteśmy dorośli. Zadajmy sobie te pytania: Czego się boimy? Czy jest coś, co wywołuje ciarki nawet na plecach dojrzałych ludzi? Jeśli tak, znajdziemy to w tej książce.
Strach ma nie tylko wielkie oczy i groźne kły. Czasem cechuje go całkiem przyjazna aparycja, czarujący uśmiech, przebiegłe spojrzenie. Innym razem w ogóle go nie widać, ale podskórnie czuć. Raz zło czai się tam, gdzie nikt się go nie spodziewa, a kolejnym razem nawet się nie kryje – atakuje wprost.
Przedstawiamy drugi tom antologii fantastycznej, która łączy dark fantasy i science fiction, dystopię, systemową kontrolę, demony, krwawe potyczki, mroczne istoty nadprzyrodzone, a do tego różnorodność gatunków literackich w jednej książce. „Gorąca trzydziestka? Fantastycznie! …po ciemniejszej stronie” to jedenaście wyjątkowych opowiadań o dorosłych i dla dorosłych – w mrocznej fantastycznej odsłonie. Zapraszamy serdecznie!
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 293
Rok wydania: 2025
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Copyright © 2025 by Litera Inventa
Copyright © 2025 by Helena Leblanc, Marta Choińska-Młynarczyk, Ewelina Gałdecka, Ewa Maciejczuk, Marianna Cieślak, Erika Reves, Paula Rumanowska, Anna A. Sosna, Krzysztof T. Dąbrowski, Patrycja Żurek, Greta Eden
Wydanie pierwsze, 2025
Redaktor prowadząca: Helena Leblanc
Redakcja: Agata Bogusławska
Pierwsza korekta: Joanna Krystyna Radosz
Druga korekta: Marta Choińska-Młynarczyk
Skład, łamanie i przygotowanie ebooka: Michał Bogdański
Projekt okładki i rysunki: Agnieszka Makowska
ISBN: 978-83-67355-29-2
© Wszelkie prawa zastrzeżone. Książka ani jej fragmenty nie mogą być przedrukowywane ani w żaden inny sposób reprodukowane lub odczytywane w środkach masowego przekazu bez pisemnej zgody autora lub wydawcy.
© All rights reserved
studio_litera.inventa@outlook.com
Jak już wspomniałam w przedmowie do Tomu 1 „O jedno bicie serca…”, antologia miała być jedna. Czemu więc są dwie?
Kiedy wiosną 2024 ogłosiliśmy konkurs na opowiadania dla dorosłych z wątkiem fantastycznym, spodziewaliśmy się z wydawcą głównie propozycji romantasy… ale zostaliśmy zaskoczeni bardzo liczną reprezentacją każdego z podgatunków fantastyki, w tym świetnymi historiami bez wątku romantycznego. Wybrane opowiadania zostały podzielone więc na dwa tomy, które tak samo wiele łączy, jak i dzieli.
I tak właśnie powstał tom 2 – „…po ciemniejszej stronie”, który z przyjemnością przedstawiam. To wyjątkowy zbiór opowiadań fantasy, low fantasy i science-fiction dla czytelników o nieco mocniejszych nerwach, szukających intelektualnych wyzwań, skrajnych emocji oraz – nie zawsze szczęśliwego zakończenia.
Znajdziecie tu dystopię, zdradę, podstęp, iluzję, mroczne kreatury, ale też demony, wampiry i boga śmierci. Nie zabraknie też erotyki. Historie te są mroczne, czasem smutne, ale często ostrzegające i zmuszające do refleksji nad życiem, jego celem i przyszłością, którą sobie przygotowujemy. Nie da się przejść obok nich obojętnie.
Zapraszam do wejścia w ten niezwykły świat.
Helena Leblanc
Redaktor prowadząca antologii
Temeri obracała się przed lustrem raz po raz, sprawdzając, czy galowy mundur dobrze na niej leży. Był czarny jak noc, ozdobiony platynowymi guzikami, z wysoką stójką haftowaną srebrną nicią. Na ramionach miał pagony z głowami lwów. Wyraziście podkreślał rubinowy kolor włosów kobiety, który odziedziczyła po rodzicach należących do prastarej rasy aitanów. Marynarkę dopasowano w talii, a spódnica sięgała kolan. Przy pasie z czarnej skóry wisiał rytualny sztylet, jedyna broń, jaką pozwalano nosić do galowego munduru. Wyglądu dopełniały jeszcze szpilki i cienkie pończochy.
Temeri wolała codzienną wersję swojego stroju, w której marynarka miała szerokie klapy, a spódnicę zastępowały bryczesy. Wysokie buty do konnej jazdy też wydawały się jej o niebo wygodniejsze od pantofli, ale tym razem musiała dopasować się do oczekiwań innych. Dostała awans, w związku z którym nie mogła pozwolić sobie na nieodpowiedni wygląd. Miała objąć posadę osobistej strażniczki nastoletniej córki Pierwszego Paladyna Ruanu. To z kolei oznaczało, że codziennie będzie obracać się w towarzystwie najważniejszych osobistości. Przynajmniej na początku musiała zrobić dobre wrażenie.
– Ślicznie wyglądasz – oceniła matka, kiedy zajrzała do pokoju przez lekko uchylone drzwi.
Temeri zerknęła przez ramię i uśmiechnęła się do niej. Czuła lekkie podenerwowanie i każde wsparcie było dla niej w tym momencie ważne.
Hannei zbliżyła się do córki, doskonale wiedząc, jak ta się stresuje. Poprawiła czułym gestem kosmyk włosów, który wymknął się spod spinki. Następnie podała przygotowany specjalnie na tę okazję upominek. Temeri przyjęła go z wdzięcznością i szybko zerwała czerwony papier. Gdy uniosła wieczko, ujrzała parę długich kolczyków z rubinami. Jedyny dopuszczalny kolorowy akcent w jej służbowym stroju.
– Dziękuję, mamo. Są przepiękne.
Założyła je bez wahania i jeszcze raz przejrzała się w lustrze. Matka stała tak blisko, że widziała również jej odbicie. Były do siebie niezwykle podobne. Krótkie włosy Hannei, choć przeplatane paskami siwizny, zachowały jeszcze odrobinę rubinowego koloru. Obie kobiety miały ten sam kształt twarzy i zbliżoną figurę. Różniły je tylko oczy – u matki szare, u Temeri brązowe.
