Bodyguard. Wbrew zasadom - Tulińska Ada - ebook + audiobook
BESTSELLER

Bodyguard. Wbrew zasadom ebook i audiobook

Tulińska Ada

4,2

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Zbudowała wokół siebie mur. Czy on odważy się go zburzyć?

Odkąd ojciec Lidii odniósł wielki finansowy sukces, dziewczyna nie musi się martwić o swoją przyszłość. Stworzyła idealny wizerunek samej siebie i kurczowo się go trzyma, chroniąc się przed światem. Na innych patrzy z góry – zwłaszcza na służbę i pracowników ochrony, których zapewnił jej ojciec. Jednym z jej ochroniarzy jest Cichy, tajemniczy mężczyzna bardzo broniący dostępu do swojej prywatności. Jego milczenie ma głębokie podłoże związane z misją wojskową, którą odbył.

Czy Lidia na pewno może czuć się przy nim bezpiecznie? Kiedy odkrywa jeden z jego sekretów, Cichy nie ma wyboru – nie może dopuścić, żeby komuś o nim opowiedziała.

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 293

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 7 godz. 39 min

Lektor: Ada Tulinska

Oceny
4,2 (1013 oceny)
536
261
165
34
17
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Rudaa66

Dobrze spędzony czas

fajna bajka dla dorosłych ale w prawdziwym życiu nie ma kobiet tylko w rozmiarze 36 i nie ma tylko przystojnych facetów
40
Justynkka2000

Nie polecam

Główna bohaterka dno totalne, od samego początku irytująca niesamowicie
30
graphix

Dobrze spędzony czas

Hmm.... fajna i miejscami zaskakująca historyjka. Zołza i jej ochroniarz - oczywiście jedyny przystojniak z całej ekipy. Szybko i przyjemnie się czyta.
10
emili22
(edytowany)

Całkiem niezła

Bardzo przyjemna książka ,audio tez spoko szczególnie męski głos kobiecy lekko przesłodzony .Nie porwała mnie tak jak się spodziewałam ale było miło .Bardzo przewidywalna ale nie nudna ,musze przyznać ze można się zrelaksować .Ma cos w sobie warto ja przeczytać
10
Korteress55

Dobrze spędzony czas

Polecam serdecznie 💓
00

Popularność




Playlista

Bad  • Christopher

Reflections  • The Neighbourhood

I Wanna Dance with Somebody  • Whitney Houston

Fuck You  • Silent Child

Jolene  • The White Stripes

Where Is My Mind?  • Pixies

Tainted Love  • Marilyn Manson

Staring at the Sun  • Offspring

Pretty Fly  • Offspring

Too Close  • Alex Clare

1

Lidia

Przepłynęłam piątą długość w odkrytym basenie i podciągnęłam się na dłoniach, żeby wyjść na brzeg. Podniosłam się z gracją, a woda spływała seksownie po moim opalonym ciele odzianym w złote bikini. Położyłam się na miękkim leżaku i wystawiłam twarz w kierunku słońca.

– To jest życie! – westchnęła Valencia po hiszpańsku. Miała piękne, czarne falowane włosy, które spływały z oparcia jej leżaka na kafelki. Leżała obok, skrzyżowawszy w kostkach długie, śniade nogi.

– Tak! – odparłam w tym samym języku.

Moja willa pod Cádiz była jedną z większych w okolicy. Kremowe ciężkie kolumny wspierały dwa piętra i dawały przyjemne zacienione schronienie przed palącym słońcem. Nadmorski wietrzyk pieścił nam skórę i wprawiał w ruch bawełniane zasłony przyczepione do baldachimu. Był koniec września, ale nadal było tu gorąco jak w tropikach. Większość roku spędzałam właśnie tutaj. Moi rodzice mieszkali w Szwajcarii, tato był właścicielem sportowej kablówki i, niebiosom dzięki, ten biznes przyniósł naszej rodzinie miliony euro oraz prestiż.

– Chce mi się pić – mruknęła Valencia, zerkając w stronę kuchni.

