Gorąca trzydziestka? Fantastycznie! Tom 2 - ...po ciemniejszej stronie - Krzysztof T. Dąbrowski,Anna A. Sosna,Ewa Maciejczuk,Marta Choińska-Młynarczyk,Erika Reves,Helena Leblanc,Ewelina Gałdecka,Marianna Cieślak,Paula Rumanowska,Patrycja Żurek,Greta Eden - ebook

Opis

Jesteśmy dorośli. Zadajmy sobie te pytania: Czego się boimy? Czy jest coś, co wywołuje ciarki nawet na plecach dojrzałych ludzi? Jeśli tak, znajdziemy to w tej książce.

Strach ma nie tylko wielkie oczy i groźne kły. Czasem cechuje go całkiem przyjazna aparycja, czarujący uśmiech, przebiegłe spojrzenie. Innym razem w ogóle go nie widać, ale podskórnie czuć. Raz zło czai się tam, gdzie nikt się go nie spodziewa, a kolejnym razem nawet się nie kryje – atakuje wprost.

Przedstawiamy drugi tom antologii fantastycznej, która łączy dark fantasy i science fiction, dystopię, systemową kontrolę, demony, krwawe potyczki, mroczne istoty nadprzyrodzone, a do tego różnorodność gatunków literackich w jednej książce. „Gorąca trzydziestka? Fantastycznie! …po ciemniejszej stronie” to jedenaście wyjątkowych opowiadań o dorosłych i dla dorosłych – w mrocznej fantastycznej odsłonie. Zapraszamy serdecznie!

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 293

Rok wydania: 2025

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
5,0 (1 ocena)
1
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.


Podobne


Co­py­ri­ght © 2025 by Li­te­ra In­ven­ta

Co­py­ri­ght © 2025 by He­le­na Le­blanc, Mar­ta Cho­ińska-Mły­nar­czyk, Ewe­li­na Ga­łdec­ka, Ewa Ma­ciej­czuk, Ma­rian­na Cie­ślak, Eri­ka Re­ves, Pau­la Ru­ma­now­ska, Anna A. So­sna, Krzysz­tof T. Dąbrow­ski, Pa­try­cja Żu­rek, Gre­ta Eden

Wy­da­nie pierw­sze, 2025

Re­dak­tor pro­wa­dząca: He­le­na Le­blanc

Re­dak­cja: Aga­ta Bo­gu­sław­ska

Pierw­sza ko­rek­ta: Jo­an­na Kry­sty­na Ra­dosz

Dru­ga ko­rek­ta: Mar­ta Cho­ińska-Mły­nar­czyk

Skład, ła­ma­nie i przy­go­to­wa­nie ebo­oka: Mi­chał Bog­da­ński

Pro­jekt okład­ki i ry­sun­ki: Agniesz­ka Ma­kow­ska

ISBN: 978-83-67355-29-2

© Wszel­kie pra­wa za­strze­żo­ne. Ksi­ążka ani jej frag­men­ty nie mogą być prze­dru­ko­wy­wa­ne ani w ża­den inny spo­sób re­pro­du­ko­wa­ne lub od­czy­ty­wa­ne w środ­kach ma­so­we­go prze­ka­zu bez pi­sem­nej zgo­dy au­to­ra lub wy­daw­cy.

© All ri­ghts re­se­rved

stu­dio­_li­te­ra.in­ven­ta@outlo­ok.com

O „Gorącej trzydziestce? Fantastycznie!” … po ciemniejszej stronie.

Jak już wspo­mnia­łam w przed­mo­wie do Tomu 1 „O jed­no bi­cie ser­ca…”, an­to­lo­gia mia­ła być jed­na. Cze­mu więc są dwie?

Kie­dy wio­sną 2024 ogło­si­li­śmy kon­kurs na opo­wia­da­nia dla do­ro­słych z wąt­kiem fan­ta­stycz­nym, spo­dzie­wa­li­śmy się z wy­daw­cą głów­nie pro­po­zy­cji ro­man­ta­sy… ale zo­sta­li­śmy za­sko­cze­ni bar­dzo licz­ną re­pre­zen­ta­cją ka­żde­go z pod­ga­tun­ków fan­ta­sty­ki, w tym świet­ny­mi hi­sto­ria­mi bez wąt­ku ro­man­tycz­ne­go. Wy­bra­ne opo­wia­da­nia zo­sta­ły po­dzie­lo­ne więc na dwa tomy, któ­re tak samo wie­le łączy, jak i dzie­li.

I tak wła­śnie po­wstał tom 2 – „…po ciem­niej­szej stro­nie”, któ­ry z przy­jem­no­ścią przed­sta­wiam. To wy­jąt­ko­wy zbiór opo­wia­dań fan­ta­sy, low fan­ta­sy i scien­ce-fic­tion dla czy­tel­ni­ków o nie­co moc­niej­szych ner­wach, szu­ka­jących in­te­lek­tu­al­nych wy­zwań, skraj­nych emo­cji oraz – nie za­wsze szczęśli­we­go za­ko­ńcze­nia.

Znaj­dzie­cie tu dys­to­pię, zdra­dę, pod­stęp, ilu­zję, mrocz­ne kre­atu­ry, ale też de­mo­ny, wam­pi­ry i boga śmier­ci. Nie za­brak­nie też ero­ty­ki. Hi­sto­rie te są mrocz­ne, cza­sem smut­ne, ale często ostrze­ga­jące i zmu­sza­jące do re­flek­sji nad ży­ciem, jego ce­lem i przy­szło­ścią, któ­rą so­bie przy­go­to­wu­je­my. Nie da się prze­jść obok nich obo­jęt­nie.

Za­pra­szam do we­jścia w ten nie­zwy­kły świat.

He­le­na Le­blanc

Re­dak­tor pro­wa­dząca an­to­lo­gii

Eter

Marta Choińska-Młynarczyk

Te­me­ri ob­ra­ca­ła się przed lu­strem raz po raz, spraw­dza­jąc, czy ga­lo­wy mun­dur do­brze na niej leży. Był czar­ny jak noc, ozdo­bio­ny pla­ty­no­wy­mi gu­zi­ka­mi, z wy­so­ką stój­ką ha­fto­wa­ną srebr­ną ni­cią. Na ra­mio­nach miał pa­go­ny z gło­wa­mi lwów. Wy­ra­zi­ście pod­kre­ślał ru­bi­no­wy ko­lor wło­sów ko­bie­ty, któ­ry odzie­dzi­czy­ła po ro­dzi­cach na­le­żących do pra­sta­rej rasy aita­nów. Ma­ry­nar­kę do­pa­so­wa­no w ta­lii, a spód­ni­ca si­ęga­ła ko­lan. Przy pa­sie z czar­nej skó­ry wi­siał ry­tu­al­ny szty­let, je­dy­na broń, jaką po­zwa­la­no no­sić do ga­lo­we­go mun­du­ru. Wy­glądu do­pe­łnia­ły jesz­cze szpil­ki i cien­kie po­ńczo­chy.

Te­me­ri wo­la­ła co­dzien­ną wer­sję swo­je­go stro­ju, w któ­rej ma­ry­nar­ka mia­ła sze­ro­kie kla­py, a spód­ni­cę za­stępo­wa­ły bry­cze­sy. Wy­so­kie buty do kon­nej jaz­dy też wy­da­wa­ły się jej o nie­bo wy­god­niej­sze od pan­to­fli, ale tym ra­zem mu­sia­ła do­pa­so­wać się do ocze­ki­wań in­nych. Do­sta­ła awans, w zwi­ąz­ku z któ­rym nie mo­gła po­zwo­lić so­bie na nie­od­po­wied­ni wy­gląd. Mia­ła ob­jąć po­sa­dę oso­bi­stej stra­żnicz­ki na­stol­et­niej cór­ki Pierw­sze­go Pa­la­dy­na Ru­anu. To z ko­lei ozna­cza­ło, że co­dzien­nie będzie ob­ra­cać się w to­wa­rzy­stwie naj­wa­żniej­szych oso­bi­sto­ści. Przy­naj­mniej na po­cząt­ku mu­sia­ła zro­bić do­bre wra­że­nie.

– Ślicz­nie wy­glądasz – oce­ni­ła mat­ka, kie­dy zaj­rza­ła do po­ko­ju przez lek­ko uchy­lo­ne drzwi.

Te­me­ri zer­k­nęła przez ra­mię i uśmiech­nęła się do niej. Czu­ła lek­kie po­de­ner­wo­wa­nie i ka­żde wspar­cie było dla niej w tym mo­men­cie wa­żne.

Han­nei zbli­ży­ła się do cór­ki, do­sko­na­le wie­dząc, jak ta się stre­su­je. Po­pra­wi­ła czu­łym ge­stem ko­smyk wło­sów, któ­ry wy­mknął się spod spin­ki. Na­stęp­nie po­da­ła przy­go­to­wa­ny spe­cjal­nie na tę oka­zję upo­mi­nek. Te­me­ri przy­jęła go z wdzi­ęcz­no­ścią i szyb­ko ze­rwa­ła czer­wo­ny pa­pier. Gdy unio­sła wiecz­ko, uj­rza­ła parę dłu­gich kol­czy­ków z ru­bi­na­mi. Je­dy­ny do­pusz­czal­ny ko­lo­ro­wy ak­cent w jej słu­żbo­wym stro­ju.

– Dzi­ęku­ję, mamo. Są prze­pi­ęk­ne.

Za­ło­ży­ła je bez wa­ha­nia i jesz­cze raz przej­rza­ła się w lu­strze. Mat­ka sta­ła tak bli­sko, że wi­dzia­ła rów­nież jej od­bi­cie. Były do sie­bie nie­zwy­kle po­dob­ne. Krót­kie wło­sy Han­nei, choć prze­pla­ta­ne pa­ska­mi si­wi­zny, za­cho­wa­ły jesz­cze odro­bi­nę ru­bi­no­we­go ko­lo­ru. Obie ko­bie­ty mia­ły ten sam kszta­łt twa­rzy i zbli­żo­ną fi­gu­rę. Ró­żni­ły je tyl­ko oczy – u mat­ki sza­re, u Te­me­ri brązo­we.