Nie było już zbyt wiele czasu na przygotowania. Temeri po raz ostatni poprawiła włosy, upinając je nieco mocniej. Odprowadzona przez Hannei do dorożki wsiadła do niej z mocno bijącym sercem. Chciała mieć pierwsze spotkanie jak najszybciej za sobą.
Aitanowie od zawsze służyli Paladynom. Byli łączeni w elitarne oddziały i wykorzystywani do ochrony najważniejszych osób w Ruanie. Doskonale uzupełniali swoimi mocami możliwości, które mieli elfowie. A co najważniejsze, w przeciwieństwie do nich nie obawiali się ubrudzić sobie rąk. Religia nie zabraniała im uciekania się do czarnej magii, podczas gdy elity kraju nigdy nie pozwalały sobie na zgłębianie takiej wiedzy.
Temeri mimowolnie uśmiechnęła się na myśl o ich hipokryzji. Elfowie nie byli gotowi na naukę czarnej magii, ale na wykorzystanie innych, którzy nią władali, już tak. Wybierali spośród siebie Paladynów jako władzę i uosobienie wszelkich cnót, a zaraz za nimi ustawiali szeregi ludzi i aitanów, by robili to wszystko, do czego wytworni przedstawiciele ich prastarej rasy nigdy by się nie zniżyli.
Rozmyślania kobiety przerwało szarpnięcie dorożki, która zatrzymała się przed bramą. Górne Miasto, w którym mieszkały elity Ruanu, zawsze dobrze chroniono przed nieproszonymi gośćmi. Nie zdziwiła się więc, gdy do jej okna podszedł jeden z żołnierzy. W przeciwieństwie do niej był człowiekiem i nosił na sobie polowy mundur. Uśmiechnął się, gdy zobaczył, kogo przyszło mu powitać.
– Dzień dobry, pani kapitan. Gratulujemy awansu. Cały oddział jest z pani dumny. Wszyscy zazdrościmy pani osobistej służby u lorda Philina.
Temeri skinęła głową, chociaż miała ochotę powiedzieć, że nie ma czego zazdrościć. Choć posada była zaszczytna, jej nowy bezpośredni przełożony nie słynął z miłego zachowania. Po Dolnym Mieście krążyły plotki, że ten arystokrata zarówno aitanów, jak i ludzi traktował z góry. Do tej pory znała go jedynie przelotnie, ale podejrzewała, że spotykanie się z nim każdego dnia nie będzie należeć do przyjemności.
Strażnik się odsunął i dał znak ręką, by jego koledzy otworzyli bramę, która zaraz odsunęła się na bok z głośnym zgrzytem. Dorożka ruszyła. Temeri przesuwała spojrzeniem po mijanych willach. Górne Miasto prezentowało się pięknie, a jego przepych wyraźnie kontrastował z pozostałymi dzielnicami Nai. Stolica była zlepkiem różnic kulturowych – efektem działań wszystkich nacji, które ją zamieszkiwały, ale też domem biedoty. Liczba najuboższych rosła z roku na rok, ale tym elfowie nie musieli się przejmować. To nie oni jadali szczury, wiewiórki i robaki. Oni żyli dostatnio i szczęśliwie.
Temeri znała oba światy. Jako córka aitanki, nigdy nie cierpiała głodu. Jej matka nie została zwerbowana do wojska, ale stanowiła jego istotne wsparcie cywilne jako zaklinaczka broni. Rzeczy, które potrafiła zrobić, były piękne i śmiercionośne, a jednocześnie niezwykle pożądane. Dzięki temu mogła sobie pozwolić na dom w dobrej dzielnicy i samotne wychowywanie córki.
Jednak Temeri nie raz bywała ze swoim oddziałem wśród najuboższych. Gdy dostała rozkaz, pomagała im lub tłumiła bunty. Nie pytała o powody, jakie mieli jej przełożeni, ale nie raz zastanawiała się, dlaczego pozwalali na pogarszanie się sytuacji, by potem rozwiązywać problemy społeczne za pomocą brutalnej siły. Czasami nawet podejrzewała, że było im to na rękę. Właśnie w taki sposób elfowie pozbywali się osób, które uważali za zbędne.
Gdyby ktoś zapytał Temeri, co myśli o elfach, nie umiałaby odpowiedzieć jednoznacznie. Kojarzyła ich z nieprzemijającym pięknem, majestatem i mądrością. Uwielbiała opowieści o słynnych bohaterach, którzy zawsze służyli dobru. Jednocześnie jednak widziała to wszystko, czego wolałaby nie oglądać – napuszonych arystokratów, ich rozwydrzone dzieci i wylewającą się zewsząd hipokryzję. W Nai nie dało się przegapić żadnego z tych eflickich aspektów. Mogła jedynie zgadywać, z którym przyjdzie jej od tej pory mierzyć się na co dzień.
Dorożka szarpnęła po raz kolejny i tym razem zatrzymała się przed pięknym pałacem Pierwszego Paladyna. Miedziane dachy, zwieńczające liczne wieże tego wspaniałego budynku, ozdobione były charakterystycznymi szpikulcami. W każdym z nich znajdowała się specjalna szklana bańka o gruszkowatym kształcie. Legendy mówiły, że dawno temu, zanim na ziemie Ruanu przybyli elfowie i zagarnęli dla siebie władzę, w tych pojemniczkach znajdował się eter. Miał być alchemiczną substancją aitanów, na której zbudowali swój wspaniały kraj. Gdy elfowie zniszczyli eter, dawne imperium upadło, a na jego miejscu narodziło się nowe – pełne wyniosłych Paladynów.
Temeri nie umiała ocenić, ile prawdy kryło się w legendach o tej cudownej substancji. Nigdy jej nie widziała. Miała zaledwie trzydzieści lat i za jej czasów eter był tylko mitem, o którym aitańskie staruszki opowiadały wnukom na dobranoc.
Opuściwszy dorożkę, kapitan ruszyła po marmurowych stopniach do pałacu. Mimo że już wcześniej odwiedzała Górne Miasto, nigdy jeszcze nie czuła się tak przytłoczona jego wspaniałością. Miała chęć zawrócić, choć wiedziała, że nie może. Wkroczyła do pałacowych wnętrz z bijącym szybko sercem. Chciała, aby to spotkanie już się skończyło.
Nylar Philin czekał w salonie. Wstał na powitanie. Był wysokim elfem w nieokreślonym wieku, z krótkimi jasnymi włosami i piwnymi oczami. Przykuwał uwagę, o czym Temeri doskonale wiedziała. Nie raz słyszała elfki i ludzkie kobiety, które cicho wymieniały między sobą uwagi na jego temat. Plotki. Jako kapitan w jego oddziale aitanka starała się zachować profesjonalizm, ale nawet jeśli nie przed innymi, to chociaż przed sobą mogła przyznać, że i jej się podobał.
