Drań - Agnieszka Kowalska-Bojar - ebook + książka
14,99 zł

Ten tytuł znajduje się w Katalogu Klubowym.

DO 50% TANIEJ: JUŻ OD 7,59 ZŁ!
Aktywuj abonament i zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego, aby zamówić dowolny tytuł z Katalogu Klubowego nawet za pół ceny.


Dowiedz się więcej.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 329

Data ważności licencji: 1/1/2026

Oceny
4,3 (724 oceny)
432
160
70
29
33
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
vivlio87

Nie polecam

“Za­mro­czo­na Magda po­my­śla­ła, że tak wła­śnie mógł­by wy­glą­dać gwałt.” To był gwałt. Tak wyglada gwałt. A to dopiero był początek książki. I po tym wszystkim oni maja się w sobie zakochać? Jeszcze teraz czytam w komentarzach, ze główny bohater zgwałcił swoją siostrę w dzieciństwie… Nie dziwne, ze ciagle żyjemy w patriarchacie, jak kobiety piszą takie coś, a bohaterki ich książek później maja zakochać się w gwalcicielu. Skończyłam na 9% i dalej nie czytam. Nie polecam.
Tysiulec87

Nie polecam

Pokusiłam się o przeczytanie tej książki, głównie z powodu negatywnych recenzji. Byłam ciekawa co tak poruszyło tyle osób. No cóż, dałam radę przeczytać tylko fragmenty i skłaniam się, ku ludziom, którzy oceniają negatywnie książkę. Zdecydowanie nie polecam.
162
wissienka

Nie polecam

po prostu nie. zbyt kontrowersyjna, bohater zgwałcił swoją siostrę będą dzieckiem. niech to zobrazuje poziom tej powieści.....
174
irlandka22

Nie polecam

Dawno już nie czytałam tak złej książki. Normalnie tragedia
165
f18ea8eb269e03bb8d3d9a177840f7c0
(edytowany)

Nie polecam

Jak można współżyć z własną siostrą przez dwa lata i zrobić jej dziecko? Kobiety traktuje gorzej niż śmieci i główną bohaterkę również. Zgwałcił ja,pobił,wyzywał od najgorszych a ona sie w nim zakochuje. Po czynach które się dopuścił zasługiwał jedynie na pogardę i nienawiść... Ja rozumiem ze to fikcja literacka ale ta książka ryje psychikę...
111



Projekt okładki: Paweł Panczakiewicz/PANCZAKIEWICZ ART.DESIGN

Redakcja: Barbara Milanowska/Lingventa

Redaktor prowadzący: Grażyna Muszyńska

Redakcja techniczna: Andrzej Sobkowski

Skład wersji elektronicznej: Robert Fritzkowski

Korekta: Magdalena Zabrocka, Aleksandra Zok-Smoła/Lingventa

Zdjęcie na okładce: © HayDmitriy/Dreamstime.com

© by Agnieszka Kowalska-Bojar

© for this edition by MUZA SA, Warszawa 2022

ISBN 978-83-287-2221-7

Wydawnictwo Akurat

Wydanie I

Warszawa 2022

Dla Ani Ignatowskiej, Ani Maj, Darii Głowackiej i Kasi Dołgań – dziękuję, dziewczyny!

Każdy święty ma przeszłość.

Każdy grzesznik ma przyszłość.

2003

Niski sufit, wszechobecna biel i cisza, zakłócana jedynie miarowym dźwiękiem aparatury.

Na szpitalnym łóżku leżała młoda dziewczyna. Włosy miała potargane, oczy przerażone, skórę w nietypowym odcieniu żółci. Obok siedziała elegancka kobieta z twarzą mokrą od łez.

– Przyjedzie? – spytała, odwracając się w kierunku mężczyzny, który właśnie się pojawił.

– Tak, nie martw się. – Podszedł do chorej i pochyliwszy się, pocałował zroszone potem czoło. – Ile mamy czasu?

– Niewiele, naprawdę niewiele. To spore poświęcenie.

– Gabrysia jest jego siostrą.

– Jest. – Kobieta ciężko westchnęła. – Ale sam rozumiesz, jak kruche to pokrewieństwo.

– Dał mi słowo. Wszystko przygotowane do zabiegu?

– Tak. Mirek osobiście będzie nadzorował całą operację. Michał… – Zawahała się. – Wiesz, że jeśli pojawią się komplikacje, mają za zadanie ratować najpierw ją? Nawet kosztem życia Daniela?

– Wiem. – Odchrząknął, chociaż w głębi duszy poczuł ulgę. Nie był przywiązany do syna. Prawie go nie znał. – Rozmawiałem z Mirkiem. Nikt poza nim nie musi nic wiedzieć.

Znów zapadła cisza. Za oknem pierwszy grom zwiastował nadejście burzy. W pokoju pociemniało, o parapet zadudniły ciężkie krople.

– Już powinien być. – Michał spojrzał na zegarek. – Pójdę po niego.

– Dobrze.

W wielkim holu czekał na niego młody chłopak. Niepokorna czupryna, koszulka bez rękawów ukazująca wyrzeźbione mięśnie, pokaźna kolekcja tatuaży oraz błękitne oczy, o odpychającym, pełnym gniewu spojrzeniu, nie wykazywały żadnego podobieństwa do samego Michała. Zresztą Daniel wdał się w matkę, co akurat nie było zaskakujące.

– Jak dobrze, że już jesteś.

– Tak, dobrze – odparł z odrobiną szyderstwa. – Ale nie ciesz się, tatusiu. Rezygnuję.

– Jak to? – Michał momentalnie do niego doskoczył. – Zwariowałeś? Wszystko już gotowe! Jesteś idealnym dawcą!

– Jestem – odparł z obojętnością Daniel. – Byłbym.

– Kurwa! Nie ma mowy! Nie wycofasz się teraz! Chcesz skazać swoją siostrę na śmierć?

– Moja siostra już umarła. Rok temu. Zaćpała się, pamiętasz?

Ileż było jadu w tych słowach! Ileż złośliwej satysfakcji w spojrzeniu błękitnych oczu!

– Daniel, proszę! – Michał od razu zrozumiał, że musi się opanować. – Gabrysia na ciebie liczy.

– A skąd mam pewność, że nie wytniecie mi całej wątroby?

– Jesteś moim synem!

– Tak, jestem. Bo potrzebujesz frajera do tej wątpliwej operacji. – Chłopak spojrzał na niego przenikliwie. – Po to mnie odnalazłeś, prawda? Wiesz, co ci powiem? Z przyjemnością popatrzę, jak twoja ukochana córeczka zdycha bez szans na ratunek! – Ostatnie słowa prawie wykrzyczał.

Po zapadniętych policzkach Michała potoczyły się łzy.

– Daniel, proszę! Nie dla mnie, dla niej! Ona nie jest niczemu winna.

– A Ola była? – spytał z goryczą chłopak. – Wiesz, ile razy ja płakałem z bezsilności? Z głodu? Pamiętasz te zdjęcia, które mi pokazywałeś? Święta w górskim kurorcie, prezenty, suto zastawiony stół. A co miałem ja?

– Daniel…

– Nie! – Odwrócił się na pięcie i wyszedł. Ani razu nie obejrzał się za siebie. Wiedział, że swoją decyzją skazał niewinną dziewczynę na śmierć, ale wiedział też, że to najlepsza forma zemsty na tym dwulicowym bydlaku.

Przez osiemnaście lat tęsknił za ojcem, którego nie miał.

W końcu się z tego wyleczył.

Obecnie

– Mamusiu! Mamuuusiuuu!

Podniosła głowę znad rachunków i ruchem pełnym znużenia odgarnęła kosmyki włosów opadających na twarz.

– Kto kogo bije i dlaczego? – spytała krótko.

– Ona zabrała moją lalkę. – Tuż obok pojawiła się szczuplutka dziewczynka z rudymi kitkami.

