Garść pierników, szczypta miłości - Natalia Sońska - ebook + książka

Garść pierników, szczypta miłości ebook

Sońska Natalia

4,4

Opis

Przepis na szczęście w grudniu: śnieg, bałwan, choinka, prezenty… A może garść pierników i szczypta miłości?

Hania, młoda i ambitna redaktorka w modowym piśmie „Pearl” skupia się na rozwoju kariery. Miłość? Partner? Małżeństwo? To zdecydowanie nie dla niej. Zwłaszcza że ostatni związek przypłaciła morzem wylanych łez.

Ale wszystko do czasu. Szalony pomysł, by zamienić się obowiązkami z koleżanką z redakcji, doprowadza do niespodziewanego spotkania. Hania poznaje Wiktora, przystojnego i pewnego siebie szefa dużej firmy marketingowej. Ich relacja bardzo szybko staje się więcej niż służbowa. Temperament dziewczyny i jej talent do pakowania się w kłopoty nie ułatwiają sprawy. Zwłaszcza gdy na scenę wkraczają: dawny partner dziewczyny oraz jego żona, redaktorka naczelna magazynu „Pearl”.

Czy Hani uda się napisać ten najważniejszy tekst w życiu? Czy stworzy swój… przepis na szczęście?

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 488

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,4 (424 oceny)
264
99
45
15
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Moniock

Nie oderwiesz się od lektury

Książka pod tytułem "Garść pierników, szczypta miłości" opowiada historię Hanny, która jest redaktorą w magazynie "Pearl" oraz Wiktora, że który jest właścicielem firmy marketingowej. Życie tej dwójki łączy się ponieważ Bielska w ramach pracy nad artykułem przeprowadza wywiad z Olszewskim. Mimo, że na początku Hania nie zbyt polubiła Wiktora to z każdym spotkaniem przedsiębiorca zdobywa serce pani redaktor. Czy ta znajomość ma szsnse na szczęśliwe zakończenie przekonaj się czytając świąteczną książkę autorstwa Natalii Sońskiej.
00
wioolcia

Nie oderwiesz się od lektury

Super
00
MAGGA21

Nie oderwiesz się od lektury

ładna
00
Karinii

Nie oderwiesz się od lektury

Polecam
00
Iracz

Nie oderwiesz się od lektury

Piękna książka, mądra.
00

Popularność




 

 

 

 

Copyright © Natalia Sońska-Serafin, 2015

Copyright © Wydawnictwo Poznańskie sp. z o.o., 2015

 

Redaktorka prowadząca: Joanna Jeziorna-Kramarz

Marketing i promocja: Andżelika Stasiłowicz

Redakcja: Marta Buczek (Bartnicka)

Korekta: Magdalena Owczarzak, Anna Zientek

Projekt typograficzny, skład i łamanie: Klaudia Kumala

Projekt okładki i stron tytułowych: Magda Bloch

Fotografie na okładce: © alecsia | iStock

Fotografia autorki na skrzydełku: Ewa So – Kobieca Fotografika

Konwersja publikacji do wersji elektronicznej: Dariusz Nowacki

 

Zezwalamy na udostępnianie okładki książki w internecie.

 

Wydanie II

 

eISBN 978-83-67461-45-0

 

CZWARTA STRONA

Grupa Wydawnictwa Poznańskiego sp. z o.o.

ul. Fredry 8, 61-701 Poznań

tel.: 61 853-99-10

[email protected]

www.czwartastrona.pl

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Sylwii

Dzięki Tobie, kochana, zrozumiałam,

jak wielkie potrafi być ludzkie serce.

Twoje nie ma granic.

 

Zuzi

Za inspirację.

 

Iwonie

Za to, że wiedziała i nie powiedziała.

Dziękuję. Po prostu.

 

 

Rozdział 1

 

 

Wraz z nadejściem grudnia zapanowała przygnębiająca plucha. Co prawda kalendarzowo była jeszcze jesień, ale miesiąc ten kojarzył się już ze śniegiem, oprószonymi nim drzewami i skrzypiącym pod butami szronem. Tymczasem w tym roku nie dość, że nie było jeszcze upragnionego śniegu, nic nie zapowiadało zmiany pogody; co więcej, meteorolodzy zastrzegali, by nie nastawiać się na białe święta. Biały puch spadł co prawda kilkukrotnie, ale za każdym razem zostawał stłumiony przez ciężki i przygnębiający deszcz. Pogoda więc wcale nie nastrajała do „doświadczania magii świąt”, mimo że już od połowy listopada przystrojone choinki dumnie prężyły się w galeriach handlowych, witryny sklepowe przyozdobiono imitującymi śnieg gwiazdkami, migającymi światełkami, atrapami prezentów, a w butikach coraz częściej słychać było bożonarodzeniowe hity.

Przedświąteczna krzątanina opanowała już miasta, chociaż do Wigilii zostało jeszcze ponad trzy tygodnie. Każdy chciał jak najszybciej uporać się z niezałatwionymi sprawami, kupić prezenty pod choinkę, wysłać kartki z życzeniami, choć i tak ostatecznie wszystko odkładano na ostatnią chwilę. Napięcie udzielało się każdemu. Jedni traktowali je jako nieodłączny element świąt Bożego Narodzenia, który w gruncie rzeczy przypomina o ich uroku, innych tylko męczyło. Mimo nerwowej atmosfery wprowadzonej przez media i konsumpcyjne społeczeństwo, większość wyczekiwała jednak pierwszej gwiazdki przełamującej rutynę codziennego życia opanowanego przez pracę, naukę lub inne przyziemne zajęcia.

W redakcji modowego pisma „Pearl” również nie zapomniano o świętach. Na każdym niemal biurku stała minichoinka, uśmiechnięty aniołek lub pyzaty mikołaj, wywołujące iskierkę radości w sercach pracowników. Nie każdy może chciał się do tego przyznać, ale po cichu liczono na mały, świąteczny cud.

 

 

– Haniu, mogłabyś mi zrobić kawy? – spytała Kinga, widząc, jak jej koleżanka z biurka naprzeciwko zalewa herbatę wrzątkiem.

– Jasne. Półtorej łyżeczki kawy i jedna cukru? – spytała z uśmiechem.

– Jak zwykle. Dzięki, jesteś kochana… – odpowiedziała z nutką znudzenia w głosie Kinga. – Ja nie wiem, co mogę tu jeszcze dodać. Marta chciała artykuł o świątecznych trendach, więc zrobiłam mały research w internecie, przeszłam się po sklepach, wypytałam stylistów, co jest modne tej zimy, zrobiłam zdjęcia, po czym położyłam jej na biurku mój pomysł, a ona stwierdziła, że to mało! – W ostatnim zdaniu słychać już było rozczarowanie.

– Nikt nie mówił, że będzie łatwo – stwierdziła Hania.

– No dzięki. – Kinga rzuciła koleżance pogardliwe spojrzenie, słysząc kpinę w jej głosie.

 

 

Hania postawiła kubek z kawą na biurku współpracowniczki, po czym usiadła przy swoim i upiła łyk herbaty.

– Nie chciałabyś się zamienić obowiązkami? – spytała Kinga po chwili.

– Chcesz redagować wywiady? – Rozbawiona Hania z niedowierzaniem odpowiedziała pytaniem na pytanie.

– No dobrze, wolę pisać artykuły. Ale te jej wahania nastroju muszą mieć coś wspólnego z Markiem. – Kinga wróciła do tematu Marty, ich wspólnej szefowej. – Od tygodnia chodzi jakaś podenerwowana, Marek też jest jakiś nieswój, może się pokłócili? Myślisz, że się rozstaną przed samymi świętami?

– Za dużo seriali, kochana – skwitowała krótko Hania, nie przerywając stukania w klawiaturę.

– No ale ta cała historia jest jak z serialu. Ona, zimna i nieczuła, dziedziczy połowę pisma po przyjaciółce matki. On, pełen ciepła i przebojowy, odkupuje drugą połowę od przyjaciela. Na początku się nienawidzą, chcą się nawzajem pozbyć z wydawnic­twa, po czym po kilkumiesięcznej walce zakochują się w sobie, pobierają i żyją długo i szczęśliwie. Swoją drogą, nie wiem, jak on z nią wytrzymuje, przecież Marta nie ma serca, wieje od niej chłodem na kilometr! Dlaczego on się nie związał na stałe z tobą? Przecież się spotykaliście.

– Przeciwieństwa się przyciągają, nie słyszałaś? I prosiłam cię, żebyś nie wracała do tamtej sprawy.

– Ech… Z tego, co wiem, ogień topi lód, lecz w tym przypadku albo ogień jest za słaby, albo lód jest bardzo, ale to bardzo gruby… Ale wiesz co! Napiszę o tym artykuł i jeśli Marta stwierdzi, że to słabe, powiem, że wzorowałam się na jej historii! Ha! Jestem genialna! – Kinga wybuchła entuzjazmem.

 

 

Tymczasem Hania postawiła w redagowanym wywiadzie ostatnią kropkę, wrzuciła go na pendrive’a i udała się do przełożonej.

Praca Hani polegała głównie na nanoszeniu korektorskich poprawek w tekstach innych dziennikarzy. Od czasu do czasu mogła liczyć na łaskawszy gest naczelnej – była wówczas wyznaczana do przeprowadzenia poważnego wywiadu. Zdarzało się to jednak bardzo rzadko.

Nie uważała swojej pracy za bezwartościową. Wiedziała, że była ona potrzebna jak każda inna. Ale Hania od zawsze marzyła o pisaniu własnych tekstów: bywało, że od nadmiaru pomysłów bolała ją głowa! Mimo wielokrotnych próśb naczelna pozostawała jednak nieugięta. Hania przeczuwała, że ta decyzja szefowej wynika z pozazawodowych pobudek. Jej kwalifikacje nie były de facto takie marne.

Nie minęło pięć minut, gdy jak furia wpadła z powrotem do pokoju, gdzie pracowała z Kingą, i cisnęła urządzenie na stolik, od którego się odbiło i wylądowało na podłodze, gdzieś pomiędzy szafką a koszem na śmieci. Dziewczyna z impetem usiadła na krześle i energicznie otworzyła laptopa. Kinga przypatrywała się całemu zdarzeniu nieco skołowana.

