Baśnie japońskie - zebrał Antoni Kora - ebook

Baśnie japońskie ebook

zebrał Antoni Kora

0,0
29,90 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Tu wszystko jest możliwe. Zwykły czajnik okazuje się stworkiem, który psoci i bałagani na potęgę. Białe lisy z bagien kpią sobie z ludzi i wywodzą w pole studenta samochwałę. Okrutny los rozdziela zakochane kotki, ale – jakże by inaczej! – miłość zatriumfuje. Mądra i dobra córka bogacza idzie w świat z garnkiem na głowie, by ukryć swą urodę. Piękna, ale niegodziwa Riju zmienia się w smoka i pożera ludzi. Biały tygrys ratuje młodzieńca z   opałów. W podwodnym królestwie, wśród nieziemskiego przepychu, młoda księżniczka umiera na nieznaną chorobę, a jedynym lekarstwem mam być dla niej małpeczka, którą żółw na swym grzbiecie sprowadza z lądu w głębiny… 

Świątynie, mnisie cele, pałace, chaty wieśniaków i przydrożne karczmy, miasta i wioski, bagna i skaliste urwiska, jeziora i morza – to sceneria, w której rozgrywają się historie tragiczne i komiczne. Tym światem nie rządzą zwykli ludzie, tylko demony, czarodzieje, duchy, księżniczki, wędrowni mnisi i kuglarze. 

Zebrane tu japońskie baśnie krążą po Kraju Kwitnącej Wiśni od wieków, są elementem tożsamości narodowej. Uważny czytelnik znajdzie w nich wątki zaczerpnięte ze starodawnych mitów, kultów, legend, ludowych bajań i przypowieści. Dzieci – dobrą zabawę i ukochanych bohaterów, którzy wciągną je w fascynujące (choć miejscami straszne) przygody. Wszyscy zaś – dobrą, porywającą lekturę. I to coś, za co kochamy baśnie: triumf dobra nad złem. 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 63

Rok wydania: 2025

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Koncepcja, redakcja, korekta:

Redakcja-Kreacja

Projekt okładki:

Tomasz Fedor

Skład:

Marta Jedlińska

[email protected]

+48 695 850 130

Wydawca:

Oficyna Wydawnicza Kontynenty

ul. Klonowa 13

05-220 Zielonka

[email protected]

Copyright © by „Kontynenty” 2025

WSZELKIE PRAWA ZASTRZEŻONE

Wydanie I

Zielonka 2025

ISBN: 978-83-972159-79

Konwersja publikacji do wersji elektronicznej

Zaczarowany kociołek

Dawno, dawno temu, w dalekiej krainie, żył sobie ubogi kapłan. Mieszkał w izdebce obok świątyni, w której pełnił służbę. Pieniędzy miał tylko tyle, ile podarowali mu miłosierni ludzie. Był jednak ze swego losu zadowolony i nigdy się nie skarżył, bo nie potrzebował niczego więcej oprócz jadła i odzieży. Czuł się szczęśliwy, a gdy tylko mógł zakurzyć fajeczkę, wypić filiżankę herbaty, gdy węgle w palenisku cały dzień nie wygasały, a w kociołku woda wesoło kipiała, zdawało mu się, że jest bogaty niczym jaki król.

Kociołek na wodę, zwany tetsubin, jest w Japonii rzeczą niezbędną. Nie brak go w żadnym mieszkaniu – czy to u ludzi sławnych czy prostych, bogatych czy ubogich. Zawsze kryje on pod sobą garść węgli, a gdy obcy przybysz zwiedza mieszkanie japońskie, kociołek spogląda na niego, jak gdyby go witał serdecznie. Nie różni się bardzo od naszego czajnika, wszędzie w Europie używanego, z którego zwykliśmy brać w kuchni wodę na kawę lub herbatę. Kształtem swym przypomina nieco poczciwą kwoczkę, która siedzi na jajach i stroszy swe pióra, aby żadne z jaj od zimna nie ucierpiało. Tak też i u naszego kapłana tetsubin był najcenniejszym przedmiotem, jaki posiadał. Gdy przybywał do niego w odwiedziny jaki kolega w zawodzie lub inny znajomy, spoglądał nasz kapłan na swój kociołek, a skoro widział, że się nad nim unosi lotna i przejrzysta para, nie odczuwał już ubóstwa i witał swego gościa tak serdecznie, jak gdyby był Krezusem.