U boku Pierwszego Paladyna siedziała czternastoletnia, wyraźnie niezadowolona dziewczyna. Jej podobieństwo do ojca było uderzające. Wydawało się jednak, że obecność swojej nowej strażniczki odbierała jako karę. Rzuciła Temeri niechętne spojrzenie, a potem utkwiła pełen irytacji wzrok w ojcu.
Philin wyciągnął rękę do aitanki i mocno uścisnął. Odwzajemniła się mu tym samym. Nastolatka nawet nie raczyła na nią spojrzeć. Nawinęła kosmyk złotych włosów na palec, udając zupełnie niewzruszoną.
– Liriell – zwrócił jej uwagę ojciec. – Kapitan Temeri Salingor będzie od jutra strzec twojego bezpieczeństwa.
– Wcale jej nie potrzebuję – obruszyła się nastolatka, krzyżując ramiona na piersi. – Niech sobie strzeże mamy albo Koril!
– Nie zwracaj uwagi na jej fochy, Temeri. Liriell przywyknie – mruknął Nylar, ignorując uwagę córki. Jego spojrzenie prześlizgnęło się po aitance z zadowoleniem. – Będziesz się doskonale prezentować u boku mojej rodziny. Witamy w pałacu.
Kapitan uśmiechnęła się niepewnie, gdyż nie do końca rozumiała, co miał na myśli. Spodziewała się po nim chłodnego zachowania zamiast zawoalowanego komplementu, który usłyszała. Nie miała pojęcia, jak na niego odpowiedzieć. Liczyła także na bardziej przyjazne zachowanie swojej podopiecznej i na spotkanie żony Philina oraz jego młodszej córki. Tymczasem nic nie przebiegało zgodnie z jej przewidywaniami.
– To dla mnie prawdziwy zaszczyt – zapewniła w końcu, gdy nie znalazła lepszego komentarza. – Mam nadzieję, że będzie pan zadowolony.
– Jeszcze nigdy nie zawiodłem się na aitanach. Nie wątpię, że staniesz na wysokości zadania. Liriell – zwrócił się niespodziewanie do córki. – Skoro zamierzasz tak się zachowywać, równie dobrze możesz wyjść.
Dziewczyna prychnęła gniewnie i opuściła salon. Ostentacyjnie zatrzasnęła za sobą drzwi. Pierwszy Paladyn pokręcił z ubolewaniem głową i wskazał Temeri miejsce na sofie. Sam zasiadł naprzeciwko niej i natychmiast nalał do kieliszków wina. Znowu ją zaskoczył.
Nylar nie czekał, aż kobieta się otrząśnie i przejdzie do porządku dziennego nad jego nietypowym zachowaniem. Podał alkohol i wzniósł symboliczny toast za współpracę.
– Liriell jest w trudnym wieku – wyjaśnił, gdy opuścili kieliszki. – Potrzebuje kogoś, kto zapewni jej ochronę i ma silną rękę. Kogoś bardziej stanowczego niż moja żona. Liczę na ciebie. Nie chcę, aby moja córka pakowała się w kłopoty.
– A tak robi?
– Oczywiście. Musisz się spodziewać po niej wszystkich głupot, jakie można popełnić w wieku czternastu lat. Nieodpowiednie towarzystwo, nocne ucieczki, podejrzane miejsca. Oto co ją teraz pociąga.
– Uniemożliwię jej takie eskapady.
– To właśnie chciałem usłyszeć.
Pierwszy Paladyn być może poczuł się zachęcony do opowiadania o wybrykach Liriell, bo przytoczył kilka z nich. Temeri wysłuchała go uważnie, by zapamiętać wszystkie istotne szczegóły i lepiej zbudować sobie obraz nastolatki. Chciała wiedzieć, co ją czeka, aby uniknąć nieprzyjemnych niespodzianek.
Nie mogła też zaprzeczyć, że słuchanie Nylara po prostu sprawiało jej przyjemność. Mówił konkretnie, bez zbędnych dygresji, które zazwyczaj cechowały rozmowy elfów. Temeri wyczuwała w nim wszystkie te zalety, które ceniła sobie w wojskowych i które skłoniły ją kiedyś do wstąpienia w szeregi armii. Z każdym kolejnym słowem nabierała większej pewności, że ich współpraca ułoży się doskonale.
* * *
Mimo wszystkich ostrzeżeń, jakich udzielił Nylar, Temeri została zaskoczona pomysłowością nastolatki. Liriell zachowywała się tak, jakby musiała udowodnić, kto rządzi w tym duecie. Nie przewidziała tylko tego, że ani fochy, ani wybryki nie zrobią na aitance najmniejszego wrażenia. Temeri pozostawała niewzruszona i zgodnie ze swoim wojskowym wychowaniem wypełniała rozkazy Pierwszego Paladyna z godną pochwały sumiennością. W przeciwieństwie do Amii, żony Nylara, nie uginała się pod błagalnymi spojrzeniami i przymilnymi słówkami Liriell. Gdy musiała posunąć się do wykorzystania magii w celu ujarzmienia czternastolatki, także nigdy się nie wahała.
Pierwszy miesiąc w domu Paladyna minął, nim Temeri zdążyła się obejrzeć. Nie miała nawet czasu, aby regularnie odwiedzać matkę. Jedynymi chwilami wytchnienia okazały się dla niej krótkie godziny, w czasie których Liriell miała zajęcia i obowiązek jej pilnowania spadał na kogoś innego. Tylko wtedy kapitan mogła zająć się własnymi sprawami czy zadbać o broń. Jednak mimo zmęczenia nie narzekała na pracę. Stanowisko było prestiżowe, a Nylar okazał się znacznie przyjaźniejszy, niż mawiano na mieście.
Pozorny spokój nie panował długo. W połowie drugiego miesiąca pracy nadeszły bezsenne noce. Temeri pamiętała je z przeszłości. Towarzyszyło jej w tym czasie uczucie niepokoju, którego nie potrafiła zidentyfikować. Zawsze zapowiadało nadejście chwil, które miały zaburzyć ustalony ład. Znała już ten objaw. Był charakterystyczny dla aitanów, choć większość z nich nie potrafiła odpowiednio wcześnie odgadnąć, jakie niebezpieczeństwo zapowiadał i jak się przed nim chronić.