– Ta kobieta chyba faktycznie ma jakieś problemy osobiste. Albo Marek jej nie zaspokaja, albo faktycznie się rozstają – wycedziła przez zęby.

– Nikt nie mówił, że będzie łatwo, słyszałaś to powiedzenie? – odpowiedziała z przekąsem Kinga.

– Że niby wywiad jest niezbyt porywający. I mam go jakoś „podrasować” – ciągnęła Hania, puszczając mimo uszu uwagę Kingi. – Jak mam stworzyć coś porywającego ze słów, które wypowiedział ktoś inny? Owszem, mogę napisać coś takiego, że czytelnicy spadną z krzeseł. Ale nie chcę mieć później procesu za przeinaczanie prawdy i korzyć się w sprostowaniach. Wywiad to wywiad! To są czyjeś słowa, nie moja osobista opinia! Przecież ona też jest redaktorką! I doskonale to rozumie! Jak można być taką despotką! – Hania wyrzuciła z siebie pojedyncze zdania podniesionym głosem, po czym ciężko westchnęła i oparła czoło o biurko. – Ja chcę już święta! – wyjęczała z żalem, nie podnosząc głowy.

– Mówiłam, ona ma jakiś problem z samą sobą… – zaczęła Kinga, ale nie dokończyła zdania, bo Hania przerwała jej w pół słowa:

– Zamieńmy się!

– Czym? Artykułem? Ja tylko żartowałam, skoro mówisz, że ona nawet wywiadu się czepia…

– Kinga, zaczniemy od początku. Ja ci dam moje materiały, i wszystkie nagrania, a ja wezmę twój temat i coś wymyślę. Do kiedy masz oddać artykuł?

– Do przyszłego piątku, ale nie sądzę…

– Świetnie! Dzisiaj jest czwartek, jeśli zaczniemy teraz, wyrobimy się! Marta się nie zorientuje. Ty oddasz jej swój artykuł, a ja swój wywiad. Nikt nie musi wiedzieć, że się zamieniłyśmy!

– No nie wiem… Nie chcę, żebyś zgarnęła później awans za moje zasługi… – Kinga zrobiła poważną minę, po czym uśmiechnęła się szeroko i z aprobatą podała Hani swoje materiały. Dziewczyna chwyciła teczkę uradowana, oddała Kindze nagrania i kartkę z kontaktami, rzuciła szybkie „nie pożałujesz” i wybiegła z biura.

Na korytarzu wpadła – dosłownie – na swojego drugiego szefa, Marka, który w przeciwieństwie do żony tego dnia wyjątkowo wydawał się w dobrym humorze. Teczka pełna papierów oraz torebka wypadły Hani z rąk, a ich zawartość rozsypała się po połowie korytarza, robiąc niemałe zamieszanie.

– Przepraszam! Nie chciałem! – powiedział od razu Marek i zaczął wraz z Hanią zbierać kartki.

– Nie, nie, to moja wina, muszę odrobinę opanować swoje emocje… – skarciła się Hania i włożyła wszystkie dokumenty do teczki.

– A co cię tak rozprasza? – spytał.

– Nowy temat. Proszę, nie wspominaj o niczym Marcie, troszkę się dzisiaj poprztykałyśmy i chciałabym ją zaskoczyć – odparła Hania. Mężczyzna na wspomnienie swojej żony momentalnie sposępniał.

– Bez obaw – rzucił szybko i ruszył w stronę swojego gabinetu. – A tak właściwie – dodał, gdy Hania odwróciła się już w stronę windy – nie masz ochoty na kawę?

– Nie pijam kawy. – Uśmiechnęła się. Marek opuścił wzrok. – Ale na zieloną herbatę zawszę znajdę chwilkę – dopowiedziała i puściła do niego oko.

– Wezmę tylko płaszcz – odparł wyraźnie zadowolony i gdy tylko zdjął z wieszaka gustowną, czarną dwurzędówkę, dołączył do czekającej przy windzie Hani.

 

 

Gdy przeszklone drzwi redakcji się rozsunęły, powitał ich zimny powiew wiatru i mroźny deszcz. Hania aż wzdrygnęła się od nieprzyjemnego chłodu, przycisnęła mocniej teczkę i zarzuciła na głowę szalik, którym wcześniej szczelnie owinęła szyję. Tymczasem Marek rozłożył ogromny czarny parasol i wziąwszy Hanię pod rękę, pociągnął za sobą. Przebiegli przez jezdnię, by jak najszybciej znaleźć się w samochodzie mężczyzny.

– Co za paskudna listopadowa pogoda! Jeśli tak mają wyglądać święta, to ja uciekam w ciepłe kraje! – powiedział Marek, pocierając ręce.

– No cóż, bociany już dawno zdały sobie sprawę z tego, że zima wcale nie jest przyjemna – odpowiedziała Hania. – Mógłbyś włączyć ogrzewanie? – dodała pośpiesznie.

– To dokąd jedziemy? Masz jakąś ulubioną kawiarnię czy zdajesz się na mnie? – spytał, włączając podgrzewanie foteli.

– Zaskocz mnie. – Hania posłała Markowi swój czarujący uśmiech.

– Jak zwykle – zaśmiał się.

Podjechali pod jeden z tych wysokich biurowców, którego szczytu nawet nie było widać zza gęstych, deszczowych chmur. Weszli do restauracji znajdującej się na parterze i zamówili swoje napoje, które skutecznie ich rozgrzały.

– Dawno nie wychodziliśmy razem – zaczął Marek.

– Cóż, od trzech lat jesteś z Martą, od dwóch: jesteście małżeństwem. Byłoby to raczej niestosowne, gdybyśmy się spotykali… tak jak kiedyś. – Hania stopniowo ściszała głos.

– Ustaliliśmy, że mimo to będziemy przyjaciółmi, a przyjaciele chodzą czasem ze sobą na herbatę, nieprawdaż? A tak właściwie, kiedy przerzuciłaś się na zieloną? – Wskazał filiżankę.

– Kiedy zaczęłam się wysypiać. – Spojrzała na Marka, uśmiechając się dwuznacznie.

– No tak, czasami cały termos kawy nie wystarczał – dodał, odwzajemniając uśmiech.

– Wiesz, trochę mi niezręcznie mówić o naszym specyficznym związku. Ale faktycznie, już dawno nie rozmawialiśmy. Nie zdawałam sobie sprawy, że aż tak bardzo oddaliliśmy się od siebie. Chociaż to była słuszna decyzja. Teraz ty jesteś w udanym związku, a ja… oddaję się cała temu, co kocham. – Zamyśliła się.

Marek opuścił głowę i zamieszał kawę. Zapadła między nimi niezręczna cisza.

– Czy coś się nie układa między tobą a twoją żoną? Wybacz, że o to pytam, ale widzę, co się z tobą dzieje, nie mówiąc już o Marcie, która ostatnio przechodzi samą siebie. Nie chcę absolutnie się wtrącać, ale gdybym mogła jakoś pomóc… – powiedziała po chwili.

– Mamy… mały kryzys – uciął temat. – A co to za sprawa, o której mam nie wspominać Marcie? – spytał.

– Zamieniłam się z Kingą. Ona redaguje za mnie wywiad, a ja wzięłam jej artykuł o świątecznych trendach – powiedziała po chwili wahania. – Ale proszę cię, nie wygadaj się żonie, ona nie może wiedzieć o tej roszadzie, bo wyleciałybyśmy obie z redakcji – dodała pośpiesznie.

Marek wykonał gest, jakby zamykał usta na kluczyk i wyrzucał go za siebie, po czym uśmiechnął się szeroko.

– Ciekawy pomysł, nie powiem. Wiesz już, jak się do tego zabrać?

– Co nieco już sobie wymyśliłam, ale artykuł muszę oddać do przyszłego piątku, więc czeka mnie bardzo pracowity tydzień.

– A święta? Jak zwykle, u rodziców?

– Prawdopodobnie. Jak co roku wszyscy się zjadą: siostra z dziećmi, brat z rodziną i ja. Znów będę słuchać, że ciągle jestem sama, że nie dbam o siebie, non stop pracuję, dlatego planuję zjawić się tylko na Wigilię, a potem wyjeżdżam na narty. Boże Narodzenie spędzę w górach.

– Jak zwykle niezależna.

– Otóż to. A ty? Jakieś nietypowe plany czy tak jak lubisz, rodzinnie?

– Plany były. Mieliśmy z Martą spędzić Wigilię u jej rodziców, pierwszy dzień świąt u moich, a drugiego dnia chcieliśmy zaprosić wszystkich do nas, ale jak teraz to wszystko będzie wyglądać, nie mam pojęcia. – Znów sposępniał.

– Do świąt jeszcze ponad trzy tygodnie, nie wszystko musi być zaplanowane z wyprzedzeniem. Czasem coś niespodziewanego może przynieść wiele radości.

– I mówi to ktoś, kto ma wszystko zaplanowane co do minuty. – Marek uśmiechnął się pod nosem.

– Naszego spotkania nie miałam zaplanowanego, a jak widzisz, całkiem miło nam się gawędzi – odparła wesoło.

– Jak za starych, dobrych czasów… – westchnął.

– Chyba nie chcesz do tego wracać? – zapytała.

– Właściwie miło by było przypomnieć sobie to… i owo… – szepnął, pochylając się nad stolikiem, by głębiej zajrzeć jej w oczy.

– Chcesz zdradzić swoją żonę przed samymi świętami i to z jej podwładną? – Hania nie dała się onieśmielić i pochyliła się w ten sam sposób. Znaleźli się tak blisko siebie, że ich usta dzieliły zaledwie centymetry.

– Wiesz, że lubię nowe doznania…

– Ze mną to chyba nic nowego…

– Po ślubie jeszcze nie próbowałem…

– Odważyłbyś się…?

– A ty…?

Hania już miała coś odpowiedzieć, gdy tę szeptaną, intymną wymianę zdań przerwał dzwonek jej telefonu komórkowego. Odruchowo spojrzała na usta Marka, po czym oparła się o krzesło i, nie spuszczając wzroku z mężczyzny, odebrała telefon.

– Słucham?