– Ona? – Magda spojrzała na córkę podejrzliwie. To irytujące, że nadal miała problemy, by odróżnić bliźniaczki. Zwłaszcza gdy w danej chwili były ubrane w jednakowe sukienki. Całe szczęście, że dziewczynka szeroko się uśmiechnęła.

– Klara, oddaj siostrze lalkę – zarządziła surowym tonem Magdalena. Przynajmniej usiłowała sprawić, by był surowy. Nade wszystko kochała swoje dzieci i większość drobnych sprzeczek starała się załatwiać polubownie. Nie umiała się na nie złościć. Zwłaszcza teraz, pół roku po tym, gdy ich ojciec zginął w wypadku samochodowym. – Dostałaś przecież identyczną.

– Ale ja wiem, że ta jest moja. – Druga z bliźniaczek przytuliła się do pleców matki. Na szczęście dla Magdy zabrzęczał dzwonek u drzwi. Szybko wstała, prosząc córeczki, by sprzątnęły ze stołu, zanim wprowadzi gościa. Gościa, który wcale nie był mile widziany w ich domu.

– Witaj, Anno – powiedziała krótko na powitanie, wpuszczając do środka elegancką starszą panią. Tamta odpowiedziała tonem pełnym wyższości, jednocześnie rozglądając się dookoła z doskonale widoczną naganą. Nie skorzystała nawet z zaproszenia, by usiąść w fotelu. Zmierzyła tylko wzrokiem wyjątkowo grzeczne dziewczynki i w końcu odwróciła się w kierunku Magdy.

– To jest to wasze nowe mieszkanie?

– Małe, ciasne, ale własne. – Tamta uśmiechnęła się przekornie. Doskonale zdawała sobie sprawę, że teściową rozjuszą te słowa, ale już dawno przestało jej zależeć na akceptacji czy jakichkolwiek innych cieplejszych uczuciach ze strony tej kobiety. Wraz ze śmiercią Marka ich stosunki przeszły z chłodnych w lodowato zimne.

– Kawalerka z łazienką wielkości schowka na miotły!

– Nie narzekamy.

– Ty nie masz prawa. A ja… Ja nie pozwolę, by moje wnuczki wychowywały się w takiej dziurze. – Mówiąc to, otworzyła torebkę i wyjęła z jej wnętrza oślepiająco białą kopertę. Rzuciła ją na blat stołu, a potem bez słowa pożegnania wyszła z mieszkania. Chyba że za pożegnanie uznać pełne złośliwej satysfakcji spojrzenie, które posłała Magdzie.

– Uff. Dobrze, że ta stara jędza sobie poszła – westchnęła jedna z bliźniaczek.

– Klaro! Zabr…

– Ale, mamusiu, sama tak ją nazwałaś.

– I źle zrobiłam.

– Jednak nie musimy mówić do niej babciu?

– Nie, nie musicie. – Magda sięgnęła po list, czując dziwny niepokój. Anna już dawno temu zapowiedziała, że zrobi wszystko, by odebrać jej prawa rodzicielskie do córek. Chyba właśnie tego dotyczyła dzisiejsza wizyta. Pełna jak najgorszych obaw rozerwała kopertę, w pośpiechu wygrzebała z niej pojedynczą kartkę papieru i zaczęła czytać. Gdy skończyła, drżały jej dłonie, serce waliło jak szalone, a w kącikach oczu pokazały się łzy. Gdyby nie dziewczynki, rozpłakałaby się niczym dziec­ko. Bo tym razem sprawa była poważna, a Anna miała spore szanse zrealizować swój cel. Na szczęście Klara i Iga nic nie zauważyły, zajęte walką o pilota, bo każda chciała obejrzeć bajkę na innym kanale. Magda otarła wierzchem dłoni mokre policzki i szybko umknęła do łazienki. Oparła dłonie o brzeg umywalki i z rozpaczą przyglądała się swemu odbiciu.

Co mogła zrobić? Za Anną stały znajomości, w końcu była emerytowaną sędzią, pieniądze, jak również odrobina racji. A co miała ona? Po śmierci Marka jej już i tak kiepska sytuacja finansowa pogorszyła się jeszcze bardziej. Kredyt, który oboje wzięli na rozpoczęcie biznesu, rozklekotany samochód, który w końcu trafił na złom, wydatki związane z pogrzebem. Długi były jak wodny wir, z nieubłaganą siłą wciągający ją do środka. Mocniej i mocniej, aż na samo dno, skąd nie będzie już ucieczki. Na dodatek ziejąca nienawiścią teściowa, czyhająca na to, by odegrać się na niej za syna. No tak, przecież według niej nie zasługiwała na Marka. Była głupią siksą, która złapała go na fałszywą ciążę. Swego czasu Anna zażądała przecież testu na ojcostwo. A teraz chce jej odebrać córki…

Oczywiście było wyjście z tej sytuacji. Znaleźć porządną pracę, kupić mieszkanie i zatrudnić adwokata. Koniecznie w tej kolejności. Tylko jakim cudem miałaby tego dokonać, gdy w tej chwili usiłowała utrzymać posadę w firmie wysyłkowej, w której co miesiąc zwalniano kilku pracowników? Kto zatrudni kogoś, kto ukończył tak nieżyciowy kierunek jak archeologia? Na dodatek jej doświadczenie obejmowało jedynie wychowywanie dzieci i dorywczą pracę w sklepie.

Magda zacisnęła z całej siły wargi. Nie, nie podda się. Istniało przecież inne rozwiązanie, nad którym zastanawiała się już od wielu tygodni. Nietypowe, być może moralnie wątpliwe, ale z pewnością opłacalne. Mogłaby spłacić długi, wynająć lepsze mieszkanie, ze spokojem poszukać innej pracy. Jednak czy podoła temu, co sobie postanowiła? Musi. Inaczej Anna odbierze jej to, co kochała najbardziej na świecie. Córki.

Dlatego wyjęła z kieszeni skrawek papieru z napisanym na nim koślawymi cyframi numerem telefonu. Patrzyła na niego długą, bardzo długą chwilę. W zasadzie to już zdecydowała. I choć wstydziła się tego, co zamierzała zrobić, choć wciąż miała wątpliwości, to postanowiła, że jutro zadzwoni. Koniecznie z samego rana, gdy dziewczynki pójdą do szkoły, a ona będzie miała akurat dzień wolny. Im szybciej, tym lepiej, bo miała wrażenie, że jeśli będzie zwlekać, to zrezygnuje. A nie mogła, bo gra toczyła się o zbyt wysoką stawkę.

Stała przed drzwiami luksusowego apartamentu, zaciskając pięści i usiłując uspokoić rozszalałe serce. Nadal biła się z myślami, czy postępuje słusznie. Wmawiała sobie, że tak, że to jedyne wyjście, ale cichutki głosik w głębi duszy podpowiadał, iż popełnia wielki błąd. W końcu z kieszeni płaszcza wyciągnęła mocno już zgniecioną kartkę, jeszcze raz przeczytała to, co tam napisano, i po raz kolejny poczuła dławiącą rozpacz.

Drżącą dłonią przygładziła wzburzone włosy, potem odetchnęła głęboko i nacisnęła dzwonek.

Drzwi otworzyły się i zobaczyła sylwetkę mężczyzny. W średnim wieku, wysoki, przystojny i elegancko ubrany, a poza tym dość przeciętny. Z wyjątkiem oczu, bystrych, o ostrym, przeszywającym spojrzeniu.

– Ja… – wyjąkała. – Ja…

– Wiem, kim pani jest – powiedział oschłym tonem. – Proszę wejść. Spodziewaliśmy się pani.

– My?

Bez słowa wskazał długi, wąski korytarz. Przemierzyła go szybkim, nerwowym krokiem, po czym znalazła się w ogromnym salonie, o ultranowoczesnym wystroju. Pod oknem stała kobieta. Piękna, wyniosła, idealna. Magda speszyła się, bo przy tej bogini wydała się sama sobie nic niewartym pyłem.

– Sylwia. – Tamta wyciągnęła na powitanie szczupłą, wypielęgnowaną dłoń. Usiłowała też przybrać serdeczny wyraz twarzy, ale słabo jej to wychodziło. – Przejdźmy na ty. W końcu urodzisz moje dziecko.