Nie było już zbyt wie­le cza­su na przy­go­to­wa­nia. Te­me­ri po raz ostat­ni po­pra­wi­ła wło­sy, upi­na­jąc je nie­co moc­niej. Od­pro­wa­dzo­na przez Han­nei do do­ro­żki wsia­dła do niej z moc­no bi­jącym ser­cem. Chcia­ła mieć pierw­sze spo­tka­nie jak naj­szyb­ciej za sobą.

Aita­no­wie od za­wsze słu­ży­li Pa­la­dy­nom. Byli łącze­ni w eli­tar­ne od­dzia­ły i wy­ko­rzy­sty­wa­ni do ochro­ny naj­wa­żniej­szych osób w Ru­anie. Do­sko­na­le uzu­pe­łnia­li swo­imi mo­ca­mi mo­żli­wo­ści, któ­re mie­li el­fo­wie. A co naj­wa­żniej­sze, w prze­ci­wie­ństwie do nich nie oba­wia­li się ubru­dzić so­bie rąk. Re­li­gia nie za­bra­nia­ła im ucie­ka­nia się do czar­nej ma­gii, pod­czas gdy eli­ty kra­ju ni­g­dy nie po­zwa­la­ły so­bie na zgłębia­nie ta­kiej wie­dzy.

Te­me­ri mi­mo­wol­nie uśmiech­nęła się na myśl o ich hi­po­kry­zji. El­fo­wie nie byli go­to­wi na na­ukę czar­nej ma­gii, ale na wy­ko­rzy­sta­nie in­nych, któ­rzy nią wła­da­li, już tak. Wy­bie­ra­li spo­śród sie­bie Pa­la­dy­nów jako wła­dzę i uoso­bie­nie wszel­kich cnót, a za­raz za nimi usta­wia­li sze­re­gi lu­dzi i aita­nów, by ro­bi­li to wszyst­ko, do cze­go wy­twor­ni przed­sta­wi­cie­le ich pra­sta­rej rasy ni­g­dy by się nie zni­ży­li.

Roz­my­śla­nia ko­bie­ty prze­rwa­ło szarp­ni­ęcie do­ro­żki, któ­ra za­trzy­ma­ła się przed bra­mą. Gór­ne Mia­sto, w któ­rym miesz­ka­ły eli­ty Ru­anu, za­wsze do­brze chro­nio­no przed nie­pro­szo­ny­mi go­śćmi. Nie zdzi­wi­ła się więc, gdy do jej okna pod­sze­dł je­den z żo­łnie­rzy. W prze­ci­wie­ństwie do niej był czło­wie­kiem i no­sił na so­bie po­lo­wy mun­dur. Uśmiech­nął się, gdy zo­ba­czył, kogo przy­szło mu po­wi­tać.

– Dzień do­bry, pani ka­pi­tan. Gra­tu­lu­je­my awan­su. Cały od­dział jest z pani dum­ny. Wszy­scy za­zdro­ści­my pani oso­bi­stej słu­żby u lor­da Phi­li­na.

Te­me­ri ski­nęła gło­wą, cho­ciaż mia­ła ocho­tę po­wie­dzieć, że nie ma cze­go za­zdro­ścić. Choć po­sa­da była za­szczyt­na, jej nowy bez­po­śred­ni prze­ło­żo­ny nie sły­nął z mi­łe­go za­cho­wa­nia. Po Dol­nym Mie­ście krąży­ły plot­ki, że ten ary­sto­kra­ta za­rów­no aita­nów, jak i lu­dzi trak­to­wał z góry. Do tej pory zna­ła go je­dy­nie prze­lot­nie, ale po­dej­rze­wa­ła, że spo­ty­ka­nie się z nim ka­żde­go dnia nie będzie na­le­żeć do przy­jem­no­ści.

Stra­żnik się od­su­nął i dał znak ręką, by jego ko­le­dzy otwo­rzy­li bra­mę, któ­ra za­raz od­su­nęła się na bok z gło­śnym zgrzy­tem. Do­ro­żka ru­szy­ła. Te­me­ri prze­su­wa­ła spoj­rze­niem po mi­ja­nych wil­lach. Gór­ne Mia­sto pre­zen­to­wa­ło się pi­ęk­nie, a jego prze­pych wy­ra­źnie kon­tra­sto­wał z po­zo­sta­ły­mi dziel­ni­ca­mi Nai. Sto­li­ca była zlep­kiem ró­żnic kul­tu­ro­wych – efek­tem dzia­łań wszyst­kich na­cji, któ­re ją za­miesz­ki­wa­ły, ale też do­mem bie­do­ty. Licz­ba naj­ubo­ższych ro­sła z roku na rok, ale tym el­fo­wie nie mu­sie­li się przej­mo­wać. To nie oni ja­da­li szczu­ry, wie­wiór­ki i ro­ba­ki. Oni żyli do­stat­nio i szczęśli­wie.

Te­me­ri zna­ła oba świa­ty. Jako cór­ka aitan­ki, ni­g­dy nie cier­pia­ła gło­du. Jej mat­ka nie zo­sta­ła zwer­bo­wa­na do woj­ska, ale sta­no­wi­ła jego istot­ne wspar­cie cy­wil­ne jako za­kli­nacz­ka bro­ni. Rze­czy, któ­re po­tra­fi­ła zro­bić, były pi­ęk­ne i śmier­cio­no­śne, a jed­no­cze­śnie nie­zwy­kle po­żąda­ne. Dzi­ęki temu mo­gła so­bie po­zwo­lić na dom w do­brej dziel­ni­cy i sa­mot­ne wy­cho­wy­wa­nie cór­ki.

Jed­nak Te­me­ri nie raz by­wa­ła ze swo­im od­dzia­łem wśród naj­ubo­ższych. Gdy do­sta­ła roz­kaz, po­ma­ga­ła im lub tłu­mi­ła bun­ty. Nie py­ta­ła o po­wo­dy, ja­kie mie­li jej prze­ło­że­ni, ale nie raz za­sta­na­wia­ła się, dla­cze­go po­zwa­la­li na po­gar­sza­nie się sy­tu­acji, by po­tem roz­wi­ązy­wać pro­ble­my spo­łecz­ne za po­mo­cą bru­tal­nej siły. Cza­sa­mi na­wet po­dej­rze­wa­ła, że było im to na rękę. Wła­śnie w taki spo­sób el­fo­wie po­zby­wa­li się osób, któ­re uwa­ża­li za zbęd­ne.

Gdy­by ktoś za­py­tał Te­me­ri, co my­śli o el­fach, nie umia­ła­by od­po­wie­dzieć jed­no­znacz­nie. Ko­ja­rzy­ła ich z nie­prze­mi­ja­jącym pi­ęk­nem, ma­je­sta­tem i mądro­ścią. Uwiel­bia­ła opo­wie­ści o słyn­nych bo­ha­te­rach, któ­rzy za­wsze słu­ży­li do­bru. Jed­no­cze­śnie jed­nak wi­dzia­ła to wszyst­ko, cze­go wo­la­ła­by nie oglądać – na­pu­szo­nych ary­sto­kra­tów, ich roz­wy­drzo­ne dzie­ci i wy­le­wa­jącą się ze­wsząd hi­po­kry­zję. W Nai nie dało się prze­ga­pić żad­ne­go z tych eflic­kich aspek­tów. Mo­gła je­dy­nie zga­dy­wać, z któ­rym przyj­dzie jej od tej pory mie­rzyć się na co dzień.

Do­ro­żka szarp­nęła po raz ko­lej­ny i tym ra­zem za­trzy­ma­ła się przed pi­ęk­nym pa­ła­cem Pierw­sze­go Pa­la­dy­na. Mie­dzia­ne da­chy, zwie­ńcza­jące licz­ne wie­że tego wspa­nia­łe­go bu­dyn­ku, ozdo­bio­ne były cha­rak­te­ry­stycz­ny­mi szpi­kul­ca­mi. W ka­żdym z nich znaj­do­wa­ła się spe­cjal­na szkla­na ba­ńka o grusz­ko­wa­tym kszta­łcie. Le­gen­dy mó­wi­ły, że daw­no temu, za­nim na zie­mie Ru­anu przy­by­li el­fo­wie i za­gar­nęli dla sie­bie wła­dzę, w tych po­jem­nicz­kach znaj­do­wał się eter. Miał być al­che­micz­ną sub­stan­cją aita­nów, na któ­rej zbu­do­wa­li swój wspa­nia­ły kraj. Gdy el­fo­wie znisz­czy­li eter, daw­ne im­pe­rium upa­dło, a na jego miej­scu na­ro­dzi­ło się nowe – pe­łne wy­nio­słych Pa­la­dy­nów.

Te­me­ri nie umia­ła oce­nić, ile praw­dy kry­ło się w le­gen­dach o tej cu­dow­nej sub­stan­cji. Ni­g­dy jej nie wi­dzia­ła. Mia­ła za­le­d­wie trzy­dzie­ści lat i za jej cza­sów eter był tyl­ko mi­tem, o któ­rym aita­ńskie sta­rusz­ki opo­wia­da­ły wnu­kom na do­bra­noc.

Opu­ściw­szy do­ro­żkę, ka­pi­tan ru­szy­ła po mar­mu­ro­wych stop­niach do pa­ła­cu. Mimo że już wcze­śniej od­wie­dza­ła Gór­ne Mia­sto, ni­g­dy jesz­cze nie czu­ła się tak przy­tło­czo­na jego wspa­nia­ło­ścią. Mia­ła chęć za­wró­cić, choć wie­dzia­ła, że nie może. Wkro­czy­ła do pa­ła­co­wych wnętrz z bi­jącym szyb­ko ser­cem. Chcia­ła, aby to spo­tka­nie już się sko­ńczy­ło.