– Czyś ty do reszty oszalała?! Chcesz mieć stałą pracę czy gorący, ale krótki romans z szefem, po którym zacznie się dłuuugie bezrobocie?! – Kinga krzyczała do słuchawki. Kobietę zamurowało. Jakim cudem jej przyjaciółka dowiedziała się o rozmowie, którą Hania odbyła kilka sekund wcześniej?!

– Założyłaś mi podsłuch? – spytała podejrzliwie, gdy oszołomienie minęło.

– Co? Jaki podsłuch? Kobieto, pół firmy widziało, jak skocznym kroczkiem wybiegłaś z Markiem z redakcji i wsiadłaś do jego auta! Nie wspominam już o Marcie, która stała akurat w oknie! Ludzie już plotkują, że Marcie i Markowi się nie układa, bo szef ma romans, a teraz już wiedzą z kim! Ja wiem, że niepotrzebnie wspominałam ci o nim dzisiaj i że mogły ci się przypomnieć wasze „niezobowiązujące” spotkania, ale myślałam, że to już dawno minęło! Mówiłaś, że poprzestaliście na przyjaźni bez benefitów!

– Kinga! – Hania przerwała słowotok koleżanki. – Uspokój się, porozmawiamy, jak wrócę do pracy, jestem na spotkaniu.

– Żebyś nie mówiła, że cię nie ostrzegałam. On jest żonaty. Może dla ciebie nie liczą się takie wartości jak miłość czy wierność, może i Marek lubi czasem zaszaleć, ale pomyśl jeszcze o Marcie! Jest jędzą, ale jest też jego żoną!

– Tak, rozumiem. Porozmawiamy później. – Hania starała się odpowiadać spokojnie, by Marek nie wyczuł, o czym rozmawiają. Rozłączyła się, po czym schowała telefon do torebki i uśmiechnęła się. – Przepraszam, Kinga ma jakiś problem z moim wywiadem – skłamała bez mrugnięcia okiem.

Hania była kobietą bardzo niezależną. Nie budowała z mężczyznami trwałych relacji, bo uważała, że przywiązanie tylko przysparza kłopotów. Jako singielka nie musiała się martwić o drugą osobę. Nie była zobowiązana do wierności, żyła bez ograniczeń, robiła, co uważała w danej chwili za słuszne lub po prostu przyjemne. Martwiła się jedynie o to, że gdy zrobi coś głupiego, tylko ona będzie za to odpowiadać. Z drugiej strony tylko ona będzie odczuwać ewentualne, nieprzyjemne skutki swego czynu – obędzie się bez ranienia drugiego człowieka. To było dość egoistyczne rozwiązanie, ale wygodne. Co prawda nieraz doskwierała jej samotność, brak troski ze strony „tego kogoś”, ale po pewnym czasie zaczęła sobie z tym radzić. Przed samotnością uciekała do przyjaciół, na których zawsze mogła liczyć, a brak miłości usprawiedliwiała sama przed sobą równoczesnym brakiem problemów. Planowała życie według własnych zasad, bez oglądania się na innych. Lubiła to. Żyła sama, więc nie musiała brać pod uwagę czyichś upodobań. Tylko własne.

Hania była kobietą atrakcyjną, niezbyt wysoką, ale szczupłą. Mężczyźni często się za nią oglądali, jednak nie imponowało jej to. Często spotykała się z mężczyznami, ale były to zazwyczaj pojedyncze randki, z rzadka kilkudniowe zauroczenia, mające tylko urozmaicić poukładane życie. Nie była jednak oschła i ponura jak Marta. Ceniła więzi rodzinne, kochała swoich bliskich, uwielbiała się z nimi spotykać, ale sama nie chciała zakładać rodziny.

Hania dopiła herbatę i przeczesała palcami swoje rdzaworude włosy. Strzałem w dziesiątkę było pofarbowanie ich na ten niemal wpadający w pomarańcz kolor, bo dzięki temu wyglądała jeszcze bardziej uroczo niż zwykle, dziewczęco, ale zarazem zalotnie.

– Dziękuję za herbatę, ale będę już musiała uciekać – powiedziała, gdy odstawiła filiżankę na spodek.

– Mam nadzieję, że dokończymy naszą rozmowę… – odparł tajemniczo Marek.

Hania uśmiechnęła się lekko i wstała. Zarzuciła na siebie płaszcz i nie czekając na Marka, wyszła z restauracji. Mężczyzna siedział jeszcze przez chwilę przy stoliku. Patrzył na opuszczone przez Hanię miejsce. Już miał wstawać, gdy zauważył, że na serwetce wetkniętej lekko pod spodek filiżanki jest coś napisane. „Też z chęcią odświeżyłabym sobie pamięć…” – przeczytał. Nawet nie zauważył, kiedy to napisała – był zbyt zajęty wpatrywaniem się w nią.

Tak dużo czasu minęło, odkąd się spotykali. Marek przejął firmę rok przed przyjęciem Hani do pracy. Gdy ją pierwszy raz ujrzał, już wiedział, że nie jest to zwykła kobieta. Od początku otwarcie mówiła o tym, czego chce, a Marek, pragnący przeżywać coraz to nowe i coraz ciekawsze przygody postanowił spróbować „związku bez zobowiązań”. Zaczęło się niewinnie: czułe słówka, zostawanie po godzinach, subtelne liściki. Potem zaczęli się regularnie spotykać. Robili to jednak w takiej tajemnicy, że do tej pory nikt w „Pearl” nie wiedział, co tak naprawdę między nimi było. Widywali się nawet, gdy Marta już pracowała w redakcji. Można powiedzieć, że przez jej zgryźliwość i kłopoty, jakich przysparzała Markowi, związek jego i Hani stał się wówczas bardziej intensywny.

Jak to mówią jednak, kto się czubi, ten się lubi. Tak było również z parą właścicieli „Pearl”. Marek po długiej wojnie zawarł pokój z Martą, po czym stwierdził, że jest to kobieta jego życia, a Hania, która widziała, jak Marek angażuje się w znajomość z jej szefową, postanowiła dać mu wolny wybór. No i wybrał. Zakochał się bez pamięci w Marcie, po czym poprosił ją o rękę i niespełna rok później byli już małżeństwem. Wielu pracowników zastanawiało się, co on w niej dostrzegł. Redakcja huczała od plotek o domniemanej ciąży, a później o uroku, który rzekomo Marta rzuciła na swojego przyszłego męża. Lecz po pewnym czasie plotki ucichły, a Marek żył szczęśliwie ze swoją żoną, nie myśląc nawet, że mógłby choćby spojrzeć na inną kobietę. Co więc zaszło między nimi? Nagle Marek spochmurniał, wyglądał, jakby uszło z niego życie. Ba, proponował Hani powrót do tego, co łączyło ich, zanim związał się z Martą!

Pierwszym punktem planu, który Hania miała do zrealizowania w związku z artykułem o bożonarodzeniowych trendach, była wizyta w galerii handlowej. Dziewczyna chciała przygotować fotorelację, uwieczniając na zdjęciach wystawy sklepowe, wnętrza butików, pojedyncze ubrania oraz dekoracje świąteczne. Postanowiła też podpytać ekspedientki o ich zdanie na temat świątecznych nowości. Od początku jednak nic nie szło po jej myśli. Najpierw aparat fotograficzny odmówił posłuszeństwa. Dopiero po krótkim przeglądzie i zostawieniu w serwisie sporej oczywiście sumki zadziałał jak należy. Następnie okazało się, że niedoświadczone ekspedientki, stojące jak manekiny w niektórych sklepach, nie miały zielonego pojęcia na temat aktualnych trendów. W międzyczasie rozładował jej się telefon, przez co nie mogła się skontaktować z Kingą, by ustalić pewną kwestię związaną z artykułem. Na koniec utknęła w ogromnym korku w centrum miasta, w wyniku czego spóźniła się na spotkanie. Organizatorka przedświątecznych targów mody, którą poprosiła o udzielenie kilku informacji, również nie była w dobrym nastroju, dlatego też ich rozmowa była bardzo krótka i niezbyt przyjemna.

W drodze do domu Hania wstąpiła jeszcze do redakcji, by zabrać materiały, które zostawiła jej Kinga. Było już po dziewiętnastej, więc w biurze nie było nikogo. Nawet sekretarka Marty, która zawalona przez przełożoną pracą zazwyczaj zostawała do późna, się ulotniła.

Gdy wyszła, taksówka już na nią czekała. Wsiadła, podała swój adres, położyła wszystkie materiały na kolanach i oparła głowę o szybę. Spoglądając na elementy świątecznych iluminacji i ozdobione światełkami budynki, słuchała dobiegającej z radia melodii. Dopiero teraz miała czas na przemyślenie tego, co zaszło w restauracji, chociaż wcale nie miała ochoty tamtego spotkania roztrząsać. To były niewinne żarty, a serwetka, którą zostawiła, miała jej tylko pomóc dociec, co dzieje się z Markiem i dlaczego w jego oczach nie ma już iskierek szczęścia, które niegdyś tak bardzo lubiła. Kiedy wkładała klucz do zamka, usłyszała szelest na schodach prowadzących na piętro wyżej. Odruchowo spojrzała w górę.

– Zawsze tak późno wracasz do domu? – spytał Marek, wstając ze schodów. Podszedł do Hani i chwycił papiery, które lada chwila wylądowałyby na posadzce.

– Zazwyczaj nikt na mnie nie czeka – odpowiedziała zaskoczona. Otworzyła drzwi i zaprosiła Marka do środka.

– Napijesz się czegoś? – zaproponowała, gdy już zdjęli płaszcze.

– A co polecasz?

– Przyjechałeś autem? – spytała, podchodząc do barku.

Mężczyzna pokręcił głową, więc Hania zrobiła mu jego ulubionego drinka. Po trunkach zawierających procenty ludziom zazwyczaj rozwiązywał się język, miała więc szansę dowiedzieć się czegoś więcej o kłopotach w związku Marka i Marty. Sama nie wiedziała, dlaczego tak bardzo ją to interesowało. Podała mężczyźnie szklankę i usiadła na stoliku kawowym, naprzeciwko ulokowanego na kanapie Marka, stawiając obok swojego drinka.

– Wyglądałaś na zaskoczoną, gdy mnie zobaczyłaś – zaczął, lecz nie spojrzał na nią.