Pierwszemu Paladynowi nie umknęła zmiana w jej zachowaniu. Poczekał, aż Liriell zniknie na zajęciach, po czym wezwał Temeri do swojego gabinetu. Zachęcił, by zajęła miejsce, ale sam pozostał w ruchu – szykował dokumenty i drobiazgi na jedno z wielu spotkań, które odbywał. Był ubrany bardziej elegancko niż zazwyczaj, co sugerowało, formalny charakter zebrania.
– Co cię trapi, Temeri?
– To nic takiego – odparła uspokajająco, co sprawiło, że elf rzucił jej karcące spojrzenie. Uświadomiła sobie, że musiał wyczuć kłamstwo, więc dodała: – Mam złe przeczucia, ale zbyt nieokreślone, aby o nich opowiadać.
– Mimo wszystko chcę, abyś mi powiedziała.
– To po prostu takie wrażenie. Niepokój, który nie daje mi spać i napina wszystkie mięśnie. Jakby zaraz miało nadejść uderzenie… ale ono nie nadchodzi. Jednak nie wiem, czego dotyczą te przeczucia.
– Czułaś kiedyś coś podobnego?
– Tak, dwa razy. Raz niedługo przed śmiercią ojca, drugi raz przed Wielkim Buntem.
– Znałem twojego ojca – przyznał Nylar, na chwilę przerywając przygotowania. Spojrzał na nią uważnie i dodał ciszej: – Prawdę mówiąc, przyjaźniłem się z nim. Jak dobrze go pamiętasz?
– Prawie w ogóle.
Ojciec Temeri zmarł, kiedy skończyła sześć lat. Przez tak długi czas rysy jego twarzy zatarły się w jej wspomnieniach. Pozostały już tylko pojedyncze sceny, w których występował. Wszystkie budziły przyjemne skojarzenia.
Temeri nigdy wcześniej nie słyszała o tym, aby ojciec przyjaźnił się z Pierwszym Paladynem. Nie zaskoczył jej jednak brak takich informacji. Relacje między aitanami a elfami zawsze miały charakter profesjonalny, a nie osobisty. Jakiekolwiek odstępstwa od zasad nie wchodziły w rachubę. Nylar najpewniej straciłby wiele w oczach innych członków elity, gdyby wiedzieli o tym, o czym wspomniał.
– Nie słyszałaś o tym jeszcze, prawda? – odgadł, jakby czytał w jej myślach.
– Nie. Byłam za mała, aby tata mówił mi o swoich sprawach.
– Mogę zapewnić, że wiele mówił o tobie – wspomniał Pierwszy Paladyn i lekko się uśmiechnął. – Byłby z ciebie dumny.
Temeri odczuła zakłopotanie. Po swoim pracodawcy nie spodziewała się tak osobistego tematu. Skinęła głową w podziękowaniu, nie wiedząc nawet, co miałaby mu odpowiedzieć. Ojciec był żołnierzem, podobnie jak ona. Czasami nie wracał przez wiele tygodni, wysyłany na misje ustalone przez elity. Teraz kobieta także żyła z dala od domu, bo choć odległość dzieląca Górne i Dolne Miasto nie była duża, obowiązki nie pozwalały jej tam za często zaglądać. Paladyni z pewnością mogli doceniać oddanie, z jakim Salingorowie im służyli.
– Wracając do twoich przeczuć… – Nylar podjął najważniejszy temat. – Masz jakieś podejrzenia, czego mielibyśmy się spodziewać?
– Niestety nie wiem. Tak jak wszyscy wiem tylko, że coś się stanie, a nie co i kiedy.
Philin przesunął po niej wzrokiem od góry do dołu i ocenił coś, o czym nie miała pojęcia. Zawahał się przez chwilę. Kiedy wreszcie do niej podszedł, poczuła się przytłoczona. Stał nad nią kilka sekund, wysoki i poważny, wzbudzający szacunek, a nawet pewnego rodzaju grozę. Być może wyczuł, że było jej z tego powodu nieswojo, bo w końcu przysiadł na sąsiednim fotelu.
– Ufasz mi?
– Oczywiście – odparła z przekonaniem, mając wrażenie, że był to pewnego rodzaju test. Wielu aitanów służyło elfom, ale tak naprawdę niewielu im ufało.
– I nie zawahasz się, nawet jeśli narażę cię na chwilowe niebezpieczeństwo?
– Jestem żołnierzem. Nie zawaham się posłuchać, kiedy wyda mi pan rozkaz.
– Więc czekaj dziś na mnie w holu piętnaście minut przed północą. Zadbaj, aby Liriell mocno spała. Nie chcemy żadnych niespodzianek aż do rana. – Nylar zerknął wymownie na rytualny sztylet, który Temeri zawsze nosiła przy sobie.
Skinęła głową, bo doskonale rozumiała jego aluzję. Oczekiwał od niej wykorzystania aitańskiej magii i wydawał się zadowolony z potwierdzenia. Chciał jeszcze coś dodać, ale rozległo się ponaglające pukanie. Zmarszczył czoło, podniósł się i mruknął ostrzegawczo:
– Moja żona nie może o tym wiedzieć.
Zgarnął wszystkie przygotowane rzeczy, po czym wyszedł. Nie pofatygował się nawet, aby rzucić krótkie pożegnanie.
Temeri z bijącym sercem czekała do wieczora. Udawała przed Amią i jej córkami, że nic się nie dzieje. Gdy do spotkania zostało jej już tylko kilkanaście minut, zajrzała do pokoju Liriell. Nastolatka wydawała się mocno uśpiona, ale kapitan wiedziała, że w jej przypadku wszystko mogło się szybko zmienić. Uklękła przy łóżku ze sztyletem w dłoni i delikatnie ukłuła opuszkę swojego palca – do tak prostej magii potrzebowała jednej kropli krwi.
Moc obudziła się natychmiast. Popłynęła wartkim strumieniem, jakby tylko czekała na taką okazję. Liriell poruszyła się niespokojnie. Temeri musiała działać szybko. Nawet nastoletnia elfka była bardzo wyczulona na zmiany wokół siebie. Dlatego aitanka bez żadnego wahania skierowała magię w jej kierunku. Pogłębiła sen, aby zgodnie z życzeniem Nylara jego córka nie mogła przebudzić się zbyt wcześnie i wykorzystać nieobecności opiekunki oraz ojca do realizacji własnych pomysłów.