– Krystyna! – wrzasnęłam.

Pulchna kobieta z kucykiem poprzetykanym siwizną i w fartuszku w pasy wyszła pospiesznie z domu. 

– Przynieś nam koktajle. Tylko żeby nie były takie słodkie jak ostatnio! Muszę pilnować kalorii.

Mrucząc pod nosem po polsku, kobieta zawróciła do środka. Potknęła się na progu tarasu, a ja parsknęłam śmiechem. Moja rodzina zatrudniała pracowników tylko z Polski. Tato uważał, że dzięki temu pomaga rodakom stanąć na nogi. Jeśli o mnie chodzi, mógłby zatrudniać równie dobrze Ukraińców, bo byli o niebo tańsi. Ojciec też uważał, że dobrze sobie porozmawiać w rodzimym języku, i czuł się przez to bardziej swojsko. Ja nie podzielałam tej filozofii. Ludzie mieli dobrze pracować, a nie się z nami spoufalać.

– Co za niezdara – skomentowałam beznamiętnie i znowu wystawiłam twarz w kierunku słońca.

Chwilę później usłyszałyśmy dochodzący ze środka dźwięk blendera. Krystyna przyniosła nam dwa zmrożone soki z odrobiną białego rumu. Westchnęłam głęboko, ciesząc się słońcem. Wzięłam do ręki pukiel swoich włosów i dokładnie go obejrzałam. Miałam wrażenie, że jeszcze bardziej pojaśniały od słońca. Miały kolor słomkowy blond.

– Dziękuję – powiedziała Valencia do Krystyny, sprawiając, że przewróciłam oczami.

– Nie musisz jej tego za każdym razem powtarzać. To jej praca – rzekłam ze znudzeniem.

– Wiem – odparła Valencia – ale dajesz jej tak w kość, że chciałabym być choć trochę dla niej miła.

– Myślisz, że mi to sprawia przyjemność? Stale muszę ją przywoływać do porządku – wyznałam z pełną boleści miną. – To bardzo męczące.

Valencia skupiła się na swoim koktajlu, nie chcąc się dłużej sprzeczać. Kilka razy już to przerabiałyśmy. Zawsze mi mówiła, że jak człowiek jest milszy dla otoczenia, to otoczenie jest milsze dla niego. Ja nie potrzebowałam, żeby Krystyna była dla mnie miła. Chciałam jedynie, żeby wykonywała należycie swoje obowiązki. Milczałyśmy, pozwalając witaminie D wnikać w nasze zgrabne ciała.

– WOW, ale ciacho! – Valencia aż zdjęła okulary przeciwsłoneczne. W naszym kierunku zmierzał jeden z ochroniarzy. Miał sylwetkę żołnierza i krótko przystrzyżone włosy w kolorze jasnego brązu. W szorstkich dłoniach trzymał białe pudełko. Gdy się zbliżył, stanął nad nami, czekając na moją reakcję. To był ten mruk, rzadko kiedy się odzywał. Jego milczenie do tego stopnia mnie intrygowało, że zapytałam kiedyś ojca, czy jest niemową.

– Cześć! – powiedziała Valencia po hiszpańsku i uśmiechnęła się zalotnie.

– On nie zna hiszpańskiego – odparłam i spojrzałam na mężczyznę z politowaniem.

– Powiedz do niego „cześć” po polsku. Ode mnie – poprosiła Valencia i usiadła na leżaku, nadal robiąc do mężczyzny maślane oczy. Zauważyłam, że odsunęła pareo z nóg, żeby je wyeksponować.

– Daj spokój. – Pokręciłam głową z niedowierzaniem. – To półgłówek.

– Jezu, Lidia, czemu tak mówisz? – Spojrzała na mnie z oburzeniem.

– Tylko popatrz na niego. Gdyby w tej głowie krył się choć cień inteligencji, facet nie pracowałby w ochronie, tylko robił karierę jako jakiś inżynier, informatyk, lekarz czy ktokolwiek inny.