Ny­lar Phi­lin cze­kał w sa­lo­nie. Wstał na po­wi­ta­nie. Był wy­so­kim el­fem w nie­okre­ślo­nym wie­ku, z krót­ki­mi ja­sny­mi wło­sa­mi i piw­ny­mi ocza­mi. Przy­ku­wał uwa­gę, o czym Te­me­ri do­sko­na­le wie­dzia­ła. Nie raz sły­sza­ła elf­ki i ludz­kie ko­bie­ty, któ­re ci­cho wy­mie­nia­ły mi­ędzy sobą uwa­gi na jego te­mat. Plot­ki. Jako ka­pi­tan w jego od­dzia­le aitan­ka sta­ra­ła się za­cho­wać pro­fe­sjo­na­lizm, ale na­wet je­śli nie przed in­ny­mi, to cho­ciaż przed sobą mo­gła przy­znać, że i jej się po­do­bał.

U boku Pierw­sze­go Pa­la­dy­na sie­dzia­ła czter­na­sto­let­nia, wy­ra­źnie nie­za­do­wo­lo­na dziew­czy­na. Jej po­do­bie­ństwo do ojca było ude­rza­jące. Wy­da­wa­ło się jed­nak, że obec­no­ść swo­jej no­wej stra­żnicz­ki od­bie­ra­ła jako karę. Rzu­ci­ła Te­me­ri nie­chęt­ne spoj­rze­nie, a po­tem utkwi­ła pe­łen iry­ta­cji wzrok w ojcu.

Phi­lin wy­ci­ągnął rękę do aitan­ki i moc­no uści­snął. Od­wza­jem­ni­ła się mu tym sa­mym. Na­sto­lat­ka na­wet nie ra­czy­ła na nią spoj­rzeć. Na­wi­nęła ko­smyk zło­tych wło­sów na pa­lec, uda­jąc zu­pe­łnie nie­wzru­szo­ną.

– Li­riell – zwró­cił jej uwa­gę oj­ciec. – Ka­pi­tan Te­me­ri Sa­lin­gor będzie od ju­tra strzec two­je­go bez­pie­cze­ństwa.

– Wca­le jej nie po­trze­bu­ję – ob­ru­szy­ła się na­sto­lat­ka, krzy­żu­jąc ra­mio­na na pier­si. – Niech so­bie strze­że mamy albo Ko­ril!

– Nie zwra­caj uwa­gi na jej fo­chy, Te­me­ri. Li­riell przy­wyk­nie – mruk­nął Ny­lar, igno­ru­jąc uwa­gę cór­ki. Jego spoj­rze­nie prze­śli­zgnęło się po aitan­ce z za­do­wo­le­niem. – Będziesz się do­sko­na­le pre­zen­to­wać u boku mo­jej ro­dzi­ny. Wi­ta­my w pa­ła­cu.

Ka­pi­tan uśmiech­nęła się nie­pew­nie, gdyż nie do ko­ńca ro­zu­mia­ła, co miał na my­śli. Spo­dzie­wa­ła się po nim chłod­ne­go za­cho­wa­nia za­miast za­wo­alo­wa­ne­go kom­ple­men­tu, któ­ry usły­sza­ła. Nie mia­ła po­jęcia, jak na nie­go od­po­wie­dzieć. Li­czy­ła ta­kże na bar­dziej przy­ja­zne za­cho­wa­nie swo­jej pod­opiecz­nej i na spo­tka­nie żony Phi­li­na oraz jego młod­szej cór­ki. Tym­cza­sem nic nie prze­bie­ga­ło zgod­nie z jej prze­wi­dy­wa­nia­mi.

– To dla mnie praw­dzi­wy za­szczyt – za­pew­ni­ła w ko­ńcu, gdy nie zna­la­zła lep­sze­go ko­men­ta­rza. – Mam na­dzie­ję, że będzie pan za­do­wo­lo­ny.

– Jesz­cze ni­g­dy nie za­wio­dłem się na aita­nach. Nie wąt­pię, że sta­niesz na wy­so­ko­ści za­da­nia. Li­riell – zwró­cił się nie­spo­dzie­wa­nie do cór­ki. – Sko­ro za­mie­rzasz tak się za­cho­wy­wać, rów­nie do­brze mo­żesz wy­jść.

Dziew­czy­na prych­nęła gniew­nie i opu­ści­ła sa­lon. Osten­ta­cyj­nie za­trza­snęła za sobą drzwi. Pierw­szy Pa­la­dyn po­kręcił z ubo­le­wa­niem gło­wą i wska­zał Te­me­ri miej­sce na so­fie. Sam za­sia­dł na­prze­ciw­ko niej i na­tych­miast na­lał do kie­lisz­ków wina. Zno­wu ją za­sko­czył.

Ny­lar nie cze­kał, aż ko­bie­ta się otrząśnie i przej­dzie do po­rząd­ku dzien­ne­go nad jego nie­ty­po­wym za­cho­wa­niem. Po­dał al­ko­hol i wznió­sł sym­bo­licz­ny to­ast za wspó­łpra­cę.

– Li­riell jest w trud­nym wie­ku – wy­ja­śnił, gdy opu­ści­li kie­lisz­ki. – Po­trze­bu­je ko­goś, kto za­pew­ni jej ochro­nę i ma sil­ną rękę. Ko­goś bar­dziej sta­now­cze­go niż moja żona. Li­czę na cie­bie. Nie chcę, aby moja cór­ka pa­ko­wa­ła się w kło­po­ty.

– A tak robi?

– Oczy­wi­ście. Mu­sisz się spo­dzie­wać po niej wszyst­kich głu­pot, ja­kie mo­żna po­pe­łnić w wie­ku czter­na­stu lat. Nie­od­po­wied­nie to­wa­rzy­stwo, noc­ne uciecz­ki, po­dej­rza­ne miej­sca. Oto co ją te­raz po­ci­ąga.

– Unie­mo­żli­wię jej ta­kie eska­pa­dy.

– To wła­śnie chcia­łem usły­szeć.

Pierw­szy Pa­la­dyn być może po­czuł się za­chęco­ny do opo­wia­da­nia o wy­bry­kach Li­riell, bo przy­to­czył kil­ka z nich. Te­me­ri wy­słu­cha­ła go uwa­żnie, by za­pa­mi­ętać wszyst­kie istot­ne szcze­gó­ły i le­piej zbu­do­wać so­bie ob­raz na­sto­lat­ki. Chcia­ła wie­dzieć, co ją cze­ka, aby unik­nąć nie­przy­jem­nych nie­spo­dzia­nek.

Nie mo­gła też za­prze­czyć, że słu­cha­nie Ny­la­ra po pro­stu spra­wia­ło jej przy­jem­no­ść. Mó­wił kon­kret­nie, bez zbęd­nych dy­gre­sji, któ­re za­zwy­czaj ce­cho­wa­ły roz­mo­wy el­fów. Te­me­ri wy­czu­wa­ła w nim wszyst­kie te za­le­ty, któ­re ce­ni­ła so­bie w woj­sko­wych i któ­re skło­ni­ły ją kie­dyś do wstąpie­nia w sze­re­gi ar­mii. Z ka­żdym ko­lej­nym sło­wem na­bie­ra­ła wi­ęk­szej pew­no­ści, że ich wspó­łpra­ca uło­ży się do­sko­na­le.

* * *

Mimo wszyst­kich ostrze­żeń, ja­kich udzie­lił Ny­lar, Te­me­ri zo­sta­ła za­sko­czo­na po­my­sło­wo­ścią na­sto­lat­ki. Li­riell za­cho­wy­wa­ła się tak, jak­by mu­sia­ła udo­wod­nić, kto rządzi w tym du­ecie. Nie prze­wi­dzia­ła tyl­ko tego, że ani fo­chy, ani wy­bry­ki nie zro­bią na aitan­ce naj­mniej­sze­go wra­że­nia. Te­me­ri po­zo­sta­wa­ła nie­wzru­szo­na i zgod­nie ze swo­im woj­sko­wym wy­cho­wa­niem wy­pe­łnia­ła roz­ka­zy Pierw­sze­go Pa­la­dy­na z god­ną po­chwa­ły su­mien­no­ścią. W prze­ci­wie­ństwie do Amii, żony Ny­la­ra, nie ugi­na­ła się pod bła­gal­ny­mi spoj­rze­nia­mi i przy­mil­ny­mi słów­ka­mi Li­riell. Gdy mu­sia­ła po­su­nąć się do wy­ko­rzy­sta­nia ma­gii w celu ujarz­mie­nia czter­na­sto­lat­ki, ta­kże ni­g­dy się nie wa­ha­ła.

Pierw­szy mie­si­ąc w domu Pa­la­dy­na mi­nął, nim Te­me­ri zdąży­ła się obej­rzeć. Nie mia­ła na­wet cza­su, aby re­gu­lar­nie od­wie­dzać mat­kę. Je­dy­ny­mi chwi­la­mi wy­tchnie­nia oka­za­ły się dla niej krót­kie go­dzi­ny, w cza­sie któ­rych Li­riell mia­ła za­jęcia i obo­wi­ązek jej pil­no­wa­nia spa­dał na ko­goś in­ne­go. Tyl­ko wte­dy ka­pi­tan mo­gła za­jąć się wła­sny­mi spra­wa­mi czy za­dbać o broń. Jed­nak mimo zmęcze­nia nie na­rze­ka­ła na pra­cę. Sta­no­wi­sko było pre­sti­żo­we, a Ny­lar oka­zał się znacz­nie przy­ja­źniej­szy, niż ma­wia­no na mie­ście.