Chwilę później, gdy czekała już w holu, Temeri pomyślała, że w pewien sposób nie dziwi się nastolatce. W domu Pierwszego Paladyna wolność nie istniała. Elf traktował surowo zarówno żonę, jak i córki. Wymagał od nich niemal perfekcyjnego zachowania. Amia dostosowała się do jego oczekiwań bez słowa sprzeciwu, a Koril miała dopiero pięć lat i jej postrzeganie świata było inne niż u starszej siostry. Liriell jednak miała charakter podobny do Nylara, a młodzieńczy wiek dodawał do tego odrobiny nieodpowiedzialności i buntu. Gdyby ojciec nie trzymał jej aż tak krótko, może minęłaby jej skłonność do robienia mu na złość. Temeri nie miała jednak odwagi, by mu to zasugerować.
Nylar pojawił się przy wyjściu punktualnie. Miał na sobie czarny mundur ze złotymi smokami na pagonach i kołnierzu, symbolizującymi stanowisko Pierwszego Paladyna. Wyglądał dostojnie i jeszcze przystojniej niż na co dzień. Od czasu Wielkiego Buntu, który został stłumiony trzy lata wcześniej, Temeri nie widziała go w tym stroju. Wtedy nie miała okazji poznać go lepiej, gdyż wszyscy koncentrowali się jedynie na uspokojeniu grupy ludzi, która chciała zmienić panujące zasady. Wierzyli, że ich rasa jest w stanie przeciwstawić się dominacji elfickich elit. Nie przewidzieli jedynie, jakie spustoszenie potrafią siać aitanowie, jeśli pozwoli im się na używanie większej niż zazwyczaj dawki mocy.
– Chodźmy. – Nylar skinął ręką na Temeri. – Przed nami jeszcze kawałek drogi.
Poszła za nim posłusznie, bez dopytywania, dokąd zamierzał ją zabrać. Konie już na nich czekały. Ruszyli przed siebie w milczeniu. Górne Miasto było pogrążone we śnie i bezpieczne. Żołnierze regularnie je patrolowali i nawet osoby, które zasiedziały się nieco zbyt długo w gospodzie, mogły zostać wylegitymowane. Pierwszego Paladyna nikt jednak nie ośmieliłby się zaczepić, dzięki czemu spokojnie dotarli aż do bramy. Wystarczyło jedno jego skinienie, aby stanęła otworem – bez zbędnych pytań i wyjaśnień.
W dzielnicach Dolnego Miasta nie było już tak spokojnie. Elf przemknął przez nie, nie oglądając się na nikogo. Wyciągający do niego dłonie biedacy nie mogli liczyć nawet na pobłażliwe spojrzenie, a zawadzającą grupę pijaków roztrącił na boki magią. Gdy ktoś spróbował go zatrzymać, nawet nie zwolnił. Temeri odniosła wrażenie, że to właśnie było jego prawdziwe oblicze.
Wyjechali ze stolicy i przez jakiś czas pędzili na północ, najpierw głównym traktem, a potem bocznymi drogami, dopóki nie dotarli do starego zakonu Paladynów. Kompleks budynków położony był w samym sercu lasu, na niewielkim pagórku. Wydawał się pusty, ale kiedy przekroczyli bramę, okazało się, że mieszka tam kilku elfów. Na ich twarzach dało się dostrzec pojedyncze zmarszczki, a we włosach niewielką ilość siwizny, co sugerowało, że byli prastarzy. Temeri nigdy jeszcze nie widziała przedstawicieli ich rasy, którzy nosiliby na sobie jakiekolwiek oznaki upływu czasu.
Jeden z miejscowych elfów milcząco skłonił się przed Nylarem i odebrał konie. Inny, również bez żadnego słowa, podał Philinowi masywny klucz. Pierwszy Paladyn przeszedł szpalerem, który utworzyli pozostali członkowie zakonu. Temeri podreptała za nim, odrobinę przytłoczona atmosferą tego miejsca. Wyraźnie wyczuwała wibracje krążącej tu magii, która zdawała się przesiąkać przez grube mury. Przez chwilę wydawało się jej nawet, że ozdobne gargulce na dachach obróciły się w jej stronę. Uśmiechnęła się na myśl o tym dziwnym złudzeniu optycznym. Tak naprawdę ani kamienne maszkarony, ani Paladyni nie zwracali na nią uwagi.
– Niesamowite uczucie, prawda? – rzucił niespodziewanie Philin i obrócił się w jej stronę, gdy już podążała za nim cichym wewnętrznym korytarzem.
– Tak, ciekawe miejsce. Dlaczego pan mnie tutaj zabrał? To chyba zamknięty zakon Paladynów.
– Ma ścisłą klauzulę, ale w wyjątkowych chwilach wyjątkowe osoby mogą tu przyprowadzać gości – wyjaśnił i gdy zatrzymał się na chwilę przed kolejnymi drzwiami, dodał: – Wystarczy tych formalności. Możesz mówić do mnie po imieniu, Temeri.
– Dziękuję, to dla mnie zaszczyt.
Wchodzili coraz głębiej w labirynt korytarzy i schodów, które prowadziły do samego serca wiekowego zakonu. Sklepienia były coraz niższe, ściany ustawione bliżej siebie, a w powietrzu zaczął unosić się charakterystyczny zapach przejść położnych głęboko pod ziemią. Wszechobecna wilgoć osiadła na ich ciałach. Temeri zadrżała, czując ogarniający ją chłód, skrajnie różny od ciepła, jakie panowało na zewnątrz. Nie odezwała się jednak ani słowem. W wojsku nie było miejsca na utyskiwania.
Po drodze Pierwszy Paladyn czasem się zatrzymywał, by coś przełączyć lub posłać odrobinę magii. Ukryte przyciski i dźwignie, a także niewidzialne tajemnicze bariery budziły zainteresowanie Temeri, ale nie odważyła się zapytać, co dokładnie by ich spotkało, gdyby o nich zapomniał. Zgadywała, że na końcu musiało znajdować się coś naprawdę niezwykłego.
Wreszcie dotarli do drzwi zaopatrzonych w energetyczną, solidniejszą od poprzednich barierę i trzy duże zamki. Do otwarcia dwóch z nich Philin użył swoich kluczy, do trzeciego wykorzystał ten, który otrzymał od stałego mieszkańca wiekowego zakonu. Gdy zdjął osłonę z mocy, Temeri wyraźniej niż kiedykolwiek poczuła drgania magii wokół siebie – tak imponujące, jakby wkroczyła do samego serca ziemi.