Ale kociołek ten był już bardzo, bardzo stary, a nasz kapłan, wiedząc, że żadna rzecz nie może trwać wieki, spoglądał często z bolesnym westchnieniem na swego najlepszego przyjaciela i wiernego towarzysza i brał go nieraz do ręki, by sprawdzić, czy nie jest uszkodzony. Dotychczas oględziny te wypadały pomyślnie, ale każdego dnia mogło się to zmienić i cóż miałby wtedy począć biedny kapłan? Kupić nowy kociołek? Nie ma mowy! Taki dobry, mocny kociołek jest drogi, a cena jego przewyższa o wiele stan kasy biedaka.

Trawiony tą troską, która mu nie dawała chwili spokoju, zajrzał pewnego dnia do komórki na podwórku za świątynią. Zalegały tam stosy starych rupieci, do niczego nieprzydatnych. I o dziwo! Między tymi starymi gratami znalazł nasz kapłan właśnie to, czego szukał, czego tak gorąco pragnął: okazały kociołek, bez jakichkolwiek braków! Zupełnie dobrze utrzymany! Ależ się ucieszył! Troska jego z serca ustąpiła jak mgła pod ciepłem promieni słonecznych. „Stary kociołku, wiernie mi służyłeś, więc cię nie wyrzucam, może się jeszcze kiedyś przydasz” – pomyślał. „A ty, nowy kociołku, będziesz mi teraz codziennie służył”.

Jak pomyślał, tak uczynił; z wieczora ustawił nowy tetsubin na węglach i, nic złego nie przeczuwając, usiadł przy stole, by się ze swych świętych ksiąg nauczyć modlitw, które mu mogły na drugi dzień być potrzebne.

Gdy tak siedzi spokojny w swej cichej celi, cały pogrążony w nabożnych przypowieściach, budzi go nagle z zadumy dziwny stuk dochodzący z kociołka. Ogląda się, zdaje mu się, że woda w kociołku już bliska jest wrzenia, gdyż widzi wyraźnie unoszącą się nad nim parę. Ale... cóż to za dziwy?! Wstrzymuje oddech, przeciera oczy, szczypie się w nogi, czy nie śni. Wszystko jednak jest w porządku, jest pewien, że to, na co patrzy, widzi na jawie.

Oto cudowny kociołek zmienia kształt – ma

już głowę, ciało gęsto porosłe włosami,

ogon i nogi. Toż to najprawdziwszy tanuki!

Oto cudowny kociołek wydłuża się zwolna i zmienia kształt. Na jego wierzchu tworzy się głowa z oczami, uszami, nosem i gębą, i jest już w ciało gęsto porosłe włosami. Wyrasta mu ogon, wyrastają nogi i nagle straszna postać zeskakuje na podłogę! Zaczyna się wyprężać i ze zdziwieniem po izbie rozglądać!

Poznał nasz kapłan ku swemu wielkiemu zdumieniu, że zamiast kociołka stoi przed nim najprawdziwszy tanuki! Zwierzę to, zwane po polsku jenotem azjatyckim, przypomina szopa, trochę niedźwiedzia, a może i lisa, i żyje w lesie. Ale przecież żaden jenot nie mieszka w kociołku na wodę! Bo, musicie wiedzieć, tanuki w bajkach japońskich to przede wszystkim zwierzę magiczne, psotnik.