Te słowa z trudem torowały sobie drogę do otumanionego umysłu Magdy. Szczerze mówiąc, była przerażona i samym pomysłem, i tym, że się na niego zgodziła. Tak, zgodziła się, bo było to jedyne wyjście, aby zdobyć wystarczające środki finansowe. Liczyła też na coś innego, coś ważniejszego od pieniędzy. Potencjalni rodzice byli bogatą parą, ona znaną aktorką, on jednym z najbardziej wpływowych biznesmenów w kraju. A Magda potrzebowała kogoś, kto zdołałby ją obronić przed Anną.

– Jeszcze nie jestem pewna – wyszeptała, posłusznie zajmując miejsce na kanapie.

– Myślę, że jesteś. – Kobieta zaśmiała się dźwięcznie. – Inaczej byś nie przyszła. To mój prawnik. – Wskazała na mężczyznę, który ją tutaj wprowadził. – Przygotował umowę.

– Prawnik? No tak. – Odchrząknęła, bo głos wciąż odmawiał jej posłuszeństwa.

– Połowę sumy dostaniesz po zapłodnieniu, połowę po urodzeniu dziecka. Słyszałam, że już jesteś matką?

– Tak. Bliźniaczki.

– To dobrze. Poród przebiegł bez zakłóceń?

– Tak. Mam dokumentację medyczną. – Magda nerwowo szarpnęła zapięcie torebki. – Naturalny, w terminie.

– O! Przy bliźniętach? Gratuluję.

Powinna czuć dumę, ale miała wrażenie, że w głosie Sylwii pobrzmiewa drwina. Ta kobieta była jak sopel lodu, a uśmiech, który pojawiał się na jej ustach, nie docierał do oczu. Zimna, wyniosła, niedostępna. Magda z trudem przełknęła ślinę. Ktoś taki miał być matką dla jej dziecka?! Matką? Boże! Nie powinna się na to zgadzać. Może znajdzie inne wyjście, korzystniejsze albo…

– Zbadaliśmy pani przeszłość – odezwał się nieoczekiwanie mężczyzna. – Mąż nie żyje od pół roku, a jego matka właśnie złożyła w sądzie pozew o przyznanie jej praw rodzicielskich nad wnuczkami.

– Tak, to prawda – wyjąkała. – Jest to też główny powód mojej zgody na tę… Na ten interes.

– Podchodzisz do tego prawidłowo. – Sylwia usiadła w fotelu naprzeciwko i założyła nogę na nogę. – Mam znajomości. Nie tknie cię. Jedyny warunek jest taki, że urodzisz mojemu partnerowi dziecko. Dostaniesz pieniądze i gwarancję bezpieczeństwa. W zamian za to zachowasz milczenie. Oficjalnie biologiczną matką będę ja.

– Ale…

– Wiem, czego nie rozumiesz. – Wykrzywiła usta, jakby nagle skosztowała czegoś wyjątkowo kwaśnego. – W tę tajemnicę będą uwikłane cztery osoby. My oraz Daniel, mój narzeczony.

– Sądziłam, że…

– Nie jest przecież idiotą i doskonale wie, że jestem bezpłodna. Poza tym kto, jak nie on, miałby być dawcą nasienia?

Magda zarumieniła się. Ta bezpośredniość i obojętność złościły ją, lecz nie dała tego po sobie poznać. Pomyśl o dziewczynkach, powtarzała sobie w duchu. Pomyśl o dziewczynkach.

– Nie mogę mieć dzieci. – Kobieta wzruszyła ramionami. Było doskonale widoczne, że nie traktowała tego jako problemu czy mankamentu. – I wcale nie mam ochoty na dzieci. Ale Daniel się uparł, zagroził zerwaniem. Zgodziłam się na jedno. Znalazłam ciebie. Teraz pora sfinalizować naszą transakcję.

– Zgadzam się – odezwała się Magda drżącym, przepełnionym emocjami głosem.

– W takim razie… Andrzeju, twoja kolej.

Wciśnięto jej do ręki plik papierów, ale chociaż próbowała się skupić na czytanym tekście, to literki skakały jej przed oczyma. Mężczyzna spokojnie wytłumaczył, na czym będzie polegać umowa, a następnie kazał złożyć w kilku miejscach podpis. Lecz dopiero gdy to zrobiła, dotarł do niej przerażający sens własnego czynu.

Może i mogła się wycofać, ale nie chciała.

Potrzebowała korzyści, jakie płynęły z tej transakcji. Nie tylko finansowych.

– Kiedy…? – zaczęła, wycierając spocone dłonie o materiał spodni.

– Jak najszybciej. Nie ma co zwlekać. Pokoje dla ciebie i dzieci już czekają.

– Pokoje? – Zaskoczona Magda uniosła brwi.

– Tak. Zabieg przeprowadzimy zaraz po tym, jak przejdzie pani pomyślnie badania – tłumaczył prawnik. Wszystko było oczywiście w umowie, ale zauważył, że kobieta nie była w stanie dokładnie jej przeczytać. Była zbyt roztrzęsiona, zdenerwowana. Jemu również się to wszystko nie podobało, ale nie śmiał odmówić Sylwii. – Aż do porodu zamieszkacie w domu na wsi. Nie zobaczy pani swego dziecka, nigdy nie będzie się z nim kontaktowała. Zaraz po cesarce…

– Cesarce?

– Tak będzie łatwiej. No i nie możemy ryzykować. Zaraz po cesarce zostanie pani odwieziona do domu. Córki również. Oprócz wynagrodzenia dostanie pani budżet na codzienne wydatki, opiekunkę, służbę oraz szofera i samochód do dyspozycji.

– Istny raj. – Magda uśmiechnęła się blado. Jakoś nie przekonały jej te wszystkie luksusy. Robiła to z jednego powodu i tylko z jednego.

– Nie muszę chyba przypominać, że obowiązuje panią ścisła tajemnica?

– Nie musi pan.

Udzielił jej jeszcze innych wskazówek. Przez ten czas Magda siedziała nieruchomo, zaciskając dłonie w pięści i usiłując zapanować nad zdenerwowaniem. Czuła się nieswojo pod zimnym, pełnym słabo skrywanej pogardy spojrzeniem Sylwii. Wręcz czytała w jej myślach. I nie było w tym nic przyjemnego.

Odrobinę ulgi poczuła, gdy już wyszła na zewnątrz, gdy opuściła przestronny, ale przytłaczający apartament. Zastanowiła się, czy będzie miała okazję poznać ojca swego dziecka, a zaraz potem znów smak żółci napłynął jej do ust.

To wszystko było takie poniżające, takie…

Otarła wierzchem dłoni mokre oczy. Nie mogła się poddać. Nie teraz, gdy miała szansę, aby naprawdę ułożyć sobie życie, wyjść na prostą. Lecz przede wszystkim z powodu Anny, która czyhała na najmniejsze potknięcie z jej strony.

Nie, nie da tej jędzy satysfakcji!

– Tutaj mamy zamieszkać? – spytała osłupiała Magda, gdy samochód zajechał już przed główne wejście. Nawet dziewczynki wydawały się przytłoczone tym, co zobaczyły.

Dom usytuowano w ogromnym parku. Biały budynek o czerwonym dachu wyglądał niczym klasyczny pałacyk z dawnych czasów. Podjazd zakręcał wokół strzelistej fontanny. Ganek podtrzymywały cztery kolumny, a obrazu dopełniały masywne drzwi i wysokie okna.

W środku było jeszcze bardziej luksusowo. Olejowany parkiet, kryształowe żyrandole, obrazy w złoconych ramach wiszące na oślepiająco białych ścianach. Marmurowe schody prowadzące na górę. Meble starannie dopasowane do całości. Idealnie wyważona harmonia, pełna światła, blasku i kwiatów. Magda przypomniała sobie Sylwię. Ta kobieta tu nie pasowała. Czyli wnętrza musiały być zaprojektowane pod gust jej narzeczonego. Mimo woli się uśmiechnęła. To dobrze, bo dziecko przynajmniej będzie miało oparcie w ojcu. Na tak zwaną matkę nie liczyła.