– W środku musisz się mnie bezwzględnie słuchać – zapowiedział Paladyn i popchnął jedno ze starych skrzydeł drzwi.
Skinęła głową, zbyt przytłoczona ilością magii, by odpowiedzieć. Miała wrażenie, że jej ciało dostraja się do wibracji mocy, zmienia szybkość bicia serca i skraca oddech. Ze środka wylało się intensywnie niebieskie światło. Oczy Temeri nie zdążyły jeszcze do niego przywyknąć, gdy elf już wciągnął ją do środka i zatrzasnął drzwi.
Nylar położył aitance ręce na ramionach i wciąż na wpół oślepioną poprowadził przed siebie. Musiał wyczuć, jak reagowała na przestrzeń wokół nich, bo gdy wreszcie się zatrzymali, pochylił się do jej ucha i szepnął uspokajająco:
– Wiem, że czujesz się dziwnie, może nawet nieprzyjemnie. Ale nic ci nie będzie, jeśli dokładnie wykonasz to, co powiem.
– Więc co mam zrobić? – Wysiliła się, by jej głos brzmiał pewnie. Nie powinien drżeć u kogoś, kto został kapitanem.
Wzrok Temeri powoli przywykł do blasku. Znaleźli się w przestronnym, zaokrąglonym pomieszczeniu, którego jedną ścianę zapełniały dziwne pojemniczki z perłową substancją. Nie była ani płynna, ani gazowa – wydawała się trwać w stanie pośrednim między tymi dwoma.
– To eter? – upewniła się cicho kobieta. Musiała odchrząknąć, aby głos lepiej wydobył się z jej gardła.
– Tak. Ogromne zasoby eteru. Imponujące, prawda?
Temeri uważniej przyjrzała się naczynkom. Wszystkie fiolki wykonano z kryształu. Ich wielkość była zróżnicowana, ale kształt – podobny. Wyglądały zachwycająco i kusząco jednocześnie. Miała chęć wyciągnąć rękę i zabrać sobie jedną z fiolek, a jednocześnie czuła względem nich podświadomy szacunek i lęk.
– Wybierz sobie jedną i wypij – zachęcił niespodziewanie Nylar, jakby czytał w jej myślach. – A potem poddaj się magii. Nie walcz z nią. Stań się nią i pozwól jej zjednoczyć się z tobą. Sięgnij do swoich obaw, snów i przeczuć. Niezależnie od tego, co zobaczysz, nie wzbraniaj się przed tym. Wtedy pozostaniesz bezpieczna. Jeśli spróbujesz kontrolować eter, zniszczy cię.
– Skąd o tym wszystkim wiesz?
– W elfickich podaniach jest wiele informacji na temat eteru. A poza tym ja pamiętam czasy, kiedy go wykorzystywano. Przybyłem z Trzecią Flotą, gdy jeszcze dominowali tutaj aitanowie.
Temeri popatrzyła na niego ze zdziwieniem, odchylając głowę do tyłu. Nawet na jego długowiecznej rasie czas robił kiedyś wrażenie, o czym zdążyła się przekonać chwilę wcześniej, podczas oglądania mieszkańców zakonu. Doskonale wiedziała, że Trzecia Flota przybiła do brzegów jej ojczyzny ponad osiem tysięcy lat temu. Gdyby Nylar był wówczas dzieckiem, po takim czasie powinien wyglądać na podstarzałego elfa, jak wszyscy, którzy strzegli odosobnionego miejsca wypełnionego eterem. Tymczasem jego piękna twarz pozostała zupełnie pozbawiona zmarszczek.
– Nie doszukuj się niczego. Niektórzy z nas wiedzą, jak nie zmienić się ani odrobinę – zapewnił z lekkim rozbawieniem. Pochylił się, przez co ich twarze znalazły się zaledwie kilka centymetrów od siebie. – Ufasz mi na tyle, by skosztować?
– Tak.
– Więc to zrób.
Delikatnym naciskiem na ramiona zachęcił ją, by przysunęła się bliżej naczynek. Wystarczyło te pół kroku, by pragnienie przewyższyło obawy. Temeri sięgnęła po fiolkę, która najbardziej ją interesowała. Odkorkowała i zanim eter uniósł się ku górze, wychyliła go do dna.
Efekt był natychmiastowy. Jej ciało przeszył dreszcz. Poczuła gwałtownie rozlewającą się magię, której wcześniej nie znała. Uderzona jej siłą, cofnęła się i oparła o Nylara. Zamknęła oczy, gdyż obraz znajdujący się przed nimi zlał się z wizjami, które pojawiły się w głowie. Dopiero wtedy mogła skoncentrować się na tym, co kryło się w głębi jej wyobrażeń. Zobaczyła potężnego aitana, który walczył z Pierwszym Paladynem. Zazwyczaj niewielu przedstawicieli jej rasy decydowało się wypowiedzieć posłuszeństwo elfom, jednak podczas tej walki liczba chętnych do buntu zaczęła wzrastać. Wtórowali nieznajomemu, jakby zaraz sami mieli dołączyć do boju i za przeciwników obrać swoich dotychczasowych panów. Ona była wyjątkiem, który trwał u boku Nylara, choć z pewnością narażała się przez to na potępienie ze strony pozostałych aitanów. Nie przeszkadzało jej to. Odczuwała dumę, że Pierwszy Paladyn wybrał ją na swoją towarzyszkę podczas ważnych wydarzeń, a nie tylko do roli opiekunki jego niesfornej córki.
Nagle magia wezbrała jeszcze bardziej i Temeri poczuła, że pragnie całkowicie się jej poddać. Chciała, aby nią władała, przekształcała ją i wznosiła na wyżyny świadomości, jakich nie miała okazji wcześniej poznać. Bała się tego, co zobaczy, a jednocześnie pamiętała o przestrodze, by nie walczyć z tym, co się dzieje. Dlatego się poddała. Moc wyrwała jej świadomość z ciała. Temeri ujrzała z góry samą siebie, wspieraną przez Nylara tak, że nie osunęła się na podłogę. Elf jednak patrzył w górę, tam gdzie kapitan znajdowała się w swojej duchowej wersji. Uśmiechał się, ale tym razem ledwie to dostrzegła. Wydawał się jej inny niż dotychczas, bardziej świetlisty, zachwycający i kuszący jak sam eter. Błyszczał niczym gwiazda na mrocznym niebie.
