Czyściec istnieje naprawdę! - Henryk Bejda - ebook + audiobook

Czyściec istnieje naprawdę! ebook i audiobook

Henryk Bejda

4,8

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Autor, znany religijny dziennikarz śledczy, tym razem niezwykle wnikliwie analizuje wszelkie dostępne nam informacje na temat czyśćca. Szuka odpowiedzi na najtrudniejsze pytania:

Czy czyściec w ogóle istnieje? Jeśli tak, to jak wygląda? Jakie jest położenie tych, którzy w nim się znajdują? Co myślą, co czują, czy cierpią?

Dochodzenie jest tym bardziej frapujące, że poglądy i nauczanie Kościoła konfrontuje z relacjami osób, którym Bóg uchylił rąbka tajemnicy, objawiając, czym jest czyściec.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 233

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 6 godz. 59 min

Lektor: Bogumiła Kaźmierczak

Oceny
4,8 (40 ocen)
33
5
2
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Moniasia

Nie oderwiesz się od lektury

bardzo dobra pozycja
00
zaneta100

Nie oderwiesz się od lektury

Trzeba poprostu przeczytać, bardzo interesująca i wciągająca.
00

Popularność




Okładka

Karta tytułowa

Henryk Bejda

Czyściec istnieje naprawdę!

Wydawnictwo Rafael

Książkę tę dedykuję żonie Marcie oraz moim ukochanym córkom – Zofii, Hannie i Łucji – z nadzieją, że kiedyś będę się z nimi radował oglądaniem Boga twarzą w twarz.

Umrzesz, Czytelniku! Każdego z nas czeka śmierć. Ale jeśli czytasz te słowa, to znaczy, że jeszcze żyjesz. Memento mori, pamiętaj jednak o śmierci... i czym prędzej zadbaj o swój pośmiertny los. Nie ulegaj podszeptom Księcia Ciemności, że jesteś już doskonały albo że dla takiego grzesznika jak ty nie ma już żadnej nadziei. To nieprawda! Dopóki żyjesz, wciąż jeszcze możesz zasłużyć na niebo. Dopóki żyjesz... Nie zwlekaj!

WSTĘP Słupy cienia, czarny dym i zaniedbany ogród

Chodziliście kiedyś po cmentarzu wieczorową porą, kiedy zapada zmrok, a w zasięgu oka nie ma żywego ducha? Ja tak i to nawet dosyć często. Szczególnie dobrze pamiętam swoje dziecięce wyprawy, kiedy na każdy szmer i trzask ciarki po plecach przechodziły. Niby wiedziałem, że zmarli raczej z grobów nie wstają, no ale właśnie zawsze pozostawało to „raczej”. Bo w czasach, gdy w telewizji były tylko dwa programy i sąsiadki prawie co wieczór zbierały się na pogaduchy, nasłuchał się człowiek o pokutujących duszach czyśćcowych i o zmarłych pochowanych za życia; o tym, że przy czyimś grobie ktoś słyszał jakieś stuki-puki; o rodzinach, które przynosiły jedzenie na groby swoich bliskich. Od tej pory niemal każda wizyta na cmentarzu wywoływała dreszcz emocji, a jeśli już coś mi się tam gdzieś zamajaczyło, dobiegły do mnie jakieś dziwne, niewytłumaczalne odgłosy, nie byłem wcale skłonny uważać ich za... tanie efekty specjalne.

Ciągnęło zresztą człowieka do takich historii. Bał się, ale wciąż pragnął ich słuchać. Pamiętam, jakim wielkim odkryciem były dla mnie pełne duchów i duszków irlandzkie baśnie, z których wiele rozgrywało się na cmentarzu lub w jego pobliżu. Bardzo je polubiłem. Na swój magiczno-dziecinny sposób objawiały mi drugi świat – rzeczywistość, której ten świat i to życie były zaledwie namiastką.

Prawie dwieście lat wcześniej wieczorową, a nawet nocną porą wybrała się na cmentarz bł. Anna Katarzyna Emmerich – niemiecka wizjonerka, stygmatyczka i mistyczka. Dzięki nadzwyczajnym Bożym darom widziała ona rzeczy, których prawie nikt z ludzi nie był w stanie zobaczyć. Przenosząc się w czasie i przestrzeni, stała się niezwykłym świadkiem życia, męki i śmierci Pana Jezusa. Wielu zapewne zna i czytało te relacje. Katarzyna Emmerich widziała jednak nie tylko to. Oto bowiem opis tego, co przydarzało się jej na cmentarzach. To naprawdę niesamowite:

„Czułam oddziaływanie, a nawet widziałam najrozmaitsze stany szczątków ciał w grobach i na kościelnych cmentarzach. W pobliżu niektórych odczuwałam obecność światła, przeobfitego błogosławieństwa i daru zbawienia. W odniesieniu do innych czułam różnego rodzaju ubóstwo, niedostatek i błaganie o pomoc w postaci modlitwy, postu i jałmużny. Przy niektórych grobach ogarniał mnie strach i przerażenie. Gdy w nocy chodziłam modlić się na cmentarzu kościelnym, wtedy w pobliżu takich grobów miałam wrażenie ciemności głębszej niż sama noc. Była ona czarniejsza niż czerń – tak, jak kiedy zrobi się dziurę w czarnym materiale, przez co wydaje się on jeszcze czarniejszy. Niekiedy widziałam wydobywający się z takich grobów jakby czarny dym, na widok którego wzdrygałam się. Kiedy pragnienie niesienia pomocy popychało mnie do wejścia w tę ciemność, to zdarzało się, że czułam, iż ofiarowana pomoc została odrzucona, zmuszając mnie do wycofania się. Żywa pewność najświętszej sprawiedliwości Boga była dla mnie wtedy jakby aniołem, który wyprowadzał mnie z okropności takiego grobu. Przy innych widziałam jaśniejsze lub ciemniejsze słupy cienia, gdzie indziej znowu były to słupy światła, z których wychodziły jaśniejsze lub słabsze promienie.

Przy niektórych grobach nie widziałam jednak niczego i to mnie najbardziej zasmucało. Otrzymałam wewnętrzne przekonanie, że te jaśniejsze lub ciemniejsze promienie oznaczały informację płynącą od dusz czyśćcowych dotyczącą stopnia ich potrzeb. Te zaś, które nie mogą dać żadnego znaku, znajdują się w najdalszych rejonach czyśćca, nikt o nich nie pamięta, nie mogą w żaden sposób na nas oddziaływać i mają najsłabszy kontakt z Ciałem Kościoła. Gdy spoczywałam na takich grobach, cała zatopiona w modlitwie, często słyszałam dochodzące z głębi, stłumione, z trudem wydobywające się głosy: «Pomóż nam stąd wyjść!». I czułam wtedy w sobie trwogę człowieka całkowicie bezsilnego. Za tych opuszczonych i zaniedbanych modliłam się z jeszcze większą gorliwością i wytrwałością niż za wszystkie pozostałe dusze. Wtedy też częściej nad takimi pustymi, głuchymi grobami widziałam rosnące stopniowo szare słupy cienia, które dzięki dalszej modlitewnej pomocy stawały się coraz jaśniejsze”1.

Szare i jasne słupy cienia, czarny dym od dusz odrzucających wszelką pomoc. Szalenie mnie to zaintrygowało. Co to miało znaczyć? Annę Katarzynę Emmerich też to zastanawiało, też próbowała znaleźć odpowiedź na to pytanie. „Wyjaśniono mi – wyznała – że groby, na których widzę jaśniejsze lub ciemniejsze cienie, należą do zmarłych, których dusze nie pozostają w całkowitym zapomnieniu i przez swe oczyszczające cierpienie lub dzięki pomocy i modlitwie żyjących przyjaciół znajdują się w mniej lub bardziej bliskiej relacji z Kościołem wojującym na ziemi. Otrzymały łaskę dawania o sobie znaku Kościołowi, znajdują się w trakcie procesu wzrastania w świetle i błogosławieństwie. Proszą nas, ponieważ same nie mogą sobie pomóc, a to, co my dla nich czynimy, ofiarują za nas Panu naszemu, Jezusowi. Wydają mi się zawsze biednymi więźniami, którzy wołaniem, błaganiem, ręką wyciągniętą zza krat więzienia mogą jeszcze budzić nasze współczucie. Kiedy w ten sposób patrzyłam na kościelny cmentarz, a postaci te ukazywały się mej duszy w różnym stopniu światła i ciemności, całość robiła wrażenie ogrodu, którego poszczególne części są w różnym stopniu pielęgnowane, a niektóre pozostają w całkowitym zaniedbaniu. Gdy modliłam się za nie i pracowałam w tym ogrodzie oraz zachęcałam do tego innych, wtedy działo się to samo, co ma miejsce wówczas, gdy spulchniamy i nawozimy ziemię, a na ogród spada rosa i krople deszczu – rośliny podnoszą się, a zupełnie niewidoczne do tej pory nasiona zaczynają kiełkować. Ach, gdyby wszyscy ludzie tak to rozumieli, wtedy z całą pewnością pracowaliby w tym ogrodzie o wiele gorliwej ode mnie”2.

Czytając tak niezwykłe świadectwo, nieodparcie nasuwa się nam całe mnóstwo pytań. Co tak naprawdę dzieje się z duszami po śmierci? Co dzieje się z duszami cierpiącymi w czyśćcu? Czy czyściec w ogóle istnieje? Jak wygląda to miejsce? A może to nie miejsce, tylko specyficzny stan, w jakim znajdą się dusze? Sprawy te osnuwa gęsta mgła tajemnicy. Bo czyż można opisać coś, czego „ani oko nie wiedziało, ani ucho nie słyszało”?