Po­zor­ny spo­kój nie pa­no­wał dłu­go. W po­ło­wie dru­gie­go mie­si­ąca pra­cy na­de­szły bez­sen­ne noce. Te­me­ri pa­mi­ęta­ła je z prze­szło­ści. To­wa­rzy­szy­ło jej w tym cza­sie uczu­cie nie­po­ko­ju, któ­re­go nie po­tra­fi­ła zi­den­ty­fi­ko­wać. Za­wsze za­po­wia­da­ło na­de­jście chwil, któ­re mia­ły za­bu­rzyć usta­lo­ny ład. Zna­ła już ten ob­jaw. Był cha­rak­te­ry­stycz­ny dla aita­nów, choć wi­ęk­szo­ść z nich nie po­tra­fi­ła od­po­wied­nio wcze­śnie od­gad­nąć, ja­kie nie­bez­pie­cze­ństwo za­po­wia­dał i jak się przed nim chro­nić.

Pierw­sze­mu Pa­la­dy­no­wi nie umknęła zmia­na w jej za­cho­wa­niu. Po­cze­kał, aż Li­riell znik­nie na za­jęciach, po czym we­zwał Te­me­ri do swo­je­go ga­bi­ne­tu. Za­chęcił, by za­jęła miej­sce, ale sam po­zo­stał w ru­chu – szy­ko­wał do­ku­men­ty i dro­bia­zgi na jed­no z wie­lu spo­tkań, któ­re od­by­wał. Był ubra­ny bar­dziej ele­ganc­ko niż za­zwy­czaj, co su­ge­ro­wa­ło, for­mal­ny cha­rak­ter ze­bra­nia.

– Co cię tra­pi, Te­me­ri?

– To nic ta­kie­go – od­pa­rła uspo­ka­ja­jąco, co spra­wi­ło, że elf rzu­cił jej kar­cące spoj­rze­nie. Uświa­do­mi­ła so­bie, że mu­siał wy­czuć kłam­stwo, więc do­da­ła: – Mam złe prze­czu­cia, ale zbyt nie­okre­ślo­ne, aby o nich opo­wia­dać.

– Mimo wszyst­ko chcę, abyś mi po­wie­dzia­ła.

– To po pro­stu ta­kie wra­że­nie. Nie­po­kój, któ­ry nie daje mi spać i na­pi­na wszyst­kie mi­ęśnie. Jak­by za­raz mia­ło na­de­jść ude­rze­nie… ale ono nie nad­cho­dzi. Jed­nak nie wiem, cze­go do­ty­czą te prze­czu­cia.

– Czu­łaś kie­dyś coś po­dob­ne­go?

– Tak, dwa razy. Raz nie­dłu­go przed śmier­cią ojca, dru­gi raz przed Wiel­kim Bun­tem.

– Zna­łem two­je­go ojca – przy­znał Ny­lar, na chwi­lę prze­ry­wa­jąc przy­go­to­wa­nia. Spoj­rzał na nią uwa­żnie i do­dał ci­szej: – Praw­dę mó­wi­ąc, przy­ja­źni­łem się z nim. Jak do­brze go pa­mi­ętasz?

– Pra­wie w ogó­le.

Oj­ciec Te­me­ri zma­rł, kie­dy sko­ńczy­ła sze­ść lat. Przez tak dłu­gi czas rysy jego twa­rzy za­ta­rły się w jej wspo­mnie­niach. Po­zo­sta­ły już tyl­ko po­je­dyn­cze sce­ny, w któ­rych wy­stępo­wał. Wszyst­kie bu­dzi­ły przy­jem­ne sko­ja­rze­nia.

Te­me­ri ni­g­dy wcze­śniej nie sły­sza­ła o tym, aby oj­ciec przy­ja­źnił się z Pierw­szym Pa­la­dy­nem. Nie za­sko­czył jej jed­nak brak ta­kich in­for­ma­cji. Re­la­cje mi­ędzy aita­na­mi a el­fa­mi za­wsze mia­ły cha­rak­ter pro­fe­sjo­nal­ny, a nie oso­bi­sty. Ja­kie­kol­wiek od­stęp­stwa od za­sad nie wcho­dzi­ły w ra­chu­bę. Ny­lar naj­pew­niej stra­ci­łby wie­le w oczach in­nych człon­ków eli­ty, gdy­by wie­dzie­li o tym, o czym wspo­mniał.

– Nie sły­sza­łaś o tym jesz­cze, praw­da? – od­ga­dł, jak­by czy­tał w jej my­ślach.

– Nie. By­łam za mała, aby tata mó­wił mi o swo­ich spra­wach.

– Mogę za­pew­nić, że wie­le mó­wił o to­bie – wspo­mniał Pierw­szy Pa­la­dyn i lek­ko się uśmiech­nął. – By­łby z cie­bie dum­ny.

Te­me­ri od­czu­ła za­kło­po­ta­nie. Po swo­im pra­co­daw­cy nie spo­dzie­wa­ła się tak oso­bi­ste­go te­ma­tu. Ski­nęła gło­wą w po­dzi­ęko­wa­niu, nie wie­dząc na­wet, co mia­ła­by mu od­po­wie­dzieć. Oj­ciec był żo­łnie­rzem, po­dob­nie jak ona. Cza­sa­mi nie wra­cał przez wie­le ty­go­dni, wy­sy­ła­ny na mi­sje usta­lo­ne przez eli­ty. Te­raz ko­bie­ta ta­kże żyła z dala od domu, bo choć od­le­gło­ść dzie­ląca Gór­ne i Dol­ne Mia­sto nie była duża, obo­wi­ąz­ki nie po­zwa­la­ły jej tam za często za­glądać. Pa­la­dy­ni z pew­no­ścią mo­gli do­ce­niać od­da­nie, z ja­kim Sa­lin­go­ro­wie im słu­ży­li.

– Wra­ca­jąc do two­ich prze­czuć… – Ny­lar pod­jął naj­wa­żniej­szy te­mat. – Masz ja­kieś po­dej­rze­nia, cze­go mie­li­by­śmy się spo­dzie­wać?

– Nie­ste­ty nie wiem. Tak jak wszy­scy wiem tyl­ko, że coś się sta­nie, a nie co i kie­dy.

Phi­lin prze­su­nął po niej wzro­kiem od góry do dołu i oce­nił coś, o czym nie mia­ła po­jęcia. Za­wa­hał się przez chwi­lę. Kie­dy wresz­cie do niej pod­sze­dł, po­czu­ła się przy­tło­czo­na. Stał nad nią kil­ka se­kund, wy­so­ki i po­wa­żny, wzbu­dza­jący sza­cu­nek, a na­wet pew­ne­go ro­dza­ju gro­zę. Być może wy­czuł, że było jej z tego po­wo­du nie­swo­jo, bo w ko­ńcu przy­sia­dł na sąsied­nim fo­te­lu.

– Ufasz mi?

– Oczy­wi­ście – od­pa­rła z prze­ko­na­niem, ma­jąc wra­że­nie, że był to pew­ne­go ro­dza­ju test. Wie­lu aita­nów słu­ży­ło el­fom, ale tak na­praw­dę nie­wie­lu im ufa­ło.

– I nie za­wa­hasz się, na­wet je­śli na­ra­żę cię na chwi­lo­we nie­bez­pie­cze­ństwo?

– Je­stem żo­łnie­rzem. Nie za­wa­ham się po­słu­chać, kie­dy wyda mi pan roz­kaz.

– Więc cze­kaj dziś na mnie w holu pi­ęt­na­ście mi­nut przed pó­łno­cą. Za­dbaj, aby Li­riell moc­no spa­ła. Nie chce­my żad­nych nie­spo­dzia­nek aż do rana. – Ny­lar zer­k­nął wy­mow­nie na ry­tu­al­ny szty­let, któ­ry Te­me­ri za­wsze no­si­ła przy so­bie.

Ski­nęła gło­wą, bo do­sko­na­le ro­zu­mia­ła jego alu­zję. Ocze­ki­wał od niej wy­ko­rzy­sta­nia aita­ńskiej ma­gii i wy­da­wał się za­do­wo­lo­ny z po­twier­dze­nia. Chciał jesz­cze coś do­dać, ale roz­le­gło się po­na­gla­jące pu­ka­nie. Zmarsz­czył czo­ło, pod­nió­sł się i mruk­nął ostrze­gaw­czo:

– Moja żona nie może o tym wie­dzieć.

Zgar­nął wszyst­kie przy­go­to­wa­ne rze­czy, po czym wy­sze­dł. Nie po­fa­ty­go­wał się na­wet, aby rzu­cić krót­kie po­że­gna­nie.

Te­me­ri z bi­jącym ser­cem cze­ka­ła do wie­czo­ra. Uda­wa­ła przed Amią i jej cór­ka­mi, że nic się nie dzie­je. Gdy do spo­tka­nia zo­sta­ło jej już tyl­ko kil­ka­na­ście mi­nut, zaj­rza­ła do po­ko­ju Li­riell. Na­sto­lat­ka wy­da­wa­ła się moc­no uśpio­na, ale ka­pi­tan wie­dzia­ła, że w jej przy­pad­ku wszyst­ko mo­gło się szyb­ko zmie­nić. Uklękła przy łó­żku ze szty­le­tem w dło­ni i de­li­kat­nie ukłu­ła opusz­kę swo­je­go pal­ca – do tak pro­stej ma­gii po­trze­bo­wa­ła jed­nej kro­pli krwi.