Niespodziewanie wszystkie dawne przekazy oraz to, co widziała na własne oczy, połączyło się w spójną całość. Dawno temu, zanim przypłynęły Cztery Floty, aitanowie władali swoimi krajami. Byli panami ludzi i nielicznych mieszkających tam elfów. Wiedziała, że obecnie panująca rasa wówczas pozostawała zniewolona. Jednak dopiero w tym momencie w jej umyśle pojawiło się prawdziwe zrozumienie – jej pobratymcy potrzebowali niewolników, by czerpać z nich eter, niezbędny do budowania własnej siły i cywilizacji. Jednak przybycie Czterech Flot zniszczyło ten ład. Dumni elfowie z innych kontynentów chcieli wolności dla swych braci i sióstr. Ich potężna magia starła się z równie wielką mocą aitanów, a potem przerodziła w kilkusetletnią wojnę. Jej rodacy, pozbawieni swoich niewolników, bez możliwości zdobycia nowych ani skorzystania z eteru uwięzionego w infrastrukturze, którą systematycznie niszczono, zostali pokonani i sami trafili na służbę.
Temeri zapragnęła zrozumieć, dlaczego Pierwszy Paladyn zdecydował się odsłonić przed nią te tajemnice. Odpowiedź od razu pojawiła się w jej głowie, jakby kobieta wyczytała ją prosto z jego umysłu. Wierzył, że po tylu latach przynajmniej niektórzy z aitanów zasługiwali na więcej. Wybierał ich skrupulatnie – tak jak ją czy jej ojca – i przykładał ogromną wagę do ich przeszkolenia. Musiał być pewien ich wierności, by oddać im potężniejszą moc.
Poczuła się doceniona i dumna z siebie. Nylar wciąż wpatrywał się w nią z dołu. Wiedziała, że nie tylko stanowił źródło eteru, ale też potrafił go wykorzystywać dla siebie, by mimo wieku zachowywać zawsze tę samą młodość. Robił to, na co nie pozwalał nikomu innemu spośród elit. Nie miała mu tego za złe. Rozumiała, że nie chciał ujawniać niektórych tajemnic.
Tymczasem jednak magia pociągnęła Temeri dalej. Wyprowadziła jej świadomość z zakonu i powiodła poprzez otaczające go malownicze tereny. Przemknęła nad ludźmi i aitanami, którzy jej nie widzieli; nad elfami, którzy się obejrzeli, ale nie poświęcili jej większej uwagi, bo być może nie wiedzieli nawet, z czym mają do czynienia. Niespodziewanie skręciła do rozległej puszczy, przyciągana jak magnes przez nagle obudzone potężne źródło eteru.
Duchowa Temeri zatrzymała się między drzewami, by z fascynacją i zgrozą obserwować scenę, która rozgrywała się nieopodal. Mężczyzna o rubinowych włosach pochylał się nad ciałem młodej elfki. Poderżnięte gardło i ogromna plama krwi wokół niej nie pozostawiały wątpliwości, że dziewczynka wykrwawi się w ciągu krótkiej chwili. Nie próbował jej pomóc. Wręcz przeciwnie, w ciągu ostatnich sekund jej życia pobierał dla siebie eter. Wchłaniał go poprzez przyłożenie dłoni prosto do rany na gardle nastolatki. Był tym samym, którego w swojej wizji Temeri zobaczyła walczącego z Nylarem.
Kiedy nieznajomy skończył, uniósł wzrok i w przeciwieństwie do innych osób, które nie dostrzegły Temeri, wpatrzył się w nią z uwagą. Uśmiechnął się drapieżnie i zachęcająco. Skinął na nią dłonią unurzaną w elfickiej krwi.
– Chodź, znajdziemy ci ofiarę – zaprosił.
Temeri poczuła się rozdarta. Wiedziała, że aitan popełnił zbrodnię, i potępiała go za to, czego się dopuścił. Jednocześnie jednak scena, którą obejrzała, budziła w niej dzikie instynkty, których nigdy wcześniej nie poznała. Magia, krążąca w jej duchowej wersji i w ciele oddalonym o całe kilometry, pragnęła eteru. Chciała nasycać się nim tak, jak nasycił się mężczyzna, którego oglądała z góry.
– No dalej, moja droga. Już znasz smak eteru. Teraz poznaj jego dotyk – ponaglił ją.
Zawahała się.
– Temeri, pora wracać – przypomniał w tym samym momencie inny głos, przemawiający prosto do jej duszy. Nylar, o którym na krótką chwilę niemal zapomniała, pochłonięta walką z samą sobą. Nawet nie podejrzewała, że cały czas był z nią połączony myślami.
Tak naprawdę obaj mieli rację, kiedy przywoływali ją do siebie. Aitan należał do jej rasy i potrafiła sobie wyobrazić, jak wiele mógłby ją nauczyć. Z pewnością wiedział o eterze znacznie więcej niż ona. W tym momencie mogła nawet uwierzyć, że poprzez zburzenie obecnego ładu chciał zbudować nowy – bardziej podobny do tego, który istniał przed przybyciem Flot. Jednak Nylar był władcą, któremu służyła. Idąc w ślady ojca i przywdziewając mundur, przysięgała, że nigdy nie odstąpi Paladynów, a on był Pierwszym z nich. I to właśnie on okazał jej zaufanie, gdy zabrał ją do tajemnego miejsca pełnego fiolek i dał skosztować z jednej z nich.
Mimo pragnienia, by zostać, zawróciła. Pomknęła do komnaty, w której Nylar wspierał ją o siebie. Był skoncentrowany na jej przywołaniu do tego stopnia, że drgnął niczym wyrwany ze snu, kiedy opadła do własnego ciała. Temeri z zaskoczeniem zobaczyła, że uśmiechnął się do niej z zadowoleniem.
– Wróciłaś – ocenił krótko. – Jestem z ciebie dumny. I jak się czujesz?
– Oszołomiona – przyznała ostrożnie, gdyż na razie poruszanie własnym ciałem sprawiało jej trudność. Miała wrażenie, że było niezwykle ciężkie i oporne w porównaniu do lekkości, jaką czuła jako duch.
– Spragniona?
Zawahała się i nerwowo oblizała spierzchnięte wargi. Nylar z pewnością nie mówił o wodzie. Nie była pewna, czy może mu się przyznać do tego, jak wielką ma chęć sięgnąć po kolejną fiolkę z eterem. Musiał jednak właściwie odczytać jej niepewność, bo sam odgadł:
– Tak, jesteś spragniona eteru. Chciałabyś sięgnąć po ten, który krąży w moich żyłach?