Fulla Horak, niezwykła polska mistyczka, której objawiali się święci, przekazując jej różne wiadomości „z tamtego świata” i dzielący się z nią swą wiedzą o życiu po śmierci, dowiedziała się od nich, że „wszystko, co się dzieje w świecie Ducha, dzieje się jakoś inaczej, szerzej, pełniej, nieuchwytnie i dlatego – takim, jakim jest – nie może się w ludzkim umyśle pomieścić”3.

Ja jednak spróbuję to opisać. Opisy te z natury rzeczy będą jedynie mniej lub bardziej udanymi próbami dotknięcia niewysłowionej i niewyobrażalnej rzeczywistości. „Tak, jak nie można opisać uczucia, woni czy koloru, tak nie podobna opowiedzieć człowiekowi stanów wyzwolonej z materii duszy inaczej, jak przez pewne podobieństwa zaczerpnięte z podpadających mu pod zmysły wyobrażeń”4 – pisała Fulla Horak. I wypada mi tylko za nią powtórzyć, że „to, co wiem i powiem o stanach duszy i o życiu przyszłym, jest niejako przetransponowaniem wszystkiego, co niepojęte, na nieporadną ciasnotę naszych wyobrażeń i słów”5.

[1] Bł. A.K. Emmerich, Sekrety dusz czyśćcowych, Wydawnictwo AA, Kraków 2011, str. 38-40.

[2] Tamże, str. 40-41.

[3] F. Horak, O życiu pozagrobowym. Świętych obcowanie, Maria Vincit, Wrocław 2008, str. 7.

[4] Tamże.

[5] Tamże.

ROZDZIAŁ1 Ostatni oddech, czyli... co się z nami po śmierci dziać będzie

Złapiemy oddech… a następnego nie zdołamy już zaczerpnąć. Serce przestanie nam bić. Do naszego mózgu nie dopłynie krew, a wraz z nią życiodajny tlen. Poczujemy dreszcz grozy i... umrzemy. Co się wtedy z nami stanie?

Nieco światła rzucają na tę kwestię wyznania ludzi, którzy znajdowali się w stanie śmierci klinicznej. Dowiadujemy się z nich, że w chwili śmierci nasza dusza uniesie się ponad ciało, które z wysokości będziemy mogli jeszcze przez kilka chwil obserwować, a potem powędrujemy mrocznym tunelem w stronę białego, bardzo przyjaznego światła. Po opuszczeniu ciała zobaczymy jak na dłoni całe swoje życie i spotkamy się z „istotą światła” i z umarłymi krewnymi. Co więcej, w niematerialnej przestrzeni nasza dusza nadal odczuwać będzie swoje jestestwo, swoje „ja”.

To najczęstsze z opisów. I to czeka pewnie większość z nas. Zdarzają się jednak relacje bardziej przerażające, przedstawiające zdecydowanie mniej przyjazną rzeczywistość.

Wyznania osób, które przeżyły śmierć kliniczną uchylają nam rąbka tajemnicy, jak to jest na tamtym świecie, ale nadal są to jednak wyznania osób żyjących. Nie opowiedzą nam oni, co dzieje się dalej z tymi, którzy naprawdę już umarli.

Dla nas, chrześcijan, jedno jest pewne. Śmierć nie jest kresem naszego istnienia. Zmarli w Chrystusie żyją i zawsze już żyć będą. Dusza ludzka jest nieśmiertelna i po naszej śmierci nadal istnieje obdarzona świadomością i wolą. Nasze życie ulega zmianie, ale nie zniszczeniu. Z chwilą śmierci zmienia się tylko jego forma. Zmarły staje przed nową i właściwą rzeczywistością, przed ogromem i potęgą, której nasz świat jest jedynie nikłym cieniem. „Od pierwszej chwili rozstania się z ciałem ma dusza druzgocące lub radosne zrozumienie ogromu i potęgi świata, do którego weszła, w przeciwstawieniu do nędzy i małości wszystkiego, co zostawiła za sobą. Doznaje też nagłego olśnienia. Oto to, co dotąd ludzkim umysłem uważała za realne, za istniejące – nie istnieje właśnie wcale. Zaś to wszystko, co przeważnie nazywała nierzeczywistym, nierealnym i wymyślonym jest jedyną, nieodmienną, wiekuistą prawdą!”6 – opowiadała Fulla Horak.

Pewnym i bardzo pocieszającym faktem jest także to, że – jak wyznała jedna z czyśćcowych dusz – „jeżeli kochasz Jezusa, śmierć jest piękna”. Człowiek miłujący Chrystusa nie powinien się zatem jej obawiać.