Moc obu­dzi­ła się na­tych­miast. Po­pły­nęła wart­kim stru­mie­niem, jak­by tyl­ko cze­ka­ła na taką oka­zję. Li­riell po­ru­szy­ła się nie­spo­koj­nie. Te­me­ri mu­sia­ła dzia­łać szyb­ko. Na­wet na­sto­let­nia elf­ka była bar­dzo wy­czu­lo­na na zmia­ny wo­kół sie­bie. Dla­te­go aitan­ka bez żad­ne­go wa­ha­nia skie­ro­wa­ła ma­gię w jej kie­run­ku. Po­głębi­ła sen, aby zgod­nie z ży­cze­niem Ny­la­ra jego cór­ka nie mo­gła prze­bu­dzić się zbyt wcze­śnie i wy­ko­rzy­stać nie­obec­no­ści opie­kun­ki oraz ojca do re­ali­za­cji wła­snych po­my­słów.

Chwi­lę pó­źniej, gdy cze­ka­ła już w holu, Te­me­ri po­my­śla­ła, że w pe­wien spo­sób nie dzi­wi się na­sto­lat­ce. W domu Pierw­sze­go Pa­la­dy­na wol­no­ść nie ist­nia­ła. Elf trak­to­wał su­ro­wo za­rów­no żonę, jak i cór­ki. Wy­ma­gał od nich nie­mal per­fek­cyj­ne­go za­cho­wa­nia. Amia do­sto­so­wa­ła się do jego ocze­ki­wań bez sło­wa sprze­ci­wu, a Ko­ril mia­ła do­pie­ro pięć lat i jej po­strze­ga­nie świa­ta było inne niż u star­szej sio­stry. Li­riell jed­nak mia­ła cha­rak­ter po­dob­ny do Ny­la­ra, a mło­dzie­ńczy wiek do­da­wał do tego odro­bi­ny nie­od­po­wie­dzial­no­ści i bun­tu. Gdy­by oj­ciec nie trzy­mał jej aż tak krót­ko, może mi­nęła­by jej skłon­no­ść do ro­bie­nia mu na zło­ść. Te­me­ri nie mia­ła jed­nak od­wa­gi, by mu to za­su­ge­ro­wać.

Ny­lar po­ja­wił się przy wy­jściu punk­tu­al­nie. Miał na so­bie czar­ny mun­dur ze zło­ty­mi smo­ka­mi na pa­go­nach i ko­łnie­rzu, sym­bo­li­zu­jący­mi sta­no­wi­sko Pierw­sze­go Pa­la­dy­na. Wy­glądał do­stoj­nie i jesz­cze przy­stoj­niej niż na co dzień. Od cza­su Wiel­kie­go Bun­tu, któ­ry zo­stał stłu­mio­ny trzy lata wcze­śniej, Te­me­ri nie wi­dzia­ła go w tym stro­ju. Wte­dy nie mia­ła oka­zji po­znać go le­piej, gdyż wszy­scy kon­cen­tro­wa­li się je­dy­nie na uspo­ko­je­niu gru­py lu­dzi, któ­ra chcia­ła zmie­nić pa­nu­jące za­sa­dy. Wie­rzy­li, że ich rasa jest w sta­nie prze­ciw­sta­wić się do­mi­na­cji el­fic­kich elit. Nie prze­wi­dzie­li je­dy­nie, ja­kie spu­sto­sze­nie po­tra­fią siać aita­no­wie, je­śli po­zwo­li im się na uży­wa­nie wi­ęk­szej niż za­zwy­czaj daw­ki mocy.

– Cho­dźmy. – Ny­lar ski­nął ręką na Te­me­ri. – Przed nami jesz­cze ka­wa­łek dro­gi.

Po­szła za nim po­słusz­nie, bez do­py­ty­wa­nia, do­kąd za­mie­rzał ją za­brać. Ko­nie już na nich cze­ka­ły. Ru­szy­li przed sie­bie w mil­cze­niu. Gór­ne Mia­sto było po­grążo­ne we śnie i bez­piecz­ne. Żo­łnie­rze re­gu­lar­nie je pa­tro­lo­wa­li i na­wet oso­by, któ­re za­sie­dzia­ły się nie­co zbyt dłu­go w go­spo­dzie, mo­gły zo­stać wy­le­gi­ty­mo­wa­ne. Pierw­sze­go Pa­la­dy­na nikt jed­nak nie ośmie­li­łby się za­cze­pić, dzi­ęki cze­mu spo­koj­nie do­tar­li aż do bra­my. Wy­star­czy­ło jed­no jego ski­nie­nie, aby sta­nęła otwo­rem – bez zbęd­nych py­tań i wy­ja­śnień.

W dziel­ni­cach Dol­ne­go Mia­sta nie było już tak spo­koj­nie. Elf prze­mknął przez nie, nie ogląda­jąc się na ni­ko­go. Wy­ci­ąga­jący do nie­go dło­nie bie­da­cy nie mo­gli li­czyć na­wet na po­bła­żli­we spoj­rze­nie, a za­wa­dza­jącą gru­pę pi­ja­ków roz­trącił na boki ma­gią. Gdy ktoś spró­bo­wał go za­trzy­mać, na­wet nie zwol­nił. Te­me­ri od­nio­sła wra­że­nie, że to wła­śnie było jego praw­dzi­we ob­li­cze.

Wy­je­cha­li ze sto­li­cy i przez ja­kiś czas pędzi­li na pó­łnoc, naj­pierw głów­nym trak­tem, a po­tem bocz­ny­mi dro­ga­mi, do­pó­ki nie do­tar­li do sta­re­go za­ko­nu Pa­la­dy­nów. Kom­pleks bu­dyn­ków po­ło­żo­ny był w sa­mym ser­cu lasu, na nie­wiel­kim pa­gór­ku. Wy­da­wał się pu­sty, ale kie­dy prze­kro­czy­li bra­mę, oka­za­ło się, że miesz­ka tam kil­ku el­fów. Na ich twa­rzach dało się do­strzec po­je­dyn­cze zmarszcz­ki, a we wło­sach nie­wiel­ką ilo­ść si­wi­zny, co su­ge­ro­wa­ło, że byli pra­sta­rzy. Te­me­ri ni­g­dy jesz­cze nie wi­dzia­ła przed­sta­wi­cie­li ich rasy, któ­rzy no­si­li­by na so­bie ja­kie­kol­wiek ozna­ki upły­wu cza­su.

Je­den z miej­sco­wych el­fów mil­cząco skło­nił się przed Ny­la­rem i ode­brał ko­nie. Inny, rów­nież bez żad­ne­go sło­wa, po­dał Phi­li­no­wi ma­syw­ny klucz. Pierw­szy Pa­la­dyn prze­sze­dł szpa­le­rem, któ­ry utwo­rzy­li po­zo­sta­li człon­ko­wie za­ko­nu. Te­me­ri po­drep­ta­ła za nim, odro­bi­nę przy­tło­czo­na at­mos­fe­rą tego miej­sca. Wy­ra­źnie wy­czu­wa­ła wi­bra­cje krążącej tu ma­gii, któ­ra zda­wa­ła się prze­si­ąkać przez gru­be mury. Przez chwi­lę wy­da­wa­ło się jej na­wet, że ozdob­ne gar­gul­ce na da­chach ob­ró­ci­ły się w jej stro­nę. Uśmiech­nęła się na myśl o tym dziw­nym złu­dze­niu optycz­nym. Tak na­praw­dę ani ka­mien­ne masz­ka­ro­ny, ani Pa­la­dy­ni nie zwra­ca­li na nią uwa­gi.

– Nie­sa­mo­wi­te uczu­cie, praw­da? – rzu­cił nie­spo­dzie­wa­nie Phi­lin i ob­ró­cił się w jej stro­nę, gdy już podąża­ła za nim ci­chym we­wnętrz­nym ko­ry­ta­rzem.

– Tak, cie­ka­we miej­sce. Dla­cze­go pan mnie tu­taj za­brał? To chy­ba za­mkni­ęty za­kon Pa­la­dy­nów.

– Ma ści­słą klau­zu­lę, ale w wy­jąt­ko­wych chwi­lach wy­jąt­ko­we oso­by mogą tu przy­pro­wa­dzać go­ści – wy­ja­śnił i gdy za­trzy­mał się na chwi­lę przed ko­lej­ny­mi drzwia­mi, do­dał: – Wy­star­czy tych for­mal­no­ści. Mo­żesz mó­wić do mnie po imie­niu, Te­me­ri.

– Dzi­ęku­ję, to dla mnie za­szczyt.

Wcho­dzi­li co­raz głębiej w la­bi­rynt ko­ry­ta­rzy i scho­dów, któ­re pro­wa­dzi­ły do sa­me­go ser­ca wie­ko­we­go za­ko­nu. Skle­pie­nia były co­raz ni­ższe, ścia­ny usta­wio­ne bli­żej sie­bie, a w po­wie­trzu za­czął uno­sić się cha­rak­te­ry­stycz­ny za­pach prze­jść po­ło­żnych głębo­ko pod zie­mią. Wszech­obec­na wil­goć osia­dła na ich cia­łach. Te­me­ri za­drża­ła, czu­jąc ogar­nia­jący ją chłód, skraj­nie ró­żny od cie­pła, ja­kie pa­no­wa­ło na ze­wnątrz. Nie ode­zwa­ła się jed­nak ani sło­wem. W woj­sku nie było miej­sca na uty­ski­wa­nia.

Po dro­dze Pierw­szy Pa­la­dyn cza­sem się za­trzy­my­wał, by coś prze­łączyć lub po­słać odro­bi­nę ma­gii. Ukry­te przy­ci­ski i dźwi­gnie, a ta­kże nie­wi­dzial­ne ta­jem­ni­cze ba­rie­ry bu­dzi­ły za­in­te­re­so­wa­nie Te­me­ri, ale nie od­wa­ży­ła się za­py­tać, co do­kład­nie by ich spo­tka­ło, gdy­by o nich za­po­mniał. Zga­dy­wa­ła, że na ko­ńcu mu­sia­ło znaj­do­wać się coś na­praw­dę nie­zwy­kłe­go.