– Nigdy bym się nie ośmieliła. Przysięgłam ci wierność, Nylarze.
– Dobrze wiesz, że mundur można zrzucić, a posłuszeństwo wypowiedzieć.
– Nie chcę tego. Jestem aitanką, żołnierzem w służbie Paladynów. Taka się urodziłam, tak przysięgałam, tak myślę.
Temeri chciała się odsunąć. Przypomniała sobie niespodziewanie, jak niestosowne było ich zachowanie. Aitanowie i elfowie nigdy się do siebie nie zbliżali – nie w taki sposób. Jednak Nylar stanowczo ją przytrzymał, nic sobie nie robiąc z konwenansów. Serce jej załomotało, gdy uświadomiła sobie, że aby uwolnić się z jego ramion, musiałaby teraz użyć magii. Wojskowe prawa surowo tego zabraniały, a poza tym nie chciała nawet próbować. W głębi serca musiała przyznać, że podobała jej się ta chwila bliskości. Pierwszy Paladyn nigdy nie okazywał jej niczego więcej poza zwyczajną życzliwością. Oczywiście, był bardziej miły niż profesjonalny, ale nigdy nie przekraczał pewnych granic. Aż do tej chwili.
– Zatem wybierasz mundur w moich barwach zamiast swojego pobratymca – podsumował cicho, co nie pozwoliło jej na dalsze dywagacje.
– Tak. Pomogę ci go ująć albo zabić – zadeklarowała.
– Doskonale, to chciałem usłyszeć.
W tej samej chwili przeszyła ją myśl, że w pewien sposób dopuszczała się zdrady. Aitan należał do tej samej rasy co ona. Mimo że została wychowana na posłuszną podwładną elfów, jakiś głos we wnętrzu jej głowy szeptał, że powinna stanąć po stronie swojego pobratymca. Uciszyła go czym prędzej. Zdusiła to pragnienie. Jako kapitan w szeregach armii Ruanu honor i wierność zasadom uważała za święte. Temeri była dziełem elfów, ukształtowanym przez ich świat, wojsko i zasady. Nie chciała eteru zmieszanego z krwią elfów. Chciała tylko tego, który mógł dać jej Nylar.
– Nie wiem, ile mamy czasu, ale musimy wykorzystać go jak najlepiej – kontynuował Pierwszy Paladyn. – Jeśli naprawdę jesteś zdecydowana stanąć u mojego boku, musisz być na to odpowiednio przygotowana.
– Sądzisz, że nie jestem?
– Uważam, że tylko ktoś, kto wie, jak wykorzystać moc płynącą z eteru, może walczyć z inną osobą, która również to wie.
– Chcesz mnie tego nauczyć?
– Tak. Zaryzykujesz dla mnie ponownie? Wiesz już, co cię czeka. Będę cię kusił każdego dnia mocą zamkniętą w fiolkach i płynącą we mnie. Pamiętaj, że pociąg do tej mocy jest twoją największą zaletą i wadą jednocześnie.
– Przecież wiesz, że zawsze wypełniam twoje rozkazy.
– Oczywiście. Jak sama powiedziałaś, służysz Paladynom. Pora to zmienić. Poczuj się wolna. Nie myśl o sobie jak o rzeczy. Wybierz mnie, ale nie dlatego, że tak uczono cię od dziecka. Wybierz dlatego, że naprawdę tego chcesz.
– Wybrałam, bo chcę – zapewniła z bijącym sercem.
Temeri nie miała co do tego najmniejszych wątpliwości. Wszystko, co wpajali jej rodzice, wychowawcy i przełożeni, było istotne, jednak nie uchroniło jej przed zawahaniem, kiedy ujrzała innego aitana i poczuła moc płynącą ze śmierci. Jednak nie wróciła wtedy ze względu na wtłoczone do głowy zasady. Sama przed sobą nie potrafiła ukryć, że zrobiła to tylko dlatego, iż zawołał ją Pierwszy Paladyn. Gdyby był przy niej ktoś inny, może poszłaby za nieznajomym. Ale Nylar miał w sobie coś, co sprawiało, że nie potrafiła mu odmówić. Tak samo jak nie potrafiła go odepchnąć, mimo że zdawała sobie sprawę z niepoprawności jego zachowania.
– Odebraliśmy wam eter, dumę i wolność – dodał niespodziewanie Philin. – Oddam ci je w jakimś stopniu. I mimo tego z pełną świadomością obiecujesz, że zostaniesz po mojej stronie? – upewnił się z powagą.
– Tak. A ty nie obawiasz się tego, co zrobię z mocą, którą mi proponujesz?
– Nie. Zresztą świadomość, że ją masz, to intrygujący dodatek do naszej znajomości. Zamknij oczy.
Usłuchała bez wahania. Nie była pewna, co się stanie, ale wierzyła, że Nylar nie chce jej krzywdy.
Jedna ręka elfa przestała ją otaczać. Zaraz potem poczuła na ustach dotyk chłodnego szkła. Spłynęła z niego ledwie kropla eteru. Temeri spiła ją łapczywie i wyciągnęła się po więcej, w nadziei, że będzie mogła jeszcze raz zakosztować niesamowitej lekkości i poczucia potęgi. Jednak zamiast pełnego magii napoju napotkała usta Nylara. Zamarła na krótką chwilę, po raz ostatni wracając do dręczących ją od dłuższej chwili wątpliwości. Jeśli Paladyn sam przekraczał narzucone im granice, ona powinna go zatrzymać. Nie tylko ze względu na zasady dotyczące aitanów i elfów czy zajmowane przez nich stanowiska, ale również z powodu jego żony i córek.
Jednak nie oparła się ani nie powiedziała słowa. Po prostu się poddała. Po dawce eteru elf przyciągał ją tak samo, jak blask świec wabił ćmy. I podobnie jak nocny motyl była gotowa zaryzykować wszystko – karierę, a nawet życie – aby tylko przedłużyć tę chwilę. Sięganie po zakazany owoc w postaci Philina okazało się zbyt przyjemne, by chciała zachować rozwagę. Władca Ruanu zadbał o to, żeby jej rozsądek zszedł na drugi plan.
Z tej nocy lepiej niż smak eteru miała zapamiętać pocałunki Nylara i bliskość ich ciał, gdy już pozbyli się mundurów. Nie żałowała. Wybrała Pierwszego Paladyna, a czy ktoś nazwałby to wolnością, czy niewolnictwem, nie miało dla niej znaczenia. Liczyło się tylko to, że sama nie pragnęła niczego innego.