– Nie spodziewałam się, że tak szybko się zjawisz, ba, że w ogóle się pojawisz – odparła, domyślając się, że chodzi mu o wiadomość, którą zostawiła na serwetce.

– Sam nie myślałem, że aż tak to na mnie zadziała – upił du­ży łyk.

– Co się dzieje? Wiesz, że możesz mi powiedzieć wszystko, od tego są przyjaciele – powiedziała i trąciła jego nogę swoją stopą.

– Jeszcze nie jestem gotowy, nawet ciężko mi o tym myśleć…

– Dzisiaj miałam wrażenie, że chcesz porozmawiać i dlatego zaprosiłeś mnie do kawiarni…

– A ja myślałem, że chcesz sobie odświeżyć pamięć, a nie maglować moje problemy. – Odgadł zamiary Hani i wreszcie spojrzał w jej wielkie, zielone oczy.

Tym razem to dziewczyna spuściła wzrok, po czym upiła łyk drinka. Chciała coś powiedzieć, ale znów przytknęła szklankę do ust. Marek nie odrywał od niej oczu. Nachylił się tak jak w restauracji i omiótł wzrokiem jej zgrabne nogi, talię i biust, po czym jego spojrzenie zatrzymało się na jej ustach. Wtedy i Hania spojrzała na niego. Nie wytrzymał i pociągnął ją do siebie tak, że usiadła na jego kolanach, podkulając nogi. Chwycił ją mocno za nadgarstki. Pamiętał, że to lubiła.

– Jeśli teraz zaczniesz, nie będzie już odwrotu, wiesz o tym… – szepnęła.

Wiedział.

Słyszał, jak bije jej serce, jak tętno przyśpiesza, jak krew szaleńczo krąży w żyłach. Widział, jak jej oczy ciemnieją, a źrenice rozszerzają się w taki sposób, który zawsze doprowadzał go do wrzenia. Czuł na sobie jej drobne, ponętne ciało, czuł, jak napina się w niej każdy mięsień, chłonął zapach jej skóry.

„Jeszcze chwilę, nie ruszaj się, a na pewno zrezygnuje” – myślała Hania. „To tylko taka gra, zawsze w ten sposób prowokował, byś zrobiła pierwszy krok, i zazwyczaj mu się to udawało. Ale nie tym razem. Musisz być niewzruszona, przeczekać tę falę gorąca, która obiegła twoje ciało. Musisz poczekać, aż Marek odpuści, aż zda sobie sprawę, że nie może zdradzić żony. To musi być jego świadomie podjęta decyzja”.

Rozluźnił uścisk. Powoli napięcie spadało, oddech zwalniał. Hania zsunęła się z kolan Marka i usiadła obok. Mężczyzna wstał gwałtownie i podszedł do okna. Odwrócił się na moment i zobaczył zmieszaną minę dziewczyny.

– Przepraszam, jeśli dalej bym siedział obok ciebie, nie wytrzymałbym – wytłumaczył szybko.

– Jak widać, nasza przyjaźń zdaje egzamin tylko na odleg­łość – odparła.

– Nie potrafię trzymać się od ciebie z daleka. Długo to robiłem, ale zacząłem tęsknić. Myślałem, że nasze relacje mogą być czysto przyjacielskie, to przyjaźń chciałem właśnie odświeżyć, ale dalej tak na mnie działasz… Z Martą mam porozumienie dusz, ale z tobą…

– Nie będę twoją dmuchaną lalką – odpowiedziała wzburzona i wstała, by dolać sobie wódki.

– Znowu zaczynasz…

– Co takiego?!

– Znowu zaczynasz sobie tłumaczyć moje słowa po swojemu, chociaż wiesz, że nie to miałem na myśli. Dlaczego nie pozwalasz sobie na uczucia? – spytał i szybkim krokiem podszedł do niej.

– Bo nie wytrzymam, gdy znów mnie ktoś zostawi! – Tym razem jej oczy płonęły złością.

W tym momencie się zdradziła. Jej powłoka ochronna zaczęła się kruszyć. Powłoka, dzięki której Marek, ale i ona sama, dzięki której oboje myśleli, że ich związek pozbawiony był głębszych uczuć.

– Byłoby mi łatwiej, gdybyś kogoś miała…

– Ty masz, a mnie wcale nie jest łatwiej, to tak nie działa… – Jednym duszkiem wypiła całą wódkę, którą miała w szklance, i odstawiła ją na półkę. Stała tyłem do Marka, ale czuła na swoim ciele jego wzrok, słyszała jego ciężki oddech. Z całej siły pragnęła, by podszedł do niej, objął ją jak kiedyś, pocałował w to miejsce pomiędzy szyją a obojczykiem: tak bardzo za tym tęskniła. Nagle usłyszała, jak się zbliża. Jakby odczytał jej myśli. Oplótł ją dłońmi w pasie, przyciągnął do siebie, po czym delikatnie odgarniając jej włosy, złożył pocałunek w tym czułym miejscu. W sekundę jej kolana ugięły się, tętno znów przyśpieszyło i nim zdążyła mrugnąć, mężczyzna odwrócił ją i przycisnął usta do jej rozpalonych warg. Wszystko wokół zawirowało jak niegdyś. Jakiś głos krzyczał w jej głowie, że nie powinna, ale pożądanie całkowicie go zagłuszyło. Przeczesała palcami jego bujne, jasne włosy, po czym chwyciła je mocno i jeszcze bardziej przylgnęła do niego. W takich momentach zachowywała się bardziej jak pełen pasji drapieżnik niż delikatna kobieta. Ogień ten miał jednak w sobie także subtelność, która sprawiała, że stawała się krucha i niewinna.

– Dlaczego to robisz? – spytała, opierając czoło o jego klatkę piersiową. Serce waliło mu jak młotem.

– Bo tego pragnę…

– A twoja żona?

– Nie mówmy o niej – odpowiedział i pogładził ją po twarzy.

W tej chwili Hania spojrzała na Marka wzrokiem żądającym wyjaśnień. Marek jednak pogładził jej włosy i omiótł wzrokiem twarz dziewczyny. Chciał ją pocałować, lecz się odsunęła. Tym razem to Marek był zaskoczony.

– Ona cię zdradziła. Marta zdradziła cię pierwsza. Chcesz się na niej odegrać, żebyście byli kwita? Moim kosztem?! – Olśniło ją. Tym razem wzrok Hani ciskał pioruny w stronę Marka.

Mężczyzna się nie odzywał. Hania z każdą sekundą robiła się coraz bardziej wściekła. Odsunęła się od Marka i usiadła na kanapie.

– Wyjdź – powiedziała nagle.

– Hania… – Marek chciał się tłumaczyć, ale mu przerwała. Powtórzyła rozkaz wydany kilka sekund wcześniej, po czym mężczyzna wziął swój płaszcz i ruszył w stronę drzwi.

– Marta nie może się o niczym dowiedzieć – rzuciła, gdy zamykał za sobą drzwi.

 

 

Minęło zaledwie kilka minut, gdy usłyszała dzwonek do drzwi. Otworzyła je z impetem. W progu stał jednak nie Marek, którego się spodziewała, lecz Kinga, której mina mówiła sama za siebie.

– Powiedz mi, że mam omamy, a z twojej klatki właśnie nie wychodził nasz szef – powiedziała stanowczo na powitanie.

Hania się nie odezwała, tylko zostawiła koleżance otwarte drzwi i wróciła do salonu.

– Od kiedy to trwa? – spytała, gdy już znalazła się w środku.

– Zwariowałaś… – odparła Hania ospale i podeszła do barku.

– To chyba ty zwariowałaś! Myślałam, że to już skończona historia!

– Bo jest skończona! Do niczego nie doszło!

– Właśnie widzę. – Kinga spojrzała na zmierzwione włosy Hani.

– Tylko mnie pocałował, nic więcej – odparła dziewczyna i podała Kindze szklankę.

– Tylko? Przecież ty jesteś na głodzie! Dla ciebie pocałunek to jak działka narkotyku dla ćpuna, jak zaczniesz, już nie możesz przestać! Wiesz, co się stanie, jeśli Marta się o tym dowie?! Wylecisz z hukiem, bo nie sądzę, by w takiej sytuacji Marek się za tobą wstawił!

– Nie rób ze mnie jakiejś cholernej nimfomanki! Nie jestem idiotką, nie wplątuję się w romanse z żonatymi! A już tym bardziej nie wchodzę dwa razy do tej samej rzeki!

– Więc po co tu przyszedł?

– Chciałam się dowiedzieć, co zaszło między nim a Martą.

– No tak, jeśli chcesz się czegoś dowiedzieć, posuniesz się do każdej metody… Myślałaś, że w przypływie emocji zacznie ci się zwierzać? Co cię w ogóle obchodzi ich związek? Ciągle coś do niego czujesz?

– Nie! Sama powiedziałaś, że Marta jest nie do wytrzymania! Nie chcę stracić pracy przez jej huśtawki nastrojów, dlatego chciałam się dowiedzieć, czy są związane z ich małżeństwem!

– No tak, teraz na pewno umocniłaś swoją pozycję w redakcji… Oszukujesz sama siebie – odparła sarkastycznie Kinga i usiadła obok Hani na kanapie. – Dowiedziałaś się czegoś? – dodała po chwili.

– Zdradziła go…

– Co takiego?! I z tobą chciał się na niej…

– Właśnie dlatego do niczego nie doszło… – przerwała jej Hania.

– Aha, czyli gdyby nie zdradziła go pierwsza, to nic nie stałoby na przeszkodzie, by iść z nim do łóżka?! – oburzyła się Kinga.

– Nie! Nie wiem… Nic się nie stało, na tym poprzestańmy… – odpowiedziała Hania i wypiła drinka.

– Wiesz już, o czym napiszesz mój artykuł? – spytała po dłuższej chwili Kinga.

– Tak, dziś spotkałam się z kobietą organizującą pokazy mody, na jutro jestem umówiona z fotografem i gościem z agencji reklamowej – odparła Hania.

– Hm, nie przypominam sobie ani kobiety od pokazów, ani kolesia z agencji. Jesteś pewna, że to agencja reklamowa, a kontakt jest w moich dokumentach, nie twoich? A może Marek zaoferował ci pomoc? – spytała Kinga, rzucając Hani wymowne spojrzenie.