Wresz­cie do­tar­li do drzwi za­opa­trzo­nych w ener­ge­tycz­ną, so­lid­niej­szą od po­przed­nich ba­rie­rę i trzy duże zam­ki. Do otwar­cia dwóch z nich Phi­lin użył swo­ich klu­czy, do trze­cie­go wy­ko­rzy­stał ten, któ­ry otrzy­mał od sta­łe­go miesz­ka­ńca wie­ko­we­go za­ko­nu. Gdy zdjął osło­nę z mocy, Te­me­ri wy­ra­źniej niż kie­dy­kol­wiek po­czu­ła drga­nia ma­gii wo­kół sie­bie – tak im­po­nu­jące, jak­by wkro­czy­ła do sa­me­go ser­ca zie­mi.

– W środ­ku mu­sisz się mnie bez­względ­nie słu­chać – za­po­wie­dział Pa­la­dyn i po­pchnął jed­no ze sta­rych skrzy­deł drzwi.

Ski­nęła gło­wą, zbyt przy­tło­czo­na ilo­ścią ma­gii, by od­po­wie­dzieć. Mia­ła wra­że­nie, że jej cia­ło do­stra­ja się do wi­bra­cji mocy, zmie­nia szyb­ko­ść bi­cia ser­ca i skra­ca od­dech. Ze środ­ka wy­la­ło się in­ten­syw­nie nie­bie­skie świa­tło. Oczy Te­me­ri nie zdąży­ły jesz­cze do nie­go przy­wyk­nąć, gdy elf już wci­ągnął ją do środ­ka i za­trza­snął drzwi.

Ny­lar po­ło­żył aitan­ce ręce na ra­mio­nach i wci­ąż na wpół ośle­pio­ną po­pro­wa­dził przed sie­bie. Mu­siał wy­czuć, jak re­ago­wa­ła na prze­strzeń wo­kół nich, bo gdy wresz­cie się za­trzy­ma­li, po­chy­lił się do jej ucha i szep­nął uspo­ka­ja­jąco:

– Wiem, że czu­jesz się dziw­nie, może na­wet nie­przy­jem­nie. Ale nic ci nie będzie, je­śli do­kład­nie wy­ko­nasz to, co po­wiem.

– Więc co mam zro­bić? – Wy­si­li­ła się, by jej głos brzmiał pew­nie. Nie po­wi­nien drżeć u ko­goś, kto zo­stał ka­pi­ta­nem.

Wzrok Te­me­ri po­wo­li przy­wy­kł do bla­sku. Zna­le­źli się w prze­stron­nym, za­okrąglo­nym po­miesz­cze­niu, któ­re­go jed­ną ścia­nę za­pe­łnia­ły dziw­ne po­jem­nicz­ki z per­ło­wą sub­stan­cją. Nie była ani płyn­na, ani ga­zo­wa – wy­da­wa­ła się trwać w sta­nie po­śred­nim mi­ędzy tymi dwo­ma.

– To eter? – upew­ni­ła się ci­cho ko­bie­ta. Mu­sia­ła od­chrząk­nąć, aby głos le­piej wy­do­był się z jej gar­dła.

– Tak. Ogrom­ne za­so­by ete­ru. Im­po­nu­jące, praw­da?

Te­me­ri uwa­żniej przyj­rza­ła się na­czyn­kom. Wszyst­kie fiol­ki wy­ko­na­no z krysz­ta­łu. Ich wiel­ko­ść była zró­żni­co­wa­na, ale kszta­łt – po­dob­ny. Wy­gląda­ły za­chwy­ca­jąco i ku­sząco jed­no­cze­śnie. Mia­ła chęć wy­ci­ągnąć rękę i za­brać so­bie jed­ną z fio­lek, a jed­no­cze­śnie czu­ła względem nich podświa­do­my sza­cu­nek i lęk.

– Wy­bierz so­bie jed­ną i wy­pij – za­chęcił nie­spo­dzie­wa­nie Ny­lar, jak­by czy­tał w jej my­ślach. – A po­tem pod­daj się ma­gii. Nie walcz z nią. Stań się nią i po­zwól jej zjed­no­czyć się z tobą. Si­ęgnij do swo­ich obaw, snów i prze­czuć. Nie­za­le­żnie od tego, co zo­ba­czysz, nie wzbra­niaj się przed tym. Wte­dy po­zo­sta­niesz bez­piecz­na. Je­śli spró­bu­jesz kon­tro­lo­wać eter, znisz­czy cię.

– Skąd o tym wszyst­kim wiesz?

– W el­fic­kich po­da­niach jest wie­le in­for­ma­cji na te­mat ete­ru. A poza tym ja pa­mi­ętam cza­sy, kie­dy go wy­ko­rzy­sty­wa­no. Przy­by­łem z Trze­cią Flo­tą, gdy jesz­cze do­mi­no­wa­li tu­taj aita­no­wie.

Te­me­ri po­pa­trzy­ła na nie­go ze zdzi­wie­niem, od­chy­la­jąc gło­wę do tyłu. Na­wet na jego dłu­go­wiecz­nej ra­sie czas ro­bił kie­dyś wra­że­nie, o czym zdąży­ła się prze­ko­nać chwi­lę wcze­śniej, pod­czas ogląda­nia miesz­ka­ńców za­ko­nu. Do­sko­na­le wie­dzia­ła, że Trze­cia Flo­ta przy­bi­ła do brze­gów jej oj­czy­zny po­nad osiem ty­si­ęcy lat temu. Gdy­by Ny­lar był wów­czas dziec­kiem, po ta­kim cza­sie po­wi­nien wy­glądać na pod­sta­rza­łe­go elfa, jak wszy­scy, któ­rzy strze­gli od­osob­nio­ne­go miej­sca wy­pe­łnio­ne­go ete­rem. Tym­cza­sem jego pi­ęk­na twarz po­zo­sta­ła zu­pe­łnie po­zba­wio­na zmarsz­czek.

– Nie do­szu­kuj się ni­cze­go. Nie­któ­rzy z nas wie­dzą, jak nie zmie­nić się ani odro­bi­nę – za­pew­nił z lek­kim roz­ba­wie­niem. Po­chy­lił się, przez co ich twa­rze zna­la­zły się za­le­d­wie kil­ka cen­ty­me­trów od sie­bie. – Ufasz mi na tyle, by skosz­to­wać?

– Tak.

– Więc to zrób.

De­li­kat­nym na­ci­skiem na ra­mio­na za­chęcił ją, by przy­su­nęła się bli­żej na­czy­nek. Wy­star­czy­ło te pół kro­ku, by pra­gnie­nie prze­wy­ższy­ło oba­wy. Te­me­ri si­ęgnęła po fiol­kę, któ­ra naj­bar­dziej ją in­te­re­so­wa­ła. Od­kor­ko­wa­ła i za­nim eter unió­sł się ku gó­rze, wy­chy­li­ła go do dna.

Efekt był na­tych­mia­sto­wy. Jej cia­ło prze­szył dreszcz. Po­czu­ła gwa­łtow­nie roz­le­wa­jącą się ma­gię, któ­rej wcze­śniej nie zna­ła. Ude­rzo­na jej siłą, cof­nęła się i opa­rła o Ny­la­ra. Za­mknęła oczy, gdyż ob­raz znaj­du­jący się przed nimi zlał się z wi­zja­mi, któ­re po­ja­wi­ły się w gło­wie. Do­pie­ro wte­dy mo­gła skon­cen­tro­wać się na tym, co kry­ło się w głębi jej wy­obra­żeń. Zo­ba­czy­ła po­tężne­go aita­na, któ­ry wal­czył z Pierw­szym Pa­la­dy­nem. Za­zwy­czaj nie­wie­lu przed­sta­wi­cie­li jej rasy de­cy­do­wa­ło się wy­po­wie­dzieć po­słu­sze­ństwo el­fom, jed­nak pod­czas tej wal­ki licz­ba chęt­nych do bun­tu za­częła wzra­stać. Wtó­ro­wa­li nie­zna­jo­me­mu, jak­by za­raz sami mie­li do­łączyć do boju i za prze­ciw­ni­ków ob­rać swo­ich do­tych­cza­so­wych pa­nów. Ona była wy­jąt­kiem, któ­ry trwał u boku Ny­la­ra, choć z pew­no­ścią na­ra­ża­ła się przez to na po­tępie­nie ze stro­ny po­zo­sta­łych aita­nów. Nie prze­szka­dza­ło jej to. Od­czu­wa­ła dumę, że Pierw­szy Pa­la­dyn wy­brał ją na swo­ją to­wa­rzysz­kę pod­czas wa­żnych wy­da­rzeń, a nie tyl­ko do roli opie­kun­ki jego nie­sfor­nej cór­ki.

Na­gle ma­gia wez­bra­ła jesz­cze bar­dziej i Te­me­ri po­czu­ła, że pra­gnie ca­łko­wi­cie się jej pod­dać. Chcia­ła, aby nią wła­da­ła, prze­kszta­łca­ła ją i wzno­si­ła na wy­ży­ny świa­do­mo­ści, ja­kich nie mia­ła oka­zji wcze­śniej po­znać. Bała się tego, co zo­ba­czy, a jed­no­cze­śnie pa­mi­ęta­ła o prze­stro­dze, by nie wal­czyć z tym, co się dzie­je. Dla­te­go się pod­da­ła. Moc wy­rwa­ła jej świa­do­mo­ść z cia­ła. Te­me­ri uj­rza­ła z góry samą sie­bie, wspie­ra­ną przez Ny­la­ra tak, że nie osu­nęła się na podło­gę. Elf jed­nak pa­trzył w górę, tam gdzie ka­pi­tan znaj­do­wa­ła się w swo­jej du­cho­wej wer­sji. Uśmie­chał się, ale tym ra­zem le­d­wie to do­strze­gła. Wy­da­wał się jej inny niż do­tych­czas, bar­dziej świe­tli­sty, za­chwy­ca­jący i ku­szący jak sam eter. Błysz­czał ni­czym gwiaz­da na mrocz­nym nie­bie.