Ochroniarz zaczął przestępować nerwowo z nogi na nogę, nie wiedząc, jak się zachować. Nasza hiszpańska paplanina musiała go frustrować, ale miałam to gdzieś. Zdjęłam okulary i rzuciłam mu znudzone spojrzenie.

– Powtarzam, żeby wszystkie przesyłki kłaść w moim gabinecie na biurku. Co mam niby teraz z tym zrobić na basenie? – odezwałam się do niego po polsku.

Mężczyzna wbił wzrok w pudełko i pokiwał głową. Mogłabym się założyć, że przez jego twarz przemknął cień niechęci. Po chwili oddalił się w stronę domu.

Valencia odprowadziła go pełnym współczucia wzrokiem. Prychnęłam niezadowolona.

– No co? Facet jest naprawdę bardzo przystojny. Nie myślałaś, żeby coś z nim zacząć? – zapytała i uśmiechnęła się diabelsko.

– Chyba żartujesz!

– To, że się mało odzywa, też jest sexy. – Przygryzła końcówkę okularów. – Jak ma na imię?

– Nie wiem i nie obchodzi mnie to. Pozostali ochroniarze mówią na niego Cichy – mruknęłam.

– Cichy... – Valencia, wzdychając z uwielbieniem, oparła się znów o leżak. – Pomyśl... Leżysz w łóżku w seksownej piżamie, a Cichy wślizguje się w środku nocy do twojej sypialni. Patrzy na ciebie tym swoim elektryzującym spojrzeniem i… – Zaczęła szeptać i zachichotała.

– Val, załóż kapelusz, bo słońce za mocno grzeje ci głowę – skwitowałam, biorąc do ręki szklankę. – To tylko ochroniarz i to w dodatku taki, który nie ma nic ciekawego do powiedzenia.

– Ja tam nie miałabym nic przeciwko. – Wzruszyła ramionami rozbawiona. – Do tego nie trzeba rozmawiać...

Przewróciłam oczami i napiłam się koktajlu. Temat uznałam za skończony. Valencia leżała kilka minut w ciszy, zapewne fantazjując o umięśnionym ochroniarzu. Nie byłam z nią do końca szczera. Cichy był przystojny, wiedziałam, że był w wojsku, i bez problemu mogłam go sobie wyobrazić w mundurze. Miał w sobie to coś, co sprawiało, że kobietom spadały majtki z wrażenia. Owiany nutką tajemnicy, niesamowicie zgrabny i męski. Gdy go pierwszy raz zobaczyłam, moje myśli powędrowały w kierunku sypialni. Ale tak jak wspomniałam, nie interesowali mnie mężczyźni bez ambicji, słabi i ograniczeni, wąsko myślący.

– Nie chciałaś sprawdzić, co jest w paczce? – zapytała Valencia, miętoląc słomkę palcami. Jak na Hiszpankę przystało, nie potrafiła długo milczeć.

– Wiem, co to jest. Jakieś ciuchy. Firmy co chwilę mi je wysyłają, licząc, że zrobię z nich stylizację i zamieszczę na blogu za darmo. W biurze stoi całe mnóstwo pudeł.

– A właśnie. Jak tam idzie biznes?

Chwyciłam telefon i weszłam w statystyki.

– Bardzo dobrze. Wczoraj miałam sto tysięcy odwiedzin.

Prowadziłam blog lifestylowy. Pokazywałam na nim swoje życie bogaczki, moje triki ubraniowe, dietę i ćwiczenia. A głupi ludzie kupowali to bez mrugnięcia okiem, zwłaszcza kobiety. Chciały mieć te same kosmetyki, na które nie było ich stać, kupowały marne podróbki moich ubrań, łudząc się, że sięgnęły po odrobinę luksusu. Każda chciała żyć tak jak ja. Każda chciała być mną. Zgrabną, piękną i bogatą Lidią Martowską.