I taki właśnie tanuki wyłonił się z kociołka. Potem zaczął skakać w sposób dziki i szalony, przejmując kapłana coraz większym zdumieniem i trwogą. Na próżno kapłan odmawiał modlitwy, na próżno szeptał zaklęcia i odprawiał czary, tanuki skakał dalej. Pochwycił tedy miotłę i uderzył zwierzę, ale i to nic nie pomagało, tanuki nie przestawał skakać, a wrzeszczał przy tym tak okropnie, że cały domek trząsł się w posadach.

Tego już było naszemu kapłanowi za wiele. Poszedł do znajomego mnicha i opowiedział mu o tym straszydle. Obaj uzbroili się w ciężkie pałki i powrócili do izby, gdzie wrzaski nie ustawały. I stłukli zwierzę kijami na kwaśne jabłko, aż osłabione i wycieńczone uspokoiło się. Wtedy pochwycili je, włożyli do przygotowanej skrzyni, zatrzasnęli wieko i zamknęli skrzynię dla jeszcze większego bezpieczeństwa.

Znużeni usiedli, kapłan i mnich, na matach na matach rozścielonych na podłodze i rozmyślali, co począć z tym dziwnym zwierzęciem. I wtedy kapłan przypomniał sobie starą wieść. Głosiła ona, że w świątyni ukryty jest zaczarowany kociołek.

– I na nieszczęście ja właśnie musiałem odkryć ten złośliwy przedmiot – skarżył się – i tę zaklętą w nim bestię, która zatruje mi życie i gotowa oddać świątynię w ręce złego ducha.

Postanowił tedy kociołek co rychlej sprzedać i wysłał w tym celu mnicha do kupca, o którym wiedział, że handluje takimi rzeczami.

Psotnik tanuki skakał po mieszkaniu w sposób dziki i szalony.

Kapłan pochwycił miotłę i uderzył zwierzę,

ale nic to nie pomagało.

Sam zaś odchylił ostrożnie wieko skrzyni i zajrzał do środka, by zobaczyć, co się dzieje z tanukim. Zwierzę jednak znikło bez śladu, a na jego miejscu widniał stary kociołek, tak cichy i niewinny, jak gdyby nigdy nie wyprawiał w pokoiku biednego kapłana złośliwych harców.

– O, znam cię dobrze! – zawołał kapłan ze śmiechem. – Budzisz się do życia dopiero wtedy, gdy woda w twym wnętrzu się ogrzewa i zaczyna kipieć. Ale tutaj, w tym świętym przybytku, to się już więcej nie powtórzy. Już ja się o to postaram! Precz mi stąd!

Mówiąc to, wyjął kociołek ze skrzyni i postawił go na ziemi.

Na drugi dzień o świcie przybyli do kapłana mnich z owym kupcem, kupiec obejrzał uważnie kociołek, a nie widząc w nim żadnych wad, ustalił cenę kupna. Zapłacił niewielką kwotę i odszedł, zabierając ze sobą niebezpieczny przedmiot.

Kapłan był rad, że się pozbył kociołka i uwolnił dom swój oraz świątynię od strachów. Rzucał jednak za kupcem lękliwe spojrzenia. Zmówił też długą i gorącą modlitwę na intencję tego, aby magiczny tetsubin stracił swą nieczystą moc i robił to, co normalne kociołki robić powinny. Ale modlitwa ta widocznie nie odniosła żadnego skutku, a kupiec, który niósł nabytek do domu, przekonał się już w drodze, że coś tu jest nie w porządku, gdyż ciężar kociołka rósł z każdą chwilą. I choć mieszkał niedaleko, ledwo dotaszczył naczynie do domu. Gdy wreszcie przybył na miejsce, potrzebował dłuższego czasu, aby wypocząć i wrócić do sił. Wycieńczony siadł na fotelu, napychał tytoniem jedną fajeczkę po drugiej i, oparłszy głowę o poręcz, wlepił oczy w kociołek. Wreszcie usnął.