– Mam nadzieję, że się przesłyszałam. O co ci teraz chodzi?

– O to, że dążysz do celu po trupach. Chcesz napisać świetny artykuł, żeby dopiec naczelnej, a nie by pokazać, że jesteś dobrą dziennikarką, to oczywiste. Zastanawiam się, do czego jeszcze jesteś w stanie się posunąć.

Dziewczyna się nie odezwała, tylko rzuciła piorunujące spojrzenie swojej przyjaciółce i wstawszy z sofy, ruszyła do kuchni, by odstawić szklankę.

– Słuchaj, jeśli masz zamiar cały wieczór mnie krytykować, to może odpuść sobie i idź popracować nad swoim wywiadem, co? Mam dość na dzisiaj, okej? – rzuciła. – Kobietę od pokazów załatwiłam sama, bo widocznie nie wpadłaś na to, by porozmawiać z kimś, kto zna się na modzie najlepiej, a wizytówkę agencji znalazłam w twoich papierach, więc może jednak należy do ciebie. Poza tym sama chyba nie masz zbyt bujnego życia towarzyskiego, skoro wtykasz wiecznie nos w moje sprawy i wszystko kojarzy ci się z romansami i seksem – dodała ze złością.

Kinga tylko mrugnęła kilka razy, zamknęła lekko rozchylone usta i nie patrząc już na Hanię, zabrała torebkę i wyszła z mieszkania.

Hania ani drgnęła. Dopiero gdy Kinga z impetem trzasnęła drzwiami, podskoczyła lekko przestraszona. Po kilku minutach zdała sobie sprawę z tego, co powiedziała. Próbowała się usprawiedliwiać złym nastrojem, emocjami wywołanymi przez Marka, ale nie potrafiła odsunąć od siebie poczucia winy za słowa, które mocno zraniły jej przyjaciółkę. Zawstydziła się potwornie, a uczucie spotęgowało się jeszcze, gdy uświadomiła sobie, że musi zadzwonić do Kingi i przeprosić ją za swoje niedopuszczalne zachowanie.

 

 

Rozdział 2

 

 

Następnego dnia Hania nie pojawiła się rano w redakcji. Za­dzwoniła do kadr, że jest chora i wybiera się do lekarza – nie mogła przecież powiedzieć, że pisze artykuł i zbiera materiały, bo nie był to jej zakres obowiązków…

Na pierwsze spotkanie umówiła się z fotografem mody.

– Miło mi, Hanna Bielska, byliśmy umówieni – powiedziała, podając rękę mężczyźnie.

– Witam, Daniel Wiśniewski. Przepraszam, że w ostatniej chwili zmieniłem miejsce spotkania, ale sesja zdjęciowa w jednym z butików się przeciągnęła – odpowiedział, mimowolnie rozglądając się po parku, w którym właśnie stali.

Daniel Wiśniewski był wysokim, przystojnym i bardzo dobrze zbudowanym młodym mężczyzną, mającym swój styl i posiadającym fantastyczną pasję – fotografię. Zawieszony na szyi aparat, torba na obiektywy oraz statyw, który trzymał w lewej ręce, dodawały mu uroku.

– Nie szkodzi, doskonale pana rozumiem, nie zawsze można mieć wszystko ustalone co do godziny – skłamała. Jej kalendarz nie przewidywał spóźnień czy przesuniętych spotkań. – Tutaj niedaleko jest przyjemna kawiarnia, może usiądziemy choć na chwilę? – dodała, pocierając dłonie. Na zewnątrz było jeszcze chłodniej niż wczoraj, więc mróz dawał się we znaki, czerwieniąc nosy i policzki przechodniów.

Kiedy już usiedli w kawiarni i zamówili gorącą czekoladę na rozgrzanie zmarzniętych ciał, Hania chciała jak najszybciej przejść do meritum. Nie miała bowiem w planach ponad półgodzinnego spóźnienia fotografa, a czekało ją jeszcze jedno spotkanie przed powrotem do redakcji. W końcu jak długa może być kolejka u lekarza… Była pewna, że Marcie jej nieobecność się nie spodoba.

– Czy często fotografuje pan modę? – zaczęła, włączywszy dyktafon.

– Widzę, że nie marnuje pani czasu – zaśmiał się. – No, ale sam jestem sobie winien. A więc: fotografuję głównie modę…

Wywiad okazał się bardzo interesujący. Hani spodobało się nieszablonowe spojrzenie Daniela na fotografowanie mody. Pomyślała, że jego zdjęcia świetnie uzupełniałyby przygotowywany przez nią artykuł.

– Czy ma pan takie fotoreportaże, którymi mógłby pan się podzielić z naszym pismem? Coś takiego świątecznego, na czasie? – zapytała na koniec.

– Mam zdjęcia ciekawych kolekcji, jednak to nie takie proste. Aby je opublikować, musiałaby pani zdobyć również zgodę projektantów, których kreacje fotografowałem… Zresztą, jeśli pani na tym zależy, mogę pomóc. – Oczarował ją uśmiechem.

– Będę bardzo wdzięczna – odpowiedziała, uśmiechając się równie promiennie.

 

 

Stali przed kawiarnią, ściskając sobie dłonie, gdy zadzwonił telefon Hani:

– Gdzie ty jesteś? Marta pytała o ciebie już trzy razy – spytała zaniepokojona sekretarka redaktor naczelnej.

– Mam małe opóźnienie. Dasz radę ją jeszcze chwilę powkręcać? Błagam – odpowiedziała, uśmiechając się do fotografa.

– Postaram się, ale lepiej znajdź jakąś dobrą wymówkę. Jest w gorszym humorze niż wczoraj – odpowiedziała dziewczyna i się rozłączyła.

Hania schowała telefon do torebki.

– Chyba wpędziłem panią w kłopoty? – spytał niepewnie.

– Nie, to nic takiego, ale muszę się z panem pożegnać. Czeka mnie jeszcze jedno spotkanie. Dziękuję za pomoc.

– Nie ma za co. W takim razie postaram się odezwać jak najszybciej w sprawie materiałów, o których rozmawialiśmy – powiedział serdecznie i oboje ruszyli w przeciwne strony.

Hania spojrzała na zegarek i zorientowała się, że do najbliższego przystanku ma dobre dziesięć minut biegiem, a biorąc pod uwagę fakt, że włożyła buty na wysokich obcasach, zajęłoby jej to znacznie więcej czasu. Na taksówkę musiałaby czekać tak samo długo, natomiast jej samochód od kilku dni stał w warsztacie.

– Panie Danielu! – odwróciła się i krzyknęła za fotografem, który na szczęście nie zniknął jeszcze za rogiem. – Jak daleko zaparkował pan samochód?

Daniel uśmiechnął się szeroko i bez słów zaproponował Hani swoje ramię.

– Ratuje mi pan życie – powiedziała, wsiadając do czarnego volvo zaparkowanego dosłownie kilka kroków od miejsca, w którym się spotkali.

– Przynajmniej mogę się jakoś zrewanżować. To przeze mnie nie zdąży pani na spotkanie – odpowiedział, odpalając auto.

– Pańskie spóźnienie zostało odkupione – zaśmiała się.

– Dokąd panią zawieźć? – spytał po dłuższej chwili przyglądania się jej rozweselonej twarzy.

– Mam spotkanie w biurowcu na Puławskiej, więc jak panu będzie wygodnie.

– To pani ma być wygodnie, ja już skończyłem terenówkę na dziś.

W tym momencie zadzwonił telefon kobiety. Po krótkiej rozmowie powiedziała lekko zawstydzona:

– Spotkanie odwołane.

– Kierunek redakcja?

– Gdyby był pan tak miły…

– Przestańmy sobie mówić na pan. Daniel. – Podał dziewczynie rękę, bo akurat stali na czerwonym świetle.

– Hania – odpowiedziała tym samym i uśmiechnęła się szczerze.

Kilka chwil później byli już pod redakcją. Hania ładnie podziękowała i wysiadła z samochodu, żegnając się z fotografem. On natomiast nie odjechał od razu, tylko odprowadził ją wzrokiem i poczekał, aż zniknie w drzwiach.

Gdy dziewczyna weszła do swojego biura, Kinga nawet na nią nie spojrzała, poruszyła się tylko na krześle. Hania również nic nie powiedziała, mimo że wiedziała, że powinna odezwać się pierwsza. Było jej jeszcze za bardzo wstyd, by cokolwiek sensownego z siebie wydusić. Nie patrząc więc nawet w stronę Kingi, zabrała się do redagowania wywiadu. Wetknęła sobie słuchawki w uszy, włączyła laptopa i zaczęła przesłuchiwać nagranie, wyłapując najistotniejsze wypowiedzi. Pogrążywszy się w pracy, niemalże zapomniała o spotkaniu z agentem reklamowym, które tak naprawdę nie zostało odwołane, jak powiedziała fotografowi, żeby wdawać się w szczegóły, lecz przełożone na późniejszą godzinę. Po nim nie zamierzała już wracać do redakcji, więc spakowała laptopa do torby, zabrała dyktafon, potrzebne jej materiały i wychodząc również bez słowa, minęła biurko, przy którym siedziała Kinga.

Na swoje nieszczęście natknęła się po drodze na Martę, a miała nadzieję już jej tego dnia nie spotkać. Redaktor naczelna zdawkowo rzuciła trzy słowa: „Proszę do gabinetu” i z uniesioną głową ruszyła przed siebie. Hania, chcąc nie chcąc, weszła tuż za nią, stanęła przy biurku i czekała na przesłuchanie.

– Mam nadzieję, że zdążysz do piątku z wywiadami – zaczęła sucho Marta. Nawet nie spojrzała na Hanię, tylko notowała coś w kalendarzu.

– Powiedziałam, że materiał znajdzie się na twoim biurku w piątek, więc tak będzie – odparła równie powściągliwie Hania.

Marta uśmiechnęła się kątem ust.

– Dobrze się czujesz? – spytała po chwili. Hania zrobiła wielkie oczy. – Byłaś rano u lekarza, pytam więc, czy jesteś zdrowa i nie masz przypadkiem zamiaru iść na zwolnienie – powiedziała, unosząc głowę. Na pewno widziała zmieszanie kobiety.