A co z innymi ludźmi? Co stanie się z tymi, którzy Go nie miłowali, nie oddawali czci swemu Stwórcy i Panu; z tymi, którzy nie uznawali tego, co nadprzyrodzone, zamykając się w kręgu tego, co dostępne było ich zmysłom i namacalne?

„Człowiek żyjący tylko tym, co jest dostępne jego zmysłom – jest jak embrion, zamknięty w ciemnej i ciasnej przestrzeni, w której zamrze – niedorozwinięty. I dopiero po śmierci przekona się, że jedyną Prawdą był ten nieskończony świat Ducha, który dał sobie zasłonić ciasnotą i mrokiem ograniczonej przestrzeni świata zmysłowego”7 – przekonywała Fulla Horak. Wszystko wskazuje jednak na to, że nawet taki „embrion” nie zostanie potępiony, że nawet on może liczyć na zbawienie.

W zdecydowanie odmiennej sytuacji znajdą się ci, którzy odrzucili Boga i sami chcieli być dla siebie bogami. Bóg uszanuje ich wolność, wolną wolę, choć z pewnością lepiej byłoby dla nich, gdyby tego nie uczynił. Świadome odrzucenie Boga jest bowiem równoznaczne z potępieniem, ze znalezieniem się w piekle, w miejscu wiecznych cierpień.

„Niebo Chrystusa opiera się na wolności pozwalającej potępionym chcieć własnego potępienia. Specyfiką chrześcijaństwa jest przekonanie o wielkości człowieka i o powadze ludzkiego życia: są w tym życiu sprawy nieodwołalne i istnieje nieodwołalne zniszczenie. Taka jest rzeczywistość i chrześcijanin musi żyć świadomy tej rzeczywistości”8.

Chwila śmierci będzie momentem, w którym przyjdzie nam zdać sprawę z całego swojego życia. To właśnie wtedy będziemy musieli odpowiedzieć na najbardziej fundamentalne pytania: Jak żyłeś człowiecze? Czy wielbiłeś swego Stwórcę i Pana, czy też żyłeś tak, jakby Go nie było? Czy rozpoznałeś ścieżkę, po której On chciał, żebyś podążał? Czy rozwijałeś dane ci przez Niego talenty, czy też zakopałeś je głęboko w ziemi aż zbutwiały i sczezły? Czy kochałeś bliźnich, których On stawiał na twojej drodze? A może kochałeś tylko samego siebie? Nie łudź się, że nikt nigdy o to nie zapyta, że nikogo to nie interesuje. Jesteś Bożym stworzeniem. Nikt i nic tego nie zmieni. I niespokojna będzie twoja dusza dopóki nie spocznie w Panu.

Możesz zabić w sobie pragnienie Boga, możesz je w sobie stłumić, niemniej w głębi twojej duszy, w jej najtajniejszych zakamarkach wciąż tkwi pragnienie złączenia się ze swoim Stwórcą i Panem – z Kimś, kto obdarzył cię pełnią miłości. W chwili, kiedy twoja dusza będzie się rozłączać z twoim ciałem, pragnienie to – choćby nie wiem, jak bardzo stłumione – z pewnością odżyje z nową siłą. Co cię wtedy czeka? Odłączenie od Boga, czyli piekło? Spoczynek w Panu, możliwość oglądania Jego wspaniałości i rozkoszowania się Jego miłością, czyli niebo? A może coś, co nie jest ani tym, ani tym – może czeka cię czyściec?

„Los człowieka rozstrzyga się nieodwołalnie z chwilą śmierci, niemniej los ten niekoniecznie musi się dopełnić już w tym momencie śmierci. Zasadnicza decyzja życia ludzkiego może być przesłonięta decyzjami o charakterze drugoplanowym, trzeba ją więc niejako z tych decyzji oczyścić i wyzwolić. Ten «stan pośredni» oczyszczenia i wyzwolenia nazywa się w tradycji Zachodu «czyśćcem»”9.

[6] Tamże, str. 9.

[7] Tamże, str. 43.

[8] J. Ratzinger, Śmierć i życie wieczne, IW PAX, Warszawa 1986, str. 237.

[9] Tamże, str. 239.

ROZDZIAŁ2 Przed Bożym trybunałem

Po śmierci oddzielona od ziemskiego ciała ludzka dusza stanie przed obliczem Chrystusa i odbędzie się nad nią sąd. To tak zwany sąd szczegółowy – Boży sąd. Nie ma nad niego większego i wyższego trybunału. Odbędzie się on – jak pisze w Eschatologii ks. M. Ziółkowski – w miejscu śmierci. „Gdzie człowiek umiera, tam też odbywa się sąd Boży nad jego duszą”10.

Przeczytaj i przemyśl!