– Pięknie – powiedziała z uznaniem, jednocześnie przyglądając się ludziom zgromadzonym w holu.

Kucharka, trzy dziewczyny od sprzątania, szofer i opiekunka. Tylko sześć osób, ale to i tak dużo dla nieprzywykłej do takich wygód Magdy. Poza tym na zewnątrz dostrzegła kręcących się ochroniarzy i starszego mężczyznę, który najwyraźniej zajmował się ogrodem.

Sypialnia dziewczynek była pełna stonowanych różów oraz bieli. Jej sypialnię za to utrzymano w tonacji błękitu. Obok znajdowała się łazienka z prysznicem i wyjście na niewielki balkonik, z widokiem na malowniczy ogród.

Bardzo szybko zdążyła odkryć wraz z dziewczynkami magiczny domek na drzewie. Prowadziła do niego kręcona rampa i szczerze mówiąc, ta chatka miała prawie taki sam metraż, jak ich mieszkanie. Basen oraz domek wzbudziły szalony entuzjazm Igi i Klary. Dziewczynki szalały, a Magda popadała w coraz większe przygnębienie.

Powinna być zadowolona, że jej dziecko będzie wychowywać się w takim domu, ale nie była. Czuła jedynie smutek i dręczące ją wyrzuty sumienia.

Dziecko… Chłopczyk albo dziewczynka, którego albo której nigdy nie zobaczy, nigdy nie pozna. Poświęcenie w imię czegoś innego, aby jej córeczki były szczęśliwe. Bo z Anną, tego była pewna, nie miałyby na to szans.

Obiad podano na tarasie, w cieniu, tuż obok kolejnej fontanny, mniejszej niż ta z frontu. Magda prawie niczego nie tknęła, za to dziewczynki próbowały wszystkiego po trochu. Potem one wróciły do domku na drzewie, wcześniej zabrały ze sobą lalki i misie, a Magda poszła do pokoju, aby wypakować ich bagaże. Zawiesiła swój skromny dobytek w ogromnej garderobie, ze smutkiem myśląc, jak nędznie wyglądał w otoczeniu tego całego luksusu. Nie pozwoliła sobie jednak na rozpacz, na załamanie. Musiała być silna, bo najtrudniejsze jeszcze przed nią.

A może nic z tego nie będzie?

Oby, bo tak byłoby najprościej. Na dodatek Sylwia obiecała, że w takim wypadku też będzie ją chronić. Pewnie nie wierzyła w niepowodzenie, lecz życie potrafiło płatać figle.

Ktoś zapukał, a Magda ocknęła się z zamyślenia.

– Proszę!

Do środka weszła pokojówka, bo chyba tak należało ją nazwać.

– Przyjechał pan Daniel. Chce panią poznać i prosi na taras.

– Pan Daniel? – W pierwszym momencie Magda nie wiedziała, o kogo chodzi. – Ach! Ten Daniel! Dobrze, za pięć minut zejdę na dół. Dziewczynki nadal bawią się w ogrodzie?

– Tak. Obiecałam im, że zjedzą podwieczorek w dom­ku na drzewie.

– Dziękuję. – Magda pomyślała, że polubi tę kobietę. Wydawała się niezwykle sympatyczną osobą. – Jeszcze tylko odwiedzę łazienkę i już idę.

Weszła do lśniącego dyskretnym blaskiem pomieszczenia i oparłszy dłonie o rant umywalki, zapatrzyła się w lustro. W końcu poprawiła wzburzone włosy, lekko przypudrowała nos i pomyślała, że jest gotowa. Gotowa na poznanie ojca swego przyszłego dziecka.

– Jakie to wszystko dziwne. – Pokręciła głową w zadumie. Po czym odetchnąwszy, ruszyła na spotkanie przeznaczeniu.

Mężczyzna siedział na tarasie, wygodnie rozparty w fotelu. Ubrany był nienagannie, w doskonale skrojony grafitowy garnitur, bladoniebieską koszulę, dopasowany do całości krawat i buty wypolerowane na wysoki połysk. Ciemne włosy, modnie obcięte, miał zaczesane pod górę. W szczupłej twarzy, z elegancko przystrzyżonym zarostem, nie było nic charakterystycznego. Za to oczy… Ich zewnętrzne kąciki lekko opadały. Nad nimi znajdowały się wyraźnie zarysowane brwi. Tęczówki miały kolor idealnego błękitu, lecz nie był to błękit letniego nieba, a raczej odcień sopla lodu. Chłód, lekceważenie, obojętność. Tylko to było w nich widać.

– Dzień dobry – przywitała się, z trudem powstrzymując dygnięcie. – Jestem Magdalena.

Co mnie to obchodzi, powiedziała jego mina.

– Tak więc ty jesteś tą kobietą? – Niby całkiem zwyczajne słowa, ale ileż w nich było pogardy! Magda mimowolnie się zarumieniła.

– Ja – potwierdziła, bo nie widziała sensu w dociekaniu, co miał na myśli, mówiąc „tą kobietą”.

– Niezła jesteś – mruknął jakby sam do siebie, mrużąc oczy i popijając whisky. – To dobrze, nie chciałbym brzydkiego dziecka.

O ile Sylwię nazywała w duchu suką, o tyle tego tutaj bez zastanowienia mogła nazwać sukinsynem. Przystojnym, seksownym draniem, bez odrobiny cieplejszych uczuć. Boże! Jak oni oboje idealnie do siebie pasowali! I to im miała zostawić swoje dziecko?! W co ja się wkopałam, pomyślała z rozpaczą Magda, nerwowo wyłamując palce. Stała przed mężczyzną, niczym wyrwana do odpowiedzi uczennica, która w głowie miała jedynie pustkę. Nawet nie raczył zaproponować jej, aby usiadła.

– Obróć się, tył też chciałbym sobie obejrzeć.

– Nie jestem klaczą wystawową! – Zawrzała złością.

– Przypominam, że kupiłem twoje ciało na dziewięć miesięcy – oznajmił chłodno, ani trochę niewzruszony jej gniewem.

– Tak? Czyli co jeszcze mamy w planach? – spytała szyderczo. – Chłostę? Tortury? Seks?

– Seks? – podchwycił ostatnie i wrednie się uśmiechnął. – Może zamiast zapłodnienia in vitro zrobimy to w tradycyjny sposób?

– Nie! – warknęła. – Umowa tego nie obejmuje.

– Wystarczy aneks. I oczywiście dopłacę.

Nagle dotarło do niej znaczenie wypowiedzianych przez niego słów. Chciał dopłacić za seks z nią? On?!

– Nie – zaprzeczyła, chociaż tym razem spokojnie. – Pozostańmy przy umowie, którą zawarliśmy.

– Tak, pozostańmy – odparł, po raz kolejny lustrując ją bacznym, nieco lekceważącym spojrzeniem. Odpowiedziała tym samym, starając się jak najlepiej wczuć w rolę. – Badania wypadły pozytywnie. Pojutrze zabieg.

Znów wytrącił ją z równowagi. Magda pobladła i tym razem usiadła bez zastanowienia na stojącym w pobliżu fotelu.

– Pojutrze?

– Im szybciej, tym lepiej.

– A jeśli się nie uda?

– W umowie była mowa o trzech próbach. Do tylu jesteś zobowiązana i za tyle ci zapłacimy.

Drań! Czy on musiał akcentować na każdym kroku, jak wielką rolę w tym wszystkim odgrywały pieniądze?

– Nie o to mi chodzi – odpowiedziała cichym, pełnym tłumionej złości głosem.

– Nie? Czyli rodzenie innym dzieci to twoje hobby?

– Twoja… Pani Sylwia obiecała pomoc w konflikcie z moją teściową. Ona chce odebrać mi córki. To głównie dlatego się zgodziłam.

– Ale pieniądze weźmiesz? – Spojrzał na nią chytrze.