Nie­spo­dzie­wa­nie wszyst­kie daw­ne prze­ka­zy oraz to, co wi­dzia­ła na wła­sne oczy, po­łączy­ło się w spój­ną ca­ło­ść. Daw­no temu, za­nim przy­pły­nęły Czte­ry Flo­ty, aita­no­wie wła­da­li swo­imi kra­ja­mi. Byli pa­na­mi lu­dzi i nie­licz­nych miesz­ka­jących tam el­fów. Wie­dzia­ła, że obec­nie pa­nu­jąca rasa wów­czas po­zo­sta­wa­ła znie­wo­lo­na. Jed­nak do­pie­ro w tym mo­men­cie w jej umy­śle po­ja­wi­ło się praw­dzi­we zro­zu­mie­nie – jej po­bra­tym­cy po­trze­bo­wa­li nie­wol­ni­ków, by czer­pać z nich eter, nie­zbęd­ny do bu­do­wa­nia wła­snej siły i cy­wi­li­za­cji. Jed­nak przy­by­cie Czte­rech Flot znisz­czy­ło ten ład. Dum­ni el­fo­wie z in­nych kon­ty­nen­tów chcie­li wol­no­ści dla swych bra­ci i sióstr. Ich po­tężna ma­gia sta­rła się z rów­nie wiel­ką mocą aita­nów, a po­tem prze­ro­dzi­ła w kil­ku­set­let­nią woj­nę. Jej ro­da­cy, po­zba­wie­ni swo­ich nie­wol­ni­ków, bez mo­żli­wo­ści zdo­by­cia no­wych ani sko­rzy­sta­nia z ete­ru uwi­ęzio­ne­go w in­fra­struk­tu­rze, któ­rą sys­te­ma­tycz­nie nisz­czo­no, zo­sta­li po­ko­na­ni i sami tra­fi­li na słu­żbę.

Te­me­ri za­pra­gnęła zro­zu­mieć, dla­cze­go Pierw­szy Pa­la­dyn zde­cy­do­wał się od­sło­nić przed nią te ta­jem­ni­ce. Od­po­wie­dź od razu po­ja­wi­ła się w jej gło­wie, jak­by ko­bie­ta wy­czy­ta­ła ją pro­sto z jego umy­słu. Wie­rzył, że po tylu la­tach przy­naj­mniej nie­któ­rzy z aita­nów za­słu­gi­wa­li na wi­ęcej. Wy­bie­rał ich skru­pu­lat­nie – tak jak ją czy jej ojca – i przy­kła­dał ogrom­ną wagę do ich prze­szko­le­nia. Mu­siał być pe­wien ich wier­no­ści, by od­dać im po­tężniej­szą moc.

Po­czu­ła się do­ce­nio­na i dum­na z sie­bie. Ny­lar wci­ąż wpa­try­wał się w nią z dołu. Wie­dzia­ła, że nie tyl­ko sta­no­wił źró­dło ete­ru, ale też po­tra­fił go wy­ko­rzy­sty­wać dla sie­bie, by mimo wie­ku za­cho­wy­wać za­wsze tę samą mło­do­ść. Ro­bił to, na co nie po­zwa­lał ni­ko­mu in­ne­mu spo­śród elit. Nie mia­ła mu tego za złe. Ro­zu­mia­ła, że nie chciał ujaw­niać nie­któ­rych ta­jem­nic.

Tym­cza­sem jed­nak ma­gia po­ci­ągnęła Te­me­ri da­lej. Wy­pro­wa­dzi­ła jej świa­do­mo­ść z za­ko­nu i po­wio­dła po­przez ota­cza­jące go ma­low­ni­cze te­re­ny. Prze­mknęła nad lu­dźmi i aita­na­mi, któ­rzy jej nie wi­dzie­li; nad el­fa­mi, któ­rzy się obej­rze­li, ale nie po­świ­ęci­li jej wi­ęk­szej uwa­gi, bo być może nie wie­dzie­li na­wet, z czym mają do czy­nie­nia. Nie­spo­dzie­wa­nie skręci­ła do roz­le­głej pusz­czy, przy­ci­ąga­na jak ma­gnes przez na­gle obu­dzo­ne po­tężne źró­dło ete­ru.

Du­cho­wa Te­me­ri za­trzy­ma­ła się mi­ędzy drze­wa­mi, by z fa­scy­na­cją i zgro­zą ob­ser­wo­wać sce­nę, któ­ra roz­gry­wa­ła się nie­opo­dal. Mężczy­zna o ru­bi­no­wych wło­sach po­chy­lał się nad cia­łem mło­dej elf­ki. Po­de­rżni­ęte gar­dło i ogrom­na pla­ma krwi wo­kół niej nie po­zo­sta­wia­ły wąt­pli­wo­ści, że dziew­czyn­ka wy­krwa­wi się w ci­ągu krót­kiej chwi­li. Nie pró­bo­wał jej po­móc. Wręcz prze­ciw­nie, w ci­ągu ostat­nich se­kund jej ży­cia po­bie­rał dla sie­bie eter. Wchła­niał go po­przez przy­ło­że­nie dło­ni pro­sto do rany na gar­dle na­sto­lat­ki. Był tym sa­mym, któ­re­go w swo­jej wi­zji Te­me­ri zo­ba­czy­ła wal­czące­go z Ny­la­rem.

Kie­dy nie­zna­jo­my sko­ńczył, unió­sł wzrok i w prze­ci­wie­ństwie do in­nych osób, któ­re nie do­strze­gły Te­me­ri, wpa­trzył się w nią z uwa­gą. Uśmiech­nął się dra­pie­żnie i za­chęca­jąco. Ski­nął na nią dło­nią unu­rza­ną w el­fic­kiej krwi.

– Cho­dź, znaj­dzie­my ci ofia­rę – za­pro­sił.

Te­me­ri po­czu­ła się roz­dar­ta. Wie­dzia­ła, że aitan po­pe­łnił zbrod­nię, i po­tępia­ła go za to, cze­go się do­pu­ścił. Jed­no­cze­śnie jed­nak sce­na, któ­rą obej­rza­ła, bu­dzi­ła w niej dzi­kie in­stynk­ty, któ­rych ni­g­dy wcze­śniej nie po­zna­ła. Ma­gia, krążąca w jej du­cho­wej wer­sji i w cie­le od­da­lo­nym o całe ki­lo­me­try, pra­gnęła ete­ru. Chcia­ła na­sy­cać się nim tak, jak na­sy­cił się mężczy­zna, któ­re­go ogląda­ła z góry.

– No da­lej, moja dro­ga. Już znasz smak ete­ru. Te­raz po­znaj jego do­tyk – po­na­glił ją.

Za­wa­ha­ła się.

– Te­me­ri, pora wra­cać – przy­po­mniał w tym sa­mym mo­men­cie inny głos, prze­ma­wia­jący pro­sto do jej du­szy. Ny­lar, o któ­rym na krót­ką chwi­lę nie­mal za­po­mnia­ła, po­chło­ni­ęta wal­ką z samą sobą. Na­wet nie po­dej­rze­wa­ła, że cały czas był z nią po­łączo­ny my­śla­mi.

Tak na­praw­dę obaj mie­li ra­cję, kie­dy przy­wo­ły­wa­li ją do sie­bie. Aitan na­le­żał do jej rasy i po­tra­fi­ła so­bie wy­obra­zić, jak wie­le mó­głby ją na­uczyć. Z pew­no­ścią wie­dział o ete­rze znacz­nie wi­ęcej niż ona. W tym mo­men­cie mo­gła na­wet uwie­rzyć, że po­przez zbu­rze­nie obec­ne­go ładu chciał zbu­do­wać nowy – bar­dziej po­dob­ny do tego, któ­ry ist­niał przed przy­by­ciem Flot. Jed­nak Ny­lar był wład­cą, któ­re­mu słu­ży­ła. Idąc w śla­dy ojca i przy­wdzie­wa­jąc mun­dur, przy­si­ęga­ła, że ni­g­dy nie od­stąpi Pa­la­dy­nów, a on był Pierw­szym z nich. I to wła­śnie on oka­zał jej za­ufa­nie, gdy za­brał ją do ta­jem­ne­go miej­sca pe­łne­go fio­lek i dał skosz­to­wać z jed­nej z nich.

Mimo pra­gnie­nia, by zo­stać, za­wró­ci­ła. Po­mknęła do kom­na­ty, w któ­rej Ny­lar wspie­rał ją o sie­bie. Był skon­cen­tro­wa­ny na jej przy­wo­ła­niu do tego stop­nia, że drgnął ni­czym wy­rwa­ny ze snu, kie­dy opa­dła do wła­sne­go cia­ła. Te­me­ri z za­sko­cze­niem zo­ba­czy­ła, że uśmiech­nął się do niej z za­do­wo­le­niem.

– Wró­ci­łaś – oce­nił krót­ko. – Je­stem z cie­bie dum­ny. I jak się czu­jesz?

– Oszo­ło­mio­na – przy­zna­ła ostro­żnie, gdyż na ra­zie po­ru­sza­nie wła­snym cia­łem spra­wia­ło jej trud­no­ść. Mia­ła wra­że­nie, że było nie­zwy­kle ci­ężkie i opor­ne w po­rów­na­niu do lek­ko­ści, jaką czu­ła jako duch.

– Spra­gnio­na?

Za­wa­ha­ła się i ner­wo­wo ob­li­za­ła spierzch­ni­ęte war­gi. Ny­lar z pew­no­ścią nie mó­wił o wo­dzie. Nie była pew­na, czy może mu się przy­znać do tego, jak wiel­ką ma chęć si­ęgnąć po ko­lej­ną fiol­kę z ete­rem. Mu­siał jed­nak wła­ści­wie od­czy­tać jej nie­pew­no­ść, bo sam od­ga­dł:

– Tak, je­steś spra­gnio­na ete­ru. Chcia­ła­byś si­ęgnąć po ten, któ­ry krąży w mo­ich ży­łach?