– A nie, to nic poważnego. – Hania udała chrząknięcie. – Lekkie przeziębienie – urwała i pociągnęła nosem – nie przeszkodzi mi w pracy.

– Cieszę się – odpowiedziała Marta i posłała Hani jeden z jej udawanych, przepowiadających coś złego uśmieszków. Wróciła do notowania, uważając rozmowę za zakończoną.

„Naprawdę? To wszystko? Ani słowa o kilkugodzinnym spóźnieniu? O wczorajszym spotkaniu z jej mężem?” – pomyślała Hania, ciągle stojąc nad naczelną.

– Masz coś jeszcze? – spytała Marta, widząc, że Hania nie wychodzi. Wyrwała kobietę tym samym z zamyślenia.

– Nie nie, przepraszam, do widzenia – odpowiedziała Hania i czym prędzej wyszła. Marta gotowa była jeszcze odczytać jej myśli i rozpocząć batalię!

Gdy kobieta wsiadała do taksówki, jej myśli wciąż krążyły wokół Marty. Czegoś takiego się nie spodziewała. Dobrze wiedziała, że Marta widziała ją z Markiem. Z drugiej strony widziała ją jedynie wsiadającą do samochodu – może Marek jakoś się wytłumaczył. Sekretarka jednak mówiła rano, że naczelna nie jest w najlepszym humorze i spodziewała się burzy z gradobiciem, a tymczasem Marta spytała nawet Hanię o stan zdrowia. I mimo że troszczyła się jedynie o wywiady, cała sytuacja i tak była dla kobiety zaskoczeniem. Ludzkie odruchy Marty, szczególnie wobec Hani, były w redakcji ogromną rzadkością.

Kiedy dziewczyna wysiadła przed agencją reklamową, szybko zapomniała o szefowej, jej uwagę przykuł bowiem gmach, przed którym stanęła. Wiedziała, że jest popyt na reklamę, co oczywiście łączy się z dużymi przychodami, jednak ta agencja musiała naprawdę przyciągać najbogatszych biznesowych graczy. Budynek surowy, a jednocześnie pełen przepychu, zwalał z nóg. Ale chyba właśnie o to chodzi w dobrej reklamie?

W recepcji panowała miła atmosfera. Od razu zaproponowano jej kawę, wskazano miejsce, gdzie mogła poczekać na spotkanie, włączono relaksacyjną muzykę, podano albumy z przykładowymi kampaniami.

– Witam! – usłyszała za plecami, gdy studiowała jeden z projektów zamieszczonych w albumie. Szybko wstała i odwróciła się do mężczyzny wchodzącego właśnie do biura, w którym na niego czekała. Energicznym ruchem wyciągnął do Hani rękę i z powalającą gracją stanął po drugiej stronie masywnego biurka.

– Pan Wiktor Olszewski? – spytała po kilku sekundach wpatrywania się w niego i trzepotania rzęsami.

Stał przed nią przystojny, wysoki, dobrze zbudowany mężczyzna o kasztanowych włosach, czekoladowych oczach i z zaraźliwym uśmiechem na twarzy. Do tego nienaganny, aczkolwiek niezobowiązujący strój dodawał mu uroku. Można się było zadurzyć.

– A miała pani umówione spotkanie z kimś innym? – spytał zadziornie, ale bardzo grzecznie.

Hania od razu spuściła wzrok.

– Proszę. – Wskazał Hani krzesło i usiadł, wciąż się do niej uśmiechając.

Dziewczyna zajęła miejsce i wyciągnęła swój niezbędnik: dyktafon, notes z pytaniami i ulubione kocie okulary w czarnych, grubych oprawkach. Wyglądała w nich uroczo.

– Czy możemy zaczynać? – spytała po głębszym oddechu. Powoli wracała jej pewność siebie.

– Oczywiście, pani Haniu – odpowiedział zuchwale, a uśmiech nie schodził mu z twarzy.

Hania spojrzała na niego zaskoczona.

– Czy nie tak ma pani na imię? – spytał po chwili wahania.

– Nie nie, po prostu… – Znów się zmieszała.

– Przygotowuję się do swoich spotkań. Muszę wiedzieć, z kim i o czym będę rozmawiał. Jestem przedsiębiorcą – dodał poważnie.

– Absolutnie tego nie kwestionuję. – Uśmiechnęła się, tym razem z ulgą. – Tak więc na jakim stanowisku jest pan tutaj zatrudniony? – spytała.

– Zatrudniony? To raczej ja zatrudniam. To moja firma – odpo­wiedział formalnym tonem.

– Przepraszam, powiedziano mi, że pracuje pan na stanowisku… zajmuje się marketingiem…

– Jak prawie każda osoba znajdująca się w tym budynku.

– No tak, proszę mi wybaczyć. Wygląda na to, że się nie przygotowałam.

– Pierwszy grzech i tak popełniłem ja. Wybiłem panią zapewne z rytmu dnia, przekładając nasze spotkanie.

– Szczerze mówiąc, było mi to na rękę. Na poranne dotarłabym z dużym opóźnieniem, ale jak widać i teraz się nie popisałam.

– Mniej surowości, do twarzy pani z uśmiechem – odparł i znów zbił ją z tropu. Momentalnie się zarumieniła.

– Moglibyśmy wrócić do wywiadu? – spytała, zaciskając wargi, zażenowana i rozbawiona jednocześnie swoim zachowaniem.

– Wracajmy – odparł i zakładając nogę na nogę, wyciągnął się na krześle. Cały czas obracał w palcach długopis.

– Jak pan wie, pracuję dla czasopisma o modzie, dlatego też większość pytań będzie dotyczyła współpracy pańskiej agencji z agencjami modelek, organizatorami pokazów i innych wydarzeń związanych właśnie z modą. Tak więc pierwsze pytanie. Jak często pańska firma otrzymuje zlecenia ze „świata mody”?

Dalej wywiad przebiegł nadzwyczaj profesjonalnie, ponieważ gdy Hania już zaczęła na dobre zadawanie pytań, Wiktor potraktował jej pracę równie poważnie jak swoją. Nie tracili czasu na luźne pogawędki w trakcie wywiadu.

– Dziękuję, to by było na tyle. Gdyby chciał pan zobaczyć zredagowany tekst przed jego ukazaniem się w nowym numerze, wyślę go panu – powiedziała, chowając swój przybornik do torebki.

– Bardzo chętnie zobaczę szkic. – Uśmiechnął się wymownie. Hania odwzajemniła uśmiech i zdjęła okulary.

– Odprowadzę panią – zaproponował, gdy dziewczyna była już przy drzwiach.

Gdy znaleźli się w holu, Hania wyciągnęła rękę, by się pożegnać. Nie spodziewała się jednak gestu, który wykonał Wiktor. Ujął jej dłoń i, pochylając się lekko, ucałował delikatnie w wystające kostki nadgarstka. Dziewczyna spojrzała na niego zmieszana, zamrugała kilka razy, po czym spuściła wzrok i uśmiechnęła się zawstydzona. Kiedy podniosła oczy, na twarzy mężczyzny malował się dokładnie taki sam uśmiech. Nie przedłużając niezręcznej ciszy, Hania pożegnała się i wyszła z budynku.

Nie wróciła już do redakcji. W drodze do domu zahaczyła o galerię handlową i podczas zakupów obserwowała zachowania klientów – takie jak na przykład biegi między wieszakami. Analizowała nawet kwoty zostawiane w kasach. Każdy szczegół był dla niej ważny.

Gdy weszła do mieszkania, zanim jeszcze zdążyła zamknąć drzwi, uwolniła stopy od szpilek, które dały jej w kość tego dnia. Zdjęła płaszcz i poszła nastawić wodę na herbatę, po czym rozłożyła wszystkie swoje notatki, włączyła laptopa i wyjęła dyktafon. Zanim jednak zabrała się do pracy, postanowiła wziąć prysznic, który naładował ją dobrą energią. Właśnie owinęła się ręcznikiem i szła do sypialni, by znaleźć jakiś dres, gdy usłyszała dzwonek do drzwi.

– No naprawdę… – szepnęła do siebie, spoglądając na ręcznik. Scena jak z taniego romansidła: ona w ręczniku, woda kapiąca z włosów na nagie ramiona, otwiera drzwi nieznajomemu. Właściwie to znajomemu, bo za drzwiami stał nie kto inny, jak Marek. Oczywiście zlustrował ją od góry do dołu, przełknął głośno ślinę i uśmiechnął się wymownie. Hania natomiast westchnęła ze zrezygnowaniem i otworzyła szerzej drzwi, by wpuścić mężczyznę do środka. Marek pewnym krokiem wszedł do mieszkania i zdjął płaszcz.

– Co ty robisz? – spytała z wyrzutem.

– Przyszedłem porozmawiać – odpowiedział. Trudno mu przychodziło patrzenie jej się w oczy: „ubiór” Hani rozpraszał go całkowicie.

– O czym? – spytała, unosząc ręce. Ręcznik przesunął się lekko w dół.

– O tym, co się wczoraj stało.

– Jeśli przyszedłeś mnie przeprosić, to dziękuję, przeprosiny przyjęte, a teraz wybacz, mam dużo pracy. – Wskazała mu drzwi.

– Nie przyszedłem przepraszać – odparł już bardziej rozluźniony.

– Tylko? – W głosie Hani słychać było zarówno zaskoczenie, jak i obawę.

– Dokończyć. – Zrobił krok w jej stronę.

– Co dokończyć? – Oddech kobiety przyśpieszył.

– To, co zacząłem wczoraj… – Podszedł jeszcze bliżej. Czuła jego oddech na swoich włosach. Pogładził ją po ramieniu wierzchem dłoni. Następnie przejechał palcem po śladzie, który na dekolcie zrobiła kropla wody. Uniósł kciukiem jej podbródek i spojrzał w te piękne, zielone oczy.

– Nie pójdę z tobą do łóżka – wyszeptała, patrząc na jego usta tak, by nie mógł się opanować.

– Nie chodziło mi o seks – odpowiedział cicho.

Hania spojrzała na Marka zdziwiona.