Już wieczór zapadł, gdy się obudził i poczuł chętkę wypróbowania kociołka. Napełnił go wodą i postawił na węglach. Podczas gdy woda się ogrzewała, zaczął szykować sobie kolację: ryż gotowany i rybę. Gdy już wszystko było gotowe, usiadł do jedzenia i chciał właśnie wziąć w rękę kociołek, by sobie przyrządzić herbatę, bez której w Japonii żaden obiad ani wieczerza obejść się nie może. Jednak gdy wyciągał dłoń, cofnął ją nagle i patrzył w niemym zdumieniu na dziwną scenę, która się przed nim rozgrywała. Bo oto znów, jak przedtem u kapłana, kociołek przybrał dziwaczne kształty, na górze utworzyła się głowa z oczami, uszami, nosem i paszczą, potem ciało gęstym włosem okryte, nogi, ogon, słowem – oczom kupca ukazała się postać tanukiego. I znów się zaczęły szalone skoki i tańce, dzikie wycie i wrzaski, że aż dom się trząsł w posadach i podłoga drżała.

Była to rzecz dziwna i niesłychana. Ale nasz kupiec, który był człowiekiem rozważnym, nie stracił zimnej krwi ani przytomności, ale przede wszystkim spożył spokojnie wieczerzę. Później zamknął drzwi i udał się na spoczynek, nie troszcząc się zbytnio o tanukiego, który ciągle swe harce wyprawiał. Nazajutrz rano, obudziwszy się ze smacznego snu, rozejrzał się za zwierzęciem, lecz ku ponownemu wielkiemu zdziwieniu nie mógł go nigdzie znaleźć – kociołek zaś stał na swoim miejscu, tak cichy i niewinny, jak gdyby nie był w stanie nikomu figla spłatać. Zakłopotany kupiec przetarł oczy, obejrzał kociołek ze wszystkich stron i postanowił udać się do pewnego mądrego i uczonego starca, by mu opowiedzieć o tym nadzwyczajnym wypadku i poprosić go o radę. Starzec wysłuchał uważnie opowiadania i wykrzyknął:

– Ależ to niewątpliwie głośny Bumbukuczamanga, sławny czarodziejski tetsubin! Masz zaiste szczęście, przyjacielu, żeś dokonał tego odkrycia. Możesz teraz łatwo zdobyć wielkie bogactwa, jeśli tylko odpowiednio wykorzystasz magiczną siłę kociołka.

A gdy kupiec spojrzał na mędrca z zapytaniem, tenże mówił dalej:

– Weź ten kociołek i ruszaj z nim podróż po kraju. A gdy wywabisz gorącą wodą tanukiego na zewnątrz, zobaczysz, ile publiczności cisnąć się będzie na to niezwykłe widowisko. Każdy zechce je oglądać i zapłaci za wstęp, ile tylko zażądasz. Mogę ci powiedzieć, że ten kociołek, zwany Bumbukuczamanga, już przed stu laty zadziwiał i rozweselał wszystkich swą czarodziejską mocą. Potem zaginął bez śladu i zapomniano o nim aż do teraz, gdy ty, szczęśliwym trafem, znów go wydobyłeś na światło dzienne. A więc dobrze, ruszaj z nim w podróż, najpierw do stolicy, a wkrótce staniesz się bogatym człowiekiem.

Kupiec wysłuchał uważnie starego mędrca i zastosował się wiernie do jego rady. Wkrótce rozeszła się po całym kraju dalekim echem wieść o kociołku Bumbukuczamanga i nigdzie nie mówiono o niczym innym. Całą stolicę ogarnął istny szał, gęste tłumy cisnęły się do małego, naprędce sporządzonego teatrzyku, by oglądać stary, niepokaźny kociołek, który, gdy w nim się woda rozgrzała, zamieniał się w tanukiego. Dzika radość opanowywała publiczność, gdy zwierzę wyprawiało swoje skoki, biegało po linie rozpostartej ponad widownią, szybko i zwinnie niczym linoskoczek kołysało się i zachęcone okrzykami pospólstwa, coraz śmielsze pokazywało sztuczki. Wreszcie kupiec chwytał zwierzę za skórę, zamykał je do ciemnej skrzyni, a w niej tanuki znów zamieniał się w kociołek. Na tym kończyło się zajmujące przedstawienie, które niebawem, przed nową publicznością, zaczynało się na nowo.