– Ni­g­dy bym się nie ośmie­li­ła. Przy­si­ęgłam ci wier­no­ść, Ny­la­rze.

– Do­brze wiesz, że mun­dur mo­żna zrzu­cić, a po­słu­sze­ństwo wy­po­wie­dzieć.

– Nie chcę tego. Je­stem aitan­ką, żo­łnie­rzem w słu­żbie Pa­la­dy­nów. Taka się uro­dzi­łam, tak przy­si­ęga­łam, tak my­ślę.

Te­me­ri chcia­ła się od­su­nąć. Przy­po­mnia­ła so­bie nie­spo­dzie­wa­nie, jak nie­sto­sow­ne było ich za­cho­wa­nie. Aita­no­wie i el­fo­wie ni­g­dy się do sie­bie nie zbli­ża­li – nie w taki spo­sób. Jed­nak Ny­lar sta­now­czo ją przy­trzy­mał, nic so­bie nie ro­bi­ąc z kon­we­nan­sów. Ser­ce jej za­ło­mo­ta­ło, gdy uświa­do­mi­ła so­bie, że aby uwol­nić się z jego ra­mion, mu­sia­ła­by te­raz użyć ma­gii. Woj­sko­we pra­wa su­ro­wo tego za­bra­nia­ły, a poza tym nie chcia­ła na­wet pró­bo­wać. W głębi ser­ca mu­sia­ła przy­znać, że po­do­ba­ła jej się ta chwi­la bli­sko­ści. Pierw­szy Pa­la­dyn ni­g­dy nie oka­zy­wał jej ni­cze­go wi­ęcej poza zwy­czaj­ną życz­li­wo­ścią. Oczy­wi­ście, był bar­dziej miły niż pro­fe­sjo­nal­ny, ale ni­g­dy nie prze­kra­czał pew­nych gra­nic. Aż do tej chwi­li.

– Za­tem wy­bie­rasz mun­dur w mo­ich bar­wach za­miast swo­je­go po­bra­tym­ca – pod­su­mo­wał ci­cho, co nie po­zwo­li­ło jej na dal­sze dy­wa­ga­cje.

– Tak. Po­mo­gę ci go ująć albo za­bić – za­de­kla­ro­wa­ła.

– Do­sko­na­le, to chcia­łem usły­szeć.

W tej sa­mej chwi­li prze­szy­ła ją myśl, że w pe­wien spo­sób do­pusz­cza­ła się zdra­dy. Aitan na­le­żał do tej sa­mej rasy co ona. Mimo że zo­sta­ła wy­cho­wa­na na po­słusz­ną pod­wład­ną el­fów, ja­kiś głos we wnętrzu jej gło­wy szep­tał, że po­win­na sta­nąć po stro­nie swo­je­go po­bra­tym­ca. Uci­szy­ła go czym prędzej. Zdu­si­ła to pra­gnie­nie. Jako ka­pi­tan w sze­re­gach ar­mii Ru­anu ho­nor i wier­no­ść za­sa­dom uwa­ża­ła za świ­ęte. Te­me­ri była dzie­łem el­fów, ukszta­łto­wa­nym przez ich świat, woj­sko i za­sa­dy. Nie chcia­ła ete­ru zmie­sza­ne­go z krwią el­fów. Chcia­ła tyl­ko tego, któ­ry mógł dać jej Ny­lar.

– Nie wiem, ile mamy cza­su, ale mu­si­my wy­ko­rzy­stać go jak naj­le­piej – kon­ty­nu­ował Pierw­szy Pa­la­dyn. – Je­śli na­praw­dę je­steś zde­cy­do­wa­na sta­nąć u mo­je­go boku, mu­sisz być na to od­po­wied­nio przy­go­to­wa­na.

– Sądzisz, że nie je­stem?

– Uwa­żam, że tyl­ko ktoś, kto wie, jak wy­ko­rzy­stać moc pły­nącą z ete­ru, może wal­czyć z inną oso­bą, któ­ra rów­nież to wie.

– Chcesz mnie tego na­uczyć?

– Tak. Za­ry­zy­ku­jesz dla mnie po­now­nie? Wiesz już, co cię cze­ka. Będę cię ku­sił ka­żde­go dnia mocą za­mkni­ętą w fiol­kach i pły­nącą we mnie. Pa­mi­ętaj, że po­ci­ąg do tej mocy jest two­ją naj­wi­ęk­szą za­le­tą i wadą jed­no­cze­śnie.

– Prze­cież wiesz, że za­wsze wy­pe­łniam two­je roz­ka­zy.

– Oczy­wi­ście. Jak sama po­wie­dzia­łaś, słu­żysz Pa­la­dy­nom. Pora to zmie­nić. Po­czuj się wol­na. Nie myśl o so­bie jak o rze­czy. Wy­bierz mnie, ale nie dla­te­go, że tak uczo­no cię od dziec­ka. Wy­bierz dla­te­go, że na­praw­dę tego chcesz.

– Wy­bra­łam, bo chcę – za­pew­ni­ła z bi­jącym ser­cem.

Te­me­ri nie mia­ła co do tego naj­mniej­szych wąt­pli­wo­ści. Wszyst­ko, co wpa­ja­li jej ro­dzi­ce, wy­cho­waw­cy i prze­ło­że­ni, było istot­ne, jed­nak nie uchro­ni­ło jej przed za­wa­ha­niem, kie­dy uj­rza­ła in­ne­go aita­na i po­czu­ła moc pły­nącą ze śmier­ci. Jed­nak nie wró­ci­ła wte­dy ze względu na wtło­czo­ne do gło­wy za­sa­dy. Sama przed sobą nie po­tra­fi­ła ukryć, że zro­bi­ła to tyl­ko dla­te­go, iż za­wo­łał ją Pierw­szy Pa­la­dyn. Gdy­by był przy niej ktoś inny, może po­szła­by za nie­zna­jo­mym. Ale Ny­lar miał w so­bie coś, co spra­wia­ło, że nie po­tra­fi­ła mu od­mó­wić. Tak samo jak nie po­tra­fi­ła go ode­pchnąć, mimo że zda­wa­ła so­bie spra­wę z nie­po­praw­no­ści jego za­cho­wa­nia.

– Ode­bra­li­śmy wam eter, dumę i wol­no­ść – do­dał nie­spo­dzie­wa­nie Phi­lin. – Od­dam ci je w ja­ki­mś stop­niu. I mimo tego z pe­łną świa­do­mo­ścią obie­cu­jesz, że zo­sta­niesz po mo­jej stro­nie? – upew­nił się z po­wa­gą.

– Tak. A ty nie oba­wiasz się tego, co zro­bię z mocą, któ­rą mi pro­po­nu­jesz?

– Nie. Zresz­tą świa­do­mo­ść, że ją masz, to in­try­gu­jący do­da­tek do na­szej zna­jo­mo­ści. Za­mknij oczy.

Usłu­cha­ła bez wa­ha­nia. Nie była pew­na, co się sta­nie, ale wie­rzy­ła, że Ny­lar nie chce jej krzyw­dy.

Jed­na ręka elfa prze­sta­ła ją ota­czać. Za­raz po­tem po­czu­ła na ustach do­tyk chłod­ne­go szkła. Spły­nęła z nie­go le­d­wie kro­pla ete­ru. Te­me­ri spi­ła ją łap­czy­wie i wy­ci­ągnęła się po wi­ęcej, w na­dziei, że będzie mo­gła jesz­cze raz za­kosz­to­wać nie­sa­mo­wi­tej lek­ko­ści i po­czu­cia po­tęgi. Jed­nak za­miast pe­łne­go ma­gii na­po­ju na­po­tka­ła usta Ny­la­ra. Za­ma­rła na krót­ką chwi­lę, po raz ostat­ni wra­ca­jąc do dręczących ją od dłu­ższej chwi­li wąt­pli­wo­ści. Je­śli Pa­la­dyn sam prze­kra­czał na­rzu­co­ne im gra­ni­ce, ona po­win­na go za­trzy­mać. Nie tyl­ko ze względu na za­sa­dy do­ty­czące aita­nów i el­fów czy zaj­mo­wa­ne przez nich sta­no­wi­ska, ale rów­nież z po­wo­du jego żony i có­rek.

Jed­nak nie opa­rła się ani nie po­wie­dzia­ła sło­wa. Po pro­stu się pod­da­ła. Po daw­ce ete­ru elf przy­ci­ągał ją tak samo, jak blask świec wa­bił ćmy. I po­dob­nie jak noc­ny mo­tyl była go­to­wa za­ry­zy­ko­wać wszyst­ko – ka­rie­rę, a na­wet ży­cie – aby tyl­ko przedłu­żyć tę chwi­lę. Si­ęga­nie po za­ka­za­ny owoc w po­sta­ci Phi­li­na oka­za­ło się zbyt przy­jem­ne, by chcia­ła za­cho­wać roz­wa­gę. Wład­ca Ru­anu za­dbał o to, żeby jej roz­sądek zsze­dł na dru­gi plan.

Z tej nocy le­piej niż smak ete­ru mia­ła za­pa­mi­ętać po­ca­łun­ki Ny­la­ra i bli­sko­ść ich ciał, gdy już po­zby­li się mun­du­rów. Nie ża­ło­wa­ła. Wy­bra­ła Pierw­sze­go Pa­la­dy­na, a czy ktoś na­zwa­łby to wol­no­ścią, czy nie­wol­nic­twem, nie mia­ło dla niej zna­cze­nia. Li­czy­ło się tyl­ko to, że sama nie pra­gnęła ni­cze­go in­ne­go.