– Fakt, ciężko mi się powstrzymać… – Podciągnął lekko ręcznik. Nieraz widział ją nago, ale teraz działała na niego tak samo, jak za pierwszym razem. Odkąd się ożenił, można powiedzieć, że reagował na jej ciało jeszcze intensywniej. Tak to zwykle bywa podczas kontaktu z zakazanym owocem. – Nie dałaś mi wczoraj dojść do słowa i sama sobie dopowiedziałaś całą historię…

– A nie miałam racji?

– Miałaś.

Hania uśmiechnęła się szyderczo i poszła do kuchni, by wyłączyć gotującą się w czajniku wodę, o której zapomniała.

– Ale gdybym chciał się na niej odegrać, przespałbym się z kimś przypadkowym.

– Doprawdy? Z kim? Z sekretarką? Zwolniłaby ją bez mrugnięcia okiem i tyle by ją to obeszło. Dopiero gdybyś przespał się ze mną, zabolałoby Martę naprawdę, bo wie, że byliśmy kiedyś razem.

– To jest twoja interpretacja. Ja uważam, że byłoby inaczej.

– Niby jak?

– Bardziej byłoby dla niej obraźliwe, gdybym przespał się z kimś gorszym od niej. Ty jesteś jej równa i Marta doskonale o tym wie.

– A wiesz, co ja ci powiem? – Zbliżyła się do niego. – Z kim byś jej nie zdradził, będzie bolało tak samo. To nie jest sposób na wyrównywanie rachunków, bo jeśli nie potrafisz jej wybaczyć… to już nic wam nie pomoże – zakończyła stanowczo zdanie i poszła do sypialni, by się przebrać.

Kiedy wróciła do salonu, Marek stał przy blacie kuchennym, a odgłos stukania łyżeczką o kubek przypomniał Hani o herbacie, którą zamierzała wypić po powrocie do domu. Ubrana w krótką, sportową piżamkę, ze związanymi na czubku głowy włosami i bez makijażu, wyglądała bardzo domowo. Kiedy usiadła na sofie, podciągając kolana pod brodę, Marek dołączył do niej, stawiając dwa kubki na stoliku. Rozsiadł się wygodnie i spojrzał na Hanię z uśmiechem.

– Co cię tak bawi? – zapytała, sięgając po kubek.

– Nic – odrzekł z rozbawieniem. – Wyglądasz jak nastolatka – dodał, bo Hania przez dłuższą chwilę nie spuszczała z niego wzroku żądnego wyjaśnień.

– To chyba dobrze, że wyglądam na młodszą?

– Tak, ale przez to ja czuję się jak dziadek. Mógłbym zostać posądzony o wykorzystywanie nieletnich, gdyby nas teraz ktoś zobaczył.

– Za to, że pijesz ze mną herbatę? – odparła zadziornie kobieta.

– No tak, masz rację. – Spochmurniał i wyciągnął rękę po swój kubek.

Zapadła cisza, która utrzymywała się przez dłuższy czas. Nie patrzyli na siebie. Każde zatrzymało wzrok w jakimś martwym punkcie, który na tę chwilę stanowił ich spokojną przystań.

– Zdradziła mnie, ale nie ukrywała tego. – Mężczyzna przerwał nagle milczenie i nie owijając w bawełnę, przeszedł od razu do sedna sprawy. – Przyznała się, że nie była szczęśliwa w naszym związku, że nie wystarczało jej to, co było między nami. Jakby coś się wypaliło. Bardzo kusiło ją spróbowanie czegoś nowego. I spróbowała. Przespała się z młodszym od niej mężczyzną podczas ostatniego służbowego wyjazdu, ale gdy tylko wróciła, powiedziała mi o tym – przerwał na moment. – Przyznała, że popełniła błąd, którego teraz żałuje, i byłem skłonny jej wybaczyć…

– Ale? – Hania nie wiedziała do końca, czy powiedziała to na głos.

– Jest w ciąży. I nie ma pewności, czy to moje dziecko – odpowiedział na jednym wydechu. Od razu po tym wyznaniu wstał, podszedł do barku i dolał sobie do herbaty odrobinę wódki.

Kobieta zamrugała kilka razy swoimi wielkimi oczami, po czym podeszła do mężczyzny i podsunęła pod trzymaną przez niego butelkę swój kubek.

Hanię, jak każdego, nie raz doświadczyło życie. W pracy też spotykała ludzi, którzy znajdowali się w trudnych sytuacjach, pozornie bez wyjścia. Ale teraz kompletnie nie wiedziała, co ma odpowiedzieć. Jak mogła pocieszyć przyjaciela? Żadne słowa, które przychodziły jej do głowy, nie były w stanie ukoić bólu, jaki prawdopodobnie paraliżował teraz umysł Marka, ba, który stawał się jej własnym bólem. Martę pokochał mimo wielu jej wad i jej zaufał, a ona zdradziła go, bo nie był dla niej wystarczająco dobry. Bo nie czuła się z nim szczęśliwa. Mężczyzna, którego serce było ze złota, który gotów był oddać wszystko, co materialne i niematerialne, by tylko Marta była szczęśliwa, został oznaczony jako niewystarczający! Mimo że Hania nigdy nie powiedziała mu tego otwarcie, Marek był według niej najwspanialszym człowiekiem na świecie. A teraz został tak bezczelnie skrzywdzony. I nie chodziło nawet o to, że Marta przespała się z innym mężczyzną. Ani o to, że jego żona prawdopodobnie nosi nie jego dziecko. Najgorsza była świadomość, że okazał się NIEWYSTARCZAJĄCY. Chyba to upokorzyło go najbardziej. I to również najbardziej bolało Hanię.

– I co teraz?

„No naprawdę kobieto, tylko na tyle cię stać?” – zbeształa samą siebie w myślach.

– Nie wiem. Rozważam wszystkie za i przeciw – odpowiedział. – Jestem skłonny jej wybaczyć, ale nie wiem, czy będę potrafił wychowywać nie swoje dziecko. Z drugiej strony, co jeśli się z nią rozstanę, a dziecko jest moje? A jeśli jej wybaczę, ale okaże się, że to on jest ojcem i będzie dochodził swoich praw? Albo ona nagle stwierdzi, że chce być z nim? Czuję, że to ze mną jest coś nie tak.

– Jedyne, co z tobą jest nie tak, to to, że masz zbyt dobre serce jak na nasze czasy i otaczający nas świat. Nie wiem, co ci poradzić. Nie mogę sobie wyobrazić, jak można skrzywdzić takiego człowieka jak ty i to w tak perfidny sposób. I nie mówię tego, by cię pocieszać w tej beznadziejnej sytuacji. Wiesz, że jestem szczera i zawsze mówię, co myślę. Nigdy nie trawiłam tej kobiety i doskonale o tym wiesz. Nie chcę ci teraz robić wyrzutów, że z nas dwóch wybrałeś właśnie ją, przez co do tej pory mam niemałe kompleksy – powiedziała to zdanie z przesadną goryczą, co wywołało lekki uśmiech zarówno na jej, jak i Marka twarzy – ale mimo mojej niechęci do Marty myślę, że najlepszym lekarstwem będzie czas. Co prawda w twoim przypadku może nie dziewięć miesięcy. W niektórych sytuacjach dopiero, gdy emocje opadną, można spojrzeć na sprawę obiektywnie. Przede wszystkim musicie porozmawiać. Powinieneś powiedzieć jej o swoich wątpliwościach, tak jak powiedziałeś to mnie, i musicie wspólnie podjąć decyzję, czy chcecie ratować ten związek. W każdym razie żadne impulsywne działania z twojej strony nie są pożądane i mogą wywołać jeszcze więcej szkód. – Spojrzała na Marka wymownie, nawiązując do sytuacji z poprzedniego wieczoru i rozmowy, którą odbyli całkiem niedawno, gdy ponownie stanął w progu jej mieszkania.

Mężczyzna patrzył na Hanię, rozważając każde jej słowo. Dotarło do niego, jakim skarbem jest przyjaźń z tą kobietą. Zdał sobie sprawę, że jego pochopne czyny mogły tę przyjaźń zaprzepaścić.

– Będę obiektywna, ale tylko do momentu, kiedy podejmiesz decyzję. Później stanę po twojej stronie. – Uśmiechnęła się i dotknęła jego policzka. Marek, odpowiadając na ten gest, chwycił jej dłoń i przycisnął do ust, po czym przyciągnął kobietę do siebie i przytulił najserdeczniej, jak tylko potrafił.

– Dziękuję – wyszeptał.

Hania poczuła, że ich przyjaźń wreszcie staje się taka, jaka od początku powinna być. Nie miała już Markowi za złe jego zachowania z poprzedniego dnia. Już wiedziała, z czego ono wynikało.

– Masz ochotę na kolację? – spytała, gdy Marek rozluźnił uścisk.

– Ale przygotujemy ją razem – odpowiedział stanowczo i ruszył w stronę kuchni.

 

 

Kiedy Marek stał już w drzwiach i żegnał się z Hanią, zadzwonił jego telefon. Mężczyzna ledwie spojrzał na wyświetlacz i schował komórkę z powrotem do kieszeni.

– Marta? – spytała niepewnie Hania, opierając się o ścianę z założonymi na piersi rękami. Marek nic nie odpowiedział. – Głowa do góry – dodała po chwili i puszczając do niego oko, uśmiechnęła się. Mężczyzna podszedł do Hani i pocałował ją czule w usta, co ją nieco zakłopotało.

– Ciesz się, że to wszystko. Powstrzymywałem się przez cały wieczór – rzucił, za co otrzymał solidnego kopniaka w kostkę. Gdy już stał za progiem, Hania pogładziła go po ramieniu i milcząco odprowadziła wzrokiem do windy. Ich relacja była zdrowo pokręcona, co jednak nie zmieniało faktu, że się naprawdę cenili i wspierali wzajemnie.

Gdy zasypiała, jej myśli wciąż krążyły wokół Marka i Marty. To, czego się dzisiaj dowiedziała, utwierdzało ją w przekonaniu, że związek to tylko masa kłopotów i niedopowiedzeń. Uznała po raz kolejny, że jej sposób na życie stanowi najlepsze rozwiązanie z możliwych.

 

 

Rozdział 3

 

 

Sobota – uwielbiana przez niemal wszystkich – nie była ulubionym dniem Hani. Wbrew stereotypom wolała poniedziałki. Szósty dzień tygodnia kojarzył się jej z lenistwem i marnowaniem czasu na nieproduktywne zajęcia. Wolała budzić się w poniedziałek z myślą, że cały tydzień ma co do minuty zaplanowany i z pewnością nie będzie się nudzić.