– Wezmę – przyznała z niechęcią. – To także część umowy.

– Tak. Z pewnością to część umowy – powtórzył szyderczo. Potem wstał, odkładając pustą szklaneczkę po drinku. – Przyjechałem na trzy dni, żeby sprawdzić, co z ciebie za jedna. W końcu połowa genów mojego dziecka będzie pochodziła od ciebie.

– Trzy dni? Mimo wszystko to trochę mało. – Uśmiechnęła się lekko.

– Wystarczająco. Idę się przebrać. Zjemy razem kolację. Bez twoich dzieci.

Nie prosił. Żądał. W zasadzie nie było nic złego w takiej stanowczości, ale jego była podszyta lekceważeniem i pogardą. Bez dzieci? Magda zmrużyła oczy. Nie wiadomo, skąd napłynęło poczucie zagrożenia. I tylko to, bo ten mężczyzna kompletnie nie był w jej typie. Magda zawsze mówiła o swych decyzjach, że kupuje oczyma, ale wybiera sercem. Tak, był przystojny, zamożny i seksowny, lecz to wszystko nie miało dla niej znaczenia wobec jego cynizmu, zadufania w sobie i egoizmu. Chce kolacji z nią? Zgoda. Dostanie, ale tylko to. I dziecko. Poczuła niepokojący skurcz żołądka. Nie wiadomo, który to już raz pomyślała, że ta umowa była zła, i gdyby miała jakikolwiek wybór, to zabrałaby dziewczynki i uciekła stąd szybciej, niż się pojawiła.

Chylący się ku końcowi dzień był upalny i duszny. Zabawa na świeżym powietrzu i wielogodzinne baraszkowanie w basenie sprawiły, że Klara i Iga zasnęły o wiele szybciej niż zazwyczaj. Miała więc czas dla siebie, lecz nie wykorzystała go, aby zrobić się na bóstwo. Wzięła jedynie odświeżającą kąpiel, a potem sięgnęła po pierwszą z brzegu sukienkę. Do tego japonki, muśnięcie pudrem czubka nosa, odrobina błyszczyku i włosy niedbale związane w węzeł na karku.

Kolację podano na tarasie. Już tam na nią czekał. Garnitur zamienił na śnieżnobiałą koszulę, lecz spodnie i buty nadal były eleganckie. Siedział, wyraźnie zirytowany jej spóźnieniem.

– Nie lubię niepunktualności! – warknął.

– I co z tego? – Wzruszyła ramionami i usiadła naprzeciwko. – Przecież tylko mnie wynająłeś. – Celowo użyła ironii, przywołując jego własne słowa.

Przez chwilę mierzyli się spojrzeniem. Magda nie zdawała sobie sprawy, że to właśnie jej brak zainteresowania był powodem dzisiejszego zaproszenia. Lecz bynajmniej nie dlatego, iż obudziła w nim ciekawość. Raczej uraziła dumę. Daniel przywykł do podziwu, do powłóczystych spojrzeń, rzucanych mu ukradkiem zza ramienia, do bezpośrednich propozycji, do słowa „nie”, które tak naprawdę znaczyło coś zupełnie przeciwnego.

A kiedy dziś się spotkali po raz pierwszy, ona była jedynie zakłopotana. Zaproponował jej seks, a wtedy zakłopotanie zamieniło się w oburzenie.

Była piękną kobietą.

A on zawsze zdobywał każdą kobietę, która mu się spodobała.

Przy czym przez zdobywanie rozumiał oczywiście seks. A ta tutaj nie będzie wyjątkiem. Nie czuł pożądania, nie był nią zauroczony, nie obchodziło go, z jakiego powodu pojawiła się w jego życiu. Poza tym miał rację, mógł połączyć przyjemne z pożytecznym. Bez gumek, stosunków przerywanych i niepewności. Właśnie za to od tylu lat cenił Sylwię. Ona nie mogła sprawić mu niespodzianki niechcianą ciążą. Problem pojawił się, gdy Daniel zapragnął spadkobiercy swej fortuny.

Zapadła niezręczna cisza. Ciężka, przytłaczająca. On lustrował ją wzrokiem, ona była zakłopotana, nieswoja.

– Czy mogę o coś zapytać? – To Magda zdecydowała się pierwsza odezwać, gdy już przyniesiono posiłek i zostawiono ich samych.

– Spróbuj.

– A jeśli to będą bliźnięta? Albo trojaczki?

– Zamawiałem jedno dziecko – odparł chłodno, sięgając po kieliszek z winem. – Resztę usuniemy.

– Słucham? – Aż zatchnęło ją z oburzenia. – Jak możesz!

– Jak? Całkiem normalnie. – Wzruszył ramionami. – Każdy dodatkowy płód to dodatkowe ryzyko.

– Dziecko!

– Płód.

– Buc! – Nie wytrzymała. Po prostu nie potrafiła się opanować. Tym swoim pełnym wzgardy spokojem wyprowadzał ją z równowagi o wiele bardziej niż kłócące się córeczki.

– Tak łagodnie? – Reakcją było lekkie uniesienie brwi, nic więcej.

– Drań!

– Masz jeszcze szansę się wycofać.

– Nie mogę – odparła z wyraźną rozpaczą.

– Możesz, zawsze możesz. Jeśli jednak zostaniesz – tym razem się uśmiechnął, chociaż nie było nic przyjemnego w tym pogardliwie ironicznym skrzywieniu ust – to pamiętaj, na moich warunkach.

Nie odpowiedziała. Ręka jej drżała, gdy sięgała po wodę, bo za wino podziękowała. Pomyślała też, że jeśli faktycznie zajdą jakieś niespodziewane okoliczności, to wtedy wrócą do tej rozmowy. Teraz nie miało sensu wykłócać się o coś, co było jedynie hipotezą.

– Twój mąż nie żyje? – zapytał, ale ona czuła, że wcale nie interesowała go odpowiedź.

– Tak. Zginął pół roku temu w wypadku.

– Inni mężczyźni?

– Na co ci ta wiedza?

– Choroby weneryczne.

– Nie jestem na nic chora! – Zarumieniła się ze złości. – Marek był moim drugim partnerem.

– Tak, pewnie. – Tym razem otwarcie z niej drwił. – Każda z was to dziwka, chociaż przyznam, ty swoją grą zasługujesz na Oscara.

– Jaką grą? – syknęła. Czuła, że za chwilę straci nad sobą panowanie, i wcale nie chodziło o słowa, które wypowiadał. To spojrzenie, pełne pogardy i wyższości, ten ton głosu, pełen lekceważenia uśmieszek. Oceniał ją przez pryzmat tego, na co się zdecydowała, chociaż powinien zrozumieć, że nie miała wyboru. Poza tym… Dziwka? Co za skurwiel!

Daniel nie odpowiedział. Odłożył sztućce i popijając wino, przyglądał się jej zmrużonymi oczyma. W jego głowie pojawił się pewien pomysł na połączenie przyjemnego z pożytecznym. Sylwia nie musi o niczym wiedzieć, bo przecież umówili się, że niewinne skoki w bok są dopuszczalne w ich związku i żadne z nich nie będzie robiło z tego problemu.

– Nie jestem już głodna. Czy mogę wrócić do sypialni?

– Nie.

– Dlaczego? – spytała, siląc się na nadludzką cierpliwość.

– Bo chciałbym z tobą omówić zmianę warunków umowy.

– Jaką zmianę? – Wróciło przerażenie, bo nagle poczuła się niczym uwięzione w klatce zwierzątko, do którego zbliżał się właśnie głodny drapieżnik.

– Subtelną. Zamiast in vitro zrobimy to tradycyjnie.

– Słucham? – W pierwszym momencie się roześmiała. – Jak to tradycyjnie?

– Seks. – On też się uśmiechnął. I znów, tak jak poprzednio, ten uśmiech nie dotarł do oczu, a zatrzymał się na ustach.

– Chyba oszalałeś! Nie ma mowy! – Wstała tak energicznie, że gwałtownie odsunięte krzesło z hukiem upadło na ziemię.