Sąd szczegółowy według Katechizmu Kościoła Katolickiego:

„1021 Śmierć kończy życie człowieka jako czas otwarty na przyjęcie lub odrzucenie łaski Bożej ukazanej w Chrystusie. Nowy Testament mówi o sądzie przede wszystkim w perspektywie ostatecznego spotkania z Chrystusem w Jego drugim przyjściu, ale także wielokrotnie potwierdza, że zaraz po śmierci każdego nastąpi zapłata stosownie do jego czynów i wiary. Przypowieść o ubogim Łazarzu i słowa Chrystusa wypowiedziane na krzyżu do dobrego łotra, a także inne teksty Nowego Testamentu mówią o ostatecznym przeznaczeniu duszy, które może być odmienne dla różnych ludzi.

1022 Każdy człowiek w swojej nieśmiertelnej duszy otrzymuje zaraz po śmierci wieczną zapłatę na sądzie szczegółowym, który polega na odniesieniu jego życia do Chrystusa i albo dokonuje się przez oczyszczenie, albo otwiera bezpośrednio wejście do szczęścia nieba, albo stanowi bezpośrednio potępienie na wieki.

Pod wieczór naszego życia będziemy sądzeni z miłości”11.

Jak ów sąd wygląda i na czym polega? Czy jest to sąd podobny w czymkolwiek do naszych ziemskich trybunałów? Czy także tam, na drugim świecie, będzie instytucja oskarżyciela i obrońcy? Dokładnie nie wiadomo, choć tak go sobie czasami wyobrażano: Bóg jako sprawiedliwy i miłosierny sędzia, szatan w roli oskarżyciela i anioł wspierany dodatkowo przez Matkę Bożą i świętych w roli obrońców, no i sam akt oskarżenia, czyli szczegółowy spis wszystkich popełnionych za życia grzechów.

Czy powyższa wizja jest prawdziwa? Co się na takim sądzie będzie działo? Co będzie podlegać osądowi? Kto ferował będzie wyrok? To niezmiernie frapujące pytania. Spróbujemy znaleźć na nie odpowiedzi, choć – jak wszystko w tej delikatnej materii – będą one jedynie mniej lub bardziej udaną próbą przybliżenia się do prawdy.

W świetle opinii i spekulacji współczesnych teologów już w chwili rozłączenia z ciałem dusza otrzymuje od Boga wlane idee poznawcze i zostaje oświecona specjalnym Bożym światłem. Uzdalniają ją one do intuicyjnego zobaczenia całej prawdy o niej samej – poznania swojego stanu moralnego (który mógł być przez nią za życia fałszywie pojmowany) – wszystkich swoich grzechów i zasług.

Fundamentalne „za” lub „przeciw”

Po pierwsze – wszystko wskazuje na to, że na Bożym sądzie dusza zda relację z dokonanego przez siebie fundamentalnego wyboru: czy opowiedziała się po stronie Boga czy stanęła przeciwko Niemu po stronie Antychrysta; czy może powiedzieć o Nim: „Pan mój i Bóg mój”, czy też – jak zrobił to niegdyś szatan – Non serviam! („Nie będę służył!”). Takim właśnie non serviam, nieuznaniem Boga jako zbawcy, zbuntowaniem się przeciwko Jego woli i odwróceniem od Jego odwiecznej miłości wydaje się być śmierć bez najmniejszego aktu skruchy, w stanie grzechu śmiertelnego, z „wolą utwierdzoną w przewrotności”12.

Człowiek ma wolną wolę i może tak uczynić. Bóg w pełni tę jego wolę uszanuje. Jeśli bowiem ktoś nie pragnie nieba – nie otrzyma go. Bóg nie narzuci człowiekowi nieba wbrew jego woli. Ale to nie Bóg go wtedy odtrąci. To człowiek – butny i pełen pychy, pałający nienawiścią, z premedytacją dobrowolnie łamiący Boże prawa – odtrąci miłosierdzie Boga. „Są dusze, które gardzą moimi łaskami i wszelkimi dowodami mojej miłości; nie chcą usłyszeć wołania mojego, ale idą w przepaść piekielną. Ta utrata dusz pogrąża Mnie w smutku śmiertelnym. Tu duszy nic pomóc nie mogę, chociaż Bogiem jestem, bo ona Mną gardzi; mając wolną wolę może Mną gardzić albo miłować Mnie”13. I spocznie tam, gdzie spocząć powinna.

„Potępiona dusza, która opuszcza świat w grzechu, sama się potępia, zanim jeszcze Sędzia ogłosi wyrok” – twierdzi św. Alfons Liguori15 – wtóruje mu największy bodaj w dziejach Kościoła „czyśćcowy teolog”, żyjąca na przełomie XV i XVI wieku św. Katarzyna z Genui, autorka Rozprawy o czyśćcu.