Była zatem sobota i jedynie zredagowanie wywiadów, które przeprowadziła dzień wcześniej, mogło ją uratować. Co prawda zaczęła już poprzedniego dnia w biurze, lecz gęsta atmosfera wywołana kłótnią z Kingą nie sprzyjała formułowaniu zwięzłych zdań. Zanim więc zrobiła sobie śniadanie, włączyła laptopa i telewizor na stacji wyświetlającej akurat tak zwany program śniadaniowy – słowem przygotowała swoje stanowisko pracy.

Miała małe, lecz bardzo funkcjonalne i wygodne mieszkanie. Salon od aneksu kuchennego oddzielał jedynie wysoki kontuar, przy którym stały hokery. Wiekowy, drewniany stół, który zabrała z domu babci, tylko pozornie nie pasował do tego modernistycznego wystroju. Idealnie dobrane do niego krzesła, serwetki i flakony tworzyły niepowtarzalny nastrój. W salonie znajdowała się popielata sofa, stolik kawowy (zawsze pełny półmisek na słodycze zajmował tu honorowe miejsce, kusząc swoją zawartością każdego gościa – Hania lubiła być przygotowana na niezapowiedziane wizyty), telewizor, barek, w którym gromadziła wyszukane trunki przywożone z podróży, oraz biblioteczka pełna książek i podręczników. Nie było w niej woluminu, którego Hania co najmniej raz by nie przeczytała.

W mieszkaniu nie brakowało również oprawionych zdjęć jej przyjaciół i rodziny. Obok szafki RTV znajdował się natomiast stojak z okazałą kolekcją płyt – głównie z muzyką klasyczną oraz z kilkoma albumami jej ulubionej piosenkarki Whitney Houston.

Sypialnia, jej ulubione miejsce, była mała, lecz mieściła wszystko, co potrzeba. Duża szafa z lustrami na frontach, w której mogła umieścić wszystkie nabyte w zakupoholicznym szale ubrania i buty, komoda na drobnostki, jakie zwykła gromadzić w swoim zaciszu każda kobieta, oraz toaletka, o której Hania marzyła od szóstego roku życia idealnie wkomponowały się w jej wyszukany styl. Duże łóżko natomiast zajmowało ponad połowę całego pomieszczenia. Co prawda było to wynajęte mieszkanie, lecz mogła je urządzić po swojemu i dzięki temu czuła się w nim bezpiecznie i komfortowo.

Kobieta postawiła obok laptopa i sterty notatek, talerz kanapek oraz świeżo zaparzoną zieloną herbatę. Zanim zaczęła pracę, przeglądnęła jeszcze kilka serwisów informacyjnych, by być na bieżąco z wydarzeniami ze świata i jednym okiem spoglądając na wysilających się w telewizji prezenterów, zabrała się do redagowania wywiadu. Starała się go opracować pod kątem artykułu, w którym planowała umieścić nie jedną, lecz kilka opinii osób zajmujących się branżą modową. Gdy postawiła ostatnią kropkę, ponownie przeczytała wywiad, by wyłapać ewentualne przeoczenia, po czym zapisała dokument i wysłała do Daniela Wiśniewskiego.

Nie robiąc sobie nawet pięciu minut przerwy, przystąpiła do po­prawiania kolejnego. Po przesłuchaniu nagrania doszła do wniosku, że nie ma tu dużo do poprawiania pod względem treści, jej rozmówca wypowiadał się bowiem bardzo składnie i na temat. Jego odpowiedzi zawierały konkretne informacje, jakich Hania oczekiwała, dlatego też po prostu spisała całe nagranie. Jedyne, co musiała zrobić, to skrócić obszerny materiał do rozmiaru, który pozwalałby na zamieszczenie go w artykule. Wziąwszy pod uwagę apodyktyczność i wyniosłość Olszewskiego, co do której mogła się upewnić, przesłuchując nagranie, postanowiła wysłać mu obie, starannie opisane wersje – pełną i skróconą. Zanim jednak kliknęła ikonkę „wyślij”, wstrzymywała się dwukrotnie. Z jednej strony Olszewski był wyniosłym, przytłaczająco pewnym siebie biznesmenem, z drugiej – po prostu poważnym przedsiębiorcą znającym swoją wartość. Co więcej, pomimo zadufania, miał nienaganne maniery i wzbudzał swego rodzaju… sympatię. Ostatecznie uczciwie wysłała mu więc obie wersje z nadzieją na autoryzację każdej z nich.

Dochodziła trzecia po południu, gdy Hania zakończyła zaplanowaną na ten dzień pracę. Postanowiła ugotować sobie jakiś niebanalny obiad. Musiała zatem wybrać się na zakupy, ponieważ zasoby jej lodówki pozwalały na przyrządzenie co najwyżej pomarańczy nadziewanej pieczarkowym serkiem topionym.

Już miała wyłączyć komputer, gdy w jej skrzynce mejlowej pojawiła się nowa wiadomość. O dziwo, nie była to kolejna reklama zachęcająca do wzięcia pożyczki. Wiktor Olszewski podziękował za rzetelne opracowanie całego wywiadu, przyznał, że Hania sumiennie wykonała zadanie, zaproponował jednak omówienie tematu przy wspólnym obiedzie. Kobieta usiadła przed laptopem i – kompletnie zaskoczona – nie wiedziała, co odpisać. Gdy w końcu wymęczyła pierwsze słowa wiadomości, rozmyśliła się i postanowiła po prostu zadzwonić do Olszewskiego. Wyciągnęła z kalendarza jego wizytówkę i wybrała numer.

– Tak, słucham – odezwał się oschłym głosem po kilku sygnałach.

– Dzień dobry, Hanna Bielska z tej strony. Przepraszam, że niepokoję, ale muszę przyznać, że zaskoczył mnie pan swoją wiadomością – powiedziała podenerwowana.

– Witam, pani Haniu. Nie niepokoi mnie pani, ale też nie rozumiem, co było zaskakującego w mojej wiadomości? Czyżby uważała pani, że nie przeczytam wywiadu i po prostu go zaakceptuję lub że jest on na tyle dobry, iż nie potrzebuje poprawek? – odparł protekcjonalnym tonem.

O tak, był gburem, teraz Hania była tego pewna. Nie miała jednak zamiaru odpuszczać i odwróciła kota ogonem.

– Absolutnie nie chodzi mi o treść wywiadu.

– Przepraszam wobec tego, musiałem źle wywnioskować z tonu pani głosu – dodał niewzruszony.

– Rozmawiamy przez telefon, nie oddaje on w pełni naszej intonacji.

– Oczywiście. – W jego głosie pobrzmiewało rozbawienie. – Co więc takiego niecodziennego było w mojej wiadomości?

– Zakładałam, że ewentualne zastrzeżenia opisze pan w wiadomości. Nie ma potrzeby fatygować się osobiście. Szczególnie że jest sobota, dla większości ludzi dzień wolny od pracy.

– Jak więc pani się wytłumaczy? – Zawiesił na chwilę głos, by dać Hani do zrozumienia, że przyłapał ją na gorącym uczynku.

– No tak, ma mnie pan. Nie sądziłam po prostu, że jest wśród nas tylu pracoholików. – Starała się wybrnąć najlepiej, jak umiała.

– Wobec tego mamy więcej wspólnego, niż mogliśmy przypuszczać – odparł bardziej przyjaźnie, po czym dodał: – W takim razie spotkamy się czy woli pani omówić szczegóły przez telefon? Tylko że, jak pani słusznie zauważyła, linia telefoniczna przekształca brzmienie naszych głosów. Nie chciałbym, by nastąpiły kolejne nieporozumienia…

Jego arogancja sięgała zenitu.

– Oczywiście, nie ma problemu, spotkajmy się w bistro Za Rogiem za pół godziny. Odpowiada to panu? – odpowiedziała zdecydowanym tonem, starając się ukryć irytację.

– Do zobaczenia – rzekł zdawkowo i się rozłączył.

Kobieta rzuciła telefonem i podparła czoło. Wiedziała, że wywiad był dobry, nie miała więc pojęcia, co nie pasowało temu pyszałkowi. Nie zastanawiając się dłużej, szybko wydrukowała potrzebne materiały, zabrała dla pewności dyktafon i wybiegła z mieszkania, by nie spóźnić się na umówione spotkanie i nie dać Olszewskiemu kolejnego pretekstu do drwin. Na szczęście ruch o tej porze był niewielki, więc na miejsce przybyła dobre dziesięć minut przed czasem i mogła spokojnie przygotować się do starcia. W momencie, gdy po raz trzeci czytała zredagowany przez siebie wywiad, doszukując się w nim jakichkolwiek nieścisłości, usłyszała dźwięk dzwoneczka zawieszonego nad drzwiami restauracji i odruchowo spojrzała w tamtą stronę. Gdy zobaczyła Olszewskiego, jej niepokój przeszedł we wrogość, lecz rozpaczliwie starała się ją ukryć. Przyjęła więc profesjonalną postawę i nie zdradzając żadnych emocji, obserwowała zbliżającego się do niej Wiktora.

– Witam – powiedziała, wyciągając dłoń, na co on powtórzył ten szarmancki gest, jakim ujął ją podczas pierwszego spotkania. Była teraz pewna, że Olszewski ma habilitację z robienia dobrego pierwszego wrażenia, traci jednak przy bliższym poznaniu.

– Dzień dobry. I dziękuję, że zgodziła się pani jednak spotkać – powiedział uprzejmie, dostrzegając jej negatywne nastawienie. – Zamawiała pani coś do jedzenia? – spytał po chwili, sadowiąc się na restauracyjnym krześle.

Hania nie wiedziała, czy był ślepy, czy na tyle wyrachowany, by nie dostrzegać, że nie była w nastroju na pogawędki przy obiadku. Zgodziła się na spotkanie dla świętego spokoju i chciała załatwić sprawę jak najszybciej.

– Prawdę mówiąc, myślałam, że omówimy pańskie zastrzeżenia… – zaczęła.

– A ja myślałem, że zaproponowałem pani w pierwszej kolejności obiad?