Bokser - Wacław Sieroszewski - ebook

Bokser ebook

Wacław Sieroszewski

0,0
3,50 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Na początku XIX wieku w Chinach w prowincji Shandong powstało tajne stowarzyszenie patriotyczne pod nazwą „Wielkiej Pięści”, skąd pochodzi angielskie jego miano „Bokser” — walczący na pięści. Stowarzyszenie to połączyło razem wiele innych tajnych, religijnych i społecznych stowarzyszeń, dość powszechnych w Chinach, które postawiły sobie za zadanie walkę z cudzoziemcami, godzącymi na niezależność Chin. Działalności tego stowarzyszenia patriotycznego przypisują wybuch powstania w 1900 roku, stłumionego krwawo przez wojska państw europejskich pod wodzą niemieckiego generała Waldersee. Ruch „Wielkiej Pięści” łączył z ogólnym ruchem społeczeństwa chińskiego, który dążył do zmiany na lepsze wielu obyczajów i urządzeń ojczystych, czemu częstokroć cudzoziemcy przeszkadzali.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI
PDF

Liczba stron: 23

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Wacław Sieroszewski
Bokser
Wydawnictwo Psychoskok Konin 2017

Wacław Sieroszewski „Bokser”

Copyright © by Wacław Sieroszewski, 1908

Copyright © by Wydawnictwo Psychoskok Sp. z o.o. 2017

Zabrania się rozpowszechniania, kopiowania

lub edytowania tego dokumentu, pliku

lub jego części bez wyraźnej zgody wydawnictwa.

 Tekst jest własnością publiczną (public domain)

ZACHOWANO PISOWNIĘ

I WSZYSTKIE OSOBLIWOŚCI JĘZYKOWE.

Skład: Kamil Skitek

Projekt okładki: Kamil Skitek

Druk:W. L. Anczyc i Spółka

Wydawnictwo:Gebethner i Wolff

Warszawa, 1908

ISBN: 978-83-8119-193-7

Wydawnictwo Psychoskok Sp. z o.o.

ul. Spółdzielców 3, pok. 325, 62-510 Konin

tel. (63) 242 02 02, kom. 695-943-706

http://www.psychoskok.pl/http://wydawnictwo.psychoskok.pl/ e-mail:[email protected]

Słońce zachodziło nad doliną Juań-mo-tzi. Miedziane jego światło ślizgało się łagodnie po kwitnących wzgórzach i rzucało tu i owdzie na uprawne ich stoki długie cienie od przysadzistych drzew pomarańczowych, od smukłych, wachlarzowatych palm i wysokich, drżących bambusów. Z powiewami ciepłego wiatru płynęły nad okolicą szmery ciche, srebrne i jednostajne, gdyż była to pora spuszczania wody z górnych pól ryżowych na dolne. Wszędzie więc lały się jej potoki. Blado przebłyskiwały one na tarasach pagórków z pod jasnych aksamitów osuszanych runi ryżowych, z pod ciemnych szczotek trzcin cukrowych; w biegu rozświetlały na pochyłościach gąszcze gajów, gdzie kwitły żółte i karminowe azalie, gdzie wiły się poczwarnie rdzawo-liste, dające olej dryandry, gdzie zwieszały wiotkie gałęzie krocienie łojowe, podobne do brzóz. Coraz szerzej rozlewały się wody w dole wśród rudych, świeżo spulchnionych pól, tworząc plamy i smugi błękitno-srebrne.

 Pod niebem pogodnem ta ziemia jasna, szmaragdowa, przetkana połyskliwemi nićmi i płatami wody, podobna była zaiste do bogatej, wzorzystej, lśniącej laki[1] chińskiej.

 Środkiem doliny toczyła poważnie muliste fale szeroka Da-tzi-szuj, ujęta w potężne groble i wały ochronne. Gęsto lśniły się wzdłuż jej brzegów porcelanowo-szare, błękitne, czerwone dachy miast i miasteczek; żółte, potrójne kapice pagód[2] iskrzyły się wśród drzew, jak sterty szczerego złota. A dalej, na dolinie, świeciły wkoło jasne fanzy[3] wieśniaków, liczne, jak roje gwiazd. Białe ich mury tonęły zwykle w zieleni sadów, ale polewane, ciężkie, rogate dachy wznosiły się wszędzie ponad otoczeniem, aby dobroczynne Fyn-szuj mogły je obwiewać, oraz stały na wzniesieniach, aby zdradliwe Fyn-szuj[4] podziemnych wód nie psuły podwalin słupów budowli, nie zatruwały swym oddechem ich mieszkańców.

 Niedaleko fanzy, krytej czerwoną dachówką, na szczycie wzgórka, zasadzonego krzewami herbaty, pracowało dwóch ludzi, ubranych w niebieskie, nankinowe[5] szarawary i podobne kurtki. Pełzali, zgięci nizko, wśród szeregów szarych, niepokaźnych drzewek, pełli chwast, spulchniali ziemię i zasycali odarte już z liści rośliny garstkami kompostu[6]. Duży, opleciony słomą imbryk porcelanowy i zwierzchnie ubranie wieśniaków leżały opodal.

 Starszy pracował pilnie, nie podnosząc na chwilę głowę, młodszy chwilami spoglądał ukradkiem na sąsiedni wzgórek, gdzie również widać było pracowników i skąd dolatywały wesołe dźwięki Sin-Fa[7], śpiewanej przez kobiety. Stary dostrzegł przelotnie jego spojrzenie i nachmurzył się:

 — Śpiesz się, A-bej! Słońce już nizko. Co