– Nie oszalałem, a jeśli się nie zgodzisz, wyjedziesz stąd sama. Bo po twoje córki zgłosi się ich babcia.

– Nie! Pakuję…

– Możesz się wynosić. Dzieci zostają.

Bez słowa odwróciła się na pięcie. Lecz nie uszła daleko, bo w miejscu zatrzymał ją silny uścisk męskiej dłoni.

– Nie żartowałem – wyszeptał, przyciągając ją ku sobie. – Sama, rozumiesz, Magdaleno? Rozumiesz, co to znaczy? Ja nie pytałem, czy zgadzasz się na tę zmianę, ja ci to tylko oznajmiłem.

– Nie! – Wyrwała się z uścisku, a potem z całej siły uderzyła go w twarz. – Nie ma mowy! Rezygnuję ze wszystkiego! Pakuję się, dzwonię po taksówkę i wyjeżdżamy!

– Przekonamy się. – Był tak nieludzko spokojny, pewny swej przewagi, że Magda nagle zrozumiała, iż to nie żarty. On naprawdę zamierzał zrobić to, co obiecał.

– Umowa mówiła o in vitro – wyszeptała, czując napływające do oczu łzy.

– Umowę można zmienić.

– Ale ja tego nie chcę! Nie pociągasz mnie, wręcz brzydzisz!

– Brzydzę? – Tym razem złapał ją za kark. Brutalnie, bez litości, zmuszając, aby zadarła głowę i spojrzała prosto w jego oczy. – To zacznij się przyzwyczajać, szmato!

– Jeszcze raz…

– To co? – Uderzył ją w policzek wierzchem dłoni. Lekko, jakby jedynie chciał zaznaczyć swą przewagę. – Co mi zrobisz? Mam prawo do trzech prób. Będę cię rżnął na wszystkie sposoby. Będziesz spełniała każdy mój rozkaz. I będę cię nazywał tak, jak przyjdzie mi ochota. A po wszystkim dostaniesz te swoje dwa zaplute bachory i ochronę przed teściową. To jest nowa umowa! – warknął, ściskając jej podbródek silnymi palcami. – No i zapłacę. – Roześmiał się niespodziewanie. – Zawsze płacę za tego typu usługi.

Tym razem udało jej się wyrwać. Biegiem wróciła do swojego pokoju i dopiero tam wybuchnęła płaczem.

Miała nadzieję, że kiedy podejmie tę moralnie wątpliwą decyzję, uniknie kłopotów. A wpakowała się w jeszcze większe. Nigdy by nie podejrzewała, że sprawy mogą się tak potoczyć. Nigdy! Czego ten mężczyzna od niej chciał?

Nagle zrozumiała, że nie chodziło o seks.

On pragnął ją upokorzyć, zabawić się. Miał niewątpliwą przewagę, pieniądze, znajomości i całe pół tuzina ochroniarzy.

Ona nie miała niczego ani nikogo. Jedynie wroga, który pragnął zemsty. Tak, bo Anną kierowały podobne pobudki, co tym tutaj bydlakiem. Nie kochała swoich wnuczek, lecz chciała się odegrać na niej, na synowej, która od samego początku była jej cierniem w oku.

Będzie musiała się zgodzić na ten chory układ. Na jego warunki. Jeśli uda jej się grać pokorną i zastraszoną, to może temu skurwielowi znudzi się zabawa i poprzestanie na jednorazowym seksie?

Gwałtownie ją zemdliło. Sięgnęła po butelkę z wodą i opróżniła ją duszkiem. A później położyła się na skraju łóżka i rozpłakała.

Tęskniła za Markiem. Tak bardzo za nim tęskniła. Był cudownym mężczyzną, silnym, opanowanym, wyjątkowym. Wspaniałym mężem i ojcem, namiętnym kochankiem. Zawsze uśmiechnięty, optymistycznie patrzący na świat, z niebanalnym poczuciem humoru. Był również marzycielem, wizjonerem, który z uporem dążył do obranego celu. Dla niej zrezygnował ze wszystkiego, co miał. Rzucił rodzinny interes, sprzeciwił się matce, zaczął budować ich wspólną przyszłość. Niestety, wyglądało na to, że los uparł się, aby konsekwentnie bombardować każdy ich plan, każde marzenie. A gdy w końcu powolutku zaczęli wychodzić na prostą, wydarzył się wypadek.

Pamiętała każdą minutę tamtej nocy. Najpierw brak kontaktu i własne przerażenie. Próbowała się dodzwonić dokładnie przez trzy godziny. Później na ekranie telefonu wyświetlił się nieznany numer. Już zanim odebrała, była pewna, że spotka ją coś złego. Jednak nie myślała, że aż tak złego. Marek zginął dokładnie w momencie, gdy samochód uderzył w drzewo. Nie miał zapiętych pasów. Wybuchła poduszka powietrzna. Złamanie podstawy czaszki i śmierć na miejscu.

Takie banalne, a jednak prawdziwe. Jednoznaczne i ostateczne w swej wymowie.

Płakała, kiedy identyfikowała jego ciało.

Płakała, gdy zakopywano trumnę.

Płakała tyle nocy i dni, że nawet nie potrafiła ich teraz zliczyć.

Niestety, musiała być też silna. Ze względu na ich córki, bo one potrzebowały jej siły, jej odwagi. Zwłaszcza gdy Anna oznajmiła, że będzie walczyć o wnuczki. Miesiąc później zjawiła się z kopertą, której zawartość pchnęła Magdę do podjęcia decyzji o zostaniu surogatką.

Sądziła, że największym problemem w tym wszystkim będzie walka z własnym sumieniem. A okazało się, że wpadła w łapy prawdziwego skurwysyna, bezlitosnego bydlaka, który postanowił zabawić się jej kosztem, bo wiedział, jak bardzo była bezbronna.

Może to tylko sen, zły koszmar, z którego za chwilę się obudzi? Znów poczuje ramiona ukochanego, jego spokojny, miarowy oddech, specyficzny zapach ciała. Przywita poranek czułym pocałunkiem, wspólnym śniadaniem, może skromnym, ale pełnym miłości.

Dlaczego nie zapiął wtedy tych cholernych pasów?

– Tęsknię za tobą – wyszeptała, obejmując się ramionami. – Tak bardzo tęsknię. Może nasze życie nie było usłane różami, ale mieliśmy siebie. I nasze córki. Razem byliśmy nie do pokonania. Sama… Zrobiłam straszne głupstwo, Marku – załkała. – Straszne głupstwo!

Ten Daniel… Przystojny, bogaty, seksowny. Był idealny, lecz nie dla niej. Ona nie chciała ani jego, ani jego pieniędzy. Odrzucał ją chłód w niebieskich oczach, pogardliwy uśmiech i poczucie wyższości, jakie okazywał. Nic jej się w nim nie podobało. Był taki wymuskany, wręcz przerysowany w swej doskonałości. Zimny, oschły i nieprzyjemny.

A co, jeśli on znów zmieni warunki umowy? Nie, niemożliwe, przecież miał narzeczoną. Na długo nie ukryje swej zdrady, chociaż Magda podejrzewała, że Sylwia zareaguje równie beznamiętnie, co Daniel. Oboje byli siebie warci.

Postąpiła źle. Zgodziła się na coś nieetycznego i teraz za to zapłaci.

Własnym ciałem, własną godnością. Bo nagle zrozumiała, że Danielowi nie chodziło o seks. On jedynie chciał dostać to, czego nigdy nie zdobyłby bez pomocy szantażu.

Ją.

Pobudkę oznajmiły dwa dźwięczne, dziewczęce głosiki. Iga i Klara najwyraźniej wciąż były podekscytowane pobytem w nowym miejscu, w ogromnym domu, gdzie wszystko wydawało im się takie wspaniałe.

Magda obdzieliła obie dziewczynki soczystymi całusami, chociaż bolała ją głowa, a w gardle wciąż ściskało przerażenie. Kiedy z piskiem wybiegły z sypialni, wróciło echo wczorajszej rozmowy z Danielem.