2

Cichy

Ktoś powinien ustawić tę dziewczynę do pionu. Zachowywała się jak rozkapryszone dziecko. Za każdym razem, gdy się do mnie odzywała, z trudem powstrzymywałem się od komentarza. Była moją przełożoną, więc bezpieczniej było trzymać język za zębami. Inni ochroniarze z uwielbieniem o niej dyskutowali. Każdy z nich tylko czekał na moment, żeby móc ją sobie pooglądać w bikini. Reagowałem na ich niewybredne żarty wzruszeniem ramion. Owszem, miała niezłe ciało i ładną buzię, ale w środku nie kryło się nic wartego uwagi.

Postawiłem pudło na białym biurku zaraz obok nowiutkiego maca i omiotłem wzrokiem jej gabinet. Było tu mnóstwo damskich bibelotów. Część pudeł otworzyła i wyrzuciła ich zawartość na podłogę. Miałem pewność, że Krystyna będzie musiała potem po niej sprzątać. Ta dziewczyna nic nie wiedziała o prawdziwym życiu. Drażniły mnie jej impertynencja i arogancki sposób bycia. To, jak brzydko zwracała się do Krysi, wołało o pomstę do nieba. Wszyscy oczywiście przechodzili nad tym do porządku dziennego i nikt nie miał jaj, żeby jej zwrócić uwagę. Mój kolega z wojska twierdził, że trafiła mi się praca marzeń. Gorąca Hiszpania, dziewczyny w bikini i zimne drinki na plaży. Chyba nigdy nie stał w kuloodpornym mundurze w słońcu przez osiem godzin.

Nigdy wcześniej nie miałem okazji przekazywać zakochanej w sobie Lidii paczki, więc nie wiedziałem, co z nią zrobić. Jej wyniosły ton nie robił na mnie zbytniego wrażenia. Wolałem brać zmiany nocne, o ile księżniczka nie życzyła sobie, żeby któryś z nas towarzyszył jej w klubie.

Pracowałem u jej rodziny w Szwajcarii pół roku, a niedawno niestety zdecydowali, żeby mnie przenieść tutaj. Nie powiem, pensja była atrakcyjna, dużo lepsza niż w Polsce. Dlatego podjąłem się tej pracy. Potrzebowałem pieniędzy.

Zostawiłem pudełko i wyszedłem z gabinetu. Gabinet, też mi coś. Lidia nie miała pojęcia o prawdziwej pracy. Raz na tydzień cyknęła sobie kilka fotek w nowych ciuchach, napisała fatalny tekst, wrzuciła na blog i to by było na tyle. Jej życie polegało na moczeniu tyłka w basenie, stołowaniu się w drogich restauracjach i imprezowaniu.

Poprawiłem broń w kaburze i poszedłem do kuchni.

Krysia szykowała właśnie obiad. Gdy mnie zobaczyła, uśmiechnęła się i wskazała brodą na lodówkę.

– Nalej sobie, kochaneczku.

Otworzyłem szafkę i wziąłem kwadratową szklankę. Podstawiłem ją pod filtr w lodówce i nacisnąłem przycisk. Szkło zaparowało od chłodnej wody. Wypiłem wszystko jednym haustem i powtórzyłem czynność. Miałem pustynię w gębie. Cała ta Hiszpania wychodziła mi bokiem.

– Niemiłosierny upał, prawda? – narzekała Krysia, przyprawiając kurczaka i zawijając folię. Oczywiście nasza gwiazda była na specjalnej diecie bezglutenowej. Dla personelu Krysia szykowała osobne posiłki, zazwyczaj były to kotlety mielone z ziemniakami i buraczkami. Mieliśmy wyżywienie zagwarantowane w ramach umowy. Był to miły gest ojca Lidii, pana Bogumiła. Księżniczka nie zaproponowałaby nam szklanki wody, gdyby miała coś do gadania. Nie wiem, czemu aż tak zaszła mi za skórę. Powinienem ją ignorować, a nie się na nią złościć.