„Łatwo zrozumieć, że właśnie zbuntowanie się woli ludzkiej przeciwko Woli Bożej jest grzechem; dopóki trwa zła wola, trwa i grzech – pisała genueńska święta. – Dlatego potępieńcy nie dostąpią odpuszczenia grzechów – zeszli bowiem z tego świata z wolą utwierdzoną w przewrotności; nie jest to w ogóle możliwe, gdyż są niezdolni zmienić swej woli, jaką mieli w chwili zgonu. W chwili zejścia z tego świata dusza na zawsze utwierdzona zostaje w dobru lub złu, dobrowolnie przez siebie obranym, jak o tym czytamy, Ubi te invenero, w jakim stanie cię znajdę w chwili śmierci, z wolą pozostania w grzechu albo też obrzydzenia i żalu zań, Ibi te iudicabo, według tego cię sądzić będę.

Od tego sądu nie ma odwołania; po śmierci bowiem wola nie posiada już wolności wyboru, lecz utwierdzona jest w stanie, w jakim znajdowała się w chwili skonania.

Ponieważ mieszkańcy piekła znajdowali się w godzinie śmierci w złej woli ciężkiego grzechu, unoszą ze sobą do wieczności i winę, i karę. Ta, acz nie jest tak wielka, na jaką byli zasłużyli, wszakże trwa nieskończenie”17.

Kara mniejsza niż na to zasłużyli, ale trwająca całą wieczność to według genueńskiej świętej los ludzi, którzy zmarli z wolą utwierdzoną w przewrotności. No właśnie – co takiego czeka potępieńców w piekle? Teologowie są zgodni: wieczne cierpienie, nieustanna rozpacz i wieczny sprzeciw przeciwko Bożej woli. Istotę piekielnej męki – i to bez straszenia ogniem i kotłami z wrzącą smołą – najlepiej znowu oddał chyba św. Alfons Liguori: „Będąc wszelako odepchniętą i wygnaną sprzed obecności Boga, [dusza] nie traci chęci do połączenia się z Nim i to stanowi i stanowić będzie jej mękę piekielną; mianowicie uczucie bycia zawsze pociąganą ku Bogu i zawsze odrzucaną od Niego”18.

Fulla Horak pisze zaś: „Potępiona dusza wie o całej wielkości, mocy i piękności Boga i ma równocześnie świadomość, że Go nigdy nie będzie oglądać. Wie, że cierpienie jej jest wieczne i że nic męki tej nie ukoi i nie złagodzi... Pali ją niegasnący ogień pragnienia i tęsknoty za szczęściem, które nigdy nie będzie jej udziałem. Ogień ten pożera i trawi potępioną duszę – ale jej nigdy nie strawi i nie zniszczy. (...) Kto świadomie za życia odrzucił Boga, ten zostanie po śmierci przez Niego odrzucony! Dusza jego pójdzie w «ciemności zewnętrzne», gdzie będzie «płacz i zgrzytanie zębów». Stamtąd nie ma już wybawienia ni powrotu. Męka, której żadne słowa nie mogą dać pojęcia, przytomna, świadoma, beznadziejna, nienawistna i wieczna męka – oto stan, z którego żadna potępiona dusza nigdy się już nie wydobędzie”19.

Znamy ludzi, co do których mamy pewność, że są już w niebie. To oczywiście święci. Czy znamy też ludzi, którzy zostali potępieni i na pewno są już w piekle? Czy możemy mieć pewność, że znalazł się tam Hitler, Pol Pot lub Stalin? Nie, nie i jeszcze raz nie. Takiej pewności mieć nie możemy i nawet żywić jej nie powinniśmy. „Nie sądźcie, a nie będziecie sądzeni” – przestrzegał Jezus.

Nigdy nie możemy być pewni, że największy nawet grzesznik trafił do piekła (no chyba, że Bóg sam nam to w jakiś sposób objawi). To Boża tajemnica. Nie wiemy bowiem, czy czasem tuż przed śmiercią, w głębi duszy, nie odczuł on skruchy. Tylko Bóg to wie.

„Przyznać trzeba, że bardzo obawiać się można o tych, którzy zmarli nie przygotowani na spotkanie ze śmiercią, a jak się zdaje, trudno liczyć na cokolwiek w odniesieniu do tych, co odmówili przyjęcia sakramentów – pisze w swojej pracy o czyśćcu o. Schouppe i dodaje: – Ci ostatni odeszli z tego życia, niczym nie objawiając woli poprawy. A jednak musimy ten sąd pozostawić Bogu, wierni stwierdzeniu: Dei judicium est – «gdyż jest to sąd Boży». Nie możemy być nawet pewni, że ktokolwiek został potępiony. Niektórzy ludzie Kościoła twierdzili nawet, że «zły los omija grzeszników, którzy wprawdzie zmarli nagłą śmiercią, ale nie nosili w swych sercach nienawiści do spraw Bożych»”20. Miłosierdzie Boże jest przecież niezmierzone.