Może chciał ją tylko nastraszyć i zrezygnuje?

Nie, była pewna, że on nie zrezygnuje. To nie był mężczyzna rzucający słowa na wiatr. Wstała z cichym jękiem i w pierwszej kolejności odwiedziła łazienkę. Później szybko się ubrała i zeszła na dół, do kuchni, z nadzieją na filiżankę aromatycznej kawy.

– Niech pani pójdzie do jadalni, zaraz podam.

– Wolałabym tutaj, o ile nie sprawi to problemu.

– Pan Daniel czeka.

Magda jęknęła, lecz już nie protestowała.

– A dziewczynki?

– Wzięły sok oraz kanapki i poszły do domku na drzewie. – Kucharka się uśmiechnęła.

Przed wejściem do jadalni kilka razy odetchnęła. Upomniała się w duchu, aby nie stracić nad sobą panowania, po czym nacisnęła klamkę.

Nie przywitał się. Nie podniósł nawet wzroku znad gazety, którą czytał. Miała wrażenie, jakby była duchem, niewidocznym cieniem. Zacisnęła zęby i również milcząc, zajęła miejsce przy okrągłym stole.

Dopiero wtedy na nią spojrzał.

– Dzień dobry – powiedział suchym, wypranym z emocji głosem. – Dobrze spałaś?

– Nie.

– Powinnaś. Tej nocy będziesz musiała mnie zadowolić, a to męczące zadanie.

– Zadowolić? – Gwałtownie pobladła. – Nie, nie będę musiała. Weźmiesz to, czego chcesz, i wrócę do siebie. Chciałeś trzech nocy, dostaniesz trzy noce. Nic poza tym.

– Nic? – Sięgnął po filiżankę z kawą, uśmiechając się asymetrycznie, drapieżnie. Co dziwne, nagle poczuł kiełkujące pożądanie. Ta kobieta, jej upór, jej niechęć i to, że nie była w stanie z nim wygrać, powoli budziły w nim podniecenie. – Dostanę zabaweczkę, którą wykorzystam na wszelkie sposoby, tak, jak tylko tego zapragnę.

– Nie pozwolę…

– Bez uszczerbku fizycznego, nie bój się. Chociaż lubię ostro.

– Co powie na to twoja narzeczona?

– Co? Nic. Wyjechała właśnie do Dubaju i doskonale wiem, że będzie się tam gziła z pewnym szejkiem.

– Ale… – Oczy Magdy zrobiły się ogromne, pełne zaskoczenia.

– Ale co? To związek otwarty. Każde z nas ma prawo do jednego dodatkowego partnera. To spore urozmaicenie, doskonała recepta na nudę.

Magda najpierw pobladła, później się zarumieniła.

– Ja… My nie potrzebowaliśmy takiego urozmaicenia – powiedziała cicho. – Spoiwem naszego związku była miłość, a nie kontrolowana zdrada.

– I co wam to dało? Musiałaś sprzedać własne ciało – odparł szyderczo.

– Raczej duszę. – Uśmiechnęła się ze smutkiem. – Mam twoje słowo, że będą tylko trzy próby? I że mnie nie skrzywdzisz?

– Tak. – Potrafił być szczery, gdy tego chciał. – Trzy próby. Zapłacę i zapewnię obiecaną pomoc, nawet jeśli nam nie wyjdzie.

– Mogę ufać twoim słowom?

– Tak.

– Dobrze. – Pochyliła głowę, zrezygnowana, przegrana. Bo co innego mogła zrobić? Zresztą to nie do końca była przegrana partia, chociaż na rachunku za udział w tej grze była jej godność i poczucie własnej wartości. – Po co to robisz? – spytała, nie podnosząc wzroku.

– Dla zabawy.

– Bawi cię poniżanie innych?

– Sama się poniżyłaś, kiedy tu przyjechałaś.

– Chciałabym mieć inne wyjście. – Tym razem uniosła głowę. W szarych oczach dostrzegł zbierające się łzy. – Ale nie miałam i nie mam. Moja teściowa jest zbyt groźnym przeciwnikiem, a ja jestem zbyt zagubiona po śmierci męża. Musiałam to zrobić nie ze względu na pieniądze, ale po to, aby moje córki były bezpieczne. Wbrew temu, co myślisz, to nie była łatwa decyzja.

– A co mnie to obchodzi? – Wzruszył ramionami. – Zawsze się tak tłumaczycie. Nie miałam wyjścia, to dla twojego dobra i inne kłamliwe bzdety. Masz być gotowa na dziś wieczór. Gładka, wygolona, nie lubię owłosienia w tym miejscu. Punktualnie o dwudziestej drugiej stawisz się w mojej sypialni. Spóźnisz się, to wzywam ochronę, która wywlecze cię za szmaty i wywali za bramę posiadłości. Wyraziłem się w miarę jasno?

– Tak.

– To dobrze. – Odsunął pustą filiżankę po kawie, po czym wstał i wyszedł.

Magda jeszcze przez długi czas łykała gorzkie łzy porażki. Bo w tej walce nie miała żadnych szans. Nie z takim przeciwnikiem. Najgorsze, że cała ta sytuacja tak bardzo ją zaskoczyła. Była przygotowana na walkę z własnym sumieniem, na nieprzespane noce i podważanie podjętej już raz decyzji. A tymczasem…

Przetrwa to. Jak wiele innych wcześniejszych porażek i upokorzeń. Od kiedy skończyła trzynaście lat, było ich tak wiele. Sierota, wychowywana przez ubogą krewną, pozbawiona rodziców, klepiąca biedę. Wyśmiewana, nierzadko wyszydzana z powodu swego ubóstwa i samotności. Lecz mimo to potrafiła walczyć o swoje, maturę zdała z wyróżnieniem, skończyła wymarzony kierunek. I zawsze się uśmiechała, jakby na przekór wszystkiemu i wszystkim.

Aż do dnia, gdy straciła Marka.

Wtedy coś się w niej załamało, coś umarło. Jednak poddanie się nie wchodziło w rachubę. Nadal miała o kogo toczyć tę bitwę. Dwie cudowne dziewczynki, będące jej całym życiem, nadające sens wszystkiemu, co robiła.

Skoro ten bydlak chce jej ciała, dostanie je. Nic więcej, ani strachu, ani sprzeciwu, ani podniecenia. Nic!

Nagle zamarła, bo po raz kolejny poczuła dławiące przerażenie.

Co zrobi, jeśli Daniel znów zmieni warunki umowy? Jeśli zażąda więcej i więcej? Roześmiała się. Nie, to niemożliwe. Przecież za chwilę do domu wróci Sylwia i wtedy wszystko powinno się ustabilizować. Poza tym miała wrażenie, że on chciał jedynie pokazać swą przewagę, udowodnić, że zawsze dostaje to, czego pragnie.

Oby tak było, bo w innym wypadku… Magda dopiła ostatni łyk kawy i z determinacją pozbyła się złych myśli. Musi wierzyć w słowo, które jej dał, a jednocześnie szukać innej drogi. Przecież nie jest tu więźniem. Wyjadą na zakupy, do kina, na plac zabaw, gdziekolwiek. I jeśli wtedy będzie miała okazję do ucieczki, zrobi to.

Bo nagle zrozumiała, że trzy noce to dla niego może okazać się zbyt mało.

A dla niej o wiele za dużo.

Sypialnię Daniela urządzono inaczej niż resztę domu. Był to niezwykle minimalistyczny, ultranowoczesny luksus. Ogromne łóżko z wezgłowiem, kominek, przed kominkiem dwa wygodne fotele i niski stolik. Do tego komoda i obraz zajmujący prawie całą ścianę, przypominający dziecięce bazgroły. Lampa paląca się w rogu pokoju, dająca przytłumione światło. I niska komoda, która bardziej wyglądała jak jednolity kawałek skały niż mebel. Wszystko w odcieniach bieli i szarości, z akcentami atramentowej czerni.

– Jestem – powiedziała drżącym głosem. Siedzący na jednym z fotelów Daniel uniósł głowę. Był ubrany tak jak wczoraj, jedynie stopy miał bose.

