Cudowna podróż - Lagerlöf Selma - ebook + książka

Cudowna podróż ebook

Lagerlof Selma

4,2

Opis

Cudowna podróż jest powieścią fantastyczną szwedzkiej autorki Selmy Lagerlöf. Ta skandynawska książka została po raz pierwszy wydana w 1907 roku i szybko wpisała się do światowego kanonu literatury dziecięcej. Jej bohaterem jest czternastoletni Nils Holgersson, uwielbiający figle i psoty chłopak, wychowujący się na wsi. Pewnego dnia Nils odkrywa krasnoludka, którego próbuje złapać i zamknąć w klatce. Krasnoludek rzuca na niego czar i Nils zostaje zmniejszony do wzrostu skrzata. Musi uciekać na grzbiecie gąsiora Marcina przed wrogimi mu zwierzętami zagrodowymi, nad którymi wcześniej nieraz się znęcał. Dla Nilsa rozpoczyna się pełna przygód podróż inicjacyjna w kluczu gęsi lecących do dalekiej Laponii.

Nowe tłumaczenie Adama Zabokrzyckiego.

Po raz pierwszy w języku polskim pełna wersja opowieści o podróży małego Nilsa (książka zawiera 22 rozdziały).

Lektura dla klasy VI

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 698

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,2 (18 ocen)
9
5
3
1
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Prijaukintasis

Dobrze spędzony czas

Ta edycja zawiera przerażającą liczbę literówek i błędów gramatycznych! Czy ktoś tę książkę w ogóle redagował? To bardzo psuje przyjemność czytania!
00

Popularność




Tytuł oryginału

Nils Holgerssons underbara resa genom Sverige

Przekład na podstawie wydania angielskiego

Adam Zabokrzycki

Projekt okładki

Sylwia Malon

Przygotowanie wydania elektronicznego

hachi.media

Na okładce wykorzystano reprodukcję portretu Selmy Lagerlöf z 1908 roku autorstwa Carla Larssona

LEKTURA DLA KLASY VI

© Copyright by Siedmioróg

ISBN 978-83-7791-914-9

Wydawnictwo Siedmioróg

ul. Krakowska 90, 50-427 Wrocław

Księgarnia wysyłkowa Wydawnictwa Siedmioróg

www.siedmiorog.pl

Wrocław 2018

CHŁOPIEC

ElfNiedziela, dwudziesty marca

Dawno temu żył na świecie pewien chłopiec. Liczył sobie – powiedzmy – coś około czternastu wiosen. Był długi jak patyk, a przy tym dość gibki. Czuprynę miał koloru morskiego piasku. Jedyne co robił dobrze, to jadł i spał. Uwielbiał też płatanie figli. Poza tym nieźle mu wychodziło zbijanie bąków.

Był niedzielny poranek i rodzice chłopca szykowali się do kościoła. Nasz bohater siedział na krawędzi stołu w samej koszuli i pomyślał jak to wspaniale, że ojciec i matka wychodzą, więc przez kilka godzin voila! droga wolna, by nieco podokazywać.

– Dobra nasza! – powiedział do siebie. – Można spokojnie sięgnąć po pukawkę, trochę postrzelać i nikt człowiekowi nie będzie z tego powodu robić niestosownych uwag.

Ale, co to? Ojciec, jakby czytając w jego myślach, zatrzymał się i stanąwszy na progu, odwrócił głowę i rzekł:

– Skoro nie chcesz iść z nami do kościoła, to bądź grzecznym chłopcem i przeczytaj kazanie w domu. Przyrzeknij, że to zrobisz!

– Nie ma sprawy. To mogę zrobić bez problemu – odrzekł chłopiec, a przecież pomyślał, oczywiście, że przeczyta tylko tyle, na ile będzie miał ochotę. A na czytanie raczej nie miał zbytniej ochoty.

Pomyślał, że nigdy nie widział jeszcze u matki takiej gorliwości. W sekundę znalazła się przy półce koło kominka, zdjęła z niej Komentarze Marcina Lutra, położyła je na stole naprzeciw okna i otwarła księgę na kazaniu na tę niedzielę. Otworzyła także Nowy Testament i umieściła go obok Komentarzy. W końcu przysunęła wielki fotel, kupiony rok wcześniej na aukcji parafialnej, na którym z reguły nie mógł zasiadać nikt inny poza ojcem.