Kiwnąłem głową. Przynajmniej było odrobinę lepiej niż miesiąc temu. Poprawiłem kołnierzyk i wytarłem pot z czoła. Krysia odprowadziła mnie matczynym uśmiechem. Wyszedłem na zewnątrz i zacząłem standardowy obchód wokół posesji. Działka była ogromna i wolnym krokiem zajmowało to prawie czterdzieści minut. Potem chwila przerwy, jeszcze dwa obchody i wreszcie upragniony koniec zmiany. Jeden z ochroniarzy w tamtym tygodniu wyleciał, ponieważ usiadł na chwilę w cieniu drzewa. Ja zawsze wykonywałem swoje obowiązki należycie.

Gdy znowu znalazłem się niedaleko tarasu i basenu, koleżanka Lidii posłała mi słodki uśmiech. Valencia była miłą osobą. Poczułem dyskomfort, kiedy okazało się, że wstaje, co Lidia skomentowała pogardliwym prychnięciem.

– Cześć! Jak masz na imię? – zapytała po angielsku. Podeszła do mnie, zawiązując czerwoną chustę na biodrach.

– Zostaw go. On nie mówi po angielsku. – Lidia usiadła na leżaku i powachlowała się dłonią.

Mogłem zaprzeczyć, ale po co? Valencia była urocza, jednak nie zamierzałem się z nią zaprzyjaźniać. Nie chciałem tu nikogo poznawać ani tym bardziej pozwalać, żeby ktoś poznał mnie.

– Wielka szkoda. – Valencia wydęła usta z rozczarowaniem. – Zapytaj go, czy chce się ze mną przejść na drinka na plażę po pracy.

– I co niby będziecie tam robić? – wypaliła Lidia po hiszpańsku.

– Co tylko będzie chciał – odpowiedziała Valencia z zalotnym uśmieszkiem.

– Nie zgadzam się. – Lidia oznajmiła chłodno.

– No weź! – Valencia zerknęła teraz na nią przez ramię.

– To mój pracownik. Nie i już. – Lidia pokazała mi ręką, żebym sobie poszedł.

Jednak żywiołowa Valencia nie miała zamiaru odpuścić. Błagała, unosiła się, gestykulowała, aż w końcu Lidia dla świętego spokoju zgodziła się zapytać, czy spotkam się z jej koleżanką. Spojrzała na mnie ostrzegawczo.

– Valencia pyta, czy wybierasz się do Polski.

Uniosłem brwi.

– Powiedz mu, że Valencia zna bardzo fajne miejsce na skarpie – wtrąciła Hiszpanka.

– Valencia mówi, że lubi Kraków – „przetłumaczyła” Lidia.

Przyglądałem się kilka sekund jednej i drugiej, nie mając pojęcia, jak na to zareagować. Korciło mnie, żeby odpowiedzieć po hiszpańsku, że z przyjemnością pójdę z Valencią na randkę na skarpę.

– Dodaj, że mam ochotę na małe co nieco. – W tym momencie Valencia oblizała usta, patrząc mi w oczy.

– Valencia chciałaby, żebyś przywiózł pięćdziesiąt paczek kabanosów i dziesięć kilo mrożonych pierogów. Ma na nie wielką ochotę – wyrecytowała bez zająknięcia Lidia.

Pięćdziesiąt paczek? Dobierała pytania tak, żebym się nie zgodził. Absurdalna sytuacja. Chciałem zrobić jej na złość i pokiwać głową. Nie miałem jednak czasu na takie gierki ani randki.

– Nie wybieram się do Polski – mruknąłem.

Lidia wyraźnie się ucieszyła.

– On ma żonę w Polsce – powiedziała Valencii, która zrobiła minę jak małe dziecko dowiadujące się właśnie, że Święty Mikołaj nie istnieje.

Ruszyłem dalej w kierunku muru z winogronami. Odliczałem dni do powrotu do domu i ucieczki z tego hiszpańskiego piekła.

3

Lidia

– Halo? – odebrałam telefon i oparłam się o welurowe oparcie kręconego fotela.

– Lidia! – Usłyszałam po drugiej stronie rozradowany głos Antonii, dalszej koleżanki, za którą niespecjalnie przepadałam.

– Hej! Co słychać? – Zrzuciłam szpilki i położyłam zmęczone stopy na biurku.