– Stań tam. – Wskazał łóżko. – I zdejmij wszystko prócz bielizny. Wygoliłaś się?

– Tak.

Ani jeden mięsień nie drgnął w jego twarzy, gdy drżącymi dłońmi zdejmowała sukienkę. Pozostała w samej bieliźnie – bawełnianych szortach i staniczku, nieco już spranym komplecie w odcieniu jasnego błękitu.

– Fuj! – skrzywił się. – Nie miałaś nic lepszego?

– Po co? – zapytała krótko, chociaż na policzki wypełzły podejrzane rumieńce. Nigdy w życiu nie czuła się tak upokorzona, tak poniżona. – Po co miałabym się starać? Dla kogo? Dla ciebie? Przecież tobie to obojętne.

– Jesteś aseksualna – powiedział, mierząc ją pogardliwie wzrokiem. – Jutro przyślę specjalistów, zajmą się tobą.

– Nie potrzebuję.

– Ty nie, ja tak. Jakim cudem kobieta może się tak zaniedbać? – Wstał i podszedł do dygoczącej ze wzburzenia Magdy. W myślach określała go takimi epitetami, jakich w życiu nie wypowiedziałaby na głos. Najchętniej przywaliłaby mu prosto w twarz, obróciła się na pięcie i wyszła, ale tego nie mogła zrobić. Nie mogła i zamiast strachu pojawił się nagle gniew.

– Ja jestem aseksualna? Czy ty masz problemy ze wzwodem i musisz się wspomagać różnymi metodami?

– Wspomagać? – W męskim głosie pobrzmiewały nutki wściekłości. – Na kolana, suko! Ale już! Masz się czołgać i skamleć, to dokładnie ta rola, którą dziś odegrasz.

Doigrał się. Gniew wziął górę nad rozsądkiem i Magda wymierzyła mu siarczysty policzek.

– Nie będę się ani czołgać, ani skamleć! – Prawie krzyczała. – Kazałeś mi przyjść, więc przyszłam. Rób swoje i mam nadzieję, że nic z tego nie wyjdzie. Nie zasługujesz na to, by być ojcem. Jedyne, na co cię stać, to przyprawiająca rogi narzeczona. Tak, dokładnie tym jest ten otwarty związek, o którym mówiłeś. Zresztą – obrzuciła znieruchomiałego mężczyznę pogardliwym spojrzeniem – może ma całkiem realny powód do tej zdrady?

Zapadła cisza.

Zamarł w bezruchu. Niebieskie oczy zlodowaciały, wargi zacisnęły się z taką siłą, że przypominały wąską kreskę.

– Przekonasz się – wycedził w końcu.

– Rób, co masz robić, i kończymy – odparła krótko.

– Dobrze. – Uniósł kącik ust w asymetrycznym uśmiechu. Obszedł dookoła znieruchomiałą Magdę, lustrując ją pełnym pogardy wzrokiem. Zatrzymał się w końcu za jej plecami. – Podnieca mnie to, że nie masz wyjścia – wyszeptał, pochyliwszy się nad drżącą kobietą. Męskie dłonie objęły ją w talii, przesunęły się w dół, na szerokie biodra. Poczuła, jak przylgnął do jej pośladków, jak jednoznacznie zaczął się o nie ocierać, owiewając gorącym oddechem kark i skraj szyi. – Czujesz, prawda?

Tak, czuła. Jego podniecenie i własne rozgoryczenie. Bezsilność doprowadzającą do szaleństwa. Łzy wymykające się pomimo postanowienia, że zachowa zimną krew i nie da mu sycić się własnym strachem. Zacisnęła dłonie w pięści, z całej siły wbijając paznokcie w ich wewnętrzną stronę. Tak mocno, iż miała wrażenie, że zaraz popłynie krew. Ale on chyba dostrzegł, co się z nią dzieje, bo cicho się roześmiał. I z jeszcze większą siłą przycisnął ją do swojego ciała.

Taka przerażona i bezwolna podobała mu się znacznie bardziej. Wtulił twarz w burzę loków i zaciągnął się ich zapachem. Uwielbiał kobiece włosy. Taki jego mały, sekretny fetysz. A te Magdy były wspaniałe, gęste, długie i miękkie. Wyobraził sobie, jak po wszystkim wyciera nimi penisa, i momentalnie się podniecił, wciągając ze świstem powietrze.

Krople jego spermy w tym rudozłotym gąszczu będą przypominały perły o nieregularnych kształtach, trochę matowe, rzucone od niechcenia.

Wbrew ostrym słowom, które powiedział na samym początku, była piękną, budzącą pożądanie kobietą. O delikatnej, subtelnej urodzie, ogromnych oczach w kolorze nieba przed burzą, przejrzystych i migoczących niczym woda w górskim strumyku. Twarz miała szczupłą, o wyjątkowo regularnych rysach i wysokich kościach policzkowych. Podbródek odrobinę spiczasty, usta pełne, kształtne. Skórę jasną, pokrytą złocistymi piegami, a ciało bogini. Nawet lepsze niż Sylwii, pomyślał z uznaniem, kładąc dłonie na dużych jędrnych piersiach. Lepsze, bo apetyczne, bardziej krągłe.

Wymruczał coś niewyraźnie, sunąc wargami po aksamitnej skórze szyi. Jedną ręką rozpiął spodnie, wydobywając na wierzch nabrzmiałego penisa. Później zsunął damskie majtki i bez problemu pozbył się biustonosza. A ona stała nieruchomo i lekko drżała ze wzburzenia i odrazy, pełna strachu i wstydu.

Był obcym mężczyzną, całkiem obcym. Bezlitosnym skurwielem, który bez skrupułów wykorzystywał sytuację, w jakiej się znalazła. Powodem nie było ani nagłe zauroczenie, ani prawdziwe pożądanie. Powodem była jego arogancja, urażona duma i chęć udowodnienia całemu światu, że to on jest zawsze górą.

– Ładnie pachniesz – wyszeptał, powoli, w hipnotyzującym tempie ugniatając jej piersi. – Wiesz, co za chwilę zrobię? Przerżnę cię tak, że krzykiem będziesz błagać o litość. A po wszystkim wyliżesz mojego kutasa do czysta.

– Nie będę błagać o litość – wycedziła, purpurowa z zażenowania. – Niedoczekanie twoje!

– Nie? – Głos miał cichy, pozornie spokojny, lecz właśnie ten pozorny spokój tak ją przeraził. Nie powinna była się odzywać, bo nagle brutalnym ruchem pchnął ją na łóżko, a następnie obiema rękoma ścisnął biodra, unosząc je w górę. Znalazła się teraz w pozycji na pieska, z policzkiem przytulonym do miękkiej pościeli, z uniesioną w górę pupą. Krzyknęła, gdy gwałtownie wtargnął kciukiem do suchego, zwartego wnętrza.

– Zaskakujące – wymruczał. – Ciasna jesteś. Ale zaraz to zmienimy.

Zacisnęła palce na prześcieradle. Zamknęła oczy. I bezgłośnie łkając, czekała na coś, czego nie spodziewała się nawet w najgorszych koszmarach.

Gdy uderzył ją pierwszy raz, krzyknęła. Bardziej z zaskoczenia niż bólu, ale Daniel nie poprzestał na jednym ciosie. Okładał wypięte pośladki dłonią, z wściekłością i siłą, której się nie spodziewała. Delikatna skóra najpierw zmieniła kolor na blady róż, aby potem zabarwić się krwistą purpurą.

– Przestań! – W końcu Magda nie wytrzymała. Wygięła ciało w pałąk, próbując wydostać się z silnego uścis­ku mężczyzny, lecz on wtedy chwycił jej włosy i szarpnąwszy, wyrwał spomiędzy kobiecych warg prawdziwy skowyt bólu. – Przestań! – załkała.

– Przestanę – wyszeptał do jej ucha. – Jak ładnie poprosisz.

– Proszę!

– Ładnie. Nie słyszę zapału w twoim głosie.