O tym, czym grozić może zlekceważenie Bożego ostrzeżenia, by nikogo nie osądzać, przekonał się sam Dante. Wielki poeta, który przemówił przez usta włoskiej mistyczki i stygmatyczki Natuzzy Evolo, wyznał, że został skazany na karę „trzystu lat w czyśćcu” za to, że w Boskiej komedii osądził różnych ludzi na podstawie swoich sympatii i przekonań politycznych, w poetycki sposób pisząc o niektórych jako o mieszkańcach piekła.

Przeczytaj i przemyśl!

Oto, co o piekle mówi Katechizm Kościoła Katolickiego:

„1033 Nie możemy być zjednoczeni z Bogiem, jeśli nie wybieramy w sposób dobrowolny Jego miłości. Nie możemy jednak kochać Boga, jeśli grzeszymy ciężko przeciw Niemu, przeciw naszemu bliźniemu lub przeciw nam samym: «Kto... nie miłuje, trwa w śmierci. Każdy, kto nienawidzi swego brata, jest zabójcą, a wiecie, że żaden zabójca nie nosi w sobie życia wiecznego» (1 J 3,14c-15). Nasz Pan ostrzega nas, że zostaniemy od Niego oddzieleni, jeśli nie wyjdziemy naprzeciw ważnym potrzebom ubogich i maluczkich, którzy są Jego braćmi. Umrzeć w grzechu śmiertelnym, nie żałując za niego i nie przyjmując miłosiernej miłości Boga, oznacza pozostać z wolnego wyboru na zawsze oddzielonym od Niego. Ten stan ostatecznego samowykluczenia z jedności z Bogiem i świętymi określa się słowem «piekło».

1034 Jezus często mówi o «gehennie ognia nieugaszonego», przeznaczonej dla tych, którzy do końca swego życia odrzucają wiarę i nawrócenie; mogą oni zatracić w niej zarazem ciało i duszę. Jezus zapowiada z surowością, że «pośle aniołów swoich: ci zbiorą z Jego Królestwa wszystkie zgorszenia i tych, którzy dopuszczają się nieprawości, i wrzucą ich w piec rozpalony» (Mt 13,41-42). On sam wypowie słowa potępienia: «Idźcie precz ode Mnie, przeklęci, w ogień wieczny!» (Mt 25,41).

1035 Nauczanie Kościoła stwierdza istnienie piekła i jego wieczność. Dusze tych, którzy umierają w stanie grzechu śmiertelnego, bezpośrednio po śmierci idą do piekła, gdzie cierpią męki, «ogień wieczny». Zasadnicza kara piekła polega na wiecznym oddzieleniu od Boga; wyłącznie w Bogu człowiek może mieć życie i szczęście, dla których został stworzony i których pragnie.

1036 Stwierdzenia Pisma świętego i nauczanie Kościoła na temat piekła są wezwaniem do odpowiedzialności, z jaką człowiek powinien wykorzystywać swoją wolność ze względu na swoje wieczne przeznaczenie. Stanowią one równocześnie naglące wezwanie do nawrócenia: «Wchodźcie przez ciasną bramę! Bo szeroka jest brama i przestronna ta droga, która prowadzi do zguby, a wielu jest takich, którzy przez nią wchodzą. Jakże ciasna jest brama i wąska droga, która prowadzi do życia, a mało jest takich, którzy ją znajdują!» (Mt 7,13-14): «Ponieważ nie znamy dnia ani godziny, musimy w myśl upomnienia Pańskiego czuwać ustawicznie, abyśmy zakończywszy jeden jedyny bieg naszego ziemskiego żywota, zasłużyli wejść razem z Panem na gody weselne i być zaliczeni do błogosławionych i aby nie kazano nam, jak sługom złym i leniwym, pójść w ogień wieczny, w ciemności zewnętrzne, gdzie ‘będzie płacz i zgrzytanie zębów’ (Sobór Watykański II)».

1037 Bóg nie przeznacza nikogo do piekła; dokonuje się to przez dobrowolne odwrócenie się od Boga (grzech śmiertelny) i trwanie w nim aż do końca życia. W liturgii eucharystycznej i w codziennych modlitwach swoich wiernych Kościół błaga o miłosierdzie Boga, który nie chce «niektórych zgubić, ale wszystkich doprowadzić do nawrócenia» (2 P 3,9): «Boże, przyjmij łaskawie tę ofiarę od nas, sług Twoich, i całego ludu Twego. Napełnij nasze życie swoim pokojem, zachowaj nas od wiecznego potępienia i dołącz do grona swoich wybranych» (Mszał Rzymski)”21.

Choćby dusza była jak trup rozkładająca się...

W diametralnie innym położeniu niż osoba odrzucająca Boga znajdzie się człowiek, który mimo większego lub mniejszego zbrukania przez grzech skorzystał z cudownego daru Bożego miłosierdzia, umarł bez grzechu śmiertelnego, w stanie łaski uświęcającej lub tuż przed śmiercią schwycił podaną mu przez Boga „ratunkową linę” – wyraził akt doskonałej skruchy. No właśnie – do tego, aby uniknąć potępienia oraz mąk piekielnych i dostać się do czyśćca, niekoniecznie potrzebna jest sakramentalna spowiedź i otrzymane przebaczenie skutkujące odzyskaniem stanu łaski. Zbawienie wyjednać nam może bowiem ów niezwykły akt doskonałej skruchy. Akt ten to ostatnia deska ratunku, ostatni przebłysk nadziei w przypadkach nagłej i niespodziewanej śmierci, kiedy człowiek nie jest w stanie łaski uświęcającej.

Jako dobry przykład posłużyć może czyśćcowa historia o pewnym mężczyźnie, który zginął w pojedynku. Czynem swym zasłużył sobie wprawdzie na piekło, ale w czasie krótkiej chwili przytomności udało mu się dokonać aktu doskonałej skruchy, czym wyjednał sobie zbawienie. To wielce pocieszające zapewnienie, to wielki akt Bożego miłosierdzia: człowiek, który przed śmiercią wyrazi akt doskonałej skruchy, będzie uratowany. Uratuje go „tak” jego wiary (nie znaczy to wcale, że możemy zwlekać z pokutą do samej śmierci, bo być może takiego aktu nie będziemy już w stanie wyrazić, takiej krótkiej chwili przytomności mieć już nie będziemy!). I choćby nie wiem jak szkaradnych grzechów człowiek się dopuścił, choćby jego dusza „była jak trup rozkładająca się i choćby po ludzku już nie było wskrzeszenia i wszystko już stracone”22 – jeśli tylko zechce – jeśli ze skruszonym sercem zwróci się do Boga, jeśli zanurzy się w oceanie Bożego miłosierdzia i wybieli swe szaty we krwi Baranka, nie zostanie przez Boga odtrącony. Jego czyny, myśli i słowa zostaną jednak sprawiedliwie osądzone.

Najważniejszy egzamin z miłości

Na Bożym sądzie będziemy sądzeni z miłości. Podstawowym kryterium osądu będzie bowiem to, jak bardzo kochaliśmy Boga i jak w oparciu o tę miłość staraliśmy się kochać naszych bliźnich. Zdamy sprawę (i sami też zdamy sobie wtedy sprawę!) z tego, jak zrealizowaliśmy w naszym życiu dwa podstawowe przykazania miłości, dwa podstawowe obowiązki człowieka wobec Boga: „Będziesz miłował Pana Boga swego z całego serca swego, z całej duszy swojej i ze wszystkich sił swoich, a bliźniego swego jak siebie samego” (Mt 22,37).

Wszystko inne – wszystkie grzechy i zasługi człowieka – nie są niczym innym jak osobistymi wariacjami na temat realizacji tego właśnie największego i pierwszego przykazania. W tym świetle doskonale zrozumieć można słowa św. Augustyna: „Kochaj i rób, co chcesz”. Jeśli w pełni i naprawdę kochasz, wszystko, co zrobisz, będzie dobre. Jeśli twojej miłości czegoś jeszcze do pełni brakuje – popełniać będziesz błędy, a w twoje życie wkradnie się grzech.

Dusze czyśćcowe podczas swoich objawień dowodziły, że kluczem do zbawienia lub potępienia jest właśnie miłość. Im bardziej człowiek kocha Boga (a poprzez Niego ludzi), tym większego błogosławieństwa dostąpi.

Czytanie księgi żywota

Na Bożym sądzie ujawnione zostaną wszystkie dokonane przez człowieka dobre i złe czyny, wszystkie pomyślane przez niego myśli i wypowiedziane słowa. Oczywiście chodzić będzie tylko o te świadomie popełnione, pomyślane i wypowiedziane, kiedy człowiek miał już pełne rozeznanie tego, co jest dobre, a co złe.

Dusza zobaczy i zrozumie wszystkie swoje dokonania w oświecającym jej umysł Bożym świetle, w całej ich przerażającej bądź chwalebnej pełni. Ujrzy też wszystkie, nawet najskrytsze, ich konsekwencje. Bo każdy ludzki czyn, dobry lub zły, jest jak obalenie pierwszej kostki domina – upada następna, a potem jeszcze jedna i – tak jak podczas słynnego Dnia Domina – 4 800 000 innych, a przy okazji uruchamiane są również inne procesy: wybuchają fajerwerki, tryskają fontanny itd. A my przewróciliśmy przecież... tylko jedną kostkę.