Chłopiec usiadł, uważając w duchu, że mama zadaje sobie zbyt wiele trudu, rozkładając te pisma na stole, ponieważ on nie ma zamiaru przeczytać więcej niż stronę. Ale znów, już po raz drugi, było tak, jakby ojciec przejrzał go na wskroś. Podszedł do syna i powiedział surowym tonem:

– Tylko pamiętaj, że masz czytać uważnie! Bo jak wrócimy z mamą, odpytam cię dokładnie i jeżeli okaże się, że pominąłeś jakaś stronę, to nie wyjdzie ci to na dobre.

– Kazanie ma czternaście i pół strony – dorzuciła matka, jakby chciała go już całkiem pognębić. – Musisz zabrać się za czytanie natychmiast, bo inaczej nie uporasz się z nim na czas.

Po chwili wyszli. A chłopiec stał w drzwiach, odprowadzając ich wzrokiem i pomyślał, że tak oto schwytano go w pułapkę.

„No i poszli przekonani, gratulując sobie, że wymyślili coś tak sprytnego, co zmusi mnie do siedzenia i ślęczenia nad kazaniem przez cały czas ich nieobecności” – pomyślał.

Ale ojciec i matka na pewno nie gratulowali sobie niczego w tym rodzaju, ale – wprost przeciwnie – byli mocno przybici. Należeli do uboższych farmerów, a ich gospodarstwo było niewiele większe od przydomowego ogródka. Kiedy się w to miejsce sprowadzili, nie dało się tam hodować więcej niż jednej świni i pary kur, ale ponieważ byli ludźmi nieprzeciętnie zdolnymi i pracowitymi, mieli teraz zarówno krowy, jak i gęsi. Sprawy przybrały dla nich bardziej korzystny obrót i szliby tego pięknego poranka do kościoła usatysfakcjonowani i szczęśliwi, gdyby nie mieli na głowie takiego utrapienia jak ich syn. Ojciec narzekał, że chłopiec był niezbyt lotny, a do tego leniwy. Ani myślał przykładać się do nauki w szkole i, mówiąc najogólniej, był takim skończonym nicponiem, iż trudno by go nawet przyuczyć do pasania gęsi. Matka nie zaprzeczała, że to prawda, ale jeszcze bardziej bolało ją, że był niesforny i bez serca, okrutny dla zwierząt i wrogo usposobiony do ludzi.

– Oby Bóg natchnął jego serce dobrocią i sprawił, że nasz syn stanie się lepszym dzieckiem! – powiedziała matka. – W przeciwnym razie będzie nieszczęściem, zarówno dla samego siebie jak i dla nas.

Chłopiec stał przez dłuższy czas, zastanawiając się, czy powinien przeczytać, co mu nakazano, czy nie. W końcu doszedł do wniosku, że tym razem lepiej jednak być posłusznym. Usiadł w wygodnym fotelu i zaczął czytać. Ale po chwili, kiedy tak mamrotał pod nosem linijki tekstu, jego własny monotonny głos zaczął działać na niego usypiająco i głowa chłopca coraz bardziej chyliła się ku przodowi.

Na dworze panowała przepiękna pogoda! Był dwudziesty marca, a chłopiec mieszkał w miasteczku Zachodni Vemminghög w Skanii na południu Szwecji, gdzie wiosna była już w pełnej krasie. Nie było jeszcze całkiem zielono, ale wszystko wokół pączkowało i pachniało świeżością. Wszystkie przydrożne rowy wypełniała woda, a wszechobecny wzdłuż nich podbiał kwitł już na dobre. Wszystkie chwasty wyrosłe pomiędzy kamieniami błyszczały orzechowym odcieniem. Bukowe lasy w oddali zdawały się pęcznieć i gęstniały z każdą sekundą. Wysoko w górze niebo pyszniło się nieskazitelnym błękitem. Przez na wpół otwarte drzwi chaty do pokoju dolatywał śpiew skowronka. Kury i gęsi dreptały po podwórzu, a krowy w oborze, które czuły już wiosnę w powietrzu, przeciągłym rykiem co rusz wyrażały swe uznanie Matce Naturze.

Chłopiec czytał i choć głowa ciążyła mu jak ołów, walczył z ogarniającą go sennością.

„Nie! W żadnym wypadku nie mogę usnąć – pomyślał – bo przecież w ten sposób nie uporam się z kazaniem do południa”.

Niemniej – jakimś sposobem – udało mu się zasnąć.

Nie miał pojęcia, czy spał tylko chwilę, czy znacznie dłużej; ale zbudził go jakiś stłumiony hałas za jego plecami.

Na parapecie okna, na wprost chłopca, stało małe lusterko i widać w nim było niemal całą chatę. Gdy podniósł głowę popatrzył przelotnie do lusterka, a potem zauważył, że otwarta jest pokrywa matczynego kufra.