W krótkim czasie nasz kupiec stał się najsławniejszym i najbogatszym człowiekiem w całej Japonii. Gdy wieść o tym doszła do biednego kapłana, zaniepokoił się wielce. Za pozwoleniem przełożonego udał się ze swych gór do stolicy, aby właściciela kociołka nakłonić do zaprzestania bezbożnego rzemiosła.

To nie zwykły kociołek ani miły zwierzak

– to BUMBUKUCZAMANGA!

– Czyż godzi się – pytał – dla marnego grosza narażać swe zbawienie i na tym, i na tamtym świecie być potępionym na wieki? Bo i cóż myślisz? Czyż zdaje ci się, że Bóg kocha ludzi, którzy takie czary pokazują i tumanią ciemny lud? Nie, powiadam ci. Zaniechaj tych przedstawień, stań się znów pobożnym człowiekiem, który odwiedza świątynie i odmawia modlitwy!

Ale wszystko to było bez skutku, gdyż kupiec, który stał się wielkim panem, nie słuchał upomnień biednego kapłana i odprawił go z niczym.

– Zważ – rzekł tenże, zabierając się do odejścia – że to ja ci sprzedałem ten kociołek i przeto za twoje zbawienie po części jestem odpowiedzialny. Będę się gorąco i szczerze za ciebie modlił, abyś zmazał ciężki grzech, który ściągnąłeś na siebie przez niecne postępowanie. Raz jeszcze mówię, posłuchaj mnie i zniszcz ten przeklęty kociołek, aby moje modły były wysłuchane, a dusza twoja zbawiona!

Ale kupiec pozostał głuchy na te słowa. Wrócił więc kapłan smutny i zmartwiony w swoje góry. Zrazu czynił sobie gorzkie wyrzuty, że sprzedał kociołek, ale teraz, skoro swój obowiązek wypełnił i kupca upomniał, odzyskał spokój sumienia. Uczynił bowiem wszystko, co było w jego mocy, więcej nic nie mógł zrobić i musiał właściciela tego nieszczęsnego kociołka pozostawić jego losowi.

Tak mijały lata. Biedny kapłan pędził żywot skromny i spokojny z dnia na dzień i nie myślał już nawet o Bumbukuczamandze, gdy pewnego dnia, niespodzianie, odwiedził go ów kupiec. W ręku trzymał zaczarowany kociołek. Postawił go przed kapłanem.

– Świątobliwy ojcze – rzekł – oto przynoszę ci na powrót twój kociołek. Nie sądź, że jestem zatwardziałym grzesznikiem, nie zapomniałem twych cennych upomnień. Niegdyś odbyłeś daleką podróż do mnie, a dzisiaj ja przybywam do ciebie, by odbyć pokutę za moje grzeszne postępowanie. Wybacz mi, wielebny ojcze, zważ tylko, jak ponętny jest blask złota i jak często ono nas pobudza do złego. Prawdą jest, że stałem się bogatym, ale chętnie zrzekam się większej części majątku i tylko tyle zachować chcę, abym na stare lata był wolny od niedostatku. Resztę przyjmij ode mnie, ojcze, proszę cię, i módl się za mnie, aby królestwo niebieskie nie było przede mną zamknięte, gdy mi przyjdzie umierać!

Po tych słowach położył na ziemi obok kapłana duży worek złota i na znak pokory schylił czoło aż do ziemi. Kapłan, zdziwiony tymi odwiedzinami, ucieszył się jednak i zaczął chwalić kupca za jego dobry zamiar. Odebrał złoto i przyrzekł, że odda je natychmiast do kasy świątyni, aby służyło jedynie na cele szlachetne i dobroczynne. Przyrzekł nadto, że będzie się często modlił za duszę kupca i przy pożegnaniu zapewnił go, że jeśli nadal będzie żył pobożnie i czcił Boga, uzyska łaskę i przebaczenie.