Antonia zaczęła mi dokładnie opowiadać, jak przebiegł jej tydzień. W poniedziałek była na zakupach, we wtorek na kawie z Valencią, a w środę na randce z Carlosem. Wzdrygnęłam się. Ja też byłam na randce z Carlosem, tylko w zeszły piątek. Czekałam na jego telefon, ale jak widać nie miał zamiaru więcej się do mnie odzywać. Zaczęłam rysować nerwowe zawijasy w notatniku ułożonym na kolanie. Jeszcze bardziej się zirytowałam, kiedy okazało się, że Carlos zabiera dzisiaj Antonię na piknik na plaży. Ciekawe, czy na skarpę.

– Mówisz o Carlosie Rodríguezie? – upewniłam się.

– No a o kim innym? To najprzystojniejszy facet w okolicy... Byłam bardzo zdziwiona, kiedy mnie zaprosił...

Zaczęła rozwodzić się nad cudownością Carlosa. Przewróciłam oczami, dalej gryzmoląc po kartce. Coraz mocniej dociskałam długopis do papieru. Co on w niej widział? Niska i pulchna gaduła o orlim nosie i uśmiechu odsłaniającym górne dziąsła… Nic specjalnego. Zerknęłam na siebie w lustrze, wybór był oczywisty.

– Czy nie masz nic przeciwko? – zapytała nagle.

– Słucham? – Aż zamrugałam ze zdziwienia.

– Valencia mówiła, że ze sobą kręciliście.

Moja dłoń zacisnęła się na długopisie. Kręciliśmy, owszem, to mało powiedziane. Zjedliśmy romantyczną kolację składającą się z owoców morza i dużej ilości wina, a potem do rana ostro pieprzyliśmy się w mojej sypialni. Nie był to może najlepszy seks w moim życiu, ale na pewno bardzo dobry. Taka siódemeczka w dziesięciostopniowej skali. Wróciłam wspomnieniami do tego, jak mnie brał, opartą o komodę. Wsuwał się we mnie brutalnie, dysząc mi w szyję, a długim palcem stymulował moją łechtaczkę, tak jak mu pokazałam. Musiałam go trochę nakierować, nie miałam zamiaru dopuścić do sytuacji, że on dojdzie, a ja nie. Wcześniej rozłożyłam przed nim nogi i kazałam mu lizać i ssać pulsującą cipkę, dopóki nie poczułam, że jestem już prawie na krawędzi. Dałam mu znak, że to już, i wtedy ustawiliśmy się przy oknie. Dodatkowo podniecał mnie fakt, że Cichy robił wtedy obchód i wszystko słyszał. Szedł spokojnym krokiem przez trawnik, a sierp księżyca oświetlał jego muskularną sylwetkę. Specjalnie strąciłam ręką szkatułkę z parapetu, bo wiedziałam, że się odwróci. Doskonale pamiętam moment, kiedy skrzyżowały się nasze spojrzenia, bo wtedy mocno doszłam, krzycząc imię Carlosa. Tak by ochroniarz mnie słyszał. Chciałam, żeby patrzył. Takie małe zboczenie, na które sobie pozwoliłam. Nie żebym marzyła o tej kupie mięsa o mózgu wielkości piłki pingpongowej. Chciałam mieć mężczyznę na poziomie. Carlos był przystojny, oczytany, bogaty i dowcipny. Idealny partner dla mnie i dla mojego wizerunku w sieci.

Teraz Antonia zburzyła mój plan, w efekcie czego zrobiło mi się niedobrze. Oficjalnie nie byliśmy razem, ale myślałam, że jeśli budzisz faceta, pieszcząc jego wzwód językiem, to coś to, kurwa, znaczy! Niech go diabli!

– Nie, spoko, to nie miało szansy wypalić. Odmienność charakterów. – Przybrałam taki ton, jakbym to ja go spuściła na drzewo.

– Och, to super. – Antonii wyraźnie ulżyło, czym jeszcze bardziej zadziałała na moje zszargane nerwy. – Słuchaj, w sobotę robimy pool party u mnie. Oficjalne pożegnanie lata. Tapasy, sangria, DJ… Popijemy, potańczymy, popływamy trochę w basenie.

Słuchałam jej jednym uchem, dalej analizując swoją twarz w lustrze.

– To jak, wpadniesz? – zapytała.

Siedziałam chwilę sztywno i przesuwałam palcem po skórze koło nosa. Czy Carlosowi nie podobały się moje piegi?

– Halo? Lidia?

– Tak, jasne. – Ocknęłam się. – Super.

– Będziesz sama czy z osobą towarzyszącą?

Odchyliłam się na krześle i przyłożyłam skuwkę długopisu do ust. Wyjrzałam przez okno i dostrzegłam, że Cichy kończy trzeci popołudniowy obchód.

– Z osobą towarzyszącą – oznajmiłam.

Nie miałam zamiaru iść sama jak ostatnia zdesperowana, odrzucona singielka. Chciałam pokazać Carlosowi, że znaczy dla mnie mniej niż zeszłoroczny śnieg.

– Świetnie, kochana! Widzimy się o ósmej.

Świetnie, spadaj, kretynko, pomyślałam.

– Pa, Antonia – pożegnałam się słodkim głosem. Gdy się rozłączyłyśmy, siedziałam chwilę z dłońmi szeroko rozłożonymi na biurku i wpatrywałam się w telefon. Z całej siły próbowałam powstrzymać napływające do oczu łzy. Gdy byłam pewna, że się udało, wyprostowałam się na oparciu i wygładziłam jedwabną bluzkę.

– Krystyna! – wrzasnęłam.

Usłyszałam ciężkie kroki na korytarzu, po chwili służąca otworzyła drzwi.

– Tak, proszę pani? – zapytała, wycierając dłonie w fartuch.

– Nalej mi prosecco i zawołaj mi tu Cichego.

W szarych oczach kobiety pojawiło się zdziwienie.

– No, na co czekasz? – zapytałam zniecierpliwiona i machnęłam ręką, żeby się pospieszyła.

Krystyna zniknęła w głębi domu, szeleszcząc fartuchem. Słyszałam, jak sapie nerwowo z każdym krokiem. Powinnam może poprosić tatę o młodszą gospodynię.

Pięć minut później przyniosła mi wysoki zaparowany kieliszek z zimnym winem. Wzięłam łyk i od razu zrobiło mi się lepiej. Znowu położyłam stopy na biurku i przetarłam rozgrzane czoło. Rozległo się delikatne pukanie.

– Wejść – warknęłam.

Cichy ze zdezorientowaną miną wślizgnął się do pokoju. Popatrzył na Krystynę, szukając w jej twarzy wyjaśnienia, ale go nie znalazł.

Przyglądałam im się chwilę. Cichy w swoim czarnym ochroniarskim mundurze prezentował się jak zwykle dobrze. Mógłby być agentem służb specjalnych, a nie zwykłym kołkiem do pilnowania drzwi, ale trudno. Będzie musiał wystarczyć.

– To wszystko – zwróciłam się do Krystyny, która nie wiem czemu nadal tu sterczała. – Idź już.

Kobieta z przerażoną miną opuściła mój gabinet.

– Siadaj. – Wskazałam ręką krzesło naprzeciwko biurka. Cichy zajął je, nie powodując nawet skrzypnięcia. Poruszał się jak pieprzony duch.

Wypiłam jeszcze kilka łyków prosecco, jednocześnie masując sobie skroń. Zerknęłam na mężczyznę. Przyglądał mi się z tą swoją kamienną twarzą.

– Przejdę od razu do rzeczy. – Odstawiłam kieliszek na biurko.

Cichy uniósł jedną ze swoich ciemnych brwi.

– W sobotę będziesz pracował w terenie – oznajmiłam rzeczowym tonem. – Ponieważ nie chcę, żeby ktoś pomyślał, że wszędzie za mną włóczy się ochroniarz, wymagam, żebyś był w stroju nieformalnym.

Nie wiedziałam, jak dać mu do zrozumienia, żeby się porządnie ubrał. Widywałam go tylko w mundurze. Mało mówił, nie znał angielskiego ani hiszpańskiego, więc istniało niewielkie ryzyko, że mnie wsypie.

– I oczywiście wymagam pełnej dyskrecji. To będzie przyjęcie nad basenem, więc musisz wziąć kąpielówki – dodałam. – Wyjeżdżamy o dwudziestej, żeby się elegancko spóźnić. Masz prawo jazdy, prawda?

Cichy siedział bez ruchu, obserwując mnie uważnie spod zmrużonych powiek. Minęły wieki, nim wreszcie się odezwał.

– W sobotę wieczorną zmianę ma Andrzej. – Zaczął powoli wstawać.

Przyglądałam mu się w lekkim szoku.

– Stop – powiedziałam w końcu. – Andrzej się nie nadaje. Wybrałam ciebie. Koniec tematu.

Cichy parsknął. Dziwne, ten robot potrafił okazywać jakieś uczucia.

– Czemu Andrzej się nie nadaje? – zapytał i uśmiechnął się przebiegle. Pierwszy raz ze mną naprawdę rozmawiał, okazując jakieś emocje. Nie mogłam przestać gapić się na jego elektryzujące oczy i pełne wargi, które dla utrudnienia teraz przygryzł.

– Nie płacę ci za analizowanie moich decyzji – syknęłam w końcu. Andrzej był czterdziestoletnim tatą z sumiastym wąsem i piwnym brzuchem. Z przyczyn oczywistych nie mogłam wyznaczyć go do tego delikatnego zadania.

Cichy pokręcił głową z uroczym uśmiechem.

– Przykro mi, ale to nie wchodzi w grę.

Mierzyliśmy się spojrzeniami. Nagle poczułam się w jego towarzystwie nieswojo, a nawet zdjął mnie jakiś irracjonalny strach. Ten facet był niesamowity, wiedziałam, że jest jedyną możliwą opcją spośród pracujących u mnie ochroniarzy. Tylko on, a w zasadzie jego magnetyzująca aparycja, mogła mi posłużyć do zemsty na Carlosie i Antonii. Carlos przy nim wyglądał jak krępy, mocno owłosiony członek ulicznej kapeli.

– Zapłacę dodatkowo – wypaliłam.

4

Cichy

Dalsza część dostępna w wersji pełnej

Spis treści:

Okładka
Karta tytułowa
Playlista
1. Lidia
2. Cichy
3. Lidia
4. Cichy
5. Lidia
6. Cichy
7. Lidia
8. Cichy
9. Lidia
10. Lidia
11. Cichy
12. Lidia
13. Cichy
14. Lidia
15. Cichy
16. Lidia
17. Lidia
18. Lidia
19. Cichy
20. Cichy
21. Lidia

Redaktorka prowadząca: Marta Budnik

Wydawczyni: Joanna Pawłowska

Redakcja: Katarzyna Żyłka

Korekta: Sylwia Chojecka

Projekt okładki: Łukasz Werpachowski

Zdjęcie na okładce: © Volodymyr TVERDOKHLIB / Shutterstock.com

Copyright © 2021 by Adelina Tulińska

Copyright © 2021, Niegrzeczne Książki

an imprint of Wydawnictwo Kobiece Łukasz Kierus

Wszelkie prawa do polskiego przekładu i publikacji zastrzeżone. Powielanie i rozpowszechnianie z wykorzystaniem jakiejkolwiek techniki całości bądź fragmentów niniejszego dzieła bez uprzedniego uzyskania pisemnej zgody posiadacza tych praw jest zabronione.

Wydanie elektroniczne

Białystok 2021

ISBN 978-83-66967-71-7

Bądź na bieżąco i śledź nasze wydawnictwo na Facebooku:

www.facebook.com/kobiece

Wydawnictwo Kobiece

E-mail: [email protected]

Pełna oferta wydawnictwa jest dostępna na stronie

www.wydawnictwokobiece.pl

Na zlecenie Woblink

woblink.com

plik przygotowała Katarzyna Rek