Jego mama miała wielki, ciężki, okuty żelazem dębowy kufer, którego nikomu poza nią samą nie wolno było otwierać. W nim przechowywała wszystkie rzeczy odziedziczone po swojej matce i obchodziła się z nimi z ogromnym pietyzmem. W nim znajdowało się kilka staromodnych wiejskich sukien z czerwonego sukna domowej roboty z krótkim stanem, kraciastą koszulą i wysadzaną perłami ozdobną spinką na piersi. Były tam nakrochmalone na sztywno, białe, lniane stroiki oraz ciężkie, srebrne ornamenty i łańcuchy. Ludzie już się tak nie ubierali w tamtym czasie i wiele razy jego mama myślała o tym, by pozbyć się tych staroci, ale jakoś nigdy nie miała serca, by to zrobić.

Teraz chłopiec widział wyraźnie – w lusterku – że wieko kufra jest otwarte. Nie mógł zupełnie zrozumieć, jak to mogło się stać, ponieważ mama zamknęła kufer przed wyjściem do kościoła. Nigdy nie zostawiłaby cennego kufra otwartego, kiedy syn miał zostać sam w domu.

Chłopiec poczuł się nietęgo, a ściślej, zawładnął nim strach. Obawiał się, że być może do chaty zakradł się złodziej. Bojąc się wykonać jakikolwiek ruch, siedział nieruchomo, gapiąc się w lusterko.

Kiedy tak siedział i czekał, aż złodziej w końcu się pokaże, nagle uwagę jego przykuł ciemny cień, który padał na krawędź kufra. Patrzył i patrzył, i aż nie chciał uwierzyć własnym oczom. A rzecz, która w pierwszej chwili prezentowała się tak mrocznie i tajemniczo, pomału wyłaniała się z cienia i przybrała realne kształty. Była to nie tyle rzecz, co elf siedzący okrakiem na krawędzi kufra!

Co prawda chłopiec słyszał opowieści o elfach, ale nigdy nie myślał poważnie, że takie małe stworzenia istnieją naprawdę. Elf, który siedział na krawędzi kufra, nie był wyższy niż szerokość dłoni. Miał starą, pomarszczoną twarz bez zarostu. Ubrany był w czarny surdut, bryczesy do kolan i czarny kapelusz z szerokim rondem. Był bardzo zadbany i elegancki z białymi koronkami pod szyją i mankietami tegoż koloru, a duże klamry przy trzewikach i kokardy na podwiązkach dopełniały stroju. Wyciągnął z kufra haftowaną chustkę i siedział, podziwiając staroświecką ręczną robotę z takim szacunkiem, że nie zauważył, iż chłopiec się obudził.

Chłopiec był trochę zdziwiony, widząc elfa, ale – z drugiej strony – niespecjalnie się go obawiał. Nie sposób było bać się kogoś tak maleńkiego. A skoro elf był tak pochłonięty własnymi myślami, że ani nie widział, ani nie słyszał, to chłopiec pomyślał, że będzie niezła zabawa, jeżeli spłata mu jakiegoś figla, na przykład wepchnie go do kufra i zamknie wieko lub coś w tym rodzaju.

Ale chłopiec nie był na tyle odważny, by ośmielić się dotknąć elfa rękami, zamiast tego zaczął rozglądać się za czymś, czym mógłby wepchnąć karzełka do kufra. Jego wzrok błądził od sofy do stołu z opuszczanym blatem i od stołu do kominka. Patrzył na imbryki, potem na termos na kawę stojące na półce obok kominka i wiadro na wodę przy drzwiach, a także na łyżki i noże, i widelce, spodki i talerze widoczne przez półotwarte drzwiczki. Popatrzył na dubeltówkę ojca wiszącą na ścianie obok portretu duńskiej rodziny królewskiej i na geranium i fuksje, które kwitły w doniczkach na oknie. W końcu wzrok jego padł na siatkę na motyle zwisającą z framugi okna. Ledwie na nią spojrzał, a już trzymał ją w ręku. Podskoczył do góry i przeciągnął nią wzdłuż krawędzi kufra. Sam się zdziwił, jak udanie przebiegła ta operacja – już w pierwszej próbie schwytał biednego elfa. Nieborak leżał teraz na dnie długiej siatki, twarzą w dół, bez szans, by się oswobodzić.

W pierwszej chwili chłopiec nie miał zielonego pojęcia, co począć z tą zdobyczą. Jedyne co przyszło mu do głowy, to kołysanie siatką w tył i w przód, żeby elf nie mógł stanąć na równe nogi i spróbować się wydostać. Schwytany zaczął mówić i błagalnym tonem prosić o litość. Przynosił rodzinie chłopca szczęście przez tak wiele lat, więc zasługuje na lepsze traktowanie. Powiedział też, że jeżeli chłopiec go wypuści, to dostanie od niego starą monetę, srebrną łyżkę i złoty pieniądz wielkości dewizki w srebrnym zegarku jego ojca.

Chłopiec nie uważał oferty za coś godnego uwagi, ale tak się dziwnie stało, że po tym, jak zdobył nad elfem władzę absolutną, zrodziły się w nim obawy. Czuł, że zawarł pakt z czymś dziwacznym i niezrozumiałym, czymś co zupełnie nie należało do jego świata i chciał pozbyć się tego najszybciej, jak tylko się da.

Z tego też powodu od razu przystał na zaproponowaną transakcję. Przytrzymał siatkę nieruchomo, żeby elf mógł się z niej wydostać. Ale gdy elf miał właśnie się z niej uwolnić, chłopiec doszedł do wniosku, że powinien domagać się korzystniejszych warunków umowy i otrzymać w zamian coś lepszego. Powinien przynajmniej postawić warunek, żeby elf przy pomocy swej magii wtłoczył mu do głowy to kazanie…

„Ale ze mnie dureń, żeby zgodzić się, by wyszedł z siatki!” – pomyślał i zaczął potrząsać nią gwałtownie, by skrzat znów spadł na dno.

Ale w chwili, gdy to zrobił, otrzymał tak siarczysty cios w ucho, iż miał wrażenie, że jego głowa rozleci się zaraz na kawałki. Rzuciło go najpierw na jedną ścianę, potem na drugą, aż wreszcie osunął się na podłogę i leżał tam bez przytomności.

Gdy się ocknął, w chacie nie było żywego ducha. Wieko kufra było zamknięte, a siatka na motyle wisiała na swoim miejscu. Gdyby nie nieznośne pieczenie policzka po tym piekielnym ciosie w ucho, to pomyślałby, że wszystko to mu się przyśniło.

„W każdym razie ojciec i matka na pewno będą twierdzić, że to nie mogło być nic innego – pomyślał. – A już na pewno nie popuszczą mi w sprawie kazania z powodu tego elfa nie-elfa. Najlepiej jak znowu zabiorę się za czytanie”.

Ale co to? Gdy szedł do stołu, który według wszelkich znaków na niebie i ziemi nie zmienił się na jotę, zauważył coś niezwykłego. Przecież nie mogło być tak, że chata nagle zrobiła się większa. Ale dlaczego musiał zrobić aż tyle kroków więcej niż zwykle, by dojść do stołu? I co się stało z krzesłem? Nie wyglądało na większe niż przed chwilą, ale teraz musiał stanąć najpierw na poprzeczce łączącej jego nogi, a następnie wspinać się z trudem, by sięgnąć siedzenia. Podobnie było ze stołem. Nie mógł spojrzeć znad jego blatu, dopóki nie wdrapał się na poręcz krzesła.

– O co u licha tutaj chodzi? – powiedział chłopiec na głos. – Wygląda na to, że elf zaczarował zarówno fotel, jak i stół… No i całą chatę.

Komentarz do Biblii leżał nadal na stole i najwyraźniej zupełnie się nie zmienił, a jednak działo się z nim coś naprawdę bardzo dziwnego. Chłopiec nie mógł przeczytać nawet jednego słowa, dopóki nie stanął na samej książce.

Przeczytał kilka wierszy i wówczas spojrzał znad książki. Jego wzrok padł na lusterko…

– Ki diabeł! – chłopiec aż zakrzyknął. – Patrzcie go! Jest następny!

Bo w lusterku ujrzał całkiem wyraźnie małego ludzika w kapturze i skórzanych bryczesach.

– No nie! Ten to ubrany jest zupełnie jak ja! – zawołał chłopiec i ze zdziwienia zacisnął dłonie. Ale natychmiast zobaczył, że ten w lustrze zrobił dokładnie to samo. Po chwili zaczął ciągnąć się za włosy, szczypać w ramiona, robić piruety, a ten w lustrze małpował każdy jego ruch.

Chłopiec raz po raz biegał za lusterko, by sprawdzić, czy nie ma za nim tego małego człowieczka, ale nie znalazłszy tam nikogo, zaczął się trząść ze strachu. Zrozumiał w końcu, że został zaczarowany przez elfa i ten mały ludzik, którego odbicie widział w lustrze, to był nie kto inny